Klaps (Vee)  4.67/5 (7)

6 min. czytania

Źródło: Pexels.com

Siedzące w kręgu dziewczyny pełnymi garściami czerpały z dobrodziejstw, jakie zapewniała działka Wójcików. Wdychały zapach świeżo skoszonej trawy, nieustannie wędrując wzrokiem ze zmierzchającego nieba na butelkę bezalkoholowego szampana stojącą między nimi. Po trunek odważyła się sięgnąć Martyna, jedyna z apostołek mająca jakieś doświadczenie w otwieraniu takich wspaniałości. Okazja do świętowania była nielicha, wszak właśnie skończył się rok szkolny.

Puf! Bąbelkowa ciecz wyprysnęła w górę przy głośnym pisku panienek, które z nogami splątanymi w tureckim siadzie nie były w stanie uratować swoich kolorowych strojów przed poplamieniem.

– No pięknie… –  Basia załamała ręce.

Kompanki nie podjęły tematu, zbyt zajęte wsłuchiwaniem się w spływający do kieliszków musujący płyn. Już miały skosztować napoju, gdy zatrzymało je podwójne kaszlnięcie najniższej w towarzystwie Julki. Miała kwiat we włosach i pachniała wanilią. Doprowadziła grupę do porządku i nakazała złapać się za ręce.

– Dziękujemy ci za naszą przyjaźń, wakacje, tego szampana i za to, że jesteś – wyrecytowała Waniliowa z zamkniętymi oczami, kierując swoje słowa prosto do nieba.

– Bóg zapłać – odpowiedziały chórem, parodiując charakterystyczną wymowę księdza Arka.

Śmiechom nie byłoby końca, gdyby cienkie szkło kieliszków nie zaczęło dopominać się o uwagę połyskiem zniecierpliwienia. Apostołki sięgnęły po dolewkę i jak na komendę upiły niewielki łyczek. Ich twarze promieniały z rozkoszy, jakby degustowany napój przeleżał sześćdziesiąt lat w niewielkiej piwniczce gdzieś w Alzacji.

– Za rok zamiast tego sikacza kupimy sobie coś z alkoholem. – Magiczną chwilę przerwała Basia, której jak zwykle coś nie pasowało.

Jako jedyna nie rozumiała, że żadne procesy fermentacji nie mogą się równać smakiem z mieszaniną młodości i wolności.

Zośka Wójcik miała tego po dziurki w nosie, ale Martyna w porę położyła jej rękę na kolanie i porozumiewawczym spojrzeniem zażegnała kryzys. Wkrótce dziewczynom rozplątały się języki. Choć stanowiły zgraną paczkę spotykającą się codziennie w szkole, a później także w kościele, na plebanii czy próbach chóru, szybko okazało się, że każda miała swoje tajemnice.

– Julka… Opowiedz, wiesz o czym. – Martyna szturchnęła ją łokciem.

– Nie ma mowy!

Waniliowa próbowała się wywinąć, ale nie miała szans.

Przez ponad godzinę zuchwale chłonęła kościelne ploteczki swoich towarzyszek. Teraz one bezlitośnie przypierały ją do muru, domagając się rewanżu. Desperacko szukała rozwiązania. Zamierzała opowiedzieć o czymś innym, mniej intymnym, ale rozumiała, że jest kompletnie wyzuta z ciekawych historyjek. Brakowało jej zmysłu taktycznego, by zachować coś pikantnego na czarną godzinę.

Musiała skapitulować. Siorbnęła ostatnie kropelki musującego placebo i wstydliwie zaczęła:

– Jakiś miesiąc temu, wtedy co nie mogłam przyjść na chór, była poprawka sprawdzianu z matematyki. Znaczy, ja pisałam pierwszy raz, bo wcześniej byłam przeziębiona. Wyszłam z klasy cała w skowronkach, bo dobrze mi poszło i z tego wszystkiego nie usłyszałam, jak tuż za mną… – Julka ledwo zaczęła mówić, a dziewczyny już zacieśniły koło, pochylając się głęboko do przodu. – …ktoś szedł, nie wiedziałam kto, i dał mi klapsa w…

– W co?! – Basia nie wytrzymała napięcia.

– Basia, ty chyba klapsy w buzię dostawałaś, że nie możesz się na chwilę zamknąć. – Dla Zosi tego było już za wiele.

Wywiązała się wymiana zdań.

Jeszcze chwila, a niechybnie złapałyby się za włosy, ale Julka zaczęła mówić dalej, a żadna nie chciała uronić ani słowa z jej sensacyjnej opowieści.

– …w tyłek. – Waniliowa przygryzła wargę, wzrokiem szorując po ziemi. Przegrywała nierówną walkę z formującymi uśmieszek mięśniami policzkowymi.

Apostołki zasłoniły dłońmi usta z niedowierzaniem.

– Odruchowo wzięłam zamach, odwróciłam się za siebie i już miałam dać mu w twarz, a tam… – przerwała.

– Mirek.

– Paweł! – Ruszyła karuzela kandydatów.

– Musisz dla ochrony poluzować ramiączka przy plecaku, bo dalej będą klapsować! – gorączkowała się inna.

– Poznałam go od razu po bródce i grzywce spadającej na oczy. Okazało się, że to Marek. – Julka z trudem przedzierała się przez głosy koleżanek. – W ostatniej chwili zatrzymałam rękę.

– Dlaczego?! – krzyknęły wszystkie, oprócz Martyny.

– Może dlatego, że stał tak dziwnie spokojny, w ogóle nie obawiając się, że oddam? Albo przez to, jak zrobiło mi się ciepełko? Wtedy sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, ale teraz rozumiem. – Słuchaczki były tak zaciekawione, że żadna nie śmiała już przerywać. – Klapsy są niesamowite. Znamy je z dzieciństwa jako narzędzie do wymierzania kar, ale w świecie dorosłych…

– Jeszcze nie jesteś… – Basia urwała w pół zdania, widząc Zośkę, gotową zabić.

– Klapsy mogą być nie tylko nauczką, ale służyć do wyrażenia sympatii czy ustalenia hierarchii. Wszystko zależy od dobrania siły, a on… ahh! – rozmarzyła się. – Nie klepnął na tyle lekko, bym go wyśmiała, ani tak mocno, by wyrządzić mi krzywdę. Zawarł przy tym nieme ostrzeżenie, że może mocniej. Wprost idealnie! Jednym zaledwie kontaktem dłoni z pośladkiem wyraził swoje uwielbienie i nakazał podległość w tak niezwykły sposób, że musiałam odwzajemnić się respektem. – Głos mędrczyni mieszał się z głosem zafascynowanej nastolatki.

Apostołki wpatrywały się w nią jak w obrazek. Zaświeciły im się oczy, gdy Julka ponownie otworzyła usta:

– Choć nikogo innego na korytarzu nie widziałam, to czułam, że nie jesteśmy sami – kontynuowała. – Nie było w tym przypadku. No bo skąd w szorstkich dłoniach Marka takie wyczucie? Przecież się nie nauczył! Prawda jest taka, że miałam na sobie rękę nie tylko jego, ale i setek, tysięcy, a może i dziesiątek tysięcy mężczyzn, których praktykę odziedziczył z dziada pradziada! Czy więc mogłam go uderzyć, splunąć na wysiłki naszych przodków, skierowane na naszą przyjemność? – zapytała retorycznie i podjęła dalej: – Czy mogłam splunąć na samego Stwórcę, który w swym geniuszu dał mężczyznom wyjątkowo czułe dłonie, zaś kobietom szczególnie wrażliwą skórę, po stokroć potęgując naszą podatność na dotyk? Czy w ogóle można się przed tym obronić? Czyż nie są grzechem pychy same próby stawiania się woli Najwyższego? – unosiła się.

Żadna z koleżanek nie miała odwagi odpowiedzieć.

– To było wyjątkowe przeżycie. Marek mógł nie wiedzieć, że uderzając w pośladek od spodu, prześle wibracje między nogi. Na pewno nie wiedział, że się trochę… zwilżyłam. – Julka poczerwieniała i na chwilę straciła rezon, ale nic nie mogło zatrzymać jej potoku słów. – Wiedział za to, że stoi za nim wszystko, świat cały, a mnie przyjemność odziera ze wszelkich powodów do złości. Zamiast poniżenia, czułam trudną do opisania satysfakcję. Właśnie dlatego stał taki spokojny, pomimo dłoni lecącej w jego twarz. Bo wzorem Boga samego, który dzień za dniem misternie realizował swoją wizję, po skończonej pracy wiedział, że to, co zrobił, było dobre.

Płomyk w oświetlającym krąg lampionie zaczął szaleć pomimo zerowego wiatru. Czyżby to Duch Święty przesłał aprobatę?

– Chłopacy chyba nie są tacy źli – zastanowiła się. – Myślę, że Bóg nie tylko stworzył Ewę dla Adama, ale uczynił ją taką, by Adam był też dla niej… Od dawna zamierzałam wam powiedzieć. No bo co by z nami było, gdyby apostołowie zostawili swoje transcendentalne doświadczenia tylko dla siebie? – Natchnienie pchało ją do słów, których znaczenia nawet nie była pewna.

– Dobrze zrobiłaś – pochwaliła Zosia.

– Tak trzeba było – wtórowała inna.

– Julka, skąd ty to wszystko wiesz? – Do dyskusji włączyła się Martyna.

– Bo wiem… – Julka ani myślała wspominać o tym, co jeszcze poznajdywała w Internecie.

– Bóg zapłać – powtórzyła grupowy dowcip Basia.

Żadna się nie zaśmiała. Zwierzenia Julki były zbyt poważne, by można było sobie z nich żartować.

– Co zrobiłaś potem? – Gospodyni miała więcej pytań.

– Nic. Patrzyliśmy chwilę na siebie, a potem minął mnie zadowolony i tyle go widziałam.

– Szkoda.

– Szkoda – potwierdziła Julka.

Bo chętnie nadstawiłaby drugi pośladek.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Teologiczne uzasadnienie lekkiego, wstępnego BDSM – przyznam, że wielce przypadło mi do gustu!

Gdyby takie rzeczy na Oazach wykładano, być może nie byłyby aż takim krindżem. Choć i tam, jeśli wierzyć przeróżnym relacjom, też wiele przyjemności doświadczono, błon dziewiczych przebito, a nawet dzieci poczęto, w sposób jak najbardziej pokalany 🙂

A do największego grzeszenia pod rybą ponoć dochodzi. Tam, w Lednicy odchodzą takie orgietki, o których nie śniło się niewierzącym!

Thorinie, widząc przez lata dowolne interpretacje fragmentów świętych ksiąg utwierdzam się w przekonaniu, że kto szuka, ten znajdzie. Nie dziwi mnie więc, że Julka właśnie tam znalazła pomoc w wyjaśnieniu trudnej dla niej sytuacji najbliższego jak dotąd kontaktu z chłopakiem.

O Lednicy wiem niewiele, choć może nie bez powodu kojarzy mi się z Woodstockiem dla chrześcijan. Sytuacje oazowe z kolei w ogóle mnie nie dziwią, wszak biorą w nich udział ludzie 😉 Jest jeszcze jedno zagłębie młodocianego (i nie tylko) grzechu, mianowicie pielgrzymki. Potencjał w opowieściach opartych na wierze jest wyjątkowo duży, ale balansowanie na granicy dobrego smaku bywa męczące. Mam nadzieję, że do lata naładuję akumulatory, by wyruszyć z Julką na pieszą wędrówkę i specjalnie dla Was spisać wszystkie jej poczynania 😉

„Klapsy mogą być nie tylko nauczką, ale służyć do wyrażenia sympatii czy ustalenia hierarchii. Wszystko zależy od dobrania siły, a on… ahh! – rozmarzyła się. – Nie klepnął na tyle lekko, bym go wyśmiała, ani tak mocno, by wyrządzić mi krzywdę. Zawarł przy tym nieme ostrzeżenie, że może mocniej. Wprost idealnie! Jednym zaledwie kontaktem dłoni z pośladkiem wyraził swoje uwielbienie i nakazał podległość w tak niezwykły sposób, że musiałam odwzajemnić się respektem.”

Opowieść Julki nie skojarzyła mi się wcale z BDSM, z całą jego tandetną, skórzano-lateksową estetyką. Raczej przywiodła mi na myśl zrozumiały dawniej naturalny porządek, jaki panował między mężczyznami i kobietami. Porządek, o którym zapomnieliśmy dziś w świecie zadekretowanej równości. Dlatego słusznie zauważa ona następnie:

„Prawda jest taka, że miałam na sobie rękę nie tylko jego, ale i setek, tysięcy, a może i dziesiątek tysięcy mężczyzn, których praktykę odziedziczył z dziada pradziada!”

Coraz rzadziej doświadczamy dziś kontaktu z tym prastarym porządkiem. I wydaje mi się, że sporo przez to tracimy – mam na myśli obie płcie.

Veronique, Julka otoczyła się wizją świata mniej lub bardziej zgodnego ze swoją wiarą. Ludzkie dokonania starzeją się rozmaicie. Możemy np. skakać po skostniałych doktrynach, a jednocześnie przepłacać za to, że chleb pieczony jest od pokoleń na tej samej recepturze. Trudno mi oceniać, czy to źle, czy dobrze. Wydaje mi się, że Julka nie narzeka 😉

W drugim cytacie bohaterka odbywa niesamowitą podróż historyczno-ewolucyjną, jakby bieg ziemskich wydarzeń od wieków pędził tylko po to, by rozbić się na jej pupie. Zastanawiam się z niemałą obawą (albo nie?) czy z tyłu tej chorej główki nie zagościł nowotwór perwersji, do którego w ten zawoalowany sposób szuka aprobaty apostołek 🙂

Muszę przyznać, Julia mnie przekonała! Między kobietą i mężczyzną nie ma miejsca na równość. Klaps jest tylko dobrotliwym przypomnieniem o tym fakcie 🙂

Deus Vult!

Zawsze miło zobaczyć nowy nick pod moim opowiadaniem. Lucasie, nie wiem czy między kobietą i mężczyzną jest miejsce na równość, ale z pewnością na wiele innych rzeczy 😉

Dobry wieczór,

opowiadanie jest bardzo krótkie, właściwie to miniatura, ale myślę, że udało się w nim zawrzeć wszystko, co trzeba. To prawdziwa sztuka, napisać opowiadanie erotyczne bez seksu, a jednak Vee się udało. Kolejne akapity utworu przesyca erotyzm, mimo, że wszystko odbywa się w gronie kilku mocno zaangażowanych w religię dziewczyn. Brawo!

Pozdrawiam
M.A.

Megasie, obawiam się, że trudniej jest odpowiedzieć na tak postawioną laurkę niż napisać przesyconą erotyką miniaturę bez seksu o pobożnych dziewczętach. Dziękuję 😉

Czyli możemy spodziewać się kolejnej? Ja się na to piszę 🙂

Zbyt często widzę potencjał do dalszej eksploracji moich motywów i chyba zbyt często z tego rezygnuję. Tutaj nie jest inaczej i trudno mi sobie wyobrazić drugiego Klapsa. Spodziewam się za to, że klask rozkosznego uderzenia poniesie się jeszcze echem, gdy Julka spotka dawnego kolegę w świętym miejscu. Być może nawet zapomni o pierścionku na palcu 🙂

Osobny post chcę poświęcić Panu Hyde’owi, który spędza niemało czasu nad każdym z moich dotychczasowych opowiadań na NE. Mam nadzieję, że nie wyświadczam mu niedźwiedziej przysługi 🙂

Któżby pomyślał, że typowy objaw szkolnych, „końskich zalotów” może zostać przedstawiony z iście filozoficzną, wręcz metafizyczną głębią? W dodatku z humorystycznym zacięciem. Ciekawe, czy i na kim Marek trenował technikę oraz siłę uderzenia? A jeżeli nawet, to pozostaje kwestia dostosowania tych elementow do indywidulanych predyspozycji obiektu. Prawdziwy mistrz.

Sądząc po tym, jak bezceremonialnie zaszedł koleżankę, łatwo o wniosek, że to dla Marka nie pierwszyzna i rękę miał wprawioną. Tylko czy tak doskonała mieszanina siły i techniki mogła wziąć się jedynie z ziemskiej praktyki? Wszystkie znaki na niebie, ziemi i pośladku Julki wskazują na szczególny dar, z którym rodzą się wyłącznie mężczyźni. Dobrze byłoby zapytać samego zainteresowanego, ale coś mi mówi, że zajścia na szkolnym korytarzu to on już nie pamięta 😉

Neferze, ten komentarz to wartość dodana dla całego opowiadania. Tak się wczułeś, że nabieram wątpliwości, czy to aby nie przypadkiem Twój tekst 😉

Cóż.. właściwie nie się nie zmieniło. Nadal rozsadza Cię młodzieńcza (jak sądzę) energia, masz dużo dobrych pomysłów, potrafisz z pozornie błahej rzeczy zrobić coś fajnego, masz interesujące przemyślenia i ogólnie Twoje pisanie dobrze się czyta. To chyba sporo dobrego, nie?

No ale i krytyczne uwagi też mam. Tekst, pomimo że jest krótki, jest nierówny. Są fragmenty słabsze, a o jakości tego co napisałeś decyduje jakość tego, co wyszło najgorzej.

Niektóre rzeczy zbytnio komplikujesz. I używasz niewłaściwych określeń. Popatrzmy.

„Wdychały zapach świeżo skoszonej trawy, nieustannie wędrując wzrokiem ze zmierzchającego nieba na butelkę bezalkoholowego szampana stojącą między nimi”

A gdyby tak…. „co ruch przenosząc wzrok ze zmierzchającego nieba na stojącą między nimi butelkę bezalkoholowego szampana”

” Bąbelkowa ciecz wyprysnęła w górę”

A mogła w dół?

„Zośka Wójcik miała tego po dziurki w nosie, ale Martyna w porę położyła jej rękę na kolanie i porozumiewawczym spojrzeniem zażegnała kryzys”

Rozumiem, że Martyna położyła rękę Zosi na jej własnym kolanie, czy tak? Bo jeśli chodzi o to, o co naprawdę chodzi to „Martyna w porę po0łożyła rękę na jej kolanie”

„a dziewczyny już zacieśniły koło, pochylając się głęboko do przodu. ”

Zacieśniły koło, pochylając się głęboko i przepychając łokciami. Lepiej?

„Wywiązała się wymiana zdań.”

I to jest właśnie najsłabszy moment. Wymieniać zdania to sobie możemy na spotkaniu literackim przy kawie, ale dziewczyny są rozochocone, rozgrzane, podniecone, i trzeba rozwiązać to inaczej. Albo napisać coś takiego:

Wywiązała się wymiana zdań (jeśli już koniecznie chcesz to zachować), Baśka machała rękami, Zosia coś-tam i Martyna coś-tam..

Albo napisać coś takiego:
– Nie pchaj się!
– No weź!
– Szczypiesz!

I to jest adekwatna do sytuacji „wymiana zdań”.

„Apostołki zasłoniły dłońmi usta z niedowierzaniem”

Zasłoniły usta, w których było niedowierzanie, czy tak?

„Bo chętnie nadstawiłaby drugi pośladek.”

Jest dobrze, ale gdyby to zależało ode mnie, napisałbym:

„Bo chętnie nadstawiłaby drugi pośladek. Policzek. Albo jedno i drugie.

Cześć, Aurelius! Zacznę od uwag:

A gdyby tak…. „co ruch przenosząc wzrok ze zmierzchającego nieba na stojącą między nimi butelkę bezalkoholowego szampana”
Odp. nie wiem czy „co rusz” mi się podoba, ale odwrócony szyk w drugiej części zdania już tak.
” Bąbelkowa ciecz wyprysnęła w górę”
Odp. Może i nie może w dół, ale w kontekście szampana chyba może w bok 🙂
Rozumiem, że Martyna położyła rękę Zosi na jej własnym kolanie, czy tak? Bo jeśli chodzi o to, o co naprawdę chodzi to „Martyna w porę po0łożyła rękę na jej kolanie”
Odp. Ty rzeczywiście byłoby precyzyjniej po Twojemu, choć „położenie komuś ręki” (na kolanie, na plecach) jest jakąś konstrukcją i z pewnością można popełnić gorsze błędy tego typu 😉

Wymiana zdań i łokcie: kłótnia nie wzięła się z zaciśnięcia kręgu, tylko z kończącej się cierpliwości Zośki do Basi. „Wymiana zdań” nie jest później kontynuowana. To raczej stwierdzenie faktu, do czego doszło, a co nie jest szerzej opisane. Czy można by poświęcić temu trochę miejsca, jak sugerujesz? Jasne!
Zasłonięcie ust z niedowierzaniem trochę lepiej mi brzmi, a zawsze się staram, by tekst płynął, ale gdybyś mi takie coś zaznaczył w procesie edycji? Westchnięcie i „akceptuj zmianę” 😉

Jak na początkowe „Cóż.. właściwie nie się nie zmieniło.”, nie szczędzisz mi dobrych słów! Cieszę się, bo pomijając krytyczność większości Twoich komentarzy nie ukrywam, że mam sentyment do tej gospodarnej w słowa miniatury. Myślę, że rozsadzanie energią zostanie u mnie elementem stałym, a resztę postaram się utrzymać. Jeśli czas pozwoli, będę tu publikować jedno opowiadanie każdego miesiąca – pomysłów nie brakuje. W przyszłym tygodniu co prawda uderzę w klasykę klasyków, ale wierzę, że i tak powieje świeżością, Kiedyś o to pytałeś: będzie to pierwsze opowiadanie napisane w całości po tym, odkąd zacząłeś mnie tu sympatycznie dociskać 😉

Co rusz, miało być:)

Napisz komentarz