Prawo pierwszej nocy (nora)  4.43/5 (18)

7 min. czytania

Ilustracja: Paul-Émile Bécat

Poniższe opowiadanie pierwotnie zostało opublikowane na łamach portalu Dobra Erotyka.

Skuliła się w kącie przestronnej kamiennej izby, najbardziej oddalonym od ciężkich dębowych drzwi. Przez otwarte szerokie okno wlewało się pomarańczowożółte ciepłe światło chylącego się ku zachodowi słońca. Powietrze pachniało świeżo skoszoną łąką. W oddali słychać było przedwieczorne piski jaskółek przeplatające się z pokrzykiwaniami służby, uwijającej się przy ostatnich wieczornych zajęciach, śmiech dworskich dziewcząt i tubalne głosy mężczyzn.

Pomieszczenie, w którym przebywała, a do którego przyprowadziły ją służące, znajdowało się po zachodniej stronie okazałego zamczyska. Zimne za dnia kamienie wieczorem nagrzewały się, uwalniając zapach porastającego je od zewnątrz mchu. W środku stało niewiele mebli. Wystrój był raczej surowy, by nie rzec ascetyczny. Widać było, że izba należy do mężczyzny. Obok dużego okna stała drewniana niewielka szafka, na niej dzban na wodę. Obok mały, wyściełany miękkim materiałem fotel. Na przeciwległej ścianie wisiał tkany kilim przedstawiający jakąś mitologiczną scenę, a na nim kilka sztuk białej broni. W rogu stał wysoki kaflowy piec, ogrzewający pomieszczenie w okresie chłodów. A na środku, przesunięte nieco pod ścianę, szerokie, masywne, ciemne łóżko z wysokim, prosto zdobionym wezgłowiem. Łoże było świeżo zaścielone białą, haftowaną kobiecymi dłońmi pościelą, nakryte w nogach ciężką aksamitną, ciemnozieloną kapą.

Choć od dawna próbowała oswoić się w myślach z tą chwilą, przygotować na nią, bała się tego, co miało nastąpić.

Drżała. Ciemne włosy opadały miękkimi kosmykami na drobne ramiona, którymi ścisnęła kolana, próbując skulić się jeszcze bardziej, jakby zginąć, wtopić się w szare tło ściany. Biała lniana suknia, w którą przyodziały ją kobiety, nie chroniła przed chłodem ciemnej, marmurowej posadzki. Wciąż miała przed oczami Franciszka, swego dopiero co poślubionego męża i jego smutny uśmiech. Radość zaślubin mieszała się w nich obojgu ze smutkiem rozstania. Rozstania tylko na jedną noc, lecz jakże ważnego i jakże bolesnego. Ich rodziny były zbyt ubogie, by wykupić młodych od starego, feudalnego obyczaju, wciąż jeszcze jednak praktykowanego w siedemnastowiecznej Francji, ius primae noctis. Po tej nocy już zawsze mieli być razem.

Ściemniało się. Powietrze stawało się chłodniejsze niż za dnia, lecz ciągle jeszcze ciężkie i wilgotne, jak zawsze w tym rejonie o tej porze roku, późnym latem. Izbę zaczął wypełniać zapach rozmarynu, dzikiej mięty i bazylii. Do życia budziły się ćmy, trzepocząc skrzydłami. W oddali pohukiwały sowy, jakby się przekomarzając. Ludzie z wioski nie ufali tym ptakom.

Czas oczekiwania potęgował lęk dziewczyny. Katarzyna nie potrafiła uspokoić myśli, serce szamotało się w jej w dziewczęcej piersi.

Jęknęła przerażona, usłyszawszy na schodach ciężkie, męskie kroki. Jej pan nadchodził. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem ciężkiej, mosiężnej klamki. Wiele razy widziała panicza Jana, podczas prac w dworskich włościach, nigdy jednak nie przyglądała mu się z bliska.

Do izby wszedł wysoki, może trzydziestopięcioletni mężczyzna. Wyprostowana, mocno zbudowana sylwetka, mięśnie rysujące się pod cienkim materiałem koszuli, wskazywały, że Jan nie stronił od męskich zajęć. Polowania, wyprawy w nieznane z przyjaciółmi, a czasem również karczowanie lasu czy pomoc przy pracach w polu. Nie był szlachcicem gardzącym pospólstwem. Może nie traktował chłopów jak równych sobie, ale widział w nich prostych, ciężko pracujących ludzi. Cenił ich wysiłek. Opalona południowym słońcem twarz była spokojna i harmonijna. Lekko uśmiechnął się na widok przestraszonej dziewczyny. Odstawił na szafkę świecznik, który przyniósł ze sobą. Radosny płomyk świecy zatańczył w ciemnym pomieszczeniu.

Oczy Katarzyny wyrażały przerażenie i uległość zarazem. Pogodziła się już ze swoim losem. Co nie oznaczało jednak, że przestała się bać. To miała być jej pierwsza noc z mężczyzną. Z mężczyzną, którego nie kochała i prawie nie znała. Podczas gdy w domu czekał jej młody, zrozpaczony mąż.

Jan podszedł do niej powoli.

– Wstań – powiedział.

Dziewczyna zamarła w bezruchu, wpatrując się niemo w podłogę. Chwycił więc jej zimną, spoconą dłoń i lekko uniósł w górę. Delikatnie podprowadził w światło świecy.

Katarzyna stała przed nim odziana jedynie w długą, sięgającą prawie do kostek, lekko wymiętą suknię. Cienką na tyle, że było widać harmonijny zarys jej młodego, dziewczęcego ciała.

Przyglądał się jej uważnie, powoli przesuwając wzrok. Dawno nie widział u chłopki tak subtelnego piękna. Zauważył, że jej pełne, bladoróżowe usta lekko drżały. Małe dłonie zaciśnięte w piąstki, jakby kurczowo trzymały się nadziei, że może pan Jan jednak niczego nie zechce. Może, może…

– Nie bój się, dziewczyno. Nie zrobię ci krzywdy. – Nie mógł oderwać wzroku od napęczniałych, jędrnych piersi, które kuliła w ramionach, usiłując się lekko zgarbić, by ukryć rozkwitłe już pąki. Emocje sprawiły, że małe, różowe sutki stwardniały, unosząc materiał koszuli.

Jan poczuł napływającą, jakby wbrew jego woli, żądzę. Dawno już chciał zakazać tego zwyczaju, tak ochoczo praktykowanego przez przodków. Coś jednak sprawiło, że nie wydał oficjalnego zarządzenia w tej sprawie. Być może dlatego, że coraz rzadziej dochodziło do sytuacji, że rodziny pary młodej nie były w stanie uiścić tradycyjnej daniny. Mało kiedy dochodziło do zapłaty w naturze.

Wzrok mężczyzny błądził po przyodzianym jeszcze ciele młodej chłopki. Stała, być może z obawy przed utratą oparcia, z lekko rozstawionymi nogami, tak że łuna bijąca od palącej się świecy tańczyła między jej udami, oświetlając zarys włosów łonowych i wyraźnych, ale niewielkich warg.

Nie potrafił przestać patrzeć. Poczuł, że powoli sztywnieje.

Katarzyna zdała sobie sprawę, że oddech obserwującego ją mężczyzny przyspieszył. Nadal nie potrafiła unieść wzroku. Stała tylko z lekko pochyloną głową, wpatrując się w ciemną, gładką posadzkę. Nie czuła już nawet chłodu podłogi, mimo że była boso. Trwała w odrętwieniu.

Jan zbliżył się do niej.

– Popatrz na mnie. Chcę, żebyś spojrzała na mnie – powiedział powoli.

Katarzyna powoli uniosła wzrok. Zobaczyła ciemne, odważne oczy Jana. To były oczy kogoś dobrego, wrażliwego. Tak jej się wydawało. Wstąpiła w nią ponownie nadzieja, że może nic się tej nocy nie stanie. Że będzie mogła wrócić do swego Franciszka…

W tym momencie Jan szybkim ruchem, ruchem, nad którym nie potrafił, a może nie chciał już zapanować, podwinął jej dziewiczą, białą suknię do góry. Chwycił za prawą pierś. Dziewczyna jęknęła, cofając się gwałtownie.

Naparł na nią. Zacisnął dłoń mocnej. Czując gwałtownie rosnące podniecenie, objął ją ramieniem. Drugą ręką ścisnął pośladki. Po czym powoli, delikatnie zanurzył palce między nie.

– Nie bój się. Nie będzie bolało. Obiecuję. Jesteś… Nie bój się…Nauczę cię… – wyszeptał rwącym się, gardłowym głosem.

Nagle cofnął się, oddychając ciężko.

– Rozbierz się – powiedział stanowczym tonem.

Katarzyna posłusznie opuściła lnianą koszulę. Pozwoliła jej spocząć miękko u jej stóp. Podniosła oczy. Mężczyzna stał przed nią nago. Jego penis sterczał nabrzmiały i sztywny.

Jan zbliżył się do niej. Wziął ją na ręce. Skuliła się raz jeszcze w jego ramionach, ale ze zdumieniem poczuła, że paniczny dotąd lęk jakby zelżał. Zastąpiło go zrezygnowanie.

Położył ją na świeżej, chłodnej pościeli. Zamknęła oczy. Zacisnęła je mocno. Nie chciała czuć niczego. Jednak ciepło dużych, męskich dłoni na podbrzuszu nie pozwoliło jej zamknąć się na te wymuszone doznania. Niżej, coraz niżej. Rozsunął jej białe uda. Palce błądziły między wargami, czasem, jakby przypadkiem, muskając łechtaczkę.

Poczuła uderzenie ciepła spowijające całe jej ciało. Opanowało ją wrażenie błogości, wbrew jej woli. Wypełniło jej wnętrze. Nie otwierała oczu. Gdy Jan spojrzał na jej twarz, zobaczył tylko, że miała lekko rozchylone usta.

Włożył w nią palec. Najpierw sam czubek. Była śliska, wilgotna i nabrzmiała. Wyjął go i kazał jej skosztować. Zaskoczona otworzyła oczy.

– Obliż.

Penetrował wnętrze jej ust. Miękką wyściółkę policzków, delikatny język. Ssała jego palce, pieściła je. Znowu zamknęła oczy.

Szybkim ruchem wsunął w nią trzy palce prawej dłoni. Druga ręka zabłądziła między pośladki. Palec wskazujący zagłębił się w otworek między nimi.

Westchnęła, wstrzymując na chwilę oddech.

Delikatnie ale stanowczo wsuwał i wyjmował palce z ciepłej szparki. Zaczął intensywniej drażnić łechtaczkę. Pocierał ją szybkimi ruchami opuszków, zataczając niewielkie koła.

Dziewczyna wygięła się w łuk, zamknięte powieki zacisnęły jeszcze mocnej, tym razem z rozkoszy. Dłonie wczepiły w prześcieradło. Katarzyna czuła, jak jej ciało, ciche dotąd i jakby zamknięte, otworzyło się pod wpływem męskiego dotyku. Pragnęła tego więcej i mocniej. Zacisnęła uda zroszone kropelkami potu. Jan stanowczym ruchem rozwarł je dla siebie.

– Szerzej! Otwórz się, pozwól mi, proszę…

Była mu uległa. Poczuła, jak nabrzmiały członek przesuwa się między mokrymi wargami w górę i w dół. Chciała tego. Nowe, nieznane dotąd doznanie sprawiło, że przepełniała ją rozkosz, nie panowała nad zmysłami. Jan patrzył prosto w jej piwne oczy, teraz już szeroko otwarte. Rozchylone usta zachęcały do pocałunku.

– Odwróć się i klęknij – nakazał gardłowym głosem.

Pochylił się nad nią. Czuła na szyi jego szybki gorący oddech. Lewą ręką złapał ją za włosy, okręcając je sobie wokół dłoni, prawą przysunał do siebie. Drażnił łechtaczkę. Nabrzmiały członek ocierał się o pupę.

Jan mocno chwycił jej dziewiczą cipkę. Wymierzył kilka delikatnych uderzeń. Przyciągnął dziewczynę jeszcze bliżej do siebie i wszedł w nią gwałtownie, decydowanie, przełamując opór ciała. Poczuła krótki, przenikliwy ból. Krzyknęła. Potem już czuła w sobie mężczyznę. Pierwszy raz w życiu.

Zaczął poruszać się powoli, zanurzając coraz głębiej z każdym kolejnym pchnięciem. Klęczała przed nim, opierając się o wezgłowie łóżka. Intuicyjnie wypiąpszy pośladki, coraz zuchwalej przyjmowała go w siebie. Poruszał się szybciej i szybciej, spazmatycznie łapiąc oddech.

Wychodził prawie do końca, by zaraz zanurzyć się całkowicie w jej rozdziewiczonym przed chwilą ciele. W końcu puścił jej włosy. Chwycił biodra obiema rękami. Brał ją mocno, szybkimi, gwałtownymi ruchami, niczym zwierzę opanowane przez instynkt. Należała do niego, miał nad nią władzę, była jego poddaną.

Gorące, nocne powietrze przeszył jęk rozkoszy. Opadł na nią całym ciężarem ciała.

Spocone ciała ocierały się o siebie jeszcze przez kilka długich chwil. Pan i poddana dyszali jednakowo ciężko.

Wpił się w jej usta, tym razem już bordowe. Odwzajemniła pocałunek kochanka.

Ciepły powiew wiatru zgasił płomień świecy.

Oddechy uspokoiły się stopniowo. Zapadła cisza. Słychać już było tylko trzepot skrzydeł zabłąkanej ćmy. Dziewczyna leżała u boku swojego pierwszego mężczyzny, otulona jego zapachem, spokojna…

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Opowiadanie jest krótkie, a jego fabuła dość prosta (mimo nieoczywistej kreacji Jana). Przede wszystkim jednak styl, w jakim zostało napisane jest urokliwy, literacki, plastyczny. Przemawia do wyobraźni i do zmysłu piękna. Zapada głęboko w pamięć wdziękiem poszczególnych fraz. Polecam gorąco.

Pozdrawiam
M.A.

Ładnie napisane, fabularnie ubogie. Chciałoby się więcej, a tu już koniec. Szkoda, bo mogłaby z tego powstać naprawdę ciekawa historia. Chętnie dowiedziałbym się więcej o obojgu bohaterach. A tak powstała bardziej impresja niż opowiadanie z prawdziwego zdarzenia.

Opowiadanie krótkie, można by wręcz powiedzieć, że ascetyczne… fabularnie. Taki był jednak najwidoczniej zamysł Autorki, by skupić się na jednym tylko temacie. Pomimo tego, widać pewne zarysy otaczającego świata. Postać Katarzyny dość schematyczna (niewinna, przerażona dziewczyna, zmuszona feudalnym prawem do poddania się woli dziedzica), ciekawiej prezentuje się Jan – szlachcic traktujący poddanych jak istoty ludzkie, myślący o formalnym zniesieniu prawa pierwszej nocy, z którego jednak ostatecznie korzysta, ulegając porywowi żądzy. Fabularnie dałoby się z tego pomysłu wykroić znacznie bardziej rozbudowaną opowieść, ale to już wola i wybór Autorki.
Pod względem technicznym i językowym można wskazać pewne niedoróbki, np. zbyt wiele czasownika „być” oraz zbędne zaimki. Osobiście pominąłbym również zbyt szczegółowe opisy, np. wystroju komnaty.
Pozdrawiam i życzę dalszych, udanych opowiadań (bo obecne za takowe uważam)

Ja natomiast myślę, Neferze, iż właśnie w pięknych opisach kryje się cały czar tego opowiadania – jak sam zauważasz fabuła jest szczątkowa, portrety psychologiczne bohaterów szczątkowe. Co pozostaje? Nastrój oraz styl. A te w moim przekonaniu stoją na wysokim poziomie.

Pozdrawiam
M.A.

Zdecydowanie zmarnowany potencjał!

Napisz komentarz