Żona znajomego (gal)  4.05/5 (14)

25 min. czytania

Poniższe opowiadanie pierwotnie zostało opublikowane na łamach portalu Dobra Erotyka 10 października 2007 roku.

W pierwszych latach po ślubie, poznaliśmy inne młode małżeństwo, mniej więcej w naszym wieku. Mieszkaliśmy blisko siebie i to chyba spowodowało, że zaczęliśmy coraz częściej się spotykać prywatnie. Bywaliśmy u siebie, dziewczyny robiły coraz częściej wspólne wyprawy w poszukiwaniu coraz dziwniejszych zdobyczy w supermarketach, już nie wspominając o tym, że wspólnie właściwie prowadziły dwa domy, wisząc na telefonach przez pozostałą część dnia. I tak mijały dni, potem miesiące…

Miło było patrzeć, kiedy szły razem. Faceci, potykając się o własne stopy, próbowali złapać ich chociażby przelotne spojrzenie, zajrzeć w głęboki dekolt albo obejrzeć dokładniej odsłonięte nogi jednej czy dotrzeć wzrokiem jak najgłębiej w głębokie wycięcia sukienki drugiej. Kiedy przechodziły przez ulicę, samochody stawały, widziałem rozbiegane oczy kierowców, kiedy po dłuższej chwili chcieli ruszyć… error, czerwone światło. Na ulicach były zjawiskiem, które doceniało większość samców. Moja żona – Dorota – jest przystojną, szczupłą rudą blondynką. Lubi nosić kobiece, rozwiane ciuszki, nie epatując płci brzydszej idealnym biustem czy długimi nogami. Ma chyba jedną mini, której zresztą nie używa, za to jej sukienki pełne głębokich rozcięć, dekoltów raczej śmiałych, działają na męską wyobraźnię bardziej niż skąpe bikini. Rąbki jej bielizny, jeśli jakiś napaleniec zdoła je dojrzeć, powodują u takiego delikwenta szybkie zasłanianie krocza gazetą, albo jeszcze bardziej gorączkowe poszukiwania ubikacji. W letnich, przewiewnych sukienkach jest nie do pobicia.

Ania – żona znajomego – jest właściwie przeciwieństwem Doroty. Równie ładna, ale całkowicie inna. Szatynka o połowę głowy niższa, troszkę bardziej pulchna, z pokaźnym biustem, piękną pupą i roześmianymi oczami, w niczym nie ustępuje Dorocie. Różnicę miedzy nimi, mentalnymi siostrami, stanowiły ciuchy. Z zamkniętymi oczami, samym dotykiem można było bezbłędnie rozdzielić ich szmatki. Ania była fanką mini i głębokich dekoltów – wiele z nich odsłaniało górne brzegi aureolek jej sutków. Mini różnej długości i obcisłe bluzeczki albo sweterki były jej zabójczą bronią. Kiedy siedziałem po przeciwnej stronie ławy nad kawą, z oczami na szypułkach, zawsze już wtedy wiedziałem, jakie majteczki ma dzisiaj na sobie. Czasami latem szypułki się jeszcze wydłużały, kiedy zyskiwałem pewność, że pod jeansową spódniczką niczym nie osłonięte rozchylają się różowe plasterki łososia. W tych czasach moje fantazje wypełniła całkowicie, w myślach musiała spełniać moje najdziksze zachcianki. Nie wytrzymywałem do końca kawy, to wtedy nauczyłem się że letnia, jaką musiałem pić po powrocie, też ma swoje smaczki.

To stało się pewnej wiosny, po jakiejś bardziej wystawnej imprezie na kilkanaście osób z tańcami. Koło północy nasi gości zaczęli powoli się wykruszać. Godzinę później zostaliśmy we czworo. Znajomy padł gdzieś w innym pokoju, a nasze nimfy zaczęły sprzątać stół. Z braku zajęć zasiadłem za nim, znalazłem swoją szklaneczkę, zapaliłem papierosa i znalazłem w telewizji jakiegoś „Playboya nocą”. Dorota urzędowała w kuchni, było słychać brzęki szkła i porcelany, Ania zaś biegała znosząc do kuchni cały ten bajzel. Prężące się na ekranie ciała i biegające wokół mnie zgrabne, pachnące, ciepłe i seksowne stworzonko, to już było przegięcie. Ponieważ spodnie zaczynały mnie coraz bardziej uciskać, poszedłem na kompromis i znalazłem jakiś „strrraszny horror”. Wlepiłem wzrok w ekran i kiedy jakiś wilkołak dobierał się do roznegliżowanej blondyny, całą akcję przesłonił mi zgrabny tyłeczek w bardziej niż skąpej, czarnej mini z dłuuugim rozcięciem z tyłu. Rozcięcie kończyło się gdzieś w okolicach krocza i zapragnąłem natychmiast sprawdzić czy mam rację. W tym momencie nie było nic ważniejszego na całym bożym świecie, niż sprawdzenie czy koniec rozcięcia jest na wysokości dołu majteczek. Oburącz dotknąłem jej ud nad kolanami po zewnętrznej stronie. Teraz już bardzo powoli moje ręce zaczęły sunąć do góry. Szelest czarnego nylonu na jej udach i gorąco palące moje dłonie aż wywołały ból w podbrzuszu. Ręce powędrowały wyżej, wdzierając się pod brzegi cieniutkiej mini. O rany! Samonośne pończochy. Spódnica powędrowała do góry, rozcięcie przed moimi oczami szeroko się rozchyliło, ukazując kawałki jędrnych, twardych i bardzo pięknych pośladków, a między nimi ten wydatny, pachnący, osłonięty białą mgiełką wzgórek. Widok od dołu, z najlepszej perspektywy, sprawił że prawie doszedłem. Ania od pięciu sekund stała jak skamieniała, nie robiąc najmniejszego ruchu, nie oddychając. Nie widziałem jej twarzy, ale jej czarne, kręcone, długie włosy też ani drgnęły. Ręce pojechały na biodra, ciepłe i gładkie. Ścisnąłem je delikatnie, czując jakby jej leciutki dreszcz. Spódnica rozchyliła się szerzej, ukazując idealne pośladki w kształcie gruszki.

Nie wytrzymałem. Wystarczyło lekko się nachylić i moje rozchylone usta dotykały już ciepłej, gładkiej skóry. Język sam się wysunął, liżąc napięte, drżące pośladki. Jej głowa zasłonięta długimi włosami nawet nie drgnęła. Skoro dotarłem już tak daleko, muszę spełnić swoje marzenia i zrobić kolejny krok. Zdjąłem prawą rękę z jej biodra, przesuwając ją po pośladku, zjechałem po pończosze do kolana. Zataczając kółka dłonią, przeniosłem ja na wewnętrzną stronę lewej nogi i powędrowałem do góry. Pończocha kończyła się tuż pod pachwiną. Teraz miałem wrażenie, że włożyłem rękę do pieca. Blondyna na ekranie szaleńczo prawie zawyła, moja ręka w tej samej chwili objęła od dołu mokrą cipeczkę Ani. Drgnęła, a jej nogi jakby minimalnie się rozchyliły. Zacząłem powolutku ugniatać brzoskwinkę, przesuwając rękę w górę i w dół. Poczułem jej soki, stringi nadawały się do wyżęcia. Już śmielej odsunąłem je na bok i poczułem w dłoni ociekającą wilgocią ,gładko wygoloną szparkę. Nie zostawiła na niej najmniejszego paseczka, ani jednego włoska, więc miałem wrażenie jakbym trzymał w dłoni naoliwioną, gorąca, miękką bułeczkę.

Teraz już nie było powrotu, żadne z nas nie mogło powiedzieć, że nic się nie stało. Mój palec wśliznął się jak w masło. Jej gorąca szparka już teraz ociekała, czułem jej soki na nadgarstku. Do pierwszego palca dołączył drugi, sekundę później trzeci. Nie wytrzymała. Z ledwo wstrzymanym jękiem oparła się o stół przede mną, przybliżając mimowolnie swoje skarby do moich ust. Nie wypadało nie skorzystać. Schyliłem głowę docierając do lśniącej szparki i zacząłem lizać i obcałowywać te wszystkie górki, dolinki, wąwozy dostępne językowi i ustom. Ania cichutko sapiąc, zaczęła drżeć jak osika. Zatkała ręką usta, drżąc coraz bardziej, aż zaczęła łapać powietrze jak ryba, wijąc przede mną boskim kuperkiem. Jej orgazm osiągnął siłę huraganu. Opadając na stół piersiami, potrąciła moją szklankę. Brzęk tłuczonego szkła momentalnie nas otrzeźwił. Wysunąłem mokre palce, spódniczka opadła… Dopiero teraz odwróciła ku mnie mocno zarumienioną twarz, rozchylone czerwone usta wciąż spazmatycznie drżały, nabrzmiałe piersi poruszały się jak żywe zwierzątka. Uśmiechnęła się jakby zawstydzona, porwała resztę naczyń i pobiegła do kuchni.

Po chwili była z powrotem ze szczotką i szufelką, żeby zamieść potłuczone szkło. Kucnęła ściskając uda, mini podsunęła się znów, odsłaniając je w całej okazałości. Kiedy przysunęła się bliżej mnie, żeby pozamiatać pod fotelem, położyłem rękę na jej kolanie i odciągnąłem je w bok. Nie spodziewała się tego, lecąc do tyłu. Upadła na pupę, rozchylając szeroko nogi. Stringi ciągle maksymalnie odciągnięte na bok, czarne, samonośne pończochy, nabrzmiała, lśniąca, mokra i szeroko rozwarta cipka… Co za widok. Nachyliłem się powoli, patrząc jej w oczy i włożyłem palec między szeroko rozchylone, błyszczące wargi. Widząc moją rękę między swymi udami zaczęła się znów podniecać. Wyjąłem delikatnie palec, zbliżyłem do ust, skosztowałem jej smaku, wciągnąłem w nozdrza woń… Patrzyła zafascynowana, ale kiedy wróciłem wzrokiem do jej oczu, znów się zarumieniła i szybko kończąc zamiatanie uciekła do kuchni. Parę sekund później usłyszałem trzask drzwi łazienki…

– No, wreszcie…– usłyszałem stojącą w drzwiach Dorotę. Padła na kanapę naprzeciwko mnie. Jedną nogę położyła na niej, drugą zostawiając na podłodze. Co się dzisiaj dzieje? Znowu miałem przed oczami piękne, lekko rozchylone uda, a między nimi tym razem czarne, koronkowe stringi. Gdybym nie wiedział że jest prawie zupełnie wygolona, byłbym pewien że to delikatny zarost.

– Uważaj, bo możesz jeszcze długo nie trafić do łóżka – lojalnie ostrzegłem.
W półmroku tylko błysnęły jej białe zęby, a kolana przekornie rozjechały się jeszcze szerzej. Horror wchodził w fazę, kiedy wszyscy wszystkich gryzą. Już miałem wstać i czule się przywitać z cipeczką Doroty, na konto tego co się stanie po wyjściu ostatnich gości, kiedy znowu trzasnęły drzwi łazienki. Kolana Doroty zetknęły się, jakby były połączone niewidzialną gumką, ale zaraz potem usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi od pokoju, w którym spał mąż Ani. Nie było jej długo, wreszcie cichutko
stanęła w drzwiach.

– Marek, możesz mi pomóc zataszczyć Krzyśka do domu? Sama chyba nie dam rady.

Nie było już nic po niej widać. Przemyła twarz zimną wodą, włosy ułożone jak zawsze, stringi pewnie też już na swoim miejscu. Słowem – nic się nie stało.

– Możecie przecież spać u nas. Łóżek ci tu dostatek – zaproponowała Dorota.

– No co ty. Przecież to tylko sto metrów – Ania chciała spać u siebie.

– Chce ci się go ciągnąc za nogę? – to czarny humor Doroty, może pod wpływem horroru.

– Nie wiesz na co się narażasz, lepiej go położyć od razu do wanny – stwierdziła Ania. To przekonało Dorotę. Obie były zbyt zmęczone żeby jeszcze tej nocy sprzątać po Krzyśku.

– To co, pomógłbyś?

– Oczywiście, dla ciebie wszystko – zacząłem zwlekać się z fotela. Już w tej chwili byłem prawie pewien, że Dorota tej nocy będzie spała jak dziecko, nie niepokojona przez napalonego małżonka. Ania unikała mojego wzroku. Moja żona też z dużym wysiłkiem opuściła kanapę i poszliśmy we troje doprowadzić Krzyśka do porządku, by jakoś wyprowadzić go na zewnątrz. Po pięciu minutach był gotów. Jestem od niego prawie o głowę wyższy i wiele cięższy, więc zarzuciłem sobie jego rękę na szyję i po sekundzie już stał. Oczywiście zaraz potem stwierdził że pójdzie sam i… o mało nie wylądował pod kanapą, którą okupował od około dwóch godzin. Znów musiałem go unieruchomić, Ania złapała go z drugiej strony, Dorota zamknęła za nami drzwi werandy i ruszyliśmy. Chłodne powietrze całkiem mnie otrzeźwiło, a Krzysiek sflaczał do reszty. Wisiał na mnie, powłócząc nogami, a Ania starała się go podpierać z drugiej strony.

Wlekliśmy się noga za nogą, kiedy poczułem wierzchem dłoni biust Ani. Nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić dłoń i pełna pierś Ani sama w nią wpadła. Dziewczyna wytrzymała to dzielnie. Nie dała poznać mężowi, że coś się dzieje, a ja bezczelnie jąłem masować ją przez cieniutką bluzeczkę. Miała na sobie tak zwaną bardotkę, biustonosz podtrzymujący piersi tylko od dołu. Szybko wyczułem wystający sutek pod bluzką i natychmiast dokładnie się nim zająłem. Zauważyłem że jej głowa obraca się w moim kierunku. Nasze spojrzenia spotkały się. Jej oczy mówiły – „zostaw”. Wytrzymując jej wzrok potrząsnąłem ledwo dostrzegalnie głową – „nie”. Poddała się. Moje palce pracowały nieustannie, usztywniając jej sutek, w pewnej chwili natrafiły na guzik; wystarczyło lekko pociągnąć bluzkę tuż obok niego i już sutek był w moich palcach.

Było późno, ulica pusta i ciemna. Nie paliło się światło w żadnym oknie. Ania spuściła głowę. Teraz już masowałem, głaskałem, pieściłem jej cały biust, wkładając palce w płytką miseczkę biustonosza. Jej pierś falowała, wprost wpychała mi się w dłoń. Nawet nie spostrzegłem, kiedy dotarliśmy pod ich blok. Mieszkali na drugim piętrze.

– Pomożesz mi go zapakować do łóżka? – musiałem wyjąć dłoń z biustonosza, żeby podtrzymać drzwi wejściowe.

– Jasne – jeśliby tego nie zaproponowała, sam bym się wprosił.

Krzysiek nagle oprzytomniał. Próbując odzyskać samodzielność i widząc znajome otoczenie wyrwał się do przodu,. Pewnie poleciałby twarzą na schody, gdyby Ania nie złapała go z tyłu za koszulę. Zaczął wspinaczkę w górę schodów, żona za nim, asekurując go, a ja za nią. Po takim wieczorze aż się prosiło, żeby zakończyć go mocniejszym akcentem. Przed oczami miałem sylwetkę w kształcie klepsydry, a tuż nad moimi dłońmi falował z boku na bok jej wspaniały tyłeczek. Trzeba było jej „pomóc” eskortować osobistego. Ręce same zawędrowały pod mini, szarpnęła się czując je na biodrach, ale szybko uspokoiła się, tracąc stanowczość pod moim mocnym uściskiem. Na półpiętrze Krzysiek mógł zobaczyć, gdzie zawędrowały moje dłonie, więc lewą złapałem za barierkę, jednocześnie przysuwając się bliżej Ani. Teraz pole manewru było o wiele większe. Znów moje palce trafiły między uda tej wspaniałej czarnulki. Zaraz… ona była nadal mokra, czy raczej znów mokra? Nieważne. Palce momentalnie odsunęły cienką mgiełkę stringów i już jeden z nich taplał się w gorącym źródełku. Usłyszałem ciche westchnienie, ale nie było spowodowane moją nachalnością, lecz rosnącym pożądaniem…

Drugie piętra są stanowczo za nisko. Krzysiek stał przed drzwiami próbując wprowadzić klucz do zamka, jego żona za nim, ciągle go podtrzymując, a ja stopień niżej, robiąc jej delikatnie palcówkę. Zaciskała uda, to kręciła pupką, to rozchylała nogi, robiąc coś jak ćwierć przysiad, żebym mógł wejść jak najgłębiej. Jej westchnienia słyszałem chyba nie tylko ja, jej osobisty może je słyszał, ale z pewnością nie słuchał. A otwieranie drzwi, chociaż szło bardzo opornie, to przecież w końcu musiało zostać uwieńczone sukcesem. Kiedy Krzysiek z drzwiami wpadał do środka, Ania w mgnieniu oka odwróciła głowę i mocno pocałowała mnie rozchylonymi ustami. Potem zgrabnie ześliznęła się z moich palców i pobiegła zbierać rozłożone w przedpokoju ciało męża. Nie wiedziałem, czy mam wejść, czy cicho zamknąć za sobą drzwi i wrócić do domu.

– No nie stój tak, pomóż – zdecydowała za mnie.

– Zossstawcie mnie, daam ssobie raadę – próbował oponować Krzysiek.

– Wiemy, ale i tak ci pomożemy – włączyłem się w szamotaninę. Trzeba było znowu zbierać go z podłogi i wrzucać w bety. Na szczęście łóżko było jakieś trzy metry dalej. Zanim zdjęliśmy mu buty, spodnie i koszulę, już chrapał. Ania stała przy łóżku ze zwiniętym ubraniem osobistego przed sobą i wyglądała jak siedem nieszczęść. Ściągacz pończochy wystawał spod mini, bluzka rozpięta prawie do pasa, włosy rozczochrane… Nasze spojrzenia napotkały się i przez dłuższą chwilę nie mogły się oderwać. Wszystko zostało powiedziane bez słów. Wziąłem ją za rękę, upuszczone ubrania spadły na podłogę. Pociągnąłem ją za sobą do kuchni. Nie pamiętam, żebym musiał używać do tego siły, szła grzecznie za mną, wiedząc dokładnie co się stanie.

Doszliśmy do solidnego, wysokiego, kuchennego stołu. Ustawiłem ją twarzą do niego, leciutko popchnąłem, aż musiała oprzeć się dłońmi o blat. Popchnąłem mocniej, opadła nań piersiami, wypinając seksownie pupkę. Jednym ruchem ręki podciągnąłem mini w górę, następny spowodował trzask materiału stringów. Białe strzępy poleciały gdzieś do tyłu, a przed sobą miałem niczym nie osłonięte, lśniące skarby Ani. Tylekroć marzyłem o tej chwili…

Mój bohater wyprysnął z ubrania w mgnieniu oka i już po chwili wbijał się cały jak w masło w wymarzoną cipeczkę. Wrażenie gorąca, wilgotnej i śliskiej ciasnoty było niesamowite, zanim jeszcze zdążyłem dobić do końca. Złapałem pełną garścią jej włosy, jednocześnie dociskając do blatu. Jej nogi rozjechały się jeszcze szerzej… zdobyłem… Dziko ujeżdżałem ją od tyłu. Już po kilku sekundach zaczęła cicho jęczeć, po kilku następnych jej ciałem wstrząsnęły dreszcze… To się przecież nie mogło tak szybko skończyć. Wyjąłem z niej maczugę, przeciągle westchnęła…

Trzymając ją za biodra przewróciłem na plecy. Zanim jeszcze łopatki zdążyły dotknąć blatu, już byłem znowu w środku, nadając poprzednie tempo. Miała nieprzytomne spojrzenie, chyba bezwiednie objęła moje biodra nogami, wpychając mnie głębiej i głębiej… Prawie się na niej położyłem, uniosła lekko głowę wpychając mi język w usta. Rozgniotłem je moimi wargami, języki oszalały, próbując się zapętlić, dostać do gardeł. Po minucie moje pocałunki musiały stłumić jej przeciągłe jęki, potem krzyki…Nie panowała nad sobą zupełnie, kiedy ciało pode mną wyprężyło się i zastygło, też wystrzeliłem… Ale jak? Podniecane cały wieczór, moje prącie drgało chyba jeszcze z minutę a ona odpowiadała dreszczem na każde poruszenie. Potem bezwładnie się skleiliśmy ciałami, gorące policzki parzyły się nawzajem…

Z pięć minut trwało, nim ochłonęliśmy. Kiedy wstałem z niej, chowając oklapłego fiutka w bokserki i zapinając się, zwlokła się ze stołu, hipnotyzując mnie spojrzeniem. Nie jestem podatny na hipnozę, ale co mogłem w tej sytuacji powiedzieć? Spódniczka opadła sama, resztą nawet nie zawracała sobie głowy. Obróciła się do mnie plecami.

– Napijesz się czegoś?

Podszedłem od tyłu, objąłem jej wystające piersi dłońmi i przytulając się do grzbietu.
– Nie będziemy dawać Dorocie powodów do podejrzeń.

Kiwnęła głową. Zza drzwi dobiegało donośne chrapanie. Włożyłem jeszcze rękę pod jej spódnicę, uścisnąłem zaślinioną brzoskwinkę, musnąłem ustami policzek i wyszedłem.

Dorota jeszcze nie spała, ale zanim zdążyłem wziąć prysznic, usnęła. Tej nocy jej nie przeszkadzałem.

Jeśli ktoś stwierdzi że jestem wstrętnym nachalem albo nawet gwałcicielem, roześmieję mu się w twarz. Ania miesiącami dążyła do tej sytuacji aż natrafiła na wieczór mojej słabości. Dlaczego jeszcze zanim ją dotknąłem, znałem każdą fałdkę jaką „chowała” pod swoimi miniówkami, zapoznałem się dokładnie z kształtem jej biustu, kolorem i wielkością sutków? To tylko mój sokoli wzrok?

Szczucie, szczucie i jeszcze raz szczucie, trwające miesiącami, musi kiedyś dać efekty. Większość takich sytuacji prawdopodobnie ma finał w sądzie, na pierwszej rozprawie słowami – bo on mnie, Wysoki Sądzie zgwałcił…– … ale nie ta.
Kwestia wierności, przyjaźni z moją żoną, nie ma tu chyba znaczenia. Dorota była jej najlepszą przyjaciółką i obie o tę przyjaźń bardzo dbały. Bardzo kocham moją żonę, Anka swojego męża… więc o co tu chodzi?

Rozwiązanie tej zagadki jest bardzo proste. Pożądanie w czystej postaci, seks niczym narkotyk. Nasze ciała były dla siebie stworzone, pragnęły się nawzajem jak kania dżdżu i chociaż nasze drugie połowy dawały nam wszystko czego potrzebowaliśmy… to trwało.

Kilka dni później zapanował upał, chociaż w kalendarzu był dopiero maj.

Jestem raczej dobrze sytuowany, w tamtych dniach postanowiłem zmienić samochód na pojazd tej samej marki, ale full wypas, z prawie dwa litry większym silnikiem, GPS-em i tak dalej. Już kiedy odbierałem go z salonu, w drodze do domu zdążyłem sprawdzić… zwijał asfalt wciskając w fotel. Każdy normalny facet wie, co to znaczy. Podobno to największa ekstaza możliwa do osiągnięcia bez zdejmowania spodni.

Zaczęły się karawany znajomych, podziwiających potwora. Nie dojrzałem jeszcze do tego, żeby dawać im kluczyki, więc cały wieczór woziłem chętnych. Jednym z nich był Krzysiek ale… sam. Po przejażdżce świeciły mu się oczy. Anię przygoniło oczywiście nazajutrz po porannej kawce. Zastałem ją koło samochodu z otwartymi ustami. Powitała mnie promiennym uśmiechem.

– Cześć burżuju. No no, nie myślałam że to takie cacko.

– Mogę ci wszystko pokazać, najlepiej w czasie jazdy… chyba że chcesz kawę?

– Już piłam. Możemy jechać.

– Masz więcej czasu? – upewniałem się.

– Yyyyy… nie mam żadnych planów.

W połączeniu z jej strojem: najkrótszą z możliwych skórzaną spódniczką, jaką chyba widziałem w życiu, opiętą, kolorową, cienką bluzeczką bez śladów biustonosza, orz szpilkach w komplecie z czarnymi, lśniącymi pończochami, propozycja była wystarczająco wymowna.

Wpuściłem ją do samochodu i ruszyliśmy w stronę Helu. Mój pojazd to automat, więc prawą rękę mam zawsze wolną w trakcie prowadzenia. Już w mieście kierowcy tirów albo autobusów byli narażeni na apopleksję. Prawie całe nogi Ani wystawione na widok siedzących wyżej. Kolanka grzecznie ściśnięte razem, rączki tak samo grzecznie splecione na udach. Pozory… tak samo wszyscy odbierają wydawałoby się skromniutkie nastolatki, albo zaniedbywane młode mężatki pchające wózki… Ponoć ubiór w dziewięćdziesięciu procentach odzwierciedla styl życia, poglądy, a nawet łatwość nawiązywania kontaktów. Pozory… rzecz jasna, czasami mylą.

Jeszcze w mieście, kiedy minęliśmy autobusy (po co gorszyć dzieci), ściągnąłem jej rękę z uda, druga opadła po drugiej stronie. Zająłem się tymi podniecającymi częściami ciała z gorliwością nastolatka. Mini po podciągnięciu troszeczkę do góry, ukazała łono w pełnej krasie. Nie miała majtek i… miałem rację – to były pończochy. Chociaż nie jestem fetyszystą, nic nie poradzę na to, że pończochy tak na mnie działają. A jeszcze w połączeniu ze szpilkami i pasem do pończoch… pełen orgazm.

Rozchyliłem jej lekko kolana. Wargi między udami były już mocno zaróżowione. Zacząłem się bawić jej lewym udem, wierzchem dłoni przesuwając w górę i w dół po jej szparce. Rozmawialiśmy podczas jazdy przez miasto, ale teraz nagle ucichła, posapując tylko. Jedno mi się w niej bardzo podobało: nie wiem czy to tylko ja tak miałem, czy inni również, ale bardzo łatwo mogłem ją doprowadzić na szczyt, a osiągając go była wulkanem namiętności. Za miastem musiałem się zachowywać ostrożnie, by nie stracić kontroli nad sobą i pojazdem. Wszyscy przyspieszali, ja twardo trzymałem się prędkości ustawionej na tempomacie. Ale za to inne doznania wynagradzały z nawiązką to ślimacze tempo. Po kilku minutach Ania zamknęła oczy rozchylając jednocześnie szerzej kolanka. Teraz już mogłem powoli jeździć sobie trzema palcami w jej norce, wyciskając kropelki soku na półkule niżej. Po kwadransie cipka już chlupotała, pośladki były mokre, a na skórzanej mini od wewnątrz powoli powstawało jeziorko.

Na jakimś większym rondzie ruszyliśmy w ogłuszającym ryku klaksonu tira stojącego obok przez paręnaście sekund – kierowca chyba musiał stanąć przy tirówkach trochę dalej, po tym co zobaczył. Moja kotka rozszerzyła kolana jeszcze bardziej i błogo się uśmiechnęła, odwracając do mnie głowę. Od dłuższego czasu moje lniane spodnie były mocno wybrzuszone, ale teraz ukazała się na nich mała ale ciągle powiększająca się plamka. Jej oczy podążyły za moim wzrokiem i… jeszcze szerszy uśmiech ukazał się na jej twarzy.

Droga była teraz węższa ale pusta, po obu stronach pola, więc można było docisnąć gaz do dechy. Pola zaczęły migać, a na horyzoncie pokazał się jakiś lasek. Skręciłem w pierwszą drogę prowadzącą między drzewa. Trochę humorystycznie wykwitł przed nami zielony drogowskaz z nazwą miejscowości „Zdrada”. To musiało stać się tutaj. Po obu stronach drogi las, kilka metrów dalej był zjazd na rozjeżdżoną polankę z pociętymi pniami. To na pewno nie był parking, ale dla wozu z napędem na cztery koła nie stanowiło to problemu. Zatrzymałem się jakieś dwadzieścia metrów od szosy i nie gasząc nawet silnika wyskoczyłem z samochodu. Ania też otworzyła drzwi po swojej stronie, wyszła i przeciągnęła się jak kotka, pokazując mi nabrzmiałe piersi, płaski brzuszek i zwieńczenie pończoch. Zanim zdążyła opuścić ręce, już obejmowałem jej wąską kibić. Objęła mnie za szyję przylegając do mnie mocno i wiercąc brzuszkiem po moim nabrzmiałym drągu.

– Kucnij. Dłużej już nie wytrzymam.

Podniosła wzrok lekko zdziwiona, ale posłusznie ugięła nogi. Jej usta były na wysokości zadania, więc nie tracąc czasu wyszarpnąłem członka ze spodni. Jego sztywność i objętość nawet mnie zdziwiła. Dotknąłem główką jej warg, rozchyliła je na tyle, że mogłem bezczelnie wepchnąć się do środka. Gorąco i wilgoć ust Ani mogło się równać tylko mokrej gorączce jej wąskiej norki. Wysunęła język próbując dosięgnąć moich klejnotów, to znów szybko poruszała głową. Pozwoliłem jej na tak delikatne zabawy przez parę minut. Rozchylone uda w czarnych pończochach, wystające spod mini wargi sromowe, suwające się po moim nabrzmiałym korzeniu czerwone usta… i to wszystko dwadzieścia metrów od szosy, którą zdążyło już przejechać kilka samochodów… Podziałało to na mnie jak płachta na byka. Potrzebowałem mocniejszych wrażeń. Złapałem jej czarne loki i wepchnąłem się do gardła aż poczułem jej usta trące o mój intymny zarost. Chrząknęła zdziwiona, unosząc wzrok na moją twarz. Podjęła próbę odepchnięcia się od moich ud, ale nie miała na to szans. Wycofałem się do połowy pozwalając jej pooddychać dłuższą chwilę i znowu dobiłem do migdałków. Poddała się, pozwalając mi już na wszystko, a potem trzymając mnie za pośladki nawet wciągała go głębiej, dopóki nie poczułem że to już…

Teraz próbowała wydobyć go z ust, ale nie pozwoliłem na to. Wysunąłem się do połowy, drgając strzelałem jej głęboko w gardło. Chciała go znów wyjąć, żeby wypluć wszystko.

– Połknij to – wydusiłem z siebie.

Długo namyślała się, zakneblowana moim penisem. Pomogłem jej trochę, dopychając się i wtłaczając jej trochę spermy w gardło, następnie wracając znów do połowy długości. Poczułem i usłyszałem dwa długie łyki. Dopiero teraz powoli wysunąłem się spomiędzy kobiecych warg. Kawał mięsa zwisał jej przed oczami, wysunęła język i zaczęła go czyścić. Kiedy skończyła, schowała go w spodnie, wstała i przytuliła się mocno.

– Nigdy tego jeszcze nie łykałam, Krzysiek nigdy nie spuścił mi się w ustach– wyznała cicho. Co mogłem na to odpowiedzieć? Że od tej pory będzie mu łykać, że jej mąż tylko na tym zyska, chociaż nie będzie wiedział, komu to zawdzięcza? Nic nie odrzekłem, tylko mocno ją przytuliłem.

Po chwili wyjechaliśmy z lasu. Parę minut później natknęliśmy się na jakiś przydrożny bar, coś z grilla i do domciu. Ale dała jeszcze poznać, że nie czuje się dotknięta. W barze od podekscytowanej i uśmiechniętej dostałem kilka mokrych całusów, z niemą propozycją palcóweczki pod stolikiem. Jasne że skorzystałem. Odwdzięczyła się jeszcze przed wjazdem do miasta wspaniałym, głębokim lodzikiem z połykiem w czasie jazdy. Posmakowało.

Tak pięknie było może z miesiąc. Pewnego poranka po kawie razem – śmietankę już wcześniej zażyczyła sobie osobno – padło po raz pierwszy pytanie:

– Głupio mi o tym mówić, ale mógłbyś pożyczyć mi pięćset złotych, bo…

Wysłuchałem jakiegoś mocno pokręconego uzasadnienia, ale gdyby chciała dziesięć razy więcej, to pewnie też bym jej pożyczył.

– Jasne. Poczekaj, zaraz ci przyniosę – odparłem, podnosząc się z kanapy.

Tydzień później znów wpadła na poranną kawę, śmietankę sama sobie wzięła zaraz po wejściu, chyba jeszcze na werandzie i w czasie blablania przy kawie mimochodem wtrąciła:

– Wiesz, nie mam teraz kasy żeby ci oddać, ale pojutrze…

– Nie martw się tym. Oddasz jak będziesz miała, najwyżej będziesz wpadać częściej na kawę… – byłem wspaniałomyślny. Rozpromieniła się otwierając jednocześnie szeroko uda.

Kilka dni później znów była moim gościem, nie było już mowy o oddaniu długu, ale znów po gorącym wstępie, kiedy leżeliśmy spoceni na środku dywanu… usłyszałem.

– Głupio mi ale mógłbyś mi pożyczyć jeszcze tysiąc. Oddam wszystko razem jak…

– Dobra, nie tłumacz się. Zaraz ci dam.

Od tamtej pory pożyczek było kilkanaście, może więcej. Oczywiście nasze połowy nic o naszych finansowych perturbacjach nie wiedziały. Trwało to miesiące, potem już lata, przez cały ten czas stosunki towarzyskie miedzy naszymi rodzinami nie zmieniły się nawet na jotę. Ania z Dorotą nie mogły bez siebie żyć, wydzwaniały do siebie z najmniejszymi duperelami albo godzinami przesiadywały razem w kuchni. Dwa, trzy razy w miesiącu urządzaliśmy, przeważnie u nas, mocno zakrapiane imprezy, na których każdy pił to, co chciał. Ale to długa historia, bo imprezy przeważnie były mocno perfidne. Gdyby nasze połowy zorientowały się co jest grane, różnie wiele z nich mogło zakończyć się poważną awanturą. Wystarczyło, że dyskretnie pokazałem Ani, że chętnie obejrzałbym sobie co nieco, i kiedy nikt nie patrzył mogłem uchwycić spojrzeniem jej mokrą szparkę, albo nabrzmiały sutek. Nierzadko oglądałem,jak masuje sobie od wewnątrz palcami norkę, albo zasłoniwszy się ramieniem, drugą ręką wyciąga na wierzch sutek i pastwiąc się nad nim, buduje wielką poziomkę. Takie sceny miały miejsce, kiedy poziomy trunku w butelkach znacznie się już obniżały. Kilka razy bywało jeszcze ostrzej. Kiedy Krzysiek szedł do łazienki, a Dorota udawała się coś przygotować do kuchni, sekundę później Ania była już między moimi udami i pracując jak szalona dostawała to, co chciała. Albo też, gdy ja byłem szybszy, zawsze zdążyłem organoleptycznie zbadać jej migdałki, na stojąco przy jej krześle. Byliśmy siebie warci i cudem tylko nie zaliczyliśmy nigdy wpadki. Na szczęście drzwi kuchni i łazienki były zbyt daleko, żeby nasze połowy mogły nas zaskoczyć… chociaż przypadki chodzą po ludziach.

Ale największy ubaw miałem, kiedy wiele razy próbowała mnie złapać samego, żeby wyłuszczyć następną prośbę o kasę. Przedtem, żeby mnie zmiękczyć, nie cofnęła się przed niczym. Czasami graniczyło to z szaleństwem, albo wręcz nim było. Miałem ją na różne sposoby: w parku, w krzakach, w samo południe, gdy wokół nas był tłum ludzi; wieczorem, pod oświetloną furtką mojego domu; nocą w lesie, sto metrów od domu; w biurze przy otwartych drzwiach; w łazience supermarketu; w przymierzalni małego sklepiku, kiedy przebywała w nim tylko bardzo młoda sprzedawczyni; wiele razy w jasny dzionek, w samochodzie, w różnych punktach miasta; weranda stała się już tradycją…

Pewnego razu, kiedy przyszła na poranną „kawę”, poprosiła znów o jakąś większą sumę. Odparłem, że muszę skoczyć do bankomatu i będę miał kasę wieczorem. Oczywiście piliśmy tę kawę przynajmniej ze dwie godziny, a wieczorem…
Dorota po pracy zrobiła wszystko co zaplanowała i czekaliśmy na Ankę, bo umówiły się wcześniej telefonicznie, że rozjaśni włosy mojej żonie. Piątkowy wieczór, dziecko zajęte gdzieś sobą, więc rozłożyliśmy się na kanapie – ja w narożniku, Dorota po drugiej stronie z nogami na pufie – i włączyliśmy jakiś, nawet całkiem niezły hit filmowy. Kwadrans później przyszła.

– Masz czas to siadaj, zdążymy mnie pomalować po filmie – zaproponowała moja osobista.

– Jasne. Krzysiek poszedł do kumpla, nie wróci przed północą – padła szybka odpowiedź.

Dostała szklaneczkę swojej ulubionej wiśniówki, pufę pod nogi i padła między nami. Szlag trafił ciszę i spokojne oglądanie. Już po minucie półleżała właściwie tyłem do mnie, z nogami na drugiej pufie, rozprawiając z Dorotą o jakichś duperelach i zerkając co chwilę na ekran.

Miała na sobie oczywiście czarne mini z jakiegoś cienkiego, lejącego się materiału, rozszerzającą się ku dołowi i śliwkową, obcisłą bluzkę wypuszczoną na spódnicę. Spojrzałem w bok, ale nie dane było mi zobaczyć twarzy żony, za to miałem jak na tacy czarno-śliwkową klepsydrę. Widok był przedni. Anka wypięta w moją stronę, kręcąc się przez chwilę, odsłoniła z tyłu opalone paski ud nad pończochami. Trzeba byłoby być świętym żeby nie wykorzystać sytuacji… a ja nie byłem święty. Wystarczyło lekko przesunąć rękę, żeby natknęła się na gorące ciało. Kiedy to zrobiłem, dało się zauważyć leciutkie drgnięcie jej ciała. Niczym poza tym nie dała po sobie poznać, że moje palce odsuwają jej stringi na bok. Różowe, wydatne fałdki gorącej cipeczki pięknie wystawały spomiędzy zaciśniętych ud, brązowe oczko patrzyło prościutko w moją dłoń. Dałem mu na razie spokój, wsuwając palec między wargi sromowe. Żeby ułatwić mi dostęp, Ania przesunęła nogę bardziej do przodu. Teraz większa część już czerwonych warg była w mojej dłoni. Za pierwszym palcem podążył drugi. Zacząłem powoli je wsuwać i wysuwać, tak głęboko, że opuszkami poczułem opór jej ścianki. Teraz zacząłem nimi kręcić, zginać, potem znów suwać w górę i dół, aż poczułem drgnięcie kochanki, a po chwili znajomy chlupot spod mini. Gdyby nie Dorota, już dawno by kręciła dupką, spazmatycznie sapiąc. Po chwili poczułem dłuższe drgnięcia wypiętego kuperka, a rękę miałem już całkiem mokrą. Kciukiem przejechałem po wnętrzu dłoni i zacząłem nanosić wilgoć na wyższą dziurkę. Po minucie kciuk gładko się w nią wślizgnął. Teraz używałem sobie już na całego, badając jej wytrzymałość. Intonacji i barwy głosu nie zmieniła, ale co kilkanaście sekund wyrywały jej się głębsze westchnienia i niekontrolowane, ledwie zauważalne drgania całego ciała. Anka wytrzymywała tę próbę, ale nie doceniłem spostrzegawczości mojej żony.

– Zimno ci jest? Bo faktycznie nie jest tu za gorąco. – spytała Dorotka.

– Eeee, nie wiem, jakieś dreszcze… może bierze mnie jakieś przeziębienie … – próbowała wybrnąć z sytuacji coraz mocniej drżąca Anka.

A ja byłem bez litości. Zagłębiałem się coraz dalej w obie dziurki, pracując coraz szybciej i szybciej… Z dłoni zaczęło już mi skapywać na jej mini.

– Czekaj, dam ci jakiś koc – usłyszałem głos żony. Ledwo zdążyłem wyszarpnąć z głośnym bulgotem palce z przemoczonych dziurek. Przysunąłem do siebie rękę, a Ania przewróciła się na plecy, zasłaniając cały tak podniecający obrazek. Kiedy tylko zostaliśmy sami, usłyszałem głośny syk.

– Ty podstępna szujo.

Moją twarz rozciągnął szeroki uśmiech. Zerknęła na mnie i nie wytrzymała, zaczęła chichotać. Usłyszeliśmy zbliżające się kroki i to zdmuchnęło nam uśmiechy z twarzy. Oczy wlepiły się w ekran.

– Masz, przykryj się, bo potem będzie na mnie, jak się rozchorujesz. – Zwróciła głowę w moją stronę. – Zrób pauzę, zaraz wrócę. Nie oglądajcie beze mnie – i już jej nie było.

Zanim trzasnęły drzwi od łazienki, mój obśliniony korzeń oglądał świat zza bielizny. Ania zerknęła kątem oka i już leżała na boku z wypiętą pupą i błyszczącymi fałdkami między udami. Sztywny penis szybko znalazł drogę między mlaskającymi, ociekającymi sokami płatkami, wbijając się do oporu.

Od razu narzuciłem szaleńcze tempo. Moja kochanka wtuliła twarz w koc, ale i tak zduszone jęki dobiegały do moich uszu. Wystarczyła minuta obłąkanego galopu, żeby dojść. Tryskałem w gorące głębiny długimi, obfitymi salwami, jej ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze… Wyjąłem ciągle sztywny członek, zacząłem gorączkowo upychać go w bokserkach. Nie chciał za bardzo się zmieścić, ale zmusiłem go brutalnie do powrotu na miejsce. Ania wciąż leżała na boku ciężko dysząc. W głębi domu trzasnęły drzwi łazienki. Wyprostowała się momentalnie sięgając między uda, żeby naciągnąć stringi na miejsce. Nasunęła pod szyję koc i przejechała ręką po włosach i twarzy, pozorując absolutny spokój.

– Już jestem, puszczaj – oznajmiła Dorota. Posłusznie wcisnąłem „play”. Wszyscy zajęli takie pozycje jak przed pięcioma minutami, tylko moja ręka spoczywała spokojnie przy boku. Ania znów odwróciła się do mnie plecami, jak poprzednio, ale tym razem wszystkie ciekawsze widoki zasłonił koc. Można go było jednak odsunąć. Chyba wyczuła poruszenia pod pupą, bo ułożyła rękę tak, że mały namiot utworzony przez lewy łokieć, zupełnie uniemożliwił Dorocie dostrzeżenie tego, co dzieje się po drugiej stronie kanapy. Gdybym się teraz uparł, mógłbym ściągnąć z niej stringi, a nawet lekko przemoczoną miniówkę. Aż tak nie chciało mi się już ryzykować, ale teraz mogłem bawić się górkami i fałdkami o wiele wygodniej niż poprzednio. Ręka objęła całą ociekającą szparkę, rozmasowując nasze soki na całym wzgórku, pośladkach, udach. Ania rozchyliła trochę nogi, żeby umożliwić mi dokładniejsze masowanie pełnych, ale jędrnych ud i pośladków. Po kilkunastu minutach znów poczułem drgnięcie, więc intensywniej zająłem się wydatnym wzgórkiem wpuszczając palec w rowek, żeby ze szczególną uwagą zajął się łechtaczką. Na efekty nie trzeba było długo czekać, ale tym razem tylko ja to poczułem i zobaczyłem, bo koc był dobrą zasłoną.

Niewiele zrozumieliśmy chyba z tego filmu. W końcu zobaczyliśmy listę płac na ekranie. Przełączyłem na telewizję, kiedy Dorota uniosła się dość raptownie, mogła zobaczyć moją rękę skromnie spoczywającą na pilocie… nie spostrzegła na szczęście, że dłoń była cała mokra.

– Dobra, to idę po farbkę i sprzęt, a ty tu przygotuj resztę – podjęła decyzję moja połowa.
Kiedy tylko wyszła, Anka podskoczyła, jakby kanapa ją oparzyła, zadarła spódnicę, by ulokować stringi na właściwym miejscu. Przez moment widziałem bordowe majteczki, ale spódnica momentalnie opadła. Mignęły mi tylko zgrabne uda, kiedy biegła, żeby ustawić pośrodku pokoju krzesło i znaleźć ręcznik i jakąś plastikową osłonę na ubranie.

– Masz plamę na spódnicy – cicho ją poinformowałem.

– O cholera, gdzie?

– Na boku – pokazałem palcem.

Moją żonę jakoś nie zastanowiło, że przez pozostałą część wieczoru mogła oglądać tylko lewy profil swojej kumpeli. Szybko sobie poradziły z tym rozjaśnianiem. Potrajkotały jeszcze trochę, kiedy farbka wysychała i Dorota oznajmiła, że idzie umyć głowę.

– Też się będę zbierać.

– Gdzie ci się spieszy, przecież Krzyśka i tak nie ma – odparła moja żona, wychodząc.

Ania chciała iść za Dorotą, ale poczuła na karku moją dłoń.

– Nie tak szybko – wycedziłem szeptem. Zawróciłem ją do pokoju jak psiaka i zmusiłem, żeby usiadła na kanapie.

– Mamy teraz trochę więcej czasu.

Niepotrzebnie ją poinformowałem, bo już wlepiła wzrok w moje spodnie. Rozwarłem nogami jej kolana, zbliżając mój namiot do jej twarzy. Nie czekała aż ja go wyjmę, sama to zrobiła, natychmiast dokładnie się kneblując. Wiedziała co lubię, połykając go powoli całego. To dziwne, ale nigdy nie dała mi odczuć ostrości zębów, a miała je białe, równe jak z reklamy pasty. Po numerku pół godziny wcześniej, musiała się trochę przyłożyć i robiła to z ochotą i oddaniem. Dwie minuty później następna, wcale nie najmniejsza dawka śmietanki przelewała się kącikami jej ust. Było jeszcze dość czasu, żeby chociaż trochę jej się odwdzięczyć za wrażenia z tego wieczoru… wystarczyło tylko uklęknąć i… Po spazmatycznych drgawkach i zmiażdżeniu mi głowy udami, mogłem ją wreszcie wypuścić z ramion, wręczywszy obiecaną rano kwotę. Doprowadziła się do porządku, przed wyjściem zahaczając jeszcze o łazienkę.

Kończyło się właśnie „Szkło Kontaktowe” kiedy wychodziła, ale Dorotka nie miała tej nocy ze mnie pociechy. Padłem po kąpieli jak kawka.

Tak to trwało miesiącami. Ania nie zachowywała już nawet pozorów i nie krygowała się, że kiedyś tam wszystko mi odda. Przychodziła jak po swoje, ale ja też nie czułem się stratny. O każdej porze i prawie w każdym miejscu mogłem liczyć na mocne wrażenia. Wystarczyło zadzwonić i zaprosić ją na kawę, albo umówić się na mieście.

Była nie do zdarcia.

Od kilku miesięcy zaczęło coś się psuć. Coraz częściej nie miała czasu, coraz rzadziej na imprezach kolor jej majteczek pozostawał nieodgadnioną tajemnicą wieczoru, mimo jeszcze bardziej kusych miniówek, coraz rzadziej „nieoczekiwanie” wpadaliśmy na siebie na mieście…

Trzy dni temu miałem gorszy dzień. Wysłałem jej smsa „za godzinkę koło Parkowej”. Mieliśmy własne miejsce w ustronnej części parku i ławeczkę, która gdyby umiała mówić, mogłaby być głównym świadkiem w naszych sprawach rozwodowych. Po minucie przyszła odpowiedź: „teraz nie mogę”. Nie namyślając się długo odpisałem „Zaraz tam będę. Czekam”

Nie liczyłem kasy, którą już wyłudziła, a uzbierałoby się z palcem w uchu z kilkanaście tysięcy, albo i więcej, więc uważałem że należą mi się większe względy, niż ostatnio mi okazywała. Napięcie i złość zaczęły we mnie przeważać, kiedy dochodziłem do pustej ławeczki w bezludnej części parku.

Zjawiła się kwadrans po mnie. Nie pozwoliłem jej się nawet odezwać. Pchnąłem ją, aż z rozmachem klapnęła na ławkę, a sekundę później moje nabrzmiałe frustracje tkwiły już głęboko w jej gardle. Ale nie mogłem tego tak pozostawić i w trakcie wyłuszczyłem mój punkt widzenia.

– Nie naciskam cię o oddawanie długów, nie szantażuję, że zniszczę wszystko co tak pięknie nadal się rozwija – chrząknęła zaskoczona tym co powiedziałem. – Ale – ciągnąłem dalej – umowa, nawet niepisana, obowiązuje obie strony. Będziesz to robić zawsze, kiedy będę chciał, albo zacznij myśleć, jak się z tego wyplątać, żeby wyjść z tarczą. Obowiązuje cię przynajmniej jedna „kawa” tygodniowo, albo jedna rata… – nie wytrzymałem, a kącikami jej ust zaczęły wylewać się cieniutkie strużki.

To było trzy dni temu. Jeszcze jej nie widziałem… Przyjdzie.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Tytuł powinien chyba brzmieć „Przyjaciółka żony” ;p

Fajnie się zapowiadało…👍
A potem wyszło na to, że po prostu zwykła k..wa 🤬

Kur… i kutas. Nawet do siebie pasują. 🙂 Nie jest to jakieś wybitne, ale da się czytać.
A ja mam jeszcze pytanie: czy macie może dostęp do opowiadania „Tego się nie spodziewałem. Ja i pięć dziewczyn”? Bardzo miło je wspominam, a nigdzie nie mogę go znaleźć.

A wiesz, że nawet mamy? 😀

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz