Gala Ishtar IV: Pani Doktor (londynczyk)  4.62/5 (13)

17 min. czytania

Marika Bunny, „ab-marika-68”, CC BY 2.0

Kolejne tygodnie wydawały się spokojne. Próbowali wrócić do dawnych czasów, gdy Orchidea kochała się z Anną, a potem Anna szła do męża. Ale wszyscy czuli, że coś się zmieniło. Ich spotkania stały się rzadsze, czasem w ogóle nie kończyły się w sypialni. Marek mniej też rozmawiał z żoną. Zaczęło mu się wydawać, że ma przed nim jakieś sekrety. Przestał jej ufać. Za to z Orchideą układało mu się coraz lepiej. Widział, że jest ciągle przygnębiona rozstaniem z Jasonem i starał się zawsze być przy niej gdy go potrzebowała. W końcu doszła do siebie. Zaczęła się z kimś na krótko spotykać, ale tym razem nie przedstawiła go małżeństwu. Zresztą szybko się rozstali.

Któregoś dnia Anna odezwała się do Marka w zamyśleniu:

– Jest inaczej niż kiedyś, prawda?

– Tak – odpowiedział. – Wszystko się zmieniło. I nie na lepsze.

– Nie daję ci już tego, czego potrzebujesz – rzekła. – I chyba nie jestem w stanie. Ale może chciałbyś… z inną…

– Z Orchideą? – zapytał.

– Niekoniecznie… po prostu z inną. Mielibyśmy otwarte małżeństwo. Wielu ludzi tak żyje i są szczęśliwi. – odpowiedziała nieśmiało.

– Otwarte… dla mnie? A ty? – zrozumiał o co jej chodzi.

– Po prostu… otwarte. – odrzekła bardzo cicho i się smutno uśmiechnęła. – Musimy coś zmienić, bo się od siebie kompletnie odsuniemy.

Tak, to na pewno pomoże – pomyślał gorzko. A więc to tak… poczucie winy jej minęło, zostało wspomnienie ekstazy z jurnym obcym facetem. I tęskni za tym. Nie miał już siły walczyć, powiedział tylko:

– To może po prostu się rozwiedźmy? Po co komplikować sprawy. Jak chcesz, zostawię ci to mieszkanie, albo i całą kamienicę, wszystko mi jedno.

– Nie – powiedziała z autentycznym przestrachem. – Nie chcę się z Tobą rozstawać, jesteś moją…

– Drugą połówką? – Dokończył zgryźliwie. – Ale tylko dla duszy, dla ciała potrzebujesz innych… kochanek, kochanków, obcych, tylko nie mnie, prawda? – zobaczył, jak napływają jej do oczu łzy.

– Nie – głos jej drżał. – Ciebie też… ale jest na świecie tylu pięknych ludzi, a życie jest takie krótkie… całe lata spędziłam zamknięta w więzieniu swoich fobii, Ty mnie uwolniłeś… a teraz nie pozwolisz mi poznać tego świata?

Piękne sposób, pomyślał zjadliwie, na powiedzenie „chciałabym się puszczać”. Ale zachował tą myśl dla siebie.

– Naprawdę tego chcesz? Żebyśmy byli małżeństwem tylko na papierze, a ty będziesz sypiać z kim chcesz?

– Nie musi być tak… jeśli się zgodzisz, to coś razem wymyślimy żeby dla nas trojga było dobrze – często mówiła o Orchidei jakby była częścią ich małżeństwa. – Tym razem nie będę myślała tylko o sobie, obiecuję, będę was słuchała. Naprawdę.

– Zastanowię się – odpowiedział.

Mijały dnie i tygodnie, nic się nie zmieniało. Anna co jakiś czas podpytywała Marka, czy ma już dla niej odpowiedź. Nie potrafił się zdecydować. W końcu postanowił poradzić się Orchidei.

Poszli na spacer do parku – był początek maja, piękna pogoda. Tym razem to Orchidea włożyła długą obcisłą spódnicę w kwiaty, podobną do tych, jakie zwykła nosić Anna. Marek zdziwił się, że w ogóle taką ma, nigdy jej wcześniej nie widział. Wyglądała bardzo pięknie, wiosennie. Usiedli na ławce.

– Pewnie wiesz, czego chce ode mnie Anna? – powiedział. Orchidea wygrzewała twarz w słońcu.

– Otwarte małżeństwo? Wiem. Pewnie się zastanawiasz co odpowiedzieć?

– Wygląda na to, że albo otwarte małżeństwo, albo rozwód – w jego głosie brzmiała rezygnacja.

– Ale ona już wie, co odpowiesz – rzekła Orchi. – Postępuje już tak, jakbyś się zgodził.

To było jak grom z jasnego nieba.

– Co?! Pieprzy się już z innymi? – Rzucił podniesionym głosem.

– Nie. I nie bądź wulgarny – odpowiedziała. – Ale zapisała się ze mną na ten weekend, miała zamiar ci powiedzieć, jak już się zgodzisz na otwarte małżeństwo.

– Jaki weekend? Mówiła tylko, że w połowie czerwca jedziesz z nią na szkolenie z tej jej fundacji. O to chodzi?

– Szkolenie z fundacji – uśmiechnęła się przewrotnie Orchi. – Tak to ujęła – a potem posmutniała. – Widać jak już raz się kogoś zdradzi, to potem nie ma się oporów kłamać. Spodziewałam się więcej po naszej Ance.

– Więc o co chodzi? – serce znów waliło mu jak młotem. Mimo wszystko to była wciąż jego żona i nadal ją kochał. I rozpaczliwie chciał, żeby wszystko się ułożyło.

– Pamiętasz tą dziewczynę z fejsa, która zarobiła w weekend pół miliona? Podobno nie biorą tej samej kobiety drugi raz, ale dostaje premię za znalezienie kandydatek na następny rok. Zaproponowała nam udział. Ja bardzo potrzebuję się uniezależnić finansowo, nie wiem jak długo przetrwamy razem – tu popatrzyła mu w oczy z wielkim smutkiem – a muszę myśleć o przyszłości. Ja naprawdę chcę pracować w zawodzie archeologa, a z tego nie da się wyżyć. Jakbym zarobiła kilkaset tysięcy…

– Za spanie z innymi facetami? – Powiedział z rozpaczą. Uświadomił sobie, że jest o nią bardzo zazdrosny. – A co jeśli to jakaś sekta, co jeśli coś ci się stanie?

– Więcej dziewczyn z grupy tam było. Żadna nie miała złych doświadczeń.

– Mogą być wszystkie podstawione! – Prawie krzyknął.

– Zdecydowałam się. Ale jak powiedziałam o tym Annie, to koniecznie chciała jechać ze mną.

– Przecież my nie potrzebujemy pieniędzy! – żachnął się, a potem zamyślił. A może chce od niego odejść i się zabezpieczyć? Ale przecież nawet nie mieli rozdzielności majątkowej, zresztą dałby jej wszystko co tylko by chciała, nawet przy rozwodzie. Ale może nie pragnęła jałmużny.

– Ona chce to zrobić nie dla pieniędzy… ale żeby zaznać jeszcze więcej… wiesz. Jest taka wygłodniała, taka hedonistyczna… nie zauważyłeś, że już jej nie wystarczamy w sypialni? – wyjaśniła Orchidea. – Coś się w niej zmieniło po nocy z Adamem, co prawda najpierw miała wyrzuty sumienia, ale teraz… chyba sama nie wie, jak daleko jest w stanie się posunąć i chce to sprawdzić.

Ukrył twarz w dłoniach.

– Co ja mam robić?

– Nie wiem – odpowiedziała smutno.

– Boję się o ciebie. O was. Nie wiecie co to za miejsce, co to za ludzie.

– Możesz tam do nas dołączyć, jak masz sto tysięcy – zażartowała. Ale Marek wziął to na poważnie.

– Serio? No jasne, że mogę. Przynajmniej będę pod ręką, jakby wam coś groziło. Może Anna się opamięta i będzie chciała stamtąd uciec? Mógłbym ją wtedy uratować, może znowu patrzyłaby na mnie jak kiedyś – zaczął fantazjować. Po chwili uświadomił sobie, jakie to żałosne.

– Ja bym się cieszyła, gdybyś tam był – puściła do niego oko – ale nie wiem co na to Anna. Na pewno byłaby zła, że jej kłamstwo wyszło na jaw… Ale możesz jechać tam incognito. Podobno wielu facetów, którzy tam bywają nosi maski, takie jak z weneckiego karnawału. To znani biznesmeni, boją się, że ktoś ich rozpozna.

– Masz jakiś namiar do tych ludzi? – zapytał.

– Dam ci numer do kobiety, która się nami zajmowała. Lekarka. Zrobili nam masakrycznie dokładne badania, nie uwierzyłbyś. Ucieszy cię pewnie, że obie jesteśmy okazami zdrowia – oznajmiła nie bez dumy. – Do tego całe tygodnie jakichś badań psychologicznych. Wiele kobiet, które tam były z nami odpadło. Ale mnie i Annę wzięli. Potem pani doktor dała nam specjalnie dobrane dla nas środki antykoncepcyjne, podobno najdroższe i najlepsze. Nawet nas poinstruowała jak je stosować, żeby okres nie wypadł akurat w czasie tej „gali”.

– Też mogłem wam takie kupić – mruknął z bezsensownie urażoną dumą – ale czy już nie za późno dla mnie żeby się zgłosić? Kiedy ten weekend, za miesiąc?

– Za miesiąc i trzy tygodnie. Spróbuj, pewnie jeszcze przyjmują.

Zadzwonił tego samego dnia wieczorem. Odebrała kobieta o bardzo miłym, zmysłowym głosie. Miała na imię Elżbieta i rzeczywiście była lekarką. Najpierw chciała wiedzieć skąd dostał jej numer, potem poinformowała go, że obowiązuje go absolutna dyskrecja. Okazało się, że całą imprezę organizuje Stowarzyszenie Ishtar. Poza tym nie chciała mówić nic więcej przez telefon, ale zaprosiła go do ich siedziby na rozmowę następnego dnia. Zdzwił się tylko, że lekarka poleciła pojawić się na czczo.

Nazwa stowarzyszenia też kojarzyła mu się z sektą i spodziewał się jakiegoś religijnego lub dziwacznego wystroju. Tymczasem ich siedziba mieściła się w dzielnicy biurowej, zajmowała cały budynek, a w środku wyglądała bardziej jak luksusowa klinika niż biuro. Młoda recepcjonistka zapytała go o cel wizyty, po czym zadzwoniła po panią Elżbietę. Z korytarza wyłoniła się elegancka młoda kobieta w lekarskim fartuchu, pod którym miała obcisłe czarne skórzane spodnie oraz wydekoltowaną bluzkę. Markowi mocniej zabiło serce na widok czerwonych wysokich szpilek na jej nogach. Uwielbiał kobiety na szpilkach, ale Anna, mimo niskiego wzrostu, rzadko je nosiła. Przestań ciągle myśleć o żonie, skarcił się w myślach, skup się na tym co robisz i gdzie jesteś.

Pani doktor była bardzo ładną blondynką o niebieskich oczach i śmiałym spojrzeniu. Biło od niej zdecydowanie i pewność siebie. Wyciągnęła rękę na przywitanie.

– Elżbieta Branicka – przedstawiła się – Doktor Elżbieta Branicka – dodała z emfazą, potrząsając jego dłoń. Miał wrażenie, że świetnie się bawi, widząc jego zmieszanie.

– Marek Nawrot – powiedział niepewnie – byliśmy umówieni…

– Tak, wiem. Zapraszam do gabinetu – odwróciła się i pomaszerowała korytarzem. Podreptał posłusznie za nią. Krok miała sprężysty i zdecydowany, szpilki głośno stukały na posadzce.

Weszli do typowego gabinetu lekarskiego, z biurkiem, leżanką, zasłonką i jakimiś szafkami pełnymi przyrządów i lekarstw. Jednak w odróżnieniu od tego, do czego Marek był przyzwyczajony, wszystko wyglądało na drogie i ekskluzywne. Lekarka usiadła w fotelu i wskazała mu gestem krzesło.

– A więc jest pan zainteresowany udziałem w naszej dorocznej gali. Zakładam, że osoba, która pana do nas skierowała omówiła w miarę dokładnie, na czym to wydarzenie polega? – zaczęła rzeczowo.

– Tak… W miarę – odpowiedział speszony.

– Dla mężczyzn są trzy warunki udziału w gali, niespełnienie choć jednego dyskwalifikuje kandydata. Warunek pierwszy to absolutnie nieskazitelne zdrowie – nie możemy narażać innych uczestników, więc jakiekolwiek podejrzenie choroby zakaźnej dyskwalifikuje; nie możemy też narażać samego kandydata, więc rzeczy takie jak choroby serca, nadciśnienie, słaba kondycja wykluczają z gry. – Popatrzyła na niego uważnie. – W pana wieku to nie powinno być problemem. Ile ma pan lat?

– Dwadzieścia osiem – odpowiedział.

– O, to jest pan sześć lat młodszy ode mnie. Wreszcie ktoś młody – uśmiechnęła się. – Bardzo chętnie widziałabym pana na gali, mamy niewielu tak młodych kandydatów. Głównie ze względu na warunek drugi.

– A jaki jest drugi warunek? – zapytał.

– Trzeba wpłacić sto tysięcy złotych na konto stowarzyszenia. Mało kto przed trzydziestką ma takie pieniądze, panowie dorabiają się majątków zwykle znacznie później. A gala zawsze wypada lepiej gdy mamy zróżnicowanych uczestników, tak wiekiem jak i temperamentem.

– To nie problem – prawie się nie zająknął. Choć była to dla niego spora kwota, był gotów podjąć ostatnią próbę ratowania swojego małżeństwa.

– Trzeci warunek to przejście testu psychologicznego – poinformowała, patrząc mu uważnie w oczy. – Ale zaczniemy od badania lekarskiego, w sumie jesteśmy we właściwym miejscu. Kiedy skończę badanie pójdzie pan do zabiegowego, tam dziewczyny pobiorą krew i odda pan próbkę moczu. O ile nie przepadnie pan już u mnie – dodała.

Wstała i otwarła szafę, z której po chwili wyjęła stetoskop, ciśnieniomierz i jakieś inne przyrządy.

– Proszę się rozebrać i usiąść na leżance – poleciła, szperając w szufladzie.

Rozebrał się do slipek, przewiesił ubrania przez oparcie krzesła i już miał udać się na leżankę, kiedy usłyszał:

– Czy ja powiedziałam „prawie się rozebrać?” Rozebrać to znaczy do naga, nie jesteśmy dziećmi, żeby się wstydzić. Jest pan u lekarza.

Po chwili wahania zdjął slipy i stał zmieszany, wyglądając jak wcielenie skrępowania. Zbliżyła się do niego ze stetoskopem, nawet nie omiotła wzrokiem jego przyrodzenia. Profesjonalne zachowanie, pomyślał zgryźliwie.

– No dobrze, nie chce pan siadać, to osłuchamy na stojąco – westchnęła i przyłożyła mu stetoskop do pleców. Była prawie jego wzrostu – Oddychać. Nie oddychać. Proszę się odwrócić. Oddychać. Nie oddychać.

Wyjęła stetoskop z uszu, mówiąc:

– Serce i płuca idealne. Teraz tętno i ciśnienie – założyła mu ciśnieniomierz na ramię i wykonała pomiary.

– Też świetnie, choć lekko zawyżone. Byłoby pewnie lepiej, gdyby się pan tak nie denerwował. Proszę się położyć.

Usłuchał, podczas gdy lekarka zakładała lateksowe rękawiczki. Serce załomotało mu mocniej – strasznie się krępował.

– Na brzuchu – zakomenderowała. Odwrócił się niezdarnie. Poczuł jak dłonie w rękawiczkach łapią jego pośladki i je delikatnie rozsuwają.

– Śliczna zadbana pupunia – powiedziała z aprobatą i poklepała go lekko po pośladku. – I czego było się tak wstydzić? Teraz na plecy.

Odwrócił się ponownie. Popatrzyła na jego penisa i zmarszczyła brwi.

– Hmmm – poszła do biurka i wróciła z ręczną podświetlaną lupą medyczną.

– Chyba nie jest aż tak mały? – Marek wysilił się na żart, choć nie wiedział zupełnie, o co chodzi.

– Coś zauważyłam – powiedziała ze skupieniem, po czym pochyliła się nad jego członkiem. W tym momencie coś zaskoczyło w jego głowie i wpadł w panikę. Coś złapałem? Anna mnie czymś zaraziła? Może jednak się puszcza na lewo i prawo, a ja nic nie wiem? Boże, mam chorobę weneryczną? A może złapałem coś od Orchidei, a ją zaraził Jason i ona nawet tego nie wie? Przecież ten facet pewnie sypiał z dziewczynami bez przerwy, pewnie same właziły mu do łóżka! Ale nie, opamiętał się po chwili, przecież Orchi i Anna już przeszły te badania i są zdrowiutkie. A więc on też nie może mieć niczego zakaźnego, bo by to złapały. Więc co?

– Wypukłość i kolor wskazują na… hmmm… a rozmiar… – mruczała tymczasem do siebie lekarka, jedną ręką badając miejsce gdzieś z boku penisa, a drugą trzymając lupę przez którą uważnie się wpatrywała. Jezu, myślał gorączkowo Marek, wypukłe, to pewnie rak skóry… albo penisa, jest w ogóle coś takiego? Jezus Maria, amputują mi członka – wewnątrz głowy wpadał już w histerię.

– Dobrze, wszystko sprawdzone – powiedziała zadowolonym głosem pani doktor, odkładając lupę na stolik. – To tylko niegroźne znamię, maleńkie i niezłośliwe. Od początku tak myślałam, ale chciałam się upewnić, jak znam życie, nie bada pan się zbyt regularnie, jak wszyscy faceci. Lepiej było skorzystać z okazji.

Odetchnął z ulgą. Musiał być blady jak ściana, bo zaśmiała się gdy spojrzała mu w twarz.

– Nie ma się czego bać – stwierdziła. – W pana wieku poważniejsze problemy w tym rejonie są równie prawdopodobne jak wygrana w totka. Ale i w totka można wygrać, więc chciałam się upewnić. Sprawdzimy jeszcze jądra… – odzianymi w lateks palcami dokładnie, ale delikatnie dotykała jego mosznę ze wszystkich stron – żadnych guzów, uwypukleń i innych niepokojących objawów, więc niech mi tu pan znowu nie bladnie ze strachu – zadrwiła. – Dobrze. Przydałoby się jeszcze jedno badanie, choć nie jest obowiązkowe – patrzyła na niego w skupieniu. – Ale mogę je przeprowadzić tylko na członku we wzwodzie.

– Eeee trudno będzie – zająkiwał się Marek – za bardzo… stres, wie pani doktor. No i nie wiem czy…

– Bzdura, w tym wieku nie powinien mieć pan z tym kłopotu. Ale najpierw pozbędziemy się stresu. Proszę położyć głowę na poduszce i zamknąć oczy. I uspokoić oddech. Oddychamy powoli i głęboko. – Jej głos stawał się coraz bardziej miękki i przyjemny.

Zrobił to co kazała. Poczuł jakby świat wokół się kołysał. Cichym, miłym głosem mówiła mu, że ma się odprężyć i rozluźnić. Jej ton wprowadzał w trans. Oddech mu się uspokajał. Zapomniał że jest nagi. Wręcz wydawało mu się, że zasypia, póki nie poczuł lekkiego łaskotania po wewnętrznej stronie ud. Zbliżało się do moszny, dotknęło penisa i przesuwało się wzdłuż niego. Poczuł, że rośnie i staje na baczność. Nie otwierał oczu. Tymczasem ręka w lateksowej rękawiczce objęła mu członka i wykonała kilka ruchów w górę i w dół. Był już w pełni naprężony.

– No i proszę, udało się – otwarł oczy. Pani doktor trzymała teraz jego penisa w dłoni i oglądała ze wszystkich stron – Żadnych oznak stulejki ani innych deformacji. Idealnie – poparzyła na niego z uśmiechem i poklepała po członku, jakby w nagrodę. – Całkiem ładny okaz, uczestniczki gali powinny być zadowolone – zażartowała. Czuł się rozczarowany. Oczywiście ubzdurał sobie, że lekarka zadowoli go ręką, a może i czymś więcej. W duchu wyrzucał sobie własną głupotę i perwersyjność, choć z drugiej strony nigdy nie przypominał sobie, żeby słyszał o jakimś badaniu robionym na członku we wzwodzie. Poza tym co to było za łaskotanie? Zgadywał, że wodziła palcem po jego ciele. Czy to zaaprobowana procedura medyczna?

Tymczasem pani doktor wróciła do biurka i wyjęła jakiś plik papierów oraz dwie pieczątki, czerwoną i zieloną.

– Jeśli badania krwi i moczu wyjdą poprawne, to pierwszy warunek spełni pan śpiewająco – oznajmiła. – Zróbmy od razu test psychologiczny, mam tu pytania. Proszę się ubrać, nie trzeba go zdawać nago – dodała widząc, że siedzi bez spodni jak idiota, do tego ciągle ze znacznym wzwodem.

– Zacznijmy od najważniejszego: na wszystkie pytania należy bezwzględnie odpowiadać zgodnie z prawdą. Są one tak ułożone i zorganizowane, że jakiekolwiek kłamstwo lub przemilczenie w końcu zostanie ujawnione, a to natychmiastowa dyskwalifikacja – powiedziała, gdy siedział już ubrany naprzeciw niej. Raz kozie śmierć, pomyślał, będę mówił prawdę. I tak nie potrafił zbyt dobrze kłamać.

– Skąd dowiedział się pan o naszej gali?

– Od kochanki mojej żony – wypalił. Podniosła wzrok zaskoczona. Marek miał teraz moment satysfakcji, ponieważ przez całe badanie czuł się poniżany i wykpiwany. Wiedział, że zaskoczył panią doktor i urósł w jej oczach.

– No proszę, a już pana zaszufladkowałam jako nudnego przeciętniaka. – powiedziała.

– Owa kochanka będzie u państwa na gali – dodał – i to razem z moją żoną – od razu gdy to powiedział poczuł, że przeszarżował. Lekarka wpatrywała się w niego wnikliwie.

– Żona i kochanka wiedzą, że chce pan im towarzyszyć? – zadała celne pytanie.

– Kochanka tak, żona nie – odpowiedział po chwili. – To wygląda tak że… mamy kłopoty małżeńskie. Kochanka żony to moja najbliższa przyjaciółka i żyjemy tak naprawdę we trójkę… ale ostatnio moja Anna… no, jakby już jej nie wystarczam…

– Zaraz, zaraz – lekarka zaczęła przeglądać jakieś papiery. – Anna to Pana żona? Ta mała rezolutna dziewczyna z błyskiem w oku? – W końcu znalazła zdjęcie i pokazała je Markowi. Tak, to była Anna.

– Świetnie wypadła na teście, właśnie takich kobiet szukamy. Zakładam, że jej kochanka to pani Olga – dodała, wpatrując się w Marka badawczym wzrokiem. – Wydawały się nierozłączne.

– Zgadza się – potwierdził.

– Pani Olga to najpiękniejsza z dziewczyn, jakie w tym roku biorą udział. – Stwierdziła pani doktor – winszuję. Panu i żonie – wpatrywała się w niego przenikliwym, świdrującym wzrokiem. – Ale dlaczego chce pan się dostać na galę bez wiedzy żony? Co prawda nigdy jeszcze nie mieliśmy małżeństwa, ale pewnie dałoby się coś załatwić. Chyba, że żona nie pytała pana o zgodę na udział.

– Niestety właśnie tak jest – odparł zrezygnowanym tonem. – Chciałem wziąć udział incognito, w masce i nie dać się jej rozpoznać… i może zobaczyć, czego oczekuje, czego potrzebuje… a może, gdyby zrezygnowała, zabrać ją stamtąd… – zaczął tłumaczyć, jąkając się i przerywając. Wiedział, że nie zrobił dobrego wrażenia. Pani doktor westchnęła z widocznym rozczarowaniem i sięgnęła po czerwoną pieczątkę.

– Niestety, nie mogę pozwolić, żeby stalkował pan żonę… kto wie, co pan zrobi, widząc ją z innymi mężczyznami. Szkoda, wielka szkoda. Jak dotąd wywarł pan na mnie bardzo dobre wrażenie.

– Już ją widziałem z… innym – rzucił szybko. Jej ręka zatrzymała się przed przybiciem pieczątki, mówiącej zapewne „odrzucony”. – Nic mu nie zrobiłem. Ani jej. Nadal jesteśmy małżeństwem. Może pani też zapytać Orchideę o mnie, poświadczy, że nic złego z mojej strony nikomu nie grozi na gali.

– Hmmm… na pewno ją zapytam. Ale nie może pan tylko łazić smętnie i gapić się na żonę, do tego gdzieś zza krzaków, żeby pana nie zauważyła.

– Będę w masce – rzucił.

– Mężczyźni na gali też mają swoje zadania. Któraś z dziewczyn może pana zaprosić do występu, lub po prostu do zabawy. Nie wypada odmówić, to im źle podziała na samopoczucie, a celem gali jest dodanie kobietom siły i sprawczości, a nie kompleksów. Jest pan gotów zdradzać żonę z nieznajomymi kobietami?

– Jeśli ona odda się innym to uważam, że jestem zwolniony z jakiejkolwiek lojalności. – zapewnił. Wcześniej o tym nie myślał, ale teraz do niego dotarło. To będzie impreza pełna seksu z obcymi kobietami. Nigdy nie miał nikogo prócz Anny i Orchi.

– Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała – odłożyła czerwoną pieczątkę na bok. – Ale dam panu jeszcze szansę. Kolejne pytanie, z iloma partnerkami dotąd pan współżył?

– Z dwoma – odpowiedział.

– Ojej, toż to niemal prawiczek – zadrwiła. – Nie boi się pan tak od razu na głęboką wodę, na seks party pełne kobiet?

– Ale z oboma naraz – dorzucił butnie.

– Zakładam, ze to nasze Anna i Olga? Swoją drogą piękne imię, Olga, nie uważa pan? A ona się upiera, że brzydkie i żeby mówić na nią Orchidea. My, kobiety, bywamy dziwne.

– Zgadza się, piękne imię. – zamyślił się. Tymczasem pani doktor wyciągnęła przed siebie nogi w obcisłych, skórzanych spodniach. Skrzyżowała je po drugiej stronie biurka, szpilki lekko stuknęły o podłogę. Marek przełknął ślinę. Kobieta była tak władcza i pełna seksu, ze wzwód który mu zafundowała w czasie badania nie chciał ustąpić. A teraz, na widok tych nóg, stał się jeszcze mocniejszy, powodując ból zgniecionego pod ubraniem członka.

– Darujemy sobie resztę testu, zamiast tego powiem o co chodzi – skrzyżowała ręce na piersiach. Wyglądało jakby po dłuższej walce z sobą podjęła jakąś decyzję – w testach chodzi o to, żeby wyeliminować mężczyzn agresywnych, infantylnych i egoistycznych, a także nudnych i po prostu głupich. Zdziwiłby się pan ilu bezdennie głupich ludzi jest bardzo bogatych. Tak czy owak nie sądzę, żeby cechował się pan którąkolwiek z tych przywar. Mam nadzieję, że się nie mylę i że nie będę tego żałowała. Jeśli kocha pan żonę, da jej pan na gali jak najwięcej przestrzeni. Czasem nie zauważamy, że żeby zrobić coś dla drugiej osoby musimy zrobić coś dla siebie. Radzę więc korzystać w pełni z wydanych pieniędzy i zaznajomić się z innymi dziewczynami. To są naprawdę wyjątkowe osoby, każda jest inna i na swój sposób niezwykła. Wybraliśmy siedem kobiet z ponad dwustu kandydatek.

– A ilu będzie mężczyzn? – zapytał.

– Doświadczenia poprzednich lat nauczyły nas, że idealnie jest gdy czterech panów przypada na jedną panią.

– Sporo – rzekł zaskoczony.

– Zdziwi się pan – uśmiechnęła się – pod koniec weekendu to wy, panowie, będziecie wycieńczeni, a nie dziewczyny. Ale nie będę uprzedzała wydarzeń, każdy powinien doświadczyć naszej gali po raz pierwszy bez… spoilerów.

– A dziewczyny przechodziły te same testy psychologiczne? – zaciekawił się.

– Ależ nie, u nich szukaliśmy innych cech. Muszą akceptować swoją cielesność, cieszyć się swoją seksualnością, mieć silną psychikę ale też dużo empatii. Nie mogą być wulgarne i prymitywne oraz pieniądze nie powinny być ich główną motywacją.

– Więc dlaczego w ogóle oferujecie im pieniądze?

– Cóż… twórca całego tego stowarzyszenia ma teorię, że kobiety są w naszej cywilizacji tak głęboko stłamszone i podporządkowane, że nawet przed samymi sobą boją się przyznać, że szukają cielesnego spełnienia. Łatwiej im pogodzić się z tym, że uprawiają seks z nieznajomymi dla pieniędzy niż z faktem, że robią to dla przyjemności. Więc te pieniądze to dla nich taka wymówka i alibi przed własnym sumieniem. Śmieszne, prawda? Ale może coś w tym jest. A poza tym… każdemu czasem przyda się trochę grosza. – dodała na koniec.

Wzięła do ręki zieloną pieczątkę, jeszcze chwilę się wahała, po czym głęboko westchnęła i energicznie przybiła ją na jego kartotekę.

– To będzie wszystko. Witamy na gali Ishtar. Proszę pamiętać o badaniach krwi i moczu przed wyjściem. – Wstała i wyciągnęła rękę na pożegnanie. Gdy jej ją podał silnie przyciągnęła go do siebie, tak że prawie przewrócił się na biurko.

– Naprawdę mam nadzieję, że nie będę tego żałowała – szepnęła mu wprost do ucha. – Ale jak mi narobisz kłopotów na gali, załatwię cię tak, że żona nie będzie miała z ciebie żadnego pożytku – dodała, po czym ugryzła go w ucho, na wpół agresywnie, na wpół lubieżnie. – Byłam świetna z chirurgii, wiesz – syknęła. Odskoczył jak oparzony. Uśmiechała się bezczelnie.

– Bo chyba pan nie wie, ale ja też będę na gali – dorzuciła już normalnym głosem.

Przejdź do kolejnej części – Gala Ishtar V: Początek Gali

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

No i w końcu wiadomo, skąd tytuł! Wygląda na to, że Ania niepomna dotychczasowych doświadczeń chce eksperymentować dalej. A Marek zamierza jej w tym towarzyszyć. Ciekawe bardzo, jak to się skończy!

Interesujący zwrot akcji. To, co było dotąd opowiadaniem o parze+, a potem o dwóch parach zmienia się w coś w stylu „Oczu szeroko zamkniętych”.

Myślę, że w takiej historii łatwo przedobrzyć i źle dobrać składniki. Mam nadzieję, że tu proporcje okażą się trafione.

Pani Doktor wyrasta na interesującą bohaterkę. Dominująca, charyzmatyczna, wypełniająca sobą całą wolną przestrzeń. Przyznam, że jestem ciekaw, jak potoczy się jej dalsza znajomość z Markiem. No i czy udział w Gali pozwoli mu uratować swoje małżeństwo – czy wręcz przeciwnie, popchnie go do pogodzenia się z faktami i rozstania z Anną (a wraz z nią być może także z Orchideą).

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz