Zmysłowa bibliotekarka (Squzi)  3.85/5 (55)

20 min. czytania

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 18 lutego 2014 roku.

* * *

Zatrzymałem się przed biblioteką miejską odrobinę zakłopotany. Zazwyczaj omijam takie miejsca szerokim łukiem, uważam czytanie książek za przykry obowiązek, tortury, na jakie skazywano mnie dawno temu w szkole. Teraz na szczęście jestem od tego wolny. Projektowanie stron internetowych wymagało jedynie wklejania potrzebnych informacji –  niczym architekt konstruowałem dla nich odpowiednią oprawę. Ale czego bym nie zrobił dla swojej siostry, Kasi, która z nogą w gipsie nie mogła wybrać się po kolejne książki, a nie umiała spędzać wolnego czasu – którego miała w tej sytuacji nadmiar – inaczej niż na czytaniu…

Westchnąłem z ubolewaniem i otworzyłem drzwi. Budynek biblioteki wydawał się wtłoczony między sklep z firankami, a wypożyczalnię filmów DVD. W środku panował półmrok; szara farba na ścianach i przeładowane regały z książkami zrobiły na mnie przygnębiające wrażenie. Nawet nie wiedziałem, co mam wypożyczyć, Kasia powiedziała tylko, że bibliotekarka na pewno poleci mi coś dobrego. Rozejrzałem się i w końcu ją zauważyłem.

Jak tu nie wierzyć w stereotypy – pomyślałem, patrząc na kobietę. Drobna brunetka, na oko po trzydziestce, ubrana była w rozpinany sweterek nijakiego koloru, włosy upięte w ciasny kok i oczywiście okulary. Nie znam żadnej bibliotekarki, która nie nosiłaby szkieł. Siedziała przy wielkim biurku (również zawalonym książkami) i czytała jakieś romansidło. Nawet nie zauważyła, że ktoś przyszedł. Chrząknąłem, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. To nic nie dało. Chwilę stałem w progu, czując się jak nieproszony gość w bardzo niegościnnym i nielubianym miejscu. Podszedłem do biurka i czekałem przez chwilę na uprzejme „dzień dobry, w czym mogę pomóc?”, jednak kobieta była tak zaczytana, że pewnie nic nie potrafiłoby oderwać ją od lektury. Przez chwilę wyobrażałem sobie, jak wyciąga kałacha spod lady i strzela do mnie za przerwanie jej zajęcia. W tym momencie, kobieta powiedziała coś do siebie z przerażeniem, zagryzła wargi i zmarszczyła brwi.

– Przepraszam… – chrząknąłem zakłopotany i cofnąłem się zaskoczony, kiedy bibliotekarka wydała z siebie pisk przerażenia i niemal podskoczyła na krześle. Spojrzała na mnie nieprzytomnie i zarumieniła się.

– Przepraszam pana bardzo, zaczytałam się. W czym mogę pomóc? – spytała uprzejmie melodyjnym głosem i uśmiechnęła się zakłopotana.

Uff, obyło się bez kałacha – pomyślałem…

***

Norman tu jest, czuję to! To nie jest zwykły zbieg okoliczności, on tu przyjechał, żeby mnie zabić, tak jak Petera Slovika. Ten człowiek umarł tylko dlatego, że tamtego dnia mi pomógł. Jak długo będzie mnie torturował, kiedy w końcu mnie złapie? Jest już w mieście, to tylko kwestia czasu. Jak długo będzie mnie bić? Czy zacznie od szczęki, czy w furii zapomni się i oszczędzi mi bólu, zabijając jednym ciosem? Czy zrobi coś gorszego niż tamtej nocy, rakietą tenisową, kiedy… nie myśl o tym! Musisz być silna. Uciekać? To na nic, i tak mnie znajdzie. Będzie mnie gryzł tak długo, aż w końcu rozerwie na kawałki. Tym razem nie będzie uważał – nie będą potrzebne fałszywe oświadczenia dla pielęgniarek i podejrzliwych lekarzy. Tym razem załatwi to do końca. Będzie chciał „porozmawiać ze mną w cztery oczy”…

Nagle usłyszałam chrząknięcie. Stał tuż przede mną, trzymając w ręce rakietę tenisową. Patrzyłam na jego przystojną, czerwoną w tej chwili ze złości twarz, na rozpiętą tweedową marynarkę i błyszczący sygnet. Tak, znałam te napisy na złotym policyjnym sygnecie „Służba, Wierność, Społeczeństwo”. Nieraz widziałam je odciśnięte na swoim ciele, kiedy bił mnie bez opamiętania.

Uciec… Uciekaj stąd! – usłyszałam wewnętrzny głos, lecz strach sparaliżował mnie i nie mogłam się ruszyć.

Norman patrzył na mnie z furią w oczach, rytmicznie uderzając rakietą w kant biurka. Napawał się moim przerażeniem, znałam go przecież wystarczająco długo.

– Cześć kochanie – wycedził przez zaciśnięte usta. – Ładnie to tak uciekać od męża? Musimy teraz porozmawiać w cztery oczy.

Zaczęłam drżeć. On mnie zabije, muszę stąd uciec. Jednak strach nadal nie pozwalał mi na najmniejszy ruch, jak zahipnotyzowana patrzyłam na rakietę, którą kiedyś zrobił mi tą straszną rzecz.

– Głupia kurwo, myślałaś, że uda ci się przede mną uciec? Myślałaś, że zniosę śmiech kolegów, gdy opowiadałem im wciąż tą samą historię wyjaśniającą twoją nieobecność? Że nie znajdę cipy, która ukradła mi kartę kredytową?!

Poczułam ślinę na swojej twarzy, gdy krzyczał. Jeśli tu zostanę, umrę. Nic mnie nie uratuje przed furią Normana. Uderzył rakietą tak mocno w biurko, że w ręku został mu tylko trzonek. Drzazgi wystawały z jednego końca i myśl, że znów mógłby użyć tego przedmiotu tak jak kiedyś (nie myśl o tym, nie myśl, uciekaj!) i że tym razem będzie to sto razy boleśniejsze, była impulsem do ucieczki. Wstałam z krzesła i rzuciłam się w kierunku drzwi. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku. Chwycił mnie brutalnie za włosy i uderzył głową o blat biurka. Krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać. Krew płynąca z nosa przypomniała mi 14 lat małżeństwa, kiedy krwawiłam z różnych miejsc, kiedy poroniłam swoją córeczkę i tą małą plamkę na poszewce, która zmieniła moje życie. Nie po to uciekłam, żeby znów mnie bił. Nie poddam się!

Wbiłam paznokcie w rękę, którą przytrzymywał mi włosy i spróbowałam odsunąć się od biurka, które mnie blokowało. Udało mi się, puścił mnie na chwilę, ale kiedy chciałam ominąć Normana, upadłam na ziemię. Zapewne teraz napisy z jego sygnetu odbiły się na moim policzku. Kopnięcie w brzuch. Potem kolejne. Znów jego ręka na moich włosach. Zmusił mnie do wstania. Ból był nie do wytrzymania, mimo to próbowałam stawiać opór. Na nic. Rzucił mnie na biurko, tak, że moje piersi rozpłaszczyły się na blacie i raz po raz uderzał w niego moją głową, cedząc mi do ucha przekleństwa. Szarpnął spódnicę, która w strzępach opadła na ziemię.

– Taka się z ciebie kurwa zrobiła? Koronkowe majtki dla swojego kochasia zakładasz? Rusz się kochanie, a zabiję cię jednym ciosem. Zobaczysz, co straciłaś, uciekając od przykładnego męża, kurwiąc się na prawo i lewo!

Przy ostatnich słowach uderzył mnie w nerki trzonkiem rakiety. Najpierw prawa, potem lewa. Zabrakło mi powietrza w płucach i poczułam jak powoli tracę świadomość. On tymczasem właśnie zamierzał pokazać mi, co straciłam, wpychając trzonek rakiety między moje pośladki.

– Przepraszam…

Krzyknęłam przestraszona. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Przede mną stał przystojny blondyn. Jestem w pracy. Ufff. Muszę przestać czytać w pracy Kinga. Zamknęłam książkę i z uśmiechem spytałam, jak mogę mu pomóc.

– Chyba jest tu pan po raz pierwszy, chce pan założyć kartę?

– Widzi pani, przysłała mnie moja siostra, Kasia Piórek. Złamała niedawno nogę i poprosiła mnie o wypożyczenie kilku książek. Dodała, że zdaje się na pani gust.

– To jedna ze stałych czytelniczek, ale i tak będzie musiał pan założyć kartę i wypożyczyć je na swoje konto. Mogę prosić dowód tożsamości?

Mężczyzna bez słowa wyjął portfel i podał mi dokument. Miał piękne dłonie. W ogóle cały był… był tak przystojny, że miałam kłopoty ze skupieniem się. Wypisałam kartę i przeszłam się między regałami, wybierając trzy książki. Szymon, bo tak miał na imię, wyglądał, jakby chciał stąd jak najszybciej uciec. Wysoki blondyn o regularnych rysach i ślicznym uśmiechu. U mężczyzn zwracałam uwagę przede wszystkim na oczy, uśmiech i dłonie. W mojej klasyfikacji Szymon dostałby 10 punktów na 10. On jednak nie widział we  mnie kobiety. Szybko włożył książki do torby na laptopa i pospiesznie wyszedł.

Spojrzałam na zegarek. Właściwie mogłabym już powoli zamykać. Po ostatnim kliencie czułam niedosyt i zażenowanie. Przyłapanie na takich emocjach i fantazjach przez przystojnego mężczyznę mogłoby być nawet ciekawe, gdyby nie patrzył na mnie potem jak na niedorozwiniętą pacjentkę zakładu psychiatrycznego.

Uporządkowałam książki, podliczyłam statystyki i zamknęłam bibliotekę. W domu zjadłam lekki posiłek i w końcu mogłam wygodnie ułożyć się na łóżku, by skończyć przerwaną lekturę. Perwersyjne przerabianie fabuły było tylko jednym z wielu zwyczajów, które pozwalały mi wmawiać sobie, że Marcin wyjechał tylko w długą delegację i niedługo wróci…

***

Usiadłem zmęczony obok siostry. Jak zwykle czytała książkę. Z odrobiną zażenowania stwierdziłem, że kolejna wizyta w bibliotece zbliża się wielkimi krokami.

– Co tak sapiesz? – spytała Kaśka znad książki.

– Biegałem. Za kilka miesięcy jest maraton, muszę być w dobrej kondycji.

– Zazwyczaj po bieganiu jesteś rozluźniony. Coś cię trapi? – spojrzała na niego z zaciekawieniem.

– Nic – odburknąłem i poszedłem wziąć prysznic. Od kiedy Kaśka złamała nogę, niemal u niej mieszkałem. To również zaczynało mnie już męczyć. Żeby to było wszystko…

Powód złego humoru był oczywisty. Zanim poszedłem pobiegać, odwiedziłem swoją dziewczynę, a ona znów nie miała ochoty. Czuję się seksualnie sfrustrowany. Na początku związku, trzy lata temu, nie mogliśmy się od siebie oderwać. Kochaliśmy się wszędzie – na podłodze, w samochodzie, na pralce, w kuchni, nawet w parku, na jakiejś odosobnionej ławeczce, nie zwracając uwagi na śnieg i mróz. A teraz jej się nie chce. „Nie mam ochoty” – słyszałem za każdym razem, gdy moje pieszczoty stawały się bardziej natarczywe. Z trudem stłumiłem przekleństwo. Basia była piękną dziewczyną, ubierała się w obcisłe, seksowne ciuszki, co tylko pogłębiało moją frustrację. Koledzy zazdrościli mi i byli pewni, że moje życie seksualne jest bogate i bardzo zróżnicowane. Nie miałem ochoty wyprowadzać ich z błędu, co więcej – podsycałem ich ciekawość zmyślonymi, pikantnymi historyjkami. Tymczasem, nie licząc kilku wymuszonych, bezdusznych stosunków, byłem skazany na siebie.

– Do dzieła, olbrzymie – mruknąłem sprawnie odciągając napletek…

***

Układając książki na półkach, zauważyłam wolumin w drogiej, kosztownej oprawie. Nigdy takiego tu nie widziałam, być może jakiś klient zostawił go przez przypadek. Wzięłam książkę do ręki. Okazała się cięższa niż wyglądała. Okładkę oprawiono czarnym aksamitem, na stronie tytułowej widniała czerwona róża. Usiadłam za biurkiem i ze zdziwieniem zauważyłam, że wszystkie strony były czarne, a kolor czcionki czerwony. Przejechałam dłonią po pierwszej stronie – gładka w dotyku z ledwie zauważalnym, wypukłym tekstem. Czyżby fleksografia? To musi być jakieś bibliofilskie wydanie, jednak nie znalazłam ani adresu wydawniczego, ani jakichkolwiek danych. Zaczęłam czytać.

Nie ma skutku bez przyczyny. Jeśli chcesz być szczęśliwa, słodka Wando, musisz nauczyć się brać to, na co masz ochotę. Pomogę Ci w tym.

Poczułam, jak włosy stają mi dęba. Spojrzałam zdumiona na książkę. Czy to przypadek, czy jakiś głupi żart? Ostatnio, wychodząc z pracy, wyszeptałam w przestrzeń, że chciałabym być w końcu szczęśliwa. Tylko jedna osoba mówiła do mnie: słodka Wando. Umarł pięć lat temu. Jak zahipnotyzowana czytałam dalej.

Skup się na teraźniejszości. Na chwili obecnej. Nie możesz wypełniać samotności kolejnymi książkami. Nie masz czasu na przejmowanie się tym, co wypada, tym, co pomyślą inni ludzie, jak będziesz wyglądała w ich oczach. Liczysz się Ty i tylko Ty. A kiedy to zrozumiesz, zobaczysz, że Wszechświat Ci sprzyja.

Nie masz nic do stracenia. W Twoim biurku leży zapomniany zestaw do robienia makijażu. Kiedy już z niego skorzystasz, rozpuść włosy. I zdejmij ten okropny sweter – jest tak ciepło, że możesz go spokojnie wyrzucić do śmieci.

Ktoś musi sobie ze mnie żartować. Przekartkowałam książkę i ze zdziwieniem zauważyłam, że pozostałe strony są puste. Kiedy znów spojrzałam na pierwszą stronę, poprzedni tekst został zastąpiony jednym zdaniem: Spław go. Zaproponuj „Gdzie przykazań brak dziesięciu” Joe Alexa.

Do biblioteki wszedł właśnie starszy pan. Poprosił o kryminał, w którym trudno domyśleć się sprawcy morderstwa. Wspomniana przed chwilą książka pasowała idealnie. Znów zostałam sama. Z ciekawością zajrzałam do przerwanej, tajemniczej lektury.

Na co czekasz? Słodka Wando, za kilka dni już nie będziesz skazana wyłącznie na swoje paluszki. Ale zdejmij ten okropny sweter!

Z czystej ciekawości zdjęłam sweter. To chyba sen – pomyślałam.

Od razu lepiej. To nie sen. Teraz czas na makijaż i włosy.

Po chwili siedziałam z rozpuszczonymi włosami, z poprawionym według wskazówek makijażem i w bluzce z rozpiętymi trzema guzikami. Kiedy obejrzałam się w lustrze, stwierdziłam, że rzeczywiście wyglądam o wiele lepiej. „Książkowa gra” zaczęła mnie wciągać. Podekscytowana czekałam na dalsze instrukcje. Być może to depresja, może wpadam w szaleństwo, ale wszystko jest lepsze od tej niezaspokojonej tęsknoty.

Po pracy kup nowe perfumy. Te, które będą Ci się wydawać najbardziej ekstrawaganckie. Zaryzykuj. To Cię nic nie kosztuje, a możesz wiele zyskać. To nieprawda, że szczęście samo do Ciebie nie przyjdzie. Przyjdzie, ale jeśli nie potrafisz go złapać – odejdzie. Chcesz być szczęśliwa, prawda?

– Tak – szepnęłam. Rozmawianie z książką wydawało mi się żenujące. Jeszcze bardziej – wykonywanie jej poleceń. Ale co mi szkodzi? – pomyślałam i zamknęłam tajemniczą książkę.

***

– Szymon, wszystko w porządku? Ostatnio jesteś ciągle w złym humorze, coś się stało?

– Mam iść po te twoje książki, czy nie? – moje spojrzenie wyraźnie mówiło, że nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie.

– Jeśli nie chcesz, nie musisz – Kaśce trudno było wytrzymać ostatnie napady złości brata. Jeśli w ogóle się odzywał, był nieprzyjemny i opryskliwy.

– Idę. W końcu błagasz mnie o to już od tygodnia.

Wziąłem przeczytane książki i pomyślałem, że spacer dobrze mi zrobi. Zrobiło mi się przykro, że byłem taki nieuprzejmy dla siostry. Poprzedniego dnia odbyłem poważną rozmowę z Basią i stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozstanie. „Czuję, że nie jesteś tym jedynym” – usłyszałem. „Oboje się ze sobą męczymy, to bez sensu”. I to beznadziejnie fałszywe zdanie rzucane w takich okolicznościach: „Zostańmy przyjaciółmi”. Najgorsze było to, że odetchnęła z ulgą, kiedy napomknąłem o rozstaniu. I jak szybko z rzuconej niedbale aluzji mającej nakłonić ją do poprawy naszego seksualnego życia, zrobił się fakt ostateczny! Kopnąłem z wściekłością w leżącą na chodniku puszkę od piwa i zakląłem szpetnie.

Gdy otwierałem drzwi biblioteki, czułem, że jestem na granicy furii. Pierwsze co poczułem, to intensywny zapach egzotycznych perfum. Przez głowę przemknęła mi myśl, że chętnie zapoznałbym się z kobietą, która ich użyła. Już chciałem rzucić na biurko przeczytane książki i poszukać tajemniczej czytelniczki, kiedy spojrzałem na bibliotekarkę i zaniemówiłem ze zdumienia. Tym razem z książką w ręku siedziała śliczna dziewczyna w czerwonej sukience. Basia, mimo że wiedziała jak kręcą mnie sukienki, nigdy nie dała się namówić na założenie nawet spódniczki. Obcisłe dżinsy, bluzki z dekoltem – owszem, ale sukienki nigdy. Nowa bibliotekarka miała długie, ciemne włosy opadające falami na ramiona. Obcisła sukienka na cienkich ramiączkach seksownie opinała jej szczupłe ciało. Zaraz… czy ona nie ma na sobie stanika? Od razu wyobraziłem ją sobie nago i wiedziałem, byłem pewny, że dziś pod prysznicem to ona będzie główną bohaterką moich fantazji.

Jedyne co upodabniało ją do poprzedniczki, to kompletne oderwanie od rzeczywistości, gdy była pogrążona w lekturze. Tym razem było mi to na rękę. Mogłem bezczelnie gapić się na jej biust, na muśnięte błyszczykiem ponętne usta, teraz leciutko przygryzione białymi ząbkami. Po chwili zauważyłem, że drży jej broda jakby chciała płakać.

– Dzień dobry – powiedziałem łagodnie.

Tym razem nie przestraszyła się. Powoli podniosła na mnie wzrok. Miała śliczne, niebieskie oczy. Błyszczały od łez, z których jedna właśnie zaczęła spływać po policzku. Udałem, że tego nie zauważyłem, gdy szybkim ruchem starła ją koniuszkiem palca.

– Dzień dobry, panie Szymonie. Znów nakrył mnie pan na lekturze. Jak się czuje Kasia? Podobały jej się książki?

Spojrzałem na nią zaskoczony. Ten głos. Czyżby to była…?

– Nic nie szkodzi – wybąkałem zdziwiony. – Tak, podobały się. Musiałem przyjść po następną porcję. Chyba już ostatnią, bo niedługo będzie mogła przyjść o własnych siłach.

– Dla siebie pan nic nie wybierze? – spytała, jakby było jej smutno, że już mnie nie zobaczy.

– Raczej nie lubię czytać – powiedziałem wymijająco. – Wolę oglądać filmy.

– Oglądał pan ekranizację „Ptaśka”, Williama Whartona? Zawsze byłam ciekawa, czy Alan Parker potrafił oddać klimat tej książki.

– Może miałaby pani ochotę obejrzeć go ze mną? Mam u siebie płytę i całkiem niezłe kino domowe – powiedziałem, może odrobinę za szybko. Bardzo starałem się patrzeć jej w oczy. Albo co najmniej na podbródek.

– Byłoby mi bardzo miło. Mam na imię Wanda – podała mi dłoń i uśmiechnęła się łobuzersko.

– Moje imię pani już zna, Szymon.

– Proszę mi mówić po imieniu, wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku.

– Oczywiście, Wando. Kiedy miałabyś czas obejrzeć ze mną „Ptaśka”?

– A kiedy ci pasuje? – powiedziała, bawiąc się machinalnie łańcuszkiem, którego wisiorek ginął między piersiami.

Nie patrz tam, nie patrz – upominałem się w myślach.

– Jak najszybciej – powiedziałem odruchowo. – To znaczy jak ci pasuje.

O rany, chyba się zaczerwieniłem.

– Nie chciałem być niegrzeczny – brnąłem dalej, czując się jak licealista.

– A czy okażę się niegrzeczna, jeśli powiem, że zanim przyszedłeś, myślałam o zamknięciu biblioteki i właściwie mam potem czas wolny?

– Uwielbiam spontaniczne pomysły. Pomóc ci z zamknięciem?

Roześmiała się swobodnie.

– Może najpierw wybiorę jakieś książki dla twojej siostry?

– A tak, zupełnie o tym zapomniałem, w sumie po to tu przyszedłem.

Podałem jej swoją kartę i obserwowałem, jak z gracją porusza się między regałami, a sukienka ciasno opina jędrne pośladki.

***

Szukając odpowiednich książek dla siostry Szymona, biłam się z myślami. Po śmierci Marcina nie umiałam się przemóc, by zacząć nowy związek. Przez te kilka lat spotykałam się z kilkoma mężczyznami i gdy tylko zaczynało robić się poważnie, uciekałam. Wolałam udawać, że Marcin nie umarł, że niedługo otworzy drzwi i jak zwykle z rozbrajającym uśmiechem poda mi reklamówkę wypełnioną książkami, mówiąc: nie mogłem się oprzeć, one patrzyły na mnie z takim wyczekiwaniem i krzyczały, żebym je zaadoptował. To było takie słodkie, on nie kupował książek, on je adoptował. A potem, gdy już przeczytaliśmy je oboje, wymyślaliśmy sceny erotyczne ulubionych bohaterów, odgrywając potem ich role. W 2001 roku, kiedy wydano „Wyznania gejszy”, kupiłam kimono i codziennie piliśmy sake, by potem kochać się namiętnie na perskim dywanie. „S@motność w sieci” zrobiła na nas tak ogromne wrażenie, że nauczyliśmy się języka migowego, a ja wkładałam stopery do uszu na nasze sesje. Poczułam, jak na samo wspomnienie zesztywniały mi sutki. I teraz ta książka. W momencie, kiedy podczas lektury dosłownie traciłam kontakt z rzeczywistością, z łatwością, wręcz nieświadomie wyobrażałam sobie sceny, jakie wymyślilibyśmy z Marcinem. A kiedy kończyłam czytać, zwijałam się w kłębek na łóżku i niekiedy udawało mi się nie płakać. Czasem nawet nie krzyczałam z rozpaczy. Nie wiem, czy to moja chora wyobraźnia podsuwała mi obraz pojawiających się liter niczym w pamiętniku Riddle’a z „Harry’ego Pottera”, czy to akcja obronna mojej psychiki, czy może to naprawdę Marcin odezwał się z zaświatów, ale postanowiłam być grzeczną dziewczynką i nie protestować przeciwko wyraźnym instrukcjom na dzisiejszy wieczór. A te zostały wydane zaraz po „kocham Cię, słodka Wando”: zerżnij dziś Szymona.

***

Kiedy Wanda podała mi książki, musiałem użyć całej siły woli, by patrzeć tylko i wyłącznie na jej twarz. Sterczące sutki utwierdziły mnie w przekonaniu, że pod sukienką nie miała stanika. Czułem swoją erekcję i dziękowałem sobie w duchu, że założyłem dziś dżinsy i T–shirt zakrywający wypukłość w spodniach. W momencie, gdy przypadkiem dotknęła mojej dłoni, czułem niemal, jak przechodzi między nami prąd.

– Możesz poczekać na zewnątrz, aż tu wszystko pozamykam? – spytała z uśmiechem.  – To potrwa tylko chwilę – dodała.

– Jasne – powiedziałem i szybko skierowałem się do wyjścia.

Rzeczywiście, nie trwało to długo. Już po chwili szliśmy w kierunku mojego mieszkania. Rozmawialiśmy o „Ptaśku”, chociaż właściwie to ona mówiła, bo nie mogłem pochwalić się znajomością tematu. Była raczej niewysoka, szczupła. Długie, ciemne włosy okalały pociągłą twarz o delikatnie wystających kościach policzkowych. Pełne usta i duże, zielone oczy przyciągały wzrok… kiedy nie schodził niżej, oczywiście. Jak mogłem stwierdzić, że jest odzwierciedleniem stereotypowej bibliotekarki?

– A oto moje królestwo – powiedziałem z dumą, otwierając przed nią drzwi. W mieszkaniu panował elegancki styl utrzymany w czarno–białej tonacji. W salonie na drewnianym parkiecie leżał gruby, perski dywan. Skórzana, czarna kanapa i dwa fotele ustawione były naprzeciwko kina domowego: 40–calowej plazmy, dwóch wymyślnych kolumn, potężnego zasilacza, dekodera DVD i odtwarzacza CD. Umeblowania dopełniał szklany stolik, dwa fikusy i gablota z płytami.

– Pięknie tu – powiedziała Wanda – masz niezły gust.

– Dzięki. Masz ochotę na drinka? Cały dzień chodzi za mną gin z tonikiem.

– Chętnie – uśmiechnęła się zachęcająco.

– Zaraz wracam – powiedziałem i poszedłem przygotować napoje.

To chyba sen – pomyślałem, wsypując kostki lodu do szklanki – bibliotekarka przeszła jakąś metamorfozę i z szarej myszki stała się boginią seksu, w dodatku siedzi teraz na mojej kanapie i czeka na seans filmowy. Wlałem alkohol do szklanek, dopełniłem tonikiem i dodałem po plasterku cytryny. Z drinkami w dłoni wszedłem do pokoju i podałem jeden z nich Wandzie. Usiadłem obok i stuknęliśmy się szklankami.

– Za nową znajomość – mrugnęła z uśmiechem.

– Cała przyjemność po mojej stronie – powiedziałem.

Chwilę milczeliśmy. Wanda patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Powinienem ją pocałować? Jak tu zacząć? O czym ja myślę, przecież ledwo się znamy, z drugiej strony patrzy na mnie tak, jakby czekała, aż wykonam pierwszy krok.

– To jak, zaczynamy? – spytała lekko przytłumionym głosem.

– Jeśli chcesz – powiedziałem, czując jak zaczyna robić mi się ciasno w spodniach.

Przysunąłem się trochę i wyciągnąłem rękę, by dotknąć jej policzka.

– Chyba, że nie masz ochoty oglądać „Ptaśka”. Kiedy robiłeś drinki przeglądałam twoje płyty dvd. – speszony udałem, że chciałem tylko się podrapać po głowie – masz całkiem niezłą kolekcję. Możemy obejrzeć coś innego – uśmiechnęła się filuternie. – Możemy też zdać się na los.

– Na los? Co masz na myśli?

– Pokażę ci – wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do gablotki. Stanęła za mną tak blisko, że czułem jej piersi na plecach. Zasłoniła mi oczy ręką.

– Wybieraj – powiedziała mi wprost do ucha, ustami dotykając szyi.

Zamknąłem oczy pod jej dłońmi. Nie wytrzymam, jestem zbyt wyposzczony. Ta sukienka, jej bliskość, seksowny głos i dotyk jej ust są zbyt kuszące. Czując drżenie własnej ręki, wodziłem palcem po grzbietach płyt, licząc do 10 i starając się oddychać powoli. Jeśli ona się zaraz nie odsunie, zwariuję i rzucę ją na tą kanapę…

– Poczekaj, ja to zrobię – powiedziała cicho.

***

Widząc drżenie jego ręki, uśmiechnęłam się nieznacznie. Jest zupełnie tak, jak napisał Marcin. Szybko się odsunęłam i wcisnęłam między Szymona, a gablotkę. Pośladkami lekko odsunęłam go do tyłu, z zadowoleniem wyczuwając potężną erekcję. Wzięłam jego dłonie i zakryłam sobie nimi oczy. Oddech mężczyzny był coraz szybszy. Uniosłam się na palcach, lekko napierając na jego podbrzusze. Poczułam jego usta na swojej szyi. Delikatnie przesuwał wargami po skórze, tak jakby chciał wybadać moją reakcję. Jęknęłam cicho, również oddychając coraz szybciej. Jego dłonie powędrowały na ramiączka sukienki, bardzo powoli zsuwając je w dół. Zaczął całować moje ramiona, przenosząc jednocześnie dłonie na biust. Nieznośnie powolnym ruchem dotykał moich sterczących sutków, co chwilę je podszczypując. Wsunął palce pod materiał sukienki, opuszkami palców masując piersi. Sięgnęłam rękoma za siebie, niecierpliwie odpinając guzik i rozpinając rozporek. Zaczęłam masować przez bokserki jego męskość.

Szymon jęknął i jednym ruchem uwolnił mnie od sukienki. Pod spodem miałam już tylko koronkowe stringi. Kiedy je zsuwałam, błyskawicznie pozbył się swojego ubrania. Wciąż stojąc tyłem do niego, jedną ręką masowałam jego męskość, drugą dotykałam jąder. Stanowczym ruchem złapał mnie za nadgarstki i przeniósł je na gablotkę. Posłusznie oparłam się o nią rękami, czekając na kolejny ruch. Językiem zataczał drobne kółeczka po mojej szyi, w tym samym czasie pieszcząc jedną ręką pierś a drugą łechtaczkę.

– Jesteś taka piękna – wymruczał – i taka wilgotna – dodał głosem drżącym z podniecenia.

Naparłam na niego pośladkami dając tym samym nieme pozwolenie, by przejść do sedna. Czułam jaki jest twardy i wilgotny i bardzo chciałam mieć go już w sobie, by poczuć rozkoszne pchnięcia. On jednak miał inne plany. Gryząc lekko skórę na szyi, zwolnił ruchy palców na łechtaczce i bardzo powoli poruszał biodrami. Starałam się zwiększyć tempo, a wtedy docisnął mnie do półki tak, że nie miałam już żadnego pola manewru. Z rękoma nad głową oddychałam płytko, czując skoordynowane ruchy palców na łechtaczce i członka na pośladkach. Po chwili zdjął rękę z piersi i nie przerywając masowania mojej kobiecości, delikatnie zataczał kółeczka wokół wejścia do pochwy. Jęknęłam, napierając teraz na jego palce.

Odwrócił mnie do siebie i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem. Wziął moją twarz w dłonie i bardzo delikatnie pocałował. Zadrżałam, czując łaskotanie w brzuchu. Nie czułam tego, gdy mnie rozbierał, gdy mnie dotykał, tylko właśnie teraz, gdy jego usta dotknęły moich, ssąc lekko dolną wargę, by potem wsunąć język. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek. Nasze języki wirowały coraz szybciej, gdy ręce wędrowały po ciele. Zsunął dłonie na moje pośladki, ugniatał je lekko, by po chwili szybkim ruchem unieść mnie na wysokość swoich bioder. Oplotłam go nogami w pasie i zsunęłam się na jego męskość. Docisnął mnie do półki dysząc ciężko i wykonując mocne pchnięcia. Z ust co chwilę wyrywały mi się głośne jęki, zaczęłam niemal konwulsyjnie drżeć. Czułam jego pchnięcia jeszcze intensywniej, gdy drżąc doszłam, krzycząc i z rozkoszy zaciskając zęby na jego szyi. Szymon w pośpiechu wysunął się ze mnie i dysząc głośno wytrysnął. Odchylił się lekko do tyłu i wypuszczał strumienie spermy wprost na moje podbrzusze. Kiedy skończył osunęłam się na podłogę. Po chwili do mnie dołączył i kiedy nasze oddechy wróciły do normalnego tempa, zobaczyłam w jego wzroku niepokój pomieszany ze strachem.

***

Wanda siedziała przede mną w niedbałej pozie, ze spermą ściekającą z brzucha. Uśmiechała się. Odetchnąłem z ulgą. Chciała tego, może nawet tak bardzo jak ja.

– Zdaliśmy się na los – powiedziała i zaśmiała się cicho.

Wstałem i wziąłem drinki ze stolika. Podając jej jeden, wzniosłem toast.

– Za zdawanie się na los! – stuknęliśmy się szklankami i wypiliśmy troszkę. Kostki lodu już dawno zdążyły się rozpuścić. W milczeniu dopiliśmy drinka i odstawiliśmy szklanki na bok. Ależ ona jest piękna – pomyślałem, patrząc na jej ciało. Miała duże piersi, łagodnie wciętą talię i zgrabne nogi. To jest wręcz niemożliwe, żeby to była ta sama bibliotekarka, którą widziałem za pierwszym razem, gdy przyszedł po książki dla Kaśki. Muszę jej za to podziękować – zanotowałem sobie w myślach.

– Kąpiel, prysznic? Co wolisz? – spytałem, patrząc na lśniące ślady na jej brzuchu.

– Jeśli razem, to wolę prysznic – przechyliła głowę na bok, uśmiechając się filuternie.

– Zaskakujesz mnie, bardzo pozytywnie mnie zaskakujesz – powiedziałem podając jej dłoń. Wstała z gracją i dygnęła jak grzeczna panienka.

– Miło mi to słyszeć, panie Szymonie – odpowiedziała ze śmiechem.

Zaprowadziłem Wandę do łazienki. Włączyłem radio i zapaliłem światło. Wyjąłem z szafki świeże ręczniki i gestem zaprosiłem dziewczynę do kabiny. Poczekałem aż poleci ciepła woda i włożyłem baterię w przymocowany u góry uchwyt. Kiedy pierwsze strugi spłynęły na jej ciało, włoski na skórze stanęły dęba, a osiadające na nich kropelki wody wyglądały jak rosa wczesnym rankiem na trawie.

– Nie za zimno? – spytałem.

– Jest idealnie – odpowiedziała uśmiechając się szeroko.

– Niestety, mam tylko męskie kosmetyki, mieszkam sam. – powiedziałem podając jej żel pod prysznic. Odkręciła nakrętkę i zbliżyła do nosa.

– Mrrr, cudownie – powiedziała mrużąc lekko oczy.

Wycisnęła trochę płynu na dłoń i rozprowadziła po moich ramionach. Zsunęła palce niżej, drażniąc sutki, a potem jej dłonie powędrowały jeszcze niżej… i niżej, sprawiając, że mój penis uniósł się z kolei w górę. Gdy zaczęła go masować, wyglądała, jakby kwestia mycia pochłonęła ją bez reszty. Poszedłem w jej ślady rozpoczynając trasę od ramion, poprzez piersi. Sutki zesztywniały pod moimi palcami a z gardła Wandy wyrwało się westchnienie rozkoszy. Kiedy dotknąłem palcem łechtaczki, dziewczyna spojrzała mi w oczy, a potem uklękła. Spojrzałem oniemiały, jak powoli zbliża usta do członka, składając na nim najpierw nieśmiały pocałunek, a potem oblizując językiem.

Basia nigdy się na to nie zgodziła, mimo, że wielokrotnie ją o to prosiłem. Ba! Nie tylko prosiłem – błagałem, szantażowałem niemal. Na nic, była nieugięta. Tymczasem Wanda trzymając jedną ręką penisa, drugą delikatnie pieściła jądra. Wsuwała członka do ust, jednocześnie liżąc go i ssąc. Jęknąłem. Oparłem się o ścianę i patrzyłem, jak jej głowa porusza się w przód i w tył, a z pełnych ust wysuwa się moja męskość. Zgarnąłem jej mokre włosy, tak by nic nie zasłaniało mi tego cudownego widoku i zacząłem nadawać rytm biodrami. W pewnym momencie jej palce z jąder przesunęły się ku odbytowi, masując go delikatnie. Na to nie byłem przygotowany. Znieruchomiałem. Wanda wciąż wsuwając i wysuwając członka do ust, spojrzała na mnie niewinnym wzrokiem. Czułem, że zaraz dojdę, chciałem się wycofać, ale dziewczyna zacisnęła palce na moich pośladkach i nie pozwoliła na to. Zamknąłem oczy i odchylając głowę do tyłu trysnąłem w jej usta. Spełniła się moja najskrytsza fantazja. To było przyjemniejsze niż sobie wyobrażałem. To było przyjemniejsze niż nawet mógłbym sobie wyobrażać.

Podniosłem ją na nogi i pocałowałem namiętnie. Wsunąłem język w jej usta i poczułem smak swojej spermy. Nie był taki zły, lekko słonawy, lekko gorzki. Chciałem dać jej tyle samo rozkoszy, co ona mi. Uklęknąłem przed nią i językiem zataczałem kółeczka na jej łechtaczce. Jedną ręką masowałem jej sutki, palec drugiej ręki włożyłem w pochwę. Ależ ona jest cudownie wilgotna. Zwiększyłem tempo pieszczot, tym razem dwoma palcami wbijając się szybkimi pchnięciami w jej wnętrze. Wanda oddychała szybko, poruszając biodrami w rytm moich pieszczot. Jęknęła głośno, drżąc na całym ciele. Zacząłem ssać łechtaczkę, nie przerywając jednocześnie palcówki. Po chwili poczułem skurcze mięśni jej pochwy na palcach. To trwało i trwało, a ona niemal krzyczała z rozkoszy. Całowałem jej podbrzusze dopóki nie dała mi znaku, bym wstał.

– Jesteś niesamowity – powiedziała wciąż jeszcze oddychając ciężko.

– Ty bardziej – odparłem i pocałowałem ją w czubek nosa.

Przez minutę staliśmy przytuleni w strugach ciepłej wody, potem wziąłem do ręki szampon i umyłem jej włosy. Mruczała, zamykając oczy i poddając się mojemu dotykowi.

Wyszliśmy z kabiny i wytarliśmy się ręcznikami.

Gdy odprowadzałem ją do domu, była już noc. Stojąc przed drzwiami jej bloku, nie wiedziałem co powiedzieć. Wszystkie słowa, jakie przychodziły mi do głowy, wydawały się płytkie i niestosowne. Pocałowałem ją delikatnie i trzymając ją za ręce, spytałem bez namysłu:

– Spotkamy się jeszcze?

– Tak – odpowiedziała i zanim zdążyłem zapytać kiedy, zniknęła za drzwiami.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Mam dziś niekłamaną przyjemność powitać dwudziestą siódmą Autorkę Najlepszej Erotyki!

Squzi zaczynała pisarską przygodę już na starym portalu, opowiadaniem "Myślałam, że ta historia nie jest o mnie". Niestety, tekst ten nie przetrwał katastrofy DE. Tak więc dziś możemy mówić o powtórnym debiucie – i moim skromnym zdaniem, jest to debiut całkiem udany. "Zmysłowa bibliotekarka" to rzecz o poszukiwaniu przyjemności i znajdowaniu jej w zgoła niespodziewanych miejscach. Ta z życia wzięta historia została doprawiona szczyptą magii. Trudno powiedzieć, jaka jest natura owego elementu fantastycznego – czy to naprawdę działanie sił paranormalnych, czy też projekcja marzeń samej bohaterki (w takim wypadku etykieta "fantastyka" nie jest może najbardziej właściwa, ale zależy to od interpretacji każdego z Czytelników).

Otrzymujemy dziś opowiadanie pogodne i niepozbawione dozy humoru, które w dodatku pożera się w ekspresowym tempie, choć nie należy wcale do najkrótszych. W mojej ocenie jest to dobry punkt startu dla naszej nowej Autorki. Mam nadzieję, że uraczy nas jeszcze wieloma, coraz doskonalszymi dziełami!

Witaj na pokładzie, Squzi. Cieszymy się, że od nas dołączyłaś!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Dobre, zmysłowe i delikatne. Mam nadzieję, że autorka uraczy nas kolejnymi opowiadaniami 🙂
Rzuciło mi się w oczy jednak kilka niezręczności językowych np.:
"Nieznośnie powolnym ruchem masował okrężnymi ruchami sutki"
czy "nie przerywając jednocześnie palcówki i po chwili poczułem skurcze mięśni jej pochwy na palcach".
Nawiasem mówiąc nie lubię słowa "palcówka". Może ktoś miałby pomysł czym można by je zastąpić?

Fajne opowiadanie. Kilka usterek nie psuje zabawy:-) Devon

Oczywiście, że nie psuje zabawy – nie chciałam wyjść na nieuprzejmą, tylko zasugerować jak można udoskonalić tekst 🙂

Ale to nie jest krytyka Twojej wypowiedzi tylko autonomiczny komentarz:) Devon

Droga Aniu,

wskazując nam nasze błędy bynajmniej nie stajesz się nieuprzejmą 🙂 Cenimy sobie krytykę -zarówno odnośnie fabuły, jak i poszczególnych zdań 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Udany debiut. Gratulacje!

Mustafa

Nie wiem czy to historia realistyczna, czy fantastyczno-magiczna. Autorka powinna zdecydowac:) tak jest ni pies, ni wydra. Wydropies. Albo psowydra.

Jaskier

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za miłe komentarze 🙂 W szczególności chcę podziękować Megasowi Aleksandrosowi, bez którego najprawdopodobniej nie byłoby mnie na tym portalu i który nieustannie służy pomocą i dobrym słowem. .

Niezręczności językowe niestety często mi się zdarzają, jak już zacznę pisać, to nie mogę przestać, a kiedy już skończę, nie mogę nawet patrzeć na swoje dzieło.

Kolejne opowiadania ukażą się na pewno, ale kiedy – sama nie wiem.

Co do słówka "palcówka": na co dzień używam innych określeń, jednak w opowiadaniu byłyby co najmniej nie na miejscu. W końcu to opowiadania dla dorosłych,a nie dzieci 🙂

A czy Wanda miała do czynienia z siłami nadprzyrodzonymi? To pozostawiam interpretacji czytelnikom.

Pisz dalej! Czekamy na kolejne opowiadania! Ja na pewno przeczytam. Devon

Sympatyczne, ciepłe opowiadanie. Tchnie optymizmem. Klasyczną historię ubarwia ciekawie wprowadzony fantastyczny motyw „magicznej księgi”. Kojarzy się, oczywiscie, z „Harrym Potterem”, ale Atorka wykorzystała go w doberj sprawie i z pozytywnym wydźwiękiem.

Napisz komentarz