Ilse – Wilczyca z Buchenwaldu (Barman-Raven)  4.33/5 (6)

35 min. czytania

Dziś sięgnęliśmy do naszych zbiorów po najbardziej kontrowersyjne opowiadanie Barmana-Ravena, o czym świadczy liczba i temperatura komentarzy. Tekst ukazał się po raz pierwszy 23 września 2013 roku.

 

„Takiej właśnie pragnę. Musi być odporna na cierpienie. Nie może znać słabości ani tkliwości. Chcę w jej oczach zobaczyć błysk spojrzenia dzikiego zwierzęcia.”

Adolf Hitler, Mein Kampf

„Nie byłoby nic wyjątkowego w ich zwartych szeregach rozdzielonych równymi odstępami, w ich wyprostowanej postawie i wysoko uniesionych głowach, gdyby nie fakt, że żołnierzami były kobiety.

Dwa odziały złożone z kobiet ubranych w obcisłe spodnie, błyszczące buty i kurtki z płótna, które opinały ich obfite, sterczące piersi. Spod czapek widać było krótkie, wojskowe fryzury, choć ich włosy były delikatne i miękkie, a szyje smukłe i kobiece…”

Yehiel Feiner–Dinur

 

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Z błogim uśmiechem popatrzyła w ciemne oczy leżącej tuż obok piękności. Wysunęła ramię spod jej głowy, pozwalając, by rude loki rozsypały się po pościeli.

– Bałam się przyjazdu tutaj. Słyszałam takie historie… – urwała w pół zdania onieśmielona własną otwartością.

– Poza tym, ja nie lubię zaczynać wszystkiego od nowa – starała się zakończyć rozmowę na temat jej pierwszych wrażeń. Czuła niewytłumaczalną słabość wobec tej dziewczyny. Nawet teraz, po wyswobodzeniu się z uścisku silnych, kobiecych ramion, doświadczała czegoś na kształt magnetycznego przyciągania.

Jej partnerka przymrużyła oczy i spod długich rzęs obdarzyła ją pełnym kokieterii spojrzeniem:

– Powiedz, czego tak naprawdę ci brakuje? Za czym tęsknisz najbardziej? – drążyła temat.

– Wiesz… – odpowiedź wymagała chwili namysłu. Czego najbardziej żałowała, kiedy opuszczała dotychczasowe miejsce zamieszkania?  Nie było czasu na taką refleksję – wszystko działo się zbyt szybko. Polecenie służbowe, pakowanie, szybki transport na stację kolejową i długa podróż pociągiem. Kiedy dotarła do tej mieściny gdzieś na wschodzie, była już tak wymęczona, że marzyła tylko o pójściu spać. Następne dni wypełnione były obowiązkami i przystosowaniem się do nowych obyczajów, nowego miejsca, nowej organizacji pracy. I to wszechobecne błoto, którego nie sposób było się pozbyć z butów.

– Najbardziej tęsknię za szałwią. Brakuje mi czerwonych rabatek, które widać było z okna mojego biura. Myślisz, że tutaj będzie można zasadzić kilka krzewów?

– W Ravensbruck mieliście już wszystko uporządkowane…?

– Uhm.. – potaknęła, podkulając kolana pod brodę – Ale ty tu też się nieźle urządziłaś – omiotła spojrzeniem pastelowe ściany pokoju.

W sypialni, gdzie się obecnie znajdowały, niepodzielnie królowało łóżko, z, pomiętą już teraz,  satynową pościelą. Na samo wspomnienie śliskości i delikatności materiału na swojej skórze przebiegł jej po plecach dreszcz podniecenia. Za oknem szalała jesienna szaruga, ale tu w środku było jasno i przytulnie.

– Bycie szefową ma swoje plusy – rudowłosa z uśmiechem podniosła się, wspierając na łokciu. Niedbałym ruchem odpaliła papierosa.

– Zobaczysz zresztą. Tutaj naprawdę można… to znaczy … tu można się realizować. –  spojrzenie  ciemnych, kocich oczu prześliznęło się po nogach i spoczęło na nagich, wilgotnych od niedawnego wysiłku, plecach.

– Podobasz mi się mała.  Jak masz na imię? Herta? Ja będę na Ciebie mówić Aniołku. Trochę jesteś taka anielska. Jak z bajek – rudowłosa zaciągnęła się papierosem

– Moja mama czytała mi taką grubą książkę i tam właśnie były takie aniołki jak ty.

Rzeczywiście, jej drobne ciało,  jasne blond włosy i niebieskie oczy sprawiały, że zdarzało się jej słyszeć takie porównania. Nigdy nie narzekała na brak powodzenia u płci przeciwnej. Jednakże dopiero niedawno dostrzegła, że nie tylko mężczyźni mogą być ciekawi erotycznie. To, że już po kilku dniach spędzonych tutaj, trafiła do łóżka z Ilsą, swoją własną szefową, zrzucała na karb dużej ilości alkoholu i atmosfery, jaka panowała w tym miejscu. Potrzebowała rozładowania napięcia a seks był jednym z najlepszych środków na odstresowanie.

– Jeszcze wina? – kochanka podniosła się z łóżka, owijając prześcieradło wokół pełnych bioder.

Herta z podziwem patrzyła na wysportowaną, niewiele starszą od niej samej, bardzo atrakcyjną kobietę. W ruchach i sposobie bycia było coś drapieżnego i miękkiego zarazem. Była jak przyczajona, gotowa do skoku, miedzianowłosa pantera.

W pamięci odżyły obrazy sprzed kilkudziesięciu minut. Ilse wyglądała szałowo w swoim obcisłym, ściśle przylegającym do ciała, mundurze. Po kilku kwadransach przy winie, muzyce odtwarzanej z płyt, kiedy towarzyszący im panowie wstawili się już na tyle mocno, by stać się zbyt głośni i zbyt wylewni, wymknęły się z przyjęcia pod byle pretekstem.

Od pierwszego dnia była urzeczona jej charyzmą. Kiedy w pośpiechu zdejmowały z siebie ubrania, napawała się siłą i witalnością jej kochanki. Mocne ramiona oplotły jej biodra. Delikatne, ale pewne dłonie bez trudu znalazły drogę do łechtaczki. Szlochała, wijąc się pod dotykiem warg i języka. Zatracała się, spijając z ust partnerki własne podniecenie. Płakała z rozkoszy, obdarzając kochankę pocałunkami. To był wyczerpujący, ale jakże przyjemny wybuch pożądania. Seks z kobietą był zupełnie innym doznaniem, niż chropowatość stosunków z mężczyznami.

– Poczekaj tu na mnie Aniołku. Zaraz do ciebie wrócę – Ilse wyszła do pokoju obok. W powietrzu unosił się zapach jej perfum i delikatny, słodki aromat papierosa.

Herta opadła na pościel, rozciągając się w oczekiwaniu na kolejną porcję rozkoszy.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Stuk, stuk. Stuk, stuk. Miarowo wybijany takt kół pociągu działał usypiająco. Kolejna doba ich podróży.

„ Musisz utrzymać przytomność!” – zganiła się w myślach, kiedy po raz kolejny przyłapała się na zapadaniu w drzemkę. Tym razem była jej kolej na czuwanie. Co prawda, nie groziło im bycie okradzionym – w takim ścisku złodzieje musieliby być cyrkowcami, żeby cokolwiek zdziałać. Mimo to, resztka rzeczy, które udało im się ocalić, była zbyt cenna, by pozwolić sobie na ich stratę. W ciemności, tuż obok, wyczuła ciało swojego męża. Z drugiej strony, o jej ramię, opierała głowę siostra. Od śmierci matki wzięła na siebie ciężar jej wychowania, czuła się za nią odpowiedzialna. Ruta była młodsza zaledwie o rok, ale zachowywała się czasem jak mała dziewczynka. No i to jej uganianie się za chłopakami. Młoda bywała irytująca w swojej zapalczywości i młodzieńczym uporze, ale była jej jedyną – oprócz męża – prawdziwą rodziną. Ciemne, poskręcane włosy siostry łaskotały ją w nos. Próbując nie zatracić się w zmęczeniu, potrząsnęła głową. Na ten ruch jej mąż zareagował sapnięciem, ale nie wyrwało go to z drzemki.

– Śpij Jakub, śpij… W nowym miejscu będziemy potrzebować tej twojej głowy pełnej pomysłów – pomyślała ciepło.

To była cecha, którą szczególnie lubiła w mężu. Inni mężczyźni albo przesiadywali pod sklepem prowadząc jałowe spory, albo spędzali całe dnie w synagodze. Natomiast jej Jakub zajmował się tysiącem spraw, wszędzie go było pełno, a przy tym miał najpiękniejszy uśmiech na świecie.

Spojrzała przez okno wagonu. Już zaczynało świtać. Jeszcze chwila i skończy się ten koszmar. W końcu nowa praca. W końcu nowe możliwości. W końcu czekała ich jakaś przyszłość.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Rząd skulonych postaci stał nieruchomo wzdłuż prowizorycznego peronu. Z zaduchu i stęchłego powietrza wagonów zostali wyprowadzeniu na zimny wiatr. W oddali majaczył zarys niskich parterowych budynków. Nieliczni zaopatrzeni w cieplejszą odzież owijali się paltami, chustami, płaszczami, chroniąc się jak tylko można przed przenikliwym chłodem. Po pierwszym momencie ulgi, po odetchnięciu świeżością poranka, niektórzy zatęsknili za ciepłem zabudowanego blachą wagonu. Lokomotywa sapnęła, świsnęła para i powoli rozpędzające się koła zadudniły na drewnianych podkładach.

Wraz z rodziną znajdowała się w wśród kilkuset osób ściskających swój skromny dobytek w tobołkach i bagażach. Ciszę i spokój przerwał brutalny wrzask spokojnej dotąd straży. Popychając i bijąc, zaczęto wyrzucać opieszałych podróżnych z wagonów i ustawiać w szeregach.

Oszołomiona i zmęczona zaczęła rozglądać się dookoła. Tuż obok formującej się kolumny dostrzegła grupę kobiet w szarych mundurach i czarnych pelerynach z kapturami. Prawie każda trzymała na smyczy wielkiego wilczura. Śmiały się głośno i wdzięczyły do towarzyszących im żołnierzy.

Nowoprzybyli ostali ustawieni w dwa rzędy, oczekując na to, co miało zadziać się z nimi dalej. Po wszystkich niedogodnościach ostatnich czasów, notorycznych problemach z pieniędzmi i niedostatkiem jedzenia, miała w końcu nadzieję, że nowa praca pozwoli im związać koniec z końcem.

Podniosła zmęczony wzrok. Od strony baraków pojawiło się kilka postaci. Wzrok przyciągała zwłaszcza rudowłosa piękność, w dobrze dopasowanym ciemnym mundurze. Towarzyszyła jej druga kobieta, ubrana w podobny uniform. W jasnej twarzy, okolonej ciemnymi, ładnie zarysowanymi w łuk, brwiami zwracały uwagę jasnoniebieskie oczy.

Rudowłosa mówiła śpiewnym, niskim tonem. Przedstawiła się jako Oberaufseherin Ilse, do której wszyscy powinni zwracać się „Jaśnie Pani”. Teraz miał nastąpić podział na grupy, które zostaną oddelegowane do pracy.

Kobieta szła wzdłuż rzędów i pokazywała na pojedyncze osoby. Wskazani byli oddzielani od reszty. Gdzieniegdzie rozlegały się płaczliwe prośby, krzyki, nawoływania.

Zacisnęła zęby oczekując na werdykt. Znajdowali się w jednym z ostatnich wagonów, dlatego zanim poznała decyzję dotycząca ich rodziny musiała minąć dłuższa chwila. Wtem z przodu, najprawdopodobniej rozłączeni ze sobą członkowie rodziny, wdali się w przepychankę z wartownikami. Zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, w dłoni strażniczki pojawił się pistolet. Szybki ruch ręki. Strzały poniosły się echem po otwartej przestrzeni. Przerażony tłum rozpierzchł się na boki. Zdołała jednak dostrzec, że najbliżej stojący, jak zamurowani patrzyli na upadające ciało, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich twarze i ubrania zachlapane są czerwono–beżową papką z roztrzaskanej głowy.

„A więc to tak wygląda miejsce, które miało być dla nas nową szansą” pomyślała z rezygnacją. Przecież to nie jest sprawiedliwe. Niczym sobie na to nie zasłużyłam, nikomu nigdy nie zrobiłam żadnej krzywdy. Dlaczego? Dlaczego?? Skąd w tych ludziach tyle nienawiści?

Czerwonowłosa piękność zatrzymała się na wprost niej. Rebeka stała z opuszczoną głową wyczekując na decyzję.

– Ty! Chodź tu do mnie! – strażniczka wskazywała długim wypielęgnowanym palcem wprost na nią.

– Ty żydowska świnio! Do ciebie mówię! – poczuła tępe uderzenie w kark i siłą została wyciągnięta przed szereg.

– Na kolana ścierwo! – mocne uderzenie w brzuch zgięło jej ciałem w pół. Nogi same ugięły się pod nią a kolana zachrzęściły na żwirowym nasypie.

– Jesteś zwykłym gównem, kupą mięsa! Jesteś niczym! Ty pierdolona żydowska dziwko! – kolejne razy spadały na jej plecy. Każdemu uderzeniu towarzyszyły wyzwiska wykrzykiwane przy wtórze ujadających psów.

– Zostaw ją! – krzyk młodej kobiety sprawił, że uderzenia ustały jak ucięte nożem.

„Boże! Ruta… tylko nie ty”

– Patrzcie no jaka harda, żydowska świnia! – strażniczka już wyciągała jej młodszą siostrę za włosy z tłumu. Dziewczyna broniła się wściekle kopiąc i szamocząc się w uścisku. Psy szarpały się na smyczy, tocząc pianę i ujadając zaciekle. Szczęknęła odbezpieczana broń. Młoda Żydówka znieruchomiała z przerażenia.

– Oooo… siostrzyczki. Małe żydowskie gnidy przyjechały do nas całą rodzinką – Ilse zaśmiała się nienaturalnie głośno.

– Pokażę ci śmieciu gdzie jest miejsce twoje i twojej siostry – wypowiedziane wprost w przerażoną twarz słowa, nasączone były jadem.

– Rozbieraj się! – polecenie wybrzmiało jak rozkaz

Lufa pistoletu dotknęła głowy Rebeki, która nie mogła wydobyć głosu, więc tylko pokiwała tępo głową i z napięciem czekała na to, co będzie dalej. Niedawne rozstrzelanie kogoś w tłumie nie pozostawiało wątpliwości, czym może grozić nieposłuszeństwo.

– Nie każ mi powtarzać, albo nie… poczekam jeszcze sekundę i chętnie utłukę twoją siostrzyczkę, ty żydowska świnio – ponaglenie było skierowane w stronę Ruty.

Dziewczyna drżącymi ze strachu dłońmi niezgrabnie rozpinała guziki koszuli. Kiedy wyswobodziła się ze spódnicy i stanęła w samej bieliźnie przed rzędem zmarzniętych ludzi, padło kolejne ponaglenie:

– No dalej kurwo!

Rebeka poczuła, że zaraz zemdleje. Jej siostra, nie czując zimnych podmuchów wiatru, zdjęła majtki i biustonosz. Upuściła je na ziemię tuż przed sobą. Unikała wzroku Rebeki wciąż klęczącej z lufą przy skroni. Nagie łono i piersi bezwiednie przysłaniała dłońmi.

– Leżeć! – Ilse wykrzyczała polecenie. Naga kobieta upadła na ostry żwir, kalecząc sobie przy tym dłonie i nadgarstki.

– Wstawać! – rozkaz poderwał młodą Żydówkę do góry.

– Leżeć! Wstawać! Leżeć! Wstawać! –  rozkazy padały jeden po drugim. Już po paru chwilach ciało  spływało krwią z rozcięć na brzuchu. Niewielkie smużki krwi kapały również z piersi, które Ruta pokaleczyła o twarde kamienie kolejowego nasypu. Ciężko dyszała, z trudem łapała oddech, starając się nadążyć za poleceniami. Tłum przyglądał się temu w milczeniu. Z oczu jej siostry kapały łzy.

– Wystarczy! Będę was miała na oku, wy żałosne, judejskie cipy – Ilse wydawała się usatysfakcjonowana. Ładne policzki okrasił rumieniec podniecenia – Wracać do szeregu.

Rebeka nie miała odwagi podnieść się z kolan. Na czworaka wpełzła pomiędzy szeregi obserwujących wszystko ludzi. Naga Ruta została okryta przez kogoś kocem.

– Odmaszerować! – padła komenda i tłum powlókł się przed siebie.

Jakub przytulił ją do siebie. Wzrokiem nakazał milczenie. Jak to dobrze, że mogła na niego zawsze liczyć. O Boże! Przecież on to wszystko widział. Serce załomotało jej oszalałą rozpaczą. Teraz dopiero uświadomiła sobie, że jej mąż był świadkiem całego zajścia. Uspokajający uścisk jego dłoni podziałał kojąco.  Głęboko westchnęła i obiecała sobie w duchu, że nigdy już więcej nie narazi nikogo z bliskich na takie niebezpieczeństwo. Skupiła się na tym, by maszerować w równym tempie, by nijak nie wyróżniać się z tłumu. Po chwili rozdzielono ich na osobne grupy – mężczyźni zostali skierowani w jedną stronę. Ona wraz z pozostałymi kobietami została poprowadzona do jednego z niskich budynków, gdzie otrzymała bransoletkę z numerem, pasiasty uniform i gdzie od razu kazano jej się przebrać.  W strugach zimnego deszczu została zaprowadzona do baraku, który od dziś miał pełnić rolę jej domu.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

– Widziałaś tę małą jidysze kurwę? – roześmiana blondynka była wyraźnie rozbawiona. Wracały z przyjęcia jej pierwszego transportu, zasłaniając się kapturami płaszcza od porywistego wiatru.

Jej towarzyszka wykorzystała pierwszą nadarzającą się sposobność, by pocałować swoją blond kochankę. Tuląc w dłoniach policzki, całując rumieńce wywołane zimnym wiatrem, półgłosem wyjawiła swoje pragnienia:

– Chcę ciebie. Bardzo… Wpadnij do mnie dziś wieczorem.

– Dziś nie mogę, mam wieczorną zmianę – w głosie blondynki słychać było zawód.

– A no tak… – według regulaminu, nowym strażniczkom wolny dzień przysługiwał dopiero po tygodniu służby.

– Ale już za tydzień…

– Wiesz… Mam przeczucie, że Ty i ja będziemy się nieźle uzupełniać. – Rudowłosa weszła jej w pół zdania. Ukradkiem ściskając dłoń kochanki pod przykryciem brezentowej peleryny, rozpalonym głosem pełnym nadziei zaproponowała:

– Karl w sobotę wyjeżdża na spotkanie do Berlina. Będziemy miały więcej swobody. Przyjdziesz do mnie?

Tylko obecność męża Ilsy powstrzymywał je przed spędzaniem ze sobą każdej kolejnej nocy. Zapowiadany wyjazd był więc szansą na wspólnie spędzone chwile. Blondynka po raz kolejny w obecność starszej koleżanki poczuła mrowienie w podbrzuszu. Wystarczyło, że naczelniczka pojawiała się w okolicy, by pomiędzy nimi nawiązywało się niemalże fizycznie wyczuwalne napięcie. Chodziły wokół siebie jak kotki w rui – korzystając z każdego momentu sam na sam, by poczuć swoją bliskość i dzielić swój dotyk. Pierwsze nieśmiałe muśnięcia dłoni szybko zmieniły się w lubieżne sycenie się podnieceniem. Herta od dwóch dni nie nosiła żadnej bielizny prócz pończoch. Każda chwila sam na sam kończyła się zaciśnięciem wilgotnej pochwy na chłodnych palcach szefowej.

– Dobrze więc, do piątku kochana… – jeszcze przelotne muśnięcie ust i pobiegła w pierwszych kroplach rozpoczynającej się ulewy do swojego blokhauzu.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Dzień kończył się niespiesznie. Mlecznobiała mgła leniwie unosiła się pomiędzy budynkami. Ostatnie promienie jesiennego światła przebijały się przez podstawę nisko zwieszonych chmur.

– Ruszać się! – strażniczka przywołała ją ruchem dłoni. Umęczone całodziennym wysiłkiem nogi ledwie utrzymywały ją w pionie. Stanęła razem z prawie setką innych kobiet w pozycji na baczność przed barakiem.

Przez ostatnie dni nauczyła się, jak radzić sobie w tym nienormalnym miejscu. Wyraźnie straciła na wadze. Niegdyś pełne policzki wysmukliły się, jeszcze bardziej podkreślając duże oczy. Włosy do niedawna lśniące, zmatowiały i nieznacznie się przerzedziły. Wciąż jednak, jako jedna z niewielu kobiet w jej baraku, przy rozczesywaniu nie zostawiała na grzebieniu całych kosmyków.

Dzięki zaradności i pogodnemu usposobieniu, które zyskiwało sympatię, udawało jej się otrzymywać od czasu do czasu dodatkową porcję zupy, bądź kromkę chleba. Ten łut szczęścia przy rozdziale żywności oraz sportowy charakter życia przed wojną, dawały jej przewagę nad innymi dziewczynami w obozie. Zastanawiające, że większość z nich pochodziła ze wsi i wydawać by się mogło, lepiej powinny znosić trudy ciężkiej pracy fizycznej. Mimo to, zaledwie kilka z tych prostych wiejskich dziewcząt nie straciło żywego spojrzenia. Większość pogrążona była w apatii i otępieniu. Z ociąganiem reagowały na pokrzykujące strażniczki, przez co dotkliwiej odczuwały kary wymierzane im przez pilnujących obozu. Rebeka widziała jednak również kobiety zupełnie pozbawione woli życia. Snuły się jak cienie, z pustymi, rybimi oczami, nie zwracając uwagi na otoczenie. Taki stan przypominał obłęd i wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że dziewczyny z pustym wzrokiem prędzej lub później znikną. Zostaną albo wysłane do komór, albo zginą zakatowane przez strażniczki. Nauczyła się wiele. Zawsze spokojna i opanowana umiała odnaleźć w sobie siłę, by znosić w milczeniu wyzwiska i upokorzenia jakie serwowały im strażniczki. Zrozumiała, że jakikolwiek bunt, przejaw sprzeciwu, czy choćby opieszałość, może być powodem do wymierzenia kary. Jedynym sposobem, by przetrwać, było dostosować się. Dostosować się i nauczyć się żyć w strachu, w ciągłej obawie. Wiedziała, że chce żyć i że zrobi wszystko, by przetrwać.

Ruta to co innego. Ona zawsze była niepokorna i zbuntowana. Zawsze zazdrościła jej tej buńczuczności i fantazji. Dlatego też jej młodsza siostra miała większe powodzenie u mężczyzn. Były jak dwie przeciwności – ona spokojna i uśmiechnięta, nawet pomimo przeciwieństw losu i jej zaprzeczenie; Ruta – zadziorna i energiczna. W obozie zostały rozdzielone, ale wiedziała przynajmniej, że jej siostra żyje. Widywały się tylko podczas apeli – kiedy dokonywano przeliczenia stanu osobowego; tego ile kobiet zmarło, ile było niezdatnych do pracy, ile było chorych. W czasie wielogodzinnego stania, kilkukrotnie dostrzegała jej twarz w szeregu kobiet po drugiej stronie placu. Dziś tez starała się dostrzec jej zmierzwione włosy. Tak, by nie wyróżniać się zbyt mocno uniosła się na palcach i ponad ramieniem stojącej tuż przed nią kobiety wypatrywała znajomej sylwetki w tłumie.

Wtem od strony baraków dał się słyszeć wrzask Wiedźmy. Takie określenie przywarło do rudowłosej strażniczki. Znów znalazła powód, by dać upust swojej chorej wściekłości. Zawsze wynajdywała pretekst i korzystając z najbardziej błahego powodu, znęcała się nad więźniarkami.

Wrzask niósł się coraz głośniej. Gniew Frau Ilse mogła oznaczać tylko jedno – któraś z nich zostanie pobita.

– Która żydowska kurwa zostawiła na środku pokoju jedzenie?! – wściekła naczelniczka obozu aż tupała ze złości, maszerując energicznym krokiem w stronę poustawianych w czworoboki więźniarek.

– Tak wam tu szmaty dobrze, że nawet pierdolonego chleba nie umiecie uszanować?!! – powód jej złości był absurdalny. Rebeka nie wyobrażała sobie, by jakiekolwiek jedzenie mogło zostać, ot tak, zostawione przez kogoś w baraku. Widziała już, jak kobiety zażarcie biły się o miskę zupy. Więc musiał to być kolejny przejaw złośliwej perfidii Wiedźmy.

– Kto zajmuje tamten blokhauz? – Ilse wskazywała wypielęgnowaną dłonią na barak za swoimi plecami.

Jedna ze strażniczek wskazała ruchem głowy na właściwą grupę kobiet. Naczelniczka już po chwili z błyskiem złości w oczach przechadzała się pomiędzy stojącymi na baczność kobietami. Widać było, że szuka pretekstu, najmniejszej wskazówki, by wybrać ofiarę i się na nią rzucić.

– Ty!

Pierwsze uderzenie było zaskoczeniem. Zaatakowana ugięła się pod ciosem. Wściekle warcząc Ilse wyciągnęła za włosy swoją ofiarę na środek placu. Rzuciła kobietę na ziemię. Obutą w wysokie, lśniące oficerki nogą wymierzyła kopniak. Kobieta jęknęła, zgięła się w pół. Pięść rudowłosej wylądowała na jej karku. Dziewczyna upadła prosto przed siebie z cichym mlaśnięciem błota. Po raz kolejny dało się słyszeć jęknięcie.

Tłum stał milczący i nieruchomy. Część kobiet odwracała wzrok, część patrzyła ze strachem, ale też i poczuciem ulgi, że tym razem gniew Wiedźmy dopadł kogoś innego. Maltretowana kobieta próbowała się podnieść, wspierając na rękach uniosła się do pozycji klęczącej. Ilse z półobrotu uderzyła podbiciem stopy w brzuch więźniarki, która jak worek kartofli zwaliła się znów w błoto. Zwinięta w kabłąk przyjmowała kolejne kopnięcia, chroniąc rękoma głowę. Z rozcięć na dłoniach i rękach oraz z rozbitego nosa sączyła się jasnoczerwona krew, z której już po chwili w szarym błocie utworzyła się plątanina smużek jaśniejszego koloru. Kolejne ciosy spadały na podkurczone nogi. Drewniane chodaki spadły z gołych stóp. Jeszcze kilka razy i zasapana strażniczka wyprostowała się, poprawiając na sobie ułożenie munduru.

– I niech to będzie nauczka dla was wszystkich wy żydowskie gnidy! – Ilse wyładowawszy agresję, znów zmieniła się w piękną kobietę. Piękną i pełną poczucia wyższości.

Wtem za jej plecami dał się słyszeć stłumiony kaszel. To ofiara próbowała podnieść się na nogi.

„Nie wstawaj… nie rozdrażniaj jej… nie wstawaj…” bezgłośnie powtarzała Rebeka, jakby podpowiadając maltretowanej sposób, jak wyjść z tego cało. Przez szeregi kobiet przeszedł szmer. Zdziwiona Ilsa podniosła wzrok, by sprawdzić, co wywołało taką reakcję. Skatowana przed momentem kobieta podniosła się na równe nogi. Stała wyprostowana lekko się chwiejąc. Przetarła dłonią umazaną błotem twarz, rozmazała czerwone smugi po policzkach. Wyglądała tak, jakby chciała powiedzieć coś przez pęczniejące od opuchlizny wargi, ale udało się jej tylko wypluć przed siebie ślinę zmieszaną z krwią.

Rudowłosa z wściekłością rzuciła się na więźniarkę powalając ją z powrotem na ziemię. Podniosła nieprzytomny wzrok znad ciała swojej ofiary i wykrzyknęła w stronę milczącego tłumu:

– Co się tak kurwy gapicie? Macie maszerować! Jazda!

Strażniczki i więźniarki znały już ten rytuał. Kiedy Ilse wpadała w szczególną wściekłość nakazywała wielogodzinne marsze po placu. W jedną i w drugą stronę. W błocie, w deszczu, w pełnym słońcu i w kurzu. Ważne było, by się nie zatrzymywać. Kto się przewracał, ten nie wracał już do baraku.

Kilka setek kobiet rozpoczęło marsz. W obrębie placu: kilkadziesiąt kroków do przodu, obrót i znów kilkadziesiąt kroków.

– Nogi wysoko, jak na paradzie!

– Ruszać się kurwy!

– Szybciej! Szybciej!

W czasie, kiedy więźniarki maszerowały, Wiedźma wyładowywała swoją złość. Biła pięściami po twarzy na odlew tak, by odskakująca głowa sama wracała na poprzednią pozycję.

Rebeka starała się nie zgubić tempa. Utrzymywała równy rytm kroków, by nie upaść w grząskim błocie. „Mówiłam jej, żeby nie wstawała, przecież wiadomo było jak to się skończy, wystarczyłoby, żeby się nie podniosła” kołatało się w jej głowie. Nie patrzyła w stronę środka placu. Nauczyła się skupiać na najważniejszym; na tym, by nie zgubić rytmu. Nie chciała patrzeć na to, co strażniczka robiła ze swoją ofiarą, ale na skutek kolejnego zwrotu znalazła się w jednej z bocznych linii maszerującego tłumu.

Jedno krótkie spojrzenie.  Jedno spojrzenie wystarczyło, by rozpoznała w ofierze swoją siostrę. Za gardło ścisnął ją skurcz bólu. Miała wrażenie, jakby na jej pierś zrzucił ktoś ogromny ciężar. Nie mogła złapać oddechu. Rozpacz odebrała jej całkowicie siłę. Równe dotąd tempo zagubiło się. Nogi same stanęły w miejscu. Nie mogła zrobić najmniejszego ruchu. Nie mogła złapać powietrza. Czuła, że jest potrącana przez mijające ją ciała. Pustka wypełniła całe jej wnętrze. Nie była zdolna do jakiejkolwiek reakcji. Poczuła, że cały jej świat runął. Jej ukochana siostra, jej mały skarb był bity i okaleczany przez tego potwora. A ona nie mogła nic zrobić.

Nagle czyjeś ręce pochwyciły ją za ramiona i w pasie. Została zmuszona do ruchu. Jej współtowarzyszki z baraku napierając na nią, podtrzymując i ciągnąc, zmusiły, by iść w przód. Bezwiednie poddała się temu naciskowi. Już po kilku sekundach odzyskała tempo, choć nogi wydawały się jak z ołowiu.

Kolejny nawrót.

Kilka chwil i już były blisko centrum placu. Ilse już nie biła więźniarki. Teraz kopała leżące u jej stóp zabłocone ciało. Podskakiwała wdeptując w ziemię ludzki kształt.

„A może mi się tylko wydawało… A może to jednak nie Ruta…” – cień nadziei zaświtał w ociężałym umyśle Rebeki. Kolejne kilkaset kroków. Nawrót.

Strażniczka stała pochylona nad ciałem. Nie biła już i nie kopała. W miarę jak grupa Rebeki przybliżała się do centralnego punktu obozu widać było coraz wyraźniej, że naczelniczka odbezpiecza broń. Kolejne kilkanaście kroków. Pochylała się nad leżącą bezwładnie na brzuchu więźniarką. Kolejne kilkanaście kroków. Coraz bliżej. Chwyciła za włosy i odciągała w tył głowę. Kolejne kilka kroków. Coraz bliżej.

Rebeka zobaczyła z bliska zapuchnięte, rozbite usta, wybite przednie zęby, rozcięty łuk brwiowy, cieknącą z ucha smugę krwi i rozszerzone oczy. Oczy jej siostry. Padł pojedynczy strzał. Głowa Ruty rozpada się na kilkanaście krwawych kawałków.

Niemy krzyk rozpaczy uwiązł w gardle. Jedynie dzięki podtrzymującym dłoniom nie upadła.

– Stać! – nie usłyszała rozkazu. Nie była w stanie poruszać się dalej. Została zawleczona do baraku. Ułożono ją na pryczy i przykryto kocem. Leżała kilka godzin z otwartymi oczami bezgłośnie mamrocząc raz po raz: „nie wstawaj… nie wstawaj…”

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Służbowe przeniesienie do innego obozu miało swoje plusy. Musiała to przyznać, bo miejsce z którego pochodziła nie zapewniało nawet połowy tych wrażeń estetycznych. Jasne – zimą było mokro i ponuro, ale chłodne wieczory, kiedy potrzebowała ciepła, wypełniła Ilse. Wypełniła ciepłem i czułością, jakiej spodziewała się po delikatnej, kobiecej przyjaźni. A teraz było jej błogo. Niesamowite, w jak dobry nastrój może człowieka wprawić sam widok. Szachownica pól na okolicznych wzgórzach, szum wiatru w koronach drzew, zieleń trawy i brzęczenie owadów leniwie zbierających nektar z kwiatów. Sielskie popołudnie w samym sercu Europy. To był dobry pomysł, żeby dać się wyciągnąć na wycieczkę rowerową.

Zostawiły wszystkie obowiązki, mundury i rozkazy za sobą. Ubrane w letnie sukienki z koszykiem owoców i winem pojechały nie dalej jak kilka kilometrów przed siebie. Zwykła łąka, zwykły strumień, zwykłe letnie popołudnie. A ile w tym wszystkim kolorów, ile życia, ile energii! Wiec teraz leżały na kocu, w zakolu szemrzącego nieopodal strumyka, pijąc wino wprost z butelki – po prostu cieszyły się życiem.

Ilse leżała z podwiniętą ponad kolana sukienką. Przymknęła oczy, wygrzewając symetryczną twarz w promieniach słońca.

– Od tego gorąca nic mi się nie chce – leniwie przeciągnęła się na kocu. Herta nachyliła się po butelkę cienkiego, lekkiego wina.

– Chodź tu bliżej do mnie.. zasłaniasz mi słońce – rudowłosa pociągnęła ją na siebie. Gwałtowny ruch spowodował, że wino rozchlapało się wokoło, spryskując czerwienią kropelek odsłonięte uda kobiety.

– No popatrz… Marnujesz przydziałowe wino niemieckiej armii! – Ilse udawała zagniewanie.

– Poczekaj, nie może zmarnować się nawet kropla – Herta ustami dotknęła rozgrzanej skóry. Powoli przesuwała się od jednej mokrej plamki, do drugiej ledwie muskając językiem skórę kochanki. Czuła, jak pod dotknięciem rudowłosa pręży się i wygina, nadstawiając się do pocałunków. Była drżąca i niecierpliwa, pachnąca winem i przedsmakiem podniecenia – najpiękniejszej woni. Lubiły drażnić się w ten sposób ze sobą – dotykać i sprawiać przyjemność ledwie zaznaczonym głaskaniem. Czułość, której nie był w stanie dostarczyć żaden z mężczyzn. Delikatność i zachłanność w jednym. Przesunęła opuszkami palców poprzez przedramiona, nagi brzuch i opięte jasną koronką pełne piersi. Czuła, jak w jej wnętrzu budzi się po raz kolejny tego dnia nieokreślone uczucie, która szuka ujścia poprzez kontakt z ciałem kochanki. Energia rozpierająca od wewnątrz,  czekająca tylko na wskazanie drogi, by zostać jak błyskawica uziemiona, rozładowana, wyzwolona od więzów jakie nadawało ciało.

Nie panując nad pożądaniem, wpiła się ustami w pachnące owocami wargi. Czułość pocałunku oddanego wobec napierających ust była jak zwykle zaskakująca. Ilse całowała z czułością, ale i zachłannością; od dotyku motyla, po ugryzienia drapieżnego kota – była połączeniem skrajności pozornie nie do pogodzenia.

Kiedy ich usta i języki tańczyły ze sobą, dłonie szukały guzików sukienki. Kilka ruchów i zwiewna tkanina odsłoniła kształtną krzywiznę biodra i smukłość brzucha. Napięte niczym u baletnicy, obciągnięte palce stóp zachwycały gracją. Ilse poddała się całkowicie pieszczotom. Mruczała pod dotykiem drobnych palców pomiędzy jej udami. Wiła się i prężyła,  starając się w dwójnasób  odbierać bodźce, bezwiednie podążała za wędrującymi po jej ciele dłońmi. Jakże przyjemnie było sprawiać jej przyjemność. Jej ciało i wszystkie jego zakamarki stały otworem dla delikatnych opuszków palców. Krótki urywany oddech, ciche pojękiwania, wypchnięte ku górze biodra i zalewająca palce wilgotność świadczyły o podnieceniu. Jeszcze kilka ruchów dłoni, kilka westchnięć i rudowłosa zastygła z uśmiechem spełnienia na ustach.

– Aniołku… jesteś niesamowita – Ilse roześmiała się – a chciałam tylko, żebyś nie zasłaniała mi słońca…

– Zobaczysz… od tego opalania się w końcu dostaniesz piegów – blondynka pogroziła palcem kochance jednocześnie sadowiąc się tak, by policzkiem dotykać brzucha Ilse.

Pogrążyły się w rozmowie i leniwym bawieniu się swoim dotykiem. Nie zauważyły, kiedy na horyzoncie zebrały się szarosine chmury. W kilka chwil niebo zasnuło się granatem deszczowych obłoków. Kiedy ulewa uderzyła z całą gwałtownością letniej burzy, tuliły się do siebie skryte przed nawałnicą pod koroną rozłożystego drzewa. Osłaniając się kocem, spijały sobie nawzajem z mokrych ust i włosów krople wody. Herta poczuła, że jest w pełni szczęśliwa – jeśli miałaby możliwość, by czas stanął w miejscu, to właśnie byłby ten moment.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

– Żydowska świnio! Masz zameldować się u Oberaufseherin.. Natychmiast!  – ze zdziwienia aż otworzyła usta. Ledwie zakończył się wieczorny apel, nie zdążyły jeszcze rozejść się do baraków.

Czego Wiedźma mogła od niej chcieć? Zrobiła szybki rachunek sumienia. W ramach obozowego systemu zakazów i nakazów nie została przyłapana na żadnym przestępstwie. Mimo to, opadły ją czarne myśli – wezwanie nie oznaczało nic dobrego.

– Biegiem!

Nie namyślając się dłużej, pobiegła najszybciej jak mogła w kierunku nisko sklepionego budynku, gdzie w godzinach urzędowych przebywała Wiedźma. Stanęła przed ciemną fasadą biura. Tuż obok zamajaczyła, przypominająca kapelusz wielkiego grzyba, kopuła betonowego bunkra. Kilka stopni i stanęła przez progiem biura.

– Numer 61979 melduje się na rozkaz.

– Wejść – dźwięczny głos zaprosił ją do środka.

Widok, jaki ją zastał, powstrzymał ją w pół kroku. Rozebrana od pasa w dół Wiedźma siedziała rozparta w fotelu. Naprzeciwko niej, w równym rzędzie stało kilku mężczyzn w pasiakach. Tym, jednak, co zaskoczyło Rebekę najbardziej był fakt, że więźniowie stali z opuszczonymi do kostek spodniami drelichów. Ich ręce poruszały się rytmicznie na wzwiedzionych członkach. Dłoń strażniczki opierała się na rozchylonych, wydatnych wargach sromowych.

– Rozbieraj się kurwo! – podkreśleniem polecenia było machnięcie szpicrutą trzymaną w drugiej dłoni. – Szybko, szybko..!

Jak w transie przeszła przez pomieszczenie do miejsca, które wskazała jej Frau Ilse. Wiedziała, że stanie się coś złego, ale czuła też, że nie może zrobić nic, aby temu zapobiec. Zdjęła spodnie i koszulę drelichu, starając się nie patrzeć w stronę podrygujących w rytm onanistycznych ruchów mężczyzn.

W oczach strażniczki widziała amok podniecenia, całe były zaszklone i wręcz nieprzytomne. Frau Ilse podniosła się z fotela. Delikatną dłonią chwyciła włosy Rebeki. Zmusiła ją do pochylenia się nad blatem biurka. Przez głowę dziewczyny przebiegła myśl – jak może być tak piękna, tak nienagannie uczesana i umalowana i jednocześnie być taką bestią…?

Przyciągnięta do stołu szyja bolała od napięcia.  W końcu głowa dziewczyny oparła się o blat. W takiej pozycji  pośladki były wypięte wysoko ku górze. Poczuła rumieniec zażenowania i wstydu oblewający jej twarz. Cokolwiek się stanie musiała to zaakceptować i poddać się temu. Musiała wytrzymać, żeby się uratować.

– Ty żydowska, brudna świnio… – strażniczka syknęła przez zęby. Rebeka  skuliła się jeszcze bardziej w sobie.

– Boisz się, prawda? – poczuła jej gorący oddech.

– Jestem tylko ja. Nie ma nikogo innego, chcę żebyś dobrze sobie to zapamiętała. To ja jestem panią twojego nędznego życia i twojej śmierci. Połóż tu ręce! – wzrokiem wskazała biurko. Dłonie młodej dziewczyny powędrowały zgodnie z poleceniem na blat. Miała mokre ze strachu wnętrze dłoni, które zostawiły na błyszczącym drewnie odciski. Ilse rozpostarła palce dziewczyny na stole. Miała gładki, wręcz delikatny dotyk.

– Ani mi się waż poruszyć, ty kupo gnoju!

– Auuuuuu! – gwóźdź, wbity pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, wyrwał z gardła Żydówki mimowolny okrzyk bólu.

– Aaaaaaa! – wbijania drugiego już się spodziewała, ale pomimo to, pulsujące uderzenie bólu nie pozwoliło zachować ciszy. Cała zrobiła się mokra od potu. Czuła strużkę zimnej wody spływającą pomiędzy pośladkami. Pulsujący ból promieniował z dłoni na przedramiona i całe ciało. Nie mogła wykonać żadnego ruchu, gdyż każda próba zmiany pozycji wzmagała uczucie rozdzierania na dłoniach.

Miedzianowłosa odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Uśmiechała się, pokazując równe, białe zęby pomiędzy kształtnymi wargami.

– Powiedz dziwko, jak bardzo się boisz…?

– Bardzo, proszę pani… – wyszeptała przez spierzchnięte wargi. To tylko jednak wzmogło brutalność naczelniczki obozu. Szpicrutą, która dotąd leżała odłożona na boku, zaczęła okładać plecy i pośladki unieruchomionej kobiety.

– Ty mała zdziro! Żydowska kurwo! Ty pizdo zawszona! Ty owco jebana! – każdemu uderzeniu towarzyszyły bluzgi, których nie powstydziłby się pijany żołdak.

Bat ze świstem przecinał powietrze. Każde uderzenie pozostawiało czerwoną smugę na ciele maltretowanej dziewczyny. Ślady szybko nabiegały krwią. W kilka chwil z jasnoróżowych stawały się purpurowo–czerwone. Rudowłosa biła niemalże na oślep, trafiając od łopatek przez biodra aż po uda. Dziewczyna jęczała przy każdym spadającym na nią razie. Podrygiwała w rytmie nieregularnych uderzeń. Krew z przebitych dłoni zbierała się w małe plamy i skapywała z brzegu biurka na podłogę. Bezwiedne szarpnięcia, raz za razem, na nowo otwierały ledwie zasklepione rany. Rebeka czuła, że za chwilę straci przytomność, że dłużej nie wytrzyma. Tępy ból zakrwawionych dłoni zlał się w jedno z pulsowaniem okaleczanych pleców. Świat wirował wokół. Nie zwracała już uwagi na poniżenie swoją nagością, nie słyszała kierowanych pod jej adresem wyzwisk. Skupiła się jedynie na bólu i na tym, by nie stracić przytomności. Jeszcze kilka uderzeń i Niemka odwróciła się do mężczyzn, pozostawiając szlochającą Rebekę w spokoju.

– Szybciej! Szybciej gnojki! – szła wzdłuż rzędu smagając szpicrutą po odsłoniętych pośladkach.

Niespodziewanie chwyciła jednego z nich za przyrodzenie i pociągnęła brutalnie w stronę wypiętego tyłka dziewczyny. Więzień niezgrabnie, ze względu na krępujące nogi spodnie od drelichu, postąpił kilka kroków w przód.

– A teraz pokażesz mi do czego służy to coś! – Ilse zaśmiała się w głos i skierowała wyprężone prącie pomiędzy pośladki przybitej do stołu dziewczyny. Nowa fala przerażenia zalała Rebekę. To był jej najgorszy koszmar, najbardziej przerażająca wizja; bycie zgwałconą przez kilku mężczyzn. Odruchowo chciała się skulić, ale przybite do blatu stołu dłonie uniemożliwiały jakikolwiek ruch.

Chłopak, którego wybrała oprawczyni, musiał być nowy w obozie. Był wyraźnie lepiej odżywiony od reszty skazańców. Oliwkowa karnacja i rzymski profil sugerowały, że pochodził z południa Europy.

– Nie! – członek prowadzony dłonią Ilse o cal minął ciało dziewczyny. Ten nagły sprzeciw zaskoczył rudowłosą. Zatrzymała się w pół ruchu.

– Nie chcesz? Nie chcesz…? – powtórzyła ze dziwieniem.

– Ty mały gównozjadzie, czy ty wiesz kim ja jestem? Mogę cię zgnieść jak małego robaka. Ot tak! – pstryknęła palcami tuż przed jego oczami. Patrzył na nią nieruchomo. Jeszcze raz pociągnęła za jego przyrodzenie, kierując je w stronę przybitej do biurka kobiety. Jeszcze raz w odpowiedzi spotkała się ze zdecydowaną odmową.

– Dobrze, w takim razie… – spocona ze strachu Rebeka nie mogła uwierzyć, że Wiedźma ustępuje więźniowi – … w takim razie zastąpisz tę małą kurwę.

Chłopakowi otworzyły się ze zdziwienia szeroko oczy. Frau Ilse sięgnęła w tym czasie po pistolet. Szczęknęło odbezpieczenie.

– Dalej! Oprzyj się o stół – wskazując lufą zażądała, by mężczyzna dołączył do dziewczyny na blacie biurka.

– Ręce na wierzch! – szybkim ruchem rudowłosa zapięła na jego dłoniach kajdanki. W kilka chwil odebrała mu możliwość wyrwania się.

– Teraz zobaczymy, kto tu dyktuje warunki – wysyczała mu wprost do ucha.

– Ty! Chodź tutaj! – gestem przywołała jednego z więźniów z szeregu.

Szurając drewnianymi chodakami, zbliżył się do unieruchomionej dwójki.

– Zostaw – zdjęła jego wciąż zaciśniętą dłoń z członka.

Pochyliła się przy nim. W pierwszym odruchu skulił się jakby w oczekiwaniu na uderzenie. Zaborczym gestem chwyciła nabrzmiałą męskość w usta. Nieruchomy mężczyzna bał się wykonać najmniejszy ruch. Rudowłosa zassała go głęboko w gardło. Z zaciśniętymi ustami długo lizała i ssała prącie, dysząc przy tym głęboko przez nos. Z westchnieniem wypuściła je w końcu na zewnątrz. Splunęła na penisa, wulgarnie pozbywając się nadmiaru śliny. Jej usta znów go objęły. Język zataczał małe kółeczka, omiatając wyprężone, nabiegłe krwią półkule, zahaczając o wędzidełko, przesuwając się chropowatością wzdłuż całej długości. W trakcie tego Ilse pomagała sobie ręką, intensywnie masując nasadę członka. Mężczyzna stał jak skamieniały, pozwalając bez sprzeciwu na ten akt masturbacji. Jego chude ciało drżało. Nie wiadomo czy z podniecenia, czy ze strachu. Czerwonowłosa piękność splunęła po raz kolejny, pokrywając onanizowanego penisa śliską warstwą śliny i jego własnych wydzielin. Popchnęła swoją ofiarę bliżej wypiętych pośladków pary przy stole.

– A teraz wyjebiemy małego, ślicznego, nieposłusznego Żydka – młody chłopak szarpnął się w więzach, kiedy gorąca i śliska męskość dotknęła jego pośladków.

– Nie wyrywaj się, bo to nic nie da – naczelniczka zaśmiała się półgłosem – Możesz tylko modlić się do tego waszego milczącego boga, żeby ten tu szybciej skończył.

Z zafascynowaniem patrzyła, jak penis powoli znika pomiędzy pośladkami. Mężczyzna na stole zakwilił jak dziecko, przyjmując w siebie ciało współwięźnia.

Rebeka wciąż tkwiła przybita do blatu biurka. Mimo, że uwaga Frau Ilse skierowana była w stronę mężczyzn, nie śmiała się dotąd nawet poruszyć. Jej nozdrza wypełnił zapach dwóch męskich ciał. Czuła rytmiczne pchnięcia jakim podlegał chłopak obok niej. Przebite dłonie wypełniał piekący ból, a wgięty kręgosłup kłuł z powodu niewygodnej pozycji, w której trwała od dłuższego czasu. Przemknęło jej przez głowę, że nieposłuszeństwo okazane przez gwałconego obok niej chłopaka dawało nadzieję na to, że uniknęła najgorszego. Bała się poruszyć, by nie przypominać strażniczce o swojej obecności, ale nie była już w stanie zachować dotychczasowej pozycji. Spróbowała zmienić układ ciała; opuściła niżej biodra i lekko, prawie niezauważalnie wyprostowała ugięte w łokciach dłonie. Dzięki temu mogła przesunąć głowę.

Zobaczyła, że Wiedźma znów usiadła w swoim fotelu, tak, by mieć widok na spółkujących mężczyzn. Wciąż była ubrana w górną część swojego szarego munduru. Teraz jednak poły marynarki rozsunięte były na boki, powalając wydostać się na wierzch obfitemu biustowi. Rudowłosa jedną rękę zanurzała  pomiędzy udami, a drugą wydobywała właśnie z biustonosza piersi, miętosząc i ugniatając stwardniałe sutki z ciemną obwódką brodawek wokół. Wydawała się jednocześnie tak elegancka z nienagannie upiętymi falami rudych loków i tak wyuzdana z zatraceniem się w spełnianiu swoich zachcianek. Rebeka obróciła głowę i napotkała załzawione spojrzenie gwałconego analnie mężczyzny. Wydał się jej młodszy niż na pierwszy rzut oka. Cały był spięty, mięśnie ramion drżały pod skórą a na czole widoczne były kropelki potu. Podrygiwał, kiedy jego pośladki z  głośnym klaskiem odbijały się od łona mężczyzny za nim. W zaciętym milczeniu znosił tortury. Odwracając wzrok zauważyła, że w rytm pchnięć zaciskał i rozluźniał pieści.

Spojrzała znów w stronę oprawczyni. Frau Ilse pocierała swoje łono, spod przymrużonych powiek spoglądając na scenę, którą sama wyreżyserowała. Widać było w jej lubieżnym uśmiechu, w zadowolonym skrzywieniu warg coś zwierzęcego. Ten sposób patrzenia, to samozadowolenie, ta milcząca pewność siebie – strażniczka całą sobą przypominała kotkę wpatrzoną w swoją ofiarę. Jedną dłonią masowała łechtaczkę, kiedy druga bawiła się jednym z loków na głowie. Połączenie niewinności i bezkresnej rozpusty.

Poprzez otępiającą mgłę bólu do Rebeki dotarła zmiana w otoczeniu. To mężczyzna posuwający chłopaka na stole przyspieszył ruchy. Jego pchnięcia stały się mocniejsze i bardziej intensywne. Oddech przyspieszony i spazmatyczny. Ilse również dostrzegła tę zmianę i podniosła się ze swojego miejsca. Widząc, że więzień jest już na skraju wytrysku szybko podeszła do niego. Jedną dłoń położyła na jego pośladku. Drugą podsunęła mu pod nos:

– Tu masz skończyć. Wszystko ma trafić do mojej ręki – więzień pokiwał głową na znak, że rozumie.

Jeszcze kilka pchnięć, kilka klaśnięć bioder o pośladki. Z przeciągłym jękiem mężczyzna ejakulował wprost w delikatną dłoń strażniczki. Spazmy orgazmu podrzucały jego ciałem, kiedy był dojony do ostatniej kropli nasienia.

– Ty żydowska gnido! Spierdalaj! – mocne pchnięcie omal nie pozbawiło go równowagi. Kilka sekund potem, plącząc się we własnych spodniach, został wrzucony za drzwi. Strażniczka z lubością przyglądała się białej spermie spływającej pomiędzy palcami. Łączyła i rozdzielała palce sklejone zastygającą substancją.

– Następny! – Ilse przywołała gestem kolejnego więźnia. Ten już nie był onanizowany. Postękując i posapując, samodzielnie wtłoczył swojego penisa w odbyt współwięźnia. Poruszał się zdecydowanie wolniej i Rebeka miała wrażenie, że wchodził głębiej niż jego poprzednik. Każdemu pchnięciu towarzyszył klaszczący dźwięk. Całe biurko trzęsło się w rytm nasilających się ruchów frykcyjnyjnych. Mężczyzna z tyłu przyspieszał, jego głęboki, chrapliwy oddech był wyczuwalny nawet na plecach Rebeki. Nawet odwrócona tyłem, dziewczyna czuła, że lada moment nadejdzie jego spełnienie. Gwałcony więzień jęczał z bólu. Dziewczyna modliła  się w duchu, by ten koszmar jak najszybciej się zakończył, jednocześnie zastanawiając się ilu jeszcze czekało w kolejce. Spojrzała na Frau Ilse – strażniczka właśnie podniosła się z fotela. Gestem nie znoszącym sprzeciwu odciągnęła tego z tyłu od przybitego do stołu chłopaka.

– Jeszcze nie… – jej usta rozciągnęły się w sardonicznym uśmiechu odsłaniając równe, białe zęby.

– Następny! – padło polecenie.

Kolejna osoba ustawiła się za plecami dziewczyny. Po raz kolejny tułów chłopaka obok niej zaczął podrygiwać w regularnym rytmie.

Wiedźma tymczasem wzięła do ręki przedmiot, który zmroził krew w żyłach Rebeki. Ta czarna, drewniana pałka służyła jako jedno z podstawowych narzędzi wymierzania kar w obozie i była jednocześnie jednym z ulubionych Wiedźmy. Widziała niejednokrotnie, jak przy pomocy tego samego narzędzia współwięźniarki były katowane do utraty przytomności, sama również poznała ból jaki sprawiało tępe uderzenie krótkiego, drewnianego, obłego kija. Widziała na porannych apelach jak pod uderzeniami łamały się kości, jak siniały plecy, jak rozdzierała się skóra, jak puchły twarze.  Czyżby tym razem Frau Ilse miała zamiar użyć go wobec niej…? Strach ścisnął ją zimnymi palcami za gardło. „Wszystko, byle nie pałka…”

Rudowłosa obeszła stół. Stojąc w szerokim rozkroku jedną ręką ugniatała pośladki kolejnego gwałcącego, kiedy drugą manipulowała przy swoim sromie. Rebeka, z przerażeniem i obrzydzeniem jednocześnie, patrzyła jak czarna obłość zanurza się pomiędzy rozsunięte płatki kobiecości, jak wysuwa się cała wilgotna, jak ponownie wnika we wnętrze i znów wraca, skapując wręcz podnieceniem. To było niewyobrażalne. Jeden z najbardziej przerażających symboli władzy, obiekt budzący zgrozę i strach samym swoim pojawieniem się w dłoni strażniczek, był teraz używany jako zastępstwo dla męskiego członka. To, co widziała dotychczas było nieludzkie, ale teraz poczuła falę odrazy i wstrętu.

Ręka Ilse gwałtownie trzepotała pomiędzy udami. Pałka wysuwała się i wsuwała jak tłok jakiejś maszyny.

– Następny… – wyszeptała a w jej głosie słychać było szorstkość zaschniętego podnieceniem gardła.

Nastąpiła kolejna zmiana miejsc. Rudowłosa dostosowała rytm onanizowania się do tempa, w którym odgrywał się przed nią gwałt. Przez moment krótkie, urwane jęknięcia gwałconego zlały się w jedno z sapaniem mężczyzny stojącego z tyłu. Do nich dołączył przeciągły, kobiecy jęk. Narastający z sekundy na sekundę, z pobrzmiewającymi nutami histerii, z tak dobrze znaną wszystkim więźniarkom melodią nieopanowanej złości, bądź, jak w tym przypadku, podniecenia nie do opanowania. Rebeka patrzyła oniemiała, jak pod rudowłosą uginają się kolana. Z szeroko otwartymi ustami, falującym w przyspieszonym oddechu biuście, z zaciśniętymi nogami strażniczka zastygła nieruchomo na podłodze. Mężczyzna gwałcący chłopaka nie zaprzestał swoich ruchów. W ciszy jaka zapadła po nagłym spełnieniu naczelniczki, słychać było tylko jego przyspieszony oddech i pojękiwania chłopaka.

Po chwili Frau Ilse podniosła się z podłogi. Klepnęła, wciąż kołyszącego się nad ciałem chłopaka, mężczyznę w pośladek:

– Wystarczy – padło polecenie. Mężczyzna cofnął się o krok i wydobył sterczącego penisa spomiędzy pośladków. Skowyt ulgi wydobył się z ust uwolnionego chłopaka, który całkowicie bez sił opadł na blat biurka. W międzyczasie Wiedźma pochyliła się nad Rebeką i z błyskiem w oku, przez zaciśnięte zęby wycedziła:

– Myślałaś, że o tobie zapomniałam? – dziewczyna aż drgnęła przestraszona.

– Teraz wyjmę te gwoździki a ty szmato masz nawet nie pisnąć. Zrozumiano? – w odpowiedzi na to żądanie Rebeka cała się napięła i zacisnęła mocno powieki. Oczekiwanie przedłużało się w nieskończoność. W końcu mocne szarpnięcie przeszyło ją piekącym bólem. Zachłysnęła się powietrzem, by nie wydobyć z siebie dźwięku. Przy drugiej dłoni ledwie udało jej się zapanować nad potrzebą krzyku. W ustach rozlał się metaliczny posmak – nie poczuła nawet, że przygryzła wargę do krwi. Uwolnione dłonie piekły żywym ogniem. Napięte dotąd ramiona nie utrzymały jej ciężaru, kiedy próbowała się oprzeć o krawędź biurka. Nie była w stanie samodzielnie utrzymać równowagi. Jej kolana uderzyły o drewnianą podłogę.

– Nie wstawaj żydowska suko. Wy, chodźcie tutaj! – Frau Ilse gestem przywołała mężczyzn.

– Teraz chcę, żebyście się spuścili. Wszyscy. Do mojej dłoni – pięciu mężczyzn skupiło się wokoło rudowłosej.

Ich ręce przyspieszyły onanistyczne ruchy. Wychudzone ciała podrygiwały równomiernie, kiedy kołysali się brandzlując się naprzeciwko strażniczki. Frau Ilse napinała palce, niecierpliwiąc się w oczekiwaniu na pierwsze strugi nasienia. Dyszała ciężko przez rozchylone z podniecenia usta. Pierwszy białym, lepkim płynem zalał nadstawioną dłoń ten, który jako ostatni gwałcił analnie. Z sykiem wypuścił powietrze wstrząsany drgawkami orgazmu. Długie palce zacisnęły się na powoli więdniejącym członku. Rudowłosa kilkakrotnie przeciągnęła dłonią wzdłuż, wyciskając ostatnie krople. W tym czasie kolejny z więźniów osiągnął orgazm. Ejakulował, potrząsając gwałtownie penisem, wskutek czego większość jego ładunku trafiła w wierzch dłoni strażniczki. Białość spermy kontrastowała z opaloną skórą dłoni. Ilse obróciła obspermioną dłoń, pozwalając by nasienie dwóch mężczyzn zmieszało się ze sobą. Z przymrużonymi oczami wpatrywała się w swoją rękę. Wystawiła koniuszek języka, bawiąc się lepkością swoich palców. Kilka chwil później kolejną porcją wystrzelił następny. Rzadki, białawy płyn z impetem rozbryzgał się na nastawionej dłoni, ochlapując uda pozostałych więźniów. W powietrzu unosił się zapach świeżo ściętego tataraku, spoconych męskich ciał i kobiecego podniecenia. Ostatni dwaj mieli trudność w osiągnięciu wytrysku. Jeden z nich mocno zaciskał zamknięte oczy a na jego szczęce widać było zaciśnięte mięśnie. Drugi jak zahipnotyzowany wpatrywał się w obnażony biust oprawczyni. Jego dłoń zacisnęła się na główce wyprężonego członka.

– Ruszać się! – ponaglił ich zniecierpliwiony, żądający posłuszeństwa, kobiecy głos.

Obydwaj wzmocnili ruchy. Rebeka mogła dostrzec nabrzmiałe od wysiłku żyły na rękach. Jeszcze moment i z ich penisów poleciały w stronę oczekującej ręki białawe strugi.

Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od Frau Ilse – nie rozumiała tej dziwnej fascynacji męskim nasieniem. Rudowłosa z pomrukiem zadowolenia przyjęła we wnętrze swojej dłoni ostatni ładunek spermy. Zacisnęła dłoń a spomiędzy palców pociekł biały płyn.

Mężczyźni stali wokół niej. Ich jeszcze chwilę temu naprężone fallusy zwisały nieporadnie. Strażniczka nie zwracała na nich uwagi, tak jakby byli jej potrzebni tylko do oddania porcji białego ejakulatu. Potrząsnęła ręką, strząsając z niej nadmiar spermy. Obróciła się i skupiła ponownie swoją uwagę na klęczącej u jej stóp dziewczynie.

– Popatrz tylko, jak te zawszone Żydki naświniły. To twoi ziomkowie, więc teraz ty zdziro po nich posprzątasz – Rebeka w dezorientacji zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu sprzętów do czyszczenia podłogi. Frau Ilse roześmiała się gardłowo, jakby odczytując jej myśli.

Umazaną w nasieniu dłonią chwyciła za twarz Rebeki.

– Językiem żydowska szmato, językiem.. – pchnięcie przewróciło dziewczynę na podłogę. Drewniane, jasnobrązowe deski upstrzone były wokół kropelkami nasienia. W miejscu, gdzie stała naczelniczka, sperma utworzyła sporej wielkości kałużę. Wszechobecny zapach zalał nozdrza dziewczyny, czuła go tak intensywnie, że jej żołądek zareagował skurczem i oblała ją fala mdłości.

– No dalej! Zlizuj to!

Zbliżyła twarz do zabrudzonej podłogi. Obrzydzenie było silniejsze niż strach. Bezwiednie odwróciła się unikając kontaktu ze spermą. Poczuła szarpnięcie za włosy. Silna ręka przygniotła ją do podłoża, tak, że przetarła policzkiem przez lepką śliskość. Błagalnie spojrzała w górę, ale napotkała bezlitosne spojrzenie Frau Ilse.

– Zlizuj, bo jak nie… to ja ci pomogę – groźba poparta była uniesioną, gotową do uderzenia drewnianą pałką.

„Boże… tylko nie pałka!” Paniczny strach rozlał się gorącem w podbrzuszu, odebrał dech w piersiach a przyspieszone tętno załomotało w skroniach. Rebeka oparła się na poranionych dłoniach. Przemogła wstręt i przejechała językiem przez pierwszą białą kroplę. Potem następną i następną. W ustach poczuła słony smak, od którego zbierało się na wymioty. Czołgała się między brudnymi stopami mężczyzn, wylizując z podłogi ich nasienie. Czuła do siebie odrazę, była brudna i poniżona jak jeszcze nigdy w życiu. Nie pozostało w niej nic ludzkiego, wszystkie uczucia, wszystkie emocje, które pozwalały przetrwać piekło obozu, w tej chwili nie miały już znaczenia. Przestała być kobietą, przestała być uśmiechniętą i pełną radości Rebeką. Stała się bezwolnym zwierzęciem, które bojąc się kija w uniesionej ręce tresera, spełnia jego polecenia. Czuła, że jest poniżonym, nic niewartym kawałkiem mięsa, odczłowieczoną istotą, godną jedynie pogardy. Zapadała się w sobie jak w głębokiej jaskini, znikała, rozpływała się w sobie, pozwalając, by rzeczywistość wokół decydowała za nią. Słonawa maź wypełniała jej usta, drażniła podniebienie, sklejała włosy, zasychała na policzkach. Pierwsze jej przełknięcie na stałe pozostawiło na kubkach smakowych gorzkość. Zapach wypełniał nos i nie pozwalał nabrać tchu. W końcu usłyszała:

– Wystarczy ty żydowska kurwo.

Nie czuła nic poza wstrętem i pogardą do siebie. Tym właśnie była; kurwą. Przytuliła się do podłogi a jej ciałem wstrząsnął bezgłośny szloch.

– Wypierdalać! – rudowłosa jednym słowem wyrzuciła za drzwi więźniów.

– A z tobą jeszcze nie skończyłam – Rebeka nie zareagowała. Bezsilnie czekała na to, co miała przynieść jej przyszłość.

Spod wpółprzymkniętych powiek patrzyła, jak Frau Ilse zakłada na siebie mundur, jak przeczesuje rude loki, jak poprawia makijaż. Kiedy toaleta dobiegła końca, rudowłosa sięgnęła po stojący na biurku mosiężny dzwonek. W odpowiedzi na ostry dźwięk po kilku sekundach uchyliły się drzwi.

– Wiadro wody!

Szczupła postać, która stanęła w drzwiach natychmiast wycofała się, by spełnić polecenie. W kilka chwil później na progu stanął pojemnik z wodą. Metalowa rączka stuknęła przy stawianiu o pełne wiadro.

– Wylej je na tę zdzirę. Niech otrzeźwieje, przecież nie będę jej ciągnąć za sobą w takim stanie przez pół obozu.

Chluśnięcie zimnego strumienia otrzeźwiło Rebekę. Przetarła twarz, tak by ściekające krople z włosów nie drażniły nosa. Świeżość chłodnej wody pozwoliła pozbyć się choć odrobinę słonego posmaku z ust.

– Idziemy – Wiedźma założyła wysokie buty, zapięła pas i przypasała pałkę. Naga i wciąż mokra Żydówka bezmyślnie podążyła za swoją oprawczynią. Minęły schody, korytarz, by po chwili znaleźć się przed budynkiem. Mimo wczesnego wieczoru, Rebeka poczuła chłodne powiewy wiatru a mokre ciało natychmiast pokryło się gęsią skórką. Bose nogi grzęzły w zimnym błocie, jakim pokrył się plac obozowy po ostatniej burzy, utrudniając nadążenie za maszerującą pewnym krokiem strażniczką. Po kilku chwilach zorientowała się, że przecinając na skos plac, kierują się w stronę męskiej części obozu.

Tuż przed bramą odgradzającą męskie baraki od reszty obozu, Ilse zmieniła kierunek. Kilkadziesiąt merów dalej, tuż za magazynami, Rebekę otoczył potworny, duszący smród palonego mięsa. Dotarły do dołów, gdzie wrzucano ciała tych, którzy nie przeżyli transportu.

Wiedźma zatrzymała się tuż nad jego skrajem. Rebeka, szczękając zębami z zimna, stanęła tuż za nią.

– Klęknij! – Ilse niedbałym ruchem wydobyła zza paska pałkę.

– Proszę pani… błagam… – ciało dziewczyny drżało ze strachu.

– Klękaj wredna suko!

Wciąż błagając o litość młoda Żydówka uklęknęła na zimnej i mokrej ziemi.

– Umiesz obciągać mała kurwo? – dłoń Frau Ilse siłą rozwarła szczęki dziewczyny.

– Wy wszystkie umiecie, małe żydowskie szmaty – w oczach rudowłosej czaiła się skoncentrowana nienawiść.

– Pokaż mi jak ssiesz kutasa ty pierdolona suko. No dalej! Obciągaj… ssij go! – w gardło Rebeki została przemocą wtłoczona czarna obłość.

„Wytrzymam.. wytrzymam ten kolejny chory pomysł Wiedźmy. Zrobię wszystko, ale przeżyję – chcę żyć. Chcę żyć dla siebie i dla Jakuba. Wytrzymam..” – wyświetliło się w myślach Rebeki. Próbowała przełknąć ślinę, zakrztusiła się, poczuła, że zaczyna jej brakować tchu, że się dusi.

Rudowłosa gwałtownym ruchem wyrwała z zaciśniętego gardła narzędzie tortur. Uzbrojone w pałkę ramię zatoczyło szeroki łuk. Uderzenie wyćwiczonej ręki trafiło dokładnie w skroń. Nieprzytomna dziewczyna zwaliła się z nóg. Kolejne ciosy spadały jeden za drugim na bezwładne ciało. Po kilkunastu sekundach Ilse kopnięciem sturlała ciało Rebeki na stos innych trupów. Poprawiła ułożenie munduru na piersi i raźnym krokiem pośpieszyła na wieczorną odprawę.

–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Na dworcu panował harmider, pełno było wokół podróżnych spieszących w sobie tylko znanych kierunkach. Jacyś mężczyźni pokrzykiwali na siebie, przepychając duże skrzynie. Wszystko skąpane było w zapachu podkładów kolejowych i świeżo naoliwionego żelaza. Gwizd parowozu i kłęby pary przynaglały spóźnionych pasażerów. Wychylona przez okno wagonu Herta ukradkiem otarła łzę z kącika oka.

– Przestań Aniołku, bo się rozmażesz… – Ilse uniosła kąciki ust w smutnym uśmiechu.

Rozkaz przeniesienia przyszedł niespodziewanie ledwie tydzień temu. Ostatnie chwile przed podróżą spędziły na syceniu się sobą. To była szaleńcza miłość uprawiana na tylnym siedzeniu służbowego samochodu. Wchodząc na peron, trzymały się wciąż za ręce, pomimo tego, że według oficjalnej linii partii relacje tego rodzaju były surowo zakazane.

Wspinając się na palce, Ilse pieszczotliwie objęła dłonią policzek kochanki. Nie zważając na otaczający ich tłum, pocałowała ją czule. Usta rudowłosej były lekko wilgotne i pachniały miętą. Jak zawsze w ich miłosnych zbliżeniach, po pocałunku pozostał niedosyt i pragnienie więcej.

– Kochanie.. obiecaj, że będziesz do mnie pisać.

Lokomotywa wydała z siebie kolejny gwizd. Pociąg szarpnął i powoli zaczął toczyć się po szynach.

Herta jeszcze przez chwilę wychylona patrzyła, jak postać kochanki powoli maleje, aż w końcu rozmywa się w dworcowym tłumie. Ze zrezygnowaniem zamknęła okno i usiadła na ławeczce w przedziale. Poczuła ogarniający ją smutek. Od rozstania nie minęło nawet kilka minut, a już czuła rozdzierającą tęsknotę. By zająć czymś myśli, wyjęła z podręcznej torby książkę. Przekartkowała kilka stron, aż zauważyła wciśniętą w okładkę małą karteczkę.

Rozwijając skrawek papieru poczuła aromat perfum.

„Kochana,

Jesteś moim najpiękniejszym Aniołkiem,

nigdy Cię nie zapomnę.

Twoja Ilse

Buchenwald 23 sierpnia 1940”



Notka od autora: Ten tekst nie ma na celu propagowania treści rasistowskich, antysemickich, ksenofobicznych, czy nazistowskich. Sytuacje przedstawione nigdy nie miały miejsca, a bohaterowie są wytworami wyobraźni autora.



–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Okropność. To najgorsze Twoje opowiadanie. Jedno z niewielu, jakie znalazłam w sieci i przy czytaniu których czułam tylko obrzydzenie. To nie jest erotyka. Dla mnie to podpowiedź dla zwyrodnialców, jakimi metodami katować innych. Nawet jeśli opisane w dobrym stylu. I przeraża mnie umysł, który chce się taplać tym sadyzmie, żeby to wszystko opisać…

Podziwiam Autora za odwagę i szukanie erotyzmu tam gdzie go nie ma. Czytając ten tekst nie potrafiłam skupić się na stronie czysto literackiej i językowej. Fabuła wywoływała u mnie wewnętrzne spazmy, którym daleko było do ekscytacji i euforii. Ludzie zachowujący się jak zwierzęta, wykonujący daną czynność tylko i wyłącznie z powodu strachu i obawy, obawy o własne życie… Opisałeś tragedię i rozpacz.
Etykieta BDSM…? W poprzednich Twoich opowiadaniach brakowało mi typowego pazura charakteryzującego zabawy tego typu. Tutaj ten pazur jest, jednak śmiem twierdzić, że dalej nie ma to nic wspólnego z tym pojęciem. Podstawą BDSM jest po pierwsze i po najważniejsze zgoda i akceptacja osób biorących udział w takim przedsięwzięciu. Rozparcelowanie uległości i dominacji również jest wynikiem wcześniejszych ustaleń. W przypadku Twojego tekstu dominacja jest odgórnie narzucona, to samo tyczy się uległości. Nie będziesz uległy/a dostaniesz pałką, lub co gorsze ołowianą kulką w łeb. I nie, mój/moja drogi/a, to nie jest kwestia zabawy… Walczymy o życie, a nie o przyjemność. Gdzie w tym erotyzm…?
Wybacz, nie potrafię obiektywnie ocenić tego opowiadania, więc wstrzymuję się od głosu.

Pozdrawiam,
kenaarf

obrzydliwe

Ohyda, Prawie zwróciłam śniadanie. To opowiadanie jest jak kloaka. Polecam wizytę u psychiatry, bo nikt w miarę normalny nie jest w stanie ekscytować się czymś takim.
Dałam jedynkę, ale tak naprawdę to to za dużo.
Lily

I dzięki Ci drogi Bloggerze, za możliwość komentowania opowiadań! Tak samo jak na DE, gdzie sugerując się treścią komentarzy, zdecydowałam, o pominięciu tego opowiadania, tak teraz podejmuję taką samą decyzję.

Podejrzewam – jedynie podejrzewam, bo nie czytałam tego tekstu, że samo opowiadanie, oceniane jako tekst literacki, studium psychologiczne itp. nie zasługuje na najniższą notę. Jednak, jak widać trudno, i nie dziwota, jeśli "Ilse" szokuje, "odciąć" suchego tekstu od emocji jakie wywołuje.

W każdym razie – ponownie prowokacja się udała. Ale pozwolę sobie nie skorzystać z przynęty.

Przeczytałem. Wiedząc dokładnie, o czym będzie, pewnie bym tego nie zrobił. Choć wydaje mi się, że niektórzy w powyższych komentarzach przesadzili, sam również nie oceniam. Robiąc to, traktował bym to opowiadanie jak inne teksty na tej stronie, a wole o tym myśleć jako o eksperymencie literackim, czymś zupełnie innym od zawartej tu najlepszej erotyki.

A ja jestem zdania, że osoby zamieszczające negatywne, wręcz obraźliwe komentarze i rzucające na prawo i lewo jedynkami nie powinny się tu w ogóle znaleźć. Czego spodziewaliście się po przeczytaniu tytułu i pierwszych paru zdań, zmysłowej sielanki? Nie sądzę. W mojej skromnej opinii tematyką (czy może raczej: odwagą wyboru tematyki), stylem i wrażeniem wywieranym na czytelniku opowiadanie przewyższa wszystko co tutaj czytałem. Nie znajduję w nim co prawda za grosz erotyki (może nie powinno się znaleźć na tej stronie, ale na skargi chyba już za późno), ale fantastycznie ukazano chociażby kontrast pomiędzy podejściem Ilse do więźniarek a podejściem do Herty. Autorowi gratuluję, ale nie bez lekkiej rezerwy.

Cóż, diametralnie nie zgadzam się z większością tutaj komentujących. Ani oceniających.

Uważam, że "Ilse" to najlepszy tekst Barmana-Ravena, jaki kiedykolwiek czytałem.

Jego opowieści o kolejnych sesjach BDSM z Obsesją uważam za formę literackiego onanizmu (w samym literackim onanizmie nie ma niczego złego – uprawiali go choćby Henry Miller, Marek Hłasko albo Charles Bukowski, tyle, że w znacznie lepszym stylu), natomiast "Ilse" to zupełnie inna jakość. Wreszcie tekst O CZYMŚ, poruszający ważne i interesujące tematy, a nie tylko opowiadający o rozkoszach z lania po pupie.

Zgoda, że tagi zostały źle dobrane. Na BDSM nie ma tu w ogóle miejsca. Relacje BDSM są oparte na pewnej teatralnej konwencji i obopólnej zgodzie, natomiast relacja Ilse z więźniarkami to coś zupełnie innego – tutaj ściera się morderczy instynkt z instynktem przeżycia. Przydałby się tag "Extreme" by każdy, kto tu wchodzi, poczuł się ostrzeżony. No i obowiązkowo "lesbijki" – przecież połowa tekstu poświęcona jest związkowi Ilse z Hertą.

Natomiast absolutny brak zgody co do braku erotyki w tym tekście. Ależ jest erotyka. Bardzo dużo i to aż w dwóch gatunkach. Pierwszy to erotyka lesbijska – której możemy uświadczyć w scenach Ilse z Hertą, zresztą całkiem dobrze napisanych. Druga natomiast – to erotyka sadystyczna, która ma literaturze światowej bardzo długą tradycję. Zaczyna się w mrokach średniowiecza, od zastanawiająco realistycznych opisów procesów czarownic, które w istocie pobudzały seksualnie czytających. Potem – naturalnie Markiz de Sade i jego przerażające jak na tamte czasy prace. W XX wieku erotyka sadystyczna była obecna choćby w nurcie kina "(s)exploitation".

Najszlachetniejszym filmem z tego gatunku było "Salo. 120 dni Sodomy" Passoliniego (znów nawiązanie do de Sade'a). Ale był też trylogia filmów o Ilsie. Wśród nich ten, który jak sądzę posłużył za inspirację dla opowiadania – "Ilsa, she-wolf of the SS": http://pl.wikipedia.org/wiki/Elza_-_Wilczyca_z_SS

Sama postać Ilse – podobnie jak Ilsy z trylogii filmowej – jest oczywiście wzorowana na autentycznej Ilse Koch, strażniczce obozowej z Buchenwaldu.

A teraz do meritum. Ktokolwiek myśli, że te opowiadanie ma na celu wyłącznie pokazanie sadystycznych skłonności tytułowej bohaterki, głęboko się myli. Ja odbieram ten tekst jako głos w dyskusji o banalności zła, zapoczątkowanej przez Hannę Arendt w "Eichmannie". Autor pokazuje oprawcę w dwóch odsłonach – jako potwora i jako zwykłą dziewczynę (cóż, że o nieheteronormatywnej orientacji seksualnej). Tacy właśnie byli naziści. Po godzinach dobrzy ojcowie i mężowie, a w pracy – sadyści i wielokrotni mordercy.

Bo kim tak naprawdę jest nazista? Pomijając psychopatów, którzy zdarzają się w każdym społeczeństwie, to zwykły człowiek, taki jak Ty czy ja. Tak, tak, proszę się nie obruszać. Zyjemy w czasach już po eksperymentach Stanleya Milgrama, który udowodnił, że w sprzyjających okolicznościach, każdy z nas może stać się sadystą, a nawet mordercą. Trzeba tylko stworzyć odpowiednie otoczenie społeczne, które nie tylko na to pozwoli, ale jeszcze będzie zachęcało.

Społeczeństwa w swojej masie składają się głównie z konformistów. I bardzo dobrze – bo społeczność złożona z buntowników nie mogłaby istnieć – rozpadłaby się pod ciężarem swego anarchizmu. Ale czym w istocie jest konformizm? Jest to skłonność do osiągania społecznie akceptowanych celów przy pomocy społecznie akceptowanych środków (np. w naszych czasach – dobrej sytuacji materialnej poprzez ciężką pracę). W społeczeństwie III Rzeszy busola moralna zwariowała. Nazista był zwykłym człowiekiem, którego konformizm popchnął do zbrodni. W sytuacji gdy społecznie akceptowanym celem była kariera w strukturach SS, a środkiem wiodącym do tego celu było sadystyczne traktowanie więźniów w obozie koncentracyjnym – 90% ludzi mogło zostać takimi sadystami.

Naturalnie, tama postawiona między harmonijnym życiem rodzinnym i orgią sadyzmu w pracy w końcu puszczała – człowiek nie zniesie na dłuższą metę takiego dualizmu. Tyle tylko, że III Rzesza, a zwłaszcza Zagłada trwały stosunkowo krótko, więc ich pełne psychologiczne (i psychiatryczne) konsekwencje nie zdążyły się w pełni unaocznić.

Co do Ilse możemy się spierać – czy była osobą chorą psychicznie, czy zwykłą dziewczyną przemieloną przez nieludzki system. Co do Herty – właściwie nie mamy podstaw do takich wątpliwości. To pospolite dziewczę, tyle, że w mundurze SS.

I o tym jest tak naprawdę to opowiadanie. Jego forma może trochę mylić (dlaczego narracja jest prowadzona z perspektywy Rebeki, która tak naprawdę jest tu tylko rekwizytem, mającym zaprezentować tezę?) ale tak naprawdę pobrzmiewają tu ważne tony. I dlatego cenię ten tekst bardziej, niż wszystkie inne prace Barmana-Ravena.

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo dobry tekst – budzi emocje. Jeszcze go kiedyś na spokojnie przeczytam, aby ocenić walory techniczne, stylistyczne, kompozycyjne, itp. Hmmmm. Tak patrzę na pierwsze zdanie swojego komentarza i chyba nie jest trafione. Powiem nieco mocniej – to jest bardzo, bardzo dobry tekst. A Ci, którzy plują, nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy. To nie jest jakaś wymyślona historyjka, tylko fabularny zapis scenariuszy, które miały miejsce nie tak dawno, mają miejsce w różnych miejscach na ziemi także teraz, i będą miały miejsce jutro, za rok i za dziesięć. Nawet nie wiem, czy to jest opis patologii, bo jak procentowo określić granicę patologicznych zachowań, w tym sensie, że jak 50% populacji jest w stanie coś zrobić to nie jest patologia, a jak przykładowo tylko 1% to już jest. Jaki procent populacji jest zdolny do bestialskich zachowań w sytuacji, gdy tego typu zachowania są bezkarne?
Obawiam się, że procent może być znaczący, co ludzkości wystawia świadectwo jako niedojrzałemu ewolucyjnie gatunkowi, dalekiemu od swoich szczytnych etycznych ideałów. Można oczywiście chować głowę w piasek i udawać, że ludzie są dobrzy, a zachowania przedstawione w opowiadaniu to margines. Ja mam inne zdanie. Chłodne, obiektywne spojrzenie na homo sapiens to niewątpliwie element humanistycznego elementarza. Dwoista natura człowieka: bestia i niemal anioł w jednym; jest naszkicowana bezkompromisową ręką. Czyż tak nie jest? Autor nas nie epatuje. Autor przypomina, podkreśla, wyciąga trupa z szafy.
Ukłony,

Karel

Ktoś to musiał wymyślić, ktoś to musiał napisać…. ktoś to najwyraźniej "musiał" umieścić na NE. W sumie zaczynało mi już brakować na NE opowiadania ze średnią ocen poniżej 3,0. Wszystko takie słitaśne, ciepłe kluchy z kilkoma ekscesami a tu BACH – obraz zepsucia i totalnej zgnilizny moralnej. Z nutką erotyki.

Ciekawym co będzie następne… "Przypadkowy" polityk posuwający stewardesę telefonem komórkowym na kilka minut przed zderzeniem z meteorytem w lesie modrzewiowym, na obrzeżach pewnego rosyjskiego miasteczka…? Czy może pryszczaty anorektyk onanizujący się na widok kuli kalibru 9mm rozbryzgującej mózg papieża na zgromadzonych na planu św Piotra tłumach wiernych…?

Drogi autorze – otworzyłeś podwoje wszelkiej maści dewiantom, którzy zapewne aż ślinią się na myśl o kolejnych równie ekspresyjnych opowiadaniach.

Jako jeden z tych, którzy zaczynają czytać opowiadanie od komentarzy, powinienem darować sobie tę lekturę. Niemniej albo jestem szurnięty (jak na artystę przystało) albo zwykła ludzka ciekawość kazała mi się zagłębić w ten mroczny świat obozu koncentracyjnego. I… szczerze powiedziawszy, biorąc pod uwagę sadyzm współczesności z wekowaniem własnych dzieci włącznie… to mnie akurat nie ruszyło. Bardziej ohydne wydaje mi się być;

-M.A.-
"…Rebeki, która tak naprawdę jest tu tylko rekwizytem…"

Pewnie – równie dobrze mogłaby być torbą na buty…

-B-R-
"…Ty mała zdziro! Żydowska kurwo! Ty pizdo zawszona! Ty owco jebana!…"

Panowie, Panowie, Panowie! Za mało „kurwa”. Kurwa! Powtarzamy! Kurwa! Ach bo jak się zdenerwuję zaraz no!

************
Reasumując – z oceną się wstrzymam, bo tekst pod względem przekazu i warsztatu jest dobry, tylko… nie pasuje mi do NE…

Gregu,

nie chodziło mi o to, że Rebeka jest rekwizytem, tylko, że w konstrukcji fabularnej opowiadania nie jest postacią tak naprawdę istotną. I właściwie nie wiadomo, czemu to z jej perspektywy prowadzona jest narracja.

Choć po namyśle, jednak rozumiem, czemu. Gdyby narracja była prowadzona z perspektywy Ilse, Barman-Raven naraziłby się na (niezbyt mądry) zarzut fascynacji nazistką. A tak się – dość asekurancko – zabezpieczył, zamiast odważyć się spojrzeć w otchłań.

Pozdrawiam
M.A.

Rebeka nie jest istotna?? A ja akurat śmiem twierdzić, że poświęcając jej co najmniej 30% zawartości tekstu autor traktuje ją jako trzecią główną bohaterkę. Ba! Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że wobec wyrazistości TEGO opowiadania oraz jego właśnie fabuły, zdecydowanie wysuwa się przed "aniołka".

Poza tym wydaje mi się, że ta "fascynacja nazistką" jest tylko pretekstem do poruszenia kontrowersyjnego tematu, który tylko nielicznym może wiązać się z erotyką. B-R jest zbyt dobrym pisarzem, by nie potrafił w mniej odrażający sposób zbudować portretu psychologicznego Frau Ilse oraz jej seksualnych ekscesów. Tu wyraźnie widać chorobliwą fascynację przemocą i całkowitym odczłowieczeniem… i nikt mi nie wmówi, że wiąże się z tym jakaś ideologia :/

(do konformizmu i społeczeństwa jeszcze wrócę a na razie się zbieram do roboty :P..:(( )

Popatrz oczami bezkarnej bestii, bez wykształcenia, bez ogłady, z dość ubogim słownikiem czerpiącym, która bawi się upokarzaniem innych. Starałem się wiernie oddać dialog – tak jak mógłby wyglądać.

Otworzyłem drzwi..? Naprawdę myślisz, że moje opowiadanie coś zmienia?

czerpiącym wzorce z rynsztoka*

Dziękuję za wszystkie komentarze. Zarówno te ad meritum jak i te ad personam.

Czemu to opowiadanie wygląda tak jak wygląda i czym się inspirowałem?
Inspiracją nie były filmy z gatunku sex exploitation. Nie widziałem serii z Wilczycą o której wspomina Megas.
Jestem bardziej czytaczem, niż oglądaczem. Bezpośrednim pretekstem były dwa źródła – blog Bishopa, na którym ukazała się notka o Ilse Koch, oraz seria popularnych w Izraelu w latach 60. pornograficznych opowiastek nazywanych Stalagami. Potem przygotowując się do pisania trafiłem zarówno na Kacetnika (Yehiel Feiner-Dinur )i jego „Dom lalek” jak i całe serwisy poświęcone kobiecym oddziałom w obozach koncentracyjnych tzw. aufzejerkom.
Szczerze powiem, że zastanawiałem się czy nie przenieść akcji do obozu w Korei Północnej naszych czasów. Uznałem jednak, że zmierzę się z tematem – jednym z powodów była wrażliwość czytelników, którzy lepiej znają kontekst i historię obozów zagłady w Polsce.

Czemu sytuacja opowiadana jest z punktu widzenia Rebeki?
Jestem polskim żydem. Nie umiem odciąć się od traumy jaką był Shoah i wskoczyć w skórę Niemca-nazisty. To historia ofiary, opowiedziana poprzez porno-powiastkę. Historia wszystkich tych, którzy w czasie Zagłady stracili człowieczeństwo, żeby zachować życie biologiczne. Wszystkich tych, którzy zostali zamordowani pomimo tego, że zrobili wszystko by przetrwać.
Jeszcze raz – to nie punkt widzenia Ilse miał być dominujący, choć jej postać jest obecna w każdej ze scen.

Wprowadzenie wątku lesbijskiego i postaci Herty – rozszyfrowaliście sami.
Dwoistość natury ludzkiej jest zadziwiająca, przywołany eksperyment Milgrama pokazał to dobitnie.

Brak erotyki… Cóż, być może moje odczuwanie tego, co erotyczne różni się od większości z Was, być może dopuszczam bliżej demony, do których (w przypadku Waszej wrażliwości) drzwi zostają szczelnie zamknięte.
Od zawsze byłem zafascynowany bezkarnością i władzą absolutną jaką nad jednym człowiekiem może sprawować drugi człowiek. Taką, gdy ma się władzę nad życiem i śmiercią. Wiem gdzie należy powiedzieć ‘stop’ tej fascynacji. Również dzięki temu, że zmierzyłem się z tematem.

Erotyka… to subiektywna sprawa. Gdyby do tych opisów „scen” dodać cukierkową fabułę – dostałbym oklaski (vide Carmen), tu ze względu na kontekst zostałem zrugany. Kontekst jest podobno wszystkim, ale skoro wywołałem takie emocje (również te negatywne), znaczy się osiągnąłem zamierzony efekt.
Korciło mnie – przyznam się – by napisać o oddziałach Oskara Dirlewangera, działających w czasie Powstania Warszawskiego. Osoba Herty mogłaby być łącznikiem pomiędzy opowiadaniami. Uznałem jednak, że jeden raz wystarczy. Choć materiałów historycznych jest pod dostatkiem. Choćby w czasie rzezi na Woli.

Być może nie zdajecie sobie sprawy z tego, że w tej chwili w kilku państwach (m.in. w Rosji, Korei Północnej, Wietnamie, na Kubie i w Chinach) istnieją takie miejsca i takie sytuacje mają miejsce.

Witajcie.
Może część z was pamięta, jak zareagowałem na to opowiadanie na DE. Byłem oburzony. Wstrząśnięty. Obrażony niemal tym, że Barman pozwolił sobie na umieszczenie takiego epitafium brutalności na stronie czysto rozrywkowej, służącej instynktom dość podstawowych rzędów.
A teraz okazuje się, że jestem idiotą, z klasycznym dla idiotów zapałem rzucającym kamieniami w księżyc dlatego, że próbuje rozświetlić mroki nocy (no, powiedzmy, że rozumiem, co chciałem napisać. Hmmmm.). W każdym razie albo ewoluowałem w kontekście literackim, albo kanty mojej osobowości wystają już za bardzo poza ramy pisania czysto erotycznego, bo teraz BARDZO SIĘ CIESZĘ, że Ilse pojawiła się na NE.

ten tekst pokazuje, że na portalu literacko-pornograficznym pierwszy człon nazwy jest również bardzo istotny. Ci, którzy szukają samego chędożenia, mogą szukać dalej. Tutaj, i owszem, będzie sexy i podniecająco, ale czasem również troszkę głębiej. Poczytajcie "Białe" Miss na ten przykład.
Nie będę analizował tekstu jak Megas – nie mam ani sił, ani wiedzy literackiej, niezbędnej do odpowiedniej oceny. Po prostu napiszę jedno wszystkim, którzy z obrzydzeniem przebrnęli przez "Ilse" – zróbcie to, co ja. Bulwersujcie się. Obrzucajcie inwektywami, kogo tylko chcecie. A za jakiś czas (od mojego pierwszego zetknięcia się z tym tekstem minęło chyba ze dwa lata) wróćcie do niego, jeśli macie siłę, i wtedy zastanówcie się nad oceną.

Pięć gwiazdek.

Pozdrawiam, s.

Dziękuję Wilku Morski, być może dystans i nie szukanie tylko kolorowych obrazków jest wyrazem dojrzałości?

Opowiadanie nie w moim stylu, jako dziewczyna wolę inne klimaty, za to zdjęcie frau pierwsza klasa! 🙂
Pozdrawiam :*

Ja tam takie klimaty lubię i bardziej podoba mi się to opowiadanie, niż seria z Obsesją – tego nie potrafię czytać. Jednakże dałam 4 gwiazdki, bo ponownie jest problem z bohaterami. Oto jeden z przykładów:

"Złotowłosa odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Uśmiechała się, pokazując równe, białe zęby pomiędzy kształtnymi wargami.
– Powiedz dziwko, jak bardzo się boisz…?
– Bardzo, proszę pani… – wyszeptała przez spierzchnięte wargi. To tylko jednak wzmogło brutalność naczelniczki obozu. Szpicrutą, która dotąd leżała odłożona na boku, zaczęła okładać plecy i pośladki unieruchomionej kobiety.
– Ty mała zdziro! Żydowska kurwo! Ty pizdo zawszona! Ty owco jebana! – każdemu uderzeniu towarzyszyły bluzgi, których nie powstydziłby się pijany żołdak.

Trzcinka ze świstem przecinała powietrze. Każde uderzenie pozostawiało czerwoną smugę na ciele maltretowanej dziewczyny. Ślady szybko nabiegały krwią. W kilka chwil z jasnoróżowych stawały się purpurowo–czerwone. Rudowłosa biła niemalże na oślep, trafiając od łopatek przez biodra aż po uda. Dziewczyna jęczała przy każdym spadającym na nią razie. Podrygiwała w rytmie nieregularnych uderzeń."

W końcu złotowłosa czy rudowłosa? Biła szpicrutą czy trzcinką?

Też zauważyłem, że Ilse czasami ma złote włosy, zupełnie nie wiedzieć czemu. Natomiast trzcinki i szpicruty nie wychwyciłem. Punkt za spostrzegawczość.

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Może się , Anonimko zarejestrujesz na bloggerze i będziesz pisać komentarze pod nickiem? Łatwiej będzie się odnosić. A w tym tempie prędko trafisz na naszą listę najpracowitszych komentatorów 🙂

Tak też zrobiłam, Megasie. 😉

W takim razie już oficjalnie – witaj na pokładzie, Siostro 😉

M.A.

Witaj, witaj. Mam nadzieję, że statek nie zatonie. 😉

A co ma zatonąć? Mamy na pokładzie Seamana, a jak dobrze poszukam, to mój stary patent żeglarski też gdzieś znajdę 🙂

Pozdrawiam
M.A.

🙂 Z tego co się orientuję to Dobra Erotyka zniknęła, chociaż nie miałam przyjemności jej zobaczyć.

Dobra Erotyka była jak transatlantyk – olbrzymia, ale niesterowna. My jesteśmy jak mały jacht motorowy, zupełnie przeciwieństwo tamtej sytuacji. A dzięki bloggerowi mamy też chyba stabilniejsze środowisko. Przynajmniej na razie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

W takim razie niechaj trwa, ponieważ pożegnałam się jakiś czas temu z portalem, gdzie było 2-3 cudownych pisarzy i niestety, zniknęli w czeluściach Internetu. Mam nadzieję, że NE nie zatonie, bo nie potrafię pływać. 😉

A co to było? I jakimi nickami posługiwali się ci pisarze? Może uda się do nich jakoś dotrzeć wertując internet. Często ludzie publikują w kilku miejscach (nasi Autorzy tutaj też to praktykują).

Pozdrawiam
M.A.

Portal BDSM-owy. Pisarze to Huzar oraz Przeciwieństwo Uległości, aczkolwiek ona często zmieniała nick.

Z tego co widzę, Huzar dalej działa. Przeciwieństwa Uległości nie znalazłem, no, ale to chyba wynika z częstej zmiany nicków.

Pozdrawiam
M.A.

Oh, gdzie znalazłeś Huzara, gdzie? Uchyl rąbka tajemnicy.

Wysłałem Ci odpowiedź na priva.

Pozdrawiam
M.A.

Bywa czerwone (rude) złoto. A trzcinka i szpicruta to na upartego (bardzo upartego) wyrazy bliskoznaczne 🙂

Nie, nie. Wyrazy bliskoznaczne mają niemal ten sam zakres desygnatów. W wypadku rudego i złotego zakres wspólny jest bardzo nieduży. Tak więc – doceniam próbę 🙂 Tak więc – reprymenda wuja (będzie, jak znajdę odpowiednią do okazji)…

Pozdrawiam
M.A.

Owszem, bywa. Ale na pewno nie można tego zaakceptować w tym przypadku, kiedy dwie bohaterki mają włosy złote oraz rude i to właśnie dzięki temu można je rozróżnić.
A trzcinka i szpicruta nigdy nie będą wyrazami bliskoznacznymi, ponieważ różnią się przede wszystkim wyglądem, rodzajem bólu, który zadają, a także śladem, który pozostawiają.

Siostro, Twoje słowa brzmią to jak słowa eksperta. Nie będę wchodził w spór.
Megasie, węgiel też nazywają złotem. Ja sobie żartuję, a tu wszyscy skaczą mi do oczu 🙂
Widocznie wybrałem zły moment.
Miłego weekendu,
Karel

Wzajemnie Karel, wzajemnie. 🙂

Siostro, dzięki. Miedzianowłosa jest bardziej "rude"?

Z pewnością.
Co prawda na kolorach za bardzo się nie znam, ale istnieje coś takiego jak miedziany blond i podchodzi on właśnie pod rudy. 🙂

"Ilse" pamiętam jeszcze z DE. Moim zdaniem to znacznie więcej niż tylko opowiadanie erotyczne- to kawał literatury napisany mocną, męską ręką. Wzmianka o tym, że jesteś żydem, zaciekawiła mnie. Chciałabym kiedyś poznać autorów NE prywatnie, ale prawdopodobnie nie będzie to możliwe.

Kto wie? Może kiedyś niektórzy z nas wyjdą z zapewniającego anonimowość cienia i spróbują kariery pisarskiej? A wtedy będzie wiele okazji do spotkań face-to-face: wieczory autorskie, premiery nowych książek 🙂

Czego wszystkim tu piszącym i sobie również życzę!

Pozdrawiam
M.A.

Mocne, bardzo mocne. Przywykłem jednak już do brutalnych scen i do tego co może wymyślić chora ludzka wyobraźnia. Nie zgadzam się z zarzutami że brak tutaj erotyki. Jest erotyka tyle że w formie, która nie pozwala większości ją dostrzegać.

A blog Biszopa też regularnie czytuję i pamiętam Wilczycę z Buchenwaldu 😉

A ja nie mogąc doczekać się Ilse poszukałam tropem zostawionym przez Megasa i obejrzałam wspomniany film. I w porównaniu z nim sceny w opowiadaniu jawily mi się wręcz jako delikatne. A brutalność Barmanowej Ilse nawet nie zrobiła specjalnie wrażenia na zmysłach przytłoczonych obrazami wynaturzonego i ,zadko używam tego słowa, zboczonego poczynania sobie Wilczycy. Pomimo tego wręcz odrzucającego charakteru filmu dało się tam odnaleźć erotyczny potencjał, choć chyba raczej dlaludzi lubiących explorowanie dalekich granic. W moim odczuciu opowiadanie Barmana nie jest wcale jakimś wynaturzeniem a raczej odważnym rzuceniem przed nosy widzów prawdy o podwójnej naturze ludzkiej. I jak chyba Karel wspomniał w pewnym momencie było to zachowanie 'normalne' dla dużej grupy ludzi, a wytłumaczone procesami psychologicznymi uruchamiającymi się w pewnych warunkach. I choć to co napiszę może się nie spodobać – przypuszczam że wielu z nas mogloby nie oprzeć się tym procesom. Piszę to siebie nie wykluczając ,choć nadzieją ratując wlasne ego. Dlatego moim zdaniem uważam ze to opowiadanie pasuje do NE, bo Nie chodzi tylko o najidealniejsze opisy erotyczne tylko o za wartosc treściową i poruszane emocje. A tych ,myślę nie brakuje.

Cóż… Ilse podobnie jak w czasach DE budzi skrajne emocje, przy czym fanów zbytnio nie ma.
Ja jednak jako wielki fan Barmanowej pisaniny (mało kto pisze tak o emocjach, uczuciach) mam słabość do jego tekstów – to raz. Po drugie natomiast jestem zdania, że jeśli coś jest napisane ciekawie, to może traktować o muszli klozetowej. A warsztatu i talentu odmówić Barmanowi nie sposób. W pewnym sensie rozumiem odruch obronny co niektórych przeciw temu tekstowi, ale pewnych faktów nie da się ukryć. Taki czas w historii się zdarzył, o większym czy mniejszym natężeniu zła zdarzało się ich więcej, ba, dziś tez nie brak przykładów zła, deprawacji. Dlaczegoż więc omijać te rejony pisarsko? A że Barman osobowością jest taką, a nie inną, że wybrał taki a nie inny temat. Podejrzewam, że naprawdę mogło być jeszcze gorzej – życie zwykle prześciga fikcje w wielu aspektach.
Tymczasem mamy tekst o osobowości tak skomplikowanej i pokręconej, że trudno o wyważone komentarze. Ja podchodzę do tego tekstu raczej na modłę Megasa, ceniąc warsztat i odwagę Barmana (jak widać mało kto zdecydowałby się na taki tekst) i choć kiszki też dziwnie skręcają mi się po lekkiej raczej kanapce z białym serem, to od potępienia Autora jestem daleki, a ocenę z przekory nieco wystawię maksymalną, choć gdyby aż tak wiele minimalnych nie było, to zdecydowałbym się na oczko mniej, bo z natury wolę poczytać o Kubusiu Puchatku ;-).

16 jedynek, 2 czwórki, 8 piątek – lubię skrajności.

Piszący Grzeszniku, dzięki za przyznanie się do uczestnictwa w fanklubie – muszę w końcu wydrukować Wam koszulki.
Dziękuję również za ocenę. "Dlaczegoż więc omijać te rejony pisarsko?" całkowita zgoda.

ekstensyfikacjo, dzięki za docenienie. "Wielu z nas mogłoby nie oprzeć się" mając pełnię władzy. Ja bym się nie oparł.

Cóż, skoro tu jestem i po latach wypłynął ten tekst…

Odpowiadam na pytanie – jaki procent społeczeństwa w sprzyjających warunkach bezkarności zamieni się w sadystów? Dziesięć procent, były takie badania, Dotyczyło żołnierzy i sytuacji, gdy zabijanie (z konieczności) staje się patologią.

Tekst jest dobry, ale… można by napisać to lepiej. Pomysły są dobre, autor to dobry fachowiec.

Cóż, bestialstwo znane jest od zarania ludzkości, ale nigdy w historii nie prowadzono go na tak wielką skalę jak w czasach nazizmu. O tym co działo się za drutami w setkach, tysiącach obozów wiem bardzo dużo (nie pytajcie dlaczego), zachowało się mnóstwo relacji naocznych świadków. W tym o wyczynach esesmanek w osławionym obozie Ravensbrück

Najbardziej mną wstrząsnęło nie roztrzaskiwanie przez esesmanów głów niemowląt o betonowe ściany na oczach matek, lecz relacja mężczyzny, który pracował przy opróżnianiu komory gazowej (trzeba to było robić szybko, ponieważ splecone ze sobą ciała szybko zamieniały się w sztywną masę), ów mężczyzna opowiadał jak w szczerym polu leżało kilkaset ciał, pięknych mężczyzn i kobiet (wenusy i adonisy, tak mówił), które wraz z innymi członkami komanda sam rozłożył…. wtedy ten mężczyzna podniósł głowę, spojrzał do kamery oczami, które widziały zbyt wiele i powiedział – „gdzie był Bóg… gdzie był wtedy Bóg, że na to pozwolił”.

Kandydaci na esesmanów przechodzili specjalne szkolenie. Przez pewien czas hodowali ulubione zwierzątko, które później musieli własnoręcznie zabić. O innych praktykach pozbawiania człowieka ludzkich uczuć nawet nie będę wspominał.

W obozie Auschwitz, na kilkaset porodów, odbywających się w koszmarnych sanitarnie warunkach, żadne dziecko nie zmarło podczas porodu. Owszem, umierały później, z głodu, wychłodzenia, ale podczas porodu nie umarło ani jedno. Gdzie był Bóg..?

Napisz komentarz