12
Leżeli pośród setek świeżo rozkwitłych kwiatów, sycących oczy feerią barw. Dłoń Aktora delikatnie muskała skórę Laimy. Uśmiechał się tym szczególnym, subtelnym uśmiechem, zarezerwowanym dla rzadkich chwil szczęścia. Dziewczyna wytyczyła własny szlak pocałunków, poczynając od jego ust, poprzez tors, a wreszcie niżej, ku sztywniejącemu członkowi. Rozchylił wargi, próbując coś powiedzieć. Laima ostrzegawczo położyła palec na wargach kochanka. Zamilkł posłusznie. Panowała nad ciałem mężczyzny, jak sam ją tego nauczył. Wpuściła go w siebie, wolno poruszając biodrami. Oddał się jej całkowicie, pozwalając, by prowadziła ich oboje wedle własnego upodobania. Już mieli osiągnąć szczyt rozkoszy, gdy nastąpiła przemiana. Wraz ze spełnieniem nadchodziła śmierć. Ciało Laimy obracało się w proch, tworząc niepozorną kupkę popiołu…
Usiadła, zdezorientowana, mrugając nerwowo powiekami. Ten ruch, choćby nawet niepozorny, odgniał koszmar, odsyłając go pomiędzy sny. Zakon. Aktor. Wolność. Zerwała się gwałtownie, ale natychmiast opadła ponownie na łoże. Patrzyła tępo w sufit. Pokój tchnął pustką. Po Aktorze pozostało wgniecenie pościeli oraz zanikająca już resztka zapachu na poduszce. Wciągała słodkawy aromat, niemal smakując woń językiem. Wypełniała nim każdy oddech, przedkładając ponad powietrze. Zapach stawał się coraz bardziej ulotny, jednoznacznie przypominając, że stanowi jedynie marną imitację obecności Aktora. Na stoliku obok łóżka spoczywała skórzana sakiewka. Laima rozwiązała starannie zapętlone rzemienie. W środku znalazła niewielki rulonik z pieczęcią Hanzy, swoim imieniem oraz nowym nazwiskiem. Oto przestała być niewolnicą. Oprócz glejtu woreczek zawierał okrągłą sumkę pieniędzy. Wystarczająco dużą, by Laima mogła zacząć nowe życie. Gdzieś za morzem, gdzie słońce zanurza się o zachodzie wśród fal, a ludzie nie zadają zbyt wielu pytań. Oto jej przyszłość – spokojna egzystencja u boku rybaka i czwórki dzieci.
Pomyślała o tym ze wstrętem. Wszyscy mężczyźni wydawali się Laimie nijacy, pozbawieni tej szczypty charakteru, która czyniła dziewczynę szaleńczo oddaną. Musi odnaleźć Aktora! Tylko jak? Wyruszył wczesnym rankiem, a obecnie dochodziło południe. Znajdował się już na pewno daleko stąd. Nie miała pojęcia, gdzie go szukać. Zamierzał jakoby udać się do matki, o której nic jednak nie wiedziała. To znaczy, nic ponad fakty wiadome wszystkim. Znała historię przeklętej królowej. Wiedźmy o mocy przekraczającej pojęcie Zakonu. Demona, mamiącego cały dwór złudną urodą. Potwora, który sprawił, że Czarny Król stał się “czarnym”. Kobiety, która uciekła przed śmiercią z rąk katów, zostawiając zgniły pomiot w postaci młodego księcia. Tyle wiedziano powszechnie. Niestety, wiedza ta nie zawierała żadnej wskazówki odnośnie obecnego miejsca pobytu wygnanki.
Laima opłukała twarz w misce z lodowatą wodą. Chłód nieco ją orzeźwił. Ubrała się, posyłając kilka niepewnych uśmiechów własnemu, tchnącemu smutkiem odbiciu. Spięła włosy w ciasny kucyk. Zjadła pośpiesznie śniadanie, przyniesione przez niewyszkolonego niewolnika. Miał może osiem, góra dziewięć lat. – “Czeka go jeszcze wiele cierpień” – pomyślała. – “Ci wszyscy ludzie, którzy przewiną się przez jego życie, pozostawiając jedynie ból…” – Poczuła, jak glejt parzy jej skórę. Dlaczego ją uwolnił? Dlaczego odszedł? Nie powinien był. Nie uwalnia się Podręcznych. Stanowią zbyt drogą inwestycję. Każdy to wie. Nawet, jeżeli Aktor traktował ją inaczej. Bo z pewnością nie była typową Podręczną. Jego sposób posiadania jej znacząco odbiegał od norm, które wpajono dziewczynie podczas szkolenia. Dede opowiadała zresztą, co robią typowi właściciele. Dede służyła jako Podręczna przez kilka miesięcy. Potem jej Pan zwrócił niewolnicę z powodu ciąży. Opowiedziała wtedy Laimie o życiu “u Pana”. Opowiedziała o dniach wypełnionych popisami, jak gdyby pełniła rolę tresowanego zwierzątka. – “Zatańcz nam, zagraj, zaśpiewaj.” – O nocach tłumionych łez oraz wszędobylskich palców. Laima słuchała przyjaciółki coraz bardziej przerażona. Rozmawiały potajemnie przez kilka godzin. Rano Dede rozpruto brzuch i zesłano ją do burdelu, gdzie jej ciało straciło miękkość. Laima nie rozumiała decyzji nauczycieli. Wpajali im posłuszeństwo oraz uległość. Dede okazała się właśnie posłuszna i uległa. Paradoksalnie, to dlatego została zeszmacona. Nie sprzeciwiła się Panu.
Po zniknięciu przyjaciółki Laima bała się, że skończy podobnie jak ona. Jednak Aktor okazał się inny. Nie zmuszał dziewczyny do stałej obecności przy swoim boku. Nie kazał zabawiać się umiejętnościami nabytymi podczas szkolenia. Nie dotykał jej nawet. Przynajmniej przez jakiś czas… Właściwie, zastanawiało ją, dlaczego w ogóle kupił Podręczną. Sprawiał wrażenie, jak gdyby wcale nie potrzebował takiej niewolnicy. Może podążał za modą? Może zaspokajał kaprys? Zamierzał potwierdzić własne bogactwo i status? Laima wsparła głowę na dłoniach. Myślała dzisiaj niezwykle chaotycznie. Tak bardzo pragnęła, żeby on tu był. Bez niego czuła się zagubiona. Nigdy nie uczono jej samodzielności. Nie wiedziała nawet, ile powinien wynieść rachunek za nocleg, a co dopiero, jak dalej żyć. Sytuację pogarszało dodatkowo dziecko. Oczywiście, nie miała pewności, czy naprawdę zaszła w ciążę. Piersi wydawały się jednak powiększone, dziwnie obolałe. W połączeniu z brakiem krwawienia niosło to dość jasny przekaz. Aktor dał jej pieniądze. Mogła dołączyć do jakiejś karawany zmierzającej ku wybrzeżu, wsiąść na statek. Zacząć od nowa. Wydawało się to takie proste. Karawana. Statek. Życie. Wystarczyło wstać, zapytać karczmarza o termin odejścia kupców, dołączyć. Dlaczego wydał na nią tyle pieniędzy? Mógł kupić zwykłego niewolnika. Dobry niewolnik kosztuje czterdzieści monet. Dlaczego kupił właśnie ją, za tysiąc sztuk złota? Dlaczego zwrócił jej wolność? Dlaczego zepsuli Dede, której jedyną zbrodnią było posłuszeństwo?
Czyjaś dłoń dotknęła jej ramienia. Muśnięcie chłodnych palców wywołało dreszcz.
– Laima… – wyszeptał zachrypniętym głosem.
– Panie… – Zadrżała, zaklinając wszystkie znane sobie bóstwa, by nie okazało się to snem. Pięknym, niemożliwym snem, czyniącym rzeczywistość jeszcze bardziej bolesną.
– Martwiłem się, że już cię nie zastanę.
– Nie rozumiem. – Spojrzała na niego zaskoczona.
– Widzisz…. Zasługujesz na to, by znać prawdę, Laimo – zaczął niepewnie. Każde słowo zdawałó się przywoływać duchy z przeszłości.
– Słucham? – zapytała oszołomiona.
– Zanim umrę, chcę, żebyś wiedziała, dlaczego cię kupiłem. Dlaczego… – przerwał, zamyślony. Czoło przecięła mu charakterystyczna zmarszczka. Wyglądał, jak gdby znalazł się w zupełnie innym świecie. Nakryła dłoń mężczyzny własną. Popatrzył na nią półprzytomnie.
– Zatem powiedz – naciskała, próbując opanować emocje, buzujące w niej niczym we wnętrzu wulkanu.
– Nie mogę – stwierdził ponuro. Towarzysząca mu determinacja uleciała bezpowrotnie. – Niepotrzebne wracałem. To wszystko jest jakąś żałosną pomyłką.
Wstał gwałtownie. Laima zastąpiła mężczyźnie drogę.
– Nie zostawisz mnie. Nie po raz drugi. Cokolwiek chciałeś mi wyznać, może poczekać. Nie mów. Ale kiedyś, gdy poczujesz się gotowy, chcę być przy tobie – oświadczyła zdecydowanie.
Po raz pierwszy odważyła się odezwać do niego w taki sposób. Sprawiał wrażenie równie zaskoczonego, jak ona sama.
– Szczytem egoizmu z mojej strony byłoby zabranie cię ze sobą – wyznał po pokonaniu szoku.
– Szczytem egoizmu byłoby, gdybyś nie wrócił – odparła, całując go dość niespodziewanie dla nich obojga. Oddał pocałunek, pozwalając sobie na moment zapomnienia. Narastające pomiędzy nimi pożądanie przepełniał aspekt czysto uczuciowy, nie chodziło wyłącznie o zaspokojenie. Tą chwilą Laima debiutowała jako kobieta. Czuła się niczym dziewica, odkrywająca urok pierwszego kochanka. Oplotła go udami, zakładając dłonie za karkiem Aktora. Upadli na skłębioną pościel. Dłonie mężczyzny przemierzały szlak jej ciała, sprawnie, a jednocześnie z nadzwyczajną czułością. Zatrzymał się w okolicach brzucha dziewczyny. Spojrzeli po sobie milcząco, prowadząc niemy dialog źrenic.
– Jeżeli umrę, moja matka zaopiekuje się wami – zapewnił, okrążając pępek Laimy językiem.
– Jeżeli nie umrzesz, sam to zrobisz – powiedziała spokojnie. Złapała włosy Aktora, by móc przyciągnąć jego twarz. – Tego właśnie chcę.
– Ofiarowujesz mi coś, czego nie mogę przyjąć.
Położył się obok Laimy, przerywając pieszczoty. Mimo łudząco młodego wyglądu, oczy mężczyzny zdradzały zbyt wiele widzianych okropieństw. Wsparła głowę o jego tors, słuchając miarowego bicia serca. Przesunęła opuszkami palców wzdłuż blizn, które znaczyły skórę Aktora bladymi wzorami. Stanowił zagadkę, kamień niemożliwy do rozgryzienia. Czasami wydawał się jej bliski, by zaraz potem okazywać się bardziej odległym od gwiazd na nocnym niebie. Zatrzymał dłoń Laimy nad biodrem. Odznaczał się tam wyraźny, nieregularny ślad w kształcie półksiężyca.
– Skąd pochodzi ta? – spytała.
– Była wojna – odpowiedział niechętnie.
– Która?
– Nieistotne. Każda wojna jest taka sama – warknął, nagle sztywniejąc. Wyraźnie nie zamierzał ciągnąć tematu. Odpuściła, cofając rękę z newralgicznego rejonu.
– Opowiedz o swojej matce – poprosiła nieśmiało.
– Ma na imię Hanee. Co prawda, nikt już nie pamięta jej prawdziwego imienia, ale to nie znaczy, że je utraciła – zawiesił głos. – Przepraszam… Nie umiem o niej rozmawiać… Ostatni raz widziałem ją w towarzystwie kata.
– Wybacz. Nie chciałam…
– Czy jestem zły? – zapytał nagle. Zamarła, szukając odpowiedniego zdania, którego nijak nie potrafiła złożyć. – Czy twoim zdaniem, jestem złym człowiekiem, Laimo?
– Nie mnie oceniać – wydusiła.
Aktor chwycił ją za nadgarstek.
– Czy jestem zły? – powtórzył, jak gdyby od odpowiedzi na zależało jego życie.
– Dlaczego pytasz?
– Odpowiedz! – zażądał nagląco.
– Znasz moją odpowiedź.
13
Od trzech tygodni tropiono ich niby zwierzynę łowną. Wysłannicy Zakonu deptali im po piętach, zbliżając się z każdą chwilą. Laima poprosiła Aktora, by ją zostawił. Ostatecznie, nic jej nie groziło, a spowalniała tylko ucieczkę. Mężczyzna nie zamierzał jednak kontynuować podróży bez niej. Podążał w nieokreślonym, kilkakrotnie zmienianym kierunku. Laima zapytała, jak odnajduje drogę. Odparł, że idzie za wołaniem matki. Podobno słyszał je nieustannie od momentu, gdy odeszła. Dziewczyna przyjęła owo wyjaśnienie, pozwalając prowadzić się ku nieznanemu. Najbardziej przeszkadzały jej chłodne wieczory. Aktor ogrzewał ją energią, określając to mianem marnotrawstwa. Rzeczywiście, musiał już dwukrotnie wyssać życie napotkanych wędrowców, żeby zapewnić sobie i Laimie ciepło. Pierwszym był młody chłopak, spotkany podczas przeprawy przez rzekę. Za drugą ofiarę posłużyła żona gospodarza, u którego zostali na noc. Parę pieszczot, spełnienie, śmierć. Utarty, niezawodny schemat. Dawno nie widziała Aktora używającego mocy na taką skalę. Wydawał się trwać w jakimś amoku. Nie słuchał nikogo prócz swojego instynktu. Wspomagał dziewczynę energią, dzięki czemu mogli posuwać się naprzód bez zbędnych przystanków. Jasne drobinki wsiąkały w jej skórę, gasnąc przy tym niczym świetliki, ale wypierając jednocześnie głód oraz zmęczenie.
– Zostajemy tu – oznajmił Aktor, wyraźnie zadowolony, zatrzymując się w kępie krzewów pośrodku pustego pola. – Zobaczymy stąd każdego, kto się zbliży.
Laima położyła się, wykorzystując płaszcz jako poduszkę. Nie odczuwała zimna, choć ziemię pokrywała warstewka szronu.
– Co zrobimy, gdy nadejdą? – zapytała.
– Obronię cię… obronię was oboje. – Dotknął jej brzucha, marszcząc czoło. – Od kilku dni mam pewnosć. Ono musi być bardzo silne.
– Będzie takie jak ty.
– Ja nigdy nie byłem silny – zaprzeczył mężczyzna. Odkąd wrócił, przejawiał nieustannie ponuro–filozoficzny nastrój, przechodzący w użalanie się nad sobą. – Musisz dotrzeć do mojej matki. Jeżeli nie zdołam cię zaprowadzić, dziecko wskaże drogę. Usłyszy zew swojego gatunku. Obiecaj, że za nim pójdziesz.
– Pójdziemy za nim wzsyscy.
– Obiecaj!
– Dobrze, obiecuję – powiedziała niechętnie.
Nie wyobrażała sobie dalszej podróży bez niego. Właściwie, niczego sobie bez niego nie wyobrażała. Spędziła z Aktorem połowę dotychczasowego życia. Był przy niej dłużej niż ktokolwiek, włączając rodziców. Ojciec Laimy zmarł, gdy dziewczyna miała trzy lata. Nie pamiętała go. Pamiętała mamę. Jej długie włosy, oczy w kolorze burzowych chmur i świeże usta o zapachu malin. Po śmierci ojca, matka nie potrafiła nawet na nią spojrzeć. Laima nie chciała, by jej dziecko skończyło w taki sam sposób, porzucone i niekochane. Aktor położył się obok niej. Objął dziewczynę, muskając zimnymi palcami jej policzek.
– Dziękuję. Ono potrzebuje kogoś, kto rozumie jego moc.
– Ma ciebie.
– Tak, oczywiscie. Ale…
– Nie złapią nas! Powiedz, że nigdy nas nie złapią!
– Nie bądź niemądra. – Odsunął się gwałtownie. – Są dobrze przygotowani. Ostatnim razem mnie nie docenili. Teraz nie powtórzą takiego błędu.
– Masz większą moc. Pokonasz ich… Jesteś Aktorem. Przechytrzyłeś śmierć tyle razy! – wybuchnęła.
Przytrzymał ją za ramiona uspokajającym gestem.
– Laimo! Laimo… To nie ma sensu. Doprowadzę cię tak blisko do mojej matki, jak zdołam. Ale gdy nas znajdą, zostawisz mnie. Pójdziesz dalej sama. Zapomnisz…
– Nie! Nigdy cię nie zapomnę, ani nigdy nie zostawię!
– Obiecałaś – przypomniał jej cicho. – Chwyciła błagalnie jego dłoń. – Przestań! Nie wiesz kim jestem, ani co robiłem!
– Wiem! Wiem i nie dbam o to!
– Czyżby? Więc, czy jestem jednak zły? Albo mam lepsze pytanie. Dlaczego cię kupiłem? Hm?
– Nie jesteś zły! Nikt nie jest zły całkowicie. Nie wiem, dlaczego mnie kupiłeś. Na pewno miałeś w tym jakiś cel.
– Tak, miałem cel. Chcesz wiedzieć jaki? Naprawdę chcesz wiedzieć?! Pragnąłem uciszyć własne sumienie!
– Panie? – rzuciła lekko drżącym głosem
– Jak zgniął twój ojciec?
– Podczas wojny – odpowiedziała, czując niewytłumaczalne ukłucie zimna.
– Kto go zabił?
– Zginął w walce… Pewnie jakiś żołnierz wrogiej armii…
– Nieprawda, to ja go zabiłem – wyznał, kryjąc twarz w dłoniach.
– Kłamiesz – wrzasnęła, wypierając słowa Aktora poza umysł. Musiał kłamać albo się mylił. Na pewno nie zabił taty, nie on!
– Był moim przyjacielem. Otrzymaliśmy ważne zadanie. Mieliśmy zdobyć pewien dokument. Znajdował się w oblężonym przez srebrnogórską armię miasteczku. Akcję zaplanowaliśmy do najdrobniejszych szczegółów. Nic nie miało prawa pójść źle. – Przerwał roztrzęsiony. Słuchała, coraz szerzej otwierając oczy z niedowierzania. – Ktoś zdradził. Burmistrz zdołał ukryć to, czego szukaliśmy. Wpadłem w szał. Nie chciałem zawieść, musiałem pokazać ojcu, że jestem coś wart. Torturowałem tego głupca, ale on zaparł się w sobie. Wtedy zabiłem jego żonę. Twój ojciec… próbował mnie powstrzymać. Odepchnąłem go. Stracił przytomność, a ja kontrolę nad sobą. Złamałem kark córce burmistrza. Potem roztrzaskałem czaszkę niemowlakowi, który płakał w kołysce. Dopiero ta śmierć poskutkowała. Dostałem swój dokument.
– A mój tata?
– Ocknął się. Zobaczył, co zrobiłem. Powiedział, że nie zasługuję… że jestem potworem… Chciałem tylko wykonać zadanie, żeby król znowu uznał mnie za syna… Twój ojciec sięgnął po miecz…
– Tamta blizna… – Wskazała skryty pod ubraniem półksiężyc. Przytaknął skinieniem, podejmując opowieść. – Zaatakował. Broniłem się… Wszystko trwało tylko chwilę… – tłumaczył, gorączkowo wymachując rękami. Laima ledwie słuchała, rozdarta pomiędzy odczuwaniem nienawiści, a chęcią usprawiedliwienia ukochanego. – Pojechałem do was… Twoja matka otwarła drzwi… Stałaś z tyłu, trzymając rąbek jej spódnicy. Patrzyłaś tymi ogromnymi oczami, jakbyś znała prawdę. Nie umiałem… Przekazałem wiadomość o bohaterskiej śmierci w boju i uciekłem, jak ostatni tchórz. Wracałem potem wiele razy. Obserwowałem cię. Brakowało mi odwagi, by pojawić się w twoim życiu, ale zawsze byłem blisko. W końcu musiałem wyjechać na dłużej. Po powrocie nigdzie was nie znalazłem. Pytałem ludzi… Twoja matka poznała jakiegoś mężczyznę. Sprzedała cię, za uzyskane pieniądze wyjechała “ku lepszemu jutru”.
– Nie wierzę ci! Wymyślileś to wszystko przed chwilą! Powiedz, że to wszystko kłamstwa!
– Wydawało mi się, że jeżeli cię kupię… Jeżeli zapewnię bezpieczeństwo, wykształcenie, coś w rodzaju domu, wtedy…
– Wtedy co?! – krzyknęła, zdzierając gardło. Kapiące wzdłuż jej policzków łzy obficie moczyły materiał sukni.
– Wtedy zapomnę o tym, czego się dopuściłem, na nowo ujrzę w sobie człowieka… – wyrzucił z siebie jednym tchem.
Laimę przepełniały skrajne emocje. Przyzwoitość i poczucie obowiązku nakazywały znienawidzić Aktora. Wyrugować z serca każde wspomnienie jego obecności. Jednocześnie, oprócz przyzwoitości i obowiązku, kiełkowały w niej zupełnie inne myśli. Potrzeba przebaczenia.
– Byłeś całym moim światem… – wyszeptała, zbliżając policzek do jego twarzy.
Poczuła ciepły, łudząco ludzki oddech na skórze. Ostrożnie odszukała dłonią półksiężyc blizny. Pozwolił teraz dziewczynie dotknąć piętna, które nadal stanowiło krwawiącą ranę. Kochała go. Tak bardzo chciała mu wybaczyć…
– Panie…
– Mam imię… – wydusił resztką sił.
Skrzywił wargi, wygięte agonalnym grymasem. Wyszarpnęła sztylet, wbity po rękojeść w pierś Aktora. Gorąca, czerwona krew plamiła jej ubranie. Obejmowała stygnące ciało, wyjąc niczym samotna wilczyca. Zamilkła dopiero wówczas, gdy nie potrafiła już wydobyć głosu. Usiadła na gładkim kamieniu, czekając nieruchomo niczym posąg. Pustka wypełniała jej jestestwo echem cierpienia. Nadeszli wczesnym świtem.
– Dobra robota, Laimo. – Mistrz Zakonu, poklepał ją po ramieniu. – Jesteśmy z ciebie dumni.
– Jakie są twoje dalsze rozkazy, panie? – spytała, składając niski ukłon.
– Na początek musisz się umyć. – Posłał jej wysilony uśmiech.
– On… On umarł? Umarł naprawdę?
– Nigdy nic nie wiadomo. To przecież Aktor. Niemniej, bądź spokojna. Pozostanie zamknięty we wnętrzu Srebrnej Krypty. Widzisz? Mówiłem, że ze mną będziesz bezpieczna. – Mężczyzna wymusił długi, niechętny pocałunek.
14
Mistrz zabezpieczył ciało Aktora kokonem energii, polecając zakonnikom dać znać, kiedy tylko przygotują wszystko do drogi. Laima przyglądała się zwłokom z silnym poczuciem straty. Gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby to bez wahania.
– Odchodzę – oznajmiła.
Oświadczenie to zburzyło skupienie Mistrza, który spiorunował dziewczynę groźnym spojrzeniem.
– Zostajesz! – warknął niczym ojciec karcący małe dziecko.
– Wykonałam twoje rozkazy – zaczęła niepewnie.
Uderzył ją w twarz. Poczuła ciepło krwi, spływającej z rozciętej wargi.
– Jesteś moją własnością, dziwko. Stałaś się nią w chwili, gdy ten żałosny wybryk natury cię kupił. Nigdy o tym nie zapominaj – wycedził złudnie opanowanym tonem.
– Nie jestem już niewolnicą. Zostałam uwolniona – wtrąciła dumnie.
– Doprawdy? Masz może glejt, poświadczający twoją wolność? – zapytał kpiąco.
– Oczywiście, że mam. – Sięgnęła po sakiewkę i zamarła. Papier z oficjalną pieczęcią zniknął. Mistrz zamachał dokumentem przed nosem spanikowanej Laimy.
– A więc, o czym to mówiłaś?
– Jest kopia. W archiwum Hanzy – szepnęła załamana.
– Chodzi ci o tę konkretnie? – Wyjął z zanadrza drugie pismo, unosząc je poza zasięg rozpaczliwych podskoków dziewczyny. – Należysz do mnie, Laimo. Nie masz innego wyboru.
Otarła krew. Mistrz pchnął ją na ziemię. Rozpiął pas prawą dłonią, owijając jednocześnie włosy niewolnicy wokół nadgarstka lewej. Zacisnęła usta, co doprowadziło mężczyznę do furii. Wymierzył jej kolejny policzek. Przyjęła cios obojętnie. Doskonale pamiętała ból, który przełożony Zakonu potrafił zadać. Wiedziała, że wyłącznie zupełna bierność ostudzi jego okrucieństwo.
– Wyssij go, suko. Tylko zrób to najlepiej, jak potrafisz
– Zostaw mnie! Odchodzę! – krzyknęła, wyrywając się gwałtownie.
– Jesteś zwykłą dziwką! Bez mojej pomocy nie przeżyjesz nawet jednego dnia! – Złapał rękę dziewczyny, wykręcając jej nadgarstek.
– Możemy to sprawdzić – rzuciła chłodno.
– Już kiedyś cię złamałem, Laimo. Tym razem też mi się uda.
– Nie będzie żadnego „tym razem”.
– Pomyśl o swojej matce – zagroził Mistrz.
– Obiecałeś ją uwolnić!
– A ty obiecałaś mi służyć. Ponadto, twoja matka jest szczęśliwa. Niedługo bierzemy ślub. Z przyjemnością cię o tym zawiadamiam – poinformował oschle.
Laima zadrżała, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział jej zleceniodawca. Mężczyzna przyciągnął bliżej drobne ciało dziewczyny. Wydawał się mocno podniecony, wręcz pijany odniesionym triumfem. Włożył rękę między uda Laimy. Zaczął obmacywać jej kobiecość długimi palcami, przypominającymi szpony. Opór nie miał sensu. Nie zdoła uwolnić ani siebie, ani matki.
– Mistrzu, wybacz, że przeszkadzam w takiej chwili, ale pogoda nam sprzyja. Może nie utrzymać się długo, a czeka nas przeprawa przez rzekę – przypomniał zwierzchnikowi jeden z niższych rangą zakonników, przy okazji obrzucając zwłoki Aktora ciekawskim spojrzeniem.
– Wygląda normalnie, jak zwykły człowiek…
– A czego się spodziewałeś? Jego matka również wyglądała całkiem nieźle – burknął Mistrz, odzyskując opanowanie. – Przygotowałeś wszystko do drogi? Świetnie. Powierzam ci naszą uroczą skrytobójczynię.
– A więc jedziesz z nami, piękna? – mruknął zakonnik, zmrużywszy oczy.
Nie odpowiedziała. Dotknął jej włosów, zauroczony długością ciemnych splotów.
– Zostaw ją!
– Wybacz, Mistrzu. Nie przypuszczałem, że zechcesz ją zatrzymać… Pani Zalina będzie zazdrosna… – wybąkał chłopak, oblizując nerwowo wargi.
– Nie rozumiesz, chłopcze – wycedził Mistrz surowym, nieco egzaltowanym tonem. – Laima to córka pani Zaliny, czyli wkrótce moja słodka pasierbica. Żądam, abyście okazywali jej należny szacunek. Czy wyraziłem się jasno?
– Oczywiście, panie – odparł zakonnik.
Ujął ramię dziewczyny, prowadząc ją ku czarnemu wierzchowcowi. Posadził Laimę przed sobą, dzierżąc lejce. Jechali na końcu kolumny, tuż za wleczonym po ziemi Aktorem. Ciało mężczyzny podskakiwało, uderzając o każdą nierówność terenu. Zagryzła wargi, z najwyższym trudem zwalczając chęć udzielenia mu pomocy. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że stanowił obecnie wyłącznie pozbawiony życia przedmiot.
– Podobno był świetnym kochankiem. Rozpalał zmysły jednym spojrzeniem… – Mnich przerwał znacząco, oczekując reakcji Laimy. – Czy to prawda? – zapytał wreszcie wprost.
– Tego raczej się już nie dowiecie – bąknęła
– Ale ty to wiesz. Musiał mieć się bardzo często – wymruczał z wyczuwalną zazdrością. Milczała uparcie.
– Małomówna jesteś, hm? Chętnie rozwiązałbym ci język…
– Spróbuj – synęła, przystawiając nóż do twardniejącego członka. Pomimo protekcji Mistrza, nadal stanowiła obiekt pożądania, drogą zabawkę, którą większość mężczyzn chętnie by wypróbowała.
– Ostry ten nożyk – skwitował, zanurzając twarz we włosach dziewczyny.
– Nawet bardziej niż przypuszczasz – ostrzegła.
Zakonnik niechętnie odsunął się w siodle.
Po uciążliwej i przykrej dla Laimy podróży dotarli wreszcie do Srebrnych Gór. Kierując się ku siedzibie Zakonu, minęli szyby kopalni. Dotychczas Laima mogła poznawać tę okolicę głównie poprzez spoglądanie zza wpuszczonych w grube mury, okiennych krat. Ponure, pozbawione jakiejkolwiek finezji budynki sprawiały przygnębiające wrażenie.
– I znowu jesteś moim gościem. – Mistrz nie krył itronii. – Chcesz najpierw przywitać się z matką, czy może pożegnać bękarta…? Nie odpowiadasz? Zatem zobaczysz naszą menażerię.
Dwóch zakonników podniosło poobijane, brudne zwłoki Aktora. Zaniesiono je do wnętrza Srebrnej Krypty – więzienia o wyjątkowo złej sławie. Zostało ono urządzone w odciętej i porzuconej części kopalni. Przetrzymywano tam monstra rodem z najgorszych koszmarów. Długi, bacznie strzeżony korytarz wiódł do szybu z obsługiwanym przez kilku żołnierzy Zakonu kołowrotem.
– Poziom trzynasty – rozkazał sucho Mistrz.
Zjechali powoli żealzną klatką windy, przy akompaniamencie metalicznych zgrzytów i szczęków. Za masywnymi wrotami z wygrawerowanym numerem trzynastym znajdował się przestronny apartament, wyposażony we wszelkie wygody, zarówno te po prostu przydatne, jak i te zbytkowne. Ciało Aktora złożono na prawdziwie monumentalnym łożu.
– Po co mu to wszystko? – zapytała Laima.
Mistrz posłał jej jadowity uśmiech.
– Nie wiesz? – Nachylił się nad uchem dziewczyny, jak gdby chciał zdradzić jakiś sekret. – On nadal żyje. Jego zdolność regeneracji wydaje się niemal nieograniczona. Sprawdziliśmy to, gdy był jeszcze dzieckiem. Nie pozwolono nam wykonać ostatecznej próby, ale sądzimy, że nawet wówczas potrafiłby przywrócić funkcje życiowe. Dzięki tobie, zapewne potwierdzimy obecnie tę teorię. Zamykamy!
– Nie!
Gwałtowny podmuch mocy odrzucił Laimę w tył. Uderzyła plecami o zimny metal. Poczuła ostry ból, który przez chwilę uniemożliwił jej zaczerpnięcie oddechu.
Ocknęła się samotna, w luksusowo urządzonej komnacie. Pomieszczenie ozdobiono wazonami pełnymi kwiatów. Dostrzegła stolik z wykwintnie przygotowanym posiłkiem. Ostrożnie podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę. Zamknięte. Nalała sobie soku, próbując zrozumieć swoją sytuację. Krótka, jedwabna koszula ledwie zakrywała pośladki, przez co dziewczyna dygotała z zimna. Na szczęście, kominek emanował przyjemnym ciepłem. Laima podeszła do ognia, otulając ramiona kocem i nieruchomo wpatrując się w płomienie. Widok koił jej znękane zmysły. Usłyszała zgrzyt zamka. Dłonie Mistrza zdjęły okrycie, odsłaniając ciało dziewczyny.
– Ukryłaś coś przede mną… Nieładnie. Nie tak cię uczyłem. – Ścisnął mocno nadal płaski, brzuch niewolnicy. – Chciałaś je wychować, Laimo? Wyhodować kolejnego potworka, bez mojej wiedzy?
Spuściła głowę w milczeniu. Zebrało się jej na płacz. Cokolwiek by nie zrobiła, Mistrz zawsze wygrywał. Odkąd uczył ją bycia Podręczną, regularnie odwiedzając niewolniczą farmę.
– Odpowiadaj, suko!
– Wybacz mi, Mistrzu, bo zgrzeszyłam… – wymamrotała poddańczo.
Mężczyzna uwielbiał czuć pełnię kontroli. W ten sposób można go było łatwo podejść. Nawet teraz uśmiechnął się, usatysfakcjonowany jej skruchą.
– Powiadomiłem Zalinę o twoim cudownym odnalezieniu. Będziemy rodziną, Laimo. Bardzo, bardzo bliską rodziną – odparł, wsuwając palce pod materiał koszuli. – Radzę ci tego nie zepsuć.
– A dziecko? – ośmieliła się zapytać.
– Stanowi moją własność. Tak samo jak ty. Rozumiesz? – Pokiwała posłusznie głową. Mężczyzna rozpiął spodnie i wyjął sztywnego członka. – Tutaj nikt nam nie przeszkodzi.
Nie znalazła w sobie siły, by walczyć. Opór zawsze kończył się zresztą porażką. Objęła penisa wargami. Wodziła językiem wzdłuż trzonu, zatracając się w tej czynności.
– Dobra dziewczynka.
Czuła rosnące obrzydzenie. Głośne jęki Mistrza, jej absurdalna uległość… A jednak i tym razem pomylił się. Do komnaty weszła niespodziewanie elegancko odziana kobieta. Nie pierwszej młodości, lecz pomimo wieku nadal cechująca się nadzwyczajnym pięknem. Szczególna, dojrzała uroda pozwalała snuć pewne przypuszczenia dotyczące przyszłego wyglądu Laimy.
– Kochanie… – zaczęła słodkim głosem pani Zalina, po czym przeniosła zszokowane spojrzenie na klęczącą dziewczynę. – Ty mała zdziro!
15
– Zawsze wszystko psujesz! Dlaczego nie możesz po prostu zniknąć z mojego życia?! – wrzasnęła kobieta, histerycznie wymachując rękoma niczym zraniony ptak.
– Mamo, zaczekaj proszę! To wcale nie tak, jak myslisz!
– Milcz! Ani trochę się zmienilaś!
– Mamo, błagam. Wysłuchaj mnie!
Laima dygotała, wstrząsana płaczem. Czuła, jak gdyby wszelkie marzenia wyrwano z jej serca i spalono. Dotychczas wierzyła, że matka za nią tęskni, że pragnie ją odzyskać…
– Wysłuchać?! Nie zamierzam słuchać twoich żałosnych tłumaczeń! Jesteś przeklęta! Zabrałaś mi już pierwszego męża i to samo robisz teraz! Niszczysz moje życie, gdy tylko zdołam je ułożyć… Nienawidzę cię! – krzyknęła pani Zalina, policzkując nadal klęczącą córkę otwartą dłonią.
Żaden wcześniej doznany ból nie mógł równać się z obecnym, niezbyt przecież silnym pieczeniem.
– Nie masz prawa oskarżać mnie o śmierć taty! – wyrzuciła Laima, zamykając w tym krzyku cały odczuwany żal i zawód.
– Doprawdy? Gdyby nie ty, nigdy by się nie zaciągnął! Przez ciebie szukał w wojsku pieniędzy i lepszego życia… To dla ciebie ryzykował. Ja wcale go nie obchodziłam. Nie dbał o to, że umierałam każdego wieczora, zastanawiając się, czy jeszcze żyje… Po co ją tu sprowadziłeś?! – Ostatnie, pełne pretensji pytanie skierowała do Mistrza.
Mężczyzna uspokajającym gestem dotknął ramienia kobiety, szykując dyplomatyczną przemowę.
– Sprzedałaś własne dziecko za odrobinę luksusu. Nie przystoi ci kogokolwiek oskarżać! – wykrzyknęła dziewczyna, zanim Mistrz zdążył dojść do głosu.
Jak mogła być tak głupia? Jak mogła poświęcić jedyną bliską istotę, poświecić dla tej kobiety? Dała się oślepić własnej wyobraźni. Popełniła błąd, który Aktor nazywał pułapką roli. Ludzie często wyrabiali sobie własny obraz jej pana, czyniąc wyznacznikiem grane przez niego postacie. Laima widziała późniejsze, bolesne często zderzenia tych wyobrażeń z rzeczywistością. Znała widok wykrzywionych rozczarowaniem twarzy, zawiedzionych prawdziwym obliczem Aktora. Tymczasem sama popełniła identyczny błąd w stosunku do własnej matki. Stworzyła ją sobie taką, jakiej potrzebowała. Zapomniała o prawdzie, wolała fałszywe wytwory wyobraźni.
– Myślisz, że tego chciałam? Że pragnęłam uczynić własną córkę niewolnicą? Tak łatwo przychodzi ci wydawanie osądu… Nie pamiętasz już, jak było nam ciężko? – Zalina zmieniła ton. Czyżby oczekiwała zrozumienia?
– Pamiętam doskonale. Piłyśmy stopiony śnieg z odrobiną kory, żeby odpędzić głód. Spałam we wszystkich swoich ubraniach, bo nie miałyśmy dość drewna, by ogrzewać choćby jeden pokój przez całą noc…
– Mistrz dał mi nadzieję. Pokochał mnie… Zaproponował, żebym została jego oficjalną metresą. Postawił jeden warunek. Ty musiałaś zniknąć. Tylko tyle. Przysłał swojego łowcę niewolników. Wyjaśnił, że zna on kogoś, kto będzie cię dobrze traktował. Kogoś z królewskiej rodziny. Co miałam zrobić? To była moja ostatnia szansa.
– Mogłaś odmówić…
– I zostać na zawsze w tamtym ścieku?
– Dałybyśmy sobie radę.
– Ach, ty byś tak zrobiła? Ty? Zdaje się, że dopiero co zamordowałaś mężczyznę, którego podobno kochałaś… – zakpiła ponuro Zalina.
– Nie mów o nim! – Przywołanie Aktora zabolało niby smagnięcie biczem. – Chcesz powrotu do wspomnień? A pamiętasz może swój wygląd? Naprawdę, myślisz, że mogłaś przyciągnąć czyjąś uwagę? Uwagę wielkiego pana? Brudna i wygłodzona niczym uliczna żebraczka?
– Ty żmijo! Taka jesteś bystra? Powiedz lepiej, ilu mężczyznom oddałaś swoje ciało?! Chyba, że nie umiesz ich nawet zliczyć! Dziwka twojego pokroju nie powinna szafować osądami!
– Wystarczy tej sprzeczki, moje panie – przerwał Mistrz, posyłając Laimie ostrzegawcze spojrzenie.
– On oszukał nas obie! – Zdążyła jeszcze krzyknąć dziewczyna, zanim mocny cios pięścią powalił ją na ziemię.
– Wrócę później – wycedził mężczyzna groźnie, po czym delikatnym, czułym gestem ujął dłoń roztrzęsionej Zaliny.
– Dlaczego ona tak powiedziała? – zapytała kobieta.
– Nie wiem, najdroższa. Naprawdę nie wiem. Nie pozwól, by zniszczyła nam ten wieczór. – tłumaczył spokojnie.
Wyszli, odprowadzani szczękiem rygli i zamków. Laima usiadła na łóżku. Jak mogła uwierzyć temu okropnemu człowiekowi? Prowadził grę, w której one obydwie – ani matka, ani córka – nie miały znaczenia. Były jedynie pionkami. Gdyby wiedziała wcześniej… Może potrafiłaby się sprzeciwić. Znała słabości Mistrza nie gorzej, niż on znał jej własne. Wiedziała, co nim kierowało. Chore ambicje. Latami służył królowi. Pierwszym i ostatnim zgrzytem w jego karierze okazała się królowa, która mogła odebrać mu pozycję. Poczuł się zagrożony. Dlatego doprowadził do jej upadku. A Aktor? Chłopak był młody, silny oraz pełen mocy. Pomimo wszystkich oskarżeń wysuwanych przeciwko królowej, król go lubił. Mistrz musiał więc roztoczyć nadzór również nad dorastającym chłopakiem. Musiał znaleźć narzędzie, by sprawować skuteczną kontrolę. Dziewczynka, wzbudzająca zainteresowanie samolubnego syna władcy, nadawała się doskonale. Kandydatka wprost idealna, by zmienić ją w śmiertelne ostrze, czekające cierpliwie na rozkaz. Tak rozpoczął się skomplikowany proces manipulacji. Mistrz igrał z jej umysłem niczym kot ze złapaną myszą. Podczas szkolenia otrzymywała od matki “potajemne” listy. Zalina przepraszała, błagała o wybaczenie, narzekała na okropne warunki oraz sposób, w który Mistrz jakoby ją traktował. Laima ślepo wierzyła tym słowom, gdyż potrzebowała ich bardziej niż czegokolwiek. Dawały jej siłę do przetrwania, chęć do życia. Oczywiście, Zalina nigdy nie napisała z własnej woli żadnego z tych listów. To Mistrz podyktował ich treść. Ale Laima zrozumiała to dopiero teraz, za późno. Zadreczała się, nienawidząc samej siebie.
Wydało się jej, że poczuła w sobie jakiś ruch. Czyżby pierwsza oznaka nowego życia? Przez chwilę pomyślała o dziecku. Jaką przyszłość zdoła mu zapewnić? Oboje stanowią bezwolne marionetki. Zapewne nie pozwolą jej wychować własnego syna lub córki. Zamknęła oczy. Co odpowie, gdy padnie pytanie o ojca? – “Twoja mamusia zabiła tatusia, bo była bardzo, bardzo niemądra.” – Płakała gorzko, żałując każdym oddechem.
– Przestań. Trochę już za późno na łzy – odezwał się obcesowo Mistrz. Nawet nie zauważyła, kiedy wrócił. – Odegrałaś tu piękne przedstawienie. Godne nauk twojego Aktora. Ale nawet on nie zdołał cię nauczyć, że nie należy wchodzić mi w drogę. Mam może rozpruć ci brzuch, żebyś zaczęła być posłuszna? – Brutalnie szarpnął Laimą, zmuszając dziewczynę, by spojrzała mu w oczy.
– Mistrzu… – zaczęła niepewnie. Czuła, jak wpycha palce pomiędzy jej wargi.
– Przez całe szkolenie zapewniałem ci ochronę i oto twoje podziękowanie? Dokąd byś trafiła, co stałoby się z tobą beze mnie? Odpowiadaj! – zażądał agresywnie.
Laima skuliła się w sobie. Wciąż miał nad nią władzę. Nie potrafiła stawić mu czoła.
– Przepraszam. Wybacz mi… – Jęknęła poddańczo. Zrozumiała, że została pokonana, pokonana kolejny raz. Uklękła, całując dłoń Mistrza.
– Wybaczam ci – powiedział, a dziewczyna niemal płakała ze szczęścia. – Pójdziesz teraz do matki i ją również przeprosisz.
– Tak, Mistrzu. – potwierdziła.
Nie zastanawiała się, dlaczego właściwie mężczyzna nadal jej potrzebuje. Przecież zabiła już Aktora, a przynajmniej go unieszkodliwila. O co jeszcze mu chodzi? W jakim celu ciągnie to żałosne przedstawienie?
– Nagrodą za twoje posłuszeństwo i lojalność stanie się dziecko.
– Wychowam je? – zapytała, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Propozycja Mistrza wydała się jej niewzykle szczodra.
– Wychowasz. Będzie moim przybranym wnukiem. Opłacę jego edukację. Pokieruję karierą. Uczynię potężnym i bogatym arystokratą. Nikt nigdy nie wypomni mu pochodzenia. Chcesz czegoś takiego, czyż nie?
– Tak, panie. Chcę.
– Więc wiesz, co robić. Od dzisiaj nie życzę już sobie żadnych problemów. Będziesz chodziła, mówiła, wyglądała i oddychała tak, jak zechcę. Twoja wolność za wolność dziecka. Jasny układ. Przyjmujesz, czy nie? – rzucił napastliwie.
Laima wiele razy wracała później do tej chwili. Analizowała owo pozornie proste pytanie na różne sposoby. Czy miała inne wyjście? Czy w ogóle istniał jakiś wybór? Co mogła zrobić? Co powinna zrobić? Co zrobiła? Wtedy myślała tylko o dziecku. Kojący głos Mistrza napełniał ją pewnością i ufnością.
– Przyjmuję, panie.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Nefer
2018-08-10 at 11:08
„Filmowy” styl narracji i fabuła pędząca od zakrętu do zakrętu to zauważalny już uprzednio styl tej opowieści. Tutaj dowiadujemy sie sporo o przeszłosci bohaterki. Pewne sprawy to ona ukrywała przed Aktorem, czytelnikami, a może i po trosze przed samą sobą, inne okazały się zaskoczeniem również dla niej. Okazała się w pewnym sensie zaprogramowaną maszyną i wykonała otrzymane zadanie, wbrew sobie oraz żałując natychmiast własnego wyboru. Zakładam jednak, że Autorka ofiaruje jej drugą szansę, a Laima pewnie wybierze wtedy inaczej. Czyli, czekamy na ciąg dalszy.
AnonimS
2018-08-15 at 19:20
Pogmatwaną fabuła i splecione losy bohaterów to Twój rozpoznawalny styl. Laika okazała się zupełnie kimś innym niż mogłem sądzić. I ten Aktor który przewiduje że nie będą razem . Czyżby przeczuwał że ona go zdradzi ? Czy zwykłe przeczucie że jego czas dobiega końca. Czekam co dalej. Pozdrawiam
Radosky
2018-09-15 at 00:14
Mam kilka luźnych spostrzeżeń, którymi się podzielę w tym miejscu:
– Początek opowiadania pisany jakby nieco innym stylem, z bardziej rozbudowanym językiem. Nurtuje mnie pytanie czy to wynik eksperymentów Autorki czy praca Korektora?
– Zastanawiałem się czy dawać tutaj krytyczną uwagę, ale decydując się na publikację tekstów nie możemy oczekiwać tylko głaskania po pupci. Czasem będą też klapsy…
Fragment spotkania Laimy z Aktorem jest godny poziomu parodii hollywoodzkiego filmu. Aktor mówi, że przyszedł aby coś powiedzieć dziewczynie, ta się pyta co to takiego i nagle Aktor odpowiada, że nie może tego powiedzieć… To po cholerę do niej przychodził? Po co mówił, że przyszedł jej coś powiedzieć?
Wiem, że faceci bywają niezdecydowani, ale to już przesada…
– Pochyliłbym się nad dialogami, czasem sprawiają wrażenie naiwnych.
– Czytelnik co rusz jest zaskakiwany nowymi elementami historii i to jest fajne, ale też wiele z nich pojawia się zupełnie nagle i nie było w żaden sposób wcześniej sygnalizowane jak np prawdziwa historia Laimy – wątek matki, mistrza i zakonu.
Generalnie tak, jak w poprzedniej części byłem zaintrygowany, tak teraz jestem skonsternowany. Jednak nadal ciekaw jestem kontynuacji, bo jak mniemam historia tutaj się nie kończy?
Pozdrawiam
R.