VII
Zaniesienie jej do łazienki w moim stanie nie było prostym zadaniem. Żebra ciągle bolały, a i alkohol nie wyparował zupełnie. Ale co, ja nie dam rady? Może nieco niezgrabnie, jednak dokonałem tego i niczym delikatny kwiat postawiłem na podłodze.
– Wanna czy prysznic?
– Wanna.
Zacząłem przygotowywać kąpiel. Sprawdzając co chwila temperaturę wody łokciem, jak dla niemowlęcia, by nie poparzyć jej delikatnej skóry. Obserwowała mnie z zainteresowaniem. Czekała cierpliwie, licząc widać na pełną obsługę z mojej strony. W końcu wanna została wypełniona w dostatecznym stopniu, przyszła pora by zając się szefową. Rozpiąłem kolejno guziczki eleganckiej bluzki, którą odłożyłem na podłogę niemal z szacunkiem. Zapięcie stanika łatwo ustąpiło pod wprawną dłonią. Pozwoliłem sobie na chwilę przyjemności, przyglądając się jędrnym piersiom. Jeszcze tylko guziczek i zamek spódniczki, by stała przede mną ubrana jedynie w zapach i szpilki. Te ostatnie zrzuciła samodzielnie. Gestem nakazała, bym ułożył ją w wannie. Zanurzyłem panią Dominikę w ciepłej wodzie, pokrytej gęstą pianą. Leżała spokojnie, a głęboki oddech zdradzał pełne rozluźnienie. Minuty mijały w ciszy. Podała mi gąbkę, więc zacząłem obmywać urodziwe ciało. Wyciągała kończyny, by ułatwić to zadanie. Dużo uwagi poświęciłem piersiom, drażniąc z umiarem. Nie pozwoliła jednak dotknąć swojego skarbu. Gdy tylko zacząłem się tam zbliżać, zacisnęła uda. Nie nalegałem.
– Teraz do łóżka i balsam – zarządziła, wstając niespodziewanie.
Otuliłem ją grubym ręcznikiem i ociekającą nieco wodą zaniosłem do sypialni. Ułożyła się wygodnie. Odpakowałem panią Dominikę z ręcznika niczym gwiazdkowy prezent. Balsam nie wymagał nawet specjalnego ogrzania w dłoniach, mogłem więc zacząć natychmiast. Dla odmiany, tym razem od stóp, zmęczonych po całym dniu w pięknych, lecz jakże niewygodnych butach. Masowałem, ugniatałem, próbując przypomnieć sobie choćby najmniejszy detal z podręcznika akupresury. Daremnie. Z wyrazu twarzy widziałem jednak, że instynkt mnie nie zawodzi i sprawiam jej odpowiednią rozkosz. Smukłe łydki, jędrne uda… Przyjmowała dotyk z lubością. Jednak znów zamknęła przede mną dostęp do skarbu, pozwalając jedynie zadbać o pachwiny, a każdą próbę dotknięcia płatków kończąc ostrym sykiem sprzeciwu. Moje twarde dłonie zwiedziły prawie każdy zakamarek jej ciała. Zacząłem wręcz bawić się w próby wyszukiwania włosków, które umknęły depilacji. Te jednak nie ujawniły się, nie dając mi satysfakcji.
Pełny zabieg zajął prawie godzinę, po czym przykryła się cienką kołdrą i bez słowa zasnęła. Nie wiedziałem, czego teraz ode mnie oczekuje. Czy znów mam ją po prostu przytulić, czy też nie? Wymknąłem się z sypialni, by zmyć z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Po wzięciu prysznica wróciłem do łóżka i otuliłem panią Dominikę ramieniem, pozwalając jednak, by dzieliła nas kołdra.
Nie usłyszałem budzika. Może wcale go nie było? Zszedłem do kuchni, w której unosił się zapach smażonej jajecznicy. Niechybny znak, że pani Krystyna wróciła do pracy. Gospodyni powitała mnie szerokim uśmiechem.
– A dzień dobry, jak miło tu pana widzieć o tej porze. Pani uprzedziła, że będzie kawaler na śniadaniu, ale że to pan. Kto by pomyślał? – Roześmiała się serdecznie. – Jak dla dużego chłopa, to śniadanie musi być solidne – powiedziała, nakładając na talerz zacną porcję jajecznicy na boczku.
– Kawusi?
– Nie, dziękuję. Herbatę, jeśli byłaby pani tak miła.
– Oczywiście, oczywiście. Proszę jeść i pędzić do biura. Pani mówiła, że czeka tam na pana.
– Antosia nie je?
– Była raniutko. Zjadła byle co, zanim zdążyłam uszykować i poleciała. Torbę jakąś taszczyła, a jak się zapytałam po co, to mówi, że uczyć u koleżanki się będzie, więc rzeczy na zmianę zabiera. Jakby w domu miejsca nie było – obruszyła się pani Krystyna.
– Ech, ta młodzież … Gdybym wiedział, że takie pyszności pani szykuje, to miałaby mnie tu pani codziennie na śniadaniu.
– Pani coś mówiła, że tak będzie. Że jakieś specjalne zadanie ma dla pana. Prawda to?
– Prawda. Nie wiem jednak na jak długo.
– Oby długo, bo wreszcie będzie dla kogo ugotować. Mój mąż nieboszczyk, to i zjeść i wypić lubił. To i ugotowałam, wino albo nalewkę zrobiłam, a te ptaszyny… Dziubnie, skubnie i poleci. A o tym, że solidnego chłopa tu trzeba, to nie wspomnę.
– Na mnie już czas, pani Krystyno. Pani samochód zabrała?
– Tak mówiła, że taksówkę ma pan wziąć, a wieczorem razem wrócicie.
– Dziękuję i do zobaczenia.
– Leć synku, żeby nasza pani nie czekała zbyt długo.
Czas do wieczora minął standardowo. Bez wodotrysków, bez szaleństw. Mogłem tylko podziwiać kształty pani Dominiki, podkreślone biznesową garsonką. Energiczność ruchu, pasję w działaniu. Licząc, że choć na chwilę mignie skrywana koronka pończoszki. Strzegła jednak swych tajemnic bardzo pilnie. Nawet wsiadając do auta nie dała mi na to szans.
Po powrocie czekało na nas dzieło pani Krystyny. Obiad, a właściwie uczta. Pani Dominika spojrzała na to z przerażeniem, ale serdeczność gospodyni zagłuszyła obawy.
– Ma pani teraz chłopa w domu, to musi zjeść, żeby pożytek z niego był. – Mrugnęła rubasznie. – I pani, i panience tego trzeba.
– Pani Krystyno, proszę dać spokój.
– Ja wiem, co mówię, parę lat po tym padole już chodzę. Kobiecie też się coś od życia należy, a z jakiegoś chuchraka to co pani wydusi?
Uraczyła nas wybornie. Nawet pani Dominika zjadła solidnie. Domowe jedzenie może nie zawsze wygląda pięknie jak na obrazku, za to smak jedyny w swoim rodzaju. Niedościgły dla większości knajpek i restauracji. Posprzątała szybciutko i wybiegła prawie tanecznym krokiem do wnuków, które miały przyjechać do niej wieczorem. Od kiedy ją poznałem, zachodziłem w głowę skąd ma tyle energii, pomimo znacznej tuszy i wieku. Zazdrość wręcz chwytała. Byłem jednak tak objedzony, że wieczorne obowiązki rysowały się jako bardzo trudne zadanie. Z opresji wybawiła mnie pracodawczyni.
– Jestem tak przejedzona, że o niczym nie ma mowy. Proszę mi przygotować kąpiel. Wczorajsza była idealna, więc chcę powtórki, z balsamowaniem włącznie.
No, tyle to dam radę, tym bardziej, że noszenie po schodach odpadło.
Pani Krystyna zadbała wręcz, by kolejne dni potoczyły się tym samym rytmem. W piątek jednak musiałem coś załatwić.
– Pani Dominiko, w wiadomej sprawie jestem wieczorem umówiony z kolegami. Znając ich zwyczaje, nie ma szans, bym wrócił dziś i o własnych siłach.
– Dobrze, niech pan jedzie i czekam na raport. Kiedy pan wróci?
– Stawiam na sobotę wieczór, może niedziela rano. Wcześniej raczej nie będę mógł prowadzić.
