Zapach uległości (Barman-Raven)  4/5 (1)

10 min. czytania

Źródło: Pixabay

Jak opisać krople deszczu, jak opowiedzieć śnieg, jak przekazać zimny dotyk wiatru… jak oddać zapach uległości..?

Czwarta nad ranem. Miarowy stukot kół wagonu usypiał. Warszawa za oknem pociągu jeszcze cicha, jeszcze nieruchoma, jeszcze śpiąca. Pojedyncze latarnie szerokimi kołami oświetlały kawałki ulic. W ich pomarańczowym świetle deszcz rozbijał się na pojedyncze krople i znów łączył w smugi w podmuchach wiatru. Byłem sam w wagonie. Jarzeniówka brzęczała i mrugała w rytm mijanych rozjazdów na torach. Z trudem udawało mi się utrzymać świadomość. Powieki ciążyły, jakby były z kamienia.

Potrząsnąłem głową, żeby odegnać od siebie sen. Odniosło skutek – otrzeźwiło mnie na kilka sekund, ale po chwili znów zacząłem staczać się w czarną przestrzeń snu. Podniosłem dłoń do twarzy, przetarcie czoła i ucisk na oczy pozwalał zwykle na odrobinę otrzeźwienia.

Masując twarz zdałem sobie po raz kolejny sprawę z tego jak ona pięknie pachniała. Całe dłonie miałem unurzane w jej zapachu, w mieszance feromonów, perfum i naszego seksu. Uwielbiałem ten zapach, uwielbiałem to, że nosiłem go na sobie jeszcze długie godziny po naszych spotkaniach. Wystarczyło, że poczułem ledwie nutkę, wystarczyło, że choć mały skrawek mnie pachniał jej zapachem i byłem oszołomiony.

A teraz cały nią pachniałem. Cała moja skóra przesiąkła tym zapachem. I kiedy przyłożyłem dłonie do twarzy, ten zapach ogarnął mnie całego, zdominował całą rzeczywistość. Poczułem jak drapieżne pazury snu zabierają światło i jak powoli zapadam się w czarnej ciszy…

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-

Jak to się zaczęło? Zwykłe spotkanie w gronie osób swobodnie podchodzących do spraw seksu. Spotkanie, jakich wiele. Wracałem po kilku latach ascezy. Po kilku latach bezustannej, codziennej i żmudnej walki z Bestią.

Bestią, którą noszę w sobie odkąd jestem świadomy. To ta część mojej osobowości, która rozpatruje świat nie w kategoriach dobra-zła, czy piękna-brzydoty, ale tego czy coś jest ciekawe czy nudne. Jeśli znajduję coś niespodziewanego, różnego od tego, czego do tej pory doświadczyłem, moja Bestia jest zadowolona. Pręży się i z cynicznym uśmiechem chłepce każde wrażenie, każdą emocję wynikającą z kontaktu z nowością, z różnorodnością.

Na tego typu spotkaniach szczególnie łatwo o nowość, o coś niespodziewanego. A to trafi mi się ciekawy rozmówca, a to mogę poprzypatrywać się z ukrycia smutkowi na czyjejś twarzy, a to po prostu kakofonia dźwięków zaskakuje czymś nowym – innym niż zwykle. Dodatkowo towarzystwo było klimatyczne – seks nie stanowił tabu. Żaden seks. A fizyczność i erotykę moja Bestia uwielbiała wręcz pasjami.

Dziś chciałem zrobić pierwszy krok w stronę swobodnego spuszczenia swoich żądz ze smyczy. Dziś chciałem zrobić rekonesans – sprawdzić czy w seksie mogę nadal odnajdować to, co ciekawe i warte zapamiętania. Chciałem przekonać się, czy wciąż jeszcze potrafię swobodnie o nim mówić, a co ważniejsze myśleć.

Dużo nowych twarzy, dużo imion, dużo nowych sytuacji, mnóstwo wrażeń. I jedno spojrzenie. Spojrzenie, które jak magnes przyciągało mój wzrok.

Szerokie źrenice – efekt ciemnego wnętrza rozjaśnianego światłem świec na stołach. Ciemny brąz, który hipnotyzował i budził we mnie dawno zapomniane emocje. Przelotne dotknięcie, muśnięcie dłoni, urwany kontakt i zapach. Zniewalający, oszałamiający, ekstatyczny.

Czy już wtedy wodziłem za nią oczami jak zakochany psiak z filmów Disney’a, czy też jej czar owładnął mną dopiero, kiedy pozwoliła mi dotknąć ustami wnętrza swojej dłoni? Dziś nie wiem. Wtedy czułem wzbierające podniecenie, ogromną ochotę, by zmiażdżyć ją w swoich objęciach, by wejść w nią głęboko, by bez ograniczeń mieć ją całą dla siebie.

Wszystko, na co pozwoliłem sobie tej nocy (albo na co ona mi pozwoliła) to czuły pocałunek złożony w zagłębieniu dłoni, delikatny dotyk palców i ciężar jej uda na moich kolanach przez chwilę.

Z każdą minutą spędzoną na rozmowie z nią czułem jak wszystkie zmysły rozbudzają się i jak coraz bardziej intensywnie odbieram bodźce. Jej spojrzenie – prosto w oczy, bez zmrużenia, bez zawahania… Znam ledwie kilka osób, które potrafią wytrzymać mój wzrok, nie było dotychczas wśród nich żadnej kobiety. A ona prowokacyjnie patrzyła wprost. Ona – uległa. Wsiadając do taksówki, pocałowała mnie ostatni raz na pożegnanie – przez kilka dni czułem smak jej ust i dotyk języka na moich wargach.

Kolejne dni jak w amoku – od wspomnień i wyobrażeń do realnej rzeczywistości dzieliła nas przepaść. I spotkanie; umówione, zaplanowane, uzgodnione na kilkanaście dni wcześniej. Powolne odliczane – najpierw tygodnie, potem dni, na końcu godziny i minuty…

Moja Bestia łaknąca nowych wrażeń już szykowała się do przejęcia kontroli, już wiedziała, że ona będzie smakowitym kąskiem, że dostarczy nam wielu nowych wrażeń, wielu nowych emocji i wielu chwil, które z uśmiechem będzie można oglądać jak zdjęcia w zimowe wieczory.

Tego dnia śnieg padał jakby pospiesznie, gwałtownie. Płatki nie wirowały w powietrzu – szybko spadały na szary trotuar. Stare Miasto, ciemne uliczki z placami światła wyrwanego z półmroku i padający śnieg. Orzeźwienie na policzkach i chłodne palce wiatru wokół pulsującej przyspieszonym rytmem skroni. Jeszcze chwila…

Byłem chwilę przed nią na umówionym miejscu. Moment gorączkowych poszukiwań znajomej sylwetki w tłumie. Jest! Widziałem z daleka, jak tanecznym krokiem zbliżała się moja – w końcu miała być w pełni moja – kochanka. Całus, ledwie muśnięcie ustami na powitanie.

Przyspieszone bicie serca. Wskazuję taksówkarzowi adres. Cicho szumi silnik i przytłumione dźwięki radia..

Obietnica spełnienia:

– Będziesz moja. Dziś wezmę Cię całą – szepnąłem wprost do ucha.

– Tak będę Twoja.. cała Twoja – jej uśmiech i błysk figlarnego zepsucia w oczach rozpalał i podniecał.

Drzwi – kręte schody wijące się w górę – kolejne drzwi.

Jej kroki niosły się echem po pustym korytarzu. Nieświadomie kokietowała zataczając biodrami małe kółeczka przy każdym schodku. Okrągła pupa, długie nogi. Poczułem, jak zasycha mi w gardle.

Tak długo na to czekałem, tak wiele razy musiałem opanowywać swoje pożądanie. Świadomość, że po przekroczeniu progu będę ją miał dla siebie, zapierała dech. Przystanęła czekając na wskazówkę, dokąd dalej ma się kierować.

– Już jesteśmy – ostatni zamek, klucz zgrzytnął przy przekręcaniu

– Teraz już mi nie uciekniesz – by się tu dostać musieliśmy pokonać kilka zabezpieczeń. Kraty w ciemnej klatce schodowej przypominały klimatem korytarz więzienny.

Powoli oswajałem się z myślą, że to już, że ten moment mam właśnie za sobą.

Stało się. Jesteśmy ze sobą – ona i ja. Moja cudownie pachnąca kochanka i ja. A wokół nikogo, kto mógłby przeszkadzać, odwracać uwagę, krępować, onieśmielać. Tylko my.

Zdjęła buty, na boso rozstawiała małe świeczki, myła kieliszki. Była tak naturalna w tym krzątaniu się, tak swobodna w tej sytuacji, jakbyśmy byli parą od wieków.

Chwila rozmowy, pierwszy swobodny, nie ukradkowy pocałunek, kolejny jeszcze śmielszy. Poczułem ciepło jej ciała, język na swoich wargach, ogarnął mnie jej zapach. Znów dałem się unieść fali podniecenia. Poddałem się zmysłowości nie możliwej do określenia, bo składającej się przede wszystkim z ulotnej mgiełki zapachu. Pocałowała mnie nieśmiało, jakby badawczo, potem mocniej oddała dotyk, w końcu nasze języki wirowały w opętańczym tańcu.

Niesamowicie całowała. Kiedy chciałem brać, pozwalała mi być zaborczym, gwałtownym zachłannym. Kiedy, z kolei czułem potrzebę intymnego, erotycznego kontaktu, czegoś na kształt potwierdzenia, że jest dla mnie w tym momencie zmysłową nimfą, obiektem zachwytu, wtedy robiliśmy to ulotnie i delikatnie.

Wino w kieliszkach zalśniło czerwienią. Cierpki smak porzeczek złagodzony waniliową słodyczą. W połączeniu z zapachem papierosa palonego przez mój obiekt fascynacji całość tworzyła mieszankę, od której kręciło mi się w głowie.

Usiadła obok mnie. Była jeszcze odrobinę spięta, a ja już nie mogłem czekać – chciałem po prostu się w niej zatracić. Poprosiłem by wstała. Dałem do zrozumienia, że oczekuję oddania, zaufania i bezruchu, kiedy ja będę bawił się jej kobiecością. Wstała, początkowo nawet poddała się dotykowi. Ale już po kilku sekundach uciekła biodrami spod moich dłoni.

Nie wystarczająco dobrze odczytałem sytuację, nie dość trafnie dobrałem moment – jeszcze się nie oswoiła, jeszcze nie czuła się wystarczająco komfortowo w mojej obecności.

Czy kiedyś zważałbym na to..? Czy zwróciłbym na to w ogóle uwagę? Czy – wobec buntu – przełamałbym go siłą? Nie mam pojęcia. Teraz po prostu.. tak – po prostu uznałem, że nie jest jeszcze gotowa.

Czy to już niezdrowa w relacjach fascynacja, która zmienia zasady układu dominujący-uległa? – cały czas zadawałem sobie to pytanie. Na ile potrafię, a na ile chcę być dla niej osobą dominującą? Czy w ogóle chcę dopisywać do tej relacji ten aspekt?

Kolejne minuty poświęciliśmy na powrót do luzu i swobody, jaki zwykle towarzyszył naszym rozmowom. Dotykaliśmy się jak para kochanków – nie jak uległa i dominujący. Powoli pod palcami czułem jak opada napięcie, jak rozluźniają jej się mięśnie i jednocześnie jak powolutku zaczyna przejmować nad nią kontrolę jej własne pożądanie. Kolejna lampka wina – wypita wprost z jej ust. Aksamitny smak wina i chropowatość jej języka na moim języku. W końcu zaczęła poddawać się moim dłoniom, a może raczej zaczęła ulegać przyjemności, jaką jej sprawiałem ciepłym dotykiem.

Pochyliłem się mocniej w jej stronę, pocałowałem głęboko przytrzymując za kark. Wiedziałem, że lubiła czuć moją fizyczną przewagę. Napierałem językiem coraz mocniej, coraz głębiej i bardziej natarczywiej. Łóżko zaskrzypiało, gdy podnieśliśmy się wciąż objęci. Czułem, że to jest ten moment, kiedy muszę podjąć decyzję – albo po prostu poddam się nastrojowi i będziemy ze sobą dziś jak kochankowie, albo zafunduję sobie i jej niesamowitą sesję bdsm; kilka godzin bezustannej walki o to, kto będzie władał sytuacją.

W czasie jednej z naszych rozmów o tym „jak to będzie, kiedy będziemy się kochać” obiecałem, że będę ją rozbierał. Powoli, bez pośpiechu, dotykając wszędzie, bez skrępowania i bez zahamowań.

Przesunąłem dłońmi po biodrach, przez plecy na głowę. Cała była drżącym oczekiwaniem i napięciem. Zamknąłem jej twarz w objęciach, przyciągnąłem mocno do siebie i głęboko pocałowałem. Poddała się z cichym westchnieniem… Czyżby to była ulga? Oddech radości, że to dzieje się już i że nie trzeba czekać? Powoli, guzik po guziku rozpiąłem sukienkę. Z zamkniętymi oczami moja uległa pozwalała dłoniom błądzić po jej ciele. Jednocześnie ustami zachłannie wpiłem się w jej wargi, całowałem, gryzłem, ssałem… Jej oddech stawał się coraz cięższy, głębszy i coraz szybszy. Decyzja podjęła się sama. Zaledwie przy moim współudziale. Obydwoje byliśmy tak spragnieni siebie, tak wygłodniali naszych ciał i emocji, że nie było miejsca na sublimowanie doznań.

Nabrzmiałe piersi, smak jej kobiecości na moich ustach i ciężar ciała, kiedy wsparta o moje ramiona szczytowała kilkukrotnie dosiadając mnie na jednym z łóżek.

Kolejne godziny zlały się w ocean obrazów i wrażeń, których dziś nie jestem w stanie uporządkować chronologicznie. Jak w kalejdoskopie każde wspomnienie jest poskładane z wielu pojedynczych fragmentów. Ale jedno powtarza się i jest stałe, niezmienne – słodka aura jej zapachu. Delikatna mgiełka oszałamiająca i zniewalająca – zapach uległości.

Uległości obiecanej, zasugerowanej, możliwej do zdobycia, ale wciąż poza moim zasięgiem. Ledwie na wyciągnięcie dłoni, ale dziś nie chciałem po nią sięgać. Dziś chciałem ją po prostu mieć taką, jaka jest – nie do końca oddaną, nie do końca uległą.

Na zawsze pozostanie we mnie wspomnienie wyrazu zapatrzenia w jej oczach utkwionych w mojej twarzy, kiedy ustami obejmowała mojego penisa. Nie zapomnę widoku na wpół otwartych ust w przyspieszonym oddechu i zaciśniętych powieki, kiedy oddawała się z szeroko rozrzuconymi udami mojemu językowi. Wciąż mam pod powiekami obraz przygryzionych warg i bujających się przy każdym pchnięciu pełnych piersi, kiedy brałem ją mocno od tyłu.

Robiliśmy to raz za razem – gwałtownie i szybko, z całą siłą naszych wyprężonych ciał. Tak jak prosiła: mocno – na granicy bólu rozsuwanych warg sromowych, wypełnianej pupy, tłamszonych i gryzionych piersi. Po sekundach szczytowania i splecenia w uścisku na nowo zaczynaliśmy seks. Początkowo spokojnie i powoli. Tak delikatnie, że prawie niewyczuwalnie, żeby po kilku chwilach czystego cieszenia się z bycia razem, zjednoczeni w narastającym podnieceniu oddawać się ekstazie i cielesności.

Moja dominacja i jej uległość. Momentami, w chwilach, kiedy brałem ją tylko dla swojej przyjemności widziałem, jak odpływa, jak szklą jej się oczy i jak całą sobą poddaje się mojej żądzy. W tych krótkich chwilach od stanu zaledwie rozbudzenia erotycznego dochodziła do spazmów orgazmu w kilka sekund.

Moja Bestia gromadziła emocje, obrazy, wrażenia dotyku i zapachu – nie dawała mi jednak spokoju jedna myśl – w tle głowy pojawiło się w końcu pytanie. „A co jeśli sięgniesz po pełnię władzy w tej relacji? Czy się zbuntuje? W jaki sposób zareagujesz na jej bunt?”

Jeszcze klika ruchów w jej wnętrzu – przygnieciona moim ciałem szeroko rozsuwała nogi, bym mógł wejść jak najgłębiej. Szybka decyzja – spróbujmy. Jej dłonie owinięte liną, połączone w nadgarstkach, unieruchomione w górze. Ot tak. Po prostu – jakby to była naturalna czynność. Bez słowa sprzeciwu, bez zmarszczenia brwi, bez choćby próby prowokacji.

„Za łatwo poszło.. Za szybko i za łatwo.. To zaledwie unieruchomienie.. do spełniania się w uległości jeszcze długa droga.. ale nie będę próbował.. jeszcze nie teraz.” Monologując sam do siebie położyłem ją na łóżku z kieliszkiem wina w dłoni. Była tak piękna w świetle świec. Leżała z rozchylonymi udami, dając odpocząć mocno obolałym wargom sromowym. Uśmiechała się tym jedynym, niepowtarzalnym uśmiechem spełnienia. Rzut oka na tarczę zegarka – już trzecia rano. Jeszcze chwila,  jeszcze tylko przez moment mam ją dla siebie.

Z ręką pod głową patrzyłem spod wpół przymkniętych powiek na moją kochankę.

Byłem zaspokojony. Moja Bestia również. Na jakiś czas…

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-

Więc teraz wracałem do domu, późno w nocy kolejką. Otulony jej zapachem. Podniosłem głowę. Rzut okiem za brudną szybę – chyba udało mi się jeszcze nie przespać mojej stacji. Warszawa powoli budziła się ze snu. W strugach padającego deszczu wydawała się bardziej obca niż zwykle. Znane i rozpoznawalne okolice zmieniały się w rozmazane tumany szaroburej mgły. Podniosłem kołnierz kurtki i wtuliłem się w szalik pachnący moją kochanką i jej uległością. W szybie zobaczyłem odbicie twarzy kobiety, która stanęła za mną czekając na wyjście. Miała śliczne dołeczki w policzkach i uśmiechała się do mnie, jakby czuła że pachnę seksem.

W głębi moich lędźwi poczułem delikatne łaskotanie. Bestia poruszyła się i ułożyła wygodnie. Już wiedziałem, że muszę przyzwyczaić się do jej ciągłej obecności i stałego poczucia głodu..

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobrze napisane, smakowite, ale za krótkie… 😉

Mój ulubiony autor i moje ulubione opowiadanie. Aż nostalgia ogarnia i ciepło się robi… na sercu 🙂

Witam!

Przede wszystkim, bardzo się cieszę, że Zespół Najlepszej Erotyki wzbogacił się o kolejnego Autora. Zasłużonego zarówno dla św. p. DE, jak i w ogóle dla polskiej sceny opowiadań erotycznych. Powoli dołączają do nas kolejne gwiazdy dawnego portalu. Daje to nadzieję, że uda się odbudować to, co zdawało się już bezpowrotnie utracone.

Co do samego opowiadania: bardzo ładna, poetycka impresja. Malowane słowami obrazy, a gdzieś pod tym – szczypta realizmu. Jak dla mnie trochę za krótkie, ale to chyba cecha tego typu tekstów – by zachować swój oniryczny klimat, nie mogą ciągnąć się zbyt długo.

Ilustracja dobrze współgra z klimatem tajemniczości i niedopowiedzenia. Dopełnia opowiadanie i wchodzi z nim w pewien dialog. Aż chciałoby się więcej takich debiutów na NE!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Widzę ciekawe pomysły narracyjne.
Autor ociera się chwilami niemal o poezję, ale szczęśliwie w nią nie popada – przyznam się, że przez chwilę bardziej się ekscytowałem tonami narracji i „różniastymi” niuansami niż samą fabułą. N.B. widzę, że nie tylko ja przywołuję obraz zakochanego psiaka z kreskówek. Kiedyś w dzieciństwie trudno było o bardziej atrakcyjne filmy dla dzieci niż te czarodzieja D. A obrazy zostają w pamięci forever.

Żadnych „szparek” i innych anatomicznych infantylizmów, których zbyt wiele widuję w „erotyce” – kolejny plus.

Czy ja wiem? Skarżą się czytelnicy, że krótkie to opowiadanie. Moim zdaniem – w sam raz.

Jakie minusy? Myślę, że autor, mierząc się z problem opisanym w tytule, zbył temat paroma wzmiankami, zasugerował jedynie, że coś będzie się działo w tej relacji, której początki opisuje.

Gdy zabierałem się do czytania, z kuchni poczułem swąd przypalonego jadła. „Ładny początek. Gulasz z bakłażanami zwęglił się niemal w całości.” Ale coś tam ocalało. I nie czytałem na głodnego. 

Bardzo się cieszę, że Twoje opowiadania pojawią się na NE. Ten tekst jest piękny.

Dziękuję. Lubię dojrzałych czytelników i ich opinie.
Karel – "szparkom" mówimy zdecydowane NIE, infantylizm dyskwalifikuje jakiekolwiek pisanie erotyczne.
Lubię ten tekst mimo, że ma już prawie 10 lat i cieszę się, że Wam również przypadł do gustu.

Niezwykłe. W pełni dojrzałe opowiadanie erotyczne. Dla mnie klasyka gatunku. Lubię w Twoich opowiadaniach tę prawdę i realizm, o których potrafisz pisać z pasją i znajomością własnych oraz kobiecych emocji – wielka rzadkość wśród mężczyzn.
Zazdroszczę kochance;)

Piękny, plastyczny język. Emocje buchają aż tutaj, mimo setek kilometrów, jakie opisujące je słowa musiały przebyć internetowymi dróżkami. Bardzo, bardzo dobre.
Od strony technicznej dwie uwagi: czemu piszesz zaimki dużą literą? Wiem,że osoba ważna, że emocje i w ogóle. Ale "Cię" i "Twoja" nie pasują do tekstu literackiego. I czasem gdzieś przecinek ucieknie, albo dwa. Piszę to z pełną świadomością faktu, że sam cierpię na zaniki interpunkcyjnej wiedzy.
Kliknąłem pięć gwiazdek bez najmniejszej wątpliwości, bo opowiadanie przednie.
Witamy na NE, Barmanie!

s.

Zaimki… błąd edycji. Cieszę się, że się podobało.

Napisz komentarz