Czarna krew (gal)  4.69/5 (17)

29 min. czytania

 

Drogie Czytelniczki i równie Drodzy Czytelnicy!

 

Dziś rozpoczynamy publikację nowej serii: Archiwa Dobrej Erotyki.

 

Dobra Erotyka była poprzedniczką Najlepszej Erotyki, miejscem, gdzie wielu z nas rozpoczynało swoją przygodę z pisaniem. Później portal zniknął z polskiego Internetu. Jednym z zadań Najlepszej od początku było zachowanie i kontynuacja tradycji wielkiej poprzedniczki. Część Autorów z Dobrej Erotyki udało się znaleźć i namówić do wejścia w skład naszego zespołu. Niestety, jeszcze liczniejsi zaginęli w czeluściach Internetu.

 

Zamierzamy przedstawić Czytelnikom ich dorobek i sprawić, by nie został zapomniany. Kto wie, może dzięki temu również oni trafią na nasz ślad? Wspaniale byłoby powitać ich na pokładzie!

 

Redakcja Najlepszej Erotyki

 


Źródło: Pixabay

Poniższe opowiadanie pierwotnie zostało opublikowane na łamach portalu Dobra Erotyka 18 lutego 2009 roku.

Ten bar – w odróżnieniu od innych na tej ulicy – był czysty. I miał swój klimat. Ciężkie, ciemne półki, przeszklone wewnątrz, pełne różnorakich alkoholi, wyglądały imponująco. Ciemna, wysoka lada barowa z wbudowanymi pośrodku zmywakami i mosiężnymi kurkami od piwa była barykadą nie do zdobycia, bronioną przez jednego, ospałego jeszcze barmana. Wysokie stołki barowe, wykonane z tego samego drewna co lada i półki, stały karnie w rządku, czekając, aż ktoś je odsunie i sobą przygniecie. Dystyngowanie ciemne stoły i krzesła z tyłu też były jeszcze puste.

Nadchodził listopadowy wieczór. Ostatnie promienie zachodzącego słońca przez małe, prawie matowe szybki ukazywały mikroskopijne drobiny kurzu wirujące mi przed oczami.

Machnąłem ręką do barmana, pokazując na moją szklaneczkę.

– Też podwójną bez lodu? – mruknął, upewniając się.

Kiwnąłem głową, popychając szklaneczkę po wyślizganym blacie. Złapał ją zręcznie i zaczął napełniać, zanim jeszcze znieruchomiała. Po pięciu sekundach szklaneczka wylądowała mi przed nosem, nie roniąc ani kropli. Spojrzałem szybko. Barman siedział już rozparty na swoim krześle z zamkniętymi oczami. Wrócił bezruch.

Zachodziłem tutaj już od trzech dni. Hektor wysłał mi zlecenie na wampirzycę. Od kilku miesięcy, w okolicznych zaułkach i hotelach, znaleziono kilkunastu mężczyzn wyssanych dokładnie z krwi i… spermy. Kilku miało rozerwane tętnice szyjne, inni tylko nakłucia jak po grubych igłach. Wyglądało na to, że po ognistych stosunkach, kiedy rozanieleni leżeli bezsilnie, ktoś wysysał im krew, zanim się zorientowali. Potem byli już zbyt osłabieni, żeby się bronić. Te poszarpane tętnice… Może to zrobiła pogrążona jeszcze w orgazmie. „Zrobiła” – przyjąłem wersję roboczą, że to musiała być kobieta, bo nigdy nie było jakichkolwiek śladów walki, a wszyscy przystojni i młodzi denaci mieli zastanawiająco błogie miny.

Wampiry były pomiotem piekieł. Były wysyłane jako straż przednia, przecierając drogę złu, terrorowi, zwątpieniu i strachowi. Baal zaskoczył nas tylko za pierwszym razem, jakieś osiemset lat temu, kiedy stworzył Drakulę i pierwszą krwawą hrabinę. Potem już nasz mały, ale niezwykle skuteczny oddziałek pod wodzą Hektora niszczył ogniem i wodą święconą każde wykryte ognisko wampiryzmu. Ostatnio słyszałem o dwustuletnim potworze w północnej Szkocji polującym na młode dziewczyny – ciekawe swoją drogą, jak taki okaz zdołał się uchować do dzisiaj. Pojawił się także podobny przypadek do tego, którym się teraz zajmowałem – tyle że w południowej Bawarii. Młoda prawie-wampirzyca uśmierciła kilku mężczyzn; nigdy nie dostało się to do prasy.

Siedziałem w pubie w Nowym Orleanie i… polowałem. Paradoks – nic nie robiąc i licząc na łut szczęścia, robiłem jednocześnie wszystko, co mogłem. Polowałem … statycznie. Byłem śmiercionośnym wabikiem.

Pub powoli zaczął się zapełniać. Stali bywalcy byli raczej zamożni, skoro przesiadywali w najdroższym barze na Bourbon Street. Łatwe i przyjemne dziewczyny też raczej mocno się różniły na plus od tych spod latarni albo innych barów. Właściwie można je było wyłapać wzrokiem, kierując się tylko jednym kryterium: czy były same. Jeśli były, mimo normalnego, nieprowokacyjnego wyglądu, było dziewięćdziesiąt procent szans, że nie zakończą tego wieczoru w pojedynkę.

Powoli nasilał się gwar, przecinany brzękiem szkła i porcelany.

Poznawałem stałych bywalców po tym, że po wejściu kierowali się bez wahania do swojego stolika albo miejsca przy barze, a ospały barman po kilku sekundach stawiał bez pytania przed nimi odpowiedni trunek. Też dostąpiłem tego zaszczytu – zanim zdążyłem skinąć, pusta szklanka została zamieniona jakoś tak „w przelocie” na pełną. Poczułem tylko ruch powietrza. Kiedy podniosłem wzrok, barman oparty na łokciach przysypiał już przy zlewozmywaku.

I wtedy weszła ona… Można było wyczuć, że szmer rozmów na dłuższą chwilę zmniejszył się o połowę. To stworzenie ociekało seksem. Była Kreolką. Delikatna twarzyczka okolona burzą długich, czarnych, kręconych włosów, więcej niż średni biust, sylwetka osy i rozłożyste biodra na kolumnach długich, zgrabnych nóg. W pastelowym żakieciku wyglądała jakby przed chwilą wyszła z biura. Stała w drzwiach, omiatając spojrzeniem mroczne wnętrze pubu i oblizując sugestywnie czerwone, pełne wargi, wybierała szczęśliwca, obok którego spędzi najbliższe minuty. Samotni nie spuszczali z niej wzroku, w myślach zaklinając, żeby usiadła obok nich, ale żadna ręka nie uniosła się w geście pozdrowienia, żaden mężczyzna nie zerwał się, żeby przed nią odsunąć krzesło. Oznaczało to, że nikt jej nie znał. Była sama.

Obserwowałem ją nie mniej uważnie niż inni, ale… w lustrach, przez butelki z alkoholami. Byłem chyba jedynym z nielicznych, który nie odwrócił twarzy w jej stronę. To ją zastanowiło, zaintrygowało. Nie zwracając uwagi na innych, zrobiła w moim kierunku pierwszy krok. Spuściłem wzrok na szklaneczkę obracaną bezmyślnie w palcach.

Po chwili zobaczyłem jej zgrabne nogi w przezroczystych nylonach i czarnych szpilkach – odsuwała hokera, sadowiąc się wygodnie obok mnie. Nie chciało mi się podnosić wzroku ani skręcać głowy. Za to barman przyciągnął moje zainteresowanie. Powieki spaniela prawie przykryły mu oczy, walczył, żeby je mieć lekko uchylone i w lekkim skłonie bez słowa czekał przed nią na zamówienie. Złożyła je i po dziesięciu sekundach miała je przed sobą – „spaniel” znowu zasnął. Opuściłem wzrok, wpatrując się spod przymkniętych powiek w szklaneczkę.

