Wernisaż 2/2 (Yan Qwalsky)  4.19/5 (7)

19 min. czytania

Rogério Silva, „nude portrait with mask”, CC BY-NC 2.0

Wkrótce pojawili się pierwsi goście. Kiedy zobaczyłam, że ktoś wchodzi do mojego boksu, poczułam przypływ paniki i zamknęłam oczy, zupełnie jak struś, który wtyka głowę w ziemię i sądzi, że wszystko wokół przestaje istnieć. Ale metoda strusi jest lepsza, bo nie tylko przestają cokolwiek widzieć, lecz także odcinają dopływ dźwięków do uszu. Tymczasem ja, mimo zaciśniętych powiek, słyszałam.

Pierwsza grupka była kilkuosobowa, co dało się rozpoznać po różnej barwie głosów. Byli to koneserzy, najwyraźniej, bo widok nagiej kobiety nie zrobił na nich wrażenia. Oceniali szkice i mówili, jak na kolejnych rysunkach zostały oddane linie ciała Ani. W końcu jednak zaczęli porównywać rysunki i modelkę – czyli tym razem mnie – i okazało się, że niektórzy dostrzegają różnice, podczas gdy inni uważają, że każda kreska widoczna na moim ciele została znakomicie przeniesiona na papier.

– Szczerze mówiąc – usłyszałam męski głos – uważam, że facet schrzanił, bo modelka w rzeczywistości jest znacznie ładniejsza niż na jego rysunkach.

– Nie chodzi o to, jaka jest rzeczywistość, ale jak tę rzeczywistość widzi rysownik – zaprotestowała kobieta i poszurali dalej. Otworzyłam oczy, myśląc, że pierwsze oglądanie mam już za sobą, ale w boksie pozostała jedna kobieta. Stała blisko i patrzyła na mnie. Właściwie nie patrzyła, co wpijała się wzrokiem w moje ciało, aż poczułam coś na kształt nacisku w miejscach, w które się wpatrywała. Jej twarz zmieniała się, od fascynacji poprzez złość i zazdrość, aż do pogardy, by po chwili przejść przez te same odczucia, tyle że w odwrotnej kolejności. Potem uniosła wzrok i rzuciła jedno słowo, po którym obróciła się na pięcie i wyszła.

Nazwała mnie dziwką.

Powinnam poczuć gniew i, rzeczywiście, nieco się zagotowałam, ale ton, jakim kobieta wypowiedziała to słowo, był niejednoznaczny. Wyraziła obrzydzenie w stosunku do mnie, bo się rozebrałam, jak trafnie się domyślała, dla pieniędzy, ale jednocześnie nie mogła ukryć zawiści, że to zrobiłam. Przy czym nie była brzydka czy niezgrabna, więc nie chodziło o moje ciało, lecz o sam fakt, że miałam odwagę pozbyć się ubrania. A może i o coś jeszcze, bo jej spojrzenie było tak intensywne, że wręcz erotyczne.

Wkrótce pojawili się i inni.

Byli tacy, którzy nie poświęcali mi prawie żadnego spojrzenia, tak jak nie ogląda się nagiego manekina ustawionego w kącie sklepu, tylko patrzyli na kartony wiszące na ścianach. Mówili o nich, nie o mnie, przez co czułam się nieważna i nieciekawa, prawie nic nie warta. Ot, rzeźba z mięsa opiętego skórą, japońska lalka do uciech, tak dobrze imitująca kobiece ciało.

Ale nie czułam złości, raczej żal i to skierowany do siebie, nie do nich. Naprawdę myślałam, że jestem nieciekawa i pragnęłam, by ktoś z tych zadufanych w sobie, arogancko niezainteresowanych moją osobą ludzi w końcu mnie dostrzegł. W jakikolwiek sposób, niechby i uznał za dziwkę, a ja – strzępy obrazów przemykały przed moimi oczami – mogłabym nawet być im za to wdzięczna.

Przychodzili także wystraszeni – po szybkich i częstych zerknięciach, jakie ku mnie kierowali, mogłam stwierdzić, że są zainteresowani, ciągnie ich do mojej nagości, ale brakowało im odwagi, by śmielej się przyglądać. Chcieli ale bali się, niekoniecznie innych osób. Czasem chodziło o naruszenie jakiegoś konwenansu, który może obowiązywał, a może go nie było, lecz ich strach przed kompromitacją, ośmieszeniem się był silniejszy od pragnienia, by oglądać moje ciało. Przegrywałam z opinią i to czyniło mnie zgorzkniałą.

