Przygody Roberta 2 cz. 3 (Coyotman)  4.33/5 (6)

26 min. czytania

Kiedy wszystko układa się po naszej myśli, wydaje się, że ograniczenia nie istnieją. Możemy zrobić, co tylko nam się zachce, mając przekonanie i wiarę w sukces. Zupełnie, jakby pech nie istniał, a szczęście samo odnajdywało do nas drogę. Moje życie, co prawda, wciąż jeszcze nie wróciło do normy po obozie, ale ogólnie sprawy przyjmowały dla mnie pozytywny obrót.

Idąc z Mają do domu, kilka chwil po szalonej akcji w dworcowej toalecie, miałem wrażenie, że mogę góry przenosić. Czułem się lekki jak piórko, ze szczęścia wręcz odrywałem się od ziemi. Szliśmy rozpromienieni, z uśmiechem na twarzy. Kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na mijających nas ludzi. Perspektywa całej nocy z piękną blondynką, bez widma surowej kary w razie przyłapania, była niezwykle kusząca. Już nie mogłem się doczekać, kiedy zrzucimy ubrania.

Gdy byliśmy tuż przed furtką prowadzącą na moją posesję, napisałem do Agnieszki, że będę spał w swoim domu. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, byłem pewien, że nie będzie miała nic przeciwko.

– Hej! Chyba nie będziesz przy mnie bawić się telefonem? – odezwała się Maja, widząc, że dłubię coś w komórce.

– Przepraszam. Piszę tylko do Agi, że przenocuję tutaj.

– Nie będzie cię sprawdzać?

– Nie sądzę. Mieliśmy mały incydent. Raczej będziemy się unikać przez kilka dni.

– Opowiesz?

– Eee… To trochę… krępujące.

– No coś ty… Czy może być bardziej krępującego od tego, co niedawno robiliśmy w toalecie na dworcu?

Tu mnie miała.

Gdy przekroczyliśmy próg drzwi domu, zastanowiłem się chwilę nad tym, jak to wszystko ująć. Weszliśmy do holu, usiadłem na kanapie. Maja zajęła miejsce tuż obok mnie, wlepiając we mnie wzrok w oczekiwaniu na opowieść. Siedziała koło mnie jak mała dziewczynka, z ugiętymi kolanami, trzymając stopy tuż za pupą.

– Najpierw ona przyłapała mnie, jak wychodziłem spod prysznica. Akurat spadł mi ręcznik, no i…

– …widziała cię nago – dokończyła za mnie, po czym roześmiała się.

– Dokładnie.

– Stał ci? – ponownie parsknęła śmiechem.

Spojrzałem na nią wymownie.

– O Boże! Stał!

O mało nie zaczęła się tarzać po podłodze.

– Nie wiem, czy to takie śmieszne.

Choć wiedziałem, że gdyby przytrafiłoby się to komuś innemu, to też bym się śmiał.

– A co potem? – spytała, gdy w końcu była w stanie mówić.

Westchnąłem.

– Przyłapałem ją, jak się masturbowała.

Maja otwartą dłonią pacnęła się w czoło i zaczęła chichotać.

– No, ładnie – powiedziała. – Ciekawe, czy twoja cioteczka wyobrażała sobie tę scenkę z ręcznikiem. Może to ją tak podnieciło?

– W ogóle nie chcę o tym w ten sposób myśleć.

No dobra… Myślałem. Ale jakoś niespecjalnie dobrze mi było z tą wizją. Odganiałem ją za każdym razem, kiedy tylko zaświtała mi w głowie.

– To by było coś, jakbyś przeleciał ciotkę.

– Proszę, przestań się nabijać. Przez to wszystko będę tylko się z nią mijał.

– No dobrze. Już nie będę. Nie martw się tym. Po prostu idź do niej jutro i szczerze z nią pogadaj. Powiedz, że to dla ciebie nic takiego. A najlepiej – zachichotała – sam się przyznaj, że to robisz. – Po czym znów na poważnie dodała:

– Jak porozmawiacie to oczyścicie atmosferę. Później będzie z górki.

– Łatwo powiedzieć, choć brzmi to rozsądnie. Co do przyznania się do masturbacji, to był żart, prawda?

– To by nie zaszkodziło. Myślę, że na swój pokręcony sposób, może by ją nawet uspokoiło.

– Dobra. Nie chcę już o tym mówić.

Maja na szczęście nie drążyła dalej tematu.

– Zagrasz mi coś? – rzuciła spojrzenie na fortepian. – Słyszałam już, jak grasz na gitarze…

– Chętnie. Jakaś szczególna prośba?

– Zagraj cokolwiek.

Usiadłem, rozprostowałem ręce, przeciągając się nieco i rozłożyłem palce na klawiszach. Pomuskałem opuszkami ich śliską powierzchnię. Chwila zastanowienia i zacząłem grać fragment jednego z nokturnów Chopina, który przygotowałem na tegoroczny koncert zakończenia roku. Szkoły muzyczne, niestety, lubowały się w takich przedsięwzięciach, a tłumnie przybyli rodzice gorąco kibicowali swoim pupilom, prężnie wypinając pierś do przodu i klaszcząc z nadzwyczajną ekspresją. Moi rodzice, a zwłaszcza mama, świetnie wpisywali się w to towarzystwo, przejawiając wszelkie oznaki nadopiekuńczości i dumy. Nie byłem z tego powodu szczególnie zadowolony, ale starałem się ich zrozumieć. Wiedziałem, że i tak tego nie zmienię. Wybrałem akurat taki utwór dla Mai, bo klasyka jest muzyką uniwersalną, można jej nie słuchać, nawet za nią nie przepadać, ale zawsze się ją docenia. Jeśli zaś wsłuchać się głębiej w takie utwory, potrafią wzbudzić wiele, czasem skrajnych, emocji.

Kiedy po kilkudziesięciu sekundach średnio zagranej popisówy zorientowałem się, że nie jest to najlepszy sposób na zaimponowanie dziewczynie, zrobiłem krótką pauzę i zacząłem grać jeden ze standardów bluesowych. Niedoścignionym wzorem był dla mnie Ray Charles. Kochałem czarną muzykę, jej luz, radość, niepowtarzalny klimat. I pomyśleć, że dla większości moich rówieśników „czarna muza” to hip hop. Nie było to oczywiście błędem, ale jakoś zawsze mnie w pewien sposób irytowało. Inna sprawa, że dobry hip hop nie jest zły. Każdy rodzaj muzyki ma swoje perełki, trzeba tylko umieć je wyłowić.

Przechodząc ze zwrotki w bardzo melodyjny refren, poczułem na barkach dłonie Mai. To zabawne, ale przez chwilę zapomniałem, że przez cały ten czas stała tuż koło mnie. Siła muzyki.

Kiedy poczułem pocałunek na szyi, uznałem, że fortepian może poczekać. W odpowiednim momencie utworu przejechałem dłonią po wszystkich klawiszach i zakończyłem akordem G–dur z kilkoma ozdobnikami na wysokich dźwiękach.

– No… tak sobie mniej więcej gram – powiedziałem, obracając się ku niej.

– Nieźle. To na początku było… mocne. To Chopin, prawda?

– Jestem pod wrażeniem.

– Nie pierwszy raz, co? – odpowiedziała z zalotnym uśmiechem.

– No, nie…

Wtuliłem się w jej brzuch. Wsłuchiwałem się chwilę w oddech, w bicie serca dziewczyny. Czułem miękkość piersi i napawałem się jej cudownym zapachem.

– Grasz muzykę klasyczną całymi dniami, nie dziwne więc, że wcześniej nie miałeś dziewczyny – nabijała się.

Uszczypnąłem ją lekko w bok. Wyrwała mi się z głośnym chichotem.

– Całe szczęście, że na obóz nie wziąłeś ze sobą fortepianu – kpiła dalej.

Ruszyłem ku niej. Zaczęliśmy się ganiać po mieszkaniu niczym dzieci w przedszkolu, kiedy pani na chwilę spuści je z oka. Przeskakiwanie nad kanapą, przewracanie krzeseł, głośny śmiech, niemal rechot, towarzyszyły tej małej rywalizacji. W końcu Maja wbiegła na schody. Pędziła na piętro, biorąc po trzy stopnie na raz.

– Bardzo dobrze, tam znajduje się mój pokój – krzyknąłem, biegnąc tuż za nią.

Kiedy była już na górze, nie wiedząc w którą stronę uciec, obróciła się ku mnie.

– Dobra, wygrałeś!

Podbiegłem, chwyciłem ją w pasie, uniosłem i wykręciliśmy radosnego pirueta.

Postawiłem ją na ziemię. Zbliżając się coraz bardziej do Mai, delikatnie popychałem ją ku ścianie. Jej spojrzenie rozgrzewało krew w żyłach, zachęcało. Kiedy oparła się o brązowo-beżową tapetę, przylgnąłem do niej ustami. Nasze języki rozpoczęły swój taniec. Objęła mnie rękami na plecach, przylgnęła do mnie całym ciałem. Biodrem przywarła do mego krocza. Wciąż mnie całując, uśmiechnęła się, kiedy poczuła, że jestem już w pełnej gotowości.

– To co? Pokażesz mi swój pokój? – zapytała, odrywając się ode mnie.

– Pewnie.

Odsunąłem się od niej, chwyciłem za dłoń i poprowadziłem do mojej małej świątyni.

Mój pokój, oprócz tego, że w narożniku znajdowało się kilka instrumentów, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Łóżko, biurko, szafa i komoda, kilka plakatów na ścianach. Nic nadzwyczajnego.

– Fajnie masz. Ja zawsze dzieliłam pokój z siostrą.

Usiadła na łóżku i pogładziła piaskową narzutę. Rozejrzała się z ciekawością.

– Pokój jak pokój – odpowiedziałem.

– To co, mój Chopinie? Co teraz?

– Nie nabijaj się. Między innymi dzięki fortepianowi mam takie zwinne paluszki.

Uśmiechnęła się.

– Nie przeczę.

– W ogóle powiedz, skąd wiedziałaś, że to Chopin?

– Nauczycielka muzyki w podstawówce i gimnazjum starała się wpoić nam miłość do muzyki klasycznej. Z Chopinem szalała, gdy zbliżał się konkurs chopinowski. Już dwa miesiące przed jego rozpoczęciem, puszczała nam coś ze swojego starego kaseciaka. Mieliśmy całe lekcje tylko temu poświęcone. Trudno wyrzucić to z pamięci.

– Przywołałem traumę…?

– Nie. Nie było tak źle.

– To, co słyszałaś, grałem ostatnio na zakończeniu roku. Głupio się przyznać, ale nie za bardzo mi wtedy wyszło. Wiadomo, wszyscy już się nudzili, niektórzy zaczęli buczeć i zacząłem się z tego wszystkiego gubić. Teraz zresztą też nie zagrałem najlepiej.

– Nie bądź taki skromny. Mnie się podobało. Bardziej jednak to drugie wpadło mi w ucho. Nie będziemy jednak rozmawiać o Chopinie, czy w ogóle o muzyce, co?

Pociągnęła mnie za kołnierzyk przy koszuli, kierując w stronę łóżka.

– Tak, zdecydowanie możemy przełożyć ten temat.

– Wiesz? Ja też umiem grać na jednym instrumencie.

Pchnęła mnie. Siadając, oparłem się łokciami o narzutę i obserwowałem jej poczynania.

– Tak? – zapytałem zalotnie. – Na jakim?

Uklękła przed łóżkiem, dłońmi sięgnęła mi do spodenek i obsunęła je nieco, odsłaniając sterczącego fallusa.

– Zaraz ci pokażę. Jestem prawdziwą wirtuozką.

Chwyciła go oburącz i zrobiła kilka ruchów posuwisto-zwrotnych. Moja błyszcząca z podniecenia gałka, czekała już na pierwszy dotyk ust. Maja na szczęście nie kazała na siebie długo czekać. Jej usta przywarły do żołędzi i zaczęły ją drażnić. Oplotła ją ustami i powoli zanurzała ją coraz głębiej, by za chwilę cofnąć się i ssać sam koniuszek. Do zabawy przyłączał się też jej język, pieszcząc me najwrażliwsze punkty. Obserwowałem ją bardzo wnikliwie. Doskonale widziałem każdy ruch warg sunących po ściankach penisa, każde muśnięcie języka, każde sprośne spojrzenie w moją stronę. Taki widok działał niezwykle stymulująco, wręcz odbierał trzeźwość myślenia. Jej ciepłe dłonie, lekko poruszające się u nasady, dodatkowo elektryzowały. Przechodziły mnie dreszcze, ciepło rozlewało się po mięśniach, serducho waliło tak, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.

Maja poruszała się powoli, jakby nie chcąc ominąć żadnego wrażliwego miejsca. Radziła sobie świetnie, płynnie oddychając, połykała mojego twardego, rozgrzanego do czerwoności członka. Z każdym jej ruchem zanurzałem się coraz głębiej w ustach dziewczyny. Kiedy w końcu dotknęła nosem mego podbrzusza, całkiem odleciałem. Było tam tak przyjemnie ciasno, wilgotno. Język delikatnymi ruchami drażnił ścianki penisa. Jego zwinność, lekka szorstkość powodowały niesamowite doznania. W pewnym momencie aż jęknąłem z wrażenia.

– Chyba mi tu przedwcześnie nie skończysz – powiedziała, przerywając zabawę.

– Hyyy… Nie, nie. To było…

Nie mogłem znaleźć słów. Nie musiałem. Maja widziała po wyrazie mojej twarzy, że mało nie odleciałem. Szybko jednak ochłonąłem. Chwyciłem Maję za dłoń, aby wstała.

– Unieś ręce.

– Uuu. Przejmujesz inicjatywę. To mi się podoba.

Sprawnym ruchem zdjąłem jej sukienkę. Samemu po chwili pozbyłem się koszuli i spodenek.

Maja wyglądała cudownie. Była nieco bardziej opalona niż w czasie obozu. Na ciele odznaczały się trochę jaśniejsze miejsca od noszenia bikini. Piersi i łono były nieco bledsze.

Położyłem dłoń na jej obojczyku, przejechałem palcem po jasnym pasku od ramiączka bikini, zatrzymując się na piersi.

Maja uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: Wam, facetom, tylko cycki w głowach. Ja jednak nic nie mogłem na to poradzić. To było tak niewytłumaczalnie fajne, że głupawy uśmieszek sam malował się na twarzy. Żaden facet nie wytłumaczy logicznie, dlaczego lubi cycki. Każdy odpowie, że są po prostu fajne.

Dziewczyna jednak nie do końca podzielała mój zachwyt i, nieco się niecierpliwiąc, sama pokierowała moją drugą dłoń na swe krocze.

– Czujesz?

Była mokra. Zanim wyszliśmy z dworcowej toalety, zdążyliśmy się doprowadzić do porządku, mimo to, podniecenie znów dało o sobie znać. Ślizgałem się palcami po płatkach jej waginy, co rusz kierując je do rozochoconej dziurki.

– Czuję – odpowiedziałem.

Maja zabrała rękę, odsunęła się ode mnie, po czym położyła się na łóżku, szeroko rozchylając uda.

– A więc wiesz, że nie mam ochoty dłużej czekać.

Niczym wierny pies, wszedłem na czworakach na łóżko i już chciałem ją pocałować, kiedy dłońmi pchnęła moją głowę ku dołowi.

– Sprawdźmy, czy nie zapomniałeś, czego cię nauczyłam.

Wpiłem się w nią ustami, a mój język rozpoczął swe harce. Jej zapach i smak natychmiast przywołały w pamięci obrazy i doznania z hotelowej izolatki. Poczułem się tak, jakbyśmy znów tam byli, jakby od tamtych chwil nie dzieliło nas tych kilkunaście dni przerwy.

Maja uśmiechnęła się i kilka razy głębiej westchnęła. Zaczęła się lekko wiercić. Jej biodra nie mogły utrzymać jednej pozycji, a brzuch falował jak ocean tuż przed burzą. Niespokojny oddech dziewczyny zamieniał się w ciche postękiwanie, zwłaszcza, kiedy drażniłem jej łechtaczkę. Delikatne ssanie i drażnienie językiem doprowadzało ją do szału. W pewnym momencie tak zaczęła wierzgać nogami, że z jednej strony miałem już nieźle obtarte ucho.

Dźwięki, które z siebie wydawała, nakręcały mnie coraz bardziej. Czułem, jak krew uderza mi do głowy, czułem, że tracę cierpliwość.

Odsunąłem się lekko, spojrzałem na błogi wyraz twarzy Mai i, nie namyślając się zbytnio, podsunąłem się do przodu i zagłębiłem w jej przyjemnie ciasnej szparce. Była tam już tak mokra, że wszedłem niemal bez oporu. Dziewczyna jęknęła, po czym, chwytając mnie za tyłek, przycisnęła mocniej do siebie. Oboje westchnęliśmy, spojrzeliśmy sobie w oczy. Zachwyciłem się jej łagodnym, wręcz anielskim wyrazem twarzy. Widziałem zadowolenie w delikatnym uśmiechu. Zacząłem się w niej poruszać powoli, wiedziałem bowiem, że szybkie tempo nie będzie teraz właściwe. Nasze zwarte ciała rozpoczęły rozkoszny, poziomy taniec. Sutki Mai wbijały się w mój tors, czułem miękkość jej piersi. Było wspaniale. Przechodziły mnie delikatne dreszcze, subtelne impulsy przelatywały przez moje ciało, jakby nagromadzone we mnie podniecenie nie mogło znaleźć ujścia. To było jednak tylko kwestią czasu.

Kochaliśmy się niespiesznie, wręcz leniwie, obdarowywaliśmy się czułymi pocałunkami, szeptaliśmy sobie słodkie słówka, czasem przyprawione małym świństewkiem. Maja komplementowała mnie między innymi za to, że nie wyszedłem jeszcze z wprawy, ja zaś wspomniałem jej, że takich lekcji jakich mi udzieliła, nie da się łatwo wyrzucić z pamięci. Nie mogłem też nie zachwycić się jej wspaniałym wyglądem, cudownym zapachem. Były to, co prawda, banały, ale kobiety lubią słuchać takich rzeczy, nawet wtedy, jeśli doskonale znają swoją wartość. Poza tym w moich słowach nie było ani krzty przesady. Ta dziewczyna była po prostu rewelacyjna.

Maja stękała coraz głośniej, oddychała szybciej i płyciej. Oboje zbliżaliśmy się do upragnionego Edenu. Temperatura w pomieszczeniu rosła i to wcale nie ze względu na zachodzące na zewnątrz, wciaż grzejące słońce.

W końcu dostałem subtelny znak, że mam przestać. Okręciliśmy się złączeni, tak że teraz to urocza blondynka była na górze. Usiadła na mnie, jednym ruchem głowy odrzuciła włosy i zaczęła lekko poruszać biodrami. Poczułem przyjemny chłód na torsie, gdyż nie byliśmy już tak złączeni, jak na poprzedniej pozycji. Po mostku Mai spływały malutkie strużki potu, kilka włosów przykleiło się do policzków dziewczyny. Zarumieniła się, a jej spojrzenie przybrało niemal narkotyczny wyraz. Trochę jakby nie panując nad sobą, powoli mnie ujeżdżała, jak dziewczyna, która dopiero zaczyna naukę jazdy konnej.

I wtedy ją zobaczyłem. Na chwilę odwróciłem wzrok w kierunku lekko uchylonych drzwi i zauważyłem wlepione w nas oczy. Przeraziłem się, aż lekko się wzdrygnąłem. Agnieszka obserwowała nas przez kilkunastocentymetrową szparę, z palcem wskazującym przy kąciku ust. Nie wiem jak długo tam stała, ani po co. Nie zareagowała, nie wpadła z krzykiem, ani tym bardziej z pochwałami moich umiejętności. Po prostu się gapiła.

Nasze spojrzenia spotkały się. Aga cofnęła się niepewnie, ale po chwili patrzyła dalej. Maja rozkosznie kręciła na mnie bioderkami, a ja spoglądałem na swoją ciotkę, która obserwowała nas z wielkim zaciekawieniem. Byłem trochę skołowany i na tyle zaskoczony, że nawet nie zareagowałem. Wtedy Maja zaczęła dochodzić, wyprostowała się jak struna i zwiększyła poziom wydobywanych z siebie decybeli.

Kiedy spojrzałem znów w kierunku drzwi, Agi już nie było.

Tymczasem tańcząca na mym penisie dziewczyna przyspieszyła swoje ruchy. Nasze ciała zaczęły generować oklaski. Wtedy i do mnie doszła fala uderzeniowa. Poczułem skurcz mięśni i przyjemnie rozlewające się ciepło w okolicach podbrzusza. Wystrzeliłem. Doszedłem kilka chwil po Mai, choć nią jeszcze nieco telepało. Obserwowałem z przyjemnością, jak ciałem dziewczyny miotają spazmy.

To był dla mnie dziwny orgazm. Było bardzo przyjemnie, ale pojawienie się Agnieszki na tyle mnie zdezorientowało, że nie do końca docierało do mnie to, co się działo. W pewnym momencie nie byłem nawet pewny, czy to, co widziałem, naprawdę się wydarzyło.

Maja jednak nie pozwoliła mi zbyt długo analizować pojawienia się ciotki. Wtuliła się we mnie i, przykładając rękę do policzka, skierowała moją twarz w swoją stronę. Zaczęliśmy się całować, było czule i namiętnie. Niechciane myśli odpłynęły gdzieś w dal i szybko zniknęły za horyzontem. Znowu mogłem się skupić na mej pięknej pani. Jej usta łapczywie wpijały się w moje, by za chwilę nieco złagodnieć i jedynie delikatnie muskać. Jakby huragan zmieniał się w ciepły letni wietrzyk. Starałem się dopasować do niej i z wielką przyjemnością oddawałem pocałunki.

Kiedy nacieszyliśmy się swoją bliskością, weszliśmy do wanny, by trochę ochłonąć. Napuściliśmy sobie letniej wody, w której następnie bardzo dokładnie się umyliśmy. Jej śliskie, namydlone ciało było bardzo przyjemne w dotyku, zakradałem się w jego wszystkie zakamarki, napawałem się miękkością piersi i twardością sutków, podziwiałem gładkość nóg. Namydlone dłonie dziewczyny również nie opuściły żadnego miejsca na moim ciele, na niektórych zatrzymując się nieco dłużej. Widziałem, że sprawia jej to dużo frajdy, a zabawa sflaczałym penisem doprowadzała ją do gromkiego śmiechu. Brała go między palce i machała na wszystkie strony. Dać dziecku zabawkę… Długo jednak miękki nie pozostał. Zrobiliśmy to kolejny raz, strasznie przy tym bałaganiąc. Wszechobecne pluski wody zaowocowały zalaną łazienką. To cud, że wychodząc z wanny, żadne z nas się nie poślizgnęło.

Maja wyjechała około dziesiątej rano następnego dnia. Tej nocy spaliśmy może ze cztery godziny, zasnęliśmy dopiero, kiedy zaczęło świtać. Nie oszczędzaliśmy się. Raz było ostro, kolejnym razem spokojnie. Próbowaliśmy różnych akrobatycznych konfiguracji, przy których była kupa śmiechu. Nie wychodziło nam to najlepiej, ale zabawy było co nie miara.

Ciężko było się żegnać. Puszczenie jej dłoni, kiedy miała wsiąść do pociągu, okazało się trudne. Najchętniej bym ją zatrzymał i cieszył się obecnością kochanki jeszcze kilka dni… albo nawet tygodni.

Niestety… Maja znalazła pracę na okres wakacyjny i taka opcja nie wchodziła w grę.

Kiedy pociąg odjechał, poczułem pustkę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że muszę wracać do Agnieszki. Przed oczami znów pojawiła mi się scena, kiedy zaglądała przez szparę w drzwiach. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał do niej pójść. Stwierdziłem więc, że najlepiej będzie to zrobić od razu, gdy wróci z pracy.

Najgorsze było to, że kompletnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Aga nie wpadła przecież do pokoju i nas nie rozdzieliła. Gdyby była na mnie wściekła, pewnie tak by to się skończyło. Zamiast tego przez jakiś czas się nam przyglądała, po czym zniknęła. Czy rzeczywiście ten widok był w stanie ją podniecić? Jej mina mogła na to wskazywać. Jeśli tak, to jak się to przełoży na nasze relacje?

Oczekując na Agę, posprzątałem w domu – poodkurzałem, powycierałem kurze z szafek, i zająłem się brudnymi naczyniami. Skosiłem też trawnik na podwórzu i zamiotłem kostkę koło domu. Zrobiłem też zakupy.

W między czasie skontaktowałem się z Marcinem i wspomniałem mu, że wpadnę po piętnastej, aby pomóc mu i Łukaszowi w pracach na podwórzu. Chłopak nie był zachwycony, że w końcu będzie trzeba wziąć się za robotę, ale uznał, że przynajmniej będzie miał to z głowy.

Gdy zbliżał się czas przyjścia Agi, zacząłem się lekko denerwować. Nie starałem się planować żadnej przemowy. Postawiłem na improwizację. Stwierdziłem też, że zaczekam, aż sama poruszy temat. Nadgorliwość nie popłaca.

Siedziałem na kanapie i oglądałem na national geographic program o życiu kojotów. Nie był zbyt wciągający, ale przynajmniej pozwalał zabić czas.

Aga wróciła kwadrans po czternastej. Weszła pewnym krokiem, mocno ściskając torebkę pod pachą, rzuciła powitalne cześć, uśmiechnęła się w moją stronę i weszła do łazienki.

– Przebiorę się i zaraz zabiorę się za obiad – krzyknęła przez drzwi.

– Ok. – odpowiedziałem.

Byłem lekko skonfudowany.

Po pół godzinie przy stole, temat nadal nie został poruszony. Jedliśmy spaghetti i rozmawialiśmy na bezpieczne tematy. Aga pochwaliła mnie za porządki, spytała o plany na dziś, a ja grzecznie odpowiadałem. Rozmowa się nawet kleiła. To było dziwne, zupełnie jakby to, że widzieliśmy się nago, a potem ona widziała mnie ujeżdżanego przez nieznajomą blondynkę, w ogóle się nie wydarzyło. Trudno mi było wyczuć w jej zachowaniu choć cień zakłopotania.

Jednak końcówka naszej pogawędki dała mi sporo do myślenia i zajmowała moją głowę przez całą drogę do Marcina. W pamięci wciąż odtwarzałem sobie tę rozmowę.

– Wzięłam urlop do końca tygodnia – zmieniła w pewnym momencie temat.

– Fajnie. Przyda ci się odpoczynek – odparłem, nie znajdując lepszej odpowiedzi.

– Wiesz, pomyślałam, że moglibyśmy wybrać się na dwa, trzy dni w góry. Co ty na to?

Spojrzałem na nią zaskoczony.

– Wiem, że tak nagle z tym wyskakuję – kontynuowała – ale myślę, że nam się to przyda. Oboje wiemy, że mamy olbrzymiego słonia w pokoju i żadne z nas nie chce o tym nawet wspomnieć. Spędzilibyśmy trochę czasu we dwójkę, pogadalibyśmy, połazilibyśmy po górach, zrobilibyśmy sobie jakiś maraton filmowy. Myślę, że kilka dni w Bukowinie pomogło by nam oczyścić atmosferę.

– Chcesz jechać do domku letniskowego twoich rodziców?

– Tak. Co tym sądzisz?

– Czemu nie? Może faktycznie nam się to przyda.

– Słuchaj… Ja…

– Nie mówmy o tym teraz – przerwałem jej najłagodniej jak umiałem. – Muszę iść już do Marcina. Porozmawiamy później, co?

– Dobrze – odpowiedziała.

Odniosłem wrażenie, że poczuła ulgę.

– Kiedy chcesz jechać?

– Może jutro z rana? Wiem, że to nagle, ale strasznie napaliłam się na ten wyjazd. Z Adamem już nigdzie nie jeździmy, a ja za tym tęsknię. Potrzebuję zmiany miejsca, aby oczyścić umysł, odpocząć.

– W porządku. Pojedźmy jutro.

Uśmiechnęła się.

– Świetnie. Zrobię w takim razie zakupy i przygotuję nas na wycieczkę.

Do domu pani Hani dotarłem niemal równo z Łukaszem. Marcin siedział na schodach przed domem i czekał na nas.

– Mamy jeszcze nie ma – odezwał się – ale dzwoniła do mnie i wspomniała, że jak już się zbierzemy, możemy zacząć zrywać darń przy ogrodzeniu. Resztę nam powie, jak przyjedzie.

– No to zacznijmy – powiedziałem. – Im szybciej się za to zabierzemy, tym szybciej skończymy.

Weszliśmy do domu, minęliśmy korytarz i hol, by drugą stroną, wyjść przez okno–drzwi na podwórze. Na środku trawnika stały taczka i zestaw narzędzi ogrodniczych. Chwyciliśmy za łopaty i zaczęliśmy walkę z nadmiarem trawy. Wyznaczono nam zadanie usunięcia pasa zieleni o szerokości jednego i długości kilkudziesięciu metrów.

Z chłopakami zawsze bywało zabawnie. Ich teksty i spostrzeżenia na temat minionej imprezy u Michała mogłyby zasilić niejeden polski kabaret. Nie zabrakło również komentarzy na temat dziewczyn, które się z nami bawiły. Okazało się, że zarówno Marcinowi jak i Łukaszowi dopisało szczęście i znaleźli chętne koleżanki. Przy tej ilości wypitego alkoholu chyba trudniej było znaleźć niechętne. Okazało się, że Marcin stuknął Asię, koleżankę Zuzy, a Łukasz zajął się Magdą, która już od samego początku wpadła mu w oko. Od razu ją sobie przypomniałem. Odbijaliśmy plażówkę w basenie. Skaczące, duże piersi bardzo trudno wyprzeć z pamięci. Później tylko obserwowałem, jak Łukasz ją urabia. Udało mu się.

Marcin na początku bawił się z Kingą, słodkim rudzielcem, ale niestety musiała ona pójść wcześniej do domu. Asia zaś, która czuła się wyraźnie zazdrosna o powodzenie swej koleżanki, łatwo wpadła w sidła Marcina, który po obozie potrafił korzystać z nabytych doświadczeń. Jak to stwierdził, dziewczyna zwyczajnie pragnęła odrobiny uwagi. Gdy tylko ją dostała, była jego.

Nie obyło się bez pytań o Zuzę. Chłopaki byli bardzo ciekawi, jak mi poszło. Niestety, musiałem ich rozczarować. Nie zamierzałem kłamać. Powiedziałem jedynie, że coś jest na rzeczy i że będę się z nią spotykał. Nie chciałem im opowiadać o planie udawania związku. Zamiast tego dałem im do zrozumienia, że mamy się ku sobie. Okazało się, że obaj słyszeli już o tym, jak się migdaliliśmy w kinie, więc nie było problemu, żeby mi uwierzyli. Wyglądało więc na to, że plan Zuzy działał.

Nagle z domu dobiegł nas głos pani Hani.

– Cześć chłopcy! Zróbcie sobie chwilę przerwy i chodźcie się napić. Kupiłam lody.

Kiedy wszedłem do domu, ujrzałem anioła. Pani Hania zawsze wyglądała pięknie i każdy heteroseksualny kolega Marcina ostrzył sobie na nią zęby (a pewnie nie jeden ostrzył i Pinokia), ale teraz, kiedy wróciła z pracy w białej sukience z czarnymi rękawami w białe grochy i w zabójczym wręcz makijażu, ciśnienie wzrosło we mnie natychmiast. Jej rozpuszczone blond włosy opadały na ramiona. Przedziałek na boku rozdzielał asymetrycznie fryzurę, przez co kilka kosmyków lekko nachodziło z jednej strony na twarz. Wyglądała jak modelka. Kto by pomyślał, że główna księgowa filii szwedzkiej firmy meblarskiej w naszym regionie może tak wyglądać.

Ta piękna kobieta wzbudzała podziw nie tylko wyglądem. Tak naprawdę wcale nie musiała pracować. Jej mąż, wojskowy, zarabiał wystarczająco dużo aby utrzymać ją i syna i jeszcze co najmniej drugie tyle odłożyć. Pani Hania jednak chciała być niezależna, nie miała ochoty całymi dniami przesiadywać w domu z oczami wlepionymi w telewizor. Miała swoje ambicje i zainteresowania, co pomagało jej świetnie realizować się na polu zawodowym. W pracy była lubiana i poważana. Marcin wspominał czasem, że jego matka doskonale radzi sobie z liczbami, przez co nieraz ratowała synowi tyłek, gdy zdarzały się mu trudności z matematyką. Korzystała na tym połowa klasy, gdyż Marcin chętnie dzielił się zadaniami domowymi.

Ja osobiście nie dziwiłem się, że chciała pracować. Raz, że widać było gołym okiem, że sprawiało jej to przyjemność, a dwa, że zwyczajnie zabijało nudę. Mąż pani Hani często wyjeżdżał na różnego rodzaju manewry, szkolenia, czy nawet misje. Większość roku był poza domem. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że w pustym domu siedzi się bardzo nieprzyjemnie.

– Tu macie po rożku. Picie jest w lodówce – powiedziała, gdy usiedliśmy na kanapie. – Ja pójdę się przebrać w coś roboczego i za chwilę przyjdę wam pomóc z podwórzem.

Kiedy trochę odpoczęliśmy, wróciliśmy na dwór i kontynuowaliśmy pracę. Mama Marcina wyszła po kilku minutach. Włosy spięła w koński ogon, mocny makijaż zastąpiła znacznie delikatniejszym. Na sobie miała krótkie dżinsowe spodenki i luźny, biały t–shirt. Na pierwszy rzut wydawało się, że nie miała stanika. Z Łukaszem wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Jednak ze względu na Marcina starałem się nie gapić i jeszcze mocniej wziąłem się do roboty. Wcale nie dlatego, żeby zaimponować jego matce.

Pani Hania pomagała nam bardzo aktywnie. Widać było, że zależy jej na tym, aby podwórze było milsze dla oka. Często podchodziła do nas, mówiła co i w jaki sposób mamy robić, aby wszystko było prawidłowo. Instrukcja, jak wkopywać drzewka, czy sadzić kwiatki miała więcej punktów niż wcześniej sądziłem. Nikt by się nie domyślił, że piękna blondynka jest kobietą na wysokim stanowisku. Nie bała się pobrudzić sobie rąk, widać było, że ten rodzaj aktywności sprawia jej frajdę. Zmęczony, ale pozytywny uśmiech mamy Marcina nie pozwalał nam się obijać, mobilizował nas do wysiłku, aby skończyć wszystko jeszcze tego dnia.

W kilka godzin usunęliśmy trawę sprzed ogrodzenia, nawieźliśmy świeżej ziemi, zasadziliśmy tuje i kwiaty przed nimi, ziemię wokół przysypaliśmy korą drzewną. Zasadziliśmy tez kilka drzewek ozdobnych na reszcie trawnika i zakończyliśmy pracę. Wyglądało to skromnie, ale ładnie. Bez zbędnych ekstrawagancji i cudowania.

Został tylko trawnik do skoszenia, za co zabierał się właśnie Marcin.

– Chłopcy, jeśli macie ochotę się odświeżyć przed wyjściem, to się nie krępujcie. Skorzystajcie z prysznica.

– Nie, dziękuję – powiedział Łukasz. – Ogarnę się w domu. Już i tak po mnie dzwoniono.

– Ja tylko przemyję ręce i twarz, żeby nie iść tak przez miasto – spojrzałem na dłonie, które pomimo rękawiczek i tak pobrudziłem. Również moja biała koszulka przybrała szary odcień.

– Dam ci jakąś czystą koszulkę Marcina. Ma kilka, których w ogóle nie nosi – zauważyła gospodyni.

– Nie trzeba.

– Daj spokój, to nie problem.

Kiwnąłem tylko głową. Z taką kobietą nie ma co się spierać. Stoi się na przegranej pozycji.

– Potem idziemy do Kamili na domówkę. Może wybierzesz się z nami? – zapytał Łukasz.

– Jeszcze zobaczę.

Nie byłem pewien, czy chcę iść na imprezę do tej gaduły.

Pożegnałem się z kolegą i zapewniłem go, że odezwę się w sprawie wieczoru.

Kiedy stanąłem w łazience przed lustrem, okazało się, że moja twarz jest równie brudna jak koszulka. Wycieranie spoconego czoła podczas pracy nie było najlepszym pomysłem. Niestety, czasem trudno nad tym zapanować, wkrada się automat.

Ledwo co zdążyłem się umyć i powycierać, a usłyszałem pukanie.

– Mam dla ciebie koszulkę – odezwała się pani Hania.

Otworzyłem drzwi. Czekała na mnie niebieska koszulka Nike.

– Może być? – spytała, stając w drzwiach.

– Nie trzeba było, ale dziękuję. Jest w sam raz – odparłem.

– Dalej, ściągaj swoją. Wypiorę ci ją i odbierzesz sobie przy okazji.

Zawahałem się. Zauważyła to.

– No, chyba nie wstydzisz się ściągnąć koszulki. No dawaj, dawaj – poganiała mnie.

Nie miałem wyjścia. Ściągnąłem.

– Teraz przymierz. Zobaczymy, czy pasuje – dodała.

Cały czas mnie obserwowała, co mnie dziwnie deprymowało. Miałem wrażenie, że całkiem dobrze się przy tym bawi. Patrzyła na mnie z promiennym uśmiechem, zadowolona ze swego pomysłu.

– No, widzisz! Pasuje idealnie – skomentowała, gdy włożyłem koszulkę. – Jakby na ciebie skrojona – przejechała mi otwartymi dłońmi po torsie.

Niby niewinnie, ale jednak było w tym coś, co sprawiło, że poczułem się nieswojo. Jej uśmiech i spojrzenie niebezpiecznie przemieniały się z promiennych w takie, które kobieta wykorzystuje tylko w wyjątkowych sytuacjach. Po moich ostatnich doświadczeniach potrafiłem doskonale określić ten szczególny wyraz oczu.

Nagle kobieta pchnęła mnie lekko, tak że cofnąłem się o kilka kroków, a sama weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Dopchnęła mnie do ściany, przybliżyła się do mnie i musnęła moje usta językiem, po czym pocałowała mnie.

Byłem totalnie zdeprymowany i nie wiedziałem, co robić. Jej usta wpiły się w moje, sprawiając, że krew uderzyła mi do głowy. Jakby automatycznie oddałem jej pocałunek, objąłem ją na plecach i dopiero dźwięk przejeżdżającej za oknem kosiarki do trawy otrzeźwił moje myśli.

Świadomość tego, że za ścianą Marcin resztkami sił kosi trawnik, a ja dobieram się do jego matki, była dla mnie nie do zaakceptowania. Nie mogłem tego zrobić. Są pewne granice, których przekraczać się nie powinno.

Odsunąłem Hanię od siebie.

– Przepraszam, ale nie powinniśmy.

Dostrzegłem zmieszanie na jej twarzy. Chyba do końca nie dowierzała w to, co mówię.

Już chciała coś powiedzieć, lecz szybko zerwałem się i wybiegłem z łazienki.

Nawet nie zajrzałem już do kolegi, tylko ruszyłem prosto do domu. Głowa puchła mi od kosmatych myśli. Jednak w kółko powtarzałem sobie: Zrobiłeś dobrze, zrobiłeś dobrze, słusznie postąpiłeś.

Kiedy dotarłem do domu, Aga właśnie kończyła pakowanie. Przywitałem się tylko, po czym pośpiesznie wbiegłem do górnej łazienki i wskoczyłem pod chłodny prysznic. Obrazy całującej mnie pani Hani wciąż przelatywały mi w głowie, wciąż przypominałem sobie jej pierwsze muśnięcie językiem, a potem szalony pocałunek. Aby emocje nieco opadły, zmarszczyłem Freda, dzięki czemu powoli odzyskałem władzę nad umysłem.

Aby się czymś zająć, również wziąłem się za pakowanie. Powyciągałem swoje ulubione ubrania, uzupełniłem brakujące rzeczy w kosmetyczce, wybrałem kilka blu ray’ów, żeby w razie czego mieć co oglądać, zgrałem muzykę na odtwarzacz mp3 i spakowałem gitarę.

Kiedy kończyłem wkładać rzeczy do torby podróżnej, zadzwonił telefon.

– No, cześć – odezwał się Marcin. – Za chwilę wychodzę do Kamili. Wpadniesz?

– Sam nie wiem. Właśnie się pakuję na wyjazd w góry. Wspominałem wam o tym, jak walczyliśmy z łopatami.

– A no tak, wyjeżdżasz. Ale to tym bardziej powinieneś wpaść. Będą dziewczyny, może przyjdzie twoja Zuza. Nie będzie cię kilka dni, to powinieneś się wyszaleć, wykorzystać okazję, coś zaliczyć. Sam widziałeś, że panienki są chętne. Carpe diem człowieku!

Żebyś wiedział jak chętne, pomyślałem.

– Przemyślę to.

– Nie masz nad czym myśleć. Tylko pamiętaj, kup po drodze gumki. Kamila ma dużą chatę z kilkoma pokojami gościnnymi. Będzie gdzie się zabawić.

– Jak mnie Aga puści, to przyjdę.

– Ok. Jakby co, to dzwoń.

– Na razie.

Rozłączyłem się.

Położyłem się na wyrku i tępo gapiłem się w sufit. Marcin miał ciekawe spostrzeżenia. Dwa dni z ciotką w górach. Nie wiadomo, co mnie tam czeka. Może rzeczywiście warto było zabawić się przed wyjazdem.

Agnieszce tylko przekazałem, że wychodzę, i że będę pod telefonem. Obiecałem, że nie będę szalał i że wrócę o rozsądnej porze. Nie wyglądała na zadowoloną, że wpadłem do domu tylko na kilka chwil, nawet z nią dłużej nie rozmawiając. Wyczuwałem, że poważna pogawędka wisi w powietrzu. W górach może czekać mnie ciężka przeprawa.

Truchtem podążyłem w kierunku osiedla, na którym mieszkali Marcin, Łukasz i Kamila. Już z daleka słychać było głośną muzykę z podwórza gaduły. Na razie siedzieli na zewnątrz. Nie zamierzałem jednak tam się udawać.

Gdy dotknąłem przycisk dzwonka, serce waliło mi jak młot. Zza drzwi dobiegł głos pani Hani.

– Już idę, chwileczkę!

Otworzyła drzwi i znieruchomiała. Omiotła mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym kącik jej ust drgnął wyraźnie. Znów miała TO spojrzenie.

– Trochę ci to zajęło – powiedziała zmysłowym głosem.

Wszedłem, popychając ją do środka. A gdy tylko zamknęły się drzwi, ściągnąłem koszulkę.

– Przyszedłem oddać.

Rzuciłem ją na ziemię, po czym łapczywie dopadłem do ust kobiety.

Szliśmy w stronę sypialni, wciąż się całując, próbując zdjąć w tym czasie resztę ubrań. Szło dość nieporadnie, ale kiedy stanęliśmy w końcu przy łóżku, oboje byliśmy już całkiem nadzy.

– Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?

– Dostałem radę od kolegi namawiającego mnie na dzisiejszą imprezę.

– Tak? Jaką?

– Że powinienem korzystać z okazji na dobrą zabawę.

– Dobra rada.

Już chciałem powiedzieć, żeby podziękowała synowi, ale ugryzłem się w język.

Rzuciliśmy się na łóżko i zaczęliśmy się całować. Jej dłonie błądziły po moim ciele, tak jakby chciała wybadać każdy napięty mięsień. Ten najważniejszy nadal jeszcze czekał. Ja również dotykałem ją bez opamiętania. Byłem bardzo ciekawy jej ciała, jej doświadczenia. Oderwałem się od ust kochanki i zacząłem schodzić niżej. Całowałem szyję, muskałem językiem piersi, ssałem sutki. Pani Hania bardzo ekspresyjnie dawała wyraz zadowoleniu z tych pieszczot. Wystarczyło, że całowałem szyję lub lekko przygryzłem sutek a już nieprzyzwoicie pojękiwała, przy okazji przywołując siły nadprzyrodzone. Bóg na szczęście nie zmaterializował się tuż obok, więc mogłem spokojnie kontynuować.

Przesuwałem się wciąż w dół, podziwiałem płaski brzuszek. Widać było, że ćwiczenia są jej nieobce. Nie dostaje się przecież nic za darmo. W końcu zbliżyłem się do krocza. Spojrzałem na pasek blond włosków tuż nad waginą. Pomasowałem wewnętrzną stronę ud kobiety, rozchyliłem płatki, aby zobaczyć to cudo w całej okazałości. W głowie pojawiła mi się idiotyczna myśl, że to właśnie tędy na świat wyszedł Marcin. Aż potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się tego obrazu. Przyssałem się za to do jej łechtaczki i starałem się stymulować ją tak, jak uczyły mnie dziewczyny na obozie. Hania, która obserwowała mnie z zaciekawieniem, głęboko oddychając, tylko czekała na taki ruch. Bardzo szybko stała się mokra, co ugruntowało mnie w przekonaniu, że to naprawdę gorąca mamuśka. Czułem się jak dziecko, które wylizywało talerz po pysznym jedzeniu. Mój język, niczym trąba powietrzna, penetrował każdy czuły punkt tego wspaniałego skarbu.

– Dajmy sobie teraz spokój z gierką wstępną. Tym zajmiemy się później – wyjęczała, co dało mi do zrozumienia, że to niejednorazowa przygoda. Podnieciłem się przez to jeszcze bardziej.

Spełniając prośbę kochanki, wbiłem się sterczącym i zniecierpliwionym kutasem pomiędzy oblepione sokami wargi. Wszedłem z lekkim, przyjemnym dla nas obojga oporem. Hania wygięła się w łuk i przeciągle jęknęła. Zacząłem się powoli poruszać, obserwując jej reakcje. Na twarzy blondynki malowała się cała paleta emocji. Błogostan, jakby lekko otępiałe spojrzenie, odrobinę rozchylone usta, miarowo chwytające kolejne łyki powietrza. Łatwo było wywnioskować, że jest jej dobrze.

Błogi wyraz twarzy, lekko potargane włosy, sprawiały, że wyglądała świetnie.

Cały czas masowała mnie dłońmi, przesuwając się od grzbietu aż po pośladki. Zatrzymywała się na nich nieco dłużej, ściskając je, testując ich twardość. Czasem klepała mnie zachęcająco.

Poruszaliśmy się coraz szybciej. Ona intensywniej kręciła biodrami, a ja w przyspieszonym tempie penetrowałem jej dziurkę. Sypialnię wypełniły głośne jęki i klaszczące odgłosy.

Kiedy spoglądałem na nią, rozanieloną, z rozkosznym grymasem na twarzy, nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. To było jak sen, marzenie, które logicznie patrząc nie ma prawa się ziścić. A jednak. Leżała tu pode mną, wiła się w ekstazie i, szepcząc świństewka, kazała się mocniej pieprzyć.

Kiedy znalazła się na krawędzi orgazmu, pomyślałem, że zaraz popękają szyby w oknach i skruszeją tynki. Jak to dobrze, że Marcin był na imprezie. Jego matka dawała właśnie życiowy popis werbalny. Strasznie mnie to nakręcało. Prężyłem się jeszcze mocniej i dawałem z siebie jeszcze więcej.

W końcu w jej wnętrzu poczułem lekkie skurcze i stało się. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Znów wygięła się w łuk i, głośno jęcząc, przyjmowała kolejne przyjemne impulsy.

Ja wciąż oczekiwałem na spełnienie. Poruszałem się w niej bez opamiętania, dawałem z siebie wszystko.

– Poczekaj, pocze…

Mówiąc, z trudem łapała oddech.

Nakierowała mnie tak, abym położył się na plecach, by po chwili skupić się na pragnącym uwagi członku. Pani Hania była świetnym przykładem na to, jak ważne jest doświadczenie. Polerka była przednia. Pracowała zarówno dłońmi jak i ustami. Wyglądało to jakby dosłownie chciała ze mnie wypompować nasienie. Koniuszek jej języka wyczyniał cuda na mojej żołędzi. Zwrot „Wisienka na torcie“ nabrał dla mnie teraz nowego znaczenia. Stymulowała całą powierzchnię mojego penisa, prędko doprowadzając mnie do erupcji. Wciąż poruszając rękami, starała się wydobyć jak najwięcej kropli, które lądowały na moim brzuchu.

– Teraz nie możesz odmówić kąpieli – zauważyła, rozmazując na mnie nasienie i z wielką radością oglądając oblepione palce.

– Chyba nie – uśmiechnąłem się.

– No to ruszajmy – chwyciła mnie za dłoń i, wstając, pociągnęła za sobą.

Uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią.

– Opowieści na twój temat nie były przesadzone – dodała, klepiąc mnie po pośladkach, kiedy szliśmy w stronę łazienki.

Pod prysznicem znów spędziliśmy kilka miłych chwil. Pani Hania była niewyżyta, domagała się kolejnych pieszczot, pragnęła kolejnych pocałunków. To był bardzo dłuuugi prysznic. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak czysty. Zawstydziłbym niejednego chirurga przed operacją.

Godzina w domu Marcina minęła jak z bicza strzelił. Pani Hania poprosiła mnie, abym rozważył pójście na domówkę, żeby zachować pozory. Rzeczywiście, ktoś mógł widzieć, jak idę w tę stronę. Gdybym nie pojawił się u Kamili, mogłoby to zrodzić niepotrzebne pytania.

Resztę wieczoru spędziłem więc z rówieśnikami i Zuzą siedzącą na moich kolanach. Kontynuowaliśmy naszą zabawę w udawanie pary. Od czasu do czasu się całowaliśmy, przytulaliśmy i właściwie dla wszystkich było jasne, że mamy się ku sobie. Plan z pewnością działał.

Przejdź do kolejnej części – Przygody Roberta 2 cz. 4

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Robert po prostu nie może uciec od swego przeznaczenia… jak Joanna LaVendy:-)

Zaczyna się chłopak znów rozkręcać, a i tak jeszcze dużo przed nim.
Swietne opowiadanie na wakacje, na pewno fani Roberta czekają na jego dalsze przygody.

Witaj Miss.
Przyznam się, że nigdy nie czytałem LaVendy. Oczywiście widziałem na DE ten cykl i o ile pamiętam, ty napisałaś jedną z części, ale jakoś nigdy się z a niego nie zabrałem.

Robert rzeczywiście się rozkręca, wokół niego będzie działo się coraz więcej. Teraz czeka go przygoda w górach, a tam jak sami zobaczycie, czeka go kilka niespodzianek.

Przy okazji wielkie podziękowania za korektę:)

Opowiadanie przeczytam i skomentuję najpewniej jutro (a właściwie dziś, ale w ciągu dnia). A na razie winszuję Kojotowi jego 20 tekstu na NE!

Pozdrawiam
M.A.

Rzeczywiście to już dwudziesty tekst! Dzięki Megasie – Nawet nie zauważyłem.

Nooo, robi się konkretnie, nie spodziewałem się aż tak gwałtownego rozwoju wypadków. Szkoda, że odpuściłeś imprezę z Zuzą, przerywniki bez akcji też są fajne – to się czyta jak powieść przygodową 😉 tyle że tekst się rozrasta.
Ciekawe co się wydarzy z ciocią…

Wydaje mi się, czy w tym odcinku nasz bohater zapomniał o gumkach 😛 ?

Witaj Anonimowy.
Odpuściłem impreze z Zuzą, bo niejedna jeszcze przed nim. Impreza godna opisania z pewnością będzie po epizodzie górskim:)

Co go gumek. Fakt nie napisałem nic na ten temat, ale nie było to celowe. Na razie nie planuję naszego bohatera robić ojcem, czy też zarażać go chorobą. Będę pakować go w inne problemy 😀

Te zapowiedzi kojarzą mi się z jednym, miłego oglądania 🙂 . Mam nadzieję, że da się tu wklejać linki.
http://www.youtube.com/watch?v=HNMq8XS4LhE

jak mawia Czerepach w Ranczu: Geniusz, po prostu geniusz ;)!!!
jimmyg

Napisz książkę.. Jestem pierwszym nabywcą 🙂 Świetne i oby szybciej pojawiło się kolejne! Pozdrowienia

Co mogę powiedzieć? Przeczytałem i jednym słowem rewelacja. Zadam pytanie, które pewnie każdemu fanowi serii ciśnie się na usta.
Kiedy kolejna część? 🙂

Nadeszła wieko pomnażanie chwila na którą wszyscy chyba czekaliśmy! Robert wreszcie zagustował w MILF-ach! I dobrze, bo wokół niego kręci się kilka gorących mamusiek gotowych udzielić mu "życiowych" nauk. Oby tak dalej, Roberciku. Jak się domyślam, w górach też sobie pohasasz!

No to kiedy następny rozdział? Oby jak najszybciej!

Absent absynt

Miało być "wiekopomna chwila" ale automatyczne zgadywanie słów w telefonie coś pochrzaniło. No nic, musi wystarczyć errata.

Oj, trudno nie zazdrościć Robertowi powodzenia, zarówno u dziewcząt jak i dojrzałych kobiet. Do boju, nasz młody idolu:-)

Absent absynt

Cześć!

Dzięki za miłe słowa:)
Następna cześć za około miesiąc:)

Świetna część (jak zawsze).

Co do wpadki z "brakiem gumki" to potencjalna ciąża nie byłaby zła dla fabuły, bo jak mawia porzekadło "u mężatki nie ma wpadki", a taki wątek dobrze komponowałby się w układ "problemów moralnych" bohatera.
Oczywiście autor wie najlepiej co jest dobre dla fabuły, ale pozwoliłem sobie to napisać w ramach luźnej dygresji, że takie potencjalne rozwiązanie mogłoby współgrać z tą historią.
A póki co z niecierpliwością czekam na dalszą część.

Wierny czytelnik

Witam

Przyznam, że rozważałem kiedyś ciąże i wynikające z tego problemy. Po przemyśleniu zrezygnowałem na razie z tego pomysłu (co nie znaczy, że nie skorzystam z tego np w 3 lub 4 serii (o ile powstaną :D))

Przede wszystkim, od momentu poczęcia do wykrycia ciąży mija ok 6 tygodni – a jak zauważyliście w czytanej przez was opowieści minęły ok 3-4 tygodnie od początku obozu.
Musiałbym zmienić nieco sposób opowiadania historii i robić większe przeskoki w czasie. Na razie plan mam inny.
Nie wybiegam na razie mocno w przyszłość i sam nie wiem co do końca się wydarzy później. Na pewno poznacie jeszcze kilka nowych postaci – niektóre zagoszczą w serii na dłużej, inne pobędą tylko w jednym odcinku (w następnym epizodzie czeka was np ładna góralka:) – Na razie plan mam na 3 kolejne odcinki i dopiero wtedy zacznę tworzyć koncept finału.

Pozdrawiam:)

Nie, ciążą to chyba trochę za poważny temat na taką serię. Jedyne co mi przychodzi do wykorzystania na kiedyś, to że się panience wydaje, bo się jej okres spóźnia 😉 – i niech się trochę pomęczy we własnej głowie. Ale to taka luźna sugestia na daleką przyszłość.

Ja bardziej myślałem o chorobach – po prostu zauważyłem odstępstwo względem pierwszej serii. Nie, żeby mi przeszkadzało albo żeby od razu musiał coś złapać, tylko uważnie czytam 😉 .

Uznałem, że pisanie o gumkach przy każdej scenie będzie monotonne, zwłaszcza, że w tej odsłonie Robert bawił się z doświadczonymi kobietami. Można więc sobie dopowiedzieć, że to one zadbały o zapobiegnięcie wpadki. Choróbsko przenoszone drogą płciową wykluczam na pewno. Po prostu nie chcę iść tą drogą i męczyć naszego bohatera. Zwłaszcza, że sam nie miałem doświadczenia z takimi sytuacjami i poruszałbym się całkowicie po omacku:)

Mniam! Robert jak zwykle na poziomie. Przeczytałem z ogromnym zadowoleniem, wprawdzie odniosłem lekkie wrażenie, że Autor odkładał rozmowę Robert i Agi, ponieważ nie ma jeszcze jej konceptu, ale z pewnością nie jest to coś negatywnego. 🙂 no i oczywiście czekam na więcej.

Pozdrawiam WW.

Przy okazji zastanawia mnie jedna rzecz. Zdjęcie pod opis czy opis pod zdjęcie? 🙂

Pozdrawiam WW.

Jeśli chodzi o to konkretnie zdjęcie to zobaczyłem je gdzieś w necie pod jakimś artykułem modowym i od razu wiedziałem, że to Hania:)

Coyocie,

od co najmniej poprzedniej części zauważam, że opisy swoich bohaterek niemal spisujesz z fotek, którymi ozdabiasz opowiadania. Przyznam, że to sprytna i jednocześnie zabawna metoda 🙂 Wcześniej też to robiłeś? Przyznaj się koniecznie, w których tekstach!

Pozdrawiam
M.A.

Słusznie zauważyłeś. W poprzedniej części opis Zuzy pokrywa się z obrazkiem. Pierwszy raz zastosowałem to chyba w części 8 Roberta (epizod z gdzie doszło do "bliskiego" spotkania Roberta i Ewy). Na pewno też część 12 zgrywa się z obrazkiem (Maja) i kilka innych (mandarynki, On,ona oni, i zabójcze układy – choć te na pewno nie tak jak te w/w).

Zazwyczaj zdjęcie mam wcześniej i do niego dostosowuję tekst (jest to kwestia zaledwie zdania, może dwóch). Oczywiście fotka musi być starannie dobrana. Moje wyobrażenie postaci musi się pokrywać z tym co na niej jest.

Pozdrawiam.

Ach, poznać takiego Roberta i mieć go dla siebie choćby na kilka godzin… 🙂
Uwielbiam ten cykl, jest lekki, zabawny i przyjemny w odbiorze 🙂
Eileen

Cudowny odcinek! Jak Ty to robisz? Chce sie czytac bez przerwy! Devon

Świetne! Robert w przyjemny sposób komplikuje sobie życie a wy go chciecie w pieluchy wrobić 😛 nieczuli jesteście 😀 Sam mam przynajmiej dwie takie "ciotki" z którymi pojechałbym w góry 😉

Może w takim razie wspomóż Autora inspiracją i podeślij mu kilka szczegółów. Kto wie, może po zakończeniu "Przygód Roberta" Coyotman pokusi się o spisanie "Przygód Karola" 🙂 Czyż nie byłoby fajnie zostać unieśmiertelnionym na łamach kojotowej prozy?

Pozdrawiam
M.A.

Uniesmiertelnienie wydaje się kuszącą prpopozycją ale moje życie erotyczne raczej nie jest tak bujne jak Roberta i wątpię czy znalazło by się coś wartego opisania 😉 a jeśli Kojot musiałby coś wymyślać troszkę się tego obawiam 😛 nie ujmując nic wyobraźni autora

A co do inspiracji? Uważam że autor sam wie co napisać mogę jedynie coś zasugerować co oczywiście chętnie uczynię jesli Autor o to poprosi 😉

Rzecz w tym, że Kojot nasz bardzo nieśmiały. Możesz go zatem wesprzeć bez czekania na prośbę, bo ta może nigdy nie nadejść 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Spokojnie panowie. Na razie wystarczy mi inspiracji. Poza tym co za dużo ciotek to nie nie zdrowo:) Robert musi mieć urozmaicone przygody:)

Miałem dziwne wrażenie nienaturalności nastolatków. Tyle, że nie mam się jak tego czepić, bo robią to, co robi się w tym wieku. Daję 5.

Podczas pisania staram się żeby wyszło jak najlepiej. Nienaturalność pewnych sytuacji czy zachowań w twoim odczuciu być może wynika z przyjętej konwencji. Robertowi wszystko przychodzi dość łatwo i zwyczajnie może wydawać się to naciągane. Trudno pisać dialogi prowadzące do seksu tak aby wyszły całkowicie naturalne. Pewnie gdybyśmy sami siebie posłuchali w analogicznej sytuacji też mogło by to wydawać się nieco dziwne.

Z drugiej strony, nie jestem w stanie w pełni usatysfakcjonować wszystkich:)

Już w przyszłym roku skończę 18 i będę mogła legalnie czytać twoje jak i innych opowiadania 🙂

Ps. Po wakacjach będę czekała na rok szkolny. Pozdrawiam autorów NE!

A po 40 Robert napisze bestsellerową powieść "Bóg nas nienawidzi" i wszystko ułoży się w logiczną całość.:D Pamiętam czasy, kiedy sam nie byłem przekonany do przyjętych przez autora założeń, chciałem więcej realizmu w tych tekstach. Teraz wiem, że się myliłem.

Robert jest uroczy, taki jaki jest, ze swoim nieprawdopodobnym szczęściem i magnetyzmem. Trochę przypadkowy brak prezerwatywy może być pretekstem do ciekawego wątku pobocznego. Szkoda, że pominąłeś choćby rozmowę z ciotką, ale liczę na to, że sprawa wróci i nie będę zawiedziony.
Ogólnie? Klasa, ale ja jestem skrzywiony, od dawna jestem zdeklarowanym fanem Roberta. 🙂
Pozdrawiam,
Foxm

Kiedy będzie następna część?

W połowie sierpnia:)

Czu premiera kolejnej części, będzie wkrótce ? 🙂

Uprzejmie informuję, że zgodnie z naszym rozkładem jazdy następne opowiadanie Coyotmana zostanie opublikowane w dniu 25 sierpnia 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Dopiero 25 sierpnia… Toż to jeszcze cały tydzień! Jak ja tyle wytrzymam? 😉 Nie mogąc się doczekać przeczytałem sobie ponownie, "ciurkiem" wszystkie 15 części.
Odnośnie poruszonego tematu ciąży, to przyszedł mi on do głowy już sporo wcześniej, kiedy czytałem pierwszą serię (i tym bardziej, jak przeczytałem po raz drugi). A to dlatego, że (jak nie wiem, czy zwróciliście uwagę) Robert pod koniec wyjazdu najwyraźniej zupełnie zapomniał o antykoncepcji, kiedy na pożegnanie "obdarowywał swym życiodajnym płynem" najpierw Asię (która przecież kilka dni wcześniej poinformowała go, że zbliżają się jej dni płodne), a później Maję (która wcześniej sama uczyła go, żeby zawsze pamiętał o zabezpieczeniu), przy czym o ile w tej części można by było tą kwestię uznać za niedopowiedzianą, o tyle wtedy opisy były jednoznaczne ("Przylgnąłem mocno do ciała dziewczyny i wyrzucałem w jej głąb pokłady nasienia", "Poczułem ten elektryzujący impuls i zacząłem nadziewać Maję swoim nasieniem.(…)Mój penis wciąż tkwił w jej wnętrzu pulsując jeszcze nieco po wykonanej pracy.").
A tak ogólnie, to opowiadania są po prostu świetne i bardzo wciągające (o czym chyba dobrze świadczy początek mojej wypowiedzi). Jedyne, czego mi może trochę brakuje w drugiej serii, to, tak dla równowagi, jakichś nieco odważniejszych scen z młodszymi bohaterkami (jakimiś ciekawymi świata rówieśniczkami Roberta – takimi odpowiedniczkami Asi i Pauliny z pierwszej serii), bo ostatnio fabuła została opanowana niemal w całości przez doświadczone kobiety, przynajmniej o kilka lat starsze od głównego bohatera. No i może wróci motyw zdobywania nowych doświadczeń (jakieś nowe techniki itp.)?
Pozdrawiam,
Fan "Najlepszej Erotyki" (a wcześniej "Dobrej Erotyki") i oczywiście "Przygód Roberta"

Witam.
Pierwotnie kolejna część miała pojawić się dziś, ale się nie wyrobiłem. Mniej siedziałem przy klawiaturze – wiadomo, jest ciepło i trzeba z tego korzystać póki to trwa. Jak już miałem nieco wolnego czasu, spędzałem go poza domem:)

Jeśli chodzi o twój apel o młodsze koleżanki dla Roberta to możesz być spokojny:) Pojawią się już w kolejnej odsłonie.
Co do ciąży – już pisałem wyżej – na razie nie planuję takiego wątku.

Zdradź nam, kiedy możemy spodziewać się następnej części. Człowiek dziennie, a raczej każdej nocy 😉 zaglada na NE sprawdzić czy pojawiła się już kolejna część Przygód, a tu pusto.
Pozdrawiam wierny fan od czasów Dobrej Erotyki.

Wybacz nie przeczytałem komentarzy powyżej. Już wiem, że jeszcze 3 dni muszę czekać.

Z matką kolegi to już było przegięcie. Coś czuję że z ciotką będzie następne.

Ludzie powiadają że w Australii, przyroda robi wszystko żeby człowieka zabić. W tym opowiadaniu otoczenie zdaje się robić wszystko by wyruchać Roberta. Dzięki Ci Kojocie, gdziekolwiek Jesteś, za Twoją Australię ;).

Napisz komentarz