Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział V: Środa (Boober)  4.83/5 (12)

40 min. czytania

Źródło: Pixabay

Artur obudził się nim słońce dobrze podniosło się znad horyzontu. Dominika spała, niemal całkiem odkryta. Zmięte prześcieradło okrywało jedynie kawałek nogi. Wyplątał się z pościeli i ostrożnie wstał. Mimo wczorajszej wyprawy z Darkiem czuł się świetnie. Stary patent z zakończeniem takiej libacji wielką ilością soku owocowego zadziałał. Przeciągnął się, aż zatrzeszczały stawy, ziewnął potężnie i wstał. Wskoczył w szorty, podkoszulek i wyszedł z pokoju. Z salonu dobiegło go ciężka chrapanie Darka. Wciągnął buty i miał już sięgnąć za klamkę, żeby wyjść na zewnątrz, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W korytarzu pojawiła się Gośka. Była już ubrana w spodenki i ten sam top, który miała na sobie wczoraj. W ręce trzymała adidasy. W efekcie wypitego wczoraj alkoholu nie sprawiała wrażenie wybitnie rześkiej.

– Idziemy? – rzuciła krótko.

– Czemu nie. Tak jak wczoraj?

– Może być. Daj mi tylko minutę i jestem gotowa – wskazała głową łazienkę.

Artur zawiązał buty i wyszedł na dwór. Gośka dołączyła do niego po kilku chwilach, związując włosy w koński ogon. Poprawiła ramiączko topu i powiedziała:

– Ale dzisiaj bez debat filozoficznych i poradni małżeńskich. Czysty bieg. Mam trochę kaca, a jak mamy nurkować, to muszę się pozbierać. Czterdzieści minut przebieżki, litr soku i zimny prysznic powinny załatwić sprawę.

– Podaj tylko tempo. Jak spuchniesz, to zwolnię…

– Tej satysfakcji ci nie dam – odparła, patrząc na niego spod oka.

Ruszyli. Gośka trzymała się pół kroku przed Arturem, wybijając równy rytm na pokrywającym ścieżkę szutrze. Tak jak wczoraj, skierowali się w stronę mariny. Kiedy minęli zakręty na drodze i zaczęli zbiegać w stronę morza, Artur rzucił:

– Do plaży?

– Czemu nie. Brzegiem?

– Ścieżką.

Dotarli do przerwy w żywopłocie i wbiegli na prowadzącą do plaży ścieżkę. Przemknęli między murkami, obok pozbawionej oblicza statuy i wydostali się na plażę. Gośka stanęła w lekkim rozkroku i opadła do skłonu, rozciągając mięśnie.

– Może jeszcze popływamy? – Artur zaryzykował. – Akurat, chłodna woda na orzeźwienie.

– Teraz?

– No.

– I co, będziemy wracać w mokrych?

– Ja tam zdejmuję…

– Na waleta?

– A co? Nie widziałaś mnie bez gatek?

Gośka jednym ruchem zdjęła top i stanik, uwalniając piersi. Rozwiązała adidasy i wysunęła z nich stopy. Chwilę później zsunęła też obcisłe szorty, pod którymi nie miała majtek. Artur Szybko pozbył się swojej odzieży. Weszli do wody. Gośka płynęła spokojną żabką, Artur wystrzelił do przodu. Opłynął skałki i zawrócił. W tym czasie ona dotarła do skałek, odepchnęła dłońmi od jednego z kamieni i skierowała do brzegu. Wyrównał tempo i drogę powrotną pokonali już razem. Wyszli na brzeg, otrząsnęli się z wody i zaczęli ubierać. Nawet nie krył się specjalnie, oglądając ją nagą.

– Wiesz co, gdyby nie to, że powybijałabym sobie zęby, to chyba i biegałabym dzisiaj nago…

– To zaproszenie?

– Skąd… Jakieś granice zdrowego rozsądku są. Po prostu mam jakiś taki wolnościowy nastrój. Powiedz, jestem atrakcyjna? – wywaliła nagle z grubej rury. –  Dominiki nie ma, nie musisz bawić się w dyplomację.

Artur wyczekał chwilę, zatrzymując wzrok na jej figurze. Gośka podniosła ręce, zaplatając je na karku, a potem, widząc wzrok Artura, powoli okręciła się wokół własnej osi. Na koniec objęła dłońmi piersi i uniosła je nieco.

– Owszem, jesteś.

– I nie uważasz, że jestem za gruba?

– Nie… A dlaczego miałbym?

– Bo na przykład mój mąż twierdzi regularnie, że mam grubą dupę. Więc?

– No gruba to ona nie jest na pewno. Wiesz, to że się nie jest patyczakiem z wybiegu nie oznacza od razu bycia grubym.

– Czyli mój tyłek ci się podoba?

– Owszem.

– I podobam się facetom?

– Za wszystkim nie ręczę, wiesz, niektórzy gustują w chudych blondynkach, inni wolą raczej niskie…

– Artur, odpuść sobie to kluczenie. Podobam się tobie? Nie jako przyjaciółka twojej żony, tylko jako kobieta?

Zawahał się na moment. A potem uśmiechnął, pochylił i zawiązał sznurowadło. Kątem oka widział, jak Gośka sięga po top i szorty. Kiedy ubrała się i zawiązała buty, spojrzała na niego wyzywająco.

– Więc?

– Tak, podobasz.

– I co?

– A co ma być? Podobasz.

– Fajnie. Dobrze wiedzieć, że jeszcze podobam się normalnym facetom.

– A uważasz mnie za normalnego?

– Patrząc na realia? Nie. Ale przynajmniej twój gust poprawia moje samopoczucie. A tak na marginesie, to z ciebie też niezłe ciacho. Biegniesz?

– Biegnę.

Ruszyli równym tempem w stronę domu. Artur przez całą drogę uśmiechał się w duchu. Dominika znów miała rację. Doskonale zdawał sobie sprawę, że całe to przedstawienie było zamierzone. Zastanawiał się tylko, ile Gośka wie. Bo był niemal pewien, że wiele z ich małych tajemnic ujrzało wczoraj światło. Może nie dzienne, ale wieczorne.

Kamera z ręki, kadr znad ramienia Artura, pokazuje od tyłu biegnąca Gośkę. Krótkie cięcie i przejście do sypialni Artura i Dominiki. Półszeroki plan, przez łózko na drzwi do pokoju.

Dominika obudziła się, kiedy w drzwiach pokoju stanął Artur, z mokrymi po kąpieli włosami, owinięty w pasie ręcznikiem.

– Cześć! – rzucił. Podszedł do łóżka i pocałował ją przelotnie.

– Hej.

Sięgnął do szafy po ubranie, kątem oka widząc jak Dominika odprawia swój poranny rytuał jogi. Zajął się ubieraniem, a kiedy Dominika skończyła, zapytał:

– Śniadanie?

– Mhm… Ale muszę najpierw wskoczyć pod prysznic.

– To poczekaj, Gośka w łazience…

– Darek śpi?

– Śpi. Ale nie wchodź do salonu, jak masz zamiar nurkować. Śmierdzi jak sporawa gorzelnia.

– Dupek.

– Dupek – zgodził się.

Artur poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanie. Kończył parzyć kawę, kiedy obie kobiety pojawiły się w drzwiach. Dominika w lekkiej sukience, Gośka w szortach i podkoszulku.

– Proponuję zjeść na tarasie…

Gośka spojrzała na śpiącego na kanapie męża, skrzywiła się i przytaknęła ruchem głowy. We trójkę ustawili na tacy kubki z kawą, kanapki i koszyk pomidorów. Artur chwycił tacę, Gośka talerzyki i wyszli na taras. Usiedli pod markizą.

– Smaczności.

– Mhm – Dominika zamruczała, z ustami pełnymi pomidora. Przez kilka chwil jedli w milczeniu. W końcu ciszę przerwała Gośka.

– Domi, pamiętaj, by na nurkowanie wziąć krem do opalania. Godzina na łodzi, to można się poopalać.

– Można. Na którą myśmy się umówili? Na dziesiątą?

– Na wpół – Artur spojrzał na zegarek. – Mamy prawie dwie godziny. Co robimy z tak mile rozpoczętym dniem?

– Nic. Ja tam mogę sobie posiedzieć na tarasie, patrząc jak życie płynie – odparła Dominika. – Albo książkę poczytać. Albo cokolwiek innego…

– To ja pozmywam – zaoferowała się Gośka, wstając od stołu. – A potem może też zajmę się robieniem nic…

Roześmiali się wszyscy. Artur objął Dominikę ramieniem i przytulił do siebie. Ona oparła rudą głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy. Po minionej nocy nadal czuła się błogo.

– Wiesz – Artur rzucił w przestrzeń. – W sumie stąd do Wenecji jest ze dwie godziny drogi…

– Samochodem? W życiu…

– Trochę optymizmu….

Kamera z powietrza pokazuje w szerokim planie niewielki ponton, zakotwiczony „pośrodku nigdzie”. Na rufie siedzi niski, krępy Chorwat w czerwonej czapce i pogryza orzechy. Zatacza koło nad jednostką i powoli zniża się do niskiego planu tuż nad wodą. Wyrównuje lot w momencie, gdy przy linie kotwicznej pojawia się wyciągnięta ręka, a po chwili – głowa Dominiki. Zaraz po niej wynurzają się Gośka, za nimi Artur, i na końcu chorwacka przewodniczka. Dopiero, kiedy ostatnia osoba pojawia się na powierzchni, zaczyna być słychać dźwięki tła.

 

– OK, wait here, then give Goran your belts – Blanka zdjęła swój balast i podała go mężczyźnie w pontonie. Po kolei podawali mu taśmy z ołowianymi kostkami. Blanka odpięła jacket, podała go partnerowi i, pomagając sobie płetwami, prześliznęła się przez burtę na ponton. Po kolei podawali instruktorom swój ekwipunek, który Chorwaci układali na dnie granatowego zodiaka. A potem, podobnie jak ona, pomagając sobie płetwami, weszli do środka.

– Bomba! – Gośka pierwsza zajęła swoje miejsce, pomagając Dominice usiąść obok. – Kondycja jest rewelacyjna! Goran, how actually this vessel sank? – zwróciła się do majstrującego przy silniku Chorwata.

– We not sure. It was accident, some bottom valves malfunction, or the crew sank the ship on purpose. That’s why it has no visual damages.

Dominika sięgnęła do taśmy zamka kombinezonu. Odpięła go i z ulgą ściągnęła neopren z ramion. Ostre słońce sprawiało, że czarna pianka momentalnie zmieniała się w piekarnik. Zsunęła się z gumowej burty, usiadła na dnie pontonu i wystawiła twarz do słońca.

– Spalisz się – usłyszała dokładnie w tym samym momencie, w którym ciężkie dłonie Artura zaczęły wmasowywać w jej ramiona krem z filtrem.

– A mnie też posmarujesz? – zapytała Gośka.

– O nie nie… Najpierw obowiązki małżeńskie, potem jakieś fuchy na boku – roześmiała się Dominika. Artur dokończył wmasowywanie kremu w ramiona Dominiki, po czym obrócił się nieco i kolejną porcją kremu nasmarował Gośce plecy i ramiona. Obie kobiety usadowiły się wygodnie, oparte o miękkie burty pontonu i z przymkniętymi oczyma oddawały się słonecznej kąpieli. Artur rozparł się wygodnie na dziobie, wyjął z torby wcześniej przygotowaną kanapkę i spokojnie zaczął ją konsumować. Blanka rozmawiała o czymś cicho z Goranem.

Następne czterdzieści minut spędzili na pogawędkach o niczym, żarcikach i przekomarzaniu. Dopiero, kiedy przed dziobem pojawiły się stawy podejścia do portu, Artur przeciągnął się i spojrzał na zegarek.

– Jest druga. Jaki mamy plan? Bo ja to bym coś zjadł, jak się sklarujemy… A potem jeszcze zajrzę w jedno miejsce…

– Jakie? – Dominika poprawiła okulary na nosie.

– Niespodzianka. Zajmie mi to góra pół godziny. Posiedzicie sobie przy winku, albo na plaży…

– No nie wiem… Nie boisz się tak nas zostawić na pastwę ponętnych sklepów z ciuchami i męskich nadzwyczaj Chorwatów?

– Ufam w wasz zdrowy rozsądek…

– Co? – Gośka w grymasie udawanego zdziwienia uniosła brwi. – Rozsądek, w środku lata, w Chorwacji? Nigdy w życiu!

– No cóż… W końcu dorosłe jesteście… Ale ja potem nosków nie będę wycierał.

Dobili do kei. Goran rzucił czekającemu na brzegu chłopaki cumę, ten przywiązał ją wprawnie do knagi. Zaczęli wypakowywać sprzęt, wkładając go do lekkiego wózka. Kiedy wszystko już znalazło się na brzegu, Artur złapał za uchwyty i z pomocą młodego pomocnika z bazy zaczął wciągać go po niewielkiej skarpie w kierunku pomalowanego na niebiesko budynku, ozdobionego na niemal całej długości graffiti przedstawiającym szaro-złotą barakudę. Sklarowali sprzęt, rozwiesili pianki do wysuszenia, upchnęli skrzynki z resztą sprzętu w przydzielone im przegródki na sporym regale w magazynku i przeszli do pomieszczenia pełniącego funkcję biura, sali wykładowej dla kursantów i sklepu z wyposażeniem w jednym. Blanka, pełniąca latem funkcję człowieka do wszystkiego, a przy okazji dziewczyna Gorana, ze zmarszczonym czołem wpatrywała się w monitor komputera.

– Oh, it’s you! – odezwała się, odwracając głowę od ekranu. – Good to see you. I’ve got an unfortunate news for you.

– What happened? – Dominika poprawiła okulary na nosie.

– We must reschedule your tomorrow diving. Tomorrow forecast says, that there will be a strong wind, which makes diving on this part of coast too dangerous. The officials closes this area for diving, don’t ask my, why, because I do not know. Anyway, we can’t dive there.

– Oh, pity…

– Yes, this rock reef is beautiful… And, what is more unfortunate, tomorrow the only safe cruises is on the Galena Rock and this wreck, you’ve been diving today… So I’m sorry, but I can’t suggest you anything else… It’s so unfortunate… But we can’t change the weather…

Artur przybrał minę pod tytułem “nic nie szkodzi, wypadki się zdarzają” i stwierdził:

– Blanka, don’t bother. We’re grown ups… We can find ourselves something to do… Just do maybe a one day with two divings, that’s no problem…

– Yes, it’s can be scheduled…

Kilka minut ustalali szczegóły zmian w planie, tak układając wszystko, by faktycznie dostać się na tę część wybrzeża, którą chwilowo wyłączył wiatr. Kiedy w końcu wszystko było ustalone, Blanka jeszcze raz przepraszając za wszystko wręczyłam im wydrukowany nowy plan nurkowań. Wyszli, życząc jej miłego dnia.

Rozstali się na deptaku przy marinie. Gośka z Dominiką usiadły pod parasolem kawiarni, a Artur ruszył w kierunku centrum miasteczka. Mniej więcej w tej samej chwili, w której jego szerokie plecy zniknęły w tłumie, przy stoliku pojawiła się dziewczyna z notatnikiem i zawodowym uśmiechem. Zamówiły kawę, lody i miejscowe różowe wino.

– Wiesz… – Gośka przeszła do rzeczy kiedy tylko kelnerka zniknęła z pola widzenia. – To wczoraj… Wiem, zalałam się, nagadałam ci głupot… To znaczy sama nie wiem, co ci nagadałam, ale jeśli chodzi o mnie i Darka, to pewnie powiedziałam to, co myślę. Koniec tematu. Ale jeśli gadałam jeszcze jakieś bzdury, to wiesz…

– Spokojnie… Nie takie rzeczy się słyszało… W ogóle nie ma tematu, tak?

– Mam nadzieję, że nie zrobiłam niczego durnego…

– Poza tym, że ryczałaś jak pięciolatka nad misiem z urwaną łapą, to w sumie nic – Dominika wolała nie sprawdzać, ile Gośka pamięta z wczorajszego wieczoru. – W każdym razie strat materialnych nie było…

– To jedyne pocieszenie. Dobrze, że po tym wczorajszym pijaństwie nie mam sensacji… Mniej do sprzątania…

– Oj, spokojnie, zasnęłaś w swoim łóżku, tylko trochę zapłakana… Nic wielkiego…

Pojawiła się kelnerka, niosąc kawę i dwa pucharki lodów. Obie zajęły się konsumowaniem słodkości. Kiedy po deserach pozostały jedynie puste naczynia, Dominika rozsiadła się wygodnie. Gośka zamówiła jeszcze po kieliszku wina i rozejrzała po okolicy. A zwłaszcza kilku wystawach sklepów z ciuchami.

– Domi, a co powiesz na najbardziej babski sposób pozbywania się bólu istnienia, zaraz po uchlaniu się do spodu?

– Masz na myśli kolejną porcję lodów?

– Nie. Coś znacznie bardziej hardkorowego – wskazała głową na wystawy butików. – Wchodzisz w to?

– No ba… Od czego zaczynamy?

– A co jest pierwsze z brzegu?

– Najbliżej? Sądząc po reklamie nad drzwiami to bielizna.

– Bielizna? Wchodzę w to.

Uregulowały rachunek i ruszyły na podbój butików. Dominika z uśmiechem obserwowała, jak jej przyjaciółka przerzuca kolejne modele staników, szukając czegoś, co ją zainteresuje. Większość modeli jednak nie spełniała pokładanych w nich nadziei.

– Cholera, to nic z tego, czego szukam… Idziemy gdzie indziej… Takie to dostanę w supermarkecie, albo na osiedlowym bazarku… Nuuuuuuuda!

– A czego ty właściwie szukasz?

– Czego? Czegoś super ekstra mega hiper seksownego. Powiedziałabym, że wręcz sprośnego…

– To może spytamy dziewczynę, co takiego ma?

– A ma?

– Nie wiem…

Okazało się, po krótkiej wymianie zdań łamaną angielszczyzną, że wprawdzie ten sklep takich towarów nie oferował, ale za to sprzedawczyni, przy pomocy kartki i ołówka, wskazała im drogę do sklepu, który miał w ofercie “special underwear” – jak zostało to nazwane. Podziękowawszy uprzejmie wyszły w letnie słońce. Pięć minut zajęło im znalezienie miejsca oznaczonego na improwizowanej mapce, jednak kiedy zobaczyły szyld nad sklepem, obie nie były w stanie powstrzymać wesołości. Różowy napis „Nježan Dodir. Neobično donje rublje”, połączony z rysunkiem stanika, który zamiast typowych miseczek miał dłonie stwarzał wrażenie co najmniej absurdalne. Gośka pchnęła drzwi i obie weszły do sklepu.

Na ich widok stojąca za ladą kobieta natychmiast przerwała składanie kilku par majtek i przywołała na twarz uprzejmy, profesjonalny uśmiech.

– Dobro jutro. Kako vam mogu pomoći? – odezwała się.

– Oh, hello – Dominika spróbowała angielskiego.

– Hello. How can I help you? – odpowiedziała sprzedawczyni z nienagannym, brytyjskim akcentem.

– Well… – Gośka rozejrzała się po sklepie. Na kilku manekinach były wystawione staniki, w głębi dostrzegła przejście do przymierzalni. Sklep wyglądał niemal ascetycznie, jeżeli brać pod uwagę to, co było w nim wystawione, ale coś sprawiało, że miała wrażenie, że trafiła we właściwe miejsce. – I need something special… Sexy…

– Oh, of course. And for you, ma’am? – sprzedawczyni przeniosła wzrok na Dominikę.

– No thanks. I’m just accompanying… She’s the one in need!

Sprzedawczyni, z nieschodzącym z ust uśmiechem otaksowała wprawnym spojrzeniem Gośkę, a potem zaprowadziła ją do przymierzalni. Dominika rozsiadła się w pobliskim foteliku i czekała na rozwój wypadków.

Sprzedawczyni tymczasem, umieściwszy Gośkę w kabinie, przeprosiła ją na moment i wezwała koleżankę. Przez kilka chwil coś cicho tłumaczyła jej po chorwacku. Młoda dziewczyna potakiwała, a potem zniknęła na zapleczu. Wróciła po jakichś pięciu minutach, niosąc w ręku elegancki koszyk, w którym leżała całkiem spora kolekcja staników. Sprzedawczyni chwilę cicho konwersowała z Gośką, a potem, zachęcona gestem, weszła z nią do kabiny. Po minucie kotarka odsunęła się. Gośka prezentowała się w czarnym staniku.

– I jak? – spytała.

– Leży świetnie – oceniła Dominika, podnosząc się z fotela. – Ale ja wiem… No stanik…

– Właśnie. It must be something more sensual, sexy…

Sprzedawczyni natychmiast odłożyła z przyniesionego koszyka kilka modeli I podała Gośce następny, w odcieniu ciemnego niebieskiego. Obie kobiety zniknęły w przymierzalni. Po kilku minutach wychyliła się z niej na moment ekspedientka, wzywając ponownie koleżankę. Parę chwil zajęła im przyciszona konwersacja, i młoda dziewczyna znów zniknęła na zapleczu. Kiedy wróciła, po dobrych pięciu minutach, niosła w dłoniach trzy ciemnowiśniowe pudełka. Postawiła je na stoliku obok przymierzalni, skinęła Dominice przepraszająco głową i wróciła na zaplecze, skąd rozlegał się coraz bardziej natarczywy dźwięk telefonu.

Dominika podniosła się z fotela i z ciekawości otworzyła pudełko na samej górze. Wewnątrz leżał gorset. Pod palcami poczuła od razu, że to nie tania satyna, ale prawdziwy, naturalny jedwab, w odcieniu głębokiej czerni. Nie miała wątpliwości, że trzyma w dłoniach nie masówkę z taniej szwalni na dalekim wschodzie, ale niemal dzieło sztuki. Szeroka, czarna taśma sznurowania dopełniała wrażenia ekskluzywności. Ostrożnie odłożyła jedwab na miejsce i zamknęła pudełko. Niemal w tej samej chwili z przymierzalni wychyliła się sprzedawczyni, chwyciła pudełka i zniknęła znów za kotarą. Na reakcję będącej wewnątrz Gośki nie trzeba było czekać. Dominika mocno musiała się postarać, by słysząc westchnienie zachwytu nie roześmiać się na głos.

Jakiś czas trwało, zanim sprzedawczyni pomogła dopasować zawartość któregoś pudełka do figury klientki. Wreszcie kotara się odsłoniła, a Dominika mogła ujrzeć przyjaciółkę. Ściągniętą gorsetem, który jednocześnie w mistrzowski sposób podtrzymywał i eksponowała biust. Strój nie zakrywał wiele. Jedwab, w odcieniu ciemnego burgunda, opinał talię, a górna część jedynie podpierała od spodu piersi. Imponujący biust, dodatkowo zwężona sznurowaniem talia i pełne biodra nadały sylwetce Gośki wyzywający, bardzo seksualny wygląd.

– Pięknota! – uśmiech na twarzy Gośki był jednoznaczny. – I jak?

Dominika patrzyła jak urzeczona. Bielizna okazała się niemal magiczna. Piersi Gośki, podparte od dołu, uniosły się, nabrały krągłości. Sprawiały wrażenie jeszcze większych, niż w rzeczywistości, wręcz imponujacych. Nic jednak ich nie osłaniało, a ciemne sutki były idealnie wyeksponowane. Ciemny jedwab komponował się z opaloną skórą.

– No nie gap się tak, jak leży? – Gośka roześmiała się, widząc jak Dominika patrzy na nią.

– Bosko… – Dominika wciąż patrzyła na przyjaciółkę jak urzeczona. – Jak na ciebie projektowane…

– Chcę to mieć! Nie ma mowy, że go z siebie zdejmę! Jest boski!

– No… To prawda…

– Mistrzostwo świata… Gdyby nie byli tak daleko od domu, zostałabym ich stałą klientką… Musisz sobie też koniecznie coś tu kupić… Na pamiątkę…

– Gosia, nie szalej… Wiesz, jaki mam stosunek do takich konstrukcji…

– No przecież nie mówię o gorsecie… Ale… No weź, co ci szkodzi?

– Aj, daj spokój, sama nie wiem nawet, czego mogłabym chcieć… Znasz mój stosunek do kupowania ciuchów i mody. Ma być wygodnie i tyle.

– Domi… Proszę… – odwróciła się do sprzedawczyni, która cały czas, z zawodowym uśmiechem, stała pół kroku za nią – I’ll take it. It’s gorgeous. Epic masterpiece. And now we would like to find something for my friend. She doesn’t like lingerie, bras especially. So it must be something extra comfy and a bit spicy at the same time.

– This will take a moment, ma’am – sprzedawczyni zapraszającym gestem wskazała Dominice sąsiednią kabinę. – Would you wait here?

– Yes, thank you – powiedziała niemal automatycznie i zaskoczeniem stwierdziła, że jest wewnątrz przymierzalni. Wzruszyła ramionami, w końcu przymierzenie paru staników nic nie kosztuje, a czuła, że odmowa sprawi Gośce przykrość. Odłożyła mały plecak, który pełnił rolę torebki na niski, obity miękkim welurem stołeczek, zdjęła okulary i ściągnęła bluzkę. Obrzuciła krytycznym spojrzeniem swoją sylwetkę w lustrze. Nawet nie próbowała porównywać swoich “może niewielkich, ale zadziornych” – jak często mawiał Artur – piersi do biustu Gośki. Wyrosła z takich porównań wiele lat temu. Czekając, aż sprzedawczyni przyniesie bieliznę, zastanawiała się, co też zrozumiała jako “wygodną i pikantną”.

Minutę czy dwie później poznała odpowiedź. Sprzedawczyni, upewniwszy się że może wejść do przymierzalni, wniosła koszyk z kilkunastoma propozycjami. Dominika zaczęła przyglądać się wyjmowanej bieliźnie. Kilka miękkich, półprzezroczystych staników, braletki z delikatnej koronki… Pozwoliła sprzedawczyni zaproponować to i owo, przymierzyła, bardziej dla zasady, dwa czy trzy modele. W końcu w dłoniach pomagającej jej kobiety pojawił się miękki stanik, z trójkątnymi tiulowymi miseczkami, w odcieniu butelkowej zieleni. Zamiast typowego, szerokiego obwodu, dolna część była złożona z kilku cienkich pasków, łączących się na mostku w coś na kształt plecionki. Dominika, bardziej z grzeczności niż faktycznego zainteresowania, przymierzyła i ten.

– Hm… If I may say, this one fits perfectly… – sprzedawczyni obrzuciła ją fachowym spojrzeniem.

Faktycznie, stanik pasował idealnie. Dominika praktycznie nie czuła, że ma na sobie cokolwiek. Tkanina była niezwykle miękka, a tasiemkowy dół był prawie niewyczuwalny. Ciemna zieleń w połączeniu z jej naturalnie jasną karnacją, stanowiła interesujący kontrast. Przez moment przeszła jej przez głowę myśl, żeby faktycznie sprawić sobie taki.

– If I may suggest, we are offering also a matching brazilian or tanga underpants. Would you like to see one of those, ma’am?

– Mm… Yes.. I think…

Sprzedawczyni wyszła, a zza kotary odezwała się Gośka.

– Mogę?

– Tak, pewnie – Dominika odsunęła tkaninę, odgradzającą ją od reszty świata. – Co o tym myślisz?

– Piękny… Ile ja bym dała, żeby móc takie coś włożyć… I jeszcze ten kolor… Pierwszy raz widzę zielony stanik… Powinien mieć na pudełku napis “tylko dla rudych”!

– Przestań… Nie wiem… No stanik… Ładny, ale…

Rozmowę przerwało pojawienie się sprzedawczyni. Dominika przyjrzała się przyniesionym majtkom. W końcu zdecydowała się na brazyliany. Przyłożyła je do swoich szortów, na oko oceniając rozmiar.

– You can try it on, ma’am…

– Dawaj, co ci szkodzi… Mamy czas… – Gośka zachęcającym ruchem wskazała na przymierzalnię.

Okazało się, że sprzedawczyni była naprawdę profesjonalistką w swoim fachu, albo miała centymetr w oczach. Co w sumie na jedno wychodziło. Dominice chwilę zajęło ułożenie paseczków, które podobnie jak w staniku, zbiegały się w ozdobną plecionkę, która zasłaniała strategiczne miejsce z przodu. Tył był zrobiony z tego samego tiulu, z jakiego miseczki stanika. Ale nadal nie mogła przekonać się do zakupu kompletu. Wydawało jej się, że to nie ma sensu. Rozebrała się, wciągnęła przez głowę bluzkę i wyszła z przymierzalni. Już miała podać sprzedawczyni obie części kompletu i wymyślić jakieś uprzejme kłamstewko, kiedy zadzwonił telefon. Riff z The Trooper Ironów był przypisany do Artura. Dominika nie do końca świadomie wręczyła Gośce trzymana bieliznę i zaczęła przekopywać się przez zawartość swojego plecaka. W końcu wygrzebała telefon i odebrała połączenie.

– Cześć, co tam?

– No hej, wakacyjna. Gdzie jesteście, jak was nie ma w kawiarni?

– Gośka postanowiła poszaleć… Sklepujemy się.

– Aha. Mam gdzieś na was poczekać, czy iść was szukać?

– Nie, zaraz, moment, muszę to poogarniać…

– Swoją drogą, ty w butikach… Czego się nie robi dla przyjaciół?

– Oj, przestań. Mnie też czasem włącza się faza g-power, więc bez przesady. Jesteśmy jakieś dziesięć minut od deptaka… Poczekaj moment… Gośka?

Kilka sekund rozmowy wystarczyło, żeby Gośka przemieściła się do kasy. Dominika widziała, jak wyjmuje z torebki kartę i podaje sprzedawczyni. W tym samym momencie w rękach drugiej pracownicy sklepu mignęła ciemna zieleń, wkładana do gustownego, czarnego pudełka z odciśniętym logo sklepu. Zanim zdążyła zaoponować, Gośka zamaszystym ruchem podpisała podany jej kwit z teminala.

– Cholera… – jęknęła Dominika.

– Co się stało? – zaniepokoił się Artur

– Nic, Gośka tylko… Poczekaj, zadzwonię do ciebie za minutę – przerwała połączenie i ruszyła w stronę przyjaciółki. Ta w tym czasie zdążyła chwycić, zapakowaną w ozdobiona podobnie jak pudełka papierową torbę, bieliznę. Dogoniła ją przy drzwiach.

– Gośka, co ty?

– Daj spokój… Bez dyskusji.

– Ale przecież…

– Nie. Kupiłam, koniec.

– Oszalałaś?

– Nie. Potraktuj to jako drobny upominek za wczorajszy wieczór. Honorarium dla psychoterapeuty.

– Gosia… No nie mogę… Powiedz ile, rozliczymy się.

– Nie. Chociażbym miała zjeść paragon. Koniec tematu. Zresztą, ten gorsecik jest tak cudowny, że nawet go nie zdjęłam. Poprosiłam tą młodą, żeby tylko spakowała mi mój stary stanik… To co teraz?

– Thank you, and goodbye – Dominika skinęła głową sprzedawczyniom i ruszyła w stronę wyjścia. dopiero na zewnątrz zatrzymała się i spojrzała na przyjaciółkę.

– Gosia…

– Bez gadania  – ucięła przyjaciółka, doskonale wiedząc, do czego to  zmierza. – Jaki plan? Słyszałam, że Artur dzwonił.

– Tak, pytał czy ma przygotowywać wyprawę ratunkową… – uśmiechnęła się. – No i się zastanawiam, czy jeszcze coś, czy wracamy?

– Jeszcze coś?

– No nie wiem, szukamy jeszcze jakichś ciuchów, albo co? A może czego innego?

– A znajdę coś bardziej doskonałego niż to? – ściągnęła łopatki, eksponując podparte nowym nabytkiem piersi. Dominika nie była w stanie nie zauważyć, jak przez tkaninę bawełnianego t-shirtu przebijają sutki. Biust Gośki okazał się jej niezwykle pociągający. Sięgnęła po telefon, chcąc oderwać się od widoku, który nagle zaczął powodować kosmate skojarzenia w jej głowie. Wybrała numer Artura. Odezwał się po drugim sygnale.

– To jak? Mam przygotować misję ratunkową?

– Nie, nic się nie stało, musiałam po prostu jedną rzecz ustalić, a nie lubię takich spraw z telefonem przy uchu. Zasadniczo to już wracamy, więc nie wiem, spotkamy się przy samochodzie?

– Nie ma problemu. Czekam.

– Czekaj, czekaj, będziesz miał niespodziankę…

– O! Lubię niespodzianki… A jaką?

– Niespodziewaną. Kocham cię.

– A to żadna niespodzianka. Też cię.

Przerwała połączenie. Jeszcze raz spojrzała na Gośkę. Mimo, że miała na sobie zwykły t-shirt z napisami i szorty, nagle wydała jej się znacznie bardziej seksowna niż rano. I nie była to nawet kwestia bielizny, ale czegoś, co zmieniło się w jej postawie. Nagle znowu była sobą, znowu biła z niej energia, pewność siebie i zaraźliwa radość życia. Jakby wczorajszego wieczoru nie było, albo jakby wieczorno-nocne katharsis zmyło z niej przynajmniej emocjonalną część problemu. Jakby pogodziła się z tym, że zmiana jest nieunikniona i z radością oczekiwała tylko tego, co ma nastąpić, w ogóle nie martwiąc się przeszłością. Podziwiała w niej tą cechę, której jej zawsze brakowało. Coś, co jej babcia nazywała pogodą ducha, a ona – niezmąconym optymizmem. Gośka po prostu nie umiała się zamartwiać, ona działała. Podejmowała decyzje i je realizowała, ciesząc się samym ruchem i działaniem. Nie rozpamiętywała, nie analizowała po tysiąc razy, czy mogła lepiej. Po prostu szła przed siebie, ciesząc się życiem.

Kroczyły powoli, spoglądając na wystawy sklepów. W pewnym momencie Gośka zatrzymała się przed kramikiem z biżuterią, Najwyraźniej coś przyciągnęło jej uwagę.

– Domi, leć do Artura, żeby się nie denerwował. Kupię tylko kolczyki, bo już wczoraj widziałam tu takie fajne, z kamykami.

– Na pewno?

– Tak, no co ma się niepokoić. Daj mi parę minut i jestem.

– Dobra. To czekamy przy aucie.

Dominika poprawiła plecak i ruszyła w stronę parkingu. Artura zastała w cieniu sąsiedniego budynku, z torebką orzechów w dłoni.

– Orzeszka? – wyciągnął w jej stronę torebkę. – Świetne, tu obok jest budka, jeszcze ciepłe. A Gośka gdzie?

Dominika wsunęła palce do papierowej torebki i wyjęła z niej kilka oblany twardniejącym karmelem orzech. Wrzuciła jeden do ust, rozgryzła, badając smak. Słodycz karmelu świetnie uzupełniała lekką goryczkę uprażonego orzeszka, przełamanego nutą soli.

– Pycha. Kupuje jeszcze kolczyki. Powiedziała, że pięć minut.

– A. Jak żyje?

– Wiesz co, ogarnęła się. Najwyraźniej przeszła znowu w tryb działania, a nie rozczulania się. Plan pewnie ma gotowy, teraz go realizuje. Tylko jeszcze nie wiem, jaki.

– Mam nadzieję, że nic radykalnego… Przynajmniej nie od razu…

– Nie wiem. Ale wiem co innego. Jeżeli dzisiaj wieczorem znowu przyjdzie na balkon, to mi powiedz…

– Dlaczego?

– Chcę wiedzieć… Po prostu…

– Co ty kombinujesz?

– Nic, co ci się nie spodoba…

– A Darek?

– A chuj mu w dupę? Chociaż nie, na przyjemność to jebaniec musiałby sobie zapracować…

– Heksa…

– Co Heksa, co Heksa? Zapomniałeś, że umiem kląć?

– Nie… Po prostu dawno Heksy nie słyszałem.

– To się przywitaj ze starą znajomą. Bo ma tu jedną sprawę do załatwienia – odpowiedziała, płynnym ruchem zabierając mu z dłoni torebkę z orzeszkami. A potem wspięła się na palce i przycisnęła usta do jego ust, wsuwając mu język głęboko między wargi. Objął ją w pasie, przyciskając do siebie i odwzajemniając pieszczotę.

– Hej, w pięć minut nie zdążymy – mruknął, kiedy na moment oderwała się od niego.

– Dokończymy później – odpowiedziała, widząc wychodzącą zza rogu Gośkę.

– To chociaż orzeszki oddaj…

– Jak prowadzisz, to musisz mieć obie ręce wolne. Nic z tego.

Dokładnie w momencie, kiedy Gośka znalazła się dwa kroki od nich, zadarła nos, i wkładając w swój angielski całą brytyjskość, na ją było ją stać, powiedziała:

– Arthur, to the residence, please!

– As you wish, M’lady – Artur podłapał konwencję.

Skłonił się lekko, podszedł do samochodu i otworzył tylne drzwi. Podał Dominice dłoń, pomagając jej wsiąść do samochodu, a potem tak samo pomógł zająć miejsce Gośce. Zamknął delikatnie drzwi, obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Uruchomił silnik, powoli wyprowadził samochód z parkingu i skierował się w stronę willi, w której mieszkali. Przez całą drogę zachowywał milczenie, godne co najmniej kierowcy RollsRoyce’a.

Kiedy paręnaście minut później zatrzymał samochód na podjeździe przed domem, niemal jeszcze w biegu wyskoczył, podszedł do tylnych drzwi, otworzył je i podał Dominice rękę.

– My lady – skłonił się, niczym kierowca angielskiej królowej w filmie.

– Thank you, Arthur – Dominika znów przyjęła brytyjski akcent. On tymczasem w podobny sposób pomógł wysiąść Gośce. Ta, także przyjmując konwencję, opuściwszy samochód wykonała pałacowe dygnięcie, a potem, zadzierając nos, przeszła przez podwórko, huśtając biodrami na boki, niczym modelka na wybiegu. Cała trójką wybuchła śmiechem. Artur podszedł do bagażnika i wyjął z niego dwie papierowe torby z logo pobliskiego supermarketu. Wolną ręką objął Dominikę w pasie i szepnął jej do ucha:

– Co Gośka ma pod bluzką?

– A co ma mieć… To się piersi nazywa – trzepnęła go po wierzchu dłoni. – A poza tym nie gap się…

– To jest ta niespodzianka?

– Nie. Moja jest inna i będzie wieczorem…

– Dopiero wieczorem?

– Cierpliwość zostanie nagrodzona. Nie bój się.

Pocałował ją w czoło.

– To czekam. Ja też mam dla ciebie niespodziankę. Ale jutro.

– Dopiero jutro?

– Mhm. I też nie powiem ci, jaką. Ale musimy być o dziewiątej w jednym miejscu.

– Damy radę.

– O, na pewno.

Kiedy weszli do mieszkania, pierwszą rzeczą, którą Dominika poczuła był zapach wczorajszego alkoholu. Odruchowo niemal spojrzała na wiszący nad kuchennym stołem zegar. Dochodziła czwarta po południu. Odstawiła zakupy na stolik i zdecydowanym krokiem ruszyła przez salon. Otwierając na oścież drzwi na taras spojrzała na kanapę, na której rano spał skacowany Darek. Na całe szczęście nie było na niej widać śladów, jakich można było spodziewać się, widząc w jakim stanie Darek wrócił z nocnej wycieczki. Samego Darka też nie było widać. Zanim jednak zaczęła analizować, gdzie może być, z kuchni rozległ się głos Artura.

– Dzisiaj jemy w domu. Co powiecie na kuchnię orientalną?

– Pewnie, głodna jestem jak wilk! – Gośka dopiero teraz uświadomiła sobie, że od rana praktycznie nic nie miała w ustach.

– Dobry pomysł. To ja idę się odświeżyć

– Nie zamykaj, ja też – stwierdziła Gośka.

– Dobra – odparła Dominika, kierując się do swojego pokoju.

Wyszła z niego po chwili, niosąc ręcznik oraz sukienkę w którą miała zamiar się przebrać. W drzwiach łazienki zderzyła się z Darkiem. Nadal czuć od niego było alkohol, ale nie wiedziała, czy jest jeszcze wczorajszy, czy po prostu sklinował. Minął ją niemal bez słowa, wydając z siebie tylko jakieś nieartykułowane mruknięcie i zaszył się w swojej sypialni. Spodziewając się najgorszego, Dominika weszła do łazienki. Na całe szczęście w pomieszczeniu nie było, przynajmniej widocznych, śladów walki Darka z kacem. Rozebrała się i weszła pod prysznic.

Gośka weszła do pokoju, który zajmowała z Darkiem i z dezaprobatą popatrzyła na leżącego na łóżku męża. Potem jej wzrok padł na stojące obok łóżka puste butelki po piwie.

– Mało ci wczoraj było? Ty, i skąd żeś taką śliwę na gębie zaliczył?

– Kurwa… Nie masz większych zmartwień?

– Mam nadzieję, że nie będę musiała tłumaczyć twoich zeznań na policji!

– Nic mi kurwa nie jest…

– Darek, do jasnej cholery, może czasem zastanowiłbyś się, ile chlasz? Nawet nie wiesz, kiedy sobie gębę poobijałeś… Jak dziecko… Weź się ogarnij, bo patrzeć przykro.

– Przestań zrzędzić. Krzywda ci się jakaś dzieje?

– Poza tym że śmierdzisz jak gorzelnia? I że narobiłeś wczoraj obciachu? Artur ledwo dowlókł cię do domu… Jak masz zamiar znowu tak dać w palnik, to idziesz spać na kanapę. Jak nie mam zamiaru nocy spędzać w smrodzie wódy!

– Oj tam, oj tam…

Gośka uznała dalszą dyskusję za bezproduktywną i otworzyła szafę, szukając rzeczy do przebrania się. Zdjęła z wieszaka lekką sukienkę i świeżą bieliznę.

– Idę się wykąpać. Weź chociaż te flachy wynieś, śmierdzi tu.

– Dobra, dobra – burknął Darek, odwracając się na bok. A potem głośno beknął. Gośka posłała mu wściekłe spojrzenie, chwyciła ubrania i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Widok skacowanego jak nieboskie stworzenie męża wzbudzał w niej wstręt.

Uchyliła drzwi do łazienki, weszła do środka i przekręciła zamknięcie. Dominika stała pod prysznicem i myła głowę. Gośka szybko rozebrała się, i zaczęła rozsznurowywać taśmy nowo nabytego gorsetu. Parę minut później związała włosy i weszła pod drugi prysznic.

– Darek wygląda jakby miał za moment umrzeć – rzuciła do przyjaciółki przez lecącą wodę.

– No, wczoraj wyglądał już jak nieboszczyk… W sumie to ma, na co zasłużył…

– No, i jeszcze ktoś mu po gębie przylał…

– No co ty?

– No. Śliwę ma pod okiem jak Gołota po walce. Muszę Artura zapytać, to tam się działo… Słuchaj, mamy jakieś plany na wieczór?

– Na razie nie. A co?

– Może pójdziemy po obiedzie na plażę? Poleniuchowałabym.

– Czemu nie.

– No, to postanowione. Chyba że Artur będzie chciał cię porwać, to nie będę przeszkadzać.

– Nie, chyba nie ma żadnych innych pomysłów. Jutro coś wymyślił, więc pewnie się podzielimy…

Dominika zakręciła wodę, sięgnęła po ręcznik i zaczęła się wycierać. Włożyła okulary, przeczesała włosy i sięgnęła po krem z filtrem. Zaczęła wcierać go w ciało, obserwując jednocześnie kąpiącą się Gośkę.

– Posmarujesz mi plecy? – zapytała, kiedy tamta wyszła spod prysznica.

– Pewnie, poczekaj, tylko się powycieram.

Kilka chwil później podała przyjaciółce butelkę z kremem i odwróciła się do niej plecami. Dotyk gośkowych rąk na grzbiecie sprawił, że w dole brzucha, zupełnie nieproszone, pojawiło się miłe mrowienie. Skarciła się natychmiast w myślach i próbowała skupić myśli na czymś innym. Niewiele to jednak dało. Kiedy Gośka skończyła, niemal z żalem sięgnęła po sukienkę i majtki. Szybko, by nie dać po sobie nic poznać, ubrała się. Obserwowała, jak przyjaciółka wciera w ciało balsam. Z zaskoczeniem zauważyła, że ze szczególną uwagą wmasowuje kosmetyk w piersi. Kiedy skończyła, podała jej opakowanie.

– Teraz ty – i odwróciła się do niej plecami.

Dominika wycisnęła porcję na dłoń i zaczęła wcierać kosmetyk w jej plecy. Czuła pod palcami napięte mięśnie, zwłaszcza w okolicy karku.

– Ale jesteś pospinana… Faktycznie przydałby ci się masaż.

– No…

– To może ci rozrobić te plecy?

– A możesz?

– No ba… – wskazała głową na stojący w kącie stołek – Siadaj.

Nałożyła na dłonie kolejna porcję balsamu i zaczęła powolnymi ruchami wcierać go w skórę. Delikatnymi ruchami zaczęła uciskać szyję na wysokości uszu, a potem, powoli, schodziła coraz niżej. Gośka posapywała cicho za każdym razem, gdy mocniej ściskała napięte mięśnie. Wyczuwała dłońmi twarde węzły na ramionach i systematycznie rozprowadzała je, przywracając ciału miękkość. Po dobrych kilkunastu minutach uznała, że większość została rozluźniona. Przeniosła się znów na szyję, tym razem masując nisko, przy samej nasadzie. Gośka wzdychała od czasu do czasu, krzywiąc się, gdy Dominika trafiała na szczególnie bolesne spięcia. Wreszcie uznała, że więcej zrobić nie może.

– Dobra, lepiej na razie nie będzie… – powiedziała, sięgając po ręcznik, żeby zetrzeć z rąk resztki balsamu.

– Jesteś boska. Rób mi tak częściej…

– Tobie to by się masaż całego ciała przydał…

– Ale kto mi go zrobi?

– Pogadaj z Arturem – rzuciła lekki tonem.

– Mówisz?

– Mhm. W czym problem?

– No w sumie…

Dalszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi, a po chwili głos wspomnianego.

– Wychodzicie? Jedzenie już prawie gotowe…

– Tak, już – Dominika poprawiła sukienkę.

Gośka wstała ze stołka i sięgnęła po swoje ubrania. Dominika otworzyła drzwi i wyszła z łazienki.

– Co wam tak długo zajęło? – Artur spojrzał na żonę.

– Nic takiego… Gosia prosiła, żebym jej rozmasowała szyję… Coś jej… weszło. Nie ma o czym gadać. Nic wielkiego.

– To dobrze. Chodź jeść.

Słońce powoli przestawało już tak wściekle prażyć, kiedy we trójkę rozkładali się na plaży. Artur wyciągnął na kocu, z miną drzemiącego na zapiecku szczęśliwego kocura. Gośka leżała obok, symbolicznie oddzielona niedbale ciśniętą plażową torbą. Dominika na leżaku, w cieniu parasola, pogrążyła się w lekturze. Ponad kartkami kryminału obserwowała Gośkę, która tym razem bez ceregieli włożyła te same, pomarańczowe majtki, które miała wczoraj i wystawiła piersi do słońca. Darek, który z trudem utrzymał obiad w skacowanym ciele, został w domu, próbując jakość wrócić do żywych i goił rany. Nie pamiętał kompletnie, w jakich okolicznościach dorobił się siniaka pod okiem i dlaczego bolą go plecy. Dopiero Artur opowiedział im na plaży, jak kompletnie pijany Darek wpakował się w jakieś krzaki po drodze i przewracając wyrżnął w coś twarzą, a potem zwalił się plecami na jakiś murek.

Plaża była praktycznie pusta, jedynie starsze małżeństwo, jak ostatnio, pochylone nad szachownicą, siedziało w cieniu pinii. Obserwowała ich przez kilka minut. Mężczyzna od czasu do czasu pocierał płatek ucha, zastanawiając się nad kolejnymi ruchami, a potem z pietyzmem przestawiał tę czy inną figurę. Jego partnerka i przeciwniczka wykonywała swoje ruchy pozornie niedbale, bez zastanowienia. Zanim przestawiła pionka czy figurę, zawieszała na chwilę dłoń nad szachownicą, a potem szybkim gestem przestawiała bierkę na inne pole. Nie minęło dziesięć minut, kiedy partia najwyraźniej dobiegła końca. Mężczyzna eleganckim ruchem położył swojego króla na szachownicy, potwierdzając zadanego mata, czy też poddając partię. Kobieta uśmiechnęła się, pochyliła nad szachownicą i przelotnie pocałowała go w policzek. Powiedziała coś, czego nie dało się usłyszeć, i oboje rozśmiali się.

Obserwowała ich jeszcze przez chwilę, kiedy kobieta podniosła się z koca i zaczęła wkładać do plażowej torby leżące wokół drobiazgi, a jej partner składał szachownicę. W końcu zwinęli koc i powoli ruszyli w stronę wyjścia z plaży. Dominika przeniosła wzrok na Gośkę, która najwyraźniej drzemała, zmorzona posiłkiem, winem i ciepłem.

– Artur, idę na dużą plażę po kawę, wzięła mnie ochota. Chcesz czegoś?

– Mmmmmm – zagadnięty powoli uniósł powiekę, przenosząc wzrok za mówiącą.

– Nie śpij, bo cię ukradną! – roześmiała się. – Idę po kawę, chcesz?

– Iść z tobą?

– Nie, nie trzeba, chcę nogi rozprostować. Przynieść ci też?

– Kochana jesteś…

– Jak zawsze?

– Jak zawsze. Czarną i mocną. Tylko nie kupuj w tej zielonej budce, bo tam mają tylko rozpuszczalną. Normalny ekspres jest w kafejce, ale na wynos też dają.

– Mhm… – Dominika ubrała podkoszulkę i wsunęła nogi w sandały. – Muszę brać gotówkę?

– Nie, mają terminal.

– Fajnie. To was zostawiam. Jak wrócę, to będę… – Dominika upewniła się, że Gośka nie może jej widzieć, puściła do Artura oko, delikatnym ruchem głowy wskazała na Gośkę, a rękami wykonała gest podobny do masowania. Artur uniósł brew, a potem, wiedząc potakujące skinienie głowy, odpowiedział tym samym.

– Gośka, śpisz?

– Aha – usłyszała za plecami.

– Chcesz kawy?

– Mhmmm… Mrożonej, z wieelką kulką waniliowych lodów….

– Chyba nie doniosę. Z dużej plaży się roztopią…

– To bez lodów, ale zimną.

– OK. Raz frappee. Się robi. To idę.

Podniosła się i ruszyła niespiesznie w stronę przejścia w otaczających plażę krzakach. Gośka zamknęła oczy i znów wystawiła twarz do słońca. Artur sięgnął po porzuconą przez żonę książkę i zaczął zgłębiać kryminalną zagadkę tajemniczych morderstw nauczycielek w jakiejś prowincjonalnej szkole. Po jakichś piętnastu minutach, uznał, że kryminał go jednak nie wciągnął. Usiadł na kocu, przeciągnął się i spojrzał na leżącą obok Gośkę.

– Domi mówiła, ze coś ci w kark weszło…. Wszystko OK?

Przez moment milczała, a potem zdjęła okulary słoneczne i uniosła się na łokciach.

– Nie wiem… Coś mnie szyja boli… Albo krzywo spałam, albo sobie coś naciągnęłam, jak wychodziłam z wody… Posmaruje sobie jakimś żelem na noc i będzie… Przejdzie…

– Byle nie na mnie – roześmiał się Artur.

– Domi mówiła, że podobno nieźle sobie z masażem radzisz? Może wystarczy, jak mi rozmasujesz?

– Co rozmasuję?

– No kark…

– Nie ma problemu.

– Gdzie? Tutaj?

– No, a w czym problem? Połóż się na brzuchu i daj mi tylko jakiś balsam. Dziesięć minut i będzie lepiej…

– W torbie jest krem do opalania, wystarczy?

– Spokojnie.

Gośka ułożyła się zgodnie z życzeniem, podkładając sobie pod głowę zwinięty ręcznik. Artur usiadł na piętach tuż obok jej głowy, wyjął z torby tubkę z kremem do opalania i wycisnął sobie na dłoń sporą porcję.

– To gdzie najbardziej? – zapytał.

– Szyja, cała…

– Dobra, wsuń sobie ręce pod głowę i połóż się prosto. Jakby co, to mów, gdzie jeszcze…

Gośka poczuła, jak szerokie dłonie Artura obejmują jej szyję. Zaczął delikatnie głaskać skórę, przesuwając opuszki palców w górę i w dół kręgosłupa. Z zaskoczeniem przyjęła delikatność, z jaką to robił. Po kilku minutach dopiero poczuła, że ruchu Artura nabierają intensywności i siły. Już nie gładził opuszkami skóry, ale zaczął miarowo ściskać kolejne miejsca, docierając na napiętych mięśni. Kark i szyja powoli rozluźniały się. Artur przesunął się niżej, na ramiona. Objął barki dłońmi i zaczął powoli pulsować, zwiększając i zmniejszając nacisk. Czuła jego silne palce, wygniatające z mięśni stres i zmęczenie. Po dobrych piętnastu minutach przerwał masaż, żeby sięgnąć po następną porcję kremu. Gośka biła się z myślami. Chciała z jednej strony, żeby Artur nie przestawała, ale z drugiej, bała się konsekwencji. Znała swoje ciało i wiedziała, że może spłatać dość kłopotliwego figla. Jednak ulga, jaką napiętym mięśniom przynosiły silne dłonie przeważyła. Ryzyk-fizyk.

– Artur… A resztę pleców też? – poprosiła cicho.

– Pewnie…

Artur przesunął się nieco, rozprowadził kolejną porcję kremu na skórze i zaczął masować. Miarowy ucisk dłoni, jednocześnie silny, precyzyjny i delikatny sprawiał, że nie tyko napięte plecy, ale całe ciało zaczęło się rozluźniać. Kobieta skoncentrowała się na wędrujących po jej plecach rękach i na uldze, jaką niosły. Czuła silne palce, rozpracowujące kolejne węzły zmęczenia i stresu, ulokowane wzdłuż kręgosłupa. Kilka delikatnych syknięć szybko ustaliło, gdzie zaczyna się granica bólu, której Artur nie przekraczał, chociaż czasem zbliżał się do niej, trafiając na szczególnie mocno spięte fragmenty gośkowego ciała. Czuła się jak nowo narodzona. Szybko jednak zrozumiała, że jej obawy okazały się uzasadnione. Napięcie, jak energia we wszechświecie, nie zniknęło, a tylko zmieniło postać. I jak każde napięcie, zaczęło dążyć do rozładowania. Podniecenie pojawiło się gdzieś na obrzeżach świadomości, ale z każdym ruchem rąk Artura rosło.

Wahała się. Wiedziała, że jeszcze kilka minut i może stracić nad sobą kontrolę. Jednocześnie nie chciała przerywać. Ulga, jaką masaż dawał jej plecom, ale i emocjom, które nagle odeszły na dalszy plan, zastąpione poczuciem błogości, walczyła o lepsze z poczuciem przyzwoitości. I to ostatnie coraz bardziej przegrywało. Pod pozorem poprawienia zwiniętego pod głową ręcznika rozejrzała się po plaży. Byli sami. Ułożyła twarz z powrotem na ręczniku i znów skupiła na błądzących po jej placach dłoniach. Podjęła decyzję. Niech dzieje się co chce, byle Artur nie przerywał. Pierwsze, ledwie dostrzegalne drgnięcie bioder przyszło po kilku chwilach. Westchnęła cicho. Dostrzegł od razu, co się dzieje. Sygnał był aż nadto czytelny.

– Wszystko dobrze?– spytał, unosząc na moment dłonie.

– Taaak… – westchnęła. – Nie przestawaj…

Dłonie wróciły na plecy. Artur zaczął uciskać mięśnie wokół kręgosłupa, przesuwając się od łopatek w dół, w kierunku lędźwi. Gośka znów westchnęła. Teraz już podniecenia nie dawało się ukryć. Biodra same zaczęły poruszać, pomagając miarowo uciskać wrażliwsze miejsca. Przesunął dłonie jeszcze niżej, na wysokość jej pasa. Objął ją w talii, kciukami masując podstawę kręgosłupa. Ostatkiem świadomości, która nagle przypomniała sobie, że on jest mężem Dominiki, Gośka jęknęła:

– Artur, ja zaraz…

Mężczyzna uśmiechnął się, a potem nieco mocniej nacisnął kciukami. Nie dała rady dokończyć. Zacisnęła zęby na ręczniku i pozwoliła, by rozkosz przetoczyła się przez ciało. Artur przerwał masaż, trzymając tylko dłonie na jej talii i czekając.

Fala przyjemności opadała. Gośka obróciła twarz w stronę Artura i popatrzyła na niego nie do końca przytomnym wzrokiem. Uśmiechnął się do niej i puścił oko.

– Jeezuu – jęknęła. – Ale mi głupio…

– Ale czemu?

– No wiesz… Powinnam cię uprzedzić, że zdarza mi się… Mam tak, że…

– Nie ma tematu… Nic tu nie zaszło… – uśmiechnął się znowu. Podniósł się i podszedł do leżącej pod parasolem torby. Wyjął z niej butelkę z wodą mineralną i metalowy kubek. Nalał solidną porcję i wyciągnął w jej stronę.

– Chcesz?

– Mhm….

Powoli uniosła się na łokciach. Gdzieś na obrzeżach świadomości pojawiła się myśl, że jest półnaga, sam na sam z Arturem, i że w sumie to skąpe majtki też jakoś nagle przeszkadzają. Przyjęła podany napój, wypiła kilkoma szybkimi łykami, a potem znów ułożyła się na kocu, tym razem twarzą do słońca.

Artur usiadł na leżaku, zajmowanym wcześniej przez Dominikę o spojrzał na Gośkę. Na jej twarzy wciąż błąkał się ten jedyny w swoim rodzaju uśmiech. Reakcja na masaż zaskoczyła go. Nie spodziewał się, że zwykłe rozmasowanie pleców skończy się w tak jednoznacznie seksualny sposób. Przeniósł wzrok na jej piersi. Wciąż jeszcze widać było po nich oznaki niedawnej przyjemności. Kontemplował przez chwilę, zza ciemnych szkieł okularów, ich kształt. Potem przeniósł wzrok niżej. Reakcja Gośki sprawiła, że zaczął ją postrzegać w sposób znacznie bardziej seksualny, niż wcześniej. I stwierdził, że podoba mu się. Wprawdzie gustował w dziewczynach i kobietach raczej drobnej budowy, ale pełne biodra i mocne uda Gośki wydały mu się bardzo zachęcające.

– Artur, ale wiesz, jakby co, to… – Gośka najwyraźniej wróciła na ziemię. Głos miała już zwykły, pewny siebie i stanowczy.

– Ale co?

– No… Nie mów Dominice, że ja… Wiesz… No głupio mi jakoś…

– Czemu?

– No co się durnowato pytasz? Masz żonę, ja mam męża, wprawdzie chuja, ale męża… Nie widzisz dwuznaczności sytuacji?

– Nie. No znaczy, może dla tych, którym nawet bułka się z dupą kojarzy… Dla mnie nie.

– Słuchaj, Domi wczoraj coś mi tam zdradziła, ja wiem, że… No, że macie dość luźno w niektórych kwestiach… Ale…

– Gosia, nie ma tematu. Rozmasowałem ci zmęczone plecy. Zrobiło ci się dobrze. I już. Nie chcesz nikomu o tym mówić, nie mów. Ale na pewno nie rób sobie wyrzutów. Nie ma powodu.

– Artur, cholera jasna… Wiesz jak jest… Może dla ciebie to nic takiego… Ale ja… No nie byłam z nikim innym od kiedy jestem z Darkiem…

– A na masaż nigdy nie poszłaś?

– No właśnie nie. Bo już kiedyś tak miałam i od tego czasu się boję pójść do gabinetu… I teraz jakoś dziwnie…

– Posłuchaj. Jak chcesz, to ja już nie pamiętam, to się działo. Ty masz rozmasowane plecy. Wszystko. Chcesz powiedzieć Dominice, twoja rzecz. Nie chcesz, to nie mów. Nawet jak się domyśli, to i tak niespecjalnie się tym przejmie.

Siedzieli w milczeniu przez kilka minut, kiedy w wylocie ścieżki pojawiła się Dominika, niosąc papierowe kubeczki z kawą. Podeszła do leżaka.

– Zmykaj, to moje miejsce!

– Dobrze, dobrze… Tylko kawę daj – odebrał od niej kubek. Dominika podała drugi Gośce i opadła na leżak.

– Nie rozumiem… Na tamtej plaży huk, wrzask, techno… A tu tak cicho…

– Bo tu nie ma baru z kawą, pomostu do skakania, i nie da się samochodem dojechać, tylko trzeba prawie kilometr drałować od parkingu – Artur wypił pół porcji za jednym podejściem. – Martwisz się?

– Nie. Po prostu nie przestają mnie zaskakiwać niektóre zachowania ludzi.

– Mnie też – Artur dopił resztę kawy i wrzucił kubek do papierowej torebki po ciastkach, pełniącej rolę śmietnika. – Kto idzie pływać?

Gośka w pierwszej chwili sięgnęła po górę od kostiumu, ale po chwili wahania odłożyła ją na koc. Dominika zdjęła koszulkę i poprawiła okulary na nosie.

– Wszyscy – oznajmiła.

Artur podszedł do niej, objął jedną ręką w pasie, a drugą, szybkim ruchem zdjął okulary i odłożył na leżak.

– Nie odważysz się! – Dominika natychmiast pojęła, co ma zamiar zrobić. – Nawet o tym nie myśl!

Artur tylko roześmiał się, a potem, bez trudu, przerzucił sobie wierzgającą i okładającą go pięściami po plecach Dominikę przez ramię. Ruszył w stronę morza, nabierając prędkości. Z impetem wbiegł w wodę niemal po pas, a potem chwycił kobietę i najzwyczajniej na świecie wrzucił do wody. Gośka stała na brzegu i patrzyła na rozwój wypadków.

– Utłukę! – Dominika w końcu zdołała złapać równowagę i stanąć na dnie. Woda sięgała jej mniej więcej do piersi. Stanęła naprzeciwko Artura w bojowej postawie. – Albo utopię!

– Najpierw musiałabyś mnie dogonić! – Artur odbił się od dna i ruszył kraulem w stronę otwartego morza. Dominika odgarnęła z czoła kosmyk włosów i ruszyła za nim. Po jakichś pięćdziesięciu metrach Artur zwolnił, pozwalając się dogonić. Chwile później płynęli już razem z powrotem w stronę brzegu. Gośka weszła do wody i po kilku chwilach dołączyła do nich. Chłodna woda na nagich piersiach nagle wydała jej się szczególnie przyjemna.

Zbliżenie na twarz Gośki, tuż nad wodą, a potem z tego zbliżenia przejście na taras. Kamera wraca do szerszego planu, widać wieczorne miasto w tle. Ujęcie na sylwetkę w amerykańskim planie, lekko z boku kadru.

Gośka stała na tarasie i paliła papierosa. To, przed kilkoma minutami zrobiła Dominika sprawiło, że wszystko nagle stanęło na głowie. Artur poszedł do kuchni, wynieść talerze po owocach, kiedy jej przyjaciółka, tonem tak swobodnym, jakby rozmawiała o pogodzie powiedziała:

– Gośka, wiesz, jeśli naprawdę nadal chcesz siedzieć w nocy na tym balkonie, to siedź, masz naszą zgodę. No, to dobrej nocy – po czym podniosła się od stolika, przy którym siedzieli i poszła do łazienki.

Gośka oniemiała. Dobre pięć minut trwało zanim dotarło do niej, co przed chwila usłyszała. W końcu sięgnęła po papierosa, zapaliła i wpatrzyła się w zatokę. Artur wstawił głowę na taras i rzucił:

– O, palisz jeszcze? To zajmuję łazienkę… – i wyszedł, zanim cokolwiek odpowiedziała. Teraz, dopalając drugiego papierosa podjęła decyzję. Skoro ją zaprosili, to nie ma zamiaru zmarnować takiej okazji. Wrzuciła niedopałek do słoika, stojącego na kamiennym obmurowaniu tarasu, kilkoma szybkimi ruchami dłoni rozplotła luźny warkocz i weszła z powrotem do apartamentu. Słyszała jeszcze, jak Artur zamyka drzwi do łazienki, a potem do sypialni. Najciszej jak umiała, przeszła przez swoją sypialnię, by podpity Darek nie obudził się przypadkiem. Przechodząc obok łóżka zsunęła z nóg japonki, a po chwili wahania, zdjęła też majtki, zostając w samej luźnej, płóciennej sukience. Boso wyszła na rozgrzane kamienie balkonu.

Dominika wykorzystała tych kilka minut, które Artur potrzebował na prysznic i wieczorną toaletę, by przygotować swoją niespodziankę. Ubrała się w kupioną po południu bieliznę, zapaliła stojące na nocnych stolikach lampki, napełniła kieliszki winem. Klika ruchów palcami po telefonie i uruchomiła odtwarzacz. Niewiele więcej potrzebowała, żeby ustawić odpowiedni utwór. Odsunęła jeden ze stojących w pokoju foteli od ściany i obróciła tak, by Artur siedział bokiem do okna. Obrzuciła wzrokiem efekt swoich przygotowań, gdy słyszała, mimo starań Gośki, jej kroki na balkonie.

– Gośka… – szepnęła. Odpowiedziała jej cisza. Podeszła do uchylonych drzwi. – Chodź…

Gośka poczuła się nagle dziwnie. Doskonale zdawała sobie sprawę, co Dominika ma zamiar zrobić, że szykuje jakąś pikantną niespodziankę dla Artura. I nagle, zupełnie się tego nie spodziewając, znalazła się w środku wydarzeń, a nie z boku, jako obserwatorka. Dominika Chwyciła drugi fotel i postawiła naprzeciwko tego, który wcześniej przygotowała dla Artura.

– Siadaj…

– Ale…

– Siadaj… Mam tylko jedną prośbę. Wyjdziesz, kiedy skończy się muzyka… Cokolwiek innego chciałabyś zrobić. Zgoda?

– Zgoda… – Gośka sama nie wiedziała, dlaczego szepcze, siadając na miękkim meblu.

Dominika wzięła jeden kieliszek w dłoń i stanęła obok drzwi. Kiedy Artur wszedł do pokoju, owinięty jedynie w ręcznik, podała mu wino. Jego opanowanie zaimponowało Gośce. Na pewno był zaskoczony faktem, że w pokoju jest ktoś jeszcze, oprócz Dominiki, ale nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał żonie głęboko w oczy. Natychmiast zobaczył w nich Heksę. Ujął delikatne szkło w dłoń. A ona poprowadziła go do fotela. Delikatnie pchnęła, wskazując, gdzie ma usiąść. Chciał o coś zapytać, ale położyła mu palec na ustach, a potem wcisnęła w uszykowanym telefonie „play”. Z bezprzewodowego głośnika odezwała się nieco odrealniona, bluesowa gitara. Artur bez trudu rozpoznał „Season of The Witch”. Dominika cofnęła się o pół kroku i zaczęła miarowo kołysać biodrami do niespiesznego rytmu utworu. Ruchy, z początku oszczędne, delikatne, z każdym taktem nabierały ekspresji. Kusiła. Podchodziła do fotela i oddalała się, czasem musnąwszy dłonią twarz Artura. Obeszła fotel, stając za plecami męża i kładąc mu dłoń na policzku. W końcu znów stanęła przed nim, i nie przerywając nawet na chwilę tańca, wskoczyła mu na kolana. Kiedy chciał złapać ją za pośladki, zdecydowanym ruchem chwyciła jego ręce i położyła na poręczach fotela. Zrozumiał.

Muzyka grała cały czas, a ona powoli kusiła. Przejechała piersiami kilka centymetrów od jego twarzy, a potem odgięła się w tył, niemal dotykając dłońmi podłogi. Szybkim ruchem sięgnęła za plecy, zwalniając haftki stanika. Kiedy unosiła się z powrotem, płynnym ruchem pozbyła się zielonej tkaniny. Gośka, patrzyła na ta scenę oniemiała. Mimo, że od wczoraj wiele zmieniło się w jej obrazie rudej przyjaciółki, to znów przesunęło granicę. I gotowa była się założyć, że kiedy przez moment, wisząc głową w dół, ich spojrzenia się skrzyżowały, Dominika puściła do niej oko. A potem znów przesunęła, tym razem nagimi, piersiami przed twarzą Artura. Nie przestając kołysać biodrami do rytmu melodii, przeciągnęła opuszkami placów po jego policzku, a potem, bez najmniejszego ostrzeżenia, zeskoczyła mu z kolan. Artur nawet nie próbował ukrywać rosnącej pod ręcznikiem erekcji, ale wciąż siedział bez ruchu. Czekał. Lubił, kiedy go kusiła, podpuszczała, budowała napięcie. Nie pierwszy raz żona tańczyła tak dla niego. Widział już niejedną striptizerkę i tancerkę go-go w swoim życiu, ale Dominika dodatkowo doskonale wiedziała, co kręci go najbardziej. Dodatkowo pikanterii całej scenie dodawała siedząca półtora metra od niego Gośka, spoglądająca na nich z zaskoczeniem.

Okręciła się, stając tyłem do niego. Patrząc Gośce głęboko w oczy, przeciągnęła czubkiem języka po wargach. A potem, całkowicie bez ostrzeżenia, miękko kołysząc biodrami, podeszła do niej i nim kobieta zdążyła się zorientować, do czego zmierza, znalazła się na jej kolanach. Gośka momentalnie zesztywniała z zaskoczenia, ale Dominika, niezrażona, kontynuowała taniec. Tak jak przed momentem Artura, tak teraz prowokowała i podpuszczała Gośkę. Kilka razy niemal dotknęła piersiami jej twarzy, przeciągnęła grzbietem dłoni po jej policzku. Artur, przekrzywiwszy nieco głowę, patrzył na miękkie ruchy Dominiki na kolanach Goski. Nie raz i nie dwa widział Dominikę w takich sytuacjach. Obserwował reakcję Gośki, kiedy jego żona ocierała się nią, prowokowała. Nagle, tak samo bez ostrzeżenia, jak na gośkowych kolanach się znalazła, zsunęła się nich, przeciągając, niemal przypadkiem, dłonią po jej piersi.

Znów podeszła do fotela Artura. Klęknęła przed nim, a potem wężowym ruchem wsunęła się na jego kolana. Znów kusiła, znów już, już prawie dotykała piersiami jego twarzy i z kolejnym taktem piosenki wycofywała. Pozwała, by muzyka przepływała przez nią, zatracając się w ruchu. Biodra kołysały się w hipnotycznym, falującym rytmie, wybijanym przez perkusję. Nieco zachrypnięty głos Doca Johnsona nadawał wszystkiemu gęstej, trochę barowej atmosfery. Pięć minut, które trwała piosenka powoli mijało, blues najpierw wzniósł się w ostatnim crescendo, a potem powoli zaczął opadać ku wyciszeniu. Dominika tańczyła coraz delikatniej, coraz bardziej odsuwając się od Artura. Z ostatnimi słyszalnymi dźwiękami utworu jeszcze raz przeciągnęła grzbietem dłoni po jego policzku, zsunęła się z jego kolan. Kiedy muzyka ucichła, stała już plecami do niego. Posłała mu jeszcze przez ramię pocałunek, puściła oczko i kołysząc biodrami i podeszła do łóżka. Usiadła na krawędzi materaca.

– I co sądzisz o bieliźnie? – rzuciła.

– Śliczna… – Artur sięgnął po kieliszek, który, gdy rozbrzmiały pierwsze tony piosenki, przezornie odstawił na podłogę.

– Gosi podziękuj… To na znalazła…

Uniósł kieliszek w stronę Gośki w milczącym toaście. Gośka, zesztywniała i najwyraźniej spięta, patrzyła na przemian to na Artura, to na Dominikę. I to Dominika, pierwsza dostrzegła w jej oczach łzy. Zanim jednak zdążyła zareagować, Gośka pociągnęła nosem rzuciła krótkie „kurwa mać”, wstała z fotela i jak burza wypadła przez drzwi.

– Cholera, przegięłam… – Dominika poderwała się z łóżka, sięgnęła po koszulkę, którą wcześniej niedbale cisnęła na krzesło obok szafy, szybko narzuciła ją na siebie i wyszła z pokoju.

Gośka była tam, gdzie się spodziewała. Paliła na tarasie, z twarzą mokrą od łez.

– Gosia, przepraszam… – Dominika zatrzymała się w drzwiach, nie bardzo wiedząc, jak jej przyjaciółka zareaguje. – Nie sądziłam…

– Nie – weszła jej w słowo, nie pozwalająca dokończyć. – Nawet o tym nie myśl.

– Ale o czym?

– O przepraszaniu mnie. To, że ryczę, nią ma nic wspólnego z tobą, stripem ani z lapem. Nic. Po prostu… Kurwa… Po prostu… Chuja… Idź do Artura, czeka na ciebie… Ja sobie poradzę…

– Gosia… Ja…

– Nie, naprawdę. Byłaś zajebista… Po prostu… Zresztą, już mi lepiej… Nic… – zaciągnęła się papierosem. – Naprawdę…

– Na pewno?

– Na pewno. Idź do Artura…

Dominika popatrzyła na nią, poprawiła okulary kostką kciuka i opuściła taras. Słyszała jeszcze, jak klapie bosymi stopami po podłodze, a potem jak zamykają się za nią drzwi do sypialni. W domu znowu było cicho. Dopaliła papierosa, wrzuciła go do słoika.

Te szalone pięć minut Dominiki, którego, nie do końca z własnej woli, była uczestnikiem okazało się brakującym klockiem w układance, ostatnią wskazówką w kryminale, wisienką na czubku mufinki. Z dna pamięci wyrwało coś, czego absolutnie nie spodziewała się, nigdy w życiu, znów wyciągnąć na powierzchnię. Napięcie, ta dziwna nerwowość, która opanowała ją, gdy tylko pojęła, co Dominika ma zamiar zrobić, zniknęła, zastąpiona uczuciem, którego nie potrafiła zdefiniować. Uczuciem jednak dziwnie znajomym, przypominającym coś, czego już kiedyś doświadczyła. Coś, co przez długi czas uważała za powód do wstydu, co nagle zupełnie zmieniło smak. W pewnym sensie zmieniło się w dumę, zmieszaną w trudnej do określenia proporcji z pewnością siebie. Pięć minut tańca Dominiki, spontanicznego, radosnego, a jednocześnie wyzywającego, jednoznacznie seksualnego, i aż do bólu znajomego, podziałało jak katharsis.

Zrozumiała. Puzzle swojego życia i samej siebie, które kilka ostatnich dni bezceremonialnie zmiotły ze stołu, rozsypując składany z trudem obraz, nagle zaczęły pasować. Tylko że obraz był zupełnie inny, niż na początku sądziła. Wyrwane przez Dominikę z dna pamięci wspomnienia, nagle odarte z tego wszystkiego, co sama pracowicie do nich przylepiała, okazały się tym, czego potrzebowała. Siłą, która pozwoli jej na całą rewolucję, którą miała przed sobą.

Jej wzrok nieświadomie przeniósł się na mrugające po drugiej stronie zatoki światła, które jakoś dziwnie nagle zaczęły pulsować w rytm niesłyszalnej, ale przecież znajomej muzyki. W głowie zaczął kiełkować plan i pomysły. Popołudniowe zakupy, zrobione pod wpływem irracjonalnego impulsu, nagle okazały się jak najbardziej uzasadnione.

Szybkim ruchem zdjęła z siebie koszulę. Objęła dłońmi pośladki, zatoczyła nimi zmysłową ósemkę, a potem przeniosła dłonie na piersi. Rozpuściła włosy, pozwalając im w nieładzie opaść na plecy. A potem, opierając się kamienie balustrady, niczym na estradzie, patrząc gdzieś daleko, na nieistniejąca publiczność mocnym, pewnym głosem zadeklarowała nocnemu niebu i miastu:

– Panie i panowie. Oto przed wami, dawno nie widziana na scenie Margot! A komu się nie podoba, może wypierdalać!

Przejdź do kolejnej części – Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział VI: Czwartek

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

kolejny świetny rozdział. Przebudzenie Gosi dopełnia się wielkimi krokami. Niech Darek drży przed chwilą, gdy jego żona w końcu wyrwie się z kilkuletniego letargu, w który zapadła u jego boku. Z Arturem i Dominiką może zacząć w końcu nadrabiać utracony czas – gdy już sobie uświadomiła, że nie było warto.

Punkt kulminacyjny nadchodzi!

Pozdrawiam
M.A.

Widzę, że gnojenie Darka trwa w najlepsze. Jedyny gość w tej historii, który zachowuje się jak rasowy facet, a nie jak pantoflarz sformatowany pod fantazje redaktorek Wysokich Obcasów, traktowany jest przez autora i pozostałych bohaterów „Czułego dotyku” jak kompletny parias. Szkoda, wielka szkoda bo poza tym to całkiem sympatyczna i dobrze napisana historia!

Ta seria nie traci tempa ani dynamiki. Jest interesująca i trudno od niej oderwać oczu. Czytam i pragnę więcej!

Napisz komentarz