Adoptuj incela (Ania)  3.86/5 (17)

31 min. czytania

Źródło: Pixabay

Karolina już po raz kolejny, wyraźnie zniecierpliwiona, sprawdzała godzinę. W filiżance niemal widziała dno. Spóźniał się ponad dwadzieścia minut! Nie zadzwonił, nie wysłał esemesa, trudno zatem ocenić, czy warto czekać. Totalny brak szacunku. I profesjonalizmu, rzecz jasna. Od początku miała olbrzymie wątpliwości. Czym innym jest spontanicznie ogłoszona w mediach społecznościowych akcja, czym innym tłumaczenie się z niej w mediach tradycyjnych. Tak, wywoła pewne zamieszanie, oberwało jej się ze wszystkich stron, jakby kompletnie nikt nie zrozumiał przesłania – bardzo specyficznej ale jednak zachęty do dialogu. W końcu, żeby się dogadać, trzeba wyściubić nos ze swoich baniek…

Udzieliła już kilku krótkich wywiadów, tyle że wyłącznie kobietom, bardzo młodym kobietom. Dziennikarz, z którym była umówiona teraz, niby reprezentował postępową, lewicową gazetę, ale po przeczytaniu kilku artykułów rzucał się w oczy jego konserwatyzm i brak zrozumienia wielu tematów. Można by to oczywiście tłumaczyć wiekiem, tylko czemu niby wiek ma stanowić jakiekolwiek usprawiedliwienie?

Zdążyła już uregulować rachunek, wstać od stolika i zrobić kilka kroków w kierunku wyjścia, gdy po drugiej stronie ulicy zauważyła przygarbioną sylwetkę niechlujnie ubranego i nieogolonego czterdziestoparolatka. Nie spieszył się, za to wyglądał na zagubionego, jakby przed chwilą teleportował się prosto z jakiejś dziczy. Uśmiechnęła się krzywo pod nosem. Marcel zawsze chodził wyprostowany, był skupiony i uważny, a do tego nadzwyczaj schludny. Trzeba przyznać, że aż za bardzo.

– Dzień dobry – odezwała się pierwsza, bo odniosła wrażenie, że przejdzie obok, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.

– Och, witam. – Wydał się zaskoczony. – Nie tak sobie panią wyobrażałem.

Ledwo się powstrzymała przed spytaniem, jak zatem sobie ją wyobrażał, szczególnie że jeśli oglądał jej profil, musiał widzieć mnóstwo zdjęć, a nie retuszowała ich ani nie używała żadnych magicznych filtrów, najwyżej nieco podkręcała kolory. Dopiero podczas rozmowy pomyślała, że może jednak nie oglądał, co tłumaczyłoby kilka rzeczy.

Od początku wszystko szło jakoś niezręcznie, ale w końcu usiedli razem przy tym samym stoliku, od którego chwilę wcześniej wstała i zamówili po kawie. Nie spytał, czy może nagrywać, po prostu wyjął dyktafon, przesunął wazonik, żeby położyć go pośrodku, położył, podniósł, włączył, znowu położył… cały czas demonstrując swoją gapowatość. Następnie bardzo nieelegancko odchrząknął i dość znudzonym tonem zaczął swoje przesłuchanie, jak później określała je Karolina. Te szczegóły zresztą niezwykle rozbawiły Marcela.

Czy jeszcze przed spotkaniem była do tego mężczyzny uprzedzona? Być może. Czy wkurzyło ją jego spóźnienie i fakt, że nie próbował nawet przepraszać? Bez wątpienia. Ale czy gdyby przyszedł punktualnie, a ona nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia, rozmowa potoczyłaby się inaczej? Trudno powiedzieć. Ostatecznie nie można pominąć też całego kontekstu, wszystkich tych dużych chłopców pozbawionych jakichkolwiek ideałów, przekonanych, że skoro głośno mówią, iż są za równouprawnieniem, to należą im się wszystkie lewaczki świata, które będą płacić za nich rachunki na randkach, a kiedy któraś choćby spojrzy na drugą stronę barykady, od razu czują się zranieni. I atakują. Zapalczywie. Agresywnie. Bo jakżeż ona śmie dokonywać równie niesprawiedliwego wyboru! Tak, ten kontekst zdecydowanie od początku wszystko ustawiał. Nigdy nie lubiła być oceniana, a kobiety zawsze wszyscy chętnie oceniają i na dodatek robią to surowo.

– Przeszło pół roku temu wystosowała pani za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych dość kontrowersyjny apel. Skąd w ogóle pomysł na podobną akcję? – spytał, patrząc w notatki, nie na nią, jakby nie był nawet zainteresowany odpowiedzią.

– Oczywiście z osobistych doświadczeń. – Uśmiechnęła się, ale on nie miał najmniejszych szans tego zauważyć. – Zazwyczaj najważniejsze rzeczy w naszym życiu dzieją się zupełnym przypadkiem… – Niby urwała, ale w zasadzie nie widziała powodu, żeby mówić cokolwiek więcej.

– Mogłaby pani bardziej rozwinąć temat?

Aż się skrzywiła, słysząc to pytanie. W co drugim poście pisze o relacji, od której się zaczęło, wyraźnie wyłożyła wszystko w swoim manifeście, do tego stopnia, że cała masa dziennikarzy potrafiła sklecić nawet w miarę sensowne artykuły bez zamienienia z nią choćby słowa, a tu musi zaczynać od początku. Skaranie boskie!

– Czyżby aż tak słabo przygotował się pan do wywiadu? – Po prostu nie potrafiła być dla niego miła. Starała się, ale nie potrafiła. – Wielokrotnie już go rozwijałam, a opowiadanie w kółko tej samej historii wydaje się nie tylko nudne, ale również bezcelowe.

– Podejrzewam jednak, że wielu naszych czytelników nie zna kontekstu. – Widać zaalarmowała go zmiana tonu, bo w końcu podniósł wzrok znad papierów.

Karolinę momentalnie uderzyła obojętność malująca się na twarzy dziennikarza. W Marcelu zdecydowanie uwielbiała fakt, że choć za wszelką cenę chciał uchodzić za dobrze wychowanego i opanowanego, nie potrafił ukrywać emocji, przynajmniej nie przy niej. Wszystko było dla niego nowe i ekscytujące, zupełnie inne niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. Pamięta, że najbardziej zaskoczyło ją, że twierdził, iż nie lubi ostentacji, że pewne rzeczy powinny dziać się wyłącznie za zamkniętymi drzwiami, bo obnoszenie się ze swoją relacją jest niesmaczne, a gdy tylko przełamali barierę dotyku, nie potrafił ani nie chciał oderwać od niej rąk, gotowy wykrzyczeć całemu światu, że w końcu kogoś pragnie i ktoś pragnie jego. To było nagłe, gwałtowne i niespodziewane. Musiała go często upominać, bo choć nie zależało jej na dyskrecji i nie miała nic przeciwko drobnym oznakom czułości, nie zamierzała jednak nikogo gorszyć ani narażać się na niewybredne komentarze. Poza tym… był jeden problem. Umówiła się z nim na relację czysto rozrywkową również dlatego, że najprościej w świecie wstydziłaby się przedstawić rodzinie i znajomym chłopaka o prawicowych poglądach. Cała ta akcja w pewnym sensie miała pomóc przełamać jej ten wstyd.

– Zawsze może pan przygotować notkę wprowadzającą do wywiadu, ale to wymagałoby wysiłku, prawda? – Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się krzywo. Tak, wie, jest jędzą, ale dobrze jej z tym, pomyślała.

– Nie lubi pani mężczyzn, co? – Ciekawe, że właśnie w tym momencie zupełnie obojętny ton, zmienił się w kpiący, jakby jego życiową misją było wyłapywanie wszelkich objawów mizoandrii.

– Ależ uwielbiam! Skąd taki pomysł? – Specjalnie teatralnie odegrała oburzenie, niemniej była to prawda. Marcela mogłaby wręcz schrupać! Jego młode, prężne ciało, nieznające wcześniej pieszczot i pocałunków budziło w niej kanibalistyczne instynkty. Uwielbiała fakt, że silnie reaguje na każdy bodziec i pozwala sobie przy tym na bycie głośnym. Wszystkie te jęki, westchnięcia, przekleństwa i krzyki! O tak, szczególnie przekleństwa, bo na co dzień wcale ich nie używał. I głębokie, gardłowe warknięcia. Chyba żaden jej wcześniejszy kochanek nie był równie ekspresyjny.

– Jest pani… – przez chwilę szukał słowa – opryskliwa!

Trzeba przyznać, że dobre znalazł. Chciała być opryskliwa, w końcu on był, do tego się spóźnił, nie uprzedził ani nie przeprosił. Nie wspominając już o fakcie, że z szacunku, dla osoby, z którą się spotykał, powinien, choć w minimalny sposób, zadbać o swój wygląd. I umyć zęby, na miłość boską!

– I co to niby ma wspólnego z płcią? – Karolina westchnęła głośno. – Po prostu nie lubię ludzi, którzy wykonują swoją pracę niestarannie. – Postarała się zabrzmieć jeszcze bardziej… opryskliwie.

– Czyżby? – Zmrużył oczy i wbił w nią uważne spojrzenie, wyraźnie próbując ocenić, cóż takiego naprawdę czai się za jej słowami, i przy tym, prawdopodobnie nieświadomie, zaczął nerwowo pstrykać długopisem. A może wcale nie nerwowo, może po to, żeby wyprowadzić ją z równowagi? Uśmiechnęła się triumfalnie, w końcu odniosła jakiś sukces: przykuła jego uwagę.

– Owszem. Po pierwsze odnoszę wrażenie, że traktuje mnie pan z góry – niby złagodziła ton, ale tylko po to, by uważniej jej słuchał. – Po drugie nie stawiam sobie za cel bycie miłą. W pełni zdaję sobie sprawię, że otoczenie w większości oczekuje od kobiet właśnie bycia miłą, ale ja naprawdę nie istnieję wyłącznie po to, by spełniać cudze oczekiwania.

– Uprzejmość jest cnotą obu płci. – Tym razem to on uśmiechnął się półgębkiem, przekonany, że udało mu się celnie wbić szpilę.

– Odnoszę jednak wrażenie, że bardziej cenioną, żeby nie powiedzieć: wymaganą, u kobiet. – Ups, szpileczka chyba się złamała.

Nie, żeby Karolina nie ceniła uprzejmości. Uwielbiała ją, podobnie jak mężczyzn, tyle że uważała, iż na wszystko jest miejsce i czas. Nieuprzejmość drugiej strony, protekcjonalny ton, zarozumiałość, zdecydowanie wystarczyły, by czuć się z niej w pełni zwolnioną.

– Na pani wrażenia nie mam wpływu. – Dziennikarz chyba nie zrozumiał, iż bynajmniej nie trafił w czułe miejsce.

– Możemy zatem wrócić do tematu?

Tak, zdecydowanie powinna myśleć teraz o Marcelu, nie o antypatycznym, podstarzałym „feminiście”. Spotkała się z różnymi reakcjami, często agresywnymi, ale jakby nie patrzeć, najbardziej bolały ją głosy kobiet, które opowiadały, że cała ta polityczna wojenka sprawiła, że ich libido spadło dosłownie do zera. Te w związkach często opowiadały o braku szacunku dla kobiet, lęku przed ciążą i powikłaniami, które mogą skończyć się śmiercią, ale opowieści singielek wcale nie były przyjemniejsze. One panicznie bały się trafić na nieodpowiedniego mężczyznę, brzydziła je myśl, że mogłyby pójść do łóżka z prawicowcem albo nawet facetem o niewystarczająco zbliżonych poglądach. Do takich zapewne zaliczałby się również pan dziennikarz, oceniła Karolina.

Jej akcja miała między innymi na celu uzmysłowić młodym, niedoświadczonym mężczyznom, że kobiety, które czują się bezpiecznie we własnym kraju i we własnym ciele, są szanowane, doceniane i po prostu równe, a dzięki uczciwemu podziałowi domowych obowiązków, nie są wiecznie przemęczone, częściej mają ochotę na seks i chętniej z tym seksem eksperymentują. A lepszy seks kobiet to też lepszy seks mężczyzn, szczęśliwsze związki i szczęśliwsi ludzie. Szkoda, że mało kto zauważa tę zależność, bo świadomość jej istnienia może mieć rewolucyjne znaczenie.

– Zatem… skąd pomysł na akcję „Adoptuj incela”?

Chryste! Najwyraźniej postanowił zacząć od początku! Karolina zrobiła głęboki wdech, świadoma, że zaraz mogą ponieść ją nerwy.

– Po prostu wiem, że zawsze warto rozmawiać. Tym mężczyznom często przypisuje się nienawiść wobec kobiet, ale oni wcale ich nie nienawidzą, po prostu uzewnętrzniają swoją frustrację. Jeśli czegoś bardzo pragniesz, ale nie możesz tego mieć, zwykle starasz się przekonać samego siebie, że ten cel nigdy nie był warty zachodu.

– Zawsze? Z Putinem też by pani poszła do łóżka?

– Chyba pan właśnie przesadził. – Kobieta zacisnęła pięści, nieudolnie próbując zdławić rodzącą się w niej agresję. – Może nie wierzę w monogamię i nie zamierzam do końca życia sypiać z jedną i tą samą osobą, ale proszę sobie wyobrazić, że moja akcja to zachęta dla innych kobiet, żeby dawały szanse nieśmiałym chłopcom, którzy nie bardzo wiedzą, jak zabrać się za uwodzenie, a nie anons towarzyski. Już wystarczająco nasłuchałam się od anonimowych komentatorów, że jestem puszczalską, zdzirą, dziwką i czego to by ze mną w łóżku nie zrobili albo wręcz przeciwnie, że brzydziliby się tknąć taką szmatę, żeby znosić jeszcze obelgi twarzą w twarz!

– Ja tylko zadałem pytanie.

– Nie, to nie było po prostu pytanie. Po pierwsze przyrównał pan osoby o prawicowych poglądach do zbrodniarza wojennego, a nawet jeśli nieświadomie grają w jego grę, usłużnie robiąc mu pole na szachownicy, to póki co nikogo nie mordują, nie gwałcą i nie wysadzają silosów ze zbożem. Naiwność też jest grzechem, ale nie tak wielkim. Po drugie zasugerował pan, że jestem rozwiązła, a nawet gdybym była, nie powinno to stanowić żadnego argumentu, sądzę więc, że mam prawo tak postawione pytanie uznać za obelgę.

– To żadna obelga, po prostu wykonuję swoją pracę.

– Na odpieprz… – syknęła.

Tak, ta część grzecznych chłopców-prawicowców, którą choć trochę lubiła, zdecydowanie cechowała się godnym podziwu etosem pracy. Żaden nie wydawał się przedsiębiorczy, za to wszyscy uczciwi i godni zaufania. To znaczy nie pozwoliłaby im decydować o losach kobiet, ale przynajmniej miała pewność, że ich słowo coś znaczy i że wywiązują się ze swoich zobowiązań. Siedzącego przed nią „feministę” gotowa byłaby podejrzewać o unikanie płacenia alimentów, podobnie wielu posłów Konfederacji, ale nie ich… Koleżanki pewnie powiedziałyby, że myśli pizdą, w końcu oni wszyscy potępiają samotne matki i uważają, że państwo nie powinno ich w żaden sposób wspierać, bo w ten sposób propaguje patologię. Co gorsza, nie wie, jakie poglądy w tym względzie ma Marcel, bo poważne rozmowy prowadzą jedynie od czasu do czasu, najczęściej po prostu ciesząc się nawzajem swoimi ciałami.

Chłopak jest wyszczekany i w gruncie rzeczy na każdy temat ma zdanie, ale kiedy zapraszała go do swojej sypialni, zastrzegła, że nie chce rozmawiać o niczym poza seksem, zażyczyła też sobie wyraźnie, że ma być posłuszny. Jak się później okazało, bierne poddawanie się jej zabiegom i proste wykonywanie poleceń wymagało od niego silnej woli, ale nie można powiedzieć, że się nie starał. I to jak! Kiedy zaciskał szczęki wyglądał groźnie i szalenie seksownie. Większy, silniejszy, a jednak uległy.

– Nie pani to oceniać.

Taaa… pewnie… ją, podobnie jak inne kobiety, każdy ma prawo oceniać, a wielkiego pana „feministę” nikt. Skąd ona to zna? Właśnie dlatego wyjątkowo kręci ją odwracanie ról. Próbowała tego kilka razy, ale dopiero z Marcelem naprawdę poczuła swoją przewagę. Może to kwestia różnicy wieku, osiem lat to w końcu nie mało, a może jego desperackiej potrzeby bliskości. Trudno powiedzieć. Dosyć znamienne, że bardzo wstydził się swojego braku doświadczenia i skłamał, że miał kiedyś dziewczynę. Zdradziły go już pierwsze, nieporadne pocałunki.

Spotkali się w parku, późnym jesiennym popołudniem, chłód dawno przepędził innych spacerowiczów, a oni nieczuli na niedogodności siedzieli na ławce i rozmawiali. To nawet nie była randka, wiedzieli się raptem drugi raz w życiu, pod pretekstem wymiany wrażeń z lektury. Mimo młodego wieku od razu wydał jej się elokwentny, a odradzając w antykwariacie zakup książki „o mrocznych, męskich fantazjach”, trochę zabawny. Miała po prostu nadzieję na rozrywkę intelektualną i podobnie odczytywała jego zamiary, choć odniosła wrażenie, że błędnie ocenił jej wiek, znacznie go zaniżając.

W tym parku, na tej ławce, specjalnie spytała go o wiek, żeby wyraźnie podkreślić, jak młody jest z jej punktu widzenia. Trochę się bronił, że metryka to nie wszystko, że ma dobrze poukładane w głowie, ale nie wydawał się zaskoczony. W tym jego uważnym spojrzeniu zdecydowanie coś było lub może po prostu miał piękne, niebieskie oczy podkreślone jeszcze długimi ciemnymi rzęsami. Słuchał jej, ale też bronił własnego stanowiska, stosując bardzo logiczne argumenty. Podobne dyskusje zawsze ją kręciły. Taka słabość niezrozumianego mola książkowego. Kierowana nagłym instynktem, pocałowała go w te pełne, mięsiste usta. Delikatnie i czule, tylko kosztując słodyczy soku jabłkowego, który od czasu do czasu popijał. Nie potrafił odwzajemnić pocałunku, a najwyraźniej bardzo chciał. Zbyt zachłanny, pospieszny i niezdarny. Przerwała mu, gdy poczuła dłonie błądzące po plecach. Lekko go odepchnęła i spojrzała w oczy. Wydawał się tak uroczo zagubiony! Zdaje się, że wyszeptała coś o tym, że słodki z niego dzieciak, ale że musi już iść.

Widocznie poczuł się urażony „dzieciakiem”, bo jeszcze tego samego wieczoru dostała kilkanaście esemesów. Ta rozmowa też na swój sposób okazała się fascynująca.

– A komu? – spytała, choć była już pewna, że zmierzają donikąd.

– Czytelnikom.

Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała, a przecież też jest jego czytelniczką. Tyle, że czytelnicy w liczbie mnogiej są wygodną figurą retoryczną, bo w końcu nie istnieją jako grupa i nie można ich spytać o ocenę, co najwyżej zrobić badania statystyczne…

– Rozumie, że ich pan szanuje bardziej niż swoich rozmówców? – Pokręciła z rezygnacją głową.

– Skoro pani tego nie wie, znaczy że nie przygotowała się pani do wywiadu i nie sprawdziła, kto go będzie prowadził.

– Wręcz przeciwnie! – W sumie nie wiedziała, czemu ten zarzut ją tak oburzył. Ona nie miała żadnego obowiązku się przygotowywać, on tak, skoro to jego praca.

– Ciekawe… zatem woli pani obcować z gardzącymi kobietami naziolami niż z feministami?

Naziolami! Nigdy, przenigdy, nie spotykałaby się z nazistą i szczerze odradzałaby to każdej kobiecie. Owszem, można takich znaleźć na listach wyborczych, nie tylko zresztą tej jednej koalicji, jeśli wypada tak mówić o amalgamacie dziwacznych i zupełnie niepasujących do siebie ugrupowań, ale zdecydowanie nie są grupą, ku której kieruje swoje zainteresowanie i co, jak co, ale musiało to wyraźnie wybrzmieć.

– Proszę sobie wyobrazić – siliła się na spokojny, pojednawczy ton – że nie każdy przedstawiciel prawej strony to agresywny troglodyta. Choć od początku to dla mnie niezrozumiałe, jest tam całkiem sporo inteligentnych i kulturalnych ludzi, niestety również kobiet…

– Pewnie podążają za swoimi mężczyznami… – skomentował jak przystało na feministę!

Karolinie zdecydowanie brakowało już cierpliwości. Pewnie dałoby się znaleźć „naziola” z większą empatią i traktującego kobiety poważniej niż jako ozdobną przypinkę w klapie marynarki! Nie poznała co prawda nikogo definiującego się w ten sposób, ale od zawsze wiedziała, że szufladki są dla rzeczy, nie dla ludzi. Każdy lewicowiec powinien być do szpiku kości przesiąknięty tą ideą.

– Niekoniecznie – coraz słabiej szło jej ukrywanie frustracji, ale ciągle próbowała. W końcu jeśli ona nie zachowa się „profesjonalnie”, nic z tej rozmowy nie wyjdzie. – Choć prawdopodobnie imponują im silni mężczyźni i same też chcą być silne, nie widząc bynajmniej sprzeczności między tym, co robią, a poglądami, które głoszą.

– Pani też imponują silni mężczyźni? – dziennikarz wciął jej się w słowo.

Zdumiona jego bezczelnością, Karolina na chwilę zamilkła. Czyżby testował jej granice i tylko czekał aż wybuchnie? Głęboki oddech i do przodu!

– Pewnie zależy jak zdefiniować siłę – zaczęła ostrożnie. – Nigdy nie pociągała mnie ta fizyczna. – Odrobinę minęła się z prawdą, przecież choćby w Marcelu, na pierwszy rzut oka niepozornym, ubranym w koszulę w kratę zapiętą pod samą szyję i nudny sweterek w serek, olbrzymie wrażenie zrobiły na niej harmonijnie zbudowane mięśnie.

Po kilku dniach dość intensywnego wymieniania wiadomości o wieku, relacjach damsko-męskich i ich skrajnie różnych poglądach na wiele kwestii obyczajowych, Karolina zdała sobie sprawę, że pod pretekstem dyskusji światopoglądowej, która w zasadzie nie prowadziła donikąd, bo każde z nich okopało się na swoich pozycjach, chłopak próbuje niezdarnie z nią flirtować. Długo biła się z myślami, przeświadczona, że to może być jeden z największych błędów w jej życiu, ale w końcu złożyła mu propozycję, którą on przyjął natychmiast. Fakt, że nie potrzebował ani chwili do namysłu, wprawił ją w niemałą konsternację. Tak bardzo mu zależało, czy też raczej nie zależało mu wcale? Zdecydowanie zamierzała sprawdzić!

Podczas pierwszego spotkania miał poddać się dokładnym oględzinom, bez wykazywania jakiejkolwiek inicjatywy, w szczególności bez dotykania jej. Na tym etapie pojawiły się już pytania, dziesiątki pytań, i właśnie wtedy ustalili naczelną zasadę: ma być posłuszny. Nie bierny, nie uległy ani bezwolny, a właśnie posłuszny. Nie chciała dmuchanej lalki, tylko partnera, który będzie uważnie słuchał i szanował jej granice, mając przy tym pełne prawo do stawiania własnych i ewentualnego negocjowania zmian układu na każdym etapie relacji. Czysto rozrywkowej relacji, bez angażowania się w skomplikowane, emocjonalne układy.

Jakże uroczy był, gdy stanął na jej progu z nieśmiało spuszczonym wzrokiem i małym koszyczkiem owoców w ręku! Spod rozpiętej kurtki wyzierał oczywiście nieśmiertelny sweterek w kolorze kawy z mlekiem… Gdy tylko wszedł do sypialni, zmierzwiła zbyt równo ułożoną fryzurę, miała ochotę zrobić to już od spotkania w parku. Próbował poprawić, ale nie pozwoliła. Dużo mówił, o wszystkim, jakby słowa miały stanowić pancerz.

Zamilkł, gdy podeszła od tyłu i przejeżdżając powoli dłonią po karku, wsunęła ją we włosy. Niestety zbyt krótkie, by zacisnąć na nich palce. Później je trochę zapuścił. Miała ochotę pocałować go w szyję, a może raczej ugryźć, ale jeszcze się powstrzymała. Rozprawiła się za to ze sweterkiem, co prawda po zdjęciu złożył go w kostkę i położył na fotelu, ale zirytowało ją to tylko troszeczkę. Zdaje się, że po rozpięciu pierwszego guzika skomentowała, że tak wygląda dużo lepiej, niemniej tamtego wieczoru prawie się nie odzywała. Stojąc sztywno pośrodku przestronnej sypialni, przypominał prezent gwiazdkowy tuż przed rozpakowaniem. Cieszyła się tamtą chwilą, tak po prostu.

Ubrany wydawał się raczej szczupły, tym większe wrażenie zatem zrobiły na niej twarde, napięte mięśnie. Nie karykaturalnie przerysowane, jak u kulturystów, ale lekko zarysowane jak u pływaka. Ani grama tłuszczu. Ani jednego włoska. Idealna, gładka, napięta skóra o niezwykle jasnym, ale szlachetnym odcieniu kości słoniowej, tak bardzo kontrastująca z pełny kraterów księżycowym krajobrazem skroni, policzków, a nawet barków, które wiele musiały przejść w burzliwym okresie dojrzewania. Zadrżał, gdy dotknęła brzucha: tak idealnego, że musiała sprawdzić czy jest prawdziwy. Zastygły w bezruchu przypominał antyczny posąg, był jednak ciepły, żywy, spragniony dotyku… Nigdy nie zapomni czystej fascynacji, którą wtedy czuła, choć później przyszła refleksja, jak jej jest daleko do ideału. I tak, ta fascynacja była fascynacją siłą drzemiącą w tych mięśniach, czającą się pod powierzchnią skóry. Gdyby jej użył, nie miałaby najmniejszych szans, ale on tę siłę odłożył na bok i pozwolił sobie na bycie słabym. Dla niej i wobec niej. Co wymagało siły. Innej. Ważniejszej. Jeszcze bardziej godnej podziwu.

– Tej psychicznej też nie traktuję w klasyczny sposób – kontynuowała. – Uważam, że oznaką siły, jest trwanie przy własnych poglądach i walka o nie nawet wbrew otoczeniu, ale również umiejętność przyznania się do błędu czy okazywanie emocji, których tłumienia społeczeństwo od nas oczekuje.

– Czyli płaczący mężczyzna okazuje swoją siłę? – Pytanie zabrzmiało pogardliwie, ale Karolina nie zamierzała wdawać się w bezproduktywne dyskusje, nie tym razem.

– Dokładnie, podobnie jak wściekła kobieta. – Spojrzała mężczyźnie groźnie w oczy.

– Chyba nie rozumiem…

– O ile mężczyznom nie pozwala się na okazywanie słabości, o tyle kobietom na okazywanie gniewu, obnoszenie się z nagromadzoną frustracją. Jak facet zdemoluje przystanek autobusowy albo pobije się z kumplem, społeczeństwo odbiera to jako coś normalnego, gdy to samo zrobi kobieta, mówimy już o patologii.

– Bo kobiety nie robią takich rzeczy… – Najwyraźniej rzeczywiście nie zrozumiał!

– Nie robią, bo im się nie pozwala – już nie ukrywała irytacji. – Zapewniam, że często aż je nosi… ale zdecydowanie odchodzimy od tematu. – Miała nadzieję iż poczuł, że ją nosi. Z jego powodu. – Wielu tych młodych chłopców, którzy popierają Konfederację pochodzi z dobrych domów. I to nie jest tak, że nienawidzą kobiet, ani że chcą dostać jakąś z przydziału, choć pewnie i tacy się zdarzają, zamknąć w domu, a potem bić ją i dzieci, które rok po roku będzie im rodziła. W wielu przypadkach mają po prostu niezwykle nikłe doświadczenia z kobietami.

– Zdaje się, że samo określenie „incel” na to wskazuje. – Trudno powiedzieć, czy spytał, czy stwierdził.

– Brak doświadczeń seksualnych, a może raczej powinniśmy powiedzieć, że brak doświadczeń w relacjach romantycznych – położyła zdecydowany nacisk na ostatnie słowo. Nie lubiła tego określenia, cały czas próbowała je odczarować, używając w żartobliwy sposób. Pewnie słabo jej wychodziło, ale nie można przecież definiować ludzi poprzez intensywność prowadzonego (lub nie) przez nich życia erotycznego. – To jedna kwestia, ale mam na myśli coś więcej. Ich matki nader często pracując na dwa etaty, ten zawodowy i ten w domu, przemęczone i zestresowane, bo w naszym kraju bynajmniej nie jest łatwo związać koniec z końcem, kiedy utrzymujesz rodzinę, nie mają już siły i czasu na ten trzeci etat, czyli jeszcze bardziej niedocenianą niż obowiązki domowe, pracę emocjonalną. Ci chłopcy mają zapewniony byt materialny, ale brakuje im rodzinnego ciepła, zwykłej bliskości. Być może zamknięci w atomowej rodzinie, nie mają w swoim otoczeniu sióstr, kuzynek, ciotek, babć, które mogłyby przybliżyć im świat kobiet. Kobieta staje się więc pewną abstrakcją, mitycznym, niepojętym stworzeniem, upragnionym ale niedostępnym. I oni wcale nie życzą jej źle, po prostu nie wiedzą, co może być dla niej dobre. W tym całym prawicowym bełkocie słyszą tylko to, co słyszeć chcą. Ważniejsze są dla nich sprawy gospodarcze, a tych światopoglądowych potrafią nawet nie dostrzegać albo najprościej w świecie nie rozumieć, co mogą oznaczać.

– Brzmi jakby ich pani usprawiedliwiała – powiedział z pretensją w głosie.

Tak, pewnie, w obecnych czasach każda próba zrozumienia drugiej strony, jest traktowana jako wykroczenie – z żalem pomyślała Karolina. – Dokąd zabrnęliśmy? My albo oni. Wojna domowa zamiast próby zrozumienia.

– To nie do końca tak. – Głośno westchnęła. – Jest oczywiście jakaś grupa prymitywnych, agresywnych osób, które wycierają sobie usta ojczyzną, a tak naprawdę nie szanują nikogo. Nie tylko Żydów, gejów i kobiet, ale dosłownie nikogo. Wierzą, że są lepsi, bo urodzili się z kawałem mięcha dyndającym między nogami i świat powinien należeć do nich, ale przez spisek lewaków i feministek, uznawani są za przestępców, bo zamiast pracować, wolą handlować narkotykami i żywym towarem. Dla nich nie ma nadziei, ale to nie dzięki nim Konfederacja rośnie w siłę. Rośnie w siłę przez idealistów, którzy nie znają życia…

– Czyżby? – Mężczyzna wyraźnie kpił.

– Dobrze pan wie, że nie robiłam badań, ale przynajmniej próbowałam zrozumieć drugą stronę. I proszę sobie wyobrazić, że właśnie to wystarczyło, żeby ta druga strona zrobiła krok w moją.

– A może jednak to pani zrobiła krok…

– Nie mówię, że nie – znów spróbowała złagodzić ton, choć aż kipiała ze złości. – Trudno się na przykład nie zgodzić, że mamy spory przerost biurokracji i niektóre sfery naszego życia, szczególnie gospodarczego, są nadmiernie regulowane. Do tego podatki, które płacimy są wykorzystywane nieefektywnie, żeby nie powiedzieć wprost: trwonione. Tacy Szwajcarzy potrafili w referendum stwierdzić, że chcą płacić wyższe, ale oni po prostu na co dzień widzą, co te podatki dają. Gdyby Polacy to widzieli, sytuacja wyglądałaby zgoła inaczej i wyborcy nie szukaliby antysystemowych kandydatów.

– Naprawdę uważa ich pani za antysystemowych? – Znów ta kpina w głosie! – Osobiście uważam, że po wyborach sprzedadzą się temu, kto zapłaci więcej w ciepłych państwowych posadkach.

Marcel zdecydowanie by się nie sprzedał, nadal naiwnie idealistyczny, choć przynajmniej zaczął wyraźniej dostrzegać, że w polityce idealiści nie mają żadnych szans. Niby rozróżniał już odcienie szarości, ale jeszcze w pełni nie dorósł, jakby umysł nie nadążał za jakże wspaniale dojrzałym ciałem.

Tamtego wieczora, jeszcze nie w pełni świadoma, że jako pierwsza dotyka go w równie intymny sposób, rozebrała go całkiem, na końcu zdejmując obszerne białe slipy, które, o zgrozo, skojarzyły jej się z pieluchą. Była ciekawa penisa, który rozpychał je przynajmniej od chwili, gdy dotknęła jego nagiej skóry na brzuchu, jednak trenowała własną cierpliwość. Okazał się niezbyt długi, ale gruby, z zabawnie zadartą żołędzią przypominającą kapturek. Zdziwił ją brak owłosienia. Skąd przyszło mu do głowy, żeby się ogolić? Czy zrobił to pierwszy raz? Właśnie dziś? Specjalnie dla niej? Spytała dopiero kilka spotkań później i odpowiedź wprawiła ją w osłupienie. Myślał, że wszyscy tak robią. Chyba jedyny raz wprost przyznał się do próby wpasowania w normę.

– Nie wykluczałabym, w końcu to politycy – powiedziała z rozmysłem. – Choć teraz deklarują, że nie widzą możliwości stworzenia z nikim koalicji. – Znowu odbiegła od tematu. – Z jednej strony posada posła też jest cieplutka, a bycie w opozycji wygodne, bo za nic nie odpowiadasz i nie narażasz się swoim wyborcom, bezradnie rozkładając ręce, bo przecież chcesz, ale nie możesz nic zrobić. Z drugiej strony grają silnych, sprawczych samców, którzy przecież powinni twardo negocjować, żeby zrealizować choć część swoich obietnic, a to jednak daje większe pole manewru. Rządzący zresztą od dawna z nimi flirtują, po bitwie gotowi zostać ich branką, a gdy populiści ulegają skrajnej prawicy, nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi…

– Przynajmniej w jednym się zgadzamy. – Tym razem to dziennikarz pokręcił z rezygnacją głową.

– Tak. – Ze smutkiem musiała przyznać, że też widziała przyszłość w czarnych barwach, bo taka koalicja wydawała się bardzo realna, a opozycja zdawała się robić wszystko, żeby przegrać. Może nawet dokładnie z tego samego powodu: wygodniej nie brać na siebie odpowiedzialności, szczególnie w trudnych czasach. – Dla mnie, jako osoby, której serce wyraźnie bije po lewej stronie, zawsze najważniejsze były kwestie światopoglądowe. O wysokości i rodzajów podatków można dyskutować, to nie kwestie życia i śmierci, ale społeczna akceptacja dla wszelkiego rodzaju inności już tak. Świadczy o tym choćby ilość samobójstw wśród młodzieży. Co znamienne szczególnie wśród chłopców. – Za każdym razem, gdy o tym myślała, krajało jej się serce, bo jak można wpaść na pomysł „rejestrowania pedałów”? Jak można niszczyć innych tylko ze względu na orientację? Czasami mdliło ją na myśl, że Marcel miał z tymi ludźmi cokolwiek wspólnego…

– Niższe podatki to oczywiście chwytliwe hasło, któż by ich nie chciał, ale na listach Konfederacji są osoby, które nie kryją się ze swoimi faszystowskimi poglądami, świętują urodziny Hitlera, twierdzą, że nie wiedział o Holocauście, jawnie podziwiają Putina… – Dziennikarz podniósł poprzeczkę.

– Owszem. – Ona doskonale wiedziała o tych kreaturach, Marcel niestety też i długo mu nie przeszkadzały, niektórych nawet po dziś dzień bronił! – ale gro sympatyków „młodych przedsiębiorczych mężczyzn, z którymi fajnie iść na piwo” nawet nie wie o ich istnieniu. Przynajmniej taką miała nadzieję.

– Prawdopodobnie właśnie przez wysyp leśnych dziadków, poparcie zaczęło im w końcu spadać. Na światło dzienne wyszły pradawne kreatury, walczące z wszelkimi przejawami postępu, w tym z 5G i bluetooth’em, bez których młodzi nie wyobrażają już sobie życia. Przeciwnicy rozwodów, praw wyborczych kobiet, osoby pragnące karać kobiety dożywociem za aborcję, zwolennicy „lekkiej pedofilii”… – Aż przeszły ją ciarki! – …i bicia dzieci, antyszczepionkowcy oraz inni dziwacy mający na bakier z powszechną wiedzą naukową, zagorzali przeciwnicy Unii Europejskiej, gloryfikujący ZSRR, a nawet homofobi, którzy przy całej swojej nienawiści do gejów, głoszą dość kontrowersyjny pogląd, że mężczyźni są lepsi we wszystkim, nawet w tak nieoczywistych kwestiach, jak bycie kobietą. Naprawdę sądzi pan, że ci młodzi mężczyźni spragnieni kontaktu z płcią przeciwną, w większości woleliby transwestytów?

– Jakoś tego nie widzę…

Też tego nie widziała, choć akurat lubiła fantazjować o kochających się mężczyznach i od czasu do czasu wybierała na wieczór gejowską pornografię. Dla Marcela to była granica nie do przekroczenia, nawet jeśli zamiast oglądać, miał ciężko harować tam na dole. Aczkolwiek nigdy nie uważała go za homofoba, nawet kiedy gadał te swoje bzdury o nieobnoszeniu się…

– Fakt faktem, że często największymi homofobami są kryptogeje i może akurat pana twierdzącego, że mężczyźni są lepsi w byciu kobietami, wyjątkowo kręcą drag queen lub lubi karykaturalną wersję kobiecości, a nikt nie powiedział mu, że istnieje coś takiego jak burleska, niemniej to zdecydowanie nisza. Oni pragną kobiet, prawdziwych kobiet, z krwi i kości, nawet jeśli nie idealnych.

– Chcą je mieć na własność i zamknąć w domu…

– To chyba bardziej skomplikowane. – Tym razem Karolina wcięła się rozmówcy w słowo. – Wspominałam już o zapracowanych matkach, prawda? One są przemęczone i nieobecne emocjonalnie, bo chcą sprostać społecznym wymaganiom, którym sprostać po prostu się nie da. Masz robić karierę, ale jednocześnie nie zaniedbywać domu, męża ogarniając tak samo, jak dzieci, jakby był jednym z nich. Masz być przy tym piękna, zadbana i uśmiechnięta. Po prostu nie starcza doby… W naszym kraju ciężko utrzymać rodzinę z jednej pensji, więc praca zawodowa dla kobiet jest raczej koniecznością niż wyborem, tym bardziej rozumiem te, które mając taką możliwość, wybierają tylko jeden etat, ten w domu. Nie widzę też nic złego w tym, gdy mężczyzna otwarcie mówi, że jest za tradycyjnym modelem rodziny, w którym kobieta zajmuje się domem i dziećmi, tyle że kluczowy jest tu wybór. – Czy sama by takiego dokonała? – Jeśli każdy może podjąć decyzję, jak chce żyć, nie ma problemu, to po prostu dodatkowe kryterium przy szukaniu partnera. I tak każdy z nas ma jakieś wymagania. Ja na przykład nie toleruję papierosów, dla innych ważne może być wyznanie, wzrost, kolor włosów, cokolwiek…

Tak, brak nałogów to olbrzymia zaleta i gdyby dokładnie się temu przyjrzeć, poza wiekiem i poglądami, Marcel spełnia wszystkie warunki, jakie kiedykolwiek stawiała partnerowi. Czy zatem, gdyby był straszy, istniałaby jakaś droga środka? Kompromis?

– Przywykłem, że feministki potępiają kury domowe.

Karolinie już niemal wyrwało się, że ona też. Czy zawsze myślała podobnie? A może podświadomie bierze pod uwagę, że mogłaby zostać jedną z nich?

– Nie, potępiają brak wyboru – mimo wszystko mówi stanowczym, zdecydowanym tonem. – A prawda jest taka, że na zdominowanym przez mężczyzn rynku pracy wciąż nam trudniej, ale to nadaje się na zupełnie inną rozmowę, bo chyba nieco odbiegamy od tematu…

– Nie, czemu? – Mężczyzna pierwszy raz wydaje się rozbawiony, widać wypatrzył słaby punkt.

– Mieliśmy rozmawiać o akcji Adoptuj Marcela – przejęzycza się. – Przepraszam, incela.

– Budujemy kontekst, naprawdę chciałbym zrozumieć, czemu woli pani chłopców spod znaku brunatnych koszul.

Znowu to samo! Na litość boską! Nie cierpi metek, uproszczeń i ciasnoty intelektualnej!

– Jezu! – syknęła zirytowana. – Jakbym mówiła do ściany! Większość pojebów przypadających na nasz kraj znajduje się na listach Konfederacji, zagorzali fani nie zapewniliby im przekroczenia progu wyborczego – coraz bardziej podnosi głos. – Osiągali kilkunastoprocentowe wyniki, bo schowali wszystkie trupy do szafy i przyciągnęli frajerów, którym nie chciało się nawet czytać programów wyborczych, młodym wiekiem liderów i płytkimi hasłami o rozwoju gospodarczym! – Gdy spuszcza trochę pary, bierze głęboki wdech i zaczyna odrobinę spokojniej. – Przyznam, że choć próbowałam, nadal nie rozumiem, czemu młodzi mężczyźni o liberalnych poglądach gospodarczych, mają konserwatywne poglądy społeczne, ale to pewnie wnika wyłącznie z uświadomionego lub nie lęku przed utratą przywilejów. – Czy przeszłoby jej przez usta takie zdanie wypowiedziane wprost o Marcelu? Wydaje się taki… poukładany. – Chcą starego porządku, bo boją się, że konkurując na równych prawach, przegrają. Nie dostrzegają natomiast, że ten stary porządek ich też dyskryminował, bo przewagę zawsze miał ten, kto miał pieniądze. To nieprawda, że wystarczy ciężko pracować, żeby osiągnąć sukces. Bez wątpienia pomaga urodzenie się w bogatej rodzinie, w zdrowym ciele, odpowiednie znajomości… Oczywiście jest grono osób, które dzięki swojej przedsiębiorczości osiąga awans społeczny, ale większości łatwiej spaść na dno niż wdrapać się na szczyt, a lepsze warunki dla przedsiębiorców, to gorsze dla ich pracowników.

Tak, to też zawsze było dla niej niejasne. Ludzie pozbawieni żyłki do interesów, często słabo wykształceni, pracujący fizycznie, którzy dla własnego interesu powinni być przeciwni pomysłom gospodarczym proponowanym przez Konfederację, wściekli na cały świat i sfrustrowani, uwielbiali ją za „program społeczny”. Dziwna zbieranina indywiduów przyciągała nad wyraz zróżnicowany elektorat. Jak to się w ogóle mogło udać? Incele zamierzali zbudować sobie większą fabrykę inceli?

– A oczywiście przedsiębiorcy to też ważna grupa wyborców Konfederacji – kontynuowała nieco chaotycznie. – Tacy Janusze biznesu, którzy chcieliby niewolników zamiast pracowników. Proszę zwrócić uwagę, że jednym z głównych postulatów jest żeby państwo nie wtrącało się w umowy zawierane między pracodawcą i pracownikiem, bo to przecież dorośli ludzie, którzy mogą zawrzeć takie porozumienie, jakie tylko chcą. Z całym szacunkiem, teraz może mamy rynek pracownika i realizacja tego postulatu nie wyrządziłaby kolosalnych szkół, ale wyobraża sobie pan to przy dwudziestoprocentowym bezrobociu, jakie mieliśmy przed wejściem do Unii?

– Szczerze mówiąc nie.

– Też wolę sobie tego nie wyrażać. Szczególnie, że ich program gospodarczy jest dziurawy niczym szwajcarski ser, same chwytliwe hasła, z czego większość to ponoć żart.

– Tak, pamiętna debata…

Karolina skrzywiła się na samo wspomnienie. Obejrzała ją, żeby lepiej poznać „przeciwnika”. Czy naprawdę ktoś to kupuje? Tę źle napisaną bajeczkę?

– W której Mentzen wyraźnie powiedział, że jego postulat zniesienia PIT, CIT, ZUS i VAT był żartem. – Choć ma świadomość, że jej rozmówca już dawno to wszystko wie, ma potrzebę mówić. Wyrzucić z siebie. – Wyraźnie wyartykułował też, że PIT i CIT powinny zostać w niezmienionej formie, a jedyną „ulgą” dla przedsiębiorców miałaby być dobrowolność opłacania składek ZUS. Co oczywiście po czasie obróci się przeciwko nim. Wiadomo, że każdy może odkładać na emeryturę, ale to nie leży w ludzkiej naturze, my po prostu nie potrafimy myśleć o odległej przyszłości i najczęściej brakuje nam wyobraźni. – Jej też! – Nikt nie planuje wypadku czy ciężkiej choroby – ani zakochania się w „przeciwniku” politycznym, powinna dodać. 

– Nie zakładamy, że nasza sytuacja albo sytuacja całej gospodarki może nagle gwałtownie się pogorszyć, choć wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć, że to się właśnie dzieje. I w tej niepewnej sytuacji, oni po prostu zamierzają dorwać się do koryta, żeby nakraść na własne emerytury. Zresztą jak wszyscy… – Ze smutkiem opuszcza głowę. Wstyd jej za siebie, za swój kraj i za ludzkość generalnie, bo jakimś dziwnym trafem zboczyła z dobrej drogi i zmierzama ku katastrofie.

– Nie wszyscy szczują w tym celu na uchodźców, gejów i Unię Europejską…

– Owszem – wzdycha, bo mężczyzna tym razem zdecydowanie ma rację, pazerność nie może w żadnym stopniu usprawiedliwiać szerzenia nienawiści. – Taka nisza. – Czy mówiąc to wszystko naprawdę wybiela najpodlejszych z podłych? Czy, jak chciałaby wierzyć, pozwala ludziom błądzić, a później się odnajdywać? Robi za szalonego kaznodzieję, którego wszyscy traktują z politowaniem?

– Może zatem krócej: oni, jak większość z nas, widzą tylko czubek swojego nosa, jako młodzi, zdrowi, heteroseksualni mężczyźni, nie dostrzegają problemów innych grup i się z nimi nie liczą, więc kwestie socjalne mają w głębokim poważaniu. Nie dostrzegają przy tym sprzeczności w fakcie, że chcą mniej państwa w sferze gospodarczej, a więcej w prywatnej, jakby jedyną istotną wolnością była wolność do zarabiania pieniędzy, a nie wolność do życia po swojemu.

Choć prawdę powiedziawszy obie strony sporu chciałyby decydować za jednostki, obie wyraźnie potępiają związek lewaczki i prawicowca, trzydziestolatki z dwudziestolatkiem, doktorantki z chłopakiem po technikum, dziewczyny z miasta z chłopakiem ze wsi… podziały można by mnożyć godzinami, choć przynajmniej oboje są biali, zdrowi, niewierzący, a ona choć trochę niższa od niego. Zawsze to jakieś pole zaczepienia.

– Widzę to inaczej… – dziennikarz oponuje, choć znacznie łagodniej nie wcześniej, najwyraźniej zmiękczony podobnym tokiem rozumowania przynajmniej w kilku kwestiach. – W końcu zależy im na prawie do wychowywania dzieci po swojemu, na prawie głowy rodziny do zrobienia z jej członkami dosłownie wszystkiego, co się jej żywnie podoba.

– Może rzeczywiście chcą w jakimś sensie zachwiać monopolem państwa na stosowanie przemocy – mówi z wahaniem – sprawy rodziny zostawiając samej rodzinie, nawet jeśli dochodzi w niej do przemocy, ale z drugiej strony chcą, żeby państwo jasno regulowało, kto i na jakich warunkach może być rodziną. Nie chcą edukacji seksualnej, nie tylko dla dziewczynek, ale też dla chłopców, co przecież uniemożliwi im świadome zarządzanie tym swoim małym przedsiębiorstwem i oznacza po prostu gorszy seks. Nie chcą, żeby do aborcji była wymagana zgoda mężczyzny, tylko chcą, żeby aborcja była nielegalna, a to przecież uderza we władzę głowy rodziny… Generalnie tutaj też pełno sprzeczności, bo niejako to władza ma decydować, jak chcesz wychować swoje dziecko.

Nigdy nie chciała mieć dzieci, nie chciała zakładać rodziny, a już na pewno nie w tym kraju, ale czy gdyby wybrała mężczyznę takiego, jak Marcel, mogłaby czuć się bezpiecznie? Czy choć teraz twierdzi, że chce po prostu normalności, później nie okazałoby się, że dla niego normalność znaczy coś zupełnie innego niż dla niej?

Nie jest diabłem wcielonym, po prostu człowiekiem z krwi i kości, czuła to wyraźnie pod palcami, gdy położyła go wtedy na łóżku i masowała napięte mięśnie. Najpierw barki i plecy, ramiona, dłonie, każdy palec z osobna, znów plecy. Przyjemnie mruczał i prosił o więcej. Powoli miękł i się rozluźniał, oddał jej swoje ciało. Zaufał. Nie był doskonały, ale był piękny. Doceniał każdą pieszczotę, szalenie spragniony czułości. Powinna wiedzieć, że równie silnie reaguje tylko prawiczek, choć pewnie i tak nic by to nie zmieniło. Całe wieki trwało zanim kazała mu się obrócić, pewnie dlatego zbyt szybko i niecierpliwie zabrała się za penisa, zamiast solidnie wymasować przód ud, brzuch, klatkę piersiową… Przeciągle jęknął, gdy obficie nasmarowaną olejkiem dłonią zsuwała napletek. Żołądź błyszczała już od gęstego, lepkiego preejakulatu. Wyglądał cudnie z półprzymkniętym powiekami i lekko rozchylonymi ustami, wyraźnie nie wiedział, czym zająć ręce, więc gniótł w nich pościel, tłustą od spływającego z niego olejku.

Nie pozwoliła mu szybko dojść, często zmieniając tempo i chwyt, testując różne techniki. Ciężko dyszał, najwyraźniej zmęczony tym maratonem, ale nie poprosił o finisz. Kilka razy zostawiała go tuż nad przepaścią, aż w końcu w pełni świadoma zdecydowała, kiedy pozwolić mu w nią runąć. Krzyczał, pewnie słyszeli go wszyscy sąsiedzi.

Zgodnie z danym wcześniej słowem nie dotknął jej, nie próbował rozbierać, nie namawiał do zmiany scenariusza. Nadal ubrana w luźną domową sukienkę, przytuliła się do boku mężczyzny. Wciąż drżał i powoli uspokajał oddech. Wspaniale było mu towarzyszyć w tej podróży. Wspaniale i podniecająco, ale choć zdecydowanie nabrała ochoty na zabawę, postanowiła po prostu poleżeć, opanować zwierzęcą żądzę, żeby dać sobie czas spokojnie podjąć decyzję, czy zachce od niego czegoś więcej. Zasnęli.

Mierziło ją, gdy facet po orgazmie dosłownie uciekał jak poparzony, Marcel zawsze miał czas i zawsze chciał więcej. Więcej pocałunków, głaskania, przytulania lub po prostu uwagi. Szalenie zachłanny, a z początku jeszcze niecierpliwy. Okazał się niezwykle pojętnym i pełnym zapału uczniem.

– No dobrze, to może od innej strony. – Najwyraźniej wystarczyło mu już kontekstu. – Jak mniemam proponuje pani przekonywanie ich przez łóżko, ale czy oni nie są przypadkiem w większości wierzący?

W ustach tego mężczyzny „łóżko” zabrzmiało wyjątkowo pogardliwie, ale postanowiła to zignorować. Łóżko jest tu nie tylko eufemizmem, ale też skrótem myślowym. Czasem wystarczy randka, rozmowa, trochę uwagi, jak wielokrotnie tłumaczyła innym lewaczkom. Adoptuje się przecież zwykle dziecko, psa albo kota; w celach dalekich od erotycznych, aczkolwiek po to, by zbudować z nimi bliską, emocjonalną więź. I zapewne sednem jest właśnie owa więź. Prostacki, mechaniczny seks nietraktujących się poważnie partnerów bez wątpienia jej nie wytworzy, a wytworzyć może gra w planszówki lub wspólne oglądanie filmów. Cielesność oczywiście można wykorzystać na różne sposoby, jest doskonałym narzędziem i jako ludzie po prostu potrzebujemy fizycznego kontaktu, ale tym bardziej nie powinniśmy jej deprecjonować. Przytulanie jest cenne, ważne, czasem ratuje życie, a po dobrym seksie smakuje szczególnie.

– Początkowo myślałam, że tak. – Postanowiła jednak skupić się na drugiej części pytania. – Wiara przecież nie zawsze oznacza chęć zachowania czystości aż do ślubu, już częściej podwójne standardy: to panna młoda ma w posagu wnieść swój „wianek”, ale to też nie tak. Marcela, od którego się zaczęło… – Dziwnie jej było po tych wszystkich politycznych tematach nagle schodzić na równie prywatny – …na wstępie oceniłam jako oazowca, który zechce mnie nawracać, niemniej choć wiele jego poglądów czy zachowań mogłoby o tym świadczyć, kiedy porozmawialiśmy, okazało się, że nie, że może i kiedyś uważał się za wierzącego, ale wyrósł z tej wiary. Prawie jakby dorósł i przestał wierzyć w bajki, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Niemniej część tych bajek – o zgrozo! – jeszcze w nim rezonuje, nawet gdyby nigdy się do tego nie przyznał. Może nie zaprzecza zmianom klimatu i ich antropocentrycznym przyczynom, choć ma znajomych, którzy to robią, ale też nie widzi potrzeby zmiany stylu życia i wzorców konsumpcji. W końcu Ziemia ma być poddana człowiekowi, bóg nam ją dał, żebyśmy mogli wydobywać paliwa kopalne i cieszyć się pięknymi, spalinowymi samochodami, które piją więcej niż smoki. Nie zrezygnowałby też raczej z jedzenia mięsa, choć przecież przywiązuje się emocjonalnie do zwierząt i nie wyobrażałby sobie oddania do rzeźni psa.

– Mięso to mięso? – Dziennikarz nawiązuje do głośnej wypowiedzi niedoszłej kandydatki, usuniętej z listy, choć usunięty nie został mężczyzna, który przyznał jej rację.

– No właśnie nie – mówi ze smutkiem, bo problemy ze wspólnym spożywaniem posiłków czasem ją przytłaczają, choć przecież nie on pierwszy w jej otoczeniu nie ma ochoty przestać zjadać żywych stworzeń. – Ale tradycja to tradycja i schabowy na obiad w niedzielę musi być.

– Pani jest weganką? – Mężczyzna uśmiecha się kpiąco.

– Nie, wegetarianką – uściśla. – Feministką, cyklistką i generalnie wszystkimi możliwymi plagami, które toczą nasz kraj.

– Raczej nie lesbijką… – Rozmówca wydaje się rozbawiony.

– Jestem biseksualna, jeśli to ma jakieś znaczenie. Nie określiłabym się jako osoby niebinarnej… – Karolina próbuje rozwinąć temat.

– Zdziwiłbym się, gdyby pani to zrobiła… – wchodzi jej w słowo, bezczelnie przy tym wzrokiem omiatając bujne krągłości.

– …ale nigdy szczególnie nie identyfikowałam się z własną płcią i nie definiowałam się poprzez nią – kończy, ignorując niestosowny komentarz. – W jakimś sensie pogodziłam się z faktem, że fizycznie i społecznie jestem uznawana za kobietę, ale na takiej samej zasadzie, na jakiej pogodziłam się z faktem, że jestem niska i mam zielone oczy. Po prostu niewiele mogę z tym zrobić – mówi zupełnie szczerze.

Jeśli kiedykolwiek chciała być mężczyzną to tylko dlatego, że chłopcom było wolno więcej, płeć uwierała, bo oznaczała zakaz chodzenia po drzewach, wciskanie w sukienki z okazji różnych uroczystości, a w późniejszym wieku nakaz wcześniejszego powrotu do domu. Uważała to za niesprawiedliwe i nie potrafiła się pogodzić z faktem, że rodzice traktują brata zupełnie inaczej. Tak zaczął się jej feminizm: nie widziała potrzeby zmiany płci, widziała potrzebę zmiany zasad, ale rzeczywiście, przynajmniej własna płeć, wydawała się Karolinie mało istotna.

– Zawsze może pani założyć szpilki.

Oczywiście uczepił się losowo wybranej części wypowiedzi! Niech go szlag! Aż tak trudno zrozumieć przesłanie?

– To zdecydowanie nie to samo – odpowiedziała z irytacją, bo słyszała ten tekst dziesiątki razy, zawsze od mężczyzn, którym przecież szpilki kojarzą się wyłącznie z seksownym wyglądem. Z seksownym wyglądem kobiet! – Po pierwsze wysoka kobieta też może, po drugie szpilki utrudniają poruszanie się, źle wpływają na kręgosłup i nie pasują do mojego stylu! – wyraźnie uniosła głos.

– Po co te nerwy? – Facet wykazał się wyjątkowym brakiem zrozumienia. Idiota!

– A po co gadać takie pierdoły? – syknęła. – Od zmiany butów nie urosnę.

– Ale będzie pani wyższa – oświadczył, najwyraźniej bardzo dumny z najlepszej rady, jakiej w życiu udzielił.

– Zdaje się, że już poświęciłam panu zbyt wiele czasu. – Karolina wstała z miejsca i trzęsącymi się rękoma rzuciła na stół zapłatę za kawę, nawet więcej niż za kawy ich obojga. – Dziękuję za rozmowę.

Obrzuciła mężczyznę oburzonym spojrzeniem i wyszła, pewnym krokiem kierując się do swojego mieszkania. Na szczęście Marcel powinien na nią czekać – pomyślała. Z obiadem.

Rzeczywiście krzątał się w kuchni, ubrany wyłącznie w długi, biały fartuch, ale efektów jego pracy zdecydowanie nie było jeszcze widać. Na szczęście nie czuła głodu, tylko furię: wściekłość na cały świat i wszystkich mężczyzn. Seks w takim stanie zawsze kończył się siniakami, zadrapaniami i przede wszystkim zakwasami, za to uspokajał złe emocje. Wyciszał.

Nie przywitała się, nie dała mu dojść do głosu, po prostu podeszła, chwyciła mocno za włosy i przyciągnęła do siebie. Całowali się drapieżnie, nawet poczuła krew, choć nie była pewna, czy z jej, czy z jego wargi. Po prawie roku znajomości, wiedział już czego potrzebuje, chwycił ją mocno za pośladki i uniósł, sadzając na kuchennym blacie. Po omacku szukając zapięcia sukienki, wgryzł się w delikatną szyję. Rano oboje przeraziła ilość i wyrazisty kolor malinek, ale w tamtej chwili potrzebowali intensywności. Ona potrzebowała. Aż do bólu.

Ciuchy co do jednego wylądowały na podłodze, również fartuch. Nikt ich nie składał, nie przejmował się, że będzie trzeba prasować, nie miały znaczenia. Cieszyło ją, że woli nagość niż wymyślne fatałaszki, że nigdy nie poprosił, żeby założyła szpilki czy pas do pończoch albo pomalowała paznokcie. Lubiła swoją naturalność. Swobodę.

On, stojąc między jej szeroko rozłożonymi nogami, raz za razem gwałtowanie wbijał penisa w ociekającą wilgocią kobiecość, ona wbijała paznokcie w umięśnione plecy. Zostały na nich krwawe szramy. Z trudem łapali oddech między głębokimi pocałunkami, wciąż chcieli więcej, mocniej, głębiej, wedrzeć się w siebie nawzajem, wejść pod skórę. To nic, że bolało, nic, że nie da się stopić w jedność z drugą osobą, ale zawsze próbować warto…

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nazwałaś swoją bohaterkę Karoliną… a mnie się zdaje, że bardziej pasowałaby do niej Patrycja 🙂

Być może…

Widzę, że trochę jedynek wpadło… czyżby niezadowoleni Konfederaci robili review bombing?

A może po prostu ktoś uznał, że opowiadanie jest za mało erotyczne 🤔 Szczerze mówiąc bardzo chętnie poznałabym powód…

Bardzo interesujące opowiadanie, Aniu.

Tematyka, a także szczerość oraz ostrość poglądów, które każesz wyrażać swojej bohaterce zapewne tłumaczą parę słabych ocen, które już zostało mu przyznanych. Polityka to zawsze gorący temat, a już zwłaszcza przed wyborami. Oczywiście obok politycznej bieżączki jest tu również próba zagłębienia się w aktualne problemy społeczne, wśród nich zagubienie współczesnych młodych mężczyzn, z których wielu przyjmuje przewrotnie moden ostatnimi czasy miano inceli. No i pytanie, czy polityczne przepaście można zasypać miłością (lub chociaż seksem).

Opowiadanie ma troje bohaterów, z czego dwoje dochodzi do głosu. Marcel, czy raczej obraz Marcela poznajemy z wspomnień oraz wyobrażeń Karoliny na jego temat. Mówią natomiast – ona i dziennikarz. I ten ostatni wydał mi się nieco papierową kreacją. Zgadzam się, że wśród ludzi lewicy jest sporo hipokrytów, seksistów, buców… ale zwykle dużo lepiej się kamuflują, a ich maski spadają dopiero po pewnym czasie. Tymczasem tutaj pismak od razu ukazuje się w pełni bucowatości, co nieco osłabia moje zawieszenie niewiary 🙂

Karolina wydaje mi się zbudowana z postaci kilku lewicowych publicystek, z kręgów Krytyki Politycznej lub Codziennika Feministycznego. Jako narratorka opowiadania sprawdza się dobrze, zapada w pamięć, choć także irytuje, czasem nie mniej niż dziennikarz. Jej atutem jest jednak ciekawość, która popycha ją do szukania odpowiedzi, nawet tam, gdzie wcale nie są one oczywiste.

Cieszę się, że na NE trafił taki zaangażowany we współczesne realia tekst. Kto wie, może zainspiruje innych Autorów do spisania swoich obserwacji psycho- i socjologicznych? Literatura bywa wszak, jak chciał Stendhal, zwierciadłem spacerującym po gościńcu. Nie może tak do końca oderwać się od codziennego doświadczenia.

Pozdrawiam
M.A.

Dziennikarza również widzimy oczami Karoliny, Aleksandrze, a jak słusznie zauważyłeś ona też jest nieco irytująca, co przecież może wpływać na jego zachowanie. Żeby się dogadać trzeba tonować emocje i uważnie słuchać drugiej strony, a tutaj, choć teoretycznie mają podobne poglądy, oboje okopali się na swoich stanowiskach.

Pozdrawiam

A.

Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać jak zajadle potrafią dyskutować osoby o progresywnych poglądach – często takie rozmowy przeradzają się w konkurs na szczerszą i bardziej czystą lewicowość. Z obowiązkowym łapaniem się za słowa i wykazywaniem drugiej stronie jej różnorakich -izmów oraz -fobii 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Dyskusje rozwijają 😉

Tylko prowadzone w dobrej wierze, z intencją poszerzenia swojej wiedzy o świecie, a nie takie, w których chodzi tylko o potwierdzenie własnej ideologicznej czystości i zgnojenie innych 🙂

Opowiadanie jest wyrazem niepokoju o koalicję rządową, jaką otrzymamy po 15 października. Pozostaje tylko przekonać się, czy będzie proroczym, czy też strachy okażą się na lachy…

Literacko jest całkiem nieźle, choć zdarza się trochę błędów. 5 za treść, 3 za formę. Słowem, szkolna 4ka.

Przede wszystkim dziękuję za opinię i całkiem wysoką ocenę, bardzo bałam się o odbiór tego tekstu, bo miałam długą przerwę w pisaniu 🙂

Co do strachu… to bardzo ważna emocja, która może nas mobilizować, w tym wypadku do pójścia na wybory, do czego oczywiście gorąco zachęcam. Przeraża mnie, ilu moich współobywateli nie zamierza tego zrobić. Nie ma żadnej wymówki – nawet, jeśli my nie interesujemy się polityką, ona interesuje się nami.

Chciałabym też zauważyć, że niczego tutaj nie próbuję przewidywać, akcja dzieje się teraz, przed wyborami, a bohaterka boi się potencjalnych złych scenariuszy, ale tak, jak my, nie zna przyszłości.

Pozdrawiam

Ania

Do swojego poprzedniego komentarza dodam tylko, iż cieszę się, że czarne scenariusze się nie spełniły!

Też cieszę się ogromnie, ale jak dla mnie Konfederacja i tak ma o osiemnaście mandatów za dużo…

Chyba musimy się pogodzić, że takie mamy społeczeństwo – wciąż dość konserwatywne, nawet jeśli nie w deklaracjach obyczajowych, to w wyborach politycznych. I pokładać nadzieję w tym, że to się powoli zmienia.

To chyba nie do końca to, biorąc pod uwagę, że wyborcami Konfederacji są głównie młodzi mężczyźni, którzy wyrastają z tej fascynacji, a na ich miejsce przychodzą nowi… słyszałam kiedyś porównanie do trądziku 😉

Ciekawy koncept narracyjny, który bardzo duży ciężar kładzie na bohaterkę. W zasadzie cały świat opowiadania poznajemy przez pryzmat jej ocen, postrzegania, interpretacji. Daje to może nieco jednostronną, ale bardzo żywą wizję tego świata.
I nie zgodzę się z tym, że erotyki w tekście mało: jest jej mnóstwo, chociażby w swoistej grze, jaką Karolina prowadzi z dziennikarzem. Może w kilku miejscach warto byłoby ją nieco dopieścić, bardziej zniuansować, ale tak naprawdę to ona nadaje ton tekstowi. A że jednocześnie jest jasno polityczny? Who cares? Władza to całkiem niezły afrodyzjak…

Z poważaniem
Boober

Miło mi 🙂

Niemniej tutaj „złe rządy”, a więc również rodzaj władzy, staram się przedstawić jako anty-afrodyzjak. Wiem, że jest całkiem spora grupa kobiet, które właśnie tak reagują na to, co ostatnimi czasy dzieje się w naszej przestrzeni publicznej… po prostu zaczynają się czuć obywatelami drugiej kategorii.

Pozdrawiam

Ania

„kobiety, które czują się bezpiecznie we własnym kraju i we własnym ciele, są szanowane, doceniane i po prostu równe, a dzięki uczciwemu podziałowi domowych obowiązków, nie są wiecznie przemęczone, częściej mają ochotę na seks i chętniej z tym seksem eksperymentują.”

A to zwyczajna nieprawda jest i wiadomo to co najmniej od 10 lat.

https://www.scientificamerican.com/article/men-who-do-housework-have-less-sex/

„A February paper in the American Sociological Review reported that married couples in which men take on a greater share of the dishes, laundry and other traditionally female chores had sex less often than average, which in this study was about five times a month. Yet couples in which men confined themselves largely to traditionally male chores such as yard work enjoyed sex more frequently than average. Taken to the extreme, men who performed all the traditionally female chores would have had sex 1.6 times less often than men who did none of them. The study authors, from the Juan March Institute in Madrid and the University of Washington, arrived at the correlation by crunching data from the National Survey of Families and Households (NFSH), which gathered survey information from 4,500 U.S. married couples. The researchers ruled out any kind of coercion on the part of the “manly” chore-performing husbands by looking at data from the same survey on sexual satisfaction: they found that women from households with more traditional divisions of labor felt no less happy with their sex lives than women in more gender-neutral ones.”

Bardziej równościowy podział obowiązków domowych -> znacznie mniej seksu. Kiedy mężczyźni zaczynaja przypominać kobiety i odwrotnie umiera pożądanie. Widać to po najmłodszym dorosłym pokoleniu, najbardziej niebinarnym i zarazem najbardziej samotnym i pozbawionym seksu w dziejach badań.

https://www.google.com/amp/s/www.psychologytoday.com/au/blog/the-myths-sex/202209/generation-z-is-missing-out-the-benefits-sex%3famp

„Rates of sexual activity have been in decline for years, but the drop is most pronounced for adults under age 25 (Gen Z).
For Gen Z, a rise in sexlessness has coincided with a decline in mental health.
Sexual activity can boost mood and relieve stress and may serve as a protective factor against anxiety and depressive disorders.”

Oto prawdziwy triumf postępowych wartości – społeczeńtwo samotnych, niekochanych, niekochających się osób z problemami seksualnymi.

Opowiadanie interesujące, ale merytorycznie kompletnie zakłamane, oparte na feministycznych mitach, które nauka już obaliła.

Poprawka, napisalem:

„Oto prawdziwy triumf postępowych wartości – społeczeńtwo samotnych, niekochanych, niekochających się osób z problemami seksualnymi.”

podczas gdy z artykułu Psychology Today wynikały szersze problemy ze zdrowiem psychicznym, a nie tylko seksualnym.

Witaj Absyncie,

w zasadzie mogłabym ograniczyć się do stwierdzenia, że to opowiadanie, nie praca naukowa i przestawia subiektywne spojrzenie bohaterki, która nie musi swoich opinii opierać na badaniach naukowych (choć w tym akurat przoduje prawica ;)), więc argument o merytorycznym zakłamaniu jest najprościej w świecie nietrafiony, ale chciałabym zwrócić uwagę na kilka spraw…

Po pierwsze z długiego zdania, które mówi o wpływie:
– poczucia bezpieczeństwa,
– poczucia bycia szanowaną i docenianą,
– równości płci,
– uczciwego podziału obowiązków domowych,
– wypoczynku
na jakość życia seksualnego, wybrałeś sobie (niepojawiający się tam!) element wykonywania przez mężczyzn w domu zajęć typowo kobiecych lub typowo męskich i jego wpływ na częstotliwość odbywania stosunków seksualnych. Zacznę więc od tego. W podlinkowanym przez Ciebie artykule nie ma słowa o jakości życia seksualnego badanych par, a jedynie informacja, że kobiety w bardziej tradycyjnych związkach nie zgłaszają mniejszego zadowolenia ze swojego życia seksualnego. Nie wiemy jaki jest ten tajemniczy poziom zadowolenia kobiet w obu grupach ani na ile zadowoleni są mężczyźni. Tym bardziej nie dowiadujemy się, jak często panie miały ochotę na seks i jak często to one inicjowały zbliżenia (a ja piszę o ochocie na seks i łóżkowych eksperymentach, nie statystykach dotyczących odbytych stosunków).

Na dodatek, już z następnego, nieprzytoczonego przez Ciebie akapitu, dowiemy się, że aktualność tych wyników jest podważana, bo są oparte na danych z ankiet wypełnianych wyłącznie przez małżeństwa (amerykańskie, dodajmy, a to zdecydowanie inne realia) w latach 1992-1994.

Artykuł, przypomnę, odnosi się do rodzaju wykonywanych prac, nie do uczciwego podziału obowiązków domowych. Zupełnie inna będzie sytuacja, gdy jedno z małżonków utrzymuje rodzinę, a drugie zajmuje się domem, a zupełnie inna, gdy oboje pracują. W opowiadaniu ten wątek jest zresztą rozwinięty. Nieuczciwe jest, gdy wszystkie lub większość obowiązków spada na jedną stronę, ale obowiązkiem domowym jest zarówno pranie, jak i koszenie trawnika. Każda para może wypracować własny „uczciwy podział”. Natomiast przemęczenie bez wątpienia nie wpływa dobrze na libido, bez względu na płeć.

Inną rzeczą jest to, co uznajemy za zajęcia typowo męskie i typowo kobiece (co też mogło się zmienić od lat dziewięćdziesiątych!). W domu gotowanie uchodzi za kobiece, w drogich restauracjach natomiast przeważają mężczyźni-kucharze. To naprawdę bardzo umowny podział. Osobiście gotujących czy zmywających mężczyzn uważam za szalenie seksownych. Szczególnie, gdy robią to w samym fartuszku 😉

No, ale gdy pogrzebiemy głębiej i znajdziemy obszerniejsze dane o badaniu przytoczonym w zalinkowanym przez Ciebie artykule, nagle okaże się, że to „znacznie mniej” seksu to cztery zamiast pięciu razy w miesiącu, skrajny przypadek (1,6 raza mniej seksu) nie dotyczy bowiem uczestniczenia w pracach „typowo kobiecych”, a całkowite ich przejęcie, co może sugerować nierówność w drugą stronę (prawdopodobnie na tyle rzadką, że trudno mówić o istotności statystycznej wyników).

Niemniej ilość to jedna rzecz, jakość druga.

Nie wiem na czym opierasz stwierdzenie, że najmłodsze dorosłe pokolenie jest najbardziej „niebinarne”. Na tym jak się ubiera albo czesze? To naprawdę nie ma nic wspólnego z identyfikacją płciową, a jedynie z modą. Jeśli wydaje Ci się, że nagle jest więcej osób deklarujących się jako niebinarne, to tylko dlatego, że wyszły z szafy, ale to zjawisko nie dotyczy wyłącznie młodych.

Jak sam zauważyłeś, drugi z podlinkowanych przez Ciebie artykułów jest o szerszych problemach ze zdrowiem psychicznym, które niestety dotyczą coraz młodszych osób, często dzieci na długo przed wejściem w okres dojrzewania. Pokolenie Z rzeczywiście wydaje się mniej zainteresowane seksem, ale prawdopodobnie dlatego, że wchodziło w dorosłość już z owymi problemami. Kiedy masz depresję, nie chcesz jeść ani pić, a co dopiero nawiązywać relacji czy uprawiać seksu. Większość psychotropów, stosowanych w różnych chorobach psychicznych, ma druzgoczący wpływ na życie seksualne, a lekarze nie starają się ich lepiej ustawić, gdy pacjent nie zgłasza z tym problemów, a nie zgłasza, bo nie jest w związku i nie uprawia seksu… mamy więc błędne koło.

Naprawdę wydaje Ci się, że powrót do tradycyjnych wartości, zrzucanie na kobiety dwóch etatów lub zamknięcie ich w domu i odebranie cieżko wywalczonych praw, przyczyni się do wzrostu zainteresowania seksem i zadowolenia z prowadzonego życia seksualnego?

Pozdrawiam

Ania

Najmłodsze pokolenie najczęściej definiuje się jako niebinarne. Nie dlatego, że takie jest w istocie (dotąd uważano, że osoby będące w jakiś sposób trans- to mniej niż 1% społeczeństwa, tymczasem w szkołach czy na studiach to często 10-20% uczniów/studentów), tylko dlatego, że taka jest moda, taki wytworzył się trend.

Nagminne problemy psychiczne dzisiejszego pokolenia to też ciekawe zagadnienie. Poprzednie pokolenia miały bez wątpienia ciężej (wojna, powojenna odbudowa, PRLowska bieda, pracoholizm wczesnej transformacji ustrojowej), a jednak problemów psychicznych było mniej, związków między kobietami i mężczyznami więcej, podobnie jak dzieci.

Obecne Ztki dorastały w realiach już względnego dobrobytu, bez geopolitycznych szamotanin, w pracy nie zapierniczają po nocach, a jednak ciągle są zmęczone, zniechęcone i zdepresjonowane. W pary łączą się rzadko, autentyczną intymność zastępuje im produkt czekoladopodobny w postaci Tindera, jeśli w ogóle. Bo znaczna część nie doświadcza intymności w ogóle:
https://wyborcza.pl/Jutronauci/7,165057,30157770,mlodzi-identyfikuja-sie-jako-niebinarni-zyja-w-seksualnej-recesji.html

„Tylko w Stanach Zjednoczonych odsetek nieaktywnych seksualnie mężczyzn w wieku od 18 do 24 lat wzrósł z blisko 19 proc. w latach 2000-02 do niemal 31 proc. w latach 2016-18. Natomiast odsetek młodych kobiet, które nie podjęły aktywności seksualnej, wzrósł z ok. 15 proc. do ponad 19 proc.”

To jest katastrofa naszych czasów. Ale za to równość płci coraz pełniejsza. Feministyczne postulaty są realizowane w praktyce, nawet jeśli rządzący nieudolnie próbują im się opierać. Tyle, że jednocześnie płeć i płciowość w ogóle tracą znaczenie. Pożądanie umiera, liczba i jakość stosunków seksualnych spada, a depresja rośnie.

Karoliny naszych czasów otrzymają to, o czym marzą. A potem zorientują się, ile mądrości jest w przysłowie „be careful what you wish for”.

Znów Absyncie nie wiem skąd te dane o 10-20% osób deklarujących się jako niebinarne, aczkolwiek wzrost osób deklarujących niebinarność prawdopodobnie, przynajmniej po części, wynika z większej społecznej akceptacji dla różnorodności. Młodzi ludzie często dopiero szukają swojej tożsamości i mają do tego pełne prawo, nawet jeśli ulegają przy tym najróżniejszym modom.

Przy czym warto zaznaczyć, że niebinarność nie oznacza mniejszego zainteresowania wchodzeniem w związki czy uprawianiem seksu i sama w sobie nie przyczynia się do zaburzeń psychicznych, do których natomiast może przyczynić się brak akceptacji ze strony otoczenia, odrzucenie czy ostracyzm społeczny. Najlepsze, co możemy zrobić dla ludzi na różne sposoby od nas odmiennych jest pozwolenie im być sobą.

Pisząc o młodych zdecydowanie bagatelizujesz ich punkt widzenia. Urodzili się w tych, a nie innych czasach nie z własnego wyboru, ale przez zupełny przypadek. Nawet jeśli Tobie ich problemy wydają się bardziej błahe, nie znaczy, że dla nich takie są. Poprzednie pokolenia głęboko wierzyły, że świat się rozwija, a przyszłość będzie lepsza, bardziej dostatnia, a każdy, kto zechce, osiągnie sukces. Obecna młodzież dorasta z przeświadczeniem, że dobrze już było i ludzkość zmierza jedynie ku katastrofie. To olbrzymie obciążenie psychiczne. A jak do tego dołożysz rozpad więzi społecznych – również niezawiniony przez nich, oni urodzili się już w takim a nie innym świecie – oraz szybszy obieg informacji, który sprawia, że o najróżniejszych tragediach dowiadujemy się niemal natychmiast i to z niewyobrażalną kiedyś ilością szczegółów, przepis na depresję gotowy.

A mówimy na razie tylko o czynnikach społecznych, tymczasem na nasze zdrowie psychiczne wpływa też zanieczyszczenie środowiska, dieta czy mikrobiom jelitowy. Czy chcemy, czy nie żądzi nami chemia.

Dalej nie rozumiem czemu za wszystko obwiniasz feminizm, jest w końcu znacznie starszy niż problemy Zetek, o których piszesz. Ale nawet, gdyby rezygnacja z jego osiągnięć miała sprawić, że mężczyźni byliby szczęśliwsi to czy uczciwe jest osiągnięcie tego szczęścia kosztem nieszczęścia kobiet?

Jako feministka nie mam problemu z wchodzeniem w związki, doświadczeniem intymności czy pożądaniem. To ostatnie zresztą jest bardzo skomplikowaną kwestią i zwykle nie zależy od długości włosów, noszenia spodni, aktywności zawodowej czy nawet poglądów. Znam oczywiście kobiety, które mają problem z wchodzeniem w relacja, ale to niemal zawsze ofiary przemocy w domu rodzinnym. Przemocy, która przez patriarchat jest akceptowana.

Pozdrawiam

A.

Aniu,

może pora na powyborczy sequel? 🙂

Jestem bardzo ciekaw, co stało się dalej w życiu Karoliny i Marcela. Partie, w które wierzyli może otrzymały zimny prysznic od rzeczywistości, ale tak czy inaczej kraj się odmienił i wszedł w nowy cykl. Chętnie zobaczyłbym, jak oboje go powitają.

Pozdrawiam
M.A.

Oj, chyba dając Marcelowi większą rolę, potrzebowałabym współautora, bo niestety siedząc w swojej lewackiej bańce za mało wiem o prawicy…

Czyż częścią procesu twórczego nie jest stawianie się w pozycji osób, do których zazwyczaj jest nam daleko? Jestem pewien, że poradziłabyś sobie z tym problemem, z pomocą współautora lub bez niej 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Obawiam się, że przeceniasz moją wyobraźnię 😉

Napisz komentarz