Pasem po dupie (horibe)  4.12/5 (11)

6 min. czytania

dracoexboreas, „BDSM 007”, CC BY-ND 2.0

Trzasnęły drzwi. Wyjrzałem przez okno. W stronę skrzyżowania sunęła rozświetlona taksówka. Czyżby Ona? „Stuk, stuk, stuk” – odgłos obcasów na mokrym chodniku potwierdzał moje przypuszczenia. Dzwonek do drzwi. Odczekałem moment, dwa… niech to jej da do myślenia.

– Ta?… – rzuciłem zdawkowo do słuchawki domofonu.

– To ja… wpuścisz mnie? – powiedziała proszącym tonem.

Chwilę milczałem.

– Wejdź – zdecydowałem wreszcie. Obcasy zastukały na schodach. Potem nastąpiła cisza. Zbliżyłem oko do wizjera. Jej włosy były mokre. Stała nieruchomo z jakąś bezradnością w spojrzeniu. Trwało to minutę. Nie zamierzałem otwierać nieproszony. W końcu zadzwoniła do drzwi.

Poprawiłem fryzurę i kołnierzyk. Przejrzałem się w lustrze. Napawałem się swą miną brutala i cynika.

– Co? – zapytałem przez szparę w drzwiach, nie witając się.

– Musiałam przyjść… Muszę… – miotała się z opuszczoną głową.

– Po co? – byłem obojętny na jej rozterki.

– Wiesz…wiesz dobrze.

Wiedziałem. Ale chciałem usłyszeć to od niej.

– Wpuść mnie… Mogę?

– Co będę z tego miał? – byłem nieprzejednany.

– Wszystko, czego zapragniesz.

– Nie pochlebiaj sobie! „Wszystkiego” nie jesteś w stanie mi dać.

Nużyło mnie to przekomarzanie. Rozkazująco skinąłem głową. Weszła do środka.

Miała na sobie płaszcz – lekki, czarny, z połyskliwej tkaniny. Zresztą, mniejsza o to. I tak go zdejmie. Z dezaprobatą spojrzałem na jej mokre włosy i lekko rozmazany makijaż.

– Idź się ogarnąć! – rzuciłem z pewną dozą gniewu.

Przejrzała się w lustrze.

– Przepraszam – wyjąkała skonfundowana.

Machnąłem niecierpliwie ręką.

Gdy doprowadzała się do porządku usiadłem w głębokim fotelu. Wsłuchując się w leniwe dźwięki easy-listening sączyłem whisky. Delektowałem się swą dominacją. Po chwili odstawiłem szklankę. Poluzowałem krawat, by zaraz go zdjąć. Pozbyłem się też marynarki. Zzułem buty wraz ze skarpetkami. Znowu łyk bursztynowego trunku… Teraz pas. Ciężki, skórzany, z klamrą… Być może się przyda, niech będzie pod ręką. Wstałem i uwolniłem nogi ze spodni. Powoli rozpinając guziki koszuli wsłuchiwałem się w odgłosy dobiegające z łazienki. Chyba się już przygotowała. Dla dopełnienia formalności ściągnąłem podkoszulek. Przysporzyło mi to problemów… Miałem rozbudowaną klatkę piersiową i potężne ramiona. Kupiłem chyba za mały rozmiar.

Stanęła w drzwiach. Miała na sobie „małą czarną” z wściekłym rozcięciem na biuście. Sutki sterczały jej jak gotowe do salwy działa.

– Mogę? – spytała ponownie. Nie mogła już chyba żyć bez tego „mogę”?

– Proszę – zgodziłem się łaskawie. Uprzejmości nigdy za wiele, he he.

Delektując się jej widokiem, opadłem na fotel. Byłem już tylko w slipach. Czarnych, błyszczących slipach z trudem opinających mój muskularny tyłek i wielkie przyrodzenie.

– Jesteś piękny – zachwyciła się mym opalonym ciałem.

– Nie przyszłaś chyba po to, by pieprzyć o moim wyglądzie? – żachnąłem się.

– Nie, skąd…

Wstałem i podszedłem do niej. Władczym ruchem obniżyłem jej głowę do wysokości mego pasa, zmuszając by opadła pozycji klęczącej. Nie byłem zaskoczony jej pełną akceptacji reakcją. Znała zasady.

Moje slipy napięły się niczym stosunki polsko-rosyjskie. Gruby członek nieproszony uwolnił się spod kurateli gumki do majtek i wychynął na powietrze, prezentując nabrzmiałą żołądź. Jej oczy zaświeciły się z żądzy. Spragniona kontaktu dłoń powędrowała do mego krocza.

– Nie rusz! – syknąłem – Najpierw się rozbiorę, Ciasno mi!

Z usłużną pomocą wprawnych kobiecych dłoni szybko wyswobodziłem się z krępującej ruchy bielizny. Mój członek – prawdziwy „wojownik” – wyprężył się i zesztywniał w pełnej mocy pozie. Patrzyła na to jak urzeczona. Po raz kolejny zbliżyła rękę do mego penisa. I znowu dostała cięgi.

– Gdzie łapy pchasz, suko? – krzyczałem – Niedoczekanie twoje! Chcesz go dostać, to pokaż, co potrafisz. Zawiodłem się na tobie!

– Tak, oczywiście, wybacz mi – była ugodowa i samokrytyczna. Znowu znalazłem się na fotelu. Rozparłem się w nim jak basza. Nagi tors, rozwalone na boki, silnie owłosione uda oraz stercząca pomiędzy nimi maczuga nadawały mi niezwykle wulgarny, samczy wygląd. Nie ukrywam, że o to właśnie chodziło. Leniwym gestem sięgnąłem do małej szafki. Wyjąłem z niej elegancki i błyszczący czarny wibrator z przyssawką. Rzuciłem go na podłogę, pod jej nogi. Podniosła go natychmiast, niczym aportujący pies.

– Zajmij się sobą – poleciłem jej.

Była szatańsko zgrabna i wygimnastykowana. Choć przecież niezbyt młoda. Ekwilibrystycznym, ale i zmysłowym ruchem wyswobodziła się z okowów sukienki. W mig dopasowała rytm swego ciała do sączącej się z głośników muzyki. Wykonywała coś w rodzaju tańca plemiennego. Była w tym niezła.

Kiedy jej ciuszek odleciał na drugi koniec salonu, penis osiągnął maksymalny stopień pobudzenia. Ciało tej szelmy było niezrównane. Opływowe niczym U-boot, ale naznaczone stalowymi mięśniami. Ciało sportsmenki i wyuzdanej kurwy jednocześnie.

Już miałem zażądać, by zdjęła majtki, ale zrobiła to sama. Zbliżyła się do niewielkiej, prostokątnej ławy. Nie przerywając tańca przymocowała wibrator przyssawką. Sterczał w górę niczym gotowy do startu wahadłowiec. Jej tyłek jął zataczać szalone kółka nad czubkiem przyrządu. Zbliżała się do niego by po chwili unosić się z pełnym żalu jękiem. Wreszcie nie wytrzymała oczekiwania. Nie pomagając sobie nawet dłonią, opadła na śliski przedmiot, nakłuwając nabrzmiały balon swego pożądania. Płatki jej warg sromowych rozchyliły się, otulając zachłannie syntetycznego „kochanka”. Ani się obejrzałem, gdy pochłonęła go w całości. Z błogim wyrazem twarzy ujeżdżała zabawkę, uprzednio uruchamiając delikatne wibrowanie.

Mijały minuty. Patrzyłem na przedstawienie ze sztywnym kutasem, ale i rosnącą irytacją.

– Wyłącz to, dziwko! Nie zapomnij po co przyszłaś.

Znowu wstałem. W dłoni dzierżyłem zdjęty wcześniej pas.

– Wypnij tyłek!

Spojrzała na mnie trwożliwie, ale z oddaniem.

– Jesteś pewien?

– Jak niczego na świecie. Dawaj dupę!

Przełożyłem ją przez kolano. Wypięła swój jędrny tyłek, sposobiąc się do nieuchronnych razów. Ponieważ zwlekałem z wymierzeniem „sprawiedliwości”, zaczęła zastanawiać się, czy może żartuję…

Niepotrzebnie. Świst skóry przeciął powietrze. Na gładkiej powierzchni pośladków pojawiły się czerwone pręgi. Karcona w ten sposób „ofiara” zachowywała się irracjonalnie – jęczała bowiem z wyraźnym zadowoleniem.

Uderzyłem ją cztero-, może pięciokrotnie. Potem pchnąłem na ścianę.

– Oprzyj się! Rozstaw nogi!!!

Nie zaprotestowała.

Pragnąłem już tylko jednego. Zatopić swoją męskość w jej rozpulchnionym wnętrzu. Chwyciłem ją za włosy i nakierowałem prącie na rozchyloną szparę.

Szast-prast. Wniknąłem w nią po same jądra. Zamruczała z rozkoszy. Posuwałem ją coraz szybciej i gwałtowniej. Pieprzyliśmy się na stojąco, jak nastolatki w dyskotekowym kiblu, jak para biuralistów, konsumujących pospiesznie zawodowy romans, jak nagrzane psy, jak króliki… Potem obróciłem ją twarzą do siebie i uniosłem. Oplotła mnie nogami, a ja przygniotłem ją do ściany. Lewitującą rżnąłem zapamiętale, obijając się klatą o stwardniałe cycki. Moje nogi nie wytrzymywały już napięcia. Cisnąłem nią o stół. Rozłożyła uda i przyciągnęła mnie piętą do swego podbrzusza. Znowu ją waliłem. Grzmociłem jak worek. Mruczała jak kotka. Dlaczego tak cicho?

– Co jest suko? Mało ci? Może twój kawaler zadowala cię lepiej? Może ci już nie dogadzam?

Przez jej oblicze przebiegło coś na kształt refleksji.

– Wiesz? – odpowiedziała – Chyba masz rację. Międlisz tym dupskiem, ale nie ma w tobie żaru, bęcwale. Wyłaź z mojej cipy! – nakazała oschle.

Początkowo lekko zdębiałem. Potem przypomniałem sobie, co jest grane.

– Przepraszam. Mogę się lepiej postarać… – próbowałem ją ugłaskać.

– Nie pierdol mi tu za uszami. No, uwolnij mnie od swojego frędzla. Mam niedługo spotkanie.

– Agato… Może jeszcze spróbujemy?

– Szkoda mojej fatygi. Odechciało mi się. Won.

Czułem się jak skarcony dzieciak. Zacząłem się niezgrabnie ubierać. Wciągnąłem jedną skarpetę, potem drugą…

Agata spojrzała z pobłażaniem.

– No, głowa do góry. Nie było tak źle… Po prostu dzisiaj trudno mi wejść w rolę. Mam różne biznesy i chandrę przez to.

Trochę mnie tym pocieszyła. Stałem nagi w skarpetach, mój członek przegrywał z grawitacją.

– Agato… Mogę dziś zostać w mieszkaniu? Pokłóciłem się z dziewczyną i…

– O nie! Nie ma mowy. Przychodzi moja przyjaciółka. Dzisiaj nie zostajesz.

– Szkoda… może…

– Nie skamlaj! Ile za dzisiaj? – Agata wyciągnęła skórzany portfel.

– Pięćset.

– Trzymaj – rzuciła mi zwitek banknotów – Dostajesz niezasłużoną premię. Ale teraz zjeżdżaj! Szybko! – Miała naprawdę groźną minę.

Spłynąłem.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dałem trzy razy pięć.

I słusznie 😉

Napisz komentarz