Twoje oczy I (Seelenverkoper)  4.69/5 (13)

11 min. czytania

Źródło: Pixabay

Gram w to jeszcze raz
Zagram z Tobą i zginę
Twoje oczy lubią mnie i to mnie zgubi

                                                 Strachy na Lachy

Stoję na rogu ulicy, na skrzyżowaniu i ściskając w ustach resztkę papierosa rozglądam się we wszystkie strony tak, że moja głowa przypomina obracającą się wokół własnej osi dziecięcą zabawkę. Lekko obce akcenty. Twardsze wypowiadanie wielu słów, używanych i przeze mnie na co dzień. Czuję się tu obcy. Pogubiony i niepewny do momentu w którym jej wreszcie nie dostrzegam. Idzie ostrożnie i wpatruje się we mnie. Ma na sobie obcisłą, błękitną sukienkę ledwo sięgającą do pośladków, niebieskie matowe szpilki. Ruszam w jej stronę lekko rozchwianym krokiem. Nagle czuję się tak, jakby mi ktoś nakładł po głowie. Ona przyśpiesza, zaczyna biec na czubkach palców i wpada z całym rozpędem swojego wiotkiego ciała w moje ramiona. Wpatruję się w jej pełną uśmiechu buźkę. Zaróżowione od biegu policzki. Iskrzące brązowe oczy. Zderzamy się czołami i powoli całujemy, delektując wrzeszczcie spełnionymi oczekiwaniami. Przez tyle lat nie spowszedniały nam. Każda chwila na styku warg odbiera nam poczucie rzeczywistości. Gubimy się. Próbuje zapaść się we mnie i wtulić, a ja staram się ją ukryć. Przed całym światem, wszystkimi zazdroszczącymi mi ludźmi. Zgarniam z jej ramienia torbę. Podróżną. Niewielką, ale wypakowaną po brzegi tak, że mam wrażenie, iż zamek w każdej chwili może wystrzelić i uszkodzić tuzin równo zaparkowanych wzdłuż ulicy aut.

Prowadzę ją do jednego z nich. Najpierw otwieram drzwi i cierpliwie czekam aż wsiądzie. Szturcha mnie niby przypadkiem nogą. Pokazuje łydkę skrytą w materiale grubych, kremowych rajstop. Jej sukienka zadarła się tak, że przez chwilę dostrzegam kształtny pośladek. Nie patrzy mi w oczy, ale się uśmiecha. Trzaskam drzwiami i ruszam w stronę bagażnika. Oddycham ciężko, czując jak serce buntuje się przed powrotem do normalnego rytmu i cały czas próbuje wyrwać się z piersi. Zaciskam pięść i przejeżdżam wolną dłonią po lakierze, następnie trę o siebie palcami, by pozbyć się brudu. Skupić na drobnych rzeczach, na teraźniejszości. Każdej pięknej sekundzie.

To ta dziwna pora dnia w lecie, kiedy słońce skryło się już za horyzontem, niebo jest dalej błękitne i jasne, a upał doskwiera znacznie bardziej niż w południe. Idealny czas, by rozpocząć urlop. Kurwa, pierwszy od tylu lat. Wsiadam na miejsce kierowcy i wkładam kluczyk w stacyjkę. Cała deska rozdzielcza zapala się w ułamkach sekundy, ikonki błyskają złowrogą czerwienią i pomarańczem. Dostrzegam jej twarz rozświetloną ekranem telefonu. Czuję smutek, jednak tylko na chwilę. Bez ceregieli pochylam się i wyszarpuję telefon z dłoni po czym błyskawicznie rzucam na tylni fotel. Widzę w lusterku jak gaśnie powoli i stapia się z ciemnym materiałem tapicerki.

Celowo nie zwracam uwagi na jej wyraz twarzy. Powoli wyjeżdżam z miejsca parkingowego. Auto toczy się po brukowanej ulicy. Nie śpieszę się. Dopiero wrzuciłem dwójkę, a dłoń z dźwigni biegów przesuwam na jej kolano. Kolejne zakręty wąskimi uliczkami starego miasta pokonuję coraz pewniej. W końcu ciszę przerywa ostry sygnał przypominający o niezapiętych pasach bezpieczeństwa. Patrzy się na mnie i zaczyna śmiać, jakby zrobiła mi najlepszy dowcip na świecie. Czarne, kręcone włosy opadają jej na buźkę. Następnie wykręca się jak fryga, przeciąga pod sobą pas, słyszę dźwięk zaskakujących szczęk. Siada na próbującym się napiąć materiale. Oszukany czujnik milknie, a ona z satysfakcją patrzy mi głęboko w oczy.

– Tak może być? – pyta w końcu.

Wzruszam ramionami i kiwam głową. Też chce mi się śmiać. Sama jej obecność poprawia mi samopoczucie. Potrafię przez dziesięć minut rechotać się w głos po jej jednym słowie. Nie działa tak na innych facetów. Może się nie stara, nie zależy jej. Nie zmienia to faktu, że większość mężczyzn przy każdej możliwej okazji bezczelnie gapi się na jej wąską talię, idealne piersi, długie nogi i idealny tyłek podkreślany jeszcze przez noszone zazwyczaj szpilki. Nie dam rady im wszystkim sprać mord. Chyba nawet nie czuję takiej potrzeby. Jest moja.

Wrzucam w gniazdo niewielki dysk pamięci i z głośników samochodowych wybucha zachrypły głos Grabaża. Wśród gitar i perkusji przebijają się teksty o smutnym dzieciństwie całego naszego pokolenia w mieście Pile, zakochanych w kłębach dymu ze spalonego ciasta do pizzy i kubańskie rytmy odezwy do słynnego rewolucjonisty. Nogach dziewczyny i darzeniu do stogu siana. Bębnię palcami po jej kolanie, mogę je całe objąć. Czuję gładki materiał rajstop. Podczas zwrotek przesuwam dłoń wyżej. Na skraj sukienki. W końcu po raz pierwszy między uda.

W końcu wyjeżdżamy też z miasta, ale oznacza to jedynie początek długiej kawalkady aut i całej serii korków przed każdymi z licznych świateł porozstawianych w ramach radosnej i chorej twórczości artystycznej drogowców. Cały samochód zaczyna nią pachnieć. Jezu. Słodko. Skórką pomarańczową. Wanilią. Podnieceniem. Klimatyzacja nie daje rady. Moja dłoń, niezmordowana w podróży do sedna robi się wilgotna od jej podniecenia.

Przerywam. Ponownie skupiam się na drodze. Sięgam po wodę mineralną i ostrożnie okręcam ją kciukiem. Korek spada, odbija się od dźwigni hamulca ręcznego i znika pod fotelem. Moja towarzyszka najpierw zdejmuje buty z sykiem ulgi, rozmasowuje palce. Podkula pod siebie nogi i siada po turecku. Opiera policzek o zagłówek, brodę na dłoni i wpatruje się we mnie jakby czegoś oczekiwała. To taka nasza gra, opierająca się na wzajemnym drażnieniu i odwlekaniu spełnienia.

Rozpoczynam następną kolejkę. Jeszcze mam na ręku karty, którymi mogę grać.

– Moja dobra koleżanka się rozwodzi. Ślub wzięła niedawno. Ze dwa lata temu i okazało się, że jednak facet około czterdziestki z rynku pierwotnego ma wady ukryte. No i ona obecnie chodzi do terapeuty i opowiada, jaki jej chłop jest beznadziejny. Poszła do psychiatry i przytoczyła wszystkie epizody mogące świadczyć o jego chorobie psychicznej. Mądry doktor pokiwał głową, przypisał leki mające pomóc poradzić sobie z tym trudnym epizodem w życiu, doradził jakie środki bez recepty kupić, jeśli dopadną mdłości i umówił na wizytę kontrolną, Ona natomiast ciągle uważa, że omawia przypadek swojego faceta- relacjonuję.

Mruży oczy i cicho oskarża:

– Pewnie nieźle się odstawiła na okazję wyżalenia ci się, prawda?

Kręcę z niedowierzaniem głową.

– Jest podobna do ciebie, ale tylko trochę – wyraźnie akcentuję ostatnie słowo. I to też jedynie z powodu figury. Historia miała inny morał.

– Taki, ze ciągle podobasz się kobietom, w szczególności tym biednym i skrzywdzonym przez niebezpieczne związki? – Dopytuje, a ja powoli wciskam gaz gdy zielone światło na skrzyżowaniu błyszczy już dłuższą chwilę.

– Nie – odpowiadam lakonicznie. – Chodziło mi o odczucie, jakie posiadam, że wszyscy oprócz nas, jeśli chodzi o związki, są po prostu pojebani.

– Masz rację – mruczy i nagle błyskawicznym ruchem, niczym przelot jaskółki nad rozgrzanym asfaltem pochyla się w moją stronę i dostaję buziaka w policzek. – Za to my się świetnie jebiemy, prawda?

Następnie znów zmienia pozycję i kładzie mi stopy na kroczu. Widzę palce prześwitujące przez cieńszy na nich materiał. Zaczyna pocierać nimi o spodnie, a następnie o moją szybko budzącą się męskość. Jak zwykle jest bardzo ostrożna i delikatna. Za każdym razem gdy sięgam do drążka zmiany biegów, zadziera nogi do góry i utrzymuje je w tej pozycji o parę chwil dłużej niż musi. Jasny materiał rajstop mieni się w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca. Są jak chorągiewki sygnalizacyjne zawiadowcy kolei regionalnych dające znaki nawigacyjne mojemu obłąkanemu sercu.

– Co się stało z tą parą w twojej pracy? – pytam w końcu, gdy udaje mi się choć trochę opanować przyjemność płynącą z jej pieszczot.

– Jaką parą?– dopytuje.

– Wiesz, z tymi o których dowiedział się mąż.

– To nie tak – lekko kopie mnie w brzuch. – Po prostu ten się zakochał w mojej koleżance. Zupełnie nieszczególnej. Tylko zawsze był na tych samych wyjściach na piwo po pracy. Odprowadzał ją do auta. Często zachodził i prosił o konsultacje lub omawiał konkretne przypadki. Dopiero potem napisał jej wiadomość, że się zakochał i że chce czegoś więcej. Oczywiście oboje mieli swoje rodziny, a jej mąż paranoicznie każdego wieczoru przeglądał telefon kobiety. Potem stał od samego rana pod biurem, rozesłał wszystkim maile ze screenami rozmów. Brakowało tylko trzynastu tez przyklejonych na szklane drzwi. Wszyscy rozmawiali o tym przez bite dwa dni, ale potem ucichło. Jak się zastanowię, to wychodzi na to, że nigdy więcej nie widziałam ich razem.

– To chore – kręcę głową i odbijam w węższą drogę, przecinając tory biegnące wzdłuż głównej trasy – ludzie powinni dokopać temu gnojowi. Nie umiem zrozumieć takiego zachowania. Wylać żal. Oznajmić całemu światu, że ktoś próbuje sięgnąć po jego własność? Małżonkę należy ukarać. Upublicznić uczucia. Wiesz kochanie, smuci mnie to, że nie wstydzimy się już jako ludzie pobić, morderstw, kradzieży. Umiemy współczuć sprawcom. Emocje, alkohol, złe warunki ekonomiczne. Wstydzimy się jednak tak bardzo uczuć. Szczególnie jeśli kochamy kogoś, kogo nam nie wolno. Zawsze słyszę tą długą litanię. Powinniśmy być odpowiedzialni. Kyrie Elejson. Dojrzała miłość jest znacznie wspanialsza…

– …Chryste Elejson…

– …długi wywiad dotyczący modelek plus size i ich problemów z zakupem pojedynczego biletu na lot tanimi liniami jest okay, ale nie możemy tak naprawdę pogadać o seksie…

– …chyba, że chodzi o aspekty body positive, albo ciężkiej i odpowiedzialnej pracy nad bliskością, Jezu usłysz nas… – kończy za mnie.

Wtedy jedną dłonią chwytam ją za kostki, drugą zaczynam łaskotać stopy. Kierownicę przytrzymuję łokciem i tym razem szczerze modlę się, byśmy w coś nie pieprznęli. Próbuje je wyrwać, nie daje rady i wypręża się w łuk. Zaciska zęby i pięści.

– Powiedz, że mnie kochasz – stawiam twarde warunki zaprzestania działań wojennych z pozycji siły.

Jeszcze daje odpór. Stara wbić zęby w welur fotela, następnie w kant dłoni.

– Powiedz, bo będę łaskotał dalej – ostrzegam zupełnie niepotrzebnie. Łokciem obracam kierownicę i wchodzę w łagodny zakręt, wyprowadzając bezbłędnie auto na kolejny odcinek prostej.

– Kocham cię, kocham cię, kocham głuptasie– krzyczy w końcu – jestem tylko twoja, łajzo. Urodziliśmy się dla siebie.

– Też cię kocham, ślicznotko – mruczę. Kiedy ona łapie oddech, staram się zorientować, gdzie mniej więcej się znajdujemy i czy skręciłem tam, gdzie powinienem. Dostrzegam porozwieszane na wiosce, wzdłuż drogi flagi, po trzy w każdym z dziesiątek stojaków. Polska, papieska i maryjna. Jedynie przed mieszkaniem sołtysa inne. Ciężko je rozpoznać w gasnącym świetle. Jeszcze kilka sekund, sto metrów i okazuje się, że to flaga naszej ojczyzny, unijna oraz lekko wypłowiała NATO z białą gwiazdą. Obserwacje związane z lokalną geopolityką przerywa pisk. Moja czarnulka wreszcie odzyskała oddech i zamierzała się zrewanżować. Udręka za torturę. Teraz to jej głowa, a nie stopy lądują na moim podbrzuszu. Rozpina zamek spodni i wyciąga nabrzmiałą męskość z bokserek. Całuje go na powitanie, zwilża drobnymi wargami i trzymając u nasady bezceremonialnie pakuje do ust. Początkowo czuję tylko wszechogarniające dreszcze. Następnie dotyk szorstkiego jak u kota i giętkiego języka. Miarowe ruchy. Zęby drażniące główkę. Włosy, które przypadkowo łaskoczą wszędzie. To, jak łapie oddech. Nie bierze go tak głęboko jak kiedyś. Nie jest tak samo agresywna w tej pieszczocie, ale znacznie bardziej skupiona. Zaciskam dłoń na kierownicy, a drugą kładę na głowie dziewczyny. Lekko podnoszę biodra. Nie wciskam się w jej gardło. Nie kieruję ruchami.

– Zaraz dojdę – ostrzegam.

Słyszę jedynie pełen satysfakcji pomruk, jej usta przyśpieszają, a mój świat traci ostrość. Wysysa ze mnie wszystko. Każdą kroplę długiego finiszu. Delikatnie oblizuje męskość po czym ściska główkę dłonią i na koniec oblizuje jeszcze dłoń.

Otwieram okno i wyłuskuję z paczki na desce rozdzielczej papierosa. Po omacku szukam zapalniczki i gdy wreszcie zaciągam się dymem, dociera do mnie pewna metafizyczna prawda objawiona stworzonych przez nią okoliczności. Koło hermeneutyczne się zamknęło. Po czym przyśpieszyło jak diabli. Chyba nigdy nie dowiem się, kiedy się tak w niej pogubiłem. Kiedy odkryłem, że każdy dzień o ile nie brzmi w nim jej śmiech, jest dniem straconym. Tylko ona umie doprowadzić mnie ustami. Nie. Kłamię. Tylko ona umie mnie już w ogóle doprowadzić.

– Chyba się pogubiłem kochanie. Musisz mnie poprowadzić. Włącz GPSa, proszę – mówię tylko, bo o całej reszcie przecież wie doskonale.

– Nie muszę. Znam te drogi znacznie lepiej od ciebie. Skręć w lewo na najbliższym rozwidleniu – oznajmia. Kolejne polecenia wydaje równie pewnym tonem. Następnie kończę drugiego papierosa, a na szosie kończy się asfalt. Kolejne kilkaset metrów samochód pokonuje po żwirówce, opony ślizgają się w pełnych piasku koleinach po czym znów wracają na bardziej ubitą nawierzchnię pobocza. Kiedy dojeżdżamy do zagajnika reaguję odruchowo, wciskając hamulec, gdy tylko każe mi się zatrzymać.

– Las – konkluduję, przerywając niezręczne milczenie.

Znów słyszę jej śmiech. Błyskawicznie ściąga rajstopy razem z majtkami i rzuca je we mnie, po czym otwiera drzwi i na bosaka wychodzi. Po chwili gapię się jak defiluje przed maską i kładzie się na niej. Podciąga się i widzę jak usta prawie przyciśnięte do przedniej szyby szepczą. Dwa słowa. Są nieme. Rozpoznaję je jedynie dzięki układowi warg oraz wystawionemu na całą długość językowi. Reaguję tak jakby świat dopiero teraz ruszył ponownie z miejsca. Próbuję zerwać się, ale przytrzymują mnie pasy bezpieczeństwa. Po szarpaninie wyskakuję z auta, o mało co nie przewracam się o własne nogi i dopadam do dziewczyny. W międzyczasie obróciła się na plecy i szeroko rozłożyła nogi. Nie umiem się nie zachwycać tym widokiem. Robię to, dokonując desperackiego striptizu. Buty, skarpetki, koszulka. Nie. Ta ostatecznie została. Za to dżinsy lądują na dachu.

Ściągam ją za nogi trochę niżej, tak by móc swobodnie w nią wejść. Jej sukienka zadziera się. Ona syknęła, gdy pupa dotknęła gorącej od pracy silnika i letniego słońca maski. Kiedy mocowała się z ubraniem skorzystałem z okazji i podciągnąłem do końca błękitny materiał, po czym poleciał, odnajdując bezpieczne lądowisko zaraz obok moich spodni. Kiedy do mojej miłości dotarło, że jest praktycznie naga, próbowała jeszcze żalić się:

– Parzy, proszę…oooooo – protest zamienił się w jęk gdy szybkim pchnięciem znalazłem się w niej cały. Następnie przybrała taktykę kotki na gorącej, metalowej karoserii. Oplotła mnie kolanami i próbowała podźwignąć się by objąć jeszcze ramionami i móc wreszcie oderwać pośladki od patelni samochodu. Uniemożliwiłem to, przyciskając dłonią jej klatkę piersiową. Zmieniła strategię i wbiła się na mnie jeszcze mocniej, opierając ciężar wyprężonego ciała na obojczykach. Kochamy się. Nie umiem przerwać. Ona nie potrafi się sprzeciwić. Drażni mnie tylko delikatnie przycięty zarost na łonie. Wolałbym ją mieć całkowicie nagą. Bez lakieru na paznokciach. Makijażu.

Kiedy szczytujemy razem, krzyczy w niebogłosy. Wplata dłoń w moje włosy i ciągnie tak, że o mało nie łamie mi karku. Pomimo tego, że często używam wszystkich swoich sztuczek i samodyscypliny nie umiem już przeczekać jej szczytowania. Zawsze kończę, gdy tylko czuję orgazm obezwładniający jej ciało. Zalewam kobiecość swoim nasieniem. Kilka ostatnich, odruchowych pchnięć w zapamiętaniu  pozwala mi się rozluźnić na tyle, bym poczuł, że maska parzy i mnie. Pomimo to tulimy się jeszcze.  Dopiero po dłuższej chwili pytam ją, czy stanęła jakoś w obronie tej pary, o której wcześniej rozmawialiśmy.

Błędna jazda samochodem nieodmiennie pojawia się w moich snach. Czuję się pogubiony. Wystraszony. Codziennie pokonuję wiele kilometrów, ale mary nocne przerażają mnie. Zawsze staram się, na wpół świadomy w momencie lżejszego snu przywołać obraz twarzy tej jednej, szczególnej kobiety lub sięgam dłonią by dotknąć ramienia. Jej obecność uspokaja mnie. Kotwiczy. Daje wiarę w codzienność i to, że z nadejściem świtu jest po co zwlekać się z pościeli. Teraz rolę ostoi pełni ponownie kolano. Wpijam w nie palce. Ze spokojem znów słucham poleceń, gdy nawiguje mną, abyśmy wreszcie trafili na pierwszy, przewidziany i zaplanowany przystanek na trasie. W końcu, zmęczony górskimi oesami z dużą ulgą odnajduję zjazd na niewielką stację benzynową. Gdy tankuję, patrzę, jak idzie do paczkomatu. Otwiera kolejne skrytki. Popisuje się, cholera jasna. Przyjmuje najbardziej wyzywające pozy, jakie zna. Uśmiecha się do kierowców. Następnie nachyla tak, bym mógł wpatrywać się w kształtny tyłek. Obok niej rośnie cała sterta niewielkich przesyłek. Nawet nie wiedziałem, że tyle tego zamówiliśmy. Nasze plany na najbliższe dni były bardzo ambitne. Marzenia i pragnienia jeszcze bardziej skierowane ku nieboskłonom.

Zaraz zamówimy sobie coś do jedzenia. Napijemy się coli. Będziemy czekali. Do momentu przybycia te drugiej pary.

Przejdź do kolejnej części – Twoje oczy II

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Czuć w tych słowach letnie słońce, zapach lasu i pól, a także chętnej kochanki.

Opowiadanie z pogranicza poezji i prozy.

Będzie ciąg dalszy? Ja mam ochotę.

Oczywiście, planuję ciąg dalszy. Jest jednak kilka problemów. Po pierwsze konieczność uzyskania zgody od moich korektorów. Po drugie zgranie scen. Po trzecie konieczność unikania podobieństw do innego mojego tekstu zaczynającego się od opisu drogi.

Bardzo doceniam uznanie i chęć przeczytania kontynuacji!

Dobry początek dłuższej opowieści i świetne zamknięcie obiecujące, że to dopiero przedsmak prawdziwych rozkoszy.

Zabawy w dwie pary potrafią być fascynujące, mam nadzieję, że autor podoła tematowi, bo już dawno nie czytałem dobrej historii o czworokącie erotycznym.

Tak więc życzę powodzenia i czekam na część 2!

Oczywiście. Będę jak Kill Bill w ściganym…jakoś tak to leciało?

Przyznam się że mam kilka pomysłów by urozmaicić te wszystkie figury geometryczne, wzory i tym podobne. Jednak to moja pierwsza zabawa w większy układ więc chciałbym aby okazano mi dużą dozę wyrozumiałości.

Dobry wieczór!

Przede wszystkim, Koprze, strasznie się cieszę, że wróciłeś do pisania, i to od razu z kilkuczęściowym opowiadaniem! Raduję się również, że Twoje pióro nie stępiało w czasie trzyletniej przerwy. Wciąż piszesz zajmująco i ciekawie, umiejętnie tworzysz nastrój i zarysowujesz bohaterów.

Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale odsłonisz przed nami plan, jaki mają dwie pary. Bo podejrzewam, że nie chodzi jedynie o seks w czworokącie.

I tylko nie pojmuję jednego: kto w upalny, letni dzień zakłada grube rajstopy? Przecież ta właśnie pora roku jest stworzona do tego, by dziewczyny swobodnie i bezwstydnie odsłaniały swoje nogi – i nie tylko je 😉

Pozdrawiam
M.A.

Nie lubię nagich nóg. No nie…sam noszę długie i ciężkie dżinsy cały rok oraz uwielbiam pończochy, skarpety, zakolanówki, rajstopy….ufff.
Ale muszę ci przyznać że już nie pierwszy raz zwrócono mi uwagę na niepraktyczność lub nadmierna ekscentryczność strojów moich bohaterek.

Lubię to Twoje pisanie, chociaż nie zawsze je rozumiem. Masz tę sprawność literacką, którą zawsze chłonę z dużą ciekawością. Kilka zdań perełek, warto było poświęcić czas.

A już niebawem kolejna część 🙂

Napisz komentarz