Najemnik XI-XII (Szarik)  4.75/5 (8)

10 min. czytania

Diabetes Care, „Female nurse”, CC BY-NC-ND 2.0

XI

Kąpiel przybrała już formę rytuału. Kiedyś wykorzystywano do tego panny łaziebne, a jak mnie nazwać? Pan łaziebny? Czy może po prostu sługa? W tym momencie to chyba najodpowiedniejsze określenie. Nie pozwalała mi jedynie ściągać sobie pończoch, twierdząc, że moje szorstkie łapy mogłyby je zniszczyć. Niestety, żeby jej dobrze służyć, musiałem też czasem przewalać żelazo, udawać ogrodnika, konserwatora. Mimo mojej wbudowanej funkcji lenistwa, którą mogła mieć gratis, z niej zupełnie nie chciała korzystać.

Oddawała mnie jeszcze córce i pani Krystynie. Myśl o Tośce wywołała mimowolne poruszenie w moich spodniach. Pani Dominika zajęła należne sobie miejsce w wannie.

– Co pan dziś taki zamyślony?

– Zastanawiałem się nad właściwym określeniem mojej skromnej osoby.

– Dlaczego? Pracuje pan dla mnie, dla nas – poprawiła się szybko.

– Oczywiście. Chodzi mi jednak o charakter tej pracy.

– Czy to wstęp do rozmowy o podwyżkę? – zapytała z wyraźnym jadem w głosie.

– Nie, zupełnie o tym nie myślałem.

– To dobrze. Myślę, że w tej korporacji mamy dostatecznie rozwinięty system premiowy. A tak przy okazji, mam nadzieję, że udział w moim planie sprawi panu dużo przyjemności.

– Myślałem, że odpuściła pani.

– Ja nigdy nie odpuszczam. Nie musi to nastąpić natychmiast, to nawet niemożliwe. Będę potrzebowała trochę czasu, by namówić kogoś do współudziału.

– Podobno czas poświęcony na zemstę, to czas stracony. A nasz ulubieniec już dostał nauczkę.

– Po czym pana poturbował.

– Wypadek przy pracy.

– Nikt nie będzie niszczył mojej własności – rzuciła przez zaciśnięte zęby. Ponownie sprowadziła mnie do roli mebla. Ciekawe, czy kiedyś zobaczy we mnie człowieka? Nie na chwilę, gdy potrzebuje w łóżku bliskości, tylko w normalnym, codziennym kontakcie. Miałem ochotę wyciągnąć ją z tej wanny, trzepnąć solidnie w mokry tyłek, żeby przywrócić właściwe postrzeganie świata. Jestem jednak facetem, a premie w ich wydaniu warte są pewnych poświęceń.

– Słucham, jaki to plan?

– Zmieniłam zdanie. Dowie się pan później.

Cholera, kto nadąży za tymi babami? Mówi, nie mówi, chce, nie chce.

– Może jednak powie mi pani teraz?

– Nie, na pewno nie. Proszę dziś o delikatny masaż, chcę się relaksować pod pana dotykiem. Poukładam sobie jeszcze raz wszystko w głowie, wtedy powiem. I jeszcze jedno, dziś do masażu dostępne są wszystkie części mojego ciała. Oczekuję pełnej satysfakcji. Zrozumiano?

– Tak, oczywiście. –  Zabrzmiało to jak: „Dziś sobie nie pobzykasz”

– Cieszę się. Woda jest już za chłodna, przenieśmy się do sypialni.

Tej nocy najbardziej napracowały się moje palce i język, a cudowne zioła stały się zbędne. Nie wiem, z czego wynikła ta raptowna zmiana jej postawy, ale spodobała mi się. Dawała błogie poczucie stabilizacji i rozleniwienia. Ku mojemu zaskoczeniu, atmosfera przeniosła się najpierw na kolejne dni, a później tygodnie. W sprawie zemsty pani Dominika nabrała wody w usta, ignorując zręcznie każdą próbę powrotu do tematu. W końcu zaprzestałem pytań. Drażnienie lwicy nie ma sensu, a na dodatek czułem przez skórę, że to ja napracuję się przy tym najwięcej.

– Dzień dobry, pani Krystyno.

– A, dzień dobry. Herbatka jak zwykle do śniadanka?

– Pani Krysiu, jak mnie pani już dobrze zna. A co dziś dobrego?

– Kanapeczki, jajeczniczka do wyboru.

– Kanapeczki. Eksploatacja mniejsza ostatnio, to może o cholesterol zadbam – dodałem z uśmiechem.

Nagle do naszych uszu dobiegły niepokojące dźwięki.

– Jak mogłaś być taką idiotką? – Krzyk pani Dominiki wstrząsnął  całym domem.

– Ja idiotką? – broniła się Antośka.

– Tak, ty. Niczego nie nauczył cię mój przykład? Mam cię ciągle pilnować jak małą dziewczynkę?

– Wcale nie musisz. Dam sobie radę.

– Tak? Ciekawe jak?

– Lepiej niż ci się wydaje.

– Bez pracy, z nieskończonymi studiami, no powiedz mi, jak?

– Dam, sama zobaczysz.

Dyskusję przerwało trzaśnięcie drzwiami, zwiastujące nadejście chmury gradowej w postaci pani Dominiki.

– Co żeś ty, kurwa, narobił? – Padło bez słowa przywitania, po czym strzeliła mnie z otwartej dłoni w twarz.

– Ja?

– Ja jej dzieciaka zrobiłam – warknęła.

– Ale jak?

– Jeszcze się pytasz jak, kretynie? Masz tu być gdy wrócę. – Wybiegła z domu bez śniadania.

Siedziałem blady, z chyba najgłupszą miną na świecie.

– To żeś se pan narobił.

– Ale … – zacząłem bąkać nieśmiało.

– Nie ma ale. Dobry chłopak z pana. Wiem, że to może trochę szybko, ale nasza Tośka to dobra dziewczyna, a i pani Dominice przejdzie. A teraz – postawiła na stole flaszeczkę swojej najlepszej nalewki wiśniowej – lekarstwo na wszelkie smutki. – Tylko po jednym, potem musi pan z nią porozmawiać.

– Tak. – Nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego składnego zdania. – Muszę.

Chlapnąłem kielicha dobrego trunku, którego smak stał się jednak nagle obojętny, nijaki.

Tośka leżała na łóżku, zalana łzami.

– Czego jeszcze ode mnie chcesz?

– Tośka, to ja.

– Myślałam, że to mama. Już wiesz?

– Wiem. Wolałbym się dowiedzieć od ciebie, ale wyszło inaczej. Wiesz kiedy, jak?

– Pewnie za pierwszym razem, bo wiesz, czasem zapominałam tabletki…

Przed oczami stanął mi obraz naszego pierwszego zbliżenia, jej cichy szept, którego wtedy nie rozumiałem. Jedno zbliżenie i taki efekt? Lata całe tego chciałem, a teraz tak nagle?

– Wyjdziesz za mnie?

– Nie musisz tego robić.

– Ale chcę.

– Naprawdę?

– Tak. – Położyłem się obok i mocno przytuliłem.

Wiedziałem, że się we mnie podkochuje, ale czy ja czułem to samo? Sam nie wiem. Dobrze mi z nią, ale z jej matką też. Bardziej kwalifikuję się na dziadka, niż ojca. Los widać chciał inaczej. Dziecko musi mieć ojca i kropka.

Przyszedł wieczór.

– Chciałem z panią porozmawiać.

– Nie wiem, czy ja chcę. Stary baran. Tak bardzo pragnęłam uchronić ją od własnych błędów, a teraz … – Głos zadrżał.

– Zaopiekuję się nią i dzieckiem.

– Poradzimy sobie bez ciebie.

– Chcę, żeby Tośka została moją żoną.

– Żoną gołodupca?

– Może i gołodupca, ale uczciwego.

– Ona pana kocha, ale ja … – W głosie zabrzmiała nuta zawodu. – Muszę o tym pomyśleć – ucięła.

– Będę mógł do pani mówić mamusiu?

– Niedoczekanie. Proszę iść do Tośki, ona teraz potrzebuje pana bardziej. Dobranoc.

– Dobranoc.

Tośka spała wtulona w mój tors. Stres dnia zniknął bez śladu, zupełnie nie zakłócając jej snu. Ufne, spokojne dziecko, które niebawem miało mieć już własne. Do mnie jednak sen nie przychodził, do pani Dominiki też chyba nie. Słyszałem co pewien czas jej kroki na korytarzu. Dziś nie było żadnych radosnych jęków.

Miliony pytań, miliony opcji. Śnie przybywaj, jutro też będzie dzień.

XII

Wkroczyłem w nowy świat. Świat zupełnie mi dotąd nieznany, pełen miękkości i delikatności, a równocześnie atakujący gwałtownie doznaniami i fascynujący. Po prostu niesamowity. Świat seksu. Tak, tak, seksu, ale tym razem w jego nadzwyczajnej formie, jaką jest spojenie w jedność z ciężarną. Tośka, po szczęśliwym przebrnięciu przez okres porannych mdłości, emanowała niczym niezmąconym blaskiem i radością. Pałała nieokiełznaną żądzą dzielenia się nią, w każdej formie. I w każdej możliwej formie pragnęła też mojej bliskości. Przytłoczyła mnie tym. Nie byłem gotowy na tak radykalny zwrot w moim samotniczym życiu. Podjąłem jednak wyzwanie i zacząłem się uczyć jej miłości. Powoli nabierając ogłady, ucząc się gestów i oczekiwanych reakcji. Obserwowałem. Czy i ja ją pokochałem? Sam nie wiem.

Z pewnością fascynowała mnie, wzbudzała pozytywne pokłady opiekuńczości, tak różne od klasycznej ochrony, która była dla mnie przecież pracą. Do tego jej ciało zmieniało się powoli, acz zauważalnie. Piersi wypełniły się mocniej, biodra zaokrągliły. Co mnie jednak zaskoczyło najbardziej, to skarb ukryty pod warstwą owczego futerka. Płatki stały się bardziej wydatne, można rzec pulchne, a wnętrze gotowe było dzielić się ze mną nieskończoną wilgotnością. Wnikając w nią, każdy milimetr mego przyrodzenia otrzymywał to wszystko. Ona z kolei stała się jeszcze bardziej czuła na bodźce. Już drobne muśnięcie kuleczki wywoływało dreszcz podobny do rażenia prądem, pocałunek stwardniałej brodawki głębokie westchnienie, a odrobinę dłuższe pieszczoty potrafiły doprowadzić do spełnienia. Oczywiście, na początku towarzyszył mi lęk. Byłem gotów traktować ją jak porcelanowe, kruche cudo, które pod lada dotykiem zamieni się w pył. Ona jednak tego nie chciała. Wolała bym był w niej i dostarczał wspomnianych rozkoszy. Zabrała mnie nawet do swojego lekarza, który oczywiście na początku potraktował mnie jak jej ojca, a nie ojca dziecka, by przekonał mnie, że z rozsądkiem mogę się z nią kochać, bez szkody dla nikogo.

Czy w tej sielance trafiały się gorzkie chwile? Oczywiście, że tak. Niejednokrotnie kołatała się myśl, czy to faktycznie moje dzieło i czy nie stałem się „wyjściem awaryjnym”? Przypuszczam, że kierowana nieco zazdrością, problem ten próbowała też zgłębić pani Dominika. Wymogła na Tośce przysięgę, że to moje oraz że pozwoli na badania genetyczne po urodzeniu. Dla mnie, im głębiej w to brnąłem, miało to jednak malejące znaczenie. Wizja ojcostwa nadała wreszcie jakiś cel mojej egzystencji. Większym wyzwaniem stały się zobowiązania wobec szefowej.

Wrodzona zaborczość Antośki spowodowała, że proporcje dotychczasowych zbliżeń z nimi obiema zostały odwrócone. Teraz to ona wypożyczała mnie matce na chwile przyjemności. A te stawały się coraz ostrzejsze, gwałtowniejsze. Łóżko i jego okolice stały się areną, na której dochodziło do walk bestii. Próbowała mnie zdominować, by pokonana, pokornie przyjmować mojego kutasa. Niejednokrotnie przywiązana, otrzymywała sowite klapsy, szarpiąc się, klnąc, szczytowała. A ja niczym pies biegałem między sypialniami i łączyłem ogień z wodą. Bieżące potrzeby zaspokajała jednak albo samotnie, albo zapraszając kobietę, której usta przyjęły moje nasienie pamiętnego wieczoru. Teraz jednak zapytała, gdy dysząc ciężko opadła na moje ciało:

– Wiesz, że Tośka nie chce ślubu?

– Wiem, rozmawiałem z nią o tym kilkakrotnie. Dla mnie to nie problem, a dla ciebie?

– Nie. Przecież wychowałam ją sama. Dla mnie nie ma to większego znaczenia. Bałam się, że to ty będziesz nalegał.

– Bałaś się? Dlaczego?

– Tośka to moje jedyne dziecko, więc …

– Myślisz, że chciałbym położyć łapę na jej majątku?

– Trochę tak.

– Może powinienem poszukać innego pracodawcy, żeby cię uspokoić?

– Nie, lepiej zostań. Tośka by to za mocno przeżyła, a tak mam cię przynajmniej na oku.

– Nie sądzisz, że taką rozmowę powinniśmy prowadzić w bardziej oficjalnej formie i miejscu? Już zaczynasz zachowywać się jak teściowa.

– Nie teściowa, tylko opiekuńcza matka.

– Nazywaj to jak chcesz.

– Mój plan chyba dojrzał. Chcę ci zorganizować coś jakby wieczór kawalerski – wypaliła

niespodziewanie.

– Wyjaśnisz?

– Dowiesz się w swoim czasie.

– Ale dziewczyny będą?

– Będą.

– Znam?

– Nie dogłębnie, przynajmniej nie wszystkie, mam nadzieję.

– Tajemniczo mi odpowiadasz.

– Będę ci dozowała informacje, żebyś nie oszalał z radości.

– Póki co, to napawasz mnie lękiem.

– Jak masz pieprzyć teraz takie głupoty, to lepiej odpuść. Dawno nie zajmowałeś się moim tyłeczkiem, a tego chcę bardziej, niż wysłuchiwać twoich obaw. Bierz się do roboty.

– Robi się szefowo.

Przekręciła się na bok, wypinając ponętne pośladki. Najbardziej to miałem ochotę iść spać, a nie zajmować się nią, ale… Kto wie, jak długo będę miał przywilej korzystania z jej wdzięków? Czy pewnego dnia nie zatrudni kogoś innego, by spełniał jej zachcianki? Postanowiłem więc przyjąć zaproszenie. Ubrałem lateksowy płaszczyk, obficie nacierając lubryfikatorem. Wpuszczała mnie w swoją ciaśniejszą dziurkę z wyraźnym oporem. Nie przepadam za tym, ona jednak polubiła. Naparła na mnie, chcąc przyśpieszyć moment, gdy poczuje go całego. Jej własna dłoń zajęła się pieszczotami wilgotnej szczeliny, pozostawiając mi piersi. Nie oczekiwała dzisiaj wirtuoza ani wyrafinowania, tylko solidnego rżnięcia. Dostała to. Posuwałem ją regularnie, mocno dobijając do końca. Tak, to było to. Już po krótkim czasie zawyła przeciągle, zamierając w bezruchu.

– Idź już – wyszeptała, ledwie spazmy ustały.

Wycofałem się delikatnie, by nadwrażliwość przyjemności nie zamieniła się w dyskomfort. Nie odwróciła się nawet, więc opuściłem sypialnię, tak jak tego oczekiwała. Tośka z pozwoliła mi na szczęście rano dłużej pospać. Zawzięła się i postanowiła zaliczyć rok, ale na wszelkie moje próby pomocy, czy choćby zawiezienia na uczelnię, reagowała agresywnie. Marudząc, że czuje się dobrze, że chce sama, że przecież nic jej nie będzie, a ja mam zająć się matką. Co jest w kobietach tego domu? Przyciągają jak magnes, zawłaszczają, a jednocześnie próbują być do bólu niezależne. Jedyną ostoją pozostawała pani Krystyna, dając temu domowi szansę na choćby odrobinę normalności.

– Dzień dobry, pani Krysiu.

– Dzień dobry. Herbata i kanapki?

– Poproszę.

– Markotny coś pan dzisiaj.

– Niewyspany raczej. Jakby to pani powiedzieć? Nocne wezwanie miałem.

– Tylko jedno?

– Z jednym to by nie było problemu.

– Uuuu, taki gieroj? Kochany, to ja ci ziółek na wzmocnienie naparzę, a na obiad dobra pieczeń będzie, to sił nabierzesz. Teraz niech zje, to co jest, a jutro coś na śniadanie na ciepło przygotuję. Wykończą mi pana te moje dziewczynki, a jak się maleństwo urodzi… Ech, biedaku ty mój …

– Dam radę pani Krysiu.

Spojrzała na mnie z politowaniem

– Pan nie wiesz, co pan mówisz. Ja już z panią Dominiką rozmawiałam i do dziecka ktoś potrzebny będzie. Moją bratanicę pan poznał? Może ona się nada?

– Nie pamiętam, czy poznałem.

– Była tu kilka razy. Burza blond włosów i gaduła straszna, ale do pracy chyba chętna.

– Kojarzę już. A nie za głośna?

– Pan sobie z nią nie poradzi? Jak te dwie tak za panem oczami wodzą, to z trzecią porządku nie będzie? Klapsa dostanie, to i grzeczna będzie.

– Obcą po tyłku mam lać? No, pani Krysiu, one mi oczy wydrapią.

– Nie wydrapią, nie wydrapią. Już ja to załatwię. Mój mąż nieboszczyk zawsze tak dyscypliny w domu pilnował. A jak mi wieczorem w łóżku, tak z miłością przyłożył, to aż się ciepło robiło …

– A gdzie, pani Krysiu?

– O, jaki bystry nagle. Śniadanie kończy i do roboty leci, bo pani czeka na pewno. Już widzę, że ziółek mu nie trzeba, bo animuszu nabrał.

– Dziękuję. Pyszne jak zwykle. A o tym ciepełku, to musi mi pani opowiedzieć koniecznie.

– Sam niech się domyśli i idzie już – dodała z udawaną złością.

– Do zobaczenia.

– Do zobaczenia, synku

Muszę ją za język pociągnąć. Teraz ja swoją naleweczkę z domowych zapasów przyniosę, to może opowie i o wczasach, i o innych rzeczach. Ta postura starszej pani skrywa niechybnie, niejedną, rubaszną tajemnicę. Może jednak ten dzień nie będzie taki smętny? Ona zawsze wnosi radość, ma w sobie dar.

Teraz trzeba biec. Robota czeka.

Przejdź do kolejnej części – Najemnik XIII-XIV

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Halo, to jest tekst z innej serii!!!

Chcieliśmy sprawdzić, czy uważnie czytacie 🙂

A tak poważnie: przepraszamy za pomyłkę. Nigdy jeszcze nam się coś takiego nie zdarzyło i miejmy nadzieję, że się nie powtórzy. Już podpięty jest prawidłowy tekst.

Pozdrawiamy
Redakcja

No i teraz nikt nie może rzec, że 'najemnik’ nic nie robi, skoro dziecko córce swej szefowej zmajstrował 🙂 Dopiero maj, a tytuł najgorszego pracownika roku już przyznany!

Zapracował i to w pocie czoła 😉

Miło jest wrócić po krótkiej przerwie offline 🙂

Dobrze, że znowu jesteście, bo się już zaczynałem martwić.

Co do powyzszych rozdziałów, powiedziałbym, że się z Najemnika opera mydlana zrobiła, ale stało się to już parę odcinków temu, więc nie będę się powtarzał 🙂

Mody na sukces nie dogonię, ale będę się starał 😉 Dziękuję, że nadal jesteś z tą historią 🙂

Napisz komentarz