Najemnik XIII-XIV (Szarik)  4.7/5 (10)

11 min. czytania

Źródło: Pixabay

XIII

Muszę przyznać, że chyba pokochałem te wszystkie kobiety, wypełniające dom swoją obecnością. Każdą na indywidualny sposób, każdą za coś innego. Może jednak powinienem powiedzieć, że wbrew czemuś, bo przecież nie kocha się za coś. Miało to jednak pewną wadę, którą powoli dostrzegałem. Systematycznie traciłem wolność, zdolność samostanowienia. Ja, Latający Holender, zostałem uziemiony w porcie, gdy inni pływali pod pełnymi żaglami. Łapali wiatr, próbowali dogonić horyzont. Przygasłem.

Zdałem sobie sprawę z nieuchronności losu, że moje życie już nie należy do mnie. Jakby tego było mało, same baby! Gdzie się człowiek nie obróci, tam baba. Wizja kolejnej, w postaci opiekunki maleństwa, rysowała się niczym koszmar. Z kumplami spotykałem się sporadycznie, charakter ich pracy oraz rodziny nie pozwalały na więcej. Chyba jedynym facetem, z którym złapałem nić porozumienia, okazał się lekarz Tośki.

Opiekował się też panią Dominiką, więc miał całkiem dobrą orientację w naszym pokręconym układzie. Początkowo wrogi, później zazdrosny, następnie obojętny, aż do momentu jednej z wizyt kontrolnych.

– Chcecie państwo poznać płeć, bo maleństwo pięknie się ułożyło?

Tośka spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Nie potrafiłem odmówić jej niczego. Topiła moje serce jak wosk nad płomieniem świecy.

Tak, prosimy – odparłem w naszym imieniu.

– Będziecie państwo mieli – zawiesił głos, niczym prezenter jakiegoś podłego show – córkę.

Nie powiem, by to mnie szczególnie zaskoczyło. W tym babińcu było to do przewidzenia. Za to w oczach lekarza ujrzałem coś, co mógłbym określić jako współczucie. Muszę chyba nieco prześwietlić przy okazji jego postać.

– Nie cieszysz się? –  spytała Tośka zmartwiona moją miną.

– Cieszę się, kochanie – odparłem, chyba jednak bez dostatecznego zaangażowania, bo spytała powtórnie.

– Na pewno?

– Tak. – Pocałowałem ją mocno.

Oczywiście, przekazała nowinę matce, zanim jeszcze zdążyliśmy wrócić do auta. Tym samym w domu czekał już komitet powitalny. Rzuciły się na nią, jakby zdobyła mistrzostwo świata w pięcioboju. Mnie dały po buziaku, po czym porwały ją w swój krąg ploteczek, opowieści, marzeń. Zostałem sam jak kołek. Chyba kupię sobie psa, wielkiego rasowego samca. I za chińskiego boga nie pozwolę go wykastrować.

Niech choć jeszcze jeden facet pojawi się w tym domu. Choć znając je, pewnie i jego owiną sobie wokół palca …

Próbując się przebić przez ogólny jazgot zapytałem

– Macie coś przeciwko, że sprawdzę, czy nie ma mnie w barze?

– Niech pan idzie. My tu mamy tyle do omówienia, że nie będzie pan potrzebny. – Jak zwykle decydujący głos musiał należeć do pani Dominiki. Z pewną niecierpliwością czekam na moment, w którym zacznę do niej mówić „mamusiu”, lub prosić by „babcia zajęła się maleństwem”. Odczuć tę malutką chwilę triumfu. Z drugiej strony, seks z taką kandydatką na babcię był rewelacyjny. Dziś nie przypadał, co prawda, „jej dzień”, ale może Tośka zgodzi się na odstępstwo. Cholera, jak ja mogę myśleć w ten sposób? Zgodzi się? Zapytam? Czy to cichaczem ja zostałem wykastrowany? O nie! Po prostu wezmę ją, jeśli najdzie mnie ochota, choćby na kuchennym stole albo opartą o wannę. Tak, to całkiem przyjemna perspektywa.

Pokrzepiony tą myślą wyszedłem z domu. Bar przywitał mnie lekkim zaduchem, półmrokiem i wrzaskliwą muzyką. Miałem to jednak w głębokim poważaniu. Chciałem się napić. Dać sobie złudne uczucie odzyskania kontroli nad własnym życiem. Barmanka rozpoznała mnie, obwieszczając to szerokim uśmiechem. No proszę, nie spałem z nią, a tak się cieszy na mój widok,  kto by pomyślał? Może to klucz do sukcesu?

– Dzień dobry. Dawno pana u nas nie było.

– Witam. Obowiązki i brak czasu na przyjemności.

– Wszystkie? – zapytała, posyłając mi rubaszne spojrzenie.

– Nie, nie wszystkie na szczęście.

Czułem jak moje wargi wysychają i mimowolnie je oblizuję. Musiałem szybko odpędzić tę myśl, która z impetem wgryzała się w mózg, wypychając krew w zupełnie inną część ciała. Solidnie się napić, to ma dziś dominować. Spowodować, by bodźce przestały oddziaływać tak intensywnie.

– Wódeczka dobrze zmrożona? – spytałem.

– Schłodzona standardowo.

– Czyli z półki?

– Dla pana znajdzie się coś ekstra.

– Dołączyłem do grona VIPów?

– Powiedzmy. Chłopaki z miasta o pana pytają. Chcieli, żebym dała znać, jak pan przyjdzie.

– Mówili, o co chodzi?

– Nie. Tylko tyle, że to coś ważnego.

– Ok, myślę, że zdążę się napić, zanim przyjadą.

– Postaram się. – Uśmiechnęła się do mnie pięknie, po czym, odwrócona plecami, wykonała perfekcyjny skłon przed ukrytą zamrażarką. No, nie napiję się dzisiaj tej wódki, bo jak tak dalej pójdzie, mały nie pozwoli mi utrzymać kieliszka. Prezentacja zgodna z marzeniami samca. Odwróciła się, dzierżąc w dłoni oszronioną butelkę.

– Może być?

– Dokładnie tak, jak lubię. – Sam już nie wiedziałem, na co cieszę się bardziej. Na jej towarzystwo, czy zawartość flaszki. Oleistym strumieniem napełniła kieliszek i przesunęła go w moją stronę. Przecież właśnie po to tutaj przyszedłem, by lodowata ciecz spłynęła przez gardło. Ten pierwszy kieliszek zawsze był najlepszy. Tym razem jednak rozkosz przerwały znajome głosy i silne klepnięcie w plecy.

– Gdzie się tak, kurwa, długo chowałeś?

– A co, tęskniliście?

– Za tobą? Zajebiście. Od czasu, jak nie robisz w firmie, to nudzi nam się.

– A ja myślałem, że pierdzicie w pasiaki za jakieś gówno.

– My? Przecież my wszystko na legalu.

– Oczywiście. A ostatnie sanki to były za miłość do ojczyzny.

– A weź nie wkurwiaj, bo się odmyślę.

– To co, pijecie ze mną?

– Młoda dupa tak ci dała, że już łoisz?

– Potrzebowałem chwili oddechu. Pani Aniu, jeszcze raz to samo proszę, a dla panów, co tam będą chcieli.

– Chłopie, my o formę dbamy, żadnego alkoholu. Ania, daj nam dwa soczki.

– Tak po imieniu?

– Nie wiedziałeś, że to nasze? Dobra, a teraz słuchaj. Pamiętasz te dwa młode leszcze, które chciały cię dojebać?

– Ciężko zapomnieć.

– To nie gość, którego sklepałeś, ich nasłał.

– A kto?

– Ta jego suka. To ona kręci tym interesem.

– Pierdolisz.

– No właśnie nie.

– Co chcesz za tę informację?

– Mały drobiazg. Weź mojego młodego do roboty. Nie chcę, żeby poszedł w miasto, a ty mu krzywdy nie zrobisz. Jolka by się martwiła, ale ty nie wiesz, jak to jest.

– Wiesz, że ja robię u kogoś, ale zapytam. Raczej nie odmówi.

– Dobra i jeszcze jedno.

– No?

– Uważaj na młodą, chodzą słuchy, że coś planują dla niej.

– Dzięki i pozdrów Jolkę.

– Taaa… I znów będziesz się za nią ślinił, jak przed maturą.

– Bab to ja mam aż nadto.

– Słyszałem. Ania, zadbaj o niego.

Wyszli, a mnie pozostał ból w plecach po kolejnym klepnięciu. Wypiłem jeszcze dwie kolejki, ale wóda przestała smakować. Szlag by to, nawet tyłek barmanki przestał kręcić. Pora wracać, a nawet nie czuję promili. Do dupy z tym wszystkim.

– Synku zrób coś z nimi, bo mi się tu pozabijają. – Już od progu powitał mnie głos pani Krysi.

– A co się stało?

– Tośka wrzeszczy, że się nie zgadza, a pani, że to konieczne. Nic nie rozumiem, bo ćwierkały radosne, a teraz krzyczą od godziny na siebie.

