Bielizna XV – Finał (Batavia)  4.74/5 (9)

17 min. czytania

Źródło: Pixabay

Gdy tylko przestał ją łaskotać, wykorzystała moment nieuwagi i już siedziała mu na piersi. W pierwszej chwili chciał ją zrzucić, ale uznał, że dla takiego widoku warto się poddać. Zziajana i zadowolona siedziała na nim, kolanami blokując mu ruchy rąk.

– Poddajesz się, smarkaczu? – Zaczęła go łaskotać.

– Przestań, proszę, poddaję się. Dla takiego widoku nie będę z tobą walczył.

Pochyliła się, naga, i przysunęła do jego twarzy. Gdy chciał sięgnąć do jej ust, ze śmiechem się odsunęła. Powtarzała to kilka razy.

– Dlaczego? Proszę, przysuń się.

– Ty myślisz, że już wszystko możesz i ma być tak, jak ty chcesz, szczeniaku. A kto tu miał decydować o wszystkim? Będziesz mnie słuchał?

– Będę, kocico, do czasu, aż mnie puścisz – mówił ze śmiechem. – Wiesz, że ślicznie wyglądasz. Teraz dopiero widzę, jakie masz piękne piersi, a jakie śliczne ciałko.

– Patryk, ty mnie nie czaruj.

– Mówię prawdę, przysuń ją tu bliżej. Mam na nią apetyt.

Przysunęła biodra bliżej, ale tu też nie mógł dosięgnąć. Zanosiła się ze śmiechu, obserwując jego nieudane próby. W końcu zrezygnowany położył głowę na poduszce.

– I co dalej, już zrezygnowałeś? Będziesz mi posłuszny, smarkaczu?

Przyglądał się jej uważnie, jakby coś obmyślając.

– Nie będę – powiedział i niespodziewanie próbował ją z siebie zrzucić.

Skutecznie sparowała jego wysiłki. Nie udało mu się jej pokonać, w końcu dał spokój i zaprzestał prób uwolnienia od tego ślicznego ciężaru.

– Wygrałaś, daję słowo, że zrobię, co każesz, tygrysico.

Pochyliła się i pocałowała go, a po chwili położyła się na nim. Złożyła ręce na jego piersiach, na których oparła głowę. On jedną dłonią głaskał ją po plecach, a drugą poprawiał jej włosy. Powoli uspokajały się ich oddechy.

– Gdzie mamy iść na czternastą? – Przypomniał sobie o rozmowie.

– Tajemnica!

– No dobrze, o nic już nie pytam. Dasz mi się pocałować, a może…

– Nie. – Kpiący głosik. – To za to, że nie poddałeś się od razu.

Przewrócił ją na plecy i zaczął całować brzuch i piersi. Zatrzymał się przy sutkach, które lizał delikatnie, a za chwilę intensywnie ssał, niczym niemowlak. Jej próby obrony słabły z każdą kolejną pieszczotą. W końcu zaprzestała jakichkolwiek protestów. Z przymkniętymi oczami, cichutko wzdychając, czerpała narastającą przyjemność płynącą z jego pieszczot. Po pierwszym głośniejszym jęku przerwał pieszczoty i ku jej zaskoczeniu wstał z łóżka.

– Idę się wykapać.

Spojrzała zaskoczona. Stał nagi przy łóżku z wyprężonym penisem – niczym młody satyr – i uśmiechał się kpiąco.

– Dlaczego przerwałeś? – Przeciągnęła się. – Możesz mnie dalej pieścić.

– Powiedziałaś nie, więc odchodzę – oznajmił i już go nie było.

Po chwili usłyszała szum wody w łazience. Rozczarowana wstała i szła do łazienki, zastanawiając się, jakiego psikusa mu zrobić. Otworzyła drzwi i zaskoczona ujrzała pustą kabinę z lejącą się wodą. To było wszystko, co zdążyła zobaczyć, gdy on niespodziewanie objął ją od tyłu.

– Jednak przyszłaś! – Złapał ją pod kolanami i już niósł do łóżka.

– Puść… – Zamknął jej usta pocałunkiem. Próbowała odsunąć go od siebie. On jednak, nie zważając na jej próby uwolnienia, wbił się w nią od razu, bez pytania. Jęknęła zaskoczona, ale po chwili mimo woli poddała się jego mocnym i głębokim ruchom.

Na chwilę przerwał i pochylił się nad nią.

– Czy tego chciałaś, kocico?

– Aaa…

To było jedyne, co wyszeptała, by po paru chwilach poddać się obezwładniającemu orgazmowi.

Leżeli przytuleni, wpatrując się w siebie nawzajem. Ponownie uchwycił ją na ręce i zaniósł do łazienki.

Parę chwil spędzonych pod prysznicem bez słów, jedynie pytające spojrzenia.

– Przepraszam Basiu, poniosło mnie – odezwał się, patrząc i wyczekując jej odpowiedzi.

Im dłużej trwało jej milczenie, tym bardziej czuł się niezręcznie i narastało w nim poczucie winy. Zerkał jak kiedyś, z obawą oczekując, co powie. Bez słowa poszła się ubrać do garderoby. Teraz już kompletnie przybity jej milczeniem podreptał do swojego pokoju.

Po kilkunastu minutach stanęła w progu.

– Jedziemy – powiedziała i wyszła.

Dogonił ją w drzwiach.

– Basiu, powiedz coś, proszę. Nie chciałem, żebyś się gniewała.

Uśmiechała się z tajemniczym wyrazem twarzy. Próbowała pójść dalej, gdy złapał ją za ramiona.

– Basiu, jak masz się na mnie gniewać, to nigdzie nie idę. Przepraszam.

– Miałeś mnie słuchać, obiecałeś, prawda. Ufam ci, że nie zrobisz mi krzywdy. Więcej nie próbuj nadużywać mojego zaufania i zasad, które zaakceptowałeś. Nie chcę być zabawką do łóżka, już to przerobiłam. Jeżeli jeszcze raz postąpisz w taki sposób, to wszystko między nami się skończy.

Mówiła to wszystko z takim wyrazem twarzy, że nie miał cienia wątpliwości, że tak postąpi.

– Chcę, żebyś zrozumiał, że ani ty, ani ja nie jesteśmy przedmiotami, które się używa wtedy, gdy to pasuje tylko jednemu. Zakochałam się w tobie i chce być z tobą, jeżeli jednak masz zamiar tak mnie traktować, to dam ci klucze i możesz przenieść się zaraz do domu rodziców. Ustaliliśmy zasady, powtarzam ci to, po raz nie wiem który, więc przestrzegajmy ich. Wiesz, że ci ulegnę, bo cię kocham, ale nie nadużywaj tego, proszę.

Stał i słuchał w milczeniu, tylko kolor twarzy świadczył o tym, co się z nim dzieje.

– Basiu, masz racje, to było chamskie zachowanie. Naprawdę cię przepraszam, to się nie powtórzy. Ja strasznie tęsknię za tobą, jak cię nie ma, a potem, gdy jesteś tutaj… Wiesz, że nie znoszę, gdy jesteś taka poważna jak teraz. Czy to zdarzenie, moja głupota, czy ty…

– Nie, to zdarzenie nie zmienia nic między nami. Kocham cię i mówię to serio, ale chcę mieć wszystko między nami poukładane. Chcę, żebyś mnie szanował i widział we mnie swoją partnerkę, nie tylko do łóżka, kiedy ty chcesz. Jeżeli masz tak robić, to lepiej wróć do zabaw z moją bielizną.

Przysunęła się do niego i pocałowała go w usta.

– Czy mnie rozumiesz?

Objął ją z jakąś szczególną delikatnością i pocałował w usta.

– Nigdy więcej tak nie postąpię. To najgorsza lekcja, jakiej mi udzieliłaś.

– Chodź już, potem pomyślę nad karą dla ciebie.

* * *

Jechali, a on zastanawiał się, dokąd znowu go wiezie. Była piękna słoneczna pogoda. Aleja wysadzana drzewami, na których pora roku odmalowała swoje barwy. Konary drzew splatały się nad jezdnią. Liście od ciemnej zieleni przez delikatne kolory żółci do intensywnego brązu tworzyły bajkowy tunel. Już wkrótce wyjechali na jakąś drogę, gdzie zieleń świerków przeplatana była różnokolorowymi plamami drzew liściastych. Refleksy światła słonecznego odbijające się w koronach drzew mimo woli odwracały uwagę od tego, co działo się na jezdni. Przez chwilę pomyślał, że droga wiedzie ich do świata baśni. Tak surrealistyczna wydawała się gra barw. Zatrzymali się przy jakiś zabudowaniach. Domek niewielki z pięknie utrzymanym ogrodem. Przed wejściem pyszniły się swymi kolorami róże. W różnych odcieniach: czerwone, różowe, karminowe. Intensywne barwy będące wyrazem miłości czy też raczej jej symbolem. Gdzieniegdzie krzaki w kolorach herbacianych wręczane tym, którym chcemy powiedzieć: „wróć do mnie szybko”. Kilka brzóz przy płocie przemieszane ze świerkami. Równo przystrzyżony trawnik i ścieżka wiodąca wprost do drzwi. Niski domek z czerwoną dachówką, o ścianach białych jak śnieg, pociętych otworami okien z otwartymi teraz okiennicami.

Wszedł za Basią, gdy otworzyły się drzwi domu. Wyszedł z nich mężczyzna, a za nim kobieta. On mógł mieć trzydzieści parę lat, a ona wyglądała na dużo młodszą. Obydwoje byli ubrani po sportowemu i szeroko uśmiechnięci.

– No już myślałem, że nie przyjdziecie.

Podeszli do nich.

– Patryk, to są moi przyjaciele.

– Krzysztof. – Wyciągnął rękę na powitanie.

– Patryk. – Delikatny uścisk dłoni.

– Cześć, jestem Ewa – podeszła i cmoknęła go w policzek. – Basia wiele mi o tobie mówiła.

– Nam mówiła – poprawił ją Krzysztof. – Zapraszamy, wszystko przygotowane.

Zamaszystym ruchem ręki wskazał kierunek i zwrócił się bezpośrednio do Patryka:

– Chodź ze mną, a one niech sobie poplotkują. Wiemy o was wszystko, nie musisz się czuć skrępowany.

Zaprowadził go na tył domu. Dopiero teraz zobaczył, że za ścianą lasu widać rozległą toń jeziora. Na brzegu stała wyciągnięta łódka ze złożonym masztem. Również tutaj wszystko utrzymane w nienagannym porządku.

W kręgu kamieni płonęło małe ognisko. Obok wygodne siedzenia i stół zastawiony różnymi potrawami.

– Dziewczyny przygotują jeszcze kanapki, a my zajmiemy się grillowaniem, jeżeli chcesz mi pomóc?

Wytłumaczył mu, co ma robić i już po chwili wspólnie przygotowywali wszystko na przyjście ich partnerek.

– Czy mogę o coś spytać? – Nieśmiało zaczął Patryk

– Pytaj śmiało. To, o czym tu będziemy rozmawiać, zostanie między nami.

– Od dawna znasz Basię?

– Znamy ją z Ewą już z pięć lat, bardzo nam pomogła. Dzięki niej mogę was tutaj gościć. Siedziałem rok w więzieniu za kradzież motocyklu. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie jej poparcie. To ona za mnie poręczyła i dzięki temu mam swój warsztat, robię to, co lubię i mogę żyć na własny rachunek. Ona cię bardzo kocha, nawet jeżeli ci tego nie mówi. To mądra dziewczyna, jeżeli ci mówi, że robisz coś źle, to na pewno ma rację. Sam tego doświadczyłem. Gdyby mnie wtedy nie przekonała, to… Ech, szkoda gadać. Możesz mi naprawdę wierzyć, że stałeś się dla niej kimś bardzo ważnym w życiu. Nie skrzywdź jej, Patryk.

– Czy wiesz, kim dla niej jest Maciek?

– Mówisz o tym, którego położyłeś na podłodze w klubie? To jej były chłopak. Sam jej z Ewą doradzałem zakończyć tę znajomość.

– Skąd o tym wiesz?

– Mam tam dużo znajomych. Opowiadali mi, jak się zachowałeś. To była jej pierwsza miłość, i chociaż wszyscy ją ostrzegali, nie chciała słuchać. No cóż, przekonała się na własnej skórze, podobno to najskuteczniejsze lekarstwo. Tylko strasznie długo takie leczenie boli. Ty jesteś jej…

Przerwał, bo właśnie panie zagadane i roześmiane szły w ich kierunku, niosąc półmiski z jakimiś potrawami.

– I co już się nagadaliście? – Spytała Ewa.

– Tak, stwierdziliśmy, że mamy złośliwe babska – odpowiedział ze śmiechem Krzysztof. – Ale widzę, że wy na nasz temat też już zdążyłyście poplotkować.

– Jeżeli tak, to my wracamy do domu i zabieramy te delicje. Byłyśmy jednak naiwne, myśląc, że za nami tęsknicie. Wiemy, że faceci to egoiści.

– Ależ kochamy was i tęsknimy za wami… gdy nam to pasuje.

– Patryk, nic nie mówisz… – zauważyła Basia

– Ja nie tęsknię, bo jestem w trakcie odbywania kary.

– Czekaj, czekaj… Jakiej kary? Nic nie wiemy. Basia, za co go ukarałaś?

– On chciałby mieć mnie na własność, więc musi cierpieć. – Zaczęła się śmiać.

– Ja mu się nie dziwię. Jeżeli zdecydujesz się go zostawić, to ja będę czekał – powiedział Krzysztof.

– Ach, to ty taki jesteś! – Ewa uderzyła Krzysztofa w plecy – Już masz mnie dosyć? Jeżeli tak, to śpisz dziś sam!

– Ewuniu, też mnie będziesz karać? – Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. – Obiecuję, że będę cię słuchał i nie spojrzę na żadną inną.

Dopiero teraz uważnie mógł się przyjrzeć gospodarzom. Ich zachowanie, żarty i wzajemne groźby co chwilę wszystkich rozśmieszały. Jego przekomarzanie się z Basią wzbudzało równie wesołą reakcję gospodarzy. Musiał przyznać, że w żaden sposób nie czuje się tu najmłodszym. Wręcz przeciwnie – jakby spotkał się z rówieśnikami.

Na stoliku pojawiła się karafka z winem i gospodarz nalał wszystkim do kieliszków. Wznieśli toast za pomyślność związku Basi z Patrykiem. Uwadze Krzysztofa nie uszło, że Patryk umoczył tylko usta w winie.

Pochylił się do niego i szeptem spytał:

– Nie pijesz?

– Przepraszam cię, ale ja w ogóle nie piję alkoholu.

– Nalej sobie soku. One się nie zorientują i możesz wtedy wznosić toasty jak wszyscy.

Klepnął go porozumiewawczo w ramię.

Ustały podmuchy wiatru i ognisko paliło się równym płomieniem, a oni, siedząc zagadani, czuli przyjemne ciepło.

Powoli zbliżał się wieczór, na dworze robiło się coraz ciemniej. Krzysztof włączył jakąś muzykę i po chwili dwie pary tańczyły w świetle dogasającego ogniska. Patryk poprosił do tańca Ewę.

– Coś ty jej zrobił, Patryk? Takiej szczęśliwej jeszcze jej nie widziałam.

– Powinnaś spytać, co ona mi zrobiła? Dręczy mnie i kpi ciągle ze mnie.

– Wiem, wiem, że wyzywa cię od smarkaczy i jeszcze inaczej. – Roześmiała się. – Uwierz mi, jak będziesz jej słuchał, to dobrze na tym wyjdziesz.

– Czy ona ci się zwierza ze wszystkiego?

– Ze wszystkiego chyba nie, ale ja trochę wiem, co nabroiłeś. Powiem ci w zaufaniu, że ona…

– Co tam szepczecie na mój temat? – Głos Basi przywołał ich do porządku.

– Mówię mu, że ma cię słuchać tak jak Krzysztof mnie. – Znacząco uścisnęła Patryka.

– Tracisz czas, Ewo, on się nie zmienia.

Było już po dziesiątej, gdy żegnali się z gospodarzami. Umówili się, że spotkają się za dwa tygodnie. Za kierownicą usiadł Patryk. Dopiero teraz, gdy protestowała Ewa, Krzysztof wyjawił prawdę o piciu wina przez Patryka.

Gdy wsiedli do samochodu, Basia spytała:

– Gniewasz się na mnie za dzisiejszy poranek?

– Nie gniewam się. Miałaś rację, to było świństwo z mojej strony. Zachowałem się jak egoista. To się na pewno nie powtórzy.

– Jesteś zadowolony, że poznałam cię z moimi przyjaciółmi?

– Bardzo. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że wszyscy zachowujemy się tak, jakbyśmy mieli tyle samo lat. Nawet przez jedną chwilę nie dali mi poczuć, że jestem dla nich jak smarkacz.

Po chwili dodał z uśmiechem na ustach:

– Zupełnie inaczej niż z tobą.

– Złośnik! – Cmoknęła go w policzek.

* * *

Zajechali do domu. Basia położyła się do łóżka, a on skierował się do swojego pokoju. Po parunastu minutach w drzwiach stanęła Basia. Jej koszulka nocna zasłaniała tylko tyle, że mógł w świetle wpadającego przez okno światła księżyca dostrzec jej łono.

– Dlaczego śpisz tutaj? Gniewasz się na mnie? Proszę, chodź do mnie do łóżka, bo nie zasnę już bez ciebie.

Nagle rzuciła niespodziewanie i z wyrzutem.

– Myślisz, że jestem naiwna i nie wiem, że masz inną? Jutro będziesz musiał wybrać, która miłość jest dla ciebie ważniejsza. Odwróciła się i wyszła. Usiadł zdumiony na łóżku i zastanawiał się, co miała na myśli. Skąd taki pomysł?

Szybko poszedł do niej.

– O czym ty mówisz, Basiu? Ja nie mam innej dziewczyny, tylko ty się dla mnie liczysz.

– Wiem wszystko. Nie musisz kłamać. Ja ją widziałam. Nie chcę cię znać. Dobranoc.

Przez chwilę stał osłupiały przy jej łóżku. Wsunął się pod kołdrę i przytulił do niej. Próbował jej tłumaczyć, że to nieprawda, że ktoś ją okłamał.

Odwróciła się do niego i uważnie mu się przyglądała, gdy on – coraz bardziej zdenerwowany – próbował wyjaśniać i zaprzeczać.

– Mówisz zatem, że nie masz innej… A jeżeli cię do niej jutro zawiozę, to przy niej też zaprzeczysz, że ją kochasz?

– Zgadzam się. To się musi wyjaśnić! Kto ci takich rzeczy naopowiadał? Uwierz mi, to nieprawda. Ja kocham tylko ciebie! Proszę, uwierz mi, Basiu.

Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a się rozpłacze.

– Dobrze, połoz się koło mnie. Chce, żebyś wiedział, że ci nie wierzę. Figli żadnych nie będzie. A jutro pojedziemy do tej twojej miłości. Ja chcę w końcu wiedzieć, ile dla ciebie znaczę.

Próbował się do niej przytulić.

– O nie, zdrajco. Kładź się przy ścianie, a ja położę się za tobą.

Leżał i rozmyślał zdenerwowany. Próbował coś jeszcze mówić, tłumaczyć, ale mu nie pozwoliła. Przytuliła się do niego i obejmując go, zasnęła.

Gdyby chociaż przez moment mógł zobaczyć jej twarz, zdałby sobie sprawę, że jest w tym zarzucie coś dziwnego, niepasującego do całego przebiegu dnia.

Rozmyślał, kto mógłby jej coś takiego powiedzieć.

Dominika…

Myśl pojawiła się niespodziewanie. Tak, ona byłaby do tego zdolna. Mogła przecież naopowiadać, że ich coś łączy. Myśl, co jej zrobi, jak ją spotka, rosła w jego wyobraźni do granic horroru. Sam nie wiedział, kiedy zasnął, zmęczony rozmyślaniami nad zemstą.

* * *

Gdy obudził się rano, jej już nie było w łóżku.

Poszedł do kuchni, gdzie zastał Basię siedzącą nad filiżanką kawy.

– Dzień dobry, skarbie.

Spojrzał na jej minę i mimo woli wrócił do wczorajszej rozmowy.

– Naprawdę myślisz, że mógłbym z ciebie zrezygnować dla innej?

– Wykąp się i ubierz. Nie chcę z tobą rozmawiać. Za godzinę pojedziemy się spotkać z tą twoją miłością. Ciekawe, co wtedy powiesz?

– Ty naprawdę mówisz poważnie!

Jeżeli do tej pory miał jakieś wątpliwości, to teraz zdał sobie w pełni sprawę, że ona nie żartuje. Zdenerwowanie, wręcz jakaś wściekłość na nieznanego sprawcę kłamstwa wróciła w dwójnasób.

– Zatłukę – wydusił przez zaciśnięte usta.

Dostrzegł jeszcze ironiczny uśmiech Basi i poszedł do łazienki.

Dopiero teraz, zasłaniając usta, dusiła się ze śmiechu. Jego zdenerwowanie i złość na sprawcę pomówienia cieszyły ją jak małe dziecko. Z trudem hamowała rozbawienie. W końcu, wycierając łzy, opanowała się i wróciła do roli zdradzonej dziewczyny.

Przyszedł ubrany i widać było, że jest podenerwowany. Najpierw chodził po kuchni, by w końcu zrobić sobie kawę. Usiadł naprzeciwko Basi i już chciał zacząć rozmowę, gdy ona ostentacyjnie wstała od stołu.

Nerwowo spoglądał na zegarek. Dochodziła jedenasta.

– Jedziemy. Czas to wszystko wyjaśnić. Chcę, żebyś wiedział… Poprosiłam Krzysztofa, żeby przyjechał z Ewą.

– Basiu…

– Mówiłam ci, żebyś się do mnie nie odzywał. Idź już do samochodu, ja zaraz przyjdę.

Poszedł do samochodu jak zbity pies. Wiedział, że jest to nieprawda, ale gdzieś w głębi bał się, jaką ktoś uknuł intrygę, by ich rozdzielić. Czy będzie w stanie udowodnić, że to nieprawda? Przecież liczy się tylko Basia.

Po dłuższej chwili ujrzał Basię wychodzącą z domu z dwoma torbami podróżnymi. Wrzuciła je do bagażnika i usiadła za kierownicą.

– Co jest w tych torbach?

– Twoje rzeczy. Nie będziesz mieszkał więcej ze mną. Dosyć tych kłamstw. A ja ci wierzyłam. Byłam taka głupia.

Jeżeli do tej pory tliła się w nim jeszcze jakaś nadzieja, że to wszystko jest żartem, to teraz pękła jak mydlana bańka.

Złapał za kierownicę.

– Basiu, jak mam ci udowodnić, że to nieprawda?

– Przekonamy się na miejscu. Jedziemy pod dom twoich rodziców.

* * *

W milczeniu dotarli na miejsce. Pod domem już czekali Krzysztof z Ewą. Patryk wysiadł i podszedł do nich. Nie widział, jak Basia zza kierownicy dawała im znaki.

– Dzień dobry.

– Oj, Patryk, jak mogłeś jej to zrobić? Myślałam, że masz tylko jedną miłość. Tak ci wierzyłam – mówiła Ewa.

Stanął zdumiony.

– Wy też mi nie wierzycie?

– Nie, bo myśmy ją poznali – powiedział Krzysztof.

Z samochodu wysiadła Basia. Zabrała jedną torbę z bagażnika i wręczyła zdumionemu Patrykowi.

– Idź do niej, skoro ją tak bardzo kochasz.

Stał z torbą, patrząc na nich troje, i niczego nie rozumiał. Krzysztof bez słowa podszedł do drzwi garażu i je otworzył.

Wysprzątane pomieszczenie, wszystkie narzędzia ułożone i zawieszone na swoich miejscach. Pośrodku stał stalowy stwór mieniący się w świetle żarówek czerwienią, brązem, czernią i blaskiem niklowanych części. Jak trzyoki potwór zdawał się czekać na swojego pana. Cała sylwetka motocyklu sprawiała wrażenie zniecierpliwionej długą nieobecnością właściciela.

Patrzył oniemiały, gdy podeszła do niego Basia.

– To mój prezent dla ciebie, erotomanie – oznajmiła i pocałowała go w policzek.

Patrzył to na maszynę, to na dziewczynę, a później spojrzał na Ewę z Krzysztofem. Uśmiechali się na widok jego zaskoczenia i zdumionej miny.

Naraz porwał Basię w ramiona i podniósł do góry.

– I ty mówisz, że to ja jestem wariatem. Kocham ten motocykl, ale moją prawdziwą miłością jesteś tylko ty.

Śmiał się jak wariat, a z oczu leciały mu łzy radości. Kręcił się z nią wokoło i całował po twarzy i ustach.

– Postaw mnie, smarkaczu, na ziemię!

– W kurtce masz dowód rejestracyjny. Motocykl jest po przeglądzie, zatankowany i gotowy do jazdy. Znajdziesz tam od nas też małą niespodziankę – mówił Krzysztof. – Na razie, przez jakieś tysiąc kilometrów musisz jeździć ostrożnie, bo silnik będzie się docierał.

– Basiu, a po co te torby?

– Zobacz sam.

Otworzył, a wewnątrz znalazł czarny jak smoła kombinezon z czerwonymi paskami, do tego błyszczący czarny kask. Na samym dnie torby skórzana kurtka z nazwą marki pojazdu i jakimś jeszcze napisami. Sięgnął do kieszeni kurtki, z której wystawały jakieś dokumenty. Znalazł tam dowód rejestracyjny, świadectwo badania technicznego i kartę członka klubu Harley Davidson opłaconą na rok.

– Dziękuje wam! Dziękuję wam wszystkim! – Całował Ewę i ściskał dłoń Krzysztofa.

– No to jak, smarkaczu, skoro jestem jedyną twoją miłością, to może mnie przewieziesz? – Spytała z uśmiechem Basia.

Założył kurtkę i zszedł do garażu. Z taką samą delikatnością, jak dotykał Basię, położył dłonie na motocyklu. Nadal do końca nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Usiadł na nim i poczuł jego ciężar. Przekręcił kluczyk. Wskaźniki drgnęły, ustawiając się w pozycjach roboczych. Błysnęły kontrolki. Nacisnął przycisk. Rozrusznik ruszył z cichym szczękiem, by po ułamku sekundy ożyło serce czerwonego smoka. Miarowy jednostajny stukot wypełnił wnętrze garażu. Delikatnie obrócił manetką gazu – rytm stalowego serca wzmógł się i zadudnił głucho. Z pomrukiem zadowolenia tego mechanicznego monstrum Patryk wyjechał na ulicę. Dopiero teraz w świetle październikowego słońca można było ujrzeć całe piękno tego mechanicznego stwora. Mienił się czerwienią, jak gdyby poplamiony został krwią ofiary, którą przed chwilą pożarł. Na ulicy jego dudnienie ścichło, nadal robiąc jednak wrażenie miarowej pracy serca.

Basia poszła do bagażnika samochodu. Po chwili wróciła w podobnej do jego kurtce i z kaskiem w ręku. Krzysztof poszedł na koniec ulicy i zniknął za rogiem.

Do Patryka podeszła Ewa.

– Czy jesteś zadowolony? Pamiętaj, żadna dziewczyna nie zrobiłaby tego dla swojego chłopaka. Ona jest naprawdę w tobie zakochana.

Objął Ewę i pocałował.

– Bardzo wam dziękuję. Daję słowo, że będę jej słuchał i dbał o nią. Zawsze możecie przyjść i mnie opierzyć, jeśli zrobię coś nie tak, jak trzeba.

Z cichym pomrukiem zajechał Krzysztof swoim motocyklem.

– Ledwo odszedłem na chwilę, a ty już się bierzesz za podrywanie młodszych ode mnie.

– Patryk, podrywasz Ewę? A co ze mną? – Żartowała Basia.

Po chwili śmiali się wszyscy.

Ewa usadowiła się za Krzysztofem.

– Jedzcie za nami, zrobimy sobie przejażdżkę po okolicy.

Patryk potakująco kiwnął głową. Poczuł, jak Basia usiadła za nim i objęła go w pasie.

Po chwili ruszyli. Objęte udami monstra jakby westchnęły z zadowolenia głośniejszym pomrukiem. Spędzili kilka godzin, jeżdżąc i zatrzymując się w różnych miejscach. W przydrożnym barze spotkali innych członków klubu motocyklowego. Krzysztof przedstawił im Patryka. Jakaś szczególna więź łączyła tych ludzi nieznanych sobie, a traktujących się jak koledzy. Maszyna Patryka wzbudzała zainteresowanie zarówno kolegów Krzysztofa, jak i innych ludzi. Podchodzili, oglądali, robili sobie zdjęcia na jej tle.

– Czy jesteś zadowolony? – Usłyszał szept Basi.

Spojrzał na nią zaskoczony

– Jestem szczęśliwy. Mam obok siebie dwie największe miłości mojego życia i one o siebie nie rywalizują. – Uśmiechnął się kpiąco.

– Wiedziałam, że tak będzie.

Uderzyła go w ramię z udawanym oburzeniem. Po chwili już całowali się namiętnie.

* * *

Wrócili pod dom rodziców. Pożegnali się z Ewą i Krzysztofem. Patryk wprowadził motocykl do garażu.

Pogłaskał go jak żywą istotę. Zamknął wszystko i podszedł do samochodu.

Wyciągnął rękę do Basi.

– Schowaj je – powiedział i podał jej kluczyki od motocyklu.

– Dlaczego? – Spytała zaskoczona.

– On może ożyć tylko razem z tobą. Jest po to, byś czerpała z niego taką samą radość jak ja. Bez ciebie nie będę na nim jeździł.

Wrócili do domu. Od samochodu szli objęci, całując się co chwilę. Z pozostawionego włączonego radia leciała jakaś piosenka, niski naładowany emocjami głos śpiewał coś o uczuciach i miłości. Przyciągnął Basię do siebie i po chwili zaczęli tańczyć.

– Czy udała mi się niespodzianka?

– Jesteś przewrotna i zakłamana. Doprowadziłaś mnie na skraj rozpaczy. Myślałem, że to Dominika uknuła coś, by nas skłócić. Nawet przez chwilę nie myślałem o motocyklu. Bałem się, że nie będę umiał ci udowodnić, że to nieprawda. Ale tak – niespodzianka się udała. Jestem najszczęśliwszym z ludzi, gdy mogę jechać razem z tobą.

– Ja też jestem szczęśliwa, nawet nie wiesz jak bardzo – oświadczyła i oparła głowę na jego piersi.

* * *

Palec zawisł nad klawiaturą… Ostatnie zdanie.

Wstał od stolika, przeciągnął się, zmęczone jedną pozycją mięśnie zareagowały bólem. Wyciągnął z paczki kolejnego L&M-a, błysnęła zapalniczka. Dym wypełnił usta, a po chwili dotarł do płuc. Podszedł do okna i spojrzał naprzeciwko. W tym małym domku tylko w jednym z okien świeciło się światło. Za szybą para młodych ludzi przytulona poruszała się w rytm niesłyszalnej muzyki. Ona z głową opartą na jego piersi, on muskający ustami jej włosy. Za jego plecami Armstrong śpiewał o cudownym świecie. Być może ten sam utwór wypełniał pokój z oświetlonym oknem. Obserwował ich pocałunki. Przytuleni, roześmiani, wchodzili w nowe życie… Być może takie, jak w piosence… Zakochani…

Tylko od nich zależało, jak to wszystko dalej się potoczy…

Westchnął, poczuwszy lekką iskierkę zazdrości. Wrócił do stolika i spojrzał na tekst na ekranie – kilka tygodni ich życia…

Po raz kolejny podszedł do okna, patrząc na nich objętych, zatopionych w pocałunku. Zaciągnął się dymem. Oczy podrażnione dymem, jakaś ledwie wyczuwalna wilgoć.

Patrząc na nich pełnych wiary i wzajemnego szacunku, sam poczuł się przegranym.

Uśmiechnął się do siebie, spojrzał na monitor i nacisnął klawisz.

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz