Odkrywając siebie III (Ania)  3.22/5 (18)

13 min. czytania

Źródło: Pexels

Wstaję o świcie, żeby dotrzeć na miejsce przed ósmą. Mam wielką nadzieję, że zastanę tam jego, Pana Mojego Wszechświata, i że choć przez chwilę będziemy sami. Straszne! Przyłapuję się na tym, że wkładam najlepszą bieliznę – fioletowy komplet z wyhaftowanymi różowymi kwiatami – najlepsze spodnie i zbyt obcisły top. Dłużej niż zwykle próbuję ułożyć niesforne włosy i robię delikatny makijaż. To do mnie zupełnie niepodobne! Nigdy, przenigdy nie maluję się, idąc na uczelnię! Robię to tylko z rzadka, gdy wychodzę gdzieś wieczorem. Jestem sama na siebie zła, że tak się staram…

Niestety, nigdzie nie ma nawet śladu Grzegorza. Przed budynkiem z rezygnacją kręcę głową, nie widząc jego lśniącego motocykla. W naszej – bo chyba mogę już tak mówić – zatęchłej klitce jest tylko Michał. Wzdrygam się na wspomnienie jego umizgów, ale teraz już nie ucieknę.

Chłopak uczynnie pokazuje mi, co gdzie leży. Robi kawę dla nas obojga. Jeden kubek stawia przede mną i siada naprzeciwko, trzymając drugi w dłoniach. Patrzy na mnie uważnie.

– Czemu chcesz to robić? – pyta w końcu.

– O matko! – wzdycham. – Znowu się zaczyna! Czemu, u licha, wszyscy mnie o to pytają?! A czemu ty chcesz to robić? – Odbijam piłeczkę.

– Mężczyźni zawsze chcą – rzuca buńczucznie. – A ty, ty wyglądasz na taką słodką, nieśmiałą. Chyba dlatego trudno uwierzyć, że jesteś z nami.

– To, że nie jestem taka jak Anka, nie znaczy chyba, że się nie nadaję?

– Ależ skąd. – Nadal uparcie się we mnie wpatruje. – Tylko…

– Tylko? – warczę, choć on przecież nie powiedział nic, co mogłoby mnie urazić.

– Nie sądzę, żeby łatwo przychodziło ci swobodne rozmawianie o TYCH sprawach.

– Co za eufemizm. – Wzdycham ponownie. Ponoć to mnie mają nie przejść przez gardło dosadne określenia!

– No, zazwyczaj jestem bardziej bezpośredni, ale przy tobie wszystkie te słowa brzmią tak wulgarnie… – tłumaczy się nieudolnie.

– Przy mnie? – Nie wierzę w to, co słyszę. Niby dlaczego? Co wyjątkowego widzi we mnie, nudnej kujonce?

– Przy tobie. – Uśmiecha się słodko i nagle coś do mnie dociera. Skrępowanie. Maślany wzrok. Przesadna uczynność. Być może jednak dostrzegł we mnie coś…

– Nie szczerz się tak! – Mój głos jest przesadnie surowy. Sytuacja wydaje się dosyć zabawna i postanawiam to wykorzystać. – Lepiej porozmawiajmy swobodnie o TYCH sprawach. – Powoli się rozluźniam. – Jak często się masturbujesz? – Chłopak aż krztusi się z wrażenia i wylewa na siebie gorącą kawę.

– Co?! – Jest wyraźnie zakłopotany.

– Jak często ściskasz swojego najlepszego przyjaciela? Walisz konia? Trzepiesz kapucyna? Onanizujesz się? – wyrzucam z siebie niemal jednym tchem, zafascynowana konsternacją, w jaką go wprawiłam i własną zuchwałością. Jestem z siebie dumna!

– Prawie codziennie – odpowiada, pokasłując teatralnie. – A ty?

– Nie robię tego. – Patrzę na biedaka z coraz bardziej pewną miną.

– Nigdy? – W jego głosie pobrzmiewa ciekawość.

– Spróbowałam raz czy dwa i na tym poprzestałam.

– Na litość, Gabi! Nie masz żadnych potrzeb?! – Michał wygląda tak, jakby zaraz miał spaść z chybotliwego zresztą krzesła.

– Może jestem aseksualna… – rzucam niby od niechcenia.

– Nie no, nie wierzę! – Widzę, że wzdryga się na samą myśl. – Gdybyś chciała, żeby ktoś pomógł ci to sprawdzić…

– To co? – Patrzę na niego badawczo.

– To… – Nieśmiało spuszcza oczy. – Ja chętnie.

– Co chętnie? – Nie odpuszczam, widząc, jak słodko się peszy.

– Oferuję ci swoje usługi. – Zbiera się w sobie i podnosi na mnie rozpalony wzrok. Mogę obserwować teraz jego płomiennie czerwone policzki.

– A co takiego masz mi do zaoferowania? – Ta gra coraz bardziej mnie bawi. Zerkam w stronę jego rozporka. Jest pełen! Nabrzmiały! A przynajmniej tak mi się wydaje… Zapewne gotowy ukazać się w całej okazałości. Nie robi to jednak na mnie wrażenia. Może gdyby przeszedł do dzieła, zamiast rumienić się jak panienka… Ale tak?

– Hmmm… dobre chęci. – Znów spuszcza wzrok.

– Dobrymi chęciami…

– Tak, wiem… jest piekło wybrukowane. Ale jak do tej pory żadna nie narzekała.

– Wystarczy ci, że nie narzekają? – Śmieję się głośno, zdecydowanie zbyt głośno. – Ja też nie narzekałam na takich dwóch, a było koszmarnie. Ich pewnie do dziś rozpiera duma.

– Dwóch? Naraz? – Patrzy na mnie, a jego spojrzenie jest zamglone i nieprzytomne.

– Nie, po kolei. – Śmieję się jeszcze głośniej. – Sorry, nieważne. Zabierzmy się lepiej do roboty, bo tak możemy zmarnować cały dzień.

Obecność Michała jest zbyt namacalna, uciążliwa. Cały czas czuć między nami dziwne napięcie. Czy mnie pragnie? Czy o to chodzi? Może fantazjuje o rzuceniu mnie na biurko albo o zmuszeniu do zrobienia fellatio? A może wręcz przeciwnie – chciałby, żebym to ja go do czegoś zmusiła? Rzuciła na podłogę? Rozkazywała? Rozważanie tych wszystkich możliwości przyjemnie łechta moją próżność, ale nie podnieca. Hmmm… powinno?

Już chcę do niego zagadać, wypytać o myśli i uczucia, gdy wchodzi starsza pani. Jest energiczna i pogodna. Wita się z Michałem pocałunkiem w policzek i kieruje wzrok w moją stronę.

– Ty pewnie jesteś Gabi. – Wyciąga kościstą dłoń. – Mam na imię Sonia.

– Miło mi. – Staram się być delikatna, bo jej szczupłe palce wydają się takie kruche… Za to są przyjemnie ciepłe.

– Mnie również. – Czuję się lustrowana. – Grześ wspominał, że jesteś ładna, ale nie sądziłam, że aż tak.

On uważa, że jestem ładna! Robi mi się gorąco i mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Rany, dziewczyno! Uspokój się! Mam ochotę skakać z radości pod sufit. Policzki mi płoną. Na pewno jestem cała czerwona jak burak!

– Musisz nauczyć się przyjmować komplementy – poucza mnie łagodnie Sonia. – Zapewne coraz częściej będziesz je słyszeć.

Nie wiem, co odpowiedzieć. Patrzę na tę kobietę oczarowana. Przypomina mi dobrą wróżkę z bajki. Nagle zaczynam się zastanawiać, ile może mieć lat. Jest całkiem siwa. Jej skórę gęsto pokrywają głębokie zmarszczki. Oczy ma blade, ale żywe. Dłonie kościste, z wydatnymi żyłami, lekko drżą. Osiemdziesiąt? Wiem, nie wypada się tym interesować.

– Może kawy albo herbaty? – proponuję w końcu, nadal nie wiedząc, co ona tu robi.

– Dziękuję, dziecko – odpowiada. – Poradzę sobie sama. Czuję się tu jak u siebie w domu.

Co to znaczy? Należy do zespołu? Przecież nie było jej wczoraj na zebraniu. Zagadka. Zaintrygowało mnie to. Dziarska staruszka, której Grzegorz o mnie opowiada. Tak jakby było coś do opowiadania. Hmmm… Chyba nieprędko dowiem się, o co chodzi.

Sonia rzeczywiście wyjmuje z szafki porcelanową filiżankę, włącza czajnik elektryczny, z torebki wyciąga herbatę ekspresową… Nie, to nie herbata, to jakieś ziółka. Pachną przyjemnie, a ona po zalaniu przykrywa je spodeczkiem. Przypominam sobie, jak babcia parzyła mi miętę. Na ból brzucha, niestrawność i złą pogodę. Mięta dobra na wszystko!

Michał uwija się niczym mróweczka w jej obecności, wesoło przy tym pogwizdując, a ja ciągle jestem zdezorientowana. Nie potrafię odnaleźć się w sytuacji. Obserwuję. Główkuję. Sonia po odczekaniu dłuższej chwili unosi spodeczek, wyławia torebeczkę, z gracją wyrzuca ją do najbliższego kosza na śmieci i z filiżanką siada do komputera. W tym pomieszczeniu są dwa, oba używane głównie do kodowania danych zebranych podczas wywiadów. Chyba nie będzie tego robić?

Nie śmiem patrzeć jej na ekran, zabieram się więc do roboty. Mam sprawdzić, czy respondenci, z którymi członkowie zespołu przeprowadzili wywiady „przez przypadek” lub „przy okazji”, mieszczą się w gronie poszukiwanych przez nas osób. To trochę jak układanie puzzli. Czy dany element gdzieś pasuje? A jeśli tak, to gdzie? Gdy uda się go wpasować, należy go odznaczyć w „wyzwaniach”, żeby nikt niepotrzebnie nie próbował szukać osoby o takich parametrach. Ups! Jak to ohydnie brzmi! „Osoba o parametrach”!

I nagle zaczynam się zastanawiać, jakie „parametry” ma Michał. Wygląda na gibkiego i wysportowanego. Na pewno jest silny i duży – wszędzie, gdzie trzeba. Uśmiecham się do siebie. A może by to sprawdzić? Gabi, ciekawość to pierwszy stopień do piekła – pouczam samą siebie. A może jednak? Coś korci mnie, żeby zabawić się jego kosztem. Czyżby to chęć ponownego ujrzenia oblanych rumieńcem policzków?

Dzwoni telefon. Zanim uświadamiam sobie, co to za dźwięk, słuchawkę podnosi Sonia.

– Halo, tu Centrum Badań Nad Seksualnością – informuje w szalenie naturalny sposób. – Chciałaby pani przyczynić się do wzbogacenia wiedzy na temat zachowań seksualnych Ślązaków? – W jej ustach brzmi to jak pochwała.

Jest taka… subtelna. Dobrze wychowana i opanowana. Trochę tego zazdroszczę, ale mam nadzieję, że swoboda po prostu przychodzi z wiekiem. Chciałabym na starość być taka jak ona. Kończy rozmowę, umawiając się, a raczej umawiając jakąś „miłą, młodą osóbkę”, na wywiad z dzwoniącą.

– Gabi – zwraca się do mnie tuż po odłożeniu słuchawki. – To sześćdziesięciolatka ze średnim wykształceniem z Rudy Śląskiej.

Przez chwilę nie dociera do mnie, o co chodzi, ale zaraz potem zaczynam szperać w papierach.

– Trafiony zatopiony – rzucam triumfalnie.

– No, to jeden krok naprzód. – Uśmiecha się szeroko. – Mamy kogoś z Rudy, prawda? – Tym razem pytanie skierowane jest do mojego towarzysza.

– Oczywiście, a kiedy ma być wywiad?

– Jutro o trzynastej.

Michał przez chwilę ustala szczegóły z ankieterem. A może raczej z ankieterką? Nie wiem tego na pewno. Rozmowa jest sucha i rzeczowa. Podaje godzinę i adres. Wszystko działa zadziwiająco sprawnie.

Koło trzynastej, kiedy w naszym kamerliku kłębi się już sześcioosobowy tłum, Sonia proponuje, żebyśmy poszły razem coś zjeść. Sugeruje niewielką wegetariańską knajpkę piętnaście minut piechotą od uczelni. Że też w tym wieku ma jeszcze ochotę spacerować! Po drodze rozmawiamy o wszystkim i o niczym. O tym, że Śląsk bardzo się zmienił przez ostatnie lata; że paskudny katowicki dworzec stał się nagle zabytkiem; że trzeba umieć cieszyć się drobiazgami.

– Tak naprawdę dopiero niedawno zaczęłam żyć – wyznaje nagle Sonia, a ja patrzę na nią skonsternowana.

– Jak to? – zadaję najgłupsze możliwe pytanie.

– Chętnie ci o tym opowiem – deklaruje poważniej niż do tej pory. – Chciałabym, żebyś przeprowadziła ze mną wywiad. Jeszcze tego nie robiłam, a czuję, że powinnam. Bardzo lubię Grzesia, ale jestem pewna, że to nie on powinien usłyszeć moją historię.

No i zaczęło się! Przeprowadzę pierwszy wywiad. Tak jak przewidywał… z sympatyczną staruszką. Jestem szczęśliwa, ale też zdenerwowana. I strasznie wdzięczna. Umawiamy się na następne popołudnie u niej w domu. Jednak swoją opowieść zaczyna od razu.

– To, co ci opowiem, to więcej niż suche dane, statystyki – zaczyna spokojnie i powoli. – To będzie przestroga. – Mruga porozumiewawczo. – Trzeba żyć, cieszyć się życiem i czasem mniej myśleć. W młodości przeżyłam coś strasznego i jednocześnie niesamowitego, co odcisnęło piętno na całym moim życiu. Sama stworzyłam swoje małe piekiełko, Gabi. My, kobiety, jesteśmy w tym dobre. Zadziwiająco dobre. – Przerywa, żeby posilić się naleśnikiem ze szpinakiem, po czym rozsiada się wygodnie na stylowej kanapie i kontynuuje. – Widzisz, bardzo wcześnie wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Mój mąż, wspaniały człowiek, był moim najlepszym przyjacielem. Nie łączyła nas jakaś wielka namiętność, a szczere, delikatne uczucie. Było nam ze sobą dobrze, choć pod względem erotycznym może trochę mniej… – Jej głos stał się drżący, niepewny. – No, ale niestety przyszła wojna. Poszedł do wojska, jak większość mężczyzn. Zostało trochę chłopców i staruszków, mężczyźni pracujący w zakładach zbrojeniowych i piekarze. Bez mężczyzn żyje się inaczej, uwierz mi. To były ciężkie czasy. Ja – młoda, bez wykształcenia, bez doświadczenia – miałam dziecko na utrzymaniu, trzy znacznie młodsze siostry i schorowaną matkę. Ojciec już wtedy nie żył.

Nie chcę się usprawiedliwiać, nie zrozum mnie źle. Był pewien mężczyzna. Osiem lat ode mnie starszy. Od dawna mi się przyglądał, osaczał mnie, a mógł przecież przebierać w ładniejszych, młodszych, bez dzieci. Zaczął nam wtedy doskwierać głód, bałam się o mojego synka – taki był malutki i bezbronny. Uległam temu mężczyźnie. Sama do niego poszłam, prosząc o pieniądze i mówiąc, że zrobię wszystko. Miałam nadzieję, że to odbędzie się szybko, od razu, bez żadnych ceregieli, ale on odesłał mnie i kazał przyjść po południu do swojego mieszkania. Strasznie się bałam, niemniej zrobiłam, co kazał. Był zadziwiająco delikatny i czuły. I wtedy stało się najgorsze, coś, czego długo nie potrafiłam sobie wybaczyć. Własne ciało mnie zdradziło. Przeżyłam pierwszy w życiu orgazm. Prawdziwą ekstazę. Zapłacił sowicie. W inny sposób nie zarobiłabym tyle pieniędzy przez cały miesiąc. Po drodze do domu kupiłam jedzenie, strasznie dużo jedzenia. Kiedy wróciłam, matka już spała, ale z siostrami zajadałyśmy się tak, jakbyśmy głodowały miesiącami, a przecież prawdziwa bieda doskwierała nam raptem od kliku dni, może tygodni. O świcie obudziła mnie wściekła matka. Chciała wiedzieć, skąd miałam pieniądze. Czy ukradłam to wszystko. Przyznałam się. Uderzyła mnie w twarz. Mocno. Nazwała dziwką. Wyrzuciła nas z domu, razem z moim Janeczkiem. Bardzo długo właśnie tak się czułam, jak dziwka. Gdyby nie synek, sens mojego życia, pewnie jeszcze tego samego dnia skoczyłabym z mostu. No, ale przecież miałam jego. Kilka dni spędziliśmy, sypiając pod gołym niebem, w opuszczonych budynkach, żebrząc na ulicach. Nie wiem, ile dokładnie, byłam jak w transie. To cud, że przeżyłam, że nic nam się nie stało. To była wojna, ciężkie czasy. Potem… – Jej głos się załamał. – Ten mężczyzna mnie znalazł i zaopiekował się nami. Zamieszkałam u niego. Nie był nachalny, ale stało się to, co musiało się stać. Zostałam jego kochanką. Mojego synka traktował niczym własne dziecko, do mnie odnosił się z szacunkiem. Wielokrotnie proponował, że doprowadzi do rozwiązania mojego małżeństwa i ożeni się ze mną. Nie zgodziłam się. Nigdy. Tęskniłam za mężem i wypatrywałam jego powrotu. Zżerało mnie poczucie winy. Nie mając od niego żadnych wieści, przepytywałam rannych wracających z frontu. Szukałam go. Zdesperowana. Niegodna jego miłości. Upodlona. Czekałam na cud. Panicznie bałam się, że zginął, przeze mnie, wtedy gdy pierwszy raz przeżywałam rozkosz w ramionach mężczyzny. Innego mężczyzny.

– Znalazł się? – pytam niemal niesłyszalnym szeptem.

– Tak, wiele miesięcy później. Długo musiałam cierpieć. Byłam przekonana, że to kara boska i to nie tylko dlatego, że sprzedaję swoje ciało, ale też dlatego że sprawia mi to niewysłowioną przyjemność. Czułam się kobietą upadłą, Gabrielo. Bardzo długo nie potrafiłam tego z siebie zmyć.

– Ale udało się? – dociekam.

– Tak, po wielu, wielu latach. Widzisz, urodziłam tamtemu mężczyźnie dziecko, córeczkę. Miała trzy miesiące, gdy jedna z sióstr w wielkiej tajemnicy przekazała mi, że przyszedł telegram, że mój mąż wraca. Jednocześnie cieszyłam się i bałam. Bałam się, że nie będzie mnie już chciał, że nie będę miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Ale wracał! Żywy! Wojna się skończyła. Większość mężczyzn wracała, choć nie wszyscy w jednym kawałku. On może nie był całkiem zdrów, ale nie dolegało mu nic poważnego. Szukał nas. Oczywiście zaczął pod dachem mojej matki. Okłamała go, że nie żyję. Ja i nasze dziecko. Przywdział żałobę, ale ktoś zlitował się i powiedział mu prawdę. Nie wiedziałam kto. Znalazł mnie u niego. Kochanek miał tyle taktu, by zostawić nas samych. To była najbardziej poruszająca rozmowa w moim życiu. Oboje wiele wycierpieliśmy. Każde z innego powodu. Wybaczył mi. Wręcz był wdzięczny, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by uratować naszego synka. Sugerował jednak, żebym została z tym mężczyzną, że on zapewni mi lepszą przyszłość, zadba o mnie. Te słowa rozdzierały serce. On był moim prawowitym małżonkiem i to u jego boku było moje miejsce, a przynajmniej wtedy tak myślałam… Kochanek zgodził się, żebym odeszła, pod jednym warunkiem: że zostawię mu naszą córeczkę. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak trudny był to wybór. Żeby wrócić do męża, musiałam porzucić dziecko. Obaj tłumaczyli mi, że jestem młoda i mogę mieć jeszcze wiele dzieci. Zresztą zostawał pierworodny. Zgodziłam się. Początek był bardzo dramatyczny. Z wielu powodów. Mąż przeszedł dużo na wojnie. Ja czułam się winna. Straciłam dziecko. Koszmar. Życie z poczuciem winy. Byłam cieniem człowieka, pustą skorupą, a na dodatek próbowałam jeszcze uleczyć jego. Zbyt wiele jak dla młodej kobiety. A część rzeczy na długo miało pozostać tajemnicą. Mąż dopiero na łożu śmierci, trzynaście lat temu, przyznał się, że od tamtej pory utrzymywał stały kontakt z moim kochankiem. To za jego pieniądze kupiliśmy pierwsze mieszkanie, to on załatwił mojemu synowi stypendium w Stanach i stał za wieloma szczęśliwymi zbiegami okoliczności. Za tanimi wczasami w Egipcie, jednoosobową salą po operacji. – Z oczu Soni zaczęły kapać łzy. – Dał mi jego numer telefonu. Do Anglii, gdzie tuż po wojnie wyemigrował z naszą córeczką. Tyle mu zawdzięczałam, ale i tak nie miałam odwagi zadzwonić. W końcu sam się za mną skontaktował. Po ponad roku. Długo to trwało, Gabrielo, ale pobraliśmy się. Jestem z nim szczęśliwa, a dzięki temu, że on przez cały ten czas mnie kochał, wreszcie nie czuję się jak dziwka. W końcu przestał mnie piec policzek, w który tamtego poranka uderzyła mnie matka.

– Nie wiem co powiedzieć. To jest takie… niesamowite i piękne.

– Historia jak z romansów, ze szczęśliwym zakończeniem. – Sonia uśmiecha się ciepło. – Tyle że my już nie będziemy żyć długo i szczęśliwie. Szczęśliwie tak, ale na pewno nie długo. Prawie całe życie cierpiałam z powodu tamtej historii. Kiedy byliśmy piękni i młodzi, nie cieszyłam się tym romansem. Czułam się podle. A to wszystko tylko przez jakieś głupie uprzedzenia w mojej głowie. Gdybym przeżywała to radośnie, mąż wybaczyłby mi równie łatwo, a może nawet zdecydowałabym się go porzucić. Nie straciłabym córki. Moje życie na pewno potoczyłoby się inaczej. Byłoby w nim więcej światła. Gabrielo, straciłam wiele lat, nienawidząc samej siebie. I nauczyłam się jednego: cokolwiek się dzieje, musimy umieć się z tym pogodzić. Musimy nauczyć się przyjmować to, co daje nam los.

Życiowa mądrość. Niby prosta a jednocześnie przejmująca. Tylko jak to zrobić?! Jak cieszyć się życiem? Jak być beztroskim?

Na uczelnię wracamy w pięknym popołudniowym blasku słońca. Milczymy. Łączy nas tajemnica. Przez chwilę jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Najbliższymi istotami na świecie. Wiem więcej niż jej matka, mąż, siostry czy dzieci. I jestem z tego dumna. Mimo ciężaru tej historii, nie czuję się przytłoczona, przeciwnie ‒ widzę w niej coś optymistycznego. Nawet jeśli teraz wszystko spieprzę, pozostaje szansa na zmianę. Na stare lata też można odnaleźć radość i spokój. Czuję ulgę.

Przejdź do kolejnej części – Odkrywając siebie IV

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Super historia starszej pani. Lubię ten odcinek.
Uśmiechy,
Karel

Dobrze, że choć część mojej twórczości Ci się podobna 😉

Pozdrawiam

A.

Anię złośliwca też lubię 🙂

To bardzo ładne i dobre opowiadanie. Podziałało na mnie.

Kilka lat temu moja koleżanka z Rosji poleciła mi film o Czyngis Khanie, to była jakaś Rosyjska produkcja. Jego żona urodziła kilkoro dzieci którym życie dali inni mężczyźni. A on (Temudżyn) wszystkie zaakceptował jak swoje a do żony swej nigdy szacunku nie stracił a ona nigdy nie przestała być jego żoną. Pamiętam że bardzo się dziwiłem. No ale na wojnie i w ogóle, najważniejsze jest przeżycie.

Sonia nie mogła wiedzieć jakie piętno odciśnie wojna na jej mężu. Jak zareaguje. Jeśli to opowiadanie zawiera prawdziwą historię, to Sonia była bardzo odważną kobietą ale i jej mąż nie miał lekko. Mimo wszystko trudno jest zaakceptować tego drugiego, zwłaszcza kiedy pomaga finansowo. Bo mąż Soni zapewne czuł się gorszy a mimo to zaakceptował takie status quo. Nie wiemy czy się starał, ale pewnie tak, wtedy ludzie się na ogół starali.

Pozdrawiam,
Mick

W każdym kłamstwie jest ziarno prawdy, Micku, i tak też jest z twórczością literacką…

Pozdrawiam

A.

Nie będę odkrywczy jeśli stwierdzę że podoba mi się historia Soni. Zgrabna ta historyjka. Ale to zdanie mnie rozwaliło ” Chciałaby pani przyczynić się do wzbogacenia wiedzy na temat zachowań seksualnych Ślązaków” a czemu akurat Ślązaków ? 😄 Pozdrawiam AnonimS

Ja również dostrzegłem ten szczegół który Masz na myśli, jednak pytanie jakoś mi umknęło. Strzelam że istnieje pewne powinowactwo pomiędzy tym obszarem Polski a autorką tekstu lub pierwowzorem osoby Soni (?).

Pozdrawiam,
Mick

Główna akcja rozgrywa się w Katowicach, na Uniwersytecie Śląskim, a badania mają zasięg regionalny… w końcu są prowadzone głównie przez studentów, w ramach wolontariatu ;p

Napisz komentarz