Głód 8-11 (Milady)  3.98/5 (16)

22 min. czytania

Gustav Klimt, „Hygeia”

8

Obudziła się naga na zimnej ziemi. Głowa pulsowała bólem, jak gdyby pod czaszką maszerowały wszystkie armie Hanzy. Usiadła, wodząc nieprzytomnym spojrzeniem po wnętrzu namiotu. Najwyraźniej narkotyk nie wypuścił jeszcze dziewczyny ze swoich szponów.

– Dzień dobry – przywitał ją Aktor, przeżuwając żołnierską rację śniadaniową. – Ubieraj się.  Wyjeżdżamy, zanim mój ojciec odkryje małą niespodziankę w postaci fałszywych planów.

Spojrzała na niego pełnymi zaskoczenia oczami. Nie musiała zadawać pytania słowami.

– Chyba nie sądzisz, że tajne plany cytadeli wisiały sobie beztrosko pośrodku lochów. Gred powiesił tam szkice projektu nowej łaźni miejskiej. Ojciec tym razem się przeliczył. Nie jestem jego chłopcem na posyłki. Nie pozwolę, by bezkarnie mnie upokarzał. Nie dam sobą pomiatać, rozumiesz?! – Podniósł głos do krzyku, chwytając niewolnicę za włosy.

Mimowolnie skrzywiła się z bólu. Jej pan wpadał w charakterystyczny, agresywno–płaczliwy nastrój, spowodowany spadkiem energii. Ostatnio wyczerpywała się coraz częściej, wywołując stan, który nazywał głodem.

– Zadałem ci pytanie!

– Tak, panie. Rozumiem – wydusiła z siebie, zmuszając wysuszone gardło do pracy.

– Rozumiesz… Tak… Tylko ty jedna mnie rozumiesz… – mamrotał urywanymi zdaniami, głaszcząc policzek Laimy. – Jesteś taka dobra… Pocałuj mnie, proszę… Pocałuj.

Dziewczyna powoli dotknęła wargami jego ust. Splotła dłonie na  karku Aktora, obejmując z całych sił. Pocałunek łączył ich dusze, przechodząc w coś o wiele głębszego. Zaczynało brakować jej powietrza, mimo to nie przerywała. Dopiero bolesne uderzenie oderwało ją od właściciela. Z pewnością pod okiem pojawi się siniak.

– Zapominasz, gdzie twoje miejsce dziwko!

– Wybacz, panie – szepnęła, spuszczając wzrok. Serce waliło szaleńczo, usiłując wyłamać jej żebra.

– Czy pozwoliłem ci mówić?! Powinienem wychłostać cię za bezczelność! – Milczała ze skromnie zwieszoną głową. – Ubieraj się! Po prostu się ubierz…

Naciągnęła pośpiesznie ubranie, które znalazła porozrzucane w różnych kątach namiotu. Aktor czekał na zewnątrz, siedząc już w siodle

– Jestem głodny, Laimo. Jestem cholernie głodny.

Bez słowa podała mu nabitą ziołami fajkę. Jej pan zaciągnął się chciwie. Narkotyk potrafił zazwyczaj zagłuszyć jego szczególny głód. Wskoczyła na miejsce przed Aktorem. Spowici odurzającym dymem ruszyli w kierunku wyjścia z  Doliny. Ciekawiło ją, dokąd jadą, ale nie odważyła się zapytać. Koń niósł ich pewnie, prowadzony dłonią Aktora. Duszna woń ziół przenosiła umysł dziewczyny w świat snów. Poczuła, jak jej ciałem targają nudności. Mężczyzna przechylił ją przez siodło. Osunęła się w mrok.

Ocknęła się w jakimś drewnianym pomieszczeniu. Właściciel gwałtownie potrząsał Laimą. Dygotał cały, a jego dotyk przeszywał chłodem lodu. Spomiędzy warg ciekła mu gęsta niczym żel strużka ciemnobordowej krwi.

– Pomóż mi… – jęknął.

Łzy spływały miarowo po krzywiźnie policzka, mieszając się z krwią. Wstała, wciąż jeszcze otumaniona. Na miękkich nogach zaczęła zdejmować odzież Aktora. Jego idealne ciało, porównywalne jedynie z mistrzowsko wykonanym posągiem, lśniło od potu. Pchnęła roztrzęsionego mężczyznę na pojedyncze łóżko.

– Zaczekaj tu – poleciła, opuszczając pokój. Znajdowali się w dość zadbanym zjeździe. Energicznym krokiem podeszła do wąsatego gospodarza.

– Życzysz sobie czegoś, panienko – zapytał otyły karczmarz.

– Mój brat potrzebuje towarzystwa na wieczór – powiedziała obojętnym głosem, siłą woli opanowując kłębiące się w głowie emocje.

– Towarzystwo to dość ogólne pojęcie. Chce kobietę czy mężczyznę? – dociekał rzeczowo gospodarz.

– Wszystko jedno… Kobieta.

– Młodziutka, dojrzała, może bardziej doświadczoną? – kontynuował karczmarz.

– Taka, ktora potrafi zająć go przez całą noc – rzuciła niecierpliwie. Właściciel zajazdu pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Mam tu odpowiednią osobę. Margetta? – zawołał.

Długonoga piękność zakołysała biodrami, posyłając światu perłowy uśmiech.

– Co tam? – zapytała uwodzicielsko.

– Mój brat jest w potrzebie – oświadczyła Laima.

– Ten przystojny i hojny pan, z ktorym przyjechałaś? Prowadź, słońce.

Po wejściu do pokoju niewolnica starannie zamknęła drzwi. Margetta zrzuciła suknię, bezwstydnie podniecając klienta zmysłową nagością. Gwizdnęła z uznaniem na widok rozwalonego na łożu Aktora.

– No no… Jesteś niesamowity, skarbie. Chyba oboje będziemy dzisiaj zadowoleni.
– Tak – szepnął mężczyzna wpółprzytomnie.

Niezrażona słabą rekacją, Margetta oplotła go udami, wpijając się wargami w usta Aktora. Ten odnalzał resztki energii, układając dziewczynę pod sobą. Laima odwróciła wzrok, poczuła obrzydzenie. Nienawidziła tego etapu posiłków swego pana. Dopadły ją strzępy wspomnień wczorajszej nocy. Ciało właściciela, jego dłonie, przesycone narkotykiem pocałunki, penis penetrujący jej wnętrze… Nagle drgnęła zmrożona uświadomieniem sobie pewnego faktu. Tymczasem mężczyzna przemienił się, czyniąc z Margetty kupkę prochu. Upadł wyczerpany.

– Dziękuję – wyszeptał.

– Panie… – Spróbowała nieśmiało wyrazić odczuwaną obawę.

– Nie teraz. Muszę odpocząć… – Nie dokończył, zapadając w głęboki letarg.

Zanuciła cicho kołysankę. Powieki Aktora ostatecznie opadły. Zgarnęła resztki Margetty i wrzuciła pył do paleniska. Nie różnił się niczym od zwykłego popiołu. Miała nadzieję, że może do rana nikt nie będzie jej szukał. A potem pan coś wymyśli. Patrzyła długo w ogień, delikatnie gładząc własny, płaski tymczasem brzuch. Czy jednak takim pozostanie? Nachyliła się nad posągowym ciałem właściciela. Końcówki włosów musnęły jego ramiona.

– Nie wypiłam ziół, więc… Mogę nosić twoje dziecko, panie – wyszeptała.

Pogrążony we śnie Aktor nie raczył zareagować. Ciążę Podręcznej karano zwykle egzekucją. Przeciągnęła opuszkiem wzdłuż torsu mężczyzny.

– Zabijesz mnie? – spytała, pozwalając słowom wsiąknąć w ściany pokoju. Chciała, by wypowiedziana na głos obawa wreszcie zniknęła. Objęła śpiącą postać, mocząc niemymi łzami poduszkę.

9

Nasłuchiwała niespokojnie pod drzwiami. Karczma pogrążała się we śnie, a gospodarz podliczał zysk. Jego niewolnicy składali meldunki dotyczące klientów. Laima spojrzała na śpiącego Aktora, wiedząc, że wkrótce będzie musiała go obudzić. Karczmarz okładał batem młodego chłopca. Sądząc po wykrzykiwanych przekleństwach chodziło o jakieś niespełnione fantazje któregoś z gości. Stłumiony krzyk chłopaka przenikał drewniane ściany zajazdu, zapewne budząc część klienteli. Nikt jednak nie fatygował się, by przerwać tę scenę lub choćby wyrazić niezadowolenie. Karanie niewolnika stanowiło swoisty rytuał. Goście czerpali zadowolenie z faktu, iż właściciel karczmy sumiennie przestrzega tradycji. Krzyki ucichły, zastąpione odgłosem przeciągania bezwładnego ciała po podłodze. Laima zmówiła w myślach modlitwę. Nie miała pojęcia, czy chłopak został zachłostany na śmierć, czy karczmarz zadowolił się pozbawieniem go przytomności. Niewolnicy dla przyjemności bywali zwykle kosztowni, więc może to drugie? Wzdrygnęła się mimowolnie. Jej samej los sprzyjał. Aktor kupił ją jako małą dziewczynkę i przeznaczył na Podręczną. Gdyby nie to, trafiłaby pewnie do miejsca takiego jak ta karczma. Ale stało się inaczej i wiodło się jej stosunkowo dobrze. Nie miała powodów do narzekań. Mogła podróżować, uczyć się i przebywać blisko mężczyzny, którego pokochała. Pokochała szaleńczą miłością od pierwszego wejrzenia.

Pamiętała wszystko, cały ten koszmar, zanim trafiła na służbę u Aktora, z najbardziej bolesnymi szczegółami. Matka sprzedała ją handlarzowi niewolników, który kupił dziewczynkę za cztery sztuki złota. W hodowli traktowano Laimę gorzej niż zwierzę. Chcieli sprawdzić jej siłę oraz wytrzymałość. Wielu towarzyszy niewoli zginęło wskutek pobicia, chorób, zimna, gorąca, czy przepracowania. Stadnina, do której trafiła, chlubiła się najwyższą jakością oferowanego towaru. Niewolnicy z tego miejsca osiągali bardzo wysokie ceny. Usprawiedliwiało to i pokrywało nieuniknione straty podczas szkolenia. Obrazy przemocy nadal bezlitośnie nękały umysł Laimy. Na szczęście, szybko trafiła na Targ. Młodość, uroda i siła obiecywały jej właścicielom niezły zysk. Dwa tygodnie przed Aukcją zaczęto o nich dbać. Przyzwoite jedzenie, kąpiele, leki, sen… Musieli dobrze się zaprezentować. Podczas Aukcji stali wewnątrz namiotu, przykuci łańcuchami do masywnych belek. Wokół niewielkiego podium zebrał się tłum bogatych klientów. Licytowano kwoty sięgające kilkuset sztuk złota. Nadeszła kolej Laimy.

– Śliczna niczym bogini, osiem lat, nietknięta, posłuszna i bystra. Cena wywoławcza dwieście sztuk złota – ogłosił licytator.

Tak oto opisano jej osobę. Natychmiast  poczuła mnóstwo zachłannych spojrzeń, niemal fizycznie obmacujących jej drobne ciało. Ale właśnie wówczas ujrzała też JEGO. Z oczyma pełnymi łez, bojąc się straszliwie, w czyje ręce trafi, a jeszcze bardziej drżac ze strachu na myśl, że nie znajdzie nabywcy i wróci do stadniny, spotkała najpiękniejszego mężczyznę na świecie. Stał poza tłumem, jakby wcale doń nie należąc.

– Tysiąc! – krzyknął, wywołując nagłą ciszę.

Pozostali klienci niechętnie odsunęli się od Laimy. Stało się oczywiste, że takiej kwoty nikt nie przebije. Licytator skinął na jej nowego pana, oczekując uiszczenia zapłaty. Aktor rzucił mu obojętnym gestem wypchaną sakiewkę, po czym rozkuł dziewczynkę z łańcuchów otrzymanym w zamian kluczem. Okrył Laimę miękkim materiałem. Wyszła, trzymania przez niego za rękę. Szli wzdłuż głównej ulicy, niespiesznym, spokojnym krokiem. Minęło ich kilku Podręcznych, młodzieńców i dziewcząt, niosących wodę ze studni. Podziwiała ich bogate stroje, dobrze odżywione ciała. Wydawali się tacy beztroscy. Jeszcze w stadninie uczono ją, że taki rodzaj służby to największy zaszczyt, którego może dostąpić niewolnik.

– Chciałabyś zostać jedną z nich? Moją Podręczną? – zapytał mężczyzna. Pokiwała energicznie głową. – A więc od tej chwili możesz się za taką uważać – oświadczył.

Laima otrząsnęła się ze wspomnień. Nie mogła uwierzyć, że od tamtego dnia minęło dziesięć lat. Dwa lata szkolenia i osiem wiernej służby u pana. Miała naprawdę wielkie szczęście. Pomyślała o skatowanym przez karczmarza niewolniku. W służbie u aktora Laima nigdy nie została naprawdę mocno podbita, nawet za spore przewinienia. Owszem, jej pan uderzył ją raz czy drugi przy różnych okazjach, ale nawet w złości nie bił tak, by zabić, dotkliwie poranić, skrzywdzić. Nie wydawał się zły. W oczach dziewczyny wciąż jawił się jako wybawca.

– Margetta. – Dosłyszała wypowiedziane na dole słowo.

Laima poderwała się gwałtownie. Delikatnie potrząsnęła Aktorem, z trudem budził się ze snu. Otworzył oczy, nadal wyraźnie zmęczony.

– Już czas? – zapytał cicho.

Podała mu ubranie. Nakładał je w pośpiechu, lekko podenerwowany. Wziął torbę z ich skromnym dobytkiem, wyglądając przez okno. Nie musieli skakać z dużej wysokości. Zawsze wybierali pokoje umożliwiające łatwą ucieczkę.

– Idź pierwsza – polecił właściciel.

Laima bez najmniejszego zawahania zeskoczyła z parapetu. Wylądowała na czworakach niczym kot. Aktor poszedł w jej ślady, zręcznie amortyzując upadek ugięciem kolan.

– Chodźmy.

Próba włamania się się do bacznie strzeżonej nocą stajni nie stanowiła najlepszego pomysłu, ruszyli więc pieszo.

– Tego konia i tak ukradłem ojcu. A nie mamy daleko – wyjaśnił Aktor.

Zanurzyli się w głębiny lasu, do którego nikt z miejscowych nie wszedłby nocą, o ile tylko nie postradał zmysłów. Przekroczyli dwa skrzyżowane, bezlistne drzewa, oznaczające granicę terytorium dostępnego dla ludzi. Dalej nie zapuszczał się już żaden śmiałek, nocą czy za dnia, zdrowy, czy chory na umyśle. Martwe pnie oplatała mgła, gęsta niczym sieć pająka. Według podań obumarłe drzewa tworzyły ogromny okrąg, odcinając świat ludzi od świata potworów. Krwawy Bór. Tak nazywano to mroczne miejsce, o ktorym krążyły niestworzone legendy. Laima nie należała do osób strachliwych, ale emanująca zewsząd groza kniei przytłoczyła ją natychmiast.
– Nie bój się. Przy mnie nic ci się tutaj nie stanie – zapewnił Aktor, podając jej dłoń.

Zaskoczona tym gestem, ujęła go za rękę. Nagle otoczyły ich dziwne, uczynione jakby z porcelany istoty.

– Witaj. Potrzebuję noclegu – powiedział spokojnie Aktor. Figury spoglądały na niego nieruchomo sztucznymi oczami. – Co ty wyprawiasz? Na mnie twoje sztuczki nie działają.

Porcelanowe stwory wolno odeszły. Mężczyzna podążył za nimi. Laima mocniej ścisnęła jego palce.

– Są nieszkodliwe. To oczy i uszy królowej. Dzięki nim wie, kto przekracza granicę – wyjaśnił.

– Królowa Czarna Groźba? – szepnęła Laima struchlała. Aktor wybuchnął śmiechem.

– To tak nazywają ją wieśniacy? Spodobałoby się jej. Czarna Groźba, samozwańcza królowa Krwawego Boru. – Roześmiał się głośno. Figury stanęły raptownie przed majestatycznym gmachem zamku. – Nie ma to jak w domu – zażartował Aktor, wchodząc przez solidną bramę.

Przemierzyli nie niepokojeni dziedziniec, potem kilka korytarzy. Wreszcie otwarła się przed nimi urządzona z przepychem, monumentalna sala. Na wyniosłym tronie oczekiwała ich jasnowłosa kobieta, lśniąca od klejnotów. Podeszli bliżej. Aktor ukłonił się lekko, Laima upadła na kolana.

– Błogosławiony dzień, który sprowadził mojego męża do domu – odezwała się władczyni,  gestem pozwalając dziewczynie wstać.

Laima podniosła się oszołomiona. Dostrzegła na sobie badawcze spojrzenie monarchini. Jej pan wspominał czasem o żonie, ale nie przypuszczała, że owe wzmianki mogą być prawdą. Tymczasem królowa zeszła z podwyższenia i powitała męża długim pocałunkiem. Nie tracąc czasu wysunęła bladą dłoń w spodnie mężczyzny. Ze swojej strony Aktor włożył rękę za dekolt małżonki. Oderwali się od siebie z namiętnym westchnieniem.

– Tęskniłem – wymamrotał, ledwo łapiąc oddech.

– Nie było cię dziesięć lat – skwitowała kobieta, a jej głos ociekał wyrzutem.

– Czym jest dziesięć lat w obliczu nieskończoności? – odparował.

– Co to za dziewczyna? – zapytała królowa, ponownie przewiercając Laimę zimnym spojrzeniem. Czyżby oceniała potencjalne zagrożenie?

– Niewolnica. Podręczna. – prychnął lekceważąco mężczyzna.

– Ma ładną buzię. Taką słodką… Drobniutka, kruchutka… Duże usta, wyraziste oczy, długie włosy… – Władczyni zaczęła chciwie obmacywać Laimę poprzez cieniutki materiał ubrania. – Jędrne piersi, zgrabne pośladki… Słowem, dokładnie taka, jak lubisz – zauważyła złośliwie.

– Wybrałem ładną niewolnicę. Nie wierzę, że możesz odczuwać z tego powodu jakąś urazę. Przede wszystkim, daleko jej do ciebie.

– Oburzenie i pochlebstwo w jednej wypowiedzi… Z pewnością coś ukrywasz, mężu

– Azello, proszę cię! To tylko niewolnica. Nic dla mnie nie znaczy! – wykrzyknął zirytowany Aktor.

– Trzymałeś ją za rękę!

– Nie chciałem, żeby uciekła ze strachu! Jesteś jedyną osobą, o którą dbam, Wasza Wysokość.

– Udowodnij to! Tu i teraz – zażądała kobieta.

W jej dłoni pojawił się w jakiś sposób skórzany bicz, który wręczyła mężowi. Aktor  niepewnie ujął rękojeść. Kobieta wskazała upierścienioną dłonią na Laimę. – Uderzaj!

– Azello, czy takie sceny są naprawdę konieczne?

– Zaczynaj wreszcie! Chce zobaczyć, jak chłoszczesz ją na moich oczach!

Spojrzenie władczyni ciskało błyskawice. Mężczyzna zdarł z Podręcznej koszulę. Dziewczyna odruchowo zasłoniła piersi skrzyżowanymi rękoma. Właściciel rozkazał jej gestem odwrócić się plecami. Może starał się w ten sposób uniknąć wzroku niewolnicy? Poczuła dojmujący chłód. Powietrze rozdarł świst bata. Jęknęła, gdy poczuła spleciony rzemień niczym smagnięcie ognia . Skuliła się w sobie, przetrawiając ból.

– Postaraj się lepiej, mężu. Mocniej, chcę zobaczyć, jak skrwawiasz tę piękną skórę!

Zgodnie z życzeniem władczyni kolejne razy pocięły plecy, pośladki i uda dziewczyny.

– Mocniej! – Azella nie okazała nawet śladu miłosierdzia.

Laimie zaparło dech z bólu. Nie wytrzymała wreszcie i półprzytomna upadła na podłogę.

– Wystarczy… – mruknął Aktor, to on ulitował się w końcu nad leżącą we krwi, półnagą niewolnicą.

– Nie pozwoliłam ci skończyć!

– Ma już dość! Chcesz ją zabić?

– A czy miałoby to dla ciebie jakieś znaczenie?

– Spełniłem twoją zachciankę, Azello. Teraz zabieram Podręczną gdzieś, gdzie opatrzą jej rany. – poinformował królową.

Nigdy wcześniej Laima nie słyszała, by głos pana brzmiał tak nieugięcie. Jeknęła mimowlnie, gdy wziął ją na ręce. Po jakimś czasie i w innym już miejscu położył dziewczynę ostrożnie, jak gdyby byle wstrząs mógł obrócić niewolnicę w pył, na podobieństwo jego innych ofiar. – Pomóżcie jej!

Ktoś zaczął oczyszczać rany Laimy, tamować krew, łagodzić cierpienie. Niespodziewanie do pomieszczenia wkroczyła Azella.

– Ośmieliłeś się nie wykonać mojego rozkazu!

– Nie pierwszy raz. – odparł Aktor nonszalancko.

– Nie daruję ci tego!

– Och, darujesz, moja ukochana. Potrafię zaspokajać twoje pragnienia lepiej niż ktokolwiek inny. Dobrze o tym wiesz.

– Przez dziesięć lat mogłam zdążyć o tym zapomnieć. Wielu spełniało moje zachcianki. Niektórzy z nich bardzo gorliwie i z powodzeniem. – Słowa Azalli wypadły jednak niepewnie, sprawiały wrażenie zaproszenia.

Aktor, wyczuwając to bezbłednie, pchnął ją na krzesło. Usiadła w rozkroku, podciągając wysoko suknię. Jasne uda błysnęły w świetle świec. Mężczyzna uklęknął pomiędzy nimi zanurzając usta w jej kobiecości. Twarz władczyni przybrała wyraz absolutnej rozkoszy. Zacisnęła powieki, dociskając rękoma głowę Aktora. Policzki kobiety przybrały barwę intensywnego różu. Z gardła wyrwał się pojedynczy okrzyk. Oddychała coraz szybciej, naprężając ciało niczym akrobatka. Dłonie mężczyzny odszukały jej piersi, drażniąc sztywne sutki. Kobieta wiła się targana spazmami spełnienia.
– Kocham cię – wyznał Aktor, gładząc uspokajająco szyję monarchini.

– Ja ciebie też, przecież o tym wiesz – wydyszała, rzucając Laimie triumujące spojrzenie znad ramion męża.

Niewolnica poczuła przeszywający ból, zadany przez coś gorszego, niż najbardziej nawet okrutne razy bicza.

10

– Możesz wyszczotkować moje włosy. Mój mąż lubi owijać je wokół nadgarstka, gdy uprawiamy miłość – nakazała wyniośle królowa.

Laima przygryzła dolną wargę. Ujęła szczotkę, delikatnie rozczesując złote, aksamitne w dotyku kosmyki Azelli. Odkąd władczyni poprosiła Aktora, by pożyczył jej Podręczną, życie niewolnicy zamieniło się w katorgę.

– Wczoraj rżnął mnie jak dziwkę. Dał mi tyle rozkoszy, że chyba obudziłam krzykiem cały pałac… Zresztą, pewnie wszystko słyszałaś. Tak właśnie wygląda idealne małżeństwo. Nieważne, ile czasu minie, ogień pożądania wciąż płonie. Nic nie jest w stanie zagasić tych płomieni. Rozumiesz? Ale przecież ktoś taki jak ty nie potrafi pojąć podobnych uczuć. Nadajesz się tylko do pracy. Postaraj się lepiej z tymi włosami, bo znowu każę cię wychłostać!

Dziewczyna przytaknęła milcząco, wpatrzona w lśniące sploty. Sprawnie rozdzielała ich sklejone końcówki, siłą woli odpychając myśl o Aktorze, który obecnie traktował ją niczym zupełnie obcą. Jeżeli wcześniej nie zauważał zwykle niewolnicy, to teraz zdawał się zupełnie jej nie dostrzegać. Tymczasem królowa czerpała jakąś przewrotną radość, mogąc poniżać Podręczną przy każdej okazji. Nawet, jeżeli wymagało to zniżenia się do czegoś w rodzaju rozmowy. – Jest wspaniałym kochankiem…

– Miło, że mnie doceniasz, umiłowana – rzucił Aktor, całując żonę we wrażliwe miejsce tuż nad obojczykiem. Laima poczuła świeży zapach lasu, wydzielany przez jego ciało. Widocznie wybrał się na przejażdżkę. Zamyślona, pociągnęła mocniej pasemko włosów Azelli. Władczyni zamachnęła się otwartą dłonią.

– Głupia suko! – krzyknęła królowa, wymierzając siarczyste uderzenie. Aktor spojrzał na Laimę, trzymającą się za piekący policzek. Jego oczy poszukały przez chwilę spojrzenia dziewczyny. Nie skomentował jednak zajścia, pochłonięty szyją monarchini. Azella odsunęła jego głowę, nadal zirytowana.

– Twoja kurwa omal nie wyrwała mi włosów!

– Ukochana, przecież nic takiego się nie stało…

– Oczywiście! Zawsze jej bronisz – prychnęła Azella.

– Znowu zaczynasz… – Westchnął mężczyzna z rezygnacją.

Opuścił garderobę, wyraźnie zmęczony ciągłymi wyrzutami żony. Królowa wykrzywiła twarz w brzydkim grymasie. Laima dokończyła pielęgnację włosów, czując na sobie pełen wściekłości wzrok rywalki.

– Jesteś z siebie dumna? – rzuciła Azella wstając. Wyprostowana, przewyższała Podręczną o głowę. – Zadałam ci pytanie!

– Nie wiem, pani.

– Nie wiesz? A co ty właściwie wiesz?!

– Nic, pani.

– W jaki sposób udało ci się aż tak go tak omotać? Co ty w sobie masz?! Co przede mną ukrywasz?

– Pan kocha tylko panią – szepnęła pozbawionym emocji głosem Laima.

Królowa chwyciła ją mocno za podbródek, zmuszając dziewczynę do uniesienia głowy. Niespodziewanie rzuciła nią o podłogę. Laima upadła na posadzkę, obijając kolana.

– Jesteś przeurocza… Uległa i delikatna. Może to właśnie w tobie uwielbia… Dziwne… Zawsze wolał silne kobiety… – Władczyni zdawała się mówić sama do siebie.

Rozzłoszczona, cisnęła w niewolnicę szklanym kielichem. Naczynie rozprysło się tuż obok Laimy, obsypując ją kryształowym deszczem odłamków. Nie drgnęła, wiedząc, że jakikolwiek ruch dodatkowo rozjuszy Azellę. Królowa zachowywała się niczym ranny drapieżnik. Atakowała całą siłą, nie mając nic do stracenia. Nie zawahałaby się zabić dziewczyny, byle tylko usunąć ją ze swojej drogi, w ostatniej, desperackiej próbie przejęcia kontroli nad sytuacją. – Wynoś się!

Laima wybiegła pośpiesznie. Dusząc się własnym płaczem, przemierzała labirynty zamkowych korytarzy. Chciała uciec. Po raz pierwszy w ciągu swego osiemnastoletniego życia, zapragnęła odmienić własny los. Mogłaby zbiec. Teraz pewnie nikt by jej nawet nie szukał. Młoda, ładna i wykształcona, znalazłby pewnie pracę jako wolny człowiek. Może nawet pokochałaby kogoś innego, założyła rodzinę…

– Laima? – szepnął głos, który natychmiast wygnał chęć ucieczki z  umysłu dziewczyny.

– Panie… – Zamknęła oczy, by całą sobą chłonąć jego oddech. Pamiętał jej imię!

– Czy nie powinnaś towarzyszyć mojej żonie? – zapytał, obejmując talię niewolnicy.

– Odesłała mnie, panie.

– Skąd ta krew?

Laima dopiero teraz dostrzegła poranione kolana i łydki. Musiały paść ofiarą szklanych okruchów. Nawet nie poczuła, kiedy przecięły skórę.

– Pani mnie ukarała.

– Prosiłem, by tego nie robiła – mruknął Aktor, a w jego tonie zabrzmiała nieoczekiwana szorstkość.

Dłonie, spoczywające na jej talii, stwardniały niczym kamienie. Zirytowany, puścił Laimę. Spojrzała w jego jasną twarz, przeciętą zmarszczką gniewu. Szarość oczu płonęła zimnym jak lód ogniem. Pełne, stworzone do pocałunków usta zacisnął w wąską kreskę, z trudem tłumiąc furię.

– Panie, chciałbym coś powiedzieć. – Ośmieliła się szepnąć.

– To nie najlepsza chwila.

– Proszę… – naciskała. Teraz albo nigdy. Może nie trafi się już taka szansa?.

– Słucham. – Uległ niechętnie.

– Tamtej nocy, w obozie, gdy uczyniłeś mnie swoją, nie wzięłam ziół. Na razie nic nie wiadomo, ale moje miesięczne krwawienie się spóźnia – wyrzuciła jednym tchem.

Aktor milczał. Zmarszczka na jego czole urosła do rozmiaru skalnej rozpadliny. Widziała go takim zaledwie dwa razy wcześniej. Nieodgadniony, zamyślony, zszokowany…

– Rozumiem… Cóż, chwilowo nie mamy pewności, prawda? – wykrztusił po namyśle.

– Nie, panie. Nie mamy żadnej pewności.

– Chodź ze mną. Muszę rozmówić się z żoną – polecił, biorąc dziewczynę za rękę.

Azellę zastali w łaźni. Leżała w ogromnej, złotej wannie. Wyglądała niczym marmurowy posąg. Władczyni wspierała długą szyję o krawędź balii. Błękitonibieskie oczy wbiła w sufit.

– Przyszedłeś, bohaterze, bronić honoru swojej kurwy. Jakie to romantyczne…

– Azello…

– Poskarżyła się?

– Zabroniłem ci ją karać.

Królowa wstała gwałtownie. Nagie ciało skrzyło się niczym obsypane diamentowym pyłem. Odrobina piany osiadła w zagłębieniu piersi kobiety. Takiemu widokowi nie mógłby oprzeć się żaden mężczyzna. Monarchini doskonale wiedziała, jak używać swoich wdzięków, by osiągnąć zamierzony cel. Niewolnicy pozostało jedynie milczeć i podziwiać jej uwodzicielski kunszt. Tak, Azella z pewnością była kobietą, która mogła skłonić Aktora do ożenku.

– Jeśli koniecznie tego sobie życzysz, to przeproszę twoją małą Podręczną – powiedziała ugodowo, posyłając mężowi lekko łobuzerski uśmiech.

Wolno zbliżyła namiętne, rozchylone lekko usta ku wargom Laimy. Pocałunek trwał wieczność, podczas której język królowej badał podniebienie niewolnicy. Azella nacisnęła dłońmi ramiona dziewczyny, zmuszając ją, by upadła na kolana. W ten sposób jej twarz znalazła się na wysokości mokrego krocza królowej.

– Widzisz, ukochany, już się pogodziłyśmy.

Silnym szarpnięciem za włosy zmusiła Laimę do usłużenia sobie i sprawienia przyjemności. Minęła jednak długa chwila, nim dziewczyna odnalazła właściwe miejsce i rytm. Mogła się teraz przekonać, że wilgoć, ktorą wyczuwa językiem, nie utrzymywała się wyłącznie w rezultacie kąpieli. Czuła się zraniona i upokorzona boleśniej, niż gdyby władczyni rozkazała ponownie ją wychłostać.

– Jesteś najbardziej niemożliwą kobietą, jaką znam – mruknął Aktor, wyraźnie podniecony zaistniałą sytuacją.

– Dlatego mnie poślubiłeś… Będziesz tak stał, czy zechcesz się przyłączyć?

Mężczyzna nie zastanawiał się długo. Pospiesznie pozbył się ubrania i zachłannie całując Azellę, sięgnął ręką ku Laimie. Skierował usta niewolnicy ku swemu sztywniejącemu członkowi. Posłusznie objęła fallusa wargami, ssąc główkę z wymaganym od niej zaangażowaniem. Powinna była uciec, kiedy miała po temu okazję. Nie potrafiła trwać dalej w roli niemego świadka cudzej miłości. Pragnęła być tej miłości obiektem. Pragnęła miłości Aktora. Popełniła najgorszą zbrodnię, jakiej może dopuścić się Podręczna. Pozwoliła sobie na marzenia. Mężczyzna odsunął dziewczynę, jak gdyby stanowiła zbędny przedmiot. Przy królowej była nikim, jedynie kolejnym ciałem noszącym wspomnienie jego dotyku. Zasłuchana w melodię namiętności, przepełnioną westchnieniami oraz jękami, czuła, że właśnie umiera jakaś ważna część jej duszy. Targana desperacją wybiegła z pomieszczenia, chociaż nikt jej na to nie zezwolił. Przepychała się pomiędzy kolejnymi porcelanowymi figurami, na oślep szukając wyjścia z zamku.

11

Nie wiedziała, ile czasu błądziła po lesie. Stała przy krańcu tumanów mgły, zwrócona przodem ku wolności. Wciąż jednak nie mogła zdobyć się na ten jeden, decydujący krok. Chciała uciec, ale coś ją powstrzymywało, obciążając stopy niby potężnymi głazami. Wpatrywała się w nieprzenikniony horyzont, dostrzegając migotanie jasnych ogników. Przez chwilę sądziła, że uległa iluzji, lecz wrażenie nie znikało. Światła przybliżały się, dołączył do nich miarowy tętent kopyt. Spomiędzy palców mgły wyjechała grupka odzianych w zakurzone płaszcze jeźdźców. Laima pośpiesznie skryła się za wilgotnym od rosy pniem drzewa. Przybysze zdjęli kaptury, zasiadając z koni. Było ich pięciu – czterech mężczyzn i kobieta. Krwiście czerwone włosy tworzyły wokół jej twarzy płonącą aureolę. Głowy mężczyzn zostały ogolone, skórę pokryto w zamian tatuażami. Dziewczyna przywarła płasko do mchu. Doskonale wiedziała, kim oni są. Nie mogła się mylić. Wojownicy Zakonu Ognia, prowadzeni przez Kapłankę. Służyli Czarnemu Królowi, ojcu jej pana. Czerwonowłosa odwróciła się w stronę kryjówki Laimy, zaalarmowana trzaskiem gałązki. Mętne spojrzenie złotych oczu przeszukiwało uważnie okryte pajęczyną mgły zarośla. Niewolnica wstrzymała oddech, śmiertelnie przerażona. Kapłanka wzruszyła jednak ramionami, dając znak wojownikom.

– Zostawcie konie – rozkazała. – Pójdziemy dalej pieszo. Byłoby najlepiej, gdyby udało się go zaskoczyć.

Laima pobiegła odtrożnie skrótem. Nie wiedziała, co spowadziło Zakon, ale doskonale pamiętała, że był on wrogiem Aktora. Wsunęła się do zamku boczną furtą. Zdziwiła ją pustka na dziedzińcu i korytarzach. Bardzo liczna wcześniej służba teraz po prostu zniknęła. Czuła niemal, jak zgestniałe powietrze drży w  oczekiwaniu nawałnicy, którą zwiastowali przybysze. Nagle rozległ się pojedynczy wrzask rozkoszy, który rozerwał ciszę na strzępy. Laima błyskawicznie przebiegła przez labirynt korytarzy, stając w wejściu, niedawno opuszczonej łaźni. Aktor spoczywał rozwalony w ogromnej wannie, paląc fajkę. Władczyni  siedziała na nim, kreśląc palcem wzory na skórze małżonka. Widocznie odpoczywali po niedawnym spełnieniu. Chwila wydawała się przesycona ulotną intymnością. Laima poczuła się całkowiecie zbędna.

– Co ty tu robisz, zdziro? Kazałam służbie zostawić nas samych i nie przeszkadzać! – zaatakowała Azella, dostrzegając dziewczynę.

– Słucham tylko rozkazów mojego pana, Wasza Wysokość – odpowiedziała odważnie. – Panie, idą tutaj ludzie Zakonu Ognia!

– Jak to? Nikt nie powinien wiedzieć, że jestem na zamku Azelli…

Twarz Aktora wykrzywił grymas wściekłości. Odepchnął żonę i pospiesznie wyskoczył z wanny. Nie zdołał już nałożyć ubrania, ale też nie takie przygotowania wydawały się najważniejsze. Z tymi naprawdę istotnymi zdążył na czas. Gdy do pomieszczenia wpadli słudzy Zakonu, ugodził mocą pierwszego Wojownika. Bezwłosy przybysz upadł w czerwoną kałużę własnej krwi. Trzech pozostałych otoczyło stawiającą niespodziewany opór ofiarę. Kapłanka również wzbudziła moc, dzięki czemu utrzymywała przed sobą świetlistą kulę energii. Szepnęła jakieś słowo i jej oczy zapłonęły. Światło przeszyło Aktora niczym strzała. Mężczyzna zawył, zraniony. Kobieta uformowała kolejny pocisk. Tym razem nie zdołała jednak przebić nim przeciwnika, gdyż chwycił on energetyczną włócznię rozpostartą dłonią. Wojownicy zamarli, zaskoczeni i sparaliżowani strachem. Aktor odrzucił pocisk, uśmiercając drugiego zakonnika, zanim ten zdążył wypowiedzieć ochronną formułkę.

– Twój opór nie ma sensu – stwierdziła czerwonowłosa.

Nie potrafiła jednak ukryć niepokoju, spowodowanego utratą połowy własnej eskorty.

– Nigdzie mnie nie zabierzcie – odparł sucho Aktor, spod jego paznokci zaczął wydobywać się smolisty opar.

– Chyba nie uważałeś na moich lekcjach – prychnęła kobieta lekceważąco, widząc jego poczynania.
– Bo nie musiałem uważać. Nie uczyłaś, pani, żadnych pożytecznych rzeczy – rzucił spokojnie właściciel Laimy, przemieniając opar we własną  włócznię o podwójnym grocie. – Energia stosowana polega na czerpaniu mocy z otoczenia. Tego, pani, uczyłaś. Zapomniałaś tylko dodać, że podczas jej pobierania powstaje zawsze antyenergia.

– Całkowicie bezużyteczna.

– Mam odmienne zdanie w tej sprawie. – Groty odłączyły się od włóczni, uderzając w piersi pozostałych jeszcze wojowników.

– To niemożliwe… – Kapłanka wyraźnie niedowierzała. Zaczerpnęła moc.

– Na twoim miejscu tego akurat bym nie robił, pani. Im więcej energii zgromadzisz, tym więcej antyenergii zostanie dla mnie. Tak zwany pat. Proszę, odejdź.

– Powinnam była pozwolić ci utonąć w dzieciństwie – warknęła nauczycielka, gasząc kulę

– Może i powinnaś, pani.

– Twój ojciec cię znajdzie i zabije. Jeśli nie teraz, to wkrótce – zagroziła Kapłanka, odchodząc.

– Będę gotów.

Laima usunęła się, robiąc kobiecie przejście. Czerwonowłosa chwyciła ją kościstymi palcami. Dotyk wyzwolił w niewolnicy przedziwny stan letargu. Czuła, jakby straciła kilka sekund życia.

– Dlaczego? – Aktor zwrócił się łagodnie do żony, która nie dawała znaku życia podzcas całej konfrontacji.

Azella podniosła zagniewane spojrzenie.

– Jeszcze pytasz?

– Próbuję zrozumieć.

– Zrozumieć? Przyjechałeś z nią! – Królowa wskazała Laimę smukłym palcem. – Co tu jest więcej do zrozumienia? Obiecałeś mi wieczność, po czym przepadłeś na dziesięć lat! Wróciłeś z tą lalką, której uwielbienie karmi twoje nienasycone ego!

– Ona jest tylko niewolnicą! Nie dbam o nią. Wychłostałem ją, tak jak chciałaś. Oddałem ci, tak jak chciałaś. Chyba wystarczająco dowiodłem swojej lojalności! – wybuchnął Aktor.

– Robiłeś to wszystko tylko dlatego, że potrzebowałeś schronienia! Kryjówki przed gniewem ojca… Pieprzyłeś się ze mną, żeby mnie omamić… Tylko, że ja nie jestem już tą słabą, zakochaną dziewczyną! Dałeś mi Podręczną, ale nie pozwoliłeś jej krzywdzić… Równie dobrze mógłbyś dać dziecku zabawkę, zabraniając zabawy! Nigdy o mnie nie dbałeś! Wykorzystywałeś moją naiwność, moje pragnienie miłości… A ona?! Widzę, jak na nią patrzysz! Jest niczym fałszywe lustro, w którym podziwiasz sam siebie, podczas gdy ja stanowię tylko prawdziwe, dla ciebie krzywe zwierciadło! To właśnie w niej kochasz! Widzi cię takim, jakim sam chciałbyś siebie oglądać!

– Przestań! Zawsze byłaś dla mnie ważna…

– Tak, strategicznie istotna – zadrwiła.

– Az…

– Nic już nie mów! Rzygam twoim fałszem! – wrzasnęła, uniósłszy rękę do uderzenia.

Aktor przytrzymał jej dłoń. Szamotała się, by ostatecznie zawisnąć bezwładnie w jego uścisku.

– Zarzucasz mi brak uczuć, jednak to ty wezwałaś Zakon! Nasłałaś na mnie morderców i śmiesz twierdzić, że to tobie na mnie zależy? – wycedził zimno. – I jeszcze odwracałaś moją uwagę aż do ostatniej chwili.

– Kocham cię. Bardziej niż kiedykolwiek zdołasz to pojąć. Chciałam cię jedynie zatrzymać… Gdybyś kochał mnie tak, jak ja ciebie, nigdy bym cię nie wydała… – Monarchini wtuliła głowę w ramię męża, bliska płaczu. – Nie dałeś mi wyboru. Przyszedłeś tu z nią… Z jej piękną twarzą… Z jej słodkim uśmiechem… Z jej podziwem, oddaniem, fascynacją… Z tym wszystkim, czego ja nie potrafiłam ci dać!

– Zawsze byłaś chorobliwie zazdrosna, Azello, ale dzisiaj przeszłaś samą siebie! Zazdrość o niewolnicę! Ja nie mam pretensji o tych wszystkich mężczyzn, którzy umilali ci dziesięć lat rzekomej samotności.

– Wolałabym, żebyś miał… – Westchnęła cicho królowa. – Chociaż tak naprawdę, to nie było żadnych innych mężczyzn…

– I to ty nazywasz mnie kłamcą – skwitował ironicznie, unosząc brwi.

– Chciałam cię odzyskać… – wtrąciła Azella, powtarzając te trzy słowa niby zaklęcie.

– Wydając w ręce Zakonu? Świetny plan!

Spoglądali po sobie pełni gniewu. Milczeli, obserwując się przez chwilę nawzajem, niczym wojownicy podczas krótkiej przerwy w śmiertelnym pojedynku.

– Nie pozwolę ci odejść. Nie po raz kolejny – rozpoczęła bitwę królowa.

– Więc mamy problem, bo ja nie pozwolę się zatrzymać. – Aktor twardo obstawał przy swoim. – Zdradziłaś moje zaufanie.

– Tobie nie wypada mówić o zaufaniu! – wykrzyknęła z furią Azella.

– Próbowałaś mnie zabić!

Mężczyzna tracił chyba kontrolę nad sytuacją. Nagle, bez żadnego racjonalnego powodu, przywarli do siebie jak nienasyceni kochankowie. Ich pocałunki wydawały się łapczywe i chaotyczne,  ruchy gwałtowne, prawie brutalne.

– Nie mogę… – zaprotestował Aktor, kiedy królowa objęła kształtnymi udami jego biodra.

– Dlaczego? Jest nam razem dobrze… – Dłonie władczyni zaczęły powolny taniec po jego torsie.

– Przestań… – odsunął ją od siebie, wstając.

– Żadna inna kobieta cię nie zadowoli. Dobrze o tym wiesz! – wyrzuciła z siebie monarchini, zmieniając twarz w ohydną maskę irytacji. – A już na pewno nie ta mała kurewka, którą kupiłeś sobie na jakimś targu!

– Przynajmniej żadna mnie nie rozczaruje – odparł, zbierając porozrzucane ubrania. Nakładał je z ponurym zacięciem. Azella śledziła go czujnie spod przymrużonych powiek.

– Pożałujesz. Nie wiem jeszcze, kiedy ani w jaki sposób, ale bądź pewien, że któregoś dnia zniszczę zarówno ciebie, jak i wszystko, co zbudujesz – wycedziła władczyni niepokojąco spokojnym tonem.

Aktor nie przejął się groźbami żony.

– Żegnaj, ukochana – zakpił, obdarzając Azellę lekkim pocałunkiem w kącik ust.

Kobieta wymusiła dłuższą pieszczotę, przygryzając wargę męża do krwi. Roześmiał się jedynie, skinąwszy niedbale na Laimę. Dziewczyna podążyła posłusznie za swoim panem. Bywały chwile, w których nienawidziła swojej nieznośnej uległości. Chorego, graniczącego z obsesją uczucia, które kazało jej iść za nim, choćby pod topór kata. Czy jednak miała jakikolwiek inny wybór? Rzuciła ostatnie spojrzenie. Królowa siedziała pośrodku komnaty kąpielowej, pełnej trupów. Jej twarz wciąż wyrażała zaskoczonie, jak u wytrawnego gracza, który poniósł sromotną porażkę.

Laima szła obok Aktora przez ciemny las. Milczał, pogrążony w rozmyślaniach. Pokonawszy granicę mgły, wrócili do świata Hanzy.

– Laimo…

– Tak, panie?

– Tam, dokąd idę… Możesz odejść – oznajmił niepewnie.

Czuła, jak jej strach narasta razem z każdą wypowiedzianą przez niego sylabą.

– Słucham?

– Uwalniam cię. W najbliższym urzędzie dopełnimy formalności. Potem odejdziesz jako wolna kobieta.

– Panie, błagam, nie… – Uklękła przed nim, pochylając głowę. Dotknął delikatnie jej włosów.

– Wstań, proszę. Ja… Jestem pusty, a niedługo będę także martwy. Nie ma sensu, żebym ciągnął cię dalej ze sobą.

– Pójdę za tobą, panie – powiedziała nieugięcie.

– Nie będę się teraz spierał z własną niewolnicą. Kiedyś był tam miły zajazd. – Wskazał niewielki pagórek.

Karczma stała nadal. Prosperowała całkiem nieźle, zważywszy, iż nie tak daleko działał inny zajazd. Tamten, w którym pracowała Margetta. Laima odsunęła niechciane wspomnienia. Aktor podał dziewczynie kielich wina.

– Napij się ze mną.

Upiła łyk. Mocny smak owoców i przypraw natychmiast rozgrzał jej żyły.

– Dokąd pójdziesz, panie? – zapytała.

– Mam dość ograniczone możliwości. Ojciec mnie ściga, żona nienawidzi, przyjaciele opuszczają… Czas, żebym odwiedził matkę. O ile zdołam do niej dotrzeć.

Laima poczuła zawroty głowy. Postać mężczyzny rozmazała się. Świadomość zanurzała się w coraz bardziej wszechogarniającej umysł senności, utrudniając formułowanie myśli.

– Co… było… w tym winie? – wykrztusiła.

– Coś, co cię tutaj zatrzyma. Załatwię tymczasem papiery. Twoja obecność nie jest do tego wymagana. Śpij dobrze. Jutro będziesz wolna. – Aktor podniósł ją i ułożył na łóżku. Siłą woli opierała się jeszcze przez chwilę, w końcu senność zwyciężyła.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ach, kobiety, chciałoby się powiedzieć. Od miłości do nienawiści albo odwrotnie. Żadnych stanów pośrednich. Azella zdaje się nie uznawać starej, dobrej zasady: „przecież z niewolnicą się nie liczy”. 😀 Tym samym zachowuje się mało po królewsku, opuszczając piedestał tronu. Ale widocznie targają nią zbyt silne emocje. Aktor również nie wypada w tej części najlepiej, nawet zamiar uwolnienia Laimy nie do końca poprawia jego reputację. A sama główna bohaterka, czyżby jakieś ślady myśli o buncie? Krótkotrwałe rysy na idealnym obrazie ukochanego? Tymczasem całkowicie całkowicie wyparte z myśli. Czekamy co dalej. Styl opowieści zachowany, zbójecki i w zawrotnym tempie. To już znak firmowy Autorki.

Dziękuję za odwiedziny i wyczerpujący wpis. Mam nadzieję, że tym razem moja odpowie dotrze do odbiorcy.

Czy Laima uciekłaby od aktora i jego zachcianek, gdyby nie spotkała ludzi Zakonu?

Już sama próba ucieczki musiała stanowić dla niej przełamanie niewidzialnej bariery, której istnienie było uwarunkowane latami niewoli i traktowania jako rzeczy. Wolność czy raczej inny sposób życia, decydowania o sobie samej, to ona widziała z rzadka u pana i innych obcych. Napewno o tym myślała, marzyła, ale czy potrafiłaby wykonać jeszcze jeden, decydujący krok i uciec?

Na ile jest prawdziwe uczucie do Aktora?
Czy to coś w rodzaju syndromu Sztokholmskiego? Czy zaszczuta dziewczyna, co rusz doznająca wszelakich upokorzeń ze strony Aktora, moze jednocześnie miłować go?
Na ile to miłość, a na ile chore przywiązanie?

Nie wiem czy poznamy odpowiedź na te pytania, ale takie nasunęły mi się na myśl po lektorze.
Fajnie, że opowiadanie potrafi wywołać jakieś refleksje u czytelnika.

Pozdrawiam
R.

Cóż, unikając zbytnich spoilerów, mogę jedynie powiedzieć, że pracuję nad wyjaśnieniem postawionych przez ciebie zagadnień. Cieszę się, że tekst wywołuje refleksje. To chyba największy komplement, jaki może otrzymać autor. Pozdrawiam 😊PS. Coś jest pochrzanione w komentarzach, bo odpisałam już wcześniej, lecz nie dodało mojej odpowiedzi za co przepraszam.

Napisz komentarz