Gala Ishtar III: Feralna noc (londynczyk)  4.8/5 (18)

22 min. czytania

Następnego dnia przy śniadaniu zaczęli rozmawiać o poprzedniej nocy. Okazało się, że nie potrzebują już alkoholu, żeby się rozluźnić i mówić o seksie. Jason był wniebowzięty.

– I tak sobie żyliście zanim się pojawiłem? Codzienna ekstaza? – dopytywał.

– Codzienna to może nie – zaśmiała się Anna – ale nauczyliśmy się swobody i akceptowania seksu jako czegoś tak naturalnego jak… jedzenie. I powiem ci coś jeszcze, sam to zauważysz. Jak dużo się kochasz, to jesteś mniej zestresowany na co dzień, mniej denerwujesz się w pracy, na uczelni czy na drodze. Jakakolwiek przemoc znika z twojego życia i z twoich myśli. Twój mózg cały czas pływa w endorfinach. To wspaniałe uczucie. – Wzięła dużego gryza kanapki, ale mówiła dalej z pełnymi ustami – Musisz tylko uważać – przełknęła – z kim rozmawiasz, bo łatwo się zapomnieć. Z nami możesz swobodnie gadać o seksie, ale uważaj, żeby nie wyjść na zboczeńca przed innymi znajomymi.

– No tak, ostro sobie poczynaliśmy – powiedział nie bez dumy w głosie Jason. Anna parsknęła.

– To jest nic, uwierz mi. Jesteśmy z Orchi na grupie na fejsie, gdzie przesiadują dziewczyny lubiące… korzystać z życia. Jakie tam historie opowiadają… jest jedna Marta, studentka, która ma pięciu chłopaków w jednym akademiku. Czasem odwiedza ich wszystkich tej samej nocy, po kolei.

Orchidea cicho zachichotała. Chyba pamiętała tę historię.

– Któregoś dnia – kontynuowała Anna między gryzami kanapki – gdy przyszła do trzeciego z kolei, ten uparł się, że zrobi jej dobrze ustami. A, nie mówiłam, faceci o sobie nawzajem w ogóle nie wiedzieli.

– Albo Paula – przypomniała sobie inną historię Orchi. – zarobiła pół miliona w jeden weekend, wyobrażacie sobie? Wiecie w jaki sposób? Pisała, że jest jakiś nieprawdopodobnie bogaty typ, który robi co roku jakieś spotkania dla innych obleśnie bogatych typów. Każdy wpłaca sto tysięcy i przez weekend zabawiają się z grupą kobiet. To żadne prostytutki, wyszukują normalne kobiety – studentki, mężatki, młode matki. Robią jakiś mega skomplikowany odsiew, a te, które zostają mają szansę na weekend życia. Paula mówiła, że miały być cały weekend do dyspozycji tych facetów, a oprócz tego były jakieś konkursy, występy i inne takie. Podobno podstawa to 10 tysięcy od jednego stosunku.

– Czyli bzykała się 50 razy w jeden weekend? Wychodzi ponad 15 razy na dzień, sporo – przeliczył szybko Marek.

– To wcale nie tak dużo – powiedziała Anna, patrząc mu w oczy z bezczelnym uśmieszkiem.

– Paula mówiła, że były jakieś premie, jakieś dodatki za wygrane konkursy i inne takie – wyjaśniła Orchidea.

– Ale przede wszystkim mówiła, że po tym weekendzie zupełnie zmieniło się jej podejście do seksu – wtrąciła się Anna – wcześniej spała z mężem raz w miesiącu, z musu. Od tego czasu ciągnie męża do łóżka dwa, trzy razy w tygodniu i częściej. Ponoć tak polubiła seks grupowy, że zmusza męża do przyprowadzania kolegów. Ten o dziwo nie narzeka, bo nie miał tyle bzykanka od czasów kawalerskich, tak pisała. Zresztą podobno gość, który organizuje te całe imprezy mówi zawsze, że nie o pieniądze w tym wszystkim chodzi, ale o wyzwolenie kobiet, czy coś tam. Że niby chce wprowadzić na świecie to, czego chcieli hipisi, czyli wolną miłość, seks bez zobowiązań i wyrzutów sumienia, żeby było dzięki temu mniej wojen i agresji. Tak jakoś mówiła.

– I facet to wprowadza w życie, deprawując kilka kobiet raz na rok – zadrwiła Orchi.

– Hej, ty jesteś milionerem, może byś wbił na tą imprezkę? Sto tysięcy to pewnie grosze dla ciebie – Jason kpiącym głosem zwrócił się do Marka.

– Żaden ze mnie milioner, najwyżej stutysiącer. I na pewno nie wydam połowy oszczędności na jeden weekend. Poza tym, to brzmi dla mnie raczej jak jakaś sekta. – mruknął pod nosem Marek. Jakoś nie podobał mu się entuzjazm Anny, gdy o tym wszystkim opowiadała.

Przez chwilę jedli w milczeniu, po czym Orchidea zapytała Jasona:

– Czyli podobało ci się wczoraj w nocy? Będziemy mogli to powtórzyć? – uśmiechnęła się niepewnie.

– Bardzo. Ale jest jedna rzecz… – odpowiedział. – Wiecie… nie daje mi to spokoju.

Wszyscy patrzeli na niego, podczas gdy on spokojnie smarował kromkę chleba masłem.

– No bo Marek robił to kiedyś z Orchideą – powiedział po chwili, nie podnosząc wzroku znad talerza – i sprawiedliwie byłoby…

– Adam, rozmawialiśmy o tym tysiąc razy – odrzekła zniecierpliwiona Orchi. Marek zauważył, ze używała imienia Adam tylko gdy była Jasonem zirytowana lub zła. – Nie byliśmy wtedy razem. Mogłam spać z kim chciałam. Jak już nie będziemy razem, to też będziesz sobie mógł spać z kim chcesz.

Powiało chłodem. Anna szybko zmieniła temat, rozmowa się rozkręciła i na razie zagrożenie minęło.

W następnych tygodniach goście z góry często odwiedzali Marka i Annę. Scenariusz był zawsze ten sam – trochę alkoholu, potem dziewczyny kochające się na oczach swoich mężczyzn, na końcu każda z nich przenosiła się na swojego ukochanego. Orchidea zaspokajała Jasona już nie tylko ustami, ale uprawiała z nim namiętny seks. Ale jej facet zaczął mieć obsesję na punkcie Anny – podczas gdy kochał się z Orchi, a Anna ze swoim mężem, gapił się na nią lubieżnie i próbował dotykać ręką. Gdy raz wziął w dłoń jej nagą pierś Marek zaczął odsuwać się od niego i starał się zawsze siadać jak najdalej. Co jeszcze bardziej niepokoiło Marka, Anna nie protestowała. Zaczęło się między nimi pojawiać napięcie, a Orchi z Jasonem zaczęli się coraz częściej kłócić w towarzystwie małżonków.

Któregoś dnia Orchi znów przyszła pogadać. Marek siedział przy komputerze ze słuchawkami na uszach, ale słyszał jej dobiegającą z kuchni rozmowę z Anną.

– On ma jakąś manię – usłyszał głos Orchidei – upiera się, że skoro ja oddałam się Markowi, to teraz Marek powinien mu na jedną noc oddać ciebie. Nie przyjmuje żadnych argumentów. Mówię mu, że nawet jakbym się zgodziła, to jeszcze ty się musisz zgodzić… i Marek, on na pewno się nie zgodzi.

– O Marka się nie martw – odpowiedziała Anna. Poczuł ucisk w klatce piersiowej – nie zamierzałaby go pytać o zdanie? Albo jest aż tak pewna, że by go przekonała? – Jeśli naprawdę chcesz, to możemy to przedyskutować, ale najważniejsze jest to, czy ty tego pragniesz. Bo jeśli tylko on, to niech spada.

– Sama już nie wiem… – zamyśliła się Orchi. – Może to by pomogło? Oczyściło atmosferę? Teraz za każdym razem jak się pokłócimy, to mi wypomina, że spałam z Markiem, choć wtedy jeszcze go nie znałam. Jakby…. zrobił to z tobą, to już nie mógłby mi nic wypominać. Ale nie mogę tego od ciebie wymagać…

– Oj kochana, wiesz że dla ciebie zrobię wszystko – Marek czuł, że łomocze mu serce. Podejrzewał, że Anna nie uczyniłaby tego tylko dla kochanki, pamiętał jak patrzyła na Jasona, gdy pierwszy raz go zobaczyła. – Zastanów się – dodała po chwili – i daj mi znać. Jak się zdecydujesz, zacznę urabiać Marka. Kto wie, może z tego wszystkiego wyniknie coś fajnego?

Marek przysiągł sobie, że cokolwiek się nie wydarzy, nie zgodzi się na seks Anny z Jasonem. Na samą myśl ściskało go w gardle. Z tego co wiedział, Anna nigdy nie była z innym facetem niż on. „Jesteś jedynym mężczyzną, którego dotyk mnie nie brzydzi” – przypomniał sobie jej słowa z początku ich związku. Pamiętał, że w gronie znajomych dziewczyny zawsze przytulały każdego na przywitanie, a Anna – tylko inne dziewczyny. Z facetami witała się skinieniem głowy lub ostatecznie podaniem ręki. Czy to się zmieniło? Przypomniał sobie, jak Jason dotykał jej ostatnio w sypialni… nie odsuwała się, nie uciekała, nie protestowała. Gdy sięgnął ku jej piersi wręcz bardziej ją wypięła i podsuwała pod pieszczoty.

– Hmmmm… może trzeba popatrzeć na to tak… Ty mi kiedyś oddałaś swojego męża, więc ja teraz powinnam oddać ci chłopaka… – powiedziała Orchidea.

Tej nocy Marek nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, podczas gdy nieopodal spokojnie leżała Anna. Od bardzo dawna nie kochali się, gdy byli sami w łóżku – zawsze towarzyszyła im Orchidea, ostatnio razem z Jasonem. Zdziwił się więc, gdy poczuł dłoń Anny na swoim kroczu.

– Nie możesz zasnąć? Może ukołysać cię do snu? – spytała zalotnie.

– A co ty dziś taka namiętna? – odpowiedział, choć domyślał się o co chodzi.

– Wiesz, rozmawiałam z Orchideą… Jason bardzo chce… jakby to powiedzieć – wyrównać z tobą rachunek. Spałeś z jego dziewczyną…

– Nie była jego dziewczyną – przerwał jej zirytowany Marek.

– Ale spałeś z nią. Może zgodziłbyś się żeby raz… tylko raz popieścił się ze mną i raz na zawsze ta sprawa byłaby zamknięta – czuł jak w miarę jak mówi, jej głowa schodzi niżej i niżej, a dłoń bardziej pieści jego penisa. Zaskoczyło go to. Bardzo rzadko zadowalała go ustami, nie dlatego, że tego nie lubiła albo się brzydziła, ale po prostu jakoś w ich trójkącie zawsze ta rola przypadała Orchi. Nawet nie pamiętał już jakie to uczucie, gdy Anna pieści go oralnie. Podniecił się, chciał znowu tego doświadczyć. „Przebiegła jest”, pomyślał. Nagle twarde postanowienie, żeby nie zgadzać się na jej propozycję nie wydawało się już takie niewzruszone.

– Nie, nigdy. Nic mu się nie należy – mówił drżącym głosem, podczas gdy usta żony oplatały penisa. Głos mu się załamywał, nie brzmiał nawet w przybliżeniu tak stanowczo, jakby tego chciał.

– Tak… czy nie? – szepnęła i wróciła do ssania członka. Uczucie było niebiańskie. Do tego delikatnie pieściła dłonią jądra, czego pewnie nauczyła się od Orchidei, która była w tym genialna.

– Nie – powiedział.

– Nie? Czyli mam przestać? – udawała że nie wie o które „nie” chodzi.

– Nie przestawaj, ale nie śpij z nim – mówił, pogrążając się coraz bardziej w doznaniach. Czuł, że niedługo jego bariery ochronne upadną.

– Czyli tak? – zapytała. Wodziła nosem po jego wzwodzie. Wysunęła język i delikatnie go lizała.

– Tak… proszę, dalej… – wsunęła go między wargi, przyspieszyła ruchy. Pomagała sobie jedną dłonią, podczas gdy drugą masowała jądra. Był w siódmym niebie.

– Pamiętaj, powiedziałeś tak – szepnęła jeszcze i przyspieszyła ruchy.

– Ale … chodziło mi o … AAACH – eksplodował w jej ustach. Połykała wszystko łapczywie, wysysała ostatnią kropelkę, masowała jądra. Po wszystkim wróciła na górę i położyła się na jego piersi.

– Zróbmy to dla Orchi… proszę – powiedziała. Wiedział już, że przegrał. Nie mógł odmówić. – Jej bardzo na tym zależy. Boi się, że bez tego będzie się między nimi psuło, aż ich związek się rozpadnie.

– A co jeśli rozpadnie się właśnie z tego powodu? – zapytał bez przekonania. Bardziej bał się o swoje małżeństwo.

– Ona sama tego chce. I on też. To im na pewno pomoże, wprowadzi równowagę… – mówiła cichym, delikatnym głosem.

– A co z nami? – powiedział.

– Nam też by to pomogło… wiesz, nigdy nie… – zrobiła długą pauzę, jakby zastanawiała się nad doborem słów – nigdy nie kochałam się z innym mężczyzną niż ty… A ty miałeś Orchideę. Chciałabym choć raz poznać, jak to jest z własnej woli z innym.

Więc teraz wróciło do niego, jak zły szeląg, to że się wtedy zgodził na seks z Orchi. Nie miał już wyjścia. Mówienie, że to był jej pomysł nie miało żadnego znaczenia, mógł przecież wtedy odmówić. Przegrał i wiedział o tym.

– Dobrze – powiedział w końcu chrapliwym głosem. To jedno słowo wymagało od niego mnóstwo wysiłku. W jej oczach błysnęła radość.

– Naprawdę? – pocałowała go namiętnie i wtuliła się w jego tors.

– Ale chcę przy tym być – skapitulował. Uścisnęła go mocno, a po dłuższej chwili zasnęła. Marek leżał w ciemności, walcząc z ogarniającym go niepokojem.

Następnego dnia po powrocie do domu zastał w kuchni Orchideę z Anną.

– Ale nie mów mu że się zgodziliśmy, dobrze? Chcę go podręczyć jak dziś przyjdziecie – usłyszał słowa żony skierowane do kochanki.

– O, cześć Marek – powiedziała Orchi i rzuciła mu się na szyję. Zawsze przytulała go na przywitanie, ale tym razem było to jakby bardziej wylewne. „Dziękuję” – szepnęła mu do ucha i lekko pocałowała w policzek. Część ciemnych chmur jakie od pewnego czasu wisiały nad myślami Marka jakby się rozpłynęło. Może jednak nie będzie tak źle? Nie zawsze trzeba wierzyć przeczuciom – powtarzał sobie w duchu.

Wieczorem Orchi i Jason wpadli na kolację. Tym razem nie planowali żadnej intymnej sesji, wszyscy rano szli do pracy lub mieli inne obowiązki. Mieli tylko zjeść w miłym towarzystwie. Marek przywitał gości słowami:

– Wejdźcie, czujcie się jak u siebie. Anna zaraz do nas dołączy.

Jason podszedł do szafki z alkoholami, wziąć sobie whisky. Wtedy z pokoju wyszła Anna – jak zwykle w długiej, obcisłej spódnicy, podkreślającej jej figurę. Bluzka z krótkimi bufiastymi rękawkami i wielkim dekoltem uwydatniała biust. Podeszła do Jasona, oparła ręce na bokach, zadarła głowę i bez przywitania powiedziała surowym tonem:

– Co ja słyszę? Podobno chcesz mnie przelecieć? Czy ja jestem dla ciebie jakimś kawałkiem mięsa? – spojrzała mu prosto w oczy, choć nie było to proste – był prawie dwie głowy wyższy od niej. Zmieszał się i – chyba pierwszy raz w życiu – zaczerwienił po uszy, spuścił oczy i nie wiedział co zrobić z rękami. To był niesamowity widok. Błądził wzrokiem gdzieś po podłodze i mruczał coś pod nosem. Anna stała naprzeciwko niego, drobna, ale stanowcza, a ten wielki facet kulił się i wił pod jej spojrzeniem. Orchidea z trudem powstrzymywała wybuch śmiechu. Marek patrzył na żonę jak zaczarowany – była niesamowita, kochał ją i w tym momencie pożądał bezgranicznie. Chciał wręcz podbiec do niej, przerzucić ją przez ramię i zanieść do sypialni, gdzie pozwoliłby jej się ujeżdżać do nieprzytomności.

– No bo… – zaczął mamrotać zmieszany Jason. Chyba nigdy nie był w takiej sytuacji. Nie miał pojęcia jak się zachować.

– Masz taką cudną dziewczynę – mówiła dalej Anna. – Zdajesz sobie sprawę, ile faceci by oddali za jedną szansę z Orchideą? Życie by oddali. A ona wybrała ciebie i tak się jej odwdzięczasz? Wymyśliłeś sobie, że mnie przelecisz jak jakąś ladacznicę i twoje ego będzie zaspokojone? – Goniła wzrokiem jego oczy, ale uciekał na wszystkie strony. – W najbliższą sobotę wieczorem, masz jedyną szansę. Jak stchórzysz, to po zabawie. A potem nie będziemy o tym więcej rozmawiać, zrozumiano? – Powiedziała surowym tonem, choć Marek widział, że też ledwie powstrzymuje śmiech. Do Jasona dopiero po chwili dotarła treść jej słów i kompletnie zbaraniał – wytrzeszczył wzrok i szczęka mu opadła. Tymczasem Anna obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.

Cisza trwała dłuższą chwilę, po czym Orchidea parsknęła śmiechem. Jason rozejrzał się po salonie, popatrzył na Orchi, potem na Marka.

– No to chyba ustalone, nie? – Zrezygnowanym głosem powiedział gospodarz.

Marek siłą woli próbował zatrzymać czas, ale sobota nadeszła nieubłaganie. Ania była od rana podekscytowana, przygotowywała się do spotkania godzinami. Dokładnie się wydepilowała, wzięła prysznic, zaczęła przebierać w tysiącu posiadanych spódnic w poszukiwaniu tej właściwej. Marka cały dzień ściskało w dołku. Chciał wszystko odwołać, ale bał się, że tylko pogorszy w ten sposób sytuację. Postanowił wyjść się przewietrzyć, żeby nie oglądać podniecenia żony perspektywą seksu z innym facetem. „Jesteś jedynym mężczyzną, którego dotyk mnie nie brzydzi” – przypomniał sobie gorzko jej słowa. Najwyraźniej już nie.

Wrócił krótko przed dziewiętnastą, kiedy to mieli przyjść Orchidea i Jason. Anna była już gotowa. Wybrała obcisłą spódnicę w kwiaty, podkreślającą jej figurę, z długim rozcięciem sięgającym połowy uda. Na górę założyła bluzkę na ramiączkach. Miała jak zwykle rozpuszczone włosy, ale tym razem pozwoliła sobie na delikatny makijaż. Według Marka wyglądała pięknie. Zrobiło mu się smutno.

– I jak wyglądam? – zapytała z niepewnym uśmiechem.

– Wiesz, że wspaniale. – odpowiedział melancholijnie.

– Boisz się, prawda? – powiedziała. Podeszła i przytuliła go, pogłaskała po głowie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz –  szepnęła, ale nie zaproponowała odwołania całego wydarzenia. Od razu by się na to zgodził.

Rozległo się pukanie do drzwi. Marek zastanawiał się, jak to będzie wyglądać. Czy odegrają ten sam rytuał co zawsze? Nasiadówka, alkohol, coraz bardziej odważne tematy, a potem przejście do sypialni? I co dalej? Przecież Anna kochała się tylko w jednej pozycji. Co jeśli Jason będzie chciał inaczej? Jak zachowa się Orchidea? Marek znowu poczuł ucisk w gardle.

Tymczasem jego żona otwarła drzwi, goście weszli. Jason nie odezwał się ani słowem, patrzył Annie prosto w oczy. Zadziornie odwzajemniała jego spojrzenie. Miał na sobie schludny t-shirt opinający mięśnie i dżinsowe spodnie. Razem z nim weszła Orchidea, jak zwykle w sukience. Tym razem włożyła jednak bardzo krótką, ledwie sięgającą połowy uda kreację.

Jason ruszył prosto ku Annie, nie zwracał uwagi na Marka ani na Orchideę. Anna powoli się cofała. Przeszywali się nawzajem wzrokiem. W końcu rzuciła się na niego, wpijając się ustami w jego usta. Objął ją i uniósł do góry bez wysiłku. Otoczyła go nogą i zarzuciła mu ręce na szyję. Całowali się namiętnie, lubieżnie, Marek widział, jak ich języki splatają się ze sobą, przepychają, walczą. Drapała go po plecach, ciągnęła za koszulkę, próbując ją zdjąć lub rozerwać. On zerwał jedno jej ramiączko, bluzka opadła odsłaniając sporo biustu. Szarpnął za pasek stanika, coś strzeliło i ten element garderoby również poszedł w strzępy. Gwałtownym ruchem wyszarpnęła go spod bluzki i odrzuciła w bok. Teraz jedna jej pierś była naga, nogami oplatała go w pasie i nadal całowała lubieżnie i gwałtownie. On zaś jedną ręką miętosił obnażoną krągłość, a drugą podtrzymywał kobietę z łatwością w górze. Była przy nim drobna, ale biła z niej piorunująca energia – wiła się, obłapiała go, przyciągała do siebie.

Marek patrzył na kochanków szeroko otwartymi oczami. Nie sądził, że tak szybko się to potoczy. Orchi aż zasłoniła dłonią usta w zdumieniu. Tymczasem Jason zaniósł wczepioną w niego Annę do sypialni. Nawet nie zwrócili uwagi na swoich partnerów. Po dłuższej chwili Orchidea udała się za nimi, nawet nie spojrzawszy na Marka. On zaś zastanawiał się, czy w ogóle iść tam i oglądać to, co miało się zaraz wydarzyć. Ból i zazdrość ściskały mu serce. Ale czuł też gorąco w podbrzuszu, obrzydliwe podniecenie na myśl o tym, że ktoś zaraz brutalnie posiądzie jego żonę. W końcu podążył w ślad za Orchideą.

W sypialni zastał Jasona i Annę zdzierających z siebie nawzajem ubrania. Rozcięcie spódnicy jego żony sięgało teraz do pasa, rozszerzone i postrzępione. Pod spodem widać było białe majtki, które Jason chwycił silną dłonią i rozerwał z trzaskiem, po czym cisnął gdzieś w kąt. Anna w tym czasie ściągała z niego podkoszulek – próbowała zdjąć mu go przez głowę, ale był za wysoki i musiał jej pomóc. Następnie zaczęła się szarpać z pasem, cały czas całując, liżąc i gryząc jego usta. Mężowi wydawało się, że podniecenie całkiem ją opętało. Nie widziała nic poza obiektem swojego pożądania. Jason również zatracił się w żądzy, być może nawet bardziej niż ona.

Marek na chwilę oprzytomniał. Rozejrzał się po sypialni – na największej pufie leżała na brzuchu Orchidea i patrzyła na obłapiającą się parę. Nie mógł wyczytać z jej spojrzenia co teraz czuła – podniecenie? Smutek? Żal? Nie odrywała od nich wzroku, nie ruszała się, ani drgnęła – jak zahipnotyzowana. Zauważył, że kusa sukienka podwinęła jej się i odkryła do połowy te jej idealne pośladki, ukazując czarne stringi. Podszedł i dotknął jej uda – żadnej reakcji. Usiadł obok i znowu popatrzył na kochanków.

Jason był już całkowicie nagi. Znowu podniósł Annę w górę, a ta jeszcze raz otoczyła go nogami. Marek widział sterczącego penisa Jasona zmierzającego wprost między uda jego żony. Żadne z nich nawet nie spojrzało w kierunku swoich partnerów, byli kompletnie zajęci sobą. Serce łomotało Markowi jak młot. To się zaraz stanie, pomyślał.

– Stop – powiedział cicho. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.

– Przestańcie, proszę – rzuciła pełnym żalu tonem Orchidea. Ją też zignorowali.

Wreszcie Anna z impetem nabiła się na męskość kochanka, a on wyszedł jej na przeciw silnym pchnięciem bioder.

– Aaach! – Krzyknęła przepełnionym żądzą głosem. Jason wydał z siebie jęk triumfu. Ugiął mocniej kolana, po czym trzymając kobietę blisko przy sobie pochylił się, układając ją pod nim na łóżku. Markowi aż pociemniało w oczach z zazdrości, rozpaczy i ogromnego podniecenia. Przecież ona nigdy nie chciała się z nim tak kochać. Nigdy nie chciała być na dole, a teraz pozwalała by przygniótł ją ten… goryl. A może nie pozwalała? Może się opamięta i zacznie protestować? Marek już się szykował, by ruszyć żonie na pomoc, ale zaraz usłyszał krzyki, które wydawała przy każdym pchnięciu bioder Jasona.

– Taak, taak, Boże, och tak! – wrzeszczała, wbijając mu paznokcie w plecy. Leżał na niej i pracował biodrami jak buhaj, spod jego potężnego ciała widać było tylko jej wystające nogi, którymi chutliwie go obejmowała.

Marek nie mógł wytrzymać bólu, poniżenia i podniecenia. Spojrzał na leżącą obok Orchideę – nadal patrzyła na nich w bezruchu, ale wydawało się, że cichutko wzdycha przy każdym pchnięciu Jasona. Zrzucił z siebie spodnie. Jego naprężony penis, wreszcie uwolniony, wyskoczył jak sprężyna. Bezceremonialnie złapał Orchi za do połowy odkryty pośladek – nie zareagowała. Szarpnął sukienkę w górę, całkiem odkrywając jej tyłek i zerwał z niej stringi. Nadal żadnego protestu, niczym zahipnotyzowana patrzyła, jak jej chłopak brutalnie rżnie ukochaną Annę.

Ta zaś zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Zaczęła drżeć na całym ciele, zacisnęła nogi na biodrach Jasona i przeciągle krzyknęła. Mąż wiedział, że właśnie szczytowała. Ale jej kochanek nic sobie z tego nie robił, nadal wbijał się w nią jak rozjuszony byk. Jej orgazm nie miał dla niego znaczenia, w tym momencie była dla niego tylko kawałkiem mięsa, najważniejsze było, żeby to on osiągnął ekstazę.

Marek tracił nad sobą panowanie. Szybkim, nieskładnym ruchem usadowił się za Orchideą i oparł penisa o jej pupę. Skierował go w dół, by dotrzeć do upragnionego miejsca i pchnął. Była ciasna, ale wsunął się bez problemu – czuł wilgoć jej pożądania. A więc ona też była rozpalona, oprócz wszystkich innych emocji, które pewnie przebiegały jej przez głowę. Zaczął ją rytmicznie penetrować, spoglądając nad jej głową na drugą lubieżnie kopulującą parę. Tamci nie zwracali na nich uwagi. Orchidea lekko postękiwała przy każdym pchnięciu, ale poza tym również zdawała się nie zwracać uwagi na Marka. Było mu to już obojętne.

Tymczasem Anna zupełnie zwiotczała i opadła z sił. Jason nic sobie z tego nie robił, nadal brutalnie wchodził w nią szybkimi sztychami. W pewnym momencie złapał za jej nogę, odchylił się nieco do tyłu i obrócił dziewczynę tak, że leżała teraz na brzuchu, tyłem do niego.  Teraz znaleźli się w pozycji na pieska, choć Anna byłaby małym pudelkiem, a Jason ogromnym brytanem. Znów zaczął brutalnie ją posuwać. Właściwie trzymał ją w rękach i nadziewał sobie na członka, pojękując przy tym z podniecenia. Anna zaczęła jakby ponownie budzić się do życia i Marek znów słyszał jej coraz głośniejsze postękiwania.

Nie mógł tego znieść. Widział, że żona po przeżyciu jednego orgazmu zaczyna drogę do następnego. Jason traktował ją jak bezwolną lalkę, brutalnie, bez cienia delikatności czy uczucia – a ona to uwielbiała. Serce Marka pękało. Ale towarzyszyło temu podniecenie, które nie miało sobie równych. Złapał Orchideę za biodra i przyspieszył ruchy. Wtedy dziewczyna jakby się obudziła – sięgnęła ręką do tyłu i przyciągnęła jego głowę do siebie.

– Włóż mi w tyłek – szepnęła mu do ucha. Aż znieruchomiał z wrażenia. – No dalej – zachęciła i ugryzła go lubieżnie w ucho. – Adam zawsze tego chciał, ale nigdy mu nie pozwoliłam… Chcę żebyś ty mi to zrobił. Teraz.

Marek wysunął się z jej pochwy, a wtedy Orchidea ustawiła się w pozycji na czworaka i wypięła prowokująco tyłek. Cała pływała w swoich sokach, lśnił od nich również penis Marka. Nie zastanawiał się długo. Przysunął główkę do jej odbytu i naparł. Jęknęła głośno, a członek powoli wsunął się do połowy długości.

– Mocniej – syknęła przez zęby. Widać było, że czuje ból, ale pragnęła tego, co jej czyni. Czy chciała dać w ten sposób nauczkę Jasonowi? A może cierpienie w istocie sprawiało jej rozkosz? Marek nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Naparł jeszcze raz, cofnął się i naprał ponownie. Cały członek zanurzył się między pośladkami Orchidei. Zaczął powoli uprawiać z nią seks analny, trzymając ją dłońmi za biodra. Napawał się widokiem – jej tyłek był wprost idealny, a teraz gościł w nim jego penis. Przy każdym pchnięciu jęczała przez zaciśnięte zęby, głosem pełnym podniecenia i bólu.

– Szybciej – zażądała. Przyspieszył. Czuł, że zbliża się do końca, że zaraz wystrzeli w jej odbycie, a jego samego ogarnie krótka, ale intensywna ekstaza. A potem będzie rozpacz.

Widział nad głową Orchidei, że Anna szczytuje po raz kolejny, ale teraz Jason też dochodził w jej wnętrzu. Ryknął niskim głosem i wpompował w nią swe nasienie. Orchidea zaczęła drżeć i rzucać głową w górę i w dół. W końcu krzyknęła przeciągle. Czyżby doznała orgazmu od seksu analnego? Marek nie mógł już tego wytrzymać i wystrzelił morze nasienia w jej tyłek. Opadł na nią, cały spocony i rozgrzany, ale gdy chciał się odsunąć, sięgnęła ręką za siebie i przytrzymała go.

– Zostań – szepnęła. Przekręcili się na bok, tak że był za nią, ale nadal członek tkwił w niej. Trzymała go tak, by się nie odsuwał.

Tymczasem Jason i Anna leżeli na łóżku i ciężko dyszeli. Kobieta wciąż miała na sobie strzępy ubrań, mężczyzna był kompletnie nagi. Bardzo długą chwilę trwało, nim ich oddechy uspokoiły się. Marek zauważył, że Jason po prostu zasnął, natomiast Anna powoli przesuwała się w ich stronę. Włosy miała w nieładzie, wokół bioder podartą spódnicę, a na ramionach postrzępioną bluzkę. Podpełzła do Orchidei i czule pocałowała ją w usta. Przez dłuższą chwilę Orchi nie reagowała, ale w końcu odwzajemniła pocałunek. Po jej policzkach popłynęły łzy.

– Przepraszam – szepnęła Anna. Spojrzała w oczy Markowi, który był ciągle za Orchideą, nadal w niej.

– Przepraszam… naprawdę – zwróciła się teraz do Marka i dla odmiany to w jej oczach zalśniły łzy. Nic nie powiedział, tylko zamknął oczy i wtulił twarz we włosy Orchidei. Mięknący członek w końcu wyślizgnął się z jej ciała, ale nadal nie pozwalała mu się odsunąć. W końcu zasnęli.

Następnego dnia wszyscy oprócz Jasona rozumieli, że stało się coś niedobrego. Siedzieli przy kuchennym stole i nikt oprócz niego się nie odzywał. Próbował żartować, zagajać jak to fajnie było poprzedniej nocy, i był bardzo zdziwiony, że pozostali nie reagują. W końcu Orchidea oznajmiła cicho:

– Idę do domu – po czym wyszła. Jason wyglądał na zdumionego.

– Co jej jest? – zapytał.

– Ty też lepiej już idź – odpowiedziała głucho Anna. Wpatrywała się tępo w stół. Marek bał się tej chwili. Kiedy Jason wyjdzie, zostaną z Anną sam na sam… I pewnie trzeba będzie przeprowadzić bardzo trudną rozmowę. Być może ostatnią jako mąż i żona.

Jason zaczął rozumieć co się dzieje. Bez słowa podniósł się od stołu, wciągnął na siebie naddarty podkoszulek i opuścił mieszkanie. Po odgłosach kroków można było stwierdzić, że kieruje się piętro wyżej, do Orchidei. Anna i Marek siedzieli w milczeniu, nie patrzyli na siebie. Z góry dobiegł ich cichy głos dziewczyny, potem coraz bardziej podniesiony ton Jasona. Ale Orchi nie podnosiła głosu, tylko cicho zbywała go pojedynczymi słowami. Chyba nawet nie wpuściła go do środka, rozmawiali tylko przez próg. W końcu drzwi się zamknęły i usłyszeli powolne kroki zmierzającego w dół Jasona. Zapukał do ich drzwi. Raz i drugi – nikt mu nie otworzył. W końcu sobie poszedł.

– Chyba przesadziliśmy, prawda? – stwierdziła smutno Anna z opuszczonym spojrzeniem.

Marek nie odpowiedział. Zbliżyła się do niego i mocno się przytuliła, ale nie odwzajemnił jej czułości. Wpatrywał się przez okno w dal.

– Jesteś drugą połową mojej duszy – powiedziała, a łzy płynęły jej po policzkach – ale mam też ciało…

– I dlatego zgodziłaś się, żeby robił z tobą rzeczy, na które mi nigdy nie pozwoliłaś? – odpowiedział głucho.

– Nie… bałam się, że jeśli ty to zrobisz, a mój strach powróci, to potem będę czuła do ciebie obrzydzenie… ale słuchaj, nie bałam się, jestem wolna! Możemy robić co chcemy… – jej głos przechodził się z rozpaczy w ekscytację.

– Ale ja już niczego nie chcę z tobą robić – Marek szybko sprowadził ją na ziemię. Wstał i nie mówiąc już nic więcej, wyszedł z mieszkania.

Długo błąkał się bez celu po mieście. W końcu zdecydował się wrócić do domu i zmierzyć się z ponurą rzeczywistością. Nie widział żadnego wyjścia z sytuacji. Czuł ogromny żal do Anny, nienawiść do Jasona, a nawet wstręt do ich sypialni. A najbardziej gardził samym sobą, bo za każdym razem, gdy przypomniał sobie żonę wulgarnie rżniętą przez tego bydlaka, czuł w podbrzuszu mrowienie, a serce zaczynało mu łomotać z ekscytacji.

Do tego obawiał się o Orchideę. Prawdopodobnie zerwała z Jasonem, do tego pewnie czuła się zdradzona przez najbliższą przyjaciółkę. No i to, co zrobili tej nocy… sama go poprosiła, ale przecież była zrozpaczona, zdesperowana… może powinien był odmówić? Może teraz ma mu za złe, że wykorzystał sytuację? Tyle tylko, że on sam nie był w lepszym stanie psychicznym i ledwie nad sobą panował…

Wszystko się posypało, pomyślał gorzko. Zauważył, że stoi przed drzwiami kamienicy. Westchnął głęboko i udał się do własnego mieszkania.

Gdy wszedł do domu, w kuchni zastał Orchideę siedzącą przy stole razem z Anną. Rozmawiały cicho, były bardzo poważne i smutne. Ale rozmawiały. Więc może przynajmniej im uda się coś uratować z tego związku, pomyślał z cieniem nadziei. Przeszedł bez słowa do salonu, usiadł na kanapie i czekał – jak Orchi sobie pójdzie będzie musiał porozmawiać z żoną. Zastanawiał się co powiedzieć. Ale po chwili do pokoju weszła Orchidea.

Ścisnęło go w gardle. Widać było, że ledwie się ogarnęła, nie malowała się, nie przebierała – ale i tak wyglądała pięknie. Czy miała do niego żal? Czy usłyszy gorzkie wyrzuty, a może wręcz będzie to ich ostatnia rozmowa?

Usiadła obok niego, miała poważny wyraz twarzy. Wzięła go za rękę i wtedy zrozumiał, że nie jest na niego zła. Odczuł ogromną ulgę, wtulił się w nią i westchnął głęboko. Pogładziła go po twarzy, nic nie mówiła przez długą chwilę. A potem szepnęła:

– Proszę cię zrób to dla mnie… daj Ani szansę. Nie rozstawaj się z nią. Nie zostawiaj nas.

W sumie nie był zdziwiony. Anna tak naprawdę zniszczyła związek Orchidei, a ta mimo to jej wybaczyła. Nawet jej broniła. Jego żona miała niezwykły talent do manipulowania ludźmi. Ale wiedział, że nie wykorzystuje go świadomie i nie robi tego w niecnych celach. Po prostu jest żywiołem, czystą, pierwotną energią, której nie da się okiełznać. Tak właściwie to była jego wina, to on ją wyzwolił, bo zanim się poznali ta jej dzikość była uśpiona i głęboko zamknięta w jej wnętrzu.

– Dać jej szansę? Rozumiesz, co ona zrobiła? Dobrze wiedziała, że tego nie chcemy, ani ja, ani ty. A mimo to postawiła na swoim. Jak zawsze. Bez myślenia o konsekwencjach, bez myślenia o nas. Dla kilku chwil rozkoszy. Zachowała się tak jak on…

– A może to moja wina? – Zastanowiła się Orchi. – To ja go przyprowadziłam, to ja chciałam, żeby do nas dołączył… choć wiedziałam, że on nigdy nie zrozumie tego, co jest między nami. I wszystko podepcze. A Ania? Dała się uwieść jego samczemu urokowi, ale kto by się nie dał? Przecież sam go widziałeś. Żadna kobieta nie jest z lodu. Ale jak tylko wszystko się skończyło, zrozumiała… i żałuje. Bardzo.

Marek zauważył, że w drzwiach salonu stoi Anna. Wydawała się jeszcze mniejsza niż zwykle, miała na sobie w luźny dres – pierwszy raz widział, żeby tak się ubierała. Z jej twarzy wyczytał autentyczne poczucie winy – zszokowało go to, ponieważ nigdy jej takiej nie widział. „Znowu daję się podejść” pomyślał gorzko, ale czuł, że serce mu mięknie. Zbliżyła się, usiadła z jego drugiej strony i bez słowa się przytuliła. Poczuł wilgoć przez koszulkę – jej łzy. Siedząca z drugiej strony Orchidea po chwili po prostu się rozpłakała i zaczęła obsypywać Annę pocałunkami.

– Dobrze, już dobrze – powiedział zrezygnowany – wszystko będzie dobrze. Przestańcie już.

Przejdź do kolejnej części – Gala Ishtar IV: Pani Doktor

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

A więc stało się.

Dwie pary postanowiły się zamienić partnerami. A właściwie domknąć ten nabuzowany emocjami czworokąt, ale oczywiście nic nie poszło zgodnie z planem. Emocje wykipiały. Ludzie okazali się ludźmi. Irracjonalnymi, pełnymi namiętności i urazów. Pomysł otwarcia związków okazał się, jak zwykle, iluzją. Z ognia zostały popioły.

A może w tych zgliszczach tli się jeszcze żar? Marek, Anna oraz Orchidea będą musieli się o tym przekonać. Nie wiem jak Wy, ale ja czekam z niecierpliwością!

Pozdrawiam
M.A.

No i wykrakałam 🙁 mleko się rozlało. Dobrze chociaż, że Jason najwyraźniej zniknął z radaru. Może więc to wszystko uda się jakoś posklejać. Choć z pewnością nie będzie łatwo. Chwała autorowi za tak realistyczne studium współczesnego życia małżeńskiego, które jak widać – pełne jest pułapek.

No Mareczej, nie podejrzewałem, że w Tobie tyle ikry jeszcze 🙂

Napisz komentarz