Opowieść helleńska: Demetriusz XII (Megas Alexandros)  4.63/5 (81)

28 min. czytania

Joseph Marie Vien, „Greczynki w kąpieli”

Nad zmęczonymi upałem Atenami wreszcie zachodziło słońce. Cienie budowli wydłużały się, obejmując we władanie ulice i zaułki wielkiej metropolii. Tysiące ludzi − obywateli, metojków i przyjezdnych − wypełniały wnętrza tawern, domów gry, publicznych łaźni i burdeli, jak również przybytków łączących cechy wszystkich pozostałych. Wino lało się strumieniami, ladacznice siadały na kolanach klientów, a dziesiątki tysięcy drachm przechodziły z rąk do rąk.

Na godzinę przed zmierzchem do willi Dionizjusza z Faleronu przybył Meleager, macedoński ambasador. Jego eskortę stanowiło czterech rosłych barbarzyńców z trackiego plemienia Bizaltów. Towarzyszyła mu również dziewczyna, zgodnie z obyczajami polis odziana w kryjącą całe ciało suknię z błękitnego lnu. Jej twarzy nie zasłaniała wszakże woalka, chroniąca każdą wolno urodzoną kobietę przed bezczelnymi spojrzeniami mężczyzn. Nie było takiej potrzeby – Raisa była przecież niewolnicą. Niebacznie wręczonym podarunkiem, który miał właśnie zostać zwrócony.

U wrót willi ambasadora powitał Lizander, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Dionizjusza, w asyście wyperfumowanych eunuchów. Poprowadził Meleagra przez przedpokoje rozległej rezydencji (tam też pozostali Trakowie) na wewnętrzny dziedziniec, gdzie znajdował się ogród i niewielka fontanna. Tam na
gości czekał już pan domu. Przywdział biały chiton oraz himation w tej samej barwie, ozdobiony purpurową lamówką. U jego boku stały trzy niewolnice − Chara, Anteja i Eufraksja. Każda prezentowała inny typ urody. Wszystkie jednak były piękne. To był jeden z powodów, dla których je zakupiono. Za każdym razem, gdy Dionizjusz postanawiał nabyć kolejną służącą dla swojej żony, najpierw upewniał się, czy prócz umiejętności gotowania i przędzenia ma ona również inne, cenniejsze dla niego atuty.

Pierwsza z dziewczyn została przez bogów pobłogosławiona długimi, ognistorudymi włosami, które spływały na jej ramiona i plecy, sięgając aż do pośladków. Miała bladą cerę, kilka piegów na nosie i wielkie, zielone oczy. Była najmłodsza z całej trójki. Nieduży, ale kształtny biust zarysowywał się wyraźnie pod materiałem białego peplosu. W żyłach Anteji musiała płynąć krew greckiego plemienia Dorów, o czym dobitnie świadczyły jej blond loki oraz oczy o barwie wieczornego morza. Była nieco niższa od Chary i miała bardziej bujne kształty − obfite piersi i szerokie biodra, a także krągłą pupę. Błękitna suknia opinała ciasno jej ciało, podkreślając wszystkie jego walory. Rozcięcie z boku ukazywało długą, zgrabną nogę dziewczyny. Eufraksja była jeszcze inna. Wysoka, szczupła, o alabastrowej cerze i kruczoczarnych, prostych włosach spiętych w warkocz, który sięgał jej ud. By podkreślić bladość jej ciała − atut bardzo ceniony u niewiast przez Ateńczyków − ubrano ją w gustowną czerń ze srebrnymi obszyciami. Asymetryczna szata trzymała się na nefrytowej broszy, zdobiącej lewe ramię niewolnicy − prawe zaś było całkiem obnażone.

Zgodnie z umową, w zamian za oddanie Raisy macedoński ambasador miał prawo wybrać sobie dwie spośród niewolnic Dionizjusza. Pragnąc uchronić przed lubieżnym spojrzeniem Meleagra swoją ulubioną, Fenicjankę Kleopatrę, Falerończyk ukrył ją w odległej komnacie i kategorycznie zabronił pojawiać się w okolicy dziedzińca. Ryzyko, że wybór padłby właśnie na nią, było stanowczo zbyt duże.

Kiedy Lizander wprowadził Macedończyka na dziedziniec, Dionizjusz uśmiechnął się promiennie, rozłożył szeroko ramiona i zawołał:

− Witaj, drogi Meleagrze! Bądź pozdrowiony w moim domu!

− Miło znów w nim gościć, przyjacielu − ambasador zbliżył się do Ateńczyka i mężczyźni objęli się jak starzy druhowie. − Wciąż miło wspominam swą poprzednią wizytę.

− Miejmy nadzieję, że i ta zapisze ci się w pamięci. Napijemy się wina?

− Z chęcią.

Jeden z pozbawionych męskości niewolników zbliżył się do nich przywołany gestem. W obydwu dłoniach dzierżył napełnione już kielichy. Ateńczyk i Macedończyk spełnili toast za przyjaźń między swoimi narodami i powodzenie króla Aleksandra w Azji. Gdy oddali opróżnione naczynia słudze, Dionizjusz rzekł:

− Zanim przejdziemy do sali sympozjonów i pomówimy o poważnych sprawach, proponuję, byśmy wpierw dokonali wymiany. Raiso, podejdź do mnie.

Iliryjka drgnęła usłyszawszy swoje imię. Posłała Ateńczykowi pełne niepewności spojrzenie. Potem rozejrzała się szybko po dziedzińcu. Szuka mojego syna, pojął Dionizjusz. Miała nadzieję, że będzie na nią czekał, że uratuje ją z rąk macedońskiego rozpustnika. Przez ostatnie dni była własnością Meleagra, sprezentowaną mu niczym drogocenna klacz. Teraz wracała do domu, w którym spotkało ją równie wiele dobra, jak i zła. I nie odnajdywała jedynej osoby, przy której czuła się naprawdę bezpiecznie. Współczułby jej, gdyby choć trochę go obchodziła.

Raisa ruszyła w jego stronę. Szła na sztywnych nogach, jakby z wysiłkiem. Nagle Meleager chwycił ją za ramię. Skrzywiła się i syknęła, gdy zacisnął palce.

− Chwileczkę − zawołał, uśmiechając się wyjątkowo lubieżnie. − Spędziłem z tą gołąbeczką rozkoszny tydzień. Muszę się z nią pożegnać.

− Sądziłem, że już to zrobiłeś − Dionizjusz nie dał po sobie nic poznać, ale poczuł, że powoli ogarnia go gniew. Ten parweniusz bawi się moim kosztem, pomyślał. Cała sytuacja była już wystarczająco przykra i poniżająca. Wydawało się jednak, że ambasador postanowił wyzyskać ją do cna. − Czy życzysz sobie zabrać ją do jednej z ustronnych komnat?

− To nie będzie konieczne. Miałem ją tuż przed przyjściem tutaj. Teraz pragnę jedynie pocałunku.

Ateńczyk nie zdążył odpowiedzieć. Meleager przyciągnął Raisę ku sobie, objął jej talię ramieniem i wpił się zachłannie w rozchylone wargi dziewczyny. Włosy Iliryjki zasłoniły Dionizjuszowi widok, lecz był pewien, że właśnie w tej chwili Macedończyk wciska w jej usta swój język. Mam nadzieję, że ją zemdli, pomyślał ze złością. Gdyby zwymiotowała na ambasadora, to dopiero byłby pyszny widok! Falerończyk zapłaciłby wiele, by upamiętniające to zdarzenie rysunki pojawiły się na wszystkich murach dookoła macedońskiej ambasady.

W końcu Meleager nasycił się pocałunkami. Wypuścił Raisę ze swych ramion, po czym pchnął ją lekko w stronę Dionizjusza.

− Będzie mi ciebie brakowało, gołąbeczko − rzucił jeszcze w ślad za nią, po czym zwrócił się ku swemu gospodarzowi: − Liczę, że ślicznotki, które tutaj widzę, pozwolą mi zapomnieć o błękitnych oczach Iliryjki. A także o jej wielkich piersiach oraz ciasnej cipie.

− Nie będziesz miał powodów do narzekań − Dionizjusz nagle poczuł się jak stręczyciel stojący na progu taniego burdelu. Gdyby to nie był człowiek Antypatra, kazałbym go zabić… Z trudem zapanował nad furią, która rozsadzała mu pierś. Posłał poirytowane spojrzenie Raisie, która natychmiast opuściła oczy, zalękniona. − Idź do komnat niewolnic − rozkazał jej. − Ktoś tam się tobą zajmie. Znasz drogę.

Skinęła głową i czym prędzej opuściła dziedziniec. Tymczasem Meleager zbliżył się do trzech dziewcząt, które zostały mu zaprezentowane. Przyjrzał się po kolei każdej z nich − długo i uważnie. Niewolnice patrzyły na niego z nieskrywanym lękiem. Były przerażone jego posturą mitycznego olbrzyma, a także paskudną blizną idącą w poprzek szerokiej, brodatej twarzy. Z pewnością każda modliła się teraz, by wybór Macedończyka padł na pozostałe dwie. Ich pan bywał wprawdzie surowy i prędko wpadał w gniew, ale przecież był cywilizowanym Ateńczykiem, w dodatku bardzo przystojnym. Meleager zaś wydawał się jego całkowitym przeciwieństwem − szpetnym parweniuszem o manierach i języku barbarzyńcy. Ambasador dostrzegał ich strach, lecz nic sobie z tego nie robił. Nie zamierzał też zbyt szybko podejmować decyzji. Zażądał następnego kielicha wina i opróżnił go kilkoma łapczywymi haustami.

− Pamiętam, że była u ciebie jeszcze jedna − stwierdził nagle. − Smagła czarnulka o ciemnych oczach. Posągowy biust i tyłek godny jego wagi w złocie.

− Masz na myśli Fenicjankę. Niestety, nie mogę ci jej oddać, gdyż nie należy do mnie − skłamał gładko Dionizjusz. − Była częścią posagu mojej żony. Eurynome jest do niej wielce przywiązana.

− Ach tak. Miałem wrażenie, że Iliryjka też nie była twoją własnością, a jednak mi ją podarowałeś. Ale mniejsza o to. Wiem, jakie to nieszczęście rozjuszyć żonę. Dlatego sam nigdy się nie ożeniłem!

Parsknął śmiechem z własnego dowcipu. Ateński strateg przez grzeczność zmusił się do uśmiechu.

− Na Zeusa, Dionizjuszu! − zawołał Meleager. − Masz dobry gust, to muszę ci przyznać. Będę miał kłopot z wyborem.

− To jeden z tych kłopotów, które każdy chciałby mieć.

− Muszę zobaczyć więcej. Niech natychmiast zrzucą te łaszki!

Niewolnice jęknęły unisono. Anteja przygryzła nerwowo wargę. Chara zaczerwieniła się aż po koniuszki uszu. Eufraksja popatrzyła na Dionizjusza. Ten jednak nie dał dziewczętom żadnej nadziei:

− Słyszałyście rozkaz jego ekscelencji. Na co jeszcze czekacie?!

Usłuchały po krótkiej chwili. Pierwsza zrobiła to Eufraksja, pełnym rezygnacji ruchem sięgając do broszy na ramieniu. W ślad za nią poszły pozostałe. Drżącymi rękoma rozsupływały wiązania swych szat. Żadna z nich nie chciała ukazać się nago przed oczyma Macedończyka. Wszystkie trzy wiedziały jednak, że kara za nieposłuszeństwo byłaby bardzo surowa.

Czarna suknia spłynęła z jasnego ciała niewolnicy, ukazując jej nieduże, wysoko osadzone piersi, płaski brzuch, szczupłe biodra oraz smukłe nogi. Dionizjusz popatrzył na różowe brodawki dziewczyny, a potem między jej uda. Wspomniał ostatnią noc, którą spędził właśnie z nią. Tym razem nie przeszkadzała im niechętna obecność jego żony, która na czas swego miesięcznego krwawienia została odesłana do gynajkejonu. Byli sami, tylko we dwoje. Eufraksja, na co dzień chłodna i zdystansowana, w alkowie zmieniła się w pełną namiętności kochankę. Najpierw długo i zapamiętale pieściła go ustami, doprowadzając niemal na sam szczyt. Potem, gdy nieco ochłonął, dosiadła go i zaczęła ujeżdżać, z całych sił nabijając się na jego wyprężoną męskość. Ten rodzaj miłosnych igraszek nie mógł trwać długo. Orgazm Ateńczyka był długi i intensywny. Krzyczał z rozkoszy, wbijając palce w udo i biodro dziewczyny i wytryskiwał głęboko w zaciśniętej na jego członku szparce.

Następna rozebrała się Anteja. Jej uwolnione z sukni ciężkie piersi unosiły się w przyspieszonym oddechu. Pozbycie się odzienia najwięcej czasu zajęło Charze. Dionizjusz pamiętał, że nawet w sypialni wstydziła się pokazywać mu swoje ciało. W końcu jednak i ona stanęła nago obok pozostałych niewolnic. Ateńczyk poczuł, że pod chitonem jego penis prędko napręża się i sztywnieje. Było wszak na co popatrzeć! Jeśliby zignorować zalęknione spojrzenia, dziewczęta wyglądały niczym Afrodyta, Atena i Hera pozujące przed młodym Parysem w czasie słynnego konkursu piękności. Efekt psuł tylko Meleager, który w niczym nie przypominał powabnego królewicza z Troi.

Macedończyk kazał napełnić swój kielich, a teraz popijał zeń wolno, ledwo sącząc trunek. Niespiesznie przyglądał się ciałom niewolnic, rozkoszując się ich urodą. Wiedziały, jak należy pozować przed mężczyzną. Żadna nie próbowała zasłaniać swoich piersi ani świeżo wydepilowanego łona − wiedziała bowiem, że spotkałaby ją za to kara. Eufraksja uniosła ramiona i wplotła palce we włosy. Chara skrzyżowała nadgarstki za plecami. Anteja trzymała ręce wzdłuż ciała. Ich spojrzenia były wbite w podłoże.

Ambasador zbliżył się do nich, jakby sama obserwacja mu nie wystarczyła. Uniósł rękę i położył dłoń na piersi rudowłosej. Zacisnął na niej palce, badając jej jędrność. Chara zamknęła oczy.

− Tę wezmę na pewno − oznajmił. − Lubię dziewki o ognistych lokach. Często miewają też ognisty temperament!

− Dobry wybór, przyjacielu − odparł Dionizjusz. − Jestem pewien, że Chara w pełni cię zadowoli.

− Możesz już się ubrać − rzekł Macedończyk. − Nie będziesz przecież paradować po ulicach miasta nago!

Niewolnica podziękowała cicho i pochyliła się, by podnieść z ziemi swój peplos. Meleager zaś podszedł do Eufraksji i Anteji. Je również zaczął bezwstydnie obmacywać. Ścisnął w dłoni pośladek brunetki oraz pierś blondynki. Ta ostatnia jęknęła cicho z bólu, lecz Macedończyk całkiem to zignorował.

− Trudny wybór − rzekł, marszcząc brwi. Oddał wciąż napełniony do połowy kielich eunuchowi i zatarł ręce. − Nie ma rady. Będę musiał dokonać ostatecznego sprawdzianu! Stańcie w rozkroku, ślicznotki.

Gdy tylko spełniły rozkaz, sięgnął między ich uda. Przez chwilę gładził wzgórki łonowe obydwu dziewcząt. A potem wsunął po dwa palce w ich pochwy. Eufraksja zacisnęła usta, Anteja zaś westchnęła głośno. Macedończyk poruszał chwilę dłońmi, zagłębiając swe palce we wnętrzu każdej z niewolnic. Dionizjusz przyglądał się temu z maską obojętności na twarzy. Czy on próbuje mnie poniżyć, czy też sprowokować − zastanawiał się. Może myśli, że sposób, w jaki traktuje moją własność, spowoduje, że stracę panowanie nad sobą? Jeśli tak, ambasador się przeliczy. Strateg zamierzał dziś trzymać swe nerwy na wodzy. Kiedyś, gdy już nie będzie potrzebował Meleagra, ten zapłaci mu za wszystkie upokorzenia.

− Czarnulka jest wyraźnie ciaśniejsza − zawyrokował Macedończyk. − Szybciej też puszcza soki. Chyba lubi to, co jej robię. Zdecydowałem. Biorę ją.

Wysunął palce spomiędzy ud niewolnic. Eufraksja pochyliła głowę, załamana faktem, że to na nią właśnie padł wybór. Anteja z trudem stłumiła westchnienie ulgi.

− Skoro mamy to już za sobą, zapraszam cię do sali sympozjonów − rzekł Dionizjusz. − Przy wieczerzy będziemy mogli pomówić o rzeczach większej wagi.

− Najwyższa pora − zgodził się ambasador. – Zbyt wiele czasu już zmitrężyliśmy. Choć przyznam ci szczerze, że była to bardzo przyjemna mitręga. Mam pomysł! Dziewki, które wybrałem, będą nam usługiwać przy wieczerzy. Z pewnością zechcesz sobie na nie jeszcze popatrzeć, czyż nie, Dionizjuszu?

− Naturalnie − odparł Ateńczyk, marząc tylko o tym, by zedrzeć tamtemu z twarzy pełen samozadowolenia uśmieszek. Przyjdzie taki czas, pomyślał, że ani on, ani Antypater nie będą już dla mnie nic znaczyć. Wtedy Meleager przekona się, co naprawdę znaczy gniew Dionizjusza z Faleronu.

* * *

Idąc do komnat niewolnic, Iliryjka wypatrywała wszędzie Demetriusza. Nie pojawił się na dziedzińcu, gdy dokonywano wymiany, lecz to jeszcze potrafiła to zrozumieć. Może obecność tam byłaby dla niego zbyt upokarzająca. Zapewne nie chciał oglądać ukochanej dziewczyny przekazywanej z rąk do rąk jak zwykły przedmiot. Ale dlaczego nie przyszedł do niej później? Tego nie umiała pojąć.

W części domu przeznaczonej dla służby spotkała zarządcę Aszura. Eunuch zbył jej pytania niecierpliwym machnięciem ręki, a potem rozkazał, by udała się do łaźni i oczekiwała tam na dalsze polecenia. Raisa posłuchała skwapliwie. Po ostatnim zbliżeniu, do którego zmusił ją Meleager, czuła pilną potrzebę kąpieli. Chciała czym prędzej zmyć z siebie jego pot, ślinę i nasienie. A także wspomnienia ostatnich dni i nocy, które spędziła jako zabawka macedońskiego ambasadora. Poza tym miała nadzieję, że w łaźni czeka już na nią pewien drogi jej młodzieniec.

Tu również spotkał ją jednak zawód. Pomieszczenie było puste. Oświetlało je kilka lamp oliwnych, dzięki czemu mogła podziwiać freski pokrywające ściany. Przedstawiały one motywy mityczne i erotyczne zarazem − wyuzdane igraszki nereid i trytonów, rozgrywające się w morskiej scenerii. Pośród splecionych w miłosnych uściskach postaci przepływały delfiny oraz niezwykle kolorowe ryby. Artysta, który wykonał malowidło, puścił wodze fantazji − zarówno w kwestii wyglądu morskiej fauny, jak i różnorodności pozycji, w jakich można było ofiarować i przyjmować rozkosz.

Iliryjka zrzuciła w progu błękitną suknię, którą otrzymała od Meleagra. Domyślała się, że więcej już jej nie założy. W domu ateńskiego stratega niewolne dziewczęta nosiły (poza szczególnymi okazjami, takimi jak sympozjony, na których usługiwały) proste, białe szaty z pośledniego materiału. Nie pozwalano im na biżuterię ani na skrapianie ciał wonnymi olejkami sprowadzanymi ze Wschodu. Miały być skromne, pokorne i uniżone, jeśli nie chciały zasłużyć na chłostę, którą równie chętnie co Dionizjusz wymierzała też jego małżonka. Raisa nie żałowała wszakże sukni. Stanowiła ona dowód upokorzenia, o którym pragnęła jak najprędzej zapomnieć.

Zstąpiła do basenu po schodkach wyciętych w kamieniu. Chłodna woda otuliła jej ciało, przynosząc ulgę po dniu spędzonym w bezlitosnym skwarze. Zanurzyła się po talię, zaczerpnęła wody rękoma i wylała ją na swój biust. Strużki prędko popłynęły w dół, po jej brzuchu. Sięgnęła po mydło z olejku cyprysowego, które czekało na brzegu basenu. Zaczęła mydlić swoje piersi, a także zagłębienie między nimi. Ze wstrętem pomyślała, że to właśnie w tym miejscu lubił kończyć Meleager. Nie chciała nawet liczyć, ile razy spuścił się pomiędzy jej obfitymi półkulami, wydając z siebie na wpół ludzkie, na wpół zwierzęce odgłosy.

Właściwie nie miała specjalnych powodów, by się skarżyć. Macedończyk nie znęcał się nad nią, zaś w alkowie był mniej brutalny niż jego rodak, Kassander, pierwszy właściciel Raisy − mężczyzna, który pozbawił ją dziewictwa. Sypiał z nią często, lecz zwykle nie musiała mu się oddawać częściej niż dwa razy w ciągu nocy. Podczas dnia raczej zostawiał ją w spokoju, pochłonięty przez swe oficjalne obowiązki. Mogła trafić znacznie gorzej. A mimo to nie potrafiła myśleć o dniach, które spędziła jako własność ambasadora, inaczej niż z mieszaniną żalu i obrzydzenia.

Po piersiach przyszedł czas na brzuch. Mydliła go okrężnymi ruchami, a jej usta poruszały się w niemej modlitwie. Błagała Anzotikę, iliryjską boginię miłości i płodności oraz helleńską Afrodytę o to, by odwróciły spojrzenie od jej łona. Meleager bowiem kilkakroć wytrysnął w jej pochwie i bała się, że mógł uczynić ją brzemienną. Jak większość niewiast, Raisa chciała zostać matką. Pragnęła jednak urodzić synów oraz córki Demetriuszowi − i tylko jemu. Marzyła o tym, że pewnego dnia jej kochanek uzna je za własne i tym samym daruje im swobodę. Jako dzieci niewolnicy nigdy nie zostałyby obywatelami Aten, lecz mogłyby zamieszkać w Mieście jako metojkowie. Gdyby jednak okazało się, że to Macedończyk jest ojcem… Przysięgła sobie, że uczyni wszystko, by pozbyć się płodu. Nawet gdyby miała położyć na szali własne życie.

Spłukała pianę z piersi oraz brzucha, a następnie pochyliła się i zaczęła myć swe jasne włosy. To w nich najdłużej utrzymywały się zapachy, których usiłowała się pozbyć. Gdy lśniły już czystością, Raisa stanęła wyprostowana w basenie. I dopiero wtedy ujrzała, że nie jest już w łaźni sama.

Fenicjanka stała na brzegu basenu. Przywdziała pyszną, czerwoną suknię z półprzezroczystego jedwabiu, haftowaną złotymi nićmi. Szata miała asymetryczny krój − całkiem spowijała prawą nogę dziewczyny, lewą zaś odsłaniała aż po udo. Hojny dekolt więcej pokazywał, niż starał się ukryć. To była piękna, wyzywająca i z pewnością bardzo kosztowna kreacja. Dopełniały ją złote kolczyki z korundami, bransoleta na prawym przedramieniu oraz łańcuszek wokół lewej kostki. Raisa spoglądała na to wszystko z zazdrością. Kleopatra była jedyną niewolnicą, której nie dotyczyły ograniczenia odnośnie stroju oraz ozdób. Cieszyła się bowiem specjalnymi względami pana domu. Z tej też przyczyny (a także z uwagi na fakt, że była cudzoziemką z odległego kraju) inne dziewczęta darzyły ją głęboką niechęcią. W komnatach niewolnic nie mówiono o niej inaczej niż „ta fenicka kurewka”.

Teraz wszakże „fenicka kurewka” miała na sobie odzienie − nawet jeśli dość skąpe − natomiast Raisa była całkiem naga. Nie była to dla Iliryjki komfortowa sytuacja. Nim zdążyła o tym pomyśleć, już uniosła ręce, by zasłonić swój ociekający wodą biust. Kleopatra tylko się uśmiechnęła.

− Moja droga… taka wstydliwość nie przystoi niewolnicy. Masz ładne ciało i nie powinnaś go ukrywać.

− Nie muszę też pokazywać go wszystkim.

− To prawda. Ale myślę, że dobrze wiesz, komu warto je pokazać. Zastanawiałam się, czym tak oczarowałaś naszego pana, że postanowił odzyskać wręczony już ambasadorowi dar. Teraz zaczynam rozumieć. Najwyraźniej stęsknił się za swą iliryjską ślicznotką.

− Nie należę do niego − stanowczo sprzeciwiła się Raisa − lecz do jego syna, Demetriusza. I tylko on ma do mnie prawo.

− A jednak to Dionizjusz oddał cię Macedończykowi. On także zdecydował, że masz wrócić do tego domu. Zresztą, Demetriusz od wielu dni przebywa już poza willą. Jego komnata jest pusta, a łoże zimne.

Iliryjka poczuła nagły niepokój.

− Co chcesz przez to powiedzieć?

− Nie obawiaj się − odparła Kleopatra. − Nic mu nie jest. Po prostu syn poróżnił się z ojcem. Za jakiś czas im przejdzie. Wtedy, jak sądzę, ujrzysz znów swego chłopca. I wtedy przekonasz się, czy wciąż jeszcze coś dla niego znaczysz.

− Demetriusz nie jest taki jak inni!

Fenicjanka roześmiała się. Był to śmiech przesycony goryczą.

− Jesteś jeszcze bardzo młoda, Iliryjko. Pewnego dnia przekonasz się, że wszyscy mężczyźni są tacy sami. Nikt nie wie tego lepiej niż ja.

− Nabyłaś tę wiedzę w domu rozkoszy? − odgryzła się Raisa. Przeszłość Kleopatry nie była tajemnicą w domu Dionizjusza z Faleronu. Plotki, zwłaszcza te bardziej skandaliczne, szybko rozchodziły się wśród niewolnic. − Tego, z którego wyciągnął cię Kassander? W takim razie sama sobie przeczysz. On okazał się lepszy od pozostałych.

Jej słowa okazały się celne. Smagłolica niewiasta milczała przez dłuższą chwilę. Kiedy znów się odezwała, znać było, że stara się stłumić gniew.

− Nie przyszłam tu rozprawiać o dawnych dziejach, ani tym bardziej o naturze mężczyzn. Nasz pan pragnie cię widzieć w swej alkowie, gdy tylko skończy się sympozjon. Wychodź z basenu. Pora cię osuszyć. Myślę, że starczy nam też czasu, by natrzeć cię jakimś wonnym olejkiem. Nawet po kąpieli pachniesz jak iliryjska koza.

− On nie jest moim panem!

− Co z tego, głupia dziewko? Jeśli nie będziesz mu posłuszna, ukarze nas obie. Może ty lubisz pocałunek bata. Słyszałam, że niektóre dzikuski nawet w tym gustują. Ja jednak wolę trzymać go z dala od moich pleców.

Raisa wiedziała, że dalszy opór nie ma sensu. Pod nieobecność Demetriusza była zdana tylko na siebie. Choć nigdy nie czuła pożądania wobec jego ojca, to przecież Dionizjusz nie był Meleagrem. Nie pierwszy raz miała umilić mu noc. Poradzi sobie z tym najlepiej, jak potrafi. A potem będzie żyła dalej, w nadziei, że los znów zetknie ją z jej ukochanym chłopcem.

Wychodząc z basenu, cały czas czuła na sobie spojrzenie tamtej − oceniające i krytyczne. Czym prędzej sięgnęła po ręcznik złożony na ławie pod ścianą. Owinęła się nim tak, by skryć przed Kleopatrą najbardziej intymne zakamarki swego ciała. Być może wstydliwość nie przystoi niewolnicy, ale mało ją to teraz obchodziło. Poza tym nie miała zamiaru dawać „fenickiej kurewce” nadmiernej satysfakcji.

* * *

Dionizjusz odprowadził ambasadora do wrót swej rezydencji. Przez chwilę patrzył, jak zwalisty mężczyzna oddala się w eskorcie Bizaltów, dzierżących w dłoniach pochodnie. Macedończyk nie korzystał z lektyk, w których zwykle poruszali się po Mieście zamożni obywatele. Rzadko też wsiadał na konia. Najczęściej przemierzał Ateny pieszo. Falerończyk uznał, że musiało to być przyzwyczajenie wyniesione z armii. Meleager opowiadał mu kiedyś, że rozpoczął karierę wojskową jako zwykły żołnierz w oddziale pedzetairów − ciężkozbrojnej piechoty króla Filipa. Na własnych nogach po wielokroć przemierzył Macedonię, a także sporą część Ilirii, Dardanii oraz Tracji. W upale i mrozie, w słocie oraz podczas suszy. Niemal zawsze forsownym marszem. Najwyraźniej stare nawyki trzymały długo. W innych okolicznościach ateński strateg uznałby podobne zwyczaje za godne pochwały i świadczące o harcie ducha. Teraz jednak pałał do Macedończyka głęboką niechęcią i uważał jego postępowanie za pretensjonalne.

Kiedy stracił z oczu szerokie plecy Meleagra, odetchnął z ulgą i starał się odprężyć. Przecież właśnie zaczynała się najprzyjemniejsza część nocy. Pomimo to nadal czuł silne rozdrażnienie. By je ukoić, wypił szybko dwa puchary wina. Trunek był mocny i prawie niezmieszany z wodą (tak właśnie pili go Macedończycy). Błyskawicznie uderzał do głowy. Pokrzepiony i nieco już spokojniejszy, Ateńczyk skierował swe kroki do sypialni. Oby to, co tam zastanę, wynagrodziło mi ten przeklęty wieczór, pomyślał, wstępując na schody.

Etolijscy strażnicy zasalutowali, a jeden z nich otworzył przed nim drzwi do alkowy. Dionizjusz stanął w progu i zastygł w bezruchu. Widok, który ukazał się przed jego oczyma, robił wrażenie. W komnacie płonęło parę tuzinów świec, a także kilka lamp oliwnych oświetlających łoże. Przed posłaniem, na środku podłogi pokrytej perskimi dywanami, klęczała iliryjska niewolnica, naga jak w dniu narodzin. Uda miała rozchylone, by ukazać przybyłemu mężczyźnie starannie wydepilowane łono. Jej ręce były splecione za plecami, tak że w naturalny sposób wypinała do przodu biust. Włosy w kolorze słomy były świeżo umyte i uczesane. W powietrzu unosił się delikatny zapach egipskich perfum. Kleopatra doskonale się spisała. Oczywiście, ona również tu była. Stała za plecami Raisy, w sukni, którą niedawno otrzymała od niego w prezencie.

− Czy jesteś zadowolony, mój panie? − spytała po dłuższej chwili z nieśmiałym uśmiechem na ustach oraz szczyptą niepewności w głosie. Choć dziewka, którą przygotowała do spędzenia nocy z Dionizjuszem była niezwykle apetyczna, Fenicjanka nie chciała okazać zbytniej pewności siebie. Wiedziała, że ten surowy mąż nie gustuje w nazbyt sprytnych i aroganckich dziewczętach. Jeśli pragnęła utrzymać go przy sobie, musiała być dokładnie taką, jaką chciał ją widzieć. A także z uśmiechem na ustach znosić to, że sypiał z innymi.

− Moje niezadowolenie budzi tylko jedno − oznajmił. − To, że ty wciąż jeszcze jesteś ubrana.

Kleopatra poczuła wpierw zaskoczenie, a potem radość. Spodziewała się, że dzisiejszej nocy jej rola ograniczy się do sprowadzenia Dionizjuszowi Iliryjki. Bolało ją to, lecz wiedziała, że nie może okazać mu niezadowolenia. To nie był człowiek, który tolerowałby fakt, że jego niewolnice posiadają własne zdanie. Starała się zatem skrywać swoje myśli i postępować tak, by nie mógł jej czynić jakichkolwiek zarzutów. Okazało się to słusznym wyborem. Niemal natychmiast spotkała ją nagroda.

Uniosła ręce do wiązania swej przepysznej sukni. Spoglądając w oczy Dionizjuszowi (miała nadzieję, że wybaczy jej tę bezczelność), poradziła sobie z nimi, najpierw na jednym, a potem na drugim ramieniu. Patrzyła, jak twarz jej pana zmieniała się, gdy delikatny niczym pajęczyna jedwab osuwał się w dół, odsłaniając wszystkie jej wdzięki. Podobnie jak Raisa, nie próbowała nawet zasłaniać swych krągłych piersi oraz całkiem gładkiego podbrzusza. Przed tym mężczyzną nie wolno było nic taić. Gdy była już całkiem naga, z wyjątkiem kosztownej biżuterii, osunęła się na kolana. Uklękła obok Iliryjki, w identycznej pozie. Sądziła, że Ateńczyk weźmie je po kolei. Tylko do niego należał wybór, której zapragnie najpierw. Nie śmiała mu nic narzucać.

Dionizjusz miał wszakże inne plany. Choć bardzo pragnął rzucić się na niewolnice i posiąść je choćby na podłodze, powstrzymał się od tego najwyższym wysiłkiem woli. Prawdziwej rozkoszy należało kosztować powoli, bez właściwego barbarzyńcom i ludziom niskiego stanu pośpiechu. Zbliżył się do stołu, na którym służba zostawiła amforę oraz pojedynczy kielich. Nalał do połowy i skosztował wina. Wyśmienite, cypryjskie, zmieszane z wodą w idealnych proporcjach. Przymknął oczy i ze smakiem oblizał wargi. Wciąż trzymając w rękach kielich, zwrócił się w stronę dziewcząt.

− Wejdź na łoże, Iliryjko − polecił.

Jasnowłosa podniosła się z kolan, posyłając mu nieco zalęknione spojrzenie. Szybko wsunęła się na posłanie i ułożyła na nim na wznak. Po czym znieruchomiała, czekając na dalsze rozkazy. Ateńczyk zbliżył się do smagłolicej Fenicjanki i stanął nad nią. Miała pokornie spuszczoną głowę. Pochylił się, ujął w palce jej podbródek i zmusił, by ukazała mu swą twarz.

− Rozbierz mnie.

Zaczęła od rozwiązywania jego sandałów. Czyniąc to, pieszczotliwie gładziła jego stopy, kostki oraz łydki. Jej dotyk sprawiał mu przyjemność, podobnie jak widok czekającej na niego Raisy. Kleopatra wstała z wdziękiem i zsunęła mu przez głowę himation. Następnie rozpięła pas, a potem zajęła się samym chitonem. Dionizjusz poddawał się jej zabiegom tym chętniej, że przy każdej okazji przesuwała dłońmi po odsłanianych właśnie partiach jego ciała. Gdy był już całkiem nagi, przywarła do niego i ujęła między palce wyprężoną męskość. Masując ją powolnymi ruchami, jednocześnie ocierała się biustem o jego tors. Poczuł, że jej brodawki są bardzo twarde. W oczach niewolnicy skrzyło się pożądanie. Był pewien, że gdyby tylko sięgnął między jej uda, poczułby, jak bardzo jest mokra.

A jednak pragnął teraz Iliryjki. Dlatego chwycił Fenicjankę za ramiona i stanowczo obrócił ją plecami do siebie, a twarzą w stronę łóżka.

− Sprawdź, czy jest już na mnie gotowa − szepnął jej do ucha.

Posłusznie wsunęła się na posłanie i na kolanach dotarła do drugiej niewolnicy. Ułożyła się u jej boku, tak że ich biodra stykały się ze sobą. Obejrzała się na Dionizjusza, który podszedł bliżej i stał teraz nad nimi, przystojny i władczy. Jego oczy płonęły, a penis unosił się w erekcji. Ręka smagłolicej wsunęła się między uda Iliryjki. Ta rozchyliła je szerzej, wiedząc, że nie ma innego wyboru. Palce wniknęły w jej szparkę. Raisa zarumieniła się mocno, zawstydzona ową inspekcją. Po chwili poczucie zawstydzenia jeszcze się wzmogło. Oto bowiem usłyszała głos Fenicjanki:

− Jest sucha, mój panie. Jeśli teraz w nią wejdziesz, zadasz jej wiele bólu.

− Spraw zatem, by zwilgotniała.

Kleopatra skinęła głową. Wciąż penetrując palcami pochwę Iliryjki, kciukiem zaczęła pocierać jej łechtaczkę. Pochyliła się ku jej piersiom i złożyła na jednej z nich długi i mokry pocałunek. Ujęła wargami sutek, jęła na przemian uciskać go i lizać. Mocniej wtuliła się w bok jasnowłosej. Już wkrótce do jej uszu dobiegł cichy jęk tamtej, upewniając ją, że to, co robiła, przynosiło skutki.

Raisa miała w głowie zamęt. Saficzne pieszczoty nie były dla niej czymś całkowicie nowym. Jej pierwsza pani, rozwiązła Mnesarete, żądała czasem od niej oraz od innych niewolnic, by dotykały jej intymnych miejsc. Niekiedy nawet doprowadzały ją w ten sposób na sam szczyt. Nigdy wszakże nie odwdzięczyła się Iliryjce za przeżytą ekstazę. Kleopatra była pierwszą niewiastą, która pieściła ją palcami, wargami, językiem. Czyniła to z biegłością wiernej uczennicy poetki z Lesbos. Gdzież ona mogła się tego nauczyć? Czyżby w domu rozkoszy jej klientami byli nie tylko mężowie? Raisa nie wiedziała zbyt wiele o tego typu przybytkach. Czuła za to, że stopniowo zatraca się w przyjemności…

Po dłuższej chwili Fenicjanka zmieniła pozycję. Zsunęła się w dół ciała jasnowłosej i skłoniła ją, by rozchyliła szerzej uda i ugięła nogi w kolanach. Następnie położyła się między nimi na brzuchu. Raisa uniosła się na łokciach i patrzyła − coraz mocniej podniecona − na to, co robi tamta. Kleopatra pochyliła się właśnie nad jej podbrzuszem i przywarła ustami do sromu. Iliryjka przymknęła oczy i zajęczała głośniej, kiedy język niewolnicy z Tyru wniknął w jej wilgotne wnętrze. Był na przemian twardy i miękki, pieścił ją dokładnie tak, jak pragnęła. Demetriusz, pierwszy mężczyzna, który kochał się z nią w ten sposób, mógłby się wiele nauczyć od smagłolicej.

Popijając wino, Dionizjusz przyglądał się temu, co działo się na łożu. Czuł coraz silniejsze pożądanie, a także ochotę, by posiąść którąś z tych ślicznych dziewcząt, które zabawiały się ze sobą dla jego satysfakcji. Zarazem jednak nie chciał im przerywać. Był ciekaw, jak daleko się posuną. Kleopatra przywarła ustami do szparki Raisy, dłońmi zaś gładziła wewnętrzną stronę jej szeroko rozwartych ud. Iliryjka sięgnęła ręką w dół i wplotła palce w kruczoczarne włosy tamtej. Opuściła powieki, lecz spod długich rzęs wciąż łapczywie patrzyła na Fenicjankę. Jej pełne, różowe wargi rozchylały się co chwila, by wydać z siebie urywane westchnienie czy też zmysłowy jęk.

Obydwie były namiętnymi kochankami, potrafiącymi w pełni oddać się miłosnemu szałowi. Dionizjusz nieraz widział, jak żywiołowo Kleopatra przeżywa swą ekstazę. Dotychczas Iliryjka zdawała mu się bardziej oziębła. Spoglądając na to, jak reaguje na pieszczoty Fenicjanki, pojął, że bardzo się w tej kwestii mylił. W tej niewolnicy z dzikiej północy płonął ogień równie gorący jak w ciemnookiej córze Tyru. Ateńczyk zrozumiał też w końcu swego syna i jego przywiązanie do jasnowłosej, a także warunek, od którego spełnienia uzależnił on swój powrót do gimnazjonu…

Nagle, jakby wiedziona niemożliwym do powstrzymania impulsem, Raisa podniosła się na łożu, ujęła twarz Kleopatry w dłonie i przyciągnęła ją ku sobie. Łapczywie ucałowała usta Fenicjanki, lśniące teraz od jej miłosnych soków; wpiła się w nie, językiem poszukała języka tamtej. Z początku smagłolica zesztywniała, zaskoczona ową zachłanną żarliwością. Po chwili jednak zaczęła odwzajemniać pocałunek, zaś rękoma sięgnęła ku piersiom Iliryjki. Choć nawet jej nie lubiła, a pulchne, kobiece ciało jasnowłosej nie budziło w niej podniecenia, uznała, że ów pokaz saficznej miłości jeszcze mocniej rozpali żądzę Dionizjusza. A w gruncie rzeczy tylko to się dla niej liczyło.

Ateńczyk nie był w stanie dłużej się powściągać. Kielich wysunął się z jego palców i spadł na podłogę. Ostatnie krople wina rozlały się po kosztownym dywanie. Dionizjusz prędko wsunął się na łoże i dołączył do niewolnic. Kleopatra oderwała się od ust Raisy i zwróciła ku niemu twarz. Chwycił ją za włosy i pociągnął w dół, w stronę swojego krocza. Nie próbowała oponować. Doskonale wiedziała, czego od niej oczekuje. Drugą rękę zacisnął na piersi Iliryjki. Jęknęła, z podniecenia i chyba też z bólu. Nieco rozluźnił uścisk palców. Poczuł, jak wargi Fenicjanki otulają jego żołądź, a język dociska się do niej. Po raz kolejny przekonał się o tym, jak dobrze wyszkolono ją w korynckim domu rozkoszy. I w duchu podziękował bogom za to, że pozwolili jej pobierać owe nauki.

Rozpalona pieszczotami Iliryjka oddychała szybko, czując kolejne uderzające w nią fale pożądania. Spojrzała w oczy Dionizjuszowi i po raz pierwszy w życiu zapragnęła starszego Falerończyka, a nie jego syna. Owa emocjonalna niewierność wobec Demetriusza mocno zawstydziła Raisę. Po chwili jednak nie było już miejsca ani czasu na wstyd. Ateńczyk przywarł do warg dziewczyny, zaś dłonią począł zdecydowanie masować jej biust, sycąc się jego jędrnością oraz nabrzmieniem brodawek. Jego niezbyt delikatne pieszczoty przyniosły jej słodką mieszaninę przyjemności i bólu. Kiedy wsunął język w jej usta, skwapliwie wyszła mu na spotkanie. Całowali się długo i namiętnie. Przez cały czas do jej uszu dochodziły wilgotne odgłosy, z jakimi Fenicjanka pieściła męskość Dionizjusza. Niech dobrze go przygotuje, myślała gorączkowo. Tak jak przygotowała mnie.

Kleopatra masowała wargami penisa, lizała go zapamiętale, ssała ze wszystkich sił. Smukłymi palcami pieściła trzon oraz jądra. Dłoń jej kochanka wciąż trzymała ją za włosy, nie pozwalając unieść głowy. Niepotrzebnie. Fenicjanka i tak nie oderwałaby się od pieszczot jego męskości, chyba że na wyraźny rozkaz. Pragnęła dać mu jak najwięcej rozkoszy, sprawić, by szczytował z jej imieniem na ustach. Kilka razy jej się to udało − i była to największa nagroda, jaką otrzymała od swego pana. Ceniła ją sobie bardziej niż wszystkie suknie, kolczyki oraz bransolety, które odróżniały ją od innych niewolnic, wynosiły ponad nie i czyniły drugą niewiastą w domu − po niekochanej i oziębłej żonie Dionizjusza, Eurynome.

I choć bardzo pragnęła zaspokoić go w ten sposób, przyjąć w ustach jego obfity wytrysk, a potem spić cały nektar, który jej ofiaruje, nie było jej to dane. Dionizjusz stanowczym szarpnięciem za włosy odciągnął ją od swego krocza. Uwolniony spomiędzy warg Fenicjanki penis prężył się i lśnił od wilgoci. Drugą ręką mężczyzna pchnął Raisę. Ta upadła na plecy i natychmiast otworzyła dla niego swoje uda. Ateńczyk wsunął się na nią i pchnął mocno. Jasnowłosa krzyknęła, gdy nabrzmiały członek utorował sobie drogę w głąb jej mokrego wnętrza.

Dionizjusz wbił się aż po jądra, wycofał niemal całkowicie i pchnął ponownie. Iliryjka spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami. Uświadomił sobie, że niewiele Greczynek mogło się poszczycić równie błękitnymi tęczówkami. Trafił mu się prawdziwy skarb. Szkoda tylko, że na jedną, może dwie noce. Trzeba było jak najlepiej wykorzystać ten czas.

Chwycił za uda dziewczyny i zmusił ją, by docisnęła je mocniej do ciała. Po chwili jej łydki opierały się już na ramionach Ateńczyka, on zaś pracował mocno biodrami, raz po raz wdzierając się w ciasną, ociekającą sokami pochwę. W tej pozycji penetracja była szczególnie głęboka, zaś Raisa witała każde jego pchnięcie spazmatycznym jękiem. Uniosła ręce nad głowę, dłonie kurczowo zacisnęła na pościeli. Czuła, że jeszcze nigdy, dla nikogo nie była tak otwarta, dostępna, hojna w ofiarowaniu swych wdzięków. Mężczyzna unosił się nad nią i opadał, jego penis wypełniał ją po brzegi, pulsował w jej wnętrzu, doprowadzał do szaleństwa. Szparka przyjmowała go w sobie z wilgotnymi mlaśnięciami. Piersi Iliryjki drżały w rytm gwałtownych sztychów.

Fenicjanka przyglądała się uprawiającej miłość parze. Leżała na boku, z głową wspartą na ramieniu. Miała oboje kochanków na wyciągnięcie ręki. Patrzyła, jak Ateńczyk wbija się w Raisę, jak dociska się do jej bioder, jak pochyla się i obsypuje natarczywymi pocałunkami szyję i dekolt jasnowłosej. Kleopatra była rozdarta. Z jednej strony, cieszyła się, że jej pan odczuwa coraz silniejszą rozkosz. Z drugiej jednak strony, to nie ona była jej dawczynią. Choć jako niewolnicy nie wolno jej było posiadać dóbr ani rościć sobie praw do jakiegokolwiek mężczyzny, dobrze poznała gorzki smak zazdrości. Zaś Dionizjusz − jedyny mąż, którego kiedykolwiek kochała − nigdy nie odczuwał potrzeby powściągania swoich apetytów. Sypiał z niewolnymi dziewkami, ladacznicami, pięknymi efebami. Przywykła do tego. Ale to wciąż bolało.

Raisa westchnęła głośno, gdy członek wysunął się z jej szparki. Ateńczyk uniósł się, chwycił ją za biodra i gwałtownie obrócił na brzuch. Uklękła na rozchylonych nogach, pochyliła się do przodu i wtuliła twarz w poduszkę. Wypięła pośladki i zakołysała nimi lubieżnie. Nie musiała długo czekać na jego reakcję. Znów ją posiadł, równie gwałtownie, jak za pierwszym razem. Poduszka zdusiła jej krzyk. Unieruchomił biodra Iliryjki w żelaznym uścisku i zaczął się wbijać − szybko, głęboko, niepowstrzymanie. Gdy wnikał w nią aż po jądra, ze wszystkich sił otulała jego męskość mięśniami. Chciała, by poczuł, jak bardzo jest ciasna. Całkiem już zapomniała o wstydzie, zatraciła wszelkie pozory skromności. Nie była już tylko bezbronną niewolnicą, która musiała ulec zachciankom swego pana. Dionizjusz rozbudził w niej namiętną, wyuzdaną, spragnioną rozkoszy kochankę. Za nic w świecie nie chciała go wypuścić spomiędzy swych ud.

Mężczyzna wyrzucił z siebie krótki rozkaz. Przez mgłę przyjemności i żądzy, Raisa pojęła, że nie był on skierowany do niej. Kleopatra poruszyła się nagle i zniknęła z jej pola widzenia. Po chwili jasnowłosa poczuła wilgotne liźnięcie na swej łechtaczce. Niemal zakrztusiła się krzykiem. Penis Ateńczyka nadal się w nią wbijał, lecz język smagłolicej przesuwał się teraz w górę i w dół, przynosząc kolejne, nieznane wcześniej doznania. Iliryjka zamknęła oczy i poddała się ogarniającej ją ekstazie.

Również Dionizjusz balansował na samej jej granicy. Stanowczymi ruchami bioder wbijał się w wilgotne wnętrze jasnowłosej. Leżąca pod nimi Fenicjanka lizała trzon jego męskości, a także jądra. Jej dłonie przesuwały się pieszczotliwie po jego udach i pośladkach. Ateńczyk wiedział, że nie wytrzyma już zbyt długo…

Kleopatra instynktownie wyczuła najwłaściwszy moment. Kiedy pierwszy dreszcz rozkoszy przeszył ciało jej pana, zacisnęła mocno palce na jego pośladkach i przywarła ustami do szparki Raisy, liżąc łapczywie trzon wbijającego się w nią penisa. Dionizjusz wyprężył się cały i odrzucił głowę w tył. Szczytował głośno. Fenicjanka nie przerywała, wiedząc, że w ten sposób potęguje jego wrażenia. Czuła pod językiem, jak jego penis pulsuje w kolejnych spazmach. Po chwili skosztowała też pierwszych kropli nasienia, które nie mieściło się w przepełnionej pochwie Iliryjki.

Jasnowłosa przeżyła swą chwilę ekstazy nieco ciszej − poduszka skutecznie stłumiła przeciągły, pełen ulgi jęk. Raisa osunęła się na pościel, wyczerpana, jakby po wielu godzinach znoju, a przecież w pełni zaspokojona. Penis Dionizjusza jeszcze przez moment poruszał się głęboko między jej udami. Czuła też pocałunki i liźnięcia drugiej niewolnicy na swych dolnych wargach. Wszystko to jednak było przytłumione i jakby bardzo odległe. W końcu mężczyzna wycofał się z jej wnętrza, uwolnił też z uścisku jej biodra. Położyła się wygodnie i zamknęła oczy. Skupiła się na ostatnich iskrach rozkoszy, dopalających się w jej ciele.

Dopiero, gdy zgasła ostatnia z nich, Raisa poczuła dojmującą samotność. Demetriusz nigdy nie zostawiał jej po tym, jak skończyli uprawiać miłość. Układał się za jej plecami, otulał ramieniem, obsypywał pocałunkami bark, ramię, podnóże szyi. Potem długo jeszcze rozmawiali, tuląc się do siebie albo też razem zapadali w sen. Uświadomiła sobie, że brakuje jej tego ciepła, które przychodziło, gdy ugaszone już zostały gorejące w lędźwiach płomienie. Dionizjusz wszakże nie był swoim synem. Niewolna dziewka, którą właśnie wykorzystał, nie obchodziła go bardziej niźli rączy ogier zakupiony w tesalskiej stadninie albo wielkiej urody posąg, który ozdabiał salę sympozjonów. Była dla niego tylko przedmiotem, a tych posiadał wiele.

Dionizjusz klęczał na łożu odprężony i choć na chwilę wolny od problemów, z którymi borykał się w ciągu dnia. Mocno pochylona do przodu Kleopatra całowała i lizała na przemian jego miękkiego już penisa, czyszcząc go z ostatnich kropli nasienia, a także miłosnych soków Raisy. Kiedy skończyła, kazał jej nalać sobie wina. Fenicjanka rozejrzała się za upuszczonym przez niego pucharem, podniosła go z podłogi i wykonała polecenie. Nie poczęstował wybornym cypryjskim trunkiem żadnej z dziewcząt. Po pierwsze, był to napój zbyt dobry dla niewolnic. Po drugie, zawsze uważał, że niewiasty powinny stronić od alkoholu. Ten czynił je impulsywnymi, nieprzewidywalnymi, krnąbrnymi i wyzbytymi pokory.

− Ta Iliryjka − rzekł, kiedy już zaspokoił pragnienie − jest naprawdę dobra, gdy się rozgrzeje. Aż szkoda, że przypadnie Demetriuszowi.

Raisa uniosła się i obróciła głowę ku mężczyźnie. Z najwyższym trudem powstrzymała uśmiech, który cisnął się jej na wargi. Czyżby bogowie wysłuchali modłów, które wznosiła podczas długich nocy w macedońskiej ambasadzie? Czyżby w swej łaskawości postanowili zwrócić jej młodzieńca?

− Cieszę się, że cię zadowoliła, panie − skłamała Kleopatra. Zazdrosna i zniecierpliwiona, postanowiła teraz skupić jego uwagę na sobie. − W łaźni udzieliłam jej wszelkich koniecznych wskazówek…

− Nie zapomniałem o twych zasługach − przerwał jej Dionizjusz. − Otrzymasz swoją nagrodę… gdy tylko odzyskam siły.

− Czy mogę ci w tym jakoś pomóc, panie? − na krótką chwilę Fenicjanka zapomniała o ostrożności. Spojrzała śmiało w oczy Ateńczyka i pozwoliła sobie na zbyt znaczący uśmiech. A także zmysłowo oblizała swoje karminowe wargi.

Jego twarz nawet nie drgnęła, lecz oczy stały się naraz chłodne i surowe. Zanim zdążyła cokolwiek uczynić, uniósł ramię i uderzył ją otwartą dłonią. Szybko, boleśnie, upokarzająco. Upadła na pościel, trzymając się za płonący policzek. Przestraszona Raisa odsunęła się na przeciwległy skraj łoża.

− Czym cię uraziłam? − jęknęła Kleopatra.

Mężczyzna chwycił ją za ramię i szarpnięciem poderwał do góry. Teraz już nie ważyła się spojrzeć mu w twarz. Była przerażona, zagubiona, rozbita.

− Widzę, że wciąż nie wyzbyłaś się manier z burdelu − wycedził Dionizjusz. − Może powinnaś tam wrócić, skoro zachowujesz się jak zwykła porne?

− Nie, proszę… tylko nie to − załkała.

− Gdybym chciał wyuzdanej, kuszącej swymi wdziękami ladacznicy, udałbym się do Sekretu Penelopy albo do Nimfajonu. Skoro zostałem w willi, chyba marzyłem o czymś innym. Czyż nie?

Skinęła głową, wreszcie rozumiejąc.

− Jeśli chcesz pozostać moją faworytą − ciągnął Ateńczyk, wciąż boleśnie ściskając jej ramię − naucz się zachowywać, jak przystoi kobiecie twego stanu. Z wdziękiem, taktem i skromnością. Zapomnij o tych tanich sztuczkach, którymi usiłujesz czarować. A przede wszystkim nigdy, przenigdy nie próbuj mi czegokolwiek narzucać. Pojmujesz już czy mam powtórzyć lekcję?

Odpowiedziało mu ponowne skinienie oraz ciche słowa:

− To nie będzie konieczne, mój panie. Proszę cię, wybacz mi niecierpliwość i brak opanowania.

Dionizjusz przyglądał się jej przez dłuższą chwilę. W końcu uwolnił ją z uścisku i rzekł chłodnym tonem:

− Pójdź, Kleopatro. Tej nocy w pełni wystarczy mi Iliryjka.

Fenicjanka poczuła, jakby znów wymierzył jej cios. Łzy popłynęły jej po policzkach. Wiedziała jednak, że musi milczeć. Gdyby znów go sprowokowała, mógłby potraktować ją znacznie brutalniej. Podniosła się z łoża i sięgnęła po porzuconą na podłodze suknię. Raz jeszcze obejrzała się na jedynego mężczyznę, którego pragnęła. Nawet na nią nie spojrzał, zajęty nalewaniem wina do kielicha. Kiedy już wyszła, przełykając łzy oraz poniżenie, Ateńczyk zwrócił się w stronę Raisy.

− Nie myśl, że o tobie zapomniałem, dziewko − uniósł naczynie do ust i pociągnął spory łyk wina. − Było mi z tobą dobrze, ale to dopiero początek. Noc jest jeszcze młoda, a ja wciąż jestem spragniony. Sądzę więc, że przyszła pora, byś pokazała, co takiego widzi w tobie mój syn.

Przejdź do kolejnej części – Opowieść helleńska: Demetriusz XIII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ta częśc ma chyba na celu rozluźnienie i odpoczynek od wielkich gier politycznych, na pierwszym planie erotyka i powrót Raisy do domu Dionizjusza.

Bardzo dobry pomysł, czasem trzeba jakiegoś odprężenia.

daeone

Daeone,

w sumie nie planowałem tego rozdziału jako "rozluźniającego", ale cieszę się, że jest tak odbierany. Zwłaszcza, że wiem, co będzie potem. A o tym, co będzie potem, Czytelnicy NE dowiedzą się już 30 minut po północy 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Ja przynajmiej tak to odbieram, według mnie trochę męczące byłoby ciągłe pisanie o skomplikowanej polityce, konszachtach, zdradach, układach.

Ta część przypomina epizody z przygód Kassandra – minimum polityki, dużo seksu (sceny erotyczne jak zawsze na wysokim poziomie) no i pokazanie gdzie w tamtych czasach było miejsce kobiety, a zwłaszcza niewolnicy.

Napisz komentarz