Ale byli i tacy, którzy wzrokiem tylko omiatali rysunki, za to większość czasu poświęcali mnie. Chłonęli widok cipki, zapamiętywali kształt piersi, jeden nawet nachylił się, by lepiej obejrzeć drugą z moich dziurek. I przy nich czułam się dobrze, byłam ważna i cieszyłam się, że mogę im pokazać tyle, ile się da, by odeszli stąd z myślami wypełnionymi widokiem mojego ciała.

Ci mówili niewiele, ale uśmiechali się, niektórzy wesoło, inni trochę krzywo, lecz wiedziałam, że mogliby jeszcze stać i gapić się długo, aż w końcu któryś z nich zebrałby się w sobie i mnie dotknął. I znowu w głowie pojawiały mi się jakieś obrazy niczym ciąg powidoków, a fala gorąca owiewała mnie od kolan do sutków.

Dostrzegłam, że wielu z oglądających chodziło z kubkami, z których sączyli coś małymi łykami. Uznałam, że to wino i nawet pomyślałam, że spróbowałabym sama, lecz moje trzeźwiejsze ja ostrzegło, że po alkoholu mogę przestać nad sobą panować, a i tak nie szło mi to najlepiej.

Potem pojawił się tęgi, niewysoki mężczyzna w okularach, z wianuszkiem rzadkich włosów otaczających łysą czaszkę. Ten również miał kubek, ale pociągnął z niego dłużej. Jego stara, pognieciona marynarka i mięsiste, wilgotne od wina wargi budziły we mnie niechęć. Podszedł blisko i wychylił się tak mocno, na ile pozwalały mu tłuste, krótkie nóżki, toteż głowa nieznajomego znalazła się niemal między moimi kolanami.

– Piękna, gładka cipa – powiedział cicho. Spięłam się, niepewna, czy mówi do siebie i czy przypadkiem nie jest jednym z tych odrażających świrów, które lgną do dziewczyn, gdy tylko zobaczą kawałek odsłoniętego ciała.

– I masz mokrą cipę, manekinie – dodał. Niechęć niczym dreszcz, przebiegła mi po karku, lecz przypomniałam sobie, że niedawno sama tak o sobie myślałam – i, bez słowa oczywiście, zgodziłam się z jego opinią. Nagi, podniecony manekin – oto ja w tamtej chwili.

– Jesteś tak piękną lalką, że chciałoby się ciebie na przemian rysować i pieprzyć. A ty chciałabyś, by ktoś cię zerżnął. Rozkraczyłaś się, ale jeszcze mocniej rozłożyłabyś nogi, żeby wziąć go w siebie.

Zakręciło mi się w głowie. Facet był obleśny, jego słowa chamskie, tymczasem ja ledwo powstrzymałam jakiś wewnętrzny nakaz, by mocniej rozchylić kolana.

– Gumowa pizda – rzucił i nieoczekiwanie zrobił krok w tył, a potem wyszedł. Zatkała mnie ta obelga i naprawdę przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, zmieniłam się w rozżarzoną żagiew, która nie płonie, ale jarzy się na pomarańczowo, bo brak tlenu nie pozwala na nic więcej. I leżałam tam, jak szmata ciśnięta w kąt, a ciało pulsowało. Lecz nie dane mi było zaznać spokoju, przychodzili kolejni i nawet ci, którzy mówili o kresce, półtonach i używali terminów, których nigdy przedtem nie słyszałam, zaglądali mi między nogi, gdzie coś wyraźnie lśniło w świetle lamp.

Opanowałam się w końcu, akurat na moment przed tym, kiedy wszedł rysownik. Był w towarzystwie drugiego mężczyzny.

– Ta jest świetna – powiedział ten drugi.

– Owszem, rewelacyjna – powiedział malarz.

– A te jej oczy. Coś niesamowitego!

Kula rozczarowania rozdęła mi się w żołądku. Miałam nadzieję, że mówią o mnie, lecz opinia nieznajomego dotyczyła roziskrzonego spojrzenia Ani na rysunku.

– Tylko czemu teraz nie mogę zobaczyć jej oczu? – ciągnął.

– Takie jest założenie – odpowiedział rysownik. – Jesteś kolejną osobą, która mnie o to pyta.

– Powinieneś to wytłumaczyć. Musisz to wytłumaczyć, bo ludzie naprawdę się dziwią… Ale wiesz co, ta żywa jest jakaś inna.

Zdrętwiałam. Już uznałam, że nikt nie zauważył, że zamieniłam się z Anią, a ten dostrzegł różnicę.

– Czemu inna? To ta sama modelka – powiedział rysownik z uśmiechem człowieka, który dobrze wie, co mówi.

– Ta na rysunku jest jakaś… twardsza, jakby bardziej napięta. Ta tutaj jest miękka, łagodna, wręcz potulna.

– A widzisz, dostrzegłeś zamysł. Ale zapominasz o tym, że praca z modelką i nad modelką to proces. To, co było wczoraj, już nie istnieje, znikło, bo dzisiaj inaczej patrzę na modelkę, bo ona pragnie, bym inaczej na nią patrzył.

– Nie rozumiem.

– No dobrze, chodź, rzeczywiście powinienem się wytłumaczyć – powiedział rysownik i wyszli.

Po chwili usłyszałam, jak próbuje się przekrzyczeć przez gwar. Po kilku próbach mu się udało i ludzie się uciszyli.

– Wielu z was pytało mnie, czemu modelki mają zasłonięte twarze, czemu nie widać ich włosów. Odpowiadałem, że taki był mój zamiar, ale pojąłem, że to nie jest wystarczające wyjaśnienie

Zmieniłam pozycję, by zerknąć przez wejście do boksu. Słyszałam dobrze głos rysownika, więc uznałam, że musi być obok. I rzeczywiście – stał tuż za wyjściem, obok podestu z inną modelką.

– Kiedy patrzymy na innego człowieka, spoglądamy na jego twarz. Owszem, widzimy także sylwetkę, my, mężczyźni, kiedy patrzymy na kobietę, podziwiamy biust, oglądamy się za nią, by ocenić nogi lub sprawdzić, czy ma niezłą dupę… – tutaj rozległy się zduszone, wstydliwe uśmieszki – … ale twarz skupia większość zainteresowania. I często wprowadza nas w błąd.

Przerwał i odwrócił się, by podać dłoń modelce i pomóc jej zejść. Była krąglejsza niż ja, z mocnymi łukami bioder i pełniejszymi piersiami, lecz nie mogłabym powiedzieć, że była gruba, czy też miała parę kilogramów za dużo.

– Wprowadza nas w błąd – zaczął, nim jeszcze sprowadził modelkę – bo tam, według naszego postrzegania koncentruje się uroda. Ładna kobieta to taka, która ma przyjemną dla oka buzię. Jeśli jest pięknie zbudowana – jak Magda – użyjemy innych określeń. I odcieni urody twarzy jest wiele, jednym podobają się takie, innym takie, tymczasem kiedy skupimy się wyłącznie na ciele, ta cała gama się kurczy. Pozostają kobiety, których budowa się nam podoba i takie, które nadal przyciągają nasz wzrok, choć mogłyby mieć lepsze kształty.

– A co z tymi, których sylwetka się nam nie podoba? – rzucił ktoś z sali.

– Owszem, są takie, ale ich nie rysuję. Ich wizerunki nie chcą się sprzedawać – odrzekł i znowu rozległy się śmiechy, tym razem bardziej zdecydowane. – Jednakże twarz myli nas również i w innej kwestii. To tam się doszukujemy odwzorowania emocji, gniewu, zaskoczenia, pożądania. Ale z wiekiem uczymy się panować nad swoją mimiką, tego wymaga od nas socjalizacja, toteż dochodzimy do sytuacji, kiedy przestajemy trafnie odczytywać mimikę. Tymczasem wiele emocji można dostrzec także w tym, jak zachowuje się ciało. Ja to nazywam mową mięśni.

Odwrócił się do modelki i nagłym, niespodziewanym ruchem uchwycił ją za szyję. Rozległ się szum, modelka pisnęła ze strachu i złapała rysownika za nadgarstki.

– Patrzcie, jak układa się jej ciało i jak napinają mięśnie – mówił, nadal zmagając się z modelką. – Widać jej opór, strach, wolę walki. A teraz – tu zwrócił się do modelki – przepraszam, Magdo, ale musiałem, możesz się na mnie odegrać – przykląkł a modelka, wytrącona z równowagi i nadal rozgniewana kopnęła go kolanem w pierś. – Zobaczcie, jak wygląda kobieta, kiedy wygrywa. Jak unosi głowę, jak zmienia się układ jej ramion.

Zablokował kolejne kopnięcie, pocałował modelkę w rękę i pogłaskał ją lekko, by  udobruchać kobietę, a potem podniósł się.

– To wszystko można zobaczyć. Tyle, że jest to lepiej widoczne, gdy nie mamy standardowego punktu odniesienia, jakim jest twarz. Dlatego właśnie na moich rysunkach nie widać twarzy modelek i dlatego właśnie modelki, które są tu dzisiaj z nami mają na głowach kaptury. Chciałem, byście lepiej dostrzegli mowę ich ciał i mięśni.

Podał dłoń modelce i ukłonił się przed nią, niczym iluzjonista, który składa podziękowania asystentce. Rozległy się brawa, lecz rysownik podniósł dłoń.

– Powiem wam coś jeszcze. Żyję z tego, co narysuję, więc wiem, co najbardziej pociąga nabywców moich rysunków. Otóż…

Pchnął nagle modelkę na podest. Tak jak i w konstrukcji, na której leżałam, był tam schodek, by łatwiej było wejść na górę. Pchnięta kobieta oparła się biodrami o konstrukcję pod płótnem, ale tułów nadal leciał w powietrzu, ciągnięty siłą bezwładu. Rysownik przypadł do niej i otoczył ramieniem, aby zahamować upadek i jednocześnie mocniej naparł na nią ciałem. Bezwolnie rozłożyła nogi, między które wpasował się mężczyzna.

Wtedy do mojego boksu weszła kobieta. Spoglądała na rysownika, więc miałam czas, by błyskawicznie ułożyć się na swoim posłaniu, toteż nie wiedziała, że podglądałam. Weszła i usiadła na ławie, ustawionej naprzeciwko podestu.

– … ludzie nie chcą oglądać walki, ale chcą widzieć kapitulację. Układ mięśni, który powstaje, kiedy kobieta ulega mężczyźnie i kiedy pojmuje, co będzie potem.

Nieznajoma w moim boksie założyła stopę na siedzisko i pomyślałem, że nie ma rajstop. Pod krótką spódniczką, która zsunęła się na brzuch, widziałam jedynie cieniutką siateczkę majtek, przez którą przebijał lekki, oleisty róż cipki.

– Ten moment, który dzieli kobietę od „nie, nie teraz” do „tak, właśnie teraz mną się zajmij”. Moment, kiedy kobieta rozluźnia się, by przyjąć w sobie penisa i poczuć rozkosz, jaką jej da.

Nieznajoma wsunęła dłoń w majtki i zaczęła dotykać góry cipki, tego początku rozwarcia warg sromowych, gdzie w fałdach skóry kryła się łechtaczka. Spoglądałam na nią z taką uwagą, że aż poczułam muśnięcie palców na własnej cipce. Westchnęłyśmy równocześnie. Jej sapnięcie, dotarło do moich uszu, ona zaś usłyszała mój głośniejszy oddech. I zadarła lekko brodę.

– I wcale nie jest tak, że lubią to oglądać wyłącznie mężczyźni. Ten moment uwielbiają także kobiety, dlatego też wiele pań chętnie kupuje moje rysunki. Również dlatego tyle wspaniałych kobiet przyszło tutaj dzisiejszego wieczora.

Palce nieznajomej kręciły niewielkie, powolne kółka u szczytu szparki. Było w tym ruchu coś hipnotycznego, co przyciągało mój wzrok, ale starałam się przede wszystkim spoglądać na jej twarz. Dostrzegałam w nie jakieś wyzwanie, którego nie pojmowałam. Podejrzewałam, że jest lesbijką czy też biseksualistką, której wpadłam w oko i która w ten sposób – dość, przyznam, oryginalny – próbowała mnie sobą zainteresować.

Ale było też między nami jakieś połączenie, koniunkcja, bo nieustannie czułam ciepłe, gładkie opuszki palców tam w dole. Dotykała siebie, ale ja odbierałam jej doznania, jakbyśmy miały wspólny system nerwowy. A kiedy nagle palec wsunął się zdecydowanie w jej wnętrze, echo przyjemność kobiety przeniknęło i moją cipkę. Z trudem opanowałam odruch, by odrzucić głowę do tyłu i po prostu rozkoszować się doznaniem.

Jednak spoglądałam wciąż na nią, ona zaś wkrótce wbiła w siebie drugi palec i poruszała dłonią szybko, zdecydowanie. Górna warga kobiety uniosła się, zabłysły białe, ostre ząbki i poczułam agresję, skierowaną przeciw mnie. Jakby z czułej i delikatnej kochanki zmieniła się w dominę, gotową bez litości zabawić się swoją ofiarą. Gwałtowność, z którą się masturbowała, przenikała także do mojego wnętrza.

– O, widzę, że prezentujesz tutaj swoje wdzięki – usłyszałam i nić empatii, jaka nawiązała się między mną a nieznajomą, pękła. – Widziałem, że tu weszłaś i naprawdę ciekawiło mnie, co porabiasz.

Kobieta wydawała się całkiem niezawstydzona tym, że rysownik przyłapał ją na masturbacji przede mną, tym niemniej przerwała swoje poczynania. Kiedy wyjmowała dłoń z majtek, spojrzała jeszcze na mnie, lecz kiedy wsunęła lśniące od wilgoci do ust, wzrok mała już zwrócony na mężczyznę.

– Czy ona już robiła taki pokazik przed tobą? – zapytała, gdy oblizała palce i poprawiła spódniczkę.

– Nie, jest modelką – odpowiedział łagodnie.

– Wiem, jak pracujesz z modelkami – uśmiechnęła się krzywo. – Wiem, co robisz, by pozowały ci tak, jak lubisz. Kiedyś przecież też byłam twoją modelką.

– Byłaś i to jedną z najlepszych – przyznał i przysunął się do kobiety.

Czułym gestem przesunął ręką po jej włosach, ona zaś kocim ruchem przechyliła głowę ku niemu.

– Nie jedną z najlepszych, ale najlepszą – poprawiła go, zaś głos, mimo skłonienia szyi, miała twardy.

– Tak, kiedyś byłaś najlepszą – powiedział i znowu ją pogłaskał.

– I nadal jestem – odrzekła szybko. – Sądzisz, że ta pannica z mokrą cipą jest lepsza ode mnie? Albo że będzie ode mnie lepsza?

Nie wiem, jak to zrobił, ale nagle trzymał jej włosy zebrane w garści i pociągnął do dołu. Głowa kobiety podążyła w tym samym kierunku w płynny sposób, jakby szarpnięcie było oczekiwane. I kłoniła się coraz niżej, podążając torem wyznaczonym przez męską dłoń, aż w końcu kobieta opadła przed rysownikiem na kolana. Wówczas – cały czas trzymając ją za włosy – przyciągnął twarz nieznajomej do swego krocza. Jej usta zadrżały, a potem rozchyliły się lekko, w gotowości na to, co miało nastąpić, lecz mężczyzna pociągnął ją w górę i zmusił do powstania.

– Byłaś najlepsza, ale już nie jesteś. Nie jesteś już nawet dobra.

– Nieprawda, ale wściekasz się, bo chcę czegoś więcej – odparła. Głos miała znowu twardy, ale opuszczone nisko kąciki ust ujawniały, że przeżyła zawód.

– Właśnie dlatego już nie jesteś nawet dobra. Nie robisz tego, czego pragnę, nie pozujesz tak, jak chcę, tylko starasz się przybierać pozy, które uważasz za najlepsze. I dlatego już się nie nadajesz. Twoje ciało stało się harde i nieelastyczne, choć dusza – puścił jej włosy i przysunął się bliżej – nadal jest gotowa do posłuszeństwa.

Znowu odsłoniła zęby, kiedy tak mierzyli się spojrzeniami, a potem cofnęła się o krok.

– Gówno prawda – syknęła. – Wolisz potulne, bo boisz się kobiet, które coś sobą reprezentują. Dobrze! Zajmij się tą cipą – wskazała na mnie – i wszystkimi innymi, które mają w głowie watę, ale za to elastyczne i posłuszne ciała.

– Tak robię, od dawna – nim skończył, kobieta ruszyła w stronę wyjścia – i nie jesteś w stanie tego zmienić.

Kiedy to obserwowałam, zaschło mi w ustach, ale między nogami miałam już wilgotne bagno, gotowe wessać wszystko. Gdybym mogła, zrobiłabym sobie dobrze, lecz nakaz pozowania sprawił, że nie poruszyłam się. Liczyłam, że może on mnie dotknie, ale wyszedł zaraz po swej byłej modelce, pozostawiając po sobie nikłe niczym cień perfum poczucie niezręczności sytuacji.

Zjawił się kelner z tacą i podał mi szklankę wody. Upiłam trochę, podczas gdy on bez cienia zażenowania gapił mi się między uda i było to zawstydzające i zarazem przyjemne. Oddałam mu naczynie, uśmiechnął się lekko.

– Kiedy kończysz, mała? Widzę – znowu zerknął w to miejsce – że przydała ci się dzisiaj pomoc. Wiesz, pomocna dłoń, pomocny język, pomocny kutas.

Czekał na odpowiedź przez kilka sekund, a potem zniknął. Tymczasem ja – wyobraźcie sobie – całkiem poważnie rozważałam jego propozycję, Niestety, nie dał mi czasu na odpowiedź. Potem uznałam, że nie spodziewał się żadnego odzewu, zaś satysfakcję osiągnął, wypowiadając swoją kwestię. Jak facet, który nieustannie słyszy odmowę i poprzestaje już tylko na rzuceniu na odchodnym kilku nachalnych słów.

Znowu pojawili się oglądający. Nie wiem, czy byli to tu po raz pierwszy, czy też zaglądali już do mojego boksu i przyszli ponownie, ale po większości z nich widać było działanie alkoholu. Nie byli pijani, co to to nie, ale osiągnęli stan, który nazywa się rauszem. Ci, którzy mówili, wypowiadali się mniej wyraźnie i częściej zaśmiewali się z własnych słów, a ci, którzy zachowywali milczenie, poruszali się bardziej sztywno lub przeciwnie, z większą płynnością, wręcz tanecznie. I wpatrywali się już przede wszystkim we mnie – podziwiali piersi, brzuch i cipkę, która lśniła w świetle lamp.

Niektórzy wydawali się zaskoczeni wilgocią sączącą się z mojego wnętrza – widziałam kilka osób, które zerkały między uda a potem podrywały głowy, by sprawdzić moją reakcję na to, że dostrzegli jak jestem podniecona. Ale twarz miałam zasłoniętą kapturem, co dawało komfort bycia nieprzeniknioną. Więc peszyli się i znikali, albo uspokojeni brakiem odzewu znów wpatrywali się tam, gdzie błyszczała moja rosa.

Byli i tacy, którzy reagowali bardziej bezpośrednio. Jedna z kobiet pozostała, kiedy jej towarzysze wyszli, i posłała mi tęskny uśmiech, a potem wystawiła koniuszek języka, by poruszyć nim lekko. Inna posłała mi całusa i mrugnęła znacząco. Oczka puszczali i uśmiechali się również mężczyźni. Dla wszystkich byłam napaloną, mokrą cipą. I może właśnie dlatego nie zadawali sobie więcej trudu poza daniem mi do zrozumienia, że dostrzegli, iż płynę i wysnuli z tego odpowiedni wniosek.

Mnie zaś to kręciło – to, jak reagowali i to, co sobie o mnie myśleli, choć nie było w tym przecież wiele prawdy. Może właśnie tu tkwiło źródło podniecenia, bo stałam się kimś innym, niż byłam na co dzień. Oczywiście, stało się tak wyłącznie w ich oczach, ale przecież to także było pociągające – dostosowanie się do ich postrzegania.

Z czasem ludzi ubyło. Chwile, kiedy w pobliżu nie pojawiał się nikt, stały się coraz dłuższe. Drażniło mnie to i frustrowało, ale też pozwoliło nieco ochłonąć. Domyślałam się, że wernisaż zbliża się do końca.

Wtedy pojawił się znowu ten łysy grubas w okularach. Był tak samo wymięty jak wcześniej, ale jego łysa czaszka świeciła się mocniej, a okulary zaszły mgłą. Zdjął je, wytarł soczewki o koszulę i ponownie założył. I od razu popatrzył mi między nogi.

– Ale piękna, mokra cipa – stwierdził, po czym uniósł głowę. – Jesteś najbardziej zaślinionym manekinem na sali – mlasnął. Jego język wysunął się wtedy na moment i wydał mi się gruby i tępy. Poczułam dreszcz.

– Każda z was, manekinów, ślini się między udami, ale twoja cipa płynie – mówił. Wypowiadał słowa spokojnie, lekceważąco, lecz mimo wszystko wiedziałam, że robi to, by narzucić sobie kontrolę. W jego okularach pełgał blask, który kojarzył się z nieregularnym, drżącym i drapieżnym płomieniem, choć lampy wokół rozsiewały spokojne światło.

– Lubię patrzeć na młode, wilgotne cipy – powiedział. – Młode dupy, które rozchylają szeroko nogi, a kiedy zbliżam się do nich – zrobił niewielki kroczek naprzód – rozkraczają się jeszcze mocniej…

Coś elektrycznego przebiegło po moim kręgosłupie, miałam wrażenie, że stanęły mi włoski na ramionach. Ten impuls sprawił, że niemal bezwiednie uczyniłam to, czego pragnął.

– … i jeszcze szerzej – rzucił, a ja dostrzegłam, że pod nosem perlą mu się krople potu. I znów spełniłam jego wolę.

– O tak właśnie, aż zlepiona cipa rozchyla się i widać wnętrze – powiedział głuchym tonem. Nie sądziłam, że się przed nim rozwarłam, ale też nie próbowałam nawet sprawdzać. – Moja dłoń sama powędrowała do warg sromowych i rozsunęłam je dwoma palcami, nieco unosząc biodra, by mógł zobaczyć, jaka jestem mokra i różowa.

– Potulny manekin – ocenił. – Dobrze wychowane zwierzę. Z mokrą pizdą. Znowu się oblizał, ale wolno, jakby chciał bym to oglądała.

– Tak, kiedy tracicie głowy, stajecie się pizdami – mówił. – Chętnymi, pojemnymi pizdami. Ale – w tym słowie pojawiła się energia – lubię też patrzeć na cycki. Unieś się nieco, bym zobaczył, jaki jest ich naturalny kształt – nakazał.

I zrobiłam to, a piersi, rozpłaszczone gdy leżałam, nabrały objętości.

– Jędrne cyce młodej krowy – powiedział, a mnie zapiekły policzki. – Tak, nadajesz się, by cię rysować. Młoda, dobrze zbudowana i gotowa do ruchania.

Nie poruszyłam głową, lecz moje biodra lekko drgnęły. Uznał to za potwierdzenie i wykrzywił grube, wilgotne wargi w drwiącym uśmiechu.

– Ale ja nie umiem rysować – zastrzegł. – Za to lubię patrzeć na młode pizdy i widzieć, jak nabiegają sokiem. Wiesz, że napalona cipa pachnie tak mocno, że da się to wyczuć przez perfumy? Czuję teraz twoją woń. Śmierdzisz pożądaniem.

Opierałam się na jednej ręce, która zaczęła drżeć z wysiłku, zgięłam się wyraźnie i na dodatek ciągle rozsuwałam palcami wargi sromowe. Nie znalazłam innego pomysłu, by potwierdzić jego słowa, jak tylko mocniejsze rozwarcie cipki, aż napięła się skóra.

– Jesteś posłuszna jak gumowa lala – powiedział. – I napalona jak suka w rui.

Wykonał szybki krok, aż stuknął butem o podest.

– A może dla mnie pozujesz, młoda cipo? – sięgnął do kieszeni i rzucił coś pod moje biodra. – Nie umiem rysować, ale lubię patrzeć. A ty, manekinie, lubisz być oglądana. Odezwij się.

Nachylił się, by zbliżyć twarz do mojej rozwartej cipki i mocno wciągnął powietrze przez nos. Miał przymknięte powieki, jakby napawał się zapachem.

– Świeża, mokra pizda. Najlepsza woń na świecie.

Wyszedł, a ja opadłam na podest. Czułam pod pośladkiem kartonik wizytówki, drażnił mi skórę niczym prostokąt rozgrzanej do ciepła blachy, ale nie chciałam go wyciągnąć. Kiedy grubas opuścił boks, dotarło do mnie, że był tylko starym, obleśnym dziadem, spoconym tak mocno, że aż się świecił. Gdybym wzięła wizytówkę, potwierdziłabym to, co o mnie mówił, ale nie było też mowy o jej wyrzuceniu. Myślenie o ewentualności, że z niej skorzystam, sprawiało mi podobną przyjemność, co snucie sprośnej fantazji seksualnej.

A potem – od wizyty łysego grubasa mogło upłynąć zarówno parę minut, jak i ze dwa kwadranse – światło wpadające przez wejście do boksu wzmogło się i usłyszałam, że ktoś przemawia przez mikrofon. Nie od razu skupiłam się na słowach, a kiedy mi się  to udało, usłyszałam już tylko „Dobranoc i dziękuję”. I wiedziałam, że wernisaż dobiegł końca.

Dopiero wtedy poczułam, że mam pełny pęcherz i że znowu chce mi się pić, ale nie wstałam od razu. Czekałam, aż ktoś przyjdzie i powie mi, że już mogę zejść i rzeczywiście, zjawiła się tam sama kobieta, która mnie przywitała.

– Już koniec. Możesz się ubrać, a jak wyjdziesz, zgłoś się po zapłatę – oznajmiła. Ale najpierw poszłam do łazienki. Kiedy usiadłam na desce klozetowej, poczułam, jak bardzo chciało mi się sikać. Chłód panujący w łazience koił rozpaloną skórę, więc nawet kiedy skończyłam, nie wstałam od razu, tylko siedziałam i dyszałam niczym pies po długim biegu. Musiało to trochę potrwać, bo w przebieralni zastałam już tylko dwie dziewczyny, które kończyły się odziewać. Obie miały nadal kaptur na głowach – zrozumiałam, że i ja mam zdjąć swój dopiero po wyjściu.

Ubrałam się i opuściłam pomieszczenie. W sali, gdzie odbywał się wernisaż, krzątało się parę osób, ale nie zobaczyłam kobiety. Uznałam, że może czeka na mnie przy wyjściu z budynku, lecz tam był tylko rysownik.

– O, jesteś. Czekałem na ciebie – rzekł. Nie odpowiedziałam nic. Nie byłam pewna, czy już mogę mówić, poza tym nie chciałam, by wydało się, że nie jestem Anią.

– Tutaj masz zapłatę – wręczył mi kopertę. – Jest tysiąc dwieście, to taka mała premia. Byłaś naprawdę świetna.

Wzięłam kopertę i bez liczenia włożyłam do kieszeni.

– Widzę, że mi ufasz. To dobrze. A poza tym – nachylił się – pozdrów ode mnie Ankę.

– Słucham?

Oburzyłam się, gotowa zaprzeczać, ale w efekcie potwierdziłam tylko jego słowa.

– Od kiedy pan wie?

– Od początku. Jaki byłby ze mnie rysownik, gdybym nie potrafił rozpoznać modelki po jej ciele? – powiedział. – Chodź, odprowadzę cię do taksówki. Jest opłacona, nie musisz dawać nic kierowcy.

Wyszliśmy na dwór. Zrobiło się zimniej niż wtedy, kiedy przyjechałam, ale temperatura nadal była dodatnia.

– Możesz zdjąć maskę – powiedział, gdy zamknął za mną drzwi. Zrobiłam to i podałam mu czarny materiał. Uśmiechnął się.

– Śliczna jesteś.

Zrobiło mi się przyjemnie.

– I inna niż Ania. A z drugiej strony ciała macie podobne, bardzo podobne. Nikt nie zorientował się, że jesteś kimś innym niż osoba na rysunku – rozejrzał się. – Taksówki nadal nie ma. Poczekam z tobą.

Kiwnęłam głową, by dać mu do zrozumienia, że się zgadzam.

– Ale był jeden mężczyzna, który mówił, że wyglądam inaczej.

– No tak, on był najbliżej prawdy. Ale jednocześnie daleko – uśmiechnął się. W głębi ulicy pojawiło się auto.

– To chyba taksówka. Jest opłacona i zawiezie cię, gdzie zechcesz… A co się tyczy chęci… Gdybyś zechciała mi zapozować, byłbym zaszczycony. Inna rzecz, że odkąd zorientowałem się w podobieństwie twoim i Ani, korci mnie, by narysować was obie. Razem.

– Jak to razem? – zapytałam z niepokojem. Taksówka podjechała do miejsca, gdzie się zatrzymaliśmy.

– Nie takie razem – zaśmiał się rysownik. – Chociaż… – mrugnął do mnie – … może być i takie. Ale miałem na myśli was dwie na jednym rysunku. Do tej pory rysowałem każdą z modelek oddzielnie.

– No nie wiem…

– Zastanów się. A jeśli się zdecydujesz, to – sięgnął do kieszeni i podał wizytówkę – zadzwoń. Albo napisz.

Pożegnaliśmy się i wsiadłam do taksówki. Kierowca wykręcił i ruszył w kierunku, z którego nadjechał. Próbował zagadywać, ale nie nadawałam się do rozmowy. Zastanawiałam się nad propozycją rysownika. Pozowanie wydało mi się pociągające, w końcu która kobieta nie chciałaby zostać uwieczniona przez niezłego artystę. Zwykle trafiało się to osobom bogatszym i piękniejszym ode mnie, a teraz okazało się, że ja także się nadaję.

Ale myśli szybko skupił się na wernisażu. Dokładnie – na kolejnym wernisażu. Zaczęłam zastanawiać się, czy będzie i jak mógłby wyglądać? Czy byłby taki jak ten? Od samego wspomnienia dreszcz przebiegł mi między nogami. A może całkiem odmienny? Zamiast kilku modelek dwie – ja i Ania. Albo może tylko ja sama… Kolejny dreszcz był silniejszy.

I znowu zwrot, bo przypomniał mi się grubas. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam jego wizytówkę. Kiedy podnosiłam się z podestu, nakryłam kartonik ręką i zabrałam ze sobą. Planowałam, że wyrzucę ten kawałek papieru, ale nie zrobiłam tego ani wtedy, gdy byłam w łazience, ani później. Nawet teraz miałam poczucie, że powinnam zostawić wizytówkę w taksówce, lecz jednocześnie wiedziałam, że tego nie zrobię.

Był tłusty, wulgarny i mówił okropne rzeczy, jednak to wszystko wprawiało mnie w stan, jakiego jeszcze nie przeżyłam. To było coś więcej niż podniecenie.

Jechałam przez opustoszałe miasto i ściskałam to jedną wizytówkę, to drugą. Nie wiedziałam, co robić. I nie wymyśliłam niczego mądrego – nawet wtedy, kiedy już taksówka zatrzymała się pod moim blokiem, nie miałam pomysłu, co wybrać. Ale chłód otrzeźwił mnie i zrozumiałam, że nie muszę niczego wybierać. Na razie po prostu pobawię się myślą, że skorzystam z jednego czy drugiego telefonu.

– A kiedy zabawa przestanie mi wystarczyć? – zapytałam sama siebie.  – Wtedy się zobaczy – odpowiedziałam.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ciekawe. Grubas i jego wypowiedzi dobrze skonstruowane. No i być może będzie kolejna część, bo fabuła temu nie przeczy.
Uśmiechy,
Karel Godla

Jak dla mnie tekst niedopracowany i językowo, i fabularnie, czytało mi się go po prostu źle. Grubas rzeczywiście jest chyba najlepszym fragmentem.

Uśmiechy

A.

Ciekawy pomysł. Rzadko wykorzystywany klimat CMNF
Czyta się interesowaniem co będzie dalej. Gratulacje 🙂

Napisz komentarz