Bożek XI-XII – Finał (Szarik)  3.95/5 (7)

15 min. czytania

Źródło: Wikipedia

XI

Zastanawiające, jak nastawienie szefów zmienia się wraz z końcem kontraktu, gdy chcą by człowiek został w firmie na dłużej. Nagle okazuje się, że rzeczy nierealizowalne stają się dostępne na wyciągnięcie dłoni. W moim skromnym przypadku był to własny pokój. Nie, żebym nie lubił siedzieć i pracować ze swoimi ludźmi, ale idea open space nie trafia do mnie zupełnie. Czasem po prostu trzeba pogadać mniej lub bardziej poufnie, a tu lipa, albo konspira przy ekspresie do kawy. Dziecinada. Przypadł mi więc w udziale pokoik z widokiem przez otwarte drzwi na moją grupę. Blisko, ale jednak prywatnie. Nie zmieniało to faktu, że dzisiaj trafił się dzień pod psem. Wszystko, co mogło pójść źle, tak właśnie poszło. Z jednym, małym wyjątkiem. Skończyłem tę cholerną prezentację. A co najważniejsze, bezkrytycznie uznałem, że jest całkiem dobra. Ciekawe, co zrobiła ulubienica, gdyż czas konfrontacji nadchodził wielkimi krokami. Dużo gorących i niecenzuralnych słów padało z moich ust wraz z każdą nadchodzącą wiadomością w poczcie elektronicznej. Masa pierdół odciągających myśli od meritum zadań, ale do wykonania na wczoraj i to z najwyższym priorytetem. Ktoś musiał zarabiać na tym ciężkie pieniądze, że przychodziły w takim tempie. Siedziałem więc z nosem wlepionym w ekran, próbując wykonać wszystkie te rzeczy, którymi mnie zarzucono. Tworząc równocześnie wokół siebie atmosferę napięcia i wrogości. Wszyscy szerokim łukiem omijali moją pieczarę, a tylko nieświadomi podejmowali próby kontaktu telefonicznego, skazując się na wysłuchiwanie złowrogiego warczenia.

Wyczułem, że ktoś wszedł do pokoju. Nie zamierzałem gościa zaszczycić nawet spojrzeniem. – „Niech mówi i sp…” – Kołatało się w łepetynie. Zamiast słów dotarł do mnie szczęk klucza przekręcanego w zamku. Uniosłem więc na intruza wzrok bazyliszka. Przy drzwiach stała ona. Jakim cudem znów przemknęła przez ochronę, nie wiem. Stała, patrząc na mnie. Wzrok stanowił mieszaninę hardości, niepewności i żądzy. Krótka, szara sukienka podkreślała kształty, nogi okryła zapewne pończochami, bo nie dostrzegłem ani kawałka nagiej skóry. Czekała. Jej siła topniała w konfrontacji z moim wzrokiem. Miękła, potulniała. Skinieniem głowy przywołałem ją do siebie. Podeszła więc bliżej, zatrzymując się o krok przede mną. Obróciłem fotel w stronę niespodziewanego gościa.

– Uklęknij – wydałem krótki rozkaz.

Opadła na miękką wykładzinę. Rozpiąłem rozporek, zsuwając spodnie. Pan Niewielki leżał potulnie, zupełnie nienastawiony na igraszki. Wyciągnęła dłoń, próbując go uchwycić.

– Tylko usta. – Kolejny, suchy komunikat.

Miała wyraźne problemy z wykonaniem tego polecenia. Rozsunąłem więc nogi, dając jej więcej miejsca. Położyła dłonie na moich udach i pochyliwszy się, chwyciła go w usta. Dopiero ich ciepło, wilgoć oraz praca zwinnego języka sprawiły, że zaczął rosnąć. Ruchy głową, ssanie. Zmasowany atak bodźców obudził drania do życia. Powstał i stwardniał.

– Dość. Odwróć się, ale nie wstawaj z kolan.

Ponownie posłusznie wykonała rozkaz, chociaż widziałem, że czuła się zawiedziona. Wiem, że lubi pieścić go ustami. Skoro jednak weszła nieopacznie w moją mroczną strefę, musiała liczyć się z nie zawsze przyjemnym niespodziankami. Wstałem z fotela, wstawiłem stopę pomiędzy jej łydki, dając znak, że ma je rozsunąć. Gdy miejsca zrobiło się znacząco więcej, klęknąłem za nią. Wciągnęła głęboko powietrze, jakby chciała wchłonąć cały mój zapach. Ja również wziąłem oddech, prąd powietrza poruszył jej włosami. Popchnąłem lekko, a  ona opadła na ręce.

– Głowa niżej, tyłek wyżej!

Klęczała przede mną z bezwstydnie wypiętymi pośladkami. Sukienka uniosła się, ukazując brzeg pończoch. Zatem nie pomyliłem się. Złapałem za krawędź i zarzuciłem materiał na plecy. Palec wtargnął pod koronkę majteczek, odciągając je na bok. Przystawiłem łeb do rozkosznej groty, próbując wepchnąć się w głąb. Suchość zewnętrznych płatków powstrzymała mnie jednak. Złapałem za pośladki, otwierając ją szeroko. Wewnętrzna wilgoć sprawia, że w takiej sytuacji szorstkość i opór zanikają, pozwalając wniknąć bez przeszkód. Jednym pchnięciem i do końca. Puściłem więc pośladki, pozwalając jej zacisnąć się na mnie. Jedna dłoń wylądowała na lędźwiach, druga wplotła się we włosy. Dobijałem mocno. Raz za razem, wywołując głośne i wilgotne mlaśnięcia jej skarbu. Równo, można by rzec, wręcz mechanicznie. Trzymana za włosy, nie miała szans na ucieczkę. Poczułem niedosyt doznań, więc dłoń bez ceregieli puściła loki, znajdując nowe miejsce pomiędzy jej nogami. Perełka została poddana miętoszeniu. Bez cienia delikatności, wilgoć roztarta po gołych fragmentach skóry. Palec dotarł do miejsca, gdzie wnikałem w gorące wnętrze. Wędrowiec wysunął się, dając miejsce kompanowi, wrócił jednak, nie czekając na wycofanie się zastępcy. Ciasno, zbyt ciasno. Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Wyciągnąłem palec, by wypełnić znów głęboko. Ręką zacisnąłem płatki. Nie miałem ochoty na nią czekać. Spełnienie przyszło nagle. Ciepła fala wylała obficie. Musiała poczuć tę eksplozję wilgoci, z moich ust nie wydobył się jednak żaden jęk, którego zapewne oczekiwała. Tylko dyszenie i nagły bezruch. Niewielki kurczył się powoli, aż wypadł, powodując, że gorąca struga pociekła po udzie. Poprawiłem jej majtki, zasłaniając rozpalone wnętrze, by po chwili, na wypiętym tyłeczku, ułożyć również sukienkę. Wstałem. Uniosła się z przedramion.

– Odwróć się i podziękuj.

Nie oponowała. Ciepło ust otuliło mój czubeczek, a język przeciągnął po całej długości. Zadrżałem. Uniosłem jej brodę, składając głęboki pocałunek na pełnych wargach. Patrzyła na mnie, gdy podciągałem i zapinałem spodnie. Fotel i mój tyłek połączyły się ponownie we właściwy sposób, a wzrok wpił się w ekran. Tylko szczęk zamka poinformował, że wyszła. Targnęły mną sprzeczne uczucia. Uszczęśliwione lędźwie, kontra emocjonalna pustka. Oddała mi się, nie oczekując nic w zamian, nie marudząc, nie dąsając się. A ja posiadłem ją niczym pan i władca. Z trudem próbowałem ponownie skupić się na pracy. O ile dawanie jej rozkoszy, w każdy możliwy sposób, budowało moje ego i sprawiało nieopisaną przyjemność, to branie bez wzajemności przychodziło z trudem. Wielokrotnie, w domowych pieleszach, próbowała mnie do tego przekonać. Bez skutku, a teraz nagle uwolniła się zwierzęca natura. Czy okoliczności to tłumaczą?

– Szefie, czy mogę zająć chwilę? – Głos ulubienicy wyrwał mnie z moralnych rozterek.

– Tak, słucham – kłamałem jak z nut, bo zamiast słuchać, miałem ochotę na dalsze poddawanie się samobiczowaniu. Muszę przyznać, że zmieniła się po zawarciu naszej umowy. Zniknęły super krótkie spódniczki, świecenie po oczach koronkami, bądź nagim ciałem oraz obcisłe do granic możliwości ubrania. Nagle wpisała się w korporacyjny styl, styl perfekcyjnej pracownicy. Ołówkowa spódnica, sięgająca na regulaminowe dwa palce nad kolano, bluzki bez dekoltów, nogi zawsze okryte nylonem, włosy ułożone, makijaż stonowany. Ogień i woda. Widziałem jednak, że ciągle obserwuje mnie w napięciu, czy dotrzymam obietnicy.

– Chciałam tylko powiedzieć, że moja prezentacja jest już gotowa. – Spuściła wzrok, jak gdyby bała się negatywnej reakcji. Biorąc pod uwagę, co właśnie przeżywałem, miałem ochotę po prostu powiedzieć jej, żeby przyszła jutro, gdy już sam przed sobą odkupię winy egoizmu. Wiedziałem, że gdyby moja sąsiadka usłyszała, jak katuję swoje ja, miałaby całkowitą rację besztając mnie od głupców. Chciała przecież przede wszystkim, abym był sobą, z moimi wadami oraz zaletami, a nie tylko chodzącym ideałem ciepła i delikatności. Często budującym sztuczny mur, nie pozwalający jej do mnie dotrzeć. Nie czas jednak na to. Pora złapać byka za rogi.

– Dobrze. Proszę poinformować resztę, że za godzinę zbieramy się w celu oceny materiału przed prezentacją dla zarządu. A i proszę przygotować jakieś kartki, kartonik, worek, cokolwiek do głosowania.

Dygnęła grzecznie i bez słowa opuściła pokój. Po chwili do mnie również dotarła przesłana pocztą elektroniczną wiadomość o terminie spotkania. Stało się. Trzeba będzie się z tym zmierzyć, prawdę mówiąc, czułem się zresztą dość pewny siebie.

Nadeszła godzina „W” i wszystkie moje mróweczki karnie zgromadziły się wokół rzutnika.

– Słuchajcie. Krótko i szybko. Mamy dwie prezentacje i dziś w ramach odmiany, wybierzemy jedną z nich przez tajne głosowanie. Nie powiem kto jest autorem, żeby nie psuć zabawy i obiektywizmu wyboru. Zaczynamy.

Skinąłem głową ulubienicy. Wysłałem jej wcześniej moje dzieło, wyznaczając równocześnie rolę operatora rzutnika. Ekran rozjaśnił się i lawina ruszyła. Przedstawiła swoją pracę jako pierwszą. Troszkę mnie tym zaskoczyła, bo myślałem, że będzie próbowała zachować hierarchię. Wiedziała jednak, co robi. Stałem z otwartymi ustami. Była dobra, cholernie dobra. Szczęście, że wszyscy wpatrywali się w ekran, no prawie wszyscy, dzięki temu ominął ich widok zaskoczonego szefa. Jednak jedna para oczu spoglądała nieustannie na mnie. Udało mi się podnieść opadającą szczękę, by nie dać jej zbyt wielkiej satysfakcji. Aplauz poinformował mnie, że pogrom już się skończył. Bez chwili wahania uruchomiła kolejny pokaz. Mój twór, z którego byłem taki dumny, wypadł w porównaniu mizernie. Ograła mnie taktycznie jak dziecko. O wynik głosowania mogła być spokojna. Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, a okazało się świetne. Przełknąłem ciężko ślinę.

– Widzę, że już wszyscy zagłosowali. – Szybko przeliczyłem głosy. – Większość wybrała prezentację pierwszą.

– Szefie, a można dokładniej? – Któryś z chłopaków drążył temat.

– Ok., na propozycję drugą oddany został tylko jeden głos. Jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, to wracamy do pracy. Panią proszę do mnie. – Wskazałem na ulubienicę.

Przepuściłem ją w drzwiach, przekręcając za nami klucz w zamku.

– Muszę pogratulować wspaniałej pracy. Myślę, że premia pani nie ominie.

– Dziękuję, szefie. – Spuściła skromnie wzrok.

– Przypuszczam, że nie o premię jednak chodzi, a o to, czy dotrzymam słowa?

Przytaknęła.

– Teraz?

– Jeśli mogę prosić – prawie to wyszeptała – tak, teraz. – Głos nabrał zdecydowania.

Patrzyła zahipnotyzowana na moje dłonie, rozpinające kolejne guziki koszuli. Nie zamierzałem się wykręcać. Umowa to umowa, słowo się rzekło. Odwiesiłem szmatę na oparcie fotela, chciałem uwolnić z kolei mój tłuszczyk, skrywany przez podkoszulek, powstrzymała mnie jednak.

– Spodnie. – Zabrzmiało to niczym rozkaz.

Zdjąłem więc dolną część garderoby, pozostając w bieliźnie. Zwilżyła usta czubeczkiem języka.

– Co teraz pani sobie życzy? – ironizowałem.

– Gatki.

Posłusznie kontynuowałem obnażanie. Przy podkoszulku nie czekałem na jej zdanie, tylko również ściągnąłem. Mierzyła wzrokiem każdy kawałeczek mojego ciała. Czułem się nawet trochę rozczarowany, bo mój przyjaciel został obdarzony jedynie przelotnym spojrzeniem.

– Proszę się obrócić.

Poczułem palący wzrok na tyłku, najzgrabniejszej chyba części mojego cielska. Nie widziałem, co robi.

– Proszę się obrócić. – Zabrzmiało ponownie.

Wykonałem polecenie. Stała dość blisko, odziana jedynie w cieliste pończochy i białą, koronkową bieliznę. Resztę rzeczy starannie ułożyła na biurku.

– Dziękuję, że szef dotrzymał słowa. Chciałabym, by i szefowi było przyjemnie.

Z tymi słowami uklęknęła i po prostu wzięła wędrowca w usta. Myślałem, że po wcześniejszym zbliżeniu z sąsiadką nie będę już zdolny do dalszych działań zaczepnych, przekonałem się jednak, że kolejny raz w tym dniu się pomyliłem. A może to ulubienica okazała się tak wprawna w sztuce? Tak czy owak, nie napracowała się zbytnio i po chwili poczułem wzbierającą falę, która następnie wypełniła jej usta. Poczekała do końca, po czym dyskretnie wypluła wszystko w chusteczkę i wstała z uśmiechem.

– Widzę, że i szefowi się podobało. Może się szef już ubrać.

Patrzałem na nią, zbity z tropu. Nie wiedziałem, co myśleć.

– No szybciutko, nie chcemy chyba, by ktoś tak szefa zobaczył? – Zaśmiała się, sama pospiesznie się ubierając. Udało mi się dostrzec wilgotną plamkę na majtkach, a rumieńce na twarzy i próbujące przebić materiał twarde sutki dopełniały reszty.  A więc i na nią mocno to podziałało. Choć nie wypowiedziała słowa w temacie. Ubrałem się bez zbędnej dyskusji.

– Dziękuję. – Cmoknęła mnie w policzek i chciała wyjść.

– Chwileczkę. – Zatrzymałem ją. – Jeszcze jedno.

– Tak? – zapytała, wyraźnie zdziwiona.

– Proszę się przygotować. Jutro o dziesiątej prezentacja przed zarządem. Pójdzie pani ze mną.

– Oczywiście. – Spłoniła się i wybiegła z biura.

Ponownie ciężko opadłem na fotel. Kobiety są jednak cudownie nieodgadnione, tylko jak ja to sobie wszystko poukładam? Ech … bądź tu mądry. Rzuciłem się w wir pracy, a Bożek pewnie tarzał się ze śmiechu po biurku. Znowu wygrał.

XII

Piątek, piąteczek, piątunio. Mimo, że zwlokłem się z łóżka o bandyckiej porze, nawet wcześniej niż słońce zdecydowało się samo podnieść z wyrka, świadomość nadchodzącego weekendu dodawała sił. Do tego wszystkiego towarzysząca przez większość nocy, wręcz bolesna erekcja prowokowała do kosmatych myśli. Może sąsiadka zajrzy do mnie od rana, dając upust swojej i mojej żądzy? Zobaczymy. Póki co, trzeba coś na siebie przyoblec, zjeść, a jeśli nic się nie zmieni, to po prostu iść do pracy. Właśnie zapinałem guziki koszuli, gdy uszu mych dobiegły znajome odgłosy. Otworzyłem drzwi zanim zdążyła zapukać.

– Dzień dobry pani. Czyżby wybierała się pani do mnie z sąsiedzką wizytą? – szepnąłem ironizując.

– Dzień dobry panu. – Uśmiechnęła się promiennie. – Rozczaruję pana. Chciałam tylko dać buziaka na miły dzień – podchwyciła mój ton.

– Zapraszam więc. – Ustąpiłem miejsca w drzwiach, zamykając je zaraz za nią. Usta złączyły się w wilgotnym pocałunku. Dłonie wdarły się pod spódniczkę, znajdując drogę do jędrnych pośladów. Odepchnęła mnie lekko, a palce zamarły podczas próby rozpięcia guzików mojej koszuli.

– Dość. Znowu mnie pan prowokuje, a ja muszę być wcześniej w pracy. Przyjdę jednak wieczorem, jeśli pan sobie życzy mojego towarzystwa, oczywiście – Spojrzała z pytaniem w oczach.

– Myślę, że byłbym skłonny przystać na taką propozycję. A czy pani byłaby może skłonna poddać się moim pomysłom na wieczór?

– Jakim? Może powinnam zacząć się bać?

– Mnie zawsze należy się bać. Mrok i perwersję mam wypisane na twarzy.

Roześmiała się cicho.

– Zdradzi pan coś więcej?

– Nie. Poproszę panią jednak o … – zacząłem szeptać do ucha krótką listę życzeń.

– Brzmi to jak zestaw małego onanisty. Miałam nadzieję, że choć trochę zaspokajam potrzeby, a tu taka lista. No, no, zaskoczył mnie pan. – Naśmiewała się ze mnie zupełnie otwarcie.

– Proszę poczekać do wieczora. Wtedy o tym podyskutujemy. Czy mi się wydawało, czy pani się śpieszy?

– I jeszcze mnie za drzwi wyrzuca. Idę więc, a prośbę rozważę i być może się pojawię – zaakcentowała ostatnie słowa.

Nie wytrzymałem tej drwiny. Wpiłem się w jej usta, wsuwając palec w całkiem już, jak się  okazało, wilgotną szczelinkę. Przygryzłem jej dolną wargę i trzymając zębami wysyczałem:

– Jeszcze słowo, a spóźni się pani, na dodatek idąc do pracy bez majtek.

– Przepraszam pana i niezwłocznie się oddalam. – Pomimo tych słów kokietowała dalej. Cmoknęła powtórnie w policzek i zniknęła za drzwiami. Zostawiając mi odrobinę wilgoci na palcach.

Czyli ostatecznie nie było mi dane ugasić porannych żądz. Czułem się jednak wyraźnie prowokowany do odkrycia mojej mniej delikatnej i świetlistej strony. Zawsze powtarzała, że chce abym był sobą, więc dziś pozna kolejny skrawek, tylko czy go zaakceptuje? Tego dowiem się już niedługo, tylko i aż kilkanaście godzin oczekiwania. Wyobraźnią zawładnęła wizja wieczoru. Nawet obowiązki firmowe nie potrafiły wyprzeć jej z głowy. Przechodząc wielokrotnie obok Bożka widziałem, jak jego oblicze zmienia wyraz. Z obojętnego, na pełen aprobaty i może wręcz zadowolenia.

– Tak, stary draniu. Dobrze rozumiesz. Może nie masz powodu do dumy, że to wszystko twoje dzieło, ale udział w tym wziąłeś. Mam nadzieję, że chociaż trochę wynagrodzę ci starania – powiedziałem to, korzystając z chwili, gdy ulubienicy nie było akurat przy biurku. Zrobiło mi się nawet odrobinę smutno, że pomimo tylu wysiłków, w zasadzie nie osiągnęła celu. Do tego, jeśli dobrze spojrzałem w grafik, w poniedziałek ma przekazać posążek kolejnej osobie. Czy już zupełnie przestanę ulegać jej czarowi? Strasznie dużo pytań kłębiło się w głowie. Zamiast zadawać je bez końca i dręczyć się tym, trzeba poczekać. Czas przyniesie odpowiedzi, a może da sugestie, w jaki sposób przeznaczeniu pomóc. W końcu nadszedł długo wyczekiwany fajrant, ostatnie dyspozycje i zaczynamy weekendzik. Drżałem z niepewności i pewnego podniecenia na myśl o tym, co planowałem. Bałem się reakcji, ale coś popychało do działania.

Blask świec, ciepło kominka i delikatna muzyka wypełniły pomieszczenie. Świeża koszula, gładko ogolona i pachnąca paszcza, trunki mniej oraz bardziej alkoholowe, a nawet drobne zakąski. Przede wszystkim ukryta niespodzianka. Wszystko przygotowane.

Zapukała do drzwi delikatnie, tak właśnie, jak miała to w zwyczaju. W nozdrza uderzył delikatny aromat perfum. Dokładnie taki sam jak wówczas, gdy pierwszy raz zaprosiłem ją do kawiarni. Ponadto ubrała szarą sukienkę, do której miałem ewidentną słabość. Weszła w głąb mieszkania, bacznie przyglądając się poczynionym przeze mnie przygotowaniom.

– Widzę, że się pan postarał. Mam to, o co pan prosił. – Wręczyła mi małą torebkę.

– Dziękuję. Wina? Coś mocniejszego?

– To może później. Teraz mam ochotę na coś innego. – Popchnęła mnie na fotel.

Uwielbiałem na nią patrzeć. Łączyła w sobie delikatność oraz kobiece kształty, budzące silne pożądanie. Wiedziała doskonale, jak na mnie działa. Wiele razy otrzymywała tego dowody. Nie potrafiłem, ani nie chciałem tego ukrywać. Teraz rozpoczęła małe przedstawienie. Prywatne show, dla jednego widza. Wprawiła ciało w płynny ruch, idealnie zsynchronizowany z płynącym z głośników dźwiękiem. Ona również płynęła. Karmiłem oczy tym widokiem. Ona w szarej sukience. Ona w czarnej, koronkowej bieliźnie i pończochach. Ona w pończochach i butach na obcasach. Barwny film, z którego mózg utrwalał klatki. Z głowy uleciał cały mój plan.

– Aż tak pana oczarowałam, że nie sprawdzi pan, czy zamówienie się zgadza? – powiedziała, nie przerywając pląsów.

Wyrwałem się z osłupienia i sięgnąłem po torebkę. Apaszka, apaszka, para pończoch, druga para i koniec.

– Tylko dwie pary?

– Trzecią musi pan znaleźć sam. – Postawiła czubek buta na fotelu, tuż przy moim przyrodzeniu.

Nie musiała powtarzać drugi raz. Zsunęła bucik i znów postawiła stopę. Ostrożnie, by nie zniszczyć materii, zdjąłem pończoszkę, by za chwilę uczynić to również z drugą. Nie pozwoliła się jednak pieścić.

– Teraz ma pan kompletne zamówienie, a ja jestem gotowa na pańskie pomysły – dodała  głosem cichym i pełnym niepewności.

– Na pewno?

– Tak, chociaż się trochę boję.

– Ja również. Może będzie pani na mnie zła? – powiedziałem otwarcie.

– Zła? Chcę pana poznać takiego, jakim pan jest naprawdę. Może poczuję zaskoczenie, ale nie złość.

– Dobrze. – Zdecydowałem się, stojąc z apaszką w ręku. Zawiązałem materiał na jej oczach, zasłaniając cały świat.

– Nie za mocno?

– Nie. Jest dobrze. Co teraz?

– Tajemnica. Proszę wyostrzyć zmysły.

Podniosłem ją i tuląc w ramionach zaniosłem na łóżko. Położyłem na środku. Następnie kolejno przywiązałem pończochami ręce i nogi do narożników staroświeckiego mebla, starając się nie sprawić bólu. Mówiła, że nie lubi krępowania, poddała się jednak z pełnym zaufaniem. Pierwszy pocałunek spoczął na ustach. Każdy kolejny pokrywał następne fragmenty ciała, doprowadzając do delikatnych dreszczy. Wrażliwe brodawki piersi stwardniały, prężąc się dumnie ku górze. Oddech przyśpieszył. Chłonęła każdy dotyk. Spojrzałem na zegar. Nadeszła pora na kolejną niespodziankę.

– Tylko proszę nigdzie nie odchodzić, za chwilę wracam.

– Ale …

Zamknąłem jej usta pocałunkiem. Nie oponowała więcej. Wyszedłem cicho na korytarz i otworzyłem drzwi. Ulubienica czekała już, trzymając pod pachą posążek. Położyłem palec na wargach, nakazując absolutną ciszę i wprowadziłem do mieszkania. Odebrałem figurkę, pomogłem zdjąć płaszcz. Tak jak poprosiłem, założyła białą, koronkową bieliznę, która okazała się tak delikatna, że drobne, aczkolwiek bardzo kobiece ciało wydawało się nagie. Wyciągnąłem drugą apaszkę i zawiązałem na oczach dziewczyny, szepcąc do ucha:

– Proszę się nie bać i wyostrzyć zmysły.

Targnął nią mimowolny dreszcz. Wziąłem na ręce i zaniosłem, by również położyć na łóżku. Od razu poczuła ciepło innego, nagiego ciała. Zauważyłem na twarzy wyraz zwątpienia i poszukiwania. Ująłem drobne dłonie, składając delikatny pocałunek, uspokajając, by po chwili położyć je na sutkach sąsiadki. Następnie rozpiąłem staniczek, uwalniając drobniejsze, równie jednak jędrne piersi. Obydwie dziewczyny spięły się wyraźnie. Obdarzając pocałunkami, naprzemiennie z głaskaniem, udało mi się nieco je rozluźnić. Coraz bardziej i bardziej, aż w końcu ich usta spotkały się, a ulubienica rozpoczęła nieśmiałe początkowo pieszczoty powierzonego jej opiece ciała. Pozbawione zmysłu wzroku, musiały skupić się na pozostałych bodźcach. Lody zostały przełamane, a pieszczoty stawały się coraz śmielsze. Usiadłem w fotelu, obserwując ich taniec. Gdy młode wargi dotarły do gładkości, z ust sąsiadki wydobyło się błogie westchnienie. Nadszedł czas na kolejny etap. Podniosłem się z fotela. W dłoń ulubienicy wsadziłem pokryte nawilżającym żelem dildo. Zrozumiała. Rozsunęła palcami delikatne płatki i płynnym ruchem wprowadziła przyrząd w rozgrzane wnętrze. Jęk rozkoszy. Obserwując nieustannie, rozebrałem się. Ulubienica, zajęta rytmiczną penetracją, zorientowała się, że jestem blisko dopiero wtedy, gdy zacząłem zdejmować majtki z jej drobnego tyłeczka. Pracowała wytrwale, wypinając pośladki. Pora, by i ona wyniosła coś z tej sytuacji. Znowu odrobina żelu. Koreczek dotknął ciaśniejszej dziurki. Zamarła. Popchnąłem jednak, rozcierając żel i wbiłem głębiej. Pocałowałem jej lędźwie, musnąłem piersi. Odwróciwszy w ten sposób uwagę, wsunąłem koreczek do końca. Jęknęła, jednak nie była w stanie zatrzymać nawilżonego intruza. Złapałem ją za dłoń i powtórnie wprawiłem w ruch, by nie ugasić żaru sąsiadki. Zrozumiała. Podjęła stosowne czynności. Wędrowiec był gotów. On również otrzymał kropelkę żelu. Roztarłem ją wzdłuż szczelinki ulubienicy. Wypięła się mocniej, pozwalając mi wniknąć gładko i bez reszty. Kolejny jęk, rozkoszy i ulgi, że wreszcie się doczekała. Każde moje uderzenie dobijało również koreczek w tyłeczku. Stymulowana niespodziewanie i gwałtownie z obydwu stron, doszła do szczytu nadzwyczaj szybko. Charcząc, jęcząc i drżąc spazmatycznie opadła ciężko na łóżko. Upuszczone dildo wysunęło się z unieruchomionego, rozpalonego ciała. Zająłem jego miejsce. Czując słodki ciężar, oddech sąsiadki wyraźnie przyśpieszył. Rozmiar i kształt, tak dobrze jej już znany, był bez porównania skuteczniejszy w działaniu. Przygryzłem z wyczuciem brodawki. To przelało czarę rozkoszy. Teraz i ona wydała z siebie tak oczekiwany dźwięk, a ja czując rytmiczne skurcze na zanurzonym przyjacielu, wypełniłem ją żarem z obfitością, której sam się nie spodziewałem. Opadłem, dysząc, pomiędzy dwa rozedrgane, cudowne ciała.

– Czy może mnie pan już rozwiązać? – Usłyszałem ciche pytanie.

Bez słowa zacząłem rozplątywać węzły. Uwolniona, nie zdjęła opaski lecz położyła głowę na mojej piersi. Ulubienica zrobiła to samo. Przygniotły mnie skutecznie. Drobne, ufne i wtulone we mnie. Gładziłem ich plecy, sięgając aż do pośladków. Jednego płynącego wspólną wilgocią, drugiego z ciągle tkwiącym koreczkiem.

– Uwolnić?

– Nie. Miło uwiera.

– A po co ta trzecia para pończoch? – wymruczała sennie sąsiadka.

– Gdybyście nie chciały dopuścić mnie do siebie. Ich dotyk mógłby i mnie zaspokoić.

– My miałybyśmy pozwolić na samotne zabawy w naszym towarzystwie? Drań – kontynuowała.

– Okropny i wstrętny – dorzuciła ulubienica. – Za takie gadanie powinien dostać zakaz seksu na miesiąc, zgodzi się pani ze mną?

– Całkowicie. Myślę, że się dogadamy.

Wyglądało na to, że moje drogie panie zawarły sojusz na moich oczach, a ja musiałem się temu biernie przyglądać. Bożek pokiwał głową ze zrozumieniem, ale i z dezaprobatą – To żeś sobie chłopie narobił. Teraz sam się martw. Ja idę pomagać innym.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Brawurowy finał brawurowej opowieści. Bohater ujawnia odrobinę mroczniejszą stronę swojej natury, a siła oddziaływania tajemniczego amuletu sprawia, że wszystkie plany realizuje jak z płatka. Czy zainteresowana trójka zdecyduje się zrezygnować z dalszej pomocy Bożka? Tak czy inaczej, zatrzymać go zapewne nie zdołają, lubi bowiem zmieniać obiekty, którym udziela wsparcia. Gratuluję bardzo udanego opowiadania.

Bożek to kapryśna bestia, która robi co i z kim chce. Czasami wystarczy, że coś zainicjuje, a resztę załatwią już ludzkie namiętności. Dziękuję za bardzo pozytywny komentarz 🙂

Ale jakże to? Skończyć w takim momencie? Kiedy dopiero robi się ciekawie, a bohater zgromadził w łóżku obie swoje fascynacje? Tak się nie godzi, mości Szariku! Nie można zostawiać czytelnika, który dopiero się rozgrzewał!

To chyba najgorzej nakreślony moment finałowy w dziejach tego portalu 🙂 Szczerze, spodziewałem się więcej po tej historii. Świetny pomysł, lecz kompletnie niewykorzystany…

Rozumiem Twoje rozczarowanie, tak jednak napisałem tę historię, by była lekka w odbiorze, szybka w czytaniu, a i zakończyła się pewnym niedopowiedzeniem. Uruchomiła wyobraźnię i niepewność dalszego losu. Dziękuję Ci jednak za wytrwałość w czytaniu mojej pracy i przyjmuję z pokorą krytykę. Mam nadzieję, że z czasem opublikuję jeszcze tekst, który lepiej spełni Twoje oczekiwania, a i ja poprawię swój warsztat.

Dobry wieczór,

nie poszedłbym tak daleko jak Absynt, ale przyznam, że i mi zakończenie sprawiło leciutki zawód 😀 Rozumiem, że to lekkie i przyjemne opowiadanie, ale chyba zasłużyliśmy na dłuższy trójkąt głównego bohatera z sąsiadką i ulubienicą? I na to, by zobaczyć, jak panie poznają się jeszcze bliżej 🙂 Ech, pomarzyć, dobra rzecz! Liczę na to, że w kolejny cyklu/opowiadaniu bardziej się rozpiszesz, Szariku. I nie poskąpisz nam soczystych scen! Co zaś się tyczy Bożka – żegnam go z uśmiechem, acz również lekkim poczuciem niedosytu.

Pozdrawiam
M.A.

Dobry wieczór M.A.,
dziękuję Ci za te słowa. Zapewne macie z Absyntem rację, że można było wycisnąć z pomysłu więcej i lepiej. Mam nadzieję, że jednak pozytywy przeważają w odbiorze tej krótkiej serii i spróbujecie w przyszłości przeczytać również inne prace. I nie wiemy co szykują w życiu dla nas bogowie 😉
Pozdrawiam

Sz.

To już wszystko? Ledwo zdążyłem polubić bohaterów (co do jednego bezimiennych) a tu już trzeba się pożegnać?

Mam nadzieję, drogi autorze, że następnym razem pozwolisz nam nieco dłużej towarzyszyć wykreowanym przez Ciebie postaciom! To całkiem sympatyczni ludzie, nawet jeśli ciut hmm… jednowymiarowi 🙂

Napisz komentarz