Bajka dla dorosłych II (Gal)  4.65/5 (18)

25 min. czytania

Źródło: Pixabay

Mimo dopiero niecałej trzydziestki, erotycznego przerobu mogłoby mi pozazdrościć wielu – właściwie wszyscy, których znałem. Ojciec, właściciel pokazowo prosperującej wielkiej firmy, zapewniał mi wszystko, co było mi potrzebne do bezstresowego, wesołego życia. Byłem jedynakiem, dlatego wszystkie swoje nadzieje niestety pokładał we mnie.

Nie mogłem staruszka za bardzo zawodzić, jeśli nie chciałem pogarszać sobie komfortu życiowego, więc chociaż połowę swojego czasu trzeba było przeznaczyć na utrzymywanie pozorów. Takimi pozorami było między innymi moje studiowanie. Architektura na polibudzie w dziewięć lat – niebywałe osiągnięcie, ale za to jak ucieszyło staruszka. Puszył się, ciągając mnie za sobą po firmie i na spotkania biznesowe, żeby wszyscy zdążyli się otrzaskać z „przyszłością” firmy. No i wszyscy się otrzaskiwali, nigdy nie zapominając o przedstawianiu dorastających córek. Oczywiście zupełnie mimochodem.

Zaczynałem już mieć tego powoli dość, obserwując na twarzy ojca coraz częściej przebiegły – jak mu się zdawało – uśmiech, kiedy nastolatki były gotowe wykonać szpagat, stojąc jednocześnie na głowie, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. A na spotkanie z nami starzy przeważnie zabraniali im pojawiać się w jeansach.

Od czasu do czasu wyrywałem gdzieś do klubu albo na dyskotekę te, które aż się same prosiły. Oswajałem w godzinkę, serwując bardziej opornym jakieś dziwne wynalazki własnego pomysłu z baru, żeby potem mieć ułatwiony casting na kandydatkę na synową. Trafiałem na oralne talenty, czasami nawet – chociaż to były przypadki krańcowo nieliczne – na dziewice, ale wszystkie jakoś odpadały w przedbiegach, co wywoływało coraz sroższego marsa na czole rodziciela. Nie przejmując się tym za bardzo, układałem sobie życie według swoich planów.

Najlepszy plan to brak planów – hołdując tej zasadzie, spokojnie sobie wegetowałem w naszej ciut przydużej willi na przedmieściach. Odkąd na chyba trzecim roku, rodziciel otworzył mi konto ze stałą angielsko-irlandzką pensją, potrafiłem sobie wypełnić czas. Matka wolała spędzać jedenaście miesięcy w roku w naszej wiejskiej „chatce”, albo zacieśniać przyjaźnie, wałęsając się od Szkocji po południową Argentynę. Przeważnie dowiadywaliśmy się z pocztówek, gdzie ją aktualnie wywiało. Ojciec całe dnie spędzał w firmie albo tam, gdzie tego wymagał interes przedsiębiorstwa. Ja „intensywnie” studiowałem, nierzadko pogłębiając wiedzę po dwa razy tę samą, żeby lepiej się utrwalała, w międzyczasie poszukując mocniejszych wrażeń.

Wszystko trzymała w garści około trzydziestoletnia pani Halinka – nasza kucharka. Jej zawdzięczaliśmy względne uporządkowanie naszego życia i domu. Porządkowała je zwłaszcza ojcu – zdarzało mi się widywać czasami jej zgrabny, krągły kuperek pod blatem ojca biurka. Takie działania odstresowujące, kiedy protoplasta był „śmiertelnie zapracowany”. Dbała o niego o każdej porze dnia i nocy, nosząc ziółka przed snem, a potem jęcząc przez pół nocy, co zmuszało mnie do odpalania moich trzystu koni i szukania spokoju po pubach albo klubach studenckich. Na pewno nie narzekała, była ciągle uśmiechnięta, a jej konto pewnie pozwoliłoby jej samej zostać pracodawczynią.

Ale ponieważ sama była nieludzko zagoniona – jej i ojca zdaniem – wpadli chyba razem na nietuzinkowy pomysł zatrudnienia pomocy domowej, później szumnie zwanej pokojówką.

Los na loterii wygrała Anita – pulchna, ale nie do przesady, mleczno-blond osiemnastolatka. Ponieważ obie miały swoje apartamenty nad garażem, dom zaczął teraz błyszczeć przy całodobowej obsłudze. To było dwa lata temu, kiedy jeszcze byłem „zapracowanym” studentem. Od tego czasu o mnie zaczęto też dbać w sposób całkowicie mnie satysfakcjonujący. Przed zajęciami albo ważnym spotkaniem, kiedy nie był w stanie wyciągnąć mnie z betów zapach świeżo zaparzonej kawy, wyciągały mnie z nich gorące usta, pociągając za niektóre wystające mi spod kołdry członki. Pociągały aż do skutku, nie szło już potem zasnąć. Gorące pełne usta należały oczywiście do Anity, ale bywało, że wyczuwałem odmienne metody wyciągania mnie z betów, kiedy na zastępstwo zjawiała się pani Halinka ze swoim uśmiechem, gotowa wszystkim „członkom” rodziny przychylić nieba. Kiedy byłem zbyt ospały, ordynowała mi poranną gimnastykę, po której niemożliwością było pozostać w krainie snu. Dzięki temu zawsze zdążałem na zajęcia. A po zajęciach widok krzątającej się pokojówki w stroju służbowym, fruwającej po górnych półkach biblioteki, albo szorującej nasze wanny, nie pozwalał nigdy na zastygnięcie w popołudniowo-wieczornym letargu. Głód też mi nigdy nie groził, bo po zejściu do kuchni zawsze wychodziłem z niej nakarmiony i bardzo zadowolony z życia, mając potem długo przed oczami filuterny uśmiech Halinki.

I tak życie biegło swoim torem, ku zadowoleniu wszystkich nas razem i każdego z osobna. Dałem się jednak nabrać jak dziecko, nie spostrzegając na czas czarnych chmur, zbierających się nad moją głową.

* * *

Burza wybuchła około rok temu, pewnego wieczoru, kiedy ojciec wezwał mnie do gabinetu.

– Musimy poważnie porozmawiać, synu – oznajmiła mi lodowa postać za biurkiem.

No tak, już wiedziałem, co się teraz zacznie. Należało przybrać skupioną minę i najbardziej rozsądny wyraz twarzy, na jaki było mnie stać.

– Tak, tato…

– Masz już swój wiek, a ja też nie będę żył wiecznie. Zamierzam trochę zwolnić i doszliśmy z mamą do wniosku, że czas żebyś przejął firmę.

Doszedł do tego wniosku raczej razem z Halinką, a nie z matką…

– Ale… – kontynuował – nie oddam dorobku całego życia nawet tobie, jeśli nie ustabilizujesz swojego życia. Masz dyplom, odpowiedni zasób wiedzy i… – bryła lodu nieco odtajała – jesteś moim synem, ale to nie wystarczy. Masz rok na znalezienie sobie żony.

Tak jasno i bezceremonialnie zostało mi to oznajmione po raz pierwszy.

Stary rozciągnął usta w dobrotliwym uśmiechu. Pewnie tak mu się wydawało, ale ja odebrałem to inaczej – jak uśmiech rekina.

– Mam pewne sugestie. Nasz główny konkurent na rynku, świętej pamięci prezes Rympała, ma trzy córki. Nie ma go dopiero od dwóch miesięcy, a już widać pierwsze oznaki upadku jego firmy. Gdyby połączyć ją z naszą, nikt w kraju już nam nie podskoczy, a na rynku europejskim mielibyśmy dwa razy większe możliwości. Słowem: jeśli poczynisz odpowiednie kroki, żeby powiększyć firmę, oddam ją tobie, spokojny, że trafiła w dobre ręce. Tak więc są tylko dwie możliwości…

Tu zawiesił głos wyczekująco, sondując świdrującymi laserami spod brwi moją twarz.

– Tak, tato…

– Możesz zostać szefem firmy, jeśli przyszła synowa mnie zadowoli, albo… sprzedam firmę.

Przyszła synowa mnie zadowoli? Wolałem nie dociekać zbyt szczegółowo, co ma na myśli, bo mogłoby się to niewesoło dla mnie skończyć. I musiałem coś sensownego jak najszybciej z siebie wykrztusić.

– Tak, tato. Zrobię, jak radzisz.

Mocno mu się oparłem, walcząc o swoją – i nie tylko – przyszłość… Albo może mi się tylko tak wydawało. Nieważne, najwyższy czas coś wymyślić. Audiencja dobiegła końca.

O ile mnie pamięć nie myli, żona Rympały – dobrze utrzymana czterdziestka, była modelka – swego czasu była częstym gościem w gabinecie staruszka, paktując z nim o rynkach zbytu czy minimalnych cenach. Pamiętam też, że dźwiękoszczelne drzwi podczas tych wizyt były barykadą nie do zdobycia. Może lepiej, żeby sam poczynił jakieś wysiłki zmierzające do sklejenia naszych firm, spłacając matkę… Ale na to był zbyt dużym tradycjonalistą. Wybrał plan B, ale nie narzekałem bo Asia, Basia i Kasia Rympałówny, nie wlekły się w ogonie lasek, które poznałem w moim ciężkim życiu. Z wyjątkiem najmłodszej Kasi, miałem już od dosyć dawna wyrobiony własny pogląd na temat jej starszych sióstr. Zapowiadało się to nawet całkiem interesująco, kiedy odkurzyłem w pamięci widok trzech Rympałówien.

* * *

Staruszek nie pozwolił mi tracić czasu, ciągnąc mnie za sobą już następnego wieczoru na cotygodniowego brydża do domu wdowy.

Przyjęto nas obu z honorami, jakbyśmy byli przynajmniej oligarchami z Kamczatki, albo właścicielami jedynie słusznej stacji radiowej czy telewizyjnej.

Było tam już dość osób z lokalnego świecznika, żeby obsadzić przynajmniej trzy stoły. Od razu znalazł się przed nami z tacą trunków różnorakich, w czerwonej kamizelce i włosami przylizanymi żelatyną, lokaj pełniący dzisiaj rolę kelnera. Odkąd tu byłem po raz pierwszy, był to już chyba piąty lokaj. Każdy następny wyglądał coraz młodziej – przy takim trendzie następny będzie nastolatkiem. Kwadrans później, jak było do przewidzenia, starszyzna obsadziła trzy stoliki – stary, rzecz jasna, w parze z Rympałową – zostawiając młodych samym sobie.

Z „młodzieży” było nas dwóch: ja i jakiś pryszczaty dwudziestolatek w garniturze – oraz oczywiście trzy siostry. Najstarsza Asia (o ile dobrze pamiętam – bardzo głębokie gardło) i średnia Basia obstąpiły mnie, zostawiając siostrze pryszczatego. Wytrzymaliśmy tam jeszcze z parę minut i po angielsku wynieśliśmy się na ich „stryszek”, gdzie każda miała własny „pokoik” – stado słoni w ZOO miało mniejszy wybieg. Kasia ze swoim „przydziałem, dostała polecenie pozostania na dole, żeby chronić siostry i mnie przed nalotem.

Na poddaszu siostrzyczki od razu wyciągnęły ze swoich kryjówek rozweselające płyny, znalazły gdzieś jakieś szkła i obsiedliśmy stojącą na środku kanapę o wymiarach boiska. Asia włączyła w międzyczasie ostrego rocka (nie udało mi się zauważyć kolumn do samego końca imprezy), Basia zaś zajęła się plazmą na przeciwległej ścianie, puszczając jakiś ostry erotyk z wyciszonym dźwiękiem.

– Słyszałyśmy że staruszek dał ci ultimatum – wypaliła średnia.

– Jaki ten świat mały. Skąd wiecie?

Przecież, do cholery, nie było nikogo podczas mojej zwycięskiej walki ze starym.

– Matka nam powiedziała – zdradziła Asia.

No ładnie. Wychodziło na to że dowiedziałem się jako ostatni, że muszę się ochajtać. Nie napawało to optymizmem na najbliższą przyszłość. Ciekawe, o czym jeszcze nie wiedziałem.

– Powiedziała coś jeszcze? – sondowałem.

– No, że może lepiej żebyś za daleko nie szukał.

– Nie pozwoliła nam dlatego wyjść dzisiaj wieczorem – poskarżyła się druga.

Cóż, były w takiej samej sytuacji jak ja. Albo jeszcze w gorszej, bo w przypadku siostrzanej niesolidarności, któraś mogła zostać wydziedziczona. Stara też je miała w garści.

– Przydzieliła mi już którąś z was? – Zrobiłem sobie jaja.

– Największe prawa mam ja, ale decyzja należy do ciebie – pochwaliła się Asia, dumnie wypinając rozwalające bluzkę balony.

No nie, gdyby głupota umiała latać…

– Aha. – Na więcej w tej chwili nie było mnie stać.

Zamyśliłem się zdołowany sytuacją, w jaką wplątał mnie mój przewidujący protoplasta i trochę inteligencją, jaka mnie otaczała aktualnie z obu stron.

– Nudno – stwierdziła Basia. – Tak to się tylko skujemy na smutno. Chodźcie coś zrobimy, żeby było weselej.

Popatrzyły na mnie w oczekiwaniu na jakąś propozycję.

– Poker? – Najgłupszy pomysł, jaki w tamtej chwili mnie nawiedził.

– Rozbierany?! – Pełen aplauz z dwu gardeł.

Poddałem się. Sam sobie, idiota, to zrobiłem. Chociaż właściwie nie mogłem za bardzo narzekać – trójkącik bez specjalnych starań to dobra rzecz na nudny wieczór. Całe szczęście że wszystkie odziedziczyły figurę po matce.

Obsiedliśmy szklany stolik z trzech stron. Karty zaraz się znalazły, każdy postawił przy sobie swoją pocieszycielkę, lód zajął centralną pozycję na blacie – i zaczęło się.

Miałem praktykę z wielu, wielu wieczorów podnoszących moją adrenalinę, a one próbowały tylko nieudolnie stawiać mi czoła. Przeżyłem już tyle, że miałem czas, żeby spotkać mojego „wielkiego szu”, a byłem pojętnym uczniem.

Po kilkunastu minutach zostały jedna w majtkach i biustonoszu, druga w samej spódnicy – bez majtek i biustonosza. A ja nie musiałem jeszcze rozpinać marynarki.

– Masz szczęście albo oszukujesz. – Zdobyła punkty w rankingu średnia.

– To wy macie pecha – odpowiedziałem skromnie.

Chyba uwierzyły.

Gra potrwała jeszcze pięć minut i musiały pogodzić się z faktem, że mogłem obejrzeć jakość plemników ich ojca (zresztą tego akurat może być pewnych niewielu) i przedłużenie urody matki. Obie bezspornie dbały o swoje myszki – wygolone, czyściutkie i lśniące, co mój mały w pełni docenił, usztywniając się na maksa.

– Oszukiwałeś! To się nie mogło zdarzyć! – wykrzyczała Asia, wracając w rankingu na najwyższy stopień podium.

– Moja wina, że nie macie szczęścia? – Bezczelnie się wyszczerzyłem.

Nie miały zamiarów chować swoich walorów, chyba nawet o tym nie pomyślały. Asia siedziała z podwiniętą nogą, prawdopodobnie nawet nie uzmysławiając sobie, że prezentowała nerki w całej okazałości, a Basia, kontestując przegraną, postawiła jedną nogę na kanapie, upodabniając się maksymalnie do siostry. Niecodzienny widok.

– Gramy dalej – stwierdziły blondynki.

– Tak? A o co? – zapytałem niewinnie.

Zatkało je na moment, ale szybko odzyskały rezon.

– Będziesz płacił, rozbierając się na dotychczasowych warunkach, a my możemy spełniać twoje fantazje, jeśli przegramy – podsumowała sytuację Basia.

Poszukała wzrokiem aprobaty starszej siostry i, o dziwo, uzyskała ją. Asia potwierdziła skinieniem głowy słowa siostry, ale ponieważ nie mogły przyznać się wprost do klęski, wbiły przewiercające spojrzenia w moje oczy. Co miałem odrzec? Same tego chciały. Inteligencja blondynek, które do tej pory nie zaznały odmowy, była rozbrajająca. Miałem się nie zgodzić?

– Dobra, jak chcecie. – Nie wyczuły zagrożenia.

– Ale teraz ja rozdaję – przytomnie upomniała się Asia.

– Jak chcesz – zgodziłem się wspaniałomyślnie.

Po minucie musiałem zdjąć marynarkę. Zaraz potem nastąpiło to, co było nie do uniknięcia.

– Czego chcesz? – spytała cichutko Asia

– Ty wiesz…

Trud wyjaśniania był ponad moje siły. Pojęła od razu. Sekundę później klęczała między moimi kolanami, odpinając pasek i rozporek. Oczy Basi chwiały się na szypułkach, kiedy zobaczyła, jak siostra schowała go całego przed jej wzrokiem. Moje odczucia były ekstremalne, kiedy nie mogłem dostrzec nawet skrawka mojego małego, jednocześnie oglądając jajowody średniej. Najstarsza nie traciła czasu, chowając go i pokazując na przemian oszołomionej siostrze. Basia nie wytrzymała, bezwiednie puszczając szklankę i przenosząc rękę na łechtaczkę. Moje odczucia zaczęły się materializować, wypełniając gwałtownie buzię Asi. Nie wypuściła nawet kropelki. Dobra dziewczynka. Wróciła na swoje miejsce na kanapie.

Siostra nie odzyskała jeszcze równowagi ducha, kontemplując się ciągle wyczynami najstarszej, jednocześnie bezwiednie doprowadzając się do końca. Nawet nie spostrzegła, kiedy było za późno i prężąc się przed nami, wiła się w konwulsjach. Dla Asi to była nowość, co poznałem po oczach wielkich jak stare pięciozłotówki. Jednej sperma spływa po ustach, drugiej jej własne soki po wargach – mój mały nie mógł dojść do siebie, ciągle się prężąc przed oczami sióstr. Nie poddałem się, dzielnie chowając go w spodnie.

– Gramy dalej?

Siostry były ogłupiałe, wracając do rzeczywistości. Spojrzały po sobie, nie ukrywając irytacji. Karty przeszły w ręce średniej.

– Jasne.

Nie spodziewałem się niczego innego. Ach, ta ambicja.

Pozbawiły mnie krawata, przyjmując to wyciem, ściekającym chyba do stolików brydżowych, bo kilkanaście sekund później ktoś zapukał do drzwi. Mimo że nikomu nie wyrwała się komenda „wejść”, drzwi się uchyliły i wepchnęła się w szczelinę blond główka najmłodszej. Oceniła sytuację w sekundę, zamykając z rozmachem drzwi. Nie wiem, czy starsze nawet to dostrzegły.

Znów wygrałem. Mały, chociaż ciągle prężył się pod materiałem spodni, nie zawiódł mnie. Kazałem mu się uspokoić.

– To może jakiś striptiz… – zasugerowałem nieśmiało.

– A z czego mam się rozbierać – stwierdziła przytomnie Basia.

Faktycznie, idiotyzm.

– Potańczcie trochę – poprawiłem się w mgnieniu oka.

– A dlaczego ja? – zaoponowała od razu Asia.

– Bo to bardziej podniecające – powiedziałem bez zastanowienia.

– Aha… – Przyjęły tłumaczenie bez dodatkowych pytań.

Przed stolikiem zaczęły wić się dwa zgrabne ciała, pokazując momentami to, co tygryski lubią najbardziej. Przed oczami zaczęły przewijać mi się rozchylone szparki, nabrzmiałe biusty, stojące brodawki – słowem: nic nowego. Ale kątem oka zauważyłem w ponownie uchylonych drzwiach blond główkę Kasi. Siostry nie dopuszczały do siebie myśli, że ktoś mógłby je podglądać, więc ich wzrok nawet nie wędrował w kierunku drzwi, za to mój spotkał się z wzrokiem Kasi. Wytrzymała trzy sekundy, wycofując się niepostrzeżenie i zamykając cichutko drzwi. Nawet nie spostrzegłem, jak siostry pokonały stolik. Łechtaczka Basi jeździła mi już niemal po nosie, a kolano Asi między nogami siostry unosiło mój woreczek, stawiając jednocześnie małego. Sytuacja nabrzmiała, nie pozwalając mi się wycofać. W końcu go dopadły. Dwie wygłodniałe szczęki z głębokimi gardłami nie dawały żadnych szans. Blond główki pracowały niezmordowanie dłuższy czas. Małego pozostawiłem samemu sobie, poświęcając uwagę drzwiom. Niepostrzeżenie (nie dla mnie) drzwi znowu się uchyliły i blond główka Kasi wychyliła się, obserwując siostry między moimi kolanami. Nagle spojrzała prosto w moje oczy. Tym razem drzwi zamknęły się chyba na dobre, bo spłoszyła się maksymalnie.

Siostrzyczki pracowały, nie dbając o otoczenie. Gdybym sobie wyobraził nawet koniec świata, nie powstrzymałoby to mojego małego przed plumknięciem. Na zmianę obrabiały mi pałkę z woreczkiem. Akurat była zmiana ust, kiedy kumpel zaczął strzelać. W sekundę twarze między moimi udami pokryły się lepką, białą mazią. Smakowało im, kiedy zaczęły zlizywać sobie nawzajem ślady mojego zapomnienia się.

– Gramy dalej? – Pierwsza oprzytomniała Asia.

– Grajmy – zgodziłem się łaskawie.

Na wielkim ekranie dwóch parobków goniło jakąś zbłąkaną dwórkę do stodoły, zamykając w międzyczasie wrota. Dziewczyna zatrzymała się zdyszana pod ścianą obok sterty siana.

– Przekładasz. – Zostałem przywołany do rzeczywistości.

Znowu wygrałem. Damskie nogi na ekranie drgały konwulsyjnie w stercie siana, zaś w realu dwie pary nóg rozchylały się, prezentując wszystko, co mogły pokazać. W tym momencie zacząłem się obawiać, czy sprostam wymogom gry. Mój mały zaczął okazywać pierwsze oznaki zmęczenia. Co będzie dalej?

– Nie musisz mówić czego, byś chciał – podsumowała Asia.

Wstała, podeszła do mnie i przekroczyła moje nogi. odwracając się jednocześnie tyłem i podsuwając pod moje usta swoje wargi. Basia oprzytomniała, zrywając się z kanapy i sekundę potem przywierając do moich gołych nóg. Czułem moją główkę zwiedzającą gardło starszej siostry i język średniej na moich klejnotach. Mokra szparka nacierała z siłą na mój nos i usta. Wystarczyło wyciągnąć język. Osunąłem się na kanapę. Asia szybko odnalazła cipką moje usta, Basia usadowiła się wygodniej między moimi udami. Kiedy zobaczyły, że znów stoi jak wieża, Asia, zsuwając mi się z ust, triumfalnie go dosiadła. Druga zajęła się moimi klejnotami i łechtaczką siostry. Czułem, że kiedy wymykał się z warg najstarszej, momentalnie trafiał do ust średniej, potem ręką był wpychany między wargi najstarszej. I tak przez długie minuty wypłacały razem przegraną, nie przejmując się tym, że mój mały miał już dosyć. Repertuar wsunięć i liźnięć miały tak bogaty, że zmusiły kumpla do wytrysku, zanim zdążył się zorientować, że to już. Nie miał szans.

Teraz zrobiły sobie przerwę, pociągając ze szklaneczek, nawet nie spoglądając na karty. Znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem usłyszeli je wszyscy, nie tylko ja. Siedziałem bez marynarki, więc się nie spłoszyłem, ale całkiem nagie siostrzyczki też to olały – tajemnica coraz młodszych lokai znalazła wytłumaczenie.

Najmłodsza gwałtownie wtargnęła. Nie spodziewała się chyba takiego spokoju, chociaż golizna sióstr też wcale jej nie zaskoczyła.

– Twój ojciec już chce wyjść – powiedziała do mnie.

– Dzięki, już idę.

Jej wzrok mnie rozbierał, kiedy zakładałem marynarkę, a kiedy mijałem ją w drzwiach, poczułem przez chwilę jej dłoń na moim małym. Ale teraz to nie wystarczyło, żeby chociaż drgnął.

Sama Rympałowa odprowadzała nas do samochodu. Widziałem ich przebiegle domyślne uśmiechy, kiedy ze staruszkiem muskali się policzkami.

O, niedoczekanie wasze – pomyślałem.

* * *

Parę dni później przed dziewiątą ktoś energicznie otworzył drzwi mojej sypialni. O tak nieludzkiej porze spodziewałem się tradycyjnego zapachu kawy, ale receptory węchu w moim nosie nic takiego nie poczuły. Dzień zaczynał się inaczej, co sprowokowało mnie do uchylenia jednego oka.

Szybko je zamknąłem, widząc najmłodszą Rympałównę wpatrującą się intensywnie w moje nogi. Ciepło było, więc jak zwykle spałem mocno odkryty. Teraz skojarzyłem, że dotyk cienkiej kołdry czuję tylko od pasa po szyję. Anita czy Halinka były uodpornione na takie widoki – nawet je lubiły – ale Kasia stała jak wmurowana w podłogę. Wpatrywała się w porannie nabrzmiałego kumpla, aż zacząłem czuć gorąco jej wzroku.

Sytuacja stawała się ciekawa. Jak Kasia wybrnie z takiego problemu? Postanowiłem udawać sen i czekać, co wykombinuje ta filigranowa, apetyczna blondyneczka. Sprawianie wrażenia ciągle śpiącego było trudne jak cholera, a ona wystawiła mnie na długą próbę. Postanowiłem sprawdzić, co się dzieje.

Zobaczyłem o metr od siebie czubek blond główki pochylonej nastolatki, po gołych, zgrabnych nogach zjeżdżały białe muślinowe majteczki. Powieka znowu mi opadła, ale miałem problemy z opanowaniem oddechu. Nie zauważyła tego. Znowu dłuższą chwilę trwał bezruch sytuacyjny. Potem poczułem jej oddech na moich udach. Gdybym spał, na pewno nie poczułbym tego, ale teraz kiedy czułem, mały zaczął się dumnie podnosić i chyba nawet ślinić. Oddech wędrował coraz wyżej, czułem go już na główce. Niespodziewanie przestałem czuć miłe ciepło. Nie mogłem podejrzeć, jeśli nie chciałem spalić mojej gierki. Cierpliwość to coś, czego nie znalazłoby się w moich najtajniejszych zakamarkach.

Łóżko lekko się zakołysało, zaraz potem zobaczyłem przez opuszczone powieki niewytłumaczalny cień. Otworzyłem ostrożnie jedno oko i natychmiast drugie też dostało wytrzeszczu. Pięć centymetrów nad moim nosem, zawieszona na dwóch gładkich, gorących podporach tkwiła wspaniała, na oko dziewicza cipka. Mięciutkie blond włoski obramowujące różową szpareczkę i świeży, słodki zapach spowodowały gwałtowny pełen wyprost mojej dumy. Jej „walory” widoczne spod białej kloszowej mini wyciągnęły mój język instynktownie na całą długość. Czubek sięgnął apetycznej szparki i w tym momencie poczułem brutalne wciągnięcie mojej pały głęboko w ciepło wilgotną czeluść. Jednocześnie usiadła mi mocno na ustach, wpychając sobie głęboko mój język. Smakowała wspaniale, ale musiałem zacząć walczyć o oddech. Moje ręce złapały jej jędrne, gorące pośladki, unosząc je siłą z nosa. Nie miała tego rodzaju problemów z moim drągiem, połykając go całego – wszystkie trzy miały to chyba w genach. Szparka zaczęła jeździć po moich ustach, tańcząc czasami na boki i nabijając się na mój język. Jej usta też nie próżnowały.

Ciekawe, czy to siostry użyczały jej dobrych rad, czy wyssała to z mlekiem matki. W każdym razie była oralnym talentem. Jej biodra zwiększyły tempo tańca na języku i nagle całą siłą opadły na moje usta, dokładnie je rozgniatając. W amoku orgazmu wepchnęła sobie kumpla tak głęboko, jak chyba jeszcze żadna, co z kolei spowodowało moje konwulsje. Strzelałem w niej potężnie, zaklejając chyba dokładnie jej płuca. Przynajmniej olbrzymia większość dziewczyn tak by to odczuła, ale na niej nie zrobiło to żadnego wrażenia. Nie musiała nawet łykać.

Dopiero teraz miałem okazję do swobodnego pooddychania. W nozdrza wdarł się zapach kawy.

Już dziewiąta. Na pewno, bo w drzwiach stała z filiżanką Anita. Patrzyła na mnie wzrokiem zranionej sarny. Cichutko podeszła do nocnego stolika, stawiając bezgłośnie aromatyczny napój, tym razem omijając wzrokiem moją twarz. W tym momencie dotarło do mnie, że sprawiłem przykrość komuś, kto był mi bezgranicznie oddany i wierny jak pies. Do tego to przecież nasza pokojóweczka była od dłuższego czasu inspiracją moich fantazji. Z Halinką mogła się jeszcze ostatecznie podzielić obowiązkiem budzenia mnie, ale z kimś obcym… To było poza granicami percepcji jej mało skalanego umysłu. Nieoczekiwanie zrobiło mi się głupio, chociaż nie było w zaistniałej sytuacji ani grama mojej winy.

Kaśka, zajęta wylizywaniem małego, nawet nie spostrzegła, że ktoś był w pokoju. Zdrajca znowu zaczął się usztywniać. Nie miałem już ochoty na dalsze harce. Nastrój minął. Przewróciłem ciężko pracującą blondyneczkę obok siebie na kołdrę. Była pewna dalszego ciągu, rozwierając szeroko uda.

Lśniące usta, rozłożone szeroko ramiona i zadarta wysoko spódniczka skusiłyby wtedy każdego, ale nie mnie. Musiałem teraz w miarę dyplomatycznie wybrnąć z sytuacji. Głaszcząc jej mokry, gorący wzgórek i plącząc palce w mięciutkie włoski, gorączkowo szukałem wyjścia.

– Co cię tu sprowadza o świcie?

– Pomyślałyśmy, żeby zaprosić cię na wieczornego grilla. Grałyśmy w marynarza i wypadło na mnie. – Wyczerpująco, z wzrokiem wbitym w błyszczącego małego, objaśniała małolata.

– Kto tam będzie? – To było nieistotne, ale czas płynął, lekko ochładzając atmosferę.

– Paru znajomych, ty i my. – Prawie wyszeptała, poruszając biodrami. Atmosfera nie chciała się ochłodzić.

– To na pewno będzie tylko grill? – Za dobrze już je znałem, żeby nie podejrzewać siostrzyczek o nie całkiem czyste intencje.

– Zobaczymy. Zależy od rozwoju sytuacji – wyszeptała zmysłowo blondyneczka.

No właśnie tego się obawiałem.

– Dobra, postaram się wpaść wieczorem. A teraz muszę lecieć do biura, do ojca. Na pewno już na mnie czeka.

W mało lotny sposób dałem jej do zrozumienia, żeby sama się sobą zajęła. Dopiero po chwili skojarzyłem, że może to zrobić tutaj, a nie o to mi chodziło. Na szczęście, sama na to nie wpadła.

Była lekko skołowana, kiedy do niej dotarło, że może już złożyć uda. Z przyklejonym uśmiechem zwlekła się z pościeli, jeszcze raz próbując nieczystych zagrań, kiedy zakładała na siebie białą mgiełkę podniesioną z dywanu. Dużo dłużej, niż to było konieczne, mogłem oglądać jej skarby. Miała je na pewno, ale nie wiedziała podczas prezentacji, że teraz na mnie nie działały. Grzecznie wlepiłem oczy między jej uda, co nieco ją podbudowało. Wyfrunęła cała w skowronkach, wysyłając spod drzwi całusa.

Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zadowolić się tą, z którą wpadnę. Trzeba będzie zawiązać się na supełek, rozwiązując go tylko w pobliżu jakichś ust – nigdy warg. Nigdy do tej pory o tym nie myślałem, ale jednego z najważniejszych w życiu wyborów trzeba dokonać bez nacisków tego rodzaju. Z tak genialnym uświadomieniem sobie rzeczy podstawowych z samego rana i ciągle jeszcze pachnącą kawą, poszedłem do wanny.

Od tego poranka zauważyłem, że Anita mnie unika, a jeśli musi przejść obok, próbuje przestawiać ściany, żeby przypadkiem się o mnie nie otrzeć. Teraz obserwowałem ją wiele razy z ukrycia podczas codziennych zajęć, podziwiając gibkie młodzieńcze ciałko w podniecających pozach. Dużo rzadziej udawało mi się przyuważyć rąbek jej pończoch, już nie wspominając o majteczkach. Budzenie też stało się ponure. Punktualnie o dziewiątej budził mnie zapach kawy. A jeśli nie obudził, to pięć minut później czułem tarmoszenie… za ramię. Mogła złapać za coś innego, ale nie chciała, mimo że to „coś innego” czasami wystawało wysoko spod kołdry i nie szło tego nie zauważyć. Sytuację raz w tygodniu, kiedy Anita miała wolne, ratowała Halinka. W te dni budziłem się dobrze nastrojony do życia, ale były one tak rzadkie. W nielicznych chwilach słabości przemyśliwałem nad zmianą pokojówki. Jednak było to tak słabe, że zacząłem sam wstydzić się takiego rozwiązania. Ta śmietankowa piękność stopniowo stawała się moim największym wyzwaniem.

* * *

Kiedyś ktoś opowiedział mi ciekawą historię, przystającą nieco do mojej rzeczywistości.

Pewien mądry człowiek postanowił się ożenić, ale miał za duży wybór, bo aż trzy „narzeczone” nieświadomie grające swoje role. Żeby ułatwić sobie życie, postanowił zrobić eksperyment. Każdej dał po dwa tysiące euro, ciekawy, jak je zagospodarują.

Pierwsza natychmiast odwiedziła okoliczne butiki, fryzjera, salon piękności, upłynniając kasę w ekspresowym tempie. Po czym jak nowo narodzona wróciła do sponsora, twierdząc:

– Kochanie, to wszystko dla ciebie, żebyś nigdy się za mnie nie wstydził.

Druga jeszcze tego samego dnia kupiła wielką plazmę, a za resztę kontener sześciopaków ulubionego piwa dla ukochanego.

– Kochanie, to wszystko dla ciebie, żebyś mógł komfortowo oglądać od dziś swoje mecze.

Trzecia jeszcze tego samego dnia ulokowała dobrze pieniądze w akcjach. Po tygodniu je podwoiła. Lokowała nadal. Po miesiącu już zyski wielokrotnie przekroczyły wkład, rosnąc ciągle w postępie geometrycznym, a człowiek usłyszał:

– Kochanie, to dla nas, żebyśmy już nigdy nie musieli martwić się o pieniądze.

I którą ten mądry człowiek wybrał? Tę, która miała najładniejszy biust i nogi.

* * *

Wciągnięty na siłę przez staruszka w życie firmy, musiałem poświęcać jej coraz więcej czasu. Czas wolny skutecznie zagospodarowały mi siostrzyczki, z jego upływem coraz bardziej bezpardonowo walczące o moje względy. Starsze sądziły, że to młoda wygrywa – nie bez powodu, bo gdybym był zmuszony, właśnie ją bym wybrał; młodsza zaś pokazywała, że ma duszę wojowniczki, dołując starsze przy każdej okazji. Czułem przesyt, a staruszek dumnie paradował niemal bez przerwy uśmiechnięty, myśląc, że dane mi ultimatum przynosi pożądane skutki. Rympałówny były ostateczną ostatecznością, na którą musiałbym się zgodzić, gdybym musiał. Na szczęście, tylko ja o tym wiedziałem. Niestety, czas pędził nieubłaganie i chociaż czasami robiłem sobie jakieś prywatne castingi na narzeczoną, były one bez znaczenia. Nie mogłem trafić na żadne zjawisko, które potrafiłoby rzucić mnie na kolana.

Już tylko miesiąc pozostał do wyznaczonej przez starego daty. Rekin wodził wieczorami za mną wzrokiem, spodziewając się, że zaciągnę lada moment jakąś nieszczęśnicę przed jego oblicze, prosząc o zgodę na oficjalne jej używanie i błogosławieństwo. Ostatnio zaczynał wykazywać oznaki lekkiego zniecierpliwienia, ale termin to termin. Niech czeka. Co nie zmienia faktu, że grunt zaczął mi się palić pod stopami.

* * *

Pewnego poranka w sennym letargu poczułem jak zwykle zapach kawy. Tylko zmysł węchu został obudzony, reszta leżała, broniąc się instynktownie przed nieuchronnym. Nie chciało mi się jeszcze otwierać oczu, ale nie usłyszałem też po raz drugi odgłosu otwierania drzwi. Anita musiała ciągle być w sypialni – podpowiadał ślamazarnie budzący się umysł. Uginający się między moimi nogami materac momentalnie wybudził wszystkie moje zmysły.

Poczułem na udach jej ciepłe dłonie. Kołdra powędrowała troszeczkę do góry i wtedy poczułem na woreczku ciepły oddech, a zaraz potem – nie byłem tego tak do końca pewien – leciutki pocałunek. Coś, co kiedyś było codziennością, a ostatnio tylko marzeniem, znowu się materializowało. Objęła przyjaciela ciepłą delikatną dłonią, unosząc go do góry i zasypując delikatnymi muśnięciami ust moje uda. Podnosząc nosem moje klejnoty, dotarła mokrym i gorącym języczkiem w najbardziej newralgiczne miejsca. W tak delikatny i niecodzienny sposób budzono mnie pierwszy raz. Właściwie w ogóle pierwszy raz go potraktowano tak bajecznie, nie używając od razu jak laryngologicznej szpatułki. Mięciutkie usta wędrowały powoli wyżej, zajmując się teraz podstawą trzonu. Powolutku muśnięcia na przemian z parzącymi tchnieniami docierały już w okolice główki. Czułem, jak jej gorące ciałko opięte śliskim uniformem podciąga się do góry między moimi udami.

Zacząłem delikatnie głaskać mięciutkie blond włosy, docierając do gorącego policzka. Rzuciło mną, kiedy opuszkami palców poczułem łzy. Uniosłem się na łokciach. Załzawiona dotarła właśnie do główki, omiatając języczkiem obślinioną dziurkę na czubku. Energicznie usiadłem, nie pozwalając kumplowi zagłębić się w wilgotne usta. W tej chwili uzmysłowiłem sobie z całą wyrazistością, jak drogie było mi ciałko, próbujące w tej chwili bezskutecznie pochłonąć moją strzelistą męskość. Włożyłem jej ręce pod pachy, z łatwością naciągając ją na siebie i jednocześnie opadając na plecy. Przylgnęła do mnie całą sobą. Zawstydzona przycisnęła mokry policzek do mojego, nie odważając się na mnie spojrzeć. Przeturlałem się na nią, szukając jej ust moimi. Nie musiałem długo czekać, kiedy poczułem jej języczek nieśmiało stykający się z moim.

W moim całym rozpasanym życiu nie poczułem jeszcze takiej tkliwości, takiego czystego, pozbawionego cienia wyrachowania pociągu do żadnej dziewczyny, jak w tamtej chwili. Poddała się całkowicie, wpijając się w moje usta. Chłonąłem jej oddech, oszałamiający zapach, karmiłem oczy jej łzami i rumieńcem pod olbrzymimi oczami kurczowo teraz zaciśniętymi.

Dałem jej trochę odetchnąć, przenosząc wszystkie moje zmysły na łabędzią szyję, uszy, włosy. Jednocześnie niepostrzeżenie rozpinając guziczki jej bluzki, dotarłem do jędrnych jabłuszek z wydatnymi brodawkami. Mhm, jakie słodkie. Nie musiała używać biustonosza i dobrze o tym wiedziała, ułatwiając mi dotarcie między wspaniałe cycuszki. Obsuwałem się powolutku po jej ciele, a ona trochę instynktownie, żeby pozwolić mi się zmieścić między jej gorącymi udami, rozwierała je coraz bardziej. Spódniczka powędrowała do góry, pokazując gorący wzgórek opięty szczelnie białymi zwykłymi majteczkami z falbankami. Spróbowałem je ściągnąć. Nie pomagała mi, wtulając zawstydzoną twarz w poduszkę. Mały blond trójkącik znalazłem nad maleńką, ale już zroszoną szparką, a zapach i świeżość skóry ud powodowały prawie zawroty głowy. Usta same opadły na szramkę między udami, a język automatycznie się uaktywnił, próbując sforsować elastyczne, wilgotne i gorące zapory. Byłem tu po raz pierwszy – i zdaje się, że naprawdę pierwszy. Z twarzą ciągle wtuloną w poduszkę, rozchylała uda coraz szerzej. Mogłem teraz przekonać się z absolutną pewnością, że byłem jej pierwszym. Po oralnych harcach, jakie kiedyś wyczyniała, budząc młodszego pryncypała, nie podejrzewałem, że się uchowała nienaruszona – zwłaszcza znając rzeczywistość tego nie najnormalniejszego przecież domu.

Nie chciałem zrobić nic, czego ona sama by nie zaakceptowała. Moja męskość sama instynktownie znalazła gorące wejście, opierając się między wargami. Zafalowała biodrami, wpuszczając w siebie błyszczącą główkę. Zrozumiałem, że pragnie, abym to właśnie ja zrobił z niej kobietę. Też tego chciałem, ale to nie było takie proste. Mój mały wyolbrzymiał jak nigdy dotąd, a jej dziurka… No cóż, była naprężona i wąziutka. Postanowiłem sforsować wszystkie zapory. Śliskie, gorące ścianki niełatwo ustępowały. Wpychałem się powolutku, aż poczułem ostatnią zaporę. Z poduszki wydobył się cichutki pisk i Anita pchnęła biodrami, nabijając się z determinacją na olbrzymi w tej chwili członek. Dopiero teraz zrozumiała, co zrobiła, odrywając głowę od poduszki z przeciągłym jękiem. Wypełniłem ją całą, chowając się może w połowie. Ale wiedziałem, że mogę dokonać więcej. Ona na szczęście tego nie widziała. Nie krwawiła za bardzo, więc powoli zacząłem poruszać biodrami. Po kilku suwach chował się już o wiele dalej, ale nic na siłę.

Zaczęła cichutko posapywać, próbując nieporadnie mi pomóc, dopychając biodra do moich lędźwi. Wpatrywałem się w piękną twarzyczkę. Miała zaciśnięte powieki, lekko rozwarte usta. Teraz usłyszałem cichutkie jęki, a mały, ciągle dobijając do dna, z każdym pchnięciem pogrążał się milimetr głębiej. Zwiększyłem tempo, starając się dać jej wszystko, co w tej chwili mogłem. Przestała nad sobą panować, podrzucając dziko biodrami. Prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej jęki sprawiają, że to, co się dzieje, przestaje być naszym prywatnym przeżyciem. Na szczęście, o tej porze w domu była chyba tylko Halinka. Z przeciągłym jękiem Anita opadła na pościel. Spocona, daleka od rzeczywistości, nie wiedziała, co się w tej chwili z nią dzieje. Odczekałem dziesięć sekund, a potem zacząłem się znowu w niej rozpychać. Mój członek nabrzmiał jak jeszcze nigdy w żadnej. Z pełną premedytacją postanowiłem w niej skończyć. Moją mocną stroną było zawsze szybkie podejmowanie trafnych decyzji. W tej chwili być może podświadomie, ale już wiedziałem, kogo zaciągnę przed oblicze staruszka.

Powoli zacząłem wszystko od nowa. Już po kilku ruchach znów zaczęła drżeć. Tempo rosło, jej głowa znów miotała się po poduszce, a z ust popłynęły znowu niekontrolowane jęki. Zaczęło mi się udzielać jej zaangażowanie, kiedy poczułem że to już…Teraz moje ciało konwulsyjnie się naprężyło, a mały rozpoczął kanonadę. Mario Puzo coś tak niekontrolowanego określił jako „uderzenie pioruna”. Pierwszy raz straciłem nad sobą kontrolę. Padliśmy wyczerpani obok siebie. Jej ramiona objęły moje, przyciągając mnie niespodziewanie silnie, a główka wtuliła się w moją szyję. Było mi tak dobrze.

Pierwsza oprzytomniała Anita, podnosząc głowę i omiatając wzrokiem „pole walki”. Rzucił jej się w oczy mój zakrwawiony członek. Otworzyła szerzej oczy, szukając innych śladów. Znalazła. Nie pozwoliłem jej jeszcze uciec. Przyciągnąłem jej głowę do mojej, szukając ustami ust. Sama je podsunęła, obejmując mocno moją szyję. Odskoczyła ode mnie chwilę później.

– Muszę zmienić pościel – oznajmiła cichutko, stając przy łóżku na baczność.

– Nic już tu nie musisz –oznajmiłem leniwie.

Nic z tego nie zrozumiała, ale czując na udzie strużkę krwi zmieszanej ze spermą, uciekła. Pewnie do swojej łazienki. Leżałem rozanielony, próbując zebrać myśli. Zawsze najlepiej myślało mi się pod prysznicem, więc potruchtałem kłusem do swojej łazienki. Dałem dzisiaj spokój firmie. Przecież to dzień w którym podjąłem brzemienną w skutki decyzję.

* * *

Spotkałem ją w bibliotece dwie godziny później. Pucowała irchą blat mahoniowego stołu, kiedy bezszelestnie stanąłem z tyłu. Powinienem ją objąć – od kibici w górę – i przytulić, ale jakoś mi się wszystko pomerdało i w dłoniach znalazły się dwa gorące, jędrne pośladki. Podskoczyła. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że zaraz potem się przytuliłem. Odwróciła do mnie piękną twarzyczkę, wtulając mi się pod pachę. Alabastrowe ramionka mocno objęły mnie w pasie.

– Malutka, zostań moją żoną.

Wysunęła się spod mojej pachy, spoglądając mi w oczy, a potem nogi się pod nią ugięły. Byłem przygotowany, porywając ją na ręce jak piórko.

– Ale… przecież… ja nie mogę… – Plątała się, nie mogąc oprzytomnieć.

– Wierz mi, że możesz. – Próbowałem rozwiać jej wątpliwości.

Słodki ciężar wkleił się we mnie, znowu zraszając mi szyję łzami.

* * *

Stary lodowy rekin siedział na swoim fotelu, kiedy weszliśmy do jego twierdzy. Pociągał właśnie ze szklaneczki jakiś trunek ze swojego barku. Anity nie raczył nawet zauważyć. Wieczór już zdążył zmroczyć cały pokój. Światło malutkiego kinkietu nie rozświetlało za bardzo otoczenia – właściwie to tylko na tyle, żeby zobaczyć gdzie stoi szklaneczka.

– Wpadłeś, synu, na jakiś nowy pomysł? – Jak zawsze starał się być dowcipny.

– Tak. Poznaj, tato, swoją synową – odparowałem.

Tym razem na pewno wygrałem. O mało nie dostał apopleksji. Duszkiem wychylił pół szklaneczki, łypiąc okiem na drżącą blondyneczkę.

– Co?

– Kocham Anitę i chcę, żeby została moją żoną.

Ostatecznie rozwiałem jego złudzenia. W pierwszej chwili mógł myśleć, że się przesłyszał.

Zamknął oczy na długą chwilę. Staliśmy obok siebie niepewni wyroku. Wyczułem, że moja blondyneczka kombinuje, jakby tu czmychnąć, więc objąłem mocno ją w pasie, udaremniając jej zamiary.

Coś na kształt uśmiechu przemknęło po lodowej twarzy protoplasty. Niespodziewanie energicznie uniósł się znad fotela, pokazując nam plecy przy prywatnym barku. To trwało już za długo

– Tato, ja ją kocham. – Z naciskiem powtórzyłem swoją kwestię.

– Słyszałem synu, słyszałem. I… bardzo się z tego cieszę.

Sprężone do ucieczki ciałko, schowane pod moją pachą, oklapło, wtulając się we mnie jeszcze mocniej. Usłyszeliśmy strzał szampana.

* * *

Później okazało się, że firma Rympały przez cały ten czas leciała w dół na łeb na szyję, ale rekinek mi tego nie powiedział. Kochany staruszek. Chyba było mu trochę wstyd, że tak bezceremonialnie wpychał mnie w bagno. A Rympałówny… Dały sobie radę, ale od tamtego dnia jakoś dziwnie o mnie zapomniały.

Morał: cudze chwalicie, swego nie znacie…

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo odpowiada mi taka wersja „Kopciuszka”. Książę to wprawdzie skurwysyn, jakich mało, a złych sióstr jest aż trzy, ale za to jaka urocza pokojówka! Trafnie poświęconym dziewictwem zyskała sobie męża oraz przyszłość. I to jest, myślę, najprawdziwsza nauka z tej historii 😀

Napisz komentarz