Obrazy Rozkoszy -1- (MRT_Greg)  3.56/5 (13)

19 min. czytania

OR-1-v22Zapłacił kierowcy i wysiadł z samochodu nie czekając na resztę. Spoglądał za oddalającą się taksówką aż zniknęła za szeroką bramą z kutego żelaza, po czym odwrócił się w kierunku budynku. Stojąc na półkolistym podjeździe, wysypanym drobnym, białym kamyczkiem, otoczonym różanymi rabatami, w milczeniu rozkoszował się rześkim powietrzem.

Z mieszaniną fascynacji i nutką zazdrości spoglądał na masywną sylwetkę wiejskiego dworku. Można było zauważyć jak, w niektórych miejscach, skromne założenie zostało przez lata rozbudowane do obecnych kształtów.

Na wprost niego, pośrodku ściany, w czarnej futrynie z kutego żelaza wkomponowanej, w kamienną elewację parteru, widniały szerokie drewniane wrota, będące niegdyś zapewne bramą na podwórze. Po bokach ciągnęły się równym szeregiem wysokie okna, zakończone w górze barwnymi witrażami. Lico ściany cofnięte w stosunku do linii okapu kryło się w cieniu, chroniącego podejście, wypłaszczonego dachu, podtrzymywanego przez masywne kolumny, obłożone szarymi otoczakami. Do wejścia prowadziły szerokie kamienne schody.

Osiowo ponad nimi wznosiła się prostokątna wieżyczka ze strzelistym dachem, zwieńczonym metalowym kurkiem. Symetrię układu podkreślały dwa boczne skrzydła, od frontu w formie szerokich ryzalitów. Całość zamknięta wysokim, spadzistym dachem, na którym w trzech rzędach umieszczono maleńkie kapliczki, jednoznacznie sugerujące kolejne kondygnacje skryte wewnątrz budowli.

Trzymając w jednej ręce walizkę, drugą chwycił mosiężną kołatkę w kształcie głowy wilka, wiszącą na jednym ze skrzydeł portalu. Uderzył kilkakrotnie. Przyłożył ucho do drzwi, nasłuchując kroków, jednak ogarniającą go powoli ciszę przerywały jedynie popiskiwania ptactwa, gnieżdżącego się w okolicznych drzewach. Spróbował zaglądnąć przez jedno z okien jednak, pokrywająca szybę od wewnątrz, gruba warstwa kurzu skutecznie uniemożliwiała wgląd do środka. Przestępując z nogi na nogę spojrzał na zegarek. Planował pojawić się tutaj około trzeciej, jednak najpierw z powodu burzy piaskowej opóźnił się jego lot a potem długo nie mógł złapać taksówki. Na miejsce dotarł z blisko trzygodzinnym opóźnieniem.

Dochodziła szósta, słońce chyliło się już ku horyzontowi, rzucając ostatnie ciepłe promienie w kierunku masywnej budowli. Na ścianach tańczyły cienie rzucane przez podświetlone od zachodu drzewa. Rozglądał się niepewnie dookoła, z lewej strony roślinność otulała bok budynku oplatając ostatnie kamienne kolumny, z prawej dostrzegł wydeptaną w wysokiej trawie ścieżkę, niknącą za rogiem. Udał się w tamtą stronę, mając nadzieję spotkania kogoś po drugiej stronie domu. Początkowo biegła wzdłuż muru, zaraz potem jednak skręcała ostro w prawo i ginęła w gąszczu. Rad, nierad podążył w tamtym kierunku. Szeroka na dwa metry szybko zwężała się, tak że po jakimś czasie musiał przeciskać się przez wysokie krzaki dzikich jeżyn. Kolczaste łodygi drapały go po rękach gdy osłaniał nimi twarz, szarpały odzież i plątały się pod nogami. W pewnym momencie, gdy po raz który próbował wyswobodzić się z gęstwiny, usłyszał dziewczęcy śmiech. Zaciekawiony ruszył w tamtym kierunku, stąpając ostrożnie by nie wywoływać zbyt dużo hałasu.

W miarę przybliżania się do kobiet (wiedział już, że są dwie), wyławiał uchem pojedyncze słowa. Wreszcie przystanął obok zmurszałego wiązu, odłożył ciążąca walizkę i rozchylił nieznacznie zarośla szukając właścicielek głosów. Początkowo nie dostrzegł ich, w głębokiej zieleni migały jedynie fragmenty ciał. Przesunął się kilka kroków w lewo i teraz mógł spokojnie delektować się sielskim widokiem. Przed nim, wśród listowia i wysokich traw siedziały dwie nagie dziewczyny, obejmując się nawzajem i chichocząc. Rozmawiały po francusku, wyłapywał niektóre słowa, choć nie rozumiał całości.

Prześwitujące przez liście promienie słońca nadawały ich ciałom nieziemski wygląd. Jedna z nich, na oko dwudziestokilkuletnia brunetka, siedząc w kucki, jedną ręką głaskała ramię znacznie młodszej koleżanki, obsypując pocałunkami jej szyję. Drugą błądziła po jej brzuchu, raz po raz chwytając za pierś i ściskając sutek. Ta, z jedną noga podwiniętą pod siebie, zwrócona do obserwatora plecami, całkowicie uległa partnerce, oparła się rękoma o grunt, poddając pieszczotom. Drobnymi palcami dłoni rozczesywała długie blond włosy, które rozsypały się po gładkich jak jedwab plecach.

Najciszej jak mógł rozchylił szerzej gałęzie, oblizując spierzchnięte usta, z rosnącym podnieceniem wpatrywał w rozgrywającą się przed nim scenę. Po chwili kochanki zmieniły pozycję, brunetka położyła się w trawie, rozkładając szeroko nogi, podłożyła sobie rękę pod głowę by móc obserwować poczynania koleżanki. Ta uklękła, wypinając swój tyłeczek w stronę podglądającego. Ujrzawszy pobłyskująca między jej nogami wilgoć, poczuł ucisk w okolicach rozporka. Sięgnął tam ręką i zaczął się masować, równocześnie wydając z siebie bezgłośne westchnienie. Nachylił się bardziej w ich stronę, modląc się w duchu by nie zostać dostrzeżonym, z roziskrzonymi oczami wpatrywał się w wijące się w trawie ciała. Blondynka z głową zanurzoną między nogami koleżanki, obejmowała jej uda przyciągając do siebie. Mimo, że całą swoją sylwetką zasłaniała ponętny widok, potrafił sobie wyobrazić co miała przed sobą. Przymknął oczy a w umyśle pojawił mu się obraz, gdy razem z nimi oddaje się uniesieniu. Oparty jedną ręka o pień drzewa, drugą rozpiął rozporek i wyjął swego napęczniałego od pożądania członka.

Onanizował się wyobrażając sobie scenę z ogrodu. Klęczał w trawie podczas gdy blondynka brała go do ust, ssąc i połykając, podczas gdy on lizał cipkę jej koleżanki leżącej na wznak na plecach tamtej. Karkołomna pozycja nie musiała być realistyczna, ważne były doznania jakie temu towarzyszyły. Czuł jak swym sztywnym członkiem przemieszcza się w gardle dziewczyny, jak ta próbuje łapać oddech, gdy wciska się w nią coraz głębiej. I po chwili wychodzi, by ponownie pchnąć mocno. Ręką szarpie ją za włosy, nabijając na siebie. Po chwili sięga ku piersiom brunetki. Zaciska na nich dłonie, ugniatając je i skręcając. Ona dyszy i jęczy, prosząc o jeszcze, sięga palcami w stronę krocza i rozchyla na boki płatki swej róży. Po chwili forma rozsypuje się. Dziewczyny leżą jedna na drugiej, brunetka liże cipkę swej towarzyszki, a ta wciąż ssie jego kutasa. Wzdycha z niezadowoleniem, gdy wyciąga go z jej ust i wkłada w pochwę koleżanki. Kilka pchnięć i powrót do ust. I znowu. I jeszcze raz. Nie patrzy i nie kieruje swym członkiem. Zatracony w pożądaniu pcha, byle do przodu, trafiając raz w usta, raz w cipkę. Przyspiesza rytm czując zbliżający się orgazm. Początkowo delikatnie klepie pupę blondynki, a po chwili bije już bez opamiętania. Ta jęczy głośno, rzuca głową na boki, rękoma obejmuje jego pośladki wbijając w nie swoje paznokcie. Czując ból, odwzajemnia jej się tym samym. Na moment przed finałem zaciska zęby na jej skórze, gryząc do krwi. Czuje szarpnięcie dziewczyny na spodzie, jego członek wymyka się z jej cipki i ląduje w ustach blondynki, po czym zalewa ją swym nasieniem. Ta szybko połyka i ssie jeszcze przez chwilę, nie chcąc uronić ani kropli. Opadają zmęczeni na trawę.

Ocknął się i zerknąwszy w dół ujrzał wiotczejący członek, kryjący się w garści, niby mały ślimak układający do spoczynku. Nasienie kapało mu z ręki na spodnie i buty. Zniesmaczony wyciągnął z kieszeni bawełnianą chusteczkę i wytarł spermę rozmazując ją jeszcze bardziej. Przerażony, zwilżył szmatkę śliną próbując tym sposobem doczyścić materiał, tymczasem drugą chusteczką bezskutecznie usiłował wytrzeć rozlewającą się po spodniach plamę. Po chwili, zdał sobie sprawę, że jego działanie może powodować hałas słyszalny przez dziewczyny. Zaniepokojony rozsunął zarośla i spojrzał w kierunku ogrodu. Odetchnął z ulgą ujrzawszy, że dziewczyny zniknęły, tylko pognieciona trawa była jedyną oznaką rozegranej tu przed chwilą akcji. Wydostał się z krzaków, po czym, zobaczywszy w oddali odsłonięty taras udał się w tamtym kierunku, starając w międzyczasie zasłonić walizką niedwuznaczne ślady na odzieniu.

Zbliżywszy się, ujrzał starca siedzącego na wózku inwalidzkim z głową skierowaną w stronę zachodzącego słońca. Kilka metrów przed nim wznosił się niewielki murek a za nim rozciągała błękitna przestrzeń oceanu. Zaskoczony widokiem, jak najciszej mógł podszedł do krawędzi i zerknął w dół. Cofnął się przerażony nie mogąc dojrzeć ściany, na której wznosił się teren.

– Mnie też to przeraża – drgnął, gdy usłyszał głos za sobą.

Staruszek uśmiechał się wesoło, w ręku trzymał wysoką szklankę z drinkiem przybranym żółtą parasolką. Wyglądał na mniej więcej siedemdziesiąt lat, schludnie ubrany w szarą kamizelkę z miękkiej wełny, pod którą widniała biała koszula z krótkimi rękawami oraz długie spodnie zakrywające niesprawne nogi. Gładko ogolona twarz uwidaczniała szerokie zmarszczki i nieznacznie obwisłe policzki. Brak zarostu rekompensowała bujna biała czupryna okalająca głowę starca. Spoglądał na niego z tym, charakterystycznym dla ludzi w podeszłym wieku, błyskiem w oku, uważnie lustrując przybysza.