– To proszę wrócić taksówką.
– Bez obrazy, ale tęsknię za swoim autkiem
– Gdyby należało do mojej firmy, już by było na złomie.
– Na szczęście jest moje i darzę je miłością wzajemną – odparłem zadziornie.
– Niech pan już lepiej idzie, jakoś poradzę sobie tu bez pana. Tośka ma dziś wrócić.
– Do zobaczenia więc.
Odprawiła mnie skinieniem głowy.
Koledzy czekali, a jakże. Domek nad jeziorem, ognisko, no i pękło kilka flaszek. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Chłopaki byli nawet źli, że powstrzymałem powstanie spółki, bo obserwowali rozwój wydarzeń i liczyli na szybki, medialny sukces. Gość dobrze się maskował, a szefowa stanowiła łatwiejszy i co więcej, znany cel. Byłby szum w prasie i telewizji, skok w statystyce wykrywalności, a że efekt w sumie zerowy, kogo to obchodziło. Wódeczka ukoiła ich ból. Pogadaliśmy trochę i obiecałem, że spróbujemy typa szarpnąć wspólnie. Było grubo. Jakimś cudem ktoś mnie odstawił do mieszkania, bo stało się to, że czasem trafia się taki piątek, po którym soboty po prostu nie ma. Doszedłszy nieco do siebie, zadzwoniłem do pani Dominiki. Przywitała mnie nadzwyczaj miłym tonem.
– Witam. Wrócił już pan do żywych?
– Dzień dobry. W zasadzie tak, ale jeszcze chwilę muszę poczekać z prowadzeniem.
– Dowiedział się pan czegoś ciekawego?
– W dużym skrócie, nowa spółka miała zostać pralnią kasy dla łańcuszka VAT oraz po rozpędzeniu się zrobić kilka przerzutów papierosów na Zachód. Mój ulubieniec miał wyjść z tego czysty jak łza, a pani… No cóż, pani miała za to wszystko zapłacić, gdyby coś poszło nie tak.
– Czyli chciał mnie wpierdolić na minę, kurwa mać.
Nigdy nie słyszałem, aby się tak wyrażała, więc musiałem mieć głupią minę.
– Mniej więcej właśnie tak, szczegóły znajdzie pani w raporcie, który właśnie piszę.
– Dobrze. Jeśli da pan radę, to proszę przyjechać, choćby w nocy.
– Oczywiście.
Rozłączyła się raptownie, jak miała w zwyczaju rozmawiając ze mną. Dokończyłem spokojnie raport. Pozbierałem do torby kilka rzeczy, których ostatnio mi brakowało. Ubłagałem sąsiadkę, by spróbowała odratować moje kwiatki, z których usilnie próbowałem zrobić wersje pustynne. Jeszcze tylko kontrolne dmuchnięcie w alkomat i zadowolony, późną nocą dotarłem do „Babińca”.
Wnętrze domu spowijał mrok. Zostawiłem torbę w holu i poszedłem wprost do sypialni pani Dominiki. Pod drzwiami pokoju Antosi zauważyłem jednak nikłą smugę światła. Uchyliłem ostrożnie drzwi i zacząłem ją obserwować. Leżała na łóżku, w takiej samej koszulce, jak pamiętnego ranka, w towarzystwie notebook’a. Wyświetlała jakiś tekst, który pochłonął ją całkowicie. Gdy tylko skończyła czytać, jego miejsce zajął film, na którym dojrzały facet ostro kochał się z młodą dziewczyną. Paluszki Tośki zaczęły bawić się kędziorkami, by po chwili zniknąć w wilgotnej szczelince. Zaledwie kilka ruchów wystarczyło, by doszła. Spektakl trwał tak krótko, że aż oszołomiła mnie jego gwałtowność. Wszedłem do pokoju. Zaskoczona, okazała początkowo niepokój, jednak jej twarz szybko się rozpromieniła.
– Wystraszył mnie pan.
– Przepraszam, nie powinienem cię nachodzić o tej porze. Wiesz …
– Coś się stało?
– W zasadzie tak. Czuję się winny za tamten poranek i choć nie wiem jak, chciałbym to jakoś wynagrodzić.
– Może to głupie, ale ja chyba podświadomie tego chciałam. – Spuściła zawstydzona oczy.
Podniosłem jej brodę do góry. Z oczu ciekły łzy. Pocałowałem ją delikatnie, ale za cholerę nie wiedziałem, co powinienem zrobić dalej. Nie potrafiłem postępować z kobietami, a z takimi delikatnymi to już zupełnie.
Wzrok przypadkowo spoczął na paluszkach, ciągle lśniących od soków. Uklęknąłem odruchowo między jej nogami, próbując łagodnie przekazać żar, który się we mnie tlił. Pocałunki okryły cały skarb. Palec lewej dłoni penetrował powoli wnętrze, a prawej szukał sposobu wzbudzenia rozkoszy, pieszcząc kuleczkę. Język dostarczał wilgoci we wszystkie miejsca, które jeszcze tego potrzebowały. Wsunąłem dodatkowo drugi palec w rozgrzaną cipkę, kierując nacisk na górną ściankę. Powolne, posuwiste ruchy przeplatały się z rozwieraniem i złączaniem palców. Pocieranie kuleczki i warg, z kolistymi ruchami w obu kierunkach. Pocałunki z zasysaniem i przygryzaniem. Eksplodowała. Uniosła biodra wysoko nad łóżko, by opaść w spazmach. Nie chcąc sprawić dyskomfortu podrażnionemu wnętrzu wycofałem się.
Leżała z głową na moim torsie, wsłuchując się w oddech.
– Idzie pan teraz do mamy?
– A chcesz tego?
– Wolałabym, aby pan został.
– Ok, zostanę. Teraz śpij.
Zasnęła ufnie wtulona. No i masz babo placek. Przez tę moją słabość chyba nie wyjdę z tego wszystkiego z honorem. Pomartwię się tym jutro. Też odpłynąłem w niebyt.
VIII
Mimo uczucia spełnienia, które dałem Tośce, nie spałem tej nocy dobrze. Ciągle powracały sny, w których gościły stare demony. A gdy wreszcie się ich pozbyłem, nadszedł niedzielny ranek. Wiedziałem, że pani Krystyna ma wolne, więc śniadanie nie będzie czekać gotowe na stole. Młoda spała za to całą noc, mocno wtulona we mnie. Jakże przypominała w tym matkę. Każda z nich potrzebowała pewnego wsparcia. Pani Dominika, doświadczona życiem, szukała odskoczni, Antosia dokładnie odwrotnie – przewodnika, który poprowadzi ją przez w sumie nadal trwający proces dorastania. A ja miałem ciągłe odczucie, że obie nadmiernie mi ufają, oddając swoje ciała, a poniekąd i dusze, pod moje skrzydła. Zdołałem wstać, nie budząc dziewczyny. Przekręciła się jednak na łóżku, powodując, że koszulka odsłoniła jej skarby. Westchnąłem tylko ciężko i z poważnym bólem podbrzusza zszedłem do kuchni. Musiałem się czymś zająć. Nie chciałem znów siadać przed komputerem, ślęczeć długie godziny. Na bieganie też nie miałem ochoty, ale była pewna rzecz, której mogłem się z zapałem poświęcić. Jedzenie, a właściwie jedzenie i jego przygotowywanie. Skoro dziewczyny jeszcze spały, to miałem szansę. Mistrz kuchni ze mnie żaden, ale … braki nadrabiałem zapałem. Kanapeczki, kawusia, herbatka, a na koniec drobny rabunek na ulubionym klombie, dziele pani Krystyny, który pozwolił na ozdobienie stołu świeżymi kwiatami.
Mogłem teraz spokojnie czekać na moje panie. Tylko czy na pewno spokojnie? Czy szefowa nie będzie marudzić, że nie spędziłem nocy w jej sypialni, a Tośka, że nie obudziłem zwinnym językiem? Balansowałem na naprawdę cienkiej linie, inni powiedzieliby, że igram z ogniem, ale jak odmówić takim kobietom? Z tych rozważań wyrwał mnie głos pani Dominiki.
– O, jak miło! Już miał pan dostać burę, że nie zjawił się wieczorem, a tu taka miła niespodzianka. No proszę, kolejny ukryty talent.
– Nie ukryty, tylko tutaj niepotrzebny. Przez tyle lat musiałem przecież coś jeść, a jaki żołądek wytrzyma ciągłe barowe żarcie? A do tego, jak mógłbym próbować konkurować z panią Krystyną?
– Faktycznie, byłoby to ryzykowne, ale lubi pan adrenalinę, bo kwiatki jakieś znajome – dodała z uśmiechem.
– Proszę nic jej nie mówić. Spróbuję ją jutro jakoś obłaskawić, ale po prostu brakowało na stole czegoś ożywczego.
Nagle do kuchni, cała w skowronkach, wparowała Tośka.
– Cześć mamo, a panu … – Wpiła się łakomie w moje usta, zarzucając ręce na szyję. – Dzień dobry.
Pani Dominika wyglądała na zbitą z tropu.
– Coś mnie ominęło?
Stwierdziłem, że kombinacje nie przyniosą nic dobrego. Mam do czynienia z kobietami inteligentnymi. W końcu, skoro obie dają mi tyle przyjemności, to zwodzić którąkolwiek nie ma sensu.
– Przyjechałem późno i … – Tośka zaczęła mnie świdrować wzrokiem. – Antosia jeszcze nie spała, więc dotrzymałem jej towarzystwa.
Pani Dominika przyjęła to wytłumaczenie nadzwyczaj chłodno, od razu zmieniając temat.
– Ma pan dla mnie raport?
– Tak, choć jeszcze nie wydrukowany. Zbyt długo nie byłem w domu i moja stara drukarka odmówiła współpracy. Użyłem środków przymusu bezpośredniego, ale nie puściła farby. – Mój dowcip rozśmieszył tylko Tośkę.
– Czy pan kiedyś jest poważny?
– Zawsze – odpowiedziałem grobowym tonem.
To dotarło już do obu pań i reszta śniadania upłynęła w przyjaźniejszej atmosferze. Młoda świergotała wesoło, zasypując matkę opowiadaniem o studiach, koleżankach i imprezie, którą zaliczyła podczas swojej nieobecności, by w końcu zapytać:
– A wy, bardzo byliście niegrzeczni, gdy mnie nie było?
Pani Dominika zakrztusiła się kawą.
– A tobie, smarkulo, co do tego?
– Mamusiu, nasz opiekun ma przecież wiele talentów. I nie mów mi, że nie próbujesz ich odkrywać – odpowiedziała z uśmiechem.
– Ty chyba też?
– Owszem. I powiem ci, że jestem nimi zachwycona.
Siedziały tak sobie rozmawiając. O mnie, przy mnie, ale jak by mnie tam nie było. Czekałem aż zaczną szeptać sobie do uszu, pokazując palcami rozmiar mego przyjaciela, śmiejąc się przy tym niczym podlotki, przyjaciółki ze szkolnej ławki, a nie matka i córka. O nie moje panie! Tak się nie będziemy bawić. Stolik był dość mały, więc dałem radę położyć dłonie na ich udach. Niby nigdy nic, wędrując do słodkich gniazdek, czekając, która nie wytrzyma pierwsza. Reakcja nastąpiła prawie równocześnie. Obie zacisnęły uda zanim dotarłem do celu. Antosia zarumieniła się i raptownie wstała od stołu.
– To ja pójdę się ubrać, chyba … – zawiesiła głos, po czym odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła z kuchni.
Pani Dominika ze stoickim spokojem odsunęła nogi.
– A my, myślę, że możemy przy kawie omówić raport, nieprawdaż?
– Oczywiście. Już podaję.
Czas do obiadu upłynął na szczegółowej analizie sprawozdania. Wyjaśnianie meandrów łańcuszków VAT wcale nie okazało się proste. Nigdy nie byłem księgowym, czułem się w tym świecie obco. Szefowa jednak, po latach doświadczeń z prowadzeniem własnej firmy, szybko zrozumiała zasady i na koniec to ona objaśniała co bardziej złożone kwestie mnie, a nie na odwrót. Mogłem zrewanżować się opisem sposobu, w jaki nasz przyjaciel ukrywał swoje dochody. Przy równoczesnej, kryształowej kartotece. Dla kumpli nie był jednak tylko anonimowym klientem. Znali go i układali własny plan. W czasie imprezy nawet próbowali przekonać, bym urobił panią Dominikę na tyle, aby zgodziła się pomóc w sprawie. Powiedziałem jej o tym, ale ostrzegłem, że z takich zabaw nie można wyjść bez siniaków. Na szczęście, ona również nie bardzo się do tego rwała. Poprosiła jedynie, żebym przekazał wiadomość, iż rozważy sprawę, jeśli złożą oficjalną propozycję. Oboje wiedzieliśmy, że szanse na to są znikome, ale dobra wola zostanie wykazana. Szykując kolejne napoje poczułem głód. A przecież dopiero co zjedliśmy śniadanie. Spojrzałem na zegarek.
– No tak, czas na obiad – oznajmiłem. – A w zasadzie, to na jego przygotowanie.
– Obiad też pan ugotuje? Bo chciałam coś zamówić.
– Taki jest plan. Pani Krystyna dba o zaopatrzenie. W związku z tym, będą kawalerskie schabowe.
– Schabowe? Tylko to mamy w lodówce? Niemożliwe.
– Lodówka jest pełna, ale to jedna z niewielu rzeczy, które potrafię przyrządzić.
– Jestem trochę nieufna, ale niech pan działa. Ja chyba pójdę do ogrodu, poleżeć na słoneczku.
– Proszę wypoczywać, a ja zajmę się wszystkim. Będzie to dla mnie miła odmiana.
Obserwowałem, jak wychodzi. Zarysy zgrabnej, nagiej sylwetki pod półprzeźroczystym materiałem szlafroczka. Twardniałem wyraźnie. Dotarło do mnie, że przez cały ten czas nie zaglądałem moim paniom w dekolty lecz obserwowałem twarze, mimikę, oczy, ruchy ciała jako całości. Pora jednak zadbać o obiad. Miałem to danie opanowane do perfekcji, więc po niedługim czasie byłem gotów. Zapach rozchodził się po domu, wabiąc dziewczyny. Ubrane w letnie sukienki promieniały radością. Spodziewałem się komplementów, a tu cisza. Zjadły, ale milczą.
– Coś nie tak? Czyżbym przesadził z przyprawami?
– Właśnie uzgodniłyśmy. Ma pan tę pracę.
– Nie rozumiem.
– Od dziś, w niedzielę, to pan gotuje. Werdykt jest jednogłośny i nieodwołalny – powiedziały niemal chórem.
– No dobrze, a jakie warunki wynagrodzenia?
Pani Dominika znów objęła przywództwo.
– Wieczorem może pan wybrać, w której sypialni spędzi noc. Zgodzisz się ze mną kochanie? – Spojrzała znacząco na córkę.
– Jestem za. A pan?
– Wygląda na to, że wszystko już postanowione. Jak mam odmówić takiej propozycji?
W rzeczywistości w mojej głowie kłębiło się wiele myśli. Czy dziewczyny chcą teraz urządzić zawody w kuszeniu? Czy rano nie będzie dąsów, że akurat nie do tej przyszedłem? Czy jednak nie preferować szefowej, bo w końcu to ona płaci moje faktury? Ta jakże atrakcyjna propozycja mogła zamienić się w pułapkę. Cholera, że też nie dałem rady powstrzymać się i z żadną nie iść do łóżka. Wiódłbym nadal spokojne życie, bez większych moralnych rozterek.
– Co taki pan zamyślony? Propozycja nie jest dość atrakcyjna? – zapytała Tośka.
– Jestem nią oszołomiony. Kawa na tarasie?
– O tak.
No i zaczęło się. Cicha rywalizacja o moją skromną osobę. Uśmiechy, ocierania, dekolty, głębokie skłony, puszczanie oczek, rozchylanie nóżek na leżaczkach. Przygniatało mnie to. Dopiero pierwsze takie popołudnie, a ja już miałem ochotę uciekać. Do tej pory zachowywałem przynajmniej złudne wrażenie, że zaspokajam potrzeby, ale mam wybór. Teraz wiedziałem, że z jedną z nich będę musiał spędzić noc. Obie tak atrakcyjne, tak namiętne. Przydałby się jakiś znajomy szaman, który dałby cudowne zioło dobrego wyboru i wiecznej chęci. Ech, chyba rzucę monetą.
Nadchodził powoli wieczór. Po początkowej euforii, dziewczyny nieco ostygły i dawało się wyczuć rosnące pomiędzy nimi napięcie. Nie, nie robiły sobie żadnych złośliwości, ale każda chciała wygrać. A może spędzić tę noc na kanapie w salonie? Byłem pewien, że wtedy zirytowałbym obie i wyszłoby jeszcze gorzej. Pora działać.
– Moje drogie panie. – Zabrzmiało to może zbyt oficjalnie, ale musiałem je jakoś uspokoić. – Czy możemy jednak zmienić zasady?
– Nie – odpowiedziały razem.
– Ale …
– Musi pan wybrać – dodała Antosia.
– Nie będzie jutro dąsów i takich tam? – Postanowiłem podzielić się swymi rozterkami.
– Proszę się o to nie martwić. Jesteśmy dorosłe. – Usłyszałem w odpowiedzi od pani Dominiki.
Nic nie ułatwiają, po prostu nic.
– W takim razie, zdecydowałem. Może nie spodoba się wam uzasadnienie. Trudno. Ponieważ w tygodniu zasadniczo pozostaję do dyspozycji pani Dominiki, dzisiejszą noc spędzę z Antosią. Czy są głosy sprzeciwu? Nie ma? Dziękuję.
Szefowa wyraźnie nie była zadowolona, ale przyjęła werdykt z godnością i zachowała milczenie. Tośka za to rzuciła mi się na szyję, szepcąc do ucha:
– Nie zawiedzie się pan. Obiecuję.
Chciałbym mieć jej pewność. Poczekam jednak do nocy, a właściwie poranka, bo coś mi mówiło, że będę musiał ciężko odpracować tę zniewagę.
Tośka czekała ubrana jedynie w zapach. Leżąc na boku, podpierała głowę ręką. Mnie okrywał jeszcze przewiązany w pasie ręcznik. Odrzuciłem go, kładąc się obok dziewczyny. Męskość była gotowa, chciałem posiąść młodą gwałtownie, pragnąc jednocześnie, by ta chwila trwała jak najdłużej. Musiałem zdusić nieco w sobie ten ogień, by nie zakończyć wszystkiego po trzech minutach. Muskałem więc ustami jej szyję, skłaniając do ułożenia się na plecach. Szorstki zarost drapał ją i łaskotał. Podążyłem więc na południe. Już pierwszy dotyk piersi zaowocował twardymi jak kamyczki brodawkami i szybszym oddechem. Przygryzłem jedną, by dłonią pieścić drugą. Ważyłem w dłoniach, ściskałem i gładziłem. Przez brzuszek doszedłem do zadziornych kędziorków. Pieszcząc ją tak samo, jak poprzedniej nocy, tylko jeszcze szybciej, doprowadziłem do szczytu. Soki wypływały obficie. Tak, teraz była gotowa, by w nią wejść. Wsunąłem przyjaciela w pulsującą ciągle cipkę. Twarz przeszył grymas bólu, wynikający zapewne z nadmiernej wrażliwości. Dobiłem jednak do końca. Otuliła mnie nogami w pasie. Leżeliśmy ponownie na boku. Pochłaniała mnie głęboko, ale w bezruchu. Gładziłem jej twarz i włosy.
– Chciałam dać panu spełnienie, a znów to ja coś otrzymałam.
– Wiesz, że lubię mocno i głęboko, a przecież zasługujesz na tyle delikatności.
– Ale ja chcę. Chcę to panu dać, bo nie zasnę.
– Ciii. – Zamknąłem jej usta pocałunkiem. – Będzie głęboko, ale powoli.
Podjąłem delikatne ruchy biodrami. Czułem, że po pełnym napięcia popołudniu nie potrzebuję wiele. Otuliła mnie jeszcze mocniej, zaciskając rytmicznie mięśnie swojego skarbu. Jej wilgoć i zaangażowanie było właśnie tym, czego najbardziej pragnąłem. Spełnienie nadeszło szybko. Poczuła to wyraźnie, choć oprócz pokładów nasienia, które w nią tryskały, jedynie głębszy oddech mógł mnie zdradzić. Teraz to ona gładziła moją twarz, a w jej oczach zobaczyłem coś, co na chwilę mnie zaniepokoiło. Zaczęła zasypiać z wyrazem błogiej radości na twarzy, a ja mięknąc opuszczałem gościnne wnętrze. Do mnie sen jednak nie przychodził. Wsłuchiwałem się w ciszę, po raz kolejny rozmyślając, czy dobrze wybrałem, czy jednak nie pójść do pani Dominiki i dać jej to, czego oczekiwała. Przez drzwi doszedł jednak z jej pokoju stłumiony jęk. Wiedziałem, że znalazła zapewne wibrujące zastępstwo. Substytut, który być może dla niej uratował tę noc, a mnie dał szansę na rozgrzeszenie. Cichutki oddech tuż obok hipnotyzował. Zasnąłem.
Przejdź do kolejnej części – Najemnik IX-X
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2023-03-04 at 00:17
Dobry wieczór, Szariku!
Kolejny odcinek (czy raczej dwa rozdziały) Najemnika nie zawiódł! Trójkąt z matką i córką staje się coraz bardziej nabuzowany emocjami, zazdrością i współzawodnictwem. Jak rozwiąże to nasz narrator? Tym bardziej, że Tosia zdaje się w nim co najmniej durzyć? Fabuła kryminalna schodzi tym razem na dalszy plan, ale mam nadzieję, że wróci niebawem. Ile można czytać o posiłkach spożywanych w towarzystwie dwóch roznegliżowanych pań? No dobrze, można i to długo 🙂 Zwłaszcza gdy wieczorem dają naszemu bohaterowi taki wybór.
Bawiłem się dobrze, liczę niedługo na więcej!
Pozdrawiam
M.A.
Szarik
2023-03-05 at 20:47
Witaj M.A.,
dziękuję za kolejne pozytywne słowa o mojej pracy. Tak, wątek kryminalny powróci jeszcze, mam nadzieję, że nie zgubię jednak również emocji. A kuchnia? Cóż … Miejsce wszelkich rozkoszy 😉
Prace trwają i mam nadzieję, że tym razem kolejna część pojawi się szybciej.
Pozdrawiam
Sz.
Absent absynt
2023-03-04 at 16:13
Łatwość z jaką matka i córka pogodziły się z sytuacją, w której obie romansują z tym samym facetem wydaje mi się mocno podejrzana i przywodzi na myśl niektóre produkcje filmowe spod znaku różowej landrynki 🙂 fabuła niestety wciąż w dawkach homeopatycznych. Za co Dominika płaci swojemu podwładnemu, skoro jego jedyną aktywnością zawodową jest najebka z dawnymi kumplami ze służb? Powoli jego praca zaczyna przypominać karierę żigolaka i to harującego na dwa etaty. Jak tak dalej pójdzie, bez viagry się nie obejdzie 🙂
Szarik
2023-03-05 at 21:00
Trucizna sączona powoli acz systematycznie bywa skuteczna, czas pokaże czy mnie się ta trudna sztuka uda. Jego rola jest niejednoznaczna, ale czyż każdego dnia nasze kontrakty nie przekraczają granic? Mam nadzieję, że kolejna część da Ci więcej satysfakcji z czytania 🙂
Emilia
2023-03-07 at 10:44
Spokojny, wręcz wyluzowany odcinek. Narrator kopuluje, narrator chleje, narrator je i odpoczywa. Bardzo przyjemnie się to czyta jako przerywnik przed dalszą akcją. Każdemu wszak należy się trochę relaksu, zwłaszcza gdy wybrał ryzykowną ścieżkę kariery!
Szarik
2023-03-09 at 20:19
Przyjdzie jeszcze czas na nieco więcej dynamizmu 😉 godne zaspokojenie takich niewiast prostym zadaniem nie jest, a nasz bohater swój wiek ma, dajmy mu więc czasami chwilę odpocząć 🙂
Nefer
2023-03-08 at 21:17
Niebezpieczne związki. (-:
Szarik
2023-03-09 at 20:21
Listów jednak nie pisze i intrygi nie knuje, lecz kobiecym ogniem się syci 😉