Cztery, a nawet pięć III (Aurelius)  4.96/5 (8)

31 min. czytania

Aurélien Glabas, „Iustitia”, CC BY-NC-ND

Wszystkie oczy spoczęły na wysokiej prawniczce, ta jednak milczała jak zaczarowana. Jakby nie potrafiła przełamać strachu, wstydu lub czegoś jeszcze.

Jeszcze chwila, a wyleci za drzwi. To dobrze. Nie, nie dobrze! Wtedy weźmie się za nas. Za mnie.

Agnieszka po raz kolejny zadziwiła wszystkich. Zamiast się wściekać i ją wyrzucić, powiedziała łagodnym tonem:

– Nie wiesz od czego zacząć?

– Chyba tak.

– Będę pytać, a ty odpowiadać. Zgoda?

– Tak – odparła tamta z wyraźną ulga.

– Masz teraz faceta? Jesteś z kimś?

Potwierdziła.

– Kim jest, czym się zajmuje? Jak się poznaliście?

Spuściła głowę wpatrując się z uporem w podłogę.

– No dawaj! Nie będziemy siedzieć do rana!

– Zajmuje się…. cateringiem – rzekła ostrożnie.

Nie mówi całej prawdy, od razu widać. Ha, może być ciekawie!

Agnieszka zdawała się tego nie dostrzegać.

– W porządku – oznajmiła – jak się poznaliście?

– Przywiózł mi pizzę, zaczęliśmy rozmawiać, od razu zaiskrzyło. Jak przyjechał następnym razem, to mnie zaprosił…

– STOP! Chcesz powiedzieć, że dupczy cię roznosiciel pizzy?

– Tak.

– Młodą i świetną prawniczkę, z wielkimi ambicjami, niebrzydką, a nawet całkiem ładną, dupczy koleś, który rozwozi pizzę?

Znowu spuściła głowę i zawstydziła się jeszcze bardziej.

– Jak to sobie wyobrażasz? Pojedziesz do Nowego Jorku, będziesz współpracować z czołową amerykańską kancelarią, a twoim chłopakiem będzie doręczyciel pizzy?

Przygryzła wargę; widać było, że balansuje na granicy płaczu.

Pęknie. Czuję to.

– Czy ktoś zamawiał pizzę? – modulowała głos w taki sposób, jakby mówił ktoś inny. – Och nie panie prezesie, to przyszedł mój chłopak. Ktoś ma ochotę na pizzę?

Zaczęła się hałaśliwie śmiać, niczym wariatka. Po chwili dołączył wielki-pan-prezes i reszta dziewczyn. Monika rżała jak koń, wystawiając przy tym zębiska niewiele tylko mniejsze niż owo szlachetne zwierzę.

Szefowa uniosła rękę i wesołość momentalnie ustała. Zapadła ciężka, niezręczna cisza.

Czy ja naprawdę chcę tu pracować? Czy cena nie jest zbyt wysoka?

– Wiecie czemu piosenkarki, aktorki, modelki, kobiety znane lub takie, które wiele osiągnęły lub mają zamiar wiele osiągnąć nie mają za mężów taksówkarzy, pucybutów czy roznosicieli taniego żarcia?

Spojrzała w twarze zgromadzonych prawniczek, ale żadna nie spieszyła z udzieleniem odpowiedzi.

– Dlatego, że takie kobiety muszą mieć partnera na odpowiednim poziomie. Reprezentacyjnego. Mąż-taksówkarz obniżałby prestiż żony. Rozumiecie?

Co z miłością? Jeśli zakocha się w zwyczajnym facecie, i odwrotnie – co wtedy?

– Umówmy się tak – odwróciła się do Agnieszki – nic nie mówiłaś, a ja nic nie słyszałam. Ani żadna z nas. Pozbędziesz się frajera i zaczniesz prawdziwą karierę. Masz tydzień. Jasne?

– Tak.. – wyszeptała dziewczyna. To, że się jeszcze nie rozpłakała graniczyło z cudem, ale fakty były takie, że trzymała się dzielnie.

– Chyba że nie chcesz tej kariery.

– Bardzo chcę.

– Doskonale. Teraz opowiedz o drugim facecie, który cię rżnął. Kto to był? Hydraulik? Mechanik samochodowy?

– Nie wiem.

– Jak to nie wiesz?! Jaja sobie robisz?!

– Nie, naprawdę nie wiem. Przysięgam.

Podniosła się z fotela, z surową miną, i zajrzała jej w oczy jakby pragnąc wykryć każdy, najmniejszy nawet okruch kłamstwa i tryumfować, ale dziewczyna wytrzymała spojrzenie.

– Dobra. To opowiadaj jak było, od początku.

– Byłam na pierwszym roku studiów…

– W Warszawie? – wtrąciła córka prezesa lokując się w ulubionym fotelu.

– Tak, w Warszawie. Byłam w galerii handlowej, na zakupach, wtedy zaczepił mnie jakiś mężczyzna. Twierdził, że zgubiłam czterysta złotych, że właśnie mi wypadło i chce oddać.

– Naprawdę tak było?

– Nie. Nawet nie miałam tylu pieniędzy.

– Spryciarz.

– Zaprosił mnie na kawę. Usiedliśmy; wtedy powiedział, czego oczekuje.

– I czego chciał?

– Bym została jego kochanką.

– Śmiały facet, i bezpośredni – skinęła głową tak, jakby się kłaniała tamtemu nieznajomemu, z szacunkiem. – Co ty na to?

– Odmówiłam.

W gabinecie prezesa zapanowała konsternacja. Któraś z dziewczyn jęknęła, wyraźnie zawiedziona. Przecież nie tak miało być…

– Powiedziałaś coś innego!

– Wtedy tak, ale po kilku dniach zadzwoniłam do niego. Dał mi wizytówkę.

– I się zgodziłaś?

– Tak – opuściła głowę. – Spotkaliśmy się jeszcze raz, w tej samej kawiarni. Żeby omówić warunki naszej współpracy.

– Jakie warunki?

– To znaczy…. on powiedział, jak będą wyglądać nasze spotkania.

– I jakie to były… warunki? – uśmiechnęła się ironicznie, najważniejsza i jedyna.

– Każdy rodzaj seksu, bez zabezpieczenia, spotkania bez ograniczeń – wyrecytowała jednym tchem. – Za każde spotkanie miałam dostać czterysta złotych, niezależnie od tego co będzie robione.

– Tak się zgodziłaś na wszystko, tak po prostu? Ty dziwko! – syknęła Agnieszka.

– Bardzo potrzebowałam pieniędzy.

– Na ciuchy, kosmetyki?

– Na dodatkowe lekcje, korepetycje, książki, akademik. Pochodzę z biednej rodziny.

Oj tak, potrzeba dużo kasy. Ja miałam podobnie, tylko rozwiązałam problem inaczej.

– I jak to wyglądało?

– Spotykaliśmy się w motelu, gdzie się pokoje wynajmuje na godziny. Zawsze w tym samym. Spotkania dwa, trzy razy w tygodniu.

– Zawsze o tych samych porach?

– Nie zawsze. Na początku było częściej, potem już rzadziej. Były nawet dłuższe przerwy, tydzień czy dwa bez spotkania. Najwięcej miałam sześć dni pod rząd – dopowiedziała, chociaż nikt o takie szczegóły nie pytał.

Agnieszka nawijała kosmyk włosów na czubek wskazującego palca, jakby się zastanawiając co zrobić z tym fantem. Niecodzienna sytuacja wymagała nieszablonowych rozwiązań.

– Jak wyglądały takie spotkania? – zapytała w końcu. – Opowiedz ze szczegółami.

– Zawsze musiałam przyjść trochę wcześniej i być gotowa. To znaczy rozebrać się do naga i czekać aż przyjdzie. Czasami miałam zakładać pończochy. Pisał o tym wcześniej, w sms-sie z datą i godziną spotkania, jeśli chciał żebym założyła.

– Jakie pończochy?

– Przeważnie białe, ze wzorkami lub motywem koronki. Czarne tylko kilka razy.

Kobieta pokiwała głową. Była zadowolona z rozmowy i odpowiedzi.

– Dobrze… Jak wyglądał seks z nim?

Znowu milczała, zakłopotana.

– No? Głucha jesteś?!

– Nie wiem o co pani pyta, tak dokładnie – rzuciła niepewnie.

– O wszystko! – zapaliła się Agnieszka. – Jaki rodzaj seksu, jakie pozycje, jak długo trwało, jak się zachowywał w trakcie, jak ty się zachowywałaś… Chcę wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko!

– Seks przeważnie klasyczny, w pozycji klasycznej.

– Na misjonarza? – chciała się upewnić.

– Tak..

– Dobra, mów dalej.

– Na łóżku – patrzyła gdzieś w dal, w czarną pustkę za oknem. Powróciły wspomnienia – bolesne, a może przyjemne? – Hotel był stary, zaniedbany i obskurny, łóżko było wielkie, drewniane, chyba przedwojenne, strasznie skrzypiało, gdy uprawialiśmy seks. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, za każdym razem, że to skrzypienie rozchodzi się po całym hotelu, że słychać go aż na ulicy, że ludzie przystają i wsłuchują się w ten dźwięk, że dobrze wiedzą, czym jest spowodowany, że gdy wychodzę na ulicę po wszystkim, oni wiedzą, że to byłam ja i co tam robiłam, że…

– Nie uprawialiście, tylko facet cię pieprzył, jak dziwkę – skarciła ją Agnieszka. – Byłaś kurwą, brałaś za to pieniądze. Mów dalej.

– Że… że będą mnie wytykać palcami, prawić kazania że nie powinnam, że nie wolno, pluć na mnie…

– Stało się coś takiego?

– Nie. Nigdy.

– Czyli zadziałała twoja wyobraźnia.

– Chyba tak – po raz pierwszy w trakcie tej rozmowy dziewczyna się uśmiechnęła. – Tak mi się wydaje.

– Psychologia ma specjalistyczne określenie na coś takiego, ale nie pamiętam jakie. Gdy robisz coś złego albo coś, na czym szczególnie ci zależy, myślisz, że wszyscy wokół wiedzą o wszystkim, śledzą twój każdy gest i lada chwila zostaniesz przyłapana na gorącym uczynku. Tymczasem to nieprawda, nikt o niczym nie wie i nie zwraca na ciebie uwagi. Chyba, że zachowujesz się nienaturalnie i w ten sposób ściągasz na siebie spojrzenia postronnych – przenosiła wzrok z jednej twarzy na drugą, jeszcze raz, i jeszcze – w rozgrywce na sali sądowej jesteś takim złodziejem, który przemyka się ukradkiem i niezauważony bierze to, po co przyszedł. Ważna jest pewność siebie, zimna krew, którą należy zachować do końca i mocne przekonanie, że można pokonać przeciwnika, zawsze i wszędzie. I wymknąć się, niezauważonym.

– Dopóki piłka w grze – wtrącił się pan prezes.

– Ładnie powiedziane, tato. U nas się mówi: do ostatniego gwizdka.

– I nigdy nie lekceważ przeciwnika – dodał mężczyzna. – Nawet kiepski bokser może pokonać wielkiego mistrza jednym celnie wyprowadzonym ciosem, gdy ten jest pewny wygranej.

– Tak tato, ale chyba odbiegliśmy od tematu.

– Chyba tak.

– Jak to robiliście? – Agnieszka zwróciła się do młodej prawniczki – opowiedz ze szczegółami.

– Poruszał się we mnie powoli i dokładnie. Z czułością.

– Nigdy nie był brutalny?

Spojrzała zaskoczona.

– Nie wiem, co pani ma na myśli.

– Czy cię bił, szmacił, poniżał, wyzywał, wyśmiewał, gwałcił. Takie rzeczy.

– Nie. Nigdy nie zrobił nic takiego. Traktował mnie jak…

– No? No jak? – wpadła jej w słowo.

– Jakbym była kimś ważnym – dokończyła spokojnie.

Na twarzy doświadczonej kobiety pojawił się grymas, który był mieszaniną pogardy i lekceważenia.

– Naprawdę? Wpuściłaś między uda pierwszego lepszego faceta i wmawiasz sobie takie rzeczy? Co jeszcze powiesz? Że się w tobie zakochał?

Zaczęła się śmiać i tak jak poprzednio dołączyły pozostałe dziewczyny. Kobieta uniosła dłoń i śmiech nagle się urwał. Wtedy odezwała się młoda Agnieszka.

– Nie wiem czy się zakochał, ale na moje urodziny przyniósł kosz pełen róż, drogie perfumy i pięć tysięcy w gotówce – oświadczyła.

Skurczona twarz ściągnęła się jeszcze bardziej.

– No faktycznie, piękny gest – rzekła z przekąsem. – Mów dalej.

– Podczas zbliżeń było dużo czułości, dużo mnie pieścił, całował. Dotykał piersi w pewien wyjątkowy sposób.

– W jaki?

– Wodził opuszkami palców po sutkach i brodawkach, delikatnie, ledwo czułam ten dotyk…

Elektryzujący…

…a potem powtarzał to samo, tylko językiem.

Za takie cuda sama zapłaciłabym czterysta złotych. Albo i więcej.

– Miałaś orgazmy?

Pytanie zaskoczyło wszystkich i zbiło z tropu dziewczynę.

– Prawie.. – wyszeptała.

– Prawie?

– Prawie zawsze.

Agnieszka znowu się skrzywiła.

– Czyli zabawa była przednia – skwitowała. – Nie musiałaś się zmuszać.

– Nie. Przecież wyglądał…

– O właśnie! Zapomniałam spytać jak on wyglądał!

Przymknęła oczy wyraźnie się koncentrując.

– Niewysoki…

– Niski tak w ogóle czy dlatego, że ty jesteś wysoka?

– W ogóle był niski – oświadczyła stanowczo – na pewno dobrze poniżej stu siedemdziesięciu.

– To faktycznie.

– Niewysoki i ze sporym, wystającym brzuszkiem. Mocno owłosiony, klatka piersiowa i plecy. Gęste, czarne włosy.

– To wyglądał jak goryl! Paskudnie.

– Nie, nie był paskudny. Miał czarne włosy zaczesane do tyłu i duże, niebieskie oczy. Najpiękniejsze oczy, jakie widziałam u mężczyzny.

Ach….. Numer telefonu poproszę.

– Ile miał lat?

– Nie mam pojęcia. Ale jestem pewna, że po czterdziestce.

– A co o nim wiesz?

Wzruszyła ramionami.

– Prawie nic. Bogaty, dobrze ubrany, zawsze pachnący. Nosił sygnet i gruby złoty łańcuch, którego nie zdejmował.

Agnieszka przekręciła głowę.

– Chcesz powiedzieć, że cię pieprzył z tym łańcuchem na szyi? Jak prymityw, murzyński gangster?

– Tak, zawsze tak było.

– Może to bandzior, człowiek mafii? Oni takie noszą.

– Nie, na pewno nie – odparła stanowczo.

– Skąd ta pewność? Powiedziałaś, że nic o nim nie wiesz.

– Wiem, jak się do mnie zwracał, jak mnie traktował. To kulturalny, wykształcony mężczyzna.

Rudowłosa blondynka przysłoniła usta i ziewnęła dyskretnie.

– Wybaczcie, jestem po długiej podróży. Nie potrafię spać w samolocie – machnęła na dziewczynę. – Czyli twierdzisz, że to szarmancki facet? Może tak, może nie…. W łóżku był namiętny… a ty jak się zachowywałaś? Leżałaś jak kłoda?

– Pozwalałam się pieścić i całować.

– Proszę, proszę. Wielka dama łaskawie pozwalała się pieścić! Bez łaski moja panno, brałaś za to forsę.

– Bałam się wyjść z inicjatywą. Bałam się, że nie będzie tego chciał i wszystko zepsuję. Bałam się zaryzykować.

– No dobra. Czyli leżałaś jak kłoda.

– Nie. Obejmowałam go udami – wyznała wstydliwie.

– Kazał ci?

– Nie, ja sama.

– A co ci kazał?

– Kilka razy musiałam się położyć na plecach, rozłożyć uda i zabawiać się sama. Palcami.

– A on? Co wtedy robił?

– Masturbował się.

Kobieta wykrzywiła usta.

– Kończył gdzie?

– Tryskał na mnie. A potem zapinał spodnie i wychodził.

– Czyli nie było tak romantycznie, co?

– Tylko kilka razy.

– A forsa?

– Zawsze było cztery banknoty, stuzłotowe – wyrzuciła jednym tchem, jakby spodziewała się pytania i miała przygotowaną odpowiedź – rzucał je na podłogę, na łóżko lub wkładał za pończochy, jeśli je miałam.

– A widzisz! – Agnieszka wyraźnie się ożywiła – jednak byłaś dziwką i tak cię potraktował. Nie sądzisz?

Gorsza z Agnieszek spuściła głowę i milczała. Żadna odpowiedź nie byłaby właściwa.

– Seks był tylko w łóżku?

– Nie tylko. Czasami na pieska, klęczałam wtedy na dywanie, czasem na łóżku – albo na stojąco. Ale rzadko – uśmiechnęła się nerwowo. – Chyba wiem dlaczego.

– No?

– Był na to za mały, nie wychodziło mu za dobrze. Nie mógł dostać.

Sięgnęła po telefon. Przez chwilę stukała w ekran…. zatrzymała się chyba na jakimś zdjęciu. Odległość była jednak zbyt duża, a kąt zbyt ostry by powiedzieć cokolwiek więcej.

– Jesteś głośna w seksie?

Przygryzła wargę, odwróciła głowę.

Chyba się nie poddasz, co? Nie w takiej chwili.

– Nie słyszysz co powiedziałam?!

– Nie wiem. To znaczy…. czasami jestem.. – wyjąkała.

– A z nim? Byłaś głośna?

– Tak. Otwierał wtedy okno i mówił, że to najpiękniejsza muzyka.

Zaczęła klaskać, ale nikt się nie dołączył.

– Ho, ho, facet zna się na rzeczy. Prawdziwy romantyk. Brakuje jeszcze szampana i zachodzącego słońca. Loda robiłaś?

– Tak.

– Często?

– Przynajmniej raz w tygodniu.

– Pierwszy raz w życiu miałaś z nim?

Zaprzeczyła.

– Jakiego ma kutasa?

Dziewczyna stała nieruchomo, miała półprzymknięte oczy.

– Nie był bardzo długi, ale i nie krótki – wyrecytowała. – Na pewno gruby, bardzo gruby. O dużej końcówce.

– Mocno cię rozepchał?

– Nie wiem, chyba tak – przyznała ze wysiłkiem.

– Buźkę też poszerzył?

Tym razem nie odpowiedziała, narażając się na wybuch gniewu, który jednak nie nastąpił.

– Tryskał ci do ust?

– Tak, prawie zawsze.

– Co wtedy robiłaś?

– Połykałam albo wypluwałam w chusteczkę.

– On ci kazał?

– Nie. Mogłam robić co chciałam.

– A seks? Tryskał w ciebie?

– Zawsze.

– A ciąża?

– Zabezpieczałam się.

– Aha.

Agnieszka znowu zajęła się telefonem, na tak długo, iż wydawało się, że rozmowa umarła śmiercią naturalną, i gdy wszyscy byli przekonani, że właśnie tak stało się w istocie, niespodziewanie podniosła głowę i zapytała:

– Jak długo to trwało?

– Od listopada do czerwca.

– Pół roku – skrzywiła się prawniczka. – Niedługo. Czyli nie byłaś aż tak ważna.

– Do czerwca następnego roku.

Wstała i podeszła do nagiej dziewczyny. Przez dłuższą kluczową chwilę obie Agnieszki patrzyły sobie w oczy, walczyły na spojrzenia, i żadna nie chciała ustąpić.

– Może to było ważne, a może nie – powiedziała w końcu starsza z nich, wyraźnie zawiedziona, z wyczuwalną niechęcią w głosie. – Ale już po wszystkim. Mam rację?

Dziewczyna spuściła głowę, co było jednoznaczne z przyznaniem się do winy.

– Co poszło nie tak?

– Nie wiem. Nagle wszystko się skończyło. Nie dostałam żadnego esemesa z wiadomością o spotkaniu przez tydzień, dwa, miesiąc. W końcu odważyłam się sama napisać.

– Odpowiedział?

– Nie. Dostałam wiadomość zwrotną, że taki numer nie istnieje.

– I co dalej? Odpuściłaś?

– A co miałam zrobić?

– Walczyć! – zapeszyła się Agnieszka. – Pogadać z właścicielem hotelu, może coś wie. Wymyślić cokolwiek. Wszystko jest lepsze od siedzenia z założonymi rękami.

– Na pierwszym spotkaniu zabrał mi dowód osobisty, oddał dopiero po czterech dniach. Ostrzegł, że jeśli wykręcę jakiś numer, to pożałuję. Ciąża i te sprawy.

– No rozumiem, chciał się zabezpieczyć. Niektóre panienki bywają wyjątkowo sprytne.

– Ja nie byłam taka, on wiedział.

– Niby skąd? Powiedziałaś mu i uwierzył na słowo?

Znowu parsknęła szyderczym śmiechem, ale dziewczyna pozostała niewzruszona.

– Nie, nie uwierzył – odparła. – Ale gdy rozmawialiśmy, gdy patrzył mi w oczy… odnosiłam wrażenie, że zagląda w głąb mojej duszy. Że wie o wszystkim, bez niepotrzebnych słów. I nieraz miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, coś ważnego.

Tym razem wielka pani wcale się nie śmiała, czym zaskoczyła wszystkie kandydatki.

– Mogło tak być – rzekła całkiem poważnie – zdarzają się takie przypadki. Ale mimo to cię zostawił, a ty nie zawalczyłaś. Wstydź się! Trzeba było iść do właściciela i wypytać dyskretnie.

– Do właściciela nie mogłam pójść – oświadczyła stanowczo. – Nie mogłam.

– Niby dlaczego? Honor ci nie pozwolił?

– Nie honor – spuściła głowę, mówiła teraz cicho, co chwila przerywając, wpatrywała się intensywnie we własne bose stopy – Raz w miesiącu musiałam płacić za wynajem. Kazał się pochylić nad biurkiem, oprzeć na łokciach… podciągał spódnicę, zrywał majtki… potem wchodził… gwałtownie… zawsze tak samo. Trzymał za kark, szarpał za włosy – wzięła głęboki oddech. – Kilka razy zjawili się goście, ale on nie przestawał… gapili się, śmiali… Nie, do właściciela nie.

– Czyli wcale ci nie zależało – skwitowała Agnieszka.

Wzdrygnęła się jakby wyrwana z głębokiego snu. W pięknych i dużych oczach pojawił się strach.

– Zależało, i to bardzo! Kilka nocy przepłakałam. Potem..

– Kochałaś go?

Nagle zamilkła, a z półotwartych ust nie wydobył się żaden dźwięk.

– To jak? Zakochałaś się w nim czy nie? Krótka piłka!

– Tak. Zakochałam się – wyznała cicho – niespodziewanie, zwłaszcza dla siebie samej. Czułam się wspaniale. Każde spotkanie było… tak wyczekiwane, radosne. A seks cudowny.

– Ktoś o tym wiedział?

– Nie, nie powiedziałam nikomu.

– A on?

– Nie, absolutnie! – potrząsnęła głową. – Poza tym miał obrączkę. Bałam się, że wszystko zepsuję.

Agnieszka znowu sięgnęła po linijkę. Krążyła wokół niej; śliski bambus pogładził nagi pośladek, dotknął sterczącego sutka, postukał w nos. Ostatecznie wylądował pod brodą i uniósł głowę dziewczyny.

– Podobasz mi się. Jesteś posłuszna, wykonujesz polecenia, opowiedziałaś ciekawą i prawdziwą historię – obrzuciła spojrzeniem pozostałe prawniczki, dwie ubrane i jedną nagą z obitym tyłkiem, która przycupnęła na kanapie. – Nie znoszę sprzeciwu i wymagam bezwzględnego posłuszeństwa. Każdy, kto się nie dostosuje, zostanie ukarany, natomiast ten, kto będzie służył wiernie zostanie nagrodzony – położyła dłoń na gołym ramieniu. – To jak? Nowy Jork ci pasuje?

Cholera, wygrała! A ja? Będę w stanie znieść to wszystko?

Smutna twarz rozjaśniła się w jednej chwili. Z tak promiennym uśmiechem wyglądała po prostu pięknie.

– Tak, oczywiście – wyjąkała bez tchu.

– A może Los Angeles? Opalisz się, trochę blada jesteś.

– To już jak pani uważa.

Jasne, a co wolisz – Ferrari czy Porsche? Z dwojga złego wybrałabym Los Angeles.

– A gdybyś miała szansę spotkać go jeszcze raz, co byś zrobiła? Wybaczyłabyś?

– Tak, oczywiście że tak!

– Rzuciłabyś się na szyję, wyznała miłość?

– Tak, tak.. – szeptała nieprzytomnie. – To niemożliwe, wszystko straciłam.

– Nie wszystko.

Sięgnęła do teczki, wyciągnęła z niej kartkę papieru (chyba zdjęcie) i przysunęła do twarzy dziewczyny. Ta odskoczyła jak oparzona, odruchowo zasłaniając twarz dłońmi jakby właśnie tam chluśnięto wrzątkiem.

– Ale jak.. jakim cudem..?! Skąd pani…

– Ten?

– Tak, to on! Ale jakim cudem..

– Nie ma żadnego cudu – uniosła rękę z wyciągniętym palcem wskazującym – ze względu na charakter spraw, którymi będziecie się zajmować, musieliśmy sprawdzić dokładnie wszystkie dziewczyny, które wzięły udział w dzisiejszych kwalifikacjach. Wasze rodziny, przyjaciół, znajomych, poprzednie i obecne związki, wszystko co ważne. Mamy do tego odpowiednich ludzi – posłała młodej Agnieszce znaczące spojrzenie. – Twój romans był ewenementem. Z łatwością ustaliliśmy kim jest ten facet.

Dziewczyna złożyła ręce, jak do modlitwy.

– Mogłaby pani…?

– Mogłabym. Ma na imię Roman, jest biznesmenem. Dom weselny, dwie restauracje, tego typu biznesy. Wtedy, gdy spotykał się z tobą, miał….hmm… pewne kłopoty rodzinne. Dwa lata temu rozwiódł się z żoną i jest wolny jak ptak – niezbędne informacje wypisane były po drugiej stronie zdjęcia, nie cytowała z pamięci. – Ma teraz czterdzieści cztery lata, dorosłego syna i piętnastoletnią córkę. A ciebie pamięta bardzo dobrze. I żałuje tego, co zrobił. Czego nie zrobił.

– Dlaczego nie dzwonił? Tak czekałam..

– Nie wiem, może się wstydził, albo było mu głupio i nie mógł się przełamać. Faceci tak mają. Będziesz go mogła sama zapytać.

Wydawało się przez chwilę, że Agnieszka rzuci się na Agnieszkę, zacznie ściskać i całować. Albo padnie na kolana i zacznie całować stopy. Promieniała ze szczęścia.

– Mogę do niego zadzwonić?

Córka prezesa spojrzała na nią z mieszaniną zdziwienia i politowania.

– Teraz? W tej chwili?

– Teraz nie, ale chciałabym jak najszybciej.

– Chcesz jak najszybciej pójść z nim do łóżka, pieprzyć się. Tak?

– Tak – przyznała z rozbrajającą szczerością. – Ale nie tylko. Chcę porozmawiać, tak normalnie i długo, aż do rana, pójść z nim na obiad do restauracji, na spacer, posiedzieć na ławce w parku, przytulić się i milczeć. Być z nim, blisko, po prostu z nim być, żyć tak naprawdę, oddychać…. Nigdy nie było okazji.

– Pogadać będziesz mogła, ale seks musisz odłożyć na później. Facet mieszka w Stanach, w Chicago.

– To nic, wytrzymam. Tyle czasu wytrzymałam – wzruszyła ramionami – kiedy mogłabym tam jechać?

– Za trzy tygodnie wracam do Nowego Jorku, polecisz ze mną. Do Chicago jest niedaleko.

Dziewczyna skłoniła się nisko, jak wierny oddany sługa.

– Dziękuję pani bardzo, naprawdę bardzo.

– Podziękujesz mi w Stanach, na miejscu. Uwierz, będzie miała do tego wiele okazji – znowu się rozsiadła – jestem z ciebie zadowolona, z obu jestem zadowolona – skinęła na Monikę, która siedziała ze zbolałą miną. – A ty, Pucie, gdzie byś chciała pojechać?

– A mogę wybierać?

– Możesz, ale Nowy Jork zostaw dla Agnieszki. Widzisz, jak cierpi z miłości.

– Nie chciałam do Ameryki.

– A gdzie?

Blondynka milczała, niespodziewanie zawstydzona.

– No, śmiało!

– Tokio. Albo Hongkong – wykrztusiła.

– No, no, egzotyka! Dlaczego akurat tam?

– Lubię sushi. Lubię próbować nowych rzeczy.

– W seksie też?

– Nie, tylko w jedzeniu – uśmiechnęła się niepewnie. – W seksie jestem tradycjonalistką.

– To się jeszcze okaże – burknęła szefowa – przejdź się trochę po gabinecie, panno tradycjonalistko. Od drzwi do biurka, od biurka do fontanny. I z powrotem. Czekaj! Załóż z łaski swojej pończochy i szpilki.

Monika wędrowała wskazaną trasą, reszta przyglądała się uważnie, śledziła każdy ruch, każdy gest.

– Ładnie się prezentuje – wtrącił prezes – ale takie nazwisko do czegoś zobowiązuje.

– Nazwisko? Co to znaczy?

– Wojsko, armia.

– Ach tak! Nosisz się ładnie; głowa do góry, plecy proste. Jakbyś była na wojskowej paradzie.

Racja, racja. Do tego porusza się lekko, sprężyście, jakby nic nie ważyła. Rozwiane blond włosy, świetna figura. I nogi jak Kasztanka marszałka, jak mawiał dziadek.

Tadeusz był ojcem pierwszego męża mamy, więc formalnie jej dziadkiem nie był, ale mówił wciąż – „moje kochane wnusie” i rozpieszczał obie, bez wyjątku. Cieszyła się że ma dziadka, że ktoś ją kocha, komuś na niej zależy, ponieważ bardzo tego potrzebowała. Przede wszystkim miłości. Wszelakiej.

– Dobrze wybrałaś. Wysoka blondynka, długie nogi, długie włosy… zrobisz w Tokio furorę. Już widzę, jak się oglądają za tobą na ulicy. Dla nich blondynki to egzotyka, podobnie jak Japonki dla Europejczyków.

Japonki są pucołowate, zupełnie jak ty. I te małe oczka, wciśnięte jak rodzynki w ciasto. Gdy ci się znudzi możesz założyć czarną perukę i z powodzeniem udawać Japonkę.

Ojej, po prostu jesteś zazdrosna. Przyznaj się!

Przyznaję.

Jej się udało, a tobie nie.

Jeszcze nie dostałam swojej szansy. Wykorzystam ją.

Och, daj spokój! Zdajesz sobie sprawę, że ta wredna suka każe ci się rozebrać? Wiesz dobrze jak wyglądasz nago. Widzisz jak one wyglądają? Zrobiłaś rachunek zysków i strat?

– Dobra, chodźcie tu obie – skinęła na Agnieszkę. – Czy jako małe dziewczynki nie chciałyście zostać aktorkami, grać w filmach, być sławne i bogate?

– Ja trochę chciałam, przez chwilę – rzekła Monika.

– I dlaczego nie zostałaś?

– Nie nadaję się na aktorkę. Tak po prostu.

– Może i tak…. ale dzisiaj masz szansę spełnić dziecięce marzenie. Zagrasz w filmie, obie zagracie.

Spojrzały z zaciekawieniem.

– Jak to w filmie? Kiedy?

– Tu i teraz.

W oczach dziewczyn, w ich postawie, dostrzegła wyraźną nutę rozczarowania. Chyba spodziewały się czegoś innego.

– Dobra, podejdźcie do fontanny. Ty Pucie, postaw nogę na krawędzi….. Dobrze…. Biodra do przodu, i cycki! Jesteś królewną, księżniczką, dumna i wyniosłą panną. Agniesia będzie twoją niewolnicą, kupioną na targu w dzikim kraju. Pokaż swojej pani jak bardzo jesteś posłuszna i uległa.

Agnieszka przestąpiła z nogi na nogę.

– Ale co mam robić?

– Nie wiem. Wykaż się pomysłowością, kreatywnością, czymkolwiek. Ja zaczynam nagrywać i chcę, żeby powstało coś fajnego, do cholery!

Przez chwilę stała jak wryta, z głupią miną, i gdy wydawało się, że nic z tego nie będzie, opadła na kolana, zbliżyła usta do nogi okrytej delikatną białą tkaninę i zaczęła całować. Pięła się coraz wyżej, pokrywała pocałunkami każdy fragment, aż do miejsca na udzie, gdzie kończyła się pończocha. Gdy wszystkim się zdawało, że na tym poprzestanie, pocałowała czerwoną szpilkę. Zaczęła ją lizać, z wielką pieczołowitością i starannością. Na koniec wyciągnęła język, a wtedy Monika nadepnęła na niego czubkiem buta.

Agnieszka złożyła dłonie niczym buddyjski mnich i skłoniła się nisko.

– Dziewczyny, to było genialne, absolutnie fantastyczne! Daleko zajdziecie, obie. Już moja w tym głowa. Usiądźcie sobie.

Sama też usiadła i sięgnęła po kolejną teczkę.

– Teraz dajmy szanse innym. Karolina Ssssk… oż żesz kurwa!

Z pomocą pospieszył kochający tatuś, wziął teczkę z rąk córki i przeczytał:

– Karolina Szkudlarek.

– Która to?

Mnie zostawia na koniec. Cudownie.

– To ja – z kanapy podniosła się niewysoka, zgrabna dziewczyna. Miała piękną twarz o regularnych rysach i proste włosy do ramion, zakończone fantazyjnymi lokami.

Gdyby się dowiedziała o spotkaniu przed siódmą, jak ja, nie miałaby czasu ich zrobić. Chyba, że nosi takie przez cały czas.

Agnieszka powoli i systematycznie przeglądała zawartość teczki.

– Kolejna panienka z dobrego i bogatego domu – mruknęła. – Tatuś prowadzi własną firmę, a mamusia..?

– Jest wykładowcą na uniwersytecie, doktorem ekonomii.

Kobieta potarła brodę.

– Po co tu przyszłaś? Nie lepiej było zostać w firmie tatusia?

– Chcę pracować z najlepszymi, ciągle się rozwijać, iść własną drogą, odnieść sukces – wyrzuciła dziewczyna, powtarzając piękne utarte slogany.

– Mówisz poważne czy się podlizujesz? – spytała, nie podnosząc głowy znad dokumentów.

– Całkiem poważnie. Jestem bardzo ambitna, gotowa do wyrzeczeń.

Jak każda z nas, moja droga.

Agnieszka zamknęła teczkę, po czym zmieniła nieco perspektywę przysiadając na marmurowym ocembrowaniu fontanny.

– Dobra. Zrzucaj ciuszki, panienko.

Patrzyły jak Karolina powoli się rozbiera. Na puszysty dywan spadały, jedne po drugim, markowe ciuchy. W końcu rozpięła biustonosz, zsunęła majtki i stała tak wyprostowana, naga i dumna.

– Matko boska, dziewczyno, ale cycusie! Mistrzostwo świata!

Rzeczywiście. Półkule o idealnym kształcie, chociaż duże i ciężkie to jednak dumnie sterczały. Zwieńczone dużymi wypustkami, które otaczały rozlegle ciemnobrązowe pola, szerokie na dwa palce.

– Mogę się poczęstować..?

Zanim ktoś zdołał zrobić cokolwiek, wypowiedzieć słowo, uklękła przed Karoliną i zaczęła je pieścić – tylko ustami.

O Jezu… biseksualistka, albo nawet lesbijka. Tylko nie mów, że jesteś zaskoczona – nie widziałaś jak się zachowuje, jak się klei do dziewczyn? A to rozbieranie, pieszczoty?  Powinnaś się zorientować.

To co.. powinnam przeprosić i wyjść? I co dalej? Od poniedziałku szukać pracy? Na kasę i do wykładania towaru, tam zawsze kogoś szukają.

No idź, na co czekasz? WYPIERDALAJ W PODSKOKACH!! Ty… ty śmierdzący tchórzu. Jarek miał rację, do niczego się nie nadajesz, Jarek i cała reszta. Do garów, ścierwo! Do piwnicy, żeby cię nikt nie widział. Pościelą ci w kącie, wypuszczą dopiero na święta. Przebierzesz się za mikołaja, nie będzie widać, jaka jesteś brzydka.

Ojej, daj spokój. Spójrz, sama popatrz. Myślisz, że ona zainteresuje się tak nędznymi, wymęczonymi cyckami? Jesteś całkowicie bezpieczna.

Póki co zajmowała się najlepszymi piersiami na świecie, a sposób w jaki to robiła znamionował dwie rzeczy – na pewno miała ciągoty do kobiet i nie robiła tego po raz pierwszy.

Patrzyła z mieszaniną fascynacji i zazdrości, jak Agnieszka całuje, liże, lekko podgryza i ssie dorodne półkule. Nietrudno było zgadnąć, że i Karolina czerpie z tego przyjemność. Jej oddech stał się urywany i płytki, sutki dumnie sterczały, a wielkie brodawki zrobiły się jeszcze większe.

Lubi kobiety czy tak jest zawsze, niezależnie kto pieści?

– Towar pierwsza klasa – wstała z kolan i wytarła usta – dziewczyny, zastąpcie mnie. Raz, raz!

Monika i Agnieszka uklękły podejmując przerwaną pracę. Szło im nieźle, ale nie tak dobrze jak szefowej.

– No dobra, teraz sobie pogadamy, panienko. Ilu miałaś facetów?

– Nie wiem – odparła Karolina. – Nie liczyłam.

– Jaki to rząd wielkości. Kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu?

– Kilkunastu. Na pewno więcej niż kilku.

– Dobrze. Z twoją urodą chyba nie było problemów ze znalezieniem kandydatów, co?

– Nie, nigdy nie miałam problemów.

Nie to co ja.. Ech….

– Rozumiem. Nie masz oporów przed pójściem do łóżka z obcym facetem? Nie będzie z tym problemu?

– Myślę, że nie – rzekła powoli i ostrożnie.

– Nie obchodzi mnie co myślisz! Pytam czy pójdziesz do łóżka z tym czy tamtym facetem, jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Tak. Zrobię, co pani każe.

O tak! Była z nią w jednej grupie; Karolina to świetna prawniczka, ale…. ma taki zacięty wyraz twarzy, pełen jadu i nienawiści, jakby wszyscy wokół byli wrogami których trzeba zlikwidować. Gdyby Agnieszka dała jej nóż i rozkazała zabijać, bez wahania rozpłatałaby brzuch każdej z rywalek. To zimne spojrzenie czarnych oczu. Fakt, jest piękna, ale gdyby była facetem, nigdy w życiu nie poszłaby z nią do łóżka.

Bałabym się, że po stosunku mnie pożre, jak modliszka.

– Doskonale, właśnie takich ludzi nam trzeba. Stop dziewczyny, wystarczy tego dobrego! – machnęła na młode prawniczki, które jak na komendę wstały – Pucie, przynieś krzesło. Tamto przy biurku, pod oknem. Dobrze.. Karolina, połóż stopę na oparciu… Bardzo dobrze. Pucie, usiądź grzecznie, a ty, Agnieszka, zacznij wylizywać Karolinę. Masz wąski pyszczek, w sam raz do cipki. Tylko spisz się jak należy, bo nie zobaczysz ukochanego!

Spojrzała na szefową w nadziei, że odwoła rozkaz, ale nic takiego nie nastąpiło. Zbliżyła usta do lepkiej szparki, zaczęła niezwykle ostrożnie.

– No, śmiało! Jak masz za ciasno, to otwórz ją palcami. Wsuń język, tylko głęboko!

Włożyła dłonie między uda Karoliny, rozchyliła płatki sromu i wsunęła język, długi i wąski niczym jaszczurka. Na twarzy przypadkowej kochanki na jeden moment pojawił się grymas, ale natychmiast zdołała się opanować.

– Przyjemnie?

– Trochę – odparła niedbale, ale nietrudno było zgadnąć, że kłamie. Agnieszka nie drążyła tematu, powiedziała tylko do imienniczki – Pracuj, pracuj, dopóki nie powiem ci kiedy skończyć – po czym wróciła do rozmowy.

– Więc mówisz, że jesteś gotowa na seks z każdym, kogo wskażę?

– Tak, proszę pani. Zrobię wszystko.

– Spotykasz się teraz z kimś?

– Nie.

– Dlaczego?

Karolina wzruszyła ramionami.

– Byłam z jednym chłopakiem, ale zaczął naciskać na ślub. Nie chcę się wiązać na stałe. Wolałabym..

Nagle z ust dziewczyny, niespodziewanie dla wszystkich i chyba dla niej samej, wyrwał się głuchy, nieartykułowany jęk. Spiczasty i szorstki instrument docierał w nowe, niezbadane rejony.

– Orgazm?

– Nie. Jeszcze nie.

– Ojej, nie musisz się wstydzić..

Jasne że nie. Stoi na środku, ma lizaną cipkę, w dodatku przez dziewczynę, a wszyscy się gapią. Śledzą każdy gest – liżącej i lizanej. Zajebiście niekomfortowa sytuacja. Jeszcze tylko kamer brakuje. I fotoreporterów.

A jeśli każe robić ci to samo? Albo zrobić loda grubasowi?

A tak w ogóle… czemu żadna z nich nie protestuje, nie plunie w twarz Agnieszce i trzaśnie drzwiami na odchodne? Czemu potulnie wykonują wszystkie polecenia, niczym owieczki? Może….hmm….. może wszystkie doskonale wiedziały, jak będzie wyglądało spotkanie w gabinecie prezesa, wiedziały czego mogą się spodziewać. Wszystkie oprócz jednej.

– Jeśli odczuwasz przyjemność, nie wstydź się tego okazywać – usłyszała głos, który dochodził jakby zza grubej zasłony. – W ogóle się nie krępuj. Kim był ten chłopak, co ci się oświadczył?

– Nie oświadczył. Na szczęście nie zdążył.

– Dlaczego na szczęście?

– Nie widzę siebie w roli żony – wyznała szczerze. – Obowiązki wobec męża, to nie dla mnie.

– To kim był?

– Synem… – przymknęła oczy, zaczęła dyszeć, potem głośno oddychać. Fala rozkoszy powoli opadała. – Był synem rektora uczelni, tam gdzie pracuje moja mama.

– Aaa.. czyli wyższe sfery, arystokracja?

– Coś w tym rodzaju.

– Pozostali chłopcy, z którymi szłaś do łóżka, też byli z wyższych sfer?

– Można tak powiedzieć.

– Czyli żaden dostawca pizzy cię nie pieprzył?

– Nie ma takiej opcji – Karolina wykrzywiła się złośliwie.

– I tu się mylisz, moja droga – skinęła na Agnieszkę. – wystarczy już tego lizania.

Ta natychmiast przerwała i podniosła się z kolan. Twarz miała mokrą od soków koleżanki.

– Wytrzyj się. Albo nie, obmyj wodą z fontanny.

Gapiły się wszystkie jak to robi, a potem wyciera twarz kraciastą chusteczką, którą podsunął jej prezes.

– Dobrze się spisałaś, kolejny raz – pochwaliła ją szefowa, a potem zwróciła się do Karoliny:

– Wolisz Berlin czy Londyn?

– Zdecydowanie Londyn.

– Dlaczego?

– Nie lubię Niemców.

– „Nie lubię Niemców” – przedrzeźniała ją Agnieszka. – A jeśli klientem kancelarii do której trafisz będzie Niemiec, to co wtedy? Nie przyłożysz się należycie do sprawy, bo go nie lubisz?

– To co innego – burknęła.

– Obawiam się, że nie masz racji – stwierdziła kwaśno córka wielkiego prezesa, który w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. – Ale masz to szczęście, że trafiłaś pod moje skrzydła. Naprostujemy niektóre ścieżki, wyrównamy braki i będzie dobrze. Pojedziesz do Londynu, dostaniesz swoją szansę. Sprawdzisz się, to będziesz wielka.

Karolina położyła dłonie na biodrach, na pięknej twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech.

Mieć takie zęby, takie cycki – chociaż połowę. Marzenie…

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Będzie pani zadowolona.

– Wiem. Wiem, że nie przyniesiesz mi wstydu. Ale zanim wyjedziesz do Anglii, musisz się jeszcze wiele nauczyć.

– Dobrze, będę pracować tutaj. Pod pani nadzorem.

– Nie chodzi o pracę.

Dziewczyna spojrzała pytająco.

– Trafisz do pewnego mężczyzny, na tresurę.

Otworzyła szeroko oczy. Widocznie nie tego się spodziewała.

– Ale…

– Nauczy cię pokory i posłuszeństwa, i wszystkiego czego potrzeba. Będzie decydował o twoim losie. Jest doskonałym fachowcem, odpowiednio cię ułoży.

– Myślałam, że… – zaczęła, ale tamta nie pozwoliła jej dokończyć.

– No? Co myślałaś? Że przez całe życie będziesz stąpać po płatkach róż, niczym prawdziwa arystokratka? Nic z tego, moja panno. Za długo byłaś trzymana pod kloszem.

Karolina spuściła głowę.

– Czy to konieczne? – spytała cicho.

– Nie, nie jest. Nikt cię siłą tutaj nie trzyma. Chcesz wyjść?

– Nie.

– Trafisz na tresuję! – warknęła Agnieszka. – Na pół roku. A jeśli pan Dariusz uzna, że się nie starasz, nie robisz właściwych postępów, to spędzisz u niego tyle czasu, ile uzna za stosowne. Rozumiesz?

– Tak, proszę pani.

Kobieta zmrużyła oczy i skinęła głową. Chyba była zadowolona. Usatysfakcjonowana. A należała do gatunku tych, które niełatwo zadowolić.

– Klapnij sobie – powiedziała, sięgając po ostatnią teczkę.

Teraz ja, Boże, zmiłuj się..

– Antonina Pytko.

Wymówiła moje nazwisko bezbłędnie, najczystszą polszczyzną. Niesamowite!

– Tak, to ja – powiedziała głośno, natychmiast wstając z kanapy. Bezwzględne wykonywanie poleceń to połowa sukcesu.

Agnieszka przeglądała papiery, szeleściła kartkami.

– Gdzie są te… Uszzzz….

– Uszatyce. Miała wioska na Lubelszczyźnie.

– Aha – mruknęła, nie podnosząc głowy znad papierów.

Mogę wyjść, trzasnąć drzwiami i nikt się nie dowie. To ostatnia szansa.

Zamiast tego zaczęła rozpinać guziki, rozbierała się szybko i sprawnie. Już po chwili stała kompletnie naga.

Agnieszka podniosła głowę, twarz wykrzywiła się momentalnie w grymasie wściekłości.

– A ty, kurwa, co?!

Zadrżała, jakby spadł na nią kubeł lodowatej wody. Wszystko stracone.

– Myślałam, że… że pani każe…

– Nie myśl tylko słuchaj i rób co mówię! Od myślenia jest ktoś inny, jasne?

– Tak, proszę pani. Przepraszam.

Momentalnie się schyliła i drżącymi palcami zbierała ubrania.

– Stop!

Znowu się uśmiechnęła, promiennie i fałszywie. Ten uśmiech nie wróżył nic dobrego.

– Skoro byłaś tak łaskawa i zechciałam pokazać nam swoje piękne ciało, to wyjdź na środek. Wstydzisz się?

– Nie – odparła, chociaż wstydziła się i to bardzo. Nie własnej nagości, lecz tego, że przy dziewczynach wygląda jak daleka i uboga krewna. Bardzo daleka i bardzo uboga.

Podeszła doń Agnieszka, z nieodłączną linijką w dłoni. Uważnie studiowała każdy fragment drobnej i młodej prawniczki.

Ma żółte oczy, zupełnie jak pies Kowalczyków.

Niespodziewanie, z głośnym trzaskiem, na wąskie plecy dziewczyny spadło piekące uderzenie. Syknęła z bólu.

– Nie garb się! Masz za duże cycki, ściągają cię do ziemi? Chyba nie. Popatrz na Karolinę, jakie ona ma, jak stoi prosto.

Kolejne uderzenie było znacznie silniejsze. Wyprostowała się gwałtownie.

– No, już lepiej.

Ostry koniec linijki wylądował pod brodą, musiała unieść głowę, wysoko. Patrzyły sobie w oczy.

Cholera jasna, z nią jest coś nie tak. Widzę to. Może byłoby lepiej…

– Powiesz mi coś ciekawego?

– Nie wiem, proszę pani – wyjąkała.

– Jak na ciebie wołają? Tosia?

– Nie.

– A jak?

– Kapciuch, kapciuch-nie-jebany, maszkara, potwór, czarownica – wyrzuciła bez zastanowienia. Postanowiła, że będzie mówić prawdę i tylko prawdę. Z łatwością znalazła tamtego kochanka, wie wszystko o każdej z nich. Prawda szybko wyjdzie na jaw, a za próbę kłamstwa momentalnie wyleci za drzwi i straci ostatnią szansę na cokolwiek. A do ugrania jest bardzo dużo.

Wyznanie było szokujące, lecz Agnieszka wcale się nie zdziwiła. Nic a nic.

No właśnie, ciekawe dlaczego. Czyżbym miała rację?

– Czarownica?

– Tak. Bo mam takie znamię – przekręciła głowę. – Niektórzy myślą, że to znak szatana.

– I mają rację? Masz nadprzyrodzone zdolności?

– Nie.

– Szkoda. Każda pomoc się przyda. Ale ty i tak masz dodatkowe atuty. Z tym zajebistym zezem możesz dyskretnie podglądać co robi konkurencja. Nikt się nie zorientuje.

Zaczęła się śmiać, ona i cała reszta.

Spokojnie, nie daj się sprowokować. Oddychaj głęboko – raz, dwa…

Śmiech urwał się nagle, chociaż wciąż dźwięczał jej w uszach, które paliły ze wstydu. Agnieszka podeszła do ubrań leżących na dywanie, rozgarnęła je butem, podnosiła każdą część garderoby na linijce i oglądała ze wszystkich stron.

– Co to, kurwa, ma być..?

– Garsonka.

– Jaja sobie robisz?! To szmata do wycierania butów!

Wlazła na nią z butami i naprawdę je wytarła. Dokładnie, z przesadną starannością.

– Skąd to masz? Z Armii Zbawienia?

– Nie – powiedziała cicho. – Moja mama uszyła.

– Jest krawcową?

– Nie.

– Głupia baba! Musi być paskudna, skoro urodziła taką maszkarę jak ty!

Salwa śmiechu była ogłuszająca. Skurczyła się jak po niewidzialnym smagnięciu linijki.

Tato, pomóż mi, proszę. Bardzo cię potrzebuję…

– Mama była bardzo piękna – oznajmiła, gdy zrobiło się cicho. – Ale mój tata zmarł nagle, gdy była w ciąży. Urodziłam się za wcześnie i dlatego taka jestem.

Wyszczerzone zęby Agnieszki znamionowały niechybnie nadciągające świństwo. Zapewne wielkiego kalibru.

– A tatuś szanownej panienki na co umarł?

– Zatrzymanie akcji serca. Był dużo starszy od mamy. Potem..

Żółte oczy nagle rozbłysły.

– Okropny staruch i brzydka baba zmajstrowali paskudnego bachora! Cieszmy się i radujmy!

Znowu wszyscy się śmiali, Monika-zwana-jako-pucie rżała po swojemu; stała na środku, naga, zagubiona i bezradna – najbrzydsza kobieta na świecie. Och nie, jeszcze nikt nie uczynił jej kobietą. Wielkie łzy spływały po twarzy, nie po plecach – jak twierdzili co niektórzy ze złośliwych. Przez jedną rozpaczliwą chwilę miała ochotę zerwać się i wybiec, zostawiając otwarte drzwi gabinetu, uciekać nago ulicami, aż na kraniec świata, gdzie zapadnie się pod ziemię.

To sen. Okropny koszmar; jeden z tych, które miewała, od czasu do czasu. Obudzi się strwożona, ale przykre wrażenie będzie się rozmywać i po kilku godzinach zapomni o wszystkim.

Czujesz? Słodki aromatyczny zapach, gdzieś na granicy przebudzenia. Ślina napływa do ust, musi przełknąć. Za chwilę otworzą się drzwi i stanie w nich mama. Słyszysz kroki? Niedzielny poranek… och nie, promień słońca dotknął już maty, musi być dobrze po dziesiątej. „Wstawaj śpiochu, śniadanie gotowe”. Zrywa się szybko i biegnie do kuchni. Biały ser urobiony ze śmietaną, do tego rzodkiewka i zielone części cebuli, które mama hoduje na parapecie. Świeże bułeczki i kubek kakao. Dwa kubki, zawsze wypijała dwa. Siedziały w kuchni przy stole, mama gładziła ją po głowie, odgarniała włosy z czoła, a ona siedziała w koszuli nocnej na wysokim krześle i machała nogami. Miała wtedy osiem lat, akurat tyle co Zuzia.

A po śniadaniu, trzymając się za ręce, szły do taty. Odświętnie ubrane, z kwiatami.

Powoli otworzyła oczy. Wciąż stała nago na puszystym dywanie, wokół siebie widziała twarze wykrzywione w złośliwym grymasie. Sen się nie skończył.

– Słyszałaś co powiedziałam?

– Nie – rzekła strwożona.

– Chcesz wyjść? Poddajesz się? Drzwi są otwarte.

Jeśli teraz wyjdzie straci wszystko, szansę na cokolwiek i zostanie z niczym. Jeśli wytrzyma, ale zostanie odrzucona, otrzyma rekomendację, która pozwoli na znalezienie pracy w zawodzie – co najmniej bardzo dobrej. Z tego co słyszała, wszystkie finalistki Orkisza zaszły daleko. Może zadzwonić do tej amerykanki i wyjechać do Ameryki, robić prawdziwą karierę.

Nie, nie może się poddać. Przez wzgląd na to co osiągnęła i jakim wysiłkiem to okupiła.

Studia prawnicze są bardzo kosztowne. Dodatkowe lekcje, prywatne korepetycje, książki, intensywna nauka języków – wszystko opłacane z własnej kieszeni. Tata zostawił wprawdzie okrągłą sumkę, ale sporo wydali na utrzymanie i liceum w Warszawie, a reszty nie chciała ruszać. „Przyda się na później, pieniądze będą potrzebne, może kupię mieszkanie w Warszawie”, odpowiadała mamie. „Będzie na ślub i męża”, dodawała jeszcze żartem.

Postanowiła, że na wakacjach pojedzie ze szwagrem do Niemiec i zarobi na własne utrzymanie.

Praca w dużym gospodarstwie rolnym i cieszące się złą sławą zbiory ogórków. Dzień w dzień na „śmigle”, głową w dół, w nieludzkim upale. Pracownicy z Europy Wschodniej nocowali w kontenerze, okropnie nagrzanym po całym dniu spiekoty. Była tak wyczerpana, że gdy tylko położyła głowę na malutkiej poduszce, natychmiast traciła przytomność.

Codziennie chciała zrezygnować, wrócić z płaczem do kraju, ale zaciskała zęby i dała radę. Teraz też wytrzyma.

Możesz mnie tłuc linijką ile wlezie, ale się nie poddam. Obiecałaś, że jeśli nas nie złamiesz, spełnisz nasze marzenia. Czekam.

– U ciebie na wsi jest taka moda, że cipy się nie goli?

Złośliwie uśmiechnięte gęby czekały na odpowiedź. Była skazana na pożarcie.

– Nie wiem, nie pytałam się innych dziewczyn – odparła zgodnie z prawdą.

– A chłopakom się podobała?

– Nie wiem.

– Kurwa mać! Albo gadasz jak było, albo won!

– Naprawdę nie wiem, proszę pani. Nigdy nie miałam chłopaka.

Ja pierdolę, hit sezonu! Brzydki kapciuch w ogóle nie był dupczony. Ale porozdziawiały gęby..

– Chcesz powiedzieć, że…?

– Tak, proszę pani. Jestem dziewicą – powiedziała głośno i wyraźnie.

Kobieta zacisnęła usta tak, że została prawie niewidoczna kreska.

– Jeśli mnie oszukujesz, to….

– Nie kłamię, proszę pani. Mogę poddać się badaniu.

Lekko się skrzywiła, jakby sama myśl, że ktoś mógłby zaglądać tam kapciuchowi wywołała falę mdłości.

– Dobrze już, dobrze – machnęła ręką. – Wierzę ci. Ile ty masz lat?

– Dwadzieścia pięć.

– I co? Nikt nie chciał cię przelecieć?

Pokręciła głową.

– Jestem brzydka – przyznała ze wstydem. – Byłam wyzywana, wyszydzana, poniżana na każdym kroku. Tak było od zawsze.

– A ja? Jestem piękna?

Jeśli powiem że nie jest – to się wścieknie i mnie wyrzuci. Jeśli powiem że jest, to nie uwierzy i mnie wyśmieje. A potem wyrzuci.

– Ma pani piękne włosy i świetną figurę – odparła wymijająco, wcale przy tym nie kłamiąc.

Przysunęła się tak blisko, że prawie stykały się nosami.

– A buźka? Niespecjalne mamy buźki, co?

– Ja na pewno – mruknęła zrezygnowana. Niech się dzieje co chce.

– Niektórym facetom to przeszkadza, niektórym nie – odparła niezrażona Agnieszka –  tych drugich jest całkiem sporo i trzeba umieć korzystać z życia. Uwierzysz, że pierwszego loda robiłam mając trzynaście lat?

– Naprawdę? – wtrącił się tatuś. – Nie wiedziałem.

– A gdybyś wiedział, zabroniłbyś?

Prezes wyraźnie się zmieszał.

– Chyba nie. Chociaż… nie jestem pewny.

– To dobrze, i tak bym nie posłuchała – parsknęła krótkim śmiechem.

Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego.

– Ciekawe kto cię do tego zmusił – burknął.

– Zmusił? Chciałyśmy spróbować i tyle.

– My?

– Ja, Natasha i Kelly.

Skrzywił się jak po skosztowaniu cytryny.

– Wiedziałem, że ta dziewczyna ma na ciebie zły wpływ.

– Wiedziałeś, ale nic z tym nie zrobiłeś. Dobrze wiesz dlaczego.

Tatuś spuścił głowę, zaś Agnieszka mówiła dalej:

– Bo ojciec Natashy jest prawdziwą grubą rybą, bogaczem, do tego jednym z najlepszych prawników od wypadków komunikacyjnych i znajomość, przyjaźń z córką kogoś takiego może przynieść same korzyści, otwiera wiele drzwi. Prawda?

– Nieprawda. Dużo osiągnęłaś, bo masz talent.

– Dzięki talentowi i pomocy pana Castani. Wystarczyło, że córka szepnęła tacie, że przyjaciółka potrzebuje tego czy owego i już po chwili miałam to czy tamto – uśmiechnęła się kwaśno. – Do dziś jest moją najlepszą, bardzo oddaną przyjaciółką, wiele razem przeszłyśmy, a fakt, że jej ojciec to szycha, nigdy nie był najważniejszy. Chociaż… nie powiem… czasami taki bonus bardzo się przydawał.

– I pieniądze – dodał mężczyzna, unosząc przy tym dłoń, jakby się zgłaszał do odpowiedzi.

– I pieniądze też. Natasha lubiła mieć gest. Wypad do Las Vegas? Czemu nie. Do Los Angeles? Proszę bardzo!

Takie rzeczy to tylko w telewizji. Marzenie…

– Ale nic, miało być o seksie. Pomysł był Natashy; namówiła Kelly, swoją siostrę, a właściwie jej chłopaka. Rozebrałyśmy się do naga, potem na kolana i robiliśmy mu loda, na zmianę – odwróciła się i nieoczekiwanie pstryknęła Antoninę w nos. – Widzisz? Jak się chce, to można.

– Ale pani mieszkała w Nowym Jorku, a ja w małej wiosce – odparła z wyrzutem. – To zupełnie inny świat. Nie miałam tylu możliwości.

– Niby, kurwa, racja, ale całkiem nic? Nie było ani jednej okazji?

Wzięła głęboki oddech, po czym rzuciła:

– Nie powiedziałam, że całkiem nic.

Agnieszka zatrzymała się w pół kroku i w pół słowa.

– Powiedziałaś, że jesteś dziewicą! – Warknęła.

– Tak, ale nie mówiłam, że nigdy i nic, jeśli chodzi o seks.

Spojrzała na nią uważnie, ale wydawało się, iż nie dostrzegła żadnych oznak kłamstwa. Usiadła na kanapie zakładając nogę za nogę.

– Opowiadaj, chętnie posłuchamy. Mam nadzieję, że historia będzie ciekawa. Bo jak nie… – wymownym gestem pokazała na drzwi.

Hmm…. była współwłaścicielką mrocznej tajemnicy; czegoś, o czym chciała zapomnieć i jednocześnie ciągle pamiętać. Wspomnienia, które wywoływały szybsze bicie serca.. i nie tylko.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Katusze, jakim poddawane są kandydatki na staż są doprawdy nazbyt brutalne, nawet jak na tekst w zamyśle satyryczny. Bawiłam się nieźle, ale jednak z pewnym poczuciem winy.

Trochę czasu zajęło mi przeczytanie hurtem trzech części, a teraz już nie pamiętam, co było w której 🙂 tak więc moja ocena dotyczy całości so far: jest to dobrze napisana historia, ale zupełnie nie wiem, w którą stronę zmierza. Aurelius rozgrzebał sporo wątków, przede wszystkim diabelskiego pochodzenia głównej bohaterki i teraz, gdy opowieść zdaje się zmierzać do finału, musi zacząć do nich wracać. Nie wiem, jak to się wszystko skończy, ale czuję, że kosa trafi na kamień, a Agnieszka przekona się, że to nie ona jest tu najbardziej demoniczną i budzącą grozę postacią.

Atmosfera tej historii jest tak gęsta, że można by ją nożem kroić. Po długim znęcaniu się Agnieszki nad pozostałymi kandydatkami wreszcie przyszła pora na Antoninę. I sądzę, że w niej wreszcie znajdzie godną przeciwniczkę. A może nawet ugryzie więcej, niż jest w stanie przełknąć.

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz