Julietta. Powodzenie występku. Klasztor (Tłumacze NE)  4/5 (3)

14 min. czytania
Rys. Paul-Emile Bécat

Rys. Paul-Emile Bécat

Przejdź do pierwszej części przekładu

Podobnie jak przy pierwszej części tłumaczenia „Julietty” markiza de Sade, Czytelnikom Najlepszej Erotyki należy się słowo ostrzeżenia. Opowiadania i powieści szalonego markiza były kontrowersyjne zarówno w XVIII wieku, gdy je wydawano, jak i obecnie. Wówczas raziła przede wszystkim pieczołowitość opisu erotycznych zbliżeń, a także jawna amoralność owych dzieł. W dzisiejszych czasach oburzać może natomiast wulgarność języka, którego używa Autor (i którą z pieczołowitością oddał Tłumacz). Osoby religijne mogą też poczuć się dotknięte słowami ostrej krytyki pod adresem Boga i chrześcijaństwa, a także faktem, że miejscem akcji jest żeński klasztor, kościół, a także mnisia garsoniera. Tak więc, drodzy Czytelnicy, zostaliście ostrzeżeni. W związku z tym reklamacji nie przyjmujemy!

Tytuł oryginału: Histoire de Juliette ou les Prospérités du vice

Autor: Donatien Alphonse François de Sade

Publikacja: anonimowo, w latach 1797-1801

Autor przekładu: Seelenverkoper

Julietta. Powodzenie występku. Klasztor

Po pewnym czasie Clairwil zaproponowała mi dość szczególną przygodę. Był to okres wielkiego postu.

– Dopełnić powinniśmy naszych religijnych obowiązków – powiedziała.

– Oszalałaś?

– Bynajmniej! Chodzi o niezwykłą zachciankę, która ostatnio chodzi mi po głowie, a zrealizować ja chcę tylko z twoim udziałem. Wśród karmelitów jest pewien trzydziestopięcioletni, szalenie przystojny zakonnik. Pragnę go od przeszło sześciu miesięcy. Stanowczo chcę, aby mnie pierdolił, wszelako dopiero w wyniku nader przyjemnych intryg! Pójdziemy się do niego wyspowiadać, rozpalimy mu głowę mówiąc o najbardziej lubieżnych szczegółach, on się podnieci i jak jestem przekonana, sam złoży nam propozycję, umówi się z nami, my bez zastanowienia na ofertę przystaniemy, później wyciśniemy z niego wszystkie soki. Ale to jeszcze nie wszystko! Przyjmiemy komunię, ukryjemy hostie w chusteczkach i wyczyniać poczniemy straszne rzeczy z tym pożałowania godnym symbolem haniebnej religii chrześcijańskiej.

Słysząc to, uznałam za słuszne uprzedzenie mej przyjaciółki, że pierwsza część jej planów wydaje mi się bardziej rozkoszna i konkretna niźli druga.

– Ponieważ nie wierzymy w Boga – powiedziałam – profanacja o której mówisz jest jedynie zupełnie bezużyteczną dziecinadą.

– Masz racje – odrzekła – lecz nad wyraz ją lubię. Rozpala mnie. Nic, moim zdaniem, nie usuwa w takim stopniu możliwości odwrotu z obranej ścieżki. Niepodobna już przyznać istnienia rzeczom traktowanym w ten sposób. Sama się zresztą zgodzisz, że nie wierzę wcale w te wszystkie bajki.

– Och Clairwil! Jakaś ty niepoprawna! – odparłam – Jestem chyba bardziej zatwardziała niż ty. Mój ateizm jest ostateczny! Nie wyobrażaj więc sobie, że potrzebuję tych głupstw by dać się przerazić. Dopuszczę się tej błazenady tylko i wyłącznie dlatego, że daje ci ona przyjemność, dla mnie jednak będą to zwykłe igraszki, nigdy zaś coś poważnego, co potwierdzić miałoby mój sposób myślenia albo przekonać innych.

– Ależ zgoda, moja Serafino! – odpowiedziała Clairwil – Potraktujemy to jako rozrywkę. Teraz, gdy jestem już ciebie pewna, nie będę żądała niczego innego! Oddajmy się temu przez wzgląd na libertynizm! Błagam!

– Pochwalam dobrze przemyślany i uroczy pomysł uwiedzenia podczas spowiedzi naszego karmelity, jednak profanacja okrągłego kawałka ciasta chlebowego, będącego żałosnym idolem chrześcijańskim, nie jest z pewnością takim pomysłem w większym stopniu, niż podtarcie się lub spalenie banknotu.

– Zgoda – przytaknęła Clairwil – z tym świstkiem papieru nie wiąże się jednak żadna idea, tymczasem trzy czwarte Europy łączy bardzo religijna idea z hostią i krzyżem i dlatego właśnie lubuję się w ich profanowaniu. Obrażam powszechną opinię i bawi mnie to. Depczę bajki mojego dzieciństwa, unicestwiam je i to mnie rozpala.

– Cóż, chodźmy zatem, masz we mnie sprzymierzeńca.

Wsiadłyśmy do karocy. Nasza prosta toaleta doskonale odpowiadała naszemu zamysłowi i ojciec Claude, o którego zapytałyśmy i który zjawił się w konfesjonale, nie mógł postrzegać nas inaczej niźli dwie dewotki. Clarwile rozpoczęła naszą grę, łatwo się tego domyśliłam, bo gdy podeszłam do karmelity, cały był w pąsach.

– Och mój ojcze – zaczęłam – Bądź bardzo wyrozumiały, bo wyjawię ci naprawdę straszliwe rzeczy.

– Odwagi, moje dziecko. Bóg jest miłosierny, słucha nas i obdarza łaską. O cóż ci chodzi?

– O potworne rzeczy, mój ojcze, jakie przewrotny libertynizm każe mi codziennie czynić. Chociaż jestem tak młoda, wyzbyłam się już wszystkich hamulców, nie modle się już do Boga i on się ode mnie odwrócił. Jakże potrzebuję twojego u niego wstawiennictwa. Moje lubieżne zboczenie przyprawia mnie o drżenie, ledwo śmiem je wyznać.

– Czy jesteś zamężna?

– Tak, ojcze i znieważam mego małżonka co dzień najbardziej występnym zachowaniem.

– Jakiś kochanek? Jakieś skłonności?

– Ogólny pociąg do mężczyzn i do kobiet takoż, wszystkie poznane rodzaje rozpusty.

– Masz więc temperament…

– Nie do nasycenia, mój ojcze. Oto, co sprowadziło mnie na drogę zbrodni i pogrąża w niej tak bardzo, iż obawiam się, że wciąż będę jej ulegała, mimo oparcia, jakie mogę znaleźć w religii. Wyznać muszę, że nawet teraz, rozkosz zapoznawania cię z moją tajemnicą zakłóca działanie miłosierdzia. W tym świętym trybunale szukam Boga, a widzę jedynie przystojnego mężczyznę, którego gotowa jestem nad Boga przedłożyć.

– Córko – rzecze biedny, wstrząśnięty mnich – stan twój przyprawia mnie o smutek. Jedynie straszna pokuta mogłaby…

– Ach! Najokrutniejszą będzie nigdy więcej cię nie zobaczyć! I dlaczego to, słudzy Pana posiadają uroki, które odwracają uwagę od jedynej osoby, która powinna nas tu interesować? Ojcze mój, płonę zamiast odczuwać spokój! Boski mężczyzno! To do serca mego, a nie umysłu, trafiają twe słowa i odczuwam jedynie podrażnienie tam, gdzie z chęcią odczułabym ukojenie. Spotkajmy się w jakimś innym miejscu, wyjdź z tej pokracznej klatki, która przeraża mnie, przestań na czas jakiś być sługą Boga i stań się jedynie kochankiem Julietty!

Claude podniecił się bardzo, jak przystało na przedstawiciela jego reguły. Biała i krągła pierś, jaką potajemnie przed nim odsłoniłam, ożywione spojrzenia, gesty, wszystko to miało potwierdzić stan, w jakim się znajdowałam, wszystko to podziałało także na karmelitę, który z trudem się kontrolował.

– Łaskawa pani – odezwał się rozogniony – przyjaciółka pani, reprezentująca taki sam przypadek, również zaproponowała mi rzeczy…. do jakich inspirują mnie pani oczy, rzeczy, które palę się uczynić. Jesteście niby dwie syreny, które oszołomiły mnie swoimi słodkimi słowami i nie potrafię już się dłużej opierać waszym urokom. Opuśćmy kościół, mam nieopodal mały pokój. Czy zechcecie tam pójść? Zrobię wszystko co w mojej mocy, by was zadowolić.

Z kolei wychodząc z konfesjonału i ujmując Clairwil za dłoń dodał:

– Chodźcie ze mną, wszetecznice. To duch piekielny wysyła was, by mnie kusić. Ach! Ponieważ silniejszy był od samego Boga i karmelitą zawładnąć musiał!

Wyszliśmy ze świątyni. Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno. Claude oznajmił, byśmy baczyły gdzie idzie i podążały za nim, zachowując dystans dwudziestu kroków. Wybrał drogę przez bramę Yaugirard i już po chwili znalazłyśmy się w sekretnym, przytulnym mieszkanku, gdzie uczynny mnich poczęstował nas likierem i biszkoptami.

– Czarujący samcze – rzekła moja przyjaciółka – porzućmy tutaj mistyczny język. Znamy cię teraz i kochamy obie. Cóż mówię, płoniemy z nieokiełznanego pragnienia, byś nas rżnął. Śmiej się wraz z nami z podstępu, do jakiego się uciekłyśmy i spraw, byśmy były zadowolone. Od sześciu przeszło miesięcy cię uwielbiam, a od dwóch godzin wilgotnieję dla twojego kutasa. Spójrz – powiedziała libertyna, podciągając suknię – oto, gdzie chcę go mieć. Sprawdź, czy gniazdo godnym jest ptaka.

Rzucając się na łóżko, łajdaczka wydobywa po chwili na wolność karmelicki kordelas.

– Ach nieba sprawiedliwe, co za przyrodzenie! Julietto – zwróciła się do mnie oszołomiona – chwyć ten dyszel, jeśli zdołasz go objąć dłońmi i pokieruj nim. Oddam ci wkrótce taką samą przysługę. Clairwil się rozkracza, organ znika wkrótce w jej cipie, która cała, ociekająca od kwadransa, czekała tęsknię, by go przyjąć. Och przyjaciele! Jakże sprawiedliwie wskazujemy na karmelitę, szukając ideału kutasa i erekcji. Członek Claude’a, przypominający narząd konia, miał dziewięć cali i sześć linii w obwodzie oraz trzynaście cali długości, a jego odsłonięte głownia, naprawdę monstrualna, ledwie zmieściła mi się w dłoniach. Był to najokazalszy i najbardziej purpurowy grzyb, jaki można sobie wyobrazić. Cudownym wyrokiem natury, wyróżniającym w ten sposób jedynie ulubieńców, Claude wyposażony był w trzy jadra. Jakże były wypełnione! Jak nabrzmiałe! Dłużej niż miesiąc, wedle jego własnych słów, łachmyta nie uronił ani kropli spermy, jakiż potop urządził więc w piździe Clairwil, gdy tylko uderzył o jej dno. W jaki stan ów wytrysk obfity wprowadził mą lubieżna przyjaciółkę. Claude obmacywał mnie podczas pieprzenia, a zręczność, z jaką pieścił moją łechtaczkę, sprawiła, że wkrótce zaczęłam naśladować przyjaciółkę. Mnich wychodzi z Clairwil, dłonią obrabiam mu kutasa. Clairwil pozostaje w pełnej gotowości, łajdaczka pieści się sama, czekając aż Claude znów zacznie ja pieprzyć. Narząd odzyskuje wigor. Jestem wszakże mistrzynią w brandzlowaniu. Wymykając się wkrótce z mych dłoni, Claude pragnie zanurzyć się w oferowanej mu waginie.

– Nie! Nie! – woła Clairwile, powstrzymując swego kochanka. – Julietto spraw, bym go pożądała! Wybrandzluj mnie!

Claude uczestniczy w tych przygotowaniach obmacując mnie. Jedna dłonią rozwiera pizdę Clairwil, zaś drugą ugniata mnie. Wreszcie z impetem godnym narowistego rumaka zrywającego cugle, kutas Claude’a wpada do otwartej przed nim groty. Przewraca mnie na łóżko obok niej, pieprzy jedną z nas brandzlując drugą z trudną do wyrażenia zręcznością.

– Rozrywasz mnie, szujo! – zakrzyknęła Clairwil, klnąc niczym potępiona. – Do stu diabłów ! Nie zniosę już dłużej twoich pchnięć, każde wydobywa ze mnie kaskadę soków! Całuj mnie wiec przynajmniej, straszliwy jebako. Zanurz język w mych ustach, zanim twój kutasisko wbije mi się w macicę. O kurwa! Spuszczam się. Nie naśladuj mnie – woła odtrącając go energicznym wyrzutem tyłka – zachowaj siły! Musisz mnie jeszcze zerżnąć!

Nieszczęśnik jednak, nie mogąc się dłużej powstrzymać spuścił się ponownie. Brandzlowałam go, kierując na rozwartą pizdę Clairwil spienione strugi spermy. Spermą gasiłam spermą wzniecony ogień.

– Och do czorta – wyjęczała Clairwil, podnosząc się. – Ten łachudra mnie wykończy! Julietto, nie zdołasz tego wytrzymać.

Pomimo ostrzeżeń znów dobiera się do mnicha, potrząsa jego kutasek i by przyśpieszyć erekcję boskiego sługi dziwka próbuje go ssać, jednak dyszel jest zbyt duży, by zmieścił się jej do ust. Ucieka się jednak do innego sposobu, wciska mu w odbyt dwa palce. W przypadku mnichów, przyzwyczajonych do jebania w dupę, sposób ten okazuje się skuteczny. Na libertyńskie pytania Clairwil, Claude odpowiada, że w młodości był fagasem braciszków.

– Cóż, też potrafimy cię zerżnąć – mówi Clairiwil, odsłaniając pośladki mnicha, całując je i liżąc odbyt. Owszem, zerżniemy cię – kontynuuje, pokazując mu godzisz. – Twoja kochanka stanie się zaraz twym kochankiem. Pieprz przyjacielu! Ja będę jebać cię w dupę, a później ty wyjebiesz w taki sam sposób nas obie, jeśli ci to odpowiada.

– Spójrz na ten tyłek – mówi, odsłaniając przed karmelitą swe pośladki. Czy nie jest warty pizdy, którą przed chwilą rżnąłeś? Dla kurw jak my, wszystko jest dobre. Jeśli zaś przyszłyśmy tu po to, by być pieprzone, to chcemy, aby dotyczyło to wszystkich części naszych ciał. Podniecasz się łotrze! Dalej, wypieprz tę nowicjuszkę, która niedawno się przed tobą wyspowiadała, wyjeb ją z pizdę łachudro! To niech będzie jej pokutą i rżnij tak ostro, jak rżnąłeś mnie!

Prowadzi ku mnie tego potwora. Leżę na łóżku z rozchylonymi nogami – ołtarz otwiera się na ofiarnika.

Pomimo tego, że nawykłam do rozkoszy libertynizmu i penetracji przez najdorodniejsze kutasy Paryża, tego bez przygotowań przyjąć nie mogłam. Clairwil ulitowała się nade mną, nawilżając śliną wargi mej pizdy i olbrzymią głowę mnisiego kutasa. Jedną ręką podtrzymała moje pośladki, by wysunąć mój brzuch ku dyszlowi , drugą zbliżyła ten potworny organ do mej cipy i sprawiła, że wszedł w nią odrobinę. Ośmielony niezłym początkiem Claude mocno mnie obejmuje, przeklina, pianę toczy i w końcu tryumfuje. Jego laury gęsto zostały zroszone moją krwią, utraciłam jej tyle, co w dniu rozstania z dziewictwem, ból także był podobny. Wkrótce jednak, ożywiona najsłodszymi doznaniami rozkoszy, zwracam mojemu ciemiężycielowi taką samą liczbę pchnięć, jaką otrzymuję.

– Porzuć na chwilę te gwałtowne podrygi – Clairwil prosi mego kirasjera. – Te lubieżne wstrząsy uniemożliwiają mi dopadnięcie twej dupy, a obiecałam wszak, że ją zerżnę.

Claude przerywa swe zajęcie. Piękne pośladki rozwierają się pod libertyńskimi palcami Clairwil. Uzbrojona w godzisz piłuje mego amanta. Epizod ten, tak miły libertynowi, jeszcze bardziej go ożywia. Claude jebie mnie coraz szybciej, aż w końcu się spuszcza. Nie miałam czasu go powstrzymać. Zresztą, czy dałabym radę? Boże wielki! I czy moja rozpalona głowa by się na to ważyła? Czy myślimy o niebezpieczeństwie, gdy włada nami rozkosz?

– Teraz moja kolej – woła Clairwil. – Nie pozwólmy mu odpocząć! Patrz łachmyto, oto me pośladki, wypieprz mnie w dupę! Wiem, że mi ja rozedrzesz. Lecz czy to szkodzi? Chwyć godzisz Julietto! Wypierdol tego chwata! Zrewanżuj się za to, co dla ciebie uczyniłam. Podniecony pieszczotami i pięknem dupy Clairwil, Claude nie potrzebuje dużo czasu, by znów stanąć na baczność. Zwracam mej przyjaciółce to, co od niej otrzymałam: zwilżam jej odbyt i święty grot sługi Chrystusa. Nie sposób opisać problemów karmelity przy próbach penetracji. Claude dwadzieścia razy wycofywał się wobec trudności przedsięwzięcia. Moja przyjaciółka oddaje się jednak zadaniu z takimi umiejętnościami, że zanurza się on wreszcie w jej dupie.

– O kurwa! On zrobi ze mnie kalekę! – wrzeszczy.

Próbuje się wymknąć, uciec ostrzu monstrualnego sztyletu, który ją raz po raz przeszywa. Za późno! Wskutek całkowitego zagłębienia kutasa trudno się nawet domyślić, że pomiędzy nim i Clairwil związek jakiś istnieje.

– Julietto! – jęczy moja przyjaciółka – Zostaw tego buhaja, nie podniecaj go mocniej, ja bardziej potrzebuję twej dłoni, niż jego dupa twego godzisza. Przyjdź mnie brandzlować, bo umieram!

Nie zważając na jej gadanie rżnę mnicha, później wyciągam dłoń i brandzluję przyjaciółkę. Dobrze zabawiona łajdaczka lepiej znosi przypuszczane na nią szturmy.

– Przeceniłam siły! – woła. – Julietto, nie naśladuj mnie bo przypłacisz to życiem.

Claude wreszcie się spuszcza. Nigdy świat nie był świadkiem większego entuzjazmu: karmelita ryczy jak osioł i zostawia w dupie mej przyjaciółki niedwuznaczne świadectwo rozkoszy, jakiej zasmakował. Clairwil nurza się we krwi. Gdy palę się by pójść w jej ślady protestuje:

– Dla chwilowej i ulotnej przyjemności nie wolno ci ryzykować przyszłego szczęśliwego życia. Ten łachmyta nie jest mężczyzną, a raczej buhajem. Jestem przekonana, że nigdy do tej pory nie pieprzył kobiety.

I jałmużnik przyznał, że w całym Paryżu jedynie dupa przeora przyjąć mogła jego kutasa.

– Jebiesz go w dupę, łotrze? – spytała Clairwil.

– Nader często.

– Godzisz tę rozwiązłość z odprawianiem mszy i spowiadaniem wiernych?

– Owszem! Bowiem najbardziej pobożnym człowiekiem jest ten, który wszystkim bogom służy. Moje panie – kontynuuje mnich, siadając między nami i każdą dłonią masuje jedną dupę – czy wyobrażacie sobie, że wierzymy w religijne prawdy bardziej niż wy? Znajdując się bliżej Absolutu lepiej niż inni znamy tę chimerę. Religia jest wyjątkową bajką z której żyjemy, a handlarz nie może dyskredytować swego kramu. Sprzedajemy byty i bóstwa tak, jak stręczycielka sprzedaje swe kurwy. Czyż ulepieni jesteśmy z innej gliny, by znieczulonymi być wobec zwykłych, ludzkich namiętności? Czy sądzicie, że jakieś śmieszne czynności, absurdalne komedie chronią nas przed ludzkimi wadami? Nie! „Namiętności – powiada pewien mędrzec – nabierają pod habitem nowej siły. Wprowadzamy je w głąb duszy, przykład pozwala im się rozwinąć, próżniactwo je karmi, okazja je mnoży. Jakimż sposobem moglibyśmy się im oprzeć?” Prawdziwi ateiści, miłe panie, są tylko wśród kapłanów. Wy tylko podejrzewacie nieistnienie idola, my, którzy jesteśmy jego domniemanymi powiernikami, wiemy to na pewno. Wszystkie religie jakie spotykamy na tym świecie pełne są tajemnych dogmatów, niezrozumiałych zasad, niewiarygodnych cudów, olśniewających opowieści wymyślonych, jak się zdaje, tylko by mylić rozum. Wszystkie mówią o ukrytym Bogu, którego istnienie jest tajemnicą. Działania, jakie się mu przypisuje, są równie trudne do zrozumienia, jak jego sama istota. Czy gdyby Bóg istniał, przemawiałby tak niezrozumiale? Im więcej jakaś religia zawiera tajemnic, im więcej rzeczy niepojętych przedstawia umysłowi, tym niestety bardziej ludziom się podoba. Znajdują wtedy w niej niewyczerpane żerowisko. Im bardziej mroczna, tym bardziej wydaje się boską, to znaczy zgodna z naturą ukrytego Absolutu, którego idei nie posiadamy. Jest przejawem ignorancji i głupoty przedkładać to co zmyślone, cudaczne niewiarygodne, a nawet potworne nad to, co jasne prawdziwe i proste. Prawda nie porywa wyobraźni w takim stopniu jak fikcja. Prostakowi wystarczy wysłuchiwanie bezsensownych bajek, jakie mu prawimy. Wymyślając religię i kreując tajemnice, prawodawcy i kapłani posłużyli się ludem zgodnie z własną wolą. Łączą się w tym z entuzjastami, ignorantami, idiotami, bo tego rodzaju indywidua łatwo wyrzekają się racji, ponieważ nie są w stanie ich zgłębiać. Umiłowanie prawdy i prostoty właściwe jest tylko nielicznym, których umysły kierowane są rozmysłem i refleksją. Nie, nie moje panie, bądźcie spokojnymi, nie ma żadnego Boga. Istnienia tej obrzydliwej bestii nie sposób dowieść, a wszystkie sprzeczności, jakie się w tej idei zawierają, wystarczają by ją odrzucić, jeśli zdobędziemy się na najskromniejszy nawet wysiłek rozumu.

W trakcie tego monologu mnich usadowił się, jak już powiedziałam, między mną i Clairwil i pieścił równocześnie nasze dupy.

– Piękny tyłek – orzekł o moim. – Jaka szkoda, że nie mogę się w niego wbić! Może jednak spróbujemy? Pani! Proszę wyświadczyć mi tę grzeczność. Czyż będą tak piękną, można być i tak okrutną?

– Zbrodniarzu – powiedziałam wstając – nie dam ci już nawet mojej cipy! Zbyt wyraźny czuję jeszcze ból, jaki mi sprawiłeś, by narażać się na kolejne katusze. Obciągnijmy mu, Clairwil, niech się do krwi spuszcza, tak by nie miał już sił na więcej.

Rozkładamy go na łóżku. Clarwil pieści go na swych piersiach, ja zaś wypięta ku jego twarzy, każę mu całować sanktuarium, do którego odmówiłam mu wstępu. Łaskocze je językiem i przenosząc dłoń na me łono, pieści łechtaczkę. Oboje znów dochodzimy. Clairwil zapytuje mnicha, czy w klasztorze jest wielu podobnych mu libertynów. Claude uspokaja ją, że jest ich tam przynajmniej trzydziestu. Moja kumoterka chce wiedzieć, czy byłoby można odbyć z nimi spotkanie w ich siedzibie.

– Oczywiście – odpowiada mnich – jeśli pragniecie być dobrze wypieprzone, powinniście się tam pokazać i zapewniam, że będziecie błagały o litość!

Wówczas Clairwil pyta, czy można by tam również zorganizować bezbożny spektakl, jaki sobie umyśliła.

– Lepiej niż gdziekolwiek indziej! – odpowiada karmelita. – Pozwolimy ci na wszystko, na co masz ochotę.

– Mój miły – rzekła Clairwil – ponieważ nie zamierzamy przyjść do was na próżno, zapytaj swego przełożonego, czy to, czego tak pragniemy, będzie można wykonać. Dobrze my to objaśnij. My poczekamy na odpowiedź.

– Julietto – odezwała się ponownie, gdy tylko mnich zniknął w drzwiach – domyślasz się zapewne, że ten łachudra wyjebał mnie zbyt wspaniale, bym nie zapragnęła jego śmierci. Najokrutniejszej z możliwych.

– Ach do czarta! Spiskujesz już przeciw temu nieszczęśnikowi?

– Odraza jaką żywię do mężczyzn , gdy już ich wykorzystam, jest na miarę doznanej za ich sprawą rozkoszy, a dawno już tak nie szczytowałam. On musi umrzeć. Mam dwa pomysły na to, by go zabić. Po pierwsze zasugerować przeorowi, by zainteresował się swym podwładnym. Wówczas należałoby mu jedynie przedstawić, jak niebezpiecznie jest mieć u siebie człowieka skorego jak Claude do wyjawiania tajemnic klasztoru. W ten sposób nic by mi jednak po nim nie zostało, a mam plany co do jego wspaniałego kutasa.

– Jeśli chcesz go jednak uśmiercić, to jak zamierzasz zrealizować ten zamiar?

– Najprościej w świecie.

* * *

Nieszczęsny Claude przybył na wieś w wyznaczonym dniu. Była tam również Clairwil. Rozpaliłyśmy mnicha, a kiedy jego kutas był w stanie największej gotowości, moja przyjaciółka rozkazawszy pięciu kobietom przytrzymać karmelitę, odcięła mu go u samej podstawy. Poleciwszy zaś pewnemu chirurgowi odpowiednio go spreparować, uczyniła zeń najbardziej osobliwy i najpiękniejszy godzisz, jaki możecie sobie wyobrazić. Claude wyzionął ducha w potwornych męczarniach, którymi Clairwil syciła swą wściekłość, podczas, gdy ja, wspomagana przez trzy sługi pieściłam ją u stóp ofiary.

– No cóż! – rzekła łajdaczka, zalewając nas swymi sokami – Czy nie powiedziałam ci, że masakrując tego lekkoducha, coś jednak sobie z niego zachowam?

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dzień dobry!
Nie dziwię się, że jestem pierwszym komentatorem. Nie dziwię również, że Markiza chciano co najmniej kilka razy powiesić w ciągu jego barwnego żywota. 🙂
Miał dziką fantazję, szokował wulgarnością i brakiem ograniczeń. Głęboki ukłon dla tłumacza – świetna robota! Aż chciałoby się, by sekcja tłumaczeń NE pracowała szybciej, literatura na przestrzeni wieków znała wielu zboczeńców.:)

Jednocześnie ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że nagromadzenie koszarowego słownictwa w scenach erotycznych jest zabójcze dla wszystkich przyjemnych impulsów. Ilu autorów, tyle zdań, ale ja jestem zdecydowanie produktem naszych czasów.
Do Markiza zawsze jednak będę sięgał z szacunkiem i pewną nostalgią, w końcu on tworzył Najlepszą Erotykę, na miarę swoich czasów.:)
Pozdrawiam,
Foxm

Cześć!

Po pierwsze, cieszę się z reaktywacji projektu tłumaczeń światowej erotyki. Niedługo (najpewniej we wrześniu) też zamieszczę tu tłumaczenie jednego z klasycznych tekstów. Mam nadzieję, że kolejni Autorzy dołączą do nas ze swoimi przekładami.

Po drugie, wybrałeś Koprze do tłumaczenia bardzo fajny fragment. I całkiem dobrze sobie z nim poradziłeś!

Po trzecie, polecam tę lekturę wszystkim szanującym się libertynom 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Świetne tłumaczenie. Nie ulegasz językowi oryginalnemu, dzięki czemu czyta się gładko i bez zatrzymywania się nad niejasnościami, wynikającymi ze zbyt dosłownego przekładu.
A treść… Czytelnik został uprzedzony, ale niech żałuje ten, kto owego ostrzeżenia posłucha i nie zaspokoi ciekawości lekturą.
Wulgaryzmy są tu częścią libertynizmu wyznawanego przez bohaterów, którzy łamią wszelkie przyjęte konwencje społeczne. Rozumiem więc przyczynę ich pojawienia się. Niemniej brak mi wysmakowanych dialogów, tak właściwych dla epoki de Sade’a z niedoścignionym Talleyrandem na czele.

Ha Foxie!

To ja jestem zdecydowanie produktem czasów niedzisiejszych – na mnie taka ilość „koszarowego słownictwa” działa o wiele mocniej niż wszelkie nowoczesne eufemizmy. I trochę mi brakuje tej dosadności, bezpośredniości w naszych (rzucam kamień w swoją stronę) opowiadaniach. Ja, z powodu wrodzonej nieśmiałości, mam problem z przedstawieniem swych historii w taki sposób, by odpowiadał moim wszetecznym wyobrażeniom. I zostają wersje ździebko wykastrowane, grzeczne, pozbawione niezbędnej pikanterii.

Bardzo dobry przekład Koprze – i pierwsza i druga część. Oddający ducha i język czasów minionych, a mimo to nie razi anachronizmami. Lekko i dobrze się czyta. Gratulacje.

Pozdrawiam,
Rita

@Rita I to jest piękne, że widzimy erotykę nieco inaczej. Każdy Autor ma swój indywidualny styl, upodobania. Najlepsza Erotyka, bogactwo różnorodności.
Cieszę się, że znów aktywnie włączyłaś s komentowanie, nawet jeśli w tej konkretnej sprawie się różnimy, Nieśmiałość, powiadasz? Jakoś Ci nie wierzę.:) Ja i pewnie nie tylko ja z wielką chęcią przeczytałbym Twoje niewykastrowane opowiadanie. Nie kastruj! To podobno jest bolesne. 🙂
Ukłony,
Foxm

Napisz komentarz