– Dobra już idę.

Wbiegłem po schodach, prawie taranując zapłakaną Tośkę.

– Proszę cię, nie rób tego.

– Ale czego?

– Mama chce, żebyś przeleciał jakąś obcą babę. Od gościa, który cię wtedy pobił. Ja nie chcę. – Na nowo zaczęła szlochać.

Pani Dominika wyszła z sypialni.

– Kochanie, to konieczne. Obiecuję, że to będzie tylko raz.

– Musimy porozmawiać, pani Dominiko. Są nowe informacje, a do tego planu zawsze można wrócić. Tośka, idź proszę do siebie, ja przyjdę później i przestań płakać. Będzie dobrze.

Pocałowałem ją i przytuliłem mocno. Uspokoiła się trochę i karnie poszła do siebie.

– A panią zapraszam do łazienki – powiedziałem, otwierając drzwi.

A już myślałem, że przeszła mi ochota na jej tyłek, ciężko będzie się skupić na tej rozmowie…

XIV

Niedługo zacznę paradować po mieście w koszulce „Dawca orgazmów”, choć sam nie wiem, co bardziej nakręciło panią Dominikę – jej diabelski plan, czy moje zabiegi. Ona, wykończona dojściem na szczyt, pochrapywała cichutko, a ja leżałem, tępo wpatrując się w sufit. Sen wyraźnie nie był mi dany. Jak w głowie kobiety może się coś takiego zrodzić? Prostackie, obleśne, podłe. Nie miałem najmniejszej ochoty spędzać z nią dalszej części tej nocy, co więcej, obiecałem Tośce, że to do niej przyjdę. Szkoda, że wchłonięty w barze alkohol nie zadziałał mocniej. Osiągnąłbym stan błogiego rozleniwienia, w którym seksualne możliwości są odwrotnie proporcjonalne do chęci, a każda złota myśl mojej pracodawczyni obchodziłaby mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Teraz za to miałem w głowie mętlik. Owinięty płaszczem kąpielowym poczłapałem do salonu. Nawet nie wiem, kto i kiedy rozpalił w kominku, bo na palenisku żarzyły się jeszcze resztki. Dołożyłem kawałek drewna, który zaczął zajmować się leniwym płomieniem. Jako towarzystwo do picia w sam raz. Praca u pani Dominiki miała również tę zaletę, jak nielimitowany dostęp do prawie zawsze pełnego barku. Znawcą alkoholi nigdy nie byłem, a właściwie to doceniałem jedynie domowe produkcje, ale jak człowiekowi chce się pić, to i zagraniczne kolorowe paskudztwa się nadadzą. Pozostało zdobyć zdobyć lód i jakąś zakąskę. Siedziałem więc po chwili z kabanosem w jednej ręce i jakimś rudym płynem, który gonił się po szklance z lodem w drugiej. To abstrakcyjne połączenie bardzo mi odpowiadało, do tego cisza, tańczące płomienie i brak bab. Po prostu poezja.

– A ty, chłopcze, znów tutaj? – Głos pani Krystyny przeciął ciszę.

– A pani nie śpi? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Słyszę, że jakiś zbój kręci się po kuchni, to przyszłam sprawdzić.

– Przecież od ochrony macie mnie i cały zestaw wymyślnej elektroniki. A to przecież nie zbój żaden, tylko ja.

– Te elektryczne ustrojstwa … – żachnęła się. – Na niektóre zbóje, tylko siła się liczy.

Dopiero teraz zauważyłem, że stoi z wałkiem do ciasta w ręce, a jej włosy też są nawinięte na wałki. Nie, to ponad moje siły. Gdyby należała do rodziny, to tytuł teściowej roku miała by w garści. Parsknąłem śmiechem.

– A kawalerowi co tak wesoło?

– Niech mi pani wybaczy, ale po tym całym pokręconym dniu, pani widok to najweselszy element, jaki dziś się przytrafił. – Nie mogłem zdusić narastającej wesołości.

– Do panienki by pan poszedł, a nie dobrych ludzi straszył. – Pani Krystyna zdawała się ignorować moją wesołość, której stała się przyczyną.

– Pójdę, pójdę. Muszę sobie jednak sobie wszystko najpierw w głowie poukładać.

– I że to niby pomoże? – Wskazała wymownie na zawartość mych rąk.

– Przeniosę się w inny wymiar świadomości, spojrzę na to z nowej, lepszej perspektywy i świat będzie piękniejszy.

– A ja jutro będę musiała patrzeć na to chodzące nieszczęście, które będzie się leczyć moim żurkiem.

– Może nie będzie tak źle, pani Krysiu. A pani żurek zawsze chętnie…

– Mów lepiej, chłopcze, co cię gryzie, bo do Tośki czas wracać, a nie smutki topić.

– Wstyd mówić.

– Mów.

– Nie. Lepiej nie.

– Jak tam sobie chcesz – burknęła urażona i odwróciła się na pięcie. – Tylko mi już więcej do lodówki nie zaglądać, bo śniadania nie będzie – rzuciła na odchodnym.

– Dobranoc, pani Krysiu.

– Dobranoc. – Dobiegło gdzieś z oddali.

Mam nadzieję, że się nie obrazi zbyt mocno i da udobruchać jakimś ciepłym słowem od rana. Czym się jednak chwalić? Tym, że nasza szefowa chce ze mnie zrobić gwałciciela? Jak inaczej nazwać jej chory plan odurzenia, wywiezienia w ustronne miejsce i uwiecznienia w jednoznacznych czynnościach? Ok, to również moja ulubienica i wredna z niej suka, należy jej się dotkliwa kara, ale ja do tego fiuta nie przyłożę. Doprowadzić samego siebie do takiego upokorzenia, to nawet dla mnie granica nie do przekroczenia. Porażka na całej linii. Tylko jak ją od tego odwieść, bo zacietrzewiła się strasznie? Dobrze, że nie przekazałem jej wieści z baru, bo wtedy to już by zafiksowała się na amen. Nareszcie procent zaczął działać. Do tego błogie ciepełko od kominka, poezja, żeby nie te natrętne myśli … Odpłynąłem.

Poczułem coś gorącego na moim małym. Między moimi nogami klęczała Tośka, pochłaniając go zawzięcie w usta. Mała szelma doskonaliła się wyraźnie w tej sztuce, bo udało jej się skutecznie go utwardzić.

– Dość. Przestań, proszę.

Karnie wypuściła go z ust, patrząc na mnie wyczekująco. Ułożyłem się przed kominkiem na skórze jakiegoś zwierzątka, którego spełnieniem marzeń stał się dywanik w salonie pani Dominiki.

Pociągnąłem ją za sobą, by przylgnęła do mnie plecami. Bez wahania wpuściła mnie w swoje gorące wnętrze, pozwalając pieścić z dnia na dzień powiększające się powolutku piersi i brzuch.

– Nie mogłam się ciebie doczekać, a ty chrapiesz jak niedźwiedź na kanapie.

– Musiałem pomyśleć.

– A nie mogłeś przy mnie?

– Mogłem.

– To dlaczego tego nie zrobiłeś?

– Naprawdę teraz chcesz o tym rozmawiać?

– Jest mi dobrze, czuję się przy tobie bezpieczna, nasza córeczka rośnie, jak nie teraz, to kiedy?

– Dobrze, ale to może być dla ciebie przykre.

– Chcę właśnie teraz, kiedy jesteś we mnie i mnie tulisz.

– Ryzykowna teoria, ale jak chcesz. – Nie czułem się przekonany, ale zacząłem mówić. – Opowieść będzie krótka. Jakiś czas temu coś we mnie umarło, nazwijmy to szumnie miłością. Pozostawiło pustkę i zupełny brak zaufania do kobiet. Pozostał jedynie zwierzęcy pociąg, chęć zaspokajania samczych pragnień. Aż nagle pojawiłyście się w moim życiu wy: ty, twoja mama, a teraz i maleństwo, no i pani Krysia oczywiście. Pustka ciągle jest. Zapełnia się powoli, bardzo powoli.

– A gdzie ta przykrość? – przerwała.

– Nie przeraża cię ta pustka we mnie?

– Może jestem młoda, naiwna i wierzę w miłość. I wierzę, że obudzę ją w tobie na nowo.

– I tak topisz mnie jak wosk.

– Zrywam maskę twardziela?

– Już się boję, co zrobi ze mną to maleństwo. – Zaśmiałem się.

– Jak to co? Owinie cię wokół palca i będziesz najukochańszym tatą na świecie.

– No tak, przecież to kobieta z jakże znamienitego rodu – szepnąłem jej do ucha.

– Popieść mnie jeszcze trochę.

Nie zdążyłem jej jeszcze dobrze dotknąć, gdy ciałem Tośki wstrząsnęły przyjemne dreszcze. Po raz kolejny potwierdziła tezę o zwiększonej wrażliwości ciężarnych. Mnie było jednak daleko do spełnienia. Myśli ciągle uciekały do wcześniejszych rozważań, a także do tego, co przed chwilą powiedziałem. Przed pytającym wzrokiem ratowało mnie tylko to, że wtulałem się w jej plecy. Gdy oddech wyrównał się nieco zapytała.

– A co sądzisz o propozycji mamy?

– Miałem nadzieję, że o to nie zapytasz.

– Nie uciekniesz od tego.

– Będę próbował przekonać twoją matkę do zmiany zdania.

– Dziękuję.

– Nie jestem gwałcicielem i szantażystą.

– A mnie pierwszy raz wziąłeś siłą – rzuciła z udawaną złością.

– Nie przypominam sobie, żebyś się jakoś specjalnie opierała.

– Jak bym mogła? Ja, taka drobna dziewczyna?

– Oczywiście. Jeśli mała weźmie kokieterię po tobie i upór po twojej matce, to pierwszy będę musiał otworzyć poradnię dla męskiej populacji tego miasta.

– A może innego miasta? Nie myślałeś, że powinniśmy zacząć wszystko od nowa, w innym miejscu?

– Pogadamy, jak skończysz studia. I gdy skończysz szkołę gotowania pani Krysi.

– Podły samiec z ciebie. Obchodzą cię  tylko seks i żarcie.

– I właśnie dlatego tak mnie lubisz. I wiesz co? Zmieniłem zdanie, jednak chciałbym, żebyś dokończyła ustami.

– Z przyjemnością, bo już mnie trochę za długo uwierasz w środku.

Tym razem odpłynąłem w zupełnie inny niebyt. Już wiem, jakim sposobem powoli wypełniała tę pustkę we mnie. Ona naprawdę chce.

Przejdź do kolejnej części: Najemnik XV-XVI

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Pani Dominika to jednak wredna sucz. Dobrze, że o tym przypomniałeś, Szariku, bo już robiła się trochę mdła w swoim romansie z chłopakiem własnej córki 🙂 Skoro narrator nie zamierza realizować jej planu, ciekawe, jak chce ukarać babkę, która nasłała na niego 'nieznanych sprawców’.

Spodziewałem się, że coś może wyniknie z wizyty w barze oraz interakcji z barmanką. I teraz czuję się zawiedziony!

Pozdrawiam
M.A.

Coś wymyśli, dajmy mu szansę i chociaż jest okrutnie przewidywalny, to nawet on próbuje nieśmiało czasami wyjść poza schemat 😉
Tak czy inaczej, zapraszam na kolejną część za czas jakiś 🙂

Nuuuudyyyyyyy 🙂

Nawet barmanki nasz bohater nie wyrwał. Staje mu już tylko dla milfa i jej córki, a i to pewnie coraz rzadziej.

Za a to liczę na szczegółową relację z jego z Tosią udziału w szkole rodzenia. To na pewno będzie świetna lektura przed zaśnieciem 🙂

Spokojny sen zawsze w cenie, więc polecam się i obiecuję skóry nie zedrzeć przy kasie 😉 A bohater, no cóż, chcieć, nie zawsze znaczy móc 😉

Chodzi mi o to, że gdy zacząłeś snuć opowieść z perspektywy gościa, który pracował w służbach specjalnych i zarabia obecnie w sektorze prywatnym jako fixer, myślałem, że fabuła rozwinie się w kierunku wartkiej akcji. Tymczasem zamiast bijatyk, strzelanin i pościgów mamy wizyty u ginekologa i długie rozmowy z gosposią. Trochę czuję się wprowadzony w błąd 🙂 no i zastanawiam się, czy kiedyś będzie powrót do tego, co ciekawe, a więc – czy jest sens dalej czytać „Najemnika”.

Przepraszam, nie chciałem być złośliwy. Zgodnie ze stereotypem faktycznie tak powinno być. Czasami chciałbym od niego uciec, pokazać, że nawet samiec alfa, może mieć drugą twarz. Niestety może to skutkować pewnym niedosytem, tak u Ciebie, jak i innych czytelników. Mam nadzieję, że jednak poświęcisz trochę czasu na dalszą lekturę, a mnie się uda podnieść nieco stopień satysfakcji w odbiorze. Nie obiecam, acz coś z czasem spróbuję.

Ej, ten pomysł ze szkołą rodzenia to kapitalny jest! Chętnie przeczytałabym o tym z jeden rozdział (dwa to mogłoby już być za dużo!). Przy okazji poznalibyśmy nieco lepiej Tosię, bo całkiem znika w cieniu władczej matki.

A barmanka to faktycznie niewykorzystana szansa 🙂

Napisz komentarz