Magnetyzm XIII (Ania)  3.68/5 (373)

13 min. czytania

Robert Bejil, „Jin N Tonic & Josh 07”, CC BY 2.0

Dariusz

Darka z każdą chwilą coraz bardziej zalewa krew z powodu Mateusza, który wystawił go do wiatru. Fakt, raczej nieczęsto zdarza się, aby kumpel dzwonił, że nie może, ale rozkapryszona żoneczka jest coraz bliżej porodu, upał daje w kość, klimatyzacja nawaliła, a klientów przywiało zdecydowanie więcej niż zwykle. Ledwo stoi na nogach! W tej chwili miałby ochotę rzucić wszystko w cholerę i zaszyć się w jakiejś głuszy, ale niestety nie może. Obowiązki. Wyrzeczenia. Przysięgi. Kredyty do spłacenia!

Nawet lubiane zazwyczaj pogawędki z klientami, dzisiaj drażnią. Ma nadzieję, że to tylko przemęczenie. Brak snu. Kasi jest nieustannie duszno, w żadnej pozycji nie nie uleży dłużej, bolą ją plecy, stopy, łydki. Na szczęście już wkrótce. Jeszcze miesiąc. Mniej więcej.

Dwa tygodnie temu śmiertelnie przeraziło ich plamienie i ból, który czuła w podbrzuszu. Okazało się, że to niewydolność szyjki macicy i trzeba założyć krążek dopochwowy. Unikać ruchu. Nie uprawiać seksu (i tak nie robili tego od dłuższego czasu). Wszystko, byle donosić ciążę. Dziecko najważniejsze. Tyle, że on też chciałby być ważny. Czasami. Teraz rozumie, problemy i w ogóle, ale przeczuwa, że później będzie jeszcze gorzej.

– A niech to szlag! – klnie pod nosem. Zamyślił się tak, że nawet nie zauważył, iż z imbryczka przelewa się wrzątek, zalewa stół i kapie na podłogę. Nic to. Odstawia czajnik, część naparu odlewając do szklanki i lnianą ścierką opanowuje tę małą powódź. Musi bardziej uważać!

Ustawia na tacy czarki i pewnym krokiem rusza w stronę stolika, przy którym siedzą dwie dystyngowane panie w średnim wieku. To stałe klientki, bardzo sympatyczne i przede wszystkim nieszczędzące gotówki na dobrą herbatę. Lubią degustować wszelkie nowości, a też dla znajomych i rodziny często wybierają herbaciane prezenty. Jednym słowem dają zarobić. Poza tym przy każdej wizycie pytają o samopoczucia Kasi, prawie jak dalekie krewne albo sąsiadki.

Wracając na zaplecze, kątem oka dostrzega wesołą zabawę, rozkręcającą się w jednej z nisz, gdzie klienci siedzą na poduchach, przy niskich stolikach w japońskim stylu. Roześmiane dziewczyny, palące sziszę, przyglądają się uważnie jednej, rozpakowującej prezenty. Słodka blondyneczka wygląda na speszoną, a kiedy z eleganckiej torebeczki wyjmuje niewielki skrawek przeźroczystej szmatki, mającej najwyraźniej stanowić seksowny fatałaszek, robi się wręcz purpurowa.

Darek dyskretnie znika z ich pola widzenia, ale dźwięczne głosy dają się słyszeć nawet w kuchni.

– No już, przymierz, nie daj się prosić. – Maltretują biedactwo. Sadystki jedne. Już wie, że nad nim też będą się znęcać, nie wyjdą stąd, dopóki ich nie wyprosi, ani minuty przez oficjalną godziną zamknięcia, a może nawet znacznie później. Zawsze tak samo!

– Żabcio kochana. – Dzwoni do żony. – Jestem dziś sam, wrócę późno, mam mnóstwo klientów. Dobrze się czujesz? Nic ci nie potrzeba?

Rozmowa z nią go uspokaja. Jak zwykle. Kasia ma przyjemny dla ucha, aksamitny głos, zawsze stara się być nastawiona pozytywnie i tylko kiepsko znosi ciążę. Tym razem jednak nie narzeka. Współczuje jemu. Kiedy wróci do domu, zastanie ją śpiącą, ale trudno, pewnego razu odegra się na Matim i weźmie cały weekend wolny. Może tuż po tym, jak na świat przyjdzie ich kruszynka.

Rozłącza się, gdy staje przed nim wysoka, zgrabna kobieta o iście fantazyjnej figurze. Głośno przełyka ślinę, idiotycznie zapatrzony w wyeksponowany, głęboki dekolt, znajdujący się akurat na linii wzroku.

– Chciałybyśmy jeszcze trochę suszonej żurawiny. – Piękność uśmiecha się zalotnie, wymuszając na nim zerknięcie nieco wyżej. Głos ma ostry i władczy, zupełnie niepasujący ani do słów, ani do uśmiechu. Pełne, wręcz hipnotyzujące usta, śmiało pociągnięte karminową pomadką, przyciągają uwagę. Do tego wielkie, orzechowe oczy, najwyraźniej rozbawione jego reakcją.

Cóż, rzeczywiście zachowuje się niczym zahukany prawiczek, który w życiu baby na oczy nie widział. Kasia, mimo że zaokrągliła się tu i ówdzie, nadal na niego działa, ale nie daje się nawet dotknąć. Już od dobrych dwóch miesięcy. Od inicjacji seksualnej nie wytrwał jeszcze równie długo w celibacie, więc chyba nic dziwnego, że go nosi. Jest zdrowym facetem, to normalne, że ma potrzeby!

Gapi się bezczelnie na rozkołysane biodra, na nieprzyzwoicie długie nogi, niemal całkowicie wystawione na pastwę wygłodniałego spojrzenia. Rety, szpilki do zabijania – długie, ostre, z metalicznie połyskującymi obcasami.

Bierze głęboki wdech. Jest w pracy. Ona jest klientką. Złożyła zamówienie. Musi więc się skupić. Napełnić miseczkę żurawiną. Postawić na tacy. Zanieść. Do tych pięknych, rozchichotanych trzpiotek. W jego stanie to niczym wejście do jaskini lwa! Jeśli nie spuści nieco pary, chyba strzeli mu wentyl bezpieczeństwa!

Z trudem opanowuje drżenie rąk i ze wzrokiem wbitym w podłogę idzie na stracenie. Przez chwilę ma nadzieję, że uda mu się umknąć, ale niestety. Jego nowa znajoma ma najwyraźniej ochotę na zabawę.

– Ładnie jej w tym? – pyta, a Darek spod rzęs rzuca krótkie spojrzenie na blondyneczkę, która na zwiewną, letnią sukienkę narzucił przeźroczyste coś, nieudolnie imitujące haleczkę.

Oj, bez wątpienia byłoby jej w tym ładnie, gdyby nie miała na sobie nic więcej –piersi zdobi fioletowa koronka z wyhaftowanymi różowo-żółtymi kwiatami, a poniżej delikatna siateczka opływa ciało niczym mgiełka. Nieśmiało kiwa głową.

– Co jest? – oburza się tamta. – Nawet nie spojrzałeś!

Unosi wzrok, rozbiegane oczy przesuwają się od jednej piękności do drugiej. Najpierw wysoka, dorodna blondynka, którą już zna. Później zadziorny, piegowaty rudzielec z burzą loków. Dwie szare myszki zniewalające w swojej nieśmiałości. Wyrazista brunetka. Torturowana, subtelna blondynka i krótko ścięta chłopczyca. Wszystkie rozbawione nim, tkwiącym jak ten kołek, patrzące śmiało i wyzywająco lub tylko zerkające niby od niechcenia.

– Ładnie – odpowiada przyparty do muru. – Bardzo ładnie.

– Ale chyba Małgośka powinna przymierzyć to na gołe ciało, co?

– I tak widać, że pasuje… – bąka przerażony wizją zmagania się z widokiem różowiutkich piersiątek, płaskiego brzuszka i krągłych pośladków. Jego serce mogłoby nie wytrzymać, już nie mówiąc o wyposzczonym zwisie męskim, niesfornym i za nic nie chcącym teraz spokojnie zwisać.

– Daj żeż chłopakowi spokój. – Do ich rozmowy wtrąca się chłopczyca. Darek bierze głęboki wdech. Nadeszła pomoc! – Biedactwo i tak wije się przed tobą niczym piskorz, a pewnie ma mnóstwo roboty.

– My jesteśmy jego robotą – z przekąsem zauważa blondynka – ale niech ci będzie. Możesz już iść. – Ponownie zwraca się do Darka, a on skwapliwie wykorzystuje szansę, odwraca się na pięcie i szybkim krokiem ucieka na zaplecze. Dopiero tam, oparłszy się o ścianę, próbuje ochłonąć. Serce i oddech powoli wracają do normy, gorzej z rozszalałym parowozem, rozgrzanym do czerwoności i buchającym gęstymi kłębami dymu.

Płonie z byle powodu i nic nie może na to poradzić. Wystarczy kawałek cycka albo uszminkowane usta, a już wyobraźnia podpowiada dalsze obrazy. Jeszcze trochę, a wrócą mokre sny ze szczenięcych lat. Zdecydowanie musi coś z tym zrobić! Zanim rozsadzi mu jaja.

Speszony przemyka do toalety, znajdującej się zdecydowanie zbyt blisko grupki dziewcząt. Rozpinając rozporek, słyszy ich śmiech i urywki rozmów.

– Słodki jest.

– Uroczy.

– Widać, że Baśka chętnie by go przeleciała.

– Chyba musiałaby zgwałcić!

– A co, sądzisz że nie dałabym sobie rady z tym knypkiem?

– Nie wątpię.

Tarmosząc kapucyna, sam nie wie, co jest wytworem jego wyobraźni, a co rzeczywistością. Przed oczami wirują mu na przemian wielkie piersi wysokiej, władczej kobiety i filigranowa blondyneczka odziana jedynie w przeźroczyste coś, które przymierzała przed chwilą na sukienkę. Jest też krótko ścięta dziewczyna we fraku i z laseczką, pogwizdująca wesoło pod nosem. Nie ma na sobie koszuli, a poły czarnego materiału odsłaniają jej jasny, miękki brzuch. Smakowity. Nie całkiem płaski, ale też nie przesadnie wybujały. Bardzo kobiecy. Seksowny.

– O tak, chciałabym poczuć na sobie te jego małe dłonie. Jak próbują złapać i objąć moje piersi.

– Gdzie indziej też mogłyby wiele zdziałać…

– Co tam dłonie? Ja bym sprawdziła, co kryją jego spodnie! Ponoć niscy mają wielkie…

Zdecydowanie przyspiesza, czując czające się za rogiem spełnienie. Przyjemność narasta gwałtownie. Strzelba zostaje uzbrojona i nie ma odwrotu, musi wystrzelić. Balast zostaje uwolniony, trafia tam, gdzie powinien, wprost do ceramicznej muszli, bez żadnych konsekwencji i wstydu. Uśmiecha się pod nosem. Dawno już tego nie robił. Bardzo dawno. Od razu lżej i nie trzeba się żonie tłumaczyć.

Dziewczyny zaczepiają go jeszcze i droczą się z nim, ale dzięki wysłaniu dzieci nad morze (jak mówiło się kiedyś na podwórku), jest mu znacznie łatwiej. Wzrok nie zjeżdża na cycki, nie trzęsą się ręce i potrafi się skupić. Powinien był zwalić sobie znacznie wcześniej. Chyba wróci do starych zwyczajów, rozpoczynania dnia od popędzania konika.

Spokojny i opanowany nie zamierza przerywać im zabawy, nawet gdy wszyscy inni klienci dawno opuścili lokal. Nic nie jest w stanie Darka wyprowadzić z równowagi. Powoli sprząta. Zamiata. Wyciera stoliki. Zmywa. Przygotowuje lód na następny, upalny dzień. I czeka. Sporządza zamówienie towaru. Robi listę zakupów. Czeka.

Dopiero koło jedenastej reflektują się, że czas otwarcia lokalu dawno minął. Zbierając się, mówią coś o imprezie dla singli, o bransoletkach i ich kolorach. Wszystkie zamierzają przy wejściu założyć opaski sygnalizujące poszukiwanie przygody na jedną noc. Chcą być uwodzone, pragną, by mężczyźni skakali wokół nich, dokładnie tak jak on. Namawiają Darka, żeby też poszedł. Nie może. Nie chce. Ale mimo wszystko deklaruje, że dołączy, jak tylko zamknie lokal. To niedaleko.

Każda z tych dziewczyn na swój sposób wydaje się interesująca. Przygląda im się bacznie. Gdyby musiał wybrać, chyba by nie potrafił. Pozwoliłby im zdecydować. Należałby do najodważniejszej albo do najbardziej spragnionej. Chciałby je wszystkie chłonąć. Razem i osobno. Po kolei.

Rozbójnik znów daje o sobie znać. Spuszcza wzrok. Ma nadzieję, że one nie widzą, jaki głupek z niego. Beznadziejny. Żegnają się nadspodziewanie ciepło – najpierw chłopczyca całuje go w oba policzki, a potem jedna z szarych myszek ściska serdecznie, rozpłaszczając na klacie swoje nieduże piersiątka. Zmysłowa brunetka mierzwi Darkowi włosy i daje nieśmiałego buziaka prosto w usta. Pięknie pachnie. Blondyneczka żegna się jedynie uściskiem dłoni, ciepłej i lekko spoconej, ale przyjemnie delikatnej. Rudzielec rzuca mu się na szyję, łaskocząc swoimi puszystymi lokami. Druga szara myszka tuli się słodko cmokając w policzek. W końcu przychodzi czas na ostatnią. Najwyższą. Najbardziej prowokacyjną.

Baśka zbliża się kocimi ruchami z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy. Od czasu do czasu łypie na wybrzuszenie męskich spodni, coraz bardziej wyraźne, również dzięki jej orzechowym oczom badającym je tak uważnie. Staje o krok od niego, aż bujne piersi unoszące się przy każdym oddechu przysłaniają chłopakowi cały świat. Są strome i zadziorne, niemiłosiernie prowokujące. Darek przełyka głośno ślinę.

Nie bardzo wie, co się dzieje, czuje się jak we śnie, gdy nagle jego nos zagłębia się w wąwozie między nimi, gdy powietrze staje się odurzająco słodkie, a wszystko dookoła miękkie i aksamitne. Umarł i znalazł się w raju – nie widzi innego wytłumaczenia.

Jednak ten błogi stan upojenia krągłościami kończy się równie nagle, jak się rozpoczął. Najpierw słyszy cichy, perlisty śmiech.

– Udusisz go – woła śpiewnie dziewczęcy głos.

Miękkie półkule odsuwają się, a śmiech staje głośniejszy. Znacznie głośniejszy. Musi wyglądać głupio. Oniemiały. Oszołomiony. To z niego się śmieją, machając mu na dowidzenia i odchodząc w dal. Jeszcze raz mówiąc, do którego klubu się wybierają. Zapraszając.

Siada. Musi usiąść, bo nogi wręcz się pod nim uginają. Za dużo wrażeń. Zdecydowanie za dużo wrażeń. Jednym haustem wypija dużą szklankę mrożonej herbaty, mając nadzieję, że ta nieco ostudzi gotującą się w żyłach krew. Znowu!

Kręci z politowaniem głową. Mimo już niemal trzydziestki na karku, nadal jest głupim szczylem. Ciągle taki sam. Nadpobudliwy i słaby. Z Kasią też tak było. Wystarczyło, że popatrzył na kołyszące się biodra albo tyłeczek wypięty przy sprzątaniu stolika i już!

Miał straszne wyrzuty sumienia z powodu Mateusza, a mimo wszystko reagował jak na gwizdek. Trzeba przyznać, że dziewczyna miała apetyt. Wprost nienasycony. Dziwił się, że nie wystarcza jej własny chłopak. W końcu zapytał Kasię. Przyznała, że Nowik trzyma grzecznie łapki przy sobie. Mało tego, kiedy ona próbowała zaciągnąć go do łóżka, wymykał się. Dziwny facet.

Darka męczyła ta sytuacja, wyjątkowo nieznośna, tymczasem mała pijawka nie kwapiła się, żeby wszystko wyprostować i zerwać z Mateuszem. W końcu sam pogadał z kumplem. Wyznał mu, że między nimi coś iskrzy. Mati dał mu wolną rękę, choć było widać, że strasznie cierpi. Oczywiście Darek przemilczał, że od miesięcy posuwa na boku jego dziewczynę. Co to, to nie. Nie wie, czy wtedy przyjacielowi byłoby łatwiej, czy trudniej. Może łatwiej…

A jednak, gdyby nie ciąża, pewnie nigdy by się z Kasią nie ożenił. Fajna z niej laska, ale nic więcej. Może to kwestia początku ich znajomości, tego że był zwierzyną, nie myśliwym, może zdrady, czegoś w każdym razie zabrakło.

Sprawdza, czy wszystkie okna są pozamykane, gasi światło, wychodzi, zamyka drzwi, a kiedy odwraca się i robi kilka kroków do przodu, wpada na smukły cień ukryty w podcieniach. Serce wali mu jak oszalałe z przerażenia. Różne rzeczy zdarzają się nocą w mieście, niekoniecznie dobre. Niedawno obrabowano kantor dwie ulice dalej i pchnięto nożem właściciela. Ledwo udało się go odratować. Już nigdy nie wróci do pełnej sprawności – lewa ręka na zawsze pozostanie bezwładna.

 Przerażenie ustępuje, gdy do nozdrzy Darka dociera słodki zapach. Znajomy. Kobiecy. Kojarzący się nieodparcie z wybujałą miękkością. Rozluźnia się i bierze głęboki wdech. Chowa klucze do kieszeni, uświadamiając sobie boleśnie, że znów zrobił z siebie idiotę, zamierając na jej widok w pół ruchu.

– Nie chciałam, żebyś mi uciekł. – Dziewczyna podchodzi niebezpiecznie blisko. Nadal nie zna jej imienia, ale może lepiej nie pytać? Nie spoufalać się? Ona się spoufala, od samego początku, mówi mu na ty.

– Ależ ja nigdzie nie uciekam. – Podejmuje tę dziwną grę.

– Uciekasz. – Jej głos jest słodki i aksamitny niczym karmel, a perfumy coraz bardziej odurzające. Podchodzi jeszcze bliżej. Zdecydowanie zbyt blisko. Znów podtyka mężczyźnie pod sam nos swój wspaniały biust. On reaguje. Natychmiast. Wtyczka szykuje się już do wetknięcia w gniazdko. Powietrze w płucach pali, ostatkami sił powstrzymuje się, by nie rzucić się na nią niczym wygłodniałe zwierze.

Kiedy Baśka swoimi długimi, czerwonymi paznokciami przejeżdża po jego torsie, już przeczuwa, jak to się skończy. Spełni się zarazem jego największe marzenie i największy koszmar. Wie, że ulegnie. Magii chwili. Zdarzały mu się już podobne przygody. Dawniej. Doskonale zna ich uzależniający, upojny smak, niepodobny do żadnego innego.

Z wyczuciem wytrawnego kochanka chwyta kobietę za kark i wpija się w usta. Miękkie. Słodkie. Nieco klejące od grubej warstwy szminki. Całuje zapamiętale, wwiercając się językiem między wargi. Ona nie jest dłużna. Odpowiada. Prowokuje. Kusi. Jej ciepłe dłonie wdzierają się pod jego koszulkę. Paznokcie drapią. Będą ślady, ale w tej chwili pragnie tej mocnej pieszczoty, nie zamieniłby jej na żadną inną. Przestaje myśleć. Staje się jednym wielkim odczuciem, wyprężonym organem sterczącym między nogami. Chucią.

Wydaje mu się, że wśród letniej woni powietrza i kwietnej woni damskich perfum, wyczuwa najpiękniejszy zapach na świecie – zapach kobiecego podniecenia. Ciężki. Wilgotny. Duszący.

Dziewczyna odrywa się od niego i rusza przed siebie, ciągnąc za rękę. Ulice nie są już zatłoczone, ale jeszcze nie opustoszały. Grupki imprezowiczów zmieniają lokale, mniej wytrzymali wracają właśnie do domów i hoteli, a zakochane pary spacerują, podziwiając miasto nocą. Z okolic Rynku dobiegają odgłosy rozmów toczących się w kawiarnianych ogródkach. Darek jednak tego nie słyszy. Do niego dociera jedynie melodia stukoczących obcasów Baśki, szum krwi podgrzanej pragnieniem gwałtownie przybierającym na sile i bicie własnego serca.

Zdyszany opiera ją w końcu o odrapany mur, wygłodniałymi ustami całuje przez ubranie piersi, niecierpliwymi dłońmi wyłuskuje z dekoltu i uwalnia. Przysysa się do brodawek. Raz do jednej. Raz do drugiej. Są duże, ciemne i zwieńczone równie okazałymi sutkami. Wyraźnie czuje ich twardość w ustach. Dziewczyna ociera się o niego. Jej dłonie błądzą po ramionach i placach. Głaszczą. Ugniatają. Drapią. Jej usta. Jej język. Na czole. Policzkach. Powiekach. Między wargami.

Jedną dłoń Darka odrywa od obfitości biustu i kieruje w stronę swojej nabrzmiałej, gorącej bułeczki. Jest tam naga. Bez bielizny. Bez włosków. Szybko odnajduje kuleczkę ukrytą w mięsistych fałdkach. Kładzie na niej kciuk i zaczyna zataczać niewielkie kółeczka.  Kobieta jęczy. Słodko. Rozkosznie. Nie przestaje więc. Kant dłoni wciska niżej, między uda, w Rów Mariański. Uśmiecha się pod nosem, wyczuwając tam klimat tropikalny. Jest już gotowa na jego nurka.

Nie myśląc wiele, rozpina rozporek i zaczyna pchać na oślep. Dziewczyna wyrywa się, walczy, siłuje, ale on nie jest w stanie się powstrzymać, choćby nawet zmieniła zdanie. Nie liczy się już nic, poza spełnieniem.

– Gumka – jęczy mu do ucha zziajana, ale wcale nie zrażona jego brutalnością. Może nawet bardziej podkręcona.

Cholera, przeklina się w myślach. Dawno przestał nosić przy sobie kondomy. Jest przecież statecznym mężem i wkrótce zostanie ojcem. Mimo wszystko zaczyna nerwowo przeszukiwać kieszenie. Zanim kończy, ona podaje mu foliową paczuszkę. Widać przygotowała się lepiej i zachowała jeszcze odrobinę zdrowego rozsądku.

Ubiera kogucika, jak przystało na grzecznego chłopca, i ponawia atak. Pcha, mocno i bezceremonialnie, rozwierając jej wargi i wdzierając się do środka. Kobiece wnętrze jest kojąco rozgrzane, wilgotne, ciasne i głębokie. Gościnne. Stęka zagłębiając się aż po same jaja. Mało która potrafi przyjąć go aż do końca.

Dziewczyna stoi na ziemi jedną nogą, drugą zarzuciła kochankowi na biodro. Dzięki Bogu jest wysoka, myśli, mógłbym jej nie utrzymać. Poza tym ma to też inne zalety – bujający się w rytm pchnięć biust na wysokości twarzy. Całuje go. Liże. Zasysa. Przygryza.

Jedzie ostro, raz za razem, myśląc tylko o sobie i o swojej własnej przyjemności. Jest dla niego niczym dmuchana lalka, tylko większa i ciepła, przyjemnie miękka. Jest nikim. Nieistotne kim i dlaczego. Ani gdzie.

Zbliżając się do orgazmu, niemal odchodzi od zmysłów. Nie widzi już nic. Nie słyszy. Jej twarz jest tylko rozmazaną plamą, a ona sama puchem w jego rękach. Opór tylko rozpala go bardziej. Chwyta mocniej za biodra i przyspiesza. Ruchy Darka są nieznaczne, ale bardzo głębokie, tak głębokie, jak nigdy z żadną. Szybkie.

W końcu zamiera, wybuchając we wnętrzu salwami spermy, rozpierając wąską cipę jeszcze bardziej, wypełniając po brzegi. Nieziemsko!

Staje na całych stopach, wcześniej nie czuł nawet, że wspina się na palcach, by wniknąć jeszcze dalej.

Na ziemię sprowadza go mocne uderzenie w twarz. Czuje, jak pot rozbryzguje się dokoła, jak policzek zapala żywym ogniem. Spogląda na nią. W jej wielkich, orzechowych oczach widać łzy.

– To bolało, ty gnojku – syczy. Próbuje się wyrywać, ale Darek na to nie pozwala. Przytula ją. Szepcze do ucha słowa przeprosin. Głaszcze. Całuje. Po dłuższej chwili dziewczyna uspokaja się, a on obejmując ją jedną ręką w pasie, drugą nakierowuje wprost na jej bazię. Jest delikatny. Teraz potrafi.

Czuje się zobowiązany wynagrodzić kobiecie ból zbliżenia, odwdzięczyć za rozkosz, którą mu przyniosła. I udaje mu się. Baśka szybko zaczyna wić się pod jego wprawnymi palcami. Podziwia przy tym jej szkliste spojrzenie, usta rozchylone w ekstazie, delektuje się niekontrolowanymi drgawkami sprężystego ciała. Trzyma ją mocno podczas orgazmu, ale tuż po pozwala osunąć się na ziemię i zostawia ją samą w Przejściu Żelaźniczym, tuż pod siedzibą władz miejskich. Dziwne, ale w ogóle nie pamięta, jak tam dotarli. Ma tylko nadzieję, że nikt ich nie widział.

Przejdź do kolejnej części – Magnetyzm XIV

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Napisany bez specjalnych uchybień językowych, lekki i śmieszny tekst. Humor nazewnictwa świadczy o wysokiej kreatywności autorki. W każdym zdaniu organy kulminacyjne otrzymują nowe, coraz bardziej wymyślne nazwy. Oto zaczyna się bardzo elektrycznie od wtyczki i gniazdka, które w nazwie swojej mają coś z magnetyzmu a raczej elektromagnetyzmu, czyli magnetyzmu z potencjałem. Później wpadamy w mechanikę, na szczęście jest to mechanika Newtonowska, z kwantową, czytelnik mógłby sobie nie poradzić, mimo tego, że zerkając na awatar autorki moglibyśmy przypuszczać, że ma wiele wspólnego z kotem Schrödingera. Mechanikę uprawia główny bohater Dariusz wwiercając się językiem między wargi przypadkowo spotkanej partnerki. Później do taktu melodii stukocących obcasów wyłuskuje z pancerza dekoltu uwięzione tam piersi. Następnie mamy jazdę czterosuwową. Ssanie, sprężanie, pracę i wydech. Głaskanie, ugniatanie, drapanie i twardość w ustach… niekoniecznie w podanej tutaj kolejności. Fragment z piekarni uderza niespodziewanie i bije na głowę nawet spuszczającego wzrok rozbójnika. Gorąca bułeczka wprowadza nas w tropikalne klimaty, dłoń z kuleczką odkrytą w mięsistych fałdkach i kant w Rowie Mariańskim sięga już wyobraźnią otchłani oceanów, w które zanurza się nikt inny, tylko idealnie przygotowany na tę okoliczność nurek. Nic się dalej nie liczy, no może poza tym, że nurek okazuje się słabo ogumiony. Długonoga Baśka o orzechowym spojrzeniu kołysze bujnym oddechem ratując sytuację, a Dariusz prowokująco przełyka ślinę i wjeżdża organem powonienia w oszałamiająco słodki, miękki i aksamitny wąwóz Baśki. Następuje bezceremonialna walka koguta. Lecą pióra i strzela błyskami twardy dziób. Jest wilgotno, ciasno i gościnnie. Trochę baletu, czyli stania na palcach, na stopach… a później soczysty liść i deszcz potu w powietrzu. Płonące policzki… a co z pośladkami? Nic… tylko ekstaza karmiona niekontrolowanymi drgawkami sprężystego ciała. Trzyma ją mocno i zostawia samotną w w Przejściu Żelaźniczym. Stygnącą na surowym chodniku. Urocze.

Cóż za cudowna (nad)interpretacja, JinNie!!! – naprawdę nie rozumiem czemu z faktu, że jestem kotką, miałoby wynikać, że jednocześnie jestem żywa i martwa :’D

Z kotkami to nigdy nic nie wiadomo.

„Na ziemię sprowadza go mocne uderzenie w twarz. Czuje, jak pot rozbryzguje się dokoła, jak policzek zapala żywym ogniem. Spogląda na nią. W jej wielkich, orzechowych oczach widać łzy.”
To lubię, że tak powiem z głupia frant, ignorując inne, mądrzejsze komentarze.
Bogać nas, Autorko, bogać! Językowo. Między prawdziwe wkładasz i fałszywe dutki, aleć zawsze to dutki.

Staram się… na swój sposób 😉

Napisz komentarz