Bajka dla dorosłych III (Gal)  4.36/5 (12)

14 min. czytania

Źródło: Pixabay

W czwartek wieczorem dostaliśmy telefon od teścia, informujący że teściową zabrali właśnie do szpitala. Człowiek był kompletnie rozbity, jakaś żałość pomieszana z bezradnością aż wyciekała ze słuchawki. Radosny nastrój szczęśliwego wieczoru zniknął bez śladu. Po skończonej rozmowie, Iwona otępiała opadła na krzesło obok aparatu.

– Jedź jutro, pomożesz staruszkowi, a i matce może się przydasz – wypowiedziałem głośno to, do czego i tak doszlibyśmy wcześniej czy później.

Żona spojrzała na mnie z wdzięcznością.

Nie przepadałem za teściową. Szczerze mówiąc, to były modelowe stosunki zięcia i matki żony. Stara uważała, że córka mogła lepiej wybrać i nie zmieniła zdania od dwunastu lat, dogryzając mi przy każdej okazji. Dla mnie była uosobieniem zołzy najgorszego gatunku, próbującej od początku rozsadzić od środka szczęśliwe i piękne małżeństwo. Dopełnialiśmy się z Iwoną pod każdym względem. Mieliśmy wspaniałą parkę małych dzieci i byliśmy dla siebie nawzajem podporą w najtrudniejszych nawet sytuacjach.

Teść był w porządku. Rozumiał mnie prawie tak dobrze jak jego córka. Gdyby nie on, zapomniałbym pewnie, jak stara zołza nawet wygląda, a tak natykałem się na nią na rodzinnych zlotach i podczas świąt – na szczęście nie wszystkich.

Stanęło na tym, że Iwona rano weźmie urlop, a potem zabierze dzieci i pojedzie do teściów. Mieszkali w mieście trzysta kilometrów od nas. Dla żony każda jazda samochodem powyżej stu kilometrów była wyprawą w nieznane. Ale nie mogłem ich zawieźć – do poniedziałku musiałem skończyć projekt, jeśli chciałem utrzymać rodzinę w następnym miesiącu. W południe samochód był już zapakowany torbami. Pozostało tylko ich wyściskać na pożegnanie i pomachać zamykając bramę.

* * *

Kupiłem sobie mały doping i zabrałem się do intensywnej pracy. Mój pokój zmienił się w kreślarnię, monitor komputera grzał się jak szalony, oślepiając po jakimś czasie bielą. Szedłem wtedy ze szklaneczką na kanapę, pozwalając kwadransik odpocząć oczom. Dopiero podczas którejś przerwy zorientowałem się, że czuję ssanie. Bez obiadu, kolacji, na dopingu… Była czwarta nad ranem. Zjadłem jakąś kanapkę, szybki prysznic i lulu. Od dziewiątej w samej pidżamie znów byłem tytanem pracy. O piętnastej postawiłem ostatnią kreskę.

Ubrałem się i wyskoczyłem na obiad do pobliskiej pizzerii. Wracając, zainwestowałem w następną butelkę ulubionego trunku – trzeba było jakoś sobie ułożyć nadchodzący szybko wieczór. W domu padłem na kanapę z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Gdybym wiedział, że tak szybko się uwinę, mógłbym odwieźć najbliższych, wrócić i jeszcze zdążyć skończyć projekt.

Miałem przed sobą cały stosik płyt DVD z nieobejrzanymi jeszcze filmami – tak postanowiłem spędzić sobotni wieczór. Szklaneczka wypełniła się do połowy, wrzuciłem do kieszeni odtwarzacza pierwszą płytę z brzegu i zacząłem wieczór.

* * *

Obudziło mnie głośne dobijanie się do drzwi wejściowych. Po ekranie biegały kolorowe romby wygaszacza. Wieczór zasnuł już cały pokój, szklaneczka pusta, na zegarze fosforyzowały cyferki 19:52. Znowu donośne stukanie.

– Idę, już idę.

Bezwiednie zabrałem ze sobą szklaneczkę. Otworzyłem. W drzwiach stała zmarznięta Weronika – najlepsza chyba kumpela Iwony z pracy.

– Myślałam już, że was nie ma – uśmiechnęła się.

Dopiero teraz skojarzyła, że nie słychać gwaru dzieci, a oprócz światła w przedpokoju wszędzie zalega ciemność.

– Sam jesteś? Gdzie Iwona z dziećmi? – strzelała pytaniami jak karabin maszynowy, zatrzymując wzrok na szklaneczce w mojej dłoni.

– Wejdź, bo zimno. – Ustąpiłem z przejścia.

Wtargnęła, ciągnąc za sobą wieczorny przymrozek.

– Iwa jest z dziećmi u matki, wróci za jakiś tydzień – wydeklamowałem oznajmująco.

– Cholerka, chciałam od niej pożyczyć tablice obliczeniowe, widziałam je kiedyś u niej.

– Jak są, to znajdziemy. To nie szpilka – odparłem, patrząc na zsiniałą twarz Wery. Zrobiło mi się jej żal. – Chcesz się napić czegoś gorącego?

– Herbatkę chętnie. A ty co pijesz?

– Chcesz Jamesona?

– Komponuje się chyba z herbatką… – pokazała bielutkie, równe zęby.

Ściągnęła szybko płaszcz, buty i poszła za mną do kuchni. Wstawiłem wodę, potem z barku w pokoju wyjąłem szklaneczkę i napełniłem do połowy jak swoją. Dopiero teraz zauważyłem że była lekko wcięta, biorąc pod uwagę lekko niezborne ruchy i to że suszyła cały czas do mnie zęby.

W każdym razie dostała swój przydział nalewki na szczurach – określenie teścia.

– Wiesz, gdzie jest pokój Iwy, poszukaj sobie tego… czegoś, a ja zrobię herbatkę.

Odwróciła się i poszła w prawidłowym kierunku.

Weronikę znałem chyba tak długo jak Iwonę. Odkąd pamiętam, zawsze były razem. Była nawet druhną na naszym ślubie. Zaraz po naszym, odbył się jej ślub. Ale nie miała dziewczyna szczęścia. Dwa lata temu doszła osobistego na kilkuletniej zdradzie. Od półtora roku już była samotna. Z tego co wiem, radziła sobie znakomicie, ale nie doszło do mnie, żeby znalazła sobie jakiegoś pocieszyciela.

Mleczno-biała cera, bardzo zadbana, burza kręconych rudych włosów, nieskazitelna figura i żywiołowość – to cała Weronika. Była w dosłownym tego słowa znaczeniu przyjaciółką domu. Wpadała do nas o najdziwniejszych porach, dzieci za nią przepadały, z Iwą mogły przegadać całą noc, gdyby im na to pozwolić. A ja? Cóż, była obiektem moich westchnień od zawsze. Gdyby Iwona kiedykolwiek zgodziła się na trójkącik, tą trzecią na sto procent musiałaby być ruda. Marzenia ściętej głowy…

Aromat herbaty wypełnił kuchnię. Na górze trzasnęły drzwi. Wysunąłem głowę przez drzwi kuchenne. Na spiralnych schodach prowadzących z piętra już nieraz mogłem przyuważyć różne ciekawe widoki. Dzisiaj Wera miała pończochy i czarne stringi. Dopiero kiedy prawie była na dole, wyszedłem z kuchni. Zauważyła mój cień, odwracając głowę w kierunku kuchni i potrząsając opasłym tomiskiem.

– Maaam!

Tryumf w jej głosie przeszedł w pisk, a ja zobaczyłem, jak jej noga zjeżdża z trzeciego stopnia, zaś ona leci w tył, po czym zjeżdża z wysoko zadartą spódnicą nogami w dół. Zerwała się natychmiast, kiedy pupa dotknęła podłogi na dole, obciągając nerwowo spódnicę. Alkohol i chodzenie w śliskich nylonach po lakierowanym drewnie…

– Nic ci się nie stało? – W sekundę byłem przy niej.

– Nie. – Twarz miała trochę ściągniętą bólem, rozcierając sobie pośladki.

– Możesz to powtórzyć? Masz niezłe nogi – spytałem niewinnie.

– Spadaj – machnęła tomiskiem w moim kierunku, już się śmiejąc.

– Chodź, mamy już herbatę.

Poszła za mną, rozcierając ciągle bolące miejsca.

Ulokowaliśmy się na naszej największej kanapie. Wcisnąłem machinalnie „play” na pilocie, puszczając ten sam film, którego wcześniej nie dane było mi obejrzeć.

– Opowiadaj, co się stało – zaczęła, podciągając pod siebie nogi.

Po dwóch minutach wiedziała to, co ja, a ponieważ wcześniej była wciągnięta w temat teściowej, łatwo domyśliła się reszty.

– No, to sobie teraz odpoczniesz – skwitowała sytuację.

– Odpocznę – zgodziłem się. – Ale ty też się nie przepracowujesz – wbiłem jej szpilkę.

– Nie muszę gotować, dbam tylko o siebie… – jakby się zawahała – … ale nocami jest zimno.

Rozkleiła się lekko. Sięgnęła za siebie po szklaneczkę, odchylając do tyłu tułów. Rozchyliła lekko nogi, znowu pokazała mi pończochy i czarne majteczki. Odwracając się ze szklaneczką w dłoni, przyłapała mój wzrok na swoich udach.

– No no, nie pozwalaj sobie. Zresztą twoja żona ma lepsze nogi – skomentowała moją wpadkę.

– Ale ciągle te same.

Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. Zachichotała, mocno pociągając ze szklaneczki. Zaczęła oglądać film, zwijając się w rogu kanapy kolanami do mnie. Rozłożyłem się w drugim końcu. Poziom w butelce mocno opadał.

Po dłuższym oglądaniu zapytałem cicho z wzrokiem wlepionym w ekran:

– A właściwie to dlaczego jesteś sama?

Długo czekałem na odpowiedź.

– Bo może nie trafił mi się nikt taki jak ty. Zazdroszczę trochę Iwonie.

Ledwo dosłyszałem jej odpowiedź. Zatkało mnie. Dziewczyny też sobie gmerają pod kołdrą i pośrednio okazało się właśnie, że jestem obiektem westchnień nienajgorszej z nich. Nachyliłem się, kładąc rękę na odsłoniętym kolanie.

– Trafisz na lepszego, tylko musisz chcieć.

– Zabierz łapę – warknęła, ale jej wzrok mówił całkiem coś innego.

Zabrałem. Ale w tym momencie nawiedził mnie szatański pomysł. Już nie pamiętam kto – jej były osobisty czy Iwona – śmiali się na jakiejś imprezie z Wery, że jest masochistką. Drążyłem kiedyś temat i to już na pewno żona mi powiedziała, że ruda pozwoliła mu się związać i wykorzystać do oporu. Wiedziały o sobie wszystko. To wtedy za obopólną zgodą, kupiliśmy trochę zabawek – dilda, kajdanki, opaski na oczy. Pobawiliśmy się może ze dwa razy i jakoś nam przeszło.

Teraz chyba sperma mi uderzyła do mózgu, bo wpadło mi do głowy, że skuję Weronikę, a potem zobaczymy… Ja, stary szachista, nie potrafiłem wtedy przewidzieć nawet dwóch ruchów naprzód. Chciałem tylko zobaczyć rudą zdaną na moją łaskę. Nic poza tym się nie liczyło.

– Zaraz wrócę.

Pewnie pomyślała, że idę do łazienki. Skierowałem się do naszej sypialni. Gorączkowo przerzucałem wszystko na półkach, szukając kajdanek. Są. Bransoletki obciągnięte jakąś skórką, żeby nie poranić nadgarstków, mocny i trochę dłuższy niż normalnie łańcuszek. Otworzyłem je przed schowaniem do kieszeni i wyciągnąłem kluczyk.

Siedziała ciągle w tej samej pozycji. Nalałem kolejny raz po solidnej porcji i opadłem na swoje miejsce. Wyglądała tak pociągająco i seksownie. Dopiero teraz poczułem, że mój mały urósł mocno, przewidując najbliższą przyszłość lepiej ode mnie. Oparłem rękę o niego, zasłaniając się przed jej wzrokiem. Po jej ustach błąkał się tajemniczy uśmiech. Zauważyła?

– Idę już, zrobiło się późno – oznajmiła, stawiając nogi na dywanie.

– Chyba się mnie nie boisz? – przypaliłem głupa.

– Nie pochlebiaj sobie – zgasiła mnie z uśmiechem.

Odstawiła szklaneczkę i lekko nieskoordynowanie ruszyła do wyjścia. W drzwiach pokoju jedna bransoletka zatrzasnęła się na jej prawym nadgarstku. Jednocześnie złapałem jej lewą rękę, przeciągając ją lekko do tyłu i zatrzaskując drugą obrączkę.

– Co ty robisz?

Nie odpowiedziałem, ciągnąc ją za łańcuszek w kierunku kanapy. Upadła na kanapę na plecy, zginając nogi. Spódnica podjechała wysoko, ukazując całe uda z koronkowymi ściągaczami pończoch.

– Odpierdoliło ci? Zdejmij mi to!

– Co ci zdjąć?

Stałem nad nią, podziwiając gładkie wspaniałe uda. Próbowała wstać, pchnąłem ją znowu w tył. Nogi zadarła jeszcze wyżej, pokazując tym razem połowę czarnych stringów. Zamarła w dziwnej, ale mocno interesującej pozie.

– Co ci się stało? Odwaliło ci całkiem? – uderzyła w płaczliwy ton.

– Nie szarp się, nic ci nie zrobię – wychrypiałem strasznie podniecony.

– Kuźwa, zdejmij mi to! – wykrzyczała znowu.

Opadłem na kolana przy kanapie, kładąc rękę na gorącym udzie. Szarpnęła się, ponownie próbując wstać. Wystarczyło lekko popchnąć jej biust, żeby znów opadła na plecy. Ręka powędrowała na okazały wzgórek, układając się między pięknie umięśnionymi udami. Zacisnęła je odruchowo, próbując jednocześnie wykopać mi rękę. Udało jej się połowicznie. Moja dłoń pozostała nad kolanem, pnąc się teraz do majteczek od góry. Zatrudniłem teraz drugą rękę, docierając do gumek stringów na biodrach. Pociągnąłem je w dół. Zaciskała uda, podkulając nogi. To nie powstrzymało zsuwania czarnych falbanek. Leżała zwinięta wpół na boku z zadartą spódnicą prawie do piersi.

– Co ty chcesz zrobić? Całkiem ci odbiło?

– Już od dawna o tym marzyłem.

Prawdopodobnie nie była to dla niej nowość.

– Zdejmij mi te kajdanki. Zrobię, co będziesz chciał – tłumaczyła mi jak dziecku.

– Nie.

Palce wplątały mi się w rude mięciutkie włoski, ugniatając wilgotny i gorący wzgórek. Nie wiedziała, co ma zrobić, zaciskając mocno uda. Bez sensu, bo moja dłoń już objęła całą cipkę, rytmicznie ją ugniatając. Moja druga ręka zaczęła kombinować przy guziczkach jej bluzki. Nie chciała się poddać, wijąc się przyszpilona do kanapy za cipkę i biust. Guziki z oporami, ale odpinały się jeden po drugim, ukazując coraz nowe fragmenty białego parzącego teraz biustu. Nie miałem cierpliwości – ostatnie z dołu rozprysnęły się na boki, a bluzka wysunęła się ze spódnicy. Staniczek był od kompletu, czarne koronki właściwie nic nie ukrywały. Był rozpinany z przodu, ale moja lewa ręka długo nie mogła sobie z nim poradzić. Drżała jak w delirium. Teraz uciskałem cipeczkę, powoli wsuwając do środka palce, jednocześnie głaszcząc gładziutki, jędrny, pokaźny biust i bawiąc się sztywnymi sutkami. W cipce zaczęło już chlupotać. Wyczuwałem dłonią sztywną łechtaczkę, a brodawki piersi przybrały wymiary dorodnych, twardych poziomek.

Dopiero teraz spostrzegłem, że uważnie obserwuje moją twarz. Zauważyła, że zobaczyłem.

– Już? To puść mnie teraz i zapomnijmy o wszystkim.

Nie spodziewała się chyba, że głos jej niebezpiecznie zadrży, bo właśnie poświęciłem większą uwagę jej śliskiej łechtaczce. Podciągnęła nogi wysoko do tułowia, ale moja ręka pozostała niewzruszenie tam, gdzie była.

– Zostaw mnie teraz i nikt się o niczym nie dowie – wydusiła ze ściśniętego gardła.

Moja dłoń w rudych włoskach wyczyniała nieliche harce, zagłębiając się co chwila w mokrą szparkę; druga intensywnie zajęła się poziomkami.

– Proszę, daj mi spokój – wysyczała z zamkniętymi oczami.

Nie odpowiedziałem, wciskając głęboko trzy palce. Wciągnęła głośno powietrze przez zaciśnięte zęby.

– Rozepnij mi te kajdanki i zrobię, co będziesz chciał – prawie wyszeptała.

– Ładnie mi obciągniesz… – Ledwo to z siebie wydusiłem

– O nie! Nie mogę! Nie zrobię tego!

Rumieńce na jej policzkach pogłębiły się o kilka odcieni. Podniosłem się z klęczek, rozpinając jednocześnie pasek i rozporek. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w moją pałę z zaślinioną główką. Próbowała zerwać się i uciec, ale jedno lekkie pchnięcie rozłożyło ją znowu przede mną na plecach.

– Nie rób tego! Nieee!

Burza rudych włosów powędrowała do góry. Podłożyłem pod jej głowę udo, opuszczając ją na nie. Objąłem jej głowę udami, dotykając czubkiem jej pełnych ust. Zacisnęła je w kreskę, próbując odwrócić głowę. Schwyciłem rudą szopę od tyłu, dociskając do krocza. Usłyszałem zduszony pisk. Lewą ręką trzymając ją za włosy, prawą uderzałem członkiem o policzek. Zaciskała usta i powieki, kręcąc jednocześnie głową. Puściłem małego, obejmując jej brodę od dołu i naciskając delikatnie palcami jej policzki. Zaciśnięte usta – teraz krwisto czerwone – powolutku się rozchylały. Ciężko dyszała, walcząc bez sensu. Teraz miała je szeroko rozwarte, co natychmiast wykorzystał błyszczący nabrzmiały pal, wdzierając się głęboko w mokrą czeluść. Puściłem jej brodę, zaczynając jednocześnie delikatnie poruszać biodrami. Ugryzła mnie. Może to nie było mocne, ale na tyle niespodziewane, że ręka instynktownie zacisnęła się na włosach z tyłu głowy. Zawyła. Obolały członek w tej samej chwili wdarł się głęboko w gardło. Chciałem to zrobić delikatnie, ale teraz… Sama to sobie zrobiła.

Moja maczuga wchodziła rytmicznie głęboko w gardło, powodując stłumione jęki. Prawa noga wcisnęła się między jej uda. Poczułem, jak znowu zaciskają się na mojej łydce. Używałem jej jak gumowej lalki. Zacisnęła oczy, milknąc. Nabrzmiały kumpel chował się teraz już cały w czerwonych ustach. Byłem tak naładowany wydarzeniami z ostatniego kwadransa, że wybuch nadszedł zupełnie niespodziewanie. Wbiłem się po same jądra, kiedy nadszedł pierwszy spazm. Zadławiła się pierwszym łykiem. Wycofałem się trochę, wypełniając jej usta po brzegi lawą. Ulewało się kącikiem ust, ale znów zaczęła łykać. Poruszyłem się jeszcze parę razy, oliwiąc jej język ostatnimi kropelkami.

Wysunąłem się wykończony, ale ciągle sztywny. Podrzuciła biodrami, wypychając moją nogę spomiędzy swoich ud. Tak jak ja ciężko oddychała.

– Będziesz za to siedział, skurwielu – wyrzuciła z siebie, dysząc ciężko.

– Nie będziesz w stanie dojść na policję.

Klękając obok na kanapie, złapałem brutalnie jej biust i wciskając w mebel, rozszerzyłem palcami drugiej ręki wargi między udami. Zacisnęła je znowu, mocno podciągając uda do brzucha. Energicznie je odepchnąłem, wbijając w rozchyloną mokrą szparę trzy palce. Zaciągnęła się mocno powietrzem. Bezlitośnie zacząłem pracować w elastycznej, gorącej norce. Rozchyliła uda, zaciskając powieki. Po kilku minutach jej biodra lekko zafalowały. Mój mały wciąż sztywny znowu niesamowicie mi napuchł. Przekroczyłem jej udo, moszcząc się przy gorącym źródełku. Otworzyła oczy, wpatrując się w moją twarz.

– Nie… – wyszeptała.

Mały wbił się bez żadnych oporów, dobijając do tylnej ścianki. Jęknęła, unosząc biodra. Zacząłem szybko pracować, ugniatając dłońmi nabrzmiałe piersi. Zmięta spódnica była już tylko paskiem na biodrach, żakiet z bluzką podjechały pod łopatki, na pończosze od uda poleciało oczko. Zdradziło ją własne ciało. Zaczęła drżeć, podrzucając konwulsyjnie biodrami. Jeszcze trochę i z ust wydarł się jęk. Czysty orgazm. Ja potrzebowałem dużo więcej. Zmieniałem tempo, wbijałem się głęboko, by zaraz potem drażnić tylko wejście główką, potem wbijając się rozpychałem się na boki, kręciłem kółka i znowu od nowa.

Niemal co minutę przeżywała kolejny orgazm. Przestała już kojarzyć, co się z nią dzieje, kiedy poczułem pierwsze drgnięcia w lędźwiach. Wyszarpnąłem go z gorących, elastycznych uścisków, przechodząc na kolanach nad jej głowę. Dźgnąłem zamknięte usta twardym, śliwkowym czubkiem. Rozwarła je bez walki. Pierwszy strumień wbił się jej w podniebienie. Przy próbie połknięcia główka wyskoczyła z ust, ostrzeliwując ogniste włosy, a na koniec czoło.

Opadłem bez sił, siadając przy jej głowie. Rozwarte szeroko uda, błyszczący od potu płaski brzuszek, wystające ze zmiętego ubrania dwie nabrzmiałe półkule z ciemno różowymi poziomkami, błyszczące czerwone usta, mokre czoło i ciemniejsze pasemka w rudych włosach rozrzuconych w aureolę wokół głowy.

– Nie daruję ci tego, odchyle – dobiegło mnie z boku.

Nie wiem czemu, ale jej groźby wzmagały moją agresję, usztywniając kumpla w mgnieniu oka. Adrenalina? Zerwałem się, wyciągając aparat z pobliskiej szuflady, żeby uwiecznić ten widok. Zacząłem opstrykiwać ją z każdej strony. Kiedy spostrzegła, co robię, zwinęła się w kłębek. Rozciągnąłem ją, rozwierając uda i zbliżając obiektyw do nabrzmiałych warg. Potem to samo zrobiłem z piersiami, udami, ustami…

– Rób, rób, to będą dowody – podsumowała z ironią.

– Zamknij się! – Adrenalina ciągle we mnie buzowała.

– Zdejmij mi te kajdanki, idioto! – Znów stawała się sobą.

Odłożyłem aparat na stolik i łapiąc ją za biodra, przeturlałem na brzuch. Zadarłem spódnicę, włożyłem rękę między uda i obejmując krocze, podciągnąłem do góry biodra. Klęczała z wypiętą pupą, rude włoski nad krwisto czerwoną szparką wystawały między udami. Chwyciłem aparat.

Ostatnio jeden dobry numerek dziennie to był wynik zadowalający, dwa zdarzały się od święta, ale teraz pała na takie widoki znowu niebezpiecznie mi nabrzmiewała. Chociaż z drugiej strony, marzyłem o tych widokach od nastu lat.

Aparat wylądował na stoliku, a żylasty, nabrzmiały korzeń wbił się zaraz potem w czerwoną śliską norkę. Była jeszcze bardziej śliska niż dziesięć minut temu. Ruda znowu próbowała uciec z dupką, ale nie pozwoliłem, trzymając od spodu jej biodra jedną ręką, a drugą dopychając jej biust do kanapy. Ruszałem się tak zamaszyście, że mały wysmyknął się z jamki, trafiając między rozchylone pośladki. No właśnie, tu jeszcze nie byłem. Unieruchomiłem jej biodra, nacelowując ręką śliskiego węża w ciaśniejszą dziurkę.

Nie chciałem słyszeć stłumionego:

– Nieee, nie chcęęę…

Nawet ociekającym drągiem niełatwo było się tam wedrzeć. Od połowy to już była bułka z masłem. Teraz już wyła. Z twarzą wciśniętą w skórę kanapy, z szorującymi po niej piersiami, ujeżdżałem ją jak dzikus, trzymając zadarte w górę ręce za łańcuszek kajdanek, a drugą okładając jej jędrne, zaczerwienione mocno pośladki. Po chwili przestała, ciężko tylko posapując i dobijając do mojego podbrzusza. Znowu zaczęła cichutko pojękiwać, ale już w innej tonacji. Podkręciłem tempo, czując, że dojdziemy razem. Wyrwałem go z ciasnych objęć, obstrzeliwując sekundę później znów rude, zmierzwione włosy, potem żakiet, a na końcu spódniczkę.

Kiedy rozpinałem jej ręce, było już mocno po północy. Zsunęła się z kanapy, podniosła czarne falbanki i powlekła się do łazienki. Pięć minut później zapaliło się światło w przedpokoju, chwilę potem trzasnęły drzwi wejściowe.

Dopiero teraz dotarło do mnie, co zrobiłem. Przecież mogła właśnie teraz iść na policję. Zesztywniałem z przerażenia. Poobcierana, sperma we włosach i na ubraniu, podarta bluzka i pończochy. Czego trzeba więcej, żeby beknąć? Jeszcze, idiota, zrobiłem jej fotki. Porwałem aparat i gorączkowo je wykasowywałem. Pobiegłem po gąbkę, żeby wytrzeć ślady spermy z kanapy. Wtedy dotarła do mnie cała bezcelowość mojego zachowania. Ma mnie w sobie i na sobie tyle, że posadzi mnie, choćbym stanął na czubku. A Iwona? Jeśli ona się dowie? A dzieci…

Nie było mi do snu. Miotałem się po pokojach do czwartej nad ranem, zanim w końcu padłem ze zmęczenia.

Walenie w drzwi obudziło mnie po dziesiątej. Byłem święcie przekonany, że to policja. Podskoczyłem mocno nieświeży i wymiętolony na tej nieszczęsnej kanapie. Znalazłem po omacku kapcie i poczłapałem do drzwi jak na ścięcie.

Wera stała w drzwiach uśmiechnięta od ucha do ucha. Rozpięty płaszcz ukazywał zamszowe kozaczki nad kolana, czarne pończochy, skórzaną czarną mini, opięty wełniany golf.

– Będę musiała zrobić ci obiad, bo padniesz z głodu. Lepiej się wykąp, bo źle wyglądasz.

Odsunęła mnie z przejścia, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.

Nie wierzcie, że to się zawsze tak kończy. Ale czasami piękna bywa bestią…

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz