Purpurowa nakrętka (le mark)  4.25/5 (4)

14 min. czytania

Kasia Ferguson, „Melting”, CC BY-NC-ND 2.0

Kto by pomyślał, że w chłodnych, wigilijnych, późno-nocnych godzinach w jednym z nielicznych czynnych, pomniejszych barach na warszawskim przedmieściu ktoś ma ochotę się upić, w dodatku sam. A może w dzisiejszych czasach byłoby jak najbardziej słusznie twierdzić, że takie zjawisko w obliczu stopniowo rozluźniających się więzi społecznych, rodzinnych czy pogłębiającego się kryzysu gospodarczego jest rzeczą nie tyle popularną, co normalną, powszechną…

– Panie, kamikadze raz jeszcze, proszę – głęboki, lekko ochrypnięty głos przeszył prawie puste pomieszczenie. W tamtejszą czwartkową noc w barze nie było nikogo poza wyglądającym na zmęczonego barmanem, śpiącym z głową ukrytą w dłoniach na ostatnim stoliku w rogu siwym mężczyzną w podartej, starej wojskowej kurtce i siedzącym przy ladzie Kubą. Jedyne, co przez ostatnie pół godziny barman dowiedział się o swoim ostatnim tej nocy kliencie, to to, że nie cierpiał on, gdy zwracano się do niego jakąkolwiek odmianą „Jakuba”. „Jakubku”, „Jakubciu”, „Jakubie” – odkąd pamiętał, te wersje imienia zawsze niemiłosiernie go drażniły. Nieważne, czy miał piętnaście, dwadzieścia czy trzydzieści lat. Uważał, że to go postarzało i nadawało zbyt poważnej wymowy jego osobie, co zdecydowanie nie pasowało do raczej luźnego stylu bycia. Kuba sprawiał wrażenie małomównego i raczej mało chętnego na pogawędki jegomościa, przynajmniej tamtego wieczoru, jednak mimo to zamienił z barmanem kilka słów.

Barman napełnił kolejne cztery kieliszki przezroczystym płynem, dodając na sam koniec do każdego z nich błękitnego zabarwienia. Sfinalizował, zgodnie z życzeniem, trzecie z kolei zamówienie klienta. Twarz barmana przybrała nieco zdziwiony wyraz, gdy obserwował, jak Kuba spożywa kolejne porcje alkoholu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że facet w ogóle nie sprawiał wrażenia pijanego, czy też chociażby odurzonego. Wydawało się, jakby alkohol w ogóle nie trafiał klientowi do głowy, ba, nawet do krwi. Wydawało się, że zanim tam dotarł, wyczerpywał swą moc, przynosząc upragnione ukojenie gdzieś po drodze. Tak umiejętnie potrafił odczytać siedzącego przed nim człowieka barman. Jednak w wyrazie twarzy klienta było coś, co nie do końca ukazywało pełną satysfakcję i zadowolenie. Jakby Kuba, mimo dużych ilości kojącego napoju, nie potrafił zagasić bólu w jednej z ran. Może tej ostatniej już? Może tej najpoważniejszej? Barman rzeczywiście potrafił czytać ludzi.

– Pewnie wiesz, że często żartuje się, że barmani stworzeni są zazwyczaj do podwójnej roli: serwującego trunki i, co najdziwniejsze… psychoterapeuty – zagadnął Kuba, robiąc małą pauzę w wypowiedzi na przechylenie ostatniego z czterech kieliszków, uśmiechając się na końcu krzywo. Barman tylko spoglądnął z zaciekawieniem na klienta i nie odzywając się, powrócił do polerowania szklanek. Jego wcześniejsze zdumienie osobą Kuby nieco opadło. Takich przypadków barman miał na pęczki. Mężczyźni bardzo często przychodzili do jego baru z zamiarem upicia się do nieprzytomności, a nim to się stało, zwierzali się mu ze swoich smutków, zmartwień, problemów w pracy i w domu. Szczerze, od jakiegoś czasu miał tego dosyć i zwykle tylko udawał, że słucha, kiwając ze zrozumieniem głową, a w rzeczywistości rozmyślał nad swoimi sprawami. W wypadku Kuby barman najwyraźniej doszedł do wniosku, że alkohol jednak musiał uderzyć mu do głowy, skoro zebrało go na zwierzenia. Zbliżył się więc do miejsca, gdzie siedział tamten i przyjął typową pozycję „słuchacza”, opierając się na łokciach o ladę, nadstawiając do przybysza ucho, jednak na jego twarz powrócił wyraz zmęczenia i obojętności, jaki nosił przez cały dzień. Jego ręce wciąż polerowały świeżo umyte szkło.

– Pierwszy raz ujrzałem ją i poznałem niedługo po skończeniu studiów. Studiowałem zaocznie turystykę i rekreację, co było tylko przykrywką, takim odbębnieniem tego, czego oczekiwali ode mnie rodzice. Tak naprawdę pracowałem już wtedy jako fotograf dla jednej z firm reklamowych. Trafiały się mniejsze i większe zlecenia, a na brak pieniędzy nie mogłem narzekać. Tego dnia siedziałem jak zwykle w swoim biurze, przeglądając kalendarz. Miałem wtedy za zadanie zrobić sesję zdjęć promocyjnych do jakiejś ich nowej reklamy czy coś, nie pamiętam już dokładnie, i miała się stawić u mnie wynajęta przez firmę fotomodelka. Jednak to, co zapamiętałem najdokładniej, to niezwykłą kobietę, która wkroczyła wraz z jej menedżerem do mojego biura kilka godzin później. Pierwsze na co zwróciłem uwagę, to jej włosy. Długie, ciemnoblond, rozpuszczone z nonszalancją, które już na samym wstępie spowodowały, że mój żołądek przesunął się co najmniej dziesięć centymetrów w górę. Pamiętam, że wstałem z fotela i nasze spojrzenia się spotkały. Jej oczy były najbardziej błękitnymi, jakie dotąd widziałem. Jednak to nie same oczy, czy ich kolor mnie uwiódł. To sposób w jaki patrzyła na mnie i na wszystko, co ją otaczało. Inne kobiety nie spoglądały tak jak ona, z taką dziewczęcą ciekawością a jednocześnie z dystansem, tajemniczością, mądrością, niczym Wenus z Milo. Usta wyglądały jakby naszkicował je sam Grottger, mieniąc się delikatnym czerwonym kolorem, co chyba było zasługą już samej szminki, z pewnością z tych droższych. Na policzkach miała lekkie rumieńce, pewnie panującego na zewnątrz od zimna.

Czy zdajesz sobie sprawę… czy wiesz jak bardzo pragnąłem rzucić się na nią w tamtej chwili, w tamtym miejscu? Nie kiwaj głową, jestem pewien, że nie wiesz. W następnych chwilach miałem przyjemność pomagać jej w zdjęciu granatowego płaszcza i przemykając momentalnie tuż za jej plecami zdołałem poczuć zapach drogich, odurzających wprost perfum. Przymknąłem nawet oczy na ułamek sekundy, starając się żeby ta woń wniknęła mi jak najgłębiej do głowy. Zapach był piękny, kojarzył się z kompilacją smugi nakrapianego powietrza, które zostawia za sobą kobieta po wyjściu z kąpieli i zarazem wnikliwego powiewu, gdy przychodzi zmęczona z pracy i kładzie ci głowę na ramieniu, chcąc, byś zaradził jej zmęczeniu. Ty wtedy gładzisz ją kciukiem delikatnie po skroni i czujesz ten zapach, który noszony przez nią cały dzień nabrał niewiarygodnie kobiecego wyrazu.

Chciałbym opowiedzieć ci, co działo się dalej, ale nie bardzo pamiętam. Tylko jak przez mgłę robione przeze mnie zdjęcia, w zasadzie to tylko przypominam sobie ją, wciąż zmieniającą pozycje. Czułem się jak odurzony po naprawdę konkretnej dawce LSD. Podczas rozmowy o szczegółach z menedżerem, jego głos odbijał się od tysiąca ścian i dopiero trafiał do moich uszu echem. Ja nawet na niego nie patrzyłem i byłem tak nietaktowny, że gdy, chwalił mój profesjonalizm, nagle odszedłem od niego i skierowałem się ku Paulinie, bo takie imię wyczytałem z jej danych w umowie, by pomóc jej w założeniu płaszcza. Wiedziałem, że nie mogę zapytać tak po prostu o numer telefonu, więc wręczyłem swoją wizytówkę i oznajmiłem:

– W razie potrzeby dzwoń, pisz… cokolwiek – z naciskiem na trzecie słowo.

– I co? Ona tak po prostu wzięła tę twoją wizytówkę i tyle? Zadzwoniła później? W ogóle jaką miałeś pewność, że się z tobą skontaktuje? Przecież mogła w ogóle nie dać już więcej znaku życia! – podniosłym i poważnym tonem stwierdził barman, którego wyraz twarzy nie był już naturalnie obojętny. Przypuszczajął jednocześnie w duchu, że skoro klient opowiada tę historię, to dziewczyna musiała jednak zadzwonić. Jego źrenice poszerzyły się zdecydowanie i wpatrywał się w napięciu w Kubę. Szklankę ciągle trzymał kurczowo w ręku, jednak szmatka, którą używał jeszcze przed chwilą do czyszczenia ów szkła, leżała zmięta na podłodze.

– Masz rację, nie miałem żadnej pewności. Ale są w życiu takie chwile, w których masz nieomylne przeczucie, że pewne rzeczy zdarzą się bądź też nie. To była jedna z takich chwil, a nie przeżyłem ich w sumie wielu. Wtedy jednak musiałem wyczytać to z jej spojrzenia, sam nie wiem. Nie będę stwierdzał, że to musiało być przeznaczenie, bo nie wierzę w takie rzeczy. W każdym razie ona nie wypowiedziała podczas naszej sesji ani jednego słowa, jedynie wychodząc, odwróciła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, obdarzając mnie po raz kolejny spojrzeniem, które zwalało z nóg. Następny tydzień był z pewnością jednym z najgorszych w moim dotychczasowym życiu. Wróciłem, nie wiedzieć czemu, w niewiarygodnie wielkim pośpiechu do domu, podniecony jak mały dzieciak. Niemal wybiegając z windy na piątym piętrze o mało co nie przewróciłem starszej pani, nawet nie odwróciłem się później by przeprosić. Wpadłem do domu i widząc, że moja narzeczona już smacznie śpi, rozebrałem się pośpiesznie i udałem się pod prysznic.

– Narzeczona? Jaka narzeczona? Byłeś wtedy zaręczony? – zapytał wnikliwie barman. Widać było, że żadna informacja mu nie umknie.

– Zgadza się. Nawet bardzo ją kochałem i nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez niej. Wiem, że to może wydawać się bez sensu, ale tak było. Pragnąłem przespać się z Pauliną, a jednocześnie kochałem najmocniej na świecie moją narzeczoną Zuzę.

Przez następne dni nie wiedziałem, czy żyję. Dobrze, że wtedy Zuzi wypadł nagły wyjazd w delegację i nie mogła widzieć w jakim byłem stanie. Wziąłem urlop w pracy i przez tydzień siedziałem w domu. Nie potrafiłem pracować, miałem trudności ze spaniem, nie wiedziałem gdzie się podziać. Chodziłem po domu w szlafroku, nieumyty, nieogolony, włączałem telewizor, wyłączałem telewizor, sprawdzałem czy nie ma żadnych wiadomości na telefonie komórkowym, później na domowym, wychodziłem na balkon zapalić, wracałem i znów sprawdzałem pocztę głosową. Tak było przez trzy kolejne dni, aż do momentu, gdy coś się wreszcie wydarzyło. Postanowiłem w końcu wziąć prysznic, umyć zęby i coś zjeść, gdy przyszedł sms: Cześć. Możemy się spotkać u mnie dziś wieczorem? Omówilibyśmy resztę nieprzejrzanych jeszcze papierów. Paulina. Byłem wniebowzięty! Tak naprawdę nie wiedziałem, jakie papiery miała na myśli, ale nie obchodziło mnie to. Adres dołączyła na końcu wiadomości. Mieszkanie było na drugim końcu miasta, jednak nie przejąłem się tym wcale.

Parę godzin później byłem już pod drzwiami mieszkania Pauliny, umyty i ogolony. Na sobie miałem swoje najlepsze jeansy i marynarkę od garnituru a w ręku trzymałem moje ulubione wino – francuskie Aloxe Corton z charakterystyczną, purpurową nakrętką. Uważałem, że akurat to wino, delikatne w smaku i idealnie współgrające z kobiecą urodą, należy pić tylko i wyłącznie w towarzystwie płci pięknej. Chwilę po tym jak zapukałem, Paulina otworzyła mi drzwi i wypowiedziała chyba najbardziej głębokie i tajemnicze „cześć” jakie kiedykolwiek słyszałem. Wreszcie miałem okazję słyszeć jej głos, który tak idealnie pasował do całej jej osoby. Ubrana była w obcisłe satynowe spodnie i białą bluzkę z dość dużym dekoltem. Włosy uwiązała w dwa kucyki, co o mało nie zwaliło mnie z nóg. Nie wiem dlaczego, ale kucyki odkąd pamiętam przyprawiały mnie o miękkie kolana i ośle spojrzenie. Wtedy było nie inaczej. Paulina uśmiechnęła się tylko, gestem zaprosiła mnie do środka i kazała się rozgościć.

Mieszkanie miała takie, o jakim zawsze marzyłem. Bardzo przestronne i co mi się najbardziej podobało, było ono jedną całością. To znaczy, że nie przechodziło się z pokoju do pokoju, bo nie było ścian, które by te pomieszczenia separowały. Kuchnia oddzielona była od reszty tylko drewnianą ladą, na środku mieszkania pod oknem stała sofa, przed nią szklana ława i dwa fotele, a w rogu  telewizor. Łóżko znajdowało się po drugiej stronie mieszkania. Gdy usadawiałem się na sofie z zamiarem otwarcia wina, w mieszkaniu zaczęła płynąć muzyka. Od razu rozpoznałem wyraźną barwę głosu Gianny Nannini. Powoli się odprężałem. Paulina usiadła na fotelu naprzeciwko mnie, popatrzyła ze szczerym uśmiechem i podała dwa kieliszki. Poleciła mi porozlewać wino, a sama zajęła się szukaniem zapewne wspomnianych w smsie papierów wśród stosu leżącego na ławie. Otwierając laptopa, włożyła na chwilę ołówek do ust, co prawie spowodowało upuszczenie przeze mnie butelki. Wyglądała wtedy jak grzeczna, pilnie ucząca się dziewczynka, a te kucyki to… ach! Nawet się nie spostrzegłem, gdy zrobiło mi się gorąco. Znów poczułem jakbym zażył niewielką porcję narkotyku.

Poprosiła mnie bym spojrzał w ekran, chyba nie mogła poradzić sobie ze zrozumieniem czegoś, nie wiem, nie pamiętam. Pamiętam tylko, jak stanąłem tuż za nią i nachyliłem się nad nią. Nie powiem ci co było na wyświetlaczu, bo mój skierował się dużo bliżej, utknął gdzieś po drodze, na rozpiętym guziku na jej bluzki. Znów uderzył mnie w nozdrza ten zapach… zbliżyłem głowę… pomrukiwałem coś, odpowiadając na jej pytania, a nawet wskazywałem coś palcem na ekranie, jednak głowa stopniowo niebezpiecznie przysuwała się do jej szyi… a oczy coraz bardziej zawężały pole widzenia…

Zapadła cisza. W tle słychać było tylko Giannę „wyciągającą” w niewiarygodny sposób „Meravigliosę Creaturę”. Boże, jaki ta kobieta ma głos, do dziś ten utwór gra mi w zmysłach. W tamtej chwili słyszałem ją jakby z daleka, dźwięk odbijał się echem. Chcąc pocałować Paulinę w szyję, napotkałem przeszkodę w postaci jej ust. Czy myślałem wtedy o Zuzi? Tak, myślałem. Myślałem też o niej przygniatając swoim ciałem Paulinę do ściany przy kuchennej ladzie. Jednak wszystko to odpłynęło daleko, gdy usłyszałem odgłos prutego materiału i dźwięk guzików uderzających o drewniany parkiet, a w tle przerywane dyszenie, gwałtownie przyśpieszony oddech. Całowałem Paulinę tak łapczywie jak tylko mogłem, niczym niewyżyty nastolatek wpychałem jej język między zęby, błądząc rękami po talii i niewiarygodnie jędrnych pośladkach. Chciałem wziąć ile najwięcej się dało, wziąć wszystko dla siebie, nie pozostawić nic. Wszystko działo się tak szybko, energicznie. Osunąłem się po jej ciele, przejeżdżając językiem po nagich piersiach i brzuchu, rozpiąłem błyszczące spodnie, chcąc dotrzeć do samego epicentrum. Tam było tak gorąco, rozstawiając jej nogi szerzej wpiłem się ustami najgłębiej jak mogłem między płatki róży. Całowałem, ssałem, błądziłem językiem we wszystkich kierunkach, wchodząc nim najgłębiej jak się dało. Czułem jak ona przestępowała z nogi na nogę, jak drżała, jak obie jej ręce mierzwiły mi włosy, ściskały, szarpały, próbowały nadawać kierunek. Do uszu docierał tylko jęk, niewyraźnie wypowiadane słowa, syk… szept, krzyk! Podniosłem głowę, wstałem i gwałtownie zdejmując swoje spodnie zbliżyłem się do niej. Pamiętam jak głębokie było wtedy jej spojrzenie, totalnie różniło się od tego, które miała zazwyczaj. Złapałem ją obiema rękami za uda i wciąż przywartą do ściany uniosłem. Wszedłem w nią powoli, przytulając się klatką do jej piersi.  Zaniosłem ją i posadziłem na kuchennym stole. Nieważne było dla mnie miejsce, chciałem tylko nieprzerywanie patrzeć jej w oczy i wbijać się najgłębiej jak to możliwe. Poruszałem biodrami najmocniej jak tylko mogłem, pragnienie posiadania tej kobiety sięgnęło zenitu. Ona krzycząc patrzyła mi w oczy i wołała bym wchodził w nią silniej, do końca. Paulina brała, czerpała z tego zbliżenia najwięcej ile mogła. Ręce skierowałem na jej piersi. Ściskałem, pieściłem, całowałem… Nagły ścisk w klatce piersiowej sygnalizował nadejście końca. W tym momencie zatraciłem się we własnej przyjemności i zaczerpnąłem łapczywie tchu, co spotęgowało moje doznania. Byłem spełniony, szczęśliwy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Paulina nie miała orgazmu, nie wyginała się w żaden łuk, nie miała spazmów czy drgawek ani nic podobnego. Widziałem, że była szczęśliwa. Że zaczerpnęła z tego zbliżenia tyle, ile mogła, że wzięła, co chciała i co najprzyjemniejsze, zauważyła, że ja też wziąłem to, czego pragnąłem. To dało jej największą radość i satysfakcję, podobnie jak i mi.

Zaniosłem ją do łózka i przyniosłem wino. Odkręciłem purpurową nakrętkę i zaczęliśmy upajać się nim bez słowa wtuleni w siebie aż zmógł nas sen.

Przez dwa kolejne dni nie wychodziliśmy z jej mieszkania. Kochaliśmy się chyba w każdym jego zakątku. Rzadko jedliśmy, rzadko piliśmy, chyba, że była to resztka wina z purpurową nakrętką, które zawsze spożywaliśmy symbolicznie po, a nie przed. Uwielbiałem gdy leżeliśmy razem w wannie, gdy tuliłem się w jej włosy, a ona głaskała mnie pod wodą opuszkami palców, muskając uda. Czasem zdarzało się, że zasypialiśmy nadzy na podłodze, przy uchylonych drzwiach balkonowych, a rano budziliśmy się z przemarzniętymi palcami u nóg i gęsią skórką na plecach i piersiach. Dzień spędzaliśmy zwykle podziwiając i wpatrując się w siebie nawzajem. Jednak nasza arkadia nie trwała na tyle długo, byśmy mogli się sobą w pełni nacieszyć. Niedziela, ostatni dzień weekendu, dobiegła końca i musiałem wracać do swojego normalnego życia, którego, po tym co się wydarzyło, nie można już było jednak nazwać normalnym.

Przez następne tygodnie czułem, jakby Paulina zakorzeniła się we mnie jak jakaś roślina i z dnia na dzień ciągle rosła. Każdego dnia coraz bardziej odczuwałem w sobie jej obecność, nie dawała mi spokoju. Od poniedziałku do piątku przeżywałem istne katorgi, wiedząc, że możemy widywać się tylko w weekendy. Co tydzień byłem gotowy, w pełni dla niej, oddany, zawsze z butelką wina Aloxe Corton z purpurową nakrętką, które stało się nieodłącznym elementem naszych spotkań. Paulina coraz bardziej angażowała się w pracę fotomodelki i po niedługim czasie zaczęły napływać do niej coraz to nowe propozycje z ofertami zza granicy, z których korzystała.

Zuza wyprowadziła się dwa tygodnie po tym, jak spotkałem się po raz pierwszy z Pauliną w jej mieszkaniu. Stwierdziła, że nie może dłużej znieść moich ciągłych nieobecności, ignorancji w stosunku do niej i braku okazywania uczuć. Niespecjalnie się tym przejąłem, co mnie samego trochę zmartwiło. Wiadomość o jej decyzji przyjąłem lekkim skinięciem głowy i pomogłem jej nawet wyciągnąć walizkę z szafy. Pozwoliłem sobie spokojnie patrzeć jak związek, który budowałem przez długie lata, rozpieprza się na kawałki.

Mój tryb życia uległ zdecydowanej zmianie. Od tamtej pory liczyły się dla mnie tylko trzy dni tygodnia – piątek, sobota, niedziela. Dla tych siedemdziesięciu dwóch godzin potrafiłem poświęcić wszystko, począwszy od zjazdu rodzinnego, a skończywszy na bardzo dobrze opłacanym zleceniu w pracy. Jakiś tydzień po tym jak wyprowadziła się Zuza, zaczęliśmy umawiać się z Pauliną w pokojach hotelowych. Zwykle ona przysyłała mi smsa gdzie i o której będzie. Dołączałem do niej, nieważne czy był to Gdańsk, Sopot, czy Kraków.

Pewnej niedzieli leżeliśmy jak zwykle razem, wtuleni w siebie. Paulina podsunęła się wyżej i wciąż leżąc mi na klatce wyszeptała do ucha:

– Kubuś, jestem mężatką…

Po ostatnich słowach Kuby zapanowała w barze chwilowa cisza, aż nagle przerwał ją trzask stłuczonego szkła. Barman, który od jakiejś godziny stał nieruchomo, wpatrując się w swojego klienta i słuchając go z zapartym tchem, tak mocno ścisnął trzymaną przez siebie pustą szklankę, że pękła mu się w ręku. Nie wypowiedział on ani słowa, lecz także nie zrobił nic z krwawiącą ręką, wciąż tępo wpatrując się w Kubę. Ten trzask, gwałtowne pęknięcie było chyba najbardziej trafionym podsumowaniem tego, co musiał czuć w tamtej chwili Kuba.

– Chciałem, żeby wytłumaczyła mi dlaczego nie może wyjść za mnie, przecież byłoby tak pięknie. Kochaliśmy się przecież, wiem to. Jednak jej kariera pędziła w straszliwym tempie, podróżowała do Londynu, Petersburga, Zurychu czy Nowego Jorku by pozować do zdjęć. Jej twarz była już znana nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Jej karierze zaszkodziłoby małżeństwo z kimś na takim poziomie, na jakim byłem ja, sama mi to powiedziała. Przystawił się do niej jakiś gnojek z nazwiskiem pochodzenia arystokratycznego i nawzajem siebie promowali. Nie potrafiłem tego znieść. Czułem, że byłem duchem samego siebie. Miałem nie tylko problemy żeby przeżyć dzień, ale ciężko było też zasnąć w nocy. Musiałem odstawić kawę, ale nie alkohol i papierosy. Z tych korzystałem coraz częściej. Wszystkie moje smutki i ciężkie chwile rekompensowały mi te siedemdziesiąt dwie godziny, w czasie których powracałem do życia jak nowo narodzony. Byłem na jej każde zawołanie, byleby tylko dała mi kolejną dawkę swojego narkotyku, a później znowu odwyk i tak w kółko. Nie ważne czy był to Szczecin czy Tokyo, byłem przy niej w każdy piątek, w każdą sobotę i niedzielę. Byłem niewolnikiem własnego umysłu, własnego ciała, byłem… jej niewolnikiem i żadna siła nie potrafiła mnie uwolnić – znów zapadło chwilowe milczenie.

Kuba przechylił kolejny kieliszek polany przez barmana. Gęsta atmosfera unosiła się gdzieś w powietrzu. Ciszę przerwało głośne chrapnięcie siwego mężczyzny. Barman przebudził się jakby z transu, popatrzył na zegarek. Dochodziła powoli dwunasta, a więc czas na zamknięcie lokalu.

– Przepraszam cię, ale muszę już zamykać, trochę mi zajmie jeszcze obudzenie i wyproszenie tego faceta – wskazał barman na mężczyznę w wojskowej kurtce. – Przyjdź jutro, to opowiesz mi jak to wszystko się skończyło.

– Obawiam się, że jutro raczej nie dam rady, w niedzielę też będę zajęty – odpowiedział dziwnym głosem  Kuba, podnosząc się z miejsca i zmierzając ku wyjściu. Barman popatrzył za nim i nagle osłupiał, gdy zauważył purpurowy błysk w kieszeni ostatniego klienta.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz