Niemoralna propozycja 3: Motel (Historyczka)  2.67/5 (12)

27 min. czytania

Źródło: Pixabay

Wreszcie zajeżdżamy do tego cholernego motelu. Typowy przybytek dla kierowców tirów, nieopodal stoją wielkie ciężarówki. Gdy tam wchodzimy czuję na sobie wzrok wszystkich mężczyzn. Zwłaszcza, że Antoni daje im powód do tego – lokuje rękę na moim tyłku. Zawstydzona, odtrącam ją, ale gdy podchodzimy do recepcji – stary, siwiutki portier łypie na mnie okiem i porozumiewawczo mruga do urzędnika, jakby zdając się mówić – “Niezłą cizię sobie pan przywiózł! Czyżby zapowiadała się gorąca noc?!”

Uśmiechając się – staruszek przelizuje wargi… tym razem jakby pokazując mi, gdzie najchętniej pooperowałby tym jęzorem. Jestem skonsternowana, zawstydzona. W dodatku kierownik znowu kładzie mi dłoń na pośladkach. Nie mam wątpliwości, że widzą to kierowcy tirów biesiadujący z piwem przy stolikach. Żeby nie robić kolejnej sceny z odpychaniem ręki, sama odsuwam się nieco. Antoni, z triumfującą miną, głową pokazuje na mnie staremu, jakby się chwalił – widzisz, jaką sztukę upolowałem?! I rzeczywiście nachyla się do jego ucha i szepcze: – Zdrowa dupa! Co nie?

Obserwuję, jak portier, szczerząc zęby, wznosi kciuk do góry i podaje klucz do pokoju. Myślę sobie, że to klucz, który symbolicznie pieczętuje mój los…

– Sam bym ją chętnie przedupcył! – odpowiada szeptem, a głośno: – Ten sam numer co zawsze! – Na wpół kpiąco, a na pewno sprośnie uśmiecha się staruszek.

O Boże! – Myślę. – A więc niejedną nieszczęsną kobietkę ten drań już tu zwabił, niejedna musiała właśnie w tym motelu dać mu tyłka. Tak samo, jak teraz ja… Do tego, przecież dokładnie na tym samym łóżku, na którym już niejedną wyobracał.
O tym samym pomyślał najwidoczniej portier, bo rzucił:

– Miłego wieczora! I… długiej nocy! Życzę panu. I… pani!

No tak – myślę – na pewno będzie miła… Dobrze, że choć ty staruszku, mnie, jak to raczysz nazywać, nie “przedupcysz”.

Wyobrażałam już sobie, jak będę szła na górę po schodach, prowadzona przez urzędnika, klepiącego mnie w zadek, na oczach tych kierowców, jak prostytutka wybrana przez klienta w domu uciechy. Kto wie, czy nie odprowadzą mnie jakieś gwizdy podchmielonych kierowców?

A jednak nie idziemy na górę. Antoni decyduje się zaprosić mnie na obiad. Proponuje kaczkę, gdyż jak twierdzi – serwują tu całkiem niezłą, w buraczkach. Domawia butelkę wódki… Wyborowej. A więc już staje się jasne, że nie przywiózł mnie na godzinę – czy dwie, byle tylko mnie “wydupczyć”, ale, że chce korzystać ze swego łupu całą noc…

Ledwie na stole ląduje wódka, przysiada się wielki i gruby tirowiec.

– Benek jestem. – Przedstawia się. Widać, że zapewne od dawna pozostaje w zażyłych stosunkach z Antonim, bo klepie go po plecach.

– Marta. – Podaję rękę, którą ten cmoka, a gdy chcę ją zabrać, przytrzymuje i cmoka jeszcze dwa razy.

– A pani, kim jest dla Antoniego? – Świdruje mnie oczkami. No i co ja mam odpowiedzieć? No przecież nie, że narzeczoną! A jak powiem, że prawie się nie znamy – to na kogo wyjdę, skoro przyjeżdżam z tym kimś do motelu?! Nie muszę sobie odpowiadać, że wyszłabym na cichodajkę… Wiję się przy odpowiedzi. Jakich tu słów użyć – “sympatia”? Głupie! “Dziewczyna”? Bez sensu. W takiej sytuacji – myślę wkurzona na samą siebie – adekwatne jest chyba tylko pojęcie – “fuck girlfriend”!

Wtedy następuje chwila przebłysku. Przecież takie to proste.

– Znajoma. – Uśmiecham się.

– Zarezerwowaliście państwo już nocleg, widziałem… – zagaja. A to drań, zacznie drążyć temat. Możliwe, że zaobserwował również, że wzięliśmy jeden klucz, a nie dwa.

– No, tu mają wygodne pokoiki – ciągnie tirowiec – tylko wyrka cholernie skrzypią! Ha ha! – Gapi się prosto na mnie. Gnojek! Jakby już słyszał przez ścianę, jak pode mną skrzypi łóżko!

– No i ścianki działowe są cieniutkie! – jakby czytał w moich myślach – jak jakaś pani jest głośniejsza, to też ją dobrze słychać. Oj, dobrze! Ha ha!

Pewnie łachmyto właśnie zastanawiasz się, czy ja jestem głośna? Pewnie już wyobrażasz sobie, jak słyszysz wydawane przeze mnie jęki! Boże! Przecież to jest moja przypadłość. Przecież zazwyczaj jestem zbyt głośna. Dobrze pamiętam ten mały hotelik w Krakowie… Gdy na śniadaniu okazało się, że jestem jedyną kobietą – wszyscy tak dziwnie się na mnie patrzyli. Wtedy ani omlet, ani parówka nie mogła mi przejść przez gardło… W myślach wyłącznie odtwarzałam – co wtedy wykrzykiwałam w nocy?! Zaś ten dupek, który ze mną siedział, wprost puchł z dumy, jakby się pysznił: “No i co, słyszeliście, jak jej ostro dawałem do pieca?!”

Natomiast teraz to tirowiec nie dawał mi spokojnie zjeść kaczki. Zachęcał:

– A wieczorem, leci tu śliczna muzunia. Wpadniesz, pani Marto? Taką lalę, jak ty, chętnie zaprosiłbym w tany! Oczywiście za zgodą naszego kierownika.

A to jaki – “za zgodą kierownika”… A mnie to o zgodę nikt nie pyta, czy chcę zostać “wzięta w tany”… Zwłaszcza, że taki wstawiony drab, w tańcu pewnie nie trzymałby grzecznie łap przy sobie…

– A pewnie, że się zgodzę! – Wyrwał się Antoni. – Ja tam się lubię dzielić słodyczami… Ha ha ha! A co to, ubędzie mi? To mydło? Się nie wymydli!

No tak. Znam to powiedzenie – cipka nie mydło, się nie wymydli… Dranisko. Czy on naprawdę chce się mną podzielić?

Benio ucieszył się i wreszcie nas zostawił, wypił tylko kielicha z kierownikiem.

Skończyliśmy obiad, Antoni w szybkim tempie wypił całą butelkę.

– No paniusiu. Czas na nas!

Zadrżałam. A więc przyszedł na to czas. Urzędnik nieco wstawił się, będzie pewnie bardziej nachalny. Cóż tam, niech się zatem stanie, co ma się stać. Niech mnie przeleci… będę miała to wreszcie z głowy.

Gdy wstaję od stolika, świat wiruje jak zwariowany. Antoni puszcza mnie przodem i ruszam w kierunku schodów. Gdy mijamy stolik z kierowcami tirów, podchmielony Benio krzyczy do współbiesiadników:

– A to właśnie jest ta pani Marta!

– Uuuuu! – Trzej koledzy tirowca urządzają mi głośną owację.

– Panna Marta, grzechu warta! – zakrzyknął chudy dryblas.

– Chętnie się z paniusią zapoznamy! – piszczy rudy mikrus w okularach.

– Nawet bliżej zapoznamy! – rechocze gruby jak baryłeczka gość z beretem z antenką.

Nie wiem, jak się zachować. A więc już im o mnie nagadał. Ciekawe co takiego? Ani chybi coś nałgał… Silę się na sztuczny uśmiech. W tym samym momencie lekkim klapsem, na oczach tych mężczyzn, ponagla mnie Antoni.

– Paniusia teraz nie ma czasu! – Sprośnie mruży oko do kolegów Benio. – Ma inne zajęcie! Ale obiecała, że przyjdzie wieczorem z nami potańcować!

A to cham – myślę – przecież nic nie obiecywałam!

– A to już my z nią potańcujem! Oj, potańcujem! Aż ją nóżki rozbolą! – Rozochoca się rudy konus.

– Spokojnie Maniu, teraz to ją co innego zaboli! – ryczy Grubasek. Cóż za prostaki! – pomyślałam, wchodząc na schody – “co innego mnie zaboli!”.
W tym samym czasie, wesolutki Antoni uszczypnął mnie w tyłek. Oczywiście tak, żeby kierowcy to doskonale zobaczyli.

– Auuć! – krzyknęłam, czemu towarzyszył rechot tirowców, oraz piskliwy głosik mikrusa:

– Kto wypina, tego wina!

Ech ty! Kurduplu! – pomyślałam – już ty chciałbyś, żebym się tobie wypięła!

Kiedy przekraczam próg pokoju, nogi pode mną się ugięły. Teraz jestem w pełni,w jego władaniu. Rozglądam się po pomieszczeniu, skromne, lecz przytulne. Fototapeta z zaułkiem włoskiej uliczki, wraz z niezwykle nastrojowym światłem, tworzy ciepłe, wręcz romantyczne wrażenie. Patrzę na uradowanego kierownika – jak zacznie? Czego ode mnie oczekuje? Czy mam się rozbierać? Kurczowo zaciskam dłonie na torebce, jakby ona mogła być dla mnie jakąkolwiek ochroną.

Patrzy na mnie, jak drapieżnik na ofiarę, którą zamierza pożreć.

– Boże, jak ja czekałem na właśnie tę chwilę. Że będę cię miał skazaną na mnie. Trochę przerażoną, ale… już gotową mi się oddać. Jak ja uwielbiam te sytuacje. Mógłbym się nimi napawać bez końca.

Nie odpowiadam. Nie wiedziałabym, co powiedzieć. Przełyka ślinę.

– Obróć się. Obróć się, powoli, wkoło. Niech się na ciebie napatrzę…

Poczułam się, jak branka na targu niewolnic. Na szczęście, jeszcze nie byłam naga, bo zapewne tak musiały występować niewolnice, przed swymi potencjalnymi nabywcami… Choć słowo “jeszcze”, wydaje mi się jak najbardziej trafne…

Nie ulegam od razu jego rozkazowi. Mija chwila, ale on mnie nie ponagla. Wreszcie sama, powoli, okręcam się wokół własnej osi.

– Ależ ty jesteś ponętna! Elegancka! Zgrabna!

Poczułam lekkie zażenowanie tymi komplementami. Ale też zaczęłam odczuwać ekscytację… – Co będzie dalej?

Postąpił kilka kroków naprzód.

– A teraz chcę, żebyś zrobiła dla mnie striptiz,

Zadrżałam. A więc chce, bym teraz zrzuciła przed nim ubranie. Chce się mną delektować…

– Tylko niech się pani rozbiera powoli.

Oczywiście, jeśli już – to tylko powoli – myślę. Stoję przed nim, nie wiedząc, jak zacząć. Jestem potwornie stremowana. Obcy chłop będzie oglądał, jak się przed nim obnażam. Boże! Co za wstyd!

– Najbardziej lubię ten moment, kiedy kobieta rozpina pierwszy guzik. To tak, jakby naruszenie jej głównej linii obrony. Pierwszy wyłom! – Szczerzy zęby.

No cóż, trzeba zacząć. Ten moment musiał kiedyś nastąpić. Ależ drżą mi ręce!

Piekielnie drżą. Czy ja w ogóle dam radę rozpiąć ten cholerny pierwszy guzik?! A ten pryk, jakby się delektował moją konsternacją! Smakuje ten moment.

– Ma pani piękne, długie i ślicznie pomalowane pazurki! – Komentuje moje zmagania z bluzką. – Oczywiście nie będę pomagał się pani rozbierać. Uwielbiam, gdy kobietka sama przede mną zrzuca ciuszki… Od początku, do końca.

Wreszcie rozpinam pierwszy guzik. Pewnie ogląda już rowek między piersiami, ale jeszcze nie widzi stanika.

– No brawo! – klasnął dłońmi. – A więc wyłom został dokonany! Danie zostało napoczęte!

Na pewno wiedział doskonale, jak peszą mnie te słowa.

– Ciekawe, czy zdarza się pani “zapomnieć” czasem na lekcji zapiąć ostatniego guziczka? Oj, uczniowie wtedy pewnie popuszczają wodze fantazji!

Nie przestaje mnie konfudować. A jednak, właśnie w takiej chwili odczuwam specyficzny rodzaj podniecenia… ekscytacji tym, że jestem taka… osaczona. Że właśnie wkroczyłam na równię pochyłą, u podnóża której będę stała przed nim zupełnie naga!

– Czas na drugi guzik!

Teraz ręce drżą mi jakby mniej, chociaż odsłaniam przecież więcej.

– Cóż za słodki rowek między tymi kulami! Rowek? Prawdziwy rów mariański! A jaki śliczny kolorek biustonosza! Ależ żem ciekaw jego koronki!

Trzeci guzik rozpięty.

– Nie zawiodłem się! Cudna! Wyrafinowana koronka! Jakie to motywy? Jakieś róże… Ależ ślicznie prezentują się na pani piersiach… zdobią je. Pani boskie kopuły są wręcz stworzone do prezentacji takiego materiału, prawdziwa sztuka!

Zaczęłam odczuwać specyficzny rodzaj dumy. Rzeczywiście miałam na sobie stanik najdroższej chyba firmy – Victoria’s Secret. Koronka w punkt – nieco prześwitująca, lecz nie pokazująca też zbyt wiele. Wyjątkowo wyszukane wzory.

– Pani Marto… ale nie możemy spocząć na laurach…

Rozpinam czwarty guzik. Teraz zapewne podziwia widzi kształt biustu, koronka stanika opina go bardzo dokładnie.

– Cóż za widok! – W jego głosie słychać odczuwalny podziw. – Co za kształty! Wzorcowa forma biustu. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę go bez zakrycia… Ale właśnie dlatego, wspaniałe jest to stopniowanie doznań!

Potem kolejne guziki. Wreszcie moja bluzka i spódnica leżą obok siebie na podłodze.

Do tej chwili było stosunkowo łatwo. Teraz będę musiała rozpiąć przed nim stanik. Pozwolić, by obcy mężczyzna oglądał moje nagie cycki! Jestem potwornie stremowana.

– A teraz, proszę oprzeć się na tym stoliku i pochylić.

A więc chce, żebym się przed nim wypięła… chce przyjrzeć się mojej pupie… No tak, w tej spódnicy, rzeczywiście zobaczy dokładnie kształt tyłka… No może jest nieco za duży… ale chyba jednak zgrabny…

Spełniam polecenie, choć nieco mnie ono uwiera, robię to przecież tak na zawołanie… A też ta poza, jest archetypem wręcz uległości… Uległości kobiety wobec mężczyzny… wobec samca!

– A teraz proszę pokołysać biodrami.

Cóż… skoro już wypięłam się, mogę i pokołysać. Poruszam tyłkiem, jak podczas tańca.

– Oooo tak! Doskonale! Ależ pani to potrafi! Proszę potrząsnąć swoją zgrabną pupcią!

Peszę się. Ale co robić. Wywijam zadkiem. Zdaję sobie sprawę, że to dla niego jest bardzo podniecające… Może nawet ma ochotę mnie uszczypnąć, albo dać mi klapsa?

– Pomajtaj jeszcze tym kuperkiem! Mocniej! Jakbyś szła przed samcem, któremu chcesz zakomunikować, że chcesz mu dać!

Zatrważają mnie takie polecenia, zwłaszcza… słowa. Ale, co zrobić? No więc bujam moim siedzeniem… rzeczywiście wyobrażam sobie, że mam tym sprowokować jakiegoś pana… No i nie powiem… podnieca mnie to…

– Wymierz sobie sama klapsa!

To polecenie spada jak piorun. A to hultaj! A jednak ekscytuje mnie sytuacja, w której mam odegrać rolę “klepanej panny”. Wypinam mocniej prawy pośladek i klepię go delikatnie prawą dłonią.

– Silniej! Zadek musi poczuć, że jest smagany!

Wymierzam silniejsze uderzenie, jednocześnie sycząc:

– Auuuć!

Antoni bije mi brawo.

– Dobrze! Jeszcze ostatni klaps i dam ci spokój.

Tym razem oklepuję lewy pośladek.

– Auuuaaa…

Tak jak obiecał, daje mi spokój. Mam wygodnie usiąść na kanapie. Ale… mam “ładnie pogładzić swoje łydki”.

Sadowię wygodnie tyłek. Na kanapie kładę też nogi, po czym, najpierw wygładzam spódnicę, a potem powoli muskam dłońmi łydki. Widzę jak urzędnik zaciska usta.

– Nooo pani nauczycielko! Potrafisz robić to ponętnie! Pogładź teraz swoje zgrabne kolanka!

Schlebia mi jego komplement. Powoli gładzę kolano jedną ręką, drugą bawię się włosami za uchem. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak to działa na facetów.

Antoni cmoka.

– A teraz załóż nogę na nogę i jedną unieś wyżej… Nie podciągaj spódnicy, niech się sama delikatnie zsunie…

Spełniam kolejne żądanie urzędnika. Zadzieram delikatnie nogę. Materiał kiecki zsuwa się, odsłaniając udo, jednak nie na tyle, żeby pokazać koronkę manszety.

– Gładź tę nogę… o taaak… doskonale.

Bardzo powoli ją muskam.

– Wypręż ją. Jeszcze wyżej.

Zadzieram nogę, a spódnica zsuwa się tak, że już widać koronkę pończoch.
Czuję się tak kobieco, tak ponętnie…

– A teraz, pani profesorko, nie przestając gładzić ud, powiedz, że jest ci bardzo miło się ze mną spotkać!

Niby niewinne polecenie, mi jednak wydaje się perwersyjne. Ale ekscytuje mnie.

Jedną ręką miziam się po udzie, jeszcze bardziej odsłaniając koronkę, a drugą bawię się włosami. No i, lekko rozchylając usta w uśmiechu, kokieteryjnym szeptem wyznaję:

– Panie kierowniku, spotkanie z panem jest bardzo miłe…

– O tak! Uśmiechaj się do mnie. Uśmiechaj się tak, jakbyś była na pierwszej randce i chciała dać do zrozumienia podrywaczowi, że już jesteś gotowa pójść z nim do łóżka!

No i znowu poczułam się skrępowana. Z jednej strony upokarzana, z drugiej – podekscytowana. Trudno. Uśmiecham się i łopoczę rzęsami.

– Dokładnie tak! Pięknie się uśmiechasz, pani historyczko! Gach od razu by pomyślał, że nie będziesz się wzbraniać, gdy będzie próbował cię przelecieć!

A więc na to mi przyszło! Grać łatwą… która ma sugerować, że być może jest gotowa… dać dupy! I to na pierwszej randce!

– A teraz, pogładź paluszkiem po swoich pełnych dużych ustach. Są tak cudnie pomalowane krwistą szminką. Niech to wodzenie paluszka, z pięknym, też cudnie pomalowanym pazurkiem, wygląda jak zaproszenie…

Drży mi dłoń, gdy ją unoszę do warg, po których zaczynam kreślić małe kółeczko. Wnioskuję, że urzędas jest cholernie perwersyjny, w dodatku w jakiś szczególnie wysublimowany sposób. Niby moje zachowanie nie jest wyuzdane… ale co najmniej kuszące – na pewno… Niby to nie jest dziwkarskie… ale trochę się czuję jak jakaś lafirynda… Ciekawe ile kobiet przede mną musiało odgrywać taką scenę?

– A teraz nie przestając się gładzić, mów, że tę szminkę wybrałaś specjalnie dla mnie.

Ależ on podkręca tę gierkę. Ciekawe co chce tym uzyskać… ale cóż… trudno.

– Panie kierowniku… – Tu przejechałam palcem tak po górnej, jak i po dolnej wardze. – Tę szminkę wybrałam specjalnie dla pana…

– I niech pani doda: żeby się w niej z panem całować…

Ach ty! – Myślę w duchu, co jeszcze każesz mi powiedzieć?

– Żeby się z panem całować… – A w duchu dodaję: – I żeby w tak pomalowanych ustach, mógł wylądować twój kutas!

– Doskonale! Doskonale pani Marto! A teraz gładź się po udach, po tych koronkach pończoch! I powiedz, dlaczego lubisz nosić pończochy?!

Boże! Dlaczego te jego podchody tak mnie ekscytują? Może dlatego, że dzięki temu akcja jest stopniowana, a to zawsze mnie rozpalało. Podwijam spódnicę tak, żeby było widać całe koronkowe manszety. Układam na nich dłonie i znów gładzę uda. Powoli, niezwykle powoli. Bardzo cichutko, jakbym zdradzała moją największą tajemnicę, szepczę:

– Panie Antoni… – Celowo używam jego imienia, aby dodać tonu poufałości. – Muszę panu wyznać… – Kurcze, myślę, ależ się rozkręcam, dodaję od siebie więcej niż on zażądał. – Otóż panie Antoni… wyznam panu moją intymną tajemnicę, że… że uwielbiam nosić pończochy… A dlaczego? Dlaczego lubię mieć świadomość, że pod spódnicą mam właśnie pończochy… Cóż… zapewne dlatego, że czuję się wówczas bardziej kobieco…

Urzędniczyna aż kipi z radości. Uśmiecha się od ucha do ucha i potakuje głową.

– A dlaczego nasza pani nauczycielka lubi mieć poczucie, że pod kiecką ma pończochy? Dlaczego czuje się wtedy bardziej kobieco? – Tu zawiesił głos, jakby chcąc dać mi możliwość odpowiedzenia. Ale jednak nie czekał na to. – A może dlatego, że nasza profesorka chce się czuć bardziej dostępną dla mężczyzn?

Tu mnie zmroziło. Co on sobie wyobraża? Że chcę łatwiejsza? Że jestem przygotowana na to, żeby w każdej chwili, w jakimś gabinecie, albo nawet w kiblu – można mi było zadrzeć spódnicę… i mieć do mnie dostęp? Co on sugeruje?!

– Powiedz pani Marto, że dlatego lubisz mieć na sobie pończochy, żeby mieć bardziej dostępną cipkę.

Boże, ależ on ze mną igra… I do tego mnie to tak rajcuje! A więc, dobrze… tak mu powiem.

– Tak… lubię mieć pod spódnicą pończochy, żeby czuć się bardziej dostępną…

– O tak! Dokładnie! A teraz zademonstruj to. Chwyć się za spódnicę i pomajtaj nią. A jednocześnie powierzgaj nogami!

Dziwnie się czuję, spełniajac to polecenie. Ale mimo to, macham materiałem spódnicy, jednocześnie wywijając nogami. Jego twarz zdradza podniecenie. Sapie.

– Doskonały widok! Kusząco łopoczesz kiecką! Bosko fajtasz tymi zgrabnymi nóziami!

Przestałam.

– A teraz wstań i podejdź tutaj.

Wietrzę jakiś podstęp. I, jak się okazuje, słusznie. Na podłodze ustawił wentylator. Mam świadomość, że włączy, i to pewnie na najwyższe obroty, gdy tylko podejdę. Ale co mam robić? Podchodzę… Coraz bliżej.

– Stań przy tym wentylatorze… nawet nie wiesz, jak ja to lubię!

Rzeczywiście, włącza natychmiast, a moja spódnica frunie do góry, mimo, że chwytam ją dłońmi.

– O tak! Bądź zawstydzona! Bądź zawstydzona, jak cnotliwa sikorka, niespodzianie podejrzana.

Moja mina jest godna najlepszej aktorki. Zawstydzenie skromnej nauczycielki bije na głowę te panny pin-up z rysunków z lat czterdziestych.

– Bądź skonfudowaną, niczym dzieweczka, której pierwszy raz jakiś chłopak zobaczył cipkę!

– Ojej! Ojej! – Wykrzykuję. Jednocześnie układając usta w dzióbek. Łapię się za głowę, ale szybko zdaję sobie sprawę, że to pogarsza moją sytuację i z powrotem chwytam się za kieckę.

– Wspaniale! – Urzędas klaszcze w dłonie. – Wręcz idealnie! A teraz niech pani profesor okręca się przy wentylatorze, raz stojąc z prawej, raz z lewej i oczywiście nadal trzyma się za spódnicę, ale na tyle niezręcznie, żebym mógł zobaczyć pończochy!

No i co mam począć? Obracam się to z jednej, to z drugiej strony wiatraka. No nie udaje mi się utrzymać materiału w ładzie, powiewy co rusz zawiewają go wyżej. Antoni musi być ukontentowany, bo na pewno udaje mu się zobaczyć pończochy w pełnej krasie.

– Ach! Panie kierowniku… Niech pan nie patrzy w moją stronę… Widzi pan jaka to konfuzja dla skromnej dziewczyny… Ach, ten okropny wiatr! Ach, my biedne kobietki, co my przez niego wycierpimy!

Wczułam się, aż za bardzo, ale też utrafiłam w gust urzędniczyny. Rajcuje go ta gierka. Aż się oblizuje.

– Pani Martusiu… piękniutka ta pani spódniczyna! Stworzona do łopotania na wietrze… Zapewne ubrała ją pani specjalnie dla mnie?

Ależ przechera z niego. Przecież domyśla się, że rzeczywiście, gdy zakładałam tę kieckę, wiedziałam już, że się z nim spotkam i w jakim celu…

– Panie Antoni… rozgryzł mnie pan… specjalnie dla pana… widzi pan co ja teraz znoszę?

Urzędnik zaśmiewa się.

– Zatem jestem zachwycony! – A ciszej dodaje: – Zakrywaj się tak, jakbyś chciała zasłonić spódnicą pipkę… Dokładnie tak jak Marylin Monroe w tej słynnej scenie.

Natychmiast spełniam polecenie. Zdaję sobie sprawę, jak kuszący przedstawia to widok. Cała drżę. Czuję się zupełnie jak Marylin Monroe, nawet mam wrażenie, że mam na sobie właśnie tą samą białą sukienkę. Marylin też osłaniała krocze… a sukienka fruwała wysoko…

– Udało się! Jak w filmie! Niezła z ciebie aktoreczka, bo nawet minę zrobiłaś taką jak Monroe, gdy sukienką zasłaniała piczkę… A teraz, niech coś uniemożliwia ci trzymać się za kieckę. Puść ją! Chcę zobaczyć jak wiatr z dmuchawy odsłoni majtki!

Puszczam materiał i jednocześnie zakrzykuję:

– O Boże!

Bo Antoni popycha wiatrak niemal między moje nogi. Zdradziecka spódnica ochoczo zdradza to, co się miedzy nimi kryje. Pan kierownik doskonale widzi skąpe, koronkowe majtki. Wiem, że są prześwitujące… wiem, że może przez nie być widać zarys szparki…

– Kapitalny widok, pani profesor! Nadspodziewanie! Właśnie tak powinna fruwać kiecka! I właśnie takie majtki powinna mieć na sobie… damula! Powiedz, że założyłaś takie cienkie specjalnie dla mnie!

Mam to mówić w tej krępującej pozycji… wszak nie wyłącza wiatraka. Stojąc z zadartą spódnicą i prezentując swe niewymowne… mam złożyć intymne wyznanie…
Spuszczam wzrok i cicho, niemal szepczę:

– Tak… tak panie Antoni… te cieniusie majtunie założyłam specjalnie… na spotkanie z panem…

Widzę, że urzędnik zagryza wargi. Kieruje do mnie kolejne polecenie:

– A teraz, pani nauczycielko, obróć się tyłem i wypnij pupę w stronę wiatraka.

Ależ on chce sobie mnie dokładnie obejrzeć. Powolutku obracam się i czuję jak tylnia część spódnicy frunie mi aż na plecy. Antoni znów klaszcze w ręce.

– Cóż za boski widok! Te majteczki faktycznie są skąpe! Genialnie odsłaniają pośladki!

No tak, musi mieć niezły widok na mój zadek. Okazuje się, że do tego stopnia niezły, że aż podszyczpuje mnie w nieosłoniętą majtkami część pupy.

– Auuuć!

– O tak… lubię jak tak reagujesz. A teraz belfereczko, rozmasuj zgrabnie bolący tyłeczek.

Ależ on się nade mną pastwi… Ale cóż… Trudno. Powoli, ponętnymi ruchami dłoni rozmasowuję pośladek, widząc, że przygląda się temu z bliska. Oczywiście cały czas nie wyłącza dmuchawy…

– A teraz, stań nad wiatrakiem. Dokładnie nad nim.

Co za perwers – myślę – musi się tym napawać do cna. Czuję teraz jak mocno wiatr mnie podwiewa, sięgając ud. Włączony na maksa wentylator furgocze. Moja spódnica łopocze jak flaga na wietrze.

– Tak tak… dobrze… a teraz przyda się to, że masz cieniutkie majtki… kucnij!

Odwracam się i patrzę na niego pytająco.

– Kucnij tak, żebyś poczuła wiaterek na psitce.

Drżąc, kucam. Rzeczywiście… mocno czuję wiatr między nogami… na cipce.

– Aaach… – Nie mogę się powstrzymać, żeby nie westchnąć.

– Wspaniale! Lubię, jak tak wzdychasz. A teraz, kołysz się raz  w jedną, raz w drugą stronę. Niech podmuch owiewa ci jak najmocniej cipę!

Przesuwam ciężar ciała raz na jedną nogę, raz na drugą. Wiatr jest bezlitosny, bawi się moją pisią. Wzdycham głośniej.

– Aaaaaaa aaach…

Wreszcie Antoni wyłącza wentylator. Mam wrażenie, że jest na mnie jeszcze bardziej napalony. Może chce przyspieszyć akcję?

– Czas na pozbycie się spódnicy. Już i tak pokazała wszystko, co miała pokazać.
Ale… zdejmuj ją powoli. Nawet powoli rozsuwaj zamek.

Zatem suwak kiecki rozsuwam nieśpiesznie, jakbym droczyła się z jakimś chłopakiem – rozepnę spódnicę, czy też nie rozepnę? Wreszcie rozsunęłam zamek.

– O… ten moment lubię szczególnie. Moment wyłuskania tyłeczka ze spódnicy! Poproszę pani nauczycielko. Ale… powoli… bardzo powoli…

Tak też uczyniłam. Flegmatycznie, bez pośpiechu, wreszcie moja pupa wyłoniła się przed jego oczami. Zaś kiecka po nogach zsunęła się na podłogę.

Stoję przed nim jedynie w majtkach, staniku, pończochach i szpilkach. Ależ się wstydzę!

Do tej chwili było stosunkowo łatwo. Teraz będę musiała rozpiąć przed nim stanik. Pozwolić, by obcy mężczyzna oglądał moje nagie cycki! Jestem potwornie stremowana. Próbuję nieco grać na czas.

– Panie kierowniku… bardzo się peszę… czy da mi pan chwilkę? Czy mogę na razie nie zdejmować biustonosza?

– Ależ oczywiście. Przecież wie pani, że nie lubię pośpiechu. Ale, poproszę piersi do przodu. Proszę je wypiąć.

Wypinam je dumnie.

– A teraz niech pani je chwyci w dłonie…

Znów krępują mnie jego polecenia, ale… robię to. Czuję się, jakbym podawała mu biust na tacy…

– A teraz, niech pani potrzęsie trochę cyckami.

No ładne – myślę. Robi sobie za mnie zabawkę. Lalkę! Ale cóż… mam przerwać? No nie… Podrzucam je nieco. Jak bile… A niech widzi, jakie mam duże. Przy tej czynności, chyba widać też to, że są jędrne… Nawet kręci mnie takie poczynanie… jakbym zachęcała go do seksu hiszpańskiego…

– A teraz, unieś ręce do góry.

Ech – myślę – zachowuje się, jak jakiś treser! Unoszę.

– No pięknie wyglądasz pani nauczycielko… Cyce też ci się kusząco uniosły! Czas na pokazanie tych skarbów. Wysuń z jednej miseczki, ale bardzo powoli… a potem, z drugiej.

A więc to ten moment, gdy zobaczy moje nagie piersi… Trudno… Ale nawet poczułam się do tego jakoś przygotowana psychicznie. Delikatnie, oczywiście z całym ceremoniałem, jakby droczenia się, wysunęłam z miseczki jedną półkulę.

– Potrząsaj nią!

– Teraz drugą!

– Potrząsaj obiema!

– Pogładź brodawki!

– A teraz podrażnij sutki!

– Porządnie!

Czuję jakie twarde są sutki… Boże… ależ ja jestem podniecona.

– Twarde są te twoje suty?!

– Taak… – odpowiadam cicho.

– Dobrze. Nie zdejmuj stanika. Wystarczy że twoje balony są wysunięte z miseczek. Teraz czas na majtki.

Chwytam za skąpy materiał.

– Najpierw złap się za pupcię i trzymając ją, wypnij tyłeczek i potrząśnij nim!

A więc do zdjęcia majtek, też musi mnie przygotować… Urobić. Jest w tym niesamowicie biegły! Czyżby rutyna? Czyżby przede mną wiele kobiet przechodziło podobną musztrę? Trzęsło zadkami i cyckami?

– Teraz wsuń paluszek za majtki i je zsuwaj. Tylko jak?!

– Tak. Oczywiście. Powoli… – odpowiadam.

– Ale masz śliczne te majtki! Piękna koronka! Jakby stworzone do striptizu… do zdejmowania ich przed facetami!

Czy on takimi tekstami chce mnie jeszcze bardziej speszyć?

– Teraz odwróć się tyłem i nadal delikatnie paluszkami zsuwaj je z kuperka. Chcę widzieć jak materiał przesuwa się po pośladkach!

Stoję tyłem do niego i przesuwam, milimetr po milimetrze…

– Ale nie tak szybko! Odwróć się. Chcę, żebyś najpierw przez majtki pomasowała cipkę!

Co za oblech! Chce, żebym się sama pieściła na jego oczach. Cóż… no dobrze… niech wie, że jestem zmysłową kobietą… Kładę dłoń na koronce i przez nią suwam ją powoli po łonie. Pieszczę moją myszkę delikatnie i nieśpiesznie.
Przymykam oczy i wzdycham.

– Oooch…

– A teraz zsuń majtki na bok i pokaż mi swoją cipkę!

Czuję się strasznie zawstydzona, gdy na jego oczach zsuwam majtki z piczki. Gdy przed nim wyłania się obraz mojej wydepilowanej szparki… Gdy mnie tak bacznie ogląda. Gdy cmoka.

– Doskonała psitulka! Wygolona. Wąska. Rozłóż szerzej nogi!

– Pośliń palce i pieść ją.

– Urządź sobie palcówę!

Wszystkie czynności wykonuję jakby bezwolnie. Jęczę jak wariatka, zwłaszcza gdy środkowym palcem sama się posuwam. Domyślam się, że to wszystko ma mnie przygotować przed aktem ostatecznym… Wreszcie każe mi iść do łóżka.

– Nie zdejmuj tylko ani pończoch ani szpilek! Chcę cię brać właśnie w nich.

Kładę się na łóżku na plecach. A więc to jest ten moment. Zaraz mnie weźmie. Zaraz we mnie wejdzie. Przez chwilę jakby się delektuje, patrząc na mnie nagą, leżącą na pościeli. Jest wręcz rozradowany, uśmiech od ucha do ucha nie pozostawia co do tego wątpliwości.

– Co panienko? Czekałaś na ten moment?

Oczywiście nie odpowiadam na pytanie. Czuję jego natarczywy wzrok na moich nagich cyckach, na pozbawionych majtek cipce.

– Czekałaś. No to doczekałaś się.

Rozpina spodnie i zdejmuje je. Zsuwa majtki, by wyłonić sterczącą lancę.

– Widzisz? Jak znowu pręży się dla ciebie? Już się nie może doczekać, kiedy zagości w twojej dziurce.

Co on zawsze jest taki rozmowny? Alkohol pewnie zrobił swoje… Gramoli się na mnie, sapiąc. Czuję jego pałę na udach, obija się o nie.

Kładzie się na mnie. Czuję na sobie jego ciężar. Staram się na niego nie patrzeć. Czuję jego męskość na szparce. Suwa się po niej.

– Tak Martusiu… właśnie się zapoznają… mój brzydal-kocur i twoja gładka myszka! Ha ha ha.

Oczywiście nadal się nie odzywam.

– Na pewno przypadną sobie do gustu. Ooo… myszka się chyba ślini na przyjęcie gościa!

Czuję, że potężny czub naparł na wejście do mojej norki.

– Ooo tak… puk, puk! Wpuść pani gosposiu gościa… bo on taki mało ubrany. Chce do ciepła! Ha ha ha!

Czuję jego napór i to, że zaczyna wchodzić do ciasnej pochwy.

– Ooo tak… jak tu gościnnie… i… przytulnie!

Samoczynnie, zaczynam cicho wzdychać.

– Aaaach…

To najwyraźniej go podnieca, bo wpycha się mocniej.

– Jaka ciasna ta jamka!

Wreszcie czuję, jak wciska się do samego końca.

Mimo, że można powiedzieć, leżę jak kłoda, nie mogę powstrzymać jęku, który wydobywa się z mego gardła, choć niegłośny.

– Aaaaaaa… aaaaaaa!

Jest wniebowzięty.

– Ech… moja damo, wreszcie cię mam! Marzyłem o tej chwili, od kiedy cię ujrzałem – wjechać tej cizi głęboko w cipę!

O dziwo, podnieca mnie ten wulgaryzm. Nadal leżę jak kłoda, lecz głęboko, coraz głośniej wzdycham.

– Aaach…

Jemu chyba nie przeszkadza ten mój brak aktywności, powoli się wycofuje, by znów mocno wjechać do dna piczki. Sapnął przy tym, jakby kogoś pchnął mieczem. No bo i w sumie pchnął. No i to całkiem pokaźnym mieczem. Czuję, jak mocno rozpycha ścianki mojej pochwy. Jednocześnie nie przestaje być gadatliwy

– Ale bosko być w tobie! Masz taką ciasną! Najchętniej bym wcale z ciebie nie wychodził!

Kolejne pchnięcie. Jeszcze mocniejsze.

– A przyznam się, nie liczyłem, że na pewno mi się to uda. Ależ to gratka. Dupczyć taką damę!

No podniecają mnie te wulgaryzmy! Ale jemu jakby też dodają wigoru, bo zaczyna mnie posuwać, wykonując sztosy jeden po drugim, niezbyt szybko, nawet powoli, ale miarowo. A ja zaczynam miarowo pojękiwać.

– Aaaa… aaaa… aaaa…

Te jęki wydobywają się ze mnie, jakby poza moją wolą.

– O tak! Jak ja lubię, jak kobitka jęczy! Najcudowniejsza muzyka świata! A najbardziej lubię jak pojękuje tak żałośliwie, jak ty teraz!

Jakby na potwierdzenie tego, że podobają się mu moje żałośliwe tony, przyspiesza. Czuję jak mocniej uderza w dno mojej cipki, jak mocniej rozpycha jej ścianki. Jednocześnie słyszę jak skrzypi łóżko. Ja także staję się głośniejsza.

– O tak… tak lubię! Rozpychać ciasną cipę! – sapie – chyba go mocno czujesz?! Powiedz mi to! Chcę to od ciebie usłyszeć.

Ależ z niego perwers! Ale cóż, skoro ma mu się podobać? Przecież po to tu jestem…
Nie przestając pojękiwać, szepczę:

– Aaaa… aaa… tak… aaaa… mocno w sobie pana czuję… aaa…

W lustrze usytuowanym obok – celowo ustawionym tak, żeby było widać co się dzieje na łóżku – widzę wyraźnie siebie z rozłożonymi nogami w pończochach i szpilkach i… uwijającego się nade mną brzuchatego typa. Tymczasem on kontynuuje swoje:

– Pochwal mojego pytonga! Powiedz, czy jest duży?!

To rzeczywiście zaczyna mi sprawiać jeszcze większą przyjemność.

– Tak… aaaa… jest wielki… aaaa… pański pyton jest ogromny… aaaaa…

Rozanielony kierownik rozpędza się.

– Powiedz! – I dlatego, wrócę do domu z rozepchaną psitą!

– Aaaaa… i dlatego, wrócę do… aaaaa… domu… z rozepchaną psitką… aaaaa!

– O tak! Cudownie! Suczko!

Czuję, jak go to podnieca, bo jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, jak kleszcze. Jedna z nich przesuwa się na pośladek i ściska go mocno, jak jakieś imadło.

– Achhh! – staję się jeszcze głośniejsza.

– Chyba już nasi sąsiedzi słyszą, że ci porządnie daję do pieca, moja panienko?! Nieprawdaż?!

Bardzo mnie to zawstydza. Wyobrażam sobie, że jacyś tirowcy siedzą przy ścianie, z kubkami przy uszach i słuchają jak skrzypi łóżko pod wpływem sztosów, które lądują w mojej piczce, jak słyszą moje, jak on to określił – “żałośliwe” jęczenie.

Na pewno to sobie komentują. Na pewno w niewybredny sposób. Na przekład: “Ale jest dymana, aż łóżko trzeszczy!” Albo: “Pewno ją ostro rucha, bo głośno jęczy!”

Antoni przyspiesza.

– Szerzej nogi!

Rozchylam uda jeszcze mocniej i prostuję nogi. W lustrze widzę, że są rozłożone w literę “V”. Pozycja, która jakby symbolizowała moje oddanie. Kierownikowi chyba się podoba. Sapie:

– O taaak, o taaak! – Po czym dodaje. – Suczko!

Urzędas ostrzej mnie pieprzy, więc ja też coraz szybciej stękam. Czuję, jak podskakują mi cycki. Ale Antoniemu mało. Jakby chciał mnie mieć jeszcze mocniej.

– A teraz, paniusiu, nogi na pagony! Obejmij moją szyję tymi słodkimi nóziami w pończochach i szpilkach. Teraz jeszcze solidniej wjadę w twoją pizdę!

Wulgaryzmy działały i na niego i… na mnie.

Unoszę nogi do góry, a on raźno zarzuca je sobie na bark. Rzeczywiście, silniej czuję go w sobie, jakby zaczął mnie nabijać na pal… Skłamałabym przed samą sobą, gdybym nie przyznała, że sprawiło mi to sporą przyjemność. Jęczę jak w transie:

– Aaaaa… aaaaaaa.. aaaaa!

Antoni również, jakby znajdował się w amoku.

– Tak! Tak! Rozepcham ci tę pizdę! Suko!

Teraz widok w lustrze jest obłędny. Widzę moje nogi zadarte wysoko. Jakbym wykonywała jakieś ćwiczenie gimnastyczne. Obcasy szpilek prężą się w górę jak antenki, podskakujące rytmicznie. Jakby były zsynchronizowane z dość szybkimi ruchami lędźwi Antoniego. Wyglądamy, jakbyśmy tworzyli jedno ciało, jeden organizm. Tylko odgłosy przypominają, że są tu dwa byty, dwóch różnych płci: – niski głos sapiącego mężczyzny i mój cieniutki głosik jęków, a czasami i krótkich krzyków:

– Ach! A… Ojej!

Kierownika przepełnia duma:

– O tak, pokrzycz sobie. Pokrzycz. Lubię jak suka krzyczy!

Więc krzyczę:

– O mój Boże!

– Tak. Krzycz! Niech koledzy zza ściany słyszą, że jesteś dobrze grzechotana.

Zawstydzenie miesza się z podnieceniem. Przecież mam wypełniać jego polecenia. Więc krzyczę:

– Aaaa… aach! Mój Boże!

– Krzycz, czy porządnie cię jebię?!

– Ach! Aaaaa! Bierze mnie pan tak ostro! Ach!

– Czy mocno cię zrucham, suko?!

– Aaach… Tak… Aaaa… jeszcze nigdy… ach!  nie zostałam tak mocno zerżnięta. Aaaaa!

Moje własne słowa podniecają mnie jak cholera. Czuję, że ja sama chcę mu teraz dawać. Że to boskie uczucie, zostać tak solidnie przedmuchaną… Z jakiegoś niezrozumiałego powodu, podnieca mnie także myśl, że moje słowa mogły zostać usłyszane przez ścianę. Na przykład przez tych kierowców…

Wtem Antoni znowu chce zmiany.

– A teraz na pieska! Wypnij się jak sucz!

Posłusznie zmieniam pozycję. Klękam i opieram się na dłoniach. W lustrze widzę jak kołyszą się cycki. Wypinam pupę w stronę kierownika. Jednocześnie, słysząc klaśnięcie, czuję jak łapa urzędasa ląduje na moim tyłku. Ucapia mocno, ściska pośladek.

– Masz piękny zadek! Jak tylko przyszłaś do mnie za pierwszym razem w tej obcisłej spódnicy, kiedy oba pośladki prężyły się jak dyńki, pomyślałem sobie – zad stworzony do klepania! Dlatego tak określiłem ciebie – jesteś jednocześnie dama i sucz!

Na dowód tego dostaję sążnistego klapsa.

– Auuaaa! Ach… ależ brutal z pana… – szepczę cicho, jednak w moim tonie głosu nie czuć cienia wyrzutu.

Natychmiast dostaję drugiego klapsa.

– Auuuaa! Auuć!

– A brutal ze mnie! Skoro mogę sobie wykorzystywać taką damulkę, to co mam nie skorzystać?!

Zalewa mnie fala gorąca. Dlaczego ta sytuacja z jego brutalnością, z perfidnym wykorzystywaniem mnie, tak mnie podnieca?! A teraz zerżnie mnie od tyłu… w takiej pozycji… jak suczkę… Znowu wchodzi we mnie. W tym ułożeniu mam wrażenie, jakby był jeszcze większy… Znowu jęczę.

– Aaaa… aaaaaach…

Antoni dysząc, komentuje.

– Pięknie ci eeee… eeee… cyce dyndają!

Rzeczywiście moje piersi majtają jak szalone.

– Idealna pozycja, żeby ci przy okazji te doje zmacać!

I rzeczywiście. Trzymając mnie za tyłek jedną ręką, drugą chwyta za biust. Maca raz prawą, raz lewą pierś. Mruczy z zachwytem.

– Doskonałe cycory! Aż się proszą o wymiędlenie!

I miętoli je. Gniecie.

– Auuaaa… panie Antoni… jest pan niedelikatny…

Cicho protestuję, mimo, że ta niedelikatność podnieca mnie jak cholera…

– Lubię być niedelikatny. Zwłaszcza dla takich damuli!

I jakby na potwierdzenie tego, wchodzi we mnie ostrzej – mocniej i szybciej.

Moje cycki wzmagają swój taniec. A ja zaczynam na przemian pojękiwać i pokrzykiwać.

– Aaaaa.. aaaaa… O mój Boże! Aaach! Ach…

– Kto w naszym miasteczku pomyślałby, że taki szary urzędniczyna jak ja, dyma w najlepsze taką znaną i szanowaną nauczycielkę jak ty?!

Przyjmuję pchnięcia stękając i słuchając jego monologu.

– Dyma? Wręcz łomocze! Grzechocze, tylko wióry lecą! Nieprawdaż?!

Oczywiście nie odpowiadam na to pytanie retoryczne. Ale kołacze mi się w głowie myśl, że w społeczności naszego małego miasteczka pojawia się plotka o tym, że tak szanowana nauczycielka jak pani Marta, historyczka, animatorka wielu akcji kulturalnych i charytatywnych, o nieposzlakowanej reputacji, znana z cnotliwości, w zamian za przysługę, puściła się z takim szczurem jak ten typ, dała mu dupy w obskurnym motelu… dała się wydupczyć, jak dziwka… Ta myśl przeraża mnie, ale, o dziwo, także podnieca… Im bardziej mnie wykorzystuje, im bardziej upokarza, tym bardziej mnie to rozpala…

– Ależ panie Antoni… to nie może się roznieść… moja reputacja ległaby w ruinie!

– Na razie to zrujnuję twoją cipę!

Po czym wykonuje kilka najmocniejszych sztosów, żeby wydobyć ze mnie najgłośniejsze jęki.

– Aaaa! Aaaa! Aaaa!

Po czym pastwi się nade mną.

– A może by się rzeczywiście pochwalić swoją zdobyczą?! Ale to by było! Że zruchałem najelegantszą damulę w mieście! I to wyłomotałem jak dziwkę… Nie brzmi to fantastycznie?! I że nasza cnotka, zamiast łapówki dała dupy.

– Niech mnie pan tak nie dręczy… aaa… aaa… panie Antoni… I tak daje mi pan niezły wycisk… aaaa… ach!

– Jak ja lubię, jak coś takiego mówią mi dupeczki! Powtórz to, moja suczko!
Po czym to samo wypowiedział, ale w rytm pchnięć, które mi serwował.

– Pow-tórz! To! Mo-ja! Sucz-ko!

Nie domyślam się, dlaczego sprawia mi to frajdę. Powtarzam, też w tempo.

– Aaach… Da-je mi pan nie-zły wy-cisk! Aaaaa!

– Powiedz jeszcze, że dawanie mi to czysta przyjemność!

Czuję, że coraz bardziej mnie upokarza. Ale widzę tylko jedną możliwość.

– Dawanie panu, to czysta przyjemność… aaaaa… aaaa!

– Powiedz, że chcesz być moją suczką!

Z trudem to mi przychodzi przez gardło. Ale myślę sobie, że skoro i tak poszłam z nim do łóżka… to jak się powiedziało a… A raczej aaaaaa…

– Chcę być pańską suczką… – szepczę.

– Głośniej! Powiedz, że jesteś moją suką! Dziwką!

Ponagleniu towarzyszą mocne ciosy kutasa w dno piczy, wręcz sprawiające ból, jakby miały wymusić ze mnie poniżające deklaracje.

– Aaaaa… Jestem pańską suką… Ach…

– I dziwką! Dodaj to!

– I dziwką… aaaa…

– Pełnym zdaniem! I głośniej!

Mam wrażenie, że łóżko się rozpadnie pod wpływem jego galopady. Wydaje mi się, że Antoni już finiszuje… że za moment dojdzie we mnie.

– Jestem… ach… pańską dziwką!

Nie udaje mi się utrzymać równowagi na kolanach pod wpływem kanonady jego sztosów. Osuwam się na łóżko. Ale urzędnik mocno trzyma mnie za biodra. Jego fiut, który na moment opuścił cipkę, natychmiast znowu w niej jest.

– Od początku nie zakładałem, że spuszczę się inaczej, niż w twojej damulkowej, nauczycielskiej piździe!

Wydając nieartykułowany, gardłowy dźwięk, spełnia swą zapowiedź – tryska w piczy obficie, trzymając mnie nadal za biodra jak w imadle, jakby starając się, żeby jak najwięcej nasienia zostało w pochwie.

Długo ze mnie nie wychodził. Jakby chciał napawać się sytuacją. A może, jakby chciał rzeczywiście obdarować mnie maksymalnie dużą ilością spermy…? Wreszcie czuję, jak wyciąga go ze mnie. Ale… nie pozwala mi ani wycierać się… ani iść pod prysznic.

– Poparaduj damulko teraz tu przede mną. Chcę popatrzeć, jak z twojej cipki kapie mój nektar… Jak spływa ci po nogach. Jak sączy się na pończochy.

“Co za zboczeniec!” – myślę o nim w duchu. Ale co mam robić? Skonsternowana, jednak przechadzam się przed nim, jak modelka. Czuję, jak wycieka ze mnie substancja, która spływa mi na uda… Czuję się, niczym naznaczona nią… jakby ostemplowana nią… jak czyjaś własność.

– Panienko… stąpaj tak, bym widział twoją pipkę…

Te słowa też mnie zawstydzają. Ale o dziwo… to jakby przyjemne uczucie. Ustawiam się do niego przodem.

“A patrz! Gap się na moją cipę! Połykaj wzrokiem jak cieknie… jak ją naznaczyłeś…”

Teraz pozwala mi się ubrać. Ale nadal, bez wcześniejszego wycierania się.

– Niech twoje majteczki przesiąkną moją spermą!

Zakładam spódnicę. Cały czas na jego oczach, odnoszę wrażenie, że sprawia mu przyjemność oglądanie mnie przy takich czynnościach, obserwuje jak układam stanik na biuście… jak zapinam bluzkę.

– Ależ ja lubię takie elegantki! – rzuca. Gdy już stoję ubrana, komunikuje, że zaprasza mnie na kolację.

Przejdź do kolejnej części: Niemoralna propozycja 4: Blagier

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz