Przeczytaj pierwszą część cyklu
Sobotni wieczór. Mimo mrozu uszu Drażana dobiegały co chwila śmiechy młodych ludzi, zmierzających na imprezy. Raz spotkał pobrzękującą szkłem grupkę podrostków, ciągnących za sobą zapach dymu marihuany. Nie zwrócili uwagi na zmarzniętego mężczyznę. Właściciele psów również mijali go bez śladu zainteresowania. Tylko czworonogi unosiły łby znad ziemi i węszyły zaintrygowane za wonią, budzącą wilcze instynkty przodków, niezwykłą dla wychowanych na betonie stworzeń.
Szedł powoli, próbując ograniczyć ruchy ciała, aby rana nie krwawiła zbyt intensywnie. Myślał gorączkowo, co dalej. Nie miał pojęcia, ile wiedzieli Kolumbijczycy. Przez ostatnie lata uważali go za trupa, co uśpiło czujność hakera. Nie dysponował żadnym awaryjnym planem działania. Nie przygotował kryjówki ani ścieżki łatwego dostępu do gotówki. W podróży chronił go jedynie paszport i karta kredytowa Alena Greenwooda. Miejscowi kamraci kartelu na pewno obstawili już lotniska i dworce. Drażan musiał więc natychmiast zdobyć samochód i wyjechać z Polski, aby odzyskać swobodę działania. W przeciwnym wypadku utknie w przybranej ojczyźnie Farisa na długo.
W pierwszym odruchu zastanowił się nad powrotem do Chorwacji. Piętnaście lat… Trudno uwierzyć, że od ucieczki minęło już tyle czasu. Nie pozostało mu wtedy nic poza banicją. Hunchback doskonale wiedział, jak trafić do świadomego swego talentu, jastrzębia z ambicjami. Malowana przez starego spryciarza przyszłość pachniała adrenaliną, bogactwem i blichtrem wielkiego świata, których rozpaczliwie brakowało żądnemu mocnych wrażeń młodemu mężczyźnie w postkomunistycznym kraiku. Gdy później wokół zaczęli ginąć ludzie, a role łowcy i ofiary odwróciły się, przyparty do muru haker przeklinał Hunchbacka za zniszczenie dotychczasowego życia. Dziś Chorwat nie miał tak naprawdę po co wracać do domu, gdzie w najlepszym wypadku czekało na niego więzienie. Przykra prawda dotarła do hakera po raz kolejny, jak zwykle w momentach zwątpienia.
Przełknął gorycz i uciekł myślami do rozsądniejszej opcji. Przed przeprowadzką na Wyspy mieszkał rok w Amsterdamie, gdzie potrafiłby z łatwością wtopić się w tłum turystów spragnionych wrażeń przy zachowaniu pełnej dyskrecji, a jeśli zrobi się gorąco, zwróci się o pomoc do Jana, chociaż wolałby uniknąć spotkania z jednym z panów holenderskiego półświatka. Wybór niedoskonały, ale na tym etapie najlepszy z możliwych.
Pisk hamulców za blokami przypomniał o Młodym, który na pewno pozwolił się już znaleźć pościgowi i odciągał teraz wrogów coraz dalej od hakera. Chłopak zgodził się zmylić ślad bez chwili wahania. Nie brakowało mu sprytu ani odwagi. Chorwat nie wątpił, że Artur pozbędzie się w końcu Kolumbijczyków, a potem uprzedzi Farisa, przyczai gdzieś na kilka tygodni i nie pozwoli namierzyć.
Arab rozczarował Drażana. Lubił sprawiać wrażenie wszechwiedzącego. Niezwykle starannie sprawdzał przypadkową kobietę z pubu, a nie dostrzegł zagrożenia pod własnym nosem. Ale z drugiej strony w Polsce zawsze aż roiło się od podejrzanych typów i nie sposób było prześwietlić każdego w okolicy. Chyba że Faris rozpoznał niebezpieczeństwo, tylko nie widział powodu informować o tym fakcie współpracownika. Nie mógł przewidzieć, że Drażan kopnie gniazdo szerszeni, straciwszy po jednym wieczorze głowę dla przygodnie spotkanej dziewczyny.
Samo jej wspomnienie bolało. Obrazy z ostatnich wspólnych godzin osnuły Chorwata jak tuman mgły. Spokój poranka. Ona. Śpiąca przy nim. Palce wciąż pamiętały dotyk skóry kochanki, w uszach zabrzmiał jej cichy głos. Lewa noga odjechała nagle na oblodzonym chodniku.
Siłą woli skupił się na otoczeniu i drodze przed sobą. Moment nieuwagi. Tym razem ryzykował tylko upadek, następnym przegapi wycelowaną w niego broń. Słabość mogła zbyt wiele kosztować.
Kilkadziesiąt metrów dalej na krzaku przy chodniku dostrzegł czapkę. Zguba powieszona w widocznym miejscu przez uczynnego przechodnia nie trafi już do właściciela, za to uciekiniera uczyni bardziej anonimowym i podaruje odrobinę ciepła zdrętwiałemu z zimna ciału.
W uliczce pojawiło się sunące niespiesznie sportowe bmw. Kierowca wyraźnie szukał miejsca do zaparkowania. Drażan skrył się w mroku pobliskiej altany, zastawionej pojemnikami na nieczystości, i obserwował rozwój wypadków. Samochód zatrzymał się. Prowadzący wysiadł z winem i kwiatami. Auto zamrugało światłami. Mężczyzna wrzucił kluczyki do kieszeni krótkiego płaszcza i raźno pomaszerował w kierunku jednego z bloków, dzierżąc w obu rękach prezenty. Wszystko wskazywało na to, że jego droga wiedzie obok śmietnika.
Chorwat musiał dobrze wykorzystać ów dar losu. Porwał stojącą w kącie pustą butelkę wódki. Liczył, że sugestywny rekwizyt wypchnie ze świadomości atakowanego inne szczegóły, jak zbyt droga odzież czy brak odoru alkoholu. Udając pijanego, z bełkotem na ustach wytoczył się z kryjówki wprost na ofiarę. Właściciel bmw, zajęty ratowaniem swego brzemienia, zaklął, skręcił ciało i odepchnął Drażana barkiem.
– Spieprzaj, żulu! – warknął w ślad za wpadającym pozornie bezwładnie na ścianę śmietnika wykolejeńcem. Splunął jeszcze z obrzydzeniem i odszedł.
Haker wstał i otrzepał śnieg. Uśmiechał się z zadowoleniem. Poczuł świeżą strużkę krwi, spływającą po boku, ale opłacało się. Życzył okradzionemu powodzenia w obłaskawianiu dzisiejszej wybranki. Im później Don Juan odkryje brak pojazdu, tym lepiej.
Chorwat chwycił ukrytego za załomem muru laptopa i wrócił do altanki. Potrzebował nowych tablic rejestracyjnych. Ciemność nie ułatwiała zadania, ale po dłuższej chwili znalazł prowizoryczne narzędzia. Rozejrzał się uważnie po okolicy. Po drugiej stronie ulicy, w mroku, pod martwą latarnią, wypatrzył auto przykryte grubą warstwą śniegu. Właśnie tego szukał.
Wiedział, że ma niewiele czasu, mimo to starał się nie przekraczać nadmiernie prędkości. Gdy tylko opuścił miasto, zboczył z głównej drogi. Pokonał szosą kilka kilometrów i stanął na poboczu. Odkąd natrafili na klub nocny podczas wieczornej wędrówki z Młodym, Drażana nie opuszczały złe przeczucia. Wciąż miał wrażenie, że pościg jest tuż-tuż, choć nie potrafił wskazać żadnego konkretnego zaniedbania, które poprowadziłoby złoczyńców jego tropem. Nic w porzuconej walizce nie zdradzało tożsamości właściciela, czy to prawdziwej, czy fałszywej.
Zmienił tablice i przeszukał zakamarki samochodu. Schowki świeciły pustkami, co zasugerowało hakerowi, iż ofiara cieszyła się autem od niedawna. Przy pomocy kamienia i znalezionego w śmietniku na osiedlu metalowego pręta starannie rozbił laptopa. Zaszyfrował wprawdzie dane, ale nie wierzył we własny geniusz. Istnieli lepsi od niego specjaliści.
Potem ze standardową apteczką zabrał się za opatrzenie rany. Koszula i górna część spodni zesztywniały od zaschniętej krwi, ale marynarka i płaszcz kryły plamy. Cięcie kwalifikowało się do szycia. Pobyt w Amsterdamie zacznie więc od znalezienia lekarza.
Unikając w miarę możliwości najbardziej uczęszczanych dróg, uciekinier skierował się na zachód. Bez dokumentów pojazdu kusił los, ale powodowała nim skrajna desperacja. Mimo że kontrole na wewnętrznych granicach strefy Schengen należały do rzadkości, wciąż istniało niebezpieczeństwo, iż haker napotka nadgorliwego celnika. Pozostało mieć nadzieję, że szczęście nie odwróci się od zbiega.
Około drugiej nie niepokojony przekroczył niemiecką granicę. Tankowanie pochłonęło skąpe zapasy gotówki, zmuszając Chorwata do kolejnego ryzykownego kroku. Kryjąc twarz, na ile tylko było to możliwe, skorzystał z bankomatu.
Pusta autostrada i brak ograniczeń zachęciły do przyciśnięcia gazu. Wskaźnik zużycia paliwa osiągał fantastyczne wartości, ale Drażan nie potrafił choćby na moment zapomnieć o ponurym położeniu i cieszyć się jazdą. Zima kapitulowała wraz z pochłanianymi kilometrami. Za Berlinem kurczące się stopniowo od polskiej granicy łaty śniegu zniknęły na dobre.
Pod Hanowerem osuszony bak wymógł na hakerze kolejny przystanek. Nieopodal pogrążonego we śnie, wypełnionego po brzegi, postoju ciężarówek utopił w pluszczącym w lekkim wietrze stawie rozbitego laptopa.
Półtorej godziny później wjechał do Holandii. Z ociąganiem wstawał posępny styczniowy dzień. Dotąd podróż przebiegała bez zakłóceń, wciąż czuł jednak ukłucia lęku. Należało porzucić auto.
Rozciągające się wokół płaskie pola, pokryte zbrązowiałą trawą, usypiały. Monotonię krajobrazu przerywały jedynie zabudowania gospodarskie i rozmieszczone w nieregularnych odstępach kanały pełne matowoszarej pod zachmurzonym niebem wody lub upiorna sylwetka wiatraka. Mimo podenerwowania Chorwata dosięgło zmęczenie całonocną podróżą oraz osłabienie spowodowane utratą krwi. Z coraz większym trudem otwierał oczy po każdym mrugnięciu. Ramiona ciążyły na kierownicy. Odrętwiały z braku ruchu kark mrowił nieprzyjemnie.
Zjechał z autostrady na wymarłych w półmroku niedzielnego poranka przedmieściach Amsterdamu. Jeśli dobrze pamiętał, niedaleko znajdowała się stacja metra. Przeciął kilka skrzyżowań, aż wypatrzył estakadę. Skręcił między równe pudełka budynków i znalazł wolne miejsce na osiedlowym parkingu. Wysiadł, postawił kołnierz i skierował się do kolejki. Nareszcie mógł ściągnąć rękawiczki.
Doszedł prawie do schodów, gdy ulicą przetoczyły się zwolna dwa ciemne auta. Samochody wjechały w uliczkę, którą przed minutą przemierzył Drażan. To nie mógł być przypadek. Strach zapuścił lodowate szpony w żołądku. Znaleźli go, ale jak? Namierzyli kartę kredytową? Czy może w bmw zainstalowano GPS, którego sygnał ścigający przechwycili jakimś cudem? Nie spieszyli się, zatem śledzili poczynania hakera od dłuższego czasu. Czyżby oczekiwali, że doprowadzi ich do Hunchbacka, przez którego został zwierzyną łowną?
Z zaułka wyszła para ciemno odzianych typów. Rozdzielili się. Jeden podążył w stronę uciekiniera. Szukali go i musieli sprawdzić stację metra, choćby na wszelki wypadek. Chorwat zmusił się do spokojnego pokonania pierwszych stopni, aby nie przyciągać uwagi, mimo to mężczyzna przyspieszył kroku. Drażan usłyszał nadjeżdżającą kolejkę. Popędził przed siebie. Ścigający także. Zostało mu z pięćdziesiąt metrów do schodów.
Przeskakując po dwa stopnie, haker wpadł na peron. Czarnoskóra kobieta obrzuciła go obojętnym spojrzeniem i wsiadła do wagonu. Haker wskoczył tuż za nią. Usiadł w kącie za otyłym starcem. Łomoczące na progu paniki serce próbowało wyskoczyć gardłem. Odwrócił wzrok od peronu, który obserwował teraz w odbiciu w szybie. Drzwi wciąż się nie zamykały. Każda sekunda oczekiwania dłużyła się w nieskończoność. Napięte jak postronki nerwy wprowadziły całe ciało w drżenie. Na schodach pojawiła się głowa, korpus, nogi ścigającego. Drzwi zamknęły się. Chorwat wbrew rozsądkowi patrzył dalej jak zaklęty. Pociąg ruszył. Spóźniony pasażer dobiegł do odjeżdżającej kolejki. Pochwycił spojrzenie Drażana. Rozpoznał cel. Błyskawicznie odwrócił się, uniósł rękę do ucha i pognał do swoich towarzyszy.
Trzęsącymi się dłońmi haker wydobył telefon, załadował akumulator i uruchomił urządzenie. Logowanie, kilka haseł, pasek postępu zdawał się stać w miejscu. Przynajmniej umysł pozostawał sprawny. Pociąg zwolnił i zatrzymał się na przystanku. Ścigający nie zdołaliby tu dotrzeć tak prędko, więc Drażan tylko pobieżnie omiótł stację wzrokiem. Pusto, nie licząc matki z dwójką dzieci. Ale dalej Kolumbijczycy lub ich lokalni pomagierzy być może zdołają ściągnąć posiłki.
Rzut oka na wyświetlacz. Nareszcie. Jeszcze jedno hasło. Ukryte w otchłani Internetu dane. Jan, Jan… Wyszukał kontakt. Adres serwera. Tylko jeden plik z ciągiem cyfr w nazwie. Numer. Łączenie. Szybciej! Wreszcie męski głos:
– Spreek.
– Tu Ghobhainn. Potrzebuję pomocy – rzucił po angielsku. Chwila przerwy.
– Podaj pozycję – zażądał rozmówca w tym samym języku.
Haker opisał krótko sytuację.
– Wysiądź na następnej stacji, skręć we wschodnią przecznicę i idź przed siebie.
Połączenie zerwano.
Metro ruszyło. Chorwat wyciągnął baterię i zniszczył telefon, łamiąc go o krawędź siedzenia. Grubas z przodu zerknął za siebie zaciekawiony hałasem. Drażan zignorował pytające spojrzenie i wyjrzał przez okno. Klaustrofobia stalowej puszki wagonu doprowadzała go do szału. Dusił się. Naładowane adrenaliną mięśnie szeptały o zerwaniu się do biegu przy pierwszej sposobności, obiecywały nadludzką siłę. Zacisnął bezwiednie pięści w kieszeniach płaszcza. Kolejka tłukła się nieskończenie wolno po torach wiaduktu, zawieszona między niebem o barwie popiołu a betonową ziemią. Zamknął oczy. Otworzył je dopiero, gdy poczuł hamowanie. Wstał. Ukrył twarz w postawionym kołnierzu. Naciągnął głębiej czapkę. Wysiadł. Peron łudząco podobny do tego, na którym wsiadał. Ławki. Kolorowe reklamy. Rozglądając się gorączkowo, zbiegł na ulicę i poszedł w umówionym kierunku.
Przed nim, tuż przy jezdni, piętrzyła się sterta starych mebli, czekająca na śmieciarzy. Bezdomni porozwłóczyli już nieco wysłużone sprzęty w poszukiwaniu użytecznych przedmiotów. Niepozornym ruchem Drażan upuścił telefon do kartonu wypełnionego szczątkami żyrandola i potłuczonej porcelany.
Wędrował, nasłuchując odgłosów miasta. Nieliczne o tej porze pojazdy sunęły za nim ospale osią przedmieścia. Na estakadzie pociąg zatrzymał się z piskiem dręczonego metalu. Haker czuł się beznadziejnie nagi bez jakiejkolwiek broni. Stawiał miarowo krok za krokiem wbrew wszystkim instynktom ściganego.
W uliczkę skręcił mały samochód dostawczy, minął Chorwata i zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, za kioskiem na rogu najbliższego skrzyżowania. Haker nie dostrzegł prowadzącego. Budka przesłoniła widok. Usłyszał trzaśnięcie drzwi. W pozbawionym cienia świecie czający się za załomem sklepiku kierowca stanowił potencjalnie śmiertelne zagrożenie, choć równie dobrze mógł okazać się kioskarzem, odwiedzającym swój interes. Drażan zwalczył chęć ucieczki i maszerował sztywno przed siebie. Dochodząc do budki, sprężył ciało do uniku, biegu lub ciosu.
Zza kiosku wyłoniła się nagle łysiejąca postać. Czujne spojrzenie i napięta postura wykluczały jednak sugerowaną siwizną starczą niedołężność, a charakterystyczne wybrzuszenie w kieszeni skórzanej kurtki podsuwało wyobraźni tylko jedno skojarzenie.
– Pozdrowienia od Jana – przywitał się kierowca.
Uciekinier skinął w odpowiedzi głową. Odetchnął z podszytą rezerwą ulgą. Przez mgnienie obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem.
– Znikajmy stąd.
Przybysz wskazał auto.
– Do tyłu – padła komenda.
Haker otworzył część ładunkową i ulokował się między kartonowymi pudłami. Starzec narzucił na niego koc.
Drażan nie wiedział, jak długo ani dokąd jechali. Czasem zatrzymywali się, raz tankowali. Chorwat był wyczerpany tak strachem, jak i całonocną ucieczką, ale wciąż napięte nerwy wykluczały zapadnięcie choćby w krótką drzemkę. Zalatujące stęchlizną okrycie hamowało głód.
Nagle poczuł, że poruszają się po żwirowej drodze. Zwolnili znacznie. Usłyszał odgłos napędu elektrycznych drzwi. Wjechali w zamkniętą przestrzeń. Silnik zamilkł. Kroki. Szczęk zamka.
– Wysiadaj – polecił krótko kierowca, zabierając koc.
Z półmroku garażu wprowadził Drażana korytarzem do olbrzymiego, wyłożonego białym marmurem holu, z którego wdzięczną spiralą wspinały się na piętro kamienne schody. Czarne, kute w roślinne motywy poręcze dopełniały obrazu przedsionka luksusowej rezydencji.
Pozostawili schody za sobą. Wkroczyli do wielkiego salonu, gdzie ciemna drewniana podłoga kontrastowała ostro z jasnymi kanapami i białym fortepianem koncertowym. Tu też się jednak nie zatrzymali. Przez jedne z trojga drzwi w pomieszczeniu weszli do nowoczesnego gabinetu.
Za wielkim biurkiem o szklanym blacie siedział Jan. Zmienił się przez ostatnie lata. Przytył wyraźnie. Włosy całkowicie straciły rudą barwę. Twarz obwisła, czego nie ukrywała nawet starannie wypielęgnowana broda. Na wejście Drażana oderwał się od rozmowy z czarnoskórym atletą, zapewne szefem ochrony. Dłoń Murzyna poruszyła się ku rękojeści spoczywającego w kaburze uprzęży pistoletu.
– Ghobhainn! – Jan wykrzyknął na widok hakera. – Dobrze cię widzieć. Strasznie wyglądasz! – dodał z troską.
Zwrócił się ponownie do Murzyna i wydał kilka poleceń po niderlandzku. Zmordowany Drażan nie próbował zrozumieć. Ochroniarz wyszedł, obrzuciwszy gościa złym spojrzeniem.
– Ben sprowadzi lekarza. Widzę, że oberwałeś.
Chorwat machnął ręką w odpowiedzi.
– Co cię do mnie sprowadza? – kontynuował właściciel rezydencji.
– Niestety kłopoty.
– To wiem. Kto?
– Stara historia. Zadarłem kiedyś z Kolumbijczykami.
Wolał nie wdawać się w szczegóły. Jan obserwował go uważnie. Czekał na dalsze wyjaśnienia. Na próżno.
– Są daleko od domu – zauważył wreszcie.
– Najwyraźniej zalazłem im za skórę.
Jan pogładził w zamyśleniu brodę. Spojrzał na opiekuna Drażana.
– Ścigali was?
– Dwa samochody. Czterech ludzi. Przyglądali mi się, kawałek za mną jechali, ale odpuścili, jak zatrzymałem się zatankować. Potem pokrążyłem po okolicy. Upewniłem się, że nikt mnie nie śledzi, i przyjechałem.
Brodacz pokiwał głową z aprobatą. Przeniósł wzrok na Chorwata.
– Oczywiście będę szczęśliwy, mogąc gościć cię w moich skromnych progach. – Uśmiechał się serdecznie. – Szczerze mówiąc, spadasz mi jak z nieba. Mam nadzieję, że zechcesz mi pomóc w pewnej bardzo delikatnej sprawie. Ale porozmawiamy o tym jutro wieczorem.
Tego właśnie obawiał się Drażan. Odrzucał regularnie wiele podejrzanych kontraktów, proponowanych przez Jana, ograniczając się tylko do gromadzenia zastrzeżonych informacji na zadany temat. Skoro jednak korzystał z ochrony gangstera, nie mógł odmówić.
– Jasne – odparł tylko.
– Piet, zaprowadź naszego gościa do pokoju. Ben na pewno o wszystko się już zatroszczył. – Jan wstał zza biurka i ciężkim krokiem zbliżył się do hakera. – Cóż, Gobhainn, cieszę się z twoich odwiedzin, choćby wymuszonych. Teraz wybacz mi, proszę. Jestem nieco zajęty, ale zobaczymy się jutro.
Uścisnęli sobie mocno dłonie.
* * *
Obudził się późnym popołudniem. Wzór firanek powycinał w pomarańczowym blasku promieni słońca cienie, zdobiące łóżko i ścianę. Dzięki jednemu z dwóch zaaplikowanych przez medyka zastrzyków przespał spokojnie ostatnie dwadzieścia cztery godziny, ale nie wypoczął. Wciąż odczuwał skutki walki i ucieczki.
Obrót na plecy wykrzywił twarz grymasem bólu. Drażan odetchnął ostrożnie. Rozejrzał się po skromnie urządzonym pokoju.
Znalazł się w nieciekawym położeniu: względnie bezpieczny, przeczuwał jednak, że zostanie zmuszony do wzięcia udziału w gierkach, o których wolałby nic nie wiedzieć. Przypuszczał też, że nawet gdyby chciał, gospodarz nie pozwoliłby mu opuścić swego domu, póki nie wykona zadania, o którym napomknął. Haker mógł się jedynie łudzić, iż cena ochrony nie okaże się zbyt wygórowana.
Ubranie Drażana zniknęło, ale na biurku naprzeciw łóżka obok laptopa znalazł paszport, klucze i portfel. Nie musiał sprawdzać zawartości. Na pewno nic nie zginęło.
Dyskretne pukanie poprzedziło wejście młodziutkiej pokojówki. Przyniosła świeżą odzież i poinformowała o kolacji za godzinę. Nim zdążył przyjrzeć się służce, zamknęła cicho drzwi i Chorwat znowu został sam.
Zakładając czyste rzeczy, skontrolował postęp gojenia się rany. Zamiast spodziewanej nici chirurgicznej, sine brzegi cięcia spinały klamry. Nie pamiętał, kiedy mu je założono.
Podszedł do balkonu i odsunął firankę. Resztę czasu zajęła mu kontemplacja zimozielonego labiryntu w ogrodzie za rezydencją. W dłoni ściskał ukryte w kieszeni klucze.
Jan czekał w swoim gabinecie przy suto zastawionym dla dwóch osób stole. Hakera wprowadził uzbrojony Ben, który następnie wtopił się w mrok, spowijający kąt pomieszczenia.
Drażan natychmiast zapomniał o ochroniarzu, gdy nozdrza uderzyła woń potraw. Poczuł naraz wilczy głód. Brodacz uśmiechnął się tylko ze zrozumieniem i zaprosił do jedzenia. Gdy Chorwat pochłaniał kolejne dania, gospodarz zdał po krótce relację z sytuacji w porno-biznesie, którego był niekoronowanym księciem. Zyskom z produkcji pedofilskich zagrażała nowo powołana policyjna spec-grupa, wspierana przez doświadczonego urzędnika holenderskiego MSW, pod którego adresem Jan rzucał najwymyślniejsze obelgi. Rynsztokowe słownictwo zdecydowanie nie pasowało do nienagannej angielszczyzny.
Gdy gospodarz rozładował gniew, przeszedł do rzeczy.
– I tu jest zadanie dla ciebie, Alen. – Wskazał palcem Drażana. Haker nie zdziwił się, słysząc swoje fałszywe imię. – Musimy tego skurwiela wepchnąć w takie gówno, żeby się już z niego do końca życia nie wygrzebał.
Chorwat domyślał się planu gangstera i bynajmniej nie czuł zachwytu.
– Jan, z takimi ludźmi lepiej nie zadzierać. Przekup albo zaszantażuj kogoś z otoczenia tego faceta, żebyś był uprzedzony o wszystkich jego ruchach – zaproponował, wiedząc z góry, że rozmówca odrzuci sugestię.
– Ty nie rozumiesz. Oni tam zachowują się jak pieprzony zakon. Nowa inkwizycja im się uroiła. Dzisiaj ścigają to, co nielegalne, jutro zakażą tego, co legalne.
– Przesadzasz. Na pewno znajdziesz co najmniej jedną sprzedajną łajzę.
– Przesadzam? Wiesz, że ten gównojad prawie już załatwił sobie wsparcie finansowe z Brukseli? Wywaliłem kupę forsy, żeby to zablokować, i wszystko szlag trafił! Mam lepszy pomysł – odparł Holender z błyskiem w oku. – Nie mogę odstrzelić tego niedojebanego gryzipiórka, bo stworzyłbym męczennika. Załatwimy go inaczej. Powiedzmy, że jego ukochane pieski znajdą na jego prywatnym sprzęcie ciekawe fotki i filmy.
Gospodarz rozsiadł się wygodniej bardzo zadowolony z własnej pomysłowości.
– Taka akcja wymaga długich przygotowań, a tobie, jak słyszę, zależy na czasie. Facet na pewno zabezpieczył się na wszystkie strony. Trudno będzie się dostać do jego prywatnego komputera i jeszcze podrasować dowody tak, żeby wyglądały wiarygodnie – wyliczał Drażan.
– Przecież siedzi przede mną jeden z najlepszych hakerów na świecie. Słyszałem o tych waszych sztuczkach. Włamiesz się przez lodówkę czy jak wy to dzisiaj robicie, i po krzyku. Im szybciej się z tym uwiniesz, tym szybciej będziesz mógł ruszyć dalej. Tymczasem rad będę cię chronić przed kłopotami.
Oczywiście Jan nie mógł uprzejmie pominąć wzmianki o okolicznościach ich spotkania. Gość z rezygnacją przeciągnął dłonią po twarzy. Nie odwiedzie Holendra od jego zamiarów. Za miesiąc, może wcześniej, upora się z robotą. Kolumbijczycy stracą przez ten czas trop, a on odzyska wolność. W zasadzie transakcja sprawiała nie najgorsze wrażenie.
– Dobrze – odparł ciężko. – Będę potrzebował informacji o tym twoim policmajstrze: rozkład dnia, żona, jej znajomi, dzieciaki, koledzy ze szkoły i tak dalej. To przyspieszy sprawę.
– Czego tylko zapragniesz. – Jan uśmiechał się wyraźnie ukontentowany, szeroko rozkładając ręce.
* * *
Laptop był nowy. Nagi. Nic poza systemem. Oryginalnym. Chorwat rutynowo sprawdził firmware. Obyło się bez niespodzianek. Łącznie z ukrytym katalogiem, zawierającym „uśpioną” aplikację, do której instalacji obligowała producenta pewna agencja rządowa.
Haker zdawał sobie sprawę, że każdy jego ruch będzie obserwowany i analizowany, więc nie próbował kontaktować się z Farisem czy kimkolwiek innym ani sięgać do własnych danych. Skupił się na zadaniu.
Nie wiedział, kim jest mężczyzna, którego wyznaczono mu za cel, zaczął więc od standardowego wywiadu. Urzędnik pochodził z dobrej rodziny, kończył kolejne szkoły z wyróżnieniem, konsekwentnie i zasłużenie piął się po szczeblach kariery zawodowej, udzielał się społecznie, od wielu lat żonaty z koleżanką ze studiów, dwójka dzieci. Nigdy choćby śladu zachwiania, żadnych podejrzeń o romans, defraudację, dwuznaczne zachowanie.
Drażan włamywał się w życiu wszędzie, gdzie chciał lub gdzie mu zlecono. W młodości często tylko dlatego, żeby sprawdzić, czy to możliwe. Wywlekał wstydliwe występki, odkrywał przekręty, gromadził informacje. Jeśli atakował, jego ofiarami stawali się ludzie, którzy mieli niemało na sumieniu. Tym razem wraz z każdym nowym faktem nabierał przekonania, że zniszczy człowieka o nieskazitelnej przeszłości. Ale cóż, niech będzie i tak, skoro tyle kosztował udzielony azyl. Walczył w końcu o własne życie.
Wstał. Podszedł do okna. W mżawce ogród stracił wszystkie kolory. Holenderska zima przypominała tę w domu na Wyspach, gdzie śnieg rzadko bielił pocięte niewysokimi murkami wzgórza.
Chorwat nie widział Jana od wspólnej kolacji. Właściwie nie opuszczał pokoju, nie miał więc okazji wyrazić dalszych obiekcji co do zlecenia, które coraz mniej mu się podobało. Gdyby nie szew na żebrach, haker wybiegłby teraz na zewnątrz i aż do utraty tchu gnał po wysypanych żwirem alejkach, aby czystym wysiłkiem zagłuszyć wątpliwości. Nawet wybrał trasę. Tam, przez labirynt, który mógłby już nakreślić z pamięci, tylekroć stawał jak teraz przed drzwiami balkonu. Wyobraźnia pociągnęła go między wyłysiałe jesienią klony. Ich czarne konary dawały schronienie licznym wronom. Biegłby dalej, aż przekonałby się, dokąd prowadziła dróżka, która niknęła między pniami drzew. W uszach zabrzmiał wyimaginowany chrzęst uderzeń stóp o szuter, Drażan prawie-że czuł wilgoć deszczu zraszającą twarz, przenikającą chłodem ubranie, które wkrótce zacznie parować na rozgrzanym ciele. Jak kilka dni temu, w tę mroźną noc… Ogród zniknął sprzed oczu…
Zimno wdarło się do płuc. Księżyc zmienił skórę dziewczyny w biały marmur. Rozchylone usta, błysk w oczach. Jej żądza, którą rozbudził w pubie, nie słabła. Do momentu, gdy kobieta rzuciła mu wyzwanie, bawił się swoim podnieceniem i w drodze do miasta, i dzwoniąc do niej, i przede wszystkim przy stoliku, i potem, podczas powrotu do willi. Teraz napięcie pokonało go, zmąciło wzrok i jasność myśli. Otrzeźwił Drażana dopiero mróz, który zaatakował obnażone lędźwie. Skóra kochanki pod palcami niemal parzyła. Znowu poczuł jej biodra falujące przy podbrzuszu, szukające zespolenia. Żołądź ślizgająca się w śluzie, drażniona nabrzmiałymi fałdami warg sromowych… Znowu tracił kontrolę, oszołomiony chwilą. Gorące ścianki pochwy zamknęły się naraz na członku. Jęknęła wtedy i była w jej głosie zapowiedź spełnienia, o którym marzył, odkąd wskoczył do samochodu z gotowym planem w głowie…
Pukanie. Potrząsnął głową. Stał w pustym pokoju w rezydencji Jana. Ząbkowana krawędź klucza wrzynała się w dłoń. Usłyszał szelest otwieranych drzwi. Odwrócił się, próbując zignorować niewygodę przyciasnych nagle dżinsów.
Pokojówka wniosła tacę z lunchem. Zapowiedziała wieczorną wizytę lekarza, który zdejmie szwy. Brązowe oczy skupiały się jedynie na drodze do biurka. Ciemne włosy jak zwykle zaczesała idealnie gładko w kok. W ruchach brakowało płynnej pewności czy kobiecego rozkołysania. Nie była nawet jej cieniem.
– Chciałbym zacząć biegać – zachrypiał. Odchrząknął i kontynuował pewniej. – Czy dałoby się zorganizować dla mnie jakieś buty sportowe i dres?
– Zapytam – odparła natychmiast. – Czy ma pan jeszcze jakieś życzenia?
– Nie, to wszystko. Dziękuję.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, przez co wydała się jeszcze młodsza, a potem zniknęła.
Znowu został sam. Nawet nie spojrzał na pozostawioną tacę. Wróciło wspomnienie mroźnej nocy przed rezydencją Farisa. Sutki zmieniające się w palcach w małe kamienie, lepki żar między udami kochanki…
Ucisk w spodniach narastał. W podbrzuszu biło mocno podniecenie. Minął biurko i zamknął za sobą drzwi łazienki. W pośpiechu rozpiął dżinsy. Odetchnął, gdy uwolnił skrępowany członek. Wokół żołędzi ciemniała plama na wypchniętym materiale bokserek. Tkanina drażniła delikatną skórę przy każdym poruszeniu.
Rozebrał się do naga i wszedł do kwadratowej wnęki prysznica. Stanął w strugach wody. Wsparty rękoma o ścianę przed sobą pozwolił, aby gorący strumień płynął po plecach. Penis sterczał prostopadle do korpusu i, sztywniejąc, wznosił się coraz wyżej. Drażan zamknął oczy. Tak wzbudzony szybko skończy, a chciał przedłużyć swoją przyjemność. Niech chwilę popracuje sama wyobraźnia. Wyobraźnia? Po co? Wystarczyło sięgnąć do niedawnej przeszłości, gdy ona rozgrzewała się obok pod natryskiem. Nie mógł oderwać wtedy wzroku od kobiety, która zaspokoiła go przecież kilka minut wcześniej. Blada skóra wyraźnie odcinała się od szarej glazury. Krople wody opływały obłe krzywizny piersi, staczały się po brzuchu i znikały w gęstwie zazwyczaj brązowych, teraz czarnych, włosów łonowych. Dziewczyna tak niewiele ważyła, gdy dźwignął ją i przycisnął do ściany…
Członek stał już niemal pionowo wzdłuż brzucha. Mężczyzna wyprostował się i uniósł głowę. Woda zalała twarz. Otoczył penisa palcami lekko, pieszczotliwie. Od dotyku ciało przeszył miły dreszcz. Zsunął dłoń w dół wraz z napletkiem. Dotarł do podstawy i zacisnął pierścień palców. Odchylił się, aż napotkał plecami ścianę. Ściągnął prysznic z uchwytu. Mocne uderzenia pierwszych kropli na żołędzi na początku poraziły intensywnością doznań, ale haker nie cofnął się. Członek jakby odrętwiał. Rozkosz wróciła po kilku sekundach ze zdwojoną mocą. Aż westchnął.
Zwolnił palce i objął trzon dłonią. Suwał nią w górę i dół. Tętno w żyłach nabierało rozpędu. Zaczął głuchnąć na szum wody. Przyspieszył ruchy ręki i stopniowo zwiększył ucisk. Bicie kropel na czubku prącia… Huk krwi w czaszce… Oddech uwiązł w zaciśniętym gardle. Kręgosłup wyprężył się. Drażan jęknął, gdy orgazm szarpnął ciałem.
* * *
Następnego dnia wraz ze śniadaniem otrzymał, o co prosił. Bardzo starał się okazać posługaczce wdzięczność i sympatię, ta nie podejmowała jednak konwersacji i uprzejmymi formułkami trzymała gościa na dystans.
Wciągając później spodnie i buty, snuł luźne plany ucieczki. Kilka dni wystarczy, aby poznać topografię ogrodu i być może także słabe punkty systemu ochrony. Jego pokój znajdował się na piętrze. Wystarczyłoby potem, że pod osłoną pochmurnej nocy zeskoczy z balkonu i przebiegnie park. Ogrodzenie nie mogło być przecież pod napięciem.
Pierwsza trudność pojawiła się na progu rezydencji. Uprzedzony o zamiarach gościa strażnik zaproponował swoje towarzystwo w sposób nieznoszący sprzeciwu. Miał na imię Jens i poczciwą, płaską twarz. Byczy kark, potężne pięści i nogi jak dwa dęby budziły respekt, ale nie zapowiadały biegacza o kondycji długodystansowca, a tym bardziej zawrotnie szybkiego sprintera.
Drażan truchtał ze swoim nowym kompanem w usypiająco wolnym tempie. Mógł za to bardzo dokładnie zapamiętać rozkład ogrodu, a raczej parku, porastającego większość posiadłości. Ochroniarz okazał się gadatliwym mężczyzną, który pociągnięty za język, łamaną angielszczyzną streścił podopiecznemu nudną historię majątku.
Przemierzając starannie utrzymane alejki, haker dostrzegał miejscami w gęstwie wyliniałej zimą roślinności ogrodzenie, którego sforsowanie przy pewnym wysiłku nie sprawiłoby mu kłopotu. W najdalszym zakątku posesji natrafili na parterowy domek ogrodnika, kryty szarą dachówką. Dobrze zdyszany już Jens poinformował Chorwata, że budynek stoi pusty, ponieważ opiekunowie ogrodu mieszkają w pobliskim miasteczku. Położenie miejscowości wskazał niedbale ręką. Niedługo potem zamilkł i skupił całą uwagę na łapaniu tchu. Na przeciwległym krańcu parku, po drugiej stronie klasycystycznego pałacyku, w którym rezydował Jan, znajdowała się brama wjazdowa. W tym miejscu mężczyźni spotkali trzeciego w trakcie przebieżki strażnika, zwolnili ku uldze Holendra i spacerkiem wrócili do punktu wyjścia, mijając dawne stajnie.
Następne dni przebiegały w tym samym rytmie pracy i truchtu u boku ochroniarza. Podczas codziennego wysiłku w parku Chorwat dbał, aby Jens odkrył w nim wdzięcznego słuchacza. Niestety informacje uzyskiwane od strażnika, poza kilkoma wyjątkami, z reguły nie okazywały się użyteczne, a po tygodniu tematyka rozmów ograniczyła się do jednego zagadnienia. Mięśniak mianowicie kochał się na zabój w młodziutkiej pokojówce i potrzebował rady bardziej jego zdaniem doświadczonego partnera w bieganiu. W tej sytuacji Drażan zaprzestał wszelkich prób zdobycia przyjaźni służącej.
Dowiedział się natomiast, że teren posiadłości bez względu na porę dnia czy nocy niezmiennie patrolowało sześciu ochroniarzy. Żaden nie sprawiał jednak wrażenia tak przystępnego jak Jens. Towarzysz codziennych przebieżek napomknął też o systemie alarmowym. Wobec prawdopodobnego fiaska ewentualnej ucieczki zapał hakera do wcześniejszego opuszczenia wymuszonej gościny przygasł.
Drażan zorientował się wkrótce, że włamanie na prywatny komputer pracownika MSW bez pozostawienia śladów jest prawie-że niemożliwe. Urzędnik doskonale zdawał sobie sprawę, że jego działalność przysporzy mu tyluż przyjaciół, co wrogów, a ci drudzy będą niezwykle wpływowi i bezwzględni, dlatego zadbał o wielostopniowe zabezpieczenia. Chorwatowi pozostało zatem wykorzystanie informacji zgromadzonych przez podwładnych Jana i znalezienie niestrzeżonej furtki w otoczeniu szefa spec-grupy.
Śledczy był porządnym człowiekiem, walczącym na pierwszej linii o lepszą przyszłość, w którą wierzył. Jakkolwiek Drażan uważał ten bój za z góry skazany na klęskę, podziwiał determinację i przezorność swojego celu, jak myślał o urzędniku; nie chciał dostrzec w nim uczciwego człowieka, w ogóle – człowieka. Realizował zlecenie, a spiętrzone przeszkody, które rzucały wyzwanie umiejętnościom i pomysłowości hakera, wzmagały tylko jego zwykłe zaangażowanie.
Niemniej Chorwata niepokoił końcowy efekt zamiarów Jana. Oskarżenia pracownika MSW z tak nieskalanym życiorysem o wyjątkowo grubego kalibru przestępstwo pociągnie za sobą niezwykle drobiazgowe śledztwo. I o ile Drażan ufał swoim zdolnościom i nie wątpił, że wykona zadanie bezbłędnie, o tyle obawiał się, że zawiedzie nieznana mu część planu, za którą bezpośrednio odpowiadał Holender. Do tego czasu haker powinien znaleźć się nie tylko daleko od rezydencji, ale też zadbać o bezpieczne lokum i wyjścia awaryjne.
Po mozolnym prześledzeniu zwyczajów otoczenia pracownika MSW Drażan znalazł słaby punkt. Córka urzędnika na potęgę wymieniała się nieprawdopodobnymi ilościami zdjęć i filmów z kolegami ze szkoły. Włamanie do ich komputerów nie stanowiło aż takiego problemu. Oby tylko zdobył przyczółek w domowej sieci policjanta, wtedy droga do jego laptopa stanie otworem.
Wreszcie przestał błąkać się po omacku. Plan działania nabrał ostrości. Oczywiście wiązało się z nim ryzyko, ale przez to stawał się jedynie bardziej ekscytujący.
Chorwat przypomniał sobie, jak świętował ostatnio taki mały sukces. Wtedy wystarczyło wskoczyć do auta, by po kilkunastu minutach stanąć u jej drzwi. Do Drażana zaczęło powoli docierać, ile znaczyła dla niego kochanka – oczywiście pożądał dziewczyny, ale w nie mniejszym stopniu pragnął kobiecego ciepła i zwyczajnej bliskości, kojących na wpół uświadomioną samotność, którą haker do czasu spotkania w pubie zagłuszał pracą i przelotnymi znajomościami.
Teraz jednak dziewczyna wydawała się równie nieosiągalna, jak i najbliższy skrawek świata tuż za ogrodzeniem posiadłości Jana. Nastrój hakera prócz tęsknoty mąciło dojmujące poczucie uwięzienia. Tkwił w złotej klatce rezydencji. Przymusowa gościna szarpała mu nerwy i jedynie cichy głos rozsądku wytrwale perswadował, że Drażan postąpi mądrzej, rozstając się z Holendrem w zgodzie.
* * *
Położył się dopiero późnym rankiem. Dokończył kod wirusa. Przez większość dnia nadrabiał nieprzespaną noc, dlatego prowadzony przez Bena na kolację z Janem szedł wciąż jeszcze lekko zamroczony. Otrzeźwił go dopiero zapach jedzenia.
– Alen, przepraszam, że zaniedbywałem cię ostatnio – gospodarz powitał serdecznie gościa. – Siadaj i częstuj się.
– Zdaje się, że obaj byliśmy zapracowani – odparł Drażan uprzejmie, sięgając po przystawki.
– Jak postępy?
Nie podnosząc wzroku znad apetycznie wyglądających faszerowanych pieczarek, haker podjął ostatnią próbę przekonania Holendra.
– Jan, zastanawiam się, czy to, co chcesz zrobić, naprawdę ma sens. Dowiedziałem się trochę o tym facecie. Nie można mu nic tak naprawdę zarzucić. To wcielenie uczciwości…
– Tylko nie mów mi, że dręczy cię sumienie. – Rozmówca wyglądał na szczerze rozbawionego. – Jesteś hakerem. Nie zachowuj się jak cnotka, która wlazła do burdelu i oburza się, że ktoś ją klepnął po tyłku.
– Nie w tym rzecz. – Drażan machnął lekceważąco ręką. – W jego życiorysie nie ma nic, co by rzucało na niego choćby cień…
– Właśnie o to chodzi! – wszedł mu w słowo brodacz. – Tym większym szokiem będzie odkrycie, którego dokonają jego pieski. Wszyscy się przekonają, że jeśli komuś takiemu nie można ufać, nikomu nie można ufać. I dadzą spokój z tą policyjną spec-psiarnią.
– Tylko… Czy nie uważasz, że właśnie dlatego będą kopać wyjątkowo głęboko, bo cała ta akcja będzie wyglądała na zbyt naciąganą? – nie odpuszczał Chorwat.
– To już zależy od tego, jak dobrze się spiszesz. Powodzenie tej, jak to nazywasz, akcji szczególnie tobie powinno leżeć na sercu. Dowody muszą być niepodważalne – w tonie Jana zabrzmiała groźba. – Dlatego zapytam jeszcze raz: jak postępy?
– Nie było łatwo, ale znalazłem sposób, aby obejść zabezpieczenia domowej sieci twojego celu – Drażan odrzekł znużonym głosem.
– Świetnie! Chcę poznać szczegóły.
Haker opowiedział o swoich dokonaniach i planach. Towarzysz przy stole słuchał, czasem prosił o bardziej drobiazgowe wyjaśnienia.
– Widzisz? Można – podsumował, gdy Chorwat skończył i sięgnął po wino. – Piet przyniesie ci jutro pliki oraz rozpiskę dat, z jakimi filmy i zdjęcia mają figurować na komputerze tego skurwiela, aby jego zboczone zainteresowania sprawiały wrażenie wieloletnich.
– OK. Co planujesz potem?
– O to niech cię głowa nie boli. O moją działkę już się zatroszczyłem osobiście – odparł Jan z wyższością. – Ile czasu jeszcze potrzebujesz?
– Myślę, że około tygodnia, jeśli nic mnie nie zaskoczy.
– Bardzo się cieszę. Daj znać natychmiast, jak skończysz. Choćby w środku nocy. Nic nie szkodzi. Żona, nie poznałeś jej, bo nie znosi tego miejsca, śpi zawsze jak zabita. Mógłbyś koło niej…
Chorwat zachęcał gospodarza do snucia opowieści o życiu prywatnym nieartykułowanymi pomrukami. Prawie nie słuchał. Skupił się na prostej czynności pochłaniania jedzenia. W żadnym razie nie czuł się uspokojony, wręcz przeciwnie.
Długo nie mógł znaleźć w łóżku wygodnej pozycji. Gdy przestał się wreszcie wiercić, przywołał obraz ostatnich wspólnych minut, nim wysiadła z samochodu pod swoim blokiem. W skupieniu wpatrywała mu się w oczy. Próbowała pewnie przejrzeć zamiary kochanka, przewidzieć słowa, jakie padną wieczorem. Na zaczerwienionych od pocałunku ustach błąkał się cień uśmiechu. Haker zerkał potem we wsteczne lusterko i obserwował smukłą postać, która spoglądała w ślad za odjeżdżającą limuzyną, póki nie skręcił. Jego kobieta. Nie chciał nawet myśleć, przez co przeszła tamtej nocy.
Zasnął nagle. Z ciemności wychynęła piękna, śniada twarz o brązowych oczach.
– Tęsknię, habibi.
* * *
Dziewczynka miała może sześć lat. Biała sukienka odsłaniała kolana, gdy dziecko przemierzało w podskokach łąkę usianą kwiatami. Złociste loki zdawały się świecić własnym blaskiem w letnim słońcu. Mała zatrzymała się pośród rumianków. Zerwała jeden z nich i zaczęła skubać płatki, jakby szukała odpowiedzi na pytanie dręczące każde młode dziewczę.
Z lewej padł na dziecko cień. Twarz dziewczynki obróciła się w stronę przybysza. W wielkich, niebieskich oczach czaił się lęk. Spoza kadru wychynęła męska ręka. Pogłaskała blond główkę i ściągniętą strachem twarzyczkę. Kciuk rozchylił dziecięce usta gestem całkowicie obcym ojcowskiej pieszczocie.
Drażan wyłączył nagranie. Odrzuciło go od komputera. Odszedł od biurka. Stanął jak zwykle przed balkonem.
Znowu mżyło. Park butwiał i rozpadał się w zapadającym zmroku. Pogrążony w deszczu krajobraz nie skłaniał do zadumy. Napawał raczej grozą.
Nie powinien był w ogóle uruchamiać wideo. Zdawał sobie przecież doskonale sprawę, w jaki sposób Jan planował załatwić niewygodnego urzędnika. Obraz przestraszonego dziecka wgryzł się w mózg jak wytrawiony kwasem po wewnętrznej stronie powiek. Dziewczynka wiedziała, co nastąpi. Dlatego się bała. Dlatego w jej wzroku nie dostrzegł cienia dziecięcej ciekawości. Zacisnął bezsilnie pięści. Potrzebował antidotum na truciznę, która wniknęła do podświadomości.
Wsunął ręce do kieszeni. Palce napotkały znajome kształty kluczy, ogrzanych ciepłem ciała. Przesunęły się po stali niby po koralikach islamskiej subhy[i]. Nie wymawiał jednak, jak zwykł to czynić Qasim dawno temu w Bejrucie, dziewięćdziesięciu dziewięciu imion Boga ani nawet tego jednego, poznanego, gdy po telefonie przyjaciółki Drażan namierzył numer kobiety, która uwiodła go samym pojawieniem się w pubie.
Odkąd wkroczyła na salę, chłonął każdy ruch dziewczyny. Zwrócona profilem zamarła na chwilę, szukając wzrokiem odpowiedniego stolika. Wiotka szyja prosiła, aby otoczył ją dłonią. I ten moment, który odtwarzał później setki razy w wyobraźni – biodra zataczające miękki łuk, nim usiadła pod przeciwległą ścianą. Zmieszał się, gdy go dostrzegła. Długo wbijał spojrzenie w monitor, ale wyjrzawszy wreszcie zza ekranu, po prowadzonej ukradkiem obserwacji odkrył, że kobieta przeżywała podobne oszołomienie. Chciał wstać, podejść i po prostu wyciągnąć ją z pubu bez słowa, lecz rozsądek sucho i kategorycznie kazał dowiedzieć się najpierw czegokolwiek o nieznajomej. Rozmowa z przyjaciółką ujawniła nie tylko tożsamość czarującego gościa, ale i brak planów na wieczór. Zbyt skoncentrowany na przeglądanych informacjach, przegapił chwilę, gdy zebrała się do wyjścia. Wpadł niemal w irracjonalną panikę, widząc ją płacącą przy barze. A potem…
Na zewnątrz rozbłysły światła. Jan spędzał wieczór w rezydencji, inaczej służba nie włączyłaby iluminacji. Drażan nie spodziewał się jednak zaproszenia.
Odwrócił się od okna. Ciemność w pokoju rozpraszał ekran laptopa. Drażan popatrzył na urządzenie z niechęcią. Nie zamierzał już dziś pracować. Wyłączył komputer i wyciągnął się na łóżku. Przymknął oczy. Jego kobieta… Wciąż tak wyraźnie pamiętał wszystkie spędzone razem chwile. Musiał do niej wrócić, gdy ten koszmar się skończy. Wystarczyło wypełnić wolę Jana. Wówczas odzyska wolność. Jeszcze może tylko dzień, dwa, a potem wyjedzie i zaszyje się w jakiejś nadmorskiej wiosce na północy Francji, póki nie zadba o swoje bezpieczeństwo na Wyspach. Wtedy znajdzie sposób, żeby znowu ją spotkać.
Gdyby tylko przestał śnić o Jamili. Wracała niemal każdej nocy, jak zawsze, gdy wpadał w kłopoty czy napotykał trudności i miotał się bezsilnie. Po uczuciach, które niegdyś do niej żywił, nie pozostał ślad. Napawała dziś hakera strachem, zakłócała spoczynek, rankiem pozostawiała Chorwata wyczerpanego i rozdrażnionego. Jego osobiste przekleństwo.
* * *
Pracował nieprzerwanie od północy. Palce poruszały się na klawiaturze tak szybko, iż nie sposób było niemal zarejestrować uchem pojedynczych uderzeń. Widział światło w tunelu, koniec mordęgi.
Przekopiował dostarczone przez Pieta zdjęcia i filmy do zabezpieczonego hasłem folderu. Jan uznał, że powinno to być imię córki urzędnika. Drażan już o tym nie myślał. Nieważne. Wszystko nieważne. Niebawem będzie mógł wymazać z pamięci miniony miesiąc.
Posprawdzał ostatni raz daty utworzenia poszczególnych plików. Porównał z listą Holendra. Zgadza się. Teraz tylko pozbyć się wirusa, który otworzył mu drogę do laptopa urzędnika. „Przykro mi, mały, ale musisz zniknąć.”
Bez pośpiechu. Przebiegł wzrokiem ostatnie wiersze kodu. Serce tłukło się w piersi z podniecenia. Spokojnie. Jeszcze raz. W porządku.
Rejestr… Katalogi… Wycofać się. Powoli. Studził emocje. Nie wolno mu popełnić najmniejszego błędu. Jeśli pozostawi jakikolwiek ślad, wszystko stracone. Wróciła dobrze mu znana ekscytacja drapieżnika, który wie, że ścigana ofiara już się nie wymknie.
Nie za szybko. Teraz tak. Prawie… Już…
Gotowe.
Skończył.
Drażana ogarnęła nieprawdopodobna lekkość. Zawrót głowy zmusił do wsparcia się o blat biurka, gdy zerwał się z krzesła. Wypadł z pokoju. Szybkim krokiem skierował się do pomieszczeń dla służby. Jan spędzał noc poza majątkiem z nieodłącznym Benem, ale Piet na pewno wiedział, jak się skontaktować z szefem.
Może już jutro opuści to przeklęte miejsce. Pozostawi za sobą Jana z jego interesami i powoli zapomni o długich tygodniach uwięzienia. Poczuł kiełkujący cień optymizmu.
* * *
– Policja dostanie za kilka dni wezwanie do awantury domowej – Jan zaczął opowiadać niepytany o dalszy rozwój wypadków.
Po wyśmienitej jak zawsze kolacji siedzieli w ogromnym salonie, delektując się koniakiem. Informacja zmąciła niezły nastrój Drażana, który przespał większość dnia, nareszcie bez koszmarów. Słysząc słowa gospodarza, tym chętniej dokończył zawartość kieliszka.
– Na miejscu znajdą przypadkiem masę pornografii dziecięcej – ciągnął Holender. – Diler oczywiście zacznie sypać. Poda swoje kontakty: dostawców, klientów, innych dilerów, ich klientów, o których słyszał i tak dalej. Tak trafią do tego skurwiela. Naturalnie tajne śledztwo potrwałoby miesiące, ale do mediów wycieknie, co trzeba.
Hakera nie zachwycił scenariusz, nakreślony przez gospodarza.
– Nie boisz się, że ten diler wsypie i ciebie?
– Powiedzmy, że jest odpowiednio zmotywowany.
Drażan sięgnął po butelkę. Alkohol w odpowiedniej dawce znieczulał myśli.
– Jakie masz plany? – spytał nagle właściciel rezydencji. Chorwat oczekiwał podjęcia tego wątku cały wieczór.
– Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony, jeśli cię opuszczę tak szybko, jak to tylko możliwe – odparł powoli. Jan pokiwał w zamyśleniu głową nad swoją szklanką, ale Drażan nie był pewien, czy wyraził w ten sposób zgodę na wyjazd gościa. – Byłbym też wdzięczny, jeśli zechciałbyś wspomóc mnie finansowo a conto przyszłych zleceń – dodał ostrożnie.
Brodacz nie podnosił wzroku. Cisza przedłużała się. Haker wpatrywał się w niego w napięciu. Może nie powinien prosić o pieniądze, ale starał się przecież dać jasno do zrozumienia, że nie zamierza zrywać współpracy ze swoim dobroczyńcą. Nie wspomniał nawet, jakiego honorarium oczekiwałby normalnie za zlecenie, które wykonał, zadowalając się w zupełności udzieloną pomocą.
– Cóż, rzeczywiście jest coś, co mógłbyś dla mnie jeszcze zrobić, i nie miałbym nic przeciwko, gdybyś przedłużył swój pobyt.
– Jan, mam swoje zobowiązania…
– Wam, młodym, zawsze gdzieś śpieszno. Ale skoro musisz… – gospodarz odparł z pojednawczym uśmiechem. – A teraz, jeśli pozwolisz, udam się na spoczynek.
Holender wstał ze stęknięciem.
– Pieniądze to oczywiście żaden problem. Piet zajmie się wszystkim – dodał na pożegnanie i odszedł w asyście Bena.
Drażan wspinał się na piętro podekscytowany. Jan wyglądał na rozczarowanego, ale ostatecznie haker osiągnął swój cel. Nie mógł się już doczekać jutra. W nocy nie zmruży pewnie oka. Odbije to sobie później, gdy znajdzie bezpieczne schronienie.
Wszedł do ciemnego pokoju i skierował się do lampki stojącej na biurku. Coś pachniało słodko. Nacisnął włącznik. Rozbłysła żarówka. Kątem oka pochwycił ruch.
Od balkonu zbliżała się do niego naga kobieta. Duże piersi i szerokie biodra kołysały się zmysłowo przy każdym kroku. W słabym świetle jej oczy wydawały się tak czarne jak rozpuszczone włosy. Zatrzymała się o metr od hakera i nawinęła na palec falujący kosmyk. Była młoda, zapewne nie skończyła dwudziestu lat. Słodka woń stała się naraz intensywniejsza. Nieznajoma rozchyliła kusząco usta. Uniosła głowę, żeby spotkać spojrzenie mężczyzny.
– Kim jesteś? – spytał, uśmiechając się odruchowo do gościa.
– Podarunkiem od Jana – mówiła po angielsku z wyraźnym obcym akcentem.
W zasadzie powinien się spodziewać, że jego wybawca dorzuci do wykonanego zlecenia premię, rozumianą we właściwy sobie sposób. Nieoczekiwane towarzystwo ucieszyło go. Od półtora miesiąca rozmawiał wyłącznie z tępawym Jensem i sporadycznie z Janem. Lakonicznych wymian uprzejmości z pokojówką w ogóle nie wliczał do kategorii kontaktów międzyludzkich. Poza jednym jedynym razem na początku, w stresie i poczuciu uwięzienia stracił ochotę na seks. Dzisiejszego wieczoru jednak, mając w perspektywie rychły wyjazd, wrócił do życia i na widok atrakcyjnej kobiety nie mógł pozostać obojętny. Wyposzczony i powoli budzący się w nim samiec żądał przyjęcia prezentu. Mimo to haker wahał się.
– Jak masz na imię? – zapytał głębszym głosem.
– Hasmik, to po ormiańsku „jaśmin”, ale możesz mnie nazywać, jak zechcesz. Dziś w nocy należę do ciebie.
– Hmm…
Wobec braku innej reakcji dziewczyna zbliżyła się, ujęła rękę wciąż niezdecydowanego Drażana i położyła sobie na biuście. Poczuł twardość dużego, brązowego sutka. Dłoń zsunęła się bez udziału woli, otaczając miękką pierś. Kciuk bawił się brodawką. Krew spłynęła w dół mrowiącym ciepłem.
Tymczasem Hasmik, nie odrywając wzroku od swojej ręki, pociągnęła paznokciami po świeżo ogolonym policzku, szyi, torsie, skubnęła przez koszulkę męski sutek; wciąż lekko drapiąc ciało przez tkaninę, zjechała ku dżinsom i niżej, z boku zamka, w okolice pachwiny. Wróciła ku krawędzi spodni i skierowała się ku drugiej pachwinie. Zeszła jeszcze niżej, na udo, przeskoczyła na drugie i rozpoczęła zataczać kręgi, które stopniowo pozbawiły Drażana resztek oporów. Starannie omijała członek, jednak pieszczota samych jego okolic przez uginanie się i drżenie tkaniny rozpalała zmysły.
Haker słyszał skrobanie paznokci na coraz mocniej napiętym materiale, niezdolny już do odprawienia odaliski. Przecież ciężką pracą zasłużył na nagrodę. Ostatnie wątpliwości prysnęły, gdy dziewczyna trąciła po raz pierwszy jądra. Po kręgosłupie przebiegł dreszcz. Mężczyzna zaczerpnął głębiej powietrza. Hasmik zaczarowała Chorwata dotykiem, więc nie protestował, kiedy rozpięła spodnie i zsunęła je wraz z bielizną. Oparł się o krawędź biurka, gdy przysiadła na piętach, aby uwolnić jego nogi z odzieży. Unosząc się znad podłogi, z dobrze odegranym lub prawdziwym zachwytem, przyglądała się wzwiedzionemu penisowi, na którego końcu połyskiwała w słabym świetle lampki kropla cieczy.
Gdy kobieta wydmuchnęła na niego gorące powietrze, członek wzniósł się jeszcze wyżej, niemal dotykając owłosienia na podbrzuszu. Hasmik wodziła dłonią w górę i dół tak, że Drażan czuł ciepło jej ciała, wciąż jednak nie zamykała chwytu. Penis drgał przy każdym muśnięciu wrażliwej skóry. Subtelna stymulacja powoli przestawała wystarczać Chorwatowi. Z żołędzi spłynął rzadki śluz. Kobieta zlizała płyn samym czubkiem języka. Miał dość gry wstępnej. Potrzebował mocniejszych bodźców. Gdy partnerka dotarła na szczyt prącia, haker złapał ją za włosy i wprowadził członek do natychmiast otwartych posłusznie ust.
Wargi i język otoczyły ciasno trzon. Nareszcie! W zaciśniętym gardle westchnięcie przeszło w cichy pomruk zadowolenia. Drażan pchnął kilka razy biodrami, nim Ormianka podchwyciła rytm. W pokoju rozległo się miarowe mlaskanie. Obejmowała i pieściła ustami tylko kilka centymetrów penisa. Resztę masowała jedną ręką. Drugą zaczęła głaskać jądra, wpierw delikatnie, potem coraz bardziej zdecydowanie.
Mężczyzna zamknął oczy i odchylił głowę. Orgazm zbliżał się, odcinając powoli wszystkie zmysły. Wreszcie pozostało tylko odczuwanie ssania i tarcia. Już prawie…
Hasmik zamknęła mosznę w dłoni. Palce podążyły dalej, nacisnęły przestrzeń między jądrami a odbytem. Haker zawisł na skraju spełnienia. Nacisk ustał po chwili. Usta zniknęły. Wprawny ruch ręki, zaciśnięcie palców u podstawy członka i nagromadzone napięcie opadło do połowy skali. Profesjonalistka doskonale wiedziała, co robi. Spojrzał w dół. Dziewczyna gładziła powoli całe prącie. Nie podniosła wzroku. Spod wpół przymkniętych powiek obserwowała przyrodzenie, uśmiechając się z satysfakcją. No dobrze. Drugi raz nie pozwoli na takie sztuczki. Wciąż zbyt dobrze je pamiętał, ale wtedy…
Ręka na penisie zatrzymała się przy podbrzuszu. Wspomnienie umknęło. Język Ormianki zadrgał na wędzidełku, a podniecenie jeszcze raz rozpoczęło wspinaczkę na szczyt. Drażan wiedział, że będzie krótsza niż poprzednio.
Dziewczyna ponownie skupiła się na mosznie. Jądra to zbliżały się, to oddalały od siebie w objęciu dłoni. Bez pośpiechu palce przewędrowały ku pośladkom. Musnęły zwieracz. Ciałem wstrząsnął dreszcz. Haker warknął ostrzegawczo i szarpnął miednicą. Partnerka zrozumiała. Cofnęła dłoń. Język zatoczył kilka kręgów na wieńcu prącia, po czym usta, wspomagane ręką, wróciły do posuwistych ruchów.
Z początku Chorwat czuł, że żołądź zatrzymuje się aż na ścianie gardła, jednak w miarę przyspieszania wargi Hasmik pokonywały coraz krótszą drogę. Krew pulsowała w członku w rytmie ssania i nacisku. Postrzeganie rzeczywistości z wolna ograniczyło się do doznań płynących z podbrzusza. W lędźwiach znowu poczęło narastać miłe napięcie…
Dziewczyna przyjęła penisa głębiej, zamarła w bezruchu, po czym powoli zsunęła z niego usta.
Drażan stracił cierpliwość.
– Dość tego!
Poderwał niesforną partnerkę z podłogi. Wyrwał jej się chichot. Zrzucając z łoskotem lampę na ziemię, posadził Hasmik na biurku. Rozsunęła uda. Wbił się jednym pchnięciem. Przyjęła go głośnym jękiem, który zabrzmiał tak fałszywie, iż haker zamknął usta kochanki dłonią. Wyrżnęła głową o ścianą. Zacisnął palce na krawędzi blatu i zaczął uderzać mocno i głęboko, aż odbijał się od miękkiego ciała z donośnym plaskaniem. Kobieta popiskiwała i w walce o oddech próbowała oderwać rękę od twarzy. Chuć wrzała w żyłach. Dźwięki zlewały się w jednostajny furkot. Przyspieszył. Zdjął dłoń z warg Ormianki i oparł na ścianie. Już się nie uśmiechała. Gwałtownie zaczerpnęła tchu. Wtedy przestał panować nad sobą. Rżnął ją tępo i bez finezji. Wysiłek rwał mięśnie. Serce omal eksplodowało, gdy wybuchł w nim orgazm.
Dyszał ciężko. Szczytował silniej po wstrzymywanych pieszczotach Hasmik. Dziewczyna odczekała, aż skrzyżował z nią wzrok.
– Ostry jesteś – zamruczała.
– Więcej sobie ze mną nie pogrywaj.
– Przecież było ci dobrze – naburmuszyła się.
Zignorował odpowiedź. Postąpił krok do tyłu, przytrzymał wysuwający się z pochwy członek i chwiejnym krokiem poszedł do łóżka, na które padł jak kłoda. W głowie miał gęstą ciszę.
Czarnulka dołączyła po chwili. Usiadła okrakiem na pośladkach i zaczęła masować ramiona i plecy hakera. Ani mu to sprawiało przyjemność, ani przeszkadzało.
– Przepraszam – bąknęła.
Poruszył lekceważąco dłonią. Na więcej nie było go stać.
– Mam zostać?
– Taaa… – wybełkotał i zasnął.
* * *
Rano już jej nie było, ale Drażan uświadomił to sobie później. Pierwsza dotarła do niego myśl, że dziś wyjeżdża. Wróciła ekscytacja. Wstał i zgarnął rozrzucone ubranie. Podniósł zrzuconą w nocy lampkę.
Gdy wyszedł spod prysznica, pokój pachniał kawą. Ledwie ruszył śniadanie. W głowie gotowało mu się od planów. Założył garnitur, który pokojówka przyniosła mu już po tygodniu od przybycia do rezydencji razem ze świeżo wypranym i naprawionym płaszczem. Koszuli nie udało się uratować, dlatego podarowano mu wówczas nową.
Poupychał po kieszeniach portfel i klucze. Z ręką na klamce obrzucił swoją celę pożegnalnym spojrzeniem. W sumie było mu tu całkiem wygodnie.
Za drzwiami czekał Piet z dwoma strażnikami.
– Zmiana planów – warknął na powitanie.
– Nie rozumiem…
Choć zrozumiał natychmiast bardzo dobrze. Serce waliło jak młotem z nerwów i zwyczajnego strachu. Czyżby coś pominął podczas kopiowania plików na komputer urzędnika? Czy może Jan postanowił pozbyć się go z braku zaufania? Cofnął się. Nie podda się bez walki.
Piet wkroczył do pokoju.
– Zostaniesz tu, aż do zakończenia śledztwa.
– Inaczej umawiałem się z Janem. Pozwól mi z nim porozmawiać. – Drażan rozłożył puste ręce w geście zaskoczenia.
– To polecenie Jana – uciął starzec.
– Ale…
Haker zrobił krok w kierunku mężczyzny. Obaj ochroniarze wyciągnęli broń.
– Nie dyskutuj.
Piet sięgnął do kieszeni i wyjął złożoną na cztery kartkę.
– A to, żebyś się nie nudził. – Podał papier hakerowi. – Podobno chciałeś zarobić. Dowiedz się wszystkiego na temat tego faceta.
.
[i] subha – rodzaj koralików modlitewnych, używanych przez muzułmanów
.
Przeczytaj kolejną część – Ciemna jest noc cz. VIII
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Anonimowy
2015-05-29 at 21:49
Doczekaliśmy się nareszcie, cieszymy się, świetny tekst. Życząc weny. czekamy niecierpliwie na ciąg dalszy.
Antki.
Anonimowy
2015-05-29 at 23:42
Nigdy nie lubiłam tej serii. Przeczytałam kilka pierwszych opowiadań, ale nie potrafiłam wejść w świat bohaterów i zrozumieć ich emocji, motywacji, postaw i zachowań. Dziś przeczytałam tę część i muszę zmienić zdanie. Wyśmienita. Czekam na więcej. Doskonały sposób prowadzenia narracji – poruszasz wiele wątków, ale wszystkie są ze sobą połączone w logiczny i przejrzysty sposób.
Eileen
artimar
2015-06-02 at 06:56
Takie wyznania czyta się bardzo przyjemnie. Cieszę się, że tym odcinkiem zdołałam przekonać nieprzekonaną. Rzeczywiście starałam się uzupełnić świat jednego z głównych bohaterów. Część wątków znajdzie rozstrzygnięcie/wyjaśnienie w najbliższych dwóch częściach. Pozostałe stopniowo nieco później.
Anonimowy
2015-05-30 at 07:45
Kochana Artimar, właśnie w chwili, kiedy ostatecznie już straciłam nadzieję na poznanie dalszych losów Magdy i Drażana,pojawiała sie kolejna-wyśmienita cześć! Pozostaje mi tylko prosić alys na następne części nie kazała nam czekać aż tyle!
artimar
2015-06-02 at 07:03
Dzięki!
Muszę się pokajać. Bardzo długo kazałam czekać na kolejną część. Zgodnie ze wzmianką Karela – następne dwa odcinki są już w Harmonogramie. Potem? Zrobię, co będzie w mojej mocy, ale poprawy obiecać nie mogę. Ciąg dalszy już "widzę". Niektóre sceny potrafię nawet ze szczegółami obracać w wyobraźni, inne mają realny szkic, ale zebranie tekstu w spójną całość i doprowadzenie historii do końca na pewno potrwa. Tymczasem proponuję lekturę znakomitych opowiadań innych Autorów NE, które sama także czytam zawsze z uwagą, choć niezmiernie rzadko komentuję (tutaj posypuję głowę popiołem).
Barman Raven
2015-05-30 at 14:32
Wartka akcja, zgrabna fabuła, wyraziste postacie a do tego scena erotyczna prima sort.
Po prostu erotyka w najepszym wydaniu.
Jedynie suspens mógłby być wcześniejszy. Wtedy byłoby idealnie.
artimar
2015-06-02 at 07:06
Dziękuję. Tym cenniejsza to pochwała, iż spod pióra o tyleż bardziej doświadczonego Kolegi.
Uczę się, pracuję nad tekstami, mam nadzieję, że w przyszłości zbliżę się do ideału.
Karel Godla
2015-05-31 at 06:10
Proszę nie tracić nadziei, Drogi Anonimie. Sequel powinien powstać do końca. Ten koniec i cała reszta jest już w głowie Autorki, ponieważ widziałem szczegółowy plan całości.
Kilka kolejnych odcinków jest już gotowych, a terminy ich publikacji weszły do harmonogramu na najbliższe miesiące,
Zdjęcie do niniejszego odcinka jest bardzo utrafione. Oddaje stan emocjonalny głównego bohatera. Ale do tego wniosku doszedłem dopiero po bardzo długim przyglądaniu się. Bo na pierwszy i każdy zresztą rzut oka jest okropne.
artimar
2015-06-02 at 07:21
Największe podziękowania należą się oczywiście Tobie za nieprzebraną cierpliwość, niebywałe wyczucie stylistyczne, bezcenną a rzeczową krytykę, czuwanie nad niepokorną wyobraźnią Autorki i ostrzeganie, gdy tylko stawiam fałszywy krok.
Prace Egona Schiele mnie niepokoją. Oszczędna kreska, często niepełne pokrycie kolorem, pomieszanie grafiki z akwarelą, wreszcie sposób przedstawienia modela na pierwszy rzut oka odstręczają, ale im dłużej patrzę na te małe arcydzieła, tym bardziej podziwiam kunszt, z jakim artysta oddaje naturalność pozy i stanu ducha przedstawionej osoby. To moje własne odczucia i tylko w ten ułomny sposób potrafię je opisać jako antytalent plastyczny. Żałuję, że nie znalazłam lepszej reprodukcji.
Karel Godla
2015-06-02 at 17:09
Artimar,
Mam podobne odczucia w stosunku do ilustracji opowiadania. Okropne na pierwszy rzut oka, idealnie dobrane, gdy czytelnik przyjrzy się lepiej. Depresja i tęsknota za kobietą biją z postaci mężczyzny.
Tyle że w pośpiechu mało kto zauważy i doceni. 🙂
Ukłony,
Karel
thegirlfromPraga
2015-05-31 at 17:55
Udana część. Czy nie można tekstu tak ustawić by literki "i" nie były na końcu linijki?
Areia Athene
2015-06-01 at 14:15
Droga thegirlfromPraga,
Zauważ, że tekst dostosowuje się automatycznie do różnych rozdzielczości ekranu. Wstawienie twardych spacji zepsułoby ten efekt 😉
Pozdrawiam serdecznie – Areia Athene
Megas Alexandros
2015-06-10 at 21:14
Dobry wieczór!
Długo kazałaś nam czekać na kontynuację Twego świetnego cyklu. Niektórzy już tracili nadzieję, że kiedykolwiek ją przeczytają (ja na szczęście jestem nieco większym optymistą). Teraz więc cieszę się nie tylko z premiery nowego odcinka "Ciemna jest noc", ale również z tego, że następne części pojawią się bardzo niedługo. Pewna regularność publikacji (a już miesięczna w szczególności) przydaje się przy tam rozbudowanym dziele. Przede wszystkim służy Czytelnikom, którzy nie muszą na długo rozstawać się z historią, którą uwielbiają.
Dużym atutem tego rozdziału jest zmiana bohatera z perspektywy którego prowadzona jest narracja. Don't get me wrong, lubię Magdę, jest sympatyczną bohaterką, ale stawała się powoli irytująca. Drażan jest za to ciekawy, a dzięki tej części możemy poznać trochę podziemny świat, w którym funkcjonuje. I przekonać się, jak bardzo jest to nieprzyjemne miejsce. I jak bardzo Chorwat potrzebował kogoś takiego, jak Magda – osoby ze "strefy światła". Bo sam żyje przecież w głębokim mroku. Historia zastawiania przez niego pułapki na holenderskiego urzędnika dobrze pokazuje, do czego zmuszony jest nasz haker, by zapewnić sobie przetrwanie.
W poprzednim rozdziale Magda pozwoliła sobie na chwilę słabości z Farisem, w tym zaś Drażan nie pozostaje jej dłużny (choć jego skok w bok ma charakter raczej "odpoczynku wojownika" niż poważnego romansu; ach, te podwójne standardy!) i spędza noc ze zmysłową Hasmik. Scena ta jest bardzo ładnie opisana – także ze względu na to, że ich zbliżenie nie jest idealne, jak z erotycznego/pornograficznego filmu. Widać zarówno zmęczenie, jak i desperację Chorwata, a także próby podejmowane przez dziewczynę, by dostosować się do jego zmiennego nastroju. Drobne detale dodają całej sytuacji realizmu. Za tą scenę zdecydowanie należą się brawa.
Podsumowując: bardzo się cieszę, Artimar, że wróciłaś w tak dobrym stylu i nie zamierzasz na tym przestawać. Chętnie poczytam o dalszych perypetiach Drażana, pozwalając na razie Magdzie odpocząć (albo, jeśli woli, zmęczyć się w ramionach Farisa – byle poza kadrem 🙂 Przyznam, że znów czekam niecierpliwie na kolejne odcinki Twego cyklu. Udało Ci się na nowo rozpalić moją ciekawość odnośnie tego, co będzie dalej! Czuję, że się nie zawiodę.
Pozdrawiam serdecznie
M.A.
artimar
2015-07-15 at 21:26
Odpowiadam na Twój komentarz z ponad miesięcznym opóźnieniem – wybacz. Umknął mi zwyczajnie w codziennym zabieganiu.
Dziękuję za ciepłe słowo.
Jest wiele rodzajów zdrady – czy ta fizyczna jest najcięższa? Nie sądzę. Zresztą nie odbierałam sceny z Hasmik jako zdrady, dlatego też nie oznaczyłam tekstu tym tagiem. Znalazłeś ładne określenie: „odpoczynek wojownika”. Ale oczywiście każdy podejdzie do tej kwestii inaczej.
A sugestię pojęłam 🙂
artimar
Foxm
2015-07-14 at 21:46
Dobry wieczór!
Tej części nie udało mi się skomentować, kiedy ukazała się na blogu, więc poświęcę jej swój pierwszy komentarz na nowym portalu. Gdybym miał opisać tekst jednym słowem wybrałbym zaskakująco. Twoja opowieść uczyniła krok w tył, ale z całą pewnością to dobry ruch. Magda to poukładana kobieta i jej życie, wyłączając jego erotyczną sferę, na dłuższą metę byłyby dla czytelnika nużące.
Zręcznie przewidziałaś taką ewentualność i nowa część cyklu przenosi nas w sam środek mrocznego świata gangsterów i cyber- przestępców. W tym miejscu zaskoczenie numer dwa. byłem przekonany, że twój bohater jest pozbawionym skrupułów profesjonalistą, a tu pojawiły się wyrzuty sumienia. Interesujące Zaskoczenie numer trzy to sama końcówka tekstu, bardzo fajnie rozegrane, nie spodziewałem się.
Na szczęście jestem w tej dobrej sytuacji, że najnowszy odcinek już na mnie czeka. Erotyka? Podobało mi się. szczególnie pierwsza scena nie była sztampowa.
Bez mrugnięcia okiem 5/5
Od dawna przekonany do serii,
Foxm
artimar
2015-07-15 at 21:16
Czuję się wyróżniona faktem, iż swój pierwszy komentarz na nowej stronie poświęciłeś właśnie mojemu tekstowi.
Nie mogę się z Tobą nie zgodzić odnośnie wątku Magdy. Rzeczywiście opisywanie szarej codzienności jej życia znudziłoby nie tylko Czytelników, ale i zapewne mnie samą. Zresztą zarzut nudy usłyszałam już pod adresem pary Agnieszka-Artur – przypuszczam że właśnie przez wzgląd na ich zwyczajność.
Czy zrobiłam krok w tył? Temporalnie tak, a cofam się jeszcze bardziej w kolejnym odcinku. Ale z punktu widzenia fabuły ta część jest preludium do przyszłego postępu.
Myślę, że zimny profesjonalista byłby nieco płaski.
Zakończenie? Niechże przemówi sam Drażan : „W zasadzie powinien się spodziewać, że jego wybawca dorzuci do wykonanego zlecenia premię, rozumianą we właściwy sobie sposób.” 🙂
Na koniec pozostaje mi tylko życzyć Ci przyjemnej lektury 🙂
artimar
Nefer
2017-09-18 at 20:56
Nowe otwarcie, po półrocznej, jak się wydaje przerwie. Mam przynajmniej tę przewagę, czytając po kilku latach, że tej przerwy nie zauważam. I całe szczęście. Opowieść zmienia charakter, na bardziej dynamiczny, co zresztą podkreślono w komentarzach. Drażan ma zdecydowanie ciekawsze, ale czy lepsze życie? Może ciekawsze dla czytelnika, siedzącego w wygodnym fotelu i czytajacego o przygodach ściganego aktualnie i wykorzystywanego hakera. Skrupuły? Bohatera poznaliśmy już na tyle, że byłoby dziwne, gdyby ich nie odczuwał – to zadanie różni się jednak trochę od łamania kodów rakiet balistycznych, ma charakter bardzo osobisty. I tu świetna migawka – ten opis kilku klatek filmu wstawianego przez Drażana do komputera ofiary. Niby nic, a porusza, bardzo porusza. I to nie tylko bohatera. Na ten fragment zwróciłem największa uwagę i gratuluję Autorce. W dobrą wolę gangstera wątpiłem od początku. Pewnie te wstępne plany ucieczki okażą się jednak przydatne.