Ciotka, poker, Casablanca i najgorętsze lato w moim życiu I (Maglek)  4.46/5 (27)

23 min. czytania

Źródło: Pixabay

Historia kilku dni spędzonych na wsi…  

Ciotka Krzysia. Wszyscy w rodzinie tak ją nazywali. Była to bardzo ładna i niezwykle elegancka kobieta. Miała około 40 lat, a od prawie trzech była wdową. Wujek Krzysiek zmarł ledwo w pół roku po zdiagnozowaniu raka, pozostawiając jej spory dom i kilkanaście hektarów pod szkłem. Sama ciotka w moich oczach była obrazem doskonałości kobiety. Była wysoka, miała pełne okrągłe piersi, no i pośladki doskonale podkreślające kobiecość. Wszystko miała tam gdzie potrzeba i w doskonałych proporcjach. Nic nie trzeba było w niej zmieniać. Twarz miała pogodną, oczy brązowe, usta pełne, (zawsze z odrobiną szminki) i lekko garbaty nos. Jej czarne, długie, kręcone włosy zawsze połyskiwały i przypominały mi jedną z aktorek grających w „Aniołkach Charliego”. Tak samo seksowna, takie same białe zęby i uśmiech mogący zniewolić i nakazywać wszystko.

Dopiero przygotowując listę gości na wesele swego starszego brata, zobaczyłem, że naprawdę na imię ma Marzena. No tak… rodzice zawsze mówili, że jadą do Krzyśków, odwiedzaliśmy też Mareczków i Witków. Jednak tylko w jej przypadku imię zaadoptowane po mężu przyjęło się naprawdę i wszyscy w rodzinie zamiast nazywać ją Marzeną, mówili do niej Krzysia.

Owego pamiętnego lata miałem 19 lat i udało mi się dostać na studia prawnicze na Uniwersytet Warszawski. Po maturze zdanej z wyróżnieniem i dostaniu się na upragnione studia rodzice zafundowali mi bajeczne wakacje. Na początku lipca przez dwa tygodnie podziwiałem morze Egejskie, a potem na dokładkę zwiedziłem Paryż i trochę Lazurowego Wybrzeża. Gdy wróciłem, rozpoczynał się sierpień i podobnie jak teraz nasz kraj nawiedziła fala niezwykłych upałów. W mieście nie dawało się wytrzymać, a sklepy czy biura z klimatyzacją były wówczas rarytasem dostępnym dla naprawdę nielicznych.

– Tomku, a może pojechałbyś trochę do ciotki? – zapytała matka. – Uciekłbyś trochę od tego żaru.

Pomysł spodobał mi się od razu. Dla wyjaśnienia: Ciotka (a wcześniej też i wujo) nie mieszkali w jakiejś zabitej dechami dziurze, gdzie wraz ze świerszczami gasną ostatnie światła, ale w przyzwoitej wsi mogącej obecnie aspirować do miana małego miasteczka. Wówczas jednak mieli tam niemal wszystko. Asfaltowa droga, stała komunikacja i doskonale zaopatrzony sklep były wszystkim, czego potrzebowali mieszkańcy.

Był czwartek, więc od razu na drugi dzień spakowaliśmy się i pojechaliśmy na miejsce. Pamiętam ten dzień tak dokładnie, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Była dziesiąta rano, a już nie dawało się wysiedzieć w wolno jadącym samochodzie. Jedynie otwarte w pełni szyby nieco poprawiały sytuację.

Pamiętam dokładnie kamienie pykające pod kołami samochodu i ten mocny zapach ziół. Nie wiem, jak oni to robili, ale w lecie zawsze ogródek pachniał przepięknie. Gdy podjechaliśmy pod wejście, słońce paliło niemiłosiernie, a zegarek wskazywał równo 13.00.

– No… jesteśmy – wymamrotał ojciec zmęczony zarówno upałem jak i drogą.

– Świetnie, że przyjechaliście – przywitała nas ciotka – teraz tutaj nie daje się wytrzymać, a co dopiero w miejskim betonie.

Po zwyczajowym powitaniu zatargałem swój bagaż na górę. Zawsze sypiałem w tym samym pokoju. Na pierwszym piętrze, naprzeciw schodów obok łazienki. Pokój był naprawdę duży, miał może z 18 metrów kwadratowych i dwa okna. Jedno z nich wychodziło na ogród, a drugie na drogę dojazdową i fragment podwórza. Łóżko było naprawdę duże i wygodne. Do dyspozycji miałem ponadto stolik, trzy krzesła, radio i stary ale kolorowy telewizor.

Okolica była naprawdę ładna. Z okien mego pokoju widać było dom otoczony zwykłym ale systematycznie strzyżonym trawnikiem, (co na większości wsi jest rzadkością) kilkoma różnymi drzewami i ławkę opartą o jeden z pni. Po drugiej stronie domu znajdowało się podwórze z nieco gorszym trawnikiem, za którym znajdowały się szklarnie. Sam dom miał ponadto naprawdę dużą werandę, mogąca pomieścić spory stół i kilka krzeseł. Była to najprzyjemniejsza część domu szczególnie w upalne dni, takie jak dziś. Budynek stał nieco osamotniony, bo najbliższy sąsiad mieszkał blisko dwieście metrów w kierunku umownego centrum. Zrzuciwszy rzeczy, zszedłem na dół.

Osławiona weranda zmieniała się co roku za sprawą ciągle rozrastającego się winogrona. Drewno i pnącza skutecznie tamowały napływ upalnego powietrza, przez co naprawdę przyjemnie się tam siedziało. Tak było i teraz. Ciotka przywitała nas chłodnikiem ze spora ilością sałaty i jajek. Po zjedzeniu wszyscy rozleniwili się i poukładali na przysłowiowe sjesty.

Ciotka praktycznie nie pracowała. Większość koniecznych zajęć wykonywanych w szklarniach zlecała zaufanym sąsiadom. Przez to zarabiała mniej, ale mimo to miała pieniądze na całkiem wystawne życie. Nigdy nie widziałem jej paznokci ubrudzonych ziemią, a wierzch dłoni miała delikatny, jakby zawsze nosiła jedwabne rękawiczki. Zawsze używała drogich, markowych kosmetyków, a wiem o tym ponieważ matka wiecznie jej tego zazdrościła.

Weekend minął na łowieniu ryb, piciu piwa, paleniu grilla i najróżniejszych opowieściach. Zanim się obejrzałem, rodzice wyjechali, a ja postanowiłem zostać na tydzień z ciotką. Nie było to dla mnie nic nowego, działo się tak w przeszłości dziesiątki, jeśli nie setki razy. Zazwyczaj czas mijał mi na włóczeniu się po okolicy, czytaniu książek, łowieniu ryb i oglądaniu telewizji. Teraz było dokładnie to samo, przy czym do tego wszystkiego należało jeszcze doliczyć picie piwa.

W niedzielę wieczorem, zaraz po wyjeździe rodziców, postanowiłem zostać w domu i dokończyć „Milczenie Owiec”. Było już ciemno, a mi zostało raptem kilkanaście kartek do końca, gdy nadmierne spożycie piwa za dnia, obudziło pragnienie wypicia zwykłej wody. Pech chciał, że nie miałem niczego w pokoju, więc musiałem wybrać się na dół do kuchni. Nie wiedziałem, czy ciotka śpi, więc zszedłem najciszej jak potrafiłem.

– … tak, tak w tym roku zdał maturę i dostał się na studia… – głos ciotki był cichy, ale wyraźny. Rozmawiała przez telefon, a drzwi do jej pokoju były lekko uchylone.

Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, jednak ciekawość zwyciężyła, bo oczywiste było, iż mówi o mnie. Przystanąłem i zacząłem słuchać.

– … no tak, wyrósł na przystojnego mężczyznę.

Ja przystojny? Nie byłem przecież nikim nadzwyczajnym tylko nadmiernie wyrośniętym nastolatkiem. Owszem wysokim, ale za to przeraźliwie chudym. Na niektórych zdjęciach z plaży naprawdę dawało się policzyć moje żebra, a zaciśnięcie pięści owocowało siatką żył na rękach, ramionach i nadgarstkach. Moja twarz też wydawała mi się nadmiernie wyciągnięta, ale za to zęby miałem naprawdę ładne, białe i równe. Oczy niebieskie, tak jak u milionów innych ludzi, więc co takiego we mnie mogło się jej podobać?

– … wiesz, co… jak mu się dziś przypatrzyłam, to przysięgam, przeszły mnie lekkie ciarki, a myśli zaczęły krążyć wiesz, przy czym… zrobiło mi się trochę ciepło… – kończąc zdanie, ciotka zachichotała jak jedna z moich koleżanek z maturalnej klasy.

Zdębiałem… a właściwie to zgłupiałem. Gdyby ciotka zechciała teraz wyjść ze swego pokoju, prawdopodobnie nie byłbym w stanie się ruszyć i zamknąć swych ust.

– No coś ty, jego matka by mnie chyba zabiła… posiedzi trochę, połazi po okolicy i odjedzie, a szkoda, taki młodziutki, taki smaczny…

Ciotka mogła w sumie o mnie tak myśleć, nie była z nami spokrewniona. Do rodziny trafiła dzięki małżeństwu z świętej pamięci wujem, bratem ciotecznym matki. Obydwoje byli niezwykle sympatyczni i mili, dlatego rodzice utrzymywali z nimi kontakt i traktowali na równi z bliższą rodziną. Setki myśli latało mi po głowie, ale jedna była dominująca. Podobam się mojej ciotce… nie, ona leci na mnie. To chyba najlepsze określenie tego, co przed chwilą usłyszałem.

– Ale dość o mnie, powiedz, co u ciebie? – zapytała, kierując rozmowę na inne tory.

Czas był odpowiedni, by wrócić do pokoju. Zapomniałem o wodzie i cicho wszedłem na górę.

Musiałem chwilę poczekać i ochłonąć. W drodze z dołu na górę zaszła we mnie niecodzienna zmiana. W ciotce zobaczyłem piękną, ponętną i niezwykle seksowna kobietę. Wcześniej widziałem ją tylko i wyłącznie jako ciotkę, swego czasu żonę wujka i, co dziwne, nigdy nawet nie fantazjowałem na jej temat. Po podsłuchanej rozmowie niejako otwarły mi się na nowo oczy. Zobaczyłem ją w innym świetle. Przecież ona była naprawdę piękną kobietą. Przez resztę nocy moja wyobraźnia podsuwała mi dziesiątki możliwości, gdzie i jak mógłbym ją wykorzystać. Co zrobić, jak zacząć rozmowę, jak ją… przekonać? W trakcie tych fantazji mój członek urósł do swych pełnych rozmiarów. Nie wytrzymałem i zrobiłem sobie dobrze. Ochłonąłem trochę i wkrótce zasnąłem.

Już o siódmej rano dało się odczuć zbliżający upał. Wyjrzałem przez okno i na idealnie niebieskim niebie nie zauważyłem nawet jednej chmurki. Tak jak wczoraj dzień zapowiadał się wyjątkowo upalnie. Niewiele później zszedłem na dół. Ciotka siedziała na werandzie i piła kawę.

– Dzień dobry – powitałem Krzysię, starając się być jak najbardziej naturalny.

– Cześć – odpowiedziała. – Bułki są w chlebaku, świeża wędlina w lodówce, a jak chcesz kawy, to wiesz, gdzie wszystko jest.

Spojrzała na mnie przelotnie, oglądając jakąś kolorową gazetę. Miała na sobie koszulę nocną i cieniutki jedwabny szlafrok. Najszybciej jak potrafiłem zrobiłem sobie kanapki, zalałem kawę i wyszedłem na werandę.

– Co na dziś planujesz? – zapytała, nie podnosząc wzroku znad gazety.

Zamierzam rozsunąć twój szlafrok, podciągnąć koszulę i wejść w ciebie z całej siły. Tak odpowiadała moja głowa.

– Jeszcze nie wiem – odpowiedziały usta – chyba nie będę nigdzie chodził… jest za gorąco.

Mówiąc to, cały czas obserwowałem ciocię Krzysię. Siedziała na wiklinowym krześle z nogami założonymi na małego pufa, jednak materiał przykrywał szczelnie jej nogi praktycznie do połowy łydek. Nic nie można było zobaczyć. Szlafrok był bardzo cienki i śliski, ale niestety nieprześwitujący. Nie było szansy zobaczyć detali ciała, nawet konturów piersi czy ramion. Przeżuwałem kanapkę, zastanawiając się, w którym momencie wprowadzić swój plan w życie.

– Chcesz coś z kuchni? – zapytała ciotka, idąc w kierunku lodówki.

Pomachałem przecząco głową i odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili wróciła z jakimś sokiem. Nalała sobie i zabrała się na nowo do lektury kolorowego czasopisma. Teraz jednak siadając, nie przykryła tak dokładnie swoich nóg. Poły szlafroczka rozjechały się, pokazując kolana przesłonięte jedynie cienkim materiałem nocnej koszuli. Zacząłem coraz wolniej przeżuwać. Siedzieliśmy prawie naprzeciw siebie, a ja miałem nadzieję, iż szlafroczek rozjedzie się jeszcze bardziej i będę mógł zobaczyć skórę uda lub coś więcej.

– Nawet jeść się nie chce – grymasiłem, co miało usprawiedliwić wyjątkowo długie spożywanie kanapki.

Ciotka wciąż wpatrzona w swoją gazetę potaknęła głową i jakby słuchając moich próśb, założyła nogę na nogę. Szlafrok rozjechał się jeszcze bardziej i niewiele brakowało, bym mógł zobaczyć to szczególne miejsce między nogami kobiety. Wpatrywałem się jak sroka w kość i zaklinałem kolejne ruchy nóg, jednak na próżno. Ciotka wypiła sok, złożyła gazetę i wstała.

– Będziesz coś jeszcze jadł? – doszło mnie z kuchni.

– Nie dziękuję – odpowiedziałem i z całkowitą niechęcią przeżułem ostatni kęs kanapki.

Po kilku minutach ciotka pojawiła się w drzwiach ubrana w kremową spódnicę sięgającą za kolana i białą przewiewną bluzę z dekoltem odsłaniającym górę jej okrągłych piersi.

– Muszę pojechać do pana Kazia, wrócę za niecałą godzinę.

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony, wsiadła do poloneza i zniknęła. Ja tymczasem naprawdę nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chodziłem w tę i z powrotem i po raz nie wiadomo który na nowo obmyślałem scenariusz rozmowy mający zaciągnąć Krzysię do łóżka.

Ciotka wróciła dopiero po trzech godzinach, kiedy słońce było już wysoko, a stojące powietrze dosłownie drżało od żaru. Wysiadła z samochodu mocno spocona. Bluzka przykleiła się jej zarówno do pleców jak i do piersi. Stanowiło to niezwykle seksowne zjawisko. Jej piersi falowały w nieco przyspieszonym oddechu, a materiał napinał się, uwypuklając okrągłości. Przez chwile wydawało mi się, iż widzę sutki, ale to chyba upał i moja wyobraźnia nadto sobie pofolgowały.

– Cholerny upał, nic się nie da robić. – Stwierdzenie ciotki było aż nadto oczywiste.

Opadła na kanapę obok mnie i zaczęła wachlować się tym samym pismem, które czytała rano. Szarpiąc dekolt swojej bluzeczki, co chwila pokazywała mi górną cześć swojej piersi i krawędź białego stanika. Wygiąłem szyję, by lepiej móc oglądać ten poklatkowy spektakl.

– Chcesz piwo? – zapytała nagle i poszła do kuchni.

Ciotka uwielbiała piwo i spożywała trunek w ilościach, jakich nie powstydziłby się niejeden bywalec pubów. Jednak stwierdzenie, iż od piwa rośnie brzuch, nie miało u niej zastosowania. Wróciła z dwiema szklankami i czterema butelkami.

Zanim się obejrzałem, piliśmy zawartość czwartej butelki, a ciotki usta prawie się nie zamykały. Opowiadała mi o szklarniach, o nawozach, o robotnikach, o szklarniach, o cenach, o sąsiadach i znów o szklarniach. Nie wiedziałem, ile minęło czasu, ale upał osiągnął kolejną, wydawałoby się nieprzekraczalną granicę. Nad blachą samochodu powietrze drgało, ale tu na werandzie, w cieniu jej drewna i winogron, chłodzeni piwem, czuliśmy się całkiem dobrze.

– A masz dziewczynę? – zapytała, stawiając na stole kolejną parę wilgotnych butelek.

– Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Niestety nie miałem szczęścia do dziewczyn i chyba dlatego wczorajsze podsłuchane stwierdzenie ciotki wydało mi się tak dziwne, żeby wręcz nie powiedzieć kosmiczne.

– A ty, ciociu, nie myślisz ponownie wyjść za mąż? Jesteś przecież bardzo ładna, a właściwie to z każdym rokiem stajesz się coraz ładniejsza – przeholowałem, nadmiar piwa przeszkodził dokładnie wyważyć komplement.

Ciotka się zaśmiała. Kobiety lubią słyszeć takie słowa, choć doskonale wiedzą, że są wierutnymi kłamstwami. Pomimo mojej niezdarności próżność ciotki została połechtana. Nie wiem czy przez piwo, nieuwagę, a może po prostu specjalnie zarzuciła nogę na nogę, tak, że odsłoniła kolano. Nie musiałem oglądać go „dyskretnie”, bo ciotka prawie cały czas miała wzrok zwrócony na podwórze. Siedząc niecały metr od niej, mogłem swobodnie nasycać oczy.

Już bardziej uśmiechnięta zaczęła opowiadać o swoich studiach i czasach młodości. Słuchając o imprezach, zdawaniu egzaminów i kolokwiach, odniosłem wrażenie, że sukienka ciotki staje się coraz krótsza. Wpatrzyłem się w nagie udo i na chwile odwróciłem wzrok w drugą stronę. Teraz już byłem pewien: jej druga ręka świadomie i bardzo powoli podciąga spódnicę do góry. Ciocia chciała mi pokazać swoje nogi, a do mnie należało jedynie jej to ułatwić.

– Zagramy w karty? – zapytała nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Jasne, czemu nie – odparłem, rozsiadając się jeszcze szerzej na kanapie.

Teraz dopiero zwróciłem uwagę, że ten mebel jest gigantycznych rozmiarów. Był szeroki jak półtorej zwykłej wersalki, więc abym mógł choćby zaczepić palcem ciotkę, musiałbym wyciągnąć rękę i wyraźnie się przesunąć.

– W co zagramy? – zapytałem, gdy ciotka wróciła z talią i plastikowym naczyniem pełnym żetonów.

– Jak to w co? W jedyną prawdziwą grę.

Potrząsnąłem głową, bo nie miałem zielonego pojęcia, jaka gra w jej oczach jest tą jedyną i tą prawdziwą.

– Poker! – oświadczyła uroczyście.

– Poker? Przecież to tylko wymiana kart i porównywanie figur!

Ignorancja, jaką wówczas przejawiłem, była doskonale oddana przez jej minę.

– Poker to tak naprawdę jedyna gra, gdzie grasz przeciw człowiekowi. Nie grasz przeciw kartom, bo te mają w tej grze małe znaczenie. Poker to kwintesencja psychologii, matematyki, przebiegłości, cierpliwości i wielu, wielu innych czynników. Tu się liczą: taktyka, opanowanie, nerwy…

Po takim wykładzie nie miałem najmniejszej ochoty wyrazić się lekceważąco na temat pokera. Ciotka podzieliła żetony, przypomniała mi kolejność figur i rozdała karty.

Po wypiciu kolejnego piwa musiałem uznać bezwzględną wyższość ciotki. Za każdym razem, gdy przyszła mi karta, ona pasowała, a zawsze, gdy bluffowałem, ona podbijała, sprawdzała i oczywiście wygrywała. Naprawdę była dobra, a co gorsze, za każdym rozdaniem jej rozbawienie było coraz większe, tak jak moja frustracja.

– Przegrałem! – oświadczyłem, gdy na mojej kupce zostało raptem kilka żetonów. – Jak ty to robisz? Ograłaś mnie jak dzieciaka! Gdzie się tak nauczyłaś grać?

– Och… – westchnęła ciotka.

– Potrzebuję rewanżu! – oświadczyłem i zacząłem raz jeszcze rozdzielać żetony. U cioci Krzysi wywołało to kolejną fale śmiechu.

– Oczywiście… ale musze ci zdradzić sekret. –Twarz ciotki jakby nieco spoważniała, ale oczy śmiały się jeszcze bardziej. – Miałam lekką pomoc…

– Oszukiwałaś! – wrzasnąłem.

– Trochę.

– Och, ty…

Rzuciłem się na ciotkę, nie wiedząc sam, jak ją ukarać. Ona za to zaczęła się jeszcze mocniej śmiać i złożyła się w kłębek na kanapie. Nie wiedząc, co zrobić, zacząłem ją zwyczajnie łaskotać. Tak jak robią to małe dzieci w przypływie emocji i dobrej zabawy.

Ciotka zaczęła reagować rzucaniem się i duszącym śmiechem. Przygniotłem ją częścią swego ciała, podczas gdy ręce szukały dojść do pach. Co chwile udawała mi się ta sztuka, bo energicznie podskakiwała i zmieniała pozycję, cały czas śmiejąc się. W trakcie tej zabawy kilkukrotnie zahaczyłem o jej pierś, ale najwidoczniej nie miała nic przeciw temu, bo jedyne co słyszałem to ciągły duszący śmiech.

– Przestań! – dyszała. – Nie łachocz, bo się uduszę.

– Nic z tego.

Moje ręce coraz lepiej sobie radziły z obroną ciotki, a ja postanowiłem sprawdzić, gdzie jeszcze Krzysia ma wrażliwą skórę. Sięgając pod pachę, złapałem za pierś, reakcja się nie zmieniła. Zrobiłem tak kilka razy, przy czym chwile, jakie pozostawiałem przy jej piersiach były coraz częstsze i coraz dłuższe.

– Przepraszam… już wystarczy.

Ciotka miała ciężki oddech i wyraźnie opadała z sił. Położyła się na brzuchu, a ja siadłem na niej, jeżdżąc palcami po całych jej plecach. Postanowiłem posunąć się krok dalej. Sięgnąłem do kolan, a właściwie do łydek i dolnej części ud. Jej nogi były bardzo gładkie, a ja starałem się nie być zbyt ostry, by jej nie podrapać.

– Zagramy rewanż! – wykrzyczała.

– Pewnie, ale tym razem w rozbieranego!!!

– Dobrze – wymamrotała, gdy z niej zszedłem.

Obydwoje ciężko oddychaliśmy i chyba obydwoje czuliśmy satysfakcję. Ona z tego, że w końcu z niej zszedłem, a ja że pojawiła się realna szansa zobaczenie tych wspaniałych piersi, nóg a może nawet i tyłka.

– Jak oszukiwałaś? – zapytałem.

Ciotka wymownie wskazała na karty.

– Są znaczone?

Przytaknęła. Wziąłem do ręki karty i zacząłem je dokładnie oglądać. Była to stara talia, z pewnością miała kilka lat. Pośród plamek, zagiętych rogów i zadrapań dało się dostrzec niewielkie kropki i kreski. Tylko ślepiec by ich nie widział. Jak wiedziało się jak i gdzie patrzeć, to jasne było, iż każda figura oznaczona jest kreską a każda cyfra kropką. Zapewne trochę zajęłoby odszyfrowanie i nauczenie się systemu.

– Należały do Krzyśka… on nie cierpiał przegrywać.

Wspomnienie nieżyjącego męża na chwile zagęściło atmosferę. Byłbym w stanie zrezygnować z rewanżu i niezwykle ciekawej rozrywki, ale w sekundę później ciotka udowodniła, że czas żałoby ma już za sobą.

Zniknęła za drzwiami i po chwili wróciła z kolejnymi butelkami i nową talią kart. Dosłownie nową. Opakowanie było fabrycznie zawinięte w folię, a karty w środku, w porównaniu do tych starych, były śnieżnobiałe, śliskie i bardzo sztywne.

– Myślisz, że ci pójdzie łatwo? Nie licz na to, że cokolwiek zobaczysz! – Głos ciotki brzmiał zawadiacko. Ona nie chciała ze mną grać, ona mnie wręcz wyzywała.

Ustaliliśmy zasady gry i ceny naszego odzienia. Mieliśmy po ponad pięćdziesiąt żetonów i po stracie wszystkich można było zastawić dowolną część garderoby za dziesięć żetonów. Szybko policzyłem, że ciotka ma na sobie dwa buty, spódnicę, bluzkę, stanik i zapewne majtki. Dawało to w sumie ponad sto dwadzieścia żetonów do wygrania. Wszystko to, by zobaczyć ciocię Krzysię całą nagą. Jakoś nie brałem pod uwagę możliwości przegranej.

Rozpoczęliśmy grę. Walczyliśmy o nietypową i tak naprawdę wysoką stawkę, staraliśmy się nie popełniać błędów. Skupieni, uważni i zapatrzeni w siebie zaczynaliśmy pojmować, czym może skończyć się gra, a ja zrozumiałem, czym jest prawdziwy poker. Napięcie w powietrzu zaczęło rosnąć. Nie kryłem się już, kiedy wpatrywałem się w jej piersi, nogi czy usta. Mój członek jakby przeczuwał okazję, co jakiś czas dawał znać o sobie, podnosząc się i napierając na szorty. Nie zamierzałem bardzo tego kryć i jestem pewien, że ciotka to widziała, jednak jako wytrawny gracz, nie dała po sobie znać.

Czułem, że ciotka mnie chce, ja też jej chciałem, ale żadne z nas nie zamierzało łatwo oddać skóry. Było to jakby każde z nas chciało zjeść ciastko i mieć ciastko.

Po kilkunastu rozdaniach zaczynało się robić nudno. Ciotka może i zdobyła przewagę, ale sięgała ona najwyżej dziesięciu, może piętnastu żetonów. Jednak tak jak wcześniej powiedziała, w pokerze ważna jest cierpliwość, a ja przypomniałem sobie zdanie jednego z mistrzów: „poker to gra jednego rozdania” tak więc cierpliwie czekałem na moje rozdanie.

Trzy damy z ręki. Grając talią od siódemek to naprawdę dobre rozdanie. Delikatnie podbiłem, ciotka wyrównała, ja znów podbiłem. Na puli znalazło się około 20 żetonów. Wymieniliśmy karty. Dla zmylenia ciotki wymieniłem tylko jedną kartę i dostałem czwartą damę. Kareta praktycznie dawała mi zwycięstwo, jednak, aby jej nie spłoszyć, podbiłem delikatnie o kilka żetonów, ciotka podbiła o ponad dziesięć. Spojrzałem na nią, zastanawiając się, co może kryć jej ręka i tym spojrzeniem wygrałem. Ona w moim zdziwieniu zobaczyła strach przed przegraną. Wyrównałem stawkę, na co ciotka odpowiedziała kolejnym podbiciem, tym razem o kilkanaście żetonów.

– Mam cię… – przeszło mi przez myśl i postanowiłem pójść na całość.

Przeliczyłem i rzuciłem na stół kolejne 20 żetonów. Ciotka wyrównała i na puli znalazły się praktycznie wszystkie żetony.

– Wchodzę za wszystko i zastawiam koszulkę – powiedziałem spokojnie i przesunąłem resztkę swych żetonów na środek stołu.

– Czyli jakieś piętnaście żetonów – stwierdziła ciotka i przeliczywszy swoje żetony, dołożyła je do puli. – Dodam jeszcze jedną część swojej garderoby.

Jej zawadiacki i spokojny wzrok odebrał mi pewność siebie. Znaczyło to, że aby ją sprawdzić, muszę oddać jeszcze jeden kawałek swego odzienia.

– Stawiam swego klapka i dorzucam jeszcze jednego – przecież one i tak nie mają znaczenia.

– Ja też dorzucam dodatkową część swego ubrania i sprawdzam – powiedziała. – Pochwal się, co tam masz.

Jeśli wygram, ciotka straci dwa elementy swego stroju, czyli prawie na pewno buty. Jednak, jeśli ja przegram będę musiał grać bez klapek i koszulki.

– Kareta – odpowiedziałem wyniośle i położyłem na stół swoje karty.

Pamiętam dokładnie ten wyraz twarzy. Ciotka przygryzła wargi i przez kilka sekund wpatrywała się w cztery damy i dziewiątkę pik. Następnie trzasnęła swoimi kartami i zaklęła cicho pod nosem.

– Wygrałeś!

Składając karty, zdołałem zobaczyć, że miała fula – trzy siódemki i dwa walety. Ładna ręka, ale za słaba na moją czwórkę dam.

– Zdejmuje swoje buty – oświadczyła.

Zadowolona odłożyła je na bok, a ja zauważyłem, że było to szare, zamszowe, praktycznie płaskie, ale mimo to eleganckie obuwie.

Zagarnąłem swoje żetony, zacząłem rozdawać karty i zdałem sobie sprawę z interesującej sprawy – ciotka nie miała nawet jednego żetonu, a to oznaczało, że nie miała na wejście.

– Wejście – oznajmiłem, rzucając jeden żeton z mojej kupki.

Nie mogłem ukryć swego zadowolenie i uśmiechu. Wiedziałem, że musi coś z siebie zdjąć. Cokolwiek by to nie było, będę zwycięzcą.

– Jeszcze nie wygrałeś.

Ciotka wstała i jakby zastanawiała się, co zrobić. Podciągnęła swoją spódnicę, ale niestety tak, że nic nie udało mi się zobaczyć. Sięgnęła do majtek i ściągnęła je na dół. Następnie zwinęła je w kłębek i położyła obok butów.

O Boże, wówczas dla mnie było to coś tak seksownego, że naprawdę otworzyłem usta, a mój mały zwariował. Nie był, tak jak wcześniej, łechtany jakąś zapowiedzią czy nadzieją. Teraz naprawdę zobaczyłem coś, co mogło podniecić. Prawda była taka, że nic nie zobaczyłem, ale wyobraźnia zrobiła swoje. Miałem świadomość, że obok mnie siedzi ciotka i jest bez majtek. Miała goły tyłek, a ja nie mogłem go zobaczyć. Popatrzyłem jedynie między jej nogi. Dało się zobaczyć ciemną plamę włosów łonowych.

– Proszę o swoje żetony. – Ciotka wyrwała mnie z zamyślenia i jakby trochę ostudziła. Gra przecież trwała dalej.

Moje ciśnienie ewidentnie się podniosło. Zacząłem się pocić, a upał nie był głównym powodem, iż na brzuchu, plecach i skroniach poczułem wilgoć. Prawie pół piwa wypiłem od razu i rozdałem karty.

– Muszę się uspokoić, bo stracę przewagę – pomyślałem i tak uczyniłem.

Jednak nie było to łatwe. Ciotka, choć przegrywała, wydawała się dobrze bawić. Co chwila spoglądała na mnie, wachlowała się bluzką albo przekładała nogę na nogę. Za każdym razem moje oczy śledziły jej ruchy, mając nadzieję choć przez ułamek sekundy zobaczyć coś zakazanego.

Rozdania były nudne jak flaki z olejem. Ja zazwyczaj pasowałem lub podbijałem symbolicznie o jeden lub dwa żetony. Po kilkunastu minutach ciotka miała około dwudziestu żetonów.

– Odkupuję majtki – zawyrokowała i odliczyła mi dziesięć żetonów.

Przyjąłem to trochę ze smutkiem, ale nagroda miała za chwilę nadejść. Ciotka, chyba świadomie, siedząc, podciągnęła nogi do góry i w tym czasie rozłożyła majtki, zaczynając je naciągać . Przez chwile widziałem jej goły tyłek i to sekretne miejsce skrywane pod gąszczem czarnych włosków. Jej dziurka była różowa i wydawało mi się jakby błyszczała się od swych wewnętrznych soków.

– Udało ci się mnie podejrzeć – stwierdziła, śledząc mój wzrok.

– Tak, zamierzam zobaczyć wszystko – odpowiedziałem tonem jeszcze bardziej pewnym niż zamierzałem.

Znów zaczęliśmy grać i znów było nudno. Jedyne, co się zmieniło to to, że spódnica ciotki nie zakrywała już kolan. Mając świeżo w głowie obraz jej gołego tyłka, kolana przestały być interesujące.

Postanowiłem trochę sobie pomóc. Siedząc lekko bokiem do ciotki, odłożyłem jedną kartę na kanapę zaraz obok swego uda. Ciotka tego nie widziała, a ja zyskałem szósta kartę pomocną przy konstruowaniu figur. Na efekt nie trzeba było długo czekać.

Para dziewiątek, trzecia leży obok mej nogi. Udałem, że podnoszę się na swym siedzeniu. Podmieniłem kartę, zostawiając waleta na następne rozdanie.

Miałem trójkę jeszcze przed wymianą. Jej też coś podeszło, bo zaczęła ostro.

– Daję pięć – rzekła pewnie.

Przy obecnym stanie żetonów była to prawie jedna trzecia całego jej „majątku”. Przebiłem o kolejne dziesięć i znów zacząłem się pocić na myśl o jej gołym ciele. Wyrównała i wymieniliśmy karty. Ja dwie i ona dwie. Nie dość, że oszukiwałem, to miałem jeszcze szczęście. Doszła mi para króli. Miałem więc fula, czyli naprawdę wysoką kartę.

– Stawiam dziesięć – powiedziała.

– Stawiasz majtki – poprawiłem ją.

– Niech ci będzie.

Wyrównałem stawkę i podbiłem o kolejne dziesięć.

– Wchodzę.

– Co teraz zdejmiesz? – zapytałem, mierząc ją swym już dobrze napalonym wzrokiem.

– Jeszcze nie przegrałam. Sprawdzam.

Podobnie jak poprzednio położyłem na stół karty, a ciotka niemal identycznie zaklęła. Tym razem naprawdę sądziła, że wygra. Rzuciła swe karty, a ja nawet nie interesowałem się tym, co miała na ręce.

– Może włączymy jakąś muzyczkę? – zaśmiałem się – Będzie cioci lepiej ściągać majtki.

Patrzyła się na mnie wzrokiem na wpół zabójczym na wpół zrezygnowanym. Teraz musiała zdjąć trzy części garderoby, a na sobie miała tylko cztery. Przygotowałem się na ucztę i nieco wygodniej rozsiadłem na kanapie. Byłem pewien, że w tej sekundzie myślimy o tym samym. Ona tak samo jak ja kalkulowała, co zdjąć, a co zostawić.

Ściągnęła bluzkę, a ja zobaczyłem piękny biały stanik i okrągłe piersi, pomiędzy którymi srebrzył się medalik. Odłożyła bluzę i sięgnęła na plecy do zapięcia. Stanik lekko odskoczył, a ciotka powoli zdjęła ramiączka i uwolniła swe wspaniałe półkule. Znów dostałem pełnego wzwodu, a to przecież jeszcze nie koniec. Gdy opuściła ręce, zobaczyłem, że ma wyjątkowo duże sutki. Myślałem, że będą wielkości monety, a były prawie jak nektarynki. Nigdy wcześniej (prócz filmów) nie widziałem piersi kobiety, więc nie mogłem się napatrzeć na cudowne kształty.

– Pięknie – skomentowałem, nie mogąc oderwać od nich wzroku.

Majtki czy spódnica? Ciotka podciągnęła spódnice do połowy ud i sięgnęła po raz kolejny do swych majtek. Gdybym widział ją z tyłu, z pewnością zobaczyłbym goły, wypięty tyłek. Materiał opadł, a majtki wpadły w miseczkę biustonosza.

– Proszę o swoje żetony – prawie warknęła.

Wypłaciłem czym prędzej należne dziesięć sztuk i na nowo rozpoczęliśmy grę. Znów kilka nudnych rozdań, znów nic się nie działo. Rzadko kiedy patrzyłem na karty, a więcej na jej ciało. Praktycznie nieświadomie, co chwile sięgałem do swego krocza, by nieco lepiej ułożyć mego maksymalnie naprężonego członka. Ciotkę to naprawdę bawiło i w końcu skomentowała:

– Może go wypuść, bo się udusi – zachichotała.

Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Wstydziłem się, ale jednocześnie chciałem, by go zobaczyła, chciałem, by go dotknęła. Myśli zaczęły wariować, a wyobraźnia zaczynała prześcigać samą siebie. W przypływie chwili zsunąłem spodenki wraz z majtkami. Mój mały rozłożył się jak nóż sprężynowy. Stał gotowy do czynienia swojej powinności. Jego główka błyszczała się od soków, które zdążył już wypuścić, będąc jeszcze pod ubraniem.

Ciotka co chwilę wpatrywała się w członka, ale nie widziałem niczego, co mogłoby sprawić, bym mógł się posunąć dalej. Pozostawała gra i ściągnięcie z niej wszystkiego. Dalej miałem przewagę jednej ukrytej karty i trzeba było ją wykorzystać.

Po kilku rozdaniach dzięki szóstej karcie miałem dwie pary. Licytacja skończyła się moim zwycięstwem, a ciotce zostały dosłownie trzy żetony.

– Ściągaj spódnicę – śmiałem się – i tak już przegrasz.

– Zobaczymy – odpowiedziała, ale była to odzywka bez krztyny wiary.

– Pokażesz mi goły tyłek? – zapytałem, wpatrując się w jej krocze.

Nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła układać swe karty. Rozdanie musiało jej coś przynieść, bo weszła za całe dwa żetony.

– Dwa i jeszcze trzy – powiedziałem, choć na ręce nie miałem nic. – Pokaż, co kryjesz pod spódnicą?

Ciotka, by sprawdzić, musiała zdjąć ostatnią cześć garderoby. Zrezygnowana spojrzała w bok, wstała i szybko ściągnęła spódnicę.

Przez chwilę przed oczami mignęła mi kępka czarnych włosów. Ciotka była całkowicie naga, ale ja tak naprawdę nie widziałem wiele więcej. Momentalnie założyła nogę na nogę, tak, że jedyne, co widziałem to czubek jej intymnego owłosienia. Udo prezentowało się po prostu pięknie. Miałem wrażenie, że jest twarde niczym marmur. Pomiędzy wiklinowymi szczelinami podziwiałem jej biodro, ale dzięki poduszce, na której siedziała, nic więcej nie mogłem zobaczyć.

– Nie… no tak to się nie będziemy bawić – powiedziałem naprawdę rozdrażniony – wygrałem wszystko, a tak naprawdę nic nie widzę.

Ciotka przez chwilę się zastanawiała, a następnie jak poprzednio spojrzała w bok i lekko rozchyliła swe nogi. Przysunąłem się bliżej, by móc podziwiać jej kobiecość. Włosy łonowe nie były takie gęste jak przypuszczałem. Chciałem ich dotknąć, poczuć, polizać. Na środku podbrzusza zobaczyłem obiekt męskiego pożądania. Różowe wargi tworzyły dwa podłużne wzgórza, pomiędzy którymi było wejście do jamki.

Położyłem dłoń na jej kolanie i zacząłem przesuwać w stronę tego miejsca.

– Gramy dalej – powiedziała i zatrzymała moją dłoń.

Nie odrzuciła jej jednak, ale powoli odłożyła. Był to wyraźny sygnał, iż moje zaloty nie dostają kosza, lecz są jedynie pohamowywane. Wpatrując się dalej w jej krocze, spojrzałem w swe karty. Nie miałem nic, więc wymieniłem cztery karty. Szybko sprawdziłem i przegrałem. Ciotka miała kilkanaście żetonów i od razu odliczyła dziesięć, by odzyskać coś z odzienia. Wzięła spódnicę, ale jej nie założyła, a jedynie położyła na swych nogach, wciskając trochę materiału pomiędzy nie.

Nie wiem czemu ale byłem pewien, że będzie to ostatnie rozdanie. Mój mały już jakby się trochę przyzwyczaił do wolności, ale jego moc nie słabła. Właściwie to było trochę niesprawiedliwe, bo ona cały czas mogła patrzeć na członka, a ja raz jeszcze musiałem wygrać.

Jak się ma szczęście to do końca. Razem z moją oszukaną (szóstą) kartą dostałem trójkę. Zalicytowałem, tak by nic nie miała. Ona sprawdziła i znów musiała się pozbyć wszystkiego, a na dodatek zostały jej tylko cztery żetony.

– Pokaż mi trochę więcej – poprosiłem, gdy znów odłożyła spódnicę, odsłaniając swoją szparkę – proszę.

Popatrzyła się na mnie, a potem na mojego małego. Siadła trochę wygodniej w swym fotelu z wikliny i założyła stopy na siedzenie. Jednocześnie rozłożyła je, bym naprawdę mógł dokładnie wszystko obejrzeć.

Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Kobiece ciało miałem na wyciągnięcie ręki. Wargi sromowe cioci rozwarły się, ukazując wilgotne, różowe wnętrze. Cały kipiałem. Położyłem rękę na jej kolanie i zacząłem delikatnie masować. Tym razem nie wyraziła sprzeciwu, a jedynie opuściła nogi na podłogę. Zacząłem jeździć po jej gładkiej skórze. Wokół był upał, ale jej ciało w moim odczuciu wydawało się mieć ze sto stopni.

– Przesuń się trochę – poprosiła i wstała, by po chwili siąść obok mnie. Przez moment widziałem jej okrągłe pośladki.

Gdy usiadła obok mnie, nic nie powiedziała tylko chwyciła za mojego małego i zaczęła regularnym ruchem ściągać mu napletek. Poczułem się jak w niebie. Mrowienie, podniecenie i uczucie, jakiego jeszcze nie znałem. Wszystko na raz uderzyło moje zmysły. Spojrzałem na nią, ale ona nie patrzyła mi w oczy, a jedynie obserwowała swoje rękodzieło. Objąłem ją ramieniem i chciałem pocałować, ale odchyliła głowę i lekko mnie odepchnęła. Sięgnąłem pomiędzy jej lekko rozchylone nogi. Przez chwile poczułem jej miękkie i delikatne owłosienie, jednak po sekundzie zabrała moją dłoń, rzucając ciche: nie.

Sięgnąłem do piersi. Na to na szczęście miałem pozwolenie. Były miękkie, przyjemne, a sutki twarde jak rodzynki. Ugniatałem je lekko, starając się być delikatnym i sprawić jej, choć trochę przyjemności, jednak dla mnie była to dawka zbyt duża.

Zacząłem jęczeć w zbliżającym się orgazmie. Ciotka wiedziała jak robić mężczyźnie dobrze. Przyspieszyła swe ruchy, a ja wygiąłem się jak sprężyna, ścisnąłem jej pierś i oddałem całą spermę na obrus i stolik.

Opadłem na kanapę, ciężko dysząc. Nigdy wcześniej nie było mi tak dobrze. Ciocia wykonywała jeszcze drobne ruchy, uspokajając mojego małego. Powoli zaczęło schodzić ze mnie napięcie, a mój przyjaciel tracił twardość.

Ciotka wstała i zaczęła naciągać na siebie spódnicę.

– Zadowolony z wygranej? – zapytała, choć wiadome było, że lepszej nie miałem jeszcze nigdy w życiu.

Potaknąłem głową i obserwowałem jak ciotka się ubiera. Po chwili doszło mnie z kuchni:

– Przynieś mi obrus. Trzeba go uprać.

Takie zwykłe stwierdzenie przywołało mnie do normalnego życia. Naciągnąłem spodenki, zwinąłem posłusznie zaplamiony obrus i zaniosłem go ciotce. Przez cały czas ani razu nie spojrzała mi w oczy. Tymczasem w mym organizmie nagromadziło się zmęczenie. Wstałem przecież wcześnie rano, upał był nie do zniesienia, wypiłem sporo piwa i przeżyłem najlepszy orgazm w swoim życiu. To wystarczyło, by zwyczajnie zachciało mi się spać. Poszedłem do swego pokoju i za niecałe 10 minut spałem.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz