Świętoszka (gal)  4.79/5 (19)

27 min. czytania

Źródło: Pixabay

Poniższe opowiadanie pierwotnie zostało opublikowane na łamach portalu Dobra Erotyka 25 stycznia 2008 roku.

To było osiedle młodych wilków. Nie, nie nazywało się tak – było nim. Nie znałem nikogo na mojej ulicy, kto przekroczyłby czterdziestkę. Chociaż nie – był jeden, podobno nauczyciel akademicki. Ale wyjątki tylko potwierdzają regułę. Okazałe domki stały równo, jak pod sznurek, oddzielone od chodnika przeważnie fantazyjnie kutymi płotami i bramami. Nierzadko między zaprzyjaźnionymi domami nie było płotu – z oszczędności i wygody. Tak było i u mnie. W domku obok mieszkał kumpel z roku. Nie widzieliśmy się z dziesięć lat, a kiedy oglądałem pierwszy raz, co kupiłem, kto był pierwszym napotkanym sąsiadem? Rufin! Taką na roku przez pięć lat miał ksywę. Poszczęściło się nam… A później, kiedy już wykańczaliśmy nasze sadyby, zapadła jednogłośna decyzja – sadzimy tylko żywopłot między nami, ale z szerokim przejściem, żeby potem nie trzeba było przedzierać się przez krzaki.

Weekendy od wiosny do jesieni na osiedlu były czasem grillowania i imprez. Tam gdzie była cisza i nie unosił się dym, mieszkańcy musieli być albo na którejś z sąsiednich posesji, albo wyjechali. „Imprezy plenerowe” skonsolidowały osiedle tak, że w domach znajomych każdy się czuł właściwie jak u siebie. Poza tym złodzieje byli bez żadnych szans, za to pożyczyć wiertarkę albo szklankę cukru – żaden problem.

Ten dom zafundowałem sobie na osłodę, po drugim już rozwodzie. Rufin ciągle jeszcze nie zmienił swojej połowy na nowszy model. I wcale mu się nie dziwiłem. Jego Ula nie była wampem, nie miała twarzy modelki z reklamy szminek, ale była niebywale zgrabna i chłopięco zwinna, co można było dostrzec na „dymnych” imprezach albo w tańcu… Miała jeszcze pewnie mnóstwo innych zalet jako żona i kobieta, ale nie była moja, więc nie dane było mi poznać jej wszystkich walorów. Jednak przyciągała mój wzrok jak magnes, odkąd ją poznałem.

Rufin, jak i ja, nie był nigdy święty. Wiedziałem, że jego przerób ciągle się utrzymywał w górnej strefie stanów średnich i wiedziała też o tym Ula, ale chociaż żyliśmy właściwie w małej komunie, nigdy nie widziałem żadnych scen zazdrości. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

* * *

To było na jednym z letnich grilli. Sąsiadów, ich znajomych i znajomych znajomych było tylu, że w końcu straciłem rozeznanie, kto był z kim, a potem nawet już przestałem orientować się, kto był czyim znajomym. Rufin wciągnął jakąś małolatę do mnie na górę, zlecając mi zająć się jego osobistą małżonką, żeby nie wywołać przypadkiem skandalu. Zabawa była przednia, dochodziła prawie północ a ludzi zamiast ubywać, przybywało. Każdy przynosił jakieś mięsko i płyny wspomagające trawienie. Wkrótce drzwi z salonu Rufina do ogrodu stały otworem, a w środku zrobiono „dyskotekę na bosaka”. Ula zaczęła zbierać papierowe talerzyki z resztkami, walające się po ogrodzie i znosić je do kuchni. Zacząłem jej pomagać. Wesoło nam to szło, aż przy którymś nawrocie zaciągnąłem ją na parkiet.

Zawsze byłem na nią napalony, a wtedy alkohol zniósł kilka barier, których do tej pory starałem się nie przekraczać. Tańczyliśmy razem bardzo blisko siebie. Jej workowata, lniana sukienka pozwalała dokładnie wyczuwać każde drgnięcie jej mięśni. Tam gdzie był poślizg, musiał być biustonosz, ale poza nim pod cieniutkim lnem moje palce poznawały gorące, lekko wilgotne, sprężyste ciało. Kiedy wirowała, pozwalała moim palcom muskać swoje gorące piersi ze stojącymi sutkami, błądzić po płaskim brzuszku i gibkich plecach… Zdawała się nie zwracać uwagi na moje obmacywanki. Przy kolejnym, wolniejszym utworze przyciągnąłem ją do siebie. Położyła mi głowę na ramieniu, zamykając oczy. Lewa ręka błąkała mi się w okolicach zapięcia biustonosza, prawa opadła na pośladek, przyciskając ją do mnie. Zamknęła oczy, wczuwając się w muzykę. Musiała mieć stringi, bo wyczułem gumkę na biodrach i jędrny gorący pośladek – płótno nie chciało się ślizgać. Wsunąłem nogę między jej gorące uda… Kiwaliśmy się monotonnie w tym upale, próbując odpoczywać po poprzednich szaleństwach. Teraz czułem jak jej gorący, wilgotny wzgórek trze o moje udo. Trzymałem ją mocno za biodra, bezlitośnie onanizując udem. Mój mały w tym… hmm… tańcu z sekundy na sekundę przybierał na objętości i sztywności, co musiała poczuć płaskim brzuszkiem. Kiedy płótno na udzie zwilgotniało mi już do tego stopnia, że zacząłem obawiać się, czy nie ma tam plamy, usłyszałem:

– Chyba za dużo sobie pozwalamy, muszę iść sprzątać.

Odkleiła się ode mnie i poszła do kuchni.

Zostawiła mnie z namiotem na środku salonu. Kilka par w półmroku robiło sobie dobrze, udając, że tańczą. Nie mogłem odpuścić takiej okazji. Ułożyłem małego w nogawce i poszedłem szukać naszej gorącej gospodyni. Stała przy stole odwrócona do drzwi tyłem. Podszedłem cicho, chwytając ją delikatnie za kark lewą ręką, a prawą obejmując jej biuścik. Nie zareagowała. Przyklejony do jej pleców, wkrótce jedną ręką masowałem jej sprężysty biuścik, druga zjechała na płaski spocony brzuszek. Mój drąg wygodnie ułożył się między jej pośladkami. Zacząłem leciutko falować biodrami.

– Przestań.

Nie słuchałem. Opuściłem ręce na jej biodra podciągając wysoko sukienkę. Miała piękne pośladki nastolatki. Nie panowałem już nad sobą. Wpakowałem łapę między jej uda. W następnej sekundzie trzymałem mokrą gorącą cipkę, czując przez materiał mięciutkie włoski i elastyczną górkę, a w niej pulchne, mięciutkie i ociekające wargi.

I wtedy z półobrotu dostałem potężnego plaskacza w twarz. Strzeliło i na metr mnie odrzuciło, a ona, obciągając wymiętą sukienkę, dumnie wymaszerowała do ogrodu. Stałem, rozcierając odruchowo policzek, próbując zrozumieć, jak to się stało. Wilgoć z jej myszki na mojej dłoni działała na mój czerwony policzek jak balsam. Nic z tego nie rozumiałem.

Pięć minut później, zadowolony i zrelaksowany Rufin poklepywał mnie przyjacielsko po ramieniu, dziękując za pomoc i klucz. Nie powiedziałem „nie ma za co”, bo tylko on sobie pociupciał, ja zaś musiałem obejść się smakiem.

Na drugi dzień Ula zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Spędzaliśmy właściwie ze sobą cały wolny czas na wspólnym podwórzu. Jeśli ktoś chciał być sam, po prostu wchodził do siebie i zamykał drzwi – otwarte oznaczały że dom jest właściwie częścią podwórka.

Nie wróciła do tego zdarzenia nawet słowem, nie unikała mnie w najmniejszym stopniu, nie było ukradkowych spojrzeń, ale…

Od tego wieczoru, zaczęła mnie prowokować. Najpierw dyskretnie badając moje zachowanie. Byłem zimny i twardy, więc z kobiecą przewrotnością badała teren, posuwając się coraz dalej. Jestem pewien, że gdybym dał się złapać w pułapkę, dostałbym co najmniej równie potężnego plaskacza, jak ten pierwszy. Spędzaliśmy we troje wspólnie wieczory, pociągając porządnie przed snem, a w upalne dni musiałem podziwiać to gibkie stworzenie w najbardziej skąpych bikini. Czasami pozwalała mi podziwiać jej dziewczęcy biust, kiedy opalała się za domem. Rufin nic nie zauważał, przyjmując wszystko najnormalniej w świecie. W tym okresie jej dzienne ubiory zmieściłyby się pewnie w pudełku po zapałkach, a i tak zostałoby tam jeszcze dużo miejsca.

Wieczorami grywaliśmy w różne gry, oglądaliśmy hollywoodzkie nowości albo po prostu rozmawialiśmy, pociągając sobie co kto lubił. Między nią i mną wytworzyła się pewna gra polegająca na tym, że starała się maksymalnie mnie podniecić, a ja musiałem grać niewzruszonego niczym twardziela. Gdybym złapał się na lep i wpatrywał się nachalnie w to co, mi pokazywała, przegrałbym z kretesem. To że po kilka razy na dzień oglądała mojego penisa we wzwodzie, nie łamało reguł. Gdybym wyjął go ze spodni, albo pozwolił sobie na dotknięcie jej skarbów, gra dobiegłaby końca. A była mocno perfidna, kiedy okazało się, że nie tak łatwo ze mną wygrać. W dzień bikini albo tylko połowa bikini, wieczorem najbardziej prześwitujące bluzeczki bez biustonosza i najkrótsze i najbardziej opięte spodenki albo mini.

Kiedy po dwóch, trzech tygodniach okazało się że „twardy jestem, a nie miętki”, sukienki, a właściwie sukieneczki stanowiły już jedyne jej ubranie. Rufin był ponad to. Jej wygląd kiedy byliśmy razem, zupełnie go nie irytował, nawet nie interesował; nie zwróciłby pewnie uwagi, gdyby stanęła przed nami nago. Zresztą kiedy Rufin tego nie miał szans zobaczyć, coraz częściej musiałem oglądać jej wygolony wzgórek, kiedy niby nieświadomie po coś sięgając albo siadając, pokazywała perfidnie swoje najdroższe walory. Może to było to, co napędzało nasze nieme zmagania? Obojętny mąż i niewrażliwy na najbardziej odsłonięte wdzięki przyjaciel domu… Może być dla kobiety coś gorszego?

* * *

To było jakiś miesiąc po pamiętnym wieczorze. W środku słonecznego dnia przycinałem żywopłot, próbując doprowadzić go do jakiegoś estetycznego stanu, kiedy do ich furtki zadzwonił wysoki, przystojny blondyn. Trzymał w ręce jakieś papiery. Ulka, sfruwając w półprzezroczystej, kwiaciastej sukience, podbiegła, otwierając ją szeroko.

Coś było nie tak. Rufin pół godziny wcześniej gdzieś pojechał, musiała być sama, a ludka widziałem pierwszy raz w życiu – mam pamięć do twarzy. Odczekałem kilka minut – nie wychodził. Przesunąłem się do tej części żywopłotu, spod której dokładnie można było zobaczyć, co się dzieje u nich w kuchni. Stali twarzami do siebie. Jak dla mnie stali o wiele za blisko. Nagle blondyn ujął jej głowę i wpił się w jej usta swoimi.

Nooo pięknie. Rufinowi już się przejadła, mnie nie wolno, więc mamy jakiegoś dobiegacza. Puściłem się biegiem po kamerę. Dziesięć sekund później byłem pod ich kuchennym oknem ze sprzętem. Podglądacz? No i co z tego? Nie pierwszy i nie ostatni.

Akcja stawała się coraz gorętsza. Facet chyba wgryzł się w jej usta, ściskając bezlitośnie jej pośladki. Kamera pracowała z cichym szumem. Oglądałem wszystko na ekranie – gdybym się wychylił, mógłbym wszystko spieprzyć. Za obściskiwanie jej nie dostałem po twarzy, więc czekałem kiedy człowieczek przekroczy tę granicę, po której zaliczy plaskacza. Oderwali się od siebie, mocno dyskutując. Ta świętoszka coś za mocno gestykulowała… W pewnym momencie facet pokręcił głową i schwytał ją mocno za włosy z tyłu, ściągając w dół. Zastanawianie się, czy biec jej na pomoc, było bez sensu, bo sama rozpinała mu rozporek, wyciągając zaraz potem na wierzch wielkiego, już sztywnego fiuta. Nie dał jej szans na dyskusje, wbijając się od razu w jej gardło. Widziałem wszystko z boku, więc jestem pewien, że połknęła ze dwadzieścia centymetrów, dotykając jego jaj brodą. Ten ludek lubił te zawody. Trzymał ją mocno za włosy i używał sobie jej ust jak cipki.

Przekroczył już wszystkie granice kwalifikujące go do spoliczkowania… i nie dostał. Ciekawe dlaczego. Starałem się nieruchomo trzymać kamerę, ale stawało się to coraz trudniejsze.

Jak w dobrym pornosie, człowieczek wyszarpnął nagle swoje prącie z jej ust i zaczął strzelać. Szacuneczek… Snajper nam się trafił. Trzy pierwsze strzały trafiły centralnie w otwarte usta, dopiero czwarty skapnął na dolną wargę, płynąc potem po brodzie. Dokładnie złapałem, jak wszystko przełykała. Blondynek przytulił ją, kiedy już pozwolił jej wstać. Grzeczna dziewczynka. Znowu zaczęli dyskutować. Zastanawiałem się, czy po cichu nie wycofać się na z góry upatrzone pozycje, ale powstrzymał mnie widok nie schowanego i ciągle stojącego fajfusa.

Ooo, blondynek znowu przestał być miły. Widziałem jak brutalnie złapał ją za ramię, jednocześnie odwracając i popychając w stronę stołu. Cholerka, też ją wtedy chciałem na nim mieć. Zrobił to co ja miesiąc temu. Przycisnął ją do blatu, zadzierając sukienkę. Była bez majtek. Nooo, jeszcze jest szansa żeby dostał jak ja… z półobrotu. Nie, już nie ma, bo wbił się w nią, chowając go całego. Miał wigor, pracując w tempie młota pneumatycznego. Widziałem jej usta otwarte w niemym krzyku. Blondyn nie pozwolił jej się ruszyć, dociskając ją za kark do stołu i okładając drugą ręką po pośladkach. Musiała dużo wytrzymać, ale sądząc po minie, nie czuła się skrzywdzona. Ludek nagle zastygł, drgając z fiutkiem w cipce. Ona też drgała, wijąc się na blacie. No, no, pozazdrościć orgazmu… Ale postaram się, żeby to był najdroższy orgazm w jej życiu.

Wtedy usłyszałem podjeżdżający do bramy wóz kumpla. Oderwali się od siebie. Blondynek gorączkowo upychał ciągle jeszcze duże i błyszczące mięsko w spodnie, szybko siadając przy stole, tam gdzie porozkładane były papiery, Ulka złapała jakąś ściereczkę, błyskawicznie się podcierając. Zaraz potem przycupnęła na krześle obok blondynka, łapiąc długopis w rękę. Ledwo się wyrobili, kiedy wszedł Rufin. Teraz nastąpiła prezentacja. Rufin pierwszy wyciągnął rękę, potrząsając nią prawicę nieznajomego.

Miałem już wszystko, łącznie z nieprzewidzianą i przewrotną pointą. Wyłączyłem kamerę, starając się niepostrzeżenie dostać na swoją połowę ogrodu. Minutkę później zrzucałem już cały filmik na twardziela. Kwadrans później miałem już wypaloną pierwszą płytkę i oglądałem wszystko jeszcze raz na wielkim ekranie. Dobra kamerka, zrobiłem filmik na zoomie wystarczająco dobrej jakości, żeby niczego nie pozostawić domysłom.

Kiedy wróciłem do sekatora, pięć minut później sąsiad z piwkiem zaproponował przerwę. Należało mi się, przecież równałem tym ciężkim złomem też jego stronę. Siedząc w cieniu pod parasolem, lekko rzuciłem przed siebie:

– Widziałem, że mieliście dzisiaj jakiegoś gościa.

– Eee, to tylko goniec z firmy. Przyszedł do Ulki po jakieś podpisy.

Wyraźnie nie przywiązywał do tej wizyty żadnego znaczenia.

– Aha…

I wszystko jasne.

W naszej grze zyskałem fantastyczną broń. Nie miała już szans, chociaż jeszcze o tym nie wiedziała. Najprościej byłoby zrobić z niej zlewkę na spermę, ale istniały też inne, ciekawsze rozwiązania. Perfidia i wyrafinowanie nie były mi obce. Teraz niczego nie przyspieszając, pozostało mi czekać na okazję, kiedy tylko mógłbym jej puścić ten filmik. Potem trzeba na tyle ją przerazić, żeby była gotowa na wszelkie propozycje. A później… Zobaczymy.

* * *

Okazja do otwarcia następnego rozdziału w naszej grze nastąpiła już na drugi dzień. Koło południa przyszła w bikini pożyczyć kawy. Miałem wtedy wolne, więc dopiero co wstałem. Zdążyłem po porannym prysznicu narzucić na siebie tylko szlafrok.

– Masz pożyczyć trochę kawy? – spytała, stojąc w drzwiach wejściowych.

– Jasne, chodź do kuchni – zaproponowałem z radosnym uśmiechem.

Miałem się z czego cieszyć, sama wpychała mi się w łapy.

– Może wypijesz ze mną?

Gdyby odmówiła, byłaby to swego rodzaju jej mała porażka.

– Skoczę coś na siebie narzucić – Podjęła wysiłek wycofania się z twarzą.

– Przestań. Jakbym nigdy nie widział cię w bikini… – Przekreśliłem jej wysiłki.

– Taaak? A potem mnie wymacasz i będziesz z siebie dumny?

Wkraczała na niebezpieczne tereny. Dla siebie…

– Nie martw się. Nie dotknę cię, dopóki sama mnie o to nie poprosisz – powiedziałem chyba o jedno zdanie za dużo.

– Bądź pewien, że to nigdy nie nastąpi – uśmiechnęła się szeroko.

Odzyskała rezon i pewność siebie, próbując znowu błysnąć odsłoniętym biuścikiem przy ekspresie kawowym. Sięgając po filiżanki wypięła mocno tyłeczek, czując na pewno, że jedna warga wysunęła jej się ze stringów.

– Chodźmy do pokoju, puszczę ci dobry filmik.

Wreszcie przeszedłem do meritum, nie zwracając uwagi – jak jej się wydawało – na zgrane zaczepki.

Siadając na fotelu w pokoju, bezczelnie pokazała dłużej niż to było konieczne wygoloną, błyszczącą cipkę, kiedy poprawiała stringi. Wrzuciłem płytkę do odtwarzacza, opadając zaraz potem na fotel naprzeciwko. Też na moment rozchylił mi się szlafrok. Sytuacja stała się jaśniejsza… i patowa, co poznałem po jej rozszerzonych oczach i ustach w kółeczko.

W milczeniu wcisnąłem guzik na pilocie. Na razie jej uwagę przyciągały bardziej dolne rejony mojego szlafroka niż ekran, ale to szybko uległo zmianie. Zapomniała o kawie, wpijając się wzrokiem w ekran. Wkrótce miała pąsową twarz, a kiedy blondynek cały się schował w jej ustach, z głębokim westchnieniem opadła na oparcie fotela, jakby zeszło z niej powietrze.

– Skąd to masz? – wyrwało jej się z zaciśniętych ust.

– Denne pytanie. Spróbuj jeszcze raz.

Nie zastosowałem wobec niej taryfy ulgowej.

– Co za to chcesz?

O niebo lepsze pytanie.

– Inteligentna jesteś. Trafić już za drugim razem… – ironizowałem.

– Jesteś kawał skurwiela, wiesz?

Z agresją nie było jej do twarzy.

– Wiem… a ty dziwki.

Zatkało ją. To było silniejsze od niej. Wpatrywała się teraz, jak blondynek ją przesuwa razem ze stołem, w swój bezgłośny krzyk. Rufin potrząsający grabą nieznajomego ją załamał.

– Chcesz kasy czy mnie?

Jej samoocena była niespodziewanie niska. Zastanowiło mnie to…

– Na pewno nie kasy. Od dziś będziesz moją prywatną dziwką. Zrobisz wszystko, co zechcę i kiedy zechcę. – Zwięźle wyjaśniłem jej sytuację.

– A jeśli nie zechcę?

– Mogłaś dawać gońcowi, możesz i mnie.

Bezwzględnie stawiałem ją do pionu.

– To nie był goniec, tylko nasz wiceprezes. Co się stanie, jeśli nie zrobię, co będziesz chciał?

Ooo, ukazywało się drugie dno. Wiceprezes na pewno nie chciałby robić za ogiera w necie.

– Pomijając już to, że jakimś sposobem płytkę dostanie twój małżonek, ten filmik obejrzy całe osiedle, dojdzie też z jakiejś kafejki internetowej do twojej firmy. Wątpię, żeby spodobał się dyrekcji. A jeśli się spodoba, to jeszcze paru będzie cię chciało przelecieć… W sumie masz przesrane – zakończyłem mało elokwentnie.

Przetrawiała dłuższą chwilę to, co jej powiedziałem. Zanim cokolwiek jeszcze z siebie wydusiła, wiedziałem, że wygrałem.

– Jesteś strasznym skurwielem.

– Dość tych komplementów. Ściągaj majtki, dziwko.

Znów musiałem niestety pokazać jej miejsce.

– Mogliśmy załatwić to spokojniej, ale sama tego chciałaś.

Uspokajałem po chwili sytuację.

Spuściła głowę, wstając z fotela. Spokojnie ściągnęła stringi od bikini, stojąc naprzeciwko mnie. Rozchyliłem kolana. Wpatrywała się w nabrzmiały korzeń, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Rozwiązałem pasek szlafroka.

– No na co czekasz? Bierz go do ust. Przecież tego chciałaś, odkąd go zobaczyłaś.

Wolno klęknęła między moimi stopami, ujmując drobną dłonią potężny pal. W niczym nie ustępowałem wiceprezesowi, a nawet go przewyższałem. Dotknęła główką ust i wyciągnęła język, smakując. W końcu objęła fioletową, dorodną śliwkę ustami, chowając ją powoli w wilgotnie gorącą czeluść.

– Powoli i całego… do gardła – poinstruowałem ją, obserwując z narastającym jeszcze podnieceniem ten niecodzienny obrazek.

Podniosła oczy, wpatrując się w moje i jednocześnie próbując wepchnąć go sobie głębiej. Gdybym wcześniej nie widział, co potrafi, uznałbym to za niewykonalne, ale teraz… Zgarnąłem jej włosy z tyłu, dopychając ją do moich klejnotów. Musiała na klęczkach aż się unieść, żeby schować go całego, ale uczyniła to bez najcichszego nawet jęku. Słychać było tylko chlupot poruszającego się miarowo prącia w ustach. Postawiła sobie za punkt honoru zrobić to na zimno? Skoro tak, to zrobimy to inaczej.

Wstałem, prawie wyrywając go z jej ust. Podniosłem ją za ramiona i rzuciłem na swój fotel. Zerwałem z niej luźny już biustonosz i pchnąłem na oparcie. Leżała rozłożona, obserwując bacznie moje poczynania. Klęknąłem nad jej głową, wpychając się do gardła i jednocześnie w pozycji lekko ekwilibrystycznej wsuwając dwa palce między mokre, rozchylone płatki. Uda rozjechały jej się odruchowo na boki. Używając sobie na jej ustach, jednocześnie nie oszczędzałem ociekającej cipki. Żeby dostać się najgłębiej, jak mogłem, docisnąłem jej głowę lewą ręką do podbrzusza. Dopiero teraz wyrwałem z niej stłumione jęki. Nie wiedziałem, co było ich powodem – penis czy moje palce. Nie było czasu na rozmyślania. Brak oporu z jej strony podniecił mnie do tego stopnia, że nieoczekiwanie dopadły mnie drgawki. Strzelałem głęboko w nią pełnymi salwami, pastwiąc się nad ściskającą w spazmach moje palce chlupoczącą norką. Wykończyła mnie.

– I co teraz? – Patrząc mi w oczy, naigrywała się bezczelnie, z uśmiechem trącając ręką opadłego fiutka.

Nie byłem w stanie teraz myśleć, ale jeśli chce, to proszę bardzo. Skoncentrowałem się, wymyślając ad hoc następną mogącą mnie podniecić sytuację, nie dbając o jej zdanie.

– Przebierzesz się w jakąś seksowną sukieneczkę, pończochy, szpilki i tu wrócisz. Zrobimy sobie małą sesję zdjęciową…

– Odbija ci? – Pokręciła głową, zakładając bikini.

Może i tak, ale postanowiłem zrobić z nią wszystko, co mi przyjdzie do głowy.

– Nawet jeśli, to i tak to zrobisz. – Nie dałem jej szans na fikanie. – Nie każ mi długo czekać.

Więcej nie dyskutowała.

Kwadrans tylko zajęło jej nałożenie makijażu, bo to, co na sobie miała, mogła założyć w pół minuty. Mała czarna, czarne koronkowe pończochy i takiegoż koloru szpilki stworzyły z niej marzenie każdego faceta. Super lachon. W dodatku straciła gdzieś poprzednią pewność siebie, stojąc w progu pokoju i czekając na polecenia. Oglądałem ją sobie od stóp do głów. Odpłacała tym samym, bacznie obserwując sztywniejącego w oczach kumpla między moimi udami. Nie chciało mi się ubierać, ale aparat miałem już przygotowany.

– Podnieś sukienkę – odezwałem się pierwszy.

Ujęła palcami cieniutki materiał na biodrach i pociągnęła do góry. Ukazały się koronki pończoch, potem koronkowe czarne stringi. Pończochy podtrzymywał pasek. Kiedy tylko ukazała się prawie nieosłonięta cipeczka, pstryknąłem pierwszą fotkę.

– Przesadziłaś z tymi majtkami. Ściągaj je.

Od razu poznała mój „punkt widzenia”.

Grzecznie wykonywała polecenia. Ściągnęła stringi jak striptizerka, zamierając zaraz potem w bezruchu.

– Połóż się na stole na plecach i rozłóż nogi.

Zrobiła to bez ociągania.

Co za widok? Opstrykiwałem ją z każdej strony, wchodziłem z obiektywem między jej szeroko rozwarte uda, podciągnąłem wysoko sukienkę. W końcu, kiedy robiłem zdjęcia znad jej głowy, mój mały znalazł się nad jej ustami. Pociągnąłem ją tak, że głowa zwisała poza blatem. Zbliżyłem go do rozwartych ust. Wyciągnęła język, omiatając nim znów napęczniałą główkę.

Hmm, lubiła ssać, prawdziwa natura wychodziła na wierzch w takich sytuacjach. Wkrótce miałem całą serię fotek z robionego mi z przejęciem lodzika. Obszedłem teraz stół dookoła i wbiłem się w pulchniutką, śliską i bardzo mokrą norkę. Po kilku minutach, miałem nasz „punkt wspólny” w każdym stadium zagłębiania się. Dość tego, takie sytuację rządzą się swoimi prawami. Odłożyłem aparat.

Złapałem mocno jej uda i wbiłem się do oporu. Jęknęła cichutko, kiedy dobiłem do dna. Miałem jej łydki na ramionach i przyciągając mocno uda, z impetem ją na siebie nabijałem. Zaczęła dochodzić, jęcząc i wijąc się przede mną. Wkrótce dopadły ją niekontrolowane drgawki. Piękny widok dla człowieka, kiedy na końcówce drga mu niczego nie kojarzące, rozjęczane, zgrabne ciałko. Żadne zdjęcie tego nie odda. Zacząłem żałować, że nie ustawiłem na statywie kamery. Zwolniłem lekko. Wracała z dalekiej podróży. Jej twarz przestała grać. Widziałem na niej ekstazę, zmęczenie, potem jakiś taki spełniony spokój. Opuściłem jej uda na swoje biodra i… wzmogłem tempo. Zamknęła oczy, znów falując w nadanym jej przeze mnie rytmie. Wcisnęła się we mnie, połykając go całego swoją rozpaloną, głodną norką. Pozostało mi tylko rozgniatać jej wzgórek moim podbrzuszem w rytmicznych próbach rozciągnięcia jej dziurki do granic możliwości. Otulała śliskimi, gorącymi ściankami ciasno mój korzeń, próbując go połknąć calutkiego, wyssać, zatrzymać w sobie jak najdłużej. Nie było już możliwości wejścia głębiej. Zacząłem kręcić malutkie kółeczka, pociągając za sobą elastyczne, napięte ciało. Położyłem dłoń na mocno powiększonym dzyndzelku, delikatnie pocierając go śliskim od soków kciukiem. Jej biodra znowu zaczęły drgać, a z ust wyrywały się co kilka sekund jęki piękniejsze dla męskiego ucha od najpiękniejszej muzyki. Poczułem, że to jeszcze tylko kilka sekund i zacznę. Wzmogłem tempo jeszcze bardziej. Moja napięta sztywność doprowadziła mnie na granice bólu. Moja męskość była tak wyczulona na wszelkie bodźce jak chyba jeszcze nigdy. O wiele intensywniej odbierałem jednocześnie dotyk zaciskającej się spazmatycznie jamki, jej gorąco, śliskość całego wnętrza. Moja główka znalazła następne przejście z jej pochwy. Tam już wciśnięcie się było niemożliwe, ale twarda jak niedojrzała śliwka moja główka poznała jej najtajniejsze zakamarki.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że Ula już wyje spazmatycznie, dociskając swoje ociekające, zupełnie rozpulchnione wargi do mojego podbrzusza. To nie był już akt, lecz bezpardonowa walka. Złapałem pełną garścią jej przyciętą grzywkę, próbując skleić ją z moją. Stałem między jej udami, dokładnie ją rozpoławiając – nie było wiadomo, który włosek był czyj.

Nagle poczułem jak strumień gorąca pokonuje we mnie ostatnie centymetry. Gorąca lawa rozprysła się o dno jej jaskini, wypełniając wszystko dokładnie. Jej ciało było rzucane konwulsjami po stole, ale mały nie wysunął się nawet na centymetr. Zresztą doszedł do takiego stanu jak po zażyciu viagry. Zapluł się, ale nie zmalał ani nie zwiotczał. Wysunąłem się z niej, drgając niekontrolowanie, kiedy główka była przy wycofywaniu się na całej długości torturowana elastycznymi skurczami ścianek.

Szeroko rozwarte uda ukazywały rozłożone, lśniące płatki i drgający między nimi krwistoczerwony tunelik. Złapałem aparat. W czerwonej czeluści ukazała się biała kropelka. Za chwilę pod wpływem skurczów następna wypchnęła pierwszą ku wylotowi z jamki. Kolejna popchnęła pierwsze.

Czerwona norka drgała ciągle, wypychając coraz to nowe białe kropelki.

– Rozszerz cipkę rękami.

Chciałem wszystko mieć dokładnie uwiecznione.

Długie, szczupłe palce ujęły boczne fałdki, rozciągając je szeroko. Z wnętrza wylewał się już strumień białej lawy, ginąc między jędrnymi pośladkami.

Dobrze, że pamięć w aparacie była czyściutka. Nie musiałem się obawiać, że zbraknie mi miejsca. Błyszczący członek przeniosłem znowu nad jej twarz. Nie czekając na polecenia, otworzyła szeroko usta, wyciągając język. Nie ryzykowałem, żeby tam się wciskać tak nadwrażliwym członkiem. Zaczęła delikatnie wylizywać go od dołu, zapędzając się w zakamarki woreczka. Przewróciła się na brzuch, zajmując się teraz wierzchnimi partiami, a przy okazji podjeżdżając po kilku minutach do moich sutków.

Nie zasugerowałem nawet jednym słowem, żeby to robiła, więc… Z wdzięczności? Z podniecenia? Może obudziłem w niej jakieś nieuświadomione pokłady namiętności?

Moja pałeczka może już nie miała największych gabarytów, ale niezłomnie wpatrywała się zaślinionym oczkiem w jej twarz. Na szczęście minęła jej już nadwrażliwość, kiedy objęły ją długie delikatne palce, wolniutko z wyczuciem masując.

– Chcesz jeszcze raz?

Taki głosik u niej słyszałem po raz pierwszy. Był cichutki, proszący, aksamitny, pieszczotliwy. Była w nim uległość i ciepło. Czyżby zapomniała o naszej grze? Jednak przekroczyliśmy jak wtedy zrozumiałem granicę, poza którą ciągnięcie jej traciło sens. Wygrałem.

– Skończ to tak, jak teraz to robisz. – Cicho się odkryłem.

Z uśmiechem suwała delikatnymi palcami po lśniącym i mokrym trzonie. Pod jej dotykiem i ciepłymi oddechami zaczął wracać do życia. Pracowała delikatnie, ale coraz szybciej, od czasu do czasu zlizując przezroczyste kropelki z czubka. Po kilku minutach moja męskość nabrzmiała i usztywniła się do tego stopnia, że nie mogła już objąć jej palcami. Czując moje drgawki, otworzyła szeroko usta, zbliżając do niej swoją twarz. Nie przypuszczałem, że jeszcze tyle śmietanki mi zostało. Pierwszy strzał wylądował w oku, drugi na policzku. Dopiero teraz uniosła się, chowając go w aksamitne usta. To nie ustępowało w niczym poprzednim numerkom. Otworzyłem oczy.

– Poczekaj, nie ruszaj się!

Gorączkowo chwyciłem aparat.

Jej portrety w niecodziennym makijażu wyszły wspaniale. Kierując obiektyw w dół, złapałem poplamioną na piersiach sukienkę, potem nagie rozwarte uda.

– Zdejmij tę sukienkę, chcę mieć cię całą.

Chyba w końcu nadszedł czas na sesję zdjęciową.

Tego dnia pstryknąłem jej ponad dwieście fotek. Każda z nich dla mnie była wspaniała, każda przypominała jakieś gorące zdarzenie z pamiętnego poranka. Wykupiłem potem chyba połowę papieru fotograficznego w mieście i wkrótce żaden jej włosek, żadna fałdka, zmarszczka czy bruzdka nie stanowiły dla mnie tajemnicy. A nowych ujęć z każdym prawie dniem zaczęło przybywać. Pstrykanie każdego zakamarka, każdej gorącej sytuacji, podniecało ją. Zawsze była później co najmniej wilgotna, przeważnie już ociekająca. Doszło do tego, że zacząłem już pstrykać ich razem. Kiedy Rufin wpatrywał się w obiektyw, ona na moment odsłaniała biust, rozwierała szeroko nogi, albo chociaż robiła dzióbek, smakowicie się oblizując.

Sąsiad musiałby być chyba ślepy, żeby nic nie zauważyć, ale nigdy nie chciał obejrzeć żadnej fotki. Nigdy żadną miną ani tym bardziej słowem nie dał poznać że nie podobają mu się nasze zażyłe stosunki. Potem dowiedziałem się przez przypadek, że powodem musiała być jego nowa sekretarka, wysysająca prawdopodobnie z niego wszystkie siły. Stracił przez nią też ostrość widzenia.

Między mną i zgrabną sąsiadeczką istniały tylko trzy zasady. Każde zbliżenie ja inicjowałem, nie mogła niczego odmówić i nie dać się przez nikogo przyłapać w jednoznacznej sytuacji.

Kiedy dostawała esemesa, o każdej porze była gotowa pozbawić mnie nadprodukcji śmietanki. U mnie, u niej, na ogrodzie – kiedy byliśmy sami, na mieście, w dziwnych miejscach. Wkrótce moja kolekcja jej zdjęć liczyła sobie tysiąc, potem dwa – i rzadko które można było pokazać komukolwiek. Były bardzo dobre, ale…

* * *

Tego samego lata odwiedził mnie kiedyś mój młodszy brat. Każde nasze spotkanie miało taki sam przebieg. Nigdy nie mogliśmy się nagadać. Wieczorem otwieraliśmy jakąś buteleczkę i „nocne Polaków rozmowy” trwały, dopóki nie padliśmy. Tego dnia było tak samo.

Z wyjątkiem jednego. Zapomniałem schować ostatniej partii jej fotek z poprzedniego dnia i po powrocie z łazienki zastałem brata przeglądającego je z wypiekami na twarzy.

– Poznaję ten pokój. Ładnie się zabawiasz – uśmiechnął się szeroko w moim kierunku.

Młodzian, który właśnie skończył studia, był jeszcze wolny, a jego doświadczenia seksualne nie były prawdopodobnie powalające, miał prawo się podniecić. Namiot w spodniach mówił wszystko.

– Podoba ci się?

– Jasne. To twoja aktualna?

– Niezupełnie. To sąsiadka.

To wyznanie oderwało jego wzrok od fotek.

– Zawsze się dobrze ustawisz

Pokręcił z podziwem głową. Nie wiem, czy podziwiał śmiałe ujęcia, czy moje zdolności.

Nagle aż zachłysnął się drinkiem. Zajrzałem mu przez ramię. To tylko jedno z ujęć jej rozwartej szparki w dużym powiększeniu. Nie widział lepszych. Doniosłem mu trochę najlepszych ujęć ze swojego gabinetu. Zapomniał o wszystkim, poświęcając całą uwagę Uli. Kończył i zaczynał od nowa oglądać. Nie przeszkadzałem mu, obserwując spod oka jego miny. Był zachwycony.

– Muszę jechać do… Pożycz tysiaka – wydusił z siebie.

Namiot się powiększył. Czyżby chodziło mu o burdel?

– Nie musisz nigdzie jechać. Ona może być twoja.

Sam nie wierzyłem, że to powiedziałem.

– Żartujesz? Kiedy?

W końcu oderwał się od zdjęć.

– Kiedy chcesz… Nawet zaraz – brnąłem dalej.

Wiedziałem że Rufin pojechał na jakieś kilkudniowe szkolenie ze swoją sekretareczką. Była sama. Wystarczyło zadzwonić albo pójść do niej. Wybrałem telefon.

– Cześć, Ula. To ja. Wpadnij na drinka.

– Na drinka? – Perlisty śmiech usłyszał chyba nawet brat. – Dobra, też mam ochotę na małe fiki-miki. Zaraz będę – zakończyła, ciągle się śmiejąc.

Młodzian gorączkowo zbierał zdjęcia, podając mi cały plik.

– Może lepiej to schowaj.

Tak, to był dobry pomysł.

Minutę później weszła rozpromieniona prosto do salonu. Już miała się odezwać, kiedy uśmiech spełzł jej z twarzy. Obciągnęła nerwowo króciutką sukieneczkę. Wiedziałem w ciemno, że pod nią nic nie ma. Oblizała nerwowo usta, nie wiedząc jak się zachować. Pośpieszyłem jej z pomocą.

– Poznaj mojego braciszka, jest zauroczony twoją urodą.

Nie była pewna, co powiedziałem. W sekundę doszła do wniosku, że mogłem mówić o tylko jednym – o fotkach. Przecież widziała go pierwszy raz na oczy. Chęć ucieczki walczyła o lepsze z ciekawością. Przemogła się, powoli podchodząc do brata.

– Urszula – wyciągnęła rękę.

– Bardzo mi miło – wydusił swoje imię, próbując jednocześnie tak wstać, żeby namiot pozostał niezauważony. Na darmo.

Zauważyłem wesołe ogniki w jej oczach. Skrępowana zajęła miejsce na kanapie.

– Czego się napijesz?

– Tego co zawsze – rozluźniła się, zahaczając co chwila wzrokiem o namiot brata.

Przyniosłem jej drinka.

– Braciszek przez przypadek sobie ciebie obejrzał. To, co oglądasz… – pokazałem brodą jego pokaźny namiot – …to twoja wina.

– I… – Drink zatrzymał się w powietrzu.

– I chociaż mu obciągnij, żeby biedak nie wybuchnął

W jej oczach dostrzegłem panikę. Odstawiłem szklaneczkę.

– Nie ma mowy. Chyba już za dużo wypiliście…

Poczerwieniały jak burak braciszek obserwował w napięciu naszą wymianę zdań.

– Wcale nie. Po prostu dzisiaj wyciągniesz wszystko, do ostatniej kropelki z dwóch, a nie z jednego. To taka niezauważalna różnica…

Bawiłem się w najlepsze.

– Gońcie się!

Szybko odstawiła drinka, wstała energicznie i prawie biegiem wyszła z pokoju.

Zatrzasnąłem jej prawie przed nosem drzwi wejściowe.

– Masz zrobić wszystko, żeby wykończyć młodego, dziwko – wysyczałem.

– Nie.

Nie było czasu na dyskusję. Ująłem ją za kark jak psiaka, popychając ją przed sobą do pokoju. Szarpała się. Podnosząc ręce, unosiła króciutką mini i za którymś razem sokoli wzrok brata zawisł na odkrytej szparce. Wygięta w pałąk biodrami do przodu, zaprezentowała mu rozwarte płatki między wpartymi w podłogę nogami. Złapałem ją w pasie, unosząc w ferworze walki sukieneczkę i prezentując młodemu nagie biodra z przystrzyżonym trójkącikiem i wystającymi czerwonymi wargami. Wcisnąłem mu ją między nogi, dopychając w dół. Opadła na kolana.

Młodzian, czerwony jak burak, obserwował z rozwartymi ustami naszą szamotaninę.

– No to chcesz ją czy nie?

Młody oprzytomniał w mgnieniu oka, wyciągając swoją pałę. Była gruba, nabrzmiała, żylasta. Marzenie wyposzczonych pań.

Przestała się rzucać, wpatrując się oniemiała w tego potwora. Popchnąłem jej lekko głowę. Dotknęła ustami napuchniętego potężnego fallusa, a łapiąc równowagę, złapała dłonią grubą podstawę.

Już nie zmuszana objęła ustami olbrzymią żołądź. Zamknęła oczy, próbując dotrzeć chociaż do połowy grubego prącia. Cofając usta, zostawiała na nim lśniący ślad, pokazujący dokąd udało się jej dotrzeć. Kiedy połknęła już trzy czwarte, rozwalony na fotelu młody, z zamkniętymi oczami zaczął głęboko oddychać. Widziałem, jak nagle szybko wycofała się, zatrzymując w ustach tylko główkę. Potężny trzon drgał jej w ustach. Kleiste smużki zaczęły wypływać z kącików ust. Poczuła to, zbierając je dłonią. Ogłupiały braciszek otworzył oczy, wpatrując się w ciągle jeszcze drgający potężny konar, tkwiący w nabrzmiałych, czerwonych ustach.

– To było wspaniałe – wydukał ciągle czerwony.

Spojrzała mu w oczy, wypuszczając go na wolność.

– Dzięki – spuściła oczy, opuszczając ręce na złączone teraz skromnie uda.

– To nie było takie straszne. Napij się. – Przypomniałem o swojej obecności.

Odwróciła się do mnie, jednocześnie dźwigając z klęczek. Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym martwy. Zerknęła jeszcze raz na olbrzyma, ciągle wystającego z rozporka. Wzrok jej złagodniał. Bez słowa wróciła na swoje miejsce, wychylając wszystko do dna.

– Nie mów, że ci się nie podobało – próbowałem rozładować atmosferę.

– Lepiej nic nie mów! – Zaczęła podniesionym tonem. – Nigdy więcej tego nie rób!

Poprawiała sobie nastrój pseudo groźbami. Próbowała zapewnić siebie i nas – zwłaszcza siebie – że nie stało się nic, czego sama by nie chciała.

Postanowiłem przeciągnąć strunę.

– Chyba się nie słyszysz. Teraz moja kolej. Mi też już stanął jak wieża.

Patrzyła mi w oczy, próbując zorientować się, czy mówię serio. Wyciągnęła prawidłowe wnioski, ale nie zamierzała się poddawać. Atmosfera miedzy nami była tak naelektryzowana, że przy odrobinie wyobraźni można to było poczuć. Może to braciszek robił za jonizator powietrza, zapominając podnieść z podłogi szczękę.

– Mam wstać czy ty wolisz… – powiedziałem cicho, a mój wzrok wyraźnie mówił, że ma tu podpełznąć.

Rozchyliłem szerzej kolana, żeby nie było wątpliwości.

Wpatrywała się we mnie ze stężałą w grymasie bezsilności twarzą. Ale nie ruszyła się z miejsca. Wkurzyło mnie to.

Wstałem energicznie. Wystarczyło zrobić kroczek i siłą wdarłem się między jej kolana, rozwierając je ze złością łydkami. Niech młody też swoje obejrzy. Wyciągnąłem swój nabrzmiały narząd i wbiłem się, przyciągając ją za włosy do podbrzusza. Kolanami zmusiłem jej uda do szpagatu. Rozwarte płatki i czerwona mokra dziurka gotowa była już na przyjęcie największego nawet fajfusa. Postanowiłem jej przypomnieć zasady, na których tu się znalazła.

– Jeśli chcesz wyjść, proszę bardzo. Ale konsekwencje będą opłakane.

Poczułem, jak głębiej i mocniej mnie zasysa, teraz już sama wpychając go sobie z głośnym chlupotem do końca. To wystarczyło za odpowiedź. Sama rozszerzyła nogi do oporu, nie musiałem już rozwierać ich siłą. Zacząłem się poruszać, prawie go wyciągając i z impetem wbijając się w głębokie gardło. Wystarczyło kilkadziesiąt tak soczystych ruchów i pompowałem w jej gardło swoje ciekłe gorąco. Głośno przełykała, patrząc mi w oczy. Jej wzrok stracił dotychczasową zadziorność, pogodziła się z nieuniknionym.

Wróciłem na fotel, zapinając się po drodze. Młody, jeszcze bardziej czerwony, intensywnie się wpatrywał w rozwarte uda naszej zabaweczki. Ta, widząc jego twarz, powolutku, bardzo sugestywnie składała uda, obciągając niesforną sukieneczkę. To była jednak jedna z tych szmatek, w których jakby nie usiąść i tak zawsze było widać majtki. Młody siedział prawie naprzeciwko niej, nie mogąc odwrócić wzroku od tych rejonów. Może niestrudzenie szukał tych majteczek. Dwudziestopięcioletni dzieciak.

Zapadła niezręczna cisza. Każdy miał w wyobraźni ciąg dalszy i te wyobrażenia mocno się chyba zazębiały. Uzupełniłem szkła. Przyssali się do nich.

– Gotowa na więcej? – Mój głos wyrwał ich z marazmu.

– Nie podoba mi się ta… impreza. Nie jestem dziwką i nie zrobię wam już nic więcej. Idę do domu.

Wycofywała się rakiem. Mimo swoich słów nie wstawała i bezczelnie kokietowała brata swoim trójkącikiem bermudzkim (każdy członek mógł tam zginąć).

– Nigdzie nie pójdziesz. Zrobisz to, co my będziemy chcieli i jak będziemy chcieli. – Wyprowadziłem ją z błędu.

Spuściła głowę, odstawiając szklaneczkę i powoli unosiła się z kanapy. Nie chciało mi się znowu jej gonić do drzwi wejściowych. Wstałem, energicznie popychając ją na kanapę. Klapnęła, rozchylając lekko nogi – wzrok młodego już tam był, jak zobaczyłem kątem oka. Złapałem ją za nadgarstki, rozciągając na kanapie. Usiadłem na oparciu, trzymając jej ręce na swoich udach.

– Teraz, młody, możesz obejrzeć sobie to, co cię tak podjarało.

– Zostaw mnie…

Dobiegło spode mnie zduszone jęknięcie. Zignorowałem je.

– Śmiało. Przytrzymam jej ręce – judziłem.

Młody w pierwszej chwili nie wiedział, co ma zrobić, ale ciekawość i podniecenie było silniejsze. Podszedł powoli. Stykali się prawie kolanami. Sukieneczka podciągnęła jej się prawie do bioder. Duże dziecko stało speszone, nie mogąc jednak oderwać oczu od wygolonego trójkącika i zaciśniętych teraz kurczowo ud. Postanowiłem niczego nie przyspieszać, milczeć i tylko obserwować – to było równie podniecające jak działanie.

Powoli ukląkł, rozwierając jej kolana. Walczyła, próbując je zewrzeć i jednocześnie wyrwać mi ręce. Poniosła porażkę na obu frontach. Sunąc rękami po udach, wciskał się jej na kolanach między napięte uda. Dotarł palcami do pachwin, puszczając uda, a te zacisnęły się na jego bokach. Głaskał mięciutkie futerko nad rowkiem, potem jedną ręką ściskał wzgórek jednocześnie mierzwiąc jej czuprynkę. W tym czasie palce drugiej ręki zajęły się pofałdowanymi mięciutkimi wargami i powiększoną, śliską i sztywną łechtaczką. Poluźniła uścisk ud na jego bokach, rozwierając je szeroko po kilku sekundach. Nachylił głowę, wciągając zapach jej podniecenia, a następnie zaczął delikatnie chuchać, rozlepiając z cichutkim mlaśnięciem sklejone wargi. Robił to niestrudzenie kilka minut. Niesamowite. Łechtaczka urosła o kilka milimetrów, wargi stały się bordowe i pojawiła się między nimi błyszcząca kropelka.

Przytrzymywanie jej rąk nie miało już sensu. Puściłem je – zresztą od dłuższego czasu na pewno nie użyłem siły. Kiedy zorientowała się, że ją uwolniłem, przeniosła dłonie na włosy młodego, przyciągając jego usta do swoich warg. Po raz pierwszy wysunął język, żeby musnąć nim zwoje dookoła jej rozpulchnionych płatków, przenosząc się wkrótce na sztywny, sterczący palik nad gorącą bruzdką. Jęknęła przeciągle, wciskając sobie z całych sił głowę młodego między szeroko rozwarte i niekontrolowanie drgające uda. Kiedy po chwili pozwoliła mu unieść głowę, wszystko tonęło w wyciekających soczkach. Teraz wsunął trzy palce głęboko w purpurową norkę, pracując nimi rytmicznie z szerokim uśmiechem na twarzy. Ula jęczała ,nabijając się intensywnie biodrami na palce. Jej podkurczone uda zachowywały się jak skrzydła motyla.

Spojrzał teraz na mnie z uśmiechem szczęśliwego dziecka. Szukał aprobaty dla swoich wyczynów. Uniosłem kciuk. Głowa koło mojego uda miotała się na boki, a jęki stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej gardłowe. Rozsunął suwak rozporka, wypuszczając na zewnątrz potwora. Musiało go to nielicho podniecić – z oczka na czubku olbrzymiej śliwki już prawie kapało. Wyciągnął palce i wsunął jak w masło olbrzymi członek. Podczas zamiany zastygła na sekundę, by w następnym momencie z przeciągłym krzykiem docisnąć się do bioder młodego. Oplatając jego biodra wężowym uściskiem nóg, nie dała mu szans na wysunięcie się chociażby o centymetr. Rzucał nią po kanapie, pracując wściekle biodrami. Na twarzy pojawiły mu się maleńkie kropelki potu. Zaledwie po minucie znieruchomiał, drgając spazmatycznie całym ciałem. Chwilę później wyprężyła się Ula.

Wróciłem na fotel z olbrzymim namiotem. Młody podnosił się między jej udami, chcąc też chyba wrócić na swoje miejsce, ale mu na to nie pozwoliła. Szybko siadając, zdzierała z niego spodnie, jednocześnie pakując wiotczejącego olbrzyma w usta. Wepchnęła go całego, zbierając z niego resztki spermy zmieszane z jej sokami. Potem zajęła się dokładnie pokaźnym woreczkiem, schodząc po jakimś czasie między rozchylone uda młodziana. Ten stał jak skamieniały, na początku tylko głęboko oddychając, potem starając się ułatwić dostęp w najintymniejsze zakamarki jej ruchliwemu języczkowi.

Ta, która jeszcze pół godziny temu nie chciała… Ciekawe, czy robiła to z wdzięczności, czy była aż tak podniecona, że robiła to instynktownie. Zająłem się następnymi drinkami, nie oczekując odpowiedzi na to pytanie.

W końcu się od siebie oderwali – chociaż nie do końca, moszcząc się wtuleni w siebie na kanapie. Paradoks – obciągnęła swoją kusą sukienkę, chowając co mogła przed naszym wzrokiem, ale miętoliła cały czas sztywniejący znowu członek brata. Trafił swój na swego…

– Bawcie się dobrze, idę spać.

Byłem pewny, że nasza blondyneczka już nie ucieknie, a młody długo nie zapomni tej wizyty u starszego brata.

– Zostań, będziecie obaj bardzo zadowoleni.

Pieszcząc młodego, wpatrywała się w mój namiot. Co za zmiana? Obudziłem w niej nimfomankę…

– Jak go wykończysz, to wiesz, gdzie sypiam.

Ze śmiechem zrezygnowałem z trójkącika. Gdyby to była jej siostra, a nie mój brat… Zostawiłem ich i poszedłem pod prysznic.

* * *

Jasnym rankiem koło szóstej poczułem na fajfusku gorące, miękkie usta. Nie otwierając oczu, szybko je wypełniłem. Szorująca mi po nodze myszka wykluczyła możliwość najmniejszej pomyłki. O dziewiątej siedzieliśmy już we trójkę nad aromatyczną kawą. Zdążyła zmienić sukieneczkę na górę od bikini. Zapowiadał się intensywny dzień.

 

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Kapitalne opowiadanie, naprawdę mega. Seksowna sąsiadka, szantaż, brat. Pełna orgia na przedmieściach!

Gal jak zawsze w formie, kolejny wyborny tekst od tego Autora. Szkoda, że od lat nie napisał niczego nowego. Na szczęście mamy jeszcze w archiwum parę jego tekstów do opublikowania!

Pozdrawiam
M.A.

„Nie da ci tego ojciec, nie da ci tego matka,
Co może dać ci dzisiaj twa bliska sąsiadka,
Nie da ci tego żona, nie da kufelek piwka,
Co może dać ci dzisiaj sąsiadka z naprzeciwka”

Przepraszam, tak mi się skojarzyło 🙂 A opowiadanie w dechę.

Tym razem niech będzie Ci wybaczone, Abyncie, ale nie czyń tego więcej 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz