Cztery, a nawet pięć II (Aurelius)  4.85/5 (20)

38 min. czytania

Aurélien Glabas, „Iustitia”, CC BY-NC-ND 2.0

Wróciły do biurowca. Marcelina miała rację – Rondo One posiadał sale konferencyjne, właśnie znalazły się w jednej z nich. Tym razem układ był inny; kilka stolików, przy których usiadły i jeden nieco z boku, dla ekipy technicznej, która bacznie się wszystkiemu przyglądała.

Zaczęło się od tego, że sekretarka rozdała wszystkim po jednej, pojedynczej kartce.

– Proszę przeczytać i podpisać.

Przebiegła wzrokiem akapity. „Wyrażam zgodę na…”, „Zgadzam się”, „Nie będę rościć pretensji z tytułu…”, „Zobowiązuję się do zachowania tajemnicy dalszego przebiegu kwalifikacji, co do formy oraz treści, pod groźbą…”.

Szybko podpisała. A jeśli opowie to czy owo pięcioletniej dziewczynce, a ona zacznie rozpowiadać w przedszkolu, jaka ta ciocia mądra i ważna… to poważnie naruszy zasady regulaminu?

Następnie każda z dziewczyn otrzymała plik spiętych kartek.

– Proszę wypełnić. Macie piętnaście minut.

Był to zestaw dziwnych, kontrowersyjnych zagadnień.

Niespodziewanie wygrywasz sporą sumę.

  1. Inwestujesz w złoto, grunty, nieruchomości.
  2. Wybierasz się w podróż życia.
  3. Tracisz wszystko, żyjąc rozrzutnie.
  4. Przeznaczasz wszystko na cele charytatywne.
  5. Wpisz własną odpowiedź.

Dwóch nastolatków na ulicy kopie psa.

  1. Wtrącasz się, robisz awanturę, ratujesz zwierzę.
  2. Ukradkowo dzwonisz na policję.
  3. Przechodzisz obojętnie.
  4. Przyłączasz się.
  5. Wpisz własną odpowiedź.

Elegancki starszy pan proponuje ci seks za pieniądze.

  1. Oburzona kategorycznie odmawiasz.
  2. Obracasz wszystko w żart.
  3. Jesteś zainteresowana propozycją.
  4. Negocjujesz, zgadasz się na podwójną stawkę.
  5. Wpisz własną odpowiedź.

Wchodzisz do pokoju, gdzie twoja przyjaciółka kocha się z chłopakiem.

  1. Przepraszasz i szybko wychodzisz, zawstydzona.
  2. Rozmawiasz z nią o tym wieczorem, wypytujesz o szczegóły.
  3. Rzucasz kilka sprośnych uwag i wychodzisz.
  4. Zostajesz, proponujesz trójkąt.
  5. Wpisz swoją odpowiedź.

Twój brat ulega poważnemu wypadkowi, konieczna jest kosztowna rehabilitacja.

  1. Kompletnie się załamujesz.
  2. Organizujesz zbiórki pieniędzy, mobilizujesz znajomych i ludzi dobrej woli.
  3. Sprzedajesz wszystko co masz, oferujesz znajomym swoje ciało.
  4. Oddajesz się do burdelu.
  5. Wpisz własną odpowiedź.

Były jeszcze gorsze, dużo gorsze, czytała z wypiekami na twarzy. Nietrudno było zauważyć, że pytania są tendencyjne. Czego oczekiwali – szlachetności i nienagannej etycznej postawy czy obojętności i wyuzdania? Oddawała ankietę przygnębiona; z przeświadczeniem, że tą rundę przegrała z kretesem, roztrwoniła wszystkie punkty, całą uzbieraną pulę.

Do sali wszedł pan Michalczyk, w towarzystwie drobnej kobiety ubranej w szarą garsonkę. Miała zadarty nosek i siateczkę drobnych zmarszczek na wciąż ładnej twarzy.

– Mam zaszczyt przedstawić panią Claire Booringham z Nowego Jorku. – Ogłosił prawnik, już po angielsku. – Jest wybitnym ekspertem w zakresie prawa spadkowego, ochrony zdrowia i negocjacji.

Kolejną część testów prowadziła niepozorna i świetna prawniczka z Ameryki. Starsza pani była niezwykle skuteczna i bezwzględna. W ciągu niecałego kwadransa odpadło aż siedem dziewczyn – ze względu na słabą lub niewystarczającą znajomość języka – bo jeśli nie mówiłaś świetnie, to znajomość była niewystarczająca. Po kolejnym kwadransie odpadła jeszcze jedna.

Nie odpadnę, na tym etapie nie odpadnę, myślała podekscytowana. Setki, tysiące godzin spędzonym w różnych szkołach językowych, prywatne lekcje, mnóstwo wydanych pieniędzy, długie godziny spędzone na rozmowach ze studentami z Anglii, Irlandii, Szkocji i cholera wie sąd jeszcze. Gdy wkroczyła na wyższy poziom przeczesywała zagraniczne fora prawnicze, śledziła wątki, newslettery, a nawet brała czynny udział w dyskusjach. Jako TheWitch.

Kolejna część kwalifikacji przypominała właściwie dyskusję. Amerykanka nie wchodziła w szczegóły, zadawała ogólne pytania i wyznaczała dziewczynę, która miała odpowiedzieć. Gdy wyczuwała słabość lub chwytała trop, drążyła temat aż nieszczęsna musiała się poddać.

– Słuchajcie moje panie, która powie, na czym polega sekret dobrego prawnika?

Cisza.

– No, śmiało!

– Trzeba mieć wiedzę i duże doświadczenie – wyrwała się drobna brunetka o pięknych niebieskich oczach.

– Tak, trzeba mieć – przyznała amerykanka. – Ale wiedza i doświadczenie to za mało.

– Trzeba być elastycznym, umieć się dostosować.

– Owszem, bardzo potrzebna umiejętność. Ale to za mało. Może pani? – Wskazała na Kornelię.

– Przyznam się, że nie wiem – odparła tamta uśmiechając się jak zwykle, czyli pięknie.

– Tak, właśnie tak! – Ucieszyła się kobieta. – Nie wiem pani i przyznaje to otwarcie. Nikt z nas nie wie wszystkiego. W pewnym momencie dochodzi do granicy własnych możliwości. Co wtedy?

– Trzeba poprosić o pomoc innych – rzekła Kordelia. – Kogoś lepszego.

– Doskonale! – Uniosła wskazujący palec, jakby chciała wymusić jeszcze większą koncentrację. – Nikt z nas nie jest doskonały. Nikt nie posiadł wszelkiej wiedzy i nie ma takiego, który nie popełniałby błędów. Nie jest wstydem powiedzieć: „tego nie potrafię” i poprosić o pomoc.

Po co ta gadka? Powiedz od razu, że Kornelka jest najlepsza, nie odstawiajmy niepotrzebnego cyrku. Jeszcze mam szansę zdążyć na pociąg.

– Skomplikowanych spraw nie rozwiązuje się w pojedynkę, zobaczymy czy potraficie współpracować w grupach. Wybiorę teraz liderów, którzy sami dobiorą współpracowników.

Wyznaczyła cztery (w tym Kornelię), które dobrały po dwie dziewczyny i rozpoczął się kolejny etap kwalifikacji. Dostały prawdziwe, naprawdę skomplikowane sprawy i pół godziny na opracowanie strategii działania. Mogły korzystać z dostępnych książek i kodeksów. Rozmowy, także między sobą, tylko w języku angielskim.

– Wiem, że amerykańskie prawo i nasze metody działania bardzo różnią się od waszego, ale oczekuję od was kreatywności, pomysłowości, ducha walki i niezłomnej wiary w zwycięstwo. Powodzenia!

Amerykańska prawniczka krążyła między grupami przysłuchując się uważnie szeptom i półgłośnym dyskusjom. A gdy przyszło do oficjalnego omówienia sprawy oraz przedstawienia strategii działania nie wtrącała się wcale.

– A teraz proszę, by liderka grupy usunęła jedną dziewczynę – powiedziała po zakończeniu ostatniej prezentacji – grupa jest tak silna jak mocne jest najsłabsze ogniwo.

Dziewczyny wyznaczone na przywódców dokonały eliminacji. Była przygotowana na egzekucję, ale jakimś cudem się wybroniła. Natomiast Kornelia za najsłabszą w swojej grupie uznała Marcelinę. W pierwszym bezrozumnym odruchu chciała zaprotestować, ale zadziałał instynkt samozachowawczy.

Nie znasz jej wcale, nie wiesz kim jest i nic cię nie obchodzi. Wasze drogi się rozejdą i nigdy więcej się nie spotkacie. Pilnuj swojego nosa. Jej nie uratujesz, a możesz zgubić siebie. Ta jędza tylko czeka na jakiś nieprzemyślany ruch. Pamiętaj, że ma zostać tylko jedna. Jedna, rozumiesz?! Nie pozwól byś wyleciała za drzwi przez własną głupotę, skoro zaszłaś tak daleko.

Ale to moją przyjaciółka. Mamy spędzić razem całe życie!

Marcelina wstała, powoli zgarnęła swoje rzeczy i wyszła bez słowa, nie patrząc na nikogo. Nie zobaczymy się już więcej, moja droga, kochana przyjaciółko.

Amerykanka dokonała kolejnych przetasowań, tym razem stworzyła dwie czteroosobowe grupy bez wyraźnego przywództwa. Dostały kolejną sprawę i pół godziny do namysłu. A potem wyproszono je wszystkie, na korytarz, gdzie czekały pod czujnym okiem sekretarki. Wchodziły po kolei, zaś te, które zostały na korytarzu nie wiedziały, co się wyczynia w konferencyjnej. Dziewczyny znikały jedna po drugiej, a ona wciąż czekała, denerwując się coraz bardziej. W końcu została sama. Miała wielką ochotę zrejterować i gdyby nie obecność sekretarki, która uśmiechała się szyderczo (wiedziała co jej chodzi po głowie?) na pewno dałaby nogę i przeszła do annałów kancelarii jako ta, która uciekła z poczekalni. Na dźwięk otwieranych drzwi serce podskoczyło aż do gardła. Boże, nie wydusi ani słowa.

– Zapraszamy panią….

Weszła do sali na glinianych nogach; siedem dziewcząt siedziało za stołem i gapiło się na nią, widziała szeroki uśmiech Kornelii. Presja była ogromna.

– Prosimy.

Zaczęła mówić, ale już po kilkunastu zdaniach wtrącił się jeden z mężczyzn, ten z komisji technicznej. Zaczął ją atakować w sposób bezpardonowy, a nawet chamski, przekraczając co chwila granicę dobrego smaku – ale merytorycznie i z niewątpliwie gruntowną znajomością tematu. Zepchnięta do rozpaczliwej obrony już miała wywiesić białą flagę, ale z niespodziewaną pomocą przyszedł pan Michalczyk. Odetchnęła z ulgą, ale nie na długo. Zorientowała się po chwili, że podsunął jej fałszywe karty i sprowadza na złą drogę. Miała więc przeciwko sobie dwóch doświadczonych i świetnie przygotowanych prawników; starała się nie tracić zimnej krwi, bronić swoich racji, walczyć do upadłego.

– Dziękujemy pani, proszę usiąść – rzekła Amerykanka. Zajęła miejsce za stołem, czekając na wyrok. Dopiero później, dużo później, dowiedziała się, że każda z rozmów miała podobny schemat – kandydatki były atakowane, zbijane z tropu, ośmieszane, a nawet w niewybredny sposób podrywane. Czekające na korytarzu nie były świadkiem wcześniejszych pojedynków i nie wiedziały, czego się spodziewać. Liczył się element zaskoczenia.

Trzej mężczyźni i kobieta rozmawiali półgłosem, przeglądali zadrukowane kartki, kiwali głowami. Uzgadniali sentencję wyroku.

– Jesteście świetnymi prawniczkami, ale prawa rynku są bezwzględne i musimy wybrać najlepsze – chodziła dookoła stołu kładąc dłoń na ramieniu wybranych dziewczyn – pani, pani…. i jeszcze pani..

No to koniec. Ale doszłam tak daleko i jestem z siebie cholernie dumna, i nic tego nie zmieni!

– Paniom dziękujemy, natomiast pozostałe zapraszam na kolację, a potem do gabinetu prezesa. Chcę się z wami pożegnać, może spotkamy się jeszcze? Życzę powodzenia.

Pożegnała się z każdą z osobna i wyszła. Boże jedyny, wciąż mam szansę!

Ruszyła korytarzem na sztywnych nogach, w ślad za dziewczynami. Gdy doszła do rozwidlenia i miała skręcić w lewo zobaczyła, że po przeciwnej stronie i w najdalszym kącie, na wprost toalety, siedzi Marcelina. Zgarbiona, wpatruje się tępo we własne dłonie ułożone płasko na kolanach. Gdy do niej podeszła, dziewczyna uniosła głowę. Miała twarz poznaczoną czerwonymi plamami – chyba płakała i to całkiem niedawno.

– I jak?

– Przeszłam dalej. Dostałam się do finału.

– Szok, co? – Marcelina uśmiechnęła się blado.

– Myślałam, że odpadnę. Byłam pewna.

– Ale się dostałaś. I dopóki piłka w grze…

– Nie, teraz odpadnę na pewno. Zostaje tylko jedna, pamiętasz?

– A dlaczego nie ty?

Spojrzała zaskoczona.

– Ja? Jest przecież Kornelia, najlepsza ze wszystkich, na pewno wygra. Po kolacji jest runda finałowa, w gabinecie prezesa.

– Zafundowali wam jeszcze kolację?

– Tak.

– No popatrz, co za hojność. Jeszcze chwila, a dadzą wam po samochodzie.

Parsknęły śmiechem. Nieoczekiwana wesołość zgasła równie szybko, jak się pojawiła.

– No dobra, biegnij na kolację.

– Nie jestem głodna.

– Nie wygłupiaj się, idź!

– Nie – powiedziała twardo – wolę zostać z przyjaciółką.

– Z kim?

– Z tobą.

Podniosła się z krzesła, bezwiednie, miała szeroko rozwarte powieki.

– Myślałam, że…. przejdę dalej… – wyjąkała półszeptem – że obie przejdziemy…. a potem…

A potem wpadła w ramiona nowej przyjaciółki i rozpłakała się na dobre.

Tuliła ją i uspokajała. Pierwszy raz w życiu była odpowiedzialna za kogoś innego. Dziwne, a zarazem fascynujące uczucie.

– Przepraszam, strasznie się rozkleiłam – powiedziała Marcelina, gdy największy kryzys minął – nie jestem taka.

– Nic nie szkodzi. Na twoim miejscu zrobiłabym to samo.

– Naprawdę?

– Jasne. Powinnam być na twoim miejscu, a ty na moim. Wcale nie byłaś najgorsza. To niesprawiedliwe. Co teraz?

– Nic – poznanianka wzruszyła ramionami – wrócę do siebie, do kancelarii. Szkoda, bo myślałam, że wreszcie dokopię Baśce na amen.

Bo do tej pory Baśka dokopywała tobie i chcesz się odegrać, prawda?

Usiadły razem i siedziały tak, przytulone, nie odzywając się wcale, niczym przyjaciółki, które spotkały się po latach i żadne słowa nie są potrzebne. I było tak cudownie jak się spodziewała, że będzie. Siedziały tak aż do chwili, gdy w korytarzu pojawiły się cztery finalistki.

– Idź już, bo stracisz życiową szansę – rzekła Marcelina. Wcisnęła jej do ręki niewielki kartonik – przyjedź do mnie, musimy się spotkać. Obiecaj, że zadzwonisz!

– Obiecuję.

– Masz jeszcze, na szczęście.

Zarzuciła ręce na szyję nowej przyjaciółki i złożyła na jej ustach długi i namiętny pocałunek. A potem uwolniła, oszołomioną.

– A teraz biegnij. Skop dupsko Kornelii i całej reszcie. Za moją krzywdę!

Wkroczyły do wielkiego, bajecznie urządzonego gabinetu. Zza biurka podniósł się rumiany okrąglutki mężczyzna, o wydatnym brzuchu i ciemnych włosach, które opadały grzywką na czoło.

– Marek Orkisz, bardzo mi miło – uścisnął dłoń każdej z dziewczyn – proszę się rozgościć.

Jakby na przekór temu co słyszała, okazał się wyjątkowo serdeczny. Poczęstował je pyszną kawą; rozmawiał z każdą z osobna, pytał o wiele rzeczy, o plany, marzenia, pracę w wymarzonej kancelarii. Żadnego stresu, napięcia, nic z tych rzeczy.

– Tak naprawdę decyzję podejmie moja córka, Agnieszka – wyznał w końcu. – Już powinna tu być.

Powtarzał to co chwilę, a córki wciąż nie było. Dzwonił, kilka razy.

– Włącza się poczta głosowa – burknął. – Może coś się stało.

– Na pewno nic się nie stało – odezwała się Kornelia. – Oddzwoni jak będzie mogła.

– Tak myślisz?

– Jestem tego pewna.

Prezes uśmiechnął się z wdzięcznością, zaś ona przygryzła wargę. Kornelia zdobyła cenne punkty, które w ogólnym rozrachunku mogą się bardzo przydać.

Ojej, po co ten cyrk? Agnieszka, kimkolwiek jest, przyzna rację ojcu, bo wybór jest oczywisty. Ale to nic – udział w finale sam w sobie jest wielkim sukcesem i niesie za sobą wymierne korzyści. „Możesz teraz przebierać w ofertach” – powiedziała Marcelina i chyba miała rację. Dziewczyny, które nie zostaną wybrane otrzymają list polecający – z taką rekomendacją dostaną pracę w każdej, wybranej kancelarii. Odpada zatem plan B, czyli praca w charakterze sekretarki apodyktycznego szefa – tak na początek.

Po raz kolejny musiała się upewnić, że to nie sen. Jeszcze wczoraj była nikim, a dzisiaj siedzi w gabinecie prezesa najlepszej kancelarii prawniczej w kraju, ze sporą szansą na angaż, przygląda się jak pracuje facet, na spotkanie z którym musiałaby czekać z pół roku, ogląda bajeczny gabinet z największymi kanapami jakie w życiu widziała, z fontanną, która…

W fontannie stała figurka Bachusa. Na szerokiej twarzy widniał zadowolony uśmiech, miał rozłożone ręce, w dłoniach trzymał kielich i kiść winogron. Bożek był nagi, spod wydatnego brzucha wystawał sterczący członek, gruby i poskręcany niczym konar. Chociaż był nieprawdziwy, zerkała na niego zawstydzona.

„Jestem pod wrażeniem twojego wystąpienia, chciałabym cię zobaczyć w swoim zespole – w uszach wciąż pobrzmiewały słowa Amerykanki – będziesz musiała zdać egzamin i zdobyć licencję, ale pomogę ci we wszystkim. Jeśli się zdecydujesz, to zadzwoń”

Mogła wyjechać do USA i tam robić karierę – marzenie każdego prawnika, który miał chociaż odrobinę talentu i ambicji. Ameryka, hmm…. miałaby o czym opowiadać Zuzi.

I wtedy poszłyśmy na obiad do restauracji. Na ścianach wisiały skóry zwierząt i rogi jelenia.

Takiego prawdziwego jelenia?

Tak, prawdziwe rogi.

A skąd się biorą takie rogi? Czy to go boli?

Nie. Jeleń je zostawia i wyrastają mu nowe.

Aha.

Jedliśmy same pyszne rzeczy. Zupę z żółwia..

Z żółwia? Takiego w skorupie?

Nie miał już skorupy. Mięsko naprawdę pyszne.

Mniam…

A na drugie był pieczony łosoś.

Ojej ciociu, zjadłabym łososia!

Następnym razem pójdziemy tam razem i zjesz co będziesz chciała.

Super!!

A po obiedzie poszłyśmy do gabinetu prezesa.

Kto to jest prezes?

Taki pan, który stworzył firmę gdzie mam pracować. Bardzo ważny, najważniejszy ze wszystkich panów.

Aha.

Były tam największe fotele na świecie. I najwygodniejsze.

Super!

I jeszcze fontanna.

Fontanna?

Prawdziwa fontanna z wodą.

Taka jak na rynku w mieście?

Nie taka wielka, ale dużo ładniejsza.

Były w niej kolorowe rybki?

No nie. Pomyliło ci się z akwarium, skarbie.

Hihihi…. a co było potem.?

Potem otworzyły się drzwi i do gabinetu weszła pewna kobieta, która na zawsze zmieniła życie cioci; wtedy zobaczyła ją po raz pierwszy. Wysoka i szczupła, miała długie potargane włosy, rudawy blond, czarne spodnie, buty na obcasie i czerwoną idealnie dopasowaną kurteczkę.

– Dobhhry wiezoor – powiedziała z fatalnym, płaskim akcentem.

Prezes wyskoczył zza biurka, tak żwawo, jakby był młodzieniaszkiem.

– Agnieszka! Tak się martwiłem – rzekł po angielsku. –  Co się stało?!

– Nic się nie stało – prychnęła Agnieszka. Polski miała fatalny, ale po angielsku mówiła wybornie. –  Burza nad Nowym Jorkiem, samolot wystartował z opóźnieniem. I tyle.

Pocałowała ojca w oba policzki.

– Dobrze, że jesteś.

– Też się cieszę – zasiadła w ostatnim wolnym fotelu. – A teraz potrzebuję kawy. Mocnej kawy.

Troskliwy tatuś nadusił guzik interkomu.

– Zrób szybko mocną kawę dla Agnieszki. Albo nie, dwie kawy. Też się napiję.

Zanim przyniesiono kawę Agnieszka przyglądała się młodym prawniczkom, zaś ona przyglądała się Agnieszce. Wiek miała nieokreślony; na pewno była starsza od najstarszej z dziewcząt. Jakieś trzydzieści, trzydzieści pięć lat, chyba nie więcej. Świetna figura, długie nogi, kształtny, chociaż nieduży tyłek. Piękne włosy, długie i gęste, rozwichrzone niczym lwia grzywa. Miała sporo zalet, ale uznanie tego czy owego za atut było kwestią gustu, a faceci gusta mieli różne. Jedni lubi chude, inni grube, długie nogi, krótkie nogi. Kto by za nimi nadążył.

Za to bez cienia wątpliwości i bez względu na gusta, była brzydka. Twarz mała i wąska, skóra jakby naciągnięta siłą, gęsto poznaczona śladami po trądziku lub ospie. Wąskie usta.

Nigdy nie żeń się z kobietą, która ma wąskie usta – oświadczył pan Peresada, gardłowym i ochrypłym głosem, a jego posępne oblicze nieco się rozjaśniło takie to największe zgagi. Duże usta też niedobre. Usta powinny być średnie.

Ale cycki duże – rzekł Nowy, z właściwym dla siebie głupawym wyrazem twarzy.

Tak, cycki duże. Teraz to dziewczyny mają pinezki, chłopcy nie mają za co złapać.

Mogła ten film oglądać raz za razem, aż do upojenia.

Z satysfakcją stwierdziła, że Agnieszka ma małe cycki. Malutkie. To w pewien sposób dodało jej otuchy. Można być szpetnym i osiągnąć wiele. Liczą się umiejętności. I znajomości

– To nasze kandydatki? – spytała, zwracając się do nikogo.

– Tak, skarbie – odpowiedział pan Orkisz.

– Dobre?

– Najlepsze.

– A która najlepsza?

– Kornelia Potasińska.

No tak, kurwa, wiedziałam. I Marcelina wiedziała. Wszyscy na świecie wiedzą, bo to jest oczywista-oczywistość. Mamy sobie pójść?

– Która to?

Dziewczyna wstała i ukłoniła się grzecznie. Do tej pory szalenie elokwentna i wyszczekana nie wypowiedziała ani słowa. Agnieszka zmarszczyła brwi, pocierała dłonią policzek – jakby się nad czymś zastanawiała.

– Skądś cię znam. Nie wiem skąd, ale cię znam.

– Możliwe, proszę pani. Byłam na stażu w Londynie i Nowym Jorku.

– Gdzie w Nowym Jorku?

– U Hendersona i braci Ashley.

– Który z braci cię przyjmował?

– Stephen.

Agnieszka zmrużyła oczy.

– Jak wygląda?

– Niewysoki, szczupły, w drucianych okularach.

– A buty?

– Czerwone i błyszczące! – Zawołała Kornelia. – Zawsze nosi takie same.

Kobieta tylko się uśmiechnęła.

– Mówi się, że gdzieś w latach sześćdziesiątych wykupił wszystkie jakie mieli i ciągle ma zapasy.

– Tak, nawet Betty tak mówi.

– Kto?

– Jego córka i osobista asystentka, ta sama osoba.

– Pamiętam Betty, z jakichś imienin czy urodzin któregoś z braci – wtrącił się ojciec. – Była taką grzeczną, dobrze ułożoną dziewczynką.

– I cholernie nudną. Też tam byłam, nie dało się z nią normalnie pobawić.

– Ale wyrosła na świetną prawniczkę – stwierdził prezes.

– Z takim ojcem nie miała wyjścia – parsknęła Agnieszka, po czym zwróciła się do Kornelii.

– Stephen nie chciał cię przelecieć, poderwać? Nie robił podchodów?

– Nigdy. Słyszałam, że… – nagle przerwała oglądając się na pozostałe dziewczyny.

– Co słyszałaś?

– Nie wiem, czy mogę o tym mówić, przy wszystkich.

– Nie możesz. Powiedz tylko mnie, na ucho.

Zbliżyła się do Agnieszki i do małego uszka wyszeptała raptem kilka słów. Ta poklepała ją po plecach, w przyjacielskim wylewnym geście.

– Trudno uwierzyć, co? Przecież ma żonę i troje dzieci.

– Faktycznie.

Przysłuchiwała się temu z głupawym, sztucznym uśmiechem i łzami w oczach. Oto jest wielki świat, wpływowi ludzie, stanowiska, pieniądze, sukces. Takie rzeczy tylko w kinie.

Myślałaś, że staniesz się jedną z nich? Poważnie? Powiem ci co zrobić. Przeproś, że musisz do toalety i zmykaj do domu. Gdy przyjdzie kolej na ciebie i zapytają gdzie pracujesz – co im odpowiesz? Zmykaj, oszczędź sobie tego wstydu. Ewentualnie możesz zadzwonić do Marceliny; powiesz całą prawdę i jeśli będziesz miała dużo szczęścia, a ona dobry humor, to może cię weźmie na praktyki. O kancelarii Orkisza, Londynach i Nowych Jorkach jak najszybciej zapomnij.

Agnieszka uśmiechnęła się kwaśno.

– Teraz wierzę, że naprawdę tam byłaś.

Kornelia wyprostowała się dumnie.

– Ja nigdy nie kłamię!

– Naprawdę?

– Tak.

– Tak nie mówi prawniczka. Kłamstwo to nasz chleb powszedni.

– Nie jesteśmy na sali sądowej, proszę pani.

– Dobrze że powiedziałaś, nie zauważyłam – parsknęła Agnieszka. Sięgnęła po właściwą teczkę, zaczęła przeglądać zawartość, szeleścić papierami.

– Pracujesz teraz w Londynie?

– Tak.

– Gdzie?

– Tam jest napisane.

Nozdrza kobiety rozdęły się gwałtownie, jak u  galopującego konia, ale zdołała się opanować.

– Chcę to usłyszeć od ciebie.

– Dla londyńskiego oddziału Baker&McKenzie.

Zostawiłam u nich CV, nawet nie obiecywali, że oddzwonią…

– Za ile?

– Uzgodniliśmy sześćdziesiąt pięć tysięcy rocznie.

Ojojoj…. za połowę tego żyłabym jak królowa..

– Dolarów?

– Funtów.

O żesz w mordę!!

Agnieszka wstała, podeszła do fontanny, schwyciła marmurowy penis bożka i zaczęła go masować, powolnym leniwym ruchem.

Dobra jest w tym, czy mi się wydaje..?

– Masz pracę w dobrej kancelarii, za przyzwoite pieniądze. Więc czemu zaszczyciłaś swoją obecnością nasze skromne progi? Liczysz na więcej?

Przyjęła wyczekującą postawę, ale Kornelia milczała.

– Znam bardzo dobrze obu braci. Są dziwaczni, tacy gentlemani starej daty, jakich się prawie nie spotyka. Perfekcjoniści w każdym calu. Skoro tam byłaś, jeśli cię przyjęli, to musisz być naprawdę dobra. Bardzo dobra. Nie proponowali ci miejsca na stałe?

– Proponowali.

– Dlaczego nie przyjęłaś?

– Bo chciałam być tutaj.

– Bzdura! Nie wciskaj mi kitu, pani prawdomówna. Ambicji nie masz?

– Mam wielkie ambicje. Dlatego tu jestem.

– Gadaj konkretnie, nie jestem w nastroju do rozwiązywania rebusów!

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wypaliła:

– Chcę pracować w Sory’s.

Agnieszka zaczęła się śmiać; głośno, szczerze i serdecznie. Klepała się po udach i nie mogła przestać.

– To idź i złóż podanie – rzekła szczerząc zęby w szyderczym uśmiechu, gdy już zdołała się opanować. – Nie trać czasu, może cię przyjmą.

– Nie przyjmą.

Kornelia miała rację. Wiele o nich słyszała – była to kancelaria świadcząca usługi prawne na rzecz gwiazd filmu, muzyki, polityków, różnych sławnych i bogatych ludzi. A zatrudnieni tam prawnicy to elita wybrana spośród elit. Bardzo specyficzne charaktery.

– Oczywiście, że nie przyjmą! Wiesz jakie trzeba mieć znajomości?

– Domyślam się – odparła dziewczyna. Była całkiem spokojna. – Dlatego tu jestem.

– Bo..?

– Bo pani mi to załatwi.

Brzydką twarz Agnieszki wykrzywił grymas wściekłości.

– Won stąd, ale już! Tam są drzwi! WYPIERDALAJ! – Dodała najczystszą polszczyzną.

– Nie.

Podniosła dłonie zaciśnięte w pięści.

– Mam cię wyrzucić czy zawołać ochronę?

– Ani jedno ani drugie. Spokojnie porozmawiamy.

Wydawało się, że Agnieszka uderzy ją w twarz, weźmie zamach i to zrobi, że nic tego nie powstrzyma, ale Kornelia dodała:

– Mogę się odwdzięczyć.

Uniesione ręce powoli opadły.

– Ciekawe jak.

– Zrobię wszystko co pani każe – rzekła z głębokim przekonaniem. – Wszystko.

Dłuższą chwilę mierzyły się wzrokiem, żadna nie ustąpiła.

– Wszystko?

– Tak.

Agnieszka przygryzła wargę.

– Chyba przeceniasz moje możliwości.

– Na pewno?

– Tam nie pracuje żaden prawnik zza granicy, żaden! A co dopiero z Polski.

– Będę pierwsza.

Zaczęła chodzić po gabinecie, wielkimi krokami, od ściany do ściany. W końcu sięgnęła po telefon.

– Samantha? Nie obudziłam cię? Spoko, to dobrze….. gdyby nie było pilne, to bym nie dzwoniła…. dobrze, to krótko. Twój chłopak pracuje dla Sory’s, dobrze pamiętam? – słuchała przez chwilę kręcąc głową, jakby coś poszło nie tak. – Cholera, nie wiedziałam. To przykre. Ale jesteście przyjaciółmi?… świetnie… wyślij mi jego numer.

Chwilę czekała na przyjście sms-a, wpatrzona intensywnie w jaskrawy ekran nie zwracała uwagi na nikogo.

– Cześć Greg, jestem Agnes, przyjaciółka Samanthy Bergos, studiowałyśmy razem. Możesz rozmawiać?…. Jasne, ale na pewno nie chcesz go spędzić na rozmowie z nieznajomymi – parsknęła nerwowym śmiechem. – Powiem krótko: potrzebuję dojścia do Sory’s…. Nie, jakbym miała sprawę, to wiem gdzie się zgłosić. Potrzebuję załatwić miejsce. Pracę.

Przez dłuższą chwilę milczała ze słuchawką przy uchu. Rozmówca chyba nic nie mówił.

– Młoda prawniczka, zajebiście zdolna. I wygląda jak milion dolarów, wyślę ci zdjęcia….. jasne, rozumiem….. wiem, do cholery, ale postaraj się, dobrze?….. Zrób wszystko, bardzo mi zależy… To do następnego.

Z telefonem w dłoni podeszła do Kornelii i długo patrzyła jej w oczy.

– A swoją drogą… po co chcesz się dostać do Sory’s? Banda lizusów i pedałków, rasistów, antysemitów… i wcale tak dobrze nie płacą. Jest wiele innych kancelarii, gdzie przyjmą cię z pocałowaniem ręki. O wiele większy prestiż i pieniądze.

– To moja sprawa – odparła dziewczyna, nie spuszczając wzroku. Agnieszka posłała jej krzywy uśmieszek.

– Jesteś bezczelna, ale… podobasz mi się. Z każdą chwilą coraz bardziej. To jak, chcesz się pieprzyć z gwiazdami rocka, zaliczać hollywoodzkich aktorów, czy wyjść za milionera?

– Chcę się pieprzyć z gwiazdami rocka, zaliczać znanych aktorów i wyjść za milionera – Kornelia uśmiechnęła się szeroko. – Chcę wszystkiego.

Cóż, podziwiała tą dziewczynę i bardzo jej zazdrościła. Urody, pewności siebie i stu innych rzeczy. Wszystkiego, czym jest i czym ona nigdy nie będzie.

– Z twoją urodą, zdolnościami i determinacją może się udać – zawyrokowała Agnieszka – nie będzie łatwo, ale jest szansa, że się uda. Zobaczymy, jak sprawa się rozwinie – wyciągnęła palec i dotknęła nosa Kornelii. – Ja wywiązałam się z umowy, teraz kolej na ciebie. Powiedziałaś, że zrobisz wszystko.

– Zrobię.

Rozsiadła się wygodnie i pstryknęła palcami.

– Rozbierz się.

Dziewczyna drgnęła.

– Jakiś problem?

– Absolutnie nie – odparła zaczynając rozpinać guziki koszuli. Zdjęła ją i rzuciła na podłogę. Czarny koronkowy stanik opinał soczyste kule.

– Stop! Stań z łaski swojej przy fontannie. Trochę bokiem.

Sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć.

– Dobrze. Teraz spodnie i buty.

Dziewczyna się rozbierała, Agnieszka robiła zdjęcia. Najwięcej wtedy, gdy tamta zdjęła majtki i stanęła całkiem goła. Ze wszystkim możliwych stron i kierunków, wyginała się niczym zawodowy fotograf. Reszta przyglądała się z pełnym napięcia zażenowaniem.

– Nie myślałaś żeby zostać modelką?

O tak, modelka! Kornelia była olśniewająco piękna, nadawałaby się idealnie. Twarz o regularnych rysach (ach, te zęby…), piękne włosy, długie nogi, kształtne i duże piersi (ale nie monstrualnie nadmuchane, jak u gwiazd porno), ładnie wysklepione łono i świetny tyłeczek. Czego chcieć więcej?

– Nigdy nie myślałam o karierze modelki.

– Dlaczego?

– Modelki to puste lale, które nie mają nic do zaoferowania – prychnęła. – Poza pięknym ciałem.

– A ja bym chciała być modelką, chociaż przez chwilę – przeciągnęła się leniwie – przejść się po wybiegu, niech ci wszyscy faceci podziwiają moje ciało, niech się podniecają, niech marzą o mnie i fantazjują, walą konia i robią te wszystkie obrzydliwe rzeczy. Chciałabym, ale się, kurwa, nie nadaję! – Dodała jeszcze i parsknęła śmiechem.

Słuchała absurdalnej rozmowy zastanawiając się, czego zażąda Agnieszka za tak wielką przysługę. Rzut oka na pozostałe dziewczyny utwierdził ją w przekonaniu, że myślą podobnie.

– Tam nie przyjmują Murzynów, Azjatów, Hindusów i… innych odmieńców.

– Nie jestem Murzynką – odparła Kornelia. Stała dumna, wyprostowana i całkiem goła.

– Murzynki powinny być trzymane na łańcuchu, przy budzie zamiast psa – twarz Agnieszki wykrzywił grymas wściekłości – To jest kraj białych ludzi, dla Murzynów jest Afryka. Czy ja się pcham do Afryki?!

– Tak, oczywiście. Na studiach trzymałam się z daleka od Murzynek.

– I bardzo dobrze!

Odgarnęła czarne włosy, pogładziła nagie ramię. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki, tryumfujący uśmiech. Czuła że wygrywa.

– Świetna z ciebie sztuka, dorodna klacz.

– Dziękuję.

– Kiedy ostatni raz się rżnęłaś..?

Kornelia wzruszyła ramionami.

– Dosyć dawno, nie pamiętam.

Stoi naga na środku gabinetu, wszyscy się gapią, a ona mówi o takich rzeczach ze spokojem. Trzeba mieć zajebiście mocną psychikę.

– Jak dawno?

– Dwa, trzy miesiące.

– Z kim?

– Z kolegą.

– Gdzie?

– W Londynie.

Zerknęła ostentacyjnie między uda Kornelii.

– Murzyn?

– Nie, biały chłopak.

– A robiłaś to kiedykolwiek z Murzynem?

– Nie.

– A chciałabyś..?

Dziewczyna wykrzywiła śliczną twarz.

– Nie wiem. Nie myślałam o tym.

– Masz chłopaka?

Kornelia pokręciła głową.

– Dlaczego?

– Chcę robić karierę, chłopak by mnie ograniczał. I nie lubię zobowiązań, deklaracji na całe życie. Wszystko może się zmienić.

Córka prezesa odwróciła się do dziewczyn przysłuchujących się rozmowie.

– Słyszycie? Albo się robi karierę na poważnie, daje z siebie wszystko, albo się niańczy dzieci i spełnia zachcianki męża. – Wyciągnęła rękę i dotknęła wskazującym palcem nosa dziewczyny. – Jedna z was to rozumie, patrzcie i się uczcie. Ona daleko zajdzie.

Palec zsunął się po brodzie, wzdłuż szyi, między piersiami, na brzuch, zakreślił kółko wokół pępka.

– Wymagam bezwzględnego posłuszeństwa – mruknęła. – Rozumiesz?

– Tak, oczywiście.

– Zobaczymy.

Usiadła, jeszcze raz zaglądając do teczki.

– Nieźle – mruknęła – tatuś doktor habilitowany, mamusia znany i ceniony lekarz, do tego udziałowiec w prywatnej klinice. Córeczka pochodzi z dobrego i bogatego domu, nawykła do luksusów i usługiwania. Powiedz, miałaś niańki, opiekunki, prywatnych nauczycieli?

– Miałam to wszystko, a nawet dużo więcej – przyznała Kornelia z rozbrajającą szczerością.

Znowu do niej podeszła; stanęła blisko i rozmyślnie nadepnęła obcasem na gołą stopę. Na twarzy dziewczyny pojawił się bolesny skurcz, przez chwilę, ale nie powiedziała ani słowa.

– Zanim pojedziesz do Stanów spełniać marzenia, musisz się nauczyć pokory i uległości – mówiła wolno, starannie akcentując każde słowo. – Trafisz na trzy miesiące do burdelu – wyszczerzyła zęby w parodii uśmiechu, a zęby miała ładne. Drobne, ale ładne – będziesz pracować jako dziwka.

Pomimo zatrważającej nowiny Kornelia była spokojna i opanowana. Może jest taką, a może jest doskonałą aktorką.

O tak! Spotkały się dwie wyjątkowo silne osobowości, stanęły do walki. Wygra ta, która poskromi emocje, zachowa kamienną twarz, odsłoni karty jako ostatnia.

A ty patrz i się ucz!

– W Polsce? – zapytała. Pozornie niedbałym tonem i w taki sposób, jakby odpowiedź wcale jej nie obchodziła.

– Nie, na pewno nie. Prawdopodobnie w Londynie, ale muszę uruchomić pewne kontakty, popytać tu i tam. A może Berlin? Amsterdam? Może gdzieś w Rosji? Zobaczymy.

– Zgodzę się na wszystko, ale pod warunkiem, że będę pracować dla Sory’s – oświadczyła Kornelia, wydymając przy tym wargi w pogardliwym i lekceważącym geście – dopiero wtedy, gdy będę miała zaklepane miejsce.

Ona jest niesamowita! Chciałabym mieć chociaż dziesiątą część tej pewności siebie. I piątą część urody.

– To nie będzie proste, mówiłam ci. Nie mam odpowiednich znajomości. Postaram się…

– To się, kurwa, postaraj!

Dziewczyny drgnęły przestraszone, oczy Agnieszki w jednej chwili zrobiły się wielkie, wybałuszone.

– Co ty powiedziałaś..? – syknęła.

– Głucha jesteś?

Jedyny mężczyzna w tym gronie znacząco chrząknął, a gdy wszystkie oczy skierowały się na niego, powiedział;

– Pani Kornelio; odnoszę wrażenie, że pani wizyta odrobinę się przeciągnęła. Z pewnością możemy dokończyć rozmowę innym razem. Gdyby pani…

– Nie wpierdalaj się grubasie, to nie twoja sprawa! Jasne?

Wielki pan prezes siedział z otwartymi ustami, ale spomiędzy rozchylonych warg nie wydobył się żaden dźwięk. Odpadł z rozgrywki.

Tymczasem Agnieszka krążyła wokół nagiej dziewczyny. Twarz miała bladą, usta zaciśnięte w wąską kreskę.

– Od kiedy to jesteśmy na ty, kurwo? – warknęła.

– Od teraz. I nie jestem kurwą – rzuciła hardo Kornelia.

– Ale będziesz. Zrobię wszystko, żebyś była.

– Właśnie na to liczę – uśmiechnęła się bezczelnie naga dziewczyna – potrzebujesz impulsu, dobrej motywacji.

– O tak, postaram się najlepiej jak umiem. Trafisz do najgorszego burdelu, jaki wynajdę. Dużo miałaś facetów?

– Niedużo.

– Taka jesteś dumna, co?

– Nie. Niania nie pozwalała.

Twarz rudowłosej wykrzywił grymas, który nie wróżył nic dobrego.

– Dostaniesz dziesięciu klientów dziennie, to na początek. Potem będzie więcej. Po dwóch, trzech jednocześnie – rozjebią ci wszystkie dziury. Byle kundel prosto z ulicy będzie mógł zrobić z tobą wszystko. Spadniesz na samo dno. Pożałujesz, suko, że tu przyszłaś.

– Nie pożałuję.

Kobieta cofnęła się o krok. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.

– Jesteś pewna?

– Tak. Będę pracować dla Sory’s.

– Jeszcze nie wiadomo.

– Wiadomo – oświadczyła ze spokojem. – Zawsze dostaję to co chcę. Zawsze.

– To szykuj się do burdelu, prymusko – stanęła nieco z boku kładąc dłonie na biodrach – najpierw musimy się przekonać co potrafisz. Podejdź do fontanny i na kolana!

Patrzyły jak naga dziewczyna podchodzi i klęka, tuż przy obramowaniu niewielkiej misy, u stóp bożka.

– Rób mu loda, jak facetowi.

Kornelia bez wahania wyciągnęła język, pocałowała czubek marmurowego przyrodzenia.

– Bez użycia rąk, połóż dłonie na pośladki!

Przyglądały się jak to robi, jak porusza głową, jak wiecznie sztywny członek pojawia się i znika w ustach pięknej dziewczyny. Zamknęła oczy i po prostu to robiła, co chwila zmieniała tempo, angażowała się tak, jakby figurka była prawdziwym facetem. Pomimo całego absurdu sytuacji wrażenie było niezwykle realistyczne, tak, że nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż bożek nagle ożyje i zacznie stękać z rozkoszy. Agnieszka krążyła wokół fontanny i wszystko nagrywała.

– Dobra, już wystarczy, bo go uszkodzisz. Teraz stań przy biurku, pochyl się i rozstaw nogi.

Dziewczyna jakby straciła pewność siebie. Aha, czyli i na ciebie jest sposób.

– Ale… nie zostałam jeszcze przyjęta..

– Wiem, ale potraktuj to jako zaliczkę. No już, stawaj! Tchórzysz?

Kornelia podeszła do biurka, pochyliła się mocno opierając łokcie o blat.

– Szerzej nogi! Jak dziwka!

Rozstawiła je tak szeroko, że stopami dotykała masywnych rzeźbionych nóg biurka, za którym siedział mężczyzna, którego upokorzyła – i patrzył jej w oczy. Agnieszka zwróciła się właśnie do niego.

– Tato, masz ochotę?

Pokiwał głową.

– Zawsze i wszędzie. Przecież wiesz.

– Wiem, ale tak pytam. Może się pozmieniało.

– Nigdy w życiu!

– W takim razie jest twoja. Baw się dobrze.

Rozsiadła się wygodnie i patrzyła wraz z resztą dziewczyn, które nie śmiały nawet pisnąć, jak pan prezes ustawia się za plecami Kornelii, rozpina spodnie i dobywa członka. Chwilę masował go dłonią, leniwym powolnym ruchem, aż ten osiągnął pełną gotowość. Nie był przesadnie duży, ale za to pękaty, z wielką główką, którą bez zastanowienia wsunął między nabrzmiałe i śliskie wargi. A potem złapał dziewczynę za biodra i zadał krótkie mocne pchnięcie. Penis wskoczył na właściwe miejsce; Kornelia jęknęła i poderwała głowę.

– No, jak tam, tato?

– Nie jest źle – wysapał pan prezes. – Ciaśniutka. Chyba mówiła prawdę.

– To wspaniale! – Agnieszka zaczęła klaskać. – Korzystaj póki możesz, bo już niedługo taka będzie. Nie po trzech miesiącach i pięciu setkach facetów.

Pierwszy raz widziała seks na żywo; przyglądała się temu z zażenowaniem, ale i sporą dozą niezdrowej fascynacji. Ze wszystkich kandydatek właśnie ona miała najlepszy widok. Siedziała trochę z boku, mogła obserwować zarówno jego, jak i ją.

Mężczyzna zaczął się poruszać, w monotonnym i sennym rytmie. W pewnej chwili złapał Kornelię za włosy i mocno szarpnął. Gdy się nieco uniosła, wsunął dłonie między blat a ciało dziewczyny – badał je skrupulatnie i natarczywie, macał i ugniatał piersi.

Cóż… widok pięknej dziewczyny posuwanej przez starego i obleśnego dziada, obserwowanie, jak porusza się wielki pomarszczony tyłek w racjonalny i logiczny sposób był nieciekawy, ale życie to nie tylko racjonalizm i logika.

Zaczęła rozumieć rasowych podglądaczy, tych, co odwiedzają kluby porno i patrzą jak na scenie pieprzy się dwoje obcych – dla nich i siebie nawzajem – ludzi. Widziała takie rzeczy w internecie – w miejscach, gdzie nie trafiła przypadkiem. Łóżko, na nim para uprawiająca dziki seks, a wokół podwyższenia na którym było ustawione – tłum ludzi. Dziesiątki zachłannych par oczu, męskich, a także kobiecych.

Czasami się zastanawiała, czy lepiej byłoby znaleźć się wśród widzów, czy tam, na scenie. Ale… kto chciałby na nią patrzeć?

Mężczyzna przeniósł dłonie na biodra Kornelii, poruszał się teraz szybciej, pchnięcia były mocne i zdecydowane. Dziewczyna odrzuciła głowę, miała zamknięte oczy i mruczała niczym głaskana kotka. Gdy prezes jeszcze przyspieszył zacisnęła palce na krawędzi biurka, zaczęła jęczeć, z każdą chwilą coraz głośniej.

Jest gwałcona, a mimo to dochodzi. Czy rozkoszy nie da się w żaden sposób powstrzymać? Niesamowite..

Dobił mocno jeszcze kilka razy i znieruchomiał, przyciśnięty do zgrabnego tyłka szalenie atrakcyjnej prawniczki. Gdy się odsunął, po kilkunastu sekundach, i schował sflaczałego już penisa do spodni, Kornelia pozostała wciąż w niezmienionej pozycji, z szeroko rozstawionymi udami. Dostrzegła jak z nabrzmiałego owocu wypływa coś spienionego i białego.

– Waruj suko, jeszcze z tobą nie skończyłam! – Agnieszka odwróciła się wskazując na pucołowatą blondynkę – dawaj pasek! Nie gap się, tylko wyciągaj pasek ze spodni!

Dziewczyna błyskawicznie wykonała polecenie, córka prezesa ujęła go za sprzączkę, był długi i szeroki. Stanęła z boku.

– Ile masz lat, kurwo?

– Dwadzieścia osiem – wykrztusiła Kornelia.

– Zajebiście.

Wzięła zamach i na smakowicie wysklepiony tyłeczek spadło pierwsze uderzenie. Przez ciało dziewczyny przebiegł dreszcz, ale nie protestowała. Sypały się kolejne razy, mocne i regularne, odruchowo je liczyła. Świst, a tuż po nim trzask pasa na gołym tyłku, gdzie wykwitały czerwone pręgi, stopniowo zmieniając barwę na siną.

Boli jak cholera, coś o tym wiem, a ona nawet nie piśnie. Twarda sztuka.

Szefowa przyjrzała się uważnie tyłkowi który własnoręcznie obiła, skinęła głową i odrzuciła niepotrzebny już pasek w kąt gabinetu.

– Należało ci się, suko. Byłaś harda, bezczelna, zostałaś ukarana. Masz pretensje?

– Nie mam żadnych – wydusiła przez zaciśnięte zęby Kornelia.

– To dobrze – z szuflady biurka wyciągnęła niewielki, błyszczący kartonik, położyła na skraju biurka – zadzwoń za kilka dni, mamy umowę.

– Jasne – dziewczyna wyprostowała się z grymasem bólu.

Przez chwilę mierzyły się spojrzeniem; Agnieszka wyglądała tak, jakby miała zamiar coś powiedzieć. I rzeczywiście tak było.

– Co poszło nie tak? Bo coś poszło, prawda?

Tamta milczała.

– Opuściłaś świetną kancelarię i poszłaś do gorszej. Dlaczego? Zdradzisz mi, tak poza konkursem?

– Przez Kevina – wyznała, ze spuszczoną głową.

– Tego Kevina, o którym myślę?

– Nie wiem….

– Kevina, co nigdy-nie-śpi-sam-w-domu?

– Tak.

Parsknęła śmiechem.

– Mogłam się tego spodziewać, za ładna jesteś. Przeleciał cię?

– Tak.

– I o to poszło? Kevin zalicza każdą prawniczkę swojego ojca, powinnaś wiedzieć. Nic osobistego, taki ma zwyczaj.

– Nie o to.

– To w czym problem?

– Zabrał mnie na zamknięty bankiet, dla vipów. Byłam tam hostessą, roznosiłam drinki i przekąski.

– I dumna panienka się obraziła, bo syn szefa kazał jej usługiwać tym, co pociągają za sznurki?

– Byłam ubrana w białe pończochy, czerwone szpilki i czerwoną kokardkę. Tylko w to.

Agnieszka gwizdnęła z podziwem.

– No proszę, nie znałam go od tej strony. Tylko czegoś nie rozumiem – wycelowała palec w nagą prawniczkę. – Nie chciałaś robić takich rzeczy, a teraz godzisz się na rzeczy o wiele gorsze. Zgłupiałaś?

– Zmądrzałam.

Była pewna, że tamta zacznie się śmiać, ale nic takiego nie nastąpiło. Widocznie to, co powiedziała Kornelia miało jakiś głębszy sens.

– Ubierz się i możesz iść. Jesteśmy w kontakcie.

Dziewczyna ubrała się powoli, nałożenie czegokolwiek na tak obity tyłek musiało być koszmarem, a potem wyszła. Szefowa odwróciła się do czterech kandydatek na super prawniczkę.

– Któraś chce coś powiedzieć? Jakieś uwagi, cokolwiek?

Cisza. Ciężkie zdławione oddechy.

– A może zrezygnować? Jeśli tak, drzwi są otwarte. Siłą nikogo nie trzymamy.

Jedna z dziewczyn, brunetka o ciemnych oczach, poruszyła się niespokojnie, ale nie wyszła. Córka i ojciec wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Jest tam, gdzie zawsze?

– Jest.

– Świetnie.

Z dolnej szuflady biurka wyciągnęła coś dziwnego. Metalową kasetkę o grubych ścianach, coś jakby sejf, ale bez szyfrowanego zamka. Otwierała się zwyczajnie, tak po prostu.

– Dawać telefony.

Zebrała wszystkie, wrzuciła do kasetki, zamknęła ją i schowała do biurka.

– Dobra. W takim razie posłuchajcie uważnie. Żarty się skończyły i nie będzie więcej teatrzyku, jak z Kornelią. Wymagam bezwzględnego posłuszeństwa. Bezwzględnego, kurwa! Czy to jasne?

Żadna nie zgłosiła sprzeciwu – a więc wszystkie były „za”.

– Mówię coś i ma być zrobione. Bo jak nie, dostaje w pysk i wyleci za drzwi – obrzuciła wybraną czwórkę groźnym spojrzeniem – pytam o coś i macie odpowiadać, tak jak było. Przyłapana na kłamstwie wylatuje za drzwi i więcej nie wraca. Jasne?

Wysoka blondynka, ta od której Agnieszka pożyczyła pas, podniosła nieśmiało rękę.

– No..?

– Proszę pani, mam pytanie.

Dziewczyna miała zgrzytliwy głos, jakby w jej trzewiach, niczym w betoniarce, obracał się żwir. Zgrzytliwy był, to fakt, ale jednocześnie melodyjny, zmysłowy. Gdybym była facetem i taki głos obudziłby mnie rano, szepcząc do uszka to i owo…  raz ciach i jest maczuga, której i Herkules by się nie powstydził!

Agnieszka skinęła pobłażliwie.

– Pytaj. Jak czegoś nie wiecie, od razu pytajcie.

– Czy to prawda, że jest tylko jedno miejsce?

Przymknęła jedno oko, nadając i tak brzydkiej twarzy demoniczny wygląd.

– Kto tak powiedział?

– Pan prezes mówił.

– Tak mówiłeś? – zwróciła się do uśmiechniętego grubasa.

– Mówiłem. Nie potrzeba nam więcej prawniczek, zwłaszcza niedoświadczonych. Niesprawdzonych.

Zła córka wcale nie lepszego ojca milczała przez chwilę.

– Niby racja, ale z drugiej strony…. szkoda by było zmarnować świetny materiał. Oszlifujemy je po swojemu. Claire dobrze znam; jeśli powiedziała, że są świetne, to są świetne. Wyrobią się, przywykną, a my potrzebujemy oczu i uszu w każdej części świata. Berlin, Londyn, Nowy York, Tokio, Moskwa, Hongkong. Wiadomo, że nie mają talentu i urody Kornelii, ale ona jest tylko jedna, nie może być w kilku miejscach jednocześnie – spojrzała na wszystkie razem i każdą z osobna. – Te, które przejdą próbę będą mogły wybierać. Załatwię wam miejsce w renomowanych kancelariach w każdym z tych miast. Chociaż nie wierzę, że dacie radę wszystkie. Mogę się nawet założyć, o co chcecie. Która przyjmuje zakład?

Żadna nie była tak odważna, by podjąć ryzykowną grę. Ani tak szalona.

– Ile was było, sześćset, siedemset? Same najlepsze, elita. Każda mogła znaleźć pracę w dobrej kancelarii, ale przyszłyście do nas. Dlaczego? – nie czekając na odpowiedź, rzuciła – bo chcecie czegoś więcej, czego inni wam nie dadzą, nie tylko pieniędzy. Chcecie być wyjątkowe, poważane, szanowane, stawiane za wzór. Mam rację?

Spojrzała na blondynkę, która zadała pytanie. Dziewczyna kiwała głową tak energicznie jak nakręcona zabawka.

– Dobrze. Dostaniecie to wszystko, jeśli przejdziecie próbę. Gotowe?

Muszę dać radę, po prostu muszę. Nieważne co wymyśli, dam radę. Nie ma innej opcji. Zostanę, kurwa-jego-mać, taką prawniczką, że wam buty pospadają. Cała wioska będzie zazdrościć, cały świat. Tak, właśnie ten mały kapciuch, na którego plujecie odkąd stanął na własnych nogach. Wy skurwysyny.

Cholera, wskoczę nago do fontanny jeśli będzie trzeba!

– Wy dwie – skinęła na blondynkę, która z nią rozmawiała i jeszcze jedną dziewczynę, siedzącą obok. – Tutaj – wskazała palcem odpowiednie miejsce – stańcie plecami do siebie.

W czasie gdy dziewczyny robiły co trzeba Agnieszka sięgnęła po teczki.

– Monika Wooojkowysss… Wojskowicz – wydukała z trudem – i Agnieszka Podooosssk…. Podolska. Kurwa, te polskie nazwiska, zwariować można – odłożyła teczki na biurko – pogadamy sobie, szczerze aż do bólu. Ale najpierw… rozbierać się. Do goła.

Stały jak zamurowane wytrzeszczając oczy. Jakby nie wierzyły, że to się dzieje naprawdę.

– Albo nie, zrobicie to razem. Odwrócić się i jazda!

Głupie dupy. Po tym co wyprawiała z Kornelią można się było spodziewać czegoś takiego. Mam rację czy nie?

– Co się, kurwa, gapisz?! – zaatakowała brunetkę, również Agnieszkę – rozpinaj jej bluzkę, ale już! Masz pięć sekund albo wypierdalaj. Obie wylatujecie.

Robią to, naprawdę to robią. Z mieszaniną zgrozy i fascynacji przyglądała się, jak młode prawniczki rozbierają się nawzajem. Powolne i niezgrabne ruchy, opuszczone głowy, zesztywniałe palce. Bluzki, koszulki, spódniczki, bezszelestnie spływały pończochy (bo obie miały pończochy i wyglądały w nich obłędnie), błyszczące szpilki. Na puszystym dywanie piętrzył się stos ubrań. Gdy zdjęły bieliznę (brunetka miała białą i koronkową, blondynka czarną o delikatnym gładkim wzorze) pozostały całkiem nagie. Nieprawdopodobne.

– Stanąć prosto, głowy do góry. Zobaczmy co tam mamy.

Najpierw podeszła do Moniki. Dziewczyna miała typowo słowiańską urodę, która cechuje Ukrainki albo Rosjanki. Długie blond włosy i jasna karnacja o delikatnie różowym odcieniu. Do tego świetna figura – płaski brzuch, długie nogi, smukłe, ale mięsiste uda, pięknie wysklepiony tyłeczek i gładko wygolone łono. Usta pełne, stworzone do całowania.

Twarz… hmm…. Trochę zbyt pociągła, wydłużona za bardzo, jakby się ciągle dziwiła, nos zgarbiony, taki przełamany i nieco za długi, szczęka odrobinę wysunięta, ale…

Brałabym taką z pocałowaniem ręki. Ach, pocałowałabym hojnego ofiarodawcę w każdą możliwą część ciała. No i całą resztę też. Zawsze chciałam mieć takie dłuuugie nogi…

Córka prezesa krążyła wokół Moniki niczym rekin osaczający nieostrożnego pływaka, oglądała ciało młodej prawniczki ze wszystkich stron i z każdej perspektywy. Nawet odgarnęła grzywkę spadającą na czoło.

– Nie jest źle – zawyrokowała. – Ale cycki za małe.

Czy ja wiem..? Jest wysoka i szczupła, pasują do niej takie. Lepsze za małe niż za duże.

– Długie palce masz.

– Jak złodziej – dodała dziewczyna szczerząc zęby, zadowolona z własnego dowcipu.

Agnieszka zmarszczyła brwi.

– Słucham..?

– Mama mówi, że mam palce jak złodziej.

– Aha. Zmierzymy jak długie.

Z szuflady biurka prezesa wyciągnęła bambusową linijkę. Była wąska, jasnobrązowa i miała ze trzydzieści centymetrów. Nie, chyba więcej.

– Wyciągnij ręce. Dłonie razem, kciukami do podłogi.

Mierzyła każdy palec, z osobna. Gdy było po wszystkim niespodziewanie wykonała błyskawiczny ruch, szybki jak mgnienie oka, a linijka z suchym trzaskiem uderzyła w wyciągnięte palce samozwańczej złodziejki, która momentalnie schowała dłonie. Stała teraz ze spuszczoną głową, niepewna i zawstydzona.

– Głupio się nie odzywaj! – Skarciła ją Agnieszka. Bez trudu dostrzegła defensywną postawę dziewczyny i swoją szansę, ponieważ dodała: – To jak…. chcesz wyjść? Poddajesz się?

– Nie – odparła tamta. Cichym, ale pewnym głosem.

– Zobaczymy.

Schwyciła ją za policzek i lekko nim potrząsnęła.

– Co masz takie poduszki? Jak to się u was mówi? Tato?

– Pucie – podpowiedział ważny pan prezes.

Czasami mówi się pyzy, w niektórych miejscach.

– Puucze…pucze… pucie. Głupie słowo, ale niech będzie – zerknęła na plecy blondynki i to, co znajduje się poniżej – widzę, że masz takie pucie jeszcze z tyłu. Tam pasują bardziej.

Dziewczyna milczała, upokorzona. Wzdrygnęła się gdy natarczywe palce dotknęły pośladków.

– Piękne poduszeczki, mięciutkie. Mogę do ciebie mówić „pucie”?

– Proszę – wychrypiała.

Ciekawe jak długo jeszcze wytrzyma. A jeśli nie wytrzyma, co potem? Na kogo przyjdzie kolej?

– Ile masz wzrostu, pucie?

– Sto siedemdziesiąt cztery.

– Dziwne – mruknęła Agnieszka. – Wydajesz się dużo wyższa.

– Mam długie nogi. Mówią, że..

– Stop! – Monika drgnęła przestraszona. – Otwórz pyszczek. Szeroko.

Dziewczyna z pewnym ociąganiem wykonała polecenie.

– O kurwa, ale żółte kły! Co jest?

– Palę papierosy – bąknęła.

– Aha. Od kiedy?

– Zaczęłam przed maturą.

– No… to chyba z pięć lat.

– Sześć.

Potarła spiczastą brodę.

– Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę?

– Bo… palenie mnie odpręża.

Córka prezesa rozsiadła się w wygodnym fotelu.

– Chętnie posłucham twojej historii.

– Przed maturą, gdy było dużo nauki i stresu, koleżanka poczęstowała mnie papierosem. Trochę się uspokoiłam; potem, na studiach, gdy było dużo nauki albo sesja, często sięgałam po papierosa. I tak zostało.

Agnieszka z zainteresowaniem oglądała własne paznokcie.

– To wszystko?

– Chyba tak.

– Mało zajmująca opowieść – wykrzywiła usta. – I za krótka. Dużo teraz palisz?

– Pięć albo sześć dziennie. Czasami więcej.

Kobieta odchrząknęła.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie zrezygnujesz z jedzenia czy picia – to naturalne potrzeby organizmu, niezbędne do życia, do przeżycia. Pieprzyć się możesz, chociaż nie musisz. Bez pieprzenia da się żyć, ale życie bez seksu jest nijakie, jałowe, pozbawione ważnej części składowej. Tak jakbyś przez całe życie stała na jednej nodze – zrobiła chwilę przerwy, by wypowiedziane słowa nabrały większej mocy. – Natomiast cała reszta; wóda, fajki, prochy, to wymysł cywilizacji. Człowiek nie rodzi się z papierosem w zębach ani z butelką w ręce, czyli może się bez tego obejść.

Wstała, podeszła do dziewczyny i wycelowała w nią wskazujący palec.

Często to robi. Chce w ten sposób pokazać jaka jest wielka, a my malutkie.

– W normalnych warunkach mogłabyś pić, palić i pieprzyć się do upadłego. Ale gdy pracujesz dla mnie, jesteś częścią zespołu, robisz to, co ci każę. Czy to jasne?

– Tak – odparła blondynka, cicho, ale wyraźnie.

– Kiedy ostatnio paliłaś?

– Dzisiaj, po obiedzie.

Agnieszka rozciągnęła usta w pustym, pozbawionym wesołości uśmiechu.

Tego też nie cierpię. Nienawidzę.

– To był ostatni papieros w twoim życiu. A na pamiątkę swojego nałogu zrobisz sobie tatuaż.

Dziewczyna drgnęła, zaskoczona.

– Tatuaż..?

– Masz kłopoty ze słuchem?

– Nie, ale…. nigdy nie miałam żadnego – odparła zakłopotana. – Co będzie przedstawiał?

– Ciebie samą, na kolanach i na golasa . Z rękami związanymi na plecach i wielkim papierosem w ustach.

– I… gdzie będzie..?

Dotknęła przedramienia młodej prawniczki.

– Właśnie tutaj.

Ale ma głupią minę. Zaraz się rozpłacze, pęknie. Założymy się?

– Każdy będzie wiedział jak wyglądam nago – powiedziała nad wyraz spokojnie – zobaczy tatuaż i będzie wiedział.

– I co z tego?

– Wyśmieją mnie. Nie będę wiarygodna jako prawniczka, traktowana poważnie z czymś takim na widoku. To dobre dla ulicznicy,  a mam reprezentować poważną firmę.

Agnieszka podrapała się w głowę; widać było, iż nie wie co powiedzieć i jak się zachować. Ale konsternacja nie trwała długo.

– No…. możesz mieć rację – rzekła w końcu, niechętnie zmieniając zdanie. – W takim razie zrobimy tu, na puciach z tyłu – klepnęła ją w tyłek. – Tam jest dużo miejsca. Będzie dobrze?

Tamta opuściła głowę, zrezygnowana, pogodzona z losem.

– I musisz coś zrobić z tymi zębami. Wybielić albo coś, bo klienci pouciekają. Jasne?

– Tak, oczywiście.

Machnęła ręką i odwróciła się w kierunku drugiej z kandydatek.

– Agnieszka, tak?

– Tak – odparła druga Agnieszka, melodyjnym aksamitnym głosem.

– Zupełnie jak ja. Popatrzmy, co tam mamy.

Zaczęła studiować każdy fragment dziewczęcego ciała, skrupulatnie i metodycznie, ale bez dotykania. W pewnej chwili kazała jej podnieść ręce i rozstawić nogi.

– Ile masz wzrostu?

– Sto osiemdziesiąt siedem centymetrów.

– Trochę za dużo – skrzywiła się Agnieszka numer jeden – nogi i ręce masz za długie. I za chude.

Faktycznie, miała sporo racji. Trzy, cztery kilogramy więcej i sytuacja zmieniłaby się na lepsze. Może nawet pięć albo sześć.

– A te włosy..? Co to ma być?

Włosy miała do szyi, proste i jakby rozczochrane. I rzadziutkie.

– Z tymi włosami i resztą wyglądasz jak strach na wróble.

Parsknęła śmiechem, rozbawiona własnym niewybrednym żartem. Po chwili śmiały się wszystkie, a biedna dziewczyna stała ze spuszczoną głową, upokorzona i zawstydzona.

– Dupcia też mogłaby być lepsza. Ale cycuszki masz fajne – odwróciła się do Moniki – przypatrz się dobrze. Taka wysoka i fajne cycki.

Rzeczywiście – Agnieszka miała znacznie większe piersi niż Monika. Pełniejsze, o większych sutkach i brodawkach.

– Masz interesującą twarz. Ciekawa uroda.

O tak! Wysokie kości policzkowe, wysunięta do przodu broda, kształtny nos, małe usta i duże ciemne oczy. Jakby w jej żyłach płynęło trochę azjatyckiej krwi. A może ormiańsko-tatarskiej?

– A to?

Dotknęła linijką srebrnego krzyżyka, który wisiał na (wyjątkowo długiej) szyi na równie srebrnym łańcuszku.

– Pamiątka z komunii.

– I tak go nosisz, od tamtego czasu?

– Tak.

Brzydka twarz ściągnęła się w nagłym grymasie złości.

– Taka z ciebie katoliczka?! Wierna kościołowi?

– Nie. To znaczy…. chodzę do kościoła, ale… – plątała się dziewczyna. – Nie jestem…

– ZDEJMIJ TO!!!

Skurczyła się ze strachu i stała tak sparaliżowana, niezdolna do jakiegokolwiek logicznego działania. Choćby walił się świat.

– Ty, Pucie, złap to i szarpnij.

Monika wyłuskała krzyżyk, zacisnęła złodziejsko długie palce i zgodnie z poleceniem mocno szarpnęła. Z łatwością zerwała srebrny łańcuszek.

– Wyrzuć. Za okno.

Podbiegła do wielkiej szklanej tafli i stanęła jak wryta. Odwróciła się do reszty z głupim wyrazem twarzy.

– Nie otwierają się – wyjąkała.

– To wyrzuć na korytarz!

Co jest? Diabeł..?

Przemierzyła gabinet kłusem, otworzyła (cały czas otwarte) drzwi i mały krzyżyk poszybował w ciemność. Dałaby głowę, że usłyszała delikatny, srebrzysty dźwięk gdy zderzył się z czymś twardym, ale to przecież niemożliwe. Z pewnością zadziałała wyobraźnia.

– A teraz możesz popieścić cycunie naszej Agusi. Zasłużyłaś.

Stała tak po prostu, ze spuszczonymi rękami. Perspektywa takiej nagrody wcale nie była zachęcająca.

– Na co czekasz? Klękaj!

Powoli osunęła się na kolana.

Albo robicie co mówię, albo w pysk i za drzwi. Zrozumiano?

– Pięknie. Teraz połóż dłonie na pośladkach, jedna i druga. Nie tak, płasko! Jak Kornelia przy obciąganiu. Doskonale…. – zaklaskała trzy razy, niczym dama dworu oznajmiająca przybycie królowej – teraz liż, całuj, ssij; rób wszystko co ci przyjdzie do głowy. Jeden i drugi, na zmianę.

Cholera, ona naprawdę to robi! Jak się… przyssała, nie ma co. Ciekawe, czy robiła to już z kobietą. Takimi cycuszkami można się pobawić. To musi być… hmm… całkiem przyjemne. Oczywiście że przyjemne; popatrz na jej twarz, półprzymknięte oczy, jak głośno oddycha, jak przeżywa dyskretnie rozkosz… Tak, do cholery, chciałabym być na jej miejscu! Ale cycuszków nie mam takich, nawet w połowie tak akuratnych.

Czy one wiedzą, że Agnieszka wszystko nagrywa..?

– Jak się bawicie, dziewczyny? Widzę, że świetnie – znowu wyszczerzyła zęby. – Jeśli będziecie chciały to powtórzyć prywatnie, gdzieś w domowym zaciszu… to, a nawet coś więcej, dużo więcej… nie będę miała nic przeciwko. Ale teraz pora przejść do następnego etapu. Wstawaj Pucie, podnoś się!

Stanęła na drżących nogach, rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem.

– Całowałaś się już z dziewczyną?

Potrząsnęła głową.

– A ty, Agniesia?

– Nie, nigdy.

– To do roboty! Całujcie się, pieśćcie, liżcie… możecie robić wszystko, na co macie ochotę. Jazda!

Stanęły twarzą w twarz, na wyciągnięcie ręki i zaczęły się dotykać. Na początku nieśmiało, przepraszająco, ale z biegiem czasu akcja nabierała tempa i rozmachu. Długie palce Moniki myszkowały po zgrabnym ciele Agnieszki. Ramiona, barki, piersi, włosy, zarys szczęki, pośladki, znowu piersi. Dziewczyna, która dysponowała palcami wcale nie krótszymi nie pozostawała dłużna ani obojętna na pieszczoty.

– Pięknie jest! – zawołała ta-jedyna-Agnieszka – naprawdę ekstra. Jeszcze będą z was ludzie.

Objęły się ramionami, ciasno, i zaczęły całować. Dominującą rolę w tym układzie zamkniętym odgrywała Agnieszka. Dyktowała ton i nadawała rytm miłosnej rywalizacji. Postronny obserwator mógłby przysiąc, że nie ma mowy o żadnym zmuszaniu, że robi to z wielką ochotą i niekłamaną przyjemnością, że źródłem owej rozkoszy jest dawanie przyjemności innej kobiecie.

Przyglądając się temu poczuła, że robi się wilgotna. Chciałaby mieć w łóżku obie, naraz i po kolei, poczuć jak wokół beznadziejnie wąskich i kruchych bioder którymi dysponowała oplatają się rozkosznie długie nogi, poczuć wilgotne usta i gorący język które penetruje wszystkie zakamarki, a gdy dociera…

– Dosyć, już wystarczy!

W jednej chwili czar prysł, a dziewczyny odskoczyły jak oparzone. Stały w bezpiecznej odległości, nie patrząc na siebie ani na nikogo.

Agnieszka skinęła na swoją imienniczkę

 – Dobrze się spisałaś, dostaniesz nagrodę. Trzeba przetrzepać te pucie!

Wcisnęła zdumionej dziewczynie długą i twardą linijkę, po czym zwróciła się do Moniki.

– Stawaj przy biurku, pochyl się i wypnij. Tak jak Kornelia.

Gdy dziewczyna-zwana-jako-pucie wykonywała polecenie, zwróciła się do Agnieszki:

– Masz bić mocno, soczyście. Może nie z całej siły, ale masz się solidnie przyłożyć. O tym, co było przed chwilą, co was łączyło, będzie łączyć… masz zapomnieć. Rozumiesz?

– Tak jest – powiedziała, uważna i skupiona. Pieprzona karierowiczka.

– Nie ma sentymentów, sympatii, koleżeństwa, przyjaźni…. to jest twoja rywalka w walce o wymarzoną posadę, która należy się tobie i nikomu innemu. Wybij to panience z głowy.

Chyba z dupy.. co nie?

– A gdyby zadrżała ci ręka, to… – zrobiła przerwę i uniosła ramiona niczym kapłan do błogosławieństwa.

Jest w tym świetna – w podtrzymywaniu napięcia, budowaniu klimatu. A my głupie łykamy wszystko gładko, jak pelikany.

Ktoś ci każe, do czegoś zmusza? Możesz wyjść, w każdej chwili. I więcej nie wracać.

– To każde pozorowane uderzenie zostanie powtórzone, a ty dostaniesz podwójnie. Uderzysz pięć razy za słabo, to ona dostanie kolejne pięć, a ty dziesięć. Prosta matematyka. Jakieś pytania?

Nie było żadnych.

– To zaczynaj!

– A… ile ma być, tych uderzeń?

– Jeszcze nie zaczęłaś, a już się pytasz kiedy koniec?! – zjeżyła się Agnieszka. – No jazda!

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale margines wykrętów i natchnionych prawd skurczył się niemal do zera. Zamiast tego wzięła głęboki zamach i na kształtny tyłek spadło soczyste uderzenie. Rozległ się głośny trzask, a tuż po nim bolesny jęk Moniki.

Przez następnych kilka minut schemat się powtarzał. Szeroki zamach, świst powietrza przecinanego wąskim ostrzem, trzask, gdy linijka uderzała z wielkim impetem w kształtne pośladki i głośny jęk ofiary.

Tyłek robił się czerwony, purpurowy; Monika wzdrygała się po każdym kolejnym razie, ale z ust ofiary nie padło ani jedno słowo.

Twarda sztuka. Wcale nie wyglądała na taką. Cholera, będzie ciężko z nią wygrać. Ale nie – przecież wszystkie możemy być zwycięzcami. Trzeba tylko wytrzymać. Tylko.

– Dobra, wystarczy – rzekła odbierając z rąk dziewczyny bambusową linijkę – jestem z ciebie zadowolona. Jak na razie – znowu rozsiadła się wygodnie. – A teraz opowiedz nam ciekawą historię.

– Ale… o czym… – jąkała się ta-gorsza-Agnieszka.

– O życiu. O wszystkich facetach, którzy cię przerżnęli. Ilu ich było?

– Trzech..

– Ile masz lat?

– Dwadzieścia siedem. Prawie.

Agnieszka klepnęła się linijką po udzie.

– To jeden facet na dziewięć lat. Szału nie ma.

Czyli zakładamy, że mogła się rżnąć jako pięcioletnia dziewczynka, ale nie chciała. Oto jest kreatywna statystyka.

– No dobra. Chcę wiedzieć wszystko. Z kim, jak, gdzie i kiedy. Daty, miejsca, nazwiska.

Przejdź do kolejnej części – Cztery, a nawet pięć III

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Jeśli ktoś wątpił, czy w kolejnym rozdziale Aurelius podtrzyma jakość z pierwszego to… można przestać wątpić 🙂

Wyścig o staż w przodującej kancelarii prawniczej nabiera rumieńców, a jednocześnie zarówno egzaminującym, jak i egzaminowanym dziewczynom puszczają wszelkie hamulce. Miejsce testów wiedzy zajmują testy posłuszeństwa i wytrzymałości na coraz głębsze upokorzenie.

W poprzednim rozdziale było sporo elementów fantastycznych. Tu również się pojawiają, ale w nieco bardziej subtelny sposób. Diabeł nie objawia się w swej właściwej postaci, ale jest obecny w zachowaniach i myślach postaci. Szczególnie jednej z nich.

Ale główna bohaterka tego cyklu również ma swoje atuty. Po której stronie ostatecznie staną mroczne siły – pogardzanego dotąd Kapciucha, czy demonicznej Agnieszki? Wkrótce się przekonamy!

Pozdrawiam
M.A.

Fabuła (i Agnieszka) się rozkręca. Strach się bać, jakim jeszcze próbom podda kandydatki. I jak daleko one są gotowe się posunąć, by wygrać staż… mam nadzieję, że płatny!

Powyższe opowiadanie zdaje mi się satyrą na rozmowy kwalifikacyjne w firmach jeszcze kilka lat temu, gdy ludzie zabijali się o jakąkolwiek pracę, a pracodawcy potrafili naprawdę przeczołgać podczas rekrutacji, nie szczędząc kandydatom wszelkich upokorzeń.

Teraz na szczęście sytuacja nieco się zmieniła, mamy rynek pracownika i rekordowo małe bezrobocie, więc szefowie muszą mocniej się nastarać, by znaleźć pracowników, a zatem nie mogą tak nimi pomiatać (z wyjątkiem Januszy biznesu w małych miejscowościach, gdzie z pracą nadal słabo). Ale wystarczy jeden kryzys gospodarczy i wzrost bezrobocia, a pracodawcom znów wyrosną kopyta i rogi. Cieszmy się więc tym, co mamy, bo może się to skończyć szybciej niż myślimy!

Druga część mnie zaskoczyła. Pierwsza skoncentrowana była na poczynaniach i przeżyciach głównej bohaterki, a tutaj jest ona zaledwie obserwatorką i gdyby nie kilka mniej lub bardziej potrzebnych wtrętów można by o niej zapomnieć. Domyślam się, że do czasu.

Sam proces rekrutacji… chyba za wcześnie oceniać, bo tak jak konfrontacja Agnieszki z Kornelią przekonała mnie dopiero po czasie, tak czekam na coś, co pozwoli mi lepiej zrozumieć czym kierują się najważniejsze postacie. Za spory plus uznaję mięsko. Jest dobre i zarazem sprawia, że opowiadanie bardziej pasuje do portalu erotycznego.

„Irlandii, Szkocji i cholera wie sąd jeszcze.”
„Nie wiem pani i przyznaje to otwarcie.”

Dwie literówki do ewentualnej poprawki. Gdzieś, kiedyś 🙂

Napisz komentarz