Odkrywając siebie IV (Ania)  3.7/5 (363)

10 min. czytania

Andry Fridman, „Sexy secretary”, CC BY-NC 2.0

Cały wieczór przygotowuję się do wywiadu z Sonią. Siedzę w naszej zatęchłej klitce stanowiącej „centrum dowodzenia”, przeglądam kwestionariusz, dopytuję o różne rzeczy bardziej doświadczonych członków zespołu, sprawdzam w internecie trudne słowa, zaznajamiam się z problemami uprawiania seksu w podeszłym wieku. Kiedy już mam wychodzić, pojawia się Grzegorz. Zapiera mi dech w piersiach. Jest taki pewny siebie! W jego ruchach dostrzec można coś władczego, stanowczego. Ma zatroskaną minę i to jeszcze dodaje mu uroku. Drżę pod jego spojrzeniem. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Czuję żar między udami. Jestem zła sama na siebie, że tak szybko reaguję. Mogłabym oddać mu się w każdej chwili. Wystarczyłoby jedno słowo. Jeden gest.

– Nie zapomnij o tym – prosi, wręczając mi plik ulotek. – Pytań jest już i tak dużo, nie starcza czasu na profilaktykę zdrowotną – wyjaśnia. – Dlatego dajemy respondentom chociaż ulotki.

Zerkam na kolorowe broszurki. Mammografia. Samobadanie piersi. Cytologia. Badanie prostaty. Samobadanie jąder. Zapobieganie chorobom przenoszonym drogą płciową. Telefon zaufania dla ofiar przemocy seksualnej. Pomoc dla seksoholików. Wow! Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że badania można połączyć z akcją edukacyjną. Tylko jak taktownie wręczyć ulotki? Na początku rozmowy? Na końcu? Po prostu rozłożyć na stole i zachęcić do zapoznania się z nimi, czy dobrać najbardziej odpowiednią i na koniec wręczyć z porozumiewawczym uśmiechem? Uświadamiam sobie, że sama nigdy nie badałam piersi, nigdy nie zrobiłam cytologii. Rumienię się. No, ale przynajmniej używam gumek. Nie jest tak źle!

– O co chodzi? – Grzegorz pyta, najwyraźniej zaintrygowany moją miną.

– W jaki sposób zazwyczaj je dajecie? – wyduszam z siebie niepewnie.

– Cóż, każdy mężczyzna dostaje taką o prostacie, a każda kobieta o badaniu piersi i cytologii. Jeśli wiesz, że ma męża lub syna, możesz dać jej również te dla panów. Osobom aktywnym seksualnie, szczególnie młodym, dajemy ulotkę o chorobach wenerycznych, a kobietom po pięćdziesiątce o mammografii. Nie musisz się przejmować, ulotek na pewno nie zabraknie. Możesz rozdawać je na prawo i lewo. Zostawiać w przychodni i bibliotece. Ważne, żeby dotarły do ludzi.

Nigdy nie spodziewałabym się, że jest wrażliwy na podobne problemy. Straszne! Był dla mnie tylko i wyłącznie obiektem seksualnym! Samcem. Uśmiecham się w duchu, świadoma, że wcale nie chcę tego zmieniać. Nie chcę widzieć w nim człowieka, ciekawej osobowości, dobrej woli czy misji. Chcę, żeby mnie rżnął. I tyle. No może jeszcze chciałabym się przejechać na jego lśniącym harleyu…

Kiedy wracam z Anką do domu, jest już bardzo późno. W pociągu prawie nikogo nie ma. Atmosfera wydaje się intymna, skłania do zwierzeń, ale my przez większą część drogi patrzymy tylko na światełka przemykające za oknem.

– Mogłaś lepiej trafić za pierwszym razem. – Mija dłuższa chwila, zanim dociera do mnie, że chodzi o wywiad z Sonią. – Nie lubię przeprowadzać rozmów ze starszymi ludźmi, a przynajmniej nie z tymi nadal aktywnymi. – Widzę, że wzdryga się na samą myśl.

– Jak to? – dziwię się. – Ja się cieszę, to urocza, przesympatyczna staruszka.

– Tak, ale… – Po twarzy Anki przemyka grymas wstrętu. – Jak sobie wyobrażam… robi mi się niedobrze – wyrzuca z siebie jednym tchem.

– Więc po co sobie wyobrażasz? – Próbuję się zaśmiać.

– Nie wiem, jakoś samo mi się nasuwa i potem cały dzień chodzi po głowie. – Jej ton jest bardzo poważny, przygnębiająco poważny! – Nie zrozum mnie źle, nie odmawiam starszym ludziom tej przyjemności, ale… wolałabym o tym nie wiedzieć. Nie widzieć, nie słyszeć ani nie myśleć o tym, że oni mogą to jeszcze robić. Z tą pomarszczoną, obwisłą skórą, tym specyficznym zapachem starości, siwymi włosami, fałdkami tłuszczu, z tym wszystkim…

– Anka – wzdycham. – Przecież to piękne! Piękne, że jeszcze im się chce i że mogą. Piękna jest myśl, że my też nie wyczerpiemy wszystkich naszych możliwości, całego naszego szczęścia, za młodu, że też będziemy mogły cieszyć się życiem aż do śmierci. – Wzdrygam się lekko, bo czuję, że to wszystko brzmi w moich ustach jakoś sztucznie. Sama w to nie wierzę? Nie, nie o to chodzi. Ja nie cieszę się życiem w młodości, więc czemu nagle miałabym zacząć na starość…

– Może i piękne, ale jednak obrzydliwe. – Widzę, że przyjaciółka wreszcie się rozluźnia.

– Boże, Anka! – Nagle przychodzi mi do głowy straszna myśl. – Czy moją fantazję, tę o Grześku, też sobie wizualizowałaś? Też za tobą chodziła? – Próbuję karcić ją wzrokiem.

– Tak – przyznaje z rozbrajającą szczerością i zaczyna się śmiać. – Ale to było fajne. Podniecające.

O, żesz ty! Co za wstrętna żmijka! Zwierzam się jej, a ona podkrada mi fantazję! Robię gniewną minę, po czym ostentacyjnie kieruję wzrok z powrotem w stronę uciekających światełek. Wysiadam stację wcześniej niż ona. Żegnam ją ciepłym uśmiechem, dając do zrozumienia, że już jej wybaczyłam, i ruszam w pustkę, przed siebie. Potrzebuję teraz spaceru.

Ulotki o cytologii, które mam w torebce, ciążą mi niesamowicie. Nie chodzi o fizyczny ciężar, a o świadomość, że zaniedbałam samą siebie, swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Będę musiała iść do ginekologa. I przebadać piersi. Wstydzę się, bo nie wypada, by młoda, wykształcona osoba zapominała o takich rzeczach. Prawda jest jednak taka, że nie zapominam. Boję się. Boję się, że coś odkryję, znajdę jakiś guzek, zalążek choroby. A ginekologów po prostu nie znoszę! Tylko raz byłam na badaniu. Lekarz – stary, obleśny facet, oschły i niesympatyczny – wepchnął we mnie na siłę swoje zimne, nienawilżone paluchy w lateksowej rękawiczce. Później, kiedy miałam w sobie wziernik, zadzwonił telefon, a on zostawił mnie taką rozwartą, z rozłożonymi nogami, i odebrał go! Po wszystkim brzuch bolał mnie tak mocno, że nie byłam w stanie chodzić. Usiadłam na pierwszej napotkanej ławce i próbowałam się rozluźnić, ale ból nie mijał. Był nieznośny. Przeszywający. Myślałam, że nie dam rady wrócić do domu.

Nagle przed oczami staje mi wyobrażenie Grzegorza jako ginekologa. Leżę na fotelu. Chcę być dla niego otwarta. Jak najbardziej otwarta. Pragnę czuć w sobie jego palce. Bez rozdzielającej nas gumy. Bezpośrednio. Szorstkie i ciepłe. Jestem wilgotna. Nie potrzeba nam żadnego dodatkowego nawilżenia. Żadnych żelów, kremów, maści… Rzeczowy, konkretny,. rozdziera opakowanie jednorazowego wziernika i wkłada go we mnie. Przygląda się, wpatruje się w moje wnętrze, a ja czuję, że poza tą dziurą w środku mnie nie ma nic, że jestem pusta. Bez osobowości, bez charakteru, wyobraźni czy marzeń. Po prostu seksualna zabawka. Stworzona specjalnie dla niego.

Wrrr… grzeczne dziewczynki nie fantazjują o takich rzeczach! − karcę się w myślach. Jestem osobą! Człowiekiem! A nie jedną wielką waginą! Pragnieniem! Co on mi robi? Co ten mężczyzna ma w sobie takiego, że nie potrafię przestać o nim myśleć, że chcę do niego należeć? I czy on o tym wie? Czy jest świadomy władzy, jaką ma nade mną? Czy robi to specjalnie?

Idę spać i słodko śnić o nim. No dobra! Przyznaję się! Wcale nie słodko… Pikantnie, pieprznie, ostro, dosadnie i dogłębnie.

***

Grzegorz jest moim szefem, kapryśnym szefem, a ja jego szparką sekretarką. Ubieram się wyzywająco, bo pragnę prowokować: niebotycznie wysokie, czarne szpilki, czarny, koronkowy gorset oplatający mocno kibić i utrudniający oddychanie, podtrzymujący na sześciu zapinkach czarne pończochy z czerwonym szwem z tyłu. Na wierzch, żeby choć trochę udawać przyzwoitą pracownicę: wąska, cholernie krótka, niesięgająca nawet połowy ud, spódnica i wpuszczona w nią jedwabna, bordowa koszula. Dekolt rozchylam tak, że koronka opinającego moje piersi gorsetu wyziera zalotnie. Widać jędrne półkule. Kołyszę biodrami, świadoma, że spódnica faluje, ukazując podwiązki pończoch. Chcę kusić. Chcę, by miał na mnie ochotę i nie mógł się powstrzymać. Pragnę jego pożądania, żaru w jego oczach, wygłodniałych dłoni na moim ciele.

Słyszę dzwonek. Wzywa mnie. Wchodzę powolnym, zmysłowym krokiem do obszernego gabinetu. Nie założyłam majtek, przy każdym kroku napęczniałe i śliskie od śluzu wargi sromowe ocierają się jedna o drugą, wzmagając tylko moje podniecenie. Potrafię myśleć wyłącznie o rżnięciu. Zwierzęcym. Dzikim. Niepohamowanym. Biurko! Tak, chcę, by wziął mnie na biurku. Chcę pod nie wpełznąć i obciągnąć. Chcę czuć, jak jego silne dłonie wplątują się we włosy, jak nabiją moje usta na twardy pal.

– Poproszę kawę – rzuca obojętnym tonem.

Wycofuję się z gabinetu. Kręcę tyłkiem, próbując ukazać mu jak najwyraźniej moje pończochy. Czy domyśla się, że nie mam majtek? Że nie włożyłam ich, żeby ułatwić mu dostęp? Żeby w każdej chwili, bez zbędnej zwłoki, mógł użyć mojego ciała? Wbić się…

Włączam ekspres. Wlewam wodę. Wyrzucam stary filtr i wkładam nowy. Wsypuję kawę. Wszystko to robię, myśląc o nim. Kawa gotowa, ja nie mniej. Przelewam ją do filiżanki. Stawiam na bambusowej tacy i chwytam w obie ręce. Kurczowo. Jakby od tego zależało moje życie. Ponownie wkraczam do jego gabinetu. Niezaproszona. Rozmawia przez telefon. Jego głos jest taki zmysłowy! Niski. Głęboki. Pieści wszystkie zakończenia nerwowe na skórze. Wlewa się do uszu i gorącą falą rozlewa w środku. Dociera TAM!

Kiwa głową, nakazując bym postawiła filiżankę. Robię to posłusznie i nieco rozczarowana wychodzę. Wilgoć między udami aż chlupocze. Po chwili do moich uszu znowu dociera dzwonek. Wstaję podekscytowana. Czego tym razem zażąda?

– Co to ma być?! – Wyraźnie rozwścieczony wskazuje filiżankę. – Co to za lura?! Chciałem kawy, nie siuśków!

Zabieram filiżankę. Odstawiam ją koło ekspresu. Robię nową kawę. Zdecydowanie mocniejszą. Wlewam napar do nowej filiżanki i na drżących nogach ponownie wchodzę do jego gabinetu. Tym razem nie jest zajęty. Patrzy na mnie. Podziwia. Pożera wzrokiem.

Stoję przed nim na baczność, gdy smakuje kawę. Robi kwaśną minę, a ja przypominam sobie film Sekretarka. Och! Tak chciałabym, żeby za to kolejne przewinienie dał mi klapsa! Siarczystego. Na gołą dupę.

– Gorzka?! – wykrztusza gniewnie.

Ruszam po cukier. Nogi mam jak z waty. Jego złość mnie podnieca. Jest wtedy taki władczy i stuprocentowo męski. Stu? Nie, dwustuprocentowo! Otulam cukiernicę dłońmi. Niosę ją niczym prawdziwy skarb, małe, delikatne zwierzątko. Mam ochotę uklęknąć, podając ją, ale tego nie robię. Powstrzymuję się z trudem, bo kolana niemal same się zginają.

Wsypuje trzy łyżeczki i miesza. Degustuje. Tym razem na jego twarzy pojawia się aprobata. Mam ochotę skakać z radości. Jest zadowolony! Zrobiłam coś dobrze! Sprawiłam mu przyjemność! Chciałabym być psem. Może wtedy pogłaskałby mnie w nagrodę.

– No, co jest? Możesz odejść. – Udaje irytację, przyglądając się uważnie.

Wzrok Grzegorza jest przenikliwy. Zapewne dostrzega moje zaciśnięte uda i skrywaną między nimi wilgoć. Powodowana nagłym impulsem, padam na kolana i wychodzę z gabinetu na czworaka. To takie podniecające! Jakbym była jego suką. Przy każdym ruchu moja spódnica podwija się coraz wyżej, aż w końcu odsłania całe pośladki. Nagie, przepasane jedynie cienkimi paseczkami łączącymi pończochy z gorsetem. Czuję, że na mnie patrzy. Nie robi jednak nic. Pozwala mi odejść.

Kiedy siadam za biurkiem, kusi mnie, żeby zrobić sobie dobrze. Powstrzymuję się. Muszę być napalona. Dla niego. Cały czas gotowa. Wiem, że chce mnie poniżać, że chce sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć. Pragnie, bym błagała go o rżnięcie. Jakaś część mnie nie chce temu ulec, ale te wszystkie wilgotne miejsca we mnie wprost nie mogą się doczekać.

Wzywa mnie, żebym sprzątnęła filiżankę. Robię to. Pod jego wzrokiem cała płonę. Jestem niecierpliwa. Oddycham płytko, wyczekująco. Nie śmiem patrzeć mu w oczy. Skromnie spuszczam wzrok. Niczym służąca, niewolnica. I znów przemyka mi przez głowę scena z filmu. Ta z napisów. Skrępowane ręce. Podawanie kartki papieru ustami. Uległość. Posłuszeństwo.

Chciałabym, żeby związał mi sznurkiem kostki. Tak, żebym mogła chodzić, ale tylko bardzo drobnymi kroczkami. Żeby więzy ocierały się o moje ciało, przypominając, że do niego należę. Chciałabym, żeby mnie zakneblował. Żebym nie mogła mu się sprzeciwić, choćbym chciała. A przecież nie chcę…

Wychodzę. Nieco zbyt ospale. Na dwóch nogach, nie na czworaka, choć muszę przyznać, że w jego obecności mam ochotę pełzać, czołgać się. Nic nie mówi. Podziwia. Mam nadzieję, że podziwia. Mnie, moje poświęcenie, moje napalenie. Właśnie tego pragnę. Nie tylko pulsującą głodem pizdą, ale całą sobą, każdym zakamarkiem ciała i duszy.

Czekam. W nieskończoność czekam na jego kolejne polecenie. Spragniona jego głosu, jego rozkazów, jego spojrzenia. Złakniona. Nic z tego! Ma spotkanie. Muszę uzbroić się w cierpliwość.

Dzwoni dzwonek. Drżę. Nie jest sam. Pewnie gość ma ochotę się czegoś napić. Zbieram się w sobie i staram się wejść do gabinetu w jak najbardziej profesjonalny sposób, z uprzejmym uśmiechem na twarzy. Staję w oczekiwaniu.

– Nie tak, Gabrielo – słyszę władczy ton. – Na czworakach!

Bez zastanowienia opadam na kolana i podchodzę kocimi ruchami. Rumienię się. Jest mi gorąco. Nie rozumiem, co się dzieje. Nie chcę rozumieć. Chcę tylko, żeby był ze mnie zadowolony.

– Grzeczna suczka. – Głaszcze mnie po głowie.

Uświadamiam sobie, że obaj mężczyźni siedzący po drugiej stronie biurka widzą moje nagie pośladki. Moją dokładnie wydepilowaną i błyszczącą od wilgoci szparę. Ten lepki, śliski śluz uwidaczniający moje podniecenie.

Klepie mnie mocno w pośladek, a z moich ust wydobywa się cichy jęk. Mam wrażenie, że dojdę, jak tylko dotknie mnie ponownie. Czuję kolejne uderzenie, ale to nie jego dłoń. Chwyta mnie za brodę i unosi moją twarz. Patrzy prosto w oczy. Widzę jego podniecenie, szelmowski błysk w oku i coś jeszcze, czego nie potrafię nazwać.

– Patrz na mnie! – rozkazuje, gdy próbuję opuścić wzrok.

Trzyma moją twarz, a ja walczę ze sobą, by nie zamknąć oczu. Czuję na sobie ręce. Obce ręce. Gładzą moje pośladki. Klepią je. Ślizgają się po moich mokrych wargach. Pieszczą nabrzmiałą łechtaczkę. Nie czuję wstydu. Jest mi dobrze, naprawdę dobrze. Całe moje ciało napina się. Kręcę tyłkiem, pragnąc więcej. Jestem bezwstydna. Dla niego. Patrzę w jego przepastne zielone oczy. Narasta we mnie przyjemność. Dojrzewa. Rozpływa się po całym ciele. Drżę. Chcę więcej. W jego spojrzeniu widzę zadowolenie. Przyzwolenie. Przyzwolenie na moją przyjemność. Kiedy lekko kiwa głową, dochodzę. Orgazm jest silny niczym trzęsienie ziemi. Wszechogarniający.

Budzę się. Nic z tego nie rozumiem. Między udami mam istne grzęzawisko. Przeżyłam właśnie coś zdumiewającego. Bardzo silnego i kojącego. Sama. Z nim. We śnie.

Przejdź do kolejnej części – Odkrywając siebie V

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Coś się dzieje, choć tylko w wyobraźni. Ale jazda. A zdjęcie urocze, choć inaczej sobie bohaterkę wyobrażałem.
Uśmiechy,
Karel

Też ją sobie inaczej wyobrażałam… co nie zmienia faktu, że jakieś zdjęcie było trzeba wybrać 😉

Od-uśmiechy

A.

Ale zdjątko jest urocze. I ona ze zdjęcia i opisany sen mają rzeczywiście coś z „Sekretarki”. Ciekawe, czy aż takie „grzęzawiska” przydarzają się paniom w realu. Trzeba by jakąś ogólnopolską ankietę przeprowadzić…
Uśmiechy,
Karel

Zdjęcie wydaje się nieco zbyt retro, ale tak, i ono i modelka są jak najbardziej uroczy… Miło się patrzy 🙂
Tę przyjemność zawdzięczamy Aleksandrowi.

Grzęzawiska – cóż, to bardzo indywidualna kwestia, ale jak najbardziej się zdarzają… Najczęściej w okolicach owulacji 😉

Pozdrawiam

A.

Aniu,
Jak to retro? Z powodu futerka? Mam nadzieję, że włosy wrócą do łask. I tu i tam z taką konsekwencją unicestwiane. Aleksander w każdym razie zrobił dobrą robotę. 🙂

A co do Twojej odpowiedzi nt. konsekwencji sennych marzeń – jest jak najbardziej logiczna. Z pewnością masz dużo racji.
Uśmiechy,
Karel

Ależ nie chodzi o futerko (nieprzypominające zresztą naturalnego buszu rodem z lat siedemdziesiątych) tylko o otoczenie. Nagość jest uniwersalna, trudno poznać po niej epokę, jednak zarówno kolorystyka zdjęcia, jak i otoczenie mają raczej sugerować nie-współczesność. Być może to tylko stylizacja, ale umówmy się, modelka nie stoi przy najnowszym modelu Maca 😉

Pozdrawiam

A.

Aniu, Aniu,
zagalopowałaś się w argumentacji. Nie przypominam sobie, aby najnowszy model Maca był składnikiem scenografii Twojego opowiadania 😛
A mebelki owszem – prawie PRLowe 🙂
Za to dzieweczka ponadczasowa, lekko tylko przystrzyżona 🙂
Uśmiechy jeszcze większe,
Karel

Nie tylko mebelki 😉
Nie potrafię zidentyfikować tego, na czym modelka trzyma jedną dłoń, ale również wygląda zabytkowo… Na innych zdjęciach z tej sesji widzimy zresztą panią przy maszynie do pisania i z wielką komórką przy uchu, taką rodem z lat dziewięćdziesiątych…

Bardzo dobry rozdział!

Oby ta seria wróciła już na dobre! Bo jest co czytać.

Cieszę się, że się podobało 🙂

Witam,

też bardzo się cieszę z powrotu „Odkrywając siebie” i mam nadzieję, że po przerwie akcja ruszy naprzód. Jestem bardzo ciekaw, co wydarzy się dalej – wszak atmosfera nie może się w nieskończoność zagęszczać, bo w końcu osiągnie stan stały 🙂

Pozdrawiam
M.A.

A nie wyglądało, żeby ktokolwiek tęsknił 😉

Aniu!
To opowiadanie jest absolutnie popieprzone i aż się zatrząsłem z oburzenia przy niektórych akapitach. Co za zboczeniec słodzi kawę?! Ja rozumiem, seks analny, oralny, wszelaki to wszystko jest na dobrym, bardzo dobrym poziomie…. Aż chciałoby się powiedzieć, że CV można wysyłać na taki, a taki adres, bo sekretarka chadzająca bez majtek to skarb, tylko ta kawa.
Na duży plus, strona edukacyjna opowiadania. Masz tę dziwną skłonność edukowania ludzi, a ja już trochę chyba wyrosłem z zachwytów nad samym tylko tekstem, lubię smaczki. Najlepsza Erotyka bawi i uczy, ucząc bawi.
Dobrze Cię znów czytać na łamach NE, maksymalną ilość gwiazdek zostawiłem. A zdjęcie jest kapitalne w sposób nieoczywisty,
Lis

Tak, istnieją perwersje, które się w głowie nie mieszczą…

Ja słodzę kawę i jestem gotowa bronić prawa człowieka do słodzonej kawy zębami i pazurami. Proponuję raczej oburzać się na ludzi, którzy kawy w ogóle nie pijają. To dopiero zboczenie!

No to jestem zboczona! ;D

Napisz komentarz