Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział III: Poniedziałek (Boober)  4.8/5 (5)

33 min. czytania

Źródło: Pixabay

Kamera po tym, jak małżonkowie zasypiają zostaje w ich sypialni. A potem ujęcie typu „time lapse” – kamera patrzy przez okno na przesuwający się po niebie księżyc, potem wraca do pokoju, przyspieszone rozjaśnienie otoczenia, kilka chwil przesuwającej się po łóżku plamy słońca. I… Akcja!

Było ledwie po szóstej, kiedy Artur otworzył oczy. Dominika spała, jak zwykle zajmując trzy razy więcej miejsca, niż wynikałoby to z jej postury. Odgarnął rudy kosmyk z czoła, przelotnie pocałował ją w policzek. Odpowiedzą był jedynie nieartykułowany pomruk. Kobieta odwróciła się na bok, nawet nie otwierając oczu. Starając się robić jak najmniej hałasu, Artur podniósł się z łóżka i spojrzał na zegarek. Uznawszy, że o tej porze wszyscy śpią, nawet nie zadał sobie trudu szukania czegokolwiek do ubrania i nagi powędrował w stronę łazienki, ulżyć potrzebom, które nie mogły czekać.

Wróciwszy do pokoju szybko wyjął z szafy spodenki i podkoszulek, w kieszonkę spodni wsunął kilka banknotów. W przelocie zajrzał do lodówki, chwycił adidasy i wyszedł. Mimo, że słońce ledwo podnosiło się nad dachami okolicznych domów, już czuło się, że grzeje. W cieniu, rzucanym przez balkon panował jeszcze przyjemny chłód, ale kiedy tylko wyszedł w plamę słońca, poczuł na plecach gorące promienie. Poprawił słoneczne okulary i ruszył wyciągniętym krokiem długodystansowca w stronę przystani. Biegł szutrowym poboczem, starając się unikać asfaltu. Wkroczył na utwardzoną nawierzchnię dopiero na wzgórzu, z którego zaczynał się stromy stok w stronę morza. Tam szuter kończył się, a droga zwężała na dwóch ciasnych zakrętach, wciśniętych między kolczaste krzewy. Zwiększył tempo. Minął skręt prowadzący do przystani rybackiej i pobiegł dalej, w stronę zatoki za przystanią, na której wczoraj plażowali. Prowadziła do niej wąska ścieżka między dwoma kamiennymi murkami, wyznaczającymi w zamierzchłej przeszłości granice pastwisk. Dwadzieścia minut później dotarł do plaży. Szybko pozbył się ubrania i wszedł do wody. Była tak ciepła, że nawet mimo rozgrzania niedawnym wysiłkiem, nie poczuł specjalnej różnicy. Zaczął płynąć w głąb zatoki, miarowo zagarniając wodę. Opłynąwszy sterczące dwieście metrów od brzegu skałki zawrócił. Wychodząc na plażę zauważył, że od strony ścieżki ktoś idzie. Wzruszywszy ramionami otrzepał się, pociągnął za płatek ucha, żeby wypuścić zgromadzoną tam wodę i powoli ruszył w stronę leżących na kamieniu ubrań. Kątem oka dostrzegł, że na plaży pojawiła dziewczyna w stroju do biegania. Ich spojrzenia spotkały się przelotnie. Przybyszka nie wyglądała na w najmniejszym stopniu zgorszoną faktem, że wychodzący z wody mężczyzna jest kompletnie nagi.

Ubierając się Artur obserwował ją kątem oka. Podeszła do jednego z wielu zalegających na plaży kamieni i, podobnie jak Artur, wykorzystała jako miejsce na rzeczy. Szybkimi ruchami rozebrała się, zostając jedynie w jasnoróżowych stringach, które po chwili wahania, zakończonej niedbałym wzruszeniem ramion, także dołączyły do leżącego stosiku odblaskowej garderoby. Artur, już ubrany, przelotnie przyjrzał się biegaczce. Była drobna, miała wąskie biodra i równie oszczędny biust. Ocenił ją na niewiele przed trzydziestką, chociaż mógł się mylić. Kiedy szła po plaży, nie dało się nie zauważyć wytrenowanych, przyzwyczajonych do wysiłku mięśni. Biegaczka machnęła kilka razy rękami i weszła do morza. Po kilku krokach odbiła się od dna. Jej ciało zakreśliło w powietrzu płaski łuk, kiedy skoczyła głową w przód pod wodę. Wynurzyła się po kilku metrach. Artur przez kilka chwil patrzył, jak płynie ostrym kraulem w kierunku skałek, a następnie ruszył z powrotem. Minął krzaki, stojącą samotnie w polu figurkę, która po latach deszczu i wiatru dawno straciła pierwotną formę, zamieniając się w humanoidalny, pozbawiony jednakże rąk, kształt. Część, która kiedyś była twarzą, teraz zamienia się bezkształtną płaszczyznę, jedynie na środku przełamaną tym, co wieki temu było zapewne nosem.

Przed stromym podbiegiem prowadzącym do głównej drogi zwiększył tempo. Wzniesienie pokonał na maksymalnych obrotach, zmuszając mięśnie do intensywnego wysiłku. Zwolnił nieco dopiero przed uliczką, na której znajdował się jedyny czynny o tej porze sklepik.

Dwadzieścia minut później, trzymając w rękach dwie papierowe torby, wypełnione świeżym pieczywem i kilkoma innymi składnikami, przydatnymi podczas śniadania, szedł już w stronę domu.

Wynajęty przez nich apartament pogrążony był we wczesnoporannej ciszy. Ostrożnie postawił torby z zakupami na kuchennym stoliku, wstawił butelkę z mlekiem i opakowanie białego serka do lodówki. Zdejmując po drodze koszulkę wszedł do łazienki.

Kamera zatrzymuje się na drzwiach łazienki, identycznych jak drzwi do pokoju. Cięcie, a potem otwierają się drzwi pokoju i Artur wchodzi do sypialni.

Balansowanie, tacą, z parującymi kubkami kawy, koszykiem z bagietkami, masłem i kilkoma dodatkami do pieczywa, było trudne samo w sobie. Kiedy dodać do tego konieczność otwarcia drzwi, okazało się wymagające szczególnie, zwłaszcza kiedy próbuje się tego dokonać łokciem. Kiedy więc wszystko to udało się bez żadnej przykrej niespodzianki, uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem i poczuciem dobrze wykonanej roboty. Podszedł do łóżka, ustawił tacę na jego brzegu i pochylił się nad żoną. Delikatnie pocałował ją w usta, szepcząc:

– Madamme, pani prosiła śniadanie?

– No no… Chyba jednak obsługa w tym hotelu zasłużyła na napiwki… – Dominika przeciągnęła się, siadając na łóżku. Uśmiechnęła się do męża, a potem płynnie przeszła do pierwszej asany swojego porannego zestawu. Artur tymczasem poprawił tacę, ułożył poduszkę tworząc z niej oparcie pod swoje plecy i usiadł na wolnej części łóżka, obserwując ćwiczącą Dominikę. Kiedy jego żona z powrotem usiadła, przesunął tacę w jej stronę.

– Świat się będzie walił, pożar i trzęsienie ziemi, ale poranna joga musi być? – ćwiczyła odkąd ją znał, ale wciąż ten poranny rytuał był powodem żartów.

– Musi. Jak się nie podoba, to się możesz zawsze rozwieść. Podasz mi okulary?

Przetarła szkła rogiem prześcieradła i sięgnęła po kubek z kawą. Artur patrzył, jak pije ją małymi łykami. Tego najbardziej brakowało mu od czasu, kiedy pojawiły się dzieci. Czasu dla siebie. Tego, że mogli pozwolić sobie na popijanie kawy w łóżku. Że nie musieli obawiać się, że za moment w tacę ze śniadaniem wpadnie któraś z roześmianych pociech, oznajmiając na całe gardło światu, że właśnie „wyspało” i „sejek by zjadło” albo „hurra, sobota!” Te chwile w sobotnie czy niedzielne poranki też uwielbiał, ale za każdym razem, kiedy dzieci nocowały poza domem najbardziej cieszyła ich tą poranna leniwa niespieszność.

– I jak tam? Gośka ci się śniła? – Dominika zaczęła smarować bagietkę twarożkiem.

– Nie. Widzisz, z awantury nici.

– No patrz, a tak się ładnie dzień zaczął… Może jednak coś się znajdzie? Przyznaj się… Pewnie gapiłeś się w dekolt sklepikarki…

– Nie – roześmiał się, przypominając sobie nieco otyłą, dobijającą do wieku emerytalnego jowialną sprzedawczynię. – Zgaduj dalej.

– Hmmm… Biegłeś za jakąś małolatką w obcisłych legginsach?

– Pudło.

– Mów po dobroci… – oskarżycielsko dźgnęła go palcem w mostek.

– No dobrze… Na plaży widziałem gołą dziewczynę.

– Aha! Więc jednak! Jak mogłeś gapić się na gołą babę? – Dominika z pełnym zaangażowaniem nadała głosowi awanturniczo-oskarżycielski ton.

– No zasadniczo to tak, jak na ciebie. Oczami. Ale ty wyglądasz znacznie lepiej…

– Kontynuuj… – pierwszy kęs kanapki powędrował do ust.

– Niezwykle seksownie posypujesz sobie piersi okruszkami bułki…

– To je posprzątaj…

Arturowi takiego zaproszenia nie trzeba było powtarzać dwa razy. Pochylił się nad tacą ze śniadaniem i przeciągnął czubkiem języka po lewej piersi Dominiki, zbierając te kilka okruchów, które zatrzymały się na skórze. Kiedy jednak chciał powtórzyć czynność i uprzątnąć także okruszki z prawej strony, poczuł pacnięcie w czoło. Podniósł wzrok.

– Kocham cię, wariacie mój.

– Też cię kocham…

Pocałowała go, a potem jakby nic się nie stało, odgryzła następny kawałek bagietki.

– Na którą jedziemy na nurkowanie?

– O jedenastej mamy być w bazie – spojrzał na zegarek. – Najdalej o wpół trzeba ruszyć. I chyba pojedziemy jednym wozem, Gośki graty wrzucimy do naszego.

– Pewnie. Darek sobie… – przerwało jej pukanie do drzwi. Dominika na wszelki wypadek podciągnęła prześcieradło, osłaniając piersi. – Otwarte!

W uchylonych drzwiach pojawiła się twarz Gośki.

– Wchodź – Dominika wsparła zaproszenie gestem. Kobieta weszła do pokoju.

– Nie, jak tylko na moment. Jak jedziemy na tego nurka?

– No masz, w punkt, właśnie o tym rozmawialiśmy – Artur odstawił kubek na tacę. – O wpół trzeba ruszyć. Pomogę ci potem przełożyć skrzynię do nas. Bez sensu jechać na dwa wozy.

– Fajnie. To idę do łazienki, jakby co. Chyba zdążę, zanim zjecie… – Gośka odwróciła się na pięcie. Narzucona na gołe ciało bawełniana koszulka uniosła się, ukazując siedzącym w łóżku nieco więcej pośladków, niż ich właścicielka prawdopodobnie miała ochotę. Nie uszło to uwadze ani Artura, ani Dominiki.

– I jak? Dalej w łóżku nie ma miejsca? – zapytał, kpiarsko mrużąc oczy, kiedy tylko za Gośką zamknęły się drzwi.

– Nie bój się, jak się zrobi, to cię nie ominie – Dominika odgryzła kolejny kawałek bagietki i sięgnęła po kubek z kawą. – Na razie zajmuje je śniadanie, a tego nie zamienię na najseksowniejsze nawet półdupki.

Ujęcie z powietrza, najpierw na oddalający się samochód, a potem, miękkim obrotem powrót na taras. Widać drzwi prowadzące do apartamentu.

Kiedy samochód z Dominiką, Gośką i Arturem zniknął za zakrętem uliczki, Darek sięgnął po piwo i wyszedł na taras. Nie miał ochoty ani na plażę, ani na zwiedzanie okolicy. Zresztą, co mogło tu być interesującego? Jakieś stare budy, ruiny czegoś tam, skały i kamienie. Wiedział natomiast, że ma kilka godzin spokoju, zanim jego żona wróci z nurkowania. Nie podzielał tej pasji, zresztą jak i żadnej innej. Nie potrafił znaleźć nic interesującego w oglądaniu jakichś rybek czy pordzewiałych wraków. Może jeszcze jakby dało się z nich wyciągnąć jakieś kosztowności, to miałoby to sens. A tak? Zresztą, niech robi co chce… Nie marudzi, nie przeszkadza to nie ma przynajmniej problemu…

Zapalił papierosa i odblokował telefon. Szybko przejrzał kilka maili, które spłynęły w nocy do skrzynki, skasował spam i włączył przeglądarkę. Po kwadransie jednak uznał, że nie ma to sensu. Nic nie wskazywało na to , by w okolicy były jakieś atrakcje, które mogły go zainteresować. Było wprawdzie kilka nocnych klubów, ale wszystkie okazały się raczej sezonowymi dyskotekami dla dzieciaków, a nie lokalami, jakich szukał. Wrzucił niedopałek do słoika z wodą, który zastępował popielniczkę i sięgnął po najpewniejsze źródło rozrywki.

Po godzinie powoli zaczęły pojawiać się efekty. Kilka sparowań, parę odpowiedzi. Na razie nic zobowiązującego, ale na tyle zachęcającego, że warto było poświęcić nieco czasu na przygotowanie gruntu. W końcu nie tylko on nudził się na wakacjach…

Ujęcie z ręki. Kamera sprawia wrażenie, że wyjęto ją właśnie z torby na sprzęt, dopiero po chwili przechodzi do szerszego planu na łodzi.

Gośka skrupulatnie sprawdziła, czy wszystko co powinna wziąć, znalazło się w skrzynce, którą Artur pomógł jej wrzucić na mały, dwukołowy wózek. Pianka, buty, rękawiczki, płetwy, maska, fajka, ołów, latarka, nóż, komputer, kompas. Na wierzchu leżał sklarowany już jacket, z przypiętą butlą i podwójnym automatem. Zerknęła jeszcze na manometr, którego strzałka zatrzymała się przy liczbie 210. Była gotowa. Z pomocną ręką jakiegoś Chorwata podała skrzynkę ze sprzętem na łódź, a potem sprawnie zeszła na pokład. Jej sprzęt ktoś już wsunął pod ławkę, usiadła więc na niej. Dominika i Artur zajęli miejsca naprzeciwko. Obok niej dwoje nastolatków z przejęciem trajkotało po włosku. Chwilę później ostatnie osoby weszły na pokład, a silniki łodzi ożyły z cichym, basowym pomrukiem. Ktoś rzucił cumy, coś jeszcze krzyknął po chorwacku i „Galeb” zaczęła odchodzić od kei. Sternik wprawnie obrócił jednostkę dziobem do wyjścia z przystani i szeroka, płaskodenna łódź ruszyła w kierunku dwóch staw, wyznaczających granicę mariny. Kiedy tylko je minęła, sternik przestawił manetkę przepustnic i silniki, do tej pory delikatnie bulgoczące pod pokładem, zmieniły dźwięk na pełny mocy ryk, a „Mewa” zerwała się do lotu. Dosłownie. Przywiązana do kei sprawiała wrażenie niemrawej krypy, jednak okazała się być wodolotem – nabierając prędkości wyszła ponad wodę, wspierając się jedynie na dwóch szerokich skrzydłach.

Po mniej więcej kwadransie z kabiny wyszedł kierujący nurkowaniem. Wyjąwszy z segregatora zafoliowany szkic zaczął omawiać plan działania. Zejście po linie kotwicznej, spacer u podstawy podwodnego klifu, po dotarciu do zatopionej ciężarówki (jeżeli wierzyć obrazkowi), powrót po górnej krawędzi klifu.

– Nic trudnego – stwierdziła Dominika, kiedy Alessandro skończył tłumaczyć plan nurkowania po angielsku i przeszedł na włoski.

– Ale za to będziesz miała kolejne żyjątka do kolekcji – odparła Gośka.

– Będę.

Alessandro powtórzył jeszcze raz to samo po chorwacku i hiszpańsku, a potem podzielił siedzących na grupy, kończąc krótkim „get ready”. Zaczęli się ubierać. Gośka sięgnęła do skrzyni i wydobyła piankę. Zdjęła szorty i podkoszulek, naciągnęła neopren na nogi. Pianka był nowa, miała ją na sobie trzeci raz. Dostała ją na urodziny od rodziców, szytą na miarę. W porównaniu z typowymi ta nie krępowała jej ruchów i nie czuła się jak zesznurowany baleron. Mimo, że robiła to setki razy, skupiła się na sprzęcie. Ręce dokładnie pamiętały sekwencje czynności, ale i tak sprawdzała wszystko dwa razy. Wolała mieć pewność.

Kiedy silniki łodzi ucichły, dopinała właśnie klamrę pasa balastowego. Kotwica z pluskiem wpadła do wody, łódź po chwili znieruchomiała, kołysząc się jedynie na niewielkiej fali.

– Who’s ready, go to water! – zarządził Alessandro, niedbałym ruchem zarzucając na plecy swój sprzęt. Wsunęła ręce w szelki kamizelki, zaciągnęła pasy. Przy otwartej furtce na rufie ustawiła się kilkuosobowa kolejka, młodzi Włosi z trudem radzili sobie na pokładzie w ciężkim sprzęcie.

– Gośka, czekasz, czy idziemy z burty? – Artur patrzył na nieporadnie gramolących się do wody Włochów.

– Z burty. Upiekę się zaraz w tym kombinezonie! – odparła. Zsunęła maskę na twarz, przeniosła się z ławki i usiadła na burcie. Pokazała nieco zaskoczonemu Alessandro najpierw na wodę za sobą, a potem zwiniętymi w kółko palcami „OK”, odczekała, aż potwierdził, że wie, co chce zrobić, a potem włożyła ustnik i odepchnęła od desek ławki, wpadając plecami do przodu do wody. Dopompowała kamizelkę, wypłynęła na powierzchnię i powoli przesunęła się w stronę zejściówki. Czekała. Parę minut zajęło, zanim cała grupa znalazła się w wodzie, a potem wzdłuż łodzi, dotarła do liny. Wreszcie kciuki pokazały w dół i zaczęli się zanurzać. Szybko odnalazła wzrokiem Dominikę i Artura. Powoli opadali na dno, w akompaniamencie miarowego syku powietrza. Przy samym dnie wyrównała pływalność, zatrzymując się w toni półtora metra nad skałami. Ruszyli w trójkę wzdłuż podwodnego klifu. Dominika od czasu do czasu błyskała aparatem, wyłuskując to ryby, to sporych rozmiarów langustę. Nie spieszyli się. Do zatopionej ciężarówki, która okazała się ciągnikiem siodłowym, w dodatku z naczepą – cysterną dotarli jako ostatni. Artur gestami pokazał, by weszli do kabiny. Dominika zawisła w toni, czekając aż Gośka usadowi się za kierownicą. Błysnęła lampa. Będzie jak nic do rodzinnego albumu. Zrobili sobie jeszcze kilka zdjęć, po czym ruszyli w górę skały. Krawędź klifu była osiem, dziesięć metrów pod powierzchnią. Na rozświetlonych słońcem kamieniach kwitło życie. Ani się obejrzeli, kiedy otoczyła ich ławica małych, podobnych do szprotek ryb. Dominika co jakiś czas fotografowała kolejne morskie żyjątka, a Gośka napawała się przyjemnością samego nurkowania. Jedni nurkowali po to, by zejść jak najgłębiej, inni żeby odkrywać coś pod wodą, fotografować zwierzęta, eksplorować wraki. A ona nurkowała dla samego nurkowania – poczucia zawieszenia, wolności, a jednocześnie tego oderwania od wszystkiego innego. Liczyło się tylko to, wokół jest woda, a ona może czuć wokół siebie. Lubiła miarowe posykiwanie automatu, delikatny prąd wody na policzkach. Kątem oka obserwowała Artura i Dominikę, płynących dwa metry przed nią, po lewej. Kiedy dopłynęli do zejściówki, odwróciła się na plecy i przez chwilę gapiła na odblaski słońca na powierzchni wody. Widok był jedyny w swoim rodzaju. W końcu, ze stłumionym westchnieniem, chwyciła jedną ręką linę, a drugą pokazała wyciągnięty w górę kciuk. Odpowiedziały jej dwa takie same gesty. Wcisnęła przycisk inflatora.

Dziesięć minut później, na powierzchni, wypluła ustnik.

– Ale fajnie…

– No. A ta murena… Zrobiłam cała serię, parę powinno wyjść tip-top…

– Dobra, poplotkujecie na łodzi. Chyba jesteśmy ostatni… Co mają na nas czekać? – Artur gestem przedszkolanki zaczął zaganiać obie w stronę wejścia na łódź.

Dopłynęli do drabinki na rufie. Ledwo ostatnie z nich znalazło się na pokładzie, sternik uruchomił silnik i ruszył w drogę powrotną. Siedzący na łodzi rozmawiali, klarowali sprzęt, rozmowy w kilku językach plątały się z sykiem opróżnianych kamizelek i przedmuchiwanych automatów, brzękiem klamer. Odpięła zamek pianki. Przez moment szarpała się, usiłując zsunąć mokry neopren z ramion.

– Czekaj, pomogę ci! – Głos Artura przedarł się przez harmider. Stanęła plecami do niego, by mógł dobrze chwycić piankę i zaczął zsuwać ją z jej ramion. Kiedy kołnierz pianki znalazł się na wysokości jej łokci wydarzenia, jak czasem można przeczytać w tanich powieściach, potoczyły się błyskawicznie. Łódź podskoczyła na fali, Gośka straciła równowagę i poleciała do tyłu, wybijając Artura z równowagi. Ten z kolei, z impetem usiadł na ławce. A Gośka spadła wprost na jego kolana. Artur odruchowo przytrzymał ją, obejmując wolną ręką, żeby nie spadła.

– Cała jesteś?– spytał natychmiast.

– Tak, w porządku…

Przy jego pomocy wysupłała ręce z kombinezonu i usiadła obok. Mokra pianka dołączyła po chwili do reszty rzeczy w skrzynce, a Gośka wystawiła twarz do słońca. Przez zmrużone oczy patrzyła, jak Dominika przytula się do męża. Pamięć wciąż podsuwała jej uczucie, które pojawiło się, gdy Artur ją objął. Mimo, że mało nie rozwaliła sobie głowy, w jego ramionach poczuła się nagle bardzo bezpieczna. Zaczęła obracać w pamięci to odczucie. Dotyk ciepłej ręki na skórze. Twardość napiętych mięśni. Przez moment wyobraziła sobie, że może tak przytulać się do Darka, ale jakoś szybko w tej wyobraźni miejsce męża zastąpił Artur.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Dominiki

– Gośka, nie śpij, dobijamy.

– Co?

– Nie śpij! – roześmiała się Dominika, widząc jej nie do końca przytomne spojrzenie. – Wysiadamy.

Dochodziła druga, kiedy sklarowali sprzęt i wyszli z bazy. Darek, tak jak wcześniej się umówili, czekał na skwerku opodal, gapiąc się w ekran telefonu. Odłożył go do kieszeni dopiero, kiedy niemal podeszli do ławki, na której siedział.

– No cześć. Jak było?

– Świetnie. Woda czyściutka, widoczki niezłe…

– Fajnie.

– To co, jedziemy pozwiedzać? – Gośka poprawiła okulary słoneczne na nosie.

– Jedziemy. Waszym, czy naszym? – Artur sięgnął do kieszeni po klucze.

– Jeden chuj – Darek wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. – Spalę i możemy ruszać.

Niecałe pół godziny później parkowali pod centrum handlowym. Według przewodnika, który Dominika przestudiowała jeszcze w samochodzie, na brak wartych uwagi miejsc nie mogli narzekać. Najciekawszą były ruiny rzymskich pozostałości po pierwszym mieście, jakie tu wybudowano. Niespiesznie ruszyli między kamieniczkami w stronę centrum starówki. Dominika, jak to często miała w zwyczaju, wsunęła rękę w szeroką dłoń męża. Druga dłonią podtrzymywała wiszący na szerokim pasie aparat. Gośka z Darkiem szli dwa kroki za nimi, w milczeniu oglądając mijane budynki. Co jakiś czas Dominika zatrzymywała się, przykładała jedną ręką aparat do oka i wciskała spust migawki.

– Ładnie tu – rzuciła w końcu Dominika, kiedy migawka trzasnęła po raz kolejny. – Ale mieszkać to chyba niekoniecznie…

– Czemu?

– Bo ja wiem? Jakoś, nie tak… O patrz, ta kamieniczka fajna – Dominika podniosła do oka aparat. Migawka trzasnęła kilka razy. – I jeszcze bomba wygląda ta świątynka na tle tych renesansowych domów. Do kompletu brakuje jeszcze tylko szklanego wieżowca w tle… Jakby taki dorobić, byłaby fajna tapetka na pulpit…

– No, faktycznie fajna fota… – Gośka zajrzała jej przez ramię na wyświetlacz aparatu. – Darek, popatrz…

– E… Chaty jak chaty… Nic ciekawego… – mruknął w odpowiedzi.

Włóczyli się po starówce przez całe popołudnie. Zrobili sobie sesję zdjęciową, którą Dominika nazwała „My-na-tle”. Artur i Gośka ustawiali się w najbardziej bezsensownych pozach, robiąc kretyńskie miny, a ona tak kadrowała zdjęcia, żeby większość klatki zajmowali oni. Darek, z wyraźnie zblazowaną miną, unikał zabawy jak ognia, stając albo za plecami Dominiki i gapiąc się na przechodzących ludzi, albo na tyle daleko, że lądował poza kadrem. Aparat przeszedł potem w ręce Gośki, która niczym szalony fotograf weselny, zaczęła dyrygować Dominiką i Arturem:

– W lewo, Domi, obejmij go. No, pokaż jaka jesteś zakochana… Tak. Daj mi to, pokażcie mi… O, buziaczek, Pięknie, poczekajcie! Tak, mamy to! Cudnie! – pokrzykiwała, czasem kompletnie od rzeczy, naciskając spust migawki.

Ruszyli w końcu dalej, niespiesznie szukając miejsca do wypicia kawy. Dominika, zupełnie bezwiednie, znów podała Arturowi rękę. Szli teraz, dwa kroki przed Gośką, trzymając się za dłonie jak zakochane nastolatki. Wielki niedźwiedź i mała wiewiórka. Zatrzymywali się od czasu do czasu przed wystawami sklepów z pamiątkami, czy cukierni, aż wreszcie, na samym końcu deptaka, trafili na kawiarenkę, która wydała się im w sam raz. Nieduża, z ukrytym w cieniu starych platanów ogródkiem. Zmęczeni zwiedzaniem, opadli na miękkie, wiklinowe fotele. Dominika zdjęła plecak, odpięła jedną z wielu kieszeni i zmieniła pakiet akumulatorów w aparacie. Przetarła obiektyw miękką szmatka i nałożyła osłonę. Darek zapalił kolejnego papierosa, zamówił piwo i kompletnie ignorując Gośkę wyciągnął telefon i coś w nim zaczął przeglądać, od czasu do czasu mimowolnie się krzywiąc.

– Ty byś chociaż usiadł na zawietrznej… – Gośka skrzywiła się, kiedy tytoniowy dym gnany wiatrem owionął ją śmierdzącą chmurą. Z miną urażonego książątka Darek przesunął nieco fotel i dmuchnął dymem w przeciwną stronę. Dopaliwszy papierosa sięgnął po telefon i zaczął surfować po sieci. Gośka z trudem hamowała złość. Od powrotu z nurkowania jej mąż zachowywał się, jakby krzywdę mu robiono samym faktem zwiedzania i oglądania. Teraz też. Wsadził nos w telefon, jakby jej tam nie było. Dominika z Arturem komentowali to, co zobaczyli, oglądali zdjęcia. Gośka wbiła łyżeczkę w swoja porcję lodów, starając się nie reagować na fochy Darka, który pewnie znów najchętniej uwaliłby się z piwem i telefonem na kanapie, oglądając durne obrazki. “Co sobie będę wyjazd psuła, przejdzie mu” – usiłowała przekonać sama siebie, że cała sytuacja ma swoje dobre strony. “Przynajmniej nie muszę się wstydzić jego kolejnych dowcipasów…” Przeniosła wzrok na Dominikę, która przekładała coś w swoim plecaku.

– Że tobie chce się to wszystko nosić…

– No przecież tu nic nie ma… Zestaw podstawowy, zapasowe akumulatory i karty… Trochę drobiazgów…– Dominika wzruszyła ramionami. – Na robotę nie idę…

– Chwilunia… – Gośka złapała Dominikę za rękę zanim ta zapięła zamek. – OK, popatrzmy… Program minimum, tak? Aparat, dwa dodatkowe obiektywy…

– Trzy – wtrącił Artur. W tej przegródce są dwa…

– Zdrajca! – roześmiała się Dominika, sięgając znów do zamka.

– Czekaj… Lampa, akumulatory… A to? – Gośka wskazała na przypominające kwadratowy portfel etui.

– Filtry…

– A, filtry. I jeszcze to! – klepnęła przypięty paskami z boku statyw.

– No przecież lekki, tylko taki patyczek… – Dominika patrzyła na nią jak dziecko, któremu mama po raz kolejny przed wyjazdem tłumaczy, że jadąc na jedno popołudnie do cioci nie musi zabierać połowy zabawek z pokoju. – Poza tym nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się fajne zdjęcie…

Włączyła aparat, przez chwilę przerzucała zdjęcia, w końcu podsunęła Gośce wyświetlacz.

– Na przykład to, patrz. Jakbym nie miała na obiektywie polaroida, to odblaski zepsułby ujęcie… Jakby to chcieć w szopie czyścić, to cały dzień roboty, a i tak wyjdzie słabo…

Gośka wpatrzyła się w zdjęcie. Technikalia Dominiki nagle przestały ją interesować. Doskonale wiedziała, że wygłupiali się z Arturem. Ona, w sumie nie wiadomo dlaczego, po prostu postanowiła pocałować go w policzek. Ot, dla hecy. Gdyby nie znała kontekstu zdjęcia, pomyślałaby, że ogląda fotkę zakochanej po uszy pary. Uśmiechnięci, swobodni…

– Wiesz… Ja tam się nie znam… Ale to zdjęcie to na pewno chcę mieć.

– Pewnie. Zrobię wieczorem pierwszy przegląd, wyrzucę te, które są do niczego, to wybierzesz sobie co chcesz… Wszystko ci mogę zrzucić po wakacjach… Tylko nie wiem, czy samej będzie ci się chciało to wszystko przeglądać…

– A ile już masz?

– W sumie? Licząc z tymi z drogi? No to drugą setkę kończę… Ale wiesz, po przeglądzie będzie z tego mniej, jak powyrzucam te gorsze…

– Setka zdjęć na dobę? To ile ty masz dysku w tym swoim lapku?

– W lapku? Mały, pięćsetka…

– Bo na zdjęcia ma dwa zewnętrzne, jeden dwa tera, i druga pięćsetka, a w razie czego jeszcze kolejny terabajt w chmurze… Sześcioterowego NAS-a i kolejnych trzech na USB w domu nie liczę. A, i jeszcze to wielkie pudło, w których są archiwa na płytach… Powinno starczyć – wtrącił się Artur, ostrożnie wyjmując z rąk żony plecak. Roześmieli się. Jedynie Darek, nadal pogrążony w ekranie telefonu, nie przyłączył się do ogólnej wesołości. Mechanicznie wypił resztkę kawy i pilnie na coś patrzył, od czasu do czasu przeciągając palcem po ekranie.

W efekcie przeprowadzonej jeszcze w samochodzie narady uznali, że wczorajsza restauracja jest niczego sobie i spokojnie można ponownie ją odwiedzić. Wiele wskazywało na to, że plan wieczoru okaże się podobny do wczorajszego. Panowie wprawdzie naciskali, by do restauracji wyjść jak najwcześniej, ale Gośka i Dominika zgodnie zaprotestowały.

– Nie ma mowy. Potrzebujemy nieco czasu, żeby się odświeżyć.

– Przecież pół dnia siedziałyście w wodzie… – zaoponował Darek.

– I dlatego muszę umyć włosy – Gośka oskarżycielskim gestem uniosła koniec warkocza. – Tak do ludzie nie pójdę. Daj nam dwadzieścia minut.

– Baby… Artur, piwniemy? – dyskusja została uznana przez Darka za zamkniętą.

– Bo ja wiem?

– Daj spokój, jak kobieta mówi, że przygotowanie się do wyjścia zajmie jej kwadrans, to możesz spokojnie otworzyć piwo, znaleźć sobie wygodne miejsce na kanapie i dobry mecz w telewizji…

– Bardzo śmieszne – Gośka odwróciła się, stojąc jeszcze w drzwiach łazienki i posłała mężowi pełne dezaprobaty spojrzenie. – Dwadzieścia minut.

– Akurat na małe piwo – Darek poszedł do kuchni i po chwili wrócił z dwiema pokrywającymi się potem butelkami. Zerwał kapsle zapalniczką i podał jedną z nich Arturowi. Wyszli na balkon. Darek wyciągnął z kieszeni papierosy, zapalił.

– Jak tam nurkowanie?

– Sympatycznie. Dominika zrobiła parę fajnych zdjęć, można wieczorem rzucić okiem.

– Słuchaj, przeszedłem się jak was nie było po tym całym centrum w miasteczku. Można się wybrać. Jest parę fajnych lokali, jakaś dyskoteka… Tyle, że trzeba chyba kierowcę wyznaczyć, bo to jednak kawałek…

– Można… Przegadamy, przemyślimy… Można posiedzieć w domu, pogadać…

– Można… Albo meczyk i piwko… Dziewczyny na pewno sobie zajęcie znajdą…

Artur w milczeniu kiwnął głową, ni to potakująco, ni to przecząco i pociągnął łyk piwa. Darek zaciągnął się jeszcze raz. Niedopałek papierosa z cichym sykiem dołączył do kilkunastu innych na dnie słoika z wodą, który pełnił rolę popielniczki. Kilkoma głębokimi łykami osuszył butelkę i oparty o balustradę tarasu kontemplował okolicę. Artur, oparty o ścianę w cieniu markizy wpatrywał się w zatokę, popijając od czasu do czasu.

Mniej więcej w tym samym momencie, kiedy usłyszeli ryk silnika, zza zakrętu ulicy poniżej ich domu wyłoniło się czerwone BMW z otwartym dachem. Z piskiem opon zahamowało przed jedną z willi. Nawet do nich dotarł ryczący w samochodowych głośnikach przebój lata. Brama otworzyła się, samochód w tumanie kurzu ruszył po podjeździe i po chwili zniknął za domem. Dudniący bas ucichł.

– Jakieś rozrywkowe dzieciaki w beemie. Może być wesoło…

– Oby nie…

W tym samym momencie w drzwiach prowadzących na taras pojawiła się Gośka. Odświeżenie się zajęło jej i Dominice dokładnie dwadzieścia jeden minut. Pierwsza w swojej ulubionej dresówce i tenisówkach, druga w luźnej bluzce i pasiastych szortach, uzupełnionych sandałami.

– Gotowi? – Gośka obrzuciła obu krytycznym spojrzeniem.

– A jak wyglądamy? – Darek oderwał się od balustrady.

– Jak zawsze… – Gośka posłała Darkowi kose spojrzenie. – Chodźcie, bo zgłodniałam…

– A jednak…

– Woda wyciąga – Gośka odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku wyjścia. Darek poszedł za nią. Artur objął Dominikę, przelotnie pocałował ją w czubek głowy.

– Jak tam?

– Fajnie… Mam ochotę na jakieś owoce morza… Co ty na to?

– Owoce morza? To przystawka rozumiem?

– Mów za siebie… Dla mnie wystarczy.

– A ja to jeszcze jakiś solidny kawałek mięsa… Może coś z rusztu… Stek, albo baraninkę… Zimne piwo… A potem kawa… I może szklaneczka travaricy na lepsze trawienie…

– A potem?

– Co potem?

– No jak już kucharz z płaczem ucieknie na widok spustoszenia w magazynie, Obelixie?

– Mmmm…. – Artur przesunął dłoń na biodro żony – leniwa drzemka?

– Ale przed drzemką wrócisz do domu?

– Pomyślę… W sumie drzemać można wszędzie… Taka na przykład drzemka na trawce, pod pinią… Gwiazdy nad tobą…

– Taaa… Chyba gwiazdki na mundurze dzielnicowego… Może ty jednak drzem sobie w jakichś bardziej kontrolowanych warunkach, co? – Roześmiała się. Pocałował ją w czoło, przepuścił w drzwiach, a potem starannie zamknął je za nimi. Objęci, niespiesznie ruszyli w stronę restauracji, kilka kroków za Gośką i Darkiem.

Zanim zjedli, Gośka z Dominiką wypiły karafkę wina. Kiedy na stole pojawił się rachunek, Artur kończył trzeci, a Darek – piąty kufel piwa. Kelnerka wraz z rachunkiem przyniosła też cztery malutkie kryształowe szklaneczki z rakiją. Jako że nikt inny nie miał ochoty na mocne alkohole, Darek z uśmiechem kota w sklepie mięsnym opróżnił wszystkie. Dominika udała, że nie widzi miny Gośki, która wyraźnie była niezadowolona z zachowania męża. Dyplomatycznie wyszła z założenia, że to nie jej zmartwienie. Uregulowali rachunek i wyszli w upalny wczesny wieczór. Gośka krótkim ruchem ramienia wskazała nieco chwiejącemu się mężowi kierunek. Słońce wisiało nad samym horyzontem, barwiąc morze na czerwono.

– Artur, poszłabym na spacer… – Dominika oparła głowę ramię męża. – Nad morze…

– To idź… – uśmiechnął się przekornie.

– Ale z tobą… – podchwyciła Dominika.

– A…. Ze mną… No to poważniejsza sprawa… Wiesz, miałem zaplanowaną drzemkę… A teraz tak gwałtownie… Muszę się mentalnie przygotować…

– Tak?

– No wiesz… Motywacja, pozytywne wzmacnianie…

– Dostaniesz buziaka…

– Ty to umiesz przekonać – roześmiał się i sięgnął do kieszeni. – Gośka! My idziemy się jeszcze przejść przed spaniem. Łap!

Wywołana odwróciła się dokładnie w momencie, w którym Artur wziął zamach. Drewniany breloczek z kluczem zatoczył wysoki łuk. Gośka chwyciła go bez trudu, jednak musiała na chwilę puścić Darka. Ten, pozbawiony podparcia zrobił dwa chwiejne kroki, zanim odzyskał równowagę, wspierając się o kamienny mur, otaczający pobliską willę.

– Chyba mu ta rakija zaszkodziła jednak… – mruknął bardziej do siebie niż do Dominiki Artur.

– Chyba… – ruda głowa oparła się znów o szerokie ramię. Oboje powędrowali w stronę przystani i plaży, pogrążeni w „romantycznym milczeniu”.

Dominika uwielbiała takie chwile, w których mogła po prostu być z Arturem. Czuć aromat jego skóry, ciepło ciała, siłę ramienia, które ją obejmowało. Było jej dobrze i bezpiecznie.

Słońce zaszło, zanim doszli do zatoczki i zaczęło robić się ciemno. Usiedli na trawie, patrząc na zatokę i światła miasteczka po jej drugiej stronie. Ciszę mąciło jedynie delikatne chlupanie niemrawego przyboju i awanturujące się w pobliskich zaroślach świerszcze.

– Ale tu cicho… Mogłabym tak tu zamieszkać…

– Mhm…

Zmieniła pozycję, kładąc się na udach Artura. Ten położył jej dłoń na brzuchu.

– Fajnie mi tak…

– Ale jak?

– No tak… Po prostu wszystko dobrze – uśmiechnęła się. – Nic nie goni, nie martwi… Cicho…

Kamera lekko cofa się, przechodząc do nieco szerszego planu, a potem odwraca się w kierunku zatoki, pokazując na moment siedzącą na plaży parę na tle morza. Cięcie. Zmiana kadru – widać drzwi do domu, od wewnątrz. Przez chwilę są zamknięte, a potem słychać odgłos wkładanego do zamka klucza.

 

– Idź pod prysznic, a potem spać… Kurwa, jak dziecko… – Gośka jednoznacznym gestem skierowała dobrze wstawionego męża do łazienki. Ten, ociągając się i mrucząc coś pod nosem poczłapał we wskazanym kierunku. Gośka, zła jak osa, wyszła na taras. Była tak wkurzona, że po raz pierwszy przeszło jej przez głowę, żeby zapalić papierosa, chociaż nie paliła od kilku ładnych lat. Darek najzwyczajniej na świecie po raz kolejny w ciągu kilku dni przesadził z wlewanym w siebie alkoholem. Irytowały ją jego wyskoki, chamskie odzywki w towarzystwie… Opadła na leżak. Gapiąc się odległe światła miasteczka po drugiej stronie zatoki zaczęła porównywać swój związek z tym, co widziała w relacji Artura i Dominiki. I z każdą chwilą to porównanie wypadało coraz gorzej. Zupełnie bezmyślnie sięgnęła do pozostawionej przez Darka paczki. Gdzieś w połowie PallMalla jej uwagę zwróciły hałasy, dobiegające z którejś z sąsiednich willi. Najpierw śmiech, a potem skok do basenu. Wiedziona chęcią zajęcia się czymkolwiek innym niż roztrząsanie własnych problemów, podeszła do balustrady tarasu.

Wokół basenu willi poniżej było na tyle jasno, że bez trudu dostrzegła sadowiącego się na leżaku chłopaka i pływającą dziewczynę. Chłopak miał na sobie szorty, palił papierosa i popijał piwo wprost z butelki. W pewnym momencie wstał, podszedł do stojącego nieopodal stolika i wyjął coś z kieszeni. Ruchy, które potem wykonał nie pozostawiały złudzeń, co do zawartości pakunku. Sprawnie uformował dwie kreski narkotyku wprost na kamiennym blacie, a potem machnął do pływającej dziewczyny. Ta zbliżyła się do krawędzi basenu i wyszła na brzeg. Była naga. Chłopak wskazał jej gestem najpierw stolik, a potem ręcznik. Posłusznie wytarła twarz i dłonie, zanim podeszła do niego. Podczas gdy blondynka się wycierała, on zwijał banknot w ciasny rulonik. Podał go jej. Gdy pochyliła się, by wciągnąć proszek do nosa, bezceremonialnie wsadził jej dłoń między nogi. Niezrażona tym, przyjęła porcję narkotyku, odwróciła się i podała mu banknot. Pochylił się nad stolikiem, przyjął swoja porcję, a potem niedbałym ruchem starł resztki. Odwrócił się i minąwszy dziewczynę, wrócił na leżak.

Z tej odległości nie można było usłyszeć, co powiedział, ale przywołujący gest ręki był jak najbardziej czytelny. Dziewczyna podeszła do niego. Wskazał na szorty. Blondynka uklęknęła obok leżaka i zaczęła powoli zsuwać z niego ubranie. Spodenki opadły na kamienną nawierzchnię, którą wyłożone było otoczenie basenu. Chłopak władczym gestem chwycił dziewczynę za kark i wskazał jej co ma dalej robić. Gośka nie widziała zbyt wiele szczegółów, ale poruszająca się miarowo w górę i w dół głowa nie pozostawiała zbyt wiele miejsca wyobraźni. Wydarzenia na basenie podsunęły jej skojarzenie z porno, które czasem oglądała, sama albo z Darkiem. Sięgnęła do paczki po kolejnego papierosa, zapaliła. Obserwowała, jak dziewczyna pracuje nad partnerem. Ten nagle uznał, że wystarczy. Odepchnął ją, podniósł się i wskazał stolik, z którego wcześniej wciągali narkotyki. Dziewczyna podeszła, usiadła na jego krawędzi. Chłopak podszedł do niej, chwycił za pierś, a potem popchnął, każąc jej położyć się. Chwilę później zaczął ją rżnąć. Gośka nie była w stanie znaleźć innego określenia. W opętańczym tempie, skupiony wyłącznie na własnej przyjemności, zaspokajał się, jakby na stole leżała seksualna zabawka, a nie żywa osoba. Kiedy znudził się, wyszedł z blondynki, kazał jej położyć się na brzuchu. Znów w nią wszedł. Po tym, że chwilę trwało, zanim zaczął miarowe posuwanie, Gośka domyśliła się, że teraz pewnie, tak jak naoglądał się w internecie, postanowił spenetrować tyłek dziewczyny. Trwało to kilkanaście minut. Nie mogła od nich oderwać wzroku. Wiedziała, że to efekt narkotyku, który przyjęli, ale wciąż zafascynowana patrzyła na nich. W końcu chłopak wyciągnął członka, z zamachem klepnął dziewczynę w pośladek, a potem zaczął się onanizować. Dziewczyna zsunęła się ze stołu, klęknęła przed nim, wystawiając twarz. Chłopak wsunął jej członka w usta. Doszedł, odrzucając głowę w tył. Dziewczyna, korzystając z tego, że nie widzi, wypluła jego spermę na kamienie, ocierając usta grzbietem dłoni.

Chłopak, nie patrząc na nią, odwrócił się i poszedł w kierunku basenu. Nad samym brzegiem odwrócił się, coś do niej powiedział. Skinęła głową i poszła do domu. On tymczasem wskoczył do wody i leniwie usiadł na stopniu. Może minutę później dziewczyna pojawiła się w drzwiach, niosąc butelki z piwem. Jedną podała chłopakowi, a potem przykucnęła na krawędzi basenu. Z jej pozy biło jakieś dziwne wyczekiwanie.

Sięgnęła po papierosa, ale po chwili rozmyśliła się. Chciała się napić. I to już. Przyniosła z lodówki butelkę wina, odkręciła zakrętkę i pociągnęła z niej długi łyk. A potem następny. Czuła, jak łzy lecą jej po twarzy. Czuła, że dotarła do jakiejś granicy. Widok pary nad basenem jeszcze niedawno sprawiłby, że teraz, zamiast ciągnąć wino prosto z butelki, szukałaby zaspokojenia. Jednak zamiast podniecenia odczuwała jedynie niesmak. Miała wrażenie, że oglądała kopulujące zwierzęta, dla których parzenie się jest kompletnie mechaniczne, bezrefleksyjne. I nawet nie to, że ta dwójka smarkaczy zrobiła to przed chwilą tak, jak robiła, powodowało największy niesmak. W parze nad basenem widziała zbyt wiele z tego, czego sama często doświadczała w łóżku. I ta myśl sprawiała, że nawet nie próbowała powstrzymywać cieknących po twarzy łez i co chwila pociągała z butelki kolejny łyk wina.

Cięcie. Kamera wraca na plażę.

 

Artur nie wiedział, ile gapili się w gwiazdy, przytuleni do siebie. I w sumie nawet niespecjalnie go to interesowało. Było niespiesznie, leniwie… Coś dokładnie odmiennego od codzienności. Z lubością wciągnął w nos wilgotne, nocne powietrze, przesycone zapachem pinii i morza. Siedział oparty o drzewo, a na jego kolanach, niczym w fotelu, siedziała Dominika. Księżyc, niemal w pełni, dodawał pustej plaży impresjonistycznego sznytu. Gdzieś daleko zostało miasteczko, sklepy, gwarna konoba…

Wchodzącą na plażę parę dostrzegli niemal jednocześnie. Z braku lepszego zajęcia zaczęli patrzeć, co też będą robić. Mimo odległości widać było, że są młodzi. Chłopak zdjął kurtkę, czy bluzę i rozłożył na ziemi. Usiedli, przytuleni, coś do siebie cicho mówiąc.

– Widzisz, nie tylko my jesteśmy tacy po staremu romantyczni… – szepnęła. – Ktoś jeszcze przychodzi na plażę w nocy…

– Mhm… – odmruczał Artur prosto w jej ucho. – Popatrzeć na gwiazdy, albo na co innego…

Jego dłoń delikatnie zmieniła pozycję, kiedy rozpiął guzik bluzki. A potem drugi.

– Rozrabiasz…

– Tylko trochę…

Dominika przeniosła wzrok z męża na parę przed nimi. Dziewczyna siedziała na kolanach chłopaka i całowała go namiętnie. W pewnym momencie odsunęła się od niego, ale tylko po to, by najpierw jej, a potem jego koszulki znalazły się na ziemi. Chłopak momentalnie zdjął z niej też stanik.

– Chodź, nie przeszkadzajmy im – odwróciła twarz męża.

– Zostań. Tutaj, w cieniu nas nie widać, a nawet jeśli, to oni są tak zajęci sobą… A tak musisz przejść obok nich, narobisz hałasu i zepsujesz im nastrój…

– Ale…

– Ciii – położył jej palec na ustach. A potem wsunął rękę głęboko pod bluzkę, obejmując dłonią pierś.

– Ej…

– Ci… – pocałował ją delikatnie w czubek głowy.

Otulona ramieniem męża, skupiła wzrok na młodych. Dziewczyna uniosła się lekko, klękając przed nim tak, by miał jej piersi dokładnie na wysokości twarzy. Zaczął je pieścić ustami. Dziewczyna sięgnęła do włosów i rozpuściła je. Jasna kaskada rozsypała się po jej plecach.

Czuła też, jak dłoń Artura porusza się powoli pod jej bluzką, gładząc delikatnie pierś. Podniecenie, z początku delikatne, zaczęło przybierać na sile. Widok pieszczących się opodal dzieciaków, dłoń Artura i ciepło jego ciała były mieszanką bardzo podniecającą. O ile widok ludzi uprawiających seks nie był dla niej niczym, czego by nie znała, o tyle podglądanie nastolatków, którzy pewnie nie mieli nawet gdzie cieszyć się sobą było dla niej czymś nowym. Podobała jej się także sylwetka dziewczyny, młoda, sprężysta, pełna energii. Skupiła na niej wzrok, obserwując jak poddaje się pieszczocie swojego chłopaka. Wtuliła się mocniej w męża, sięgnęła do guzika szortów i go rozpięła. Zauważył to od razu.

– Nie – szepnęła cicho, odsuwając jego rękę od swoich spodenek. – Sama…

Wsunęła dłoń w szorty, odchyliła na bok cienką tkaninę majtek i dotknęła się. Zdarzało się jej pieścić samej, ale nie miała zazwyczaj takich potrzeb. I za każdym razem zaskakiwał ją dotyk jej własnych, wilgotnych warg. Znów skupiła się na parze na środku plaży. Dziewczyna manipulowała przez chwilę przy spodniach chłopaka, ale w końcu, z chichotem, odpuściła. On bez trudu rozpiął guziki. Ta część obrazu pozostawała w cieniu, ale dłonie dziewczyny niemal natychmiast sięgnęły do uwolnionej z garderoby męskiej dumy. Chłopak sięgnął do kieszeni spodni. Nie widziała, co wyjmuje, ale domyśliła się natychmiast. Dziewczyna wzięła od niego opakowanie i rozerwała. Nałożyła mu prezerwatywę, a potem, pomagając sobie dłonią, usadowiła się na kochanku. Przytuleni do siebie poruszali się powoli. W miarę, jak przyspieszali, przyspieszała także jej dłoń, zataczając coraz ciaśniejsze i szybsze koła wokół nabrzmiałej łechtaczki. Pieściła się, chłonąc widok kochającej się pary.

Dziewczyna nagle odrzuciła głowę w tył, a potem na plaży rozległ się jej perlisty śmiech. Echo powtórzyło go kilka razy, zanim ucichł. Chwilę później jej chłopak stęknął cicho, poruszył się jeszcze kilka razy i znieruchomiał. Dziewczyna znów roześmiała się dźwięcznym śmiechem szczęśliwej kobiety. Dominika mocno ścisnęła palcami łechtaczkę. Spełnienie przyszło niemal natychmiast, przyprawiając jej biodra o to rozkoszne drżenie, którego oczekiwała. Ostatkiem woli zacisnęła usta, żeby krzykiem nie zdradzić swojej obecności. Ciężko oddychając opadła znów na tors Artura.

– Oj, psoto…

– Ciii… – westchnęła, smakując swoje spełnienie.

Młodzi, przytuleni do siebie, odpoczywali. Chłopak głaskał swoją partnerkę po plecach, a ona całowała go delikatnie. W końcu on sięgnął do plecaka, który przynieśli ze sobą. Dziewczyna powiedział coś do niego i znów roześmiała. Wstała, zdjęła spódniczkę, majtki i buty i pobiegła w stronę wody. Chłopak, w biegu pozbywając się reszty garderoby, ruszył za nią.

– Chodź… – szepnęła Dominika, kiedy nastolatki znalazły się kilkanaście metrów od brzegu, śmiejąc i chlapiąc na siebie. – Chyba nas nie zauważą…

– A dasz radę iść?

– Postaram się… Chodźmy do domu, chcę się kochać…

Wstała, wspierając się na ramieniu męża. Chwilę później, przytuleni, chowając się w cieniu, ruszyli do domu.

W kadrze Gośka, w planie amerykańskim. Pali papierosa, patrząc na stojącą przed nią pustą butelkę po winie. Z offu słychać dźwięk otwieranych drzwi, kroki, rozmowę na tyle cichą, że nie można rozpoznać słów. A potem trzaśnięcie drzwi w głębi apartamentu. Gośka podnosi się, gasi papierosa w słoiku i idzie przez ciemne mieszkanie na balkon przy sypialni. Kamera prowadzi ją z ręki, idąc za plecami. W drzwiach do swojego pokoju zdejmuje majtki i wychodzi na balkon. Kamera zza jej pleców przechodzi do pokoju Dominiki i Artura.

 

– Powiedz, a lubisz mnie trochę?

– Lubię.

– A przytulisz mnie trochę?

– Przytulę… – Artur roześmiał się cicho.

Dominika objęła go ramieniem za szyję. Czuł na swoim torsie jej twarde piersi, ciepło jej oddechu na ramieniu. Westchnął cicho, wciągając głęboko w nozdrza zapach jej ciała. Znajomy, a jednocześnie za każdym razem tak samo podniecający. Przeniósł rękę z jej talii na pośladek, przyciskając ją mocniej do siebie. Otarła się lekko o jego udo.

– Kocham cię, wiesz… – szepnęła mu do ucha.

– Mmm. Wiem o tym… – odmruczał.

Pocałowała go, przelotnie, zaczepnie. Czuła, wciąż pragnie się kochać. Wydarzenia na plaży wciąż jeszcze wywoływały tę przyjemną wilgoć i rozkoszne mrowienie w dole brzucha. Artur tak świetnie czytał jej potrzeby i oczekiwania. Obserwowała jego twarz z słabym świetle nocnej lampki. Półprzymknięte oczy, błąkający się w kącikach ust kpiarski uśmiech. Jej kochany niedźwiedź.

– Wiesz, jesteś jak taka moja wielka, pluszowa przytulanka… Miś bezpieczeństwa…

– Miś bezpieczeństwa powiadasz… A wiesz, że niedźwiedzie to tak naprawdę półtonowe bestie?

– Wiem…

– A jak taka bestia się obudzi?

Sięgnęła pod prześcieradło, bezbłędnie trafiając dłonią na jego męskość. Przeciągnęła po nim opuszkami palców. Dotknęła jąder, a potem znów pogłaskała członek, czując jak po jej palcami twardniej i unosi się.

– No to co? – odpowiedziała, wyjmując rękę spod prześcieradła i przeciągając palcami pod nosem. – Cudnie pachniesz…

– Tak?

– Tak. Moim misiem…

Przejął inicjatywę. Pocałował jej delikatnie w usta. W tym samym momencie jego dłoń znalazła się na jej piersi. Bez trudu obejmował ją dłonią. Dominika drgnęła, gwałtowniej wciągając powietrze, kiedy ścisnął między palcami sutek. Poczuł jej język w ustach, delikatnie badający terytorium. Trącała samym czubkiem, czekając na odpowiedź. Udzielił jej. Długo cieszyli się tym wilgotnym, pełnym radości tańcem. W końcu dłoń Artura zaczęła zsuwać się niżej. Minęła brzuch znalazła się między jej udami. Zebrał opuszkami odrobinę wilgoci z krocza. A potem oderwał usta od jej ust i dokładnie powtarzając jej gest, wciągnął zapach podnieconej kobiety.

– Twój też mi się podoba…

Na twarz Dominiki wpełzł przewrotny uśmiech.

– Mój ty zwierzaczku… – pocałowała co znowu. Znów badali nawzajem swoje usta, tak doskonale znane i jednocześnie za każdym razem tak samo podniecające. W pewnym momencie Dominika zwinnym ruchem znalazła się na nim. Powoli przesuwając się w dół obsypała pocałunkami jego tors, brzuch, a potem dotarła do wyprężonego członka. Zaczęła delikatne, tylko całując. Wędrowała ustami wzdłuż trzonu w górę i w dół, z każdym nawrotem mocniej. Dłonią pieściła jądra, głaszcząc je opuszkami palców i delikatnie uciskając. W końcu objęła wargami czubek penisa, wodząc językiem po odsłoniętej żołędzi. Artur sapnął ciężko przez nos, gdy po raz pierwszy wsunęła męskość w usta. Ruda czupryna zaczęła poruszać się miarowo w górę i w dół, kiedy fellatio nabrało namiętności i tempa. Wreszcie przerwała. Artur uniósł się lekko, a potem bez większego trudu złapawszy Dominikę w pasie po prostu posadził ją na swojej twarzy. Ona oparła dłonie o ścianę za łóżkiem i poddała się pieszczocie. Czuła jego wargi i język, poruszające się na jej ociekającej podnieceniem kobiecości. Zaczęła cicho wzdychać, kiedy skupił się na stwardniałej łechtaczce. Krążył wokół, co chwilę przeciągając po niej czubkiem języka. Objął dłońmi jej pośladki, ściskając je delikatnie. Płynnym ruchem zanurzył palec w jej wilgotnym wnętrzu.

– Daj mi… – jęknęła w końcu.

Artur wsunął w nią drugi palec. Usta i język pieściły ją od zewnątrz, palce uzupełniały od wewnątrz. Poruszał nimi miarowo, wzmagając podniecenie, ale nie pozwalając Dominice przekroczyć punktu bez powrotu.

Ale ona przejęła znów inicjatywę. Uniosła się, klęcząc na łóżku, a potem przesunęła w kierunku bioder Artura. Lekko tylko pomagając sobie dłonią naprowadziła sterczącą męskość na rozpalone wejście i powoli zaczęła opadać, przyjmując stopniowo członka w swoim wnętrzu. Tym razem nie bała się, że coś pójdzie nie tak. Była tak rozochocona, że zmieściłaby w sobie znacznie więcej. Pragnęła poczuć się wypełniona, czuć jak ją przenika. Dłonie Artura znalazły się na jej biodrach, gładząc i pieszcząc. Miarowo unosząc się opadając chwyciła w dłonie własne piersi, ścisnęła sutki, jeszcze wzmacniając przyjemność. Czuła, jak dłonie męża przenoszą się z bioder na pośladki, jak obejmują je. Artur zwilżył palce jej sokiem, a potem dotknął wejścia do drugiej dziurki. Kiedy nie zaprotestowała, wsunął się w nią nieco. To była ostatnia rzecz, którą Dominika świadomie zapamiętała. Orgazm eksplodował z taką mocą, że nie była w stanie się kontrolować. Wysoki, świdrujący krzyk słychać było doskonale w całym domu. Szczytowała. Artur obejmował ją mocno ramionami, tuląc do siebie, by przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy. Nie raz i nie dwa Dominika praktycznie traciła kontakt z rzeczywistością, kiedy szczególnie mocno dochodziła.

Kiedy fala podniecenia opadła, Dominika wtuliła się w swojego męża, przywierając do niego całym ciałem. Siedziała mu wciąż na udach, czując wewnątrz jego członka. Delikatnym ruchem bioder zmieniła pozycję, uwalniając go z siebie. Poczuła na szyi jego pocałunek.

– Połóż mnie… – szepnęła, z trudem otwierając usta.

Ułożył ją delikatnie na zmiętym prześcieradle, położył się za jej plecami i objął ramieniem. Przywarła do niego, szukając bliskości. Artur czuł, jak wciąż lekko drży po przeżytej przed chwilą rozkoszy. Znał to drżenie, choć nie było codziennością ich łóżkowego życia. Tulił ją i delikatnie całował kark, pozwalając ochłonąć nieco i czekając. Dłonią od czasu do czasu głaskał to pierś, to brzuch.

– Kocham cię… Kocham cię kochać… – zamruczała w przestrzeń przed sobą.

– Mhmm… – zamruczał w odpowiedzi.

– Jeszcze… Tak z tyłu…

– Popieścić?

– Więcej… Ale się nie przygotowałam…

– Jutro?

– Teraz… W ubranku…

Uniósł się lekko na łokciu, pocałował ją jeszcze raz w kark i wstał. Podszedł do szafy i przyświecając sobie telefonem, z jednej z kieszonek torby wyjął prezerwatywy i tubkę z żelem. Wrócił do łóżka. Znów zaczął ją całować, delikatnie, zaczepnie pieścić, rozpalając zmysły na nowo. Ocierała się o niego pośladkami, szukając kontaktu. Nagle chwyciła kolana i leżąc nadal na boku, podciągnęła je do brzucha.

– Chodź, daj mi tam…

Artur sięgnął za plecy po żel. Wycisnął sporą porcję na palce i zaczął masować wejście. Dominika odpowiedziała delikatnym ruchem bioder, niemalże sama nasuwając się na jego palce. Rękami wciąż przyciskała kolana do brzucha. Rozerwał pakiet z prezerwatywą i naciągnął ją na członka. Położył się znów za jej plecami, objął mocno ramieniem i zaczął powoli penetrować jej anus. Wychodziła mu naprzeciw, rozluźniona, spragniona. Oddychała coraz ciężej w miarę, jak on wchodził coraz dalej. W końcu zaczął się w niej poruszać. Puściła swoje kolana i sięgnęła dłonią między uda. Dwa palce niemal natychmiast odnalazły właściwe miejsce. Pieściła łechtaczkę, czując jak porusza się członek Artura. Kiedy zaczął przyspieszać, ona też zwiększyła tempo, jeszcze podkręcając i tak szalejące zmysły. Artur objął ją mocno, ujmując w dłonie piersi. Jego ruchy były coraz mocniejsze, szybsze i głębsze. Ona coraz szybciej pracowała palcami, ściskając łechtaczkę między opuszkami. Czuła, że on za moment dojdzie i z całej siły zacisnęła się. Doznanie było potężne, ale właśnie to najbardziej lubiła, kiedy nabrała ochoty na seks analny. Wiedziała, że tryska w nią, słyszała jego gardłowy pomruk, kiedy dochodził. Ścisnęła go jeszcze mocniej, wbijając jednocześnie paznokcie w łechtaczkę. On zacisnął dłonie na jej piersiach, przyciągnął jeszcze mocniej do siebie. Zaczynała powoli tracić poczucie własnego ciała, wydawało jej się, że stanowi z Arturem jedność, a świadomość samej siebie skurczyła się rozmiarów ściskanej do granicy bólu małej części jej ciała.

Tym razem orgazm był inny. Nie chciała już krzyczeć, nie przewalał się przez nią jak wywracająca świat do góry nogami fala. Zalał ją niczym gęsty, gorący karmel, pozbawiając na moment oddechu, własnej woli, zdolności poruszania. Nagle wszystko poza transcendentalną wręcz przyjemnością nie miało znaczenia. Jej świadomość skurczyła się do rozedrganych, zalanych hektolitrami serotoniny nerwów, do tego wszystkiego, co dawało jej poczucie bliskości i wszechobecności Artura. A potem opadła w miękką, ciepłą ciemność, w której był tylko jej ciężki oddech i ciepło męża.

On delikatnie wysunął się z wnętrza Dominiki. Szybkim ruchem pozbył się prezerwatywy, ciskając ją na podłogę obok łóżka. Ciasno otulił żonę ramionami, czując, jak odpływa w coś na pograniczu omdlenia i snu. Uniósł się lekko na łokciu, chcąc poprawić prześcieradło i mimowolnie spojrzał w kierunku balkonu. Sam nie wiedział, co go do tego skłoniło. Ot, przypadek. W mroku nocy, oświetloną tylko słabym odblaskiem latarni, dostrzegł Gośkę. Gośkę pochłoniętą tańcem własnych palców między udami. Pozornie poprawiając prześcieradło, przeniósł się na drugą stronę łóżka, obejmując Dominikę i skutecznie blokując jej możliwość spojrzenia za okno. Wprawdzie bez okularów pewnie nic by nie zobaczyła, ale wolał nie ryzykować.

Przejdź do kolejnej części – Nježan Dodir [Czuły dotyk] – Rozdział IV: Wtorek

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Kolejny rozdział ciekawy, głęboko wchodzi w relacje między bohaterami, w dodatku można się trochę dowiedzieć o technice nurkowania.

To co nie do końca mi się podoba to narastająca idealizacja Artura i odwrotny proces w stosunku do Darka. Rozumiem, że chodzi o to, by skonfrontować ich postawy, ale wychodzi to dość naiwnie: Artur okazuje się krystalicznie doskonały, czuły, opiekuńczy, szczery, empatyczny, po prostu perfekcja do wyrzygu. Darek z kolei to leń, pijak, egoista obojętny na żonę i jej potrzeby, słaby kochanek, w dodatku stale knujący coś na boku.

W realnym życiu ludzie nie składają się z samych zalet albo samych wad. Po co więc tworzyć takich bohaterów? Mniej jednoznaczne postacie są zarazem bardziej ciekawe.

W obecnej sytuacji coraz mniej można zrozumieć, jak Gośka wytrzymała sporo lat z tak okropnym człowiekiem. A przecież nawet ludzie nikczemni potrafią być czarujący i przyciągać do siebie ludzi. W obecnej kreacji Darka nie ma tymczasem nic przyciągającego.

Mam nadzieję, że kolejne rozdziały trochę go zniuansują, a może do tego pokażą jakieś ciemniejsze strony Artura. Bo przecież z pewnością takie posiada.

Nie wiem o co Ci chodzi, ja to widzę wręcz przeciwnie. Artur to kompletny simp, Darek przynajmniej nie pozwala sobie wejść na głowę 🙂 ja tam jestem w #team_darek

W świecie bohaterów „Czułego dotyku” jeszcze świeci letnie słońce, ale już czuć, że zbierają się chmury.

Historia rozwija się niespiesznie, nie pędzi, ale czuć, że autor wie, dokąd zmierza.

Dobry wieczór,

zgadzam się z Thorinem, że opis nurkowania jest bardzo ciekawy i można się trochę dowiedzieć o tym sporcie. Coraz lepiej poznajemy bohaterów, ich potrzeby i oczekiwania. Zasadniczy konflikt rysuje się coraz bardziej klarownie. Pozostaje czekać, aż dojdzie do wrzenia.

Cichy Bobie, o ile orientuję się w internetowym slangu, simp to ktoś, kto podlizuje się kobietom w nadziei na uwagę oraz seks, ale ich nie otrzymuje. Tak więc Artur jako żywo nie mieści się w definicji 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Niejako wywołany do tablicy, przez Komentatorów z jednej strony „muszę” coś odpowiedzieć w sprawie Artura i Darka, a z drugiej – nie bardzo chcę popsuć przyjemność (?) czytania dalszego ciągu…

To ujmę to tak: owszem, obaj panowie są w jakimś zakresie „skrajni”, ale ma to swoje uzasadnienie fabularne. Dojdziemy do tego. Za czas jakiś.

Niestety (albo i – stety, zależy jak patrzeć) – czytanie dłuższego tekstu „na raty” czasem może zaburzać obraz całości. Chociaż z drugiej strony daje więcej miejsca na przyjrzenie się detalom.

Z czym Was pozostawiam.

Z poważaniem
Boober™

Napisz komentarz