Perska Odyseja XVII: Oprawcy i tchórze (Megas Alexandros)  4.48/5 (115)

33 min. czytania

Pompeo Girolamo Batoni, „Alegoria wojny i pokoju”

Nad gościńcem unosił się kurz.

Wzbijały go setki końskich kopyt oraz tysiące maszerujących w równym rytmie stóp. Po długiej zwłoce korpus Kassandra z Ajgaj opuścił wreszcie Isztahr, zwane obecnie Miastem Wdów, i ruszył w stronę ostatniego bastionu rebeliantów. Na Pasargady.

Straż przednią tworzyli Trakowie pod wodzą Jazona. Czujni, nieobciążeni pancerzami zwiadowcy przeczesywali wzgórza, które z obydwu stron flankowały trakt, wypatrując przyczajonych w zasadzce buntowników. Nauczony doświadczeniem z Perskich Wrót Kassander nie zamierzał narażać swych żołnierzy na kolejne krwawe niespodzianki. W ślad za Trakami podążali hoplici Dioksipposa z Aten. Ci przywdziali zbroje, na ramionach zaś dźwigali ciężkie, okrągłe tarcze z okutego blachą drewna. Stanowili zatem prawdziwie pancerną pięść korpusu, zdolną z marszu przebijać się przez umocnione linie nieprzyjaciół.

Za nimi postępowali łucznicy z Krety, szczególnie skrwawieni podczas forsowania Wrót, oraz pozostali lekkozbrojni. Jeszcze dalej – macedońscy falangici, dzierżący długie, wymierzone w niebo sarisy. Ich przydatność w górzystym terenie była ograniczona, dlatego też w razie nagłego ataku mieli się skupić na obronie taborów. Wozy, ciągnięte przez woły, toczyły się leniwie za Macedończykami. Obok wozów kroczyli niewolnicy obozowi, tragarze i mulnicy, prowadzący swe obładowane towarami zwierzęta.

Kolumnę marszową zamykała tesalska konnica. Nawykli do galopowania w awangardzie jeźdźcy musieli tym razem ustąpić pierwszeństwa innym formacjom, sami zaś łykali wzbijany przez nie pył. Nie mogło ich to wprawiać w dobry humor, lecz mimo to nie narzekali głośno na otrzymane rozkazy. Ich nowy dowódca, Eurytion z Feraj, krótko trzymał swoich podkomendnych. Sam nawykły do wykonywania poleceń, wpajał ową cnotę wszystkim wokół, zazwyczaj przy pomocy słowa, czasami – potężnej niczym bochen chleba pięści.

Generał wraz z przybocznym oddziałem konnicy kłusował wzdłuż kolumny, dokonując po kolei przeglądu wszystkich formacji i oddziałów. Był akurat przy taborach, gdy dotarł doń Jazon. Jedno spojrzenie na jego twarz uświadomiło Kassandrowi, że przybywa z czymś ważnym.

– Moi zwiadowcy – zaczął zhellenizowany Trak – ujrzeli ze szczytów wzgórz obce wojsko. Obozuje przy trakcie, jakieś dziesięć stadiów stąd. Co najmniej tysiąc ludzi, a może więcej.

– Obozuje? – Macedończyk uniósł głowę i spojrzał w niebo. – Świt już dawno za nami. Dla żołnierzy to pora marszu, a nie odpoczynku.

– Może mają gnuśnego wodza. Który w dodatku zaniedbał ostrożności. Moi Trakowie nie dostrzegli nigdzie wysuniętych posterunków. Jeśli nadciągniemy drogą, zobaczą nas, lecz uderzając spomiędzy wzgórz możemy ich łatwo zaskoczyć.

– Nim wydam rozkaz ataku, chciałbym wiedzieć, z kim mamy do czynienia.

– Czyż to nie oczywiste? – zdumiał się Jazon. – Dowodzisz jedyną macedońską armią polową w całej Persydzie. Reszta naszych sił stoi w garnizonach. Ci tutaj to muszą być buntownicy.

– Gdyby operowały tu tak liczne siły wroga, Arsames ostrzegłby nas przed nimi.

– Nie ufam satrapie – zastępca Kassandra wzruszył ramionami. – I ty również nie powinieneś. To w końcu Pers.

– Przekonajmy się zatem, z kim mamy do czynienia. Niech Trakowie, hoplici i lekkozbrojni otoczą obóz, lecz czekają ze szturmem na mój rozkaz. Konnica posłuży nam jako odwód. Gdyby doszło do bitwy, przycwałuje gościńcem i rozstrzygnie sprawę.

– Jak sobie życzysz, generale! Natychmiast przekażę twe rozkazy.

Wkrótce żołnierze Kassandra przystąpili do realizacji powierzonych im zadań. Przed upływem klepsydry wszystkie formacje znalazły się na wyznaczonych im pozycjach. Tymczasem obozowisko dopiero budziło się do życia. Nieświadomi zagrożenia mężowie spokojnie spożywali śniadanie, czyścili swoją broń albo udawali się za potrzebą w stronę pobliskiej, porośniętej krzewami dolinki. Poruszenie wybuchło dopiero wówczas, gdy na szczytach rozpościerających się dokoła wzniesień pojawiła się chmara łuczników, oszczepników i procarzy. Mężczyźni w niekompletnych pancerzach, bez hełmów i tarcz wypadali z namiotów, wzywani przez gorączkowe sygnały salpinksów i aulosów.

Przyglądający się temu wszystkiemu generał nie miał już żadnych wątpliwości: miał do czynienia z Hellenami. Słabo wyszkolonymi, źle dowodzonymi, o niskim morale i szczątkowej dyscyplinie, lecz jednak Hellenami. Dlatego też wstrzymał rozkaz ataku i wraz ze swymi oficerami udał się w dół zbocza.

Na spotkanie wyszedł mu wysoki, szczupły mężczyzna w napierśniku uformowanym na podobieństwo torsu atlety. Uwadze Kassandra nie uszło, że pancerz był pozłacany i inkrustowany rubinami. Podobnie reprezentacyjny był hełm dowódcy. Ozdabiały go nie tylko krwisto czerwone klejnoty, ale i ogromny pióropusz w czarno-czerwone pasy. Efektu dopełniał płaszcz w barwie soczystego szkarłatu oraz komplet kosztownych pierścieni na smukłych palcach.

 – Przyznaję, sprawnie opasaliście nas ze wszystkich stron – oznajmił pozornie lekkim tonem, lecz w jego głosie drżał niepokój, a może nawet strach. – Spodziewaliśmy się, że nic już nam nie grozi, a tymczasem… Na szczęście, widzę, żeście Hellenowie, jak i my. Domyślam się, panie, żeś Kassander z Ajgaj? – zwrócił się do Macedończyka. – Doszły mnie słuchy o triumfach twoich oddziałów w Persepolis oraz Isztahr. Dlatego też szedłem ci na spotkanie…

– Słusznie przypuszczasz – odparł generał. – Ja jednak wciąż nie wiem, z kim mam sprawę. I co to za wojsko, które tutaj widzę.

– Jestem Pelias z Olintu. Z woli króla Aleksandra wódz garnizonu w Pasargadach.

– W Pasargadach – powtórzył głucho Kassander. Rozejrzał się po obozowisku. Co najmniej tysiąc ludzi, może nawet dwa. Czy to możliwe, że ten modniś zabrał ze sobą wszystkich żołnierzy i opuścił cytadelę, strzegącą jednej z miejskich bram? – Przebywasz bardzo daleko od swego posterunku, Peliasie. Liczyłem, że utrzymasz twierdzę do mojego przybycia. Jak widzisz, szedłem wam na odsiecz ze wszystkimi siłami.

– Niestety, przybyłbyś zbyt późno. Do Pasargadów wkroczyła Jutab na czele swojej buntowniczej armii. Tłumy mieszkańców powitały ją tam wiwatami, nieprzeliczone rzesze zaciągnęły się pod jej sztandar. Szturm na moje umocnienia był tylko kwestią czasu. Musiałem ratować ludzi…

– Jutab na czele buntowniczej armii? – powtórzył niczym echo Jazon. – Od jak dawna jest w mieście? Ilu żołnierzy przywiodła? Musimy wiedzieć, z czym się mierzymy!

Dowódca garnizonu przeniósł na Traka pełne niepokoju spojrzenie.

– Przybyła wczoraj rano. Prowadząc wszystkie swoje hufce. Zapewniam cię, upadek cytadeli był nieunikniony.

– Jeśli w istocie ma ze sobą wszystkie wojska, w jednej bitwie położymy kres rebelii – zauważył Eurytion z Feraj.

– O ile sami nie damy się wcześniej zabić – stwierdził Dioksippos. – Należy zachować rozwagę. Nie wiemy nawet, jakimi siłami rozporządza nieprzyjaciel. Być może za murami Pasargadów skrywa się armia dwa, trzy razy silniejsza od naszej.

– Masz słuszność, mądry panie – Pelias uśmiechnął się przymilnie do Ateńczyka. – Najmądrzej byłoby wycofać się do Isztahr… Przegrupować siły. W spokoju ułożyć plan ostatecznej rozprawy…

– Nie opuściłem przeklętego Miasta Wdów po to, by za chwilę do niego wracać – warknął Kassander. – Każ zwijać obozowisko, Peliasie. Ty i twoi ludzie pomaszerujecie wraz z nami do Pasargadów. Zdobywać mury, które przedtem oddaliście bez walki.

Twarz modnisia pociemniała i wyraźnie zbrzydła. Nie przywykł chyba, by zwracano się doń w taki sposób.

– Chcesz iść na pewną śmierć, twoja wola – oznajmił drżącym z gniewu głosem. – Ja bardziej troszczę się o powierzonych mi żołnierzy. I zabieram ich do Isztahr.

Generał nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Dalej lustrował nierówno wytyczone uliczki między namiotami.

– Z woli królewskiego regenta Antypatra oraz satrapy Arsamesa, jestem najwyższym macedońskim dowódcą w Persydzie. Podporządkujesz się moim rozkazom albo odpowiesz za niesubordynację. Przypomnij nam, Jazonie, jaka grozi za to kara?

– Chłosta wymierzona przed obliczem całego wojska – odpowiedział bez chwili zwłoki Trak.

– Tak sądziłem. Chciałbyś coś jeszcze dodać, Peliasie?

Tym razem Kassandrowi odpowiedziała cisza.

– A zatem wydaj rozkazy. W ciągu klepsydry obóz ma być zwinięty, a wojsko gotowe do wymarszu. Zajmiecie pozycję w kolumnie na samym końcu, za moimi taborami i konnicą. Dopóki nie przekonam się o wartości twych żołnierzy, będą łykać kurz wzbijany przez moich weteranów.

* * *

Wraz z nadejściem zmierzchu połączone siły Hellenów wspięły się na kamieniste wzniesienie górujące nad traktem. W okolicy brakowało wprawdzie drzew, z których można było zrobić palisadę, lecz strome stoki wzgórza pozwalały na szturmowanie go tylko z jednego kierunku, dlatego też pali nie było potrzeba tyle, co zazwyczaj. To samo tyczyło się zresztą wartowników. Po zakończeniu budowy umocnień większość żołnierzy mogła tej nocy zakosztować długiego i nieprzerwanego snu.

Wytchnienie nie było jednak dane Kassandrowi. Do rozbijanego właśnie obozowiska niemal jednocześnie dotarło dwóch gońców – z Persepolis oraz z Isztahr. Obydwaj przywieźli zaadresowane do Macedończyka listy. Jego adiutant, młody Argyros, przejął korespondencję, a potem udał się do generalskiej kwatery. Wartownicy strzegący wejścia nie czynili mu żadnych trudności. Dlatego też, gdy wszedł pewnym krokiem do głównej komnaty namiotu, stanął jak wryty. Jego oczom ukazała się ogromna balia, wypełniona parującą wodą. A w niej…

Kassander opierał się plecami oraz wyciągniętymi na boki ramionami o brzeg balii. Głowę miał odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte. Na udach Macedończyka kołysała się w przód i w tył jego wyzwolenica i kochanka, Melisa, o smagłej skórze oraz ciemnych oczach. Klęcząca obok lidyjska niewolnica, Parmys, co rusz nabierała w dłonie wody, którą następnie wylewała to na szeroki tors mężczyzny, to na kołyszące się w rytm powolnych ruchów, nieduże piersi dziewczyny. Wszyscy troje byli nadzy i kompletnie nieświadomi faktu, że ujrzał ich ktoś postronny.

W pierwszej chwili Argyros zamierzał wycofać się po cichu i wrócić później. Lecz przecież listy, które przyniósł, mogły być bardzo pilne. Nieraz słyszał opowieści o tym, jak bitwy – a nawet całe wojny –przegrywano, bo ktoś spóźnił się o pół klepsydry z przekazaniem meldunku lub wykonaniem rozkazu. Poza tym, niemal wbrew jego woli, spojrzenie młodzieńca przesuwało się po nagim ciele Parmys. Zalała go fala wspomnień z nocy, jaką spędzili razem w ujarzmionym Persepolis. Upojnej nocy, która nastała po dniu pełnym brutalności, grozy oraz krwi. Przypomniał sobie ochotę, z jaką pieściła jego męskość – najpierw dłonią, a potem ustami. Wilgotną ciasność jej pochwy, w którą wniknął z młodzieńczym pośpiechem. Jędrność pośladków pod palcami… Najpierw miętosił je w dłoniach, by potem wymierzać dziewce siarczyste klapsy. A ona wciąż chciała więcej i więcej… Szczyt, rozkosz, szaleństwo, a wszystko to w blasku płonącego miasta.

Zbyt długo stał w mrocznym przedsionku kwatery. W końcu coś – może zbyt głośne westchnienie? – go zdradziło. Nie przed Melisą czy Kassandrem, oni bowiem zbyt byli pochłonięci uprawianiem miłości. Macedończyk otworzył wprawdzie oczy, lecz jego spojrzenie natychmiast skierowało się na kochankę. Dłonie oderwały się od brzegów balii, by zacisnąć się na jej biodrach. Mocniej przyciągnął ją do swych lędźwi, a gwałtowny sztych sprawił, że wzburzona woda wylała się na ziemię. Teraz to Melisa odrzuciła głowę do tyłu, wydając z siebie przeciągły jęk. Jedynie Parmys mogła spostrzec intruza. Gdy go ujrzała, wcale się nie zawstydziła. Była chyba niezdolna do czegoś takiego jak wstyd. Uniosła się wyżej nad wodę, posłała mu radosny uśmiech, a potem zakołysała niewielkim, ale krągłym biustem, sprawiając, że blask lampy oliwnej zatańczył na przekłuwających brodawki kolczykach.

Adiutant poczuł, że jego policzki zalewa rumieniec. Był wdzięczny panującym w namiocie ciemnościom, które litościwie skrywały dowód jego wstydu i zażenowania. Czując, że nie może dłużej pozostać niemym obserwatorem, postąpił krok naprzód i oznajmił swe przybycie:

– Generale, wybacz, że niepokoję cię o tak późnej porze…

Zaskoczona Melisa pisnęła i próbowała zsunąć się z ud Macedończyka, lecz ten wzmocnił uścisk na biodrach dziewczyny i przytrzymał ją w miejscu. Musiała zatem poprzestać na zakryciu ramionami swych ociekających wodą piersi. Parmys przesunęła się w balii tak, by zasłonić swoją panią przed spojrzeniem młodzieńca, który zresztą wcale się nią nie interesował. Jego uwaga była w pełni skupiona na jasnowłosej niewolnicy. Ona zaś wcale nie miała nic przeciwko byciu oglądaną.

– Czemu mnie nachodzisz, Argyrosie? – wychrypiał Kassander. – Czy nie widzisz, że jestem zajęty?

– Widzę, generale… tyle że przyszły listy… od satrapy i pierwszego kapłana… nie chciałem czekać…

Macedończyk westchnął, a potem oswobodził biodra kochanki.

– Spójrz, jak wiele mam obowiązków – rzekł cicho. Argyros zdumiał się. Nigdy przedtem nie słyszał, by jego wódz tłumaczył się przed kimś lub przepraszał… – Oddal się do alkowy, moja miła. Potem do ciebie przyjdę. A ty, chłopcze, racz skierować wzrok gdzie indziej. Nie godzi się, byś w takiej sytuacji oglądał moją kobietę.

Młodzieniec z ulgą obrócił się na pięcie. Cała sytuacja była dlań niemal tak samo kłopotliwa, jak dla nieszczęsnej Melisy. Usłyszał chlupot wody i miękkie kroki, oddalające się w głąb ogromnego namiotu. A potem kolejny chlupot, lecz tym razem nastąpiło po nim bolesne syknięcie.

– Tobie nie pozwoliłem odejść, niewolnico.

– Wybacz, mój panie…

– Możesz się już odwrócić, Argyrosie. Tam, gdzie stoisz jest ciemno, a przecież masz czytać listy.

Adiutant znowu spojrzał w stronę balii. Wciąż pławił się w niej Kassander. Parmys klęczała obok niego, rozmasowując obolały nadgarstek. Chłopak poczuł rosnący w nim gniew. A przecież nawet jemu samemu wydawał on się całkiem niezrozumiały. Wszak posiadacz niewolnicy miał wszelkie prawo dyscyplinować ją wedle uznania… On jednak czuł wobec dziewczyny coś więcej niż tylko nagą żądzę. I nie chciał oglądać jej krzywdzonej.

– Podejdź bliżej – polecił generał. – I czytaj. Szkoda nocy.

Młodzieniec postąpił kilka kroków naprzód, aż znalazł się w blasku lampy. Przez moment zastanawiał się, od którego listu zacząć. W końcu złamał ozdobioną symbolem płomienia pieczęć tego, który przywieziono z Isztahr.

Macedończyk uniósł rękę i chwycił Lidyjkę za włosy.

– Przerwano nam, więc Melisa nie mogła dokończyć tego, co zaczęła – zwrócił do niej. – A zatem ty to uczynisz. Złap się za brzeg balii i wypnij mocno.

Chyba nie zrobi tego przy mnie, pomyślał z niedowierzaniem Argyros. Tak nie wolno, to się nie godzi… Nie z moją Parmys…

Usłyszał znowu chlupot wody, gdy niewolnica wykonywała rozkaz swego pana. Nie mógł się powstrzymać przed zerknięciem. Napotkał utkwione w nim, nieodgadnione spojrzenie brązowych oczu, przed którym jednak prędko umknął, nie chcąc domyślać się, czy przesycało je pożądanie, czy też strach przed tym, co miało zaraz nastąpić. Wtedy zobaczył, że Kassander również się podniósł, a potem klęknął tuż za pośladkami dziewczyny.

– Skup się na czytaniu – warknął generał.

Drżącymi rękoma rozwinął dobry egipski papirus. Popatrzył na równe szeregi liter. Sekretarz pierwszego maga miał piękny charakter pisma. A może to sam kapłan spisywał własne myśli, by nie dopuszczać do nich postronnych? Do uszu adiutanta dobiegło zduszone kwilenie Parmys. Najwyraźniej Kassander z dużym trudem torował sobie drogę w głąb jej ciała… albo też napotykał jego silny opór. Żeby nie myśleć o tym zbyt wiele, czym prędzej zaczął czytać:

– Czczigodny Widarna, pierwszy mag Ukrytej Świątyni, wierny sługa Ahury Mazdy, do naczelnego wodza sił macedońskich w Persydzie, dostojnego Kassandra z Ajgaj, pozdrowienia. Pragnę zapewnić cię, mój waleczny przyjacielu, że porządki, jakie zostawiłeś w Isztahr, pozostają niezmienione. Osobiście dokładam ku temu starań. Powołany przez ciebie dowódca garnizonu, młody Chosroes, jest całkowicie posłuszny mej woli. Strzeże porządku w mieście i okolicach, swoich żołnierzy zaś trzyma krótko i nie pozwala na samowolę czy rozboje…

– Czyli zupełnie odwrotnie niż ja! – roześmiał się ochryple Kassander, coraz mocniej pracując biodrami, o czym świadczyła woda przelewająca się przez brzeg balii oraz rosnące w siłę jęki Parmys. – Ale to dobrze, o to właśnie chodzi… po podboju i gwałtach musi przyjść stabilizacja… Ład i rządy prawa… Tylko wtedy uczynimy ten kraj prawdziwie naszym…

Argyros znów nie potrafił się powstrzymać. Korzystając z przerwy w czytaniu, spojrzał na to, co działo się w balii. Wsparta o jej brzeg Lidyjka pochylała głowę. Macedończyk brał ją silnymi, głębokimi pchnięciami, które wstrząsały wiotkim ciałem. Nie widział jej twarzy, przynajmniej z początku, bo potem generał wziął ją za włosy i szarpnięciem przyciągnął do siebie, tak że wygięła grzbiet w łuk. Wtedy młodzieniec ujrzał zasnute mgłą pożądania oczy i rozchylone wargi, po których co rusz błądził koniuszek języka… Czując narastającą gorycz, czym prędzej wrócił do lektury listu.

– W celu umocnienia lojalności nowego garnizonu nakazałem wszystkim Persom, z Chosroesem na czele, złożenie nowej przysięgi posłuszeństwa królowi Aleksandrowi. Przysięgali na Wieczny Ogień, zatem na wiarołomców czekają wieczyste męczarnie w piekielnych płomieniach. Wątpię, by ktokolwiek zaryzykował taki los. Możesz się więc nie obawiać o Isztahr, na zawsze już pozostanie wierne macedońskiej władzy.

Kassander nie skomentował, bo w tej właśnie chwili Parmys zwróciła ku niemu twarz i zachłannie wpiła mu się w usta. Uniósł dłoń i pochwycił w nią kołyszącą się pierś dziewczyny. Zdegustowany adiutant czytał zatem dalej, gniotąc papirus w zaciśniętych kurczowo palcach:

– Rozesłałem też do wszystkich moich konfratrów listy z żądaniem, by bezzwłocznie porzucili sprawę Jutab i podporządkowali się jedynej miłej Ahurze Maździe władzy: nowemu królowi królów, wielkiemu Aleksandrowi. Ufam, że już niedługo przywódczyni buntowników straci rząd dusz, jaki dziś sprawuje nad ludem Persydy. Wówczas jej klęska stanie się wyłącznie kwestią czasu. Kończę ten list, życząc ci zwycięstwa w polu. Niech bramy Pasargadów runą pod twymi szturmami!

W chwili gdy wypowiedział ostatnie słowo, Kassander kończył właśnie szturm na szeroko rozwarte bramy Parmys. Oderwał usta od warg niewolnicy, trzema mocarnymi pchnięciami wbił się w jej ciasne, tak dobrze znane Argyrosowi wnętrze. A potem ciałem generała wstrząsnął silny dreszcz, z gardła zaś dobył się jęk. Parmys dyszała ciężko, przyjmując w sobie erupcję jego rozkoszy. W końcu mężczyzna wysunął się z niej i opadł na dno balii. Dziewczyna posłała adiutantowi spojrzenie, w którym dopiero co przeżyta ekstaza mieszała się z czymś innym… Zakłopotaniem? Wstydem? Dotychczas sądził, że rozwiązła Lidyjka nie potrafiła go odczuwać. Czy mógł się tak bardzo pomylić?

– Wina – zażądał odprężony w pełni Macedończyk. Parmys podniosła się na drżących wciąż nogach i ociekając wodą, niechętnie opuściła balię, by spełnić wolę swego pana. – A co do ciebie, Argyrosie… Zdaje się, że przyniosłeś mi dwa listy?

Młodzieniec sięgnął po drugie pismo, które było opatrzone pieczęcią ze skrzydlatym lwem. Czym prędzej ją złamał i rozwinął papirus.

– Dostojny Arsames, z woli naszego łaskawego pana satrapa Persydy, do prześwietnego Kassandra z Ajgaj, pozdrowienia. Boleję nad tym, generale, lecz muszę ci przynieść wieści smutne i niepokojące zarazem. Mój dawny przyjaciel i towarzysz łowów, szlachetny Mitrydates, przeszedł na stronę buntowników. Jeśli pozostanie bezkarny, niedługo inni pójdą w jego ślady. Dlatego trzeba, by słono zapłacił za swą zdradę. Jego pałac znajdziesz…

W tym miejscu głos Argyrosa załamał się. Generał, który raczył się już zażądanym wcześniej winem, spojrzał nań z irytacją.

– Czy napotkałeś na jakieś trudne sformułowanie albo nieznany wyraz? Czytaj, na bogów!

Adiutant z trudem przełknął ślinę. Miał ochotę przyłożyć list do płomienia lampy oliwnej i patrzeć, jak papirus czernieje i niknie w ogniu. A jednak po krótkim wahaniu wypełnił otrzymany rozkaz:

– Jego pałac znajdziesz przy trakcie wiodącym do Pasargadów, sześćdziesiąt stadiów od bram miasta. Spraw, by nie pozostał po nim kamień na kamieniu. Słudzy zdrajcy winni pójść pod miecz, a jego żony oraz konkubiny zostać wydane żołdakom. Niech ogrody, z których jest tak dumny, pójdą z dymem, a urodzajne ziemie wokół rezydencji zostaną zaorane i posypane solą. Skoro moich rodaków nie da się zjednać łaskawością, posłuż się strachem. W tym dziele będziesz mieć moje pełne i bezwarunkowe poparcie.

Macedończyk podniósł się z kąpieli. Wciąż naga Parmys, która stała obok balii, czekając na dalsze polecenia, zaczęła go usłużnie wycierać ręcznikiem.

– Proszę, proszę, Arsames w końcu odnalazł swoje jaja. Persowie… Na co dzień zniewieściali słabeusze, lecz gdy poczują się przyparci do muru, potrafią być zajadli niczym wygłodniałe psy. Zapamiętajmy tę naukę, Argyrosie. Przyda nam się podczas oblężenia Pasargadów.

– Generale… – zaczął niepewnie adiutant. – Czy spełnisz prośbę satrapy?

– Nie widzę powodu, by tego nie czynić. Zdrady nie można puścić płazem. Sprawiedliwość wymierzą tesalscy jeźdźcy. Cały dzień podążają za resztą wojska, niech w końcu rozruszają kości.

– Zechcesz to jeszcze raz rozważyć, panie?

Kassander rzucił młodzieńcowi badawcze spojrzenie.

– Sugerujesz, że powinienem posłać tam Traków? Doprawdy, chłopcze… nawet ja nie jestem tak okrutny…

– Sugeruję, byś nie posyłał nikogo. – Argyros był świadom, jak wiele ryzykuje, lecz nie potrafił zachować milczenia. – Mitrydatesa z pewnością już tam nie ma. Ukarzesz jego niewinną rodzinę i poddanych… To nie jest żadna sprawiedliwość.

Parmys skończyła wycieranie, odłożyła ręcznik, a potem przyniosła Kassandrowi prostą tunikę z farbowanego na czarno lnu. Odebrał od niej odzienie i wciągnął je przez głowę.

– Masz rację. To nie sprawiedliwość, tylko zemsta. Mitrydates winien przewidzieć, jakie konsekwencje niesie ze sobą zdrada. Ukryć swych najbliższych lub posłać ich daleko, na wschód, na tereny, których jeszcze nie podbiliśmy. Jeśli tego zaniechał, może winić tylko siebie.

– Tak nie wolno… To się nie godzi…

Generał zbliżył się do adiutanta i położył mu ręce na ramionach.

– Czyżby sumienie znów dawało ci się we znaki, Argyrosie? – zapytał drwiącym tonem. – Pamiętasz, czym to się ostatnio skończyło? Czy mam cię posłać do kwatery Dioksipposa, by rozproszył twe moralne dylematy chłostą? Zdaje się, że ostatnim razem nieźle mu się udało…

Młodzieniec wzdrygnął się z odrazą na wspomnienie tamtej nocy, gwałtu, bólu i upokorzenia. Miał nadzieję, że Kassander tego nie dostrzeże. Mógłby zacząć się zastanawiać, co tak naprawdę zdarzyło się wówczas w namiocie Ateńczyka…

– Nie… nie ma takiej potrzeby, panie.

– Rad jestem. Zresztą, jeśli cię to pocieszy, zamierzam darować życie służbie oraz chłopom z majątku zdrajcy…

– Naprawdę? – Argyros z nadzieją uniósł głowę.

– Oczywiście. Martwych nie da się zagonić do budowy umocnień polowych wokół Pasargadów. A będzie tam potrzeba tysięcy rąk do pracy…

Adiutant zacisnął wargi. Poczuł, jakby właśnie został spoliczkowany. Jego wódz okazał się tym samym łotrem, który w Mezopotamii bawił się w łowcę niewolników na zlecenie księcia kupców. Zaraz jednak uświadomił sobie coś jeszcze. Kassander stał tuż obok niego, bez broni i pancerza, z ufnie wzniesionymi ramionami. On zaś miał przy pasie świeżo naostrzony xiphos… Mógłby pchnąć generała i zakończyć jego życie… A potem, nim do namiotu wpadną wartownicy, spalić jeszcze list od satrapy. Ocaliłby w ten sposób setki, a może i tysiące istnień…

…ale sam niechybnie by zginął, rozniesiony na mieczach. Na taką ofiarę Argyros nie był jeszcze gotowy. Zresztą, czy kiedyś się na to poważy? Jestem tchórzem, pomyślał z pogardą, tym razem skierowaną ku sobie samemu. Nie miał nawet odwagi odebrać sobie życia po hańbie, jakiej doznał z rąk Dioksipposa. Nie dla niego więc heroiczne poświęcenie w imię perskich chłopów, których generał zamierzał pognać w niewolę. Będzie trwał nadal, w lęku, wstydzie i upokorzeniu, wykonując coraz bardziej odrażające rozkazy. Aż w końcu sam stanie się taki sam, jak człowiek, którego szczerze nienawidził.

Kassander zsunął mu dłonie z ramion i cofnął się o krok.

– Możesz odejść, mój chłopcze. Lecz zanim udasz się na spoczynek, znajdź i przyślij do mnie Eurytiona z Feraj.

Opuszczając generalską kwaterę, młodzieńcowi zdawało się, że nawet Parmys patrzy na niego z wyrzutem.

* * *

Jeszcze przed świtem tesalska konnica opuściła ufortyfikowane wzgórze i zjechawszy po jego stoku, pokłusowała traktem na Pasargady. Jeśli piechociarzy nie zbudziły odgłosy pospiesznych przygotowań, to z pewnością uczynił to tętent licznych kopyt uderzających o kamienne podłoże. Zaraz potem, zupełnie już niepotrzebnie, odezwały się salpinksy, głosząc pobudkę dla pozostałych żołnierzy. Wkrótce obozowisko wypełniły poranna krzątanina, gwar rozmów i woń przygotowywanego jadła.

Parmys wyszła z wodzowskiej kwatery, dźwigając sporych rozmiarów ceramiczny dzban. Zawsze dbająca o higienę Melisa posłała ją po wodę do mycia. Żeby jej zaczerpnąć, należało zejść nieco w dół wzgórza, do miejsca, gdzie spomiędzy skał wytryskiwał zimny strumień. Na szczęście pani nie zażądała pełnej kąpieli, wtedy bowiem Lidyjka musiałaby pokonać ową drogę co najmniej tuzin razy. Lub też poprosić o pomoc tragarzy, którzy jednak często zajęci byli gdzie indziej. Teraz z pewnością ładowali na wozy dobytek generalskiej kochanki albo też liczne wojenne łupy samego Kassandra z Ajgaj.

Dziewczyna miała na sobie biały wełniany peplos, na który zarzuciła błękitny himation Melisy, spięty złocistą broszą w kształcie zrywającej się do lotu jaskółki. Kosztowne odzienie, wybrane przez samą panią, miało uzmysławiać każdemu, kto chciałby stanąć jej na drodze, że ma do czynienia z wysłanniczką ważnej osoby, kimś, kogo pod żadnym pozorem nie należy zatrzymywać ani tym bardziej napastować. Parmys musiała wierzyć, że to wystarczy.

Niestety, po wielodniowym postoju w Isztahr, gdzie mogli do woli gwałcić i rabować, macedońscy i helleńscy żołnierze mocno się rozzuchwalili, nie wspominając nawet o półdzikich Trakach. I choć dowódcy wychodzili z siebie, by narzucić im dawną dyscyplinę, hojnie szermowali karami chłosty, a kilku najbardziej nieposłusznych oddali w ręce kata, to jednak wciąż nie sposób było mówić o pełnym przywróceniu korpusowi wysokiego morale.

Osobną kwestię stanowili podkomendni Peliasa. Nigdy nie tworzyli elitarnej jednostki, dlatego też Aleksander bez żalu pozostawił ich w zdobycznej Persydzie, a na dalszą wojnę zabrał bardziej sprawdzone oddziały. Parę miesięcy lekkiej, garnizonowej służby całkiem ich rozmiękczyło. Parmys słyszała poprzedniego wieczoru, jak Kassander skarży się na nich Eurytionowi. Z trudem dotrzymywali kroku innym formacjom, a ich szyk w marszu bardziej przypominał hordę barbarzyńskich Dardanów. Wciąż jednak mogli stanowić zagrożenie dla samotnej niewolnicy.

Najwyraźniej jednak zabiegi Melisy odniosły skutek, bo w drodze do strumienia nikt nie ośmielił się zaczepiać Parmys. Żołnierze, którzy mijali ją na wytyczonych między rzędami namiotów uliczkach, rzucali wprawdzie zainteresowane spojrzenia, lecz nie posuwali się dalej. Mimo to żałowała, że u jej boku nie kroczył przystojny Argyros w stalowym napierśniku i hełmie z pióropuszem. Z nim czułaby się w pełni bezpiecznie. A poza tym naprawdę go lubiła. Miała nadzieję, że łaskawi bogowie pozwolą im wkrótce na kolejne spotkanie. Na myśl o poprzednim wciąż bowiem czuła szybsze bicie serca, a także rozkoszne ciepło w dole brzucha.

Poprzedniej nocy przyszedł nawet do wodzowskiej kwatery, lecz bogowie, do których wznosiła modły, tym razem nie okazali się łaskawi. Lidyjka widziała, jak przyglądał się jej podczas kąpieli, gdy usługiwała Kassandrowi i Melisie. Czuła też na sobie jego spojrzenie później, kiedy starszy Macedończyk sycił się jej ciałem, młodszy zaś musiał obejść się smakiem. Miała świadomość, że chłopakiem wstrząsał wówczas gniew zrodzony z zazdrości. I żywiła gorącą nadzieję, iż kierował się on wyłącznie przeciw generałowi. Wszak ona była naprawdę bez winy! Stanowiła cudzą własność, pozbawioną swobody wyboru! A przecież, gdy raz ją otrzymała, wybrała właśnie Argyrosa. Musiałby być niegodziwcem, by po wszystkim, co między nimi zaszło, zapałać do niej nienawiścią.

Pogrążona w owych myślach, dotarła wreszcie nad brzeg strumienia. Spływał w dół krętą trasą prowadzącą między skałami. U samych źródeł był wartki, głośny i niósł ze sobą wspomnienie ciężkiej górskiej zimy. Lidyjka ostrożnie uklękła na brzegu, bacząc, by nie ubrudzić himationu swej pani, i zaczęła napełniać dzban. Gdy palce dziewczyny zanurzyły się w nurcie, momentalnie przeszył ją dreszcz. Woda była lodowata! Będzie trzeba długo podgrzewać ją nad ogniem, nim posłuży Melisie do najbardziej nawet oszczędnych ablucji.

Kiedy niewolnica pochylała się nad strumieniem, do jej uszu dotarł nowy dźwięk, który w jakiś niezrozumiały sposób zdołał wznieść się ponad donośnym szumem pędzącej wody. Był to zduszony płacz, bez wątpienia kobiecy. Parmys odstawiła na wpół napełnione naczynie i rozejrzała się dookoła. Nieco niżej dostrzegła inną niewiastę. Ona również przyszła tu z pokaźną amforą, lecz nawet nie próbowała zaczerpnąć do niej wody. Po prostu klęczała nad brzegiem z opuszczoną głową, zaś jej ramionami wstrząsał szloch. Spod naciągniętego na włosy czarnego himationu spływał jeden nieposłuszny kasztanowy pukiel.

Stawiając ostrożnie kroki, Lidyjka ruszyła w dół. Wkrótce dotarła do płaczącej i delikatnie położyła dłoń na jej ramieniu.

– Talio? – odezwała się cichym głosem.

Niewiasta uniosła głowę. Parmys zadrżała. Była to w istocie jej rodaczka z Sardis, lecz jakże zmieniona. Twarz, niegdyś urodziwa i budząca sympatię, teraz była opuchnięta od płaczu. I nie tylko z tego powodu. Lewe oko szpecił fioletowy siniec, wargi były w paru miejscach popękane, w prawym kąciku ust zebrała się zakrzepła krew. Kolejne sińce dostrzegła na smukłej szyi. Niewolnica domyśliła się, że pod suknią było ich więcej. Znacznie więcej.

– Kto ci to zrobił? – spytała, do głębi wstrząśnięta. Wszak jej pani prosiła dostojnego Kassandra o opiekę nad dziewczyną, gdy ta straciła swego kochanka, dowódcę jazdy, Herakliusza. Generał zapewnił Melisę, że sprawa jest już załatwiona… Najwyraźniej jednak fakty wyglądały inaczej. – Kto się ośmielił?

Nosząca żałobę dziewczyna zdołała się opanować. Przełknęła łzy i głosem pełnym goryczy rzekła:

– Zostaw mnie w spokoju, Parmys. Nie możesz mi pomóc.

– Masz rację. Ale są tacy, którzy mogą.

– Przez wiele dni wznosiłam o to modły, lecz bogowie pozostali na nie obojętni. Kto wie, może oni również boją się tej bestii w ludzkiej skórze…

Niewolnica poczuła, jak włoski podnoszą się jej na karku. Coś skrytego w głębi duszy podpowiadało, że powinna odwrócić się na pięcie i czym prędzej odejść, zapomnieć o rodaczce i jej ciemiężycielu. Póki jest jeszcze na to szansa, ratować chociaż siebie. Mimo to uklękła tuż przy Talii i mocno ją przytuliła.

– Kto jest ową bestią? – wyszeptała. – Mnie możesz powiedzieć.

– Eurytion z Feraj. – W ustach tamtej imię to brzmiało niczym przekleństwo. – Spadkobierca mojego Herakliusza. Przejął po nim dowództwo nad konnicą, wojenne łupy… oraz mnie.

– Eurytion z Feraj. – Parmys powtórzyła jak echo. – Zapamiętam i przekażę mojej pani. Ona będzie wiedziała, co z tym dalej czynić.

– Ty i twoja pani… Szkoda, że powstrzymałyście mnie wtedy, gdy chciałam rzucić się na żałobny stos. Powinnam odejść z tego świata wraz z najdroższym… Ból nie trwałby zbyt długo…

– Nie mów tak…

– A dlaczego mam milczeć?! Sądziłyście, że mnie ratujecie? Ten bydlak zmienił moje życie w Tartar! Mnie, wolną mieszkankę Sardis, uczynił niewolnicą, którą co noc gwałci. Już dawno przestałam się bronić, lecz on chyba nie potrafi inaczej! Bije mnie, dusi, chłoszcze, gdy tylko przyjdzie mu ochota… Wypalił mi na udzie swój znak, bym już zawsze pamiętała, do kogo należę!

Ostatnie słowa znów przerodziły się w szloch. Talia traciła powoli resztki narzuconego sobie opanowania. Parmys wciąż tuliła ją do siebie.

– Poczekaj tylko, niech usłyszy o tym generał… – sięgnęła po ostateczny argument. – On nie pozwoli, by dalej cię krzywdzono! Byłaś przecież kochanką jego przyjaciela. Musi to powstrzymać…

Odpowiedź, wypowiedziana przez płynące już obficie łzy, pozbawiła ją wszelkiej nadziei.

– Mówisz o „dostojnym” Kassandrze? To on oddał mnie w ręce tego potwora…

* * *

Jak okiem sięgnąć, po obu stronach gościńca ku niebu wznosiły się siwo-bure dymy pożarów. Kawalerzyści Eurytiona szeroko rozlali się po włościach zdrajcy, niosąc jego poddanym ogień oraz miecz, lecz także powróz dla tych, którzy prędko skapitulowali. Maszerująca piechota zachłannie przyglądała się łupom tesalskich jeźdźców: stojącym na poboczu drogi wozom, na których gromadzono zdobyczny majątek, jak również pędzonym zewsząd kolumnom niewolników. Generał kazał pochwycić silnych, zdolnych do pracy mężczyzn. Ich żony i córki hańbiono niejako przy okazji, najczęściej z dala od oczu oficerów. Będąc pierwszymi, Tesalowie wybrali sobie te najładniejsze. Teraz, gdy nadciągnęły główne siły helleńskich wojsk, żadna nie miała zostać oszczędzona.

Wpierw od kolumny marszowej zaczęły odrywać się grupki Traków, by wziąć udział w orgii gwałtu i grabieży. Wkrótce to samo czynili już kreteńscy łucznicy, następnie lekkozbrojni, hoplici z Aten i Argos, a nawet najbardziej, jak sądzono, zdyscyplinowani falangici, którzy porzucali swe długie sarisy obok traktu i uwolnieni od ich ciężaru, żwawo ruszali na łowy. Jazon, Dioksippos, Argyros, a nawet Pelias – nim w końcu dał się porwać swym żołnierzom – czynili, co w ich mocy, ale nie mogli przecież być wszędzie. Nie mogli również liczyć na Kassandra, który wraz z nieliczną obstawą pojechał wprost do pałacu Mitrydatesa.

Jego mury i posadzki były gdzieniegdzie zbryzgane krwią, lecz wydawało się, że walka trwała krótko, a nieliczni obrońcy szybko złożyli oręż. Generał przeszedł szerokimi korytarzami skrzydła reprezentacyjnego, a potem wkroczył do tego, w którym mieścił się harem. Krążyło po nim wielu tesalskich jeźdźców. Wyglądali na zawiedzionych, a nawet zdesperowanych.

– Zdrajca zadbał o ewakuację swoich żon i konkubin – oznajmił Macedończykowi Eurytion. – A także o wywiezienie kosztowności. Ci chłopcy, których tu widzisz, zgłosili się na ochotnika do zdobywania pałacu. Myśleli, że po bitwie zabawią się ze ślicznotkami i jeszcze wzbogacą. Teraz zrozumieli, że mądrzej było łupić wsie i osady.

– Udało wam się zatrzymać kogoś znaczącego? – spytał Kassander.

– Samego majordoma. Moi ludzie właśnie pracują nad nim w łaźni.

– Oceńmy więc skutki ich starań.

Weszli do obszernego pomieszczenia o ścianach z alabastru, pokrytych barwnymi freskami. Generał nie miał jednak czasu im się przyjrzeć. Przy jednym z basenów zebrała się grupa Tesalów. Unieruchamiali właśnie młodego, odzianego w białą szatę mężczyznę, którego twarz pokrywały nabiegłe krwią sińce. Choć bronił się co sił, wykręcili mu do tyłu ramiona i zmusili, by pochylił się nad parującą wodą. A potem jeden z oprawców wepchnął mu głowę pod powierzchnię i trzymał za kark, nie pozwalając się wynurzyć. Podtapiany szarpał się, lecz nie miał szans na oswobodzenie. Kassander odczekał kilka długich chwil. W końcu rozkazał:

– Wyciągnijcie go.

Gdy tylko powietrze wdarło się do jego nozdrzy i ust, młodzieniec zaniósł się kaszlem. Miał gładkie policzki oraz podbródek – zbyt gładkie, by mógł to być rezultat nawet częstego golenia. Macedończyk domyślił się, że ma do czynienia z eunuchem. Tym lepiej, stwierdził. Wykastrowani słudzy nie byli znani z męstwa oraz odporności na ból.

– Mówisz po helleńsku? – spytał. Gdy majordom zdołał opanować kaszel i pozbyć się resztek wody z nosa, skinął słabo głową. – Jesteś gotów odpowiadać na pytania? – Odpowiedzią było kolejne skinienie.

– Gdzie jest twój pan, zbrodniarz i zdrajca imieniem Mitrydates?

– Nie wiem, panie, przysięgam. Wyjechał sześć dni temu, nie mówiąc, dokąd się udaje. Zostawił mi tylko szczegółowe instrukcje.

– W jakiej sprawie?

– Miałem pilnie wysłać jego harem, a także skarbiec i wszystkie ruchomości do Karmanii. Przygotowania zajęły dzień, więc uczyniłem to dopiero nazajutrz.

– Pięć dni przewagi… – stwierdził ponurym tonem Eurytion. – Są już raczej poza naszym zasięgiem. Nawet gdybyśmy wysłali pościg, zdążą dotrzeć na ziemie wciąż kontrolowane przez Persów.

Kassander nie przejął się tym zbytnio. W tej chwili ciekawiły go nie łupy, lecz informacje. A czuł, że eunuch nie zdradził jeszcze wszystkiego.

– Czy wydarzyło się coś, co skłoniło twego pana do wyjazdu? Otrzymał list albo przyjął posłańca?

Przez dłuższą chwilę młodzieniec milczał uparcie. Generał dał znak Tesalom, a ci zaczęli znów pochylać jeńca nad wodą.

– Niewiasta! – krzyknął w panice. – Przyjechała doń niewiasta! – Macedończyk gestem polecił oprawcom, by wstrzymali się z wodną torturą. Eunuch wypluwał teraz słowa, jakby lękał się, że zaraz się nimi zakrztusi. – W środku nocy, brudna i wyczerpana po podróży. Mój pan kazał ugościć ją po królewsku. Pierwsza żona musiała oddać własną alkowę…

– Jaka niewiasta? Opisz mi ją!

– Młoda, o urodziwej twarzy oraz wdzięcznych mimo wycieńczenia ruchach. Brunetka, włosy ujęte w długi warkocz. Duże, błękitne oczy, niezwykłe przy oliwkowej cerze. Ubrana jak mężczyzna, w kolczy kaftan, z szablą przy boku.

– Jutab! – Kassander nie miał już wątpliwości. – Więc była tu we własnej osobie! To przez nią Mitrydates odrzucił wszelkie pozory lojalności. Zresztą, do Tartaru z nim. Gdzie się udała po tej wizycie?

– Gościńcem na Pasargady. Nie słyszałem ich rozmowy, pan wyraźnie starał się nikogo do niej nie dopuszczać. Ale przydzielił tej kobiecie eskortę: stu własnych gwardzistów. Wyjechali tego samego dnia, w przeciwnych kierunkach.

Generał odwrócił się w stronę Eurytiona.

– Pelias twierdził, że Jutab wkroczyła do Pasargadów na czele wszystkich swoich hufców. Ale skąd je wzięła, tak daleko od gór Zagros, gdzie jeszcze niedawno walczyły z nami? Dlaczego nic nie wiedzieliśmy o ich przemarszu? I skoro nimi dysponowała, po co jej obstawa ludzi Mitrydatesa?

Dowódca jazdy nie zastanawiał się długo.

– Pelias kłamie. Lęk rozmnożył mu setkę gwardzistów do rozmiarów wielkiej armii. Wraz z całym garnizonem umknął przed garstką buntowników.

Kassander poczuł, że rośnie w nim gniew.

– Pieprzony tchórz. Chcę go tutaj widzieć. Natychmiast.

– Poślę po niego najszybszego z moich jeźdźców – odparł Eurytion z Feraj.

Jeździec musiał być zaprawdę chyży, bo wkrótce potem przybył nieświadomy niczego Pelias. Wciąż miał na sobie pozłacany pancerz, nieco zmatowiały od sadzy, oraz reprezentacyjny hełm z przybrudzonym pióropuszem. Zaprowadzono go do obszernej, bogato urządzonej sali, w której Mitrydates podejmował zapewne najznamienitszych gości. Łoża biesiadne wykonano z przedniego indyjskiego hebanu, zaś elementy ozdobne stołów – rzeźbione na rogach głowy skrzydlatych lwów – były pozłacane. A jednak, kiedy dowódca garnizonu w Pasargadach dziarskim krokiem wmaszerował do sali, trzej czekający nań mężczyźni – generał, Eurytion oraz Jazon, który przyszedł w międzyczasie – bynajmniej nie ucztowali.

– Zwycięstwo, pełne zwycięstwo! – wołał już od progu Pelias. – Nasi chłopcy dali popalić tym perskim skurwysynom. Sam puściłem z dymem dwie wsie! Część wieśniaków od razu się poddała, nieliczni próbują uciekać przez pola. Niedoczekanie, konnica siedzi im na karkach. Do zmierzchu wyłapiemy wszystkich.

– Wielkie zwycięstwo, doprawdy – zakpił Kassander. – A jakie niespodziewane! Tak trudno jest pokonać nieuzbrojonych chłopów! Aż dziw, że twoi ludzie dali sobie z tym radę.

Nowoprzybyły zmarszczył brwi.

– Cóż to za drwiny? Nasze oddziały walczą ramię w ramię, w niczym nie ustępując sobie odwagą!

Generał parsknął śmiechem.

– Wiesz jaka jest różnica między nimi? Moi żołnierze bili się z Jutab w Perskich Wrotach i choć wielu poległo, to jednak zwyciężyli! Twoi zaś pierzchli, nim jeszcze buntowniczka zapukała do bram cytadeli. Ona i stu zbrojnych, których przywiodła do Pasargadów!

Dowódca garnizonu zbladł.

– Z pewnością było ich więcej…

– Zanim wkroczyła do miasta, odwiedziła zdrajcę Mitrydatesa. Była wtedy całkiem sama. On dał jej własnych gwardzistów. To jedyna siła, jaką rozporządzała. Miałeś dwadzieścia razy więcej ludzi i zdatną do obrony fortecę! A mimo to sfajdałeś się ze strachu.

– Jak śmiesz?

Kassander postąpił krok naprzód i wyprowadził cios pięścią. Trafił w nieosłonięty żelazem podbródek. Pelias poleciał do tyłu, lecz jakimś cudem nie upadł. Hełm zsunął mu się z głowy i z łoskotem potoczył po posadzce.

– Ty… ty… uderzyłeś mnie!

– Cóż za spostrzegawczość – skomentował Jazon.

– Czy wiecie, kim jestem? Z jakiego rodu pochodzę?

– Co jest z wami, arystokratami? – spytał zimno generał. – Nie macie innych atutów prócz tego, że wynurzyliście się na świat ze szlachetnej cipy? Satrapa Lidii też powoływał się na urodzenie, zanim przybiłem go do krzyża. Myślisz, że tobie pójdzie lepiej?

Tym razem wydawało się, że z twarzy Peliasa odpłynęła cała krew.

– Ukrzyżowałeś Andromenesa?

– Czyżby kuzyn? Jeśli tak, przyjmij moje kondolencje.

– Morderco! Król Aleksander usłyszy o twych zbrodniach!

– Podobnie, jak o twoim tchórzostwie w obliczu wroga. Sądzisz, że potraktuje cię łaskawie? Nie słyszałem, by pobłażał dezerterom oraz tym, którzy w chwili próby opuścili wspólny szyk! Ty zaś bez walki oddałeś buntownikom ważną twierdzę! Gdybyś pozostał na miejscu, szturm na Pasargady skończyłby się w jeden dzień. Teraz czeka nas długie, może nawet paromiesięczne oblężenie.

– Zrobiłem to, by ratować żołnierzy…

– Zrobiłeś to, bo jesteś tchórzem. I poniesiesz karę właściwą dla tchórza. Eurytionie, Jazonie, zabierzcie go sprzed moich oczu.

Mężczyźni zbliżyli się do dowódcy garnizonu i chwycili go za ramiona.

– Jest tutaj loch? – zapytał Trak.

– Jest piwnica z winami – odparł nieco już zorientowany w pałacu Tesal.

– Zapłacicie mi za to!

Pelias próbował się wyszarpnąć, ale bezskutecznie. Kassander zbliżył się do niego i uderzył raz jeszcze. Tym razem znacznie mocniej. Głowa Peliasa odskoczyła do tyłu, a on sam stał się całkiem bezwładny.

– Usuńcie stamtąd wino – rozkazał Macedończyk. – Wydamy je żołnierzom, byle w rozsądnych porcjach. Niech mają nagrodę za dzisiejsze trudy. Co zaś się tyczy piwnicy… Tej nocy posłuży za więzienie dla tej kupy łajna.

* * *

Choć słońce świeciło jeszcze wysoko nad zachodnim horyzontem, korpus rozłożył się obozem na ziemiach Mitrydatesa. Stało się tak z woli Kassandra. Nazajutrz wojsko miało przystąpić do oblężenia Pasargadów, ale tę noc mogło jeszcze spędzić we względnym komforcie. Rozległy pałac zapewnił kwaterunek dowódcom, oficerom, a nawet sporej części zwykłych żołnierzy. Pozostali rozbili swe namioty w okalających go ogrodach, pamiętając jednak o tym, by swe pozycje przezornie otoczyć palisadą. Dla pochwyconych jeńców zbudowano zagrodę rozciągającą się między pałacowym skrzydłem pełniącym niegdyś rolę haremu, a wzniesionym nad brzegiem jeziora pawilonem z alabastru i malowanego na biało drewna. Wciąż zaganiano do niej nowe grupy, sprowadzane z co odleglejszych wsi.

Kassander nie od razu mógł się udać na spoczynek – wpierw obszedł dookoła całe obozowisko i tam, gdzie uznał środki bezpieczeństwa za niedostateczne, nakazał ich wzmocnienie. Wyznaczył całonocne warty przy zagrodzie dla jeńców – wykorzystując ten przykry obowiązek jako karę dla falangitów, którzy przedtem, w obliczu szansy na rabunek, porzucili swoją broń. Spotkał się z oficerami z garnizonu Pasargadów. Poinformował ich o uwięzieniu Peliasa i oznajmił, że odtąd służą pod jego dowództwem. Choć byli zdezorientowani, nikt nie ośmielił się sprzeciwić. Zresztą, nie spodziewał się z ich strony zbyt mocnego oporu. Zanim się obejrzał, nad pałacem zapadła noc, rozświetlana jedynie łunami pożarów, wznieconych przez kontynuujących łowy kawalerzystów Eurytiona.

Na swoją i Melisy siedzibę obrał bogato urządzone komnaty pierwszej żony Mitrydatesa – wiedząc doskonale, że z nich właśnie podczas swej krótkiej wizyty korzystała Jutab. Choć wywieziono stąd wszystko, co się dało – posągi, skrzynie z ubraniami, szkatuły pełne biżuterii – to przecież pozostawiono wygodne i kunsztownie wykonane meble, wśród nich ogromne łoże z baldachimem. O tym właśnie posłaniu myślał, gdy już po zapadnięciu zmroku stanął w progu swej tymczasowej alkowy. Czy na poduszce znajdzie czarny włos przywódczyni buntowników? Czy w pościeli wyczuje jej upajającą woń? Choć była jego przeciwniczką, Jutab – czy też Parysatis, bo tym właśnie imieniem przedstawiła mu się podczas schadzki w Suzie – ciekawiła, a może wręcz fascynowała Macedończyka.

Na myśl o tym, że już wkrótce się spotkają, czuł narastające podniecenie. Nigdy dotąd nie spotkał podobnej niewiasty. Przywodziła mu na myśl królową Spartan, Andromedę, która próbowała mu niegdyś wykraść nasienie, a potem zgładzić. Lecz ją przecież pokonał z łatwością, po czym wymierzył surową karę. Parysatis zaś… Musiał przyznać, że tamtej nocy, w Suzie, trzymała jego życie w dłoni. Narkotyk powalił go i uczynił bezbronnym. Z łatwością mogła zadać cios. Nie zdołałby jej powstrzymać, tak jak uczynił to z Andromedą… Wciąż nie pojmował, czemu okazała łaskę. Miał jednak irytujące wrażenie, że przez to jest jej coś winien. Kassander zaś nie znosił takich długów. Realnych, czy też urojonych.

Odpychając od siebie te niechciane myśli, wkroczył do sypialni. W komnacie zapalone były dwie lampy oliwne, osadzone w uchwytach, po obu stronach obszernego łoża. Samo posłanie było puste. Macedończyk rozejrzał się. Ujrzał szczupłą postać Melisy przy oknie. Spoglądała w milczeniu na ogrody. Wiedział, że teraz wypełniali je stłoczeni, przerażeni chłopi, spędzeni tam z puszczonych z dymem osad. Podszedł do niej, lecz się nie odwróciła. Stając blisko za plecami Jonki, położył jej dłonie na ramionach.

– Niepokoi cię to, co widzisz? – spytał.

– Boleję nad cierpieniem tych ludzi – odparła po długiej chwili. – Wiem, jak to jest stracić wolność i wszystko, co się z nią wiąże.

– Sądziłem, że urodziłaś się w niewoli…

Potrząsnęła lekko głową.

– Ojciec sprzedał mnie i moje dwie siostry, by spłacić hazardowe długi. Miał słabość do gry w kości… Nawet nie wiem, co się z nimi potem stało. Czy trafiły w ręce dobrych panów, a może zostały wyzwolone jak ja? Mam jednak pewność, że nigdy już ich nie zobaczę. Czy ci chłopi tam, w dole, ujrzą kiedyś swoje rodziny?

– Jeśli przeżyją oblężenie. Nie mam zamiaru wlec ich na targi niewolników w Persepolis. Gdy Pasargady upadną, puszczę ich do domów. Masz na to moje słowo.

Sądził, że na tym rozmowa się skończy. Melisa westchnęła jednak ciężko i odwróciła się ku niemu.

– Słowo – powtórzyła niczym echo. – Kiedyś święcie wierzyłam w to, co mi rzekłeś… Lecz teraz nie mam już pewności, że mówisz prawdę.

Kassander zmarszczył brwi.

– Czy dałem ci powody do zwątpienia?

– Jeden powód, którego na imię Talia.

Macedończyk zastanawiał się przez moment. Talia, Talia… Całkiem niedawno słyszał to imię… Czyż nie właśnie od Melisy?

– Kochanka Herakliusza – przypomniał sobie w końcu. – Po jego śmierci w Perskich Wrotach oddałem ją pod opiekę Eurytiona.

– Opiekę! – prychnęła Jonka. – Obiecałeś mi, że będzie bezpieczna. Że nikt nie ośmieli się podnieść na nią ręki…

– Widziałaś tego tesalskiego olbrzyma? Każdy, kto chciałby ją skrzywdzić, będzie miał z nim do czynienia.

– Nic nie pojmujesz, Kassandrze. To on ją krzywdzi. Każdej nocy. Powierzyłeś Talię oprawcy.

– Skąd o tym wiesz?

– Parmys sprowadziła ją dziś rano do naszego namiotu. Odważyła się przyjść tylko dlatego, że Eurytion ruszył pustoszyć włości tego zdrajcy, w którego pałacu właśnie przebywamy. Choć wzbraniała się przed tym, dokładnie ją obejrzałam. Nie masz pojęcia, co on jej czyni. Nigdy nie widziałam tak zmaltretowanego kobiecego ciała. Plecy pocięte biczem, szyja, brzuch, nadgarstki czarne od sińców… Na udzie znak, taki, jaki wypala się bydłu… On ją oznaczył, Kassandrze, rozumiesz? Jak swoją własność, którą przecież nie jest…

– Czego ode mnie chcesz, Meliso? Eurytion to jeden z moich najlepszych oficerów. Dowodzi Tesalami sprawniej, niż kiedykolwiek czynił to Herakliusz. To jemu zawdzięczamy zwycięstwo w Perskich Wrotach, odznaczył się również pod Isztahr… Nie mogę tak po prostu odebrać mu kobiety.

– Nawet jeśli jest dla niej katem?

– Nawet jeśli! – Macedończyk zaczął powoli tracić cierpliwość. – Może nie zauważyłaś, ale prowadzę kampanię wojenną! I mam ważniejsze sprawy na głowie niż los jakiejś lidyjskiej dziewki! Której i tak poświęciłem już zbyt wiele czasu.

– Prosiłam, byś ją chronił, a ty skazałeś Talię na męczarnie! – Jonka podniosła głos, czego nigdy przedtem nie czyniła. Gdy spoglądała na Kassandra, w jej oczach nie było lęku, a tylko płonący jasno gniew. Dłonie zacisnęła w pięści. – Którejś nocy ten potwór ją zgładzi. Bądź wtedy pewien, że to ciebie obwinię o jej śmierć!

Roześmiał się bez śladu wesołości.

– Właśnie dlatego kobietom nie pozwala się sprawować sądów. A teraz dość już o tym, Meliso. To był długi dzień i nie pragnę kończyć go kłótnią. Chodźmy na spoczynek. Najwyższa pora wypróbować to ogromne łoże.

Ponieważ pozostała w bezruchu, zbliżył się do posłania i przywołał Parmys. Niewolnica wyszła z drugiego, mniejszego pomieszczenia dla służby. Wzrok miała wbity w podłogę, pewnie słyszała całą kłótnię. Mimo to uwolniła Macedończyka od płaszcza i pomogła mu rozplątać wiązania napierśnika. Gdy został w samej tunice, obejrzał się na stojącą wciąż przy oknie Jonkę.

– Przyjdziesz do mnie wreszcie?

– Nie dziś, Kassandrze.

Przez chwilę czuł pokusę, by udowodnić tej niepokornej dziewce, kto tutaj rządzi. Podejść do niej, chwycić za kark i siłą zawlec na łoże. Ciekawe, czy potem, gdy się w nią wbije, będzie równie zimna i beznamiętna… To jednak był tylko moment. Zaraz przyszło opamiętanie. Melisa nie była już jego niewolnicą. Sam ją przecież wyzwolił.

– Jak sobie życzysz – warknął, po czym ruszył w stronę drzwi. Zostawił za sobą komnaty pierwszej żony Mitrydatesa i wyszedł na korytarz.

Pełniący tam straż żołnierze wyprężyli się na baczność.

– Macie wino? – spytał. – Nie zaprzeczajcie, wiem, że macie. Sam kazałem je wydać z piwniczek zdrajcy. Poczęstujcie. Zaschło mi w gardle.

Przyjął podany mu bukłak, pociągnął kilka zdrowych łyków, a następnie oddał wartownikom.

– Tylko mi się nie upijcie – pogroził im palcem. – Macie dobrze strzec mojej kobiety. Tym bardziej, że wrócę późno. Możliwe, że dopiero nad ranem. Powtórzcie to swoim zmiennikom.

– Rozkaz, generale! – zawołali.

– Dobrze. A teraz powiedzcie, gdzie rozbiły swe obozowisko dziwki, które ciągną za nami aż od Aten? Dawno już u nich nie gościłem.

Mężczyźni uśmiechnęli się szeroko.

– Nad tym niewielkim jeziorem, po przeciwległej stronie od zagrody dla jeńców. Zamierzaliśmy je odwiedzić, gdy już skończymy wartę.

– A zatem tam właśnie się spotkamy! – oznajmił na odchodnym generał.

* * *

O świcie nad całym obozem rozległ się donośny dźwięk aulosów i salpinksów, wzywający żołnierzy na zbiórkę. Macedończycy, Hellenowie i Trakowie niechętnie podnosili się z posłań, często ponosząc jeszcze konsekwencje wczorajszego pijaństwa. Kto jednak zbyt długo zmitrężył, narażał się na burę od starszego rangą, a może nawet na dodatkowe, nocne warty lub służbę przy kopaniu i poszerzaniu latryn. Dlatego też wciąż nieco zdezorientowani mężowie posłusznie zapinali wiązania pancerzy, naciągali na głowy hełmy i sięgali po broń. Gdy opuszczali namioty lub wykwintne pałacowe pokoje, czekali już na nich oficerowie, którzy kierowali wszystkich na obszerny dziedziniec. Na jego środku w ziemię wbito solidny słup, wysokością dorównujący rosłemu mężczyźnie. Oddziały ustawiały się w czworoboki dookoła słupa, tak by wszyscy mieli nań dobry widok.

Gdy wszystkie formacje były już na miejscu, na środek dziedzińca wyszła niewielka grupa ludzi. Pierwszy kroczył Kassander z Ajgaj. Za nim podążali Tesal Eurytion i Ateńczyk Dioksippos. Prowadzili między sobą Peliasa. Choć stracił on gdzieś swój pozłacany napierśnik oraz hełm, to jego ramiona wciąż przykrywał pyszny płaszcz. Orszak zamykał Trak Jazon. Zbliżyli się do słupa. Tam generał odwrócił się ku dowódcy garnizonu Pasargadów. Głosem nawykłym do wykrzykiwania rozkazów zawołał tak, by słyszano go na całym placu:

– Peliasie z Olintu! Król Aleksander powierzył ci pieczę nad najstarszą z perskich stolic, Pasargadami! Niestety, okazałeś się mężem niegodnym tej odpowiedzialności. Stchórzyłeś przed nadciągającym wrogiem, bez walki oddałeś ważną twierdzę, doprowadziłeś do rozprzężenia w podległych ci oddziałach. Za wszystkie te występki poniesiesz stosowną karę. Zostajesz zdegradowany do rangi zwykłego szeregowca. Tracisz prawo do konia, sztandaru oraz adiutantów. Żołd i wszystkie łupy, jakie zgromadziłeś, zostaną podzielone między wojsko. Od dzisiaj nikt nie musi ci salutować ani zwracać się do ciebie z szacunkiem. Skalałeś bowiem swoje imię, honor żołnierza oraz godność urodzenia.

To mówiąc, Kassander chwycił za poły szkarłatnego płaszcza i szarpnął z całych sił, zrywając go z ramion skazańca.

– Otrzymasz jednak szansę zmazania swoich przewin. Podczas szturmów na Pasargady będziesz walczyć w pierwszym szeregu. Zwyciężysz, albo zginiesz, lecz uczynisz to z mieczem w ręku, jak przystoi Macedończykowi i mężczyźnie! Najpierw jednak musisz ścierpieć ostatnią przypisaną regulaminem karę. – Generał skinął głową pozostałym dowódcom. Eurytion i Dioksippos zawlekli opierającego się Peliasa do słupa. Zmusili, by objął go rękoma, a potem ciasno skrępowali je w nadgarstkach. Tors i policzek byłego już dowódcy garnizonu w Pasargadach przycisnęły się do drewna. Teraz podszedł doń Jazon. W ręku Traka błysnął krótki zakrzywiony nóż. Z jego pomocą rozciął tunikę skazańca, odsłaniając mu plecy. W tym czasie Ateńczyk zbliżył się do Kassandra. Odpiął od pasa zwinięty bicz.

– Jeśli chcesz, chętnie to zrobię. Polubiłem wymierzanie chłost twoim chłopakom.

– Nie, Dioksipposie. To mój rodak, a do niedawna wysoki oficer. Nie godzi się, by bił go cudzoziemiec.

– Jak sobie życzysz.

Generał przyjął z jego ręki bat. Rozwinął go z trzaskiem i stanął za plecami Peliasa. Ten bezskutecznie próbował odwrócić głowę i spojrzeć swemu oprawcy w oczy.

– Pożałujesz tego, psie! – syknął, bezskutecznie szarpiąc pęta. – Dziś ty skosztujesz mojej krwi. Bądź jednak pewien, że umiem się odwdzięczyć!

– Nie mogę się doczekać! – warknął Kassander, a potem zadał pierwszy cios. Bicz przeciął ze świstem powietrze, a potem wgryzł się w ciało.

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja XVIII: Oblężenie

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Drodzy Czytelnicy,

udało się! Wyrobiłem się na drugi (albo trzeci?) wskazany przez siebie termin. Niniejszym przedstawiam Wam kolejną część Perskiej Odysei. Tradycyjnie już wielkie podziękowania należą się Arei Athene, która w rekordowo krótkim czasie zrobiła pieczołowitą korektę, usuwając wszystkie moje błędy i niedoróbki!

Zapraszam do lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Dobry wieczór Megasie,
dziękuję za kolejny odcinek sagi. Choć daleko mi do Twojego kunsztu, pozwolę sobie wyrazić subiektywną opinię. Pod względem literacko-stylistycznym oddałeś (jak zawsze) porządny tekst, jednak o ile pamiętam, wspominałeś coś o pojawieniu się bardziej brutalnej, gwałtowniejszej erotyki, której mi wyraźnie zabrakło w przeciwieństwie do np. Opowieści helleńskiej. Żywię cichą nadzieję, że doczekam się bardziej brutalnej (choć na poziomie, do jakiego nas przyzwyczaiłeś) kolejną część wciągającej historii – czego sobie i innym czytelnikom życzę jak najrpędzej!
pozdrawiam
D.

Witaj, Leserze 🙂

Dziękuję za pozytywną ocenę opublikowanego wczoraj tekstu! Co zaś się tyczy brutalniejszej erotyki, to śmiem sądzić, że już się w Perskiej Odysei pojawiała. Mnesarete wykorzystująca swoje niewolnice, Dioksippos „karzący” Argyrosa, krótka (fakt, że ucięta w pewnym miejscu) scena pierwszego zgwałcenia Talii przez Eurytiona. I owszem, takie sceny będą również występować w przyszłości, być może nawet w paru kolejnych rozdziałach.

Pozdrawiam
M.A.

Wreszcie doczekaliśmy się kolejnego odcinka, a mnie udało się wygospodarować czas, by przeczytać tekst jak najszybciej. Większość wątków pozostaje w zawieszeniu, odwlekasz chwilę konfrontacji Kassandra z Parysatis, ale czynisz to w sposób, przy którym nie sposób się nudzić. Dwie kapitalne sceny zdominowały, moim zdaniem, ten fragment. Pierwsza to odczytywanie listów przez Argyrosa. Znowu pojawiają się jego idealistyczne skrupuły, przez myśl przebiega nawet zamiar zabójstwa generała, ale czyż bardziej nie należy doszukać się w tym gniewu wywołanego zazdrością? W końcu, czyta listy w sczczególnych okolicznościach… Druga scena to rozmowa Kassandra z Melisą i sposób, w jaki ucina jej pretensje związane ze sprawą Talii. Generał ma tutaj zresztą rację. Znajduje się w środku trudnej kampanii i nie może pozwolić sobie na zrażenie dobrego oficera. Taki tok myślenia wydaje się zresztą oczywisty dla postaci Kassandra.
Do tego wszystkiego poboczna tymczasem postać tchórzliwego Peliasa. Powód nagłej ewakuacji garnizonu, tajemnicy z poprzedniego odcinka, okazuje się banalny – dwódca po prostu stchórzył. Kassander podjął odpowiednie środki i wymierzył słuszną karę, ale dorobił się w ten sposób kolejnego wroga. Ich liczba rośnie. Obawiam się, że jeżeli nawet generał stłumi powstanie i pokona Parsyatis (do czego jeszcze daleka droga), to i tak zostanie to przedstawione królowi w złym świetle. Podstępny strapa Arsames (który nie omieszkał pognębić Mitrydatesa, zapewne dawnego rywala) też z ochotą przyłoży do tego ręki. Tak, Kassander, potrafiący w niezrównany sposób sprawić się na polu bitwy, może zostać z łatwością pogrążony przez intrygantów. Tymczasem czekam na konfrontację z Parysyatis-Jutab.
Pozdrawiam.

Witaj, Neferze!

To, co widzisz w dwóch ostatnich rozdziałach, to nie odwlekanie konfrontacji, tylko fenomen, który nazwałem kiedyś „pączkowaniem fabuły”. W pierwotnym planie do rozpoczęcia oblężenia Pasargadów miało dojść już w Rozdziale XVI, ale wątki, które chciałem w nim dodatkowo pomieścić rozsadziły ramy tego rozdziału i zapełniły jeszcze jeden. I tak udało mi się – dzięki instytucji listów – uniknąć paru scen w Isztahr, które miały się wydarzyć przed wymarszem wojsk. Uznałem, że to byłoby już zbyt wiele dla cierpliwości i mojej i Czytelników, uznałem więc, że sprawę załatwię korespondencyjnie 🙂 Powstała dzięki temu apetyczna, mam nadzieję scena, w której Kassander jeszcze raz upokarza swego adiutanta i po raz kolejny ociera się o śmierć.

Zgadzam się, powód odwrotu z cytadeli w Pasargadach okazał się banalny. Nie żadne przegrupowanie sił, jak sugerował jeden z Komentatorów – tylko pospolite tchórzostwo dowódcy oraz jego podwładnych, którzy przecież mogli nie zgodzić się na ucieczkę (w starożytności nie raz i nie dwa się to zdarzało, że żołnierze wypowiadali posłuszeństwo tchórzliwemu wodzowi). Pelias wydatnie utrudnił Kassandrowi szybkie zakończenie wojny – i poniósł za to karę (czy raczej zaczął ją ponosić – bo przecież oblężenie, podczas którego ma walczyć w pierwszym szeregu, dopiero się rozpocznie). Generał zaś zyskał sobie kolejnego, tyleż jadowitego co ustosunkowanego wroga.

Ale oczywiście najważniejsza będzie konfrontacja z samą Jutab. Mam już pomysł na smakowitą scenę z udziałem obojga bohaterów. Mam nadzieję, że pióro nie zawiedzie mnie w jej poprowadzeniu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Bądźmy szczerzy – nie wszystkie błędy i niedoróbki udało się wyłapać i usunąć. Trudno jest bowiem zrobić perfekcyjną korektę w dwa dni 😉

Mam pytanie… Nie znam się na tym, bo jestem dziewczynką, ale wielokrotnie czytałam i słyszałam, że chłopcy nie potrafią robić dobrze dwóch rzeczy jednocześnie – zwłaszcza w czasie seksu, kiedy to cała krew i siły witalne odpływają z głowy do główki. Jakim cudem zatem Kassandrowi udało się słuchać listów ze zrozumieniem?! 😀

I tak moim zdaniem poradziłaś sobie wyśmienicie!

Co do męskiego multitaskingu – Napoleon potrafił ponoć robić sześć rzeczy jednocześnie, w tym dyktować kilka osobnych listów 🙂 Kassander aż takim geniuszem nie jest, ale z dwoma czynnościami – jedną wykonywaną czynnie (wiadomo co), a drugą biernie (słuchanie korespondencji) jakoś sobie radzi 🙂

Poza tym w czasie stosunku słuchał tylko pierwszego listu. Z drugim zapoznał się już w stanie postorgazmicznym 🙂

Pozdrawiam
M.A.

O kurczaki! Sześciu czynności jednocześnie to nawet ja nie potrafię wykonywać! Szacun dla Napoleona! 😀

Skoro tak sprawnie nam poszło z pierwszym pytaniem, to mam jeszcze jedno. Otóż w XVII rozdziale Perskiej Odysei nagle i niespodziewanie – niczym deus ex machina – na scenę wkraczają dziwki z Aten. Pytanie brzmi: jak udało im się tam dotrzeć? Jak przeprawiły się przez morze, jak przetrzymały uciążliwą podróż lądową? I jakim cudem przetrwały wszelkie kataklizmy, które zdziesiątkowały wojsko Kassandra?! 😉

Ateno,

dziwki z Aten towarzyszyły korpusowi od początku jego wyprawy 🙂 Wśród 150 okrętów, które wypłynęły zimą z Pireusu, były dwa statki wiozące ladacznice (łącznie 50). Jeden ze statków rozbił się podczas sztormu, na Ikarię dotarł drugi, a na jego pokładzie 25 cór Koryntu. W Rozdziale II wzięły one udział w wielkiej uczcie wyprawionej na wieść o cudownym ocaleniu części floty.

Potem po prostu podążały za wojskiem – w taborach. Wojsko Kassandra przeszło przez Azję Mniejszą, Syrię i Mezopotamię w dość dobrym stanie. A kiedy wpadło w zasadzkę w Perskich Wrotach, najbardziej ucierpiały oddziały straży przedniej (tesalska jazda) oraz lekkozbrojni strzegący nocą obozowiska (kreteńscy łucznicy). Tabory ani razu nie były dotąd zagrożone wrogim uderzeniem, więc i dziwki podróżowały we względnym bezpieczeństwie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Do tego można by dodać że burdele wojskowe były traktowane jako wolne i raczej neutralne przedsięwzięcia i nie były przedmiotem walk. Raczej w pewnym sensie „dobrem” przejmowanym przez wrogą armię w przypadku zwycięstwa. Dla tego też dziwki mogły się czuć w miarę bezpiecznie w każdych okolicznościach. Dobrze myślę ? Ale Megasie … 25 dziewczyn na kilka tysięcy piechoty ? Grafiki chyba były ustalone na kilka lat do przodu. Nie wydaje mi się że wojak udający się na last minute do burdelu mógł liczyć na szybką obsługę.

Faktycznie, prostytutki mogły przechodzić z rąk do rąk w ramach działań wojennych – tym bardziej, że i tak najczęściej były niewolnicami, więc ich status się nie zmieniał. Czy mogły czuć się bezpiecznie? To pewnie zależało od okoliczności – celowo raczej nie stawały się obiektem ataku, ale podczas bitwy mogły zginąć od zbłąkanych strzał czy pocisków z proc.

Korpus Kassandra z początki liczył 5 tys. ludzi, obecnie niecałe 3 tys. Towarzyszyło mu 50 ladacznic, do chwili obecnej przeżyła połowa. Wiadomo jednak, że armia idąca przez podbity kraj znajdzie też inne sposoby na zaspokojenie chuci swych żołnierzy – ateńskie dziwki będą miały konkurencję w postaci branek, a także miejscowych pracujących dziewcząt – z Suzy albo Persepolis 🙂

Pozdrawiam
M.A.

A ja drogi Megasie mam pytanie, hmmm…. techniczne dotyczące owych dziwek. Czy były one, że tak powiem własnością wojska czy po prostu były to kobiety, które postanowiły iść za armią ale nie były w żaden sposób podporządkowane?

Kolejna rzecz. Scena, w której Kassander zażywa rozkoszy z Parmys przypomina mi scenę ze Spartacusa kiedy to Batiatus zabawiał się z niewolnicą w basenie… chyba muszę jeszcze raz obejrzeć ten serial 🙂

Witaj, Kraterosie!

Antyczne armie miały bardzo słaby system aprowizacyjny – chyba tylko Rzymianie dostarczali swym żołnierzom racje żywnościowe. Ateńscy żołnierze sami kupowali sobie żywność za pieniądze z żołdu.

Tym bardziej organizacja żołnierskich rozrywek nie była sprawą wojska, ale prywatnej inicjatywy. Za wojskiem albo z własnej woli podążały niezależne prostytutki, albo – pewnie nawet częściej – rzutcy przedsiębiorcy dysponujący ilomaś dziewczynami i dostrzegający możliwość zarobku.

Co do inspiracji serialem „Spartacus” – wiele razy się nań powoływałem, parę scen jest Opowieści helleńskiej czy Perskiej Odysei nim inspirowanych. Choć akurat zachowanie Kassandra bardziej przywodzi mi na myśl styl Marka Antoniusza z serialu HBO „Rzym” 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Co do aprowizacji Megasie to armia macedońska miała to już chyba nieźle rozwinięte? Popraw mnie jeśli się mylę.

Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Jakimi źródłami posiłkowałeś się aby jak najlepiej oddać realia epoki? Skąd czerpiesz informacje na temat organizacji armii, organizacji państwa itp?

Megas Alexandros

Zapewne armia macedońska miała nieco lepszy system logistyczny niż inne w tym czasie (bo była zawodowa), ale zdziwilibyśmy się zapewne, jak wiele rzeczy było w niej puszczone na żywioł/pozostawione inwencji żołnierzy i prywatnej inicjatywie.

Źródła? Musiałbym podać całą bibliografię. Samych biografii Aleksandra Wielkiego czytałem kilka (Arriana z Nikomedii, Petera Greena, Nicholasa Hammonda itd). O życiu prywatnym Macedończyków dowiedziałem się sporo z książek Elizabeth Carney. Na temat wojskowości są zarówno periodyki branżowe (np. z wydawnictwa Osprey) jak i obszerne monografie profesorów Oxfordu i Cambridge.

Zgromadziłem obszerną kolekcję książek traktujących o starożytności, także o mniej popularnych jej aspektach jak rolnictwo, obrzędy religijne, obyczaje pogrzebowe czy magia miłosna. Przyznam, że zbyt rzadko korzystam z tego bogactwa i dlatego zdarza mi się przestrzelić, co niekiedy wypominają mi znawcy tematu (na szczęście, zazwyczaj na privie 🙂 ).

Pozdrawiam
M.A.

Ateno. Niektórzy potrafią więcej niż dwie rzeczy, na przykład zajmowanie się jednocześnie kilkoma partnerkami :). Z moich życiowych obserwacji wynika że to kobiety w większości są monotematyczne, choć przyznam że znajdują się wśród nich chlubne wyjątki 🙂 .

Będę się upierała przy twierdzeniu, że zajmowanie się kilkoma partnerkami jednocześnie to jednak wciąż tylko jedna czynność 😀

Chyba bym się nie podjął :).

AnonimieS: kobiety są biologicznie ukierunkowane na monogamię, natomiast seksualnie zdolne do zajmowania się zdecydowanie większą grupą samców 🙂

Ateno: technicznie rzecz biorąc, to często bardzo odmienna czynność, angażująca inną część ciała 🙂

Micku: akurat 🙂

To zależy czy robi się za 'baszę” czy dba się żeby i one miały z tego przyjemność. Wyłapanie na jakim etapie każda z nich się znajduje i zaordynowania odpowiedniego działania do stopnia podniecenia wymaga wyjątkowej podzielności uwagi i co najmniej geniuszu Napoleona:). Pozdrawiam serdecznie

Możliwe, zgadzało by się to z moimi doświadczeniami. Lepiej żeby kobiety te były biseksualne.

Monotematyczność kobiet wynika z priorytetów i konsekwentnego postępowania, poza tym kobieta chce posiadać niejako na własność swojego partnera. Oczywiście są takie które tolerują poligamię ale wątpliwe czy ją lubią u partnerów, nawet jeśli same są poligamiczne. Ostatnio słyszałem o jednym, ciekawym przypadku. Opowiadała mi koleżanka żony że spotkała się kilka razy z murzynem, tak z ciekawości. Zdziwiła się pewnego razu kiedy w drzwiach biura stanęła murzynka i poprosiła ja o rozmowę na osobności. Rozmowa ujawniła że owa murzynka jest żoną tego murzyna ( tak, deklarował się jako singiel i obiecywał złote góry 😉 ) i zażądała od koleżanki, że jak już idzie do łóżka z jej mężem to żeby wyciągała go do hotelu w innej dzielnicy. Jaki to miało sens ? Nie wiem.

Pewnie chodziło o to, by wieści o romansie męża nie rozniosły się po dzielnicy. Niech już sobie sypia z kim chce, ale żona nie chciała być obiektem litości czy drwin?

Tak rozumiem sens tej opowieści 🙂

Pozdrawiam
M.A.

U nich to część kultury Megasie

https://www.youtube.com/watch?v=StFBhXKODmk

a zdanie białych niewiele ich obchodzi. Wydaje mi się że mogło chodzić o szczególny przypadek terytorialności. Coś a’la „mój teren”.

Pozdrawiam,
Mick

Megasowi pozdrowienia. Z ciekawością przeczytałem kolejną odsłonę sagi. Mniemam że jeszcze daleko do jej końca bo nadal nie są wyjaśnione losy Msenarette i jej macedońskiego kochanka. Tymczasem przed naszym bohaterem generałem K. kolejne wyzwanie . Musi się zmierzyć z kolejnym przeciwnikiem i na dodatek jest to kobieta. Kobieta z którą miał okazję spotkać się w innych okolicznościach i wobec której ma dług wdzięczności. Ich starcie będzie pewnie pełne niespodzianek . Choć częściowo wiadomo jak się zakończy bo K. przeżyje. Ale czy zostanie zwycięzcą tego nie wiem. I jeszcze jedno. Mnożą się jego wrogowie co źle mu wróży na przyszłość.

Witaj AnonimieS:

Losy Mnesarete i jej kochanka nie muszą się wyjaśnić w ramach pierwszego tomu Perskiej Odysei. Szmaragdowooka została uprowadzona na Południe – do Babilonu albo jeszcze dalej (Hassan ma pałace zarówno tam, jak i w Saabie na Półwyspie Arabskim). Gelon natomiast zniknął w falach Tygrysu i jego dalsze losy – a nawet to, czy nie utonął lub nie stał się posiłkiem rekinów rzecznych – pozostaje tajemnicą.

Tutaj osią fabuły stał się konflikt między Kassandrem i Jutab – no i potem generał musi jeszcze doprowadzić to, co zostanie z jego wojska do głównych sił Aleksandra. A także zmierzyć się z konsekwencjami swoich decyzji oraz czynów – o czym wiemy nieco z Prologu.

Zakładam, że ukończenie tego tomu Perskiej Odysei zajmie mi jeszcze jakieś 5-6 odcinków, ale nigdy nie wiadomo, jakieś nowe mogą „wypączkować” z tego co już napisałem.

Pozdrawiam
M.A.

To tylko należy się cieszyć. Bo jestem fanem powieści historycznych min Twojej sagi jak i Pani Dwóch Krain . Pozdrawiam i czekam na kolejne części.

Cieszę się i mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Witam,

W końcu udało mi się przeczytać całość odcinka „jednym tchem”. „Pączkowanie fabuły” cóż za spektakularny termin ;). Ale ja również odniosłem wrażenie że nawet jeśli akcja nieco zwalnia to i tak zawiera informacje niezbędne w celu zrozumienia i przede wszystkim, pełnego smakowania dalszej fabuły. Czyniłeś tak już kilka razy.

Scenę z policzkowaniem Peliasa czytałem dwa razy, nie wiem dla czego ale wydaje mi się że dla ciętej riposty. Tak samo zakończenie. Naprawdę Umiesz oddać to jak wielkie jaja mają Twoi bohaterowie. A oni je mają, bo to Ty je im Nadajesz. W tym wypadku łączenie cech osobowości autora z dziełem, wydaje się być uzasadnione.

To co mnie uderzyło, ale spodziewałem się już tego od dawna. Aleksander dał w zasadzie władzę absolutną Kassandrowi, ale to nie oznacza że Kassander jest całkiem wolny. Podlega on w dużej mierze tym samym prawom i wbrew pozorom ma najwięcej do stracenia. Musi się liczyć z Eurytionem (nie wiem dla czego ale wydaje mi się że kiedyś nazywał się Euryton) i może nie tyle z jego obiekcjami gdyby chciał mu odebrać niewiastę, co z koniecznością zachowania autorytetu przez oficera w przypadku gdyby formalnie tak zrobił. Oficer bez autorytetu byłby zupełnie bezużyteczny. Jedną z mocnych stron Twojej twórczości jest ukazanie bezwzględnej męskiej gry na tle wojny. Oto mamy Kassandra i garstkę jego oficerów w istocie będących bezwzględnymi ludźmi i zawdzięczającymi pozycję właśnie tej bezwzględności. We wcześniejszych odcinkach ciekawiło mnie, czy śmierć kochanka Jazona pokieruje Jazona ku samozagładzie. Czy w szale zemsty i pozwoli by uczucie to odebrało mu rozum co przecież się często zdarza kiedy traci się ukochaną osobę. Ale nie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Twoje sukinkoty mają swoje słabości ale nie tracą z oczu porządku rzeczy. Choć trzeba przyznać że czasem Poddajesz ich nieludzkim próbom.

W przypadku sceny z Melisą, Kassander postąpił w sposób do którego już nas troszkę Przyzwyczaiłeś. Tak myślałem że Kassander raczej nie podejdzie do niej, nie złapie ją za rączkę i nie poprosi przeciągając ostatnie głoski „No weź, Melisa przestań” 😀 tylko wybierze seks z niewolnicą lub pójdzie do burdelu. Swoją drogą picie z żołnierzami i stwierdzenie że i tak się spotkają wszyscy w burdelu, umacnia tych oddanych acz prostych ludzi że dowódca pozostaje chłopem pełną gębą a taki chłop to musi chodzić na dziwki, no bo co robi chłop ? Bije się, chleje i chodzi na dziwki, i wszystko z jednakową gorliwością … ot prawdziwy mężczyzna :). Oczywiście wojna wymaga spłycenia pojęcia „mężczyzna” do takich podstawowych zachowań które zawierając się w instynktach pozostają nieusuwalne. Ja znam nawet paru którzy są takimi na co dzień w naszym, teraźniejszym świecie ale to tak na marginesie.

Bardzo mnie ciekawi rozwiniecie stwierdzenia o długach, rzeczywistych bądź urojonych. I ciekawe że Dodałeś to „urojonych”. Cóż to może znaczyć ? Cokolwiek to znaczy, zapewne będzie to miało jakiś wpływ na detale bądź konkrety. Wszystko, jak do tej pory wskazuje na to że Parysatis zwyczajnie nie była w stanie zamordować generała z powodu jakiejś namiętności. Trudno też żeby deflorator miał się cieszyć jakimś szczególnym immunitetem czemu zaprzecza sama przyroda w przypadku np. modliszek czy pająków co tylko potwierdza tezę. Zdaję sobie sprawę że na wątek romansu Kassandra z Parysatis nie mamy co liczyć bo to zwyczajnie nie w Twoim stylu (tak się wydaje), musi nastąpić śmierć jednej z tych postaci i happy end byłby nonsensem.

Jak wielu, czekał będę z utęsknieniem na następny odcinek.

Uśmiechy,
Mick

Witaj Micku,

cieszę się, że nowy rozdział przypadł Ci do gustu, mimo widocznego spowolnienia tempa wydarzeń. Czasem jest to konieczne, by dać Czytelnikowi trochę oddechu, ale i by położyć fundamenty pod przyszłe wydarzenia i kulminacje akcji. Myślę, że dzięki tym wolniejszym fragmentom późniejsze rozstrzygnięcie wątku Jutab będzie bardziej udane i satysfakcjonujące.

Masz rację, jaja Kassandra są tak wielkie, że staną się dla niego wkrótce źródłem poważnych problemów 🙂 Z jednej strony pozwalają mu działać szybko i zdecydowanie, miażdżyć opór stawiany przez ludzi o słabszym charakterze, w drugiej – na każdym kroku zyskują Macedończykowi kolejnych, coraz bardziej ustosunkowanych nieprzyjaciół. Jego oficerowie to również barwna kompania. Zazwyczaj chłodny i trzymający nerwy na wodzy Jazon, który z powodu ostatnich wydarzeń stracił sporo opanowania i gotów jest wiele poświęcić dla zemsty. Tajemniczy, zdradzający sadystyczny rys Eurytion (słusznie pamiętasz – zmieniłem mu nieco imię, w tej wersji lepiej mi brzmiało),który w przyszłości będzie miał do odegrania coraz poważniejszą rolę. Wreszcie rozpustny i cyniczny, lecz niepozbawiony lojalności wobec przyjaciela Dioksippos, jedyna postać historyczna w tym gronie, dziarskim krokiem zmierzający ku swemu tragicznemu losowi. Pisanie o każdym z tej bandy hultajów to niekłamana przyjemność.

Widzę, że scena Kassandra z Melisą wypadła przekonująco i wiarygodnie – bohater postąpił tak, jak można się było po nim spodziewać – ale chętnie poznałbym też opinię którejś z Czytelniczek. Ciekaw jestem, co fanki Macedończyka myślą o nim i jego decyzji odnośnie Eurytiona. Obawiałem się, że swoim sposobem załatwienia sprawy może nieco stracić w ich oczach.

Jeśli chodzi o długi urojone – Kassandrowi wydaje się, że coś zawdzięcza Parysatis skoro mogła go ona zamordować, a jednak tego nie uczyniła. Nie jest to dług „realny”, nic, co można by od niego wyegzekwować – po prostu wdzięczność człowieka, który wywinął się od śmierci, wobec swojej niedoszłej morderczyni. Zjawisko pokrewne chyba syndromowi sztokholmskiemu. I chyba dlatego tak irytuje Macedończyka.

Co do relacji Kassandra i Parysatis – wkrótce znów się spotkają i będzie miejsce, by bliżej przyjrzeć się temu, co ich połączyło. Obawiam się jednak, że znów możesz mieć rację – prawdziwy romans między tymi postaciami byłby w obecnej sytuacji mało wiarygodny. Generał unurzał sobie ręce we krwi rodaków Jutab, ona zaś nie może sobie wybaczyć, że nie zapobiegła temu, gdy miała sposobność. W takiej sytuacji niewiele zostaje przestrzeni na miłość i pożądanie… z drugiej strony ludzka psychika to nieodgadniona studnia, kryjąca liczne niespodzianki!

Mam nadzieję kolejny rozdział zaprezentować pod koniec sierpnia. Jak to się mówi, wish me luck.

Pozdrawiam
M.A.

Zaiste oddechu nam Dajesz aż nadto :). Większość czytelników zapewne tęskni za wartką akcją i krwią pryskającą z ekranów na okulary i poranną kawę.

Czyli ogień w Jazonie się nadal tli … hmm, wymordowanie klasztoru to było mu za mało. Eurytion zdecydowanie nie należy do moich faworytów, głównie przez jego postępowanie z kochanką swojego poprzednika. Opisy jego poczynań z Talią wzbudzają we mnie najgłębsze obrzydzenie dla jego postaci. Zawsze uważałem przemoc wobec kobiety lub dziecka jako najwyższy wyraz słabości mężczyzny. Czy nie ich powinien chronić ? W kwestii zmiany imienia, przyzwyczaiłem się do Eurytona ale szybkie spojrzenie w zasoby internetowe pokazuje że raczej powinno się pisać „Eurytion”, czyli zmianę Poczyniłeś w kierunku właściwym.

Zachowanie Melisy względem Kassandra było klasycznym i w rzeczywistości mało subtelnym zagraniem mającym na celu manipulację wodzem. Mnessarete była w „te klocki” jednak lepsza, zwłaszcza na początku bo później już też jej się w głowie przewróciło. Myślę że jeśli chodzi o męską część czytelników, to odpowiedź Kassandra znajduje uznanie i ciche poparcie. Jest oczywiście szowinistyczne, ale w sposób naturalny i nie ma jakichś wydumanych podstaw. Przydało by nam się wielce, gdybyśmy mogli się częściej zdobyć na taką odporność. Do tego umiejętnie Pokierowałeś dalszym ciągiem, nie wybrał niewolnicy gdyż Kassander się uczy. Wiedział że Melisa nie będzie zadowolona i nie chciał widać nadawać imienia tej nienawiści, żeby się nie powtórzyła sytuacja z ta biedną dziewczyną sprzedaną do domu rozpusty. Nie było sensu odgrywać się na Melisie idąc do łóżka z Parmys. Lepiej było rozproszyć gniew na tych 25 bezimiennych dziewczynach. Dla tego ten chwyt jest zręczniejszy niż się wydaje. Jeśli chodzi o Eurytiona to jak napisałem, Kassander jest przede wszystkim wodzem i jest przede wszystkim na wojnie. Jeśli zaś Melisa chciała by uratować Talię to powinna wymyślić lepszy powód niż ten w imię człowieczeństwa które jest w obecnej sytuacji w deficycie. Ale to jest zadanie dla prawdziwej intrygantki a nasza biedna Melisa już pokazała że w tej kwestii to jej jednak do Mnessarete brakuje.

Z tym długiem to dokładnie tak jak się spodziewałem ale musiałem spytać by mieć pewność. Miękkie nogi Jutab to się wydaje trochę za mało żeby brać na poważnie jakiś dług.

Ponowne spotkanie z Parysatis. Ona jest wodzem i Kassander również. Obydwoje są patriotami. Oczywiście to Kassander jest najeźdźcą ale obydwoje zabili żołnierzy przeciwnika. To nie może zostać puszczone, nie przez dobrego wodza. Ale Jutab ujawniła pewną słabość, a jeśli raz ją ujawniła to może się to powtórzyć. Ponad to nie da się ukryć że jako wódz, Parysatis jest kontrowersyjną postacią także wśród własnego wojska. Jej pozycja nie była uznawana przez wszystkich kapłanów. Widarna jest silny a to przecież jej wróg. Jeśli uda mu się zasiać nienawiść w jej wojskach, może się okazać że Parysatis nie będzie miała do czego wracać. Oczywiście to tylko dywagacje, zdaje mi się że już Napisałeś że historia Parysatis kończy się tragicznie.

I wish you luck.

Uśmiechy,
Mick

Mogę zapewnić, że Czytelnicy doczekają się tej wartkiej akcji 🙂

Cały czas myślę nad tym, jak uczynić bitwę o Pasargady możliwie satysfakcjonującą. Mam jeszcze trochę czasu, by to przeprowadzić, ale postaram się, by emocji nie zabrakło!

A co do tego, jak zakończy się historia wojny Kassandra i Parysatis, nie zdradzę już nic więcej. Obawiam się, że już i tak zbyt dużo wypaplałem 🙂

Wikingów oczywiście oglądałem, dzięki za przypomnienie tego motywu. Mogę powiedzieć tylko tyle, że losy Melisy potoczą się nieco inaczej. Jedno jest pewne – w Prologu, który rozgrywa się kilka lat później, nie ma o niej ani słowa…

Pozdrawiam
M.A.

Przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa. Kiedyś zacząłem oglądać serial o Wikingach. Przygody Ragnara i Lagerty. Był tam wątek oswobodzenia niewolnicy którego dokonał chyba syn Ragnara który się zdaje w niej zakochał. Ta dziewczyna została później tarczowniczką i została raniona w twarz. Pamiętam jednakże że jej zachowanie nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Co tylko ujawnia przebłysk geniuszu scenarzysty.

Ciekawi mnie jak Przedstawisz losy Melisy w nowej roli. Pamiętam majstersztyk jaki Zrobiłeś z Raisą. Teraz po czasie jestem w stanie bardziej docenić i zrozumieć Twój chwyt z jej śmiercią.

Kolejny dobry rozdział i jak widać Kasander znalazł sobie kolejnego wroga. Na wypadek, gdybyś chciał spróbować przekształcić te opowiadania w formie komiksu polecam dwóch autorów publikujących na deviantart. Jedna z tych osób pochodzi z kręgu anglojęzycznego i tworzy też opowieści o tematyce erotycznej tylko w wykonaniu superbohaterek są sceny stosunku pomiędzy kobietami jak i pomiędzy mężczyznami a kobietami. Druga osoba to nasz rodak z Polski podpisujący się jako Czubrowski.

https://www.deviantart.com/sara-quinn

https://www.deviantart.com/czubrowski

Witaj, Anonimie!

Dziękuję za miłe słowa. Co do „komiksyzacji” Opowieści helleńskiej czy Perskiej Odysei, chętnie bym na to poszedł, ale gdyby Autor ewentualnego komiksu posługiwał się kreską i naprawdę je rysował. Niestety, te ilustracje tworzone w prostych programach 3d zupełnie nie trafiają w mój zmysł estetyczny 🙂

Pozdrawiam
M.A.

No więc proszę tutaj jest link do prac artysty posługującego się ołówkiem. nie wiem tylko czy on działa nadal zna angielski

https://www.deviantart.com/monsieurpaul

a tutaj jest link do prac czynnego twórcy komiksu argentyńczyka

https://www.deviantart.com/osvaldogreco

Z tych co produkują się w programach 3d rekomenduję jeszcze autora posługującego się pseudonimem member9

tutaj jest link do opowieści innego autora który specjalizuje się w historiach fetysz śpiący z użyciem anestetyków hipnozy itp. ilustracje z opowieści są autorstwa member9 który stale ilustruje prace tego autora.

https://www.deviantart.com/scarecrow98/gallery/

Nie jestem znawcą ale są oni dobrzy w tym co robią.

Być może warto byłoby na próbę żeby autor skontaktował się z którymś z tych co robią ilustracje z wykorzystaniem ołówka i tych co robią w 3D i na próbę poprosił o ilustracje do jednej z opowieści, żeby stwierdzić która technika jest lepsza i bardziej oddaje treść opowiadań autora.

Megasie kiedy kolejny odcinek?

Witaj, Kraterosie!

We wrześniu! Celuję w trzeci tydzień, ale w razie gdybym się nie wyrobił, mam jeszcze jeden 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Chyba chodziło o październik Megasie 😉

Z pewnym wstydem muszę Ci przyznać rację – po moim opóźnieniu w pracy nad tekstem i konsultacjach z czcigodną Korektorką ustaliliśmy, że tekst pojawi się na NE około 17 października… a teraz rzeczywistość musi tylko dopasować się do planu 🙂

Trzymaj kciuki, Kraterosie!

Pozdrawiam
M.A.

W każdym razie w październiku! Obiecuję! 🙂

Właśnie odwiedziłem NE żeby napisać wiele mowiący komentarz „Tik tok, tik tok” ale widzę, że mnie ubiegłeś 🙂

Spodziewałem się Twej interwencji, dlatego postanowiłem być szybszy. To się chyba nazywa damage control 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz