Lilly (Ania)  3.63/5 (10)

9 min. czytania

NFGphoto, „Liz”, CC BY 2.0

Proszę, zrobię, co tylko zechcesz… – Lilly wpatruje się w zmieniający właśnie barwę ekran komórki. Wie, że rozmówca nie będzie nachalny, ale też nie odpuści. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłaby zmiana numeru. Nie zna nawet jej prawdziwego imienia, tym bardziej miejsca zamieszkania czy wykonywanego zawodu. Spotkali się kilka razy, starała się jednak nie zostawiać śladów. Ostatecznie, nieprzyzwoicie młody i naiwny, miał na zawsze pozostać tylko zabaweczką. Wibratorem. Nic nie poradzi, że jest wybredna i nie potrafi zadowolić się standardowymi, silikonowymi zabawkami wspomaganymi konsumowaniem najlepszego choćby porno. Potrzebuje interakcji, drugiego człowieka, słów i emocji, potrzebuje poczucia władzy.

Dla chwilowego rozładowania napięcia wystarczą substytuty rozmowy, czy to prawdziwe, czy tylko pisane, ale koniecznie z odpowiednią osobą, a trzeba przyznać, że szczeniak jest wygadany! Czasem jednak pojawia się głód, niemożliwy do ugaszenia inaczej, niż przez poddanie się najniższym instynktom. Nawet ona: silna i niezależna, singielka z przekonania, potrzebuje po prostu poczuć w sobie kutasa, nadziać się na pal do bólu rozpychający rzadko używane wnętrze.

Trzy miesiące temu, jeszcze przed ich poprzednim, z założenia pożegnalnym spotkaniem, postanowiła zakończyć tę relację. Tyle, że rozum swoje, a pizda swoje. Trochę jak z odchudzaniem – gdy wiesz, że ci nie wolno, pudełeczko czekoladek kusi bardziej. Podjadasz. Wmawiasz sobie, że tylko jedną, że ta będzie ostatnia, całą resztą skarmisz gości albo wyrzucisz. Nic z tego! Zjadasz wszystkie, a przy najbliższych zakupach, mimo poczucia winy, sięgasz po dwa opakowania. I nie, nie uda ci się nimi delektować ani nagradzać co dzień jedną za cały dzień postu, jak świnia zeżresz wszystkie na raz!

Właśnie tak kompulsywnie Lilly z rzadka, bo z rzadka, ale sięgała po spragnionego odrobiny uwagi młodego byczka, nie wiedzieć czemu niepotrafiącego przygruchać sobie jakiejś rówieśnicy, za to deklarującego wobec niej pełne oddanie. Nie żeby czegoś jej brakowało, inteligentna, piękna i oczytana, najlepsze lata ma jeszcze przed sobą. Nic dziwnego, że podnieca gówniarza, wszyscy się za nią oglądają! Szczególnie za jej imponująco umięśnionym tyłkiem. Warto było zainwestować w trenera osobistego! Zresztą chłopak, no niestety niezbyt hojnie obdarzony przez naturę, potrafił godzinami przerabiać pozycje Kamasutry. Również te najbardziej karkołomne. Unosił ją przy tym niczym piórko, a przecież choć szczupła, ważyła trochę. Niestety postanowił się ożenić. Szkoda.

Znający swoje miejsce, szesnaście lat młodszy kochanek, świadomy, jak bardzo zajętą jest kobietą (sukces przecież sam się nie odniesie!), przez pierwszy miesiąc nie śmiał wspomnieć nawet o spotkaniu, zadowalając się rzucanymi ochłapami. W końcu jednak napomknął, że dawno się nie widzieli, a teraz już otwarcie skamle, co jest o tyle perfidne, że Lilly uwielbia, gdy pełza u jej stóp. „Zrobię wszystko” sprawia, że momentalnie wilgotnieje, a wyobraźnia zaczyna pracować nad scenariuszami, które zaprzeczą jego słowom, postawią poprzeczkę zbyt wysoko i każą odszczekać to bezczelne i pewne siebie „wszystko”.

Przed chwilą próbowała wykorzystać seksualnie jego elokwencję, ale gdy wspomniał, że tęskni (cóż za sentymentalne sformułowanie!), podniecenie ustąpiło irytacji. Nie po to są zabawki, żeby rościć sobie jakiekolwiek prawa. Chcieć. Żądać. Nalegać. Nawet błaganie musi trafić na podatny grunt. Nastrój. Dziś natomiast wszyscy wyprowadzali Lilly z równowagi swoimi wygórowanymi wymaganiami (czyżby to szalejące hormony?). Ciężar złożony na jej barkach wydawał się za duży, jakby była Atlasem, którego ramiona uginają się pod ciężarem nieba. I na dodatek to pieprzone jebadełko, niepotrzebnie komplikuje sytuację! A przecież wystarczyło by jeszcze tylko kilka dosadnych, wulgarnych słów, kilka ruchów nadgarstkiem…

Po raz kolejny zerka na wyświetlacz. Desperat! Pewnie od ich spotkania żadnej nie wyruchał. A zdecydowanie powinien! Żeby nabrać nieco doświadczenia. Nieporadność na początku była nawet urocza, ale już znudziła się jej rola nauczycielki, kapłanki wprowadzającej prawiczków w mistyczny świat seksu. Inne też mogłyby się nieco potrudzić nad edukowaniem młodych adeptów sztuki!

Już wie, jak powinna rozegrać tę rundę! Sam się prosi! Każe mu czekać z zawiązanymi oczami. Nagi, wypięty, w otwartym pokoju hotelowym. Z największym kneblem w ustach i kutasem ściśle oplecionym sznurem. Szorstkim, jutowym. Po przyjściu zleje mu ten blady tyłek. Porządnie. Aż do łez i skowytu.

Mimowolnie sięga między uda, do ociekających wilgocią, rozwartych warg. Łechtaczka znów zdążyła unieść swój ciekawski łepek, napęczniała i cholernie wrażliwa. Ostatnio jakby bardziej… Jakaś taka z ADHD.

Zamyka oczy, skupiając się na fantazji. Lub planie. Sama jeszcze nie wie. Powinna solidnie przemyśleć każdy krok, a jednak czasem działa przesadnie impulsywnie. Szczególnie w stosunku do niego.

Oprócz zabawek, kupionych specjalnie do tej relacji, wzięłaby ze sobą psią miskę. Prowizoryczną obrożę i smycz zrobiłaby z jego paska (wcześniej być może wykorzystanego do zlania mu dupy). Na prawdziwą jeszcze nie zasłużył, a przynajmniej Lilly ciągle tak twierdziła, motywując wibratorek do coraz większych starań. Zapowiada się zresztą, że nigdy jej nie dostanie, choć od miesięcy śni mu się po nocach. Chciałby mieć Panią, w końcu przestać być bezpańskim kundlem. Należeć do kogoś.

Szarpiąc za „smycz”, podduszając, przeciągnęłaby go kilka razy wokół pokoju, żeby delektować się władzą, poczuciem siły. Później wlałaby mu do miski piwo, dużo piwa, zdjęła knebel i kazała pić, być może dociskając głowę, całą twarz zanurzając w płynie, podtapiając. Gdyby się szarpał, bronił, próbował protestować, zyskałaby pretekst do większego okrucieństwa. A chciałaby być okrutna!

Przed zabraniem go do łazienki – koniecznie dużej, wygodnej, z prysznicem typu walk-in – założyłaby długie, lateksowe rękawiczki. Czarne i grube. Na miejscu kazałaby dłońmi chwycić kostki i tak związała, z głową przyciśnięta policzkiem do podłogi, tuż obok odpływu…

Nie, nie zdjęłaby uprzęży zrobionej ze sznura, zdecydowanie powinien w niej zostać aż do samego końca, za to zajęłaby się pięknie wyeksponowanym odbytem. Cudownie reaguje na pieszczoty analne i lubi duże zabawki, po odpowiednim przygotowaniu, z olbrzymią ilością lubrykantu. Wetknęłaby mu taką! Głęboko, po samą nasadę! Następnie zaczęłaby poruszać powoli, wsłuchując się w jego jęki i obserwując reakcje. Postarałaby się, żeby zabawa trwała naprawdę długo, żeby poczuł jak zimna jest podłoga i jak niewygodna pozycja. Powinna mu chyba ponownie założyć knebel, z pełnymi ustami ślini się jak przystało na równie spasłego psa!

Kiedy miałby już zaróżowione policzki i zamglone oczy, na wpół przytomny, całkiem skupiony na doznaniach, wyjęłaby z rozciągniętego wnętrza sztucznego fallusa i w wielką, ziejącą dziurę wsunęła własną dłoń. Po raz pierwszy. Ostrożnie. Z wyczuciem. Napierając stopniowo wyprostowanymi palcami, żeby złożyć je dopiero w środku i zrobić mu solidny fisting. Zerżnąć. Wyjebać. Wypierdolić.

Obiecała mu kiedyś, że nie będzie robić zdjęć, ale chciałaby sfotografować najpierw zaciśnięty, a potem szeroko otwarty zwieracz, żeby pokazać mu jak wulgarny to widok. Podobne porównanie powinno wywrzeć odpowiednie wrażenie!

Zresztą kto wie? Może przy odpowiedniej dawce cierpliwości, zdołałaby włożyć obie dłonie? A potem wkładać i wyjmować je naprzemiennie… Jest na tyle dużym mężczyzną, że powinny się zmieścić.

W każdym razie prędzej czy później by doszedł. Z głośnym jękiem, wręcz wyciem, jakie tylko on potrafi z siebie wydobyć. Najlepiej bez dotykania penisa – i tak przy każdym ruchu sznur będzie go drażnił. No i finał! Rozkoszny… perwersyjny… zepsuty…

Gdy emocje opadną, powinien poczuć pełen pęcherz i parcie, którego nie zdoła powstrzymać. Gorąca smuga moczu powinna zacząć spływać powoli, żeby następnie szybko zamienić się w rwący potok, spłukać z podłogi spermę i razem z nią spłynąć do kanalizacji, najpierw omywając dociśniętą do podłogi twarz. Usta, nozdrza, oczy. Mocząc brodę i włosy. Pewnie nigdy wcześniej nie zsikał się w niczyjej obecności, nie zaszczał własnej mordy… swojego psiego pyska…

Gwałtowny orgazm wstrząsa ciałem Lilly, zaciska uda na dłoni i przygryza wargi. Chciałaby to zrobić, cholernie by chciała! Po wszystkim przeciąć więzy i wyjść, zanim zdoła sięgnąć do opaski na oczy. Rozwiać się we mgle już na zawsze. Zniknąć. Zostawiając go rozwartego i upokorzonego. W kałuży moczu.

Właśnie takiego go pragnie, nie pewnego siebie, dumnego i elokwentnego, choć oczywiście, gdyby nie był interesującym mężczyzną (lub chociaż zadatkiem na interesującego mężczyznę), nie zwróciłaby na niego uwagi. Nie chciałaby go zezwierzęcić. Zeszmacić. Uprzedmiotowić. Zredukować do pierwotnych odruchów.

Wzdycha. Miała się nie przywiązywać. Nie dostrzegać w nim człowieka. Niezaprzeczalnie jest przystojny, choć jeszcze w ten niewinny, chłopięcy sposób. Odrobinę naiwny, ale inteligentny. Dobrze ułożony, a jednak potrafiący w odpowiednich momentach z pięknego, literackiego języka przejść na rynsztokowy. Z olbrzymim wyczuciem zresztą. Kiedyś pewnie uszczęśliwi jakąś miłą dziewczynę, rzecz jasna nie ją. Ona, jeśli kiedykolwiek wyjdzie z mąż, choć póki co nie widzi potrzeby rezygnowania z pełnej niezależności (w razie problemów tatuś wspomoże finansowo), to koniecznie za szalenie bogatego i opiekuńczego człowieka sukcesu.

Na zaręczyny nie wystarczy najdroższy choćby pierścionek! Może jacht albo willa na Lazurowym Wybrzeżu? Nieco oklepane, ale przecież nie o oryginalność tu chodzi. I żadnej pieprzonej intercyzy! Musi wiedzieć, że jak pokpi sprawę, straci nie tylko ją, ale też majątek. Jest tego warta!

***

Rafał boleśnie zaciska dłonie na podłokietnikach, stara się rozluźnić szczękę i nie napinać twarzy, bo to akurat mogłaby zauważyć, a każdy, najmniejszy nawet błąd może skutkować ostatecznym i nieodwołalnym zerwaniem wszelkich kontaktów – czuje to podświadomie. Tylko jak opanować rodzącą się w nim złość? Prawdziwą furię!

Oczywiście wielokrotnie deklarował, że spełni każdą jej zachciankę, że da z siebie wszystko, byle tylko była zadowolona. Nazywał ją Panią na długo przed tym, gdy się spotkali. Intensywnie zabiegał, by dała mu szansę. Wypróbowała. Użyła. Nie tylko wirtualnie. Już wcześniej gdzieś głęboko w sobie odnalazł uległość, potrzebę służenia, tyle, że nie bardzo potrafił ją wyrazić. Zaoferować. Ona wydobyła ten skarb na powierzchnię, trochę jak wydobywa się złoto albo diamenty. Tak, diamenty to znacznie lepsze porównanie, bo nie tylko wydobyła tę tkwiącą w nim uległość, ale też oszlifowała, nadając jej ostateczny kształt. Oboje coś sobie ofiarowali.

I choć nie znał swojej Pani, nie w taki zwykły, powszedni sposób, ufał jej. Aż do dziś. Wydawało mu się, że rozumie, na czym polega wymiana, czego się od niego oczekuje. Nie podważał żadnych żądań (nawet wydawałoby się absurdalnych) ani decyzji, nie zadawał pytań. Brak pytań był pierwszą i najważniejszą zasadą, swoją prywatność uznawała za świętą. Nie zamierzali budować romantycznego związku, więc pewną aurę tajemniczości uznał nawet za stymulującą. Oddając kobiecie cześć niczym bóstwu, czasem warto zapomnieć, że stąpa po ziemi, chwilami zmęczona czy nie w humorze, przeziębiona albo z biegunką, być może pomiatana przez przełożonych lub arogancka wobec podwładnych. Nie wie, czy potrafiłby okazać pełnię uległości wobec dziewczyny, która na co dzień prasuje mu koszule…

Pasował mu układ, pasowało lizanie eleganckich szpilek, noszenie w zębach pejcza, którym go dyscyplinowała i skomlenie o każdy dotyk. Nawet o zostanie ukaranym. O ból, którego, jak mu się wcześniej wydawało, nie lubił. Tyle, że przyjmowanie bólu z ręki Pani okazało się przeżyciem niemal mistycznym.

Nigdy nie spędzili ze sobą więcej niż dobę hotelową i tylko trzy razy skorzystała z jego erekcji. Wszystkie trzy bez zabezpieczenia – z jednej strony był zbyt przejęty, żeby zwrócić uwagę na ten fakt przed orgazmem (docierało to do niego w pełni dopiero, gdy siadała mu na twarzy i kazała zlizywać wyciekającą ze środka spermę), z drugiej nie miałby odwagi zakwestionować jej decyzji (nawet sprawiającej wrażenie nierozsądnej), z trzeciej znała wyniki jego badań (aczkolwiek sama własnych nie pokazała). Zresztą poszedłby za nią nawet do piekła, więc czymże są choroby weneryczne? Na to jednak nie wpadł, nie przyszłoby mu do głowy!

– Pokaż kutasa! – pada stanowczy rozkaz i wtedy Rafał z przerażaniem uświadamia sobie, że po raz pierwszy w jej obecności (mniejsza z tym, że na odległość!) mu nie stanął. Już na samym początku go uwarunkowała: stawał na baczność przy każdej wiadomości, którą od niej otrzymywał i opadał dopiero po drugim orgazmie. Mimo rodzącej się paniki, obniżył kamerkę. Może to i lepiej, że choć przez chwilę nie będzie widziała twarzy?

– Co to ma być, do cholery? – Pani nie ukrywa oburzenia. – Czyżbyś gził się dziś z jakąś szmatą? No, już, odpowiadaj dziwko! – ponagla, nie doczekawszy się odpowiedzi. – A może zakochałeś się, co? Tego jeszcze nie grali! Zakochany kundel!

Chwyta penisa w dłoń, desperacko próbując go postawić, ale nic z tego, zdrajca nie zamierza współpracować. Myśli pędzą w nieodpowiednie rejony, próbują uchwycić się strzępków rozmów, znaleźć punkt zaczepienia, choćby sugestię, że widywała się z innymi. Wiedział, że Pani jest zadeklarowaną singielką, gardzącą związkami i kobietami poświęcającymi karierę dla rodziny, o kochanków jednak nigdy nie pytał. Nie miał prawa. Tyle, że do czasu ich ostatniego spotkania poświęcała mu sporo uwagi, dawała wiele okazji do służby, najczęściej jedynie tej późnym wieczorem szeptanej do ucha, niemniej raczej wykluczającej istnienie drugiej osoby w łóżku. Między udami. Choć widząc innego uległego liżącego garniec miodu Pani, kiedy on wznosi się na wyżyny kreatywności, szepcząc w słuchawkę sprośności, jakich nie powtórzyłby w żadnych innych okolicznościach, nawet łamany kołem, zdziwiłby się mniej, niż widząc to, co zobaczył dzisiaj: pełny, krągły ciążowy brzuszek.

Czyżby zupełnie nieświadomy został wykorzystany? Jako reproduktor? Inseminator?!

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ciekawe opowiadanie. Krótkie, lecz rozkosznie niejednoznaczne. Umiejętna drwina z „niezależnej”, a tak naprawdę przede wszystkim egoistycznej i próżnej bohaterki, dopiero w ostatnich taktach dało się odczuć nieco zbyt wiele ostentacji. Postaci młodego kochanka nie do końca zrozumiałem – pewnie dlatego, że nie lubuję się w formule femdomu. Wydał mi się dość smutny i żałosny – wpierw upokarzany przez starszą i bardziej doświadczoną Lilly, a na koniec całkiem uprzedmiotowiony. Pytanie, czemu tak go to zezłościło – czyż właśnie uprzedmiotowienia nie pragnął?

Ciekaw jestem, jak dalej potoczyłyby się losy Lilly, choć domyślam się, że tego nam Autorka nie zdradzi 🙂 Czy znalazłaby swego księcia z bajki? Podejrzewam, że nie i to nie tylko dlatego, że ideały nie istnieją. Ale byłoby naprawdę zabawnie zobaczyć, jak tym razem ona się sparza, zostaje wykorzystana i uprzedmiotowiona. Myślę, że byłaby to właściwa nauczka i zapłata za wymierzane innym krzywdy.

Szkoda, że pewnie nigdy nie poznamy tego ciągu dalszego… chociaż, kto wiem, czym jeszcze uraczy nas Ania 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Fakt, tym razem byłam wyjątkowo okrutna wobec moich bohaterów… szczególnie bohaterki 😉
Czy mężczyznę uznałabym za smutnego i żałosnego? Chyba nie… po prostu źle ulokował swoją uległość. To się często zdarza, niezależnie od płci osób stojących po obu stronach bata, choć prawdopodobnie z Masterem Tadeuszem w roli głównej wyszłoby zbyt banalnie.

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Zaletą opowiadania jest niewatpliwie kreacja bohaterki, ukazanej jako egoistyczna „kobieta sukcesu”, która związki intymne traktuje niczym zakupy, zarówno w sensie doznań czysto fizycznych, emocjonalnych, a ostatecznie również w aspekcie genetycznym. Ta puenta istotnie zaskoczyła mnie, chociaż w sumie, to można się było czegoś takiego po Lily spodziewać. Tego typu sytuacje zdarzają się zresztą w rzeczywistości, chociaż nieczęsto trafiają do publicznej wiadomości. Bodajże kilka lat temu podobną sprawę nagłośniono w UK – niezbyt atrakcyjna fizycznie, pragnąca dziecka kobieta ułożyła „spisek” z bardziej urodziwą siostrą. Ta druga, udając w internecie dominę, zwabiła do mieszkania nieświadomego właściwego celu wizyty mężczyznę, który po tym, gdy dał nałożyć sobie więzy, został de facto zgwałcony przez czekającą uprzednio w sąsiednim pomieszczeniu siostrę. Przypadek ten ujrzał światło dzienne wobec procesu o alimenty. Tutaj alimenty nie odgrywają zapewne większej roli, sprawa pozostanie więc raczej pomiędzy samymi zainteresowanymi. Podobnie jak MA odbieram natomiast postać bezimiennego poddanego Lily jako nijaką, niewartą zainteresowania zarówno Autorki, bohaterki jak i czytelnika. Może to zabieg celowy, może maniera Autorki (podobna sytuacja np. w „Ozdobie kolekcji”). Nie uważam, by taka „przedmiotowa” kreacja męskiego bohatera obniżała loty opowiadania, natomiast istotnie jego końcowy bunt wydaje się mało przekonujący i prawdopodobny.
Językowo tekst bez zastrzeżeń.
Pozdrawiam

Bohater – choć wcale nie bezimienny, ma na imię Rafał – jest po prostu drugoplanowy, żeby nie powiedzieć, że stanowi tło albo rekwizyt. Nie dowiadujemy się o nim niczego poza preferencjami seksualnymi, trudno więc, żeby nie był nieco nijaki. Opowieść po prostu jest o Lilly, to ona traktuje go przedmiotowo. A jego bunt? Też jest drwiną. Od dawna jestem przekonana, że jakkolwiek instrumentalnie nie potraktowałoby się mężczyzny na płaszczyźnie seksualnej, nie wysunie zarzutu uprzedmiotowienia (kobiety uwielbiają to robić ;)), wystarczy jednak poprosić o odkręcenie słoika albo wymienienie żarówki…

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Drwina? Raczej pastisz tego typu opowiadań. Zawsze lubiłem i lubię styl Ani. Szczególnie to, że nie stroni od przekleństw i stosuje je wiarygodnie i zgodnie z rytmem utworu. To bywa trudne. Z drugiej strony wizja jest dosyć surrealistyczna. Momentami straszna. Ale także budząca wręcz chichot. Niepotrzebna jak dla mnie wstawka z męskiego punktu widzenia bo przerywa ten niepowtarzalny ciąg świadomości.

To prawda, fragment z perspektywy mężczyzny w gruncie rzeczy niepotrzebny – lepiej było jeszcze chwilę poobcować z główną bohaterką 🙂

Koprze, miło słyszeć, że lubisz mój styl… szczególnie, że ja uwielbiam Twój 🙂

Krótkie, acz treściwe opowiadanie, przepełnione do cna sceną, przemyśleniami i wizjami bohaterki. O ile przez większość treści bohaterka była pewną kwintesencją femdomu (chociaż to zależy od punktu widzenia), to pod koniec już nie pałałam do niej sympatią. Stała się zepsutą sprzecznością samą w sobie.
Cenie opowiadania Ani, bo zawsze są nieoczywiste i często w trakcie ich czytania zmienia się totalnie punkt widzenia.
Brawo Autorko! 🙂

Fakt, bohaterka jest jedyna w swoim rodzaju 😉

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Twojej bohaterki nijak nie da się lubić. Po prostu nie. Chyba jedno z bardziej przygnębiających opowiadań, jakie wyszły spod Twojego pióra. Taka trochę groteska, w grotesce. Świat uległości i dominacji zawsze kojarzył mi się z pewnymi zasadami. Tutaj panuje radosna anarchia. A może właśnie nie radosna? Męski bohater? Fakt, chyba zadowoliłbym się spojrzeniem wyłącznie kobiecym. Zgadzam się z Neferem, nic do tej historii nie wnosi. A wręcz straciłem przez niego pewien rytm, który jakoś samoistnie wygenerował się w mojej głowie na potrzeby tego tekstu.
Lis

Zdecydowanie nie radosna…

Napisz komentarz