Życie w klubie Parvati III (Kawaii Kiwi)  4.78/5 (9)

33 min. czytania

Źródło: Pixabay

Zapraszamy do zapoznania się z drugą częścią cyklu.

Cały pokój spowijała ciemność. Biurko, oświetlone przez małą, przygasłą lampkę, pozostawało ostatnią jasną oazą. Zeszyty i książki leżały porozrzucane, jak gdyby przez całą powierzchnię blatu przeszedł tajfun, blisko krawędzi studziła się niedopita herbata. Na twarz Patrycji padał słaby poblask, czoło marszczyło się ze skupienia, przymrużone oczy przebiegały przez kolejne linijki tekstu.

„Wojna Peloponeska. Początek: 431 rok p.n.e. Kluczowi dowódcy…” Siedziała nad zeszytem już od wielu godzin, nie pozwalając sobie nawet na minutę przerwy. Powoli przerzucała kolejne kartki, palec sunął po zaznaczonych fragmentach tekstu. – „Kiedy w końcu odpocznę?” – Zastanawiała się, przegrywając z ogarniającą sennością. Powieki zaczynały ciążyć…

– „Nie! Nie mogę teraz odpuścić. To już ostatni wieczór!” – Odrzuciła pokusę, z całych sił próbując skupić się na następnych zdaniach. Szukała ostatnich strzępków informacji, objawienia, może cudu, który pomoże jej zdać jutrzejszą poprawkę. „Bitwę stoczono w 425 roku p.n.e.” – „Cholera”. – Zaklęła w duchu. – „Niczego już nie pamiętam…”

Nie chciała nawet myśleć, co się stanie, jeśli nie poradzi sobie z zaliczeniem tego kolokwium. Znajoma z grupy pogodziła się z porażką już jakiś czas temu – rodzice opłacą warunek i bez zbędnego pośpiechu spróbuje za rok. Patrycja wyobrażała sobie przebieg tej rozmowy: – „Nie ma co rozpaczać, każdemu mogła przecież podwinąć się noga”. – Sama nie mogła liczyć na żadną gwarancję bezpieczeństwa…

– Kochanie… – Niespodziewanie zza pleców dobiegł głos. – Dochodzi trzecia w nocy. Rano nie wstaniesz.

Powoli się odwróciła. W drzwiach stał Artur, ledwo obudzony, ubrał jedynie narzucony na szybko szlafrok. Para brązowych oczu patrzyła wyczekująco w jej stronę, naprężona dłoń nie opuszczała klamki. Po tylu godzinach spędzonych w samotności wydawał się odległy i nieobecny niczym ujrzana na jawie wizja senna.

– Jeszcze kwadrans – oznajmiła cierpkim głosem i odwróciła się w stronę biurka.

Cisza. Żadnych słów krytyki, krzyku, ani jednego westchnięcia. – „Co teraz zrobi?” – Zastanawiała się, nasłuchując odgłosów ruchu. Czuła, że zaczął coś podejrzewać, myśli, z jakiego powodu nagle się od niego oddaliła. Nie mógł zrozumieć, dlaczego w ich idealnym wydawałoby się związku, pojawiły się rysy i pęknięcia. Zaczęła obawiać się każdej wymiany zdań z Arturem, błagała, by nie wpadł na trop przyczyny dziwacznego zachowania. Niestety, do głowy przychodził tylko jeden skuteczny sposób…

– Długo będziesz się jeszcze gapił? – zapytała ostro, przeklinając w myślach każde wypowiedziane słowo.

Mężczyzna westchnął cicho. Stał jeszcze przez kilka sekund, jakby miał nadzieję, że w ostatniej chwili dziewczyna opamięta się i powie coś mniej obcesowego. W końcu skapitulował i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Kochała Artura… i właśnie dlatego musiała go unikać.

Siedziała w pokoju jeszcze przez jakiś czas. Czuła się żałośnie, marnowała ostatnie godziny dzielące od ostatniej szansy na zaliczenie semestru. – „Ile jeszcze?” – Pomyślała, patrząc w ekran telefonu i westchnęła z ulgą. Piętnaście minut minęło, w końcu mogła się położyć. Może sen odgoni przygnębiające myśli?

Bez słowa weszła do dzielonej z Arturem sypialni. Już zasnął, usta poruszały się w rytm spokojnego oddechu. Położyła się na wspólnym łóżku, próbując nie obudzić zmęczonego chłopaka. Przez jakiś czas przewracała się z boku na bok, z całych sił starając się zasnąć… Niestety, nic z tego, ukojenie nie chciało nadejść. Patrząc na biały sufit, myślała jak długo uda się jej jeszcze ciągnąć to wszystko, zanim Artur odkryje, kim się stała.

***

Nadszedł piątek, korytarze wydziału historii powoli się wyludniały. Studenci byli już myślami na cotygodniowej imprezie, zmęczeni profesorowie wyczekiwali momentu zamknięcia gabinetów. Ostatnie zajęcia skończyły się kilka minut temu, gmach zaraz opustoszeje, przez kolejne dwa dni nie obchodząc nikogo poza nadgorliwym dziekanem.

Patrycja przemierzała wąski hol, przetwarzając w myślach przerobiony materiał. Kuliła się delikatnie, niepewność biła z każdego kolejnego kroku. Zrobiła wszystko, co mogła, nie ominęła nawet najnudniejszych tematów… Pytanie, czy to wystarczy? Na horyzoncie nie widziała żadnej znajomej twarzy, nieznośną ciszę przerywały jedynie bluzgi woźnej i dźwięk sunącego po podłodze mopa. Dziewczyna westchnęła cicho. Straszne uczucie, nie wiedzieć, czy wylosowany na loterii los spełni pokładane w nim nadzieje…

W końcu stanęła przed gabinetem i zapukała do drzwi.

– Proszę! – Z wnętrza dobiegł głos asystenta.

Powoli weszła do środka, powitało ją wnikliwe spojrzenie doktora Nowaka. Mężczyzna siedział przy biurku, oderwany od lektury leżącej na blacie książki. Staromodny golf łączył z okularami w grubych oprawach, lata na uczelni przypięły mu łatkę zamkniętej osoby o kwaśnym charakterze – żywe uosobienie złośliwych plotek krążących na temat akademików. Nie mogła trafić gorzej…

– Ach, Patrycja Wiśniewska – zaczął, cały czas badawczo się jej przyglądając. – Niemal zapomniałem, jak pani wygląda. Chodzi o poprawkę, prawda?

– „Przyszedł czas na najgorsze”. – Pomyślała i skinęła głową.

– Muszę przyznać, że nie wygląda to najlepiej. – Spojrzał w potargany notes. – Nieobecność, nieobecność, spóźnienie… Musiała mieć pani dużo ciekawych zajęć.

Opuściła wzrok. Wiedziała, że tłumaczenia nie mają sensu, mężczyzna nigdy nie zrozumie, przez co musi przechodzić. Klub wymagał od niej dyspozycyjności dwadzieścia cztery godziny na dobę – w każdej chwili jeden z członków mógł zechcieć skorzystać z wachlarza oferowanych przez nią „usług”. Jak w takich warunkach miała poświęcać czas nauce?

– Przepraszam – odpowiedziała po chwili milczenia. – Ostatnie kilka miesięcy okazały się… trudniejsze niż myślałam. Czy istnieje jeszcze jakakolwiek szansa na przystąpienie do egzaminu? Zrobię wszystko, by wrócić na właściwe tory!

Mężczyzna uniósł brew.

– No dobrze. Czeka panią naprawdę ciężka przeprawa. Jeżeli jest pani na dzisiaj przygotowana, nie będę robił kłopotu w kwestii egzaminu. Możemy zaczynać?

– Tak! – Niemal krzyknęła z przejęcia. – Powtórzyłam cały antyk, zwłaszcza starożytną Grecję…

– Świetnie. Proszę mi opowiedzieć o kluczowych bitwach w trakcie pierwszej wojny peloponeskiej.

Serce Patrycji zaczęło bić szybciej. Idealnie, powtarzała to tuż przed zajęciami!

– Bitwę pod Platejami stoczono w 431 p.n.e. Przez cały okres walk po stronie Teb dowodzili Pitangelos i Diemporos… – mówiła szybko i płynnie, nie pozwalając sobie na żaden zbędny zastój. Musiała pokazać się z jak najlepszej strony, nie chciała dać doktorowi najmniejszych podstaw do wątpliwości.

Wraz z kolejnymi zdaniami na ustach Nowaka pojawiał się delikatny uśmiech.

– No dobrze. – W końcu jej przerwał. – Myślę, że tyle wystarczy, widzę, że się pani przygotowała. Drugie pytanie. Proszę mi opowiedzieć o przyczynach stracenia Sokratesa…

– Brr! – Niemal niesłyszalnie zawibrował w kieszeni telefon.

Serce Patrycji zamarło. – „Nie! Proszę, tylko nie teraz. To moja ostatnia szansa!” – Błagała w duchu. Może to nie to, o czym myśli, może to tylko przesłyszenie. Drżącymi dłońmi wyciągnęła komórkę. Kątem oka spojrzała w stronę doktora, na szczęście wypatrzył akurat coś ciekawego za oknem. Z drżącym sercem odblokowała ekran smartfona.

Za pół godziny masz się stawić na Powstańców Śląskich. Poczuła, jak uginają się pod nią nogi. – „Dlaczego akurat teraz?” – Zapytała w myślach. Dojazd zajmie co najmniej dwadzieścia minut, miała szansę zdążyć tylko, jeśli wyjedzie dokładnie w tej chwili. Ale… przecież nie mogła teraz wyjść.

– Dlaczego nic pani nie mówi? – zapytał zirytowany doktor. – Proszę skupić się na charakterystyce ustroju Aten i przyczynach utraty zaufania do Sokratesa. No, może pani zaczynać.

 Spojrzała prosto w oczy mężczyzny – ukryte za czarnymi oprawkami, wydawały się przeszywać ją na wskroś. Przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć, ze zdenerwowania trąciła podeszwą o dżinsy. W końcu otworzyła niepewnie usta:

– D-d-do stracenia S-s-sokratesa przyczyniły się… – próbowała przypomnieć sobie niedawny wykład – o-okoliczności…

Wzrok Patrycji opadł ku ziemi.

– Nie wiem – skończyła.

– Szkoda. – Ściągnął okulary i przetarł szkło chustką. – Pozostało jeszcze jedno pytanie. Proszę opowiedzieć o panowaniu Anaraktiris.

Znowu wibracja. Tym razem, nie zważając na środki ostrożności, od razu odblokowała ekran.

Ujrzała pytajnik. To wszystko. Niestety, dobrze rozumiała, co chce jej przekazać Mateusz. Nieznośny znak zapytania wiercił w brzuchu dziurę niczym naostrzony hak. Powinna skupić się na pytaniu, od oblania semestru dzieliły ją sekundy. Ale… co się stanie, jeśli zignoruje wezwanie? Jaką karę przewidział Mateusz?

– Coś się stało? Proszę mówić! – Nowak oderwał ją od upiornych myśli.

Jeszcze raz wbiła spojrzenie w oczy doktora i… postanowiła.

– Muszę już iść…

– Co? Nie może pani! Nie będę mógł zaliczyć semestru.

– P-przepraszam… – Powoli wycofywała się w stronę drzwi.

Doktor otwierał usta, potoku słów nie przerwało nawet zamknięcie drzwi. Przez chwilę próbowała uspokoić oddech, na próżno przekonując samą siebie, że nie popełniła właśnie katastrofalnego błędu. Może ją zrozumie i pozwoli podejść jeszcze raz? Westchnęła ciężko. Sama w to nie wierzyła…

Gdy wyszła z budynku, powitała ją kapryśna, jesienna pogoda. Gęste krople deszczu zniszczyły przygotowaną starannie fryzurę, buty zamokły. Niestety, nie miała możliwości, by coś z tym zrobić, czas płynął nieubłaganie. Ruszyła w stronę przystanku, bordowe martensy rozgarniały mokre liście, jasny płaszcz wydymał się od podmuchów wiatru. Rzuciła okiem na ekran telefonu. – „O Boże”. – Pomyślała przerażona. – „Zostało tylko dwadzieścia minut! Muszę pędzić! Czwórka już odjechała, siedemnastka będzie za późno”. – Szacowała swoje szanse. – „Pozostaje… dziewiętnastka!” – Właśnie w tym momencie granatowy pojazd przemknął tuż przed jej nosem. – „Kurwa!” – Zaklęła w myślach i pędem ruszyła w stronę tramwaju. Omal nie staranowała pary przechodzących emerytów. Musiała zdążyć! Wbiegła na przystanek i nacisnęła przycisk na drzwiach pasażerskich. Łapczywie łapała powietrze, policzki płonęły. – „Proszę, otwórzcie się…” – Błagała w myślach. Uff, udało się.

Wzburzona i zdyszana wskoczyła do środka, z goryczą myśląc o przebiegu dzisiejszego dnia. Nieubłaganie traciła ostatnie strzępki własnego życia, klub powoli wysysał wszystko, co cenne. Każdego dnia musiała walczyć, by krucha konstrukcja niespełnionych ambicji i zobowiązań nie rozpadła się niczym domek z kart. Jak długo da jeszcze radę? Koła tramwaju toczyły się po szynach, pojazd stopniowo nabierał pędu. Sprawdziła godzinę. Tak, teraz na pewno zdąży, stanie w progu biurowca na kilka minut przed umówioną godziną.

– Hej! – Usłyszała dobiegający z naprzeciwka głos.

Zaskoczona, podniosła wzrok. Naprzeciwko niej stała rozradowana dziewczyna w delikatnym makijażu. Jej również nie udało ukryć się przed deszczową pogodą, pasemka mokrych włosów wydawały się ciemniejsze niż kiedyś. – „Jak ona się nazywała?” – Nie mogła sobie przypomnieć.

– Hej, jak leci? – Spróbowała kupić trochę czasu.

– Cóż… Chyba wszystko w porządku. Skończyłam zajęcia, jadę odebrać chłopaka z pracy. Poza tym właśnie wpadłam na starą znajomą! – Roześmiała się, oczy zwęziły się delikatnie, przybierając kształt dwóch ciemnych kresek.

Patrycja zmusiła się do uśmiechu. Dopiero charakterystyczny chichot przypomniał jej imię dziewczyny – Paulina. Poznały się na imprezie kilka lat temu, musiała właśnie rozpocząć studia. Kilka razy umawiały się na wspólne spotkania, ale w zachowaniu Pauliny coś ją drażniło, postanowiła ograniczyć kontakt. Teraz nie potrafiła nawet sobie przypomnieć, o co mogło chodzić…

– Niesamowite, ile może się zmienić w życiu w ciągu tak krótkiego czasu – podjęła Paulina. – Pamiętasz Damiana? Jakiś czas temu się zeszliśmy…

Patrycja szybko przestała słuchać opowieści dawnej koleżanki. Kilka miesięcy temu, gdy była jeszcze zdolną, patrzącą pewnie w przyszłość studentką, potrafiła wysłuchiwać podobnych historii. Sama zresztą nie raz i nie dwa zanudzała innych szczegółami z własnego życia, pół nocy potrafiło zlecieć na niekończących się rozmowach. Ciekawe, czy postrzegano ją wtedy podobnie?

– Ciekawe uczucie, przypadkiem wpaść na starą znajomą – kontynuowała Paulina. – Nie chciałabyś dzisiaj wyskoczyć do Kalambura?

– Nie mogę, robię… coś innego. – Próbowała ukryć targające nią emocje. – Poza tym brakuje mi pieniędzy.

– Och! – Paulina wyraźnie się zmieszała, usta ułożyły się w cienką, poszarpaną linię.

– „Tak”. – Pomyślała Patrycja. W stojącej naprzeciwko dziewczynie widziała siebie samą – to samo ułożenie i spokój, ta sama panika przy najmniejszym potknięciu czy problemie. Ciekawe, jak by się zachowała, gdyby otrzymała propozycję dołączenia do klubu… Nieświadomie zaczęła oceniać urodę dziewczyny. – „Ładny uśmiech, przyjemna twarz… Jedynym mankamentem wydaje się nazbyt szczupła i płaska sylwetka”.

– „O czym ty myślisz?” – Wyrzuciła sobie. – „Naprawdę życzyłabyś komukolwiek, żeby znalazł się na twoim miejscu?”

Postanowiła zakończyć przypadkowe spotkanie.

– Wychodzę tutaj – oznajmiła, gdy tylko tramwaj zatrzymał się na przystanku.

– Spróbuję jakoś napisać! Fajnie by było utrzymać tym razem kontakt! – krzyknęła na odchodne Paulina, głos trącił nutą desperacji.

Patrycja opuściła tramwaj. Przez chwilę jej myśli krążyły wokół koleżanki. Dlaczego zachowywała się tak… dziwnie? Miały za sobą zaledwie kilka spotkań, a zachowywała się, jakby przyjaźniły się od czasów wczesnej podstawówki. Mogłaby przysiąc, że dziewczyna czegoś od niej chce… Niestety, nie miała czasu się nad tym zastanawiać.

Skierowała kroki w stronę biurowca, w którym rezydował Mateusz. Stojąc przed budynkiem, przełknęła niespokojnie ślinę. Co czeka na nią tym razem? Większość wizyt po wezwaniu od mężczyzny przebiegała w bliźniaczo podobny sposób: gdy tylko przekraczała próg pomieszczenia, kazał się jej rozbierać. Potem, nie podnosząc się z kolan, zbliżała się w jego stronę, patrzył na nią pełnym pożądania wzrokiem. Przejeżdżał palcem po ciemnych włosach, delikatnie muskał policzek. Jeśli miał dobry humor, przyjaźnie się uśmiechał, jakby chciał upewnić, że nie czeka ją nic złego. Potem… potem zaczynało się to, o czym nie chciała pamiętać.

Powoli weszła do dużego, białego biurowca. Natychmiast uderzyła ją delikatna, mdła woń chemii, kojarząca się z zapachem gabinetów dentystycznych. Podłogę obito czerwoną wykładziną, z zawieszonego na suficie głośnika płynęła usypiająca muzyka. Długi hol ciągnął się aż do rzędu wind, szare wnętrze wypełniały kolejne fotele i sofy.

– Pani Patrycja! – Zza zaplecza wyłonił się znany jej już asystent Mateusza. – Widzę, że pani trafiła. Mam się panią zająć aż do przyjazdu szefa.

Podał dłoń, ruchy mężczyzny sprawiały wrażenie rzeczowych i wyuczonych. Ubrany w służbową koszulę, stał nienaturalnie wyprostowany, jakby przed chwilą połknął szczotkę. Głos wydawał się słodki, lukrowany, niemal zawiesisty.

– Jeszcze go nie ma? – zapytała, ściskając dłoń sekretarza. Dlaczego Mateusz kazał jej przyjechać akurat na tę godzinę?

– Niestety, coś go zatrzymało. Całe szczęście przekazał mi dokładne instrukcje. Dalszą drogę ma pani przebyć nago.

Na chwilę osłupiała.

– C-co? Mam się rozebrać… tutaj?

– Polecenie nie pozostawało żadnych wątpliwości.

Przełykając ślinę, wyraźnie się skrzywiła, jakby właśnie połknęła tuzin żyletek. O co tym razem chodziło Mateuszowi? Wiedziała, że dyskusja jest pozbawiona sensu, w klubie każde słowo mężczyzny stawało się dla niej prawem. Drżącymi rękami rozpięła pomarańczowy płaszcz i podała ostrożnie mężczyźnie. Zwinął go niezdarnie, skupiony na chłonięciu widoku półnagiego ciała.

– Mam zdjąć WSZYSTKO? – zapytała zdenerwowanym głosem.

– Pan Mateusz wyraził się bardzo jasno.

 Przełykając ślinę, powoli rozpięła biustonosz. Spojrzała niepewnie dookoła, na szczęście hol pozostawał pusty. W końcu ściągnęła bieliznę, prezentując się w całej okazałości. Nagość tylko pogłębiła dystans dzielący ją od sekretarza, wyglądała, jakby kurczyła się w jego oczach. Stanęła nogą na nogę, nieudolnie próbując ukryć obnażone krocze, na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech politowania.

– Musimy już iść – oznajmił.

Odwrócił się i bez dalszych wyjaśnień ruszył w głąb budynku. Starała się nie ustępować kroku, jak gdyby sama obecność asystenta miała uchronić ją przed kolejnym upokorzeniem. Na nagim ciele czuła każdy, najmniejszy nawet podmuch, wykładzina łaskotała bose stopy. Dlaczego pozwała robić im coś takiego?

Dotarli do dużych, brązowych drzwi. Mężczyzna stanął i zaprosił ją gestem do środka.

– Tutaj masz czekać.

Na drżących nogach weszła do środka, w środku panowała niemal zupełna ciemność. Sekretarz wdusił przełącznik, z dużego żyrandola trysnęło surowe światło. Ukazały się kolejne elementy wystroju – biurko, szafka i kilka foteli, na dużym blacie walały się porozrzucane papiery. Wszystko wydawało się niegościnne, ale i przeraźliwie wyraźne, jak gdyby dziewczyna przedawkowała kokainę. Odwróciła się w stronę mężczyzny, ale zdążył już wyjść, bezpowrotnie zamykając za sobą drzwi.

– „Co teraz?” – Zapytała samą siebie. Kurczyła się, niezdarnie próbując zasłonić piersi lub srom. Naga i przestraszona szukała czegokolwiek, co pomoże ukryć się przed otaczającym światem. Czuła się niczym schwytana w pajęczynę ćma, obżarty pająk w każdej chwili mógł zechcieć ruszyć w jej stronę.

W pokoju nie znalazła zegara ani telefonu. Niczego, co pozwoliłoby odmierzać mijający czas. Mogła tylko stać, z przerażeniem czekając na mężczyznę. W trakcie poprzednich spotkań z ludźmi z klubu najbardziej bała się pierwszego spojrzenia, w ciągu kilka miesięcy nauczyła się, czego może oczekiwać po poszczególnych typach bywalców. Tym razem przerażała ją dołująca niepewność, niemożność przewidzenia, na co musi się przygotować.

 Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, podeszła do okna. Na zewnątrz ciągnęła się szeroka panorama zakorkowanej samochodami ulicy, zmęczeni ludzie wydawali się mali niczym mrówki. Gdyby tylko wiedzieli, co się z nią dzieje…

Drzwi otworzyły się niespodziewanie. Przestraszona Patrycja spojrzała w ich kierunku – w wejściu stał młody mężczyzna. Nie patrzył w jej stronę, zajęty trzymanym w dłoniach plikiem papierów.

– Szefie, przyszedł ten raport, o który pan prosił. Do wypełnienia harmonogramu potrzebujemy jeszcze dwóch tekstów… Ochhh… – Zamilkł, gdy tylko podniósł wzrok.

Oczy dziewczyny wydawały się zrobione ze szkła, dłonie zakrywały nieudolnie newralgiczne punkty nagiego ciała. Mężczyzna gapił się przez chwilę, jakby zapomniał języka w gębie, po czym wydukał nieskładne przeprosiny:

– Prze… Przepraszam. – Drżącą dłonią poprawił zapięcie krawatu. – Nie wiedziałem, że szef ma gości.

Szybko zatrzasnął drzwi. Skuliła się jeszcze bardziej, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe. – „Dlaczego na to pozwalam?” – Nie zważając na hałas, zaczęła głośno szlochać. Próbowała się opanować, ale nie mogła, ropiejący od miesięcy wrzód właśnie pękł. Łzy leciały po czerwonych policzkach, twarz zwróciła się w stronę podłogi.

Drzwi otworzyły się jeszcze raz, tym razem stanął w nich Mateusz. Nie przerywając płaczu, spojrzała w jego stronę… Natychmiast doznała szoku. Wydawał się niższy, wyprostowane na co dzień plecy wygięły się w łuk, pod parą niebieskich oczu pojawiły się głębokie doły. Wyglądał, jakby nie spał co najmniej od tygodnia. Wszedł do gabinetu powolnym krokiem, mogłaby przysiąc, że mężczyzna dygocze.

Usiadł powoli w dużym, czarnym fotelu, zapadając się twardym obiciu. Przez chwilę patrzył niewyraźnie przed siebie, jak gdyby próbował uspokoić zaburzony błędnik. W końcu się opanował i wyciągnął z kieszeni ozdobną papierośnicę.

– Chcesz? – zaproponował niespodziewanie.

Pokręciła głową. Kiedyś paliła, zaczęło się na jednej z niekończących się imprez w liceum. Artur przez długi czas próbował ją przekonać do zaprzestania palenia, potrzebowała roku, by zrezygnować z przyjemności sięgnięcia po kolejną paczkę. Rzucenie palenia uważała za ich wspólne osiągnięcie, tego nie pozwoli sobie odebrać… Mateusz wzruszył ramionami i wyciągnął cienkie marlboro, które już po chwili znalazło się w jego ustach. Zaciągał się papierosem, bezmyślnie patrząc przez okno na pochmurne niebo. Wokół mężczyzny szybko pojawił się kulisty obłok, kłębił się i rozrastał, nasączając powietrze wonią nikotyny.

– „Już noc”. – Uświadomiła sobie, podążając za wzrokiem Mateusza. Do biurowca przyjechała najpóźniej o piętnastej, ciemno zaczynało się robić dwie godziny później. – „Spokojnie zdążyłabym zdać poprawkę i przygotować się na wieczorne spotkanie”. – Uświadomiła sobie, a wszystkie mięśnie w jej ciele napięły się w jednej chwili. Przez zbędny pośpiech mężczyzny straciła szansę ukończenia roku. Jego działania okazały się równie okrutne, co niepotrzebne. Obserwowała zmęczonego Mateusza, wzrok nabierał niespotykanej dotąd twardości.

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał spokojnie, zaciągając się dymem i uśmiechnął się delikatnie. – Mam coś na nosie?

– Nie. Chcę wiedzieć, po co mnie wezwałeś.

– Chciałem cię zobaczyć.

Poczuła żal mieszający się ze wściekłością. – „Chciał ją zobaczyć”. – Ot kaprys, który uważał za swoje niezbywalne prawo. Milczała przez dłuższą chwilę, szukała odpowiednich słów, które uświadomią mężczyźnie, jak wiele przez niego straciła. Dołująca niemoc tylko wzmacniała narastającą złość.

– To był dla mnie naprawdę ważny dzień. – Spokojnie cedziła każde kolejne słowo. – Ostatnia szansa na zaliczenie studiów, zwieńczenie wielu tygodni ciężkiej pracy. Potem wspólne świętowanie z Arturem. Tak bardzo chciałam, żeby się udało… – Rzuciła pełne wściekłości spojrzenie. – Twój SMS wszystko zniszczył! Naprawdę mogłeś mnie uprzedzić, nawet kilka dni wcześniej. – Do oczu zaczęły napływać łzy. – Ja… ja nie mogę tak funkcjonować.

Płakała, zaciśnięta szczęka wykrzywiała wszystkie mięśnie twarzy. Mateusz milczał, musiała minąć dłuższa chwila, zanim w końcu zebrał się na odpowiedź:

– Twoje pragnienia nie mają tu nic do rzeczy. Jeśli chcę, żebyś gdzieś się stawiła, masz wykonać polecenie bez zadawania zbędnych pytań. No już, spokojnie…

Otarł łzę w jej oku, twarz cały czas pozostawała napięta. Przyłożył rękę, by poprawić niesforny kosmyk włosów, ale dziewczyna ją odtrąciła. Rzucił jej zdziwione spojrzenie, zdumiony nagłym przypływem nieposłuszeństwa. Szok trwał tylko chwilę – powoli zgasił papierosa, źrenice wyraźnie się zwęziły.

– Miałem dzisiaj naprawdę koszmarny dzień – oznajmił lodowatym tonem. – Chciałem się zrelaksować, ale widzę, że pewne kwestie wymagają wyjaśnień. Powiem ostatni raz: jeśli chcę, żebyś gdzieś się stawiła, masz wykonać polecenie. Jeśli zapragnę, żebyś uprawiała ze mną seks, masz to zrobić. Jeśli chcę, żebyś dała dupy połowie członków klubu, dasz im się przelecieć bez zbędnych pytań. Przez ciebie wdepnąłem w bagno i dopóki nie zdołam go osuszyć, masz robić to, do czego nadajesz się najlepiej. Naprawdę, świat poradzi sobie bez kolejnej historyczki. – Z trudem się opanował. – Koniec wykładu. Oprzyj się o biurko.

Znowu chciała płakać, ale wyczerpała już zapas łez. Powoli wykonała rozkaz. Para jędrnych pośladków znalazła się dokładnie naprzeciw krocza Mateusza, smukłe kształty kusiły niewinnością. Powinna się odwrócić, wściekłe spojrzenie odebrałoby mężczyźnie część satysfakcji… Niestety, nie potrafiła. Nie słyszała, jak się zbliża, obecność poczuła dopiero wraz z owiewającym kark oddechem. Obdarował smukłą szyję łagodnym pocałunkiem, poczuła przypływ gorąca.

Nagle, nie dając jej nawet chwili na uspokojenie, wsunął palec prosto w rozwartą cipę. Niemal straciła równowagę. Przez pierwsze kilka sekund wiercił się niespokojnie, jakby w poszukiwaniu punktu, w którym osiągnie pełnię władzy nad jej ciałem. Dotknął wypiętego tyłka, druga z dłoni sunęła po wyeksponowanych pośladkach. Klepnął je delikatnie, pieszczotliwie i niemal po przyjacielsku, jak gdyby upajał się ich ciepłem i delikatnością… – „Nadchodzi najgorsze…” – Pomyślała, nie mogąc opanować drgawek.

Wsunął kolejny palec. Tym razem nie mogła się opanować i westchnęła głęboko. – „Nie… Nie złamiesz mnie…” – Z całych sił próbowała utrzymać równowagę. Palce złączyły się w jedną całość, cały czas niespokojnie się wiercąc. Patrycji wydawało się, że w cipie zagnieździły się jadowite węże… – „Muszę… Muszę to przetrwać…” – Udowodni mu, że nie czuje się bezsilna, potrafi zachować kontrolę nawet w najgorszej sytuacji. Mateusz uśmiechnął się, obserwując reakcję dziewczyny. Powoli położył kolejny palec…

– „Nie”. – Pomyślała ze smutkiem. – „Nie potrafię”.

– Błagam… dość – poprosiła, zwracając się w jego stronę. Widziany przez zamglone oczy, mężczyzna zamienił się w niewyraźną plamę…

– Skończymy, gdy zrozumiesz swój błąd… – Na chwilę przerwał, uśmiechając się złowieszczo. – Czyli… jeszcze nie teraz – dokończył i wbił kolejny palec.

– Ochhh… – Wyrzuciła z siebie, podnosząc głowę wysoko do góry.

Tym razem nie zdołała utrzymać równowagi. Przed oczami pojawiły się tysiące gwiazd, dłonie osunęły się poza krawędź biurka. Nie potrafiła zebrać myśli, straciła siłę niezbędną do kontrolowania własnych rąk. Bezwładne, niepodtrzymywane ciało opadło z hukiem na drewniany blat.

Uderzyła głową, zamroczona nie potrafiła powiedzieć, co właściwie się stało. Leżała, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu… Dopiero po kilku chwilach przypomniała sobie o potrzebie oddychania. Wdech! Wydech! Wdech! Wydech! Policzki paliły z braku drogocennego tlenu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że spadła prosto na gruby notes, czerwony ślad będzie się ciągnął przez cały policzek.

– Wiesz już, co powinnaś zrobić? – zapytał spokojnie.

Zwróciła się w stronę mężczyzny. Po tym wszystkim… czegoś jeszcze od niej chciał? Nie wystarczyło mu zniszczenie szansy na spokojne zaliczenie studiów, nie zaspokoił się rozbiciem całego jej życia? Ciągle chciał czegoś więcej, niczym pijawka wysysająca ostatnią kroplę krwi. Patrzyła z niedowierzaniem na dużego, kapryśnego chłopca, z jakiegoś dziwnego powodu zaklętego w dorosłego mężczyznę.

– Nie – syknęła.

Spojrzał z zawodem. Westchnął teatralnie, po czym wbił do cipy ostatnie dwa palce. Na rzęsach Patrycji zawisły łzy, skuliła się z podniecenia i bólu. Poprzednie kilka minut okazało się niczym, dopiero teraz poczuła siłę targających nią emocji. Nie podejrzewała, że uda jej się przetrwać cztery palce, tymczasem właśnie penetrowała ją cała dłoń. Najgorszy okazał się kciuk, krótki i gruby, podrażniał delikatne wargi.

Dopiero teraz poczuła się całkiem zawładnięta, zdobył ją, nie pozostawiając żadnej wolnej przestrzeni. Popełniła błąd, sprzeciwiając się narzuconej władzy, przetrwać mogła tylko w stanie bezwzględnego podporządkowania. W klubie Parvati nigdy nie będzie mieć racji, mężczyzna zawsze pozostawał górą. Westchnęła ciężko, powoli uświadamiając sobie, czego od niej żąda… Czy da radę wypowiedzieć te słowa?

– Prze… przepraszam! – krzyknęła, całymi siłami dusząc zbliżający się jęk.

Mateusz przerwał.

 – Za co?

Potrzebowała chwili na uspokojenie przyspieszonego oddechu. W końcu odpowiedziała:

– Przepraszam, że zachowywałam się nieposłusznie, przepraszam, że podniosłam na pana głos. – Siliła się na ton pełen skruchy. – Po prostu… przepraszam.

Mateusz patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym skinął delikatnie głową. Najpierw jeden, potem kolejne palce zaczęły opuszczać rozciągniętą pochwę, dziewczyna westchnęła z ulgą. – „Dobrze, że to już koniec”. – Pomyślała, powoli rozmasowując obolałe krocze. Nie mogła się bardziej mylić…

Mateusz złapał ją za nadgarstek.

– Zrobisz to, ale jeszcze nie teraz. Doprowadzimy karę do końca.

Spojrzała ze strachem w zimne oczy i skinęła głową. I tak nie miała szans, musiała poddać się zabiegom mężczyzny…

– Nie zaliczyłaś roku, będziesz potrzebować pieniędzy na warunek – stwierdził obojętnym tonem. – Wejdź na biurko i wypnij się w moją stronę. Dam ci szansę na zarobek…

Wiedziała, że musi współpracować. Wspięła się na drewniane biurko i wypięła różową cipę. Długie, nagie nogi stały wsparte o blat, napięte ciało wisiało w powietrzu, trzymane jedynie siłą rąk. Oddech przyspieszył, czuła, że Mateusz zaraz się w nią wbije, wymuszając kolejny stosunek. Wszystko zmierzało w stronę przewidywalnego końca.

Znowu się myliła.

– Artur, chodź tutaj. Mam dla ciebie coś specjalnego. – Podniósł delikatnie głos.

– „Co?” – Uda dziewczyny natychmiast się zakleszczyły. Potrzebowała chwili, by przetrawić usłyszaną wiadomość, zrozumieć, o co chodzi. – „Artur… Tutaj? Przecież to niemożliwe…” – Po kilku niespokojnych sekundach drzwi otwarły się szeroko, prezentując wysokiego mężczyznę w służbowym garniturze. Sekretarz… – „To nic takiego, zwykła zbieżność imion, nic takiego”. – Próbowała uspokoić przyspieszony oddech. Jeśli faktycznie w to wierzyła, czemu ręce nie mogły przestać drżeć?

Powoli podszedł w jej stronę, drewniany parkiet skrzypiał delikatnie przy każdym kolejnym kroku. Stał tuż za nią, przyglądając się bezczelnie obnażonemu kroczu. Nie chciała odwrócić się w jego stronę… Czuła potworny wstyd. Do uszu dziewczyny dobiegł brzdęk rozpinanego paska, spodnie opadły z szelestem na ziemię.

– Mam to zrobić? – zapytał niepewnie sekretarz.

– Tak – odpowiedział Mateusz, wpatrując się w oczy Patrycji. – Bierz ją.

Wbił się bez żadnego ostrzeżenia. Chciała się odwrócić, zaprotestować, ale wszystko stało się zbyt szybko… Już się w niej znalazł, najpierw powoli, potem coraz szybciej zaczął rozpierać się w różowej cipce.

Wbrew własnym intencjom ciało dziewczyny zaczęło się podnosić i opadać, powoli włączała się w narzucony przez oprawcę rytm. Na policzkach pojawił się wyraźny rumieniec, umysł zalewała wrząca fala. Żadnego uczucia, nawet odrobiny pragnienia… – „Czy stałam się zawodową dziwką?” – Dotarło do niej po kilku szybkich szarpnięciach.

Obejrzała się w stronę kochanka i gwałciciela w jednej osobie. Niestety, cały czas nie doznał spełnienia. Napierał dalej z coraz większą siłą, nie zamierzał pozwolić na spadek zaangażowania ze strony dziewczyny. Spojrzała w stronę Mateusza. Patrzył na nią bez cienia litości, wygasły wyraz twarzy nie zdradzał absolutnie żadnego współczucia. Czuła, że nie pozwoli jej odejść, dopóki faktycznie nie zdobędzie się na szczerość, musiała go przekonać, że szczerze żałuje popełnionego błędu.

– P… przepraszam – wyszeptała, wierzgając pod wpływem posuwającego ją członka.

Spojrzał na nią raz jeszcze i skinął powoli głową. Ręka mężczyzny sięgnęła do kieszeni garnituru, wyciągając gruby, skórzany portfel. Wbiła weń wzrok, ale tym razem nie odpowiedział, całą uwagę poświęcając trzymanemu w dłoniach przedmiotowi. Powoli otworzył metalowy bigiel, w środku widziała dziesiątki kart, grube pliki banknotów. Mogłaby przysiąc, że pomiędzy gotówką mignął wizerunek rudowłosej kobiety, z tajemniczego powodu wydała się dziwnie znajoma. Czuła, że majaczy…

– Jeden, dwa, trzy… – Mateusz odliczał banknoty, powoli przekładając je z ręki do ręki. W powietrzu cały czas rozlegały się mimowolne jęki Patrycji, sekretarz powoli tracił panowanie nad własnym ciałem. – Cztery i… pięć. – Oprawca położył plik na stole.

Przyglądała się leżącym banknotom, mimowolnie próbując ocenić, jaką kwotę zostawił Mateusz. – „Mogłabym dzięki nim rozwiązać tak wiele własnych problemów…” – Rozmarzyła się, nieprzerwanie napierana przez członka mężczyzny. – „Nie!” – Podpowiadała podświadomość. – „Nigdy sobie tego nie wybaczysz! Nie możesz wziąć od niego pieniędzy!” – Rozsądek ustępował miejsca uległości… Ostatnim przejawem świadomości dziewczyny, okazała się niezdecydowana, odpływająca myśl: – „Wziąć czy zostawić?”

ROK TEMU

– Zrobić państwu coś do picia? Może herbaty? – zapytała pani Ela.

Stała tuż przed nimi, delikatnie się garbiąc, wzrostem nie sięgała nawet podbródka Patrycji. Pomimo wysokiej temperatury, szyję kobiety szczelnie okrywał szal, jedyną zauważalną ozdobę stanowiła staromodna broszka.

– Dziękujemy, ale nie chcemy robić kłopotu – odpowiedział zdezorientowany Artur, spoglądając pytająco na Patrycję. Dziewczyna porozumiewawczo zwróciła wzrok w stronę drzwi. Pora wychodzić, rozmowa już dawno straciła sens.

– Nalegam! – Kobieta poczłapała w stronę czajnika. – Naprawdę, to żaden problem, proszę siadać!

Artur otwierał usta, by się sprzeciwić, ale woda zaczęła się już gotować. Westchnął cicho. Ostatecznie mogą zostać jeszcze kilka minut…

– Tworzą państwo naprawdę piękną parę. – Kobieta wyciągnęła z szafki kilka kubków. – Duże mieszkanie na pewno się przyda.

Gra sugestii i pozorów rozpoczęła się, gdy tylko weszli. Żadna ze stron nie trzymała w ręku specjalnie dobrych kart – właścicielka od kilku miesięcy nie zdołała znaleźć chętnego na wynajem, do rozpoczęcia zajęć na uniwersytecie pozostały raptem dwa tygodnie. Oni desperacko potrzebowali mieszkania, ona najemców. Wszystko wydawało się idealne układać… No cóż, wszystko, poza kwotą czynszu. Patrycja postanowiła włączyć się do dyskusji:

– Wie pani może, jak wygląda kwestia komunikacji miejskiej? Ile zajmuje dojazd na uniwersytet? – Podbiła stawkę.

– Pół godziny.

– A klatka schodowa? Kiedy możemy spodziewać się remontu?

Uśmiechnęła się, obserwując reakcję kobiety. Gdyby wzrok mógł zabijać, z miejsca padłaby trupem. Badali się wzrokiem, rosnące napięcie przerwało dopiero krótkie „pstryk!”, połączone z bulgotem gotującej się wody.

– Wspólnota mieszkaniowa cały czas zbiera fundusze – odpowiedziała w końcu pani Ela, ruszając w stronę czajnika. – Wiem, że tysiąc pięćset złotych to niemała kwota, ale niestety, tak wyglądają obecnie stawki na rynku. Nie mogę zejść niżej. – Filiżanki stanęły z teatralnym brzęknięciem. – Decyzja leży po państwa stronie.

Artur obracał w myślach wszystkie za i przeciw. Cena nadal wydawała się wygórowana, ale… musieli się przecież w końcu na coś zdecydować. Czuł, że argumenty kobiety powoli obalają jego zdecydowanie, gdy nagle… W oczach Patrycji zobaczył coś dziwnego. Determinacja? Tak, wzrok dziewczyny wyrażał dziwny upór – z jakiegoś powodu nie chciała się jeszcze poddawać.

– Chcielibyśmy… Chcielibyśmy jeszcze raz zobaczyć mieszkanie – powiedział szybko.

Szybko wstali z krzeseł, uniemożliwiając kobiecie sprzeciw. Meble kupione na promocji w Ikei, sterylnie białych ściany… Apartament porażał czystością i poczuciem pustki. Musiało minąć wiele czasu, zanim udało się im nadać mieszkaniu duszę…

Artur szedł powoli, próbując nie wydawać z siebie najmniejszego szmeru, gdy nagle poczuł rękę na ramieniu. Patrycja położyła palec na ustach, patrząc porozumiewawczo w górę. Z piętra wyżej dobiegał hałas… Tak, tuż nad ich głowami ewidentnie miała miejsce kłótnia. Artur szybko zrozumiał intencje dziewczyny.

– Kochanie, strasznie tu głośno. Myślisz, że hałas nie będzie nam przeszkadzał? – zapytał, wypowiadając słowa w umyślnie wyraźny sposób.

– Niestety. – W głosie Patrycji rozbrzmiewał teatralny żal. – Chyba musimy szukać dalej…

Nie minęła nawet chwila, gdy usłyszeli za plecami głos zrezygnowanej właścicielki:

– Tysiąc dwieście.

– Zgoda! – Artur uśmiechnął się triumfalnie.

– Jutro podpiszemy dokumenty i wydam wam klucze – powiedziała na odchodne i westchnęła. – Teraz to wasz dom…

Kilka minut później opuścili mieszkanie. Pełni szczęścia patrzyli na siebie nawzajem, w oczach tańczyły wesołe chochliki. W końcu się udało, będą mogli rozpocząć nowe życie z dala od rodzinnej wsi!

Artur zbliżył wargi do ust Patrycji, wzrok chłopaka wyrażał radość i spełnienie. Powoli pocałował dziewczynę. Nie wierzył, że znajdzie kogokolwiek, z kim będzie się tak dobrze dogadywał, czuł się zdecydowany spędzić z nią całe życie. Pocałunek trwał długo, jakby za wszelką cenę chcieli poznać smaki własnych oddechów. Przed krótką sekundę, konieczną dla złapania tchu, zdążył powiedzieć tylko:

– Obiecaj… obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz. Kocham cię. – I znowu zatracił się w namiętnym tańcu języków.

WSPÓŁCZESNOŚĆ

Patrycja leżała odkryta, kołdra wykręciła się na wszystkie strony. Bolały ją usta, jak gdyby zasnęła z wciśniętą między wargi piłą. Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Jakimś cudem… jakimś cudem leżała we własnym łóżku. Artur musiał już dawno wstać, posłanie obok pozostawało puste. Rozmasowała obolałe czoło, próbując opanować dudnienie wewnątrz czaszki. Nie pamiętała, kto ją odebrał, ani w jaki sposób trafiła z powrotem do domu. Spojrzała w stronę leżącego na podłodze portfela. Czy zdecydowała się zabrać zaoferowane pieniądze? Niestety, nie znała odpowiedzi…

Z trudem zwlekła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki. Gdy przejrzała się w lustrze, omal nie upadła na podłogę. Wyglądała jak duch, twarz lśniła, powieki rozszerzyły się upiornie. Gdy tylko skończyła poranną toaletę, rzuciła okiem na ekran telefonu. – „Już czternasta?” – Pomyślała z przerażeniem. – „Straciłam niemal cały dzień” – Próbując opędzić się od niepokojących myśli, weszła do kuchni.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Zza pleców dobiegł głos Artura.

– „Nie.” – Załkała w myślach. – „Nie jestem jeszcze gotowa…” – Nie mogąc opanować drżenia rąk, zwróciła się w jego stronę. Cały wrzał, kącik ust drgał delikatnie, z całych sił próbował opanować nagromadzone emocje. To nie będzie łatwa rozmowa…

– Nie poszedłeś do pracy? – zapytała niepewnie.

Spojrzał na nią wściekle.

– Przychodzisz nad ranem do domu, w amoku rzucasz się na łóżko, wyglądasz, jakbyś wróciła z tournée po wrocławskich skłotach, a twoim największym zmartwieniem jest kwestia, gdzie powinienem teraz się znajdować? – Pokręcił głową. – Gdzieś ty się wczoraj włóczyła?

– Za… Zasiedziałam się u Natalii.

Artur głęboko westchnął. Spojrzał na nią smutno i bez dalszych wyjaśnień ruszył w kierunku drzwi.

– Gdzie… Gdzie idziesz? – zapytała przestraszona. – Przecież powiedziałam ci, co się stało.

– Porozmawiamy, gdy będziesz gotowa powiedzieć prawdę. – Narzucił kurtkę i wyszedł z mieszkania.

W jednej chwili straciła ochotę na cokolwiek, opuściła ją cała energia. Musiała zrobić sobie przerwę, potrzebowała urlopu od własnego życia. Resztkami sił wyciągnęła z szafki butelkę taniego wina i usiadła przy stole. Napełniając pierwszą lampkę, zastanawiała się, co powie, gdy chłopak znowu przekroczy próg mieszkania…

– „Artur, musisz zrozumieć… To nie tak”. – Układała w myślach kolejną linię obrony. – „To nie moja wina…” – Wino powoli znikało ze szklanej butelki, w żadnym stopniu nie przybliżając dziewczyny do rozwiązania. Nie miała pomysłu, co zrobić z pozostałym czasem, zresztą i tak brakowało jej energii. Zamroczona, przestała zwracać uwagę na mijający czas, sekundy upływały niczym przesypujące się ziarenka piasku. Opróżniała kolejne kieliszki, godziny mijały…

W końcu, z braku lepszego pomysłu, odblokowała ekran telefonu. – „Nowa ocena.” – Przeczytała powiadomienie. Powoli otworzyła stronę dziennika elektronicznego. – „Historia starożytna: niezaliczone”.

Omal nie spadła z krzesła. Przez pierwszą sekundę nie wiedziała, co się z nią dzieje, targające emocje przesłoniły nawet brzęk pękającego szkła. – „Jednak nie dał mi drugiej szansy. Co… co mam teraz zrobić?” – Myślała gorączkowo. Otrzeźwienie przyszło dopiero wtedy gdy zobaczyła trzymane w dłoni kawałki szkła. – „Kurwa”. – Zaklęła w myślach i podniosła się z krzesła. W momencie paniki musiała zbyt mocno ścisnąć kieliszek. – „Tylko tego mi brakowało…”

Już miała iść w kierunku toalety, gdy nagle usłyszała dźwięk nadchodzącego SMS-a. – „Paulina.” – Ujrzała zdziwiona i otworzyła wiadomość: Cześć… Wiem, że to niezręczne, ale przeżywam właśnie najgorszy dzień mojego życia i potrzebuję przed kimś się wygadać. Miałabyś chwilę? Zaskoczona Patrycja zapomniała o krwawiącej dłoni.

Co się stało? – Wystukała na dotykowym ekranie. Paulina od razu zaczęła pisać odpowiedź.

Wczoraj rzucił mnie chłopak.

Patrycja przewróciła oczami. No tak, co o problemach mogła wiedzieć kujonka z dobrego domu? Postanowiła, że pora zmierzać do końca, zbyt wiele kwestii ciążyło jej w głowie, by robić teraz za powierniczkę.

Bardzo mi przykro, mam nadzieję, że szybko się pozbierasz. Wybacz, ale muszę spytać… Dlaczego przychodzisz z tym akurat do mnie?

Odpowiedź nie nadchodziła przez długi czas, dymek czatu na przemian pojawiał się i znikał. W końcu, gdy pojawiła się wiadomość, Patrycja zobaczyła przez sobą ścianę tekstu.

Wybacz, że zrzucam to na ciebie, ale wszystko stało się ostatnio tak cholernie ciężkie… Ledwo wytrzymuję na studiach, w pracy traktują mnie jak popychadło, rzucił mnie chłopak… Wiadomość ciągnęła się i dłużyła, pogmatwany styl zdradzał targające Pauliną emocje. Wydajesz się chodzącym ideałem. Masz fantastycznego chłopaka, pomimo młodego wieku udało ci się usamodzielnić. Powiedz, jak to robisz?

Patrycja wpatrywała się w ekran z osłupieniem.

Ona? Idealna? Chętnie pokazałaby Paulinie dzień z własnego życia, przybliżyła każdy, najmniejszy szczegół. Dowiedziałaby się, jak wygląda jej relacja z chłopakiem, gdzie zdobywa niezbędne do przeżycia pieniądze. Jak mogła wpaść na tak absurdalny pomysł?

– Kochanie, wróciłem… – Z holu dobiegł głos Artura. – Przepraszam za wcześniej. Możemy porozmawiać?

O nie…

Spojrzała na zakrwawioną dłoń. Nie może zobaczyć jej w takim stanie…

Wybacz, nie chciałam tego pisać… Jesteś tam jeszcze? – Zapytała Paulina.

Przepraszam, nie mogę teraz. – Odpowiedziała pospiesznie Patrycja. – Zadzwonię… później.

Sekundy mijały, chłopak zmierzał powoli w jej stronę. Przestraszona, szukała jakiejkolwiek drogi ucieczki. – „Prysznic!” – Nagle ją olśniło. Pobiegła w stronę łazienki i zatrzasnęła drzwi. Nasłuchując odgłosów ruchu, próbowała uspokoić przyspieszony oddech. Chłopak właśnie wszedł do kuchni…

Zrzuciła umazane krwią ubranie i stanęła pod prysznicową słuchawką. Przekręciła powoli gałkę, na rozczochrane włosy zaczęły padać pierwsze krople wody. Potok otulał powoli zmarzniętą skórę, wypłukując z dziewczyny część zszarganych emocji. Nie zasługiwała na to, nie zasługiwała, by korzystać z ciepła tego domu i zaufania Artura… Struga krwi spływała z niezagojonej rany, nadając wodzie szkarłatną barwę.

– Kochanie, jesteś tam? – Zapukał do drzwi. – Nie chciałbym odkładać tej rozmowy.

Nie robiąc sobie nic z dobiegającego głosu, drżącymi dłońmi podniosła olejek do ciała i zaczęła wcierać go w skórę. Nie powinna odpowiadać, może chłopak zniechęci się i odstąpi… Para gładkich dłoni przejeżdżała po zmarzniętych ramionach i udach, delikatnie pieściła brzuch. Zrobiłaby wszystko, byle tylko nie myśleć o stojącym przed drzwiami Arturze…

Nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Wszedł do środka…

– Hej… – Uśmiechnął się delikatnie. – Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli dołączę?

Zastygła w przerażeniu. – „Nie, nie, nie, błagam, niech on wyjdzie”. – Prosiła w myślach. Zaskoczony Artur spojrzał na dłoń dziewczyny, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zaczął się powoli rozbierać, każdy przeciągnięty ruch zdradzał oznaki skrępowania. – „Zapomniałam o zamknięciu drzwi…” – Próbowała uciec myślami od nadchodzącej konfrontacji.

W końcu, całkiem nagi, stanął tuż obok dziewczyny. – „Odejdź! Przecz!” – Błagała w myślach. Słowa nie mogły opuścić gardła… Na karku czuła jego cierpki oddech, powoli stawał się coraz głębszy…

– Pamiętasz jeszcze, jak każdego dnia kąpaliśmy się wspólnie? – zapytał, delikatnie się uśmiechając. Nie odpowiedziała, cały czas próbując unikać wzroku chłopaka. Westchnął głęboko. – Tak, wiem, ostatnie miesiące okazały się ciężkie… – Spojrzał na spływającą krew. – Nie wiem, co cię spotkało, jeśli nie chcesz, nie musisz o tym mówić. Po prostu nie chcę, żebyś została z tym sama. Chcę pomóc.

Cały czas brak odpowiedzi. Uśmiechnął się smutno. Miał ją tuż przed sobą, nagą i dostępną, mógł zrobić z nią wszystko, dotykać najmniejszej nierówności jej ciała, podziwiać układ porów i pieprzyków… A jednak czuł, że dziewczyna chce się znaleźć gdzie indziej. Pełen desperacji położył palec na napiętych plecach i zaczął go powoli przesuwać. Ciało Patrycji przeszedł dreszcz…

– Jeśli chcesz, żebym przestał, po prostu to powiedz. – Głos trącił rozpaczą. Ruchy męskich palców stawały się coraz bardziej koliste, delikatnie masując naprężone mięśnie. – Wiesz, długo myślałem, czy nie powinienem skończyć i spróbować… z kimś innym. Po tym, co dzisiaj zrobiłaś, czułem się niemal pewien, że z moich uczuć do ciebie nic już nie zostało. Idąc przez miasto, przypomniałem sobie o parze z piętra wyżej, o wrzaskach i codziennych kłótniach. – Westchnął. – Nie chcę tak tego kończyć. Chcę walczyć o to, co zbudowaliśmy. Proszę, spróbujmy to naprawić.

Powoli uklęknął, zaskoczona dziewczyna przesunęła się w głąb kabiny. Nabrał powietrza, jak gdyby zamierzał spędzić godziny na dnie oceanu i wsunął język prosto do otwartej łechtaczki. – „Ochhh…” – Przymknęła oczy, próbując zdusić wszechogarniającą przyjemność. Wchodził coraz głębiej, rozgaszczając się powoli w zaróżowionej cipie. Przez cały okres związku poznał wiele tajemnic dziewczyny, muskał delikatnie ścianki pochwy, wyczekując nieodzownej reakcji jej ciała.

 – Kiedy skończymy… – wysapał, oderwawszy się na chwilę od warg Patrycji. – Kiedy skończymy, opowiesz mi dokładnie, co się stało. Potem, niezależnie od tego, czego dotyczy sprawa, pomogę ci, najlepiej, jak tylko umiem.

Język wsunął się z powrotem do rozwartej szparki. Chciała zaprotestować, odwieść chłopaka od fatalnego pomysłu, ale z ust nie wydobyło się nic poza głośnym jękiem. Znalazł to miejsce…

Uśmiechnął się w myślach, obserwując reakcje jej ciała, z każdą kolejną sekundą upewniając się, że znalazł się w punkcie największej rozkoszy. Tak, teraz powie mu prawdę, wyjawi, co stało za dziwnym zachowaniem. Ostatecznie, byli przecież zwierzętami, ludzki opór musiał ustąpić popędowi. Z serii nieskoordynowanych mlaśnięć, powoli wyłaniał się rytm, nawet pełna wahań dziewczyna włączyła się w końcu do miłosnej gry. Poruszała namiętnie miednicą, dodając staraniom chłopaka głębi, jęki tłumił szum rozbryzgującej się wody.

Niespodziewanie z ust Patrycji wydobył się przeciągnięty okrzyk. – Ochhh… – Plecy wgięły się, przybierając kształt łuku. Chłopak powstał, czując, jak całe zgromadzone napięcie opuszcza jej ciało. Oświetloną przez toaletowe półświatło, w objęciach rozbryzgującej się wody, widział istotę idealną, najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał. – Ach… – „Znowu jęknęła”. – Pomyślał z satysfakcją. Czuł, że to już ten moment, dziewczyna zbliżała się do szczytu, teraz jak dziecko podda się jego zabiegom. Objął dłońmi podniecone ciało. Nakierował naprężonego członka na cipę i… wszedł.

Kochali się namiętnie i powoli, z delikatnością odpowiednią dla podniosłej chwili. Ani na moment nie przestał masować pleców dziewczyny, pragnął przypomnieć najpiękniejsze momenty wspólnej podróży. Przyspieszał powoli, ale konsekwentnie, na twarzach kochanków malowała się coraz większa rozkosz. Patrycja pojękiwała cicho, przestała tłumić wydzierające się z gardła emocje. Zdążyła już niemal zapomnieć, jak czuła się w trakcie seksu z Arturem, zawsze był dla niej taki czuły i dobry. Zupełnie inny od mężczyzn z klubu…

– Kochanie… – Usłyszała za plecami. – Obiecaj… obiecaj, że nigdy mnie nie upuścisz.

Zaskoczona zwróciła się w stronę chłopaka. Wyczerpany wypowiedzianymi słowami, przymknął powieki. Ani na moment nie przestał uprawiać miłości, każdy mięsień w jego ciele trząsł się i drgał. Nie miała już siły myśleć, pozwoliła unieść się emocjom. Spełnienie zbliżało się wielkimi krokami, jeszcze chwila i uwolni się od obezwładniających uczuć. W końcu doszedł, zalewając pochwę. Paznokcie dziewczyny wbiły się w prysznicowe płytki…

Przez chwilę chłonęli nawzajem żar własnych ciał, doskonały odpoczynek po miłosnym akcie. Czuła się tak dobrze… – „Nie!” – Niemy głos wdarł się do umysłu Patrycji. – „Nie możesz tu zostać! Chcesz się przyznać? Uciekaj stąd!” – Wyślizgnęła się z objęć chłopaka, z trudem odebrała sobie prawo do przeżywania tej chwili. Po wyjściu z kabiny prysznicowej przeszył ją dreszcz zimna, chłód przywracał poczucie rzeczywistości. Za wszelką cenę musi unikać Artura, nie może pozwolić, żeby dowiedział się o klubie. Szybko wytarła mokre włosy.

– Kochanie… – Na ramieniu poczuła dłoń. – Obiecałaś, że porozmawiamy.

Próbowała przełamać dręczący opór, chciała spojrzeć prosto w jego oczy, uśmiechnąć się i odpowiedzieć jakimś banałem: „To nic takiego, skarbie, ostatnio źle się czułam. To słodkie, że tak się martwisz”. „Miałam ostatnio kilka problemów, ale wszystkie udało się już rozwiązać. Nie przejmuj się”. Nie potrafiła… Zamiast tego wróciła do osuszania własnego ciała. Czuła, że serce bije coraz szybciej, modliła się niemo, by pozwolił jej odejść w spokoju.

Artur patrzył na nią z niedowierzaniem. Po krótkiej chwili potrząsnął z rezygnacją głową i siłą zwrócił ją w jego stronę. Jęknęła…

– Nie – powiedział wyraźnie. – Wybij sobie z głowy, że ci odpuszczę. Z każdym dniem zachowujesz się coraz dziwniej, nie rozmawiasz ze mną, Magda i Ola mówiły, że przestałaś pojawiać się na imprezach. Mam prawo… Chcę wiedzieć, o co chodzi.

Z każdym kolejnym słowem zaczynała boleć ją głowa, w dolnych partiach brzucha zbierały się torsje. Czuła się spętana i osaczona, chłopak chciał wymusić na niej prawdę. Próbowała zagłuszyć tyradę Artura myślami, ale nic to nie dawało, słowa wdzierały się do głębi umysłu. Chciała uciec, ale nadal trzymał ją w żelaznym uścisku. Co powinna zrobić?

– Zamknij się w końcu… – wyszeptała.

– Co? Powtórz.

Strach minął, zastąpiony przez wszechogarniającą wściekłość.

– Chcę, żebyś się w końcu zamknął! – wykrzyczała prosto w jego twarz, wyrywając się z objęć.

Chłopak stanął jak wryty. Jeszcze nigdy nie krzyknęła, a już na pewno nie w przypływie tak wielkiej furii. Minęło kilka sekund, zanim się otrząsnął.

– Nie – wysyczał. – Ja będę mówił, ty będziesz grzecznie słuchać. Od tygodni staram ci się pomóc, ty nie możesz się zdobyć nawet na proste „dziękuję”. Od miesiąca nie ugotowałaś nawet najprostszego posiłku, dom zmienił się w jedną, wielką graciarnię. – Zaśmiał się sarkastycznie. – Kiedy w końcu przyniesiesz pieniądze na czynsz?

Nie wytrzymała, uderzyła go prosto w twarz.

Nad łazienką uniosła się długa cisza, patrzył na nią, jakby nie dowierzał, że właśnie to zrobiła. Wykorzystując okazję uciekła, narzucając na siebie jedynie wytarty szlafrok. Chłopak otrząsnął się i idąc powoli w jej stronę, krzyknął:

– Naprawdę masz mnie za takiego idiotę? Myślisz, że nie potrafię dodać dwa do dwóch? Wywali cię z roboty, prawda?! – Wrzask przedzierał się przez korytarz.

– Zostaw mnie!

Wbiegła do kuchni i zatrzasnęła drzwi. – „Proszę, niech w końcu się ode mnie odpierdoli. Nie chcę go już więcej widzieć…” – Błagała w myślach, próbując opanować rozedrgany oddech. Niestety, w końcu wszedł do środka… Powoli zmierzał w jej stronę, na policzku odznaczał się wyraźny, czerwony ślad. Zrozpaczona, schroniła się za kuchennym stołem. – „Co… Co robić” – Zastanawiała się, szukając kolejnej drogi ucieczki. Lekko się garbiąc, ukrywała piersi, niczym przygotowana na kolejny cios ofiara.

Chłopak stanął. Przez chwilę patrzył na dziewczynę, na twarzy malowały się tysiące sprzecznych emocji. W końcu głęboko westchnął i nie odrywając wzroku od Patrycji, zaczął uspokajającym tonem:

– Kochanie… – Powoli opuszczał dłonie. – Po prostu wytłumacz mi, co się stało. Naprawdę, nie mam złych zamiarów.

– Spierdalaj!

– Utrata pracy to nie koniec świata. Jeżeli będziesz chciała, możemy poszukać nowej oferty jeszcze dzisiaj. – Powoli zbliżał się w jej kierunku. – Proszę, pozwól sobie pomóc…

– Nie! – Sięgnęła po leżący portfel. – Chcesz pieniędzy? Bierz! – Rzuciła na stół całą zawartość.

W pokoju zapanowała cisza.

– Skąd to masz? – zapytał po chwili milczenia.

Przełamując strach, spojrzała w stronę pieniędzy. Na stole leżało pięć banknotów, łącznie tysiąc euro. A więc jednak… wzięła je. Dopiero teraz dotarło do niej, że właśnie dała Arturowi dowód przeciwko każdemu kłamstwu, które wypowiedziała przez ostatnie miesiące. Panika minęła, zastąpiona przez strach przed tym, co musiało się teraz stać.

– Kochanie, wszystko ci wyjaśnię… – zaczęła i od razu zamilkła, widząc emocje malujące się na twarzy chłopaka.

– Do końca wmawiałem sobie, że to nie może być prawda. – Głos chłopaka drżał. – Szukałem innego rozwiązania, ale teraz naprawdę nie widzę innej możliwości. Zdradzasz mnie, prawda?

Wbił w nią spojrzenie. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, jakąkolwiek wymówką, ale wzrok Artura wydawał się przeszywać ją na wylot. Wzrok dziewczyny opadł ku ziemi.

Wciągnął nosem suche powietrze. Cały czas patrzył na nią smutno, puste oczy wyglądały na pozbawione ostatnich resztek wilgoci.

– Naprawdę myślałem, że łączy nas coś wyjątkowego. Rodzice od początku mówili, żebym wybił sobie ciebie z głowy, a jednak zamieszkaliśmy razem i przez pewien czas wszystko cudownie się układało. Przez pewien czas nie widziałem poza tobą świata. – Zaśmiał się głucho. – Wiesz, że wybrałem już nawet pierścionek zaręczynowy? – Potrząsnął głową. – Ech, szkoda strzępić języka…

Ruszył w stronę łazienki. Słysząc, jak odszukuje i nakłada kolejne części ubrania, z całych sił próbowała opanować płacz. Skuliła się w sobie, zastanawiając się, co powinna ze sobą zrobić. Artur szybko zebrał najważniejsze drobiazgi i ruszył w stronę wyjścia.

– Przekażę pani Eli, że się wyprowadziłem. Za jakiś czas wrócę po resztę rzeczy – powiedział i bez oglądania się za siebie opuścił mieszanie.

Patrycja pociągnęła nosem, próbując opanować drżenie dłoni. Poczuła, że rosnący przez ostatnie miesiące wrzód w końcu pękł. – „Koniec z kłamstwami”. – Pomyślała smutno, odruchowo przecierając wysuszone oczy. – „Koniec… wszystkiego”. – Nagle, po długich miesiącach odwyku od papierosów, poczuła dołującą potrzebę nikotyny.

Odczekała chwilę, nie chciała przecież trafić na Artura i zeszła po schodach. Tuż obok domu znajdował jeden z setek wrocławskich kiosków, prowadzony przez anonimową, starszą panią.

– Co podać? – zapytała sprzedawczyni, gdy stanęła przy okienku.

– Cienkie Marlboro i zapalniczkę. – Patrycja położyła na blacie garść monet.

Kobieta podała paczkę. Dziewczyna oddaliła się kilka kroków, mocując się przez chwilę z plastikiem. Powoli przypominała sobie dziesiątki podobnych zakupów, palącą potrzebę zaspokojenia nikotynowego głodu. Wszystko przed poznaniem Artura… W końcu się udało, drżącymi dłońmi zapaliła papierosa. Zaciągnęła się, delektując otępiającą wonią nikotyny.

Nagle o czymś sobie przypomniała. Wyciągnęła telefon i nie przerywając palenia, wystukała na ekranie numer Pauliny. Dziewczyna odebrała po kilku sekundach.

– Patrycja, możemy zapomnieć o… tamtym – poprosiła zawstydzonym głosem. – Naprawdę nie chciałam tego pisać. Wszystko tak nagle się posypało…

Milczała przez chwilę, zastanawiając się nad tym, czy naprawdę chce to zrobić. Wiedziała, że jeśli się zdecyduje, będzie to najgorszy czyn, jakiego się dopuściła, gorszy nawet od kłamstw wobec Artura. Podniosła wzrok. Dym papierosa unosił się spokojnie ku górze, wyglądał, jakby miał zasłonić całe niebo.

– Powiedz coś… – poprosiła Paulina.

Patrycja uświadomiła sobie, że podjęła już decyzję.

– Zapomnij o nim, istnieje lepsze wyjście. Kilka lat temu we Wrocławiu powstał… klub zrzeszający młode dziewczyny i dzianych facetów. Chcę cię do niego zaprosić.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nie sądziłem, że egzamin z historii może spowodować aż taki stres! Co prawda, niektóre pytania okazały się nawet nie podchwytliwe, co wręcz złośliwe. Biedna Patrycja. Można powiedzieć, że potem miała już z górki. Historia dziewczyny staje się coraz bardziej tragiczna, zdradzona i oszukana przez przyjaciółkę, opuszczona przez „narzeczonego”, zdana na łaskę tajemniczych oraz wymagających członków klubu. Czy przejmie inicjatywę i zdoła odzyskać kontrolę nad własnym życiem? Czy próba zwabienia w podobne sidła kolejnej dziewczyny zakończy się powodzeniem i podniesie status Patrycji? Czekam, co zaserwuje nam Autor.

Cieszę się, że lekko komediowy wstęp przypadł Ci do gustu. Emocje Patrycji zostały oczywiście mocno podkoloryzowane, ale już spora część dialogów i zachowań bazuje na zasłyszanych historiach z prawdziwych egzaminów ustnych — oczywiście tych najdziwniejszych, które miały szansę zapaść w pamięć studentom i wykładowcom. Faktycznie, odcinek jest mroczny, ale powoli zaczynamy zbliżać się do punktu zwrotnego, a zza burzowych chmur w końcu wyjdzie słońce.

Pozdrawiam
Kiwi

Dzięki za kolejną część. Moim zdaniem super. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy…

Co mogę napisać poza tym, że takie komentarze dodają skrzydeł i niezwykle motywują do dalszych starań. Dziękuję!

Warsztatowo opowiadanie stoi na wysokim poziomie. Stylistyka ładna, nawet w jakiś przedziwny sposób określenia seksualne (które w języku polskim są niestety bardzo ubogie, bo albo wulgarne, albo infantylne, albo medyczne) nie powodują niesmaku. Ten ostatni wywołuje u mnie tylko zachowanie głównej bohaterki, choć myślę, że to typowy tok myślenia wielu młodych kobiet w PL. Kłamstwa, zero odpowiedzialności za własne czyny, kompletny brak kręgosłupa moralnego, tłumaczenie sobie własnych, zepsutych zachowań itp. Patrycja to typowa ,,silna i niezależna kobieta”, a w środku rozgotowana klucha.
Ciekawi mnie, czy główna bohaterka pójdzie na dno, czy uda jej się wyplątać z tej sytuacji.
Gratuluję tekstu i zachęcam do dalszej publikacji 🙂

Cieszę się, że stylistyka opowiadania przypadła do gustu. Pracę nad każdym opowiadaniem kończę z garścią wniosków i uwag dotyczących problemów warsztatowych, które trzeba poprawić w kolejnym opowiadaniu. Tym większa radość, że efekty są widoczne.

Bardzo zainteresowała mnie opinia na temat Patrycji. Myślę, że wielu autorów zaczyna darzyć swoich bohaterów niezrozumiałą sympatią, nawet gdy popełniają okropne błędy — spędzamy w końcu z nimi masę czasu. Tym ciekawsza jest dla mnie możliwość poznania opinii czytelników.

Na koniec chciałbym podziękować za komentarz i opinię. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się ukończyć kolejny odcinek.

Pozdrawiam
Kiwi

Witaj, Kawaii Kiwi!

Kolejną część „Życia w klubie” przeczytałem z wielką przyjemnością. Przede wszystkim dlatego, że głębiej wchodzisz w tok myślenia bohaterki i skupiasz się na jej poczuciu zagubienia i utraty kontroli nad własnym życiem. Nie do końca przekonywał mnie 'gangsterski’ wymiar klubu, więc spoglądanie na ową instytucję oczyma Patrycji, która zdaje się widzieć w nim coś w rodzaju niepowstrzymanej siły natury zdecydowanie bardziej mi odpowiada.

Rozstanie z Arturem było należycie dramatyczne, ostateczna decyzja dziewczyny w jakiś przewrotny sposób zrozumiała. Próbuje uczynić swe życie znośniejszym kosztem kogoś innego. Jedno nie ulega wątpliwości – Paulina długo zapamięta pechowe spotkanie w tramwaju.

Czekam zatem z niecierpliwością na ciąg dalszy. Ta historia z odcinka na odcinek robi się coraz lepsza – i, mam wrażenie, coraz lepiej napisana.

Pozdrawiam
M.A.

Cześć MA!

Bardzo cieszę się, że opowiadanie przypadło ci do gustu. Faktycznie, zależało mi na ukazaniu wpływu członkostwa w klubie na prywatne życie Patrycji i cieszę się, że pomysł spotkał się z pozytywnym odzewem. Wątek gangsterski wprowadziłem z dwóch powodów: zależało mi na ukazaniu klubu jako niejednolitą, targaną konfliktami instytucję i chciałem wzmocnić wrażenie nieuchronności członkostwa w nim. Mam nadzieję, że po odkryciu kolejnych kart w następnych częściach bardziej przekona cię ten element. Spojrzenie Patrycji na pewno również nie zabraknie. 🙂

No i przede wszystkim bardzo dziękuję za wnioski z końcówki komentarza. Mam nadzieję, że uda mi się Cię pozytywnie zaskoczyć również w kolejnych opowiadaniach, a wraz z kolejnymi zapisanymi stronami, moje pióro będzie stawać się coraz ostrzejsze.

Pozdrawiam
Kiwi

Napięcie rośnie i to mi się wielce podoba. Z każdym rozdziałem Patrycja schodzi do kolejnego kręgu piekieł i odkrywa, że jest jeszcze kolejny, gorszy od poprzedniego. Ciekawa jestem, jak długo uda się to stopniować, nim całkiem się załamie, albo spróbuje w końcu stawić opór swojemu oprawcy. Jak może to zrobić? Ujawniając światu istnienie Klubu? A może w bardziej bezpośredni, krwawy sposób. Ta historia aż prosi się o makabryczny finał.

Bardzo się cieszę, że kolejna część przypadła Ci do gustu 🙂 Ze swojej strony mogę obiecać, że postaram się, by napięcie rosło cały czas aż do finału.

Zaintrygował mnie pomysł krwawej vendetty Patrycji, chociaż z powodu pewnej sympatii do własnych bohaterów, życzyłbym im jednak odrobiny spokoju. Na ten moment mam co najmniej kilka pomysłów na zakończenie tej historii, zobaczymy, w którą stronę zostaną poprowadzeni bohaterowie przez logikę opowieści.

Pozdrawiam
Kiwi

Nie rozumiem pochlebnych komentarzy pod tym opowiadaniem. Moim zdaniem fabuła jest mocno niedopracowana, bohaterka bardzo sztuczna, zachowania postaci bez związku przyczyno-skutkowego.
A i kwiatków językowych nie brakuje
„Wsunął język prosto do otwartej łechtaczki..” – nie za bardzo mogę sobie to wyobrazić?
„Kochanie… – Usłyszała za plecami. – Obiecaj… obiecaj, że nigdy mnie nie upuścisz”

Przede wszystkim bardzo dziękuję za wyrażenie szczerej opinii i wprowadzenie odrobiny pluralizmu w opiniach. 🙂

Drugi lapsus postaram się poprawić, gdy tylko będę miał taką możliwość. W ostatnim słowie zamiast „upuścisz” powinno być „opuścisz”. Pierwszą niezręczność raczej zostawię, bo nie jestem zwolennikiem ingerencji w wybór słów już po publikacji. Dziękuję za czujność. 🙂

Przechodząc do zarzutów z pierwszej części komentarza. Myślę, że najbliżej jest mi do przyjęcia zarzutu o zachowanie bohaterki — sensowne oddanie zachowania osoby zupełnie innej od nas samych jest bardzo trudne i sam nie raz przyłapuję się na licznych niezręcznościach. Z drugiej strony to właśnie wyobrażenie cudzych perspektyw na życie sprawia mi w pisaniu największą radość, więc raczej z tego nie zrezygnuję, chociaż postaram się udoskonalić kreację własnych bohaterów. Jeżeli znajdziesz chwilę i chęci chciałbym Cię prosić o rozwinięcie zarzutu pierwszego i trzeciego, jestem ciekawy, co dokładnie masz na myśli.

Na koniec chciałem powiedzieć, że cały czas staram się udoskonalać opowiadania w każdym możliwym zakresie i mam nadzieję, że któryś z kolejnych tekstów będzie Ci mógł przypaść do gustu.

Pozdrawiam
Kiwi

Napisz komentarz