Niemoralna propozycja 4: Blagier (Historyczka)  1.92/5 (13)

17 min. czytania

Źródło: Pixabay

Już wyobrażam sobie, że usiądziemy przy stole z tymi tirowcami. Już słyszę w uszach ich rechot i dwuznaczne uszczypliwości, w stylu “To jak tam, paniusiu, rzeczywiście tak mocno skrzypiało łóżeczko?”, albo “Naprawdę z niego taki długodystansowiec?”. Mogą na pewno też o wiele wulgarniej.

Gdy schodzimy, już na schodach witają nas wiwaty. Znacznie głośniejsze niż ostatnio. Wszak towarzystwo jest o wiele bardziej podchmielone.

– Brawo!

– Oj, coś nasza damulka mocno wymęczona! Coś ma obolałą minkę…

– Co ci się Martusiu przytrafiło?

– Może panna została ukłuta! Ha ha ha!

– A może przygnieciona?!

Nadal czuję, jak coś cieknie mi po nodze… Mam wrażenie, że wszyscy to widzą. Że wszyscy patrzą na dowód “oznaczenia” mnie…

Potwornie krępuje mnie świadomość, że wszyscy ci mężczyźni domyślają się, że właśnie zostałam “zaliczona”, choć raczej w ich terminologii – “wygrzmocona” lub po prostu – “wyruchana”. Pewnie wasza samcza wyobraźnia właśnie rysuje obrazy – jak to się stało? A może raczej – jak wy to byście ze mną robili… I coś mi podpowiada, że nie byłyby to delikatne sceny “kochania się”…

A więc dosiądziemy się do nich. I tu spotka mnie cała seria krępujących odzywek. Dwuznacznych. Albo i całkiem jednoznacznych… Zwłaszcza, że pewnie uznają mnie za “puszczalską”, a może wręcz za dziwkę. Jak wtedy mnie potraktują? Zapytają, ile biorę za loda? Albo, czy daję bez gumki?!

A jednak Antoni nie prowadzi mnie do nich. Mijamy stolik z tirowcami. W rogu znajduje się inny, z trzema krzesłami, przy którym siedzi jeden mężczyzna, odwrócony tyłem. To tam zmierzamy. Podchodzimy bliżej i… oczom nie wierzę!

Ten człowiek to Tomasz Blagier. Najbardziej nikczemna kreatura na świecie, jaką znam.

To właśnie on winien jest katastrofy firmy mojej mamy. Urządzając jakąś karuzelę fakturową, spowodował jej kosmiczne finansowe zadłużenie, samemu pięknie się wybielając. Pod wszystkimi dokumentami podpisana była moja rodzicielka… on pod żadnym…

A na początku wydawał się takim miłym i arcyuczciwym człowiekiem… niemal się w nim zakochałam. Pozwalałam się zabierać na randki… Naprawdę niewiele brakowało, żebym się z nim wtedy przespała… Bardzo niewiele… Zwłaszcza, że zdaje się, miał na mnie niemałą chrapkę… Na tych randkach prawił takie komplementy, że omal odlatywałam. Całował mnie jak wariat. A ja, naiwna gąska… a raczej, głupia cipa… pozwalałam mu na bardzo dużo. Stanowczo zbyt dużo.

Kiedy już właściwie byłam zdecydowana pójść z nim do łóżka, przypadkowo podsłuchałam jakąś rozmowę, która mnie poważnie zaniepokoiła, mimo, że dobiegały do mnie ledwie jej strzępy. Za dużo było tam podejrzanych zwrotów “lewe faktury”, “wrobić”, “prosty wał” itp.

Mimo, że byłam wtedy u niego w domu, na wpół rozebrana i wszystko wydawałoby się zmierza do tego, że zaraz mnie w końcu zdobędzie, nie uległam mu. Ależ był zawiedziony. I wściekły. Obawiałam się, że posiądzie mnie siłą. I był tego naprawdę bliski. Z wielkim trudem udało mi się nie dopuścić do tego, żeby mnie przeleciał…

Od tej chwili bacznie przyglądałam się wszystkim jego ruchom w firmie. A on… po tym, gdy mu nie dałam… jeszcze bardziej mnie pożądał. Odniosłam wrażenie, że chęć zaliczenia mnie stała się jego życiową obsesją. Nachodził mnie. Bombardował telefonami. Groził, że zrobi wszystko, żeby mnie zdobyć.

Dość szybko obnażył swoją drugą twarz – nikczemnika, gnębiciela…

W międzyczasie zorientowałyśmy się, że w firmie wystąpiły nieprawidłowości. Jednak zbyt późno. Zdążył nas zadłużyć i wkręcić w karuzelę vatowską. Doprowadził mamę do finansowej katastrofy i jednocześnie utraty zdrowia.

Największy nikczemnik, jakiego znałam…

A teraz ten typ siedzi sobie tutaj, jak gdyby nigdy nic i bezczelnie szczerzy do mnie zęby. Uśmiecha uwodzicielsko, jak jakiś małomiasteczkowy Casanova.

– Przysiądźmy się do pana Tomka! – Antoni popycha mnie w stronę stolika, lekko klepiąc po tyłku.

– Do tego drania? Nigdy – odpowiadam cicho.

– Ależ tak, moja… – tu szukał słowa – kobietko.

“No przecież nie ma sensu mu się stawiać… a zwłaszcza po tym, jak już mnie miał… Jeszcze obraziłby się, zerwał umowę… i okazałoby się, że przespałam się z nim, zupełnie na darmo… Przespałam? Pozwoliłam się perwersyjnie wykorzystać!”

Jednocześnie świta mi w głowie niepokojąca myśl – “a może oni są w zmowie?!” Niepokoję się tym bardziej, że witają się ze sobą nad wyraz serdecznie. Ten drań – Tomasz – patrzy na Antoniego pytająco, jakby zaciekawiony, zdaje się zgadywać – “I co? Zaliczyłeś ją?” Zaś urzędnik, uśmiechając się, jakby sprośnie, zdaje się triumfować i mówić – “Spokojna głowa. Miałem ją, jak chciałem!” Teraz przenosi wzrok na mnie.

– Marto! Jesteś piękna i kusząca, jak zawsze!

Powinnam podziękować za komplement, ale milczę.

– Wyglądasz na nieco wymęczoną? – powiedziawszy to, porozumiewawczo mrużąc oko, zerka na kierownika.

“Boże! Co za wstyd! Właśnie przed chwilą nadstawiłam tyłka staremu, obłudnemu urzędniczynie… żeby inny hultaj napawał się tym i pewnie wkrótce mi to wytykał… Zaraz powie – “mi nie chciałaś dać, a ten starszy pan cię wydupczył…” Oczywiście nic nie odpowiadam. Chciałabym popatrzeć mu w oczy wyzywająco, ale sytuacja, w jakiej się znajdowałam – zupełnie temu nie sprzyjała.

Antoni, celowo na oczach tego łotra, gładzi moje kolano i udo. Jakby demonstrując, że jestem kobietą, którą miał. Jednocześnie, patrząc mi w oczy, zagaja:

– Marta, nie przywitasz się z Tomkiem? Z tego co wiem, nie był on tobie zbyt obcy… Zdaje się, że nawet dopuściłaś go blisko… a nawet, bardzo blisko…

Wstydzę się teraz, że ten szubrawiec oglądał mnie nagą… że dotykał wszystkich zakamarków mego ciała… Całe szczęście, że mnie nie przeleciał…

Blagier gapi się na mnie z uśmiechem.

– Marta uwielbia czasem milczeć. Być tajemniczą. To zresztą jest nawet bardzo kusicielskie…

“No tak! Wyobrażaj sobie!” – rugam go w myślach – “wyobrażaj, że chcę cię skusić!”

Jednak ten kontynuuje:

– Nie raz już była wobec mnie tajemniczą i nie raz kusiła… I nie raz skusiła! Tajemnicza, a jednak odkryła przede mną swoje sekrety. – Uśmiecha się szelmowsko.

“No tak! Chwal się! Pochwal się, że zaglądałeś mi pod spódnicę…”

Antoni w tym momencie ożywia się.

– Ano właśnie… to ja ciekawym tego… Opowiedz brachu coś więcej o tej waszej znajomości…

Czuję, jak się czerwienię.

– No co by tu powiedzieć… – puszy się Tomasz – byliśmy istotnie bardzo blisko… bardzo… Przyznaję, że wtedy o niczym innym nie myślałem, jak tylko o tym, żeby zdobyć Martę.

– Ech, ty hultaju, chciałeś taką porządną pannę zbałamucić! Ha, ha, ha! – W głosie urzędnika brzmiała wyczuwalna nutka szyderstwa. Jednocześnie czuję na udzie uścisk jego dłoni, silny uścisk…

– Ano cóż… kto inny widno ją zbalamucił… Ha, ha, ha! Może nawet wiem kto?!

Antoni zaśmiał się pod nosem szelmowsko.

– Ano tak… zbałamucić tak przyzwoitą pannę, panią profesor… to nie byle co!

Krępuje mnie ta rozmowa. Czekam, w jakim kierunku zmierza. Ale gdy na stół wędruje duża butelka wódki, zaczyna mnie to niepokoić. “Czy przypadkiem kierownik nie zechce się mną podzielić z tym kanalią?!”

Po kilku kolejkach, gdy nagle zaczyna grać muzyka, Tomasz prosi mnie do tańca. Oczywiście stanowczo odmawiam. Jednak Antoni zmusza mnie. Wzrokiem, który wskazuje, kto tu rządzi, przywołuje mnie do porządku. Powolna idę na parkiet.

Już przy pierwszych rytmach ten szubrawiec próbuje przyciskać mnie do siebie. Staram się go odpychać. Blagier szepcze mi do ucha:

– Co, pana kierownika chyba tak nie odpychałaś?

Odwracam wzrok.

– Antoniemu chyba dałaś się poprzytulać?!

Najchętniej spoliczkowałabym go. Jednak wiem, że nie mogę teraz tego zrobić.

– Jesteś dziad i kawał chama.

– Ależ już mi to przecież mówiłaś. A co powiedziałaś Antoniemu? Że pozwolisz mu zapukać do twego serduszka? Zapukać… ha, ha…

“Chyba temu łachudrze przypadł do gustu fakt, że musiałam pójść do łóżka z urzędnikiem.. Podnieca go to?”

– Zapukał do twojego serduszka i coś mi mówi, że nie tylko serduszka… Ha, ha.

– To ty, kanalio wrobiłeś nas w to nieszczęsne położenie!

– Czyli to przeze mnie zgodziłaś się przespać z panem kierownikiem?

– Przez te twoje machinacje! Powinieneś siedzieć!

– A to miłe wyznanie, że panna, która tak chroniła cnotkę… tak nie chciała mi dać… nagle rozłożyła nóżki przed starym prykiem! A co do więzienia, to raczej twoja mamuśka powinna tam trafić.

Zalewa mnie krew, gdy to słyszę. Usiłuję go odepchnąć, ale ten, przewidując taki ruch, trzyma mnie jak w stalowych kleszczach. Dostrzegam, że bacznie przyglądają nam się tirowcy, pokazują na nas palcami i coś komentują. Nie chcąc robić zamieszania, przestaję się wyrywać, jednak Tomasz to wykorzystuje, zjeżdża dłonią na mój tyłek.

– Przestań. Proszę, przestań.

Ten jednak nadal trzyma mnie za pośladki.

– Kiedyś lubiłaś jak łapałem cię za pupę. Nie pamiętasz? – Szczerzy zęby. Nic nie odpowiadam, więc on kontynuuje.

– Lubiłaś też klapsy!

I jednocześnie lekko pacnął mnie w tyłek.

– Nie… nie rób tego…

– Ty zawsze lubiłaś się opierać… pamiętasz, jak protestowałaś, kiedy wpychałem ci rękę pod spódnicę? A potem sama przyznałaś, że to lubisz! Że lubisz protestować. Więc skąd mam teraz wiedzieć, czego naprawdę chcesz?

– Zakończmy ten taniec…

– O nie! Jeszcze nie zmacałem ci dostatecznie kuperka! A widzisz, jak ochoczo przyglądają się nam ci panowie? Niech też mają coś z tego.

W tym momencie mocno ściska mi pupę. Bezczelnie obłapia ją na oczach kierowców.

Próbuję odepchnąć rękę… ale bezskutecznie. Raz odepchnięta dłoń, ląduje natychmiast na drugim pośladku.

Nie chcę robić widowiska z szamotaniny, więc poddaję się. Pozwalam, żeby nachalnie dotykał mojego tyłka na oczach rozochoconych mężczyzn, którzy, jak okazuje się,  najwyraźniej mu kibicują! Trzymają kciuki w górze, jak Rzymianie dający sygnał gladiatorom. Tyle, że w tym wypadku znaczy zupełnie cokolwiek innego. – “Zmacaj ją! Zmacaj jej tę zgrabną, dużą dupcię!”

Wreszcie puszcza mój tyłek, po to, żeby zrobić obrót w tańcu. Wykorzystuje to do tego, żeby przejechać się dłonią po cyckach!

– Pamiętasz, że zawsze podziwiałem twój biust? Zawsze zachwycał mnie tym, że jest taki duży. Pamiętam, że nie mogłem doczekać się, kiedy zobaczę twoje piersi nagie…

– Przestań… przestań o tym mówić…

– Ale dlaczego? Doskonale pamiętam chwilę, kiedy pierwszy raz zobaczyłem je w samym staniku! Nawet pamiętam go. Taki fioletowy, koronkowy. Ależ się zachwyciłem! Jak ja się nie mogłem doczekać, kiedy go rozepnę! A ty, chyba celowo, dozowałaś napięcie… nieprędko na to pozwoliłaś…

– To był mój błąd…

– Pamiętam też ten biustonosz, który wreszcie mogłem rozpiąć. Ty chyba celowo założyłaś taki z rozpięciem z przodu na tamtą randkę… Szykowałaś się, że mi pozwolisz… Ten czarny, pamiętasz, jak drżały mi ręce? Aż wreszcie… wreszcie zobaczyłem twoje nagie cyce!

Pamiętałam tę chwilę doskonale. “Boże, jaka ja byłam wtedy naiwna! Chyba zakochana… podniecona… pragnęłam, żeby wreszcie podziwiał moje piersi… Żeby je pieścił… całował.”

– Ja o tym już zapomniałam.

– Doprawdy?! Niemożliwe! Ale ja mogę ci to chętnie przypomnieć… Jak wzdychałaś, kiedy miętosiłem twoje balony… albo jak jęczałaś, kiedy ssałem sutki.

– Przestań… co było, a nie jest…

– Możemy zapisać w rejestr. Wszystko można odwrócić. Ja cały czas mam na ciebie chętkę.

W tym momencie kolejny obrót w tańcu umożliwia mu znacznie silniejsze schwycenie za piersi.

– Cudowne cyce! Mam wrażenie, że jeszcze bardziej jędrne! Czyżby to Antoni je tak przygotował?

Jednocześnie jakiś tirowiec aż klasnął w ręce, widząc, jak jestem obłapiana przez Tomasza.

– Jesteś bezczelny!

– A to wiem. – Śmieje się w sposób demonstrujący pewność siebie. – Ale czyż nie tacy właśnie wygrywają. I dostają to co chcą.

Zadrżałam. “Przecież on zawsze w swoje łapska chciał dostać mnie…”

Po skończonym tańcu nie nasiedzieliśmy się przy stoliku. Antoni zakomenderował, że wracamy do pokoju.

Idę z bijącym mocno sercem, gdyż okazuje się, że Blagier podąża z nami. Żegnają nas owacje tirowców, którzy chyba nie spuszczali ze mnie oka. Teraz widzą, jak wychodzę z dwoma mężczyznami… Jestem skrajnie zawstydzona…

Już od progu, otrzymuję polecenie Antoniego: Załóż to. Po czym podaje mi strój… pokojówki!

Gdy biorę ubranie do rąk, od razu znajduję je jako wyjątkowo skąpe… Są tu czarne pończochy, spódnica… a właściwie króciutka mini.

Już rozchylam usta, żeby protestować… ale jakaś siła każe mi być uległą. Głos wewnętrzny wtóruje jej: “pamiętaj o biednej, schorowanej matce!”

Idę do łazienki. Zmieniam pończochy, zakładam spódniczkę. Faktycznie, wyjątkowo kusa. Nie zakrywa koronkowych manszet pończoch. Biała bluzeczka – cieniutka, prześwitująca, doskonale ujawnia wzorki stanika. Wreszcie biały fartuszek, do pasa, ozdobiony falbankami.

Od zawsze podniecała mnie myśl, że przebieram się za pokojówkę. Nie zakładałam jednak, że aż w tak seksowny strój. Teraz znów ogarnia mnie ten sam rodzaj podniecenia. Dodatkowo wzmacniany faktem, że wszak wystąpię tak ubrana przed dwoma mężczyznami, którzy mnie pożądają…

Kiedy wychodzę z łazienki, witają mnie okrzyki podziwu.

– O! La, la!

– Pokojóweczka co się zowie!

Moje podniecenie narasta. Ich najwyraźniej też. Widzę to po ich twarzach… i po spodniach. Antoni drżącym głosem wydaje polecenie:

– Obróć się, chcemy zobaczyć jak dobrze leży ten strój.

Obracam się powoli, wokół własnej osi.

– Ależ pięknie ta spódnica eksponuje dupeczkę!

I w momencie, gdy jestem do nich okręcona tyłem, dostaję klapsa od Antoniego.

– Auuaaa! Proszę sobie tak nie pozwalać… – udaję, że się oburzam.

– Sprężysta pupcia pokojóweczki! – zarechotał urzędnik. Próbuję obciągnąć spódnicę w dół, ale nie wiele to daje. Jedynie moje usiłowania nakręcają obu mężczyzn.

– No pokojóweczko. Zdaje się, że tu są jakieś okruszki… – kierownik wskazuje na podłogę obok niego.

Z jednej strony, cała sytuacja wydaje mi się mocno upokarzająca, ale z drugiej, czuję, że kręci mnie takie usługiwanie mężczyznom. Kucam przed nim. Moja spódnica jeszcze bardziej podjeżdża do góry. Obaj dranie mają na mnie świetny widok – całe uda w seksownych pończochach oraz spory dekolt – bluzeczka nie posiadała dwóch guziczków na górze…

– Uuuu, la, la! – zachwyca się Tomasz. A kierownik komenderuje, wyszukując wyimaginowanych śmieci:

– Jeszcze tu okruszek… jeszcze tu…

Ja posłusznie przemieszczam się, pozostając w pozycji “w kucki”. W pewnym momencie tracę równowagę i opadam na kolana.

– U! Laaa… la! – Blagierowi świecą się oczy.

– Właściwa pozycja dla panny służącej! – kpi urzędas. – A teraz proszę oczyścić z okruszków moje spodnie.

Dotykam jego spodni i usuwam te wyimaginowane okruszki. Widzę, że są napięte…

– Wyżej, sięgnij Marto wyżej.

Drżą mi ręce, gdy oczyszczam jego uda.

– O tu. – Pokazuje na okolice rozporka.

Dotykam go tam. Podnieca mnie to, że jest taki naprężony, gotowy do walki.

– A teraz, pokojówko, oporządź mego przyjaciela…

Wzdrygam się. “Czego on ode mnie chce? Żebym na oczach tego kanalii Blagiera, wyłuskiwała ze spodni fajfusa urzędniczyny???”

– Sprzątaj, sprzątaj pokojóweczko… bierz się za garderobę mojego kumpla – Tomka.

Co to, to nie! – myślę – nie dotknę nawet tego gnoja. Kręcę głową.

– Ależ Martusiu – słodko zwraca się do mnie były wspólnik matki. – Przecież… przecież nie raz już widziałem ciebie na kolanach – kpi.

“No tak… kilka razy zrobiłam mu dobrze ustami… Nie dałam mu tyłka… ale mu przecież zrobiłam laskę.” Pamiętam to doskonale. On ma przecież bardzo grubego kutasa… Mimo, że nie jest szczególnie długi, to bardzo gruby… Aż bolała mnie szczęka. Możliwe, że między innymi dlatego, że byłam przerażona tym rozmiarem, nie chciałam mu ulec? Może podświadomie obawiałam się o moją ciasną cipkę? Że wydawało mi się, że jest dla niej za duży?

– Prawda Martusiu, że pamiętasz? Mówiłaś wtedy, że nie wierzysz własnym oczom. Nieprawdaż? A, i mówiłaś jeszcze później, że strasznie bolą cię szczęki…

– Nic takiego nie pamiętam… – szepczę zdruzgotana. Widzę, że wszystko zmierza do tego, żebym klęcząc w stroju pokojówki przed tym najpodlejszym z szubrawców, robiła mu loda… ssała jego fiuta… “O! Niedoczekanie! A może jeszcze miałabym przed nim, w tym dziwkarskim stroju “maid” pozwolić się wydupczyć?!”

– Nie pamiętasz? A to ja chętnie ci przypomnę. A może nie tylko przypomnę? Może czas na nowe doznania?

Staję się poważnie zaniepokojona.

– To, co Antek, co do Marty. Tak jak obiecałeś?

– Pewnie. – spokojnie odpowiada kierownik Surowy.

Zrywam się z nóg, wstaję. Serce wali mi jak oszalałe.

– Jak to? O co chodzi… Co to ma znaczyć? – oburzam się.

– Marta… – nadal spokojnie ciągnął Antoni – spójrz na swoją sytuację… Sama poszłaś z dwoma facetami do numeru… Jesteś ubrana w dziwkarski strój pokojówki…
Muszę przyznać mu rację. Jestem zupełnie bezradna… Ale… Czyżbym musiała teraz oddać się też temu parszywcowi?

– Nie. Nie pozwalam… – mówię cicho, i dodaję, ku swemu zaskoczeniu – chyba, że chcesz mnie wziąć siłą…

Boże! Ty głupia cipo! – Rugam siebie samą w myślach. – Dlaczego ja mu to podpowiadam i dlaczego… tak cholernie się podniecam na myśl, że posiadłby mnie przemocą? Dlaczego?!

– Tak? – z przekąsem pyta Blagier – Na pewno? Mówisz tak, bo jesteś pewna, że tego nie zrobię? Ale ty jeszcze nie wiesz, do czego jestem zdolny. A mówiłem ci, że ja dostaję to, czego chcę!

W tym momencie porozumiewawczo skinął na Antoniego, a ten natychmiast wybrał numer telefonu.

“Gdzie on dzwoni?!”

Po raz pierwszy w życiu tak mocno czuję, jak przechodzą mnie ciarki.

– Benek? Już, teraz. – Lakonicznie rzucił do słuchawki kierownik Surowy.

Mam ochotę uciekać, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Boję się, ale jednocześnie czuję, że ten strach mnie podnieca! “Benek? Czy to nie ten najpotężniejszy z tirowców?! Boże! Co oni zechcą mi zrobić?!”

W tej chwili otwierają się drzwi, a w nich rzeczywiście pojawia się chłop na schwał, niczym gladiator i jego kompan, którego ochrzciłam wtedy w myślach – “baryłeczką”, w berecie z antenką. Czuję, że nogi mam jak z waty.

– To co, Marta? Dasz po dobroci? – Blagier pyta z taką obojętnością w głosie, jakby obydwa scenariusze – uległości i oporu – interesowały go w porównywalnym stopniu.

– Nie… nie… – szepczę cichutko, przełykając ślinę.

Jakaś część mojej duszy wręcz domaga się, żeby to nie było “po dobroci”.

– Panowie… to gdzie mi ją przytrzymacie?

Przerażona dostrzegam drapieżne spojrzenia dwóch podchmielonych kierowców. Idą powoli w moim kierunku. Nie uciekam. Czuję się jak na obławie. Czekam na bycie schwytaną. Z lubością łapią mnie za ramiona.

– Panie Tomku, przytrzymamy ci ją, gdzie zechcesz. – Benek najwyraźniej jest gotów dotrzymać prawdopodobnie zawartej uprzednio umowy.

– Na każdym meblu będziesz mógł ją wygrzechotać. Jak trzeba, to nawet na żyrandolu! Ha, ha, ha! – Baryłka wczuwa się w sytuację.

– Przyprowadźcie ją tu, do tej komody.

Czuję się, jak prowadzona na rzeź. Ale nie opieram się im, bo wiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Na rzeź? Może raczej na rżnięcie… czy też, jak oni mówią – “grzechotanie”…

Pochylają mnie nad komodą, jednocześnie zmuszając, bym się wypięła. Ta kanalia, Blagier, już stoi za mną.

– Tegom chciał! – zakrzykuje, niczym jakiś bohater “Ogniem i Mieczem.” – Mówiłem, że dostaję to, czego żądam! Patrz. Nie chciałaś mi udostępnić dupci, a teraz patrz, jak ją potulnie nadstawiasz.

W tym momencie czuję na pośladkach sążnistego klapsa.

– Auuua! Nie…

– Jeszcze dziś sobie pojęczysz… oj pojęczysz moja panno! Moja! – Z lubością Blagier wypowiada zwłaszcza ostatnie słowo.

– Nie… nie… – szepczę. Choć zdaję sobie sprawę, że protesty mają charakter czysto symboliczny. Jednak, nawet tak nikły opór podnieca mnie… podnieca, jak cholera. “A więc zaraz ten łotr spod ciemnej gwiazdy dopełni upokorzenia nade mną… nad moją rodziną… najpierw zrujnował nas finansowo, teraz sponiewiera  mnie w inny sposób…”

Czuję jak podwija i tak skąpą spódniczkę.

– O żesz kurwa! – wyrywa się “panu Baryłce” – ale dupa! Ta kobitka aż się sama prosi, żeby ją wychrobotać!

– A jak! – Tomasz się popisuje. – Zadek stworzony do klapsów!

– Nie… proszę… – protestuję.

Dostaję dwa klapsy – w lewy i prawy pośladek.

– Patrzcie chłopy, jak się ładnie trzęsą półdupki! – Cieszy się Blagier.

I ponawia akcję, po czym rzuca:

– Ale, dosyć tej gry wstępnej!

Po czym ściąga ze mnie stringi, które osuwają się i zatrzymują w okolicy kolan. Kładzie dłoń na mojej szparce.

– Znajoma mi cipka… oj, znajoma, a wiecie chłopaki, że ta pinda nie pozwoliła mi w nią wjechać?! Taką cnotkę zgrywała. Co wy na to? Myślicie, że teraz pozwoli?

Rechoczą.

– Ano próbuj! Zobaczym. My tam zrobim swoje, i ją przytrzymamy tak, że ani drygnie – huczy Benek.

Czuję ich silne dłonie na ciele. Jedna z nich trzyma mnie za pierś. To “Baryłka”. Wykorzystuje okazję, by mnie macać. Słyszę odgłos rozpinania paska. Wkrótce potem na pośladku wyczuwam mięsisty przedmiot. Baryłka zaśmiewa się.

– Uuu! Kolego, masz się czym pochwalić! Nasza paniusia zaraz cię poczuje… Oj, poczuje!

– Dokładnie. Wkrótce pani profesor zapozna się dogłębnie z moim przyjacielem… I coś mi się zdaje, że popamięta to spotkanie. – Blagier wypowiada przez zaciśnięte zęby.

Drżę ze strachu. “Na pewno będzie bolało… Jestem przecież ciasna… A może on się nie zmieści? Przecież to prawdziwy potwór! Z wielkim trudem pomieściłam go wtedy w ustach…”

– Nie… proszę… nie rób mi tego… – Protestuję, zdając sobie doskonale sprawę, że jedynie bardziej go zachęcam…

Istotnie. Niemal natychmiast napiera. Próbuję się szarpnąć. Zsuwa się.

– Ejże, pani profesor… chyba się nie zrozumieliśmy…

Mężczyźni chwytają mnie mocniej. Stabilizują, teraz nie mam ani centymetra pola manewru. Zaraz posiądzie mnie z łatwością.

A jednak nie jest tak łatwo. Nie chce się zmieścić.

– Nie… nie… – wciąż protestuję.

– Spokojnie… jak się popieści, to się pomieści. – Blagier jeździ czubem swego potwora po wargach sromowych. Jestem wilgotna, mój organizm nie potrafi ukryć tego, że pragnę zostać wziętą. Wreszcie naciera. Czuję ból, a jednak on nadal nie może wejść.

– O kuźwa! Jaka ciasna!

– No my ci chyba nie pomożemy! – Żartuje Benek.

– No chyba nie wsadzimy jej lejka, ha, ha, ha! – Popisuje się dowcipem Baryłka.

Myślę w duchu, że może jednak ten szubrawiec mnie nie posiądzie, że natura wybroni mnie przed tym bydlakiem. Jednak Tomek nie daje za wygraną. Szoruje swoim czubem po cipce, jakby chciał ją jeszcze bardziej zmiękczyć… Rzeczywiście, staje się coraz bardziej mokra…

– Panie kierowniku – Baryłka zwraca się do Antoniego – ale pan ją ten teges?  Znaczy się, trachnął?

Kątem oka widzę, jak urzędnik puszy się z dumy.

– A to może niech ci opowie nasza pokojóweczka, co ją tu spotkało?

Wzdrygam się. “Co za cham, co chciałby usłyszeć? Że powiem – tak, zostałam w tym pokoju ostro wydymana…?” Oczywiście milczę. Ale Baryłka nie daje mi spokoju.

– No, pokojóweczko. Odpowiedz grzecznie… Bo będzie klepane w tę słodką dupcię!

– Auuć! – krzyczę, i to z dwóch powodów. Tylko co poczułam klapsa, a już natarł Blagier swoim taranem. Pcha się z całej siły, podczas gdy Benek z Baryłką trzymają mnie tęgo, byle wspomóc kolegę.

Czuję jeszcze większy ból. To ten pal powoli zaczyna wdzierać się we mnie. Najpierw jego wielka żołądź wypełnia mnie mocno.

– Aaaaa! Aaaaaa! – jęczę mimowolnie. Tomasz trzyma mnie za biodra, niczym w stalowych kleszczach i ładuje się na siłę.

– Zaraz… zaraz cię będę miał… – sapie niemiłosiernie. Jeszcze kilka pchnięć i czuję obce ciało wpychane we mnie niczym olbrzymie tłoczysko… Rozpycha mi bezlitośnie ścianki pochwy.

– Aaach! – wzdycham.

– Jedziesz, Tomek jedziesz! – dopingują go Benek z Baryłką – zapnij ją na maksa!

Moja norka stawia coraz słabszy opór.

– Auuuuaaa! – stękam.

Widzę spore ożywienie na twarzy kierownika Surowego. Jakby usilnie kibicował swemu kompanowi.

Wreszcie czuję, że ten potworny wał dotarł do dna pochwy. “Zostałam w pełni zdobyta. Zdobyta przez tą nikczemną kreaturę… która teraz penetruje mnie dogłębnie. Faszeruje swą okrutną piką…”

Tomasz nadal trzyma mnie jak w imadle i nie porusza się. Tkwi jak najgłębiej we mnie, jakby nie chciał oddać pola… albo chciał delektować się chwilą.

– Jest moja! – oznajmia wszem i wobec.

– Brawo! – zakrzyknął Antoni.

– Tomeczku! No, no! – raduje się Benek.

Zdopingowany Blagier zaczyna mnie posuwać. Ale bardzo powoli. Zwłaszcza wysuwa się, jakby z wielką ostrożnością, żeby nie wypaść całkiem z mojej norki. Po czym pakuje się z powrotem.

– Aaaaa… aaaaa… – pojękuję cichutko. Czuję dotkliwie pracujący we mnie tłok. Ogarnia mnie przerażenie.

“Rozepcha mnie. Rozepcha mi cipkę…”

– Pracuj Tomeczku, pracuj! – Aktywizuje drania Benek.

– Daj do pieca pokojówce! Rozepchaj jej ciasnotkę! Ha, ha, ha! – Wspomaga Baryłka.

Pchnięcia Blagiera natychmiast stają się odważniejsze, mocniejsze. Pojękuję nieco głośniej. Mimo to słyszę komentarz urzędniczyny.

– Coś słabo stęka ta nasza pani profesor. A wiem, że jak chce, to potrafi…

Tomek chyba bierze sobie “na ambit” słowa kierownika, bo jego natarcia na piczkę stają się wręcz druzgocące.

– Aaaaa! Aaaaaa! – intonuję bardziej przeraźliwie.

– No, Tomeczku… daj jej popalić! – Ekscytuje się Baryłka.

Pchnięciom zaczynają towarzyszyć klapsy.

– Auuuaaa!

Przejdź do kolejnej części – Niemoralna propozycja 5: Matka

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

W tym rozdziale następuje nieoczekiwany zwrot akcji i okazuje się, że historia ma nieco więcej głębi, niż się z początku wydawało. Pojawienie się Blagiera wprowadza bohaterkę w niepokój, który z czasem będzie tylko rósł. I obejmował nie tylko ją…warto więc przeczytać finał, który pojawi się w już w poniedziałek!

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz