Jak zostałam Panią Robinson (Ania)  4.41/5 (14)

17 min. czytania

DIVASOFT, HomeMade VIII, CC BY-NC-ND 3.0

Uwielbiam „Absolwenta”, zawsze uwielbiałam, choć nigdy nie identyfikowałam się z żadnym z bohaterów. W gruncie rzeczy za młodu uważałam opowieść za nierealną, bo utrzymywanie przez młodego mężczyznę relacji z matką i córką jednocześnie nie mieściło mi się po prostu w głowie. A już na pewno nie przez mojego mężczyznę z moją matką, kobietą steraną pracą na dwóch etatach. Ten domowy chyba bardziej dawał jej się we znaki, choć przecież każdy z nas miał jakieś obowiązki…

Czasy na szczęście się zmieniły, dłużej czujemy się młodzi i bardziej zależy nam na dbaniu o siebie niż o dom. Pewnie wielu stwierdzi, że to próżność, wygodnictwo i takie tam, ale przecież mamy tylko jedno życie. Zresztą nie spędzamy go wyłącznie na przyjemnościach, po prostu zamiast ścierać kurz, protestujemy przeciwko łamaniu naszych praw, a zamiast froterować podłogę, szykujemy paczki dla hospicjum. Odpowiednie priorytety są najważniejsze.

Nigdy nie widziałam się w roli pani domu, więc nie dziwcie się, że choć mam dom, wcale w tę rolę w pełni nie weszłam, jak wiele kobiet z mojego pokolenia. Może i mąż zarabia więcej, dzięki czemu, zamiast uczestniczyć w wyścigu szczurów, mogę robić to, co lubię, nie martwiąc się, że nie wystarczy na wczasy all inclusive dla całej rodziny, ale w pracę naprawdę się angażuję. Rozkwitłam w niej, odnalazłszy pasję. Jest moją przestrzenią, tylko moją. Przez te kilka, kilkanaście, godzin mogę zapomnieć o byciu matką i żoną. To znaczy teraz, gdy synowie są już dorośli, nawet jeśli jeszcze nie samodzielni. O maluchy nie sposób nie martwić się dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Patrząc z perspektywy czasu na swoje małżeństwo, ale też na wiele innych wokół mnie, dochodzę do wniosku, że bez względu na nie wiadomo jak romantyczne czy szalone początki, wszystkie koniec końców zostają przedsiębiorstwami. Wspólny interes spaja bardziej niż chimeryczne uczucia, na nim można budować coś solidnego, zapewnia fundamenty. I już myślicie, że chodzi o dzieci! Często tak, ale nie zawsze i nie tylko, inaczej większość par rozstawałaby się, kiedy dorosną. W pierdoły o dwóch połówkach jabłka wierzyć można mniej więcej do końca miesiąca miodowego, później uderzasz głową w mur rzeczywistości. Ludzie są zastępowalni. Zamienni. Tylko po co zastępować trybik, który dobrze działa?

Właśnie stąd biorą się wszystkie te banalne historie o żonie co to go nie rozumie, o mężu co to poświęca za mało uwagi i czyścicielu basenu. Póki sprawa nie wyjdzie na jaw, póki nie dowiedzą się sąsiedzi i przyjaciele, problem nie istnieje. Reakcja, często bardzo stanowcza, pojawia się dopiero, gdy trzeba zachować twarz. Bardzo mieszczańskie, ale prawdziwe.

Nie różnimy się z mężem pod tym względem od innych. Przymykamy oczy. Już od dawna, choć na początku byliśmy o siebie nawzajem szaleńczo zazdrośni. Czasem po prostu lepiej nie wnikać. Nie dopytywać, co robił ani co znaczy długi jasny włos na marynarce, skąd nagła poprawa humoru albo kto kupił mu nową spinkę do krawatu. On też się nie złości, gdy późno wracam po zakrapianej imprezie albo wyjeżdżam sama na weekend do SPA. A uwielbiam flirtować…

Fakt faktem, że na flircie zwykle się kończy. Kilka razy doszło do przytulanek, raptem raz do naprawdę namiętnego pocałunku – właśnie wtedy byłam najbliżej zdrady – ale nigdy z nikim nie wylądowałam w pokoju hotelowym. Niemniej z wiekiem zaczęłam przyłapywać się na coraz uważniejszym kontemplowaniu męskiej urody, niestety również coraz młodszych mężczyzn. Zawsze twierdziłam, że wolę starszych, ale jakby nie patrzeć, gdy masz już czterdziestkę na karku, starsi nad wyraz często są grubi, łysi i obleśni. Nie wszyscy rzecz jasna, ale wielu. Tymczasem pod twoim nosem wyrasta nowe pokolenie: świeże, pachnące i prężne, pełne witalnej siły i przyciągające uwagę niepohamowanym, zwierzęcym erotyzmem, z którego zapewne samo nie zdaje sobie nawet sprawy. Trudno odwrócić wzrok, trudno nie fantazjować.

Podstawowy hamulec, powstrzymujący przed rzuceniem się na to świeże mięsko, stanowi myśl, że sama jesteś już zwiędłym kwiatem, a oni mogą śmiało zrywać dopiero co rozkwitające stokrotki, równie pełne uroku. Niby pamiętasz, że w ich wieku kurczowo zaciskałaś uda, bojąc się nieco chłopców i sączącej się z każdego pora ich skóry seksualnej energii, tyle jednak słyszałaś o współczesnej, zepsutej młodzieży, coraz wcześniej rozpoczynającej współżycie. Sama do cna zepsuta oczami wyobraźni widzisz, jak wszystkie te młode ciała nieustannie kopulują. Ot, starcze fantazje. Wmawiasz sobie, że gdybyś na chwilę odzyskała dziewczęcy powab, świat ległby u twoich stóp, ale przecież jest już za późno…

Czy jest za późno to rzecz szalenie indywidualna, na dodatek raczej mentalna niż metrykalna. Przede wszystkim dlatego, że posiadacze owych boskich ciał nie doceniają jeszcze powabu młodości i zdają się nie dostrzegać zmarszczek czy siwych włosów. Niektórych może zresztą pociąga doświadczenie. Większość jest jednak po prostu na tyle nadpobudliwa, że gotowa wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, bez względu na wiek i atrakcyjność partnerki. Nie żebym uważała się za nieatrakcyjną, dbam o siebie, ale na pewnym etapie życia mężczyzna, choć może być wybredny, zwykle nie jest, bardziej liczy się bowiem dla niego ilość niż jakość. Widać młodzież nadal nie nadąża za wyobrażeniami dorosłych o jej zepsuciu, skoro sporo zostaje dla starszych…

Więc tak, do pewnego momentu mogłam uważać się niemal za przykładną żonę. Później? Może kobiety również przechodzą kryzys wieku średniego? Może chcą zaszaleć ostatni raz, zanim uroda nieodwracalnie minie? A może nie ma reguł, tylko ja jestem patologią?

Czułam się podle, obserwując przyjaciół moich dorastających synów. Niektórzy już jako szesnastolatkowie burzyli krew, choć większość wyraźnie zmężniała dopiero koło dwudziestki. Nie raz karciłam się w myślach za przyglądanie się ich pośladkom czy bicepsom, za łakome śledzenie ruchów. Przecież to pedofilia – myślałam – święcie przekonana, że żaden nie zwróciłby nawet na mnie uwagi. Nie sądziłam, że w ich mniemaniu mogę być MILF-em, to określenie zawsze kojarzyłam bardziej z młodymi matkami niż matkami rówieśników. Nastolatków. Jeśli zdarzyło mi się zanotować tęskne spojrzenie któregoś z chłopców, zawsze interpretowałam je jako błaganie o dokładkę lodów albo pizzy, ewentualnie niemą prośbę, żebym dała im więcej swobody.

Niestety z czasem było tylko gorzej: moja wola słabła, ich erotyczne przyciąganie rosło. Czasem niemal śliniłam się, obserwując rysującą się pod ubraniem grę mięśni. Gdyby w takim momencie któryś zdjął koszulkę, bez wątpienia rzuciłabym się na niego! Na szczęście większość stanowili dobrze wychowanymi, skromni młodzi ludzie i nie wodzili mnie aż tak na pokuszenie. Choć oczywiście zdarzało się, że zdejmując bluzy, obnażali na moment płaskie, umięśnione brzuchy (czasem idealnie gładkie, a czasem porośnięte kuszącą ścieżynką wspinającą się ku pępkowi) albo wypinali się w na tyle nieprzyzwoitych pozach, że za luźne spodnie zjeżdżały na biodra, ukazując górną część pośladków. Przełykałam wtedy ślinę przez ściśnięte gardło i próbowałam zmusić się do odwrócenia wzroku.

Szczególnie trudno zrobiło się, kiedy starszy syn zaczął przygotowania do matury. Jego koledzy nie byli już dziećmi, a młodymi mężczyznami, w których buzował testosteron. Niektórzy nosili jeszcze aparaty na zębach, przechodzili mutację i mieli problemy trądzikowe, ale zdecydowanie nie wszyscy. Mnie wyjątkowo kusił Fabian. Niezbyt wysoki ale szeroki w barkach, z pięknie wyprostowaną postawą i szelmowskim półuśmieszkiem na ustach musiał mieć powodzenie wśród małolat. I jeszcze te jego zielone oczy! Ciemne i zwodnicze. Wydawał się nad wyraz dojrzały, choć podejrzewam, że było to jedynie złudzenie wynikające z pewności siebie i spokoju. Niewiele mówił, ale gdy się odzywał, nie ogarniałam treści. Nie tylko przez przyjemny, ciepły tembr głosu – hipnotyzowały mnie jego usta. Blade, ale dość wydatne. Pełne. Stworzone do całowania. Przez pewien krótki okres miałam obsesję na jego punkcie, nie potrafiłam przestać myśleć o tym, jak byłoby się w nie wpić, czuć przy sobie młode, umięśnione ciało.

Cieszyłam się, kiedy zniknął z horyzontu, przekonana, że każda chwila przybliżała mnie do zrobienia czegoś głupiego, potęgując szaleństwo. Inni czasem towarzyszyli mi w chwilach samotności, kiedy w ciepłej kąpieli pieściłam się sama, ale pojawiali się i znikali bez żadnych szkód dla psychiki, atrakcyjni, w sam raz szybie przekąski. On mnie opętał, jego uroda fascynowała. Młodość i siła. Ruchy godne dzikiego kota. Nie rozumiałam tego i dalej nie rozumiem, bo choć trudno odmówić Fabianowi wdzięku, nie różni się zasadniczo od innych przystojniaków. Zresztą pewnie wiele kobiet przeszłoby obok niego obojętnie…

W moich mokrych snach pojawiał się jeszcze długo po maturze, gdy wyjechał do innego miasta na studia. Zresztą czas przeszły jest tu cokolwiek nieuzasadniony, jeszcze całkiem się nie wyleczyłam. Może nigdy się nie wyleczę.

Minęły raptem trzy lata, a jakże wiele się zmieniło! Zaczęło się od pewnej babskiej imprezy.

Kiedy wychodziłyśmy za mąż, wieczory panieńskie nie cieszył się szczególną popularnością, byłyśmy zresztą zbyt grzeczne i zbyt zapatrzone w narzeczonych, żeby szaleć do utraty tchu i kończyć po raz ostatni w obcych ramionach. Choć trzymałyśmy się razem, nie czułyśmy wielkiej wspólnoty interesów ani potrzeby tworzenia grupy wsparcia, dopiero oddalając się od mężów, zbliżyłyśmy się ponownie do siebie, tworząc własny, zamknięty, babski świat. Oczywiście lepiej późno niż wcale.

I tak brak wieczorów panieńskich na pewnym etapie postanowiłyśmy zrekompensować sobie wieczorami rozwodowymi, fetować wolność, zamiast zniewolenia, ale na tyle dyskretnie, żeby nie wywołało to lawiny pozwów ze strony naszych mężów. Wyznawanie mieszczańskich wartości ma swoje ciemne strony: każde szaleństwo należy starannie zaplanować.

Jako pierwsza rozwiodła się Marta. Wtedy jeszcze dość nieśmiało podeszłyśmy do tematu. Kupiłyśmy nieprzyzwoite ilości lodów i ciast, nieco alkoholu, po czym zamknęłyśmy się w jej wymuskanym mieszkaniu i zrobiłyśmy totalną rozpierduchę, niszcząc należące do Andrzeja przedmioty, rwąc na kawałki ich wspólne zdjęcia, a przede wszystkim opowiadając pierdoły o tym, że zawsze był dupkiem. Gdy nieco oprzytomniałyśmy, dotarło do nas, że ta impreza wyrządziła więcej szkody niż pożytku i przyrzekłyśmy sobie następny rozwód świętować na wesoło.

Zatem kiedy czas przyszedł na Mariolkę, zarezerwowałyśmy sobie cały weekend i wynajęłyśmy apartament w innym mieście, mężom wciskając kit, że jedziemy do SPA. Głównej atrakcji bynajmniej nie stanowiło wbijanie igieł w laleczkę voodoo ani nawet chlanie na potęgę. Główną atrakcję stanowili chippendales’i. Nie sugerowałyśmy się wiekiem, nie szukałyśmy też nic szczególnie kreatywnego, ale Baśka uparła się, że muszą rozebrać się do golasa, co nieco zawęziło wybór. Padło na trzyosobową grupę młodych byczków, pozujących na reklamowych fotkach w skórzanych portkach, muszkach i z cylindrami zasłaniającymi twarze. Trochę się bałam, bo mordki mają jednak znaczenie, ale w sumie po odpowiedniej dawce alkoholu, w doborowym towarzystwie, nawet brzydkie nie przeszkodziłyby mi się dobrze bawić.

A jednak coś przeszkodziło. Strasznie spięłam się, gdy jednym z tancerzy okazał się Fabian, nie tylko starszy, ale też bardziej muskularny niż go zapamiętałam.

– Dzień dobry. – Uśmiechnął się szeroko na mój widok.

Nie odnotowałam zmieszania ani zdziwienia, wydawał się cholernie pewny siebie, nieco zadziorny, jakby miał olbrzymią ochotę zaprezentować przede mną swoje wdzięki. W pełni! Co za bezczelny gówniarz! – pomyślałam i uciekłam do łazienki zaczerpnąć tchu. Poważnie rozważałam zepsucie przyjaciółkom zabawy i wystawienie chłopaków za drzwi. Albo wyjście na spacer na czas ich występu…

Już ubierałam płaszcz, gdy zaniepokojona długą nieobecnością Mariolka postanowiła sprawdzić cóż takiego się stało.

– Znam jednego z nich – jęknęłam przeciągle, jakby ścieżka zawodowa, którą wybrał Fabian była moją winą. – To kolega syna.

– Daj spokój, co za różnica! Raczej nikomu nie powie, gdzie cię spotkał. – Przyjaciółka próbowała wyciszyć moje wątpliwości. – A do śliniących się starych bab zapewne już przywykł.

– Gdyby stanął tu przed tobą chłopak twojej Jadwisi, też nie miałabyś skrupułów? – spytałam prowokacyjnie.

– Najmniejszych! – zapewniła buńczucznie nieźle już wstawiona koleżanka. – Chętnie zobaczyłabym jak staje i sprawdziła, czy potrafi dogodzić mojej księżniczce!

– Serio? – Oniemiałam.

– Pewnie! Przecież się nie wymydli!

Roześmiałam się w głos nieco zażenowana. Nie mam córki i może właśnie dlatego bardziej obrzydliwe wydaje mi się uwodzenie jej chłopaka niż kolegi syna. Prawdopodobnie zresztą to pewnego rodzaju próba wybielania. Cóż z tego, że przedmiot mojej obsesji jest młodziutki, skoro w gruncie rzeczy nikomu nie robię krzywdy? Najwyżej własnemu małżonkowi, tylko kto by się przejmował starym prykiem!

– No dalej, chodź! – Mariola pociągnęła mnie w stronę salonu.

Naprawdę miałam cholerną ochotę zobaczyć jego występ, choć niekoniecznie w towarzystwie koleżanek, ale też strasznie się tego bałam. Bałam się powrotu wcześniejszych nawyków myślenia o nim tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem, fantazjowania przez większość dnia o pełnych ustach pieszczących łechtaczkę. Zdecydowanie fascynowała mnie jego młodość, od samego początku, ale pełnoletniość pozbawiała części skrupułów. W końcu co jak co, ale nie w głowie było mi gwałcenie go… wręcz przeciwnie, wolałabym, żeby to on rzucił się na mnie niczym wygłodniałe zwierzę…

Biłam się jeszcze z myślami, więc Mariolka wezwała pomoc. Wszystkie razem niemal siłą zaciągnęły mnie do środka, tym samym nieco odciążając sumienie. Ostatecznie jakie szanse miałam z bandą ryczących czterdziestek?

Minęła chwila nim zaczął się występ, zdążyłam jeszcze duszkiem wypić kieliszek wina i kilka razy zwątpić w siebie. Niemniej, gdy popłynęłam muzyka i Fabian razem z pozostałymi przyjął pozycję wyjściową, przestałam myśleć. Chłonęłam. Bo choć poziom artystyczny pozostawiał wiele do życzenia – chłopcy poruszali się dość chaotycznie, nie zawsze zgodnie z rytmem, niezsynchronizowani – on od początku patrzył tylko na mnie, wywołując przyjemne dreszcze. Spojrzenie soczyście zielonych oczu było mroczne i pożądliwe, głowiłam się, czy wyuczone w związku z pracą, czy raczej naturalne, wynikające ze szczerego zainteresowania. Jeśli wyuczone, zasłużył na Oscara!

Niezbyt wysoki, acz muskularny, może nawet odrobinę przesadnie, poruszał się z gracją jaguara, ale była w tym niezrozumiała dla mnie furia, pasująca bardziej do przygotowań przed bitwą niż uwodzenia. Ten mrok fascynował. Zawsze lubiłam buntowników za nic mających zasady i konwenanse. Dzikusów. Brakowało tylko wymalowanych na twarzy barw wojennych. Pasowałyby do niego. Choć emanował świeżością, zdecydowanie nie był już chłopcem, a zwierzęcy erotyzm wylewał się każdym porem.

Z przerażeniem skonstatowałam, że nie tylko jestem mokra, ale moje wnętrze wręcz pulsuje w oczekiwaniu na więcej wrażeń. Fabian, podobnie jak koledzy, opadł dłońmi na podłogę i na czworakach, ale bynajmniej nie na kolanach, zaczął zbliżać się ku mnie. Wszyscy trzej się zbliżali, ale każdy upatrzył sobie inną z nas. Największy, prawdopodobnie szef, a przynajmniej lider tej, pożal się boże, trupy tanecznej, Mariolkę, a najsłodszy, błękitnooki szatyn próbował dzielić uwagę między dwie pozostałe. Chyba… nie jestem pewna… bo trudno było mi się skupić na czymkolwiek innym niż na patrzącym mi głęboko w oczy Fabianie, który uśmiechał się szelmowsko, wręcz diabolicznie. Zadrżałam, przekonana, iż wie jak na niego reaguję. Zresztą w tamtej chwili gotowa byłam uwierzyć, że zawsze wiedział o wszystkich moich mokrych fantazjach z własnym udziałem. Głośno przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok. Policzki piekły, musiały zrobić się czerwone, i choć miałam ochotę ze wstydu zapaść się pod ziemię, za nic nie przegapiłabym reszty show.

Gdyby to był jakikolwiek inny facet, uznałabym to zapewne za wulgarne i próbowała zwiększyć dystans, ale do niego wyraźnie lgnęłam, więc obserwowanie z bliska jego przystojnej twarzy sprawiało mi przyjemność. Aż pisnęłam z zachwytu, kiedy oparł się dłońmi o kanapę po obu stronach moich bioder, niemal dotykając kolan spoconym brzuchem, po czym płynnym ruchem uniósł się ku mojej szyi, żeby w dość teatralny sposób ją obwąchać. Sam pachniał mieszanką morskiej bryzy i świeżego potu, aż miałam ochotę przejechać językiem i sprawdzić jak bardzo jest słony. Niemiłosiernie kusiło. Z trudem utrzymałam łapki przy sobie, szczególnie że rozgrzał mnie dodatkowo jego oddech owiewający rozkosznie szyję.

Niestety szybko się odsunął, pozostawiając po sobie jedynie chłód. Jakże ja była głodna jego bliskości! Po prostu nieprzyzwoicie i to znacznie bardziej niż widoku młodziutkiego, atrakcyjnego ciała. Występ zmierzał zresztą ku nieubłaganemu końcowi, bo niemal nadzy – wyłącznie w stringach – kręcili tyłkami tuż przed naszymi twarzami. Zawsze lubiłam męskie pośladki, choć chyba kręciły mnie bardziej w naturalnych sytuacjach, oglądane ukradkiem -– bezwstydnie eksponowane traciły, o dziwo, swoją moc. Ot, kawałek ciała. A może jednak chodziło tylko o to, że wolałam, by Fabian był bliżej i irytowała mnie nagle zwiększona odległość? Trudno powiedzieć.

Ekscytacja wyraźnie wzrosła, gdy odwrócił się, zrobił krok do przodu i gestem zachęcił, bym zdarła z niego majtki, na rzepy oczywiście, więc wystarczyło tylko lekko pociągnąć, a jednak skorzystałam z okazji i wsunęłam palce pod skromne paseczki, po czym przejechałam nimi z boków aż na prężne, twarde pośladki, które mocno ścisnęłam, wbijając paznokcie. Męskość Fabiana drgnęła, choć już wcześniej przypuszczałam, że jest w erekcji albo chociaż półwzwodzie, wyraźnie odznaczająca się pod czarnym materiałem.

Nie wiem, czy ruch bioder miał zwrócić moją uwagę na penisa, czy ponaglić do działania, niemniej pogładziłam jeszcze jędrną skórę – z zazdrością, dodam, moja dawno przestała być młodzieńczo elastyczna – po czy chwyciłam za przód stringów, obmacując przy tym interesujący mnie organ, i szybko pociągnęłam, oswobadzając go zupełnie. Wystrzelił do przodu, niemal uderzając w twarz, długi, żylasty, choć cienki, z niewiele odznaczającą się żołędzią, wciąż do połowy zakrytą napletkiem, za to błyszczącą od soków. Musiało się chłopcu podobać – pomyślałam i tym razem to ja uśmiechnęłam się dość złośliwie. W innej sytuacji wzięłabym go od razu do ust: wyglądał smakowicie, ale ze względu na świadków oblizałam jedynie usta. Fabian aż jęknął. Właśnie wtedy nabrałam pewności, że może być mój.

W przeciwieństwie do psiapsiółek nie zdążyłam się upić, niemniej upoiło mnie pożądanie, chorobliwa chęć posiadania, jakby gówniarz był modną torebką albo ekstrawagancką parą butów. Bodaj pierwszy raz w życiu pragnęłam władzy, nie tylko inicjatywy, ale wyraźnego górowania, dominacji. Czułam siłę, czułam, że zdołam, że wezmę od niego wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy.

– Daj telefon! – stanowczo zażądałam, gdy zbierali się po występie.

Nie oponował, nie pytał, po prostu wyjął z kieszeni swoją komórkę, odblokował i wręczył mi niby od niechcenia. Puściłam sobie sygnał. Myślałam, że napiszę dopiero przed snem albo lepiej następnego dnia, jednak za bardzo korciło, a dziewczyny rozochocały się coraz bardziej i nic nie zapowiadało końca imprezy. Nie siliłam się na subtelność, bezpośrednia i rzeczowa. Bezczelnie wypytywałam, czy każdej klientce wymachuje sterczącym chujem przed nosem i czy świadczy odpłatnie również inne usługi. Kilka razy pojawiały się i znikały trzy kropki świadczące o tym, że pisze, a po dłuższym czasie przyszła lakoniczna odpowiedź: nie. Musiał nieźle główkować nad moim pytaniem.

Co jeśli ja chciałabym zapłacić? – brzmiało kolejne pytanie. Już wiedziałam, że za darmo i z zapałem odda mi we władanie swoje młode ciało, ale chciałam również jego dumy. Godności. Honoru. Chciałam go upokorzyć. Nagle zamilkł. Miałam nadzieję, że bije się z myślami, a nie po prostu jest zajęty. Zwykle cisza po drugiej stronie mnie frustruje, tym razem cieszyła. Nie dopuszczałam myśli, że podobnym zachowaniem go zniechęcę, wyglądał na śmiałka gotowego podjąć grę.

I podjął ją. Trwało to kilkanaście godzin, ale trafił w dziesiątkę, odpisał: jeśli Cię to kręci. Skarciłam gówniarza za spoufalanie, więc poprawił się: jeśli Panią to kręci. Aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Tak, zdecydowanie chciałam, żeby zwracał się do mnie per pani i to niezupełnie ze względu na różnicę wieku.

Właśnie tak zaczęła się nasza mała przygoda. Choć przynajmniej kilka razy obiecywał bezwzględne posłuszeństwo, na żywo nie bardzo panował nad instynktami, bardziej narwany i mniej doświadczony niż sobie wyobrażałam.

Pierwszy raz spotkaliśmy się w mieszkaniu przyjaciółki, która wyjechała na zagraniczną delegację i zostawiła mi klucze na wszelki wypadek. Mała, zagracona kawalerka blisko centrum, bez żadnych zasłon czy żaluzji nie zapewniała zbyt wiele intymności, czułam się obserwowana, choć to w pewnym stopniu również ekscytowało. Pierwszy raz w życiu zdradzałam, ryzykowałam dobrym imieniem i stabilnym związkiem, gdybym przeanalizowała sytuację na zimno, bez wątpienia uznałabym, że nie warto, moja odnowiona obsesja wykluczała jednak wszelką kalkulację. Po prostu musiałam go mieć. Posiąść.

Zapukał do drzwi tak punktualnie, jakby pod nimi stał, odliczając minuty do wyznaczonego czasu. Wyglądał obłędnie po prostu w dżinsach i białej koszulce, świeży, młody i naturalny, niemniej od razu kazałam mu się rozebrać. Bez kokieterii. Po niepewnym uśmiechu wnioskowałam, że lepiej czuje się bezczelnie kusząc. Zaskoczyło mnie, że spuścił wzrok.

Nigdy nie spytałam, jak wiele kosztowało go posłuszne wykonywanie rozkazów, ale podobało mi się, że robił to z ociąganiem, czasem zaciskając zęby, i nie miał śmiałości patrzeć mi prosto w twarz. Wątpię, żeby udawał.

Gdy był zupełnie nagi, zażądałam by klęknął, a później urządziłam małe przesłuchanie. Interesowało mnie, czy ma dziewczynę, z iloma kobietami spał i czy będą problemy, jeśli zostaną ślady, ale też czy kiedykolwiek o mnie fantazjował. Fantazjował. Aż zrobiło mi się gorąco! Już wtedy, gdy śliniłam się na widok jego dorastającego ciała! Bardzo chciał, żebym była jego pierwszą i nauczyła wszystkiego, co trzeba. Swoją drogą po latach też nie obeszło się bez nauki, bo wcześniej uprawiał jedynie prostacki seks na zasadzie wyjmij-włóż z przypadkowymi napalonymi małolatami. Stałe związki więcej uczą, ale cóż…

Dotykany nieznacznie drżał pod moimi palcami, mimo że trzymałam się z dala od penisa, skupiając raczej na szyi i plecach, na muskularnych ramionach i kusząco krągłych pośladkach. Nie wiem czy kiedykolwiek, nawet znacznie młodsza i znacznie ładniejsza, dotykałam równie przystojnego mężczyznę. Zamierzałam nacieszyć się w pełni tą nieoczekiwaną przyjemnością. W końcu kiedy, jeśli nie teraz?

Wsunęłam palce w modnie ostrzyżone i wypielęgnowane włosy – okazały się jedwabiście miękkie, co wzbudziło moją zazdrość! – a następnie zacisnęłam pięść i odciągnęłam głowę Fabiana do tyłu. Spojrzałam w przymglone zielone oczy, chłopak wydawał się ledwo przytomny, rozmarzony. Lekko rozchylone usta kusiły. Nie powstrzymałam się, zbliżyłam swoje i zaczęłam łapczywie całować. Odpowiedział tym samym, zachłanny i nieporadny. Wbrew rozkazom, nie powstrzymał się i chwycił mnie za biodra. Niecierpliwy dzieciak. Przerwałam i wyszeptałam:

– Spokojnie, pozwól mi prowadzić…

Musiałam jeszcze powtórzyć prośbę i stanowczo odepchnąć jego dłonie, bo nie od razu załapał. Spiął się, z wyraźnym trudem oddając kontrolę, a wtedy chwyciłam penisa, sterczącego od samego początku i wykonałam kilka płynnych, rytmicznych ruchów. Wręcz oniemiałam, gdy jęknął przeciągle i spuścił się jak nastolatek, zachlapując gorącą spermą moje nogi.

– Szczeniak – warknęłam. – Będziemy musieli popracować nad twoją samokontrolą.

W gruncie rzeczy przedwczesny spust połechtał moją próżność, musiał być nieźle nakręcony, na dodatek bynajmniej nie stracił erekcji. Ech, młodość! Doświadczenie ma ogromne znaczenie, ale kondycja i poziom hormonów również.

Sama też przez chwilę poczułam się niczym nastolatka, nagle lekka i młoda, pozwoliłam by kontrolę przejęła wygłodniała picz. Pchnęłam Fabiana na ziemię, drżącymi rękoma rozdarłam opakowanie kondoma i sprawnie ubrałam go na wciąż rozkosznie sztywnego penisa. Nawet nie zdjęłam majtek, po prostu odciągnęłam je na bok i płynnym ruchem nadziałam się, mokrą piczą opadając na wygolone podbrzusze chłopaka. Jęknął i wyciągnął dłonie w kierunku moich bioder, tym razem nie tylko je odepchnęłam, ale wręcz chwyciłam za nadgarstki i pochylając się do przodu, przyszpiliłam do podłogi.

– Nie ruszaj się – syknęłam, gdy zaczął pode mną wierzgać.

Znałam swoje potrzeby, miałam ulubione tempo, ulubiony kąt, potrzebowałam tylko chwili, żeby złapać rytm i sięgnąć po spełnienie. Pierwszy raz traktowałam mężczyznę równie przedmiotowo i muszę przyznać, że szalenie mi się to podobało. Zamknęłam oczy, skupiona na doznaniach. Żadne dildo nie umywa się do żywego, ciepłego penisa, który drga i pulsuje w twoim wnętrzu, szykując się do wystrzału i przybierając swoje maksymalne, rozpychające rozmiary. Przez moment myślałam, że nie zdążę, że dzieciak dojdzie pierwszy i popsuje zabawę, ale jednak udało się. Rzutem na taśmę.

Orgazm ściął mnie z nóg, intensywny niczym uderzenie bejsbolem w potylicę, więc po prostu opadłam na muskularny tors Fabiana, niewiele robiąc sobie z tego, że może mu być niewygodnie. Objął mnie ramieniem i cierpliwie służył za materac, póki sama nie zdecydowałam się zmienić pozycji. Jego ciało było tak inne od tego, do czego przywykłam! Większe, twardsze, bardziej gładkie. I rozkosznie pachniało! Młodością.

Nigdy nie przypuszczałam, że zdradzając męża, poczuję się bardziej na swoim miejscu niż we własnym łóżku, ale prawda jest taka, że dokładnie to poczułam. Władza przemieszana z podnieceniem po prostu upajała.

Gdy się ubierałam, pożerał mnie wzrokiem, nadal leżąc nago na podłodze. Obślizgły, sflaczały penis ani drgnął, niemniej w oczach chłopaka mogłam dostrzec uwielbienie. Jakże dawno mąż tak na mnie nie patrzył! Choć poczułam rozczulenie, pamiętałam o potrzebie budowania dystansu. Zachowywałam się, jakby nic się nie stało. Poprawiłam fryzurę i makijaż, ignorując zupełnie obecność Fabiana. Dopiero tuż przed wyjściem podeszłam bliżej, stanęłam nad nim, ostentacyjnie otworzyłam portfel, wyjęłam banknot dwustuzłotowy i rzuciłam mu go w twarz, chłodno żądając:

– Zatrzaśnij za sobą drzwi.

Nadal spotykamy się regularnie, za każdym razem pędzę do niego podekscytowana niczym nastolatka na koncert ulubionej kapeli, a później na miejscu ćwiczę samą siebie w cierpliwości, znęcając się przy okazji nad młodym, seksownym ciałem oddanym mi bez żadnych warunków i zastrzeżeń. Władza daje mi siłę, wiecznie sterczący kutas spełnienie. Iście upajająca mieszanka!

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Krótkie, treściwe, smakowite.

Cieszę się, że się podobało 🙂

Aniu,

bardzo cieszę się, że po przerwie wróciłaś do pisania. I jak widać przez te pół roku pióro Twe nie uległo stępieniu ani nie straciło piór 🙂 Opowiadanie uderza autentyzmem – odmalowałaś bardzo wiarygodny portret bohaterki, kobiety dojrzałej, która właśnie osiąga najwyższy poziom swojego libido (poziom, który mężczyźni osiągają właśnie koło 20-tki) i zaczyna urzeczywistniać fantazje, które przedtem kontemplowała jedynie w samotności wanny. Jednocześnie jako członkini wyższej klasy średniej nie szczędzi sobie słów krytyki – w końcu występuje przeciwko podstawowym regułom mieszczańskiego życia, ryzykując właściwie wszystkim, co udało jej się dotąd zbudować.

Przeczytałem z podziwem. Sam chciałbym umieć tworzyć paroma machnięciami pióra tak charakterne postacie.

Pozdrawiam
M.A.

Czyżbyś też nabrał ochoty na romans z młodym chłopcem? ;p Bo mam nadzieję, że kilku Czytelników lub Czytelniczek przekonałam, że to fajna rzecz…

Skąd taki pomysł, Aniu? Chyba już na zawsze pozostanę przy swoim nudnym cishecie… Zazdroszczę talentu do budowania postaci – jednak raczej damskich, niźli męskich 😉

Pozdrawiam
M.A.

Ja tam nigdy nie zakładam a priori, że ktokolwiek jest heteronormatywny… szczególnie, że seksualność jest płynna.

Obawiam się, że nie aż tak płynna jak twierdził Kinsey i jego uczniowie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Kinsay i jego poglądy w zderzeniu z obecnymi czasami, odchodzą już powoli do lamusa. Są mocno uproszczone i skupiają się wyłacznie na zachowaniach. I tak – seksualność jest płynna.

Próbuję zrozumieć. Chodzi o to, że w warunkach kryzysu klimatycznego i triumfu ideologii antygender („w zderzeniu z obecnymi czasami”) opis przemiany pokoleń galasówek uwzględniający zjawisko partenogenezy obligatoryjnej (poglądy K.’a) przestaje być aktualnym? 😉

Fascynujące opisanie dojrzałego kobiecego erotyzmu. Nie lubię za bardzo bohaterki, ale czuję, że na jakimś poziomie ją rozumiem. Mam jednak nadzieję, że gdy osiągnę jej wiek nie będę tak cyniczna i zgorzkniała jak ona.

Cyniczna zdecydowanie czy zgorzkniała, nie wiem… może… w każdym razie nieczęsto staram się, żeby moi bohaterowie wzbudzali sympatię i przyznam, że nie bardzo rozumiem czemu niektórzy Czytelnicy wyraźnie oczekują sympatycznych postaci. One zwykle są nudne…

Serdecznie pozdrawiam

A.

Przykład: Kobiety, które określają się jako homoseksualne, niejednokrotnie miały w młodości więcej doświadczeń seksualnych mężczyznami niż kobiety hetero. Eksperymentowały, próbowały się zmienić, poznawały siebie, ale to, że kochały kobiety było niezmienne. I formowało ich seksualną tożsamość. Zatem, orientacja seksualna jest przede wszystkim preferencją emocjonalną, z której wynika wszystko, co wiąże się z pożądaniem, fascynacją i przyjemnością seksualną. Nie chodzi o to, z kim chodzimy do łóżka, ale o emocje jakie nam towarzyszą.
Seksualność, zwłaszcza kobieca, jest bardzo złożona, bo mamy mnóstwo czynników: zaangażowanie emocjonalne, ciekawość przyjemnościowa, faza życia, sposób wychowania, to one decydują jaka będzie ekspresja seksualna. Klasyfikacje w tym wymiarze są zbędę, albo nawet trudne do określenia. Każdy z nas szuka swojej tożsamości seksualnej, a kiedy już ją znajdzie, kiedy odkryje, to może ja określić, może zdefiniować, nazwać, ale nie musi tego wale robić. Tożsamość seksualna nie musi być jednoznacznie opisana, bo jeśli nam z nią dobrze i mamy sposób na realizowanie siebie, to wszystko jest ok.

Czyżby tu ktoś fantazjował o uprzedmiotowieniu mężczyzn? 😉
„niektórzy Czytelnicy wyraźnie oczekują sympatycznych postaci. One zwykle są nudne…” – to prawda. 😉

Przecież uprzedmiotowienie jest złe tylko wtedy, gdy dopuszczają się go męskie, szowinistyczne świnie 🙂

W Niemowym-landzie sprawa jest jasna: Männer sind Schweine (https://en.m.wikipedia.org/wiki/M%C3%A4nner_sind_Schweine), taki po prostu jest porządek rzeczy. A u nas w Lachostanie może są inne, lepsze normy. Nie wiem. 😉

Odnoszę wrażenie, że te komentarze powinnam odczytywać w kontekście mojej krytyki „Niemej sauny”. Jeśli tak, źle wybraliście tekst z mojej twórczości, bo jest jedna zasadnicza różnica w fabule. Ja wiem, że ten drobiazg umyka wielu mężczyznom, ale tu nie chodzi o uprzedmiotawianie lub nie, a o konsensualność. W moim tekście bohater wraża świadomą zgodę, w tamtym opowiadaniu bohaterka udziela wyraźnej odmowy.

Konsensualność? Całkiem możliwe.
„wolałabym, żeby to on rzucił się na mnie niczym wygłodniałe zwierzę…” Tutaj bohaterka sobie mokro marzy o niekonsensualnym zwierzu, a tam narrator zwierzem nazywa jednego z bohaterów.

No a jeśli komentarzy tutaj nie czytać przez pryzmat innego opowiadania? Czyż nie jest prawdą, że niektóre postacie, np. sympatyczne lub – dodam – typowe, stereotypowe, przeciętne, są nudne?

Przeciętni ludzie nie istnieją 😝

A fantazje o niekonsensualnym zwierzu czy wręcz o gwałcie, wcale nie oznaczają, że osoba fantazjująca naprawdę chce zostać zgwałcona.

„nie oznaczają, że osoba fantazjująca naprawdę chce”
Naprawdę? Myślę jedno, mówię drugie, a naprawdę to chcę jeszcze czegoś trzeciego? „Tak” nie zawsze znaczy „tak”, a „nie” nie znaczy „nie”? Nie należy czytać myśli narratora pierwszoosobowego dosłownie? Ciekawe. 😉

Ech, że też muszę tłumaczyć takie rzeczy. Fantazje to fantazje, wiele z nich jest po prostu nierealizowalnych. Wiele kobiet fantazje o mężczyźnie, który bierze je siłą, tyle że nie chodzi o jakiegokolwiek mężczyznę w jakimkolwiek miejscu i czasie. Gdyby sprecyzować te fantazje, pojawiłoby się tyle zastrzeżeń i warunków, że nawet czytając fantazjującej w myślach nie sposób byłoby je spełnić.

„Wiele kobiet fantazje o mężczyźnie, który bierze je siłą”
Nie wierzę. Są na to jakieś dowody?

Jeśli z czegoś się tłumaczyć, to z pierwszego zdania tego opowiadania. 😉
„Uwielbiam „Absolwenta”, zawsze uwielbiałam, choć nigdy nie identyfikowałam się z żadnym z bohaterów”.
Jak rozumieć przeciwstawienie pierwszej części zdania – o uwielbieniu dzieła literackiego, drugiej części – o identyfikowaniu się z bohaterem? Czy regułą jest, że podobają się tylko te teksty, w których czytelniczka – narratorka opowiadania – identyfikuje się z jakimś/jakąś bohaterem/bohaterką? Dodam: infantylnie się identyfikuje.

Za to z drugiego zdania i chyba ze wszystkich następnych tłumaczyć się nie trzeba. „W gruncie rzeczy za młodu uważałam opowieść za nierealną, bo…” To normalne, że za młodu wiele rzeczy wydaje się nierealistycznymi. Dopiero z biegiem czasu człowiek się uczy. 😉

Napisz komentarz