Początek (Foxm)  3.67/5 (68)

9 min. czytania

źródło: Pixabay

Bum! Bum! Bum! Trzy strzały – precyzyjnie – jak na treningu. Trzej słudzy śmierci wbili się w ciało z beznamiętną gwałtownością. Trzy szkarłatne otwory pojawiły się w okolicy mostka i brzucha Opuściłem Makarova z wciąż dymiącą lufą, w magazynku pozostało osiem kul. Z przedwiecznymi bydlakami nigdy nic nie wiadomo. Spotykałem skurwysynów, którzy do perfekcji opanowali granie trupa. Ten? Cholera wie.

Koszula lepiła się do ciała, zacisnąłem palce na rękojeści pistoletu, aby nie stracić kontaktu z kojącym chłodem metalu. Nie stracić kontaktu z przeciwnikiem. Przyjrzałem się rozwartym gniewem oczom, zdeformowanej grymasem twarzy. Nie bał się śmierci, skoczył na mnie bez zastanowienia.

Transformacja nastąpiła szybko, siła wlewała się w mięśnie, zmysły uległy wyostrzeniu do poziomu nieznanego człowiekowi. Pojawiły się kły, dwa ostrza o kilkunastotonowej sile nacisku. Gdybym go dopadł, nie miałby szans. Błagałby o łaskę szybkiej śmierci. Wampiry nigdy litości nie okazują, zabrania im tego zew krwi, śpiew instynktów.

Samczyk alfa mnie zlekceważył. Nieodwracalny błąd – w podzięce posłałem skurwysyna na tamten świat.

Może i wyszedłem z wprawy, może i wyglądam jak zżerany zgryzotami urzędas średniego szczebla, ale…

Nawet będąc przez dekady poza grą potrafię obejść zabezpieczenia postawione przed wejściem do gniazda jakiegoś pięćsetletniego szczyla. Potrafię spreparować amunicję, nasączając kule w wywarze z krwi Dziewicy Orleańskiej. Kurwa! Dlaczego serce tłucze się wściekle o żebra? Strach? Niech to cholera. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz posłałem kogoś do piachu?

Ze czterdzieści lat temu, jeszcze w Afganie. Turban, kałach w łapie, Allach mym mieczem, wiara zaś tarczą. Gówniana sytuacja – albo ja, albo on. Wysłałem go prosto przed oblicze Boga, albo pozwoliłem spaść w pustkę… Kto to może wiedzieć? Nie zawracałem sobie tym głowy. Nigdy, chociaż długość mojego życia można by spokojnie podzielić między dziesięciu zdrowych mężczyzn. Dar, który jest przekleństwem, stygmatem, pieczęcią.

Straciłem smak życia. Widziałem, doświadczyłem, przeżyłem tak wiele. To skąd ten strach? Czysty, zwierzęcy, prawie usłyszałem trzask wnyków. Wyrównywałem oddech. Raz, dwa, trzy… Raz, dwa…

Wibracja telefonu w wewnętrznej kieszeni płaszcza przerwała łańcuch wspomnień. Odebrałem, nie zerkając na wyświetlacz. Wiedziałem, kto dzwoni.

– Załatwione? – Chropowaty, zniszczony wódką i tytoniem głos zdawał się dochodzić z innego świata.

– Rezerwuj stolik na wieczór. Dwie osoby, kawior, zmrożony szampan, truskawki – cedziłem z nienawiścią każdą sylabę.

Po drugiej stronie linii rozległ się rechot. A może to silnik starego Junaka krztusił się po kopnięciu w starter?

Połączenie było zabezpieczone, mogłem mówić otwarcie: zastrzelony, trup, pozbyć się gówna, tak żeby nikt nie zmarszczył nosa. Stare nawyki – nie ma bezpiecznych połączeń, są jeszcze nie rozpracowane.

– No! To mamy współpracę. Mówiłem, że to jak z pływaniem? Nie da się zapomnieć.

Z odrazą przyznałem mu rację, serce przeszło ze sprintu do truchtu. Oddychałem normalnie, dławiłem się przybierającą na sile furią.

– Zostawcie…

– Wiemy, wiemy. Zostawimy, na jakiś czas. Tyle hałasu o zwykłą ku…

Czerwona słuchawka, połączenie zakończono.

Nie. Sukę. Ester. Moją własność.

Wyszedłem na ulicę. Listopadowy wiatr dmuchał bez litości, łopocząc połami płaszcza. Postawiłem kołnierz i pożałowałem braku kapelusza – błąd, zaślepienie adrenaliną, buzującą w ciele przed akcją. Nie miałem wątpliwości, nadchodziła długa i ciężka zima.

Mrużąc oczy, wypatrzyłem najbliższą taksówkę, uniosłem dłoń i nieśpiesznie ruszyłem przed siebie. Gdzieś w oddali usłyszałem pierwsze tony milicyjnych syren. Miasto bez duszy wypluło kolejną ofiarę.

Pociągnąłem za klamkę. Już sadowiąc się na tylnej kanapie, poczułem powodujący dyskomfort ucisk. Pełną sekundę łudziłem się, że to Makarov.

– Dokąd jedziemy? – Wypalone rutyną pytanie.

Rozsądnie byłoby się ukryć, przeczekać. Podałem adres. Nie byłem rozsądny.

Ulokowałem Ester na widoku, wśród nowego budownictwa, które pięło się coraz wyżej, coraz pewniej rozpychając się wśród architektonicznych perełek czy pospolitej brzydoty, nobilitowanej do rangi zabytków. Niczego jej nie brakowało, mojej jedynej słabości. Zdawało mi się nawet, że była nieźle chroniona. Młoda mężatka, z pierwszym dzieckiem, które dopiero co uczyło się mówić. Przy boku oddany inżynier w stopniu porucznika. Rodzina – model idealny, z dużymi perspektywami na przyszłość.

Oddałbym wiele za eliminację ostatniego ludzkiego odruchu. Skrawka uczuć, choćby i skrywanego przed światem. Uczuć? Pokusa sięgnięcia po broń, przystawienia lufy do skroni i…

Winda zatrzymała się na trzynastym piętrze, pchnąłem drzwi wychodzące na dobrze oświetlony korytarz. Wykładzina idealnie tłumiła kroki, a może to ja poruszałem się bezszelestnie… Kiedyś to potrafiłem.

Szedłem do mieszkania kobiety, dla której przelałem krew. Szedłem ze wzwodem tak okazałym, że fallus sięgał niemal pępka. Jak każdy wojownik po bitwie pragnąłem branki. Zwierzęco, mocno, szybko. Ze wszystkich namiętności oferowanych przez egzystencję tylko ta wciąż się we mnie tliła. Płomyk zapewne zgasłby z braku tlenu, gdyby nie dostarczyła go Ester

Diablica zamknięta w ciele szczupłej brunetki, krótkie lśniące włosy, głęboko osadzone oczy, ciemne… Jak noc, zaiste ciemne jest noc. Nie musiałem sięgać do wspomnień… Jej pełne usta, które najlepiej harmonizowały z moim członkiem, pracując na całej długości prącia. Uwielbiałem, kiedy nie używała kosmetyków, eksponując naturalny seksapil.

I jeszcze to jej „Tak, proszę Pana”, „Jak sobie życzysz, Panie”, „Tak jak lubisz, Panie”…

Jak lalkę! Między nogi, w tyłek, w usta. I znowu, i znowu, i znowu. Spragniona mojej Mocy, pozwalającej sycić mój głód… Sobą. Wahałem się długo przed wprowadzeniem jej w pierwszy stopień Inicjacji. Zareagowała tak, jak żadna przed nią – wizja zdolności przekraczających możliwości człowieka zdawała się jej nie pociągać. Opadła zasłona, kilka odwiecznych tajemnic znalazło wyjaśnienie. A ona? Ona w centrum zainteresowania postawiła mnie. Zrodzona z prawdy namiętność zmiotła wszystko na swej drodze. Oddała mi się ciałem i tą dziurą, pustką po straconej duszy.

Pragnę jej! Cholernie jej pragnę! Już jest bezpieczna! Posłałem tamtego gnoja do piachu, by nie przemienili jej zbyt wcześnie. Nie mają doświadczenia z Inkubatorem o tak dużej Mocy. Od dziesięcioleci nie pojawił się nikt o zbliżonych możliwościach.

Teraz mogłem się z nią pieprzyć. Wziąć choćby i na oczach męża! Dopełnić jego rozpaczy w rytmie, w jakim będę pracować pośladkami. Byle nabić się głębiej, mocniej, czerpać więcej. Miałem pewność, że w rytm jąder obijających się o uda opadłyby wszystkie maski. Gra dobiegłaby końca.

Przed oczyma miałem zgrabny w swych niewielkich rozmiarach tyłek Ester. I to wcięcie między dwoma połówkami. Tylko drzwi dzieliły mnie od kochanki – szczęśliwej mężatki. Pokusy, dla której byłem gotów zabijać. Stop! Zrozumienie spłynęło nagle, bielmo zasłaniające oczy opadło. Postrzegałem rzeczywistość, intensywnie i wyraźnie.

Każda akcja wywołuje kontrakcje. Najbardziej oczywisty cel? Mąż i syn! Czy nie tak miało być? Stabilizacja z dala od kreatury zrośniętej z cieniem.

FSB, KGB, NKWD, Czeka, Ochrana – wiecznie w cieniu. Nie czekać na kontrakcję, nie zaprzestawać ataku. Siać śmierć niczym bogobojny podany cara żyto. Wyć! Manifestować ból i niespełnienie!

– Nie… – szepnąłem – Czarne szaty. Ornat Śmierci.

Właściwy Temu Który Stoi Po Jej Prawicy.

* * *

Wiosna eksplodowała feerią bar. Ludzie otrzepywali się z pełnej ciemności zimy z energią kundli otrzepujących się z wody. Ignorowałem ich, intensywnie wpatrując się w okno.

Zatrzymałem się w Hotelu Monopol, tydzień temu wynająłem apartament i wyglądało na to, że przyjdzie mi w nim spędzić pierwszą noc. O ile się pojawi… Mogła odmówić. Po trzech latach mogły nadejść zmiany. Czy stać ją na ucieczkę do wolności? Musiałem sprawdzić. Ostateczny test – najbardziej niemoralna ze wszystkich propozycji.

Stała w drzwiach bez śladu niepewności. Uśmiechała się samymi kącikami ust. Oczy błyszczały jakimś tajemniczym przyzwoleniem. Zdawało się ze słyszę szept: „Weź mnie, weź… No już!” Zmieniła się, rysy twarzy wydawały się być dojrzalszymi. Wydestylowałem z niej dziewczynkę, pokazałem kobiecość przez duże K. Dojrzała. Biodra lekko zaokrąglone, nabrzmiałe pokarmem piersi, skrępowane stanikiem. I ten uśmiech obiecujący wielokrotny grzech… Uśmiech samymi tylko kącikami.

– Tęskniłam – odpowiedziała niepytana i zanim zdążyłem zareagować, sięgnęła po inicjatywę.

Pocałunek wyrażał dni, tygodnie, miesiące i lata tęsknoty. Beznadzieję lat kopulacji z nie tym mężczyzną. Przyjmowała kolejne pchnięcia z szeroko rozłożonymi udami, czasem opierała stopy na pośladkach kochanka, pozwalając mu wniknąć głębiej, jeszcze lepiej spełnić obowiązek. Potrzebowała bliskości, czułości, gwałtowności. Rozumiałem, nie miałem pretensji – ludzie mogą rozporządzać życiem tylko raz. Większość ludzi. Nawet orgazm powodował, że na chwilę unosiła się na morzu pustki, by opaść na powrót, zanurzyć się bardziej. Tęskniła za mną, morfinistka spragniona kolejnej dawki destrukcyjnych emocji. Naszej wersji spaczonej miłości. Wszystko to zawarła w jednym pocałunku. Bez udziału świadomości kąsałem dolną wargę. Metaliczny posmak krwi…

Czułem, czułem go tak wyraźnie, jak dojrzewające pod sercem Suki drugie życie. Życie cenne. Życie nie moje.

Wpuściłem ją do pokoju, świadom, że jeszcze krok, jeszcze dwa i nie będzie odwrotu.
– Przyjmuję Twoją propozycję… Panie…

Moja Ester. Mądra Ester. Zepsuta do cna, ciekawa Mocy, pożądająca mnie. Ścierwa cuchnącego śmiercią.

Zatrzymaliśmy się na środku apartamentu. Pozwoliłem sobie na ostatni czuły gest, zanurzając palce w krótkich kruczoczarnych włosach. Napełniłem płuca wonią cytrynowego szamponu.

Pierwszy na podłogę spadł bordowy golf, potem puścił guzik jeansów, materiał zjechał w dół, odsłaniając smukłe uda. Jakie ona miała nogi! Poznałbym je wszędzie i zawsze. Szczęknęła sprzączka stanika, drobne piersi u szczytu swych możliwości wydostały się na wolność. Sutki Suki – wyraźnie większe niż je zapamiętałem – aż prosiły się o uwagę. Była podniecona, balansowała na krawędzi. Wyczułem to, znałem ją, ulepioną po to, by ulegać. Zzuła buty i pozbyła się skarpet.

– Na kolana!

Używałem tego tonu względem wrogów skamlących o litość. Rozdawałem śmierć sprawiedliwie.

Wykonała polecenie, bez wahania. Była moja, przysiadła na piętach. Głowa nisko. Pozycja wyjściowa. Zaczynamy.

Wszystkie akcesoria były gotowe. Ćwiekowana obroża z czarnej skóry zamknęła się wokół szyi Suki, czułem, jak drży w oczekiwaniu, jak napina mięśnie gotowa skoczyć w nieznane. Sięgnąłem po leżącą na komodzie smycz. Przygotowałem się, starannie rozpisałem tę sztukę: scena po scenie, akt po akcie. Łańcuch z grubymi oczkami zadzwonił złowieszczo. Nie musiała podnosić głowy, wiedziała, co ją czeka. Połączyłem łańcuch z kółkiem smyczy i szarpnąłem zdecydowanie zbyt mocno.

Przed upadkiem ochroniły ją ręce w porę wyciągnięte w przód. Znalazła punkt oparcia, byłem tym punktem. Trzy pełne sekundy podziwiałem grę mięśni na ciele swej własności.

– Powoli, ręka, noga, ręka – recytowałem jak mantrę.

Każdy ruch nogi musiał powodować otarcia naskórka o szorstkość wykładziny. Nie ma bólu bez rozkoszy, nie ma rozkoszy bez bólu. Rozkosz była obecna, byłem pewien, że rozpaczliwie skąpy strzęp materiału czarnych stringów lepi się od wydzieliny.

Czekała, pragnęła, potrzebowała zwierzęcego pierdolenia. Zobaczyłem siebie, stojącego przed drzwiami ich mieszkania z erekcją wypychającą spodnie.

Uderzyłem otwartą dłonią na odlew. Głowa Suki odskoczyła do tyłu, pięknie wyeksponowała długą szyję. Widziałem, jak przełyka ślinę.

– Dziękuję, Panie!

Moja dłoń spadła na tyłek, wyrwałem krzyk z gardła opanowanej i sumiennej żony. O to chodziło – czułem się królem tego zgniłego świata, który powinien wyświadczyć wszystkim uprzejmość i zdechnąć.

Po czwartym okrążeniu doprowadziłem ją do jednego z foteli.

– Siad – warczę, wciąż trzymając w dłoni koniec smyczy. Skarb u mych stóp. Mógłbym sięgnąć po kieliszek, zapalić cygaro…

Pstryknięcie palcami. Do pokoju wchodzi gówniarz, najwyżej osiemnastoletni. Jest nagi, smukła wysportowana sylwetka. Rude włosy i brązowe oczy, zupełnie puste – efekt zaklęcia, które rzuciłem.

Przystałby na mój plan i bez tego, ale po co ryzykować? Przyglądam się narzędziu. Napompowane godzinami siłowni supły mięśni ramion i lędźwi, fallus w pełnym wzwodzie, zasłaniający idealnie ogolone podbrzusze, jądra bez jednego włosa, po brzegi wypełnione młodzieńczą, nieokiełznaną chucią. Dokładnie według życzenia.

– Odwróć się szmato, profilem do mnie i… – Udaję, że waham się przed podjęciem decyzji. – Miska.

Narzędzie przynosi miskę, stawia ją tuż pod kołyszącymi się piersiami Suki. Idealnie.

Unoszę brew. Ma czekać na sygnał, trwać w gotowości. Przyklęknął tuż za nią, bezceremonialnie ocierając się o pośladki.

– Kim jesteś? – Pytanie wisi w powietrzu.

– Dziwką.

– Do kogo należysz?

– Do Pana…

– Co jesteś w stanie dla mnie zrobić?

– Wszystko!

– Bierz!

Strzęp materiału rozerwany przez młodego buhaja, majtki stają się przeszłością, wbija się między uda jednym płynnym ruchem. Z zadowoleniem konstatuję, że dobrze wybrałem. Jebie ją, jakby jutra miało nie być, bezcześci moją własność. A mnie się to podoba. Udziela mi się ich podniecenie. Suka jęczy w takt ruchów młodego. Dobrze, bardzo dobrze…

Trzymam ją pewnie, nie pozwalam zmienić pozycji. Pan moim przewodnikiem, nie brak mi niczego. Sięgam ku rozkołysanym piersiom, ujmuję sutek w dwa palce i naciskam. Biały strumień pokarmu znaczy dno blaszanej miski. Dużo pokarmu. Suka zwija się z przyjemności i bólu, młody wypełnia ją w całości do dna. Na mnie przyjdzie kolej. Wiem, że jest w stanie zrobić dla mnie wszystko.

Kiedy jest po wszystkim, szepczę jej do ucha. Jest zmęczona, szczęśliwa i ufna. Noc należy do nas, świat będzie nasz. Czuję jak żyły wypełnia mi Moc, posłuszna nakazom woli. Moja transformacja nigdy nie jest gwałtowna, wtulam się w ufną Ester, odgarniam kosmyk włosów, zupełnie odsłaniając szyję. Krótki krzyk i moja piękna, mądra, do cna zepsuta Ester osuwa się w Przedwieczność.

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobrze napisane FoxM. Ciężki kawałek niecodzienności. Jest w nim zaklęta jakaś taka niemoc, która drażni, jest niewygodna, tężeje i pulsuje przez cały tekst, czyniąc go niełatwym w odbiorze.
Nie pasuje mi ” …pokazałem kobiecość przez duże K.” – Myślę, że tutaj wystarczyło to zrobić, napisać „Kobiecość” w innym miejscu piszesz „Moc” a nie „moc, przez duże M.” i wtedy jest lepiej.

Opowiadanie jest krótkie, a Ty starałeś się zbudować świat i opowiedzieć historię. Za mało jest na nią miejsca i czasu, ja się zgubiłem. Jak dla mnie, za dużo zostawiłeś miejsca wyobraźni. Mimo wszystko jak napisałem już wcześniej nieźle to napisałeś i czyta się z pewną mroczną przyjemnością.

Po pierwszym brzuchu brakuje kropki.

Sformułowanie „kobiecość przez duże K.” można odebrać nieco sugestywnie, zwłaszcza w świetle opisanych zbliżeń i stosunku bohatera do płci przeciwnej. Nie napisał „Kobiecość” bo nie o to mu tu chodziło.

Dla mnie sugestywniej zabrzmiałaby „Kobiecość”, no ale każdy ma swoją ścieżkę do orgazmu…

Jak widać :).

Bum bum bum … Zacząłeś z grafomańską pompą. Trzeba przyznać że udało ci się ten poziom utrzymać do samego końca, tylko powinszować. Tekst czyta się jak sprawozdanie nastolatka który naoglądał się nieodpowiednich filmów, zamiast uczyć się pilnie przez całe ranki :D. Udało Ci się jednak wywołać uśmiech (taki trochę ponury) kiedy bohater ze zduszoną wściekłością mówił o: stoliku, szampanie i truskawkach. Stolik w restauracji na wspólne obchody 14 lutego ? W utworze pojawia się dominacja którą lubię, ale przedstawiona w mało pociągający sposób. Nadmierne uprzedmiotowienie płci pięknej.

Chciałbym napisać że „opowiadanie wyrwało mi serce i pozostawiło po nim przepastną dziurę” 😀 ale w rzeczywistości było trudne w odbiorze, w budowaniu wizji w głowie co chwila przeszkadzały mi drobne zwroty które nieco wyprowadzały mnie z równowagi, pretensjonalne bądź nazbyt górnolotne. Po skończonym czytaniu tekstu, miałem wątpliwości czy aby nie czytałem czyjejś premiery, kogoś kto w dodatku skłamał w wyborze między tymi dwiema opcjami jak się wchodzi na portal NE.

No proszę, uczysz się! ;D
Widzisz? Można! Dowalić komuś, skupiając się na tekście. Może jeszcze ta końcówka dotycząca nieletniości niedopracowana, ale już jesteś blisko…

Nie zawsze lubię komuś dowalić. Chyba się już o tym Przekonałaś ? Od siebie zaś pragnę dodać że tak naprawdę to nie lubię tego robić.

W końcu „nie zawsze” czy wcale? 😉
I skoro nie lubisz, czemu to robisz?

Generalnie wiem że się tak nie powinno, ale czasem ciężko mi się powstrzymać. Żeby było jaśniej, odwołam się do lektury Pani Dwóch Krajów. Znajdujemy tam opis pierwszego spotkania Nefera z księciem Nektanebo. Nefer świadomie mu „dowalił” choć wiedział że nie jest to raczej dobry pomysł. Postać zaś samego Nefera rysuje autor jako człeka dobrego. Zatem i dobremu zdaża się komuś dowalić ;). Pozdrawiam.

Skoro musisz się powstrzymywać, chyba jednak to lubisz…

Hmm nie chcę się wtrącać, ale ja tu niczego nie odebrałem jako dowalenia. Mick wyraził swoje uczucia, których doświadczył po lekturze, bądź co bądź, jak już napisałem wcześniej, ciężkiego kawałka. Ktoś, kto decyduje się popełnić taki… nieco dłuższy wpis, musi być ubrany w zbroję, albo przynajmniej dysponować paskiem grubszej skóry i liczyć się z tym, że na jego wampirach, będzie się wieszać nieświeże kociska. Co więcej, powinien z tym żyć dalej i popełniać jeszcze mroczniejsze wizje przez duże Wu.

Dlaczego nieświeże ? Zapewniam że są niemal jeszcze ciepłe.

O Lisa bym się nie bała, twardy jest. Chodzi raczej o samego Micka i jego personalne wycieczki… za które Lis niedawno, jako administrator, pogroził mu palcem. Na moje życzenie zresztą, żebyśmy tu mieli jasność 🙂

„Początek” już kiedyś ukazał się na naszych łamach i choć Mick regularnie nas komentuje, nie przypominam sobie, żeby wtedy uznał ten tekst za równie… hmmm… kontrowersyjny. Tylko tyle i aż tyle.

Mogłem go nie uznać za warty zapamiętania.

Wycieczki personalne i owszem, były. Powiem tylko że żałuję większości tego co tu napisałem. Zwłaszcza zupełnie głupio straconych (zapewne już na zawsze) dobrych relacji z Neferem. Który jest w zdecydowanej czołówce moich ulubionych autorów co zawsze podkreślałem.

Aniu, nie Przedstawiaj tego tak zupełnie jednostronnie. W przeciwieństwie do Ciebie, ja nie mam administratora na swoje usługi.

To nie jest sztuka żeby czuć się silnym wśród silnych. Ale sztuką jest zachowanie swej osobowości nawet jeśli wszyscy występują przeciwko tobie.

Micku, naprawdę sądzisz, że tamta zaczepka (ta o przyjaciółeczce, gdybyś nie pamiętał), miała jakiekolwiek szanse poprawić Twoje relacje z Neferem?

Bo mi się jednak wydaje, że dobre sprawowanie byłoby skuteczniejsze ;p

Mhm … zatem Uważasz że tamten komentarz najbardziej dotyczył Nefera ?

Nie mam zielonego pojęcia, domyślam się za to, że jego nie ucieszył, a ponoć zależy Ci na dobrych relacjach z nim. Jeśli tak, powinieneś zmienić strategię.

No jak to nie Masz zielonego pojęcia ? :). Przecież jest napisanie. Wystarczy przeczytać i uruchomić wyobraźnię. Masz na to dość empatii. Pokazałaś to w ostatnim utworze. Ach … rozumiem, działa wybiórczo, jak Twoja prasa ?

Owszem, jeśli coś mnie nie interesuje, nie zawracam sobie głowy analizowaniem tego.

hmmm, swój własny kieszonkowy Administrator… a jest tu może jakaś Administratorka, chętna i do usług?

Wyczuwam tutaj konflikt… osobisty i być może nawet wieloosobowy. A czy czasem nie jest tu tak, że konflikty należy rozwiązywać… „W samo południe”? W przeciwieństwie do Ani, nie jestem pewien czy Mick coś pisze, wiele komentuje, ale nigdzie nie mogę znaleźć jego tekstów, może spróbuje coś napisać, w obronie własnej? Jeżeli nigdy tego nie robił, to ja służę pomocą. Fajnie byłoby poczytać taki pojedynek. Może się odważycie?

Naprawdę Cię to interesuje ? To historia jakich wiele. Jest tam namiętność, jest zdrada, ocean emocji. Takie tam.

Lis nie jest niczyim kieszonkowym administratorem, po prostu jest administratorem ;p
Każdy może zgłosić do niego potrzebę interwencji. Do tej pory nie stosowaliśmy równie drastycznych metod, ale jakiś czas temu ustaliliśmy, że jeśli ktoś mimo upomnień będzie obrażał autorów (na przykład podważając ich poczytalność czy zdrowie psychiczne), dostanie bana. Najpierw czasowego, a jeśli się nie poprawi, stałego. To była wspólna decyzja. Lisowi po prostu przypadła niewdzięczna rola egzekutora tych postanowień.

No to chyba nie jest tak do końca jak Piszesz. Bo Nefer prosił o tą pomoc publicznie ale Lis się wtedy świetnie bawił. Zawsze uważałem że Nefer należy do najbliższego grona ale … chyba jest jeszcze bliższe.

Poza tym jak mniemam, Wasza umowa dotyczyła tylko autorów … przepyszne. Oto są równi i równiejsi. Gdzie jest Twoja Ewangelia Aniu ;)? Czyż nie raz Próbowałaś mi sugerować homoseksualizm ? A parę minut temu Próbowałaś również z chorobą psychiczną ?

Napiszę Ci coś. Ktoś taki jak Ty, nie mógł by być administratorem na żadnym porządnym portalu. Bo administrator nie wykorzystuje władzy dla swojego widzi mi się. I Ty to Wiesz. Dla tego by realizować swoje ambicyjki Musiałaś znaleźć jakieś, tzw. dojście.

Widzisz. Wyznanie tego nie było rozsądne i raczej nie Naprawisz tego biegunką komentarzy jaką teraz obserwujemy.

Pewnie jest jeszcze bliższe grono, ale zmartwię Cię: ja do niego nie należę. Ani Nefer. Oboje jesteśmy tu stosunkowo nowi.

Nadal jednak nie rozumiem czemu, skoro ponoć lubisz/szanujesz (czy co tam sobie czujesz) Nefera, nie lubisz dowalać i nawet zauważyłeś, że Nefer chciałby, żeby ktoś go przed Tobą ochronił, nie dasz mu po prostu spokoju?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiele razy sam sobie je zadawałem. Ale to już nie Twoja sprawa. Nie mam zamiaru tłumaczyć się osobie wrogiej, w dodatku grającej nieczysto.

Nie tłumacz się, ale spróbuj to jednak rozgryźć na własne potrzeby…

Pomyliłaś mnie z kimś … ja nie muszę przyjmować od Ciebie poleceń.

To nie polecenie, najwyżej rada…

No proszę, potrafisz zainteresować czytelnika…

Nie jestem autorem NE i muszę przyznać że mój stosunek do własnej twórczości zmienia się cyklicznie. Jestem bardzo krytycznie nastawiony do niej i nie powiem, nie jeden tekst lądował w koszu. Jeszcze przed pojawieniem się na NE bardzo chciałem napisać coś w świecie Wagnera (Karla Wagnera) ale przeczytałem że ktoś kiedyś z trudem uzyskał akceptację Wagnera żeby tylko mógł wspomnieć o Kane w którejś ze swoich nowel. To są Stany więc każdy tam tylko czeka by mógł pozwać do sądu za naruszenie praw autorskich.

Ciekawi mnie natomiast jak to było z Howardem, przecież po jego śmierci znalazło się wielu kontynuatorów piszących w świecie Conana i powieść była kontynuowana. Być może ktoś więcej wie na ten temat.

Jestem tu tylko komentatorem, takim gorszym uczestnikiem forum co niedawno dano mi odczuć. Nie wiem na ile to było uczciwe gdyż spędzam tu trochę czasu tygodniowo i wkładam serce w komentarze. Mogę tylko stwierdzić że takie nastawienie niezbyt skłania do publikowania na naszym portalu. Jest to działanie szkodliwe. Ludzie mają swój czas kiedy otwierają się na takie rzeczy.

Mick, nie uważam, że ktoś, kto czyta, co napiszę, należał był uczestnikiem B. Z mojego punktu widzenia, jest dokładnie odwrotnie. Sam się czuje dziwnie, że ktoś w ogóle mnie czyta i miło mi bardzo jak coś pode mną napisze, nawet jeśli to będzie mieszanie z błotem, wapnem, czy cementem. Z tego, co tu zdążyłem zauważyć, to jest więcej komentujących osób, którzy nie piszą, a których się do tego gorąco namawia, gdyż sama ich wzmianka pod czyimś tekstem, wywołuje podniecenie i ciary u danego autora, czy autorki. Komentatorzy więc, są surowo pożądani.

Obstawiał bym że większość komentujących jednak jest autorami.

Najlepsza zabawa to jest wtedy kiedy się samemu pisze i jest się komentowanym bo można doskonalić styl. W przypadku niektórych autorów dało to spektakularne efekty. Jednak na to potrzebny jest czas a nie każdy jest w stanie tyle go poświęcać.

Miłego dnia,

Owszem, komentatorzy (piszący czy nie) są pożądani, ale jak wiele razy podkreślaliśmy, dyskutowane mają być nasze teksty, nie stan naszego zdrowia psychicznego, osobowość czy ukryte pragnienia. Jednym słowem istnieją nieprzekraczalne granice dyskusji. Mam nadzieję, że w końcu to zapamiętasz Mick.

Dla mnie mają istnieć a dla Ciebie nie. Rozumiem.

Dla mnie też. Zgłoś redakcji naruszenie zasad! 🙂

Z zasady nie kabluję. Poza tym kto będzie to rozpatrywał ? Ty ?

Lis? 😉

Muszę powiedzieć, że mroczne dzieło TEGO milczącego LISA przerosło mnie. Właściwie, to przerosło moje oczekiwania, co do efektu jakie wywołuje. Wydawało mi się najpierw, że w swoim wydźwięku, jest ponure i dramatyczne, ale nie, w nim jest coś więcej, ono wychodzi poza ramy, poza granicę słów, liter, i ekranów na czymkolwiek to czytacie. Potrafi wzburzyć, zasiać niepokój, wyssać z czytelników dobry humor i radość. Prowokuje do kłótni, wypominek, za chwilę wszyscy się pozabijamy… To się nazywa sztuka Najlepsza.

Lisie wg mnie w ciekawy sposób opisałeś uprzedmiotowianie uległej. Trafia to do mnie, ponieważ sam spotkałem takie kobiety, które pragnęły być w taki sposób traktowane. A teraz o reszcie komentarzy. Myślę że przydałby się tutaj dział Hyde Parku, gdzie takie dyskusje jak Ani z Mickiem znalazły by bardziej stosowne miejsce niż komentarze pod utworami. Bo tam zaglądał by ci których takie dyskusje rajcują a tutaj muszą czytać to wszyscy, którzy komentują i chcą się zapoznać z treścią innych komentatorów. I zamiast merytorycznej oceny dzieła mamy niekończącą się opowieść o tym kto kogo obraził z wyciąganiem historii, które wydawały się być już polubownie zakończone.

Słuszna uwaga. Już kilka razy (2-3) sam o tym pisałem. Niestety nasz serwis nie ma takiego działu ani chata. Twoje argumenty są bodaj najbardziej trafne jakie tutaj padły. Miejmy nadzieję że ta „rundka” jest jedną z ostatnich gdyż cały „temat” zdaje się wyczerpywać.

Na koniec tylko napiszę że nie musiało by tak być gdyby okazano mi choć odrobinę dobrej woli. Nie da się zauważyć że do kłótni potrzebne są co najmniej dwie strony. Anonimie ja się sam ze sobą nie kłócę. Może Ani zależy na obecnym statusie, odnoszę nieodparte wrażenie że tak jest w istocie.

Pozdrawiam,
Mick

Jeśli to jest całościowy tekst, to jak na Foxa, wygląda na słaby. Niespecjalnie wiadomo, o co chodzi. Fox pisał już dużo lepsze opowiadania i aż mnie zadziwiał swoimi literackimi postępami.
Jeśli to jest zgodnie z tytułem początek cyklu, to powiem, że zapowiada się średnio, ale za wcześnie na ocenę. Nawet to „średnio” nie powinno padać z mojej strony.

Dyskusja pod tekstem: oby takich jak najmniej albo wcale albo tylko w Hyde Parku, co jest świetnym pomysłem wyspiarzy podchwyconym przez jednego z komentujących powyżej.
Do Hyde Parku idziesz, kiedy chcesz, spacerujesz z przyjemnością (przynajmniej ja spacerowałem ochoczo w tym oryginalnym parczku), a jak masz ochotę to słuchasz/czytasz to, co ci ortodoksyjni komentatorzy oferują.

Uśmiechy,
Karel

Mamy tu zupełnie typową sytuację kiedy jeden z użytkowników przejmuje część kontroli (nieformalnej) nad innymi użytkownikami poprzez zakulisowe zagrania. Starsi użytkownicy tego forum zapewne już obserwowali takie przypadki i doskonale wiedzą czym to się zazwyczaj kończy.

Dziś jestem to ja. Jest mnie łatwo zaatakować i będzie łatwo zbanować. Ale jutro Możesz być już Ty albo ktoś inny kto nie spodoba się z biegiem czasu … na pewno na mnie się nie skończy.

Ania pisze: „każdy może zgłosić administratorowi”. Może i tak ale administrator jak widać nie wszystkich musi słuchać równo … . No, wiemy kogo posłuchał na pewno.

Szczerze mówiąc, nie uważam tego opowiadania za najlepszy utwór w dorobku Lisa. O wiele bardziej udane są, moim zdaniem, teksty „historyczne”, nawiązujące do konkretnych postaci i wydarzeń dziejów najnowszych („Wielka Gra” – nadal niedokończona, niestety, „JFK”). Tutaj lektura przychodzi z pewną trudnością, przez tekst musiałem się przebijać. Ale i obecne opowiadanie nie jest pozbawione plusów: sugestywny, mroczny nastrój, przekonująco oddane emocje bohatera, gęstość narracji. W żadnym wypadku nie można uznać utworu za grafomański, jak uczynił to Mike, dodając przy tym inne jeszcze insynuacje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten hiperkrytyczny komentarz to nic innego jak zemsta za niedawne upomnienie, udzielone przez Lisa jako administratora strony Mikowi właśnie. Upomnienie za sposób prowadzenia przezeń innych dyskusji na portalu. Prowokacyjny styl prowadzenia obecnej tylko to przekonanie potwierdza. A już odgrywanie roli uciśnionego i prześladowanego to szczyt hipokryzji i przewrotności. Mike, prawie zrobiło mi się Ciebie żal. Ufam jednak, ze znajdziesz siłę, aby to przetrwać.

Witam,

Znajdę, znajdę :). Nie chodzi o odgrywanie roli uciśnionego czy prześladowanego generalnie. Ja sobie na to poniekąd zasłużyłem. Ale nie uważajcie się za niesplamionych obrońców moralności, w końcu i Wy sięgnęliście po niektóre zagrania, niezbyt godne i ja również mogę Wam zarzucić hipokryzję. Nie wybielaj się Neferze bo to się mogło inaczej potoczyć i Ty również Masz w tym swój udział. Odnoszę wrażenie że manipulacja zachodzi po obydwu stronach (z mojej strony bardziej, żeby nie było).

Prawda jest taka że od początku było to bezsensowne wzajemne nakręcanie się, „ładowaliśmy i strzelaliśmy” zamiast ochłonąć i skupić się na tym co dzieli a nie co różni bo jest całe mnóstwo takich rzeczy począwszy od piwa a kończąc na uwielbieniu twórczości. Ty źle Odebrałeś elementy mojej krytyki i dla tego za kolejnym razem Potraktowałeś poważnie zaczepkę która naprawdę miała być zwykłym żartem. A ja naprawdę na początku zdziwiłem się że tak to zostało odebrane. Wiesz dobrze że na drodze przywrócenia normalności stoi zarówno Twoja jak i moja duma. A tu są nasze nicki i ten zupełny fragment osobowości którą przed sobą odkrywamy, my się nawet nie znamy na tyle żeby się porządnie pokłócić. Ja już podkuliłem ogon i Cię przeprosiłem, poczułem że nie mam racji. Więc nie Odbieraj mi tutaj resztek człowieczeństwa. Moje wrogie zagrania względem Ciebie były podyktowane brakiem dialogu, brak konwersacji uznaję najczęściej za objaw pogardy. Na przykład Lis, zaczął już mówić do mnie przez Anię, to jest taka mega-pogarda. Ona mnie nie dotyka aż tak żebym o niej myślał i nie mógł spać, na ogół w życiu spotyka się różnych ludzi i doznaje się od nich całego spektrum uczuć. Tutaj jest świat wirtualny a my żyjemy raczej tym realnym. Oddzielenie ich to cenna umiejętność. Tym nie mniej pewne typy zachowań są bardziej lub mniej prowokacyjne.

W świetle nowych okoliczności które wypłynęły przedwczoraj, uważam że już napisałem wszystko co chciałem (i nie chciałem) napisać. Dla tego z racji bezsensowności dalszych potyczek słownych, nie zamierzam inicjować dalej żadnych rozmów (to się chyba nawet robi nudne). Poza tym chyba wpadłem w pułapkę własnej retoryki, tzn. zapętliłem się w bezsensownym toku prowadzenia konwersacji.

Pozdrawiam,
Mick

Nie myśl, że nie doceniam tego, co napisałeś. Kiedyś rozmawialiśmy na tym portalu zupełnie normalnie, na różne tematy. Potem to się zmieniło. Przyjaciółmi to raczej nie będziemy, ale możemy zakopać topór i unikać prowokacji. Życzę szczerze powodzenia w świecie realnym, w końcu o wiele ważniejszym, niż potyczki netowe.

Kończąc z ulgą, bardzo Cię przepraszam za ostatni wyjazd z trzema osobami, miał miejsce po pierwszym zakopaniu topora między nami a ja poniekąd naruszyłem ten rozejm. Jednak ten już uszanuję, myślę że Jesteś przyzwoitym człowiekiem i niech Ci się wiedzie. Może kiedyś przebolejemy i jakoś jeszcze razem pogadamy. Pozdrawiam.

A i jeszcze jedno. Neferze, gdybym uznał ten tekst za dobry to bym go nie zjechał (i nie była to hiperkrytyka). Na takie zachowanie również Znajdziesz przykłady. I nie ważne co czuję do Lisa. Wspomniany utwór o JFK to przy tym … kawałku, istny majstersztyk. Pomijając to że jest to naprawdę dobry utwór sam w sobie (JFK).

Po lekturze Początku poczułem jedynie zagubienie a te dodatkowe doznania które Opisałeś, cóż one znaczą w obliczu aż takich niespójności całego utworu ? Nawet gdyby można było je wyczuć.

Kurwa! Przygotowałem sie na długie opowiadanie. Dzieci przed tv, małż w pracy, łazienka zamknięta . Nim sie rozkręciłem to się skończyło. A potem komentarze. Żeście mnie w członka zrobili! I co kurwa teraz zrobię? Gacie w dół spuszczone; ani zacząć ani skończyć!

Już ja się odwdzięczę ty pieprzony wampirze! Będziesz jeszcze błagać o kolek w…

😀 może lepiej było małża wczoraj wydupczyć, to by dzisiaj ciśnienia nie było ;P.

Może i, ale teraz jest powód, by wyjechać wampirowi z szuflady 😁

Coś czuję, ze zostanę na tej stronie na dłużej. W końcu strona, która idealnie przenosi w świat erotycznych doznań bez chamstwa, za to z ogromną dawką klasy, chętnie wczytam sie w kolejne opowiadania 🙂

Napisz komentarz