Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział IV: Wtorek (Boober)  4.72/5 (6)

51 min. czytania

Źródło: Pixabay

Gośka obudziła się koło siódmej. Wsłuchała się w dźwięki domu. Najwyraźniej wszyscy jeszcze spali. Ostrożnie, żeby przypadkiem nie zaskrzypiało łóżko, podniosła się, narzuciła podkoszulek i otworzyła drzwi pokoju. Weszła do łazienki. W głowie wciąż kołatały się jej obrazy w minionej nocy. Artur, troskliwy i dbający o Dominikę, skupiony na jej przyjemności i Dominika, szalejąca z rozkoszy. A potem natrętna podświadomość przypomniała jej, że z Darkiem na takie uniesienia nie ma co liczyć. Budzące się podniecenie opadło natychmiast w okolice zera absolutnego. Ustawiła najzimniejszą wodę, jaką była w stanie znieść i weszła pod prysznic.

Kiedy kwadrans później, owinięta jedynie w gruby ręcznik wychodziła z łazienki, niemal weszła na Artura. Miał na sobie spodenki w zielone, maskujące ciapki i jeden ze swoich podkoszulków. Przekaz dnia brzmiał „Eat. Sleep. Repeat.” W ręku trzymał adidasy.

– Cześć – rzucił.

– Cześć… Idziesz biegać?

– No. I po zakupy. Trzeba ci czegoś?

Gośka przeanalizowała w głowie wszelkie za i przeciw, a potem podjęła decyzję.

– A poczekasz pięć minut? Wskoczę tylko w coś bardziej do biegania?

– Dobra, jestem na dole.

Weszła do pokoju. Minutę zajęło jej znalezienie w szafce sportowego stanika, majtek, szortów i obcisłego topu. Następną – ubranie się. Sięgnęła po podkoszulkę. A potem krytycznym wzrokiem obrzuciła swój wygląd w lustrze na wewnętrznych drzwiach szafy. W sumie stanik i top wystarczą, a koszulka i tak nie będzie w stanie poprawić stabilności jej biustu. Ta część garderoby powędrowała więc z powrotem na półkę. Związała włosy, chwyciła skarpetki i wyszła z pokoju.

– Ile biegniemy? – spytała, wychodząc z domu.

– Z pół godzinki, ot, tak dla rozruszania się. Wiesz, tobie to nie grozi, ale ja to już muszę przepalać… Wychodzi akurat do mariny i z powrotem. Wracamy przy sklepie.

– Dobra, dobra… –  Gośka była mile połechtana komplementem, ale sama wiedziała, że tak nie było. – Jedziemy.

– Jak będzie za szybko, to powiedz – ruszył umiarkowanym truchtem.

– A jak za wolno?

– To podawaj tempo… Ja się dopasuję…

– Ok.

Biegli przez jakieś dziesięć minut, w ogóle się nie odzywając. Zgrali rytm, dyktowany uderzeniami stóp o żwir i miarowymi oddechami. W połowie drogi dotarli do wzgórza. Pamiętała, że za nim jest spory kawałek prostej drogi, a potem zakręt i droga w dół do portu. Zwiększyła nieco tempo. Artur bez trudu się z nią zrównał. Buty wzbijały drobiny kurzu w powietrze. Wysiłek zaczął powoli zmieniać się w to przyjemne musowanie w żyłach. Wydłużyła krok, kiedy droga zaczęła opadać w kierunku zatoki. Zbiegli na dół. Okrążyli ławki ustawione przy miejscu na ognisko, w potem ruszyli znów pod górkę. Na szczycie Gośka zwolniła do spokojnego truchtu.

– Dominika nie biega? – spytała.

– Nie. Kiedyś próbowała, ale znalazła sobie coś innego. A Darek?

– A wyobrażasz sobie tego lenia podejmującego jakikolwiek wysiłek inny niż podnoszenie flaszki z piwem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Znów milczeli. Artur, trzymając się pół kroku z tyłu, z niekłamaną przyjemnością kontemplował figurę biegnącej przed nim kobiety. W pełni podzielał zdanie żony, dotyczące seksapilu Gośki. Była seksowna. Szerokie biodra, zgrabne, pełne pośladki, mocno wcięta talia, ciemne włosy, to wszystko mogło bez trudu zawrócić większości mężczyzn w głowie. Pewnej grupie kobiet także. Nawet kiedy biegła, jej ruchy miały naturalną grację, coś co kojarzyło się z tańcem, może z gimnastyką. Wiedział, że obie z Dominiką chodzą na zajęcia, że ćwiczą. Czy to aerobik, czy ostatnio zumbę. Ale w tych ruchach było więcej gracji, miękkości.

Zastanawiał się, czy Gośka zdawała sobie sprawę z tego, że wie o jej nocnych wizytach na balkonie. Z drugiej strony, patrząc na jej harmonijne ruchy, kiedy biegła, nie mógł pozbyć się z głowy myśli, że w sumie nie miałby nic przeciwko zaproszeniu jej do wspólnego łóżka. To sprawiło, że postanowił załatwić sprawę teraz, nie rozmawiając o minionej nocy z Dominiką. Okazja sama się nadarzyła, kiedy Gośka zwolniła nieco przed samym szczytem wzgórza. Wziął głębszy oddech, zrównał się z nią i wypalił bez ogródek:

– Dużo wczoraj widziałaś?

Gośka zatrzymała się niemal w miejscu. Odwróciła się w jego stronę tak gwałtownie, że tylko odruchowy unik uchronił go przed oberwaniem w twarz warkoczem.

– Co?

– Gośka, wiem że byłaś wczoraj w nocy na balkonie i widziałem, co na nim robiłaś. O co chodzi?

– O nic… Wyszłam na balkon, drzwi były otwarte…

– I przypadkiem kucnęłaś pod tym zielskiem, żeby sobie spokojnie ulżyć? Ja też zauważyłem to i owo. Gośka… – zawiesił na moment głos, szukając słów. – Posłuchaj. Mnie osobiście nie robi to wielkiej różnicy. Chcesz patrzeć, patrz. Ale zrobi Dominice. Nie wiem, jak zareaguje na takie władowanie się w jej, a właściwie naszą, prywatność bez pytania o zgodę. Znasz jej charakter, wiesz że jak się wkurzy, to żartów nie ma. Nie wiem, dlaczego to robisz, czy to był przypadek, czy nie. Po prostu proszę cię, nie rób tego więcej. Jeżeli masz ochotę popatrzeć sobie na mnie, to sprawa jest do załatwienia, w granicach rozsądku oczywiście. Ale proszę cię jak kumpel, uszanuj intymność Dominiki. Jeśli postawisz ją w takiej sytuacji, będzie dym. Przy wściekłej Ice bomba atomowa to fajerwerki.

Zapadła krępująca cisza. Gośka przez chwilę jeszcze patrzyła Arturowi w oczy, a potem z westchnieniem odwróciła głowę. Bogu ducha winny przydrożny kamyk zainkasował kopniaka, płaskim łukiem poszybował kilka metrów i wpadł między rzadkie krzaki.

– Kurwa… – zaklęła. – Ty, kurwa, nie możesz istnieć naprawdę…

Artur patrzył na nią, czekając na rozwój wypadków. Nie miał pojęcia, czego ten komentarz dotyczył. Gośka kopnęła jeszcze jeden kamyk, a potem wypaliła, patrząc mu w twarz.

– Jesteś, kurwa, niesamowity. Zdajesz sobie sprawę z tego, że facet, który jest moim mężem w tym momencie próbowałby wygrać na tym coś dla siebie? Na zasadzie „zrób mi laskę, to zapomnimy o całej sprawie?” A ty po prostu prosisz. Mnie prosisz, żebym… Kurwa, i to ze względu na Dominikę, bo tobie osobiście najwyraźniej to zwisa. Kurwa, rozumiesz? Nie wrzeszczysz na mnie, nie robisz draki, nie chcesz mnie wyruchać w zamian za milczenie, ale po prostu prosisz. I to, kurwa, ze względu na Dominikę. Ja pierdolę, żeby o mnie ten chuj się tak troszczył… A nawet nie tak, tylko tak zwyczajnie, kupował mi jebane świeże rogaliki na śniadanie, ot tak, żeby miło się dzień zaczął, otwierał drzwi, podawał kurtkę, przytulał ot tak, dla przytulania, a w łóżku zainteresował się tym, co ja chcę, a nie jebał jak gumową lalę… Żeby, kurwa widział we mnie kogoś więcej, niż dodatek do siebie… Albo dziurę do ruchania… Ja pierdolę… – kolejny leżący na poboczu kamień zakreślił w powietrzu parabolę. – Powiedz mi, czy ja, kurwa mać, mam coś nie tak? Przecież nie jestem jakaś spierdolona? Powiedz, czy kurwa, chęć żeby Darek dbał o moje potrzeby bez konieczności przypominania mu o tym co zasrane pięć minut to jakaś wyrafinowana perwersja? Żeby na dodatek przestał mi przypominać co pięć minut, że nie wyglądam jak pieprzona fotoszopka z plakatów? Z silikonowymi cyckami, chudymi nóżkami, wypchanymi wargami? Żeby był ze mną, a nie żebym ja była dla niego? Czy po prostu feministyczne pierdoły? Czy może by czasem Darka zainteresowało, że zamiast pierdolić się jak dziki królik, chcę się po prostu przytulić? Żeby mnie ktoś objął? Ot tak, żeby być blisko, a nie żebym w końcu dała się przelecieć? Albo, chociaż kurwa na odczepnego, dał buziaka, kiedy idzie z kumplami na piwo? Czy to po prostu tak już jest, a to wy z Dominiką jesteście jakimiś odmieńcami?

Dłuższą chwilę nie bardzo mógł przetrawić to, co usłyszał. Spodziewał się wszystkiego. Zaprzeczenia, wypierania, nawet tego, że padnie jakaś dwuznaczna propozycja… . Przygotował się na to, że go zbędzie, oskarży o przewidzenia… Ale że trafi w jakiś jej czuły punkt, że usłyszy to, co przed chwilą powiedziała?

– Wiem, że to zabrzmi jak w tanim filmie, ale chcesz o tym pogadać?

– Widzisz, chcę. Tyle, że obawiam się, że niewiele to da. Niestety, wiem gdzie leży sedno problemu, ale druga strona go nawet nie próbuje zauważyć, o rozwiązaniu nie mówiąc. No co? Nie po to pojechałeś na urlop, żeby robić za poradnię małżeńską, zresztą, to mimo wszystko nie twoja sprawa. Widzisz? Niby prosta rzecz, a spierdolona jak polska droga. No chuj dupa, kamieni kupa… Kurwa… No co mam ci powiedzieć? Że więcej nie będę? Nie wiem. Kurwa, nie wiem… Jebać to!

Kopnęła jeszcze jeden kamyk i ruszyła przed siebie. Tym razem nadała ostre tempo, na granicy swoich możliwości. Artur biegł za nią, zostawiając jej przestrzeń. Zatrzymali się dopiero przed drzwiami do spożywczego. Dostrzegł ślady łez na jej twarzy. Udał, że nic nie widzi i wszedł do środka, dając jej czas na ukrycie tego, czego nie chciała pokazywać.

Kiedy wrócili do domu, Dominika stała na balkonie i piła kawę. Pomachała im przez balustradę.

– Kupiliście chociaż coś na śniadanie? – zapytała.

Podnieśli w odpowiedzi torby. Z jednej z nich wystawała złocista bagietka.

– Że wam się tak chce biegać z rana… – pokręciła głową i weszła do pokoju.

Kilka minut później podała mężowi kubek kawy. Przez chwilę w milczeniu sączyli napój. Kiedy z łazienki rozległ się dźwięk lecącej wody, Dominika odstawiła swoje naczynie na stół i popatrzyła na Artura.

– Coś się stało?

– Mhm… – dmuchnął w kubek z kawą. – Darek jeszcze nie wstał?

– Nie… A czemu?

– Bo mam ochotę spuścić mu soczysty wpierdol… Miałem właśnie dość dziwną rozmowę z Gośką.

Dominika spojrzała na męża badawczo.

– Mam usiąść na wszelki wypadek?

– Nie. Tylko daj mi skończyć, zanim cokolwiek zaczniesz robić. Gośka wczoraj podglądała nas z balkonu.

Dominika ze stukiem odstawiła kubek na blat i środkowym palcem poprawiła okulary na nosie. Za szkłami okularów zaczęły przeskakiwać chłodne, niebezpieczne błyski.

– I? Tak ot cię o tym poinformowała?

– Nie. Zauważyłem ją w nocy, już po wszystkim… Nie wiem, ile tam stała, ani ile widziała. Ale nie była tam przypadkiem. Dzisiaj, dziwnym zbiegiem okoliczności, kiedy rano wpadła na mnie, jak szedłem pobiegać i jakoś tak samo z siebie zachciało jej się porannej przebieżki. Nawet nie wiedziałem prawdę mówiąc, że biega. No i przy okazji postanowiłem sprawę wyjaśnić, żeby nie było potem jakichś dziwnym akcji. No i dopiero zrobiło się dziwnie.

– Jak mam to rozumieć? Miłość ci wyznała czy informujesz mnie, że zaliczyliście mały skok w bok?

– Daruj sarkazm, i nie. Wyżaliła się. W bardzo krótkich i żołnierskich słowach, ale na tyle jasno, że Darek powinien zebrać po pysku.

– Tu się z tobą zgodzę – na twarzy Dominiki niepokój i irytacja niemal natychmiast oddały pola trosce. – Powinien. I ta ostatnia część nie jest dla mnie nowiną. Ja wiem o tym od przedwczoraj… Teraz przynajmniej ty też. I co? Powiedz mi, czemu powinno mnie to w jakimkolwiek stopniu interesować właśnie tu i teraz? Oprócz oczywiście faktu, że to akurat Gośka ma problem? Artur, to są dorośli ludzie… A od problemów w małżeństwie są specjaliści.

– A publiczność na balkonie?

– Akurat Gośce mogę to wybaczyć… Chociaż sama nie wiem, dlaczego. Gdyby to był ktokolwiek inny, pierze by latało, ale na nią nie umiem się wściekać… Zresztą, wystarczy gasić światło i po sprawie. Okna i tak nie zamkniesz…

– Teoretycznie tak, ale…

– Co ale? To prywatne problemy Gośki i Darka. Jak Gośka ci się zwierzyła, to chyba mogłeś sam jej coś poradzić… Czemu zwalasz to na mnie?

– Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że sama mówiłaś przed chwilą, że Gośka to twoja dobra kumpela. A ja śmiem twierdzić, że najlepsza. Jeśli z kimś pogada szczerze, to raczej z tobą, a nie ze mną. I prędzej z kobietą, niż z facetem. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Poza tym jakoś nie wydaje mi się, żebym był najlepsza osobą do doradzania jej w sprawach sypialnianych.

– Sama bym jej, w innych okolicznościach, z łóżka nie wygoniła, więc daruj, marny argument. A drugi powód?

– Jeśli przypadkiem do tego dołączy się Darek, zrobi się źle. Awantura gwarantowana, a ja nie mam zamiaru na urlopie robić za rozjemcę w takiej zadymie. W ogóle nie mam ochoty na kwasy, więc lepiej chyba zapobiegać, niż leczyć?

– Artur… – nie cierpiał, kiedy w ten sposób wymawiała jego imię. Jak matka, która po raz kolejny przypomina niesfornemu trzylatkowi, że mycie rąk przed obiadem to konieczność, a nie fanaberia. – Mnie na to nie weźmiesz, więc? Po co mamy się w to mieszać?

– Po co? Może dlatego, że intuicja podpowiada mi, że czasem dobre uczynki wracają? A może po prostu też lubię Gośkę, i szlag mnie trafia, że pewien dupek jest na najlepszej drodze nie tylko do zrujnowania jej wakacji, ale i życia? Może dlatego, że czasem czuję, że trzeba komuś pomóc?

– Dobra, oszczędź… – Dominika sięgnęła z powrotem po kubek i upiła ostrożny łyk. – Sama nie wiem, co o tym myśleć… Ale…

– Heksa…

– Ty mi tu nie heksuj… – fuknęła. – Heksa dorosła, i już jej nie ma.

– Jest… A to, że schowała się za Iką tego nie zmienia. Heksa potrafiła jechać sześćset kilometrów, żeby pomóc przyjaciółce… I chociaż miała często wariackie pomysły, to wiedziała, co jest dobre, a co nie. I że czasem po prostu trzeba komuś pomóc. A Gośce naprawdę warto, tego ci chyba nie muszę tłumaczyć…

– Przestań mnie brać pod włos, za duża na to jestem… Ale nie wiem, czy powinniśmy się wpieprzać z butami w cudze życie. To nie jest nasza sprawa.

– Jest. I dobrze o tym wiesz.

– Cholera… Artur, na moje czucie, to tu trzeba zawodowca, a nie fotograficzki z porąbanym życiorysem. Wierz mi, usłyszałam już dość, żeby nie mieć wątpliwości. Nie wiem, co Gośka powiedziała tobie, ale mnie wystarczająco, żebym miała pełną świadomość, że jej małżeństwo to katastrofa. I ja tu już nic nie poradzę.

– Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie. I w Heksę… – objął ją pasie i pocałował w czoło.

– Przestań, kawą mnie oblejesz – udawała jeszcze opór. Wyjął jej kubek z ręki, odstawił na blat i pocałował znowu. – Dobra, dobra… Wymyśl, jak zniknąć na parę godzin Darka, zajmę się resztą. Potrzebuję wieczoru sam na sam z Gośką, najlepiej tu, w bezpiecznym otoczeniu. Ale nie obiecuję, że będzie sukces… Szczerze. Co wiesz? Co ci powiedziała?

Zrelacjonował jej w kilku zdaniach przebieg rozmowy. Dominika przez cały czas pozornie nie zwracała uwagi na to, co i jak mówi, polerując małą ściereczką okulary. Dla kogoś z zewnątrz może i tak to wyglądało, ale on wiedział, że słucha go bardzo uważnie, a mechaniczny gest jest oznaką najwyższego skupienia. Kiedy skończył, okulary wróciły na nos, a Dominika sięgnęła po kubek z kawą.

– Zniknij Darka. I nie wracaj, póki nie dostaniesz zgody.

– Dzięki. Coś wymyślę na wieczór.

– Wymyśl. Najlepiej przy robieniu śniadania. Ja delikatnie wybadam grunt, jak będziemy na łodzi.

Przebitkowy montaż. Na szybkich przejściach widać, jak Dominika, Gośka i Artur szykują się do nurkowania, a Artur z telefonem w ręku siedzi na tarasie.

Kiedy samochód z Arturem, Dominiką i Gośką, zniknął z pola widzenia, skręcając z podjazdu na ulicę, Darek sięgnął do paczki po papierosa, a potem wyciągnął telefon. Kilka chwil zajęło mu uruchomienie aplikacji. Szybko przejrzał wiadomości, wyłuskując tą, która go interesowała. Odczytał kilka linijek tekstu i uśmiechnął się do siebie.

„Got three hours” wstukał w telefon i nacisnął „wyślij”. Na odpowiedź nie musiał czekać długo. Dopalił papierosa, wrzucił telefon do kieszeni. Szybko sprawdził, czy w kieszeniach spodenek ma wszystko, czego mu potrzeba, a potem włożył buty i wyszedł z domu. Wsiadając do samochodu spojrzał jeszcze w lusterko. Widok, który w nim zobaczył najwyraźniej uznał za odpowiedni, bo uśmiechnął się do swojego odbicia, a potem włączył silnik.

Kamera przez moment prowadzi samochód, kadr z punktu widzenia kierowcy. Na skrzyżowaniu zatrzymuje się, obraca za jego wzrokiem i zatrzymuje na plakacie festynu w miasteczku.

Okazało się, że Artur wymyślać nie wieczór nie musiał niczego. Darek znalazł w sieci informację o festynie i zlocie motocyklistów, Artur natychmiast „podchwycił” pomysł, a Gośka i Dominika bez trudu wymówiły się od oglądania „dudniących gruchotów”, picia piwa i podziwiania lokalnych kapel rockowych. Nie było jeszcze szóstej, kiedy obaj wyszli. Artur, upewniwszy się, że nikt nie słyszy, rzucił Dominice w drzwiach:

– Daj znać, jak będzie mógł wrócić.

– Dam.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Dominika zaczęła realizować swój plan, który wykluł się jej w głowie w czasie dość monotonnego powrotu z nurkowania. Korzystając z tego, że Gośka wylegiwała się jeszcze na tarasie, wystawiając się na popołudniowe słońce, umyła sporą kiść winogron, obok dołożyła jeszcze dorodne brzoskwinie. Potem wyjęła z lodówki butelkę wina, idąc na taras po drodze zgarnęła jeszcze dwie szklanki.

– Reflektujesz? – rzuciła.

– Na co? – Gośka nawet nie otworzyła oczu.

– Białe wino i owoce?

– Ale nie jak w ruskim dowcipie? Wiesz, zaprosili na owoce i białe wino… No i było jak zawsze, wódka pod ogórka…. Lej!

Dominika podała jej napełnioną szklankę, a potem usadowiła wygodniej na sąsiednim leżaku. Przez kilka chwil kontemplowała spod zmrużonych oczu ciało przyjaciółki. Gośka miała na sobie jedynie skąpe stringi, odcinające się intensywnym pomarańczem od ciemnej, lśniącej od olejku do opalania skóry. Kiedy tylko Darek wyszedł, zdjęła stanik i opalała się w ostatnich wieczornych promieniach topless. Jeszcze raz skarciła się w myślach za mocno erotyczne obrazki, jakie podsunęła jej wyobraźnia. Cisza przeciągała się. W końcu rzuciła, pozornie beztrosko.

– Wolność rządzi?

– A jak. W życiu, kiedyś to najchętniej opalałam się nago, ale sama wiesz… No na cholerę mi jego zrzędzenie. Kiedyś pojechaliśmy na plażę, zaraz po ślubie, to jak tylko stanik zdjęłam, to się niezłą gadaniną skończyło. Jeszcze wcześniej to nie było problemu, ale jak się Dorcia urodziła, to nagle zaczął być. Walnął coś na temat tego, że już mi, uważaj, nie wypada… A poza tym, mam dość jego docinków, że to dobre jest dla małolatek… Że to trzeba mieć figurę… Że nie muszę całemu światu… Żenada, po prostu nie mam ochoty tego słuchać, więc odpuściłam. Zresztą, nawet do sauny z nim nie chodzę. Bo to, że on może się gapić na wszystkie cycki w okolicy, to nie problem, ale ja mam się ręcznikiem owijać. No to po kiego do sauny chodzić?

– W saunie też?

– Żebyś wiedziała… A Artur?

– Co Artur?

– Nie ma z tym problemu?

– Z opalaniem? Nie, nie ma żadnego… W saunie czy gdzie tam…

– Widzisz…

Zapadła cisza. Dominika sączyła wino, kątem oka obserwując Gośkę.

– Wiesz co? – Gośka podniosła się na leżaku i odstawiła kieliszek na ziemię obok.

– Co?

– Chłopaków nie ma, to przynajmniej nikt nie będzie mi dupy truł… – po czym zdjęła majtki i z powrotem ułożyła się na leżaku. – Od nastolatki uwielbiałam opalać się nago… W ogóle lubię tak… Wiesz, swobodnie. No powiedz, w sumie co kogo obchodzi, czy mam w pasie pięćdziesiąt trzy, czy siedemdziesiąt siedem? Albo w ogóle, jak wyglądam? No co? Jestem duża, mam wielkie cycki, które mają swoje prawa i co z tego? Zawszy byłam taka. W końcu czy każda kobieta musi wyglądać jak wieszak z doklejonymi piłkami do koszykówki? Cholera, pracuję, robię swoje, znam się na tym, z czego żyję. A i tak każdy ocenia wygląd. Czy pasuję do wymagań. A Darek to już w ogóle. Jakbym ja też musiała jakieś pieprzone unijne normy spełniać… Tu się zrób, tu popraw… No w dupie to mam, ale po prostu flaki mi się przewracają, jak wciąż tego słucham. Zresztą, ty pewnie też się nasłuchałaś, że wzrost kucającego krasnoludka i tak dalej… Że o innych rzeczach nie wspomnę.

– A jakich na przykład?

– No, że jak ruda, to pewnie albo wredna, albo puszczalska, albo jedno i drugie.

– No, ruda okularnica w szkole nie ma lekko… Może dlatego szybciej się zaimpregnowałam? Półtora metra z grzywką, dwa rude warkoczyki i szkła. A pamiętaj, że jak chodziłam do podstawówki, to o supercienkich nikt nie słyszał. Przy mojej wadzie to naprawdę miałam szkła jak z denka od butelki. Dzieciaki w szkole nazywały mnie Fanta…

– No co ty?

– No.

– Ty, to ile ty nosisz?

– Siedem i sześć i pół. Tylko…

– A nie myślałaś o operacji?

– Nie. Ja pracuję oczami, za duże ryzyko. Przy takiej wadzie mam dwadzieścia procent, że nic z tego nie wyjdzie i następne dziesięć, że będzie jeszcze gorzej. Poza tym bez aparatu to ja żyć nie potrafię…

– Kicha…

– No, kicha…

Na tarasie zapadła cisza. Gośka popijała wino, rozciągnięta na leżaku. Dominika obserwowała ją kątem oka, udając, że patrzy ponad balustradą na odległą zatokę. W końcu, kiedy w kieliszku pokazało się dno, sięgnęła po butelkę. Gośka uniosła swój kieliszek.

– Mnie też. Słuchaj, ale coś mi nie pasuje. Skoro nie masz problemów, to czemu ty zawsze na plaży siedzisz w koszulce? No przecież nie o figurę chyba chodzi?

– A ty widzisz kolor włosów? W moim przypadku opalanie się jest po prostu bezcelowe. Robię się najwyżej czerwona jak sztandar ludzi pracy, wszystko mnie swędzi, a potem muszę w siebie jeszcze wmasować pięć litrów balsamu. Szkoda zachodu.

– To takie słońce też ci szkodzi?

– No takie to nie…

Dominika przez kilka chwil wahała się. Nie przepadała za opalaniem jaki takim, ale faktycznie, popołudniowe słońce nie wydawało się szczególnie ostre. Po kilku chwilach rozważania za i przeciw wstała z leżaka. Instynktownie wyczuwała, że Gośka potrzebuje jakiegoś potwierdzenia, że to, co robi to w sumie nic nadzwyczajnego.

– Dobra, tylko się posmaruję… Zaraz będę…

Wróciła do pokoju, znalazła opakowanie balsamu z filtrem i wróciła na taras. Zdjęła koszulkę i majtki, zaczęła smarować się kremem. W końcu wyciągnęła się na leżaku i podniosła kieliszek, który Gośka zdążyła pod jej nieobecność uzupełnić.

– Teraz to jeszcze tylko masaż… Ale taki porządny… Godzina w sprawnych rękach…

– Oj nie… – Gośka roześmiała się. – Raz poszłam na masaż do jakiegoś spa, dziewczyna która mnie masowała była rewelacyjna. Nawet za bardzo rewelacyjna. Wiem, że to czasem się podobno zdarza, ale jak zaczęłam jej stękać na stole, to zrobiło się jakoś dziwnie…

– No co ty…

– No… Obciach… Chociaż w sumie to było fajnie, ale potem jakoś dziwnie… Koniec końców zwiałam jak niepyszna… Miałam wtedy ze dwadzieścia lat… – Gośka opróżniła kieliszek i natychmiast uzupełniła go kolejną porcją wina. Na tarasie znów zapadło milczenie. Dominika zastanawiała się, jak podejść do drażliwego tematu, a Gośka, z zamkniętymi oczami łapała ostatnie promienie słońca.

– A nie możesz Darka poprosić, żeby cię wymasował? Przecież to nic trudnego… No i przyjemne z pożytecznym…

– Na Darka nie mam co liczyć – ucięła i upiła kolejny łyk wina.

– No przecież można się tego nauczyć…

– Tylko trzeba najpierw chcieć. To nie kwestia umiejętności, tylko chęci. Nauczyć, to on by się i nauczył, ale chęci nie ma wcale… Polej.

Opróżniła kieliszek jednym haustem i wróciła do pozycji leżącej. Dominika zaczęła zastanawiać się, jak znów zacząć rozmowę, ale Gośka uparcie milczała, od czasu do czasu popijając wino, tym razem już wprost z butelki. A potem nagle usiadła na leżaku, odwracając się twarzą do Dominiki. Sięgnęła po butelkę, pociągnęła z niej kolejny łyk.

– Słuchaj… – w tonie Dominiki pojawiła się troska. Gośka uniosła rękę w jednoznacznym geście “nic nie mów”. Potarła palcami nasadę nosa i ciężko westchnęła. Kiedy podniosła głowę, Dominika po raz pierwszy zobaczyła w jej twarzy autentyczny smutek, ale i zdecydowanie. Chciała coś powiedzieć, ale przyjaciółka znów uciszyła ją gestem.

– Dobra, dojrzałam. Kawa na ławę. Tylko mi nie przerywaj, bo drugi raz chyba się na to nie zbiorę – odstawiła prawie pustą butelkę na kamienie tarasu. – Mam oczy, widzę co się dzieje i słyszę, co się do mnie mówi. Poza tym nie zapominaj, że jestem pedagogiem. Więc załatwmy to bez bawienia się w pitu-pitu. Znam Artura na tyle długo, że wiem, że koncert miejscowych szarpidrutów i gminny zlot motocykli w towarzystwie Darka, na którego patrzy od dwóch dni jak na potencjalny worek treningowy, nie jest jego najlepszym sposobem spędzania wieczoru. Jeżeli zostawił nas same, to nie jest to dzieło przypadku, tylko zaplanowana akcja. Artur pewnie powiedział ci o naszej porannej rozmowie i ułatwię ci życie, oszczędzając podchodów. Przepraszam, że wlazłam w waszą prywatność, że was podglądałam. To było nie fair, wiem. Ale zrobiłam co zrobiłam. I nie potrzebna mi jest w tej kwestii żadna diagnoza, bo doskonale wiem, dlaczego to robię, co zresztą jest gównianym usprawiedliwieniem. Jako smarkula chciałam po prostu zobaczyć, o co z tym całym seksem chodzi. A teraz usiłuję dowiedzieć się, jak zrobić, żeby mój był fajny. I nie chodzi mi tylko o seks, chociaż zazdroszczę ci jak jasna cholera takiego cudu w łóżku, ale o cały związek. Macie oboje niesamowite szczęście, wszystko wam się tak zajebiście poukładało, trafiliście na siebie idealnie. Wasze małżeństwo jest kompletne. I wiem, że moje takie nie będzie. Nigdy. Wczoraj, kiedy wyście byli na spacerze, parę rzeczy do mnie dotarło. Poszłam na balkon, wlałam w siebie sporo wina i zaczęłam mocno myśleć. Wiesz co sobie uświadomiłam? Uświadomiłam sobie, że Darek mnie nie kocha. Po prostu. I co lepsze, aż dziwię się, że nie wpadłam na to wcześniej, ale ja jego chyba też nie. Kiedyś pewnie się kochaliśmy, na początku. Albo byliśmy tylko napaleni jak króliki. A potem zdarzyła się Dorotka, jakoś tak z automatu przyjęliśmy, że musimy być rodziną. I to, kurwa, do mnie wczoraj dotarło. Ni chuja, nie musimy. Jesteśmy razem tylko ze względu na Dorcię. No, Darek jeszcze na łóżkowego McDonalda, do którego wpada jak zgłodnieje, załatwia potrzebę na szybko i idzie dalej zajmować się swoimi sprawami. Sam wiesz, że związek, który opiera się jedynie na odpowiedzialności za dziecko raczej nie ma perspektyw na dalekosiężne szczęście. Wiesz, że Darek mnie zdradzał? I nie zaskoczy mnie specjalnie, jeśli nadal to robi. Dwa razy go przyłapałam, sytuacja była bez wątpliwości. Ile razy go podejrzewałam, ale nie miałam dowodów nawet nie wspomnę. Wciąż wmawiałam sobie, że to ja nie daję mu czegoś, czego szuka w szybkich skokach w bok. Wybaczałam mu, kiedy zapewniał, że to ostatni raz, że to po pijaku… Teraz mam to w dupie, po prostu regularnie ma się badać, sama to zresztą też robię. Po prostu przestałam drążyć temat. Wiesz, nie chciałam narażać zasranego domowego ogniska. Tyle, że jego najwyraźniej ono przestało obchodzić, o ile w ogóle tak naprawdę kiedykolwiek obchodziło. Ożenił się ze mną, żeby mieć spokój. Dotarło do mnie, że on chyba całe to nasze małżeństwo symuluje. Wiesz, niby jesteśmy razem, ale… Jak zobaczyłam was, tak na co dzień, to do mnie dotarło. Wy jesteście razem. Troszczycie się o siebie nawzajem, a nie każdy o swoje sprawy. Wszędzie. W restauracji, na plaży, w sklepie, w domu, w łóżku. Artur się troszczy o twoje szczęście, a nie o to, żeby się spuścić. Bo wie, że go nie zostawisz w połowie drogi. Że obejmie cię nie dlatego, że traktuje to jak obowiązkową część, zanim pozwolisz się przelecieć, ale dlatego, że chce. I podglądałam was, bo myślałam, że tego można się nauczyć. Ale wiesz, wczoraj wydarzyło się jeszcze coś. Te małolaty z dołu. Jak zobaczyłam, jak on ją jebie, bo tego nie umiem inaczej nazwać, jak ona daje mu, bo nawet nie zdaje sobie sprawy, że może odmówić, jak sama sprowadza się do roli seksualnej zabawki, bo bogaty gówniarz zasponsorował jej wakacje… Nie chcę taka być, a tak naprawdę właśnie to robiłam. I dojrzałam do zmian. Ale nie bój się, zacznę cokolwiek zmieniać dopiero po powrocie do domu. Nie będę psuła wszystkim wakacji swoimi kłopotami. Grałam tą komedię małżeńską przez prawie trzy lata, wytrzymam jeszcze parę dni. Wszystko. Potem to skończę. Może nie będę miała takiego farta, jak wy, bo takie małżeństwo to trafia się jedno na milion, ale przynajmniej dam sobie drugą szansę.

Gośka sięgnęła po stojącą butelkę wina i opróżniła ją do końca. Dominika patrzyła na przyjaciółkę w osłupieniu.

– Ale… – zaczęła myśl, która nagle zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie mgliste wspomnienie. Nie była w stanie poradzić sobie z tym, co przed chwilą usłyszała. Tym bardziej, że teraz wiele zdarzeń, których nie była w stanie do końca zrozumieć, nagle stało się jasne. Gośka potraktowała jej urwane zdanie jako prośbę o wyjaśnienia.

– Wiesz, nie ma „ale”. Już zrozumiałam, co miałam zrozumieć. Jeszcze nie wiem, jak to rozwiążę, jak poukładam swoje sprawy. Jakoś sobie poradzę. Zawsze sobie jakoś radzę, taka już jestem. Ale większość z tego zawdzięczam tobie. Patrząc na was z Arturem dotarło do mnie, że ja też powinnam mieć prawo do szczęścia. Do tego, żeby ktoś mnie kochał, ktoś o mnie dbał. I żeby seks był radością obustronną. Wiesz, że nie pamiętam już, kiedy ostatni raz doszłam bez troszczenia się o orgazm we własnym zakresie? Bez kończenia palcami? Mam w tym wprawę lepszą niż niejedna silna i wyzwolona kobieta, której jedyną rodzinę stanowi kot i serial w telewizji. I właśnie powiedziałam sobie dość. No powiedz sama… Przecież jestem atrakcyjna… Podobam się facetom, ale najwyraźniej coraz mniej własnemu mężowi. I nie mam zamiaru dalej prosić ani o miłość, ani o dobry seks. Wystarczy. O ile z tym pierwszym może być problem, o tyle to drugie mogę mieć. Jest jeszcze na świecie paru facetów, którzy wiedzą, jak się zająć babką. I coś jeszcze. Siedzę tu z tobą, sama, niczym się nie muszę przejmować, bo wiem, że cokolwiek powiem, przyjmiesz to, i nawet jeśli nie zrozumiesz, to przynajmniej zaakceptujesz. Napiłam się dość, żeby pieprzyć wszelkie konwenanse i mówić wprost to, co czuję. Gdyby teraz twój Artur wszedł na ten taras i powiedział, że nie ma nic przeciwko dołączeniu do nas, po prostu zaproponowała bym mu siebie. Żeby mnie pieścił tak jak ciebie, masował, dotykał, dbał o moją rozkosz… Pewnie posłałby mnie na drzewo, ale przynajmniej nie wyrzucałabym sobie, że nie spróbowałam. A jak wypiję jeszcze trochę, to nie wiem, czy nie zrobię czegoś jeszcze głupszego, w rodzaju puszczenia się z przypadkowym młokosem z dyskoteki. Może on zadba o mnie lepiej niż mój własny mąż, bo przynajmniej będzie mu zależało na rewanżu – znów sięgnęła po butelkę i osuszyła pozostałą w niej resztkę wina niemal na raz. A potem opadła na leżak, przymknęła oczy i kontynuowała. – Zdradziłabym Darka bez wahania… I bez żalu… Najdziwniejsze jest to, że jest mi z tą myślą po prostu dobrze.

Dominika słuchała tego z otwartymi ustami. Gośka była najwyraźniej zdeterminowana i gotowa na radykalne posunięcia. Poza tym, coś w jej mowie ciała wskazywało na to, że deklaracja co do Artura nie była tylko czczą gadaniną. Wypiła znacznie mniej niż Gośka, więc postanowiła, że przynajmniej da sobie czas na ochłonięcie.

– Idę po jeszcze jedno wino… Na sucho to ja tego nie ogarnę…

– Mhm – Gośka znów ułożyła się na leżaku i przymknęła oczy. Dominika powoli przeszła przez salon i skierowała się do kuchni. To, co przed chwilą usłyszała otrzeźwiło ją niemal natychmiast. Wyobraźnia nie miała problemu z usłużnym podrzuceniem jej kilku wizji Artura i Gośki. Tyle, że jednocześnie obudzony gdzieś tam na samym dnie świadomości zapominany nieco pociąg do kobiet także zaczął swoje. Sama chciała być na miejscu Artura, czuć pod swoimi dłońmi rozpalone ciało Gośki. Może tylko dlatego, że wypiła mniej, niż ona, w głowie kołatały się jeszcze resztki rozsądku, które nakazywały przerwać to wszystko natychmiast, póki jeszcze jest w stanie. Zanim sytuacja wymknie się kompletnie spod kontroli. Czuła narastające podniecenie, ale czuła też, że to absolutnie nie na miejscu. Chciała pomóc przyjaciółce, a tymczasem okazało się, że tak naprawdę jej szczęście jest katalizatorem nieszczęścia tamtej. Że sam fakt, iż kochają się z Arturem sprawia, że za moment Gośki małżeństwo stanie się pustym wpisem w dokumentach.

Otworzyła lodówkę, wyjęła butelkę białego wina. Szybkimi ruchami zdjęła folię z szyjki i wyciągnęła korek. Wsunęła go z powrotem na kilka milimetrów w szyjkę i wyszła z kuchni. Z jednej strony chciała, żeby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Żeby nagle, jakimś cudem… Ale z drugiej cały czas gdzieś w tyle głowy jakiś natrętny, marudny głos powtarzał, że nie powinna, że to nie fair wobec Gośki… Odkorkowała butelkę, upiła wprost z niej dwa łyki i przeszła przez salon. Gośka na jej widok podniosła się z leżaka, podeszła do stolika, sięgnęła po zostawione tam przez Darka papierosy, wyjęła jednego i zapaliła.

– Palisz? – Dominika odsłoniła moskitierę i wyszła na taras.

– Znowu. Chcesz? – wyciągnęła w jej stronę paczkę.

– Nie, dzięki. Ale pal, mnie już nie przeszkadza.

– Już? A kiedyś przeszkadzało?

– Tak, zaraz po tym, jak sama przestałam. Wiesz, ciągnęło mnie i wkurzało to, że inni palą, a ja nie.

– No popatrz, popatrz… Nie wiedziałam, że paliłaś  – wróciła na leżak.

– Robiłam w życiu znacznie więcej głupich rzeczy… Wierz mi… Palenie było małym miki…

– Ty?

– Ja.

Dominika nalała wina do kieliszków, ułożyła się na swoim leżaku i obserwowała Gośkę. W prawej ręce trzymała papierosa, a lewa, chyba nie do końca świadomie, błądziła wokół piersi. Patrzyła, jak zaciąga się głęboko, a potem znów siada na leżaku, przechyla kieliszek i wypija długi łyk.

– Przepraszam, ale musiałam sobie ulżyć… nagadałam ci głupot… To znaczy nie do końca głupot. To, co dotyczy mnie i Darka podtrzymuję… Ale z resztą mnie poniosło…

– Daj spokój. – weszła jej w słowo. – No co w tym złego? Że Artur ci się podoba? Też uważam, że jest przystojny…

– No ale wiesz, to że chciałabym się z nim przespać… To przecież bez sensu…

“Oj, żebyś ty wiedziała, jak bardzo z sensem by to było” – pomyślała Dominika, upijając łyk wina. Na tarasie zapadła cisza. Gośka wpatrywała się w jakiś punkt daleko przed sobą, a Dominika starała za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że cały czas ją obserwuje.

– Wiesz, sorki – Gośka odezwała się po długiej chwili. – Przepraszam…

– Ale za co?

– No wiesz, zwalam ci na głowę moje osobiste problemy, wyżalam się… Jakieś niestosowne propozycje do Artura… Ale… No komu mam się wyżalić, jak nie tobie?

– Od tego są przyjaciele. Nie bój się, jak będę potrzebować się powyżalać, to możesz liczyć na rewanż – Dominika próbowała żartować.

– A nad czym? Tobie się układa…

– A na przykład jak znowu zrobię coś wariackiego, narozrabiam, a potem nie będę potrafiła tego posprzątać…

– Ty? Narozrabiać? Ostoja opanowania?

– Wierz mi… Mam na koncie więcej niż kilka naprawdę ostrych wyskoków…

Zapadła cisza. Dominika nagle, zupełnie wbrew własnej woli, zaczęła odtwarzać swoje najbardziej szalone pomysły. Połowa z nich mieściła się w kategorii “ostra jazda”, ale kilka z nich można było zakwalifikować tylko do kategorii “czysta szajba”. Szaleńcze eskapady na motocyklach, nocne wyścigi po mieście, przypadkowy seks z przypadkowymi ludźmi w przypadkowych miejscach… Kilka przygód, które opisano w kodeksie karnym… Sama czasem nie była w stanie uwierzyć, że udało jej się wyhamować, opanować głód adrenaliny…

– Domi, a co ty właściwie takiego wariackiego robiłaś? Wiesz, no… Jakoś nie sprawiasz wrażenia osoby nieodpowiedzialnej…

– A na przykład pojechałam do Berlina tylko dlatego, że ktoś powiedział, że nie dam rady dojechać na koncert przed jego rozpoczęciem. Dałam. Z dwudziestominutowym zapasem. Na pożyczonym bez wiedzy właściciela motocyklu, bez kasy na paliwo, nie mając skończonych osiemnastu lat i prawka na cokolwiek. Obejrzałam Rammstein na żywo, a potem wróciłam do domu. Jakim cudem nie zabiłam się po drodze, ani nie skończyłam tej eskapady w areszcie nie mam pojęcia do dzisiaj.

– Ile ci to zajęło? – Gośka z niedowierzaniem podniosła brwi.

– Ciut ponad cztery w jedną stronę…

– Skąd? Od nas? To w sumie nie jest żaden wyczyn…–.

– Nie, wtedy jeszcze mieszkałam w Gdyni.

– W Gdyni? Czekaj, ile to jest kilometrów? Czterysta?

– Coś ponad czterysta pięćdziesiąt… Głównie zwykłymi drogami…

– Średnia to jakieś sto dwadzieścia… – Gośka szybko przeliczyła dystans i czas. – To ile ty waliłaś?

– Jak już się rozpędziłam, to dwieście szło… Albo i lepiej.

– Kurwa… Jeżeli to prawda, nie dziwię się, dlaczego wytatuowałaś sobie Harley… A te dwa pozostałe tatuaże też mają historię?

– Mają.

– Nie opowiesz?

– O Tank Girl nie. O syrenie mogę.

– Opowiadaj.

– Ale uprzedzam, ta historia jest krótka, i stosunkowo nieciekawa – Dominika poprawiła się na leżaku i spojrzała na zachodzące słońce, a potem przeciągnęła opuszkami palców po wytatuowanej poniżej prawej piersi syrence. Wytatuowana tylko cienkimi liniami postać sprawiała wrażenie nurkującej, układając się w miękki łuk równolegle do krawędzi piersi. – Zrobiłam ją sobie jak wciągnęłam się w nurkowanie. Mieliśmy z jedną dziewczyną takie same, w lustrzanym odbiciu. Razem się szkoliłyśmy, razem nurkowałyśmy. Jak zaliczyłyśmy pierwsze nurkowanie na otwartym morzu postanowiłyśmy zrobić sobie tatuaże. Potem ona wyjechała szukać szczęścia gdzie indziej. No i zostały nam tatuaże. Koniec historii.

– Koniec?

– Koniec.

– Chyba nie…

Dominika przez chwilę zastanawiała się, czy Gośka jest gotowa na to, żeby usłyszeć to, co pominęła. Były z Anną przez długi czas razem. Właściwie to, oprócz Artura, była to jedyna osoba, z którą stworzyła naprawdę poważny związek, trwający prawie cztery lata. I pewnie trwałby nadal, gdyby nie matka Anny. Nie była w stanie zaakceptować tego, że jej córeczka nie będzie przykładną i potulną żonką jakiegoś dobrego chłopca. Po którejś kolejnej awanturze Anna wsiadła w samochód i popędziła na złamanie karku autostradą. Tego samego dnia wieczorem dostała jeszcze od niej SMS-a, z krótkim “Przepraszam, ale już dłużej nie potrafię” i kontakt urwał się całkowicie. Oczywiście, próbowała jej szukać, ustalać, co się stało. Anna zniknęła, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Numer telefonu przestał odpowiadać, zniknęła z sieci. Rozpłynęła się w powietrzu. Rok później przysłała jej kartkę z drugiego końca Europy, na której było tylko narysowane pęknięte serce i trzy słowa: „Zawsze w moim sercu”. A potem zniknęła definitywnie.

– Dobra, nie koniec – zdecydowała się. – To znaczy historii koniec, ale było jeszcze coś po drodze. Była moja partnerką.

– Twoją partnerką? W interesach?

– Moja dziewczyną. Przez prawie cztery lata.

– Dziewczyną? – Gośka podniosła się na leżaku, wbijając oczy w Dominikę. – Zaraz…

– No. Jestem bi. I to nie jest coming out, bo kto ma wiedzieć, wie. Artur też. Byłam z nią, a potem przestałam, chociaż nie bez bólu. Po prostu ty znasz Dominikę Wierzbicką. Nie miałaś okazji poznać ani Dominiki Streich, ani tym bardziej Heksy.

– Heksy?

– Takie miałam przezwisko. Od wczesnego liceum… I wierz mi, ta ostatnia na dłuższą metę była nie do zniesienia… Coś jak połączenie rosomaka, króliczki w rui i nafukanej wiewiórki. Potrzebowałam lat, i Artura, żeby się uspokoić, znaleźć swoje miejsce w życiu. Książkę by można napisać. Zamknięty rozdział. Czasem dalej mam ochotę zrobić coś szalonego, i czasem to robię. Ale ma to być wypad do Paryża, to na weekend, z noclegiem w hotelu, a nie szaleńczy rajd przez pół Polski na cudzej Aprilli, która w dodatku była dla mnie sporo za wysoka… Tak… Wiele się zmieniło…

Na tarasie zapadła cisza, mącona tylko cichnącym terkotaniem cykad i odległymi odgłosami miasteczka. Gośka siedziała na brzegu leżaka i wpatrywała się w Dominikę, jakby nagle widziała ją pierwszy raz. Ta, ze zmrużonymi oczami zatopiła się w myślach. Pierwszy raz od dawna odsłoniła przed kimś tak wiele. W jakimś sensie wstydziła się swojej przeszłości, ale z drugiej strony nagle poczuła się lepiej, kiedy odsłoniła przed Gośką tą kartę. Nie była w stanie pogodzić się z wyidealizowanym obrazem, który stworzyła sobie przyjaciółka. Czuła, że powinna odpowiedzieć szczerością na szczerość, chociaż z drugiej strony nie była pewna, ile tej szczerości Gośka zniesie. Tego, że ją pociąga na pewno nie. A nawet jeżeli, zdawała sobie z tego doskonale sprawę, będzie to nic innego jak wykorzystywanie sytuacji.

Gośka sięgnęła po kolejnego papierosa. Dominika, którą do tej pory znała, okazała się jedynie częścią większej całości. Tego, że miała burzliwą młodość mogła się domyślić. Tatuaż, motocykle, to że w torebce, oprócz typowo kobiecych drobiazgów nosiła też niewielką apteczkę, nóż, latarkę, wojskowy pakiet odżywczy i zapasowy komplet bielizny. Ot, doświadczona, przygotowana na wszystko kobieta. Szaleńcza eskapada do Berlina była wprawdzie znacznie dalej na skali szajby, niż sobie wyobrażała, ale pasowała do reszty. Ale to, że miała dziewczynę było zaskoczeniem większym nawet niż to, że tak spokojnie przyjęła jej wynurzenia na temat Artura. Albo dobrze umiała ukrywać emocje, albo nie wywołało to w niej nawet cienia zazdrości. W pierwszym odruchu chciała ja nawet o to zapytać, ale wystraszyła się odpowiedzi, którą mogłaby usłyszeć. Tak naprawdę bała się tego, co będzie. Dopiero kiedy wczorajsze, chaotyczne emocje zostały uporządkowane i wypowiedziane, dotarła do niej z całą mocą prawda o tym, co postanowiła. Postanowiła wywrócić swoje życie do góry nogami. Nie, nie wywrócić. Postawić z powrotem we właściwą stronę – poprawiła się natychmiast. Zaciągnęła się jeszcze raz i dorzuciła kolejny niedopałek do tych, które już moczyły się w słoiku. Kątem oka spojrzała na Dominikę. Nagle fakt, że obie leżą nagie na tarasie wydał jej się niepokojąco podniecający.

Kamera powoli pokazuje obie leżące na tarasie kobiety, w tle narastający powoli „Born to be Wild”. Z pierwszą frazą refrenu przejście na stojący na estradzie zespół, a potem przejazd w kierunku publiczności i zbliżenie na siedzących przy festynowej ławie Artura i Darka.

Zespół, występujący jako trzeci czy czwarty w kolejności okazał się całkiem przyjemny w odbiorze. Mieszanka klasyki rocka i bluesowych standardów wpisywała się świetnie w motocyklowe towarzystwo. Artur nawet zatęsknił za dwoma kółkami i z melancholijną nutą przyglądał się stojącemu opodal ciężkiemu Indianowi Chief Classic, niemal identycznemu jak jego własny. W głowie odnotował, że może poszukać w okolicy wypożyczalni i wybrać się z Dominiką na wycieczkę. Chociaż ona na pewno nie wybrałaby takiego. Pewnie jak zawsze musiałaby to być lekka maszyna… A najlepiej ścigacz, na którym można samego diabła gonić. Tymczasem do stolika wrócił Darek, niosąc kolejne piwa. I buteleczkę miejscowej wódki. Artur sam go do tego zachęcał, żeby nieco osłabić jego czujność, a potem nakierować rozmowę na właściwe tory. Skoro mieli z Dominiką jeśli nie zażegnać, to przynajmniej odsunąć w czasie kryzys, musiał wiedzieć, co się dzieje. Szybko jednak okazało się, że po trzech szybkich kolejkach Darek stał się aż nadto wylewny. Bez trudu, zachęcony kilkoma pytaniami, zaczął się zwierzać. A właściwie przechwalać.

– Dawaj, po ubociku – rzucił, stawiając plastikowe kubki na stole i sięgając do kieszeni po jednorazowe kieliszki.

– Nie przepadam… Jak już musisz, to nalej, ale ja po staropolsku…

– Po staropolsku… Jeden pies! – napełnił kieliszki i uniósł jeden z nich. – Za nasze żony i kochanki, oby się nigdy nie spotkały! – wzniósł toast.

Wypili. Darek popił wódkę długim łykiem piwa. Artur odstawił kieliszek na stół i posłał przez stół spojrzenie pełne starannie udawanego zaskoczenia. A potem spytał, z miną spłoszonej dziewicy:

– Dlaczego?

– Dlaczego co?

– Dlaczego miałyby się nigdy nie spotkać?

– A co? Trzecia światowa ci się marzy?

– Bo ja wiem… Większość moich byłych kochanek, to kobiety na poziomie… Obyłoby się bez rękoczynów, aczkolwiek rozmowa faktycznie mogłaby być interesująca. Poza tym…

– No nie mów, że żadnej na boku nie puknąłeś – Darek roześmiał się, odstawiając kubek z piwem i sięgając po papierosa. – Przy jednej dziurze to niejeden kot zdechł…

– Bo ja wiem? Nie narzekam…

– No, to masz fajnie. Pewnie żona ci nie marudzi co chwila o to czy tamto… Nie to, co ta moja. A to się ogol, a to mnie przytul, a to nie ta dziura… – roześmiał się z własnego żartu. – Kurwa, stary, ile ja musiałem ją, kurwa, przekonywać, żeby dała się w kakao puknąć… A to nie mam ochoty, a to boli… Pierdolenie babskie… A jeszcze jak zaszła… Teraz to przynajmniej się ogarnęła, bo po ciąży to jakiś dramat był… Szkoda gadać… Kurwa, wyglądała jak beczka… Jedyne co, to cyce miała zajebiste… Taaaakie – podniósł ręce na wysokość klatki. – Ale jak się ma taką robotę jak ja, to nie ma problemu. Zawsze się znajdzie jakaś chętna dupcia… Gocha sobie siedzi, jakieś tam zajęcia robi… Jak się pokręcić, to wszystko gra, a czego oczy nie widzą, tego, kurwa Arturek, mówię ci, nie ma. O teraz, jaką mieliśmy zajebistą teraz stażystkę w firmie… Głupia była jak but, ale za to jaki miała zajebisty tyłek… Nic, tylko jechać… Nawet specjalnie nie musiałem jej namawiać, pewnie wydawało jej się, że jak da dupy, to może po stażu etacik dostanie. A tu chuj, nie ma wolnych miejsc, to nie ma i roboty. A nawet jak są, to i tak dostają je pociotki po partyjnej linii. Ale co sobie poruchałem, to moje. Albo ta ostatnio, kierowniczka z Wałbrzycha… Mówię ci, stary… Szprycha jak stąd do jutra, chociaż ledwie parę lat ode mnie młodsza. Ale aparatka taka, że ledwo dałem radę… Waliła się…

Artur słuchał tego monologu z rosnącym niesmakiem. Pomijając już to, że Darek otwartym tekstem mówił, że zdradza żonę na prawo i lewo, odrzucał go absolutny brak szacunku, z jakim mówił o Gośce. A już stwierdzenie, że przybranie po ciąży na wadze jest “zapuszczeniem się” wywoływało w nim chęć zrobienia czegoś brutalnego. Darek tymczasem dalej, bez cienia wstydu, a wręcz z dumą opowiadał o swoich kolejnych podbojach. Słuchanie opowieści kto, kogo i w jakiej konfiguracji od zawsze uważał za prymityw. Nigdy nie musiał podpierać ego mniej lub bardziej podkolorowanymi opowieściami o swoich podbojach, nie znosił takich historii słuchać. Pijackie wynurzenia Darka o kolejnych skokach w bok przelatywały mu przez głowę, nawet na moment w niej nie zostając. Dolewał mu alkoholu, słuchał coraz bardziej bełtkotliwych opowieści, przechwałek, albo mniej lub bardziej chamskich komentarzy pod adresem pojawiających się w polu widzenia kobiet. Od czasu do czasu kiwał potakująco, czasem mruknął coś, co miało być oznaką zainteresowania. Coraz bardziej pijanemu Darkowi nie było to nawet potrzebne, samo mówienie w wystarczającym stopniu zaspokajało jego potrzeby komunikacyjne. W sumie od początku wyjazdu facet działał mu na nerwy. Jeszcze na krótki dystans, na imprezach czy towarzyskich spotkaniach było w porządku. Ale kiedy zaczynało się z nim funkcjonować na co dzień, okazywał się wyjątkowo prymitywnym bucem. Reprezentował sobą wszystko, czego Artur szczerze nie cierpiał, począwszy od totalnego braku szacunku dla kogokolwiek, poprzez kompletnie przedmiotowe traktowanie kobiet, z własną żona na czele, a na zwykłym chamstwie i prostactwie kończąc. Z każdym wypowiedzianym zdaniem zastanawiał się, jakim cudem inteligentna Gośka związała się z kimś takim.

– … Ty, a patrz na tą – zdecydowane stwierdzenie na nowo skoncentrowało jego uwagę na słowotoku Darka. Ruchem głowy wskazał na dziewczynę, niosącą dwa piwa i wyraźnie za kimś się rozglądającą. Przyjrzał jej się przez chwilę i rozpoznał biegaczkę, na którą natknął się w poniedziałek na plaży. Ot, zbieg okoliczności. – Trochę chuda, ale wiesz, cienka w pasie dobrze pcha się! W ogóle, patrz, ile tu się towaru plącze, brać i ruchać… Najlepiej takie smarkule, co to dwa piwa postawisz i sama ci na bata wskakuje…

Przez moment jeszcze, kątem oka patrzył na nią, jednym uchem słuchając coraz bardziej pijanego bełkotu Darka, ale potem skupił znów wzrok na scenie, na którą wgramolił się kolejny zespół. Sądząc kapeluszach, długich włosach i frontmanie z harmonijką, zanosiło się na country, albo bluesa. Słowotok Darka wrócił na poprzednie tory, zmieniając się w jeden z elementów akustycznego tła. Po prostu nie chciało mu się z nim gadać. Nawet nie zauważył, kiedy w kubku skończyło się piwo.

– …już od czasu, jak postawiłem sobie konto na tinderze, to w ogóle jest zajebioza. Ustawiasz się z laską na szybki numerek, zero zobowiązań… Pewnie, najpierw trzeba ją trochę pobajerować, podkręcić, ale potem… Ruszysz, wstajesz, wychodzisz… Patrz – wyciągnął z kieszeni telefon, kilka chwil niezbyt składnie stukał w ekran, w końcu aplikacja wystartowała. Na ekranie pojawiło się zdjęcie jakieś dziewczyny.

– E, paszte, lewo… Ta też… Lewo… O ta dobra – palec przejechał w prawą stronę ekranu. – Patrz, ile tu panienek chce się poruchać… Tylko brać… A, w ogóle, to gdyby nie to że alimenty, chuje muje, to dawno bym to moje babsko zostawił… Ale wiesz… Zaraz jakiś baran na pensje wchodzi, a ja na czarno nie dorobię…

Artura zmroziło. W pierwszym odruchu miał ochotę po prostu wstać, zostawić coraz bardziej pijanego Darka i pójść przejść się nad morze. Albo gdziekolwiek, gdzie był od niego daleko. Ostatnia uwaga, rzucona w przerwie miedzy komentowaniem przypadkowych podrywek, była dla niego ostatecznym sygnałem. Tu nie ma czego ratować.

– Idę napełnić, zaczekaj… – rzucił do Darka, podnosząc się z ławy. Musiał chociaż na moment przestać mieć Darka w polu widzenia. Chwycił puste kubki, cisnął do stojącego opodal śmietnika i ruszył w stronę namiotów z piwem. Miał nadzieję, że Dominice idzie lepiej z Gośką. Bo Darek okazał się niereformowalny. Po kilku godzinach wysłuchiwania jego monologów, samczych przechwałek i bucowatych zapewnień nie miał wątpliwości, że negocjowanie z nim nie ma żadnego celu. Facet tak przekonany o własnej zajebistości był iście teflonowy, jeśli chodzi o krytykę. W sumie to najchętniej przywaliłby mu w zęby, tak za całokształt. A po ostatnim, brutalnie i wprost postawionym powodzie, dla którego ciągle jeszcze jest z Gośką, prawdopodobnie na tym by się nie skończyło. Miał ochotę się go pozbyć, ale mimo wszystko wolał go kontrolować, zwłaszcza że wyglądało na to, że im więcej wypił, tym bardziej jest nieobliczalny. A już to, że bez żadnego skrępowania przyznał się do umawiania się z przypadkowymi kobietami za plecami Gośki, że bez ogródek wypalił, że Gośka jest dla niego tylko ciężarem przekraczało wszelkie granice. I problemem był dla Artura nie fakt, że w związku pojawiała się „ta trzecia”, czy, tak jak w ich przypadku, czasem cała grupa „tych innych”, czy nawet to, że najzwyczajniej na świecie oszukiwał Gośkę. Takiej pogardy, jak usłyszał, kiedy padało jej imię, nie spodziewał się nawet w najczarniejszym wariancie tej rozmowy. Zbierając w sobie całą odpowiedzialność i opanowanie, by nie obić Darkowi gęby stanął na końcu kolejki do baru. Odczekawszy swoje zamówił dwa kolejne piwa. Dla siebie bezalkoholowe, dla Darka normalne. Ostatnie kilkanaście minut wystarczyło, żeby miał dość. Każda następna chwila spędzona z tamtym była wyrzeczeniem, a więcej do niego nie miał ochoty usłyszeć. Postanowił spacyfikować go do reszty, a potem odstawić do domu, kiedy tylko będzie taka możliwość. Dokupił jeszcze butelkę wódki. Odkręcił zakrętkę i dolał solidna miarkę do kubka przeznaczonego dla Darka. Butelkę wsunął w kieszeń bojówek i ruszył w stronę stolika, gdzie zostawił kompana. Nie obawiał się, że facet padnie, nawet jeśli musiałby zaciągnąć go na plecach do domu, było to lepsze niż wysłuchiwanie jego gadania. Musiał tylko upewnić się, że nie przeszkodzi Dominice. Jeżeli chociaż jedno z nich odniesie sukces, kupią sobie spokój do końca wyjazdu. A potem niech się dzieje co chce.

W drodze powrotnej znów minął dziewczynę z plaży. Rozpoznała go chyba, bo uśmiechnęła się i skinęła mu głową. Odpowiedział tym samym i usiadł przy stoliku.

– No, paie kolego, pijem!. Najpier bowiązk, potem pszyjmność! – niemal krzyknął, udając znacznie bardziej pijanego, niż powinien być. Postawił kubki na stole, a potem ciężko opadł na ławę. Darek sięgnął po swój, dolał sobie do kieliszka resztę wódki z małej butelki, która kupili wcześniej.

– Ale dupa… – Darek machnął głową w stronę grupki kobiet, stojącej jakieś dwadzieścia metrów od nich i pociągnął kilka łyków piwa. – Szarpabym ak Rekszio szszynkę – wybełkotał.

Artur rzucił spojrzeniem we wskazanym kierunku, udając zainteresowanie, jednak nie był w stanie określić, o którą chodziło Darkowi. Ten tymczasem beknął ciężko, a potem oparł coraz mocniej kiwająca się głowę na ręku. Ostatnia porcja alkoholu zaczęła robić swoje. Trącił niewiernego męża w ramię.

– Dawaj, na drugą…

– A jak! – Darek poderwał się, wyciągając chwiejną ręką kieliszek. – Lej!

Artur wyjął z kieszeni butelkę, nalał. Coraz bardziej pijany Darek nawet nie zauważył, że tylko do jego kieliszka. Wychylił nalana wódkę, popił resztą wzmocnionego piwa.

– Kurwa… Arturku… Misiu malinowy… Chodź, idziemy na dziwki… Raz kurwa się żyje… – zaczął się gramolić od stołu. Organizm jednak przestał radzić sobie z poziomem alkoholu, a tym samy – i z całą resztą. Darek, potknąwszy się o ławę, poleciał na plecy prosto na wydeptaną trawę. Przez kilka chwil gramolił się, usiłując stanąć na nogi. Artur, udając nie do końca obecnego duchem, obojętnie przyglądał się tym wysiłkom. Kiedy jednak w polu widzenia pojawiły się żółte kamizelki służby organizatorskiej, uznał że jednak trzeba działać. Podniósł się z ławy, obszedł stolik i fachowym ruchem postawił Darka do pionu, mniej więcej w tym samym momencie, kiedy obsługa dotarła do ich stolika.

– Oprostite, jeste li dobro? – odezwał się niższy, krytycznym wzrokiem obrzucając słaniającego się Darka.

– It’s OK. He’s drunk. I take him home…

– Zie! Imzujemy dlej – zabełkotał Darek.

– Cicho, policja. Idziemy do domu, panie władzo. We’re going home – powiedział do porządkowych, przerzucił sobie ramię Darka przez kark i pociągnął zataczającego się kolegę w stronę wyjścia. Ten jeszcze przez parę chwil próbował się opierać, ale odpuścił. Bezwolnie pozwolił się odholować. Artur miał nadzieję, że czterokilometrowy spacerek nie otrzeźwi go nadmiernie i po prostu uda im się bez przeszkód dotrzeć do na miejsce bez dodatkowych niespodzianek. A gdyby nawet, zrobi przerwę w marszu i uzupełni pływający w Darku alkohol. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Darek, oszołomiony wzmocnionym wódką piwem, chwiał się coraz mocniej. Przed upadkiem powstrzymywało go tylko silne ramię Artura. Który w pewnym momencie rozluźnił chwyt, chcąc na moment odpocząć. Kompletnie zalany, słaniający się Darek w tym samym momencie postanowił zrobić samodzielnie kilka kroków. Efekt tego był taki, że potknął się o krawężnik i bezwładnie wleciał w krzaki. Na pustej uliczce rozległ się trzask pękającego materiału, bełkotliwe przekleństwa i jęki. Artur westchnął ciężko, a potem wyszarpnął lejącego się przez ręce Darka z przydrożnej roślinności. Asekurując go jedną ręką, drugą sięgnął do kieszeni.

– Masz, pij – podał mu otwartą butelkę wódki. Darek, jak rasowy alkoholik, pociągnął tęgi łyk. Artur chwycił go mocniej. – To będą długie dwie godziny, kolego… – mruknął do siebie i powoli ruszył szutrową ścieżką.

Przez kilka chwil w kadrze widać obu idących. Darek zatacza się, słania na nogach, Artur trzyma go twardo, po trosze prowadząc, po trosze ciągnąc. W tle słychać „Take Me Home, Whisky”, najpierw z oddali, jako utwór grany ze sceny, a potem już czyste nagranie, towarzyszące pijanemu spacerowi. Kamera przechodzi w ujęcia z powietrza, przenosi się na tle muzyki nad taras, zbliżenie na twarz Gośki.

Mimo, że opalanie się od dawna nie miało sensu, obie nie miały zamiaru się ubierać. Gośka powoli sączyła wino. W końcu zebrała się na odwagę.

– A ty nie boisz się, że Artur cię zdradza?

Przez chwilę panowała cisza, w końcu Dominika odwróciła głowę w jej stronę. Na jej twarzy błąkał się uśmiech.

– Nie…

– Widzisz… Ja też, ale w drugą stronę. No, ale wy się kochacie, tak naprawdę… Zazdroszczę wam. Domi, mogę być wścibska?

– Bardziej niż byłaś? Pytaj… Najwyżej nie odpowiem… Ale zastrzegam, odpowiem na każde pytanie, które dotyczy mnie. Więc o Arturze nie dowiesz się za wiele… – roześmiała się. – Może kiedyś sam odpowie. Więc?

– Powiedz, jak to jest z dziewczyną?

Dominika roześmiała się. Spodziewała się tego pytania. Za każdym razem, kiedy jej orientacja wychodziła na wierzch, ktoś je rzucał.

– Inaczej. Z każdą, z która byłam, było inaczej…

– I z Arturem nie brakuje ci kobiet?

– Widzisz, to nie jest tak, jak większości ludzi się wydaje. Ja nie potrzebuję na raz kobiety i mężczyzny, nie potrzebuję równoległych związków. Nie jestem, jak to ktoś fachowo nazwał, poliamoryczna. Po prostu mogę być w stałym związku z kobietą i mężczyzną, z równą satysfakcją. Dla mnie płeć nie gra takiej roli. Akurat związałam się z Arturem, bo tak wyszło. Szlag, ale to idiotycznie zabrzmiało…  Wiesz, chodzi o to, że po prostu trafiliśmy na siebie, właściwi ludzie, właściwe miejsce, właściwy czas… Poznaliśmy się, zakochaliśmy, jesteśmy razem. Może gdybym nie spotkała jego, byłabym teraz z jakąś dziewczyną. Trudniej byłoby o dzieci, ale to też dałoby się zorganizować. Gdybologia.

– Aha… To w sumie macie fajnie. Rozumiesz go, jak ogląda się za dziewczynami…

– Bez przesady… Mamy zupełnie inne typy. Artur gustuje w drobnych dziewczynach, a jak w wysokich blondynkach, upraszczając sprawę do granic prostactwa. Ale tak, czasem oboje patrzymy na dziewczynę i oboje mamy takie same kosmate myśli na jej temat.

– I co? Mówisz mu, o patrz, ale fajna blondyna?

– Czasem… – Dominika zawiesiła głos. Jakoś tak samoistnie pamięć podsunęła jej właśnie obraz pewnej blondynki i jej partnera, z którą kiedyś spędziła upojny wieczór i pół nocy. Wprawdzie kobieta na początku zarzekała się, że interesują ją jedynie mężczyźni, ale nie protestowała szczególnie mocno, kiedy Dominika zaczęła wędrować dłońmi po jej ciele. Nie oddawała pieszczot, pozwalała się jedynie dotykać i całować, ale kiedy rozmawiały przy śniadaniu, przyznała, że była zaskoczona, że sprawiło jej to tyle przyjemności. Chociaż na początku była skrępowana, później oceniła, że żaden mężczyzna, którego poznała, nie potrafił być jednocześnie tak delikatny i wzbudzający pożądanie. Pamięć podsunęła jej też obraz partnera tejże blondynki, i jego minę, kiedy z roli obserwatorki pieszczot jego i jego kobiety przeszła do aktywnego działania… Kiedy przyłączyła się do niej i przyjęła jej partnera w ustach… Pamiętała emocje, jakie miała wypisane na twarzy, gdy patrzyła, jak jej partner kocha się z inną. Najpierw zaskoczenie, że jednak może to zaakceptować, a potem podniecenie…

Wspomnienia sprawiły, że nagle znów zapragnęła poczuć w ustach smak kobiety, wtulić twarz w piersi. Zganiła się w myślach. Widok nagiej Gośki na sąsiednim leżaku nie pomagał w opanowaniu pożądania, które powoli zamieniało się z drżenia w dole brzucha w coraz ciaśniejszy węzeł. Uświadomiła sobie, że przekroczyła granicę, za którą nie da się już po prostu ochłonąć. Potrzebowała spełnienia. Pewnie, mogła zaproponować Gośce jakąś szaloną, namiętną akcję. Ale potem czułaby się w stosunku do niej nie w porządku. O ile w ogóle do czegokolwiek by doszło, w końcu Gośka, nawet nieco wcięta wypitym winem, wcale nie musiała się na cokolwiek zgodzić.

Milczenie przeciągało się. Spod przymrużonych powiek Dominika spojrzała na przyjaciółkę. W pierwszym momencie wydawało jej się, że tamta zasnęła. Widziała, jak jej piersi unoszą się lekko i opadają w rytm powolnego oddechu. Jednak po chwili dostrzegła, że palce spoczywającej na piersi dłoni delikatnie się poruszają. Nie była pewna, czy jej się nie wydawało. Otworzyła oczy. Mimo zapadającego powoli zmroku nie mogła się mylić. Gośka, może nie do końca świadomie bawiła się swoim sutkiem, delikatnie trącając go palcami. Węzeł w podbrzuszu, który powoli zaczynał się rozluźniać, zacisnął się znowu. Wyobraźnia, jak na złość, podsunęła jej niemal natychmiast obraz własnej dłoni na tej piersi. Powoli, starając się zachowywać jak najciszej, uniosła się na łokciach, a potem wstała z leżaka. Jeszcze raz spojrzała na Gośkę i wróciła do wnętrza, kierując się do swojej sypialni. Z jednej strony czuła, że zachowuje się jak smarkula, ale z drugiej coraz trudniej było jej zapanować nad podnieceniem. Kiedy opadała na łóżko, dłoń już znalazła drogę między uda. Przez głowę przeleciało jej jeszcze, że po raz drugi w ciągu dwóch dni znajduje przyjemność w samodzielności, ale jakoś nie była w stanie wyciągnąć z tej myśli dalszych wniosków. Napięcie w brzuchu domagało się natychmiastowego rozładowania, zanim zrobi coś znacznie głupszego niż pieszczenie się w pustym łóżku.

Parę minut później, jeszcze na nieco miękkich nogach, narzuciła na siebie podkoszulek Artura i ruszyła w stronę tarasu. Gośka siedziała na leżaku i paliła papierosa.

– Chłodno mi się zrobiło – rzuciła, usprawiedliwiając swoje wyjście bez słowa. – Myślałam, że się zdrzemnęłaś…

– Nie, nie spałam… Tak sobie myślałam… W sumie to… Nie wiem… Dziwnie się jakoś zrobiło… Wiesz, spodziewałam się, jak dotarło do mnie, że wiesz o moim wścibstwie… Wiesz… Jakichś wyrzutów, żalu… A ty nic… Powiedz, to jest tak z twojego opanowania, czy…

– Nie, nie z opanowania. Po prostu nie umiem się na ciebie o to gniewać. Serio, po tym co powiedziałaś. Nie wiedziałam, że z wami jest tak źle.

– Wiesz co? Ja też nie. W sumie to dzięki tobie wiem, że jest… Jak tak na was patrzę z Arturem, to widzę, jak może być, jak tylko się chce. Bo wam się chce. Angażujecie się. A nie, na odpieprznego… Bo trzeba… A ja? Wiesz, czemu robiłam sobie dobrze pod prysznicem? Bo rano zaliczyłam szybki numerek. Darek spuścił się, ale o tym, że ja potrzebuję czasu jak zawsze nie pomyślał. W sumie sama chciałam, ja zaczęłam, tylko wyszło jak zawsze… A potem to już wiesz…

Dominika miała dodać coś jeszcze, ale ciszę wieczoru przerwał nagle ryk silnika, pisk opon i dudniący bas. Pod sąsiednią willę podjechało czerwone BMW. Gośka uniosła się nieco i spojrzała przez balustradę tarasu.

– Gówniarze wrócili z baletów? Wcześnie…

– A, to ci o których opowiadałaś?

– Tak…

Muzyka ucichła. Gośka wstała i podeszła do balustrady, kompletnie ignorując fakt, że jest naga. Z drugiej strony w zapadającym mroku szanse na to, że ktokolwiek cokolwiek zauważy były niewielkie. Obserwowała, jak z samochodu na podjeździe wysiada obserwowany wczoraj chłopak i drugi, w czarnych dresach. Obaj kierują się do domu. Dopiero po chwili z tylnego siedzenia gramoli się dziewczyna. Nieco chwiejnym krokiem idzie za nimi.

– Patrz, kolegę sobie przywiózł… Ciekawe, co będzie dalej – mruknęła, odwracając się do Dominiki.

Ta w pierwszej chwili chciała się podnieść i też rzucić okiem, ale ostatecznie zmieniła zdanie. Bananowa młodzież nie interesowała jej w najmniejszym stopniu. Zdecydowanie większe zainteresowanie budziła lekko odcinająca się od otoczenia sylwetka Gośki. Z tej perspektywy świetnie widziała linię piersi, brzuch i zaokrąglone biodra. Może i Gośka nie była do końca w jej typie, ale koncepcja spędzenia z nią kilku upojnych godzin wydawała się z każdą chwilą coraz bardziej atrakcyjna. Nieco rozbrykana wypitym winem wyobraźnia, z czystej złośliwości, zaczęła podsuwać co bardziej pikantne kombinacje. Dominikę wtuloną w obfitą miękkość jej piersi, Gośkę dosiadającej Artura, jego dłoni, obejmujących jej pośladki… “Zbastuj!” – skarciła się w myślach, jednak nie mogła zmusić się do oderwania wzroku od stojącej kobiety. Czas płynął leniwie. Gośka dopaliła papierosa i zwróciła się twarzą w stronę przyjaciółki.

– Wiesz co? Wytrzymasz jeszcze jedną szczerość za szczerość?

Dominika powoli usiadła na leżaku i badawczo przyjrzała się Gośce.

– A ty wytrzymasz?

– Tak. Muszę cię o jedno zapytać. Problem w tym, że poniekąd dotyczy to Artura.

– Pytaj. Najwyżej nie odpowiem i z wymiany nici. Ale jeśli to będzie moja sprawa, powiem szczerze.

– Dzięki – Gośka, jakby dla odwagi, pociągnęła kolejny łyk, prosto z butelki. – Jesteś pewna, że odkąd jesteście razem, Artur nigdy cię nie zdradził?

– Jestem pewna. Nigdy nie zrobiłby nic, czego nie jestem w stanie zaakceptować. Rozumiem, że teraz czas na moje pytanie?

– Tak… Dawaj. Umowa jest umowa.

– Szczerze. Artur cię pociąga?

Gośka przeniosła wzrok z siedzącej przyjaciółki na zatokę, a potem na jakiś bliżej nieokreślony punkt. W końcu wzięła głębszy oddech i cicho, na granicy szeptu, przyznała.

– Tak… Kręci mnie.

– To powiedz, w końcu widziałaś go ze mną, co cię w nim kręci?

Gośka znów potrzebowała kilku chwil, żeby uporządkować myśli. Pytanie Dominiki, zadane jednocześnie bezpardonowo i swobodnie zbiło ja z pantałyku. A jeszcze bardziej wyprowadziła z równowagi własna własna odpowiedź. Nie spodziewała się, że takie wyznanie przyjdzie jej z łatwością, a już na pewno, że powie to Dominice. W końcu była jego żoną. Ale nagle poczuła się jak przy skoku do wody. Już odbiła się od skały, nie ma co się wycofywać, trzeba pozwolić wydarzeniom płynąć. Szybko pojawił się jej przed oczami widok jego rąk, błądzących po ciele Dominiki, pieszczących ją, nie zaniedbujących ani kawałka skóry. Tego, jak ją obejmował, przytulał, jak dawał jej bliskość, której ona tak rzadko mogła zaznać z Darkiem.

– Wiesz… Chyba ręce. Chciałabym, żeby pieścił mnie tak, jak ciebie… Z zaangażowaniem, całą, bez pośpiechu… Wiesz, że bez trudu mogłabym dojść tylko od takiej pieszczoty… Nawet nie musiałby, wiesz, nic więcej… Chociaż pozwoliłabym mu na wszystko… Tu i teraz… Ja pierdzielę, od samego myślenia o tym mam mokro…

Dominika chciała coś powiedzieć, ale w tym samym momencie do ich uszu doszły jakieś krzyki i brzęk tłuczonego szkła. Gośka spojrzała natychmiast w kierunku, z którego dochodził hałas. Przed willą, w której mieszkała para małolatów właśnie zaparkowała taksówka. Chwilę później zza budynku wybiegła dziewczyna, ciągnąc za sobą walizkę. Przebiegając obok czerwonego BWM z całej siły wyrżnęła czymś, co trzymała w dłoni w przednią szybę. Z daleka widać było, jak na szkle pojawiła się gwiazda pęknięć. Za dziewczyną wybiegł właściciel samochodu. Dogonił ją przy samej bramie, szarpnął za ramię. Ta odwróciła się i przyłożyła mu tym samym czymś, czym rozbiła szybę. Chłopak, trafiony w żebra, zatoczył się, zrobił kilka niepewnych kroków w stronę taksówki, ale zanim do niej dotarł, samochód ruszył. Chłopak odwrócił się na pięcie, podszedł do swojego samochodu i wsiadł za kierownicę. Zanim otworzyła się automatyczna brama, zdążył zawrócić i z piskiem opon wypadł na ulicę. Zdążył jednak przejechać tylko kilka metrów i zahaczył bokiem o jadącą z przeciwka furgonetkę. Samochodem zarzuciło, wprost na latarnię. A akompaniamencie huku giętych blach i tłuczonego szkła BWM zatrzymało się. Kierowca furgonetki wyskoczył ze swojej kabiny i podbiegł do rozbitego wozu. Po kilku chwilach udało mu się uwolnić małolata. Słaniając się na nogach dzieciak niepewnie skierował się z powrotem do willi. Kierowca furgonetki coś za nim wołał, w końcu zrezygnowany sięgnął po telefon. Chłopak zniknął w drzwiach domu.

– O cholera… – Dominika jeszcze przez chwilę patrzyła na rozbity samochód, a potem na willę. W końcu wróciła na swój leżak. – Raczej nie zaliczy wakacji do udanych…

– Dziewczyna też. Widziałam ich wczoraj…  Wiesz, w sumie im też powinnam podziękować. A teraz jeszcze ona potwierdziła to, co ja myślę.

– Nie rozumiem….

– A co tu rozumieć. Mówiłam ci, wczoraj urządzili sobie przy basenie bzykanko. To znaczy najpierw nawciągali się jakiegoś towaru, a potem się rżnęli jak króliki. Nie, nawet nie rżnęli… Po prostu ona mu dała, bo jaśnie pan miał taki sobie podupczyć. Jakby odgrywała scenę z taniego ślizgacza… Wiesz, z cyklu buzi, do buzi, od przodu, od tyłu i spust do ust. Mechanicznie. I na koniec wysłał ją po piwo. A potem, dla porównania, widziałam was… To jest chore… Dwie skrajności… I dotarło do mnie, jak niebezpiecznie blisko jesteśmy z Darkiem tego pierwszego… Dawania dupy, żeby, kurwa mać, jaśnie pan wychodził z domu z pełnym brzuchem i pustymi jajami. Pojęłam w końcu, czego na pewno nie chcę. Jeszcze nie wiem, czego do końca w związku z tym chcę…. Ale wymyślę… Szlag… Kiedy ja zapomniałam, że do dobrego seksu trzeba dwojga, co?

– No… Co najmniej…

Na tarasie zapanowała znów cisza, którą zakłócało tylko coraz donośniejsze cykanie świerszczy i odległe dźwięki wieczornego miasteczka. Gośka z zamkniętymi oczami paliła papierosa, a Dominika patrzyła na nią. W oddali rozległa się zbliżająca się coraz szybciej syrena karetki, czy radiowozu. W wylocie uliczki błysnęło kilka razy niebieskie i czerwone światło, a po chwili policyjny wóz zatrzymał się przy rozbitym BWM.

– Wiesz, to absurdalne… Myślę cały czas o tym, co powiedziałaś…

– O czym?

– O wierności Artura….

– A o czym tu myśleć?

– Przystojny facet, męski do zabicia… I tak uczciwy… Jak nie facet… Mój nawet się do niego nie umywa, a przyprawia mi rogi na prawo i lewo… A twój? Po prostu jest uczciwy, i odkąd jest z tobą, żadnej innej nie zaliczył…

Dominika nie była pewna, czy za sprawą znów rosnącego napięcia w dole brzucha, czy za sprawą wypitego wina, w jej głowie wykluła się odpowiedź. Ale zanim zdała sobie sprawę z tego, co robi, słowa znalazły drogę na zewnątrz.

– Tego nie powiedziałam….

Zanim ugryzła się w język, przemyślała to, co mówi, słowa powędrowały w świat. Gośka poderwała się, patrząc na nią. Całą sobą przedstawiała jedno wielkie zaskoczenie.

– Co?

– Co, co?

– Coś ty powiedziała?

Było za późno, żeby się wycofać.

– Kilka razy zaliczyliśmy takie kombinacje – postanowiła przedstawić to w najbardziej strawnej formie. Wolała na razie nie opowiadać jej o wielu innych rzeczach, które mieli za sobą.

– Trójkąt?

– Nie, po prostu druga para… Różnie było. Dawne dzieje…

– No nie poznaję koleżanki… Cicha woda… Ja cię kręcę…

Na tarasie znów zapadała cisza. Gośka wrzuciła papierosa do słoika i wróciła na leżak. Obserwowała półleżącą Dominikę. W końcu po kilku długich minutach odezwała się.

– Wiesz, jak pierwszy raz przyłapałam go na ewidentnej zdradzie, to wmówiłam sobie, że to po pijaku, zapomniał się. Nawet pasowało, pojechał na jakieś szkolenie, bankiet, wóda… Chyba nawet tak do końca nie uwierzyłam, chociaż dowody miałam na tacy, bo miał jej zdjęcie w samych pończochach w telefonie. Potem parę razy podejrzewałam, że coś jest na rzeczy, ale dalej nie chciałam w to uwierzyć. Półtora roku temu miałam powtórkę z rozrywki. Przeleciał swoją koleżankę z ogólniaka, po spotkaniu absolwentów. Wtedy do mnie dotarło, że wypieranie sprawdza się w ostatniej fazie porodu, a w każdym innym przypadku kończy się tylko pogorszeniem sprawy. Docisnęłam go, obiecał że nigdy więcej… Zafundowałam mu trzy miesiące postu od łóżka, kazałam zrobić komplet badań. Na całe szczęście nie przytargał nic do domu… Nie wiem, czego on szuka… Przecież nie jestem brzydka… Cholera, wiesz co ten dupek powiedział, jak z dumą, po półtora roku katowania się na treningach i drakońskiej diecie wbiłam się znowu w dżinsy sprzed ciąży? Że opinają mi się na tyłku! Kurwa! Rozumiesz? Tego, że zgubiłam czternaście kilo, wróciłam do swojej figury to nie. Wiem, że ciebie ten problem nie dotyczy, bo nie tyjesz… Ale wiesz, jak się poczułam? Jakby mi w gębę dał… No i co? Mam czekać, aż da mi po gębie, bo zupa była za słona? To wszystko jest takie bez sensu…

A potem po prostu się rozpłakała. Dominika w pierwszym momencie nie wiedziała, jak zareagować, ale w końcu podeszła do niej i po prostu ją objęła i przytuliła. Nagle to, że ma pod palcami jej ciepłą skórę, że czuje jej piersi, przyciśnięte do swojej koszulki przestało mieć znaczenie. Głaskała ją po głowie, jak dziecko z rozbitym kolanem i zastanawiała się, jak może jej pomóc. W końcu podjęła decyzję. Stanowczym ruchem podniosła się z leżaka, ciągnąc Gośkę za sobą. Wciąż pochlipującą odprowadziła do sypialni, położyła w łóżku i usiadła obok, dokładnie tak, jak siadała, kiedy któreś z jej dzieci nie mogło zasnąć. Pozwoliła się jej wypłakać, czekając, aż zaśnie w poczuciu tej odrobiny bezpieczeństwa, którą jej dawała, głaszcząc po głowie.

Dopiero po półgodzinie, kiedy oddech Gośki ostatecznie się uspokoił i przeszedł w miarowe pochrapywanie, ostrożnie wstała z łóżka. Przykryła przyjaciółkę prześcieradłem i cicho zamknęła drzwi pokoju.

Wyszła na taras, w drzwiach ściągając koszulkę, której całe ramię było mokre od gośkowych łez i usiadła na leżaku. Sięgnęła po resztkę wina i wypiła je kilkoma łykami. A potem jej wzrok padł na leżącą obok paczkę papierosów. Przez kilka chwil patrzyła na niebieskie opakowanie, aż w końcu otworzyła pudełko. Wyjęła ostatniego pozostałego papierosa i zaczęła obracać go między palcami.

– Szlag…. – sięgnęła po zapalniczkę.

Cały czas myślała o śpiącej w swoim pokoju Gośce i tym, co od niej usłyszała. Z oddali słychać było odgłosy wieczornych imprez w willach i pobliskiej konobie. Zastanawiała się, czy nie przynieść sobie wina, kiedy usłyszała dźwięk telefonu, oznajmiający nadejście wiadomości od Artura.

„Wracamy. Darek pijany. Perymetr czysty?” – przeczytała wiadomość. „Czysto. Kocham cię” – odpisała szybko i poszła do sypialni. Narzuciła na gołe ciało podkoszulek Artura, który spokojnie przy jej posturze mógł udawać sukienkę. Zdjęła z łóżka narzutę i włączyła obie nocne lampki. A potem poszła do łazienki. Tym razem stwierdziła, że na wszelki wypadek przygotuje się na wszelką ewentualność, bo świadomość, że za kilka chwil znajdzie się w ramionach Artura sprawiła, że znów poczuła mrowienie w dole brzucha. I jednocześnie bała się, co będzie, kiedy powie mu, co się wydarzyło. Pijanego Darka wolała nie oglądać.

Kiedy wyszła z łazienki, pierwszą rzeczą, która zwróciła jej uwagę, było włączone światło w salonie i pijacki bełkot Darka. Poprawiła okulary na nosie i weszła po pokoju. Kompletnie pijany mąż Gośki chwiał się na kanapie.

– Artur, Gośka już śpi – powiedziała cicho, widząc co się dzieje. – Dasz radę go tu spacyfikować?

– Pewnie. Daj mi pięć minut – rzucił jej szeptem, a potem odwrócił się do Darka. – Śpij już…

Dominika wyszła z pokoju. Przez chwilę słyszała jeszcze bełkotliwe narzekanie Darka, które po chwili ucichło. Parę minut później zastąpił je szum prysznica.

Po kwadransie Artur wszedł pokoju i przekręcił klucz w zamku, zamykając za sobą drzwi. Ciężko usiadł na łóżku i potarł skronie.

– Jak? – Dominika usiadła na piętach za jego plecami i położyła mu dłonie na ramionach. Od razu wyczuła, że jest spięty i zmęczony.

– Źle. Wiesz, co, zastanawiam się, jakim cudem taka fajna dziewczyna związała się z takim sukinsynem…

– Może sama kiedyś ci opowie… – zaczęła masować napięte ramiona, wygniatając z nich stres. – To nie moja tajemnica. Ale masz rację, jest źle. Cholera, Artur, jest gorzej niż myślałam… To nie jest kryzys, to katastrofa, i to na całej linii…

– Aż tak źle?

– Tak. Wiesz, jedyne, co mi pozostało, to po prostu ratować Gośkę.

– Po tym, co usłyszałem, to Darek może się cieszyć, że nie zebrał… Ta gnida zdradza ją na prawo i lewo, laski na tinderze sobie ustawia… Nie zdziwiłbym się, jakby nawet teraz… Najgorsze w tym jest to, że…

– Zostaw… Nie chcę już więcej się w tym taplać… Poza tym sprawy się pokomplikowały jeszcze z innego powodu…

– Co?

– No… Wiesz… – Dominika westchnęła ciężko. – Cholera… Artur, ja przepraszam, ale nie tak miałam to rozegrać… Zamiast pomóc Gośce, to skończyło się na tym, że zapłakaną kołysałam do snu… A naprawdę niewiele brakowało, żebym zaczęła ją podrywać… A na koniec jeszcze… Wiesz kiedy ostatnio robiłam sobie sama? Tak całkiem sama-sama?

– Poważnie?.

– Poważnie. Gośka na balkonie, a ja tu rękodzieło… Wiem, wypiłam trochę… Ale boję się, że znowu narozrabiam… Przytul mnie… Nie czuję się tym bezpiecznie…

Objął ją i mocno pocałował. Zadrżała, kiedy poczuła jego usta na swoich. Podniecenie, które urosło przez cały wieczór, a potem jakoś schowało się pod ponurymi myślami o Gośce i Darku, nagle odezwało się na nowo. Oddawała pocałunki zachłannie, jakby chciała wypchnąć z pamięci cały miniony wieczór. Poddała się pieszczocie, ocierając piersiami o niego. Nie przeszkadzało jej, że Artur pachnie piwem, że nawet nie zdążył wejść pod prysznic. Chciała go tu, i teraz. Oderwała usta, wyciągnęła na łóżku i chwyciła go za głowę, kierując w dół, w stronę brzucha. Nie chciała dzisiaj delikatnych pieszczot. Chciała, żeby w końcu napięcie całego wieczoru odeszło, chciała zatracić się w Arturze. I chciała jeszcze czegoś.

– Chcę Gośki do łóżka… – jęknęła, kiedy Artur przeciągnął językiem po jej sterczącym sutku.

– Potem… – odparł, obsypując jej brzuch pocałunkami.

Kiedy jego język dotarł do wilgotniejącej w ekspresowym tempie szparki, niemal krzyknęła. Teraz nawet nie próbowała się ograniczać. Chciała orgazmów, które całkowicie oderwą ją od rzeczywistości. Artur doskonale wyczuł jej nastrój i pomagając sobie palcami, skierował ją na najkrótszą drogę do rozkoszy. Czuł, jak jej uda ściskają mu głowę i słyszał jej krzyk. Zwolnił nieco tempo, pozwalając napięciu opaść nieco, a potem oderwał usta od żony i ułożył się obok niej, otulając ramieniem. Nie pozwoliła mu na długą bezczynność. Zdjęła okulary, przerzuciła nogę przez jego biodra, szybko nakierowała męskość na swoje wejście i przyjęła we wnętrzu. Unosiła się i opadała, krótkimi ruchami, wzmagając doznania rytmicznym zaciskaniem mięśni wokół twardego trzonu. Zatracała się w przyjemności, ujeżdżając go. Artur uniósł się najpierw na łokciach, a potem usiadł, obejmując ciasno coraz mniej przytomną z rozkoszy żonę. Kiedy następna fala orgazmu zaczęła wstrząsać jej ciałem, przycisnął biodra Dominiki do swoich. Krzycząc z rozkoszy, całkowicie straciła panowanie nad sobą i zaczęła okładać go pięściami po plecach, kiedy kilkoma mocnymi pchnięciami dokończył, wypełniając ją spermą. W końcu, ciężko dysząc, opadła na łóżko.

Artur czuł, jak oddech Dominki powoli się uspokaja, w miarę jak dochodziła do siebie po przeżytej przed chwilą rozkoszy. Obrócił się nieco i pocałował ją przelotnie w usta.

– Oj, psotko… Ale narozrabiałaś…

– Chyba nie zrobiłam ci krzywdy? – stęknęła.

– Najwyżej parę siniaków… Nic mi nie będzie…

– Przepraszam…

– To opowiedz mi, jak to z tą Gośką do łóżka…

– No wiesz… Teraz?

– Teraz…

– Podoba mi się, chciałabym wtulić się w jej piersi… Są śliczne… Ale sprawy naprawdę są skomplikowane… To ona musi do nas przyjść, nie my do niej… I wiesz… Jutro powiem Gośce, że jeśli chce, to może patrzeć… Nawet może tu przyjść… A teraz przytul mnie i powiedz, jak mnie kochasz…

Wtuliła się w spocone ciało męża. Artur czuł, jak jej oddech zwalnia. Kilka chwil później spała. Mężczyzna ostrożnie sięgnął za siebie i zgasił lampę. Przykrył żonę prześcieradłem i zapadł w sen.

Przejdź do kolejnej części – Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział V: Środa

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Tak jak się obawiałem, Darek stał się całkowitym już szwarcharakterem bez żadnych cech, które choć trochę łagodziłyby jego wady. Z kolei Artur urasta do rangi rycerza w świetlistej zbroi.

Ceniłem dotąd tą serię za pogłębione i przenikliwe portrety bohaterów. W wypadku kobiet to wciąż obowiązuje, ale mężczyźni… coraz bardziej to przypomina naiwną bajkę dla dzieci z morałem. Tyle, że zamiast dobrej księżniczki i złej macochy jest ideał faceta żywcem wzięty od redaktorek z Wysokich Obcasów i uosobiona Toksyczna Męskość (TM). Szkoda, wielka szkoda. Liczyłem jednak na bardziej subtelną opowieść, w której racje nie byłyby tak jednoznacznie rozdane.

Może to i bajka, ale czy czasem nie potrzeba nam właśnie bajki? Szczególnie tym spośród nas, co ciągle trafiają na Darków? Pozwól im wierzyć, że gdzieś tam są jacyś Arturowie 🙂

Jak wspominałem – jest to całkowicie zamierzone, ale żeby nie spoilować, nie będę (na razie) pisać, dlaczego. Ale pozwolę sobie na jedyne małe stwierdzenie – to nie panowie są tu istotni. To tylko tło.
Więcej nic (na razie).

Zastanawiam się nad budową postaci Darka. Autor w oczywisty sposób buduje go jako postać negatywną. Ale jednocześnie robi z niego kompletnego idiotę, który cały czas się upija i chwali swoimi podbojami przed Arturem, jakby nie domyślał się, że to może dotrzeć do jego żony.

Trudno czuć coś więcej niż pogardę dla tak skonstruowanego bohatera. A przecież dobry złol potrawi napędzać fabułę niejednej powieści. Powinien stanowić atut, a nie największą jej słabość. Ta pogarda wobec Darka przelewa się również na Gosię, która z jakiegoś powodu trwa przy takiej miernocie.

Mimo to historia wciąż ciekawi, więc czytam dalej.

Napisz komentarz