– Masz jakieś kłopoty? – Aksamitny, nadspodziewanie głęboki głos wyrwał mnie z zadumy.

Powoli odwróciłem głowę, leniwie przesuwając wzrokiem od stóp w górę. Spróbowała przechwycić mój wzrok swoim. Tak samo powoli wróciłem do pozycji sprzed minuty.

– Pytałam, czy masz jakieś kłopoty? – Zabrzmiało nieco natarczywiej.

– Nie.

– Odizolowałeś się od otoczenia tak całkowicie, że musisz myśleć o czymś ważnym.

– Gdyby nawet, to chcesz mi pomóc czy tylko wysłuchać?

– Pomoc kosztuje, a wysłuchać mogę za darmo. Jeśli nie będziesz przynudzał…

Usłyszałem w jej głosie tajony śmiech.

– Nie będę przynudzał – pociągnąłem ze szklaneczki i… zapadłem w letarg.

Obserwując mnie bacznie spod oka, nie odzywała się z dziesięć minut. Znowu uniosłem szklaneczkę.

– Uważasz, że nie warto mi niczego mówić, bo nie zrozumiem? – powiedziała to cicho i wolno, ledwie to do mnie doszło przez przytłumiony gwar sali.

Odwróciłem głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Oblizywała końcem języka usta, śmiejąc się do mnie oczami. Nie powiem, języczek pracował dość dwuznacznie. Była królową nocy, a sugerowała, że jest tylko córą nocy, szmatą, która pójdzie za pieniądze?

– Nie uważam, że nadajesz się tylko do pieprzenia.

Barman zmusił się do uchylenia powieki, rzucając mi zdziwione spojrzenie typu: „takie ciało pcha ci się samo do rozporka, a ty olewasz?”

– Bo nie nadaję się tylko do pieprzenia. – Roześmiane do tej pory oczy zwęziły się, zapowiadając nadchodzącą złość.

– Tak myślałem. Ale jednak paru tutaj pewnie chętnie by cię przeleciało i na pewno byliby bardziej rozmowni. – Taki tekst mogła potraktować jako koniec rozmowy.

– Nie lubię nudziarzy i sama decyduję, kto mnie „przeleci” – prychnęła, zostając na swoim miejscu.

– Mam się z tego powodu cieszyć?

– Miałeś szansę, ale stajesz się zbyt impertynencki. – Prawdopodobnie zakomunikowała mi, że odpadłem.

– W porządku. Wielu dookoła czeka, żebyś zmieniła obiekt zainteresowania i pozwoliła sobie jeszcze tej nocy włożyć. – Prawie się roześmiałem.

Chciała chyba wstać, ale nagle, zastanawiając się nad czymś, skinęła na barmana, pokazując na puste szkło. Przynajmniej kilku mężczyzn na sali westchnęło ze zrezygnowaniem, odwracając od nas wzrok. Też pokazałem oczami, że mam pusto. Po chwili następna szklaneczka podjechała mi pod nos po blacie, nawet nie obijając pustej. Do sąsiadki osobiście się pofatygował.

– Już ci mówiłam. Nie mam nic wbrew temu, żeby mi ktoś włożył, ale tego kogoś sama sobie wybiorę.

– I właśnie straciłem szansę? – Teraz ja prychnąłem, uśmiechając się szeroko.

To ją zdenerwowało. Mój uśmieszek czy łatwość, z jaką z niej zrezygnowałem? Spanielowi uszy się mocno wydłużyły.

– Jesteś na najlepszej drodze, żeby ją stracić. – Zdobyła się na uśmiech, patrząc oczami wyobraźni na coś, co tylko ona mogła zobaczyć. Przez chwilę była nieobecna duchem, ale szybko wróciła, odwracając się do mnie i promiennie obdarzając mnie błyskiem bielutkich, równych ząbków.

– Lorena jestem. – Wyciągnęła rękę.

Założyła nogę na nogę, odwracając się całym ciałem w moją stronę. Też się wolno odwróciłem, oceniając zgrabne, gładkie uda pod trochę podciągniętą spódniczką. Jej uśmiech powoli zmieniał się w uśmiech zwycięstwa.

– Cored – odparłem i uścisnąłem miękką, delikatną dłoń.

Oddała silnie uścisk. Był miły, ale łatwo sobie mogłem wyobrazić, jak bardzo mógłby być silny.

– Masz piękne uda, ale to tylko malutki ułamek tego, czego potrzebuję.

Wróciłem do oglądania szklaneczki. Znowu ją zaskoczyłem. Zagapiła się na mnie, zapominając zamknąć usta. Po raz pierwszy od trzech dni na twarzy barmana wykwitło coś na kształt cienia uśmiechu. I raczej nie uśmiechał się do swoich myśli. Dostała kubeł zimnej wody, ale pięknie z tego wybrnęła.

– Dziwny jesteś. Moje uda cię nie podniecają. Może między nimi znalazłbyś coś, co by ci się spodobało, ale do tego jeszcze długa droga – zachichotała jak pensjonarka. – Może skusiłby cię głęboki lodzik do końca… Ale tym pewnie też byłbyś znudzony?

Popatrzyła na mój profil z szerokim uśmiechem, chcąc za wszelką cenę odzyskać przewagę. Do dzisiaj chyba nigdy nie musiała o nią walczyć.

– Niewiele, nawet bardzo niewiele dziewczyn wie, o co w tym chodzi, a jeszcze mniej potrafi to zrobić naprawdę dobrze – odparowałem.

– Słyszę tęsknotę w głosie – roześmiała się głośno. – Myślę, że dałabym sobie radę, ale nie będziemy sprawdzać.

– Prawie propozycja, a potem się wycofujesz? – Zagrałem jej na ambicji.

Przejrzała mnie. Poznałem to po przeciągłym spojrzeniu, jakim mnie obrzuciła. Spaniel podjechał ze swoim stołkiem z pół metra bliżej nas.

– To nie była propozycja. Przyznam, że intrygujesz mnie coraz bardziej, ale trzeba o wiele więcej, żeby znaleźć się w moich ustach.

Znowu błysnęła zębami. Wydawało mi się czy istotnie wydłużyły jej się kły? Nie pozwoliła mi się upewnić, zamykając usta i patrząc na mnie z uśmiechem Giocondy.

– Jak dużo więcej? – nacisnąłem, widząc jej podniecenie.

– Podobasz mi się… Na początek musiałbyś poprosić, a potem… musiałabym zobaczyć, czy tego chcę.

– Musiałabyś zobaczyć? Co zobaczyć?

Wzruszyła ramionami, ignorując moją dociekliwość. Na usta wypłynął jej rozmarzony uśmieszek, błądziła wzrokiem po butelkach, obserwując mnie w lustrach. Zamilkliśmy na dłużej obydwoje, przetrawiając ostatnie minuty. Obok butelki ginu widniała jej interesująca, subtelna buźka. Też zauważyła, że ją obserwuję.

Wampiry jednak odbijają się w lustrach. A na pewno wampirzyce.

Wyobraziłem sobie, jak w tych pełnych ustach porusza się mój nabrzmiały członek, wpychając się po nasadę. Jak sama dopycha się głową do moich klejnotów rodowych i wyciągając jednocześnie języczek, próbuje zwiedzać napięty woreczek od spodu. Jak zaciska szczęki. Krew bucha na jej twarz, wypluwa jeszcze drgające mięsko, łapiąc mnie żelaznym chwytem za biodra i podstawiając szeroko otwarte usta pod czerwony strumień. Kły się wydłużają, opierają o dolną wargę… Dość! Przecież z tego, co wiem, jeszcze żadnego nie odgryzła. Dotychczas działała w górnych partiach męskich ciał. Chyba za bardzo zapracowała mi wyobraźnia…

Obserwowała mnie ze skupioną miną, błądząc opuszkami palców po swoich ustach. Były coraz pełniejsze, a wzrok miała mocno zamglony.

– Nie mogę rozszyfrować o czym myślisz? – wyszeptała, patrząc mi w oczy.

Zwykłemu mężczyźnie po takim wyznaniu urosłoby o piętnaście centymetrów ego i zacząłby pewnie zgrywać jeszcze bardziej tajemniczego twardziela, a ja uzmysłowiłem sobie, że właśnie mi oznajmiła, że moja mentalna tarcza działa. Warto było ponieść kiedyś trochę wyrzeczeń, żeby w takim momencie jak ten dowiedzieć się, że dla demona nocy jestem białą kartą zapisaną – he he – sympatycznym atramentem. Nieświadomie poinformowała mnie, że mam przewagę, bo wampiry przecież potrafią wedrzeć się do umysłu ofiary i siłą sugestii zmusić ją do tego, czego nigdy świadomie by nie zrobiła. Zniwelowałem jej przewagę, ale sam też nie potrafiłem wedrzeć się do jej umysłu. Zatem… remis? Nie, mam przewagę, bo ona nie wie, że ja wiem.

Pewnie próbowała we mnie czytać, ale bez powodzenia. I to ją teraz zastanawia. Musiałem doprowadzić do tego, żeby przestała się zastanawiać. I to jak najszybciej.

– Myślisz teraz, czy tylko obciągnąć, czy pójść na całość… na całą noc? – rzuciłem cicho przed siebie.

Obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem.

– Myślę, że jesteś za pewny siebie. Ale przyznaję, że bez wątpienia jesteś sporym wyzwaniem.

Upewniłem się całkowicie, że wyciągnąłem prawidłowe wnioski. Trzeba było teraz sprawić wrażenie trochę bardziej zaangażowanego i zacząć naciskać. Normalnemu śmiertelnikowi stałby już od dawna maszt jak Empire State Building, śliniłby się i próbował szczęścia na wszelkie sposoby – łącznie z dyskretnym albo mniej dyskretnym podmacywaniem. Nie mogła nabrać nawet grama podejrzeń.

– Chodźmy do tamtej loży w rogu –rzuciłem propozycję, patrząc na najciemniejszy na sali zakątek.

– Po co?

– Mielibyśmy tam więcej prywatności. – W jej oczach dostrzegłem zwycięski uśmieszek.

– Zaczynam podejrzewać, że chcesz mnie wymacać, a może nawet jeszcze więcej ci się plącze po tej zarośniętej od środka główce… – Naigrywała się bezczelnie, myśląc, że to ona rozdaje karty. – Lepiej zostańmy tutaj, będę się bezpieczniej czuła. – Jechała już teraz na bezczelnego po bandzie.

– Jak chcesz… – Udałem zniechęconego jej przenikliwością. – To była tylko niewinna propozycja.

– I niewinnie wymiąłbyś mi spódnicę i podarł majtki. – Pokazała, jak się podpala maluczkich.

Cholera, jakich maluczkich… Też już miałem namiot. Poczułem to, bo teraz gapiła się na niego bez żadnego zażenowania czy chociażby odrobiny wstydu.

– Dobra. Nie było propozycji – mruknąłem.

– Ale przyznaj, że chciałeś… To zresztą widać. – Pokazała brodą mój pokaźny namiocik.

Spuściłem głowę jeszcze mocniej, patrząc, jakbym go widział po raz pierwszy, jakby był dla mnie kompletnym zaskoczeniem.

– Widocznie wyczuł w pobliżu jakąś norkę, gdzie chciałby się wpasować – stwierdziłem, wzruszając ramionami.

– Zachowuje się bardziej naturalnie od ciebie – zauważyła i roześmiała się.

Cichy gardłowy śmiech był nie mniej podniecający od dotychczasowego świntuszenia. Był zapowiedzią i obietnicą bardziej elektryzujących przeżyć. Słysząc coś takiego, chciało się ją zakneblować, zdusić ten śmiech, wpychając się do samego końca, aż zapadłaby cisza.

– Zawsze obserwujesz, czy wszystkim stają na twój widok? – Na nowo przybrałem znudzony wyraz twarzy.

– Wierzę im bardziej niż ich właścicielom. Wyraz twojej twarzy mówi coś całkiem przeciwnego niż on, a wolę wierzyć jemu. Schlebia mi i jest chyba… milutki.

Odwróciłem trochę głowę, wlepiając bezczelnie wzrok w jej uda.

– Jesteś w lepszej sytuacji, bo ja nie mam tak wyraźnego wskaźnika, ale ona też na pewno jest całkiem… milutka. – Odpłaciłem jej tym samym.

Zsunęła nogę z nogi, ustawiając je równiutko i zaciskając mocno uda. Znowu ten śmiech… Jakby wydobywał się z najtajniejszych głębin kobiecości.

– Musisz mi wierzyć na słowo. Jest… – Spojrzała mi głęboko w oczy.

– To może ich ze sobą zapoznamy?

To zdanie było naturalną konsekwencją naszego dialogu. Gdybym tego nie zaproponował, byłoby to chyba dziwne.

– Chyba jednak nie jest wskazane swatać ich na siłę – przekomarzała się jak nastolatka. – Ale może się przywitać ze mną… – Wyciągnęła szybko rękę, ściskając mocno mojego małego i po chwili wracając nią na blat, koło szklaneczki.

– Wstrząsające przeżycie. – Tembr mojego głosu całkowicie przeczył treści. – Wypadałoby chyba teraz, żebym i ja się przywitał…

Rzuciła na mnie szybkim spojrzeniem.

– Jest za płochliwa, możesz mi wierzyć.

– Gdyby właścicielka by ją przekonała, prowadząc mnie do niej. Wtedy wszystko byłoby możliwe.

– Ale… ona woli trochę bardziej intymne warunki.

Faktycznie za plecami siedziało paru napaleńców rozbierających ją wzrokiem, a i barmanowi nie domknęła się jedna powieka.

– W takim razie będę trochę niewychowany i się nie przywitam. – Wróciłem oczami do szklaneczki.

Ucichło. Uśmiechnęła się pod nosem, odwracając wzrok od mojej twarzy. Chyba poczuła się zawiedziona, może nawet zła, że tak łatwo zrezygnowałem.

Kilka minut panowała cisza. Zacząłem podejrzewać, że naprawdę się pogniewała, ale może pomyślała, że przeholowała i wyszła na ograniczoną konwenansami cnotkę, która nie potrafi się bawić… Zwłaszcza że pozornie straciłem nią całe zainteresowanie. Nie mogła tego przełknąć.

– Może mógłbyś się jednak z nią przywitać, ale nie tutaj.

Robiłem wrażenie przebudzonego z głębokiego snu.

– Co?

Odwróciłem nieśpiesznie głowę w jej stronę. Nawet przy odrobinie dobrej woli nie mogła dostrzec we mnie grama entuzjazmu.

Milczała, zastanawiając się dłuższą chwilę, czy powtórzyć.

– Idę do toalety, jak chcesz to wpadnij tam za minutę, ale nie licz na wiele – powiedziała, ale z tonu głosu można było wywnioskować, że wcale nie jest pewna, czy przyjdę.

Nie patrząc już na mnie, ześliznęła się z hokera i kręcąc ponętnie biodrami, tak żeby skupić na sobie uwagę prawie wszystkich, cicho zniknęła za solidnymi drzwiami. Byłem tam już wcześniej i wiedziałem, że w środku były tylko dwa pomieszczenia bez podziałów na płeć – koedukacyjny kibelek. Musiałem szybko wymyślić, jak chcę to rozegrać. Musiałem iść, musiałem ją tak rozpalić, żeby zaczęła kąsać. Ale przecież nie w pełnej knajpie… Mimo to i tak musiałem tam pójść.

Zwlokłem się z siedzenia. Paru samotnych podejrzliwie obrzuciło mnie wzrokiem, kiedy ruszyłem dokładnie tą samą drogą, którą przeszła kilkadziesiąt sekund temu ta najseksowniejsza i najniebezpieczniejsza samica, jaką znałem w tym mieście.

Podszedłem wewnątrz do pierwszych drzwi – pusto. Otworzyłem drugie. Stała, opierając się karkiem o ściankę i wysuwając biodra do przodu. Nie zamykając nawet drzwi, zrobiłem krok do przodu. Patrzyła mi w oczy, nie spuszczając wzroku. Byłem prawie o nią oparty, kiedy skrzypnęły drzwi zewnętrzne. Jedną ręką przyciągnąłem drzwi, równocześnie zamykając je na zasuwkę, drugą wpakowałem jej pod spódnicę. Była chyba na to przygotowana, ale drgnęła, wysuwając mimowolnie języczek. Pochwyciłem go ustami i wessałem. Na ułamek sekundy rozszerzyła zdziwiona oczy, ale zaraz je przymknęła zaczynając poznawać moje zęby od wewnątrz; był niesamowicie długi, giętki i silny. Odruchowo wysunęła bardziej do przodu biodra.

To były majteczki z najcieńszej chyba bawełny, jaką dotąd wyprodukowano. Gorąca, wygolona cipeczka cała zmieściła mi się w dłoni. Trzymałem ją mocno, pocierając gwałtownie i jeżdżąc najdłuższym palcem po sztywnej łechtaczce. Po minucie zaczęła głośniej oddychać, prosto w moje usta i poruszać szybko biodrami, wpychając wzgórek jak najmocniej w moją dłoń.

Ten ktoś za ścianką widocznie nasłuchiwał, bo nie było żadnych normalnych w tym przybytku odgłosów. Kiedy podniosła wzrok na moją twarz, pokazałem oczami na ściankę. Zrozumiała, ale dalej bezgłośnie wiła się pod moją dłonią.

Podciągnąłem wyżej jej spódniczkę i wepchnąłem łapę w majteczki. Odruchowo chciała uciec, ale objąłem mocno jej biodra i wcisnąłem bokiem w moje krocze. Musiała go poczuć i uspokoiła się, rozchylając jednocześnie trochę bardziej uda. Wepchnąłem w nią palec. Sapnęła trochę głośniej, cofając się niezauważalnie. To musiało być odruchowe, bo norkę miała już tak śliską, że moment później wsunąłem dwa. Może nawet tego nie zauważyła, bo z zaciśniętymi oczami pracowała biodrami, jakby tańczyła najszybszy na świecie taniec brzucha. Nabijała się na moje palce (teraz już trzy), jakby chciała, żeby dotknęły jej żołądka.

– Ufff, nawet tutaj nie ma spokoju – rozległ się męski głos; chwilę później trzasnęły drzwi od kabiny i usłyszeliśmy odkręcany kran.

Znowu ktoś wszedł, kiedy ten „poszukujący spokoju” mył jeszcze ręce. Znowu trzasnęły metr od nas drzwi od kabiny.

Chciałem wrócić do zabawy jej łechtaczką, kiedy złapała mnie za rękę.

– Dość – szepnęła; właściwie to zrozumiałem z ruchu warg, co powiedziała. – Zaraz wychodzę.

Pokręciłem głową, biorąc ją za ramiona i popychając w dół na zamknięty sedes. W ostatniej chwili podtrzymała się rękami, żeby nie wyrżnąć całym ciężarem o klapę. Siedząc już, patrząc mi w oczy, pokręciła przecząco głową, ale nie miała miejsca, żeby się unieść. Gdyby chciała się wyrywać, usłyszeliby to na pewno ci dwaj za drzwiami, a może nie tylko oni. Rozpinałem powolutku rozporek, nic sobie nie robiąc z jej „burzowej” miny. Oczy jej pociemniały, a może mi się tylko tak wydawało.

Nie ryzykowałem za bardzo, bo między ludźmi nie mogła pokazać swojej prawdziwej natury i… chyba nikomu jeszcze nie odgryzła.

Zafascynowana patrzyła, jak wyłania się gruby, pocięty żyłami konar. Był już sztywny tak bardzo, że kiedy zsunąłem gumkę bokserek, wyskoczył uderzając ją w usta. Odruchowo je otworzyła, ale jednocześnie odsunęła głowę. Moja prawa dłoń zanurzyła się w gęste kręcone włosy i przyciągnęła ją jeszcze bliżej niż była poprzednio. Zrobiłem szybki ruch biodrami do przodu.

Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku, kiedy schował się cały, docierając chyba do płuc. Oczy wyszły jej w orbit, ale nie próbowała uciec z głową. Patrzyła mi w twarz, czekając, co zrobię.

Od zawsze chyba pragnieniem większości normalnych facetów za pierwszym razem, kiedy nie wchodziła w grę wielka miłość, a jedynie ostry seks, było włożenie go całego. Nie odbiegałem od normy. Chociaż od kilkuset lat nie zauważyłem, żeby o coś więcej w tym wszystkim chodziło. Obie strony od zawsze były nastawione na wyniesienie z tego aktu jak największych korzyści – orgazmu, nieważne w jaki sposób.

Musiała brać go całego. Nie było widać, żeby sprawiało jej to jakąś szczególną przykrość albo przyjemność – robiła beznamiętnie to, co robiła tak wiele razy. Po prostu wbijałem się, opierając się klejnotami co chwila o jej brodę. Trochę mnie deprymowała ta jej niewrażliwość, gruboskórność, czy jak to tam jeszcze nazwać. Robiła to mechanicznie jak lalka, ale robiła to dobrze. Myślała pewnie, że dotarcie w głębiny jej gardła odbieram jako złapanie pana Boga za nogi. Myliła się, ale gorąco, wilgoć i ciasnota krtani na mojej główce robiła swoje. Zaczynał drgać. Rozchyliłem jej szeroko nogi kolanami, spódniczka podjechała wysoko, ukazując śnieżnobiały pasek bawełny między śniadymi udami. Przymknęła oczy, przyciskając jeszcze mocniej usta do moich włosów. To były zimne zawody we wsadzaniu, ale ich jakość i wiedza, komu to robię, przeważyły.

Sekundę później ściskała spazmatycznie główkę gardłem, próbując połykać całe strumienie spermy. Robiłem to już dawno temu, więc miałem nieliche zapasy, ale łykała tak szybko, że zwykła śmiertelniczka musiałaby się zakrztusić – była dobra w te klocki.

Wyjąłem go, pocierając chwilę później nim o policzki, nos – podstawiała usłużnie twarz, żeby go wytrzeć. Nie zważając na to, czy ktoś był przy umywalce, wyszedłem, zapinając rozporek.

Barman ustawił na naszych miejscach nowe drinki. Opadłem ciężko na swoje siedzenie, jeszcze w locie pociągając porządnego łyka ze szklaneczki. Obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem.

Wróciła pięć minut później. Kilka głodnych spojrzeń przypięło się do jej pośladków. Usiadła delikatnie, jakby niepewnie, też sięgając od razu po swój kieliszek. Milczała. Barman już teraz gapił się na nią obleśnie z półprzymkniętym jednym okiem. Musiała umyć twarz i przeczesać włosy, bo absolutnie nic nie wskazywało, że jeszcze kilka minut temu musiała zrobić nie całkiem dobrowolnie najgłębszego lodzika, o jakim wielu odprowadzających ją wzrokiem mogło tylko pomarzyć.

– Przesadziłeś – wymamrotała, ale tak żebym ją usłyszał.

– Nic podobnego, sama tego chciałaś – sprostowałem równie cicho.

– Nie wiem, czy chcę po tym spędzić z tobą resztę wieczoru.

No nie, wrażliwa wampirzyca.

– Trzniam to.

Obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem, otwierając usta. Albo teraz wstanie i znajdzie sobie łagodniejszego jelenia, albo jeszcze dużo zniesie, żeby mnie do poranka zniszczyć. Została.

Nooo, to teraz musisz znieść już wszystko co wymyślę – pomyślałem. A co jeśli się pomyliłem, jeśli to jest najnormalniejsza w świecie kobieta – ta myśl nieco mną wstrząsnęła. Nieee, nigdy aż tak się nie pomyliłem, od ośmiuset lat tak się nie pomyliłem – krzyczałem na siebie w myślach. Wykluczone!!!

Ale jeśli była jedną z tych uległych, które im bardziej gnębione, tym bardziej są oddane – typ wiecznej ofiary? Wbrew pozorom wcale nie jest ich tak mało. Nie, nie mogę się mylić! To ona wyssała tych nieszczęśników. Przecież widziałem przez moment jej kły!

Patrzyła na mnie skupiona, jakby usilnie próbując rozgryźć, o czym myślę. Jeden rzut oka przekonał mnie, że mam rację. Bez mojej mentalnej tarczy siedziałbym tutaj jak dziecko przed rozpędzonym pociągiem, byłbym bez szans.

– Myślę, że mnie przeprosisz – powiedziała cicho gardłowym głosem.

– Za co?

– Za to, że mnie zgwałciłeś…

– Chyba żartujesz. Umiesz to robić i lubisz to. Łykałaś jak jeszcze żadna, nie broniłaś się… Żartujesz – powtórzyłem.

Barmanowi mocno wydłużyły się uszy.

– Pozory czasami mylą – wyszeptała z wzrokiem wbitym w szklaneczkę.

No nie, brała mnie na litość i niewinność. Niewinna, uciśniona i do tego zgwałcona wampirzyczka. Prawie parsknąłem śmiechem, ale całą siłą woli zachowałem pozornie niezmącony spokój.

– Mogę ci to później wynagrodzić – zaoferowałem, nic nie obiecując; byłem w tym przynajmniej tak dobry jak ona.

– O czym mówisz?

– Mogę zrobić wszystko, żebyś następnym razem to ty wyszła usatysfakcjonowana. – To już brzmiało konkretniej.

– Chyba żartujesz. Jesteś szalony, jeśli myślisz, że gdziekolwiek z tobą pójdę.

Naprawdę była zła – do tego stopnia, że nie kontrolowała czerwonych błysków w czarnych źrenicach.

Inny może by tego nie zauważył. Ja upewniłem się po raz kolejny, że się nie mylę.

– Nie było przecież tak źle, podobało ci się.

Mimowolny cień uśmiechu przemknął przez jej wykrzywioną złością twarz. Czułem, jak opada napięcie. Teraz, jeśli się nie myliłem, powinna rzucić mi w kipiel cienką linkę, której – żeby być przekonującym – powinienem się chwycić jak zbawienia, nawet zębami.

– Jesteś mi coś winien. Postaw mi następnego drinka a może ci przytaknę.

Miałem rację.

– Dla ciebie wszystko.

Oparłem się jakby przypadkiem o jej udo, sięgając palcami pod spódniczkę. Przecież tak właściwie to nawet się z nią nie przywitałem. Dotarłem do majteczek, przejechałem opuszką po sfałdowanej pod bawełną bruzdce i wróciłem ręką na blat.

Oprócz barmana chyba nikt tego nie zauważył. Teraz już uśmiechnęła się pod nosem. To było silniejsze od niej.

– Nie rób tego więcej.

Nie wiedziałem czy chodzi jej o to, co stało się w kabinie, czy o rękę pod spódnicą.

– Czego?

– Trzymaj ręce przy sobie – sprecyzowała.

– Kiedy widzę twoje uda, żałuję teraz, że poświęciłem im tak mało uwagi.

Roześmiała się cicho, osądzając, że ma mnie na haczyku i teraz wszystko zależy od niej.

No i dobrze. W stu milionach przypadków miałaby absolutną rację, ale nie mogła się zorientować, że tym razem jej nie ma. Musiałem grać swoją rolę.

– Miałeś szansę, ale nie wykorzystałeś jej do końca – mruknęła z uśmiechem.

– Daj mi jeszcze jedną.

Spojrzała mi głęboko w oczy.

– Nie daję nigdy drugiej szansy.

To wiele wyjaśniało. Nigdy nie spotykała się z ofiarami dwa razy. Załatwiała ich przy pierwszym, dlatego policja była tak bezradna. Nie mieli świadków, telefonów, zapisków gdziekolwiek w rzeczach denatów o świetnej lasce, z którą mają randkę. Nie mieli nic.

– Jak chcesz. Twoja strata.

Cień złości przebiegł jej po twarzy.

– Dobra. Powiedz, gdzie mieszkasz, a może cię odwiedzę – podejmowała błyskawiczne decyzje i pewnie właśnie zdecydowała, że siedzi obok wyssanego trupa.

– Tu obok, w Rembrandcie. Pokój 313.

– Nie napalaj się tak. Może… – najwyraźniej uznała, że specjalny nacisk na słowo „może” da jej pierwszą lokatę w tych nierozstrzygniętych zawodach) – …przyjdę. – Obrzuciła mnie z uśmiechem wzrokiem. – Nie rób sobie zbyt dużych nadziei. – Położyła przed sobą duży banknot i zgrabnie zsunęła się z barowego stołka.

Kilku obrzuciło ją, a potem mnie zdumionymi spojrzeniami. Poza ich percepcją było odpuszczenie sobie takiego ciała. W ich spojrzeniach zobaczyłem wypisane wielkimi literami – DUPEK. Uśmiechnąłem się do siebie. Wbrew temu, co powiedziała, byłem pewien, że jeszcze tej nocy mnie odwiedzi. Nie można bezkarnie zmusić wampirzycy do laski albo igrać z nią cały wieczór, nie pozwalając wniknąć w swoje myśli. Ona była moja!!!

Mogłem sobie pozwolić na apartament. Zresztą od stuleci utrzymywałem pewien stały poziom egzystencji – wysoki. Postanowiłem dzisiaj nie spać, przy odpowiednim nastawieniu i motywacji mogłem nie spać nawet tydzień. A miałem obydwa powody. Zresztą, może dzisiaj nie przyjdzie. Może jutro albo pojutrze.

Kazałem sobie przynieść zacną buteleczkę do pokoju i zagłębiony wygodnie w olbrzymim skórzanym fotelu pociągałem ze szklaneczki, niefrasobliwie rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Przymknąłem oczy, przypominając sobie linię jej ud, gorąco między nimi, ciasnotę i aksamit gardła. Chyba potrzebowałem kobiety. Zapadłem w letarg wspominając jej ciepło i sex-appeal, a pomijając niebezpieczeństwo, jakim była. Dla niej byłem o wiele bardziej niebezpieczny niż ona dla mnie. Olać to.

Wyrwał mnie z odrętwienia podmuch chłodnego powietrza. Otworzyłem oczy. Stała metr przede mną, wpatrując się we mnie czarnymi jak smoła oczami i oblizując chyba nieświadomie pomalowane krwistą szminką usta. Nie byłem tak do końca pewien, czy to na pewno szminka. Usta mniej mnie interesowały – już tam byłem – ale cała reszta… Stała przede mną w sukience z czarnej koronki, czarnych wysokich szpilkach i niczym więcej. Nawet w panującym tu półmroku wyraźnie mogłem sobie obejrzeć malutką kępkę włosów łonowych, gołe lśniące wargi i sztywno stojące sutki na idealnych półkulach. Na tle podświetlonego okna, nie mogły ujść mojej uwadze doskonałe szczegóły jej anatomii. Byłaby marzeniem sennym, gdyby nie…

Nie była nowicjuszką, jeśli mogła przeniknąć przez zamknięte drzwi. Chyba trafiła mi się stara i doświadczona wampirzyca. Ale głodna… i to było jej słabością.

– Nie zamknąłeś drzwi – zaszemrała.

Niech mi ktoś pokaże w cywilizowanym hotelu drzwi, które można by otworzyć od zewnątrz bez klucza albo karty. Musiała mnie mieć za idiotę albo – co bardziej prawdopodobne – próbowała mi to zasugerować. Normalny facet, mając taki widok metr od oczu, dałby wmówić sobie wszystko, niekoniecznie ulegając jej umiejętnościom telepatycznym. Normalny facet… Ale ja spiąłem się wewnątrz. Mogła zaatakować już teraz i moje marzenia o wilgotnym i gorącym wnętrzu mogło iść się… Musiałem zrobić coś dla siebie, wynieść z tej „randki” to, co chciałem osiągnąć. Chciałem być w niej wszędzie. Mój patyczek spotężniał wydatnie. Zauważyła to, uśmiechając się prowokująco i wlepiając w niego wzrok.

– Cieszę się, że przyszłaś. – Pominąłem dyplomatycznie z uśmiechem i milczeniem jej sposób dostania się do pokoju. – Nie zmarzłaś?

Nie wiem, czy odczytała to jako troskę o jej zdrowie, czy ironię.

– Zostawiłam płaszcz pod drzwiami.

Faktycznie, leżał tam.

Nachyliłem się w jej stronę, wsuwając rękę pod prawie przezroczystą sukienkę. Dotknąłem gładkiego, napiętego uda. Rozsunęła je, stając w lekkim rozkroku. Była doskonała. Głaskałem wewnętrzną stronę uda, dochodząc górą dłoni do mięciutkich, uległych warg. Ująłem mocniej nogę, przyciągając ją bardziej do siebie. Cały ten czas patrzyliśmy sobie w oczy, leciutko się uśmiechając. Oparła się kolanami o moje, rozszerzając je jeszcze mocniej. Nagość jest o wiele mniej podniecająca bez prześwitujących koronek. Rąbek jej sukienki unosił się powoli i opadał, podążając za moją ręką, a mój palec gładził rozchylone wnętrze aksamitnych warg. Widziałem każdy ruch mojej dłoni pod tą niezwykłą sukienką, widziałem, jak jej coraz bardziej błyszczące wargi poddają się naciskowi palców, rozchylając się lubieżnie i zapraszając do środka. Wysunęła nogę, opierając się między moimi udami o fotel i przyciągając mi głowę do wysuniętych bioder. Moje usta oparły się o pachnący wzgórek. Otworzyłem je, wciskając w nie elastyczną, nabrzmiałą łechtaczkę. Zadrżała. Głaskałem jej uda, wciśnięty ustami we wzgórek Wenery i unosząc dół jej koktajlowej sukienki coraz wyżej. Ta sukienka tworzyła całość ze spodnią halką, której nie miała na sobie. Ta jej oszczędniejsza wersja nadawała się tylko do pornola albo tutaj – nie miałem nic przeciw temu. Ubrana, doskonale widoczna, wspaniała nagość jest o wiele bardziej interesująca od wspaniałej golizny. Sztuką jest w takich momentach odpowiednio wyeksponować swoje walory, ukrywając jednocześnie wady. Tyle że ona nie miała wad, przynajmniej anatomicznych.

Suknia powoli podjeżdżała do góry, odsłaniając zgrabne nogi. Były długie, ale szpilki optycznie jeszcze je wydłużały sprawiając wrażenie, że były „do samej szyi”. Rozwarła jeszcze bardziej uda, spychając mi głowę niżej i dociskając ją do nabrzmiałych warg. Trzeba przyznać, że smakowała bosko.

– Sam obiecałeś, że teraz będzie moja kolej – wymruczała, wyginając się jak kotka.

W odpowiedzi spróbowałem jak najdalej sięgnąć językiem. Wygięła w tył ciało, przytrzymując się mojego karku i zaczynając jeździć już zupełnie mokrym rowkiem po moich ustach, nosie, całej twarzy. Falowała, uczepiona mnie całym ciałem. Objąłem jej elastyczne, doskonałe pośladki, wgniatając sobie w usta całą jej intymność. Drżała spazmatycznie, zginając rytmicznie nogi i „gwałcąc” mi usta. Ale było mi dobrze, bardzo dobrze. To musiało być coś podobnego do tego, co czuje dziewczyna kiedy facet wpycha jej się do gardła, a ona w jakimś amoku próbuje, ciągnąc go za biodra, wepchnąć sobie jeszcze głębiej. Ekstaza… Tak to się nazywa. Uniosłem ją za pośladki, wchodząc językiem głęboko w pulsujący tunelik, między rozłożone szeroko postrzępione wargi. Popiskiwała cichutko, obijając niekontrolowanie mięciutką szparką moje usta. Nagle podskoczyła, obejmując udami moją szyję i zawisła mi na ramionach, wyginając się w pałąk i opierając ręce o dywan obok moich stóp. Zrobiła bez wysiłku mostek! Wysunąłem język jak najdalej. Usztywniając go i uderzając ustami o szparkę, wbijałem się między pulsujące wargi. Podtrzymując ją od dołu jedną ręką, drugą od góry ścisnąłem wzgórek, unieruchamiając ją, kiedy oparła się nim o moje usta. Teraz „wżarłem” się w nią, ściskając mocno krągłości i szalejąc językiem w jej wnętrzu. Szarpnęła się mocno raz i drugi, a potem głośno posapując, ścisnęła mi głowę w żelaznym imadle swoich ud.

Nie chciałem zginąć ze zmiażdżoną głową.

Objąłem, sięgając do tyłu rękami, jej kolana i rozwarłem jej nogi siłą w szpagat. Pozbawiona podtrzymywania, osunęła się przede mną na puszysty biały dywan z rozłożonymi udami i zadartą sukienką. Jeszcze ciężko oddychając, złożyła je, zakrywając ten niecodzienny widok i wpatrując się w moją twarz, jedną ręką obciągnęła sukienkę na uda. Gdyby to była normalna sukienka, to może miałoby to jakiś sens, ale widok lśniących zza czarnej koronki warg wcale nie ochłodził atmosfery. Pewnie zrobiła to odruchowo, ale coś w rodzaju wstydu u tych istot… Byłem zaskoczony. Normalne by było, gdyby w szpagacie zaczęła zrywać ze mnie ubranie.

Wyciszona już, siedziała u moich stóp, głaszcząc mnie nieśmiało po udzie i niepostrzeżenie z każdym ruchem zbliżając się do jeszcze naprężonego członka.

Kto przede mną siedział? Nieśmiała dziewczyna, piękna, soczysta kobieta, czy…? Zacząłem teraz serio obawiać się, że udało jej się wtargnąć w moją podświadomość, podsuwając mi lukrowane obrazy, odczucia, wrażenia… Nieee. Ciągle logicznie myślałem, potrafiąc odróżnić rzeczywistość od omamów. Błyskawicznie przeanalizowałem ostatnie minuty – chyba ciągle byłem sobą.

Milczała, hipnotyzując mnie wzrokiem. Ucieszyło mnie, że zdaję sobie sprawę z jej wysiłków zahipnotyzowania mnie, że to widzę i że normalnie myślę. Po raz kolejny dziękowałem opatrzności i wodzowi za tarczę. Przymknąłem oczy, wyluzowując się w fotelu.

Czułem gorącą dłoń, głaszczącą i ściskającą moją dumę. Gorąco palców dotarło do główki, obejmując ją mocno. Uchyliłem powieki. Zgrabna rączka ginęła przez rozsunięty rozporek pod materiałem spodni.

– Nie spodziewałam się tego po tobie. Zajmę się teraz tobą i znowu będziesz miał dług do spłacenia – wyszeptała z roześmianymi oczami.

Nie wiedziałem, czy wzywać S.O.S., czy poddać się nastrojowi chwili. Chyba faktycznie miała ochotę na ostry, niezobowiązujący seks. A co potem? Przyzwyczaiłem się już do myśli, że mam być przekąską… Niezjadliwą, ale postanowiłem tego wieczoru uzyskać wszystko, co było do uzyskania. Była teraz nieśmiałą, zaspokojoną kobietą, która postanowiła odpłacić partnerowi za doznania, na które nie liczyła. Zdecydowałem nie ingerować w bieg wydarzeń, ale wyczuwałem jakąś magmę, jakieś niewidzialne fluidy atakujące mnie i oblepiające ze wszystkich stron. Bardzo chciała poznać moje myśli, wedrzeć się do podświadomości. Zobaczyłem jej wzrok utkwiony w mojej twarzy. Z miny wywnioskowałem, że ciągle byłem nieodgadnioną zagadką, ale tutaj nie miała widowni, nie musiała się hamować, gdybym przeciągnął strunę. Pozornie niefrasobliwie przymknąłem powieki, zdając się na jej łaskę. Pozornie…

Poczułem wilgotny, gorący i aksamitny języczek na mojej gładkiej, wypełnionej pulsującą krwią, aż sinej z napięcia główce. Nawet nie spostrzegłem, kiedy go wysupłała z tekstyliów. Może nie wdarła się do mojej podświadomości, ale jakoś oddziaływała na moje postrzeganie. Była coraz piękniejsza, doskonalsza i… seksowniejsza. Trochę mną tąpnęło, kiedy sobie to uświadomiłem, ale w moim za długim życiu widziałem tyle potworów, że byłem chyba uodporniony na pozory.

Ująłem mocno jej głowę, zsuwając karminowe usta z błyszczącego, wyprężonego członka. Spojrzała mi w oczy nieprzytomnym wzrokiem. Pochyliłem się, szukając ustami jej ust. Zaskoczona poddała się namiętnemu pocałunkowi, unosząc się niebywale lekko i bez wysiłku na równe nogi. Teraz jej twarz górowała nad moją. Wpiła się dziko w moje usta, ledwie po długiej chwili zdołałem się oderwać. Może to było sugestią, ale miała smak starego, przedniego miodu zmieszany ze świeżością wiosny. Musiała jakoś na mnie wpływać. Opuściłem wzrok, przesuwając ręce na jej biodra. Gorąco elastycznej, napiętej skóry na pełnych, krągłych biodrach było elektryzujące. Spod koronek wydobywał się zapach rozgrzanej samicy, słodko-ostry aromat działający jak afrodyzjak. Na tle rozjaśnionej światłem lampy ściany jej sylwetka, widoczna w najdrobniejszych szczegółach, sama była największą z możliwych podniet. Śniade, lekko rozchylone uda nacierały na mój tors. Żyjąca swoim życiem malutka cipeczka fascynowała ruchliwością. Wargi rozchylały się i składały w rytm jej ruchów, przesuwając się po sobie błyszczącymi falbanami.

Mocno pociągnąłem ją za biodra, przewracając obok siebie. Nie spodziewała się tego. Z piskiem wylądowała za moimi plecami na miękkim, rozłożystym oparciu, zostając biodrami w górze. Zadarte nogi, rozszerzając się, zsunęły sukienkę, pokazując całe napięte uda. Nachyliłem się nad nimi, pożerając wzrokiem rozwarty pulsujący tunelik między lśniącymi wargami. Pulsował, zapraszając do środka. Nabrzmiałym, sztywnym członkiem natarłem na rozpulchniony sokami rowek, rozsuwając szeroko biodrami jej uda. Powiedzenie „wszedł jak w masło” jest oklepane i może nadużywane, ale tak było. Była ciasna, ale tak śliska, że wsunął się cały za pierwszym razem. Sapnęła głośniej, rozgorączkowana. W tej samej chwili zaczęła go ściskać, jakby chciała wyssać, wycisnąć do ostatniej kropelki mięśniami pochwy. Właściwie poruszanie biodrami było niewskazane. Pracowała nad nim z zamkniętymi oczami, jakby chciała go wciągnąć jeszcze głębiej, jakby tam gdzieś w środku miała dodatkowe usta albo trzecią rękę. Spojrzałem w dół. Jej wargi zachowywały się jak usta, obejmując go tuż przy nasadzie, pulsowały, wciągając go głębiej i ssąc. W tamtej chwili byłem gotów przysiąc, że coś lizało moją główkę, wyciskając z niej przezroczyste kropelki. Stałem znieruchomiały, ściskając jej napięte na moich biodrach uda i czując się, jakbym był gwałcony, wciągany coraz mocniej w pulsującą rozgrzaną otchłań. Zaczynałem drgać.

– Tak. Daj mi wszystko. Zalej mnie całą. Chcę mieć w sobie wszystko, co było twoje – wyjęczała.

Tryskałem fontanną z mojej męskości, wiłem się, głośno sapiąc, między śniadymi udami. Jej wnętrze połykało bez końca całą moją wilgoć, wysysało, wyciskało z niego ostatnie kropelki.

Uścisk ud na moich biodrach trochę zelżał. Patrzyła na mnie już przytomnym wzrokiem, nie próbując się nawet poruszyć. Lekko zwiotczała końcówka ciągle głęboko tkwiła w bordowych, rozwartych wargach. Położyłem dłoń na wzgórku, zaciskając ją na mokrych, mięciutkich włoskach. Kciuk znalazł sztywną, śliską łechtaczkę i delikatnie ją pocierał. Przymknęła oczy, poddając się chwili i mojemu dotykowi. Sukieneczka podjechała na płaski, napięty brzuszek. Kciuk szalał na łechtaczce, kiedy pozostałe palce gładziły, ściskały i masowały mokry, elastyczny, napięty wzgórek. Przymknęła oczy. Usta się rozchyliły, pokazując różowy języczek między bielutkimi, równymi ząbkami. Kły były już o wiele dłuższe, niż powinny być. Spuściłem wzrok, wracając do ciekawszych widoków. Wyssany do cna patyczek, ciągle zanurzony w pulsującym tuneliku, zaczynał powracać do życia. Czułem, jak krew powraca do niego, wypełniając go powoli i rozpychając zaciśniętą szparkę. Lekko uchyliła przymknięte powieki, na twarzy ukazało się coś na kształt niedowierzania… a potem podziwu. Podrzuciła ciałem, wysuwając go z siebie i opadając przede mną na kolana. Nabrzmiewał centymetry od jej oczu. Podnosząca się główka dotknęła gładkich, nabrzmiałych ust.

– Zupełnie cię nie doceniłam. Nie domyślałam się, że trafiłam na niewyżytą seks maszynę – powiedziała cicho, uśmiechając się łobuzersko. – Ale to ja wygram – uprzedziła, uśmiechając się szerzej na widok już prawie sztywnego żylastego konara.

– Dawno już nie miałem tak podniecającego ciała.

– To dobrze, że tak uważasz. Co chciałbyś teraz zwiedzić? – zapytała rozanielona.

– Wstań.

Uniosła się z gracją.

– Możesz robić, co chcesz, ale później mi za to zapłacisz – wyszeptała do ucha, zawisając mi na szyi.

Ponownie podniecony, opuściłem ręce na jej uda, przyciskając ją do siebie i wdzierając się dłońmi pod leciutkie jak skrzydła motyla koronki. Ustępowały, zadzierane powolutku do góry, udostępniając moim dłoniom twarde, acz elastyczne i aksamitne uda. Poruszyła nimi, wklejając we mnie biodra. Mokry, gorący języczek przejechał po odkrytej (pod nie wiem kiedy rozpiętą koszulą) piersi. Przesunęła głowę, docierając do sutka i omiatając go swoją wilgocią i gorącem. Zadrżałem nagle, oprzytomniony brutalnym powrotem do rzeczywistości. Czyżby to teraz? Prysnął guzik i poczułem giętki, gorący języczek na mostku. Nagle gorąca wilgoć owionęła mi szyję. Stałem spokojnie, gotowy do ostatecznej rozgrywki, a ona lizała coraz to inne partie mojego torsu i szyi, wkładając w to całe serce i sporo inwencji. Powoli się odprężałem, ale żylasty konar powoli stawał się uschłym patyczkiem. Jej błądząca po moich biodrach i udach dłoń odkryła prawdę.

– Co się stało? – tchnęła mi do ucha, obejmując go mocno. – Musisz postarać się jeszcze raz – wymruczała.

– Jemu to powiedz. – Miałem już dość tych gierek.

– Powiem, powiem – zamruczała i znowu na wpół zwiędły członek był na wysokości jej ust.

Przyglądała mu się, jakby pierwszy raz widziała coś takiego. Jak śmiał nie stać na baczność na jej widok? Nie mogła tego tak zostawić. Otwierając szeroko usta, dobiła czołem do mojego brzucha, pakując go sobie całego. Aż syknąłem. To nie było już tak przyjemne jak dotychczas, ale jakby tego nie odbierać, efekt był wyraźny – sztywniał w oczach, wypełniając jej całe usta. Z przymkniętymi oczami, wpychała go sobie w szaleńczym tempie, odbijając się nosem od mojego brzucha. To już nie był seks, to był kolejny gwałt. Koniecznie chciała wyssać go do sucha i udało jej się to. Znowu tryskałem w gorące głębiny jej gardła, a ona, nie otwierając oczu, łykała, nie roniąc nawet kropelki.

– Chyba wygrałam. – Cień uśmiechu przemknął jej po twarzy, kiedy wstawała, przytulając się mocno. – Chodź, pójdziemy się zdrzemnąć, może potem odżyje.

Poczułem jej siłę, kiedy prowadziła mnie jak dziecko do łóżka, przewracając się na mnie, kiedy tylko tam doszliśmy. Schowała głowę pod moją brodą. Czułem jej oddech na szyi. Przymknąłem oczy i… zapadłem w jakiś somnambuliczny letarg. Wiedziałem, co się dzieje, słyszałem i kojarzyłem wszystko, ale miałem nieodparte, dziwne wrażenie, jakbym był poza ciałem. Już nie czułem oddechu na szyi. Czułem język liżący ją wzdłuż aż do ucha. Otworzyłem oczy.

Byłem przygotowany na coś podobnego, ale to co zobaczyłem, przerosło moje przygotowanie psychiczne. Potwór, który dociskał mnie całym ciężarem do pościeli, nie miał nic wspólnego z piękną Kreolką. Kiedy tylko spostrzegła, że patrzę, zatopiła w mojej szyi długie, żółte kły. Siwe, rzadkie, skundlone włosy drapały mi policzek, czerwone, przekrwione oczy płonęły szaleństwem, kościste, szare, pomarszczone ciało unieruchamiało mi ręce z nadludzką siłą.

Nie wyrywałem się. Czekałem.

Nie minęło pięć sekund, kiedy oderwała się od mojej szyi. Z pomiędzy wyszczerzonych w wilczym grymasie zębów, wydobyło się straszne wycie. Tonacja mówiąca o jej wściekłości, bardzo szybko zmieniła się w skowyt bólu. Puściła mnie, zwijając się na podłodze przed łóżkiem szybko do pozycji embrionalnej.

Leżałem, obserwując to spokojnie. Po następnych kilkunastu sekundach poczułem jakby swąd palonych włosów. Wstałem powoli i sięgnąłem do walizki po opatrunek, żeby zatamować krwotok z szyi. Za moimi plecami ten biedny stwór tarzał się, warcząc, po podłodze. Czarne koronki rozpadły się od żaru, jej skóra dymiła na brzuchu i na policzkach. Zauważyłem kątem oka, jak tkanki się rozstępują, dając ujście płomieniom. Po pięciu minutach na nienaruszonej podłodze czerniała kupka popiołu i skrawki czarnej, poprzepalanej koronki. Wystarczyło pozamiatać…

Z naszej grupy tylko ja byłem uzbrojony w czarną krew – bardziej trującą dla wampirów niż dla człowieka arszenik zmieszany z kurarą i jadem kobry. Zaglądałem już niezliczoną ilość razy różnym monstrom w ślepia z najbliższej odległości. Cóż, nawet potwór może się nieoczekiwanie przewieźć, jeśli nie bierze pod uwagę wszystkich ewentualności. Jak w życiu…

A swoją drogą… Nie wszyscy w niebie są tacy onieśmielająco grzeczni i bezgrzeszni.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Pamiętam to opowiadanie jeszcze z Dobrej Erotyki. Wówczas zrobiło na mnie duże wrażenie. Teraz, gdy jestem starszy i bardziej doświadczony, także literacko, wciąż miło było do niego wrócić. Cieszę się, że zaczęliście publikować archiwalne zbiory. Na Dobrej było przecież mnóstwo wartościowych dzieł!

Bardzo ciekawy tekst, jeden z tych, których najbardziej brakowało mi na NE.

Wampiry zazwyczaj mnie irytują – czy to te bezdennie głupie z „True Blood” czy „Zmierzchów”, czy beznadziejnie zmanierowane z „Wywiadu z wampirem” czy Vampire: the Masquerade. Cenię sobie natomiast takie, jakie pokazane są tutaj (a także np. niższe wampiry w powieściach i opowiadaniach Sapkowskiego) – krwiożercze bestie skrywające swą prawdziwą naturę za cienką zasłoną iluzji. Takich właśnie wampirów nam potrzeba – bestii, których należy się bać, a nie kochanków do romansowania.

Swoją drogą, z którego roku pochodzi te opowiadanie? O ile pamiętam czarna krew była eliksirem wiedźmińskim (w grach, nie w książkach Sapkowskiego) o podobnym działaniu jak tutaj opisane – sprawiało, że krew wiedźmina stawała się trująca dla monstrów, które mogłyby w niej gustować. Czyżby była to bezpośrednia inspiracja dla gala?

Pozdrawiam
M.A.

Erotyka świetna, warsztat bardzo dobry poziom. Pomysł, fabuła trochę dla mnie zbyt jednowymiarowe – skierowane w stronę seksu. Choć zdaję sobie też sprawę, iż takie mogło być założenie Autora.

Napisz komentarz