Historia pewnego młodzieńca I (Tomasz Baden)  4.3/5 (9)

12 min. czytania

Alessandro Saponi, „Crossing the threshold”, CC BY-NC-ND 2.0

Przemiana

moja niewidzialność mnie przeraża

zapamiętale uciekam od życia

kawałek po kawałku

zduszam w sobie oddech

Wszystko rozpoczęło się w pewien słoneczny dzień maja. To był jeden z tych dni, w których wszystko budzi się do życia. Częściej niż zimą można zobaczyć jaskrawe słońce, a drzewa i krzewy powoli zaczynają razić swą zielenią. Pamiętam, że do naszego mieszkania podwieźli mnie rodzice. Jechałem skurczony na przednim siedzeniu małego fiata i nie mogłem się doczekać kiedy zobaczę Klarę.

Mieszkanie nie wzbudziło zachwytu moich rodziców. Mówili, że małe, zaniedbane i, że znajduje się w przygnębiającej dzielnicy, jaką była warszawska Wola. Wewnętrznie skłócony – nie wiedziałem, czy przyznać im rację, czy nie. Stan naszego nowego domu mógł budzić wątpliwości. Znajdowało się na czwartym piętrze dziesięciopiętrowego bloku, który wyglądał jak przykurzona paczka zapałek. Ciemne korytarze, w których pachniało moczem i głośna winda mogły budzić obrzydzenie. Ale byłem zbyt zakochany, aby przejmować się tym wszystkim i przyjmować do siebie lęki moich rodziców, chociaż w głębi serca na pewno również je czułem.

Kwitnąca wiosna i perspektywa nowego życia pociągały jednak bardziej. Gdy wjechaliśmy na górę, od razu poczułem lekki uścisk w sercu. Oto nasze mieszkanie, w którym rozpocznę nowe życie – sam na sam z Klarą.

– Jak wy tu będziecie mieszkać? – zamartwiał się ojciec, patrząc na stare meble i zwichrowane drzwi szafy w przedpokoju.

– Naprawdę już chcesz się wyprowadzić? Jesteś tego pewien? – zapytała matka.

Chciałem i jednocześnie nie chciałem. U rodziców czułem się źle, bo wciąż czegoś ode mnie chcieli, ale z drugiej strony nie musiałem podejmować żadnych decyzji – wszystko co tylko było do załatwienia robili za mnie. Ten ich lęk – zawsze we mnie obecny – teraz ponownie się odezwał. Poczułem w sobie dobrze mi znaną bezradność i pustkę w głowie. Przechadzałem się po mieszkaniu podobnie, jak moi rodzice. Niepewny i trochę zalękniony, że może mi się nie udać. Ostatecznie – myślałem – zawszę mogę do nich jeszcze wrócić.

Wszedłem do drugiego pokoju, który okazał się dużo węższy od tego, który pełnił rolę salonu. Oto mój gabinet – pomyślałem. Tu ustawie sobie biurko, przy którym będę pisał i czytał książki. Przy przeciwległej do okna ścianie stała duża, antyczna szafa. Przy oknie ustawiono nieduży tapczanik, a przy jednej z bocznych ścian stała zgrabna toaletka. Po krótkiej chwili postanowiłem rzucić okiem na najbliższe otoczenie naszego mieszkania i wyszedłem na balkon. Ujrzałem niedużą uliczkę przysłoniętą kwitnącymi wierzbami, a dalej krajobraz, szarych, robotniczych bloków. Gdzieś nieopodal stała pokurczona, warzywna budka i gdyby nie unoszący się wszędzie zapach wiosny poczułbym z pewnością – tak dobrze mi znane – uczucie depresji.

Rodzice nie wytrzymali długo na naszych salonach. Mama ugotowała obiad i powiedziała, żebym sobie go później odgrzał. Tata przykrył szarym pokrowcem mały telewizor, który wcześniej zdążył wstawić w kluczowym miejscu dużego pokoju. I w końcu wyszli. Usłyszałem jeszcze drżący odgłos uruchamianego małego fiata i zostałem sam w zupełnej ciszy. Opary lęku z początku jedynie lekko wyczuwalne dopadły mnie w końcu i rzuciły się na moją biedną głowę. Zapaliłem papierosa i wszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Nie czułem radości. Czułem pożądanie. Wstawiając wodę, cały czas myślałem o Klarze. Wyobraziłem sobie, że już niedługo będziemy się kochać i w głębi duszy poczułem się trochę bardziej szczęśliwy.

Zacząłem chodzić po mieszkaniu; oglądając teraz z jeszcze większą uwagą obecne w nim stare przedmioty i meble, próbowałem wyobrazić sobie, jak naprawdę będzie wyglądać moje życie z Klarą.

Klara była moją pierwszą kobietą w życiu. Wcześniej miałem luźne i przelotne związki z rozmaitymi dziewczynami, ale nigdy nie mogłem tego określić związkiem z dziewczyną. Klara była pierwsza tak naprawdę, tak do cna. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że kiedykolwiek uda mi się wejść w stały związek z kobietą, bo odkąd pamiętam, zawsze cierpiałem na paraliżującą mnie nieśmiałość.

Moje przyjście na świat i potem postępujące przeżycia przypominały sytuacje zagubionego Wędrowca, który znalazł się zamknięty w klatce. Może i nawet obszernej klatce, ale zawsze jedynie klatce stanowiącej szczelne zamknięcie i izolację. Wędrowiec ów nie wiedział, gdzie się znajduje, nie wiedział, kim jest. Wciąż tylko krążył. W owej klatce mieszkali również inni ludzie. Wędrowcowi wydawało się, że całą sytuację, w której się znaleźli, przyjmują ze spokojem i zrozumieniem. Niektórzy z tych ludzi przez jakiś czas dla Wędrowca stawali się bohaterami, a nawet idolami, chciał się z nimi bliżej zapoznać i zaprzyjaźnić. Ale zwykle taka sytuacja nie trwała długo. Inni ludzie byli zajęci swoimi sprawami, przyjaźniami z innymi ludźmi. Wędrowca to bolało, czasem nawet z tego powodu ogarniał go smutek i przygnębienie.

Bardzo długo bałem się podejść do jakiejkolwiek napotkanej dziewczyny. Na wszystkich klasowych imprezach, spotkaniach, stałem nieśmiało przy ścianie, patrząc z podziwem na coraz bardziej dojrzałe i ulegające prawdziwej przemianie szkolne koleżanki. W spodniach czułem rosnące napięcie, a w gardle potworną suchość, a gdy przychodziło się mi odezwać do jakiejś dziewczyny, bo akurat podeszła i chciała ze mną o czymś porozmawiać, zapytać się, czy na przykład nie widziałem swojego kolegi, nie mogłem wydobyć z siebie głosu, tak, jakbym był niemową. Język plątał mi się w gardle, zaczynałem się pocić, a w tym momencie koleżanka patrzyła na mnie coraz bardziej przerażonym wzrokiem.

Bajka o Śnieżynce

Moje życie erotyczne zaczęło się w wieku jedenastu, a może dwunastu lat kiedy to obejrzałem pewną rosyjską bajkę. Pamiętam dobrze, że wieczorem już leżąc w łóżku, poczułem pierwszy raz wzwód i gorąco w całym ciele. To chyba był jeden z większych orgazmów, jakie przeżyłem w dotychczasowym życiu.

Bajka zaczynała się od tego, że dwoje staruszków mieszkających w biednej chatce od zawsze marzyło o własnym potomstwie. Już byli rzeczywiście bardzo starzy i z przyczyn, których bajka nie podawała, nie mogli mieć dzieci. Aż pewnej zimy dziadek ulepił niedużego bałwanka przed domem i nadał mu kształt ślicznej małej dziewczynki. Następnego dnia, gdy tylko się staruszkowie obudzili, usłyszeli ciche pukanie do drzwi. Gdy je otworzyli, ze zdumieniem odkryli, że przed ich chatką stoi urocza, mała dziewczynka, zaś po ulepionym bałwanku nie było ani śladu. Od razu zrozumieli, co się stało, chociaż trudno było im w to uwierzyć. Jak to możliwe, aby śnieżna figura zamieniła się w tak piękne stworzenie? No cóż, rzekła babcia, widocznie Bóg w końcu wysłuchał naszych próśb.

Dziewczynka bardzo szybko zamieniła się w piękną, młodą kobietę. Niedługo potem pojawił się uroczy młodzieniec, który zaczął ją adorować. Młoda panna nie była zresztą obojętna na jego zaloty. Zaczęli się spotykać. Szybko wśród mieszkańców wioski rozeszła się plotka o tym, że młodzi wezmą ślub. Czuli, że nie jest to przelotny związek, a i młodzieniec był pracowitym i dzielnym człowiekiem.

Pewnego dnia do wsi zawitał lokalny książę. Szukał wśród młodych panien kandydatki na żonę, obiecując wygodne i bogate życie. Nic dziwnego, że ludzie wylegli ze swoich domostw. Każda rodzina chciała się pochwalić swoją młodą córką. Jednak książę nie był zadowolony, żadna z młodych dziewcząt mu się nie podobała. Już miał zrezygnowany wracać do swojego pałacu, gdy ujrzał piękną dziewczynę, która szła wiejską drogą z wiadrem wody. To była owa cudowna córka, która zawitała do domu dziadków. Chociaż dziewczyna nie chciała zostać księżną, bo przecież kochała innego, a jej wybranek serca stawiał dzielny opór, książę siłą kazał ją zabrać do swojego pałacu.

Minęło kilka lat. Młodzieniec i rodzice pięknej córki żyli w rozpaczy i tęsknocie. Młoda dziewczyna siłą zabrana do książęcego pałacu z początku zamykała się w swoich pokojach i nie chciała z nikim rozmawiać. W końcu uległa. Wyszła za maż za księcia i została księżną. Od tego momentu rozpoczęła się jej powolna, ale gruntowna przemiana. Z delikatnej i prostodusznej dziewczyny stawała się powoli wyniosłą i elegancką kobietą. Kazała się ubierać w piękne, jedwabne, obszyte białym futrem suknie. Stała się wyniosła  i bezduszna dla służby. Pewnego dnia postanowiła odwiedzić swoją dawną miłość – owego młodzieńca, którego tak kiedyś kochała. Kazała się ubrać w długie gronostajowe futro z dużym kapturem, wsiadła do sań i pojechała. Nikt jej nie poznał – takiej uległa przemianie. Dawny ukochany również z początku był zupełnie zaskoczony i nie wiedział, co powiedzieć. A ona dumnie milczała, wydawała tylko polecenia służbie, używając w tym celu swoich delikatnych dłoni. Służący poczęli na niego krzyczeć, aby padł przed księżną na kolana, a po chwili zaczęli go bić kijami. I to był ten moment, ta sytuacja, która rozpaliła moją wyobraźnię i rozkochałem się w pięknych, eleganckich kobietach, przed którymi klęczałem, a one biły mnie po twarzy, śmiejąc się szyderczo.

Narodziny fantazji o demonicznych kobietach

Pamiętam, że zawsze kochałem oglądać żurnale mody. Patrzyłem wtedy godzinami na elegancko ubrane kobiety. Wieczorowe suknie, apaszki, rękawiczki z delikatnej skóry, perfumy, lakierki na szpilkach. Muślinowe bluzki z wiązaniem lub dużym żabotem, z krótkim i długim rękawem, koniecznie bufiastym, z długim mankietem zapinanym na wiele małych perłowych guziczków, wąskie spódnice opinające ciało, lakierowane torebki, zamszowe czółenka, wyszywane koronką staniki, jedwabne, wiktoriańskie gorsety, szafa pełna surowych kostiumów i garsonek, spodnie w kant, toczki z woalką, futra z norek. Oglądając je, słyszałem stukot pantofli o bruk, a moje ciało płonęło wówczas pożądaniem. Słyszałem zimny, a jednocześnie słodki głos tych kobiet, które zwracały się do mnie, abym zapiął im mankiety ich delikatnych bluzek, abym założył pantofle, podał torebkę, ucałował w dłoń, której zarys ledwo widziałem, bo już chciałem zbliżyć się do niej swoimi ustami, aby złożyć pocałunek. Oślepiały mnie wówczas czerwone paznokcie lub czułem powodowany przez nie piekący ból na swoim członku.

Nie tylko oglądałem te zdjęcia, ale i gromadziłem w zastraszających ilościach, chowając je za szafką, pod łóżkiem, pod innymi książkami, aby nikt ich nie zobaczył. W szkolnych zeszytach zapisywałem wciąż to nowe scenariusze, opisy spotkań, szkicowałem przebieg kar i sceny upokorzenia, rysowałem portrety eleganckich kobiet. Wykorzystywałem do tego każdą wolną kartkę papieru. Miałem setki notesów zapełnionych niezgrabnymi rysunkami wyniosłych dam, które niedbałym gestem podawały dłoń do pocałunku. Wyobrażałem sobie, że jestem ich niewolnikiem. Gdy nikt nie patrzył, brałem kartkę z rysunkiem i udawałem się w zaciemnione miejsce i słysząc zimny głos narysowanej postaci, szelest jej eleganckiej bluzki, zaczynałem się onanizować. Robiłem to przy każdej nadarzającej się okazji, gdy byłem sam w mieszkaniu, w łazience. Czyniłem to nieustannie, aż do utraty sił. Stało się to moją samotną rozkoszą. Wciąż i wciąż odnajdywałem nowe fetysze, które budziły we mnie zachwyt. Byłem zakochany w kobiecym pięknie, modzie, ubraniach, perfumach.

Marzyłem, aby kiedyś być bogaty, abym mógł to wszystko kupować swojej kobiecie. Ale moja obsesja zabierała mi siły, które jeszcze wówczas posiadałem, wysysała ze mnie wszystkie najlepsze soki młodości. Chodziłem jak w malignie, snując się z kąta w kąt, nie potrafiłem wydusić z siebie słowa, a zatem nie miałem ani sił, ani pomysłu, jak mógłbym zdobyć owe pieniądze. Wciąż byłem biedny i uzależniony od innych.

Pierwsze oznaki przemiany

To jak czekać na słońce pośród ciemności. Po wyjściu rodziców nie mogłem się nad niczym skupić, tylko czekałem na swoją ukochaną. Chodziłem z jednego pokoju do drugiego, to znowu wszedłem do kuchni, to znów do pokoju. W końcu zapaliłem papierosa i zacząłem patrzyć w okno. Stałem tak chyba dobrych parę minut, aż usłyszałem dzwonek do drzwi. Wybiegłem z kuchni, aby je otworzyć. I wtedy ją zobaczyłem. Stała w swojej, przydługiej kurtce i się uśmiechała, tak słodko, jak to ona potrafiła.

– Jesteś? – zapytała.

– Tak, jestem. I czekam i nie mogę się już ciebie doczekać.

Tyle chwil upłynęło, odkąd ją widziałem, że nie wiedziałem jak zagaić rozmowę. Pomogłem jej zdjąć kurtkę i zamarłem. Zamiast artystycznego swetra, w którym zwykle lubiła się ubierać, miała na sobie delikatną, zieloną bluzkę ze szlachetnego materiału, czarną, opinającą spódnicę i eleganckie pantofle na obcasie.

– Niezwykle pięknie wyglądasz – wyznałem.

– A, tak… Postanowiłam zmienić swoją garderobę, bo widzisz, znudziło mi się chodzenie wciąż ubrana, jak artystka. Pomyślałam sobie, że jestem przede wszystkim kobietą i jak kobieta postanowiłam się teraz ubierać.

– Pięknie, naprawdę wyglądasz, wręcz niesamowicie.

– Cieszę się, że ci się podoba. Mi też taki strój teraz bardziej odpowiada aniżeli ten, w jaki do tej pory się ubierałam. Masz coś do jedzenia? Jestem cholernie głodna!

Stałem tak przez moment, trzymając w dłoni jej kurtkę, która pochodziła jeszcze z innej epoki i nie pasowała do reszty jej ubrania.

– No co umarłeś, chodź tu szybko do mnie.

I ten jej głos, zupełnie inny niż dotychczas, bardziej stanowczy niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie go nie poznałem. Miałem przed sobą zupełnie inną Klara, nie ta, którą znałem.

– Już idę kochanie.

Potem zjedliśmy kolację i położyliśmy się do łóżka. Nasze ciała były gorące.

Powoli się zmieniała. Na początku tego nie dostrzegałem, podobnie, jak ktoś, kto wchodzi w gęstą mgłę i nie dostrzega od razu, że moknie, aby po pewnym czasie odczuć, że jest kompletnie mokry. Podobnie działo się z Klarą. Stawała się coraz bardziej zdecydowana. Patrząc na nią, odnosiło się wrażenie, że wie czego chce od życia. Nawet mimo tego, że pracowała długo w sklepie u swojej matki, zapisała się do szkoły plastycznej. Zaczęła też malować. Nasze życie powoli posuwało się do przodu. Chociaż miałem wrażenie, że ja sam stoję w miejscu. Studiowałem filozofię i kiedy Klara wracała do domu z pracy zmęczona, ja zamiast się nią zająć, siadałem do swoich książek filozoficznych i zapadałem w trans, nie widząc obok niczego poza swoimi myślami i marzeniami o byciu intelektualistą. Siedziałem tak do późna w tym małym pokoiku przytulony do swoich książek i czasem słyszałem jej kroki, stłumiony oddech kiedy spała, to znowu moją lekturę przerywały dźwięki, które dochodziły z na w pół przymkniętej szafy.  I tak mijał nam dzień za dniem. Klara przychodziła z pracy, a ja siadałem do swoich studiów. Ona wstawała, a ja dopiero wtedy kładłem się spać.

Czasami tylko w weekendy wychodziliśmy na miasto, spotykając się ze znajomymi, a potem uprawialiśmy seks na naszej otomanie w zapuszczonym salonie. Ale mimo to czułem się szczęśliwy. Klara – miałem wówczas takie wrażenie – również promieniała. I mimo naszej codziennej monotonii życia nasz seks nie przestawał być zachęcający. Kochaliśmy się tak, jak kochać potrafią się kochankowie. Ale i tu postronny obserwator mógłby zaobserwować pewne zmiany. Klara coraz częściej nie pozwalała mi na to, abym w nią wchodził, zezwalając jedynie na pieszczoty swojego łona i piersi. Coraz częściej właśnie to ona mówiła mi co mam robić, jak się mam z nią kochać. To ona stawała się inicjatorką. Zdarzały się takie sytuacje, że bardzo jej pragnąłem, tak bardzo, że nie potrafiłem się skupić nad niczym, a ona, jak gdyby nigdy nic nie chciała mnie do siebie dopuścić. Z początku nie wierzyłem, nie chciałem do siebie dopuścić myśli, że tak bardzo staje się od niej zależny. Kłóciłem się wtedy z nią, nieraz głośno krzycząc. Klara stawała się wówczas zupełnie niewzruszona; siedziała na fotelu lub zakładała kurtkę, po czym wychodziła, mówiąc, że wróci, jak mi przejdzie. Stałem wówczas na środku pokoju, cały roztrzęsiony, płacząc, skomląc jak mały piesek i powoli dochodziłem do siebie. Ona po pewnym czasie wracała i przytulała się mnie do siebie, jak przytula się małego, przestraszonego chłopca.

Zaczynałem powoli żyć w dwóch różnych światach, a miałem wrażenie, że mój mózg zwierał tych światów znacznie więcej. Nieraz miewałem duże kłopoty z uświadomieniem sobie, w którym z nich akurat się znajduję. Kiedyś miałem taki oto sen. Śniło mi się, że leżę na naszej wspólnej otomanie i śpię. W pewnym momencie słyszę słabe dźwięki dochodzące z kuchni. Budzę się i lekko wystraszony wstaję, aby zobaczyć, co się dzieje. Zaglądam do kuchni i widzę dziwną postać stojącą tyłem do mnie. Pali papierosa i nagle, ni stąd, ni zowąd odwraca się do mnie i widzę siebie, tak jakbym zobaczył własne odbicie w lustrze. Budzę się przerażony z krzykiem. Ale znów słyszę dźwięki, które dochodzą z kuchni. Sytuacja się powtarza. Wstaję. Znowu zaglądam do kuchni. Przerażony stwierdzam, że wcale się nie obudziłem i nadal śnię. I tak jak nie mogę oderwać oczu od swojego dziwnego odbicia, tak nadal nie mogę się obudzić. Tak zaklinowany i sparaliżowany krzyczę panicznie, chcąc gdzieś uciec, i w końcu zlany zimnym potem budzę się przerażony, aż znów słyszę hałas dochodzący z kuchni.

Nieraz stałem tak, jak postać z mojego snu przed oknem i paląc papierosa, marzyłem o pięknej i eleganckiej kobiecie, która upokarza mnie na różne sposoby. Stałem tak osnuty dymem i swoimi fantazjami, zanurzony, jakby we śnie. To znowu snułem się po ulicach miasta, dryfując bez celu, nieraz nieśmiało przystawałem przed witrynami sklepów z damską odzieżą i rozglądałem się z lękiem, aby nikt nie zauważył mojej przydługiej uwagi. Przyglądałem się z ukrywaną radością eleganckim garsonkom, wieczorowym sukniom, delikatnym, atłasowym rękawiczkom, muślinowym bluzkom z dużym, niemodnym, wiązaniem, bufiastymi rękawami, które zwieńczone były mankietami, na których lśniły perłowe małe guziczki, toczkom z czarną woalką, małym lakierowanym torebkom, gorsetom z powieści Flauberta, pantoflom na wysokich obcasach, futrom z norek i lisów.

Czasem zachodziłem do sex-shopów i udając, że zastanawiam się nad wyborem rodzaju prezerwatywy tak naprawdę spoglądałem na lateksowe kostiumy, maski dla niewolników, łańcuchy i pejcze. Poświęcałem na takie dryfowanie wiele godzin – prawdziwy bezmiar czasu. Moje marzenia były odwiecznym sposobem na radzenie sobie z rzeczywistością, z innymi ludźmi, w końcu z samym sobą.

Topografia naszego mieszkania przypominała labirynt. Klara i ja nieraz miewaliśmy duże problemy, aby siebie nawzajem odnaleźć w tej przestrzeni dwóch małych pokoi połączonych drzwiami, jakie spotyka się w pałacu, brakowało tylko służby, która by je otwierała i zamykała. Teraz przypominam sobie, że praktycznie nie jedliśmy tam żadnych posiłków, stołując się na zmianę u mamy Klary, to znów u moich rodziców; czasem jedliśmy obiad na mieście.

Przejdź do kolejnej części: Historia pewnego młodzieńca II

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Mam przyjemność powitać dziś na Najlepszej kolejnego Autora, posługującego się pseudonimem Tomasz Baden.

Tomaszu, dużo natchnienia oraz inspiracji! Niech nigdy nie skończą Ci się pomysły, a przede wszystkim ochota, by przelewać je na papier (lub arkusz edytora tekstu)!

Co zaś się tyczy debiutanckiego tekstu – szkicujesz ciekawy portret psychologiczny tytułowego młodzieńca. Dość głęboko wchodzisz w jego fantazje, pragnienia i lęki, co zdecydowanie się chwali. Siłą rzeczy postać Klary odkrywa przed nami znacznie mniej sekretów – opisywana jest przez pryzmat jej słów i zachowań, emocje wciąż pozostają natomiast tajemnicą. Czuję jednak, że owa przemiana, która w niej zachodzi z czasem uczyni ją bardziej charyzmatyczną i sprawczą postacią.

Przyznam,że sądziłem, iż rozpoczniesz swoją opowieść nieco dłuższym fragmentem. Tu ledwie przedstawiasz nam swoich bohaterów, ale jeszcze niewiele ciekawego się między nimi dzieje. No i nieco dziwne miejsce, w którym postanawiasz zakończyć rozdział – przy opisie ich kulinarnych zwyczajów 🙂 Wiem, że to, co zaprezentowałeś to część znacznie większej całości. Mam więc nadzieję, że przy kolejnym rozdziale będziesz się nią dzielił z Czytelnikami z większą hojnością. Rozdział warto zamknąć jakimś mocniejszym akcentem – wydarzeniem, zdaniem, które pozostanie odbiorcom w pamięci. Dramaturgia całości tylko na tym zyska.

Przyznam jednak, że mimo tych zastrzeżeń, zaciekawił mnie początek tej historii. Masz swój szczególny styl prowadzenia narracji, ciekaw jestem, co nim zdziałasz. Witaj na Najlepszej, nasz dzisiejszy Debiutancie – i powodzenia!

Pozdrawiam
M.A.

Dziękuję Aleksandrze za zapowiedź mojej historii, za dobre słowa na temat mojej twórczości. Cieszę się niezmiernie, że mogłem zadebiutować na serwisie Najlepsza Erotyka, w tak ary-ciekawym towarzystwie autorów i czytelników. A, że fragment kończy się tu gdzie się kończy… Cóż, może właśnie dlatego, żeby wzbudzić pewien niedosyt, zaciekawienie? Historia może nie jest zbyt długa, ale też nie jest krótka. Zresztą sami będziecie mogli się wkrótce przekonać, co się stanie, w kolejnych jej częściach.
Pozdrawiam
TB

Coś nowego, coś innego. Jeszcze nie w pełni ukształtowanego, ale interesującego. Zapewne nie jest łatwo przyznać się do takich fantazji i potrzeb, z drugiej strony internet zapewnia anonimowość. Zobaczymy, jak daleko zajdziesz w szczerości, autorze! Bring it on.

Autor ma bardzo poetycki styl pisania, a także sporo dość abstrakcyjnych przemyśleń. Jak dotąd erotyki niewiele, co najwyżej jej zapowiedź.

Ale może to wolny początek, a potem będzie już tylko ostra jazda bez trzymanki 🙂

Przyznam, że to jeden z oryginalniejszych tekstów, jakie miałem przyjemność czytać (a nawet korygować) na Najlepszej. Większość autorów skupia się na eksploracji łóżek bohaterów, inni dodają do tego historyczną bądź fantastyczną otoczkę, ale mało kto tak głęboko wchodzi do głowy bohatera. Młodzieniec wydaje się głęboko introwertyczny i, tak jak wspomniał jeden z poprzednich komentujących, ma w głowie wiele ciekawych przemyśleń. Zobaczymy jak to się potoczy 🙂

Bardzo dziękuję za te słowa. Z pewnością dodają mi wiary aby nadal pisać. To rzecz już dawna i mocno pomieszana: rzeczywiste historie przeplatają się z moimi fantazjami. Może dlatego tak dla niektórych z Was główny bohater wydaje się być ciekawy i w pewnym stopniu „autentyczny”. Ciekaw jestem Waszych opinii wobec dalszych części historii.

Napisz komentarz