Podszedł do starca wyciągając rękę;

– Jestem Piotr. Przepraszam za spóźnienie, siła wyższa, wie pan, samolot…

– W porządku, proszę się nie martwić – przerwał mu w połowie – ja i tak nie planowałem nigdzie wychodzić. Tu mam wszystko, czego mi potrzeba. Nie mam ochoty jeździć do miasta, tamten hałas i wiecznie zabiegani ludzie… to nie dla mnie. Tu mam ciszę i spokój, idealny na spędzenie ostatnich lat życia. – Przerwał na chwilę. W zamyśleniu spoglądał wokół siebie.

Pozwoliło to Piotrowi na szybkie zlustrowanie okolicy. Ogromny, równo skoszony trawnik ciągnął się od przeszklonej oranżerii aż tutaj, otoczony kwietnymi klombami, w tle widniały rozłożyste kasztany i akacje a za nimi rozlała się ciemna połać iglastego lasu. Jedynie w kierunku południowo zachodnim przestrzeń otwierała się na niknące w oddali bezkresne wody. Unosząca się ponad nimi bryza łagodziła nieznośny upał.

– A niechże już Pan usiądzie – staruszek przypomniał sobie o istnieniu gościa. Wskazał ręką fotel obok siebie – Monika zaraz przyniesie Panu coś do picia.

Siadając, zwrócił uwagę na niezauważoną dotychczas młodą kobietę wyłaniającą się z pobliskich zarośli. Ciemna karnacja kontrastowała z idealnie gładką, białą sukienką podkreślająca kobiecą kibić. Po chwili zreflektował się. Była mulatką, mięsiste wargi i kruczoczarne loczki wskazywały na ciemnoskórych przodków. Z właściwą sobie gracją podeszła do mężczyzn, stawiając na wiklinowym stoliku dwie oszronione szklanki wypełnione po brzegi żółtym napojem. Wyjęła z rąk starca prawie puste naczynie i bez słowa odwróciwszy się na pięcie, odeszła z powrotem w kierunku domu. Odprowadzali ją wzrokiem, delektując się zgrabną figurą dziewczyny. Spojrzał na staruszka. Ten mrugnął do niego porozumiewawczo okiem i wzniósł toast.

– Za sztukę! – Wychylił prawie połowę nim odłożył szklankę na blat.

– Ma Pan piękną służkę – rzekł Piotr. Otrząsnął się, czując jak zimny napój chłodzi jego spieczone gardło.

– Prawda? Ale nie należy do służby. Monika z własnej woli pomaga mi tutaj, dbając głównie o ogród. Domem zajmuje się Joanna, znajdzie ją Pan w sąsiedztwie kuchni, pomoże Panu rozgościć się w moich skromnych włościach. I… Nie bawmy się w kurtuazję. Proszę mi mówić po imieniu. Baltazar jestem.

– Piotr – uścisnął rękę starca. – Chyba trochę przesadzasz z tą skromnością, to ogromna posiadłość, słyszałem, że ciągnie się jeszcze daleko w głąb wyspy.

– To prawda. Moi przodkowie sukcesywnie wykupywali tutejsze grunty, tak że dzisiaj, tylko ten skrawek z przystanią należy do miasta, tego po drugiej stronie zatoki. Reszta należy do mnie.

– Twoje dzieci będą miały się o co bić – rzekł z przekąsem, przypominając sobie podobną historię po śmierci gwiazdy muzyki pop.

– I tu cię zaskoczę. Wbrew temu co mówią nie mam potomków. Po mojej śmierci miejsce to dostanie osoba, która potrafi wykazać się zaradnością i będzie potrafiła dopilnować interesów tego domu.

– Prowadzisz tu jakiś biznes?

– Można tak powiedzieć… – staruszek ponownie się zamyślił.

Powoli zaczynały go irytować te niedopowiedzenia. Jaki biznes można prowadzić w takim ustronnym miejscu. Nie słyszał, by cokolwiek się działo w okolicy, z domu też nie dochodziły żadne odgłosy. „Może morduje włóczęgów i potem sprzedaje ich mięso na bazarze wmawiając kupującym, że to wieprzowina” – Pomyślał zerkając na staruszka. Nie wyglądał na mordercę i jakoś nie mógł też sobie wyobrazić pięknej mulatki ćwiartującej tasakiem ludzkie członki. Otrząsnął się z posępnych myśli.

– Czy możesz mi powiedzieć czym konkretnie mam się u ciebie zajmować – zagadnął chcąc powrócić do rozmowy – mam ze sobą referencje…

– Nie trzeba – odrzekł Baltazar, powstrzymując go gestem – wiem, kogo zapraszam do siebie. Dobrze znam twoje dokonania i… jestem, muszę przyznać, pod wrażeniem. Jak ci się pracowało nad „Ogrodem ziemskich rozkoszy” Boscha? Maurycy wspomniał, że zapominałeś nawet o posiłkach, tak byłeś pochłonięty pracą.

– Jesteś świetnie poinformowany – odpowiedział zaskoczony. – Poświęciłem temu obrazowi mnóstwo czasu, szkoda tylko, że to kopia – dodał, wiedząc że oryginał znajduje się w muzeum Prado w Madrycie

– Nie byłbym taki pewien…

– Ja za to jestem – zaperzył się – pracowałem swego czasu przy nim. Technika, jaką zastosował autor powoduje, że co roku trzeba to dzieło konserwować a i tak z roku na rok obraz wygląda coraz gorzej.

– Wiem – odrzekł staruszek, po czym dodał – nie ma sensu się unosić, każdy z nas wie swoje. Tym niemniej proponowałbym ci uważniej przyglądać się temu, czym się zajmujesz. Mogę cię zapewnić, że muzeum nie posiada już oryginału.

– Wątpię, ochrona….

– Można przekupić…

– Zabezpieczenia…

– Można złamać…

– Nikt nie kupiłby tak znanego obrazu!

– Skoro tak uważasz…

– Twierdzisz zatem, że obraz znajduje się u Maurycego? Jak się tam znalazł?

– Przyjechał w paczce – staruszek machnął ręką – posłuchaj. Większość obrazów była malowana na życzenie rodzin, część oczywiście artyści tworzyli w ramach swojej twórczości, jednak te zamówione miały pozostać w rękach ich właścicieli i kolejno ich potomków. Wojny spowodowały, że obrazy były kradzione, potem znajdowane na strychach i umieszczane w muzeach. Niech cię nie dziwi, że są tacy, którzy chcą je odzyskać. Poza tym, gdybym poprosił cię o namalowanie mnie w negliżu, nie chciałbym, aby potem moją sylwetkę, z obleśnym wyuzdaniem oglądały tabuny pseudo krytyków i hordy tatusiów i mamuś z uczepionymi do nich bachorami! – Widząc niechęć na twarzy Piotra, szybko dodał – Dobra, widzę, że cię nie przekonam, ale proszę o jedno; gdy będziesz zajmował się moimi obrazami, przyjrzyj im się uważnie. Jeśli uznasz, że zajmujesz się kopią a nie oryginałem daj mi znać. To ważne! – Staruszek uniósł się fotela gestykulując rękoma – Tylko oryginał ma w sobie moc! Tylko on naprawdę żyje! Nie zabierajcie mi ich!!! – teraz już krzyczał.

W kącikach ust zebrała się piana, którą rozpryskiwał, wywrzaskując słowa. Z domu wybiegła dziewczyna, niosąc koc, którym okryła ciało podrygującego w spazmach mężczyzny. Z fioletowej fiolki wysypała na dłoń dwie pastylki po czym energicznym ruchem przytknęła ją do wykrzywionych grymasem ust i bezceremonialnie wepchnęła zawartość do gardła. Palcami rozszerzyła usta mężczyzny i wlała w nie napój. Przełykał, z trudem łapiąc powietrze. Odwróciła się w kierunku Piotra.

– Zaczyna się robić chłodno – rzekła masując ramiona starszego mężczyzny – Proszę iść do domu, zapewne potrzebuje Pan odpocząć po podróży. Baltazarem proszę nie przejmować, czasami ma takie napady a gdy przejdzie atak lubi tak sobie tu posiedzieć wieczorem, gdy do życia budzą się nocne stworzenia. Proszę zaglądnąć do kuchni…

– Wiem, wiem… – odrzekł podnosząc się z fotela – na pewno wszystko będzie w porządku? Trochę mnie przestraszył. Nie potrzebuje Pani pomocy?

Dziękuję, nie trzeba. Proszę już iść – niemal popchnęła go w kierunku domu.

Zakłopotany, raz po raz oglądając się za siebie, pomaszerował w kierunku skrytej już w mroku sylwetki budynku. Przeszedł wzdłuż oranżerii, we wnętrzu dostrzegł szereg tropikalnych roślin i wysoka palmę rosnącą po środku. W drzwiach stała drobna, krótko obcięta blondynka z filigranową, niemal dziecięcą twarzyczką. Sięgnęła po trzymaną przez niego walizkę i wskazując ręką w kierunku ciemnego holu zaprosiła do środka. Pozwolił by zaprowadziła go do jego pokoju. Po drodze nawet nie starał się udawać, że ogląda wnętrza, całą uwagę poświęcił na delektowanie się piękną kobietą. „Nie ma co – pomyślał – staruszek ma gust” Drobna dziewczyna o białej jak mleko skórze wyraźnie kontrastującej ze ścianami wyłożonymi ciemną boazerią szybkim krokiem zmierzała w kierunku jednego ze skrzydeł budynku. W pewnym momencie zatrzymała się przed wysokimi drzwiami, z niewielkim judaszem na wysokości wzroku. „Pięknie – pomyślał – przysługuje mi cela”.

– Oto Pańska komnata – niski, gardłowy głos zupełnie nie pasował do właścicielki – Śniadanie jutro o siódmej. – Odwróciła się do niego plecami i pomaszerowała dalej w głąb korytarza.

Przez chwilę spoglądał za nią, nie wiedząc jaką minę dobrać. W końcu niepewnie się uśmiechnął, złapał ciężką walizkę i pchnął drzwi.

– O kurwa – wyrwało mu się.

Pomieszczenie było ogromne. Wielkością przypomniało hangar dla helikoptera, słowo komnata było zbyt skromne. Uzmysłowił sobie, że na zaledwie jednej czwartej przestrzeni zmieściłaby się zapewne cała jego kawalerka. Słabo oświetloną wysokim żyrandolem salę wypełniało zaledwie kilka mebli. W rogu stała wysoka komoda, w pobliżu okien znajdował się niewielki secesyjny stolik i takiż fotelik z siedziskiem obitym zielonkawym materiałem. Większą część ściany na prawo wypełniało ogromne łoże z baldachimem, podpartym czterema rzeźbionymi w pniu orzecha słupami. Przyjrzał się uważniej rytowi. Przedstawiał splecione w objęciach ciała mężczyzn i kobiet w wyuzdanych pozycjach erotycznych. Sufit baldachimu zwieńczony okazałym tympanonem wznosił się na wysokości ponad trzech metrów nad łóżkiem. Ciężka, ciemno zielona narzuta, odsłaniała u wezgłowia kilkanaście puszystych poduch. Naprzeciwko, nad szerokim kamiennym kominkiem, wisiał portret młodej kobiety. Podszedł bliżej, uważnie mu się przyglądając, po czym złożył głębokim ukłon mówiąc;

– O pani, to będzie dla mnie zaszczyt spędzić wspólnie tę noc.

Obraz przedstawiał reprodukcję zdjęcia carycy Aleksandry Fiodorownej Romanowej. Wykonane w dniu jej dwudziestych piątych urodzin ukazywało piękną, młoda kobietę, ubraną w futrzaną kamizelkę, odkrywającą głęboki dekolt. Zmysłowe, zielone oczy wpatrywały się w fotografa. Z ich kolorem kontrastował zawieszony na gładkiej szyi naszyjnik z trzema rubinami. Podobno w rzeczywistości miast środkowego kamienia, caryca i każda z jej sióstr miała wisiorek ze zdjęciem Rasputina. Takie same kamienie widniały w kruchym diademie osadzonym na jej głowie. Historia głosiła, że w trakcie egzekucji ostatniej władczyni imperium rosyjskiego, kule odbijały się od jej ciała raniąc jedynie a nie powodując śmierci. Dopiero bagnety oprawców pozbawiły ją życia. W trakcie przeszukiwania odzieży, zamordowanej wraz z siostrami carycy, znaleziono kosztowności zaszyte w materiale. To one prawdopodobnie broniły kulom dostępu do ciała.

Przyglądając się obrazowi dostrzegł, że szlachetne kamienie straciły swój blask, podobnie jak oczy zasnute niewielka mgiełką. Sięgnął do walizki. Wyciągnął stamtąd niewielki pędzelek i przetarł nim kurz osiadły na portrecie. By to zrobić, musiał stanąć na krzesełku, opierając się o ramę obrazu, w pewnym momencie poczuł jak traci równowagę i by nie upaść uchwycił się jej mając nadzieję, że jest dobrze przymocowana. Zaciął się kantem drewna. Na obraz kapnęła kropla krwi dokładnie na jeden z rubinów. Ten zajaśniał nowym blaskiem. Niewiele myśląc zamaczał pędzel w ranie i naniósł poprawki na pozostałe miejsca. Zadowolony z efektu zszedł z krzesła i przyjrzał się swemu dziełu. Wiedział, że w normalnych warunkach za takie coś wyleciał by z pracy, zmuszony do wypłacenia niebotycznego odszkodowania. Tutaj jednak, w otoczeniu tylu malowideł, uważał, że nie zostanie to dostrzeżone. Ze zdziwieniem spostrzegł, że również oczy kobiety nabrały blasku a kąciki jej ust nieznacznie uniosły się do góry. „Niemożliwe – pomyślał – To na pewno złudzenie”.

Odłożył pędzel, wypakował do komody swoje ubrania, rozebrał się do spodenek i z pidżamą w garści skierował się do niewielkich drzwi w rogu pokoju, prowadzących, jak mniemał, do łazienki. W środku długo macał po ścianach, zanim zlokalizował włącznik. Jasne światło zalało pomieszczenie. W rogu ustawiono narożną wannę z hydromasażem, obok, na wysokim postumencie osadzona była głęboka umywalka, dalej ciemna muszla klozetowa przykryta beżową klapą. Na przemian jasne i ciemne kafelki sięgały sufitu, na podłodze niebieska glazura sąsiadowała z czarnymi listwami przypodłogowymi.. Nic tu nie pasowało, najwyraźniej pomieszczenie przygotowywano w pośpiechu nie zadając sobie trudu estetyką aranżacji. Przekręcił mosiężny kurek nad wanną. Z rur dobiegło go popiskiwanie, następnie dźwięk przeistoczył się w rzępolenie początkującej skrzypaczki by zakończyć donośnym crescendo. Po czym dźwięk powtórzył się kilkakrotnie. Odkręcił wodę nad umywalką chcąc przepłukać twarz. Do kwartetu smyczkowego dołączyła zgrzytliwa trąbka. Spojrzał w kierunku muszli, aż kusiło go by spuścić wodę. Zakręcił kurek nad wanną i zanurzywszy się w gorącej wodzie, przymknął na chwilę oczy delektując otaczającym go ciepłem.

Po chwili usłyszał ciche szuranie. Otworzył oczy i spojrzał w kierunku skąd dochodził dźwięk. Na moment, w otwartych drzwiach do łazienki na granicy cienia mignął mu zwiewny materiał. Wyskoczył z wanny. Poczuł jak cierpnie mu skóra, jądra skurczyły się i uciekły w głąb ciała pozostawiając pustą mosznę. Wyraźnie się ochłodziło, nie to nawet nie był chłód lecz przeszywający ziąb. Pospiesznie wytarł się ręcznikiem i sięgnął po pidżamę. Zaskoczony nie mógł jej nigdzie znaleźć. „Przecież miałem ją ze sobą” – pomyślał. Przepasany ręcznikiem zajrzał do sypialni. Ostatnia żarówka w żyrandolu zamigotała i po chwili zgasła zostawiając go w kompletnych ciemnościach. Po omacku dotarł do łóżka, nabijając sobie po drodze guza o wystający róg stolika. Zrzucił ręcznik i dał nura pod pierzynę. Chwilę ruszał się pod nią chcąc rozgrzać swym ciałem zimny materiał, po czym znieruchomiał z rękoma po bokach. Wysilał wzrok próbując dojrzeć cokolwiek w ciemnościach. Na próżno. Na dodatek grube kotary nad oknami skutecznie broniły dostępu światła księżyca.

Leżąc, wsłuchiwał się w bicie swego serca, wspominając pierwsze spotkanie z właścicielem. W holu bił zegar. Głośne BAM, BAM, BAM, niosło się po budynku. Naliczył do dwunastu.
– Północ – mruknął do siebie – godzina duchów.

Skrzywił się. Nie wierzył w duchy ani inne nadprzyrodzone zjawiska. Uważał, że wszystko można racjonalnie wytłumaczyć, a opowieści o upiorach i eterycznych zjawach pozostawiał fantastom. Tym niemniej czuł się trochę nieswojo nie mogąc dojrzeć nawet fragmentu przestrzeni. Zawieszony w pustce, rozważał otwarcie drzwi na korytarz, mając nadzieję, że stamtąd wpadnie do środka choćby odrobina światła.

BAM, BAM, BAM… znów i na końcu BOMMM.

„Masz babo placek, jeszcze kwadranse wybija” – pomyślał po czym już na głos dodał Ej, no! Jak ja mam zasnąć? W takim hałasie to i umarli nie mogą spać!

Odwrócił się na bok chcąc przytulić się do poduszki. Szarpnął jak oparzony, gdy natknął się na czyjąś zimną dłoń. Strach ścisnął mu gardło, tak, że z jego ust dobyło się jedynie ciche rzężenie. Złajał się sądząc, że w złej godzinie wspomniał o nieżywych.

– Cicho – usłyszał szept – nie bój się.

– Łatwo ci mówić ale to ja o mało co nie zesrałem się ze strachu… wydukał z siebie.

Długie palce przemknęły wzdłuż jego ramienia i poczęły głaskać jego tors. Delikatna dłoń błądziła między podbrzuszem a szyją zataczając kręgi. Poczuł jak szczypie go w sutek, który stwardniał pod zimnym dotykiem. Silna ręka pchnęła go tak, że opadł z powrotem na plecy. Leżąc na wznak czuł delikatnie łaskotanie włosów na skórze gdy tajemnicza postać pochyliła się nad nim, obsypując go mokrymi pocałunkami. Sięgnął ręką wzdłuż jej ciała. Ujął w dłonie kształtne piersi, po czym odtrącony westchnął z ulgą. Wolał nie myśleć co by było gdyby zamiast gładkich krągłości namacał sflaczały penis. Na samą myśl zadrżał z obrzydzenia. Po chwili powrócił świadomością do pieszczot, oddał się całkowicie bezwolny działaniu nieznajomej. Ta, czując przyzwolenie, dźwignęła się ze swojego miejsca i usiadła na nim okrakiem, nie przerywając pieszczot. Sięgnęła ku górze, przez chwilę obejmując dłońmi szyję, przesunęła palcami po twarzy i utopiła w jego czuprynie. W międzyczasie pocierała swymi sztywniejącymi sutkami jego klatkę piersiową, szepcząc słowa w obcym języku. Wtem liznęła go po twarzy, sięgnęła ku ustom i gdy chciał oddać pocałunek ugryzła go w wargę. Jęknął zaskoczony. Powróciła do lizania jego torsu zjeżdżając językiem coraz niżej, dłońmi pieściła płatki uszu. Po chwili cała zsunęła się mu na kolana, chwyciła sztywny członek w dłonie i jęła masować go w górę i w dół, drażniąc przy tym językiem purpurowy czubek.

Złapał ją za głowę. Poczuł między palcami coś twardego, wysupłał spomiędzy włosów i przybliżył do oczu. „Jasne, – skarcił się w duchu – i co chcesz zobaczyć w tych ciemnościach?”

Przesuwał bryłki między palcami wyczuwając twardy materiał. Przypomniała mu się wizyta u jego dziadka, jubilera, i małe diamenciki rozrzucone na blacie roboczym. W dotyku przypomniały właśnie te, które trzymał w ręce, lecz tamte były zdecydowanie mniejsze.

Odłożył znalezisko na poduszkę po czym podniósł się chcąc dotknąć kobiety. Ta ponownie odepchnęła go. Zirytowany tym faktem szarpnął się, uwalniając sterczącego penisa z rąk dziewczyny, usiadł i złapał ją za włosy chcąc przyciągnąć do siebie. Chwyciła go za przeguby i mocno ścisnęła. Zawył z bólu. Tak silnej kobiety jeszcze nie znał. Z mocą imadła zgniatała jego ręce, przyciskając na powrót do prześcieradła. Poddał się. Uwolniła jego dłonie po czym zamachnęła się i na odlew trzasnęła go w twarz.

– Leży! – warknęła, po czym, jak gdyby nigdy nic powróciła do zabawy członkiem.

Zapiekło. Choć bardziej własna, urażona męska duma niż faktyczne miejsce uderzenia.

– Słuchaj… zaczął i w tym samym momencie poczuł jak przygryzła go w członka. Syknął ze zdziwienia bardziej niż złości.

– Cisza! – rozkaz nie pozostawiał wiele do domysłów.

Poddał się. Pozwolił jej na całkowitą dominację, jednak mimo złości i strachu ze zdumieniem odkrył, że ta sytuacja jeszcze bardziej go podnieciła. Pierwszy raz był gwałcony przez kobietę w dodatku wyłącznie oralnie. Wzięła go do buzi i zsuwała się coraz niżej, tak że po chwili poczuł ciasne ścianki jej gardła. Minęła chwila nim dotknęła ustami jego podbrzusza. „Niemożliwe – stęknął – mam pytę jak koń”. Uniósł biodra nieco do góry i poczuł jak połyka jego jądra. Całe jego przyrodzenie tkwiło w ustach kobiety. Wystarczyło by teraz zacisnęła zęby, czyniąc z niego eunucha. Do najbliższego szpitala daleka droga, a jeszcze musiałby przeprawić się przez zatokę. Poruszyła głową na boki. Czując jak jego przyrodzenie ślizga się gardle dziewczyny dostrzegł u siebie oznaki zbliżającego się orgazmu. Szarpnął ją za włosy usiłując na chwilę wydostać się z zacisku. Bez rezultatu. Wypuściła tylko jądra spomiędzy zębów i dalej szarpała na boki głową. Jęknął oszołomiony. Stężał na moment, wyprężył ciało i poczuł oczekiwane skurcze. Ejakulował wprost do jej przełyku, pompując w nią ogromne ilości nasienia. Wreszcie opadł zmęczony.

Ona tymczasem wypuściła udręczonego członka z ust i położyła się na nim, ocierając swoim udem o jego nogi. Wiła się na nim niepomna swojego ciężaru, szarpała za włosy i gryzła w policzki. Zrzucił ją z siebie i przygniótł własnym ciałem. Głośno jęcząc rozłożyła szeroko nogi przyciągając go do siebie. Zagryzł usta gdy delikatnym po ostatniej rozkoszy członkiem dźgnął ją w cipkę. Zazwyczaj po takiej akcji opadał na łóżko i zmęczony zasypiał. Tu jednak nie było mu to dane. Zapach podnieconej kobiety, smak jej spoconego ciała podziałał na niego jak afrodyzjak. Czując jak powoli odzyskuje siły, namacał jej krocze. Była tak mokra, że jej soki rozlewały się po pościeli. Nie chcąc marnować tej słodyczy sięgnął językiem i zaczął ją lizać. Zacisnęła uda na jego głowie i wbiła paznokcie we włosy targając nimi jakby chciała je zerwać z czerepu. Chlasnął ją w tyłek. Nic. Ponowił uderzenie, czując jak zaczyna się w niej dusić. Jakby mocniej zacisnęła. Teraz to się wściekł. Bił na odlew raz w jeden półdupek raz w drugi, czując jak zmniejsza się nacisk na głowę.

Wyrwał się z uścisku, rzucił na nią, wsadzając członka w jej rozpalone wnętrze. Podparł się na rękach i rytmicznie jak tłok parowozu wbijał się w nią z całą siłą. Zdeterminowany rozedrzeć na pół rżnął jak nigdy dotąd. Jej ciało podrygiwało w rytm uderzeń, rzucała głową na boki, na zmianę jęcząc i przeklinając. Zasłuchany w chlupot pochwy miarowo odmierzał kolejne pchnięcia. To już nie był niezobowiązujący seks z nieznajomą, tylko całkowite zezwierzęcenie, pełne wyuzdania i drapieżności.

W pewnym momencie, gdy po raz kolejny z głośnym odgłosem mlaśnięcia, wbił się w nią aż po same jądra, znieruchomiała i syknęła przez zęby;

– Skurwysyn!

Zacisnął ręce na jej szyi. Ciężko dysząc kontynuował swoje nie zważając na ściskające się na jego nadgarstkach mocne dłonie. Tym razem nie zamierzał odpuścić. Tym razem to on był górą i miała go słuchać. Poczuł ponowne skurcze zbliżającego się orgazmu. Też to wyczuła i zaczęła szarpać biodrami na boki chcąc również zaznać rozkoszy. W chwilę potem doszli równocześnie, zacisnęła mięśnie pochwy na jego członku podczas gdy on wypełniał ją swym nasieniem. Zwalił się na nią całym ciężarem, czując jak podryguje pod nim, objął jej kibić i mocno przytulił się do rozgrzanego ciała.

Po pewnym czasie odsunął się od niej, opatulił w kołdrę i zamknął oczy. Zasypiając usłyszał donośne; BAM, BAM… Zegar wybijał czwartą godzinę lecz tego już nie słyszał. Podobnie jak szelestu unoszonej pierzyny i oddalających się kroków na drewnianej podłodze. Nie słyszał też dziwnego odgłosu darcia i szelestu, podobnego jak wtedy, gdy usiłuje się w świąteczny papier zapakować za duży prezent. Może i dobrze, gdyż w dziwnej ezoterycznej poświacie mógłby wtedy też ujrzeć jak szare płótno nad kominkiem wypełnia się kształtną formą przypominającą postać młodej kobiety z drogocennym naszyjnikiem. Trudno by było jednak rozróżnić rysy twarzy przysłonięte przez rozwichrzone w nieładzie włosy.

Przejdź do kolejnej części – Obrazy Rozkoszy -2-

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Greg – tak wspaniałego pomysłu na zawiązanie fabuły mógłby Ci pozazdrościć niejeden autor (ja zazdroszczę). Koncepcja jest świetna i daje duże pole manewru, jeśli chodzi o przygody głównego bohatera. Doskonale nadaje się na serię, o czym wiedziałeś pisząc kolejne części.

Podczas czytania czuć jednak pośpiech autora. Chciałoby się chwilę dłużej delektować jakimś momentem, a ty nie dajesz wytchnienia czytelnikowi i pędzisz z kolejnymi przygodami bohatera na złamanie karku. To w zasadzie jedyne, do czego się przyczepię. Bo, jak już wspominałam, lubię tę serię.
Tylko Autorze – zwolnij! 🙂
Pozdrawiam

Hmm… – to jeden z pierwszych moich tekstów o tematyce erotycznej. I pierwszy zapoczątkowujący serię. I powstał blisko 2 lata temu, gdy dopiero za pomocą młotka i dłuta wykuwałem kolejne fragmenty swojego warsztatu, gdy jeszcze nie było mowy o szlifowaniu…

Stwierdziłem, że nie będę zmieniać ani pierwszego ani kolejnych, istniejących, odcinków. Następne, dopiero dziś powstające, może ukażą postęp w moim pisarstwie… a może nie… 😛

Dziękuję za opinię.
Pozdrówko

Rozumiem to dobrze – ja też nie ruszałam swoich opowiadań, chociaż ewidentnie im się należało, a mają nie 2 a 5 lat i na DE już w 2007 lądowały dumnie :). U mnie to była kwestia sentymentu – te teksty znałam tak dobrze, że nawet do ewidentnych błędów podchodziłam z pobłażaniem.
"Cmentarna" (hehe) seria jest chyba zeszłoroczna, a nad nowościami pracuję w pocie czoła i drżeniu palców, bo idzie jak po grudzie.
Jak na początki to nie jest źle. Ja swojego pierwszego tekstu nawet nie zamieszczam, bo tyle tam wykrzykników, ochów i achów, że dech zapiera :).

Z całą pewnością udało Ci się stworzyć niezwykły klimat miejsca, choć nieco przesadnie fachowy opis architektonicznych detali domostwa zdradza skrzywienie zawodowe:) Ten fotograficzny wręcz obraz przywodzi na myśl skąpane w leniwym słońcu południe Francji z książek Mayalla, choć rozumiem, że miejscem akcji jest jakaś wysepka na Atlantyku, Madera a może któraś z Wysp Kanaryjskich. Melanż klimatu z atmosferą mrocznej tajemnicy i mam wrażenie zagadką historyczną, która się dopiero pojawi kojarzy mi się z kolei z prozą Arturo Pereza-Reverte. Jeżeli ktoś widział „Dziewiąte wrota” Polańskiego nakręcone na podstawie „Klubu Dumas” Reverte to wie co mam na myśli. Ale czy ten trop jest właściwy, okaże się dopiero w kolejnych częściach. Póki co, zapowiada się smakowicie.

Dwa drobiazgi techniczne:
– Podjazd był wysypany raczej białymi kamyczkami, a nie białym kamyczkiem. Użyłeś żargonu, który nagminnie stosują rolnicy mówią np, że malina obrodziła lepiej truskawka.
– Nie podoba mi się też słowo „zaglądnąć”, które ku mojemu zdumieniu jest niby poprawne. Zręczniej brzmiałoby „zajrzeć”.

Dorzuciłem etykietę: „solo” i „podglądanie”, którą mamy na liście etykiet, choć nigdy wcześniej nie była użyta. Proponuję natomiast usunąć etykietę „fantastyka”, która sugeruje opowiadanie science fiction albo fantasy.

Opowiadanie sprawia wrażenie jakby było przysypane kurzem, jakby z innej nieco epoki pochodziła narracja. Jeśli to zamierzony efekt, to genialne. Jeśli tylko tak wyszło przy okazji, to i tak świetnie.
Ubawiło mnie to warczące "Leży!", scena z poplamioną garderobą (oj, chciałoby się to zobaczyć na ekranie: te gorączkowe wycieranie i maskowanie), razi nagła zmiana układu: najpierw kobieta jest silniejsza, potem mężczyzna, istna zagadka.
Generalnie, jestem pełen podziwu dla Autora, bo w dwóch całkowicie odmiennych klimatach, środowiskach, sceneriach porusza się z wielką swobodą i talentem. Nawiązuję tu oczywiście do pierwszej publikacji na tutejszej witrynie.

Bardzo mi się podobało, klimatyczne, lekko mroczne i wciągające. Super.

Od samego początku byłeś jednym z moich ulubionych Autorów, tam, dawno temu… Dlatego cieszę się, że będą nowe teksty podpisane Twoim nickiem. Klimat – pierwszorzędny.

"Obrazy Rozkoszy" to cykl, którego nigdy nie zdążyłem przeczytać na Dobrej Erotyce. I teraz zaczynam pojmować, jak wiele straciłem! Tak więc czym prędzej nadrabiam zaległości.

Zawiązanie akcji jest umiejętne. Niewiele wiemy ani o bohaterze, ani o miejscu, do którego przybył. Zbieramy okruchy informacji, które niezbyt hojnie rozsypał po całym tekście Autor. Powoli wyłania się z tego wszystkiego obraz po części oniryczny, po części zaś do bólu rzeczywisty. Granica między snem i jawą, realnością i fantazją zaciera się, zaś tajemniczy dwór okazuje się być miejscem, po którym kroczą (i nie tylko kroczą!) dawne byty.

Z niecierpliwością będę zatem czekał na ciąg dalszy tej historii. I na kolejne, zaskakujące rozwiązania fabularne.

Pozdrawiam
M.A.

Zdecydowanie jeden z najlepszych cyklów, które pamięta z DE, a teraz jeszcze słyszę o kontynuacji? Najlepsza erotyka zaiste zasługuje na swoją nazwę.

Miło znów wrócić do tego dzieła i czekam na kolejne części. Choć bardziej interesuje mnie rozwój wydarzeń serii Via Europa wszak to tej serii nowo pojawiające się odcinki będą mieć swą premierę na NE. 🙂

Napisz komentarz