Druga natura (Śliczna Sami)  3.52/5 (25)

22 min. czytania

Powoli zapada wczesny zmrok. Popołudnie przechyla swą szalę, ciążąc ku wieczorowi, porze odpoczynku i wytchnienia, potrzebnego po pełnym napięcia dniu. Zbliża się moment, na który tak dziś czekałam – czas mojej próby.

W domu niewiele jest do zrobienia, ponieważ Mąż pozmywał nawet te dwa talerze i kubki po nieskomplikowanym obiedzie, który stanowiła jajecznica z bułkami, maślanka i sałatka z pomidorów. Parę drobiazgów jednak zostało, wiec zajmę się nimi. Przedtem jednak, zgodnie z poleceniem Pana, wchodzę do łazienki i obnażywszy lewą pierś (nie miałam na sobie – wczoraj, ani też dzisiaj – stanika), powoli, z lekką obawą, zapinam na sutku klamerkę. Wiem, że będzie bolało…. piersi mam pobudzone jeszcze od poprzedniego dnia, a świadomość tego, co za chwilę nastąpi sprawia, że czuję mrowienie i pulsowanie w brodawkach. Ból jest zniewalający… znacznie gorszy, niż to bywało do tej pory… Muszę powstrzymać jęk i przez chwilę staram się wyrównać oddech – nie mogę przecież wyjść z łazienki z taką stężałą twarzą, zagryzionymi na wargach zębami…

Walczę ze sobą, żeby opuścić na piersi koszulkę i polar – wiem, że będą mnie drażniły, co chwilę ocierając się o klamerkę sterczącą trochę do przodu… Zaciskam zęby i poprawiam ją tak, by nie uwypuklała się za mocno pod ubraniem, a potem przykrywam pierś… Jest mi słabo z bólu, nogi uginają się trochę, lecz opanowuję się na tyle, że podejmuję to, co miałam robić… Idę do kuchni sprawdzić, która godzina… Jest dziewięć minut po piątej… Kiedy wchodzę do sypialni, by zaścielić łóżko, przychodzi mi coś do głowy… Wyjmuję z szufladki z majtkami i koszulkami swój wibrator oraz drugie „narzędzie” – uchwyt od szczotki do układania włosów – i wkładam wibrator do pochwy, przy okazji bez zdziwienia czując, jak bardzo mam w niej mokro, a uchwyt w majtki, nie do odbytu, ale tak, że układa się wzdłuż rowka i również miło podrażnia. Tak „uzbrojona” podejmuję swoje czynności… Ból sutka narasta z każdą chwilą, chociaż przyzwyczaiłam się w pewnym stopniu do niego i znoszę już bez zaciskania zębów…

Zdejmuję uprane, suche już ubrania z drążków, składam je i chowam – i w momencie, kiedy właśnie pochylam się, by schować ręczniki do nisko położonej szafki, klamerka się zsuwa… Tak więc los zadecydował, że miałam ją na sobie dziewięć minut. Postanawiam jednak sprawdzić wytrzymałość drugiej piersi, wchodzę więc znów do łazienki…

Tym razem ból nie jest taki silny – prawa pierś jest widocznie mniej wrażliwa lub nie była tak wymęczona… Podejmuję pracę. Idę po zeszyt do rozliczeń wydatków domowych i zamierzam usiąść z nim w kuchni, przy stole, na twardym stołku… okazuje się to jednak niemal niemożliwe – wibrator tak ułożył się we mnie, że wystająca jego końcówka uniemożliwia mi swobodne siadanie… Siadam na brzegu stołka, lecz jest to bardzo niewygodne i obawiam się, że zrobię sobie jakąś krzywdę – wibrator wbija się we mnie głęboko… Rachunki robię więc na stojąco, czując znów narastający ból i niecierpliwą chęć zdarcia klamerki z sutka, a także… pragnienie, ogromne pragnienie zanurzenia palców pomiędzy uda.

Opanowuję się siłą, nakazuję rozsądek, ale już nie mogę wytrzymać. Dlatego, by przedłużyć tę chwilę „przed” spokojnie i powoli idę do pokoju po swój pasek, powoli też rozglądam się, czy nie trzeba jeszcze czegoś zrobić… i gdy już sprawdziłam, która jest godzina – siedemnasta trzydzieści pięć, wiec wytrzymałam szesnaście minut, co dla mojej nieprzyzwyczajonej i bardzo wrażliwej piersi jest dużym osiągnięciem – idę do łazienki… Tu już nie zwlekam nawet przez moment… szybko podnoszę koszulkę i polar i zdzieram klamerkę jednym ruchem… Boli straszliwie…, uginają się pode mną nogi… Chciałam wytrzymać, naprawdę chciałam: najpierw się rozebrać, położyć na podłodze i dopiero wtedy… ale już nie mogłam….. Z chwilą, kiedy zdałam sobie sprawę, że za moment się uwolnię, nie mogłam już się opanować… Żałuję, bo pragnę ćwiczyć swoją wolę… teraz mi nie wyszło… Sutek jest nabrzmiały do granic możliwości, brodawka ciemnoczerwona, niemal czarna, tylko jej koniuszek, tak długo odcięty od dopływu krwi jest przez moment blady… Mimo, że na samą myśl o dotknięciu go aż cierpnę i ręka mimo woli się cofa, przemagam się i poślinionymi palcami mocno rozcieram obydwa, czując jak z bólu trochę popuszczam w majtki… Dopiero za chwilę rozbieram się, obwodzę dłońmi całe ciało, by poczuć swój kształt, widziany też w lustrze i zakładam na szyję pętlę z paska.

Czuję się bardzo dziwnie… Patrzę na tę kobietę, stojącą przede mną, nagą, rozpaloną bólem i podnieceniem, z krwistopurpurowymi, mocno sterczącymi sutkami, z obrożą z paska, którego koniec zwiesza się miedzy białymi, okrągłymi piersiami, a gdy poruszam ciałem, leciutko przesuwa się po nich i drażni, z włoskami łona lekko zwilżonymi sokami i drgającymi w rytm skurczów, które pojawiły się, kiedy zdejmowałam klamerkę… Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ja. Nie lubię siebie, nie lubię widoku swego ciała – teraz jednak widzę jego piękno i czuję jego przydatność. Odwlekam tę chwilę, kiedy się położę, kiedy rozpocznę swoją wędrówkę do spełnienia, ale już wreszcie nadchodzi czas….

Biorę w dłonie swoje „narzędzia”, usunięte podczas rozbierania się, klękam na podłodze i wypinając pupę, zanurzam w pochwie uchwyt od szczotki, żeby go nawilżyć, a następnie wkręcić sobie w odbyt. Staram się rozluźnić, lecz mimo woli zaciskam go, wiec najpierw wkładam tam palec, masuję chwilę i wtedy próbuję znowu… Tym razem udaje mi się, napierając mocno, wcisnąć kawałeczek i tak po troszku, po troszku wsuwam go głębiej… Ostre pulsowanie obu miejsc daje mi znać, że to mi się podoba…. nie zwlekam więc i to samo robię z wibratorem, wciskając szybko i mocno… Pochwa jest bardzo mokra, nie ma żadnego kłopotu, problem raczej stanowi przytrzymanie go tam, żeby się nie wysunął, tak mocne bowiem mam już skurcze. Staram się ją zewrzeć, nie pomagając sobie rękami przytrzymać wibrator, gdy ostrożnie kładę się na podłodze, najpierw na boku, później na plecach…

Podłoga jest boleśnie zimna, na moje rozgrzane ciało jej dotyk działa jak lodowate dotknięcie stali sztyletu. Czuję, jak ogarniają mnie nieopanowane dreszcze, mimo woli podnoszę pupę, by przez chwilę chronić pośladki przed tym dotykiem. Opadam jednak na posadzkę, wiedząc, że tak właśnie mam się czuć: ma mi być bardzo zimno, mam czuć się poniżona, leżąc na podłodze, z obrożą na szyi, z rozwartymi udami i sterczącymi spomiędzy nich końcówkami „narzędzi”. Zaczynam poruszać wibratorem w pochwie, z razu powoli, delikatnie, później coraz szybciej, momentami posuwając nim na boki i zagłębiając mocno, niemal po końcówkę. Co jakiś czas robię to na przemian z drażnieniem drugiego miejsca, czasem masturbuję oba jednocześnie.

Jestem tak podniecona, że na udach i na podłodze pode mną jest mokro. Palcami wolnej ręki drażnię łechtaczkę, również co jakiś czas zanurzając je, obok wibratora, w pochwie. Co pewien czas moja ręka wędruje do sutków i mimo szarpiącego bólu, który mnie wtedy przenika, wyciągam je mocno do przodu, szczypię i okręcam silnie w palcach, aż przez ciało przechodzi prąd i brakuje mi tchu od zadawanego cierpienia. Moja wyobraźnia rusza pełną parą i te wszystkie doznania wtapiają się w sceny, przesuwające się przed jej oczyma… Oto widzę siebie…

…leżącą na podłodze na plecach, z wykręconymi do tyłu i skrępowanymi w nadgarstkach rękami, z udami szeroko rozwartymi i nogami przywiązanymi w kostkach do drążka miedzy nimi. Dodatkowo drążek ten przywiązany jest do kaloryfera, bym nie mogła się nigdzie odsunąć. Leżę w ciemnościach pozbawionej światła łazienki, na twardej, zimnej posadzce, cała obolała i drżąca, przeżywając powtórnie to wszystko co mnie spotkało, obawiając się ciągu dalszego, lecz jednocześnie, mimo całej niewygody, cierpienia i poniżenia, mimo woli czując dziwne podniecenie i… ciekawość… Czuję, jak moje ciało, szukając odpoczynku, odpręża się nieco, mimo niewygodnej pozycji i docierają do mnie dwa uczucia: głodu i napierającego na pęcherz ucisku. Nic nie mogę zrobić, w żaden sposób dać znać komukolwiek, czego pragnę, bo w domu panuje cisza, jakby nikogo tam nie było… W myślach robię „przegląd” swego stanu i dochodzę do wniosku, że mimo wszystko nie jest ze mną tak bardzo źle. Jestem co prawda wymęczona, lecz nie pokaleczona, chyba że za ranę uznać by można wyłom w mojej psychice… straszne wspomnienie doznań, które przed chwilą się skończyły – cierpienia zadanego przez człowieka, którego kocham i do którego miałam pełne zaufanie.

Zastanawiam się i nie rozumiem, dlaczego Arek mnie tak potraktował. Był przecież zawsze taki łagodny, delikatny, czuły i cudownie namiętny – co sprawiło, że nagle stal się brutalem, co sprowokowało go do gwałtu, niemal zaraz po tym, gdy po raz pierwszy spełnił się we mnie, dając i mnie rozkoszny dreszcz? Przyszliśmy tu, do łazienki, po krótkiej chwili odpoczynku i miłej rozmowy, by wspólnie wziąć prysznic. Nagle, gdy namydlałam się, odwrócona tyłem do niego, upadło mi mydełko… Pochyliłam się, by je podnieść, a on gwałtownie objął mnie w pasie, rzucił na podłogę i ostro, bezpardonowo wszedł we mnie, jednocześnie mocno wbijając mi w pupę palce. Krzyknęłam zaskoczona, po chwili krzyczałam jeszcze głośniej z bólu, który zadawał mi gwałcąc obie moje dziurki, jakby chciał mnie przebić… Mimo to, mimo szalonego cierpienia, które zadawał gryząc moje sutki i miętosząc silnie piersi, brzuch, pośladki i uda, czułam jakąś przewrotną przyjemność i niesamowite podniecenie… Na samo wspomnienie tego uczucia znów pojawia się mrowienie w piersiach, takich delikatnych, wrażliwych, a przecież tak brutalnie potraktowanych…

Przypominam sobie również wyraz twarzy Arka: napiętej, ze złymi oczami wpatrującymi się w moje, z dziwnym grymasem, który – teraz to sobie uświadamiam – był podobny do drapieżnego uśmiechu… Próbowałam odwracać od niego wzrok, wtedy brutalnie przytrzymywał mi głowę i kazał dalej patrzeć sobie w oczy… Chyba widział w nich mój ból i przerażenie, a jego stawały się coraz bardziej szalone i nabierały żółtej barwy, świecąc dziko… bałam się go, bałam coraz bardziej. Marzyłam, by to się skończyło… Zaniechałam odpychania go od siebie, bo to tylko wzmagało jego brutalność. Kiedy już tak bardzo nie mogłam tego znieść, że do moich krzyków i jęków dołączył bezradny szloch, puścił mnie wreszcie, gwałtownie wycofał się i naznaczył mnie spermą od dołu aż do góry: łono, brzuch, piersi, twarz…

Czułam ulgę… lecz i coś dziwnego… bo on nadal zachowywał się strasznie. Wpatrywał się we mnie, taką sponiewieraną, zapłakaną, mokrą od potu, moich soków i spermy, jakby dalej mnie gwałcił, jakby chciał mnie zabić tym dzikim spojrzeniem. Dopiero po chwili rysy jego twarzy zaczęły łagodnieć i nagle się ocknął. Nadal stal nade mną w rozkroku, ale teraz już patrzył z zachwytem i miłością. Uśmiechnął się do mnie, usiadł obok i przygarnął – położyłam się górną polową ciała na jego kolanach, z podciągniętymi pod brzuch nogami, obolała, nadal szlochająca, ale już pełna zaufania, bo wrócił „mój” Arek, przez chwilę tylko zastąpiony przez to dzikie zwierzę…

– Jesteś taka piękna z tymi rozwichrzonymi włoskami, z tymi pałającymi policzkami i uśmiechem przez łzy – szeptał do mnie i scałowywał je z moich policzków, delikatnie dotykał palcami warg i kładł na nich swoje usta, wodząc po nich językiem, by zwilżyć i by się otworzyły do namiętnego pocałunku, pełnego jednak czułości. Leżałam tuląc się do niego, czując odprężenie i ciepło, odnosząc wrażenie, ze odmarza mi mózg, ścięty przedtem przerażeniem i szokiem…

Po chwili wstał, wyjął z szafki kawałek linki i wziął moje ręce:

– Daj rączki, kochane maleństwo… spokojnie… nie zrobię ci krzywdy… tak trzeba… – mówił cicho, przekładając mi je do tylu i związując w nadgarstkach.

Pozwoliłam się skrępować, jeszcze ciągle zbyt oszołomiona, by zdobyć się na protest. Nie poruszyłam się też, gdy rozłożył szeroko moje nogi i wsunął pomiędzy nie, w poprzek, drążek, do którego przywiązał je w kostkach… Więzy nie były mocne, lecz nie mogłabym się od nich uwolnić…

Robił to wszystko, czule muskając dłońmi moje uda po ich wewnętrznej stronie, całując brzuszek i piersi, szepcząc uspokajające słowa:

– Już dobrze, już… Nie płacz, maleńka… To przecież cię nie boli, prawda?

Poddawałam się temu bezradna, posłuszna, wierząc, że nic mi już nie grozi z jego strony, skoro potrafi kochać i być czuły. Chociaż szlochałam jeszcze ciągle z bólu i szoku po tym, jak brał mnie przed chwilą, ostro i brutalnie wpychając się we mnie penisem i dłońmi, to jednak czułam do niego miłość i zaufanie, „zapominając” o tym, co przeżywałam niedawno.

Było mi zimno i twardo, cale ciało pulsowało jeszcze przeżytym cierpieniem, bardzo chciało mi się pić… Poskarżyłam się swemu Arkowi. Odpowiedział:

– Zaraz się wszystkim zajmiemy… po kolei… Muszę cię związać, malutka… żebyś mi nie uciekła… Jesteś taka słodka… ale będzie ci dobrze, nie bój się…

– „Dlaczego miałabym ci uciec?” – chciałam zapytać – „Przecież cię kocham i jestem ci oddana…” – nie zdążyłam jednak, bo wyszedł z łazienki gasząc światło…

Leżę więc w tych ciemnościach, nasłuchując ciszy panującej w domu, z nadzieją, że Arek zaraz wróci, że odwiąże, pozwoli się umyć, wysiusiać, nakarmi i napoi – i wszystko wróci do normy. Mijają minuty, może kwadranse… mnie wydaje się, że wieki całe.

Wsłuchana w ciszę i w siebie, nagle zdaję sobie sprawę, że moje zmaltretowane ciało ciągle jeszcze jest w stanie jakiegoś oczekiwania, że z każdą chwilą bardziej pragnę znowu zobaczyć Arka – i nie tego z przepraszającym, miłym uśmiechem na twarzy, lecz tego z okrutnym grymasem dziwnej satysfakcji, jaki miał na ustach, gdy tryskał na mnie spermą, jakby był samcem znaczącym swoje terytorium. Uświadomienie sobie tego sprawia, że oblewam się gorącym rumieńcem, a umęczone ciało przeszywa dreszcz pożądania. Pojmuję też w jednej chwili, że to już nie jest „mój Arek”, lecz „mój Pan” i że bardzo pragnę być mu uległa, oddana do granic możliwości, że przyjmę od Niego wszystko, co zechce mi dać.

Snując sobie te erotyczne marzenia, coraz intensywniej poruszam palcami, drażniąc łechtaczkę. Odwracam się na brzuch, czuję na nim, na piersiach i udach chłód, do którego przyzwyczaiły się już pośladki i plecy i znów przenikają mnie cudowne dreszcze… Silnie, coraz silniej zaczynam wciskać sobie wibrator do pochwy. Pośladki zaciskają się i rozluźniają w rytm coraz silniejszych skurczów. Czuję w pupie słodką obecność drugiego „narzędzia tortur”.

Klękam i coraz mocniej wsuwając wibrator, aż niemal ginie we mnie czuję, jak wbija się w tylną ściankę, jak ociera o to drugie, twarde „coś”, co wypełnia sąsiednie miejsce, a oddzielone jest od niego tylko cieniutką ścianką silnie unerwionej śluzówki. Masuje i napiera coraz mocniej na miejsce, z którego rozlewa się po całym wnętrzu intensywna rozkosz, ogarniająca też pośladki, biodra, uda, całe łono i brzuch, piersi i plecy i powodując wrażenie słodkiego bezwładu w nogach. Jeszcze mocniej napieram wibratorem, druga dłoń gorączkowo masuje, szczypie i drażni łechtaczkę… Słabo mi z bólu i rozkoszy, gwałtowne skurcze przeszywają podbrzusze… Nie czuję, że robię to sobie sama. Wyobrażam sobie bowiem że…

…do łazienki nareszcie wchodzi Arek – teraz już mój Pan, z dziwnym błyskiem w oku, udając, że uśmiecha się do mnie miło… Przynosi ze sobą tacę z odrobiną jedzenia i kubeczek z herbatą oraz jakieś dziwne, małe pudełeczko. Zwraca się do mnie czule:

– Musze zadbać o ciebie, mój mały kwiatuszku… Pewnie jesteś już bardzo zmęczona… Zaraz cię umyję, nakarmię, zaraz będzie Ci dobrze…

Ale najpierw chcę ci dać rozkosz, bo wiem, ze nie przeżyłaś przecież orgazmu – widziałem to i czułem…

„On oszalał!” – myślę bezradnie – ”jestem cała obolała, mam seksu dość na bardzo długo i na pewno w żaden sposób nie uda mu się dać mi rozkoszy…”

Usiłuję zaprotestować, udawać, że tak, bo teraz mam przecież już zupełnie inne potrzeby – przede wszystkim ten napór na pęcherz… Nie wyrażam tego jednak, prosząc tylko, by pozwolił mi się wysiusiać…bo już nie wytrzymuje, aż boli, tak bardzo mi się chce.

– Biedactwo – mówi czule – już zaraz, natychmiast zajmiemy się tym…

Zdziwiona patrzę, jak siada pomiędzy moimi nogami, które każe zgiąć w kolanach i nagle zaczyna masować moją muszelkę, uśmiechając się coraz bardziej nieszczerze, z coraz bardziej tężejącą w oczekiwaniu twarzą…

– No, Maleńka, teraz możesz siusiać.. nie bój się… to się później wytrze… ulżyj sobie…

Oblewa mnie żar, z zażenowania nie wiem, co ze sobą zrobić… Jednocześnie czuję, że jego palce bezbłędnie odnajdują i naciskają na nerwy, których drażnienie powoduje, że mimowolnie oddaje się mocz. Usiłuję odsunąć się z zasięgu jego dłoni, lecz przyciska je jeszcze mocniej, drugą ręką naciskając na wzgórek łonowy… czuję, że nie powstrzymam się już nawet przez chwilę i wijąc się ze wstydu i dziwnej, przyjemnej ulgi tryskam silnym strumieniem na jego nogi, na podbrzusze i mocno stojącego członka. Ze strachem zamykam mocno oczy, sądząc, że teraz czeka mnie za to jakaś okropna kara, mimo, że zrobiłam to wbrew swojej woli – nie chciałam przecież nasikać na Pana… Słyszę, dziki śmiech i Pan mówi:

– Otwórz oczy, ty mała, przerażona, bezczelna suko… Przecież cię nie zabiję… najwyżej zajebię…

Zasycha mi w ustach z przerażenia, czuję, jak zaciska się coś na moim gardle i brak mi tchu… Powoli otwieram oczy i widzę to, czego się spodziewałam: górującego nade mną, znów stojącego okrakiem Pana ze sterczącym, błyszczącym wilgocią penisem, którego bezwiednie sobie masuje, wpatrując się we mnie, coraz bardziej żółknącymi, błyszczącymi gorączkowo oczyma, z grymasem okrutnej pogardy na ustach.

Nagle jego twarz zaczyna się rozluźniać… zmienia się dosłownie na moich oczach… i już po chwili jest znowu serdecznym, miłym Arkiem, który stwierdza ze śmiechem:

– Wypadek przy pracy – sam sobie jestem winien… No, nie miej takiej przerażonej buźki, maleńka… już dobrze… Ulżyłaś sobie przynajmniej!

Podchodzi do mnie blisko, siada tuż obok i znów bierze na kolana moją głowę.

– Moje kochane biedactwo – ile to się musisz przeze mnie wycierpieć, nawstydzić… Jesteś taka cudna, gdy zawstydzona, wiesz ślicznotko słodka? Uwielbiam patrzeć na tę Twoją milą twarzyczkę z rumieńcem skrępowania… Pamiętasz – gdy po raz pierwszy miałaś rozebrać się dla mnie – jak się zasłaniałaś, jak ustawiałaś bokiem… wtedy też miałaś ten piękny rumieniec na buzi i opuszczone w dół powieki, drżące wargi… Moja śliczna…

Mówiąc tak do mnie spokojnym, tak bardzo kochanym przeze mnie głosem, jednocześnie szuka czegoś ręką za swoimi plecami. Po chwili znajduje i mówi:

– Obiecałem coś mojej maleńkiej, prawda? teraz to dostaniesz! – Ślini palce i sięga nimi do mego kwiatka, rozchylając delikatnie i znów przez chwile masując, dopóki nie czuje wilgoci. Wtedy bierze do ręki maleńki przedmiocik obłego kształtu i stwierdza:

– Zrobię ci masaż… będzie ci bardzo słodko – nareszcie spełni się twoje marzenie o szczytowaniu z mojej ręki…

Wkłada mi to maleństwo do pochwy, a ja zastanawiam się, jak coś tak maleńkiego może mnie popieścić aż do orgazmu. Teraz sięga po pudełeczko, które przyniósł ze sobą i czymś w nim klika. Czuję przyjemne mrowienie, zrazu bardzo delikatne, później nasilające się bardziej i bardziej. Robi mi się naprawdę miło, pragnę przeciągnąć się z rozkoszy, prężę więc swoje ciało, przymykając oczy…

– Patrz na mnie – słyszę chrapliwy szept… Otwieram oczy – Arek pochyla się nade mną, wpatrując się w moją twarz.

– Widzisz, mam zajęte ręce, muszę pilnować stymulatora, wiec nie będę mógł pieścić twoich piersi – mówi po chwili. – One przecież też na pewno pragną rozkoszy, prawda? Ale zaraz coś wymyślę… – sięga znów za siebie, w jego dłoni pojawia się klamerka – zwykła klamerka do wieszania bielizny.

Patrzę z niedowierzaniem i obawą – a on zbliża ją coraz bardziej i bardziej, już rozwarł, już założył… i powoli, bardzo powoli puszcza… Klamerka zaciska się mocno i czuję ostry, zniewalający ból… Nagle dołącza do niego coś znacznie okrutniejszego… Nagły impuls przenika moje podbrzusze, jakby ktoś wbijał we mnie noże. Zaczynam krzyczeć: ostro, nieopanowanie, wijąc się w męce, usiłując pozbyć się tych przedmiotów udręki, uciec. Po chwili ból piersi traci na intensywności, cichnie trochę, staje się pulsowaniem i drażniącym szczypaniem, muszelka, kurcząc się i rozwierając intensywnie też odczuwa już ulgę – ból zmniejsza się, nie tnie tak straszliwie, nie przebija i nie wwierca się w każdą komórkę, staje się bardziej tępy… Otwieram oczy, zaciśnięte bezwiednie przed chwilą i widzę tę drugą twarz – twarz Pana: żółte, oszalałe oczy tygrysa, drapieżny uśmiech…

– Co, kurewko… dobrze ci z tym? – szepcze – Tego chciałaś, mała suczko? Pragniesz cierpieć dla swojego Pana? Powiedz! – nalega, a ja dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że coś do mnie mówi…

Szok po doznanym cierpieniu jest tak wielki, że początkowo nie zdaję sobie sprawy, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Dociera to do mnie dopiero po chwili. Pan oczekuje chyba odpowiedzi, usiłuję więc coś wyszeptać, jednak wyschnięte gardło, przygryziony mimowolnie język utrudniają mi to.

– No, mów mała… mów… dobrze ci? – przecząco kręcę głową i czuję, że ociera się ona o nabrzmiały, wilgotny penis Pana. Zauważa, że go poczułam.

– To twój Pan, moja suczko – szepcze – złóż mu hołd – łapie mnie za włosy i podnosi lekko moją głowę, odwracając ją nieco w bok, a druga ręką podaje mi go do ust. Biorę ostrożnie, najpierw samymi wargami, za chwile językiem delikatnie zaczynam zlizywać słonawą wilgoć, drażniąc pulsująca główkę… Wciąga głośno powietrze i zarządza:

– Dość!

– Nie było ci dobrze, suko? tak twierdzisz? To teraz będzie lepiej… obiecuję…– w jego dłoni pojawia się druga klamerka.

Drżąc ze strachu usiłuję się odsunąć, lecz przytrzymuje mnie mocno, przyduszając do swoich nóg.

– Błagam… błagam! Nie! Tylko nie to! Błagam! – moje jęki na chwile zatrzymują wędrówkę tej dobrej zazwyczaj, a teraz tak okrutnej dłoni, w moim kierunku.

– Błagasz? bardzo lubię, jak to robisz… zaraz będziesz jeszcze goręcej błagała… żebym ci to robił jak najdłużej…

– Panie… bardzo chcę, żebyś robił ze mną wiele… ale tego… tego nie wytrzymam… błagam…

– Wytrzymasz…wytrzymasz dla swojego Pana, prawda? Poprosisz o więcej, żeby mnie zadowolić… tak suko? Tak??

– Aaaaaaa! – w tym momencie klamerka zaciska się na lewym sutku, a w mym wnętrzu eksploduje kolejna fala przeraźliwego bólu… Czuję, że odpływam, mdleję…

Budzi mnie kilka mocnych klapsów w policzki… Pan patrzy na mnie z mieszaniną obawy oraz odrobiną współczucia.

– Och, mała…, no co ty – taka wrażliwa? Powtórzymy… przyzwyczaisz się… to nie są jeszcze takie silne bodźce… później będzie gorzej… – słucham tych „obietnic” i jest mi już wszystko jedno.

Jestem w stanie jakiegoś stuporu – osiągnęłam granice swej wytrzymałości i więcej po prostu nie przyjmuję: ani strachu przed cierpieniem, ani samego cierpienia. Kilkakrotnie jeszcze wstrząsają moim ciałem silne bodźce i oczekując kolejnych zastanawiam się tylko obojętnie, czy zemdleję przy następnym, czy też nie. Za którymś kolejnym razem, gdy jestem tak zmęczona, że moja kobiecość nie może się już rozwierać i zamykać, czuję gdzieś bardzo głęboko, na samym jej dnie narastające przedziwne uczucie… przedzierające się poprzez ból, poprzez zmęczenie i obojętność… Nagle, odczuwany tak dotkliwie, drażniący sygnał płynący ze stymulatora przeradza się w wibracje dające nieopisaną rozkosz. Jest ona równie trudna do zniesienia. W jednej chwili ogarnia mnie całą, jak silny płomień, spalający natychmiast… trwa to dosłownie moment. W tej samej chwili czuję piekący dotyk na sutkach – Pan jednym ruchem zdziera z nich klamerki, otwierając drugie źródło doznań. Potężny orgazm wstrząsa mną tak, że wyginam się w tym spazmie i zastygam, w bezgłośnym krzyku uwalniając całą zgromadzoną w ciele energię.

Leżę naga na posadzce, przez ciało przepływają jeszcze kolejne, coraz słabsze wstrząsy, pulsuje ono całe, w piersi, brzuch i uda wbijają się ostre igiełki – to nadwrażliwe nerwy reagują jeszcze na wstrząsające mną dreszcze. Czuję się upokorzona, sponiewierana, odczłowieczona – oto dla fizycznej przyjemności, dla tej jednej chwili słodkiego spełnienia, daję sobą manipulować, sprowadzać do roli przedmiotu mającego dawać i brać rozkosz… Czy ja naprawdę tego chcę?

Mimo tych myśli, które teraz, w chwili osłabiającego znużenia i odprężenia nie są niczym dziwnym, czuję wdzięczność do Pana, że tak potrafił rozpalić moją wyobraźnię, że dał mi ten szczególny, trudny moment szczytowania, posługując się nią właśnie i moimi dłońmi – jak swoimi własnymi.

Kiedy bezwład członków mija, wstaję wreszcie, usunąwszy sobie najpierw „narzędzia”. Ledwie trzymam się na nogach ze zmęczenia. Kobieta z lustra patrzy na mnie pustym spojrzeniem z nieruchomej, zastygłej twarzy. Widzę, że poluzowuje zaciśnięty na szyi pasek imitujący obrożę, zdejmuje ten atrybut uległości i oddania – i wtedy znów staje się mną – dobrze mi znaną, spokojną, przyzwoitą Martą.

Wchodzę do wanny, by zmyć z siebie te silne doznania, by rozgrzać się w łagodnym plusku ciepłej wody, ugłaskać swoje myśli, teraz pełne buntu przeciwko mnie samej. Robi mi się ciepło, błogo, opada ze mnie całe napięcie i stres. Obmywam strumieniem prysznica obolałe, odgniecione ciało, czując, jak nabiera nowej świeżości. Strużki wody spadają na wrażliwe sutki i czuję nagle, że znów pragnę przyjemności – teraz dawanej sobie w łatwiejszy do przyjęcia sposób, w komfortowych warunkach. Kieruję strumień wody na łono, palcami rozwieram płatki swej kobiecości i poddając w ten sposób jej wnętrze nowym bodźcom, z przyjemnością oddaję się znów marzeniom, a ona, drażniona tak mile, odwdzięcza się parokrotnie spazmami rozkoszy.

Jestem zaspokojona i do granic wytrzymałości zmęczona tym niezwykłym popołudniem. Leżę wyczerpana, nie prosząc Pana o nic, po prostu ciesząc się tą błogą chwilą odpoczynku. On spoglądał na mnie uśmiechnięty i trochę jest w nim z czułego, wesołego Arka, a trochę z wymagającego Pana, teraz jednak zadowolonego ze mnie i usatysfakcjonowanego.

– No co, mała…. na razie dość? – pyta, i zdaję sobie nagle sprawę, że nigdy nie będę miała dość…

Zamęczył mnie niemal, torturował, mdlałam przecież z bólu – a teraz, kiedy tak zapytał, czuję, jak na nowo budzi się we mnie rozkoszny dreszcz oczekiwania… Musiał zauważyć w mojej twarzy coś specyficznego, bo błyska przez moment tym swoim kocim spojrzeniem, a przez usta przewija mu się drapieżny uśmieszek.

– Opierałaś się długo, suczko… Ale widzę, że teraz mam cię w garści! – śmieje się, a ten diabelski śmieszek, pełen kuszących obietnic wywołuje rumieniec wstydu na mojej twarzy i… przyjemne podekscytowanie.

– Panie… – mówię po chwili, trochę niepewnie – mam prośbę…. wielką…

– No, mów… – teraz możesz mnie prosić…

– Jestem bardzo wdzięczna, Panie…, bardzo szczęśliwa… Wymęczyłeś mnie niesamowicie – ale… musiałeś mnie złamać… ja to rozumiem. Teraz… jestem ci naprawdę oddana… zrobię wszystko… i nie ucieknę… Wiec… mam wielka prośbę, Panie…

– Tak… już mogę Cię rozwiązać… czas dać odetchnąć tym biednym rączkom i nóżkom… – znów ma minę łagodnego, czułego Arka.

Odwiązuje moje nogi od drążka i biorąc kolejno każdą z nich, gimnastykuje ją przez chwilę, by wróciły jej naturalne ruchy. Dopiero teraz czuję, jak strasznie były one ścierpnięte, zastałe w jednej pozycji, którą zmuszone były znosić przez kilka godzin… Rozmasowuje czule kostki, na których pozostały sine ślady więzów, a potem pomaga mi podnieść się do pozycji siedzącej i pochyla mnie do przodu, żeby swobodnie móc rozwiązać ręce.

Ciało mam jak nie swoje – niemal bezwolne, poddające się jego dłoniom. Ręce, tak długo wygięte do tylu, tak często przygniatane moim ciężarem, gdy leżąc na nich, wiłam się w bezsilnej męce, są teraz zupełnie bezwładne i Pan przełożywszy je do naturalnej pozycji, długo je rozciera i gimnastykuje stawy, żeby im pomoc…

Poddaję się tym zabiegom i chociaż znowu jest to bolesne, to jednak sprawia mi wielką przyjemność – czuję miłą troskliwość swojego Pana, jego prawdziwe uczucie dla mnie, jego chęć zaspokojenia moich potrzeb. Jest to najlepsza rekompensata za przeżyte cierpienia, może nie milsza mi, niż ten ostatni akt łamania uporu mojego ciała, zakończony takim cudownym sukcesem, lecz również wspaniała.

Kiedy rozmasował mnie już dokładnie – bo po nogach i rękach przyszedł czas na resztę ciała, pomaga mi podnieść się i prowadzi pod prysznic. Nie mogę utrzymać się na nogach, co jest zrozumiałe, więc sadza mnie na siedzeniu pod prysznicem i delikatnie, czule, bardzo starannie namydla, kawałek po kawałku, najpierw z przodu, nie omijając piersi, które jednak stara się dotykać bardzo leciutko, a potem, podniósłszy mnie, podtrzymując przełożoną miedzy nogami ręką, jak trzyma się małe dziecko w kąpieli, również plecy, ramiona, pośladki i uda z tylu. Nie pomija też moich intymności i kiedy wsuwa w nie namydlone palce, chociaż robi to tak delikatnie i spokojnie, przez moment czuję jednocześnie i panikę i nadzieję – że zaraz znowu wszystko się zacznie. Osusza mnie leciutko ręcznikiem kąpielowym i nareszcie! nareszcie! wyprowadza z łazienki – miejsca mojej kaźni, mojego upokorzenia i załamania, ale też i cudownej nagrody za mękę. Wychodzę stamtąd, opierając się na nim, bo ciągle jeszcze nie mam sił poruszać się na własnych nogach, jak motyl wydobywa się z kokonu na światło dzienne. Patrzę na pokój, który przecież dobrze znam, na sprzęty w nim, jak na nowo odkryty świat – cudownie przestrzenny, jasny i kolorowy.

Pan sadza mnie w fotelu, ciągle jeszcze na wpół wilgotną i owiniętą ręcznikiem i zostawia na chwilę. Słyszę, jak się krząta, odgłosy te docierają do mnie jednak coraz słabiej – i zapadam w sen.

Budzi mnie uczucie, że ktoś stoi tuż przede mną, że wpatruje się we mnie… Podnoszę powieki… to Pan. Stoi bardzo blisko, niemal muskając moje kolana… Kiedy spoglądam mu w oczy, jego wzrok dosłownie przykuwa mój, nie mogę nawet mrugnąć. Penetruje tym spojrzeniem moje wnętrze, jakby wdzierał się we mnie fizycznie, dotykał gdzieś głęboko, powodując drżenie serca, uległe otwieranie się na niego mojej kobiecości.

Sięga dłońmi do ręcznika, odsuwając go z mego brzucha i piersi i jeszcze chwilę tylko patrzy. Potem sięga do bioder… zsuwa mnie lekko, tak, bym wpółleżała na fotelu i rozkłada szeroko uda, zakładając je na podłokietniki… Poddaję się temu bezwolnie, nie mogąc ani na chwilę odwrócić wzroku od jego pałających oczu. Rozlewa się we mnie obezwładniająca rozkosz… Jeszcze mnie niemal nie dotknął, a ja już jestem w siódmym niebie, intensywnie pulsująca gwałtownymi skurczami podbrzusza, czując jak moja muszelka, wilgotna i drgająca, czeka w napięciu na jego dotyk, jak piersi domagają się pieszczoty, wysuwając swoje szczypiące rozkosznie sutki.

Przez chwilę masuje penisa i na moment, lecz bardzo silnie wkłada we mnie swoje palce, jakby się chciał upewnić, co tam zastanie, po czym zastępuje je nim. Ostrym pchnięciem zagłębia się we mnie aż do dna i bierze tak mocno, że pociemniało mi w oczach. Przymykam na chwile powieki, lecz zaraz je otwieram – pragnę jego spojrzenia nie mniej niż jego ciała w sobie.

Na pewno widzi w moich oczach to samo szaleństwo, które ja widzę w nim, bo jego ruchy stają się gorączkowe, uderza mnie tak straszliwie mocno i szybko, że nie mogę złapać tchu i nawet nie usiłuję współruszać się z nim, tylko poddaję biodra do przodu i oddaję mu się, pragnąc, by nigdy tego nie skończył. Przyjemność jest już tak intensywna, że nie czuję jej źródła – jest wszędzie i ma ostry smak napiętych do ostateczności nerwów. Czuję, że nie zatrzymam się na granicy spełnienia, poddaję się żywiołowi zamęczającemu moje ciało i wreszcie spazm niesamowitego, rozkosznego bólu wypełnia mnie od stóp do głowy. Za moment słyszę przeciągły, gardłowy jęk

– Oooooooch! – tuż przy swojej twarzy…

Trwamy w tym spazmie, na najwyższej nucie rozkoszy przez dłuższą chwilę, silnie zwarci, mocno wtuleni w siebie. Wreszcie Pan zaczyna poruszać się we mnie ponownie i jeszcze chwilę nie przerywa tego, przedłużając przyjemność i dając cudowne uczucie wspólnoty odczuć i bliskości nie tylko fizycznej.

Teraz czuję się naprawdę jego, jestem własnością swojego Pana i gotowa dla niego niemal na wszystko: każde cierpienie, każde zniewolenie i upokorzenie – wszystko może być moim udziałem. Nie zniosłabym tylko jednego: gdyby oddał mnie komuś, oddalił od siebie. Nie mogłabym istnieć bez niego, z dala od jego kochanych, mądrych oczu, drogich dłoni, które wyczarują we mnie wszystko, co tylko zechce, każde doznanie, jakie zapragnie mi dać.

Ten dzień, tak bardzo trudny i najbardziej intensywnie przeżyty ze wszystkich w dotychczasowym życiu sprawia, że nareszcie stałam się sobą. Wiem już teraz, że jestem kobietą, która istnieje tylko dla przyjemności swego Pana i chcę, żeby tak właśnie było.

Przeżywane wraz z marzeniami, intensywne doznania rozkoszy tak bardzo mnie znów wymęczyły, że wreszcie decyduję się, po kolejnym, już nie tak łatwo następującym orgazmie, zakończyć te słodkie męki. Było mi cudownie – dzięki Panu przeżyłam wyjątkowe popołudnie.

Kiedy wychodzę wreszcie z łazienki po dwóch (!) godzinach, Mąż nic nie mówi – patrzy tylko z lekkim uśmiechem, błyszczącymi, żółtymi oczyma, które bardzo mi kogoś przypominają… i nieznacznym skinieniem dłoni wskazuje sypialnię.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Erotyka to szeroka rzeka. Wszystkie nurty – w tym bdsm – powinny byc w niej reprezentowane. Opowiadanie podchodzi do tematu od nietypowej strony, co jest atutem, podobnie jak bardzo autorefleksyjna bohaterka/narratorka. Rzecz warta parokrotnej lektury i rozsmakowania. Nie tylko dla zafascynowanych bdsm, ale i po prostu zainteresowanych erotyzmem we wszelkich jego odmianach.

Absent absynt

Opowiadanie doskonale trafia w moje gusta. "Made my day". Pozdrawiam Lurker

Nie podobało mi się, a konkretniej sposób w jaki jest to napisane. Chcąc wskazać momenty, które nie przypadły mi do gustu miałabym skopiować całe opowiadanie. A przynajmniej 2/3, ponieważ nie byłam w stanie, aby przeczytać go do końca.

Judyta

Jedno z lepszych opowiadań z gatunku BDSM jakie czytałem. Świetny pomysł i wykonie. Czytając zastanawiałem się czym autor mnie jeszcze zaskoczy, nie rozczarował mnie ani na jotę. Pozdrawiam Autora i czekam na więcej takich perełek 😉

Autor to Autorka:) Sami(czka) 🙂

Techniczne. Stylistycznie dobre. Emocjonalne, acz w opisie emocji strasznie dużo jest uproszczeń (a może mi się zdaje). Czy coś tłumaczy ludziom z innej, bardziej popularnej planety nonBDSM? Mnie nie tłumaczy nic. Już miałem o to pretensje do BR, bo jemu też nie chciało się dydaktyki. Teraz też odejdę niezaspokojony, pełny wątpliwości i … jeszcze bardziej wątpiący. Cóż, trzeba w sobie uruchomić liberalizm i zaakceptować inne punkty widzenia. PIsz, pisz! Może kolejnym razem uda Ci się jeszcze bardziej i bardziej i najbardziej. Ukłony. Karel

Dobry wieczór,

opowiadania BDSM to niekoniecznie mój klimat i moja poetyka, ale muszę przyznać, że ten tekst bardzo przypadł mi do gustu – zarówno gdy przeczytałem go na Dobrej Erotyce, jak i teraz, w nieco odświeżonej formie, na naszych łamach. Na poziomie stylistycznym podoba mi się przeplecenie sceny autoerotycznej (teraz) ze sceną gwałtu/dominacji (przedtem). No i forma czegoś w rodzaju intymnych zapisków też bardzo mi przypasowała. Na poziomie fabularnym lubię fakt, że obserwujemy bohaterkę w momencie przemiany. Nie jest jeszcze ukształtowaną do końca podległą – ale już poczyniła w tym kierunku ważne kroki.

Czego mi brakuje? Jak to zwykle u mnie – za krótko, za mało. Chciałbym rozsmakować się w historii, lepiej zrozumieć bohaterkę i jej męża rozdartego między jasną i ciemną stroną, a może żonglującego tymi tożsamościami wedle własnego wyboru. A tu ledwie człowiek się rozkręci, już się wszystko kończy. No, ale to takie moje dziwactwo – lubię czytać (i pisać!) długie rzeczy 🙂

Poza tym jednak, opowiadanie znajduję bardzo udanym.

Pozdrawiam
M.A.

moja ukochana tematyka. więc czytałam łapczywie. paradoksalnie dla mnie nadto prawdziwie, a za mało literacko. grzech tych, którzy naprawdę coś takiego przeżyli. sama próbuję się z tego wyzwolić, stawiając słowa. a jeśli mylę się kompletnie – to oczywiście tylko komplement dla autorki. bo jest realistycznie.

Dziękuję Megasie_Alexandrosie za wywleczenie tego tekstu na światło dzienne, odświeżenie go i opatrzenie ciekawą ilustracją.

Dziękuję również za wszystkie komentarze.
Zgadzam się z wszelką krytyką: pisarka ze mnie żadna, po prostu zapisywałam swoje stany, marzenia, myśli.
Ten tekst powstał w oparciu o moje rzeczywiste przeżycia i fantazje, był niejako „raportem” dla Pana, który wyznaczył mi opisane w nim zadanie.
Nie potrafiłabym ubrać tego w formę literacką, tak jak robią to Autorzy innych opowiadań, stąd mało rozbudowana forma, emocje tylko zaznaczone, właściwie pozostające w domyśle.
To bardzo stary tekst, z początków mego świadomego ulegania, dlatego mocno naiwny.

Karelu, bardzo trudno jest „przybliżyć” tematykę BDSM Osobom, które nie czują pociągu do ulegania bądź dominowania, do zadawania bólu lub jego odbierania.
To, jak w każdej innej dziedzinie erotyki, sprawa bardzo indywidualna, jak się przeżywa te stany. Co więcej: z każdym Partnerem przeżywa się je inaczej.
Główną zasadą BDSM jest tak traktować Osobę uległą i masochistyczną, by jej nie skrzywdzić – by wszystko co się robi, pomimo pozorów gwałtu, dawało satysfakcję obu Osobom, zbliżało je do siebie, otwierało.
I tak wszelkie zakazy i nakazy powinny mieć na celu rozwój, bezpieczeństwo i dobro uległej oraz wspólną przyjemność; zadawany ból: rozkosz czerpaną z jego odczuwania lub dawania lub też funkcję „wychowawczą”; wszelkie zabawy i gry (udawanie zwierząt, rzeczy, gry w lekarza i pacjenta, w ucznia i nauczyciela itp.) dawać satysfakcję obu stronom.

Myślę, że są Osoby rodzące się z pewnym rysem charakteru, skłonności, który predestynuje je do takiego wyrażania swojej seksualności, jak opisane w powyższym tekście, a uświadomienie sobie, że się to w sobie ma, następuje czasem w niespodziewany sposób.

Przeżycia związane z uleganiem i dominacją, sadyzmem i masochizmem są niezwykle silne, angażują całą osobowość. Uczucia, które się wyraża, stany w które się popada sprawiają, że łączność między Partnerami jest wyjątkowa, lecz też, niestety, powoduje to czasem szybkie „wypalenie”, jeżeli związek nie miał wcześniejszych, silnych podstaw, a Partnerzy nie byli ze sobą zżyci.

Istotnym niebezpieczeństwem w świecie BDSM jest fakt nadużyć, prowadzących do traumatycznych stanów, zwłaszcza u młodych Osób, które nie rozwinęły jeszcze swojej wrażliwości emocjonalnej i erotycznej, a już zostały „zepsute” najsilniejszymi bodźcami, zmanierowane, wykorzystane i porzucone.
Drugim niebezpieczeństwem jest tak dalekie podążanie w rozwoju swojej natury, że doprowadzi to do stanów patologicznych: nadmierna uległość do bezwolności, nadmierny masochizm do autodestrukcji, nadmierna dominacja do tyranii, a sadyzm – do działań zbrodniczych.
I jest jeszcze trzecie poważne niebezpieczeństwo: w środowisku BDSM ukrywają się psychopaci i osoby zboczone, świadomie dążące do skrzywdzenia kogoś lub siebie. Bardzo trudno jest stwierdzić, że ma się z kimś takim do czynienia i przeważnie następuje to wtedy, gdy zajdzie już jakaś zła sytuacja.

Jeśli byłbyś zainteresowany bliższymi szczegółami, dotyczącymi tematu BDSM, zapraszam do rozmowy indywidualnej.

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie,
sami

czyli intuicja mnie nie zwiodła. raport. lubię raporty.

Raport ciekawy w dodatku! Intryguje mnie wielce. Devon

Dziękuję, Pani Śliczna
Nie oczekiwałem tak wyczerpującej i szczerej odpowiedzi. W ogólnodostępnej blogosferze anglojęzycznej można znaleźć dużo dydaktyki. W polskojęzycznej jest brak. Pomińmy specjalistyczne portale, jeśli takie istnieją – nigdy ich nie szukałem. Dlatego podnoszę brak "podręcznikowego" podejścia do tematu, co może wielu czytelników frustrować, bo nie każdy ma wystarczającą wiedzę i intuicję, by zrozumieć BDSM.

"Pisarka ze mnie żadna." Hmm. Z tą samooceną się nie zgadzam. Kulturę słowa pisanego widać. Nic, tylko puścić wodze fantazji albo przelać na papier wspomnienia i marzenia. Przecież mój komentarz był oszczędną pochwałą. Jeśli powyższy tekst nazywasz raportem, to ja nie wiem… Każdemu życzyłbym umiejętności pisania podobnych, nie gorszych.
Ukłony,
Karel

Witam! Mam pytanie – kiedy zostanie opublikowany nowy tekst? Wiem, jestem niecierpliwa 🙂 Devon

Devon, dziś o 22.00.
Eksperymentalnie zmieniliśmy godzinę publikacji na wcześniejszą. Tak więc – musisz poczekać tylko kilka godzin:-)

Opowiadanie, według mnie, bardzo erotyczne. Erotyce daję maksymalną ocenę bez żadnych wątpliwości. Jest w tekście kilka fragmentów – pomysłów pieszczot, opisów reakcji – które bardzo działają na moją wyobraźnię.

W głębi upodobań jestem chyba miłośnikiem BDSM. Jedyne co mnie odstręcza to ta zupełna uległość na płaszczyźnie psychicznej w każdym czasie – świadomie jestem przeciwnikiem takich relacji i na nieszczęście to chyba jest jeden z koników BDSM. Takie relacje odrzucają mnie. Nazywam je toksycznymi, nie wiem czy słusznie. Być może to tylko moje gadanie, a gadzia część mózgu pławi się w rozkoszy wyobrażając sobie komnatę seksu ze zniewoloną w niej kobietą. Taki tam ze mnie mały hipokryta.

Rozwalił mnie kawałek w którym bohaterka przygląda się sobie i wspomina, że zazwyczaj nie lubi swojego ciała. To jest dla mnie potworny anty-afrodyzjak. Pewnie standard – w końcu dużo ludzi (i ja także) patrzy na siebie krytycznie, ale sposób przedstawienia tego w opowiadaniu bardzo wyolbrzymia to podejście i w moim odczuciu działa na niekorzyść. Kolejna kwestia gustu.

Coś tam zgrzytało podczas lektury na poziomie języka, ale pominę bo nie umiem określić o co chodzi. Za dużo nietrafionych nazw w cudzysłowach? Poszarpane miejscami zdania? Nie wiem. Albo po prostu jestem wybredny ponad miarę. Nie należy się mną przejmować 😉

Chętnie bym poczytał więcej w tej tematyce i stylu

Pozdrawiam

Kolejne opowiadanie które przeczytałem w ramach poznawania twórczości autorów NE. Widać dogłębną znajomość tematu. Napisałbym więcej ale mam wrażenie że Autorka już tu nie bywa. Pozdrawiam

Anonims, ależ nie krępuj się, czasem bywam. 😉 Prawda, że niewiele piszę, ale czytam. 🙂

Właśnie, Śliczna_Sami, skoro jesteś, może byś coś dla nas napisała? Dawno już nie publikowaliśmy nic Twojego 😉

Pozdrawiam
M.A.

Skoro bywasz to już uzupełniam swoje spostrzeżenia. To co napisałaś jest takie prawdziwe. Czuć że to autentyczne przeżycie. A moim zdaniem to jest najważniejsze. W mojej ocenie brakuje takich opowiadań które by pokazywały to co uległy czy uległa faktycznie czuje ,jak odbiera ból , jak reaguje na poniżenie. Tego się nie da wymyśleć. Kiedy przeprowadzałem pierwsze rozmowy z kandydatkami do wspólnych przeżyć BDSM to dawałem kwestionariusz. I jeśli osoba która mówiła doświadczenia pisała że zgadza się np na igły klamerki itd itp. to znaczyło że nie ma pojęcia w co się pakuje. Dlatego żałuję że tak mało publikujesz bo takie teksty są bardzo potrzebne . Poza tym bardzo piękne w komentarzu odpowiedziałaś o BDSM. Dlatego zgadzam się z Tobą że do BDSM trzeba się urodzić . Oczywiście można spróbować urozmaicenia w sypialni typu klapsy, kajdanki z futerkiem czy klamerki ale to nie ma nic z prawdziwym oddaniem i więzią psychiczną. Pozdrawiam serdecznie i liczę że jeszcze coś napiszesz.

Dziękuję Megasie, ale ja już od dawna nic nie piszę.
Również pozdrawiam. 🙂
sami

Korekta . ” I jeśli osoba która mówiła doświadczenia pisała że zgadza się np na igły klamerki itd itp. to znaczyło że nie ma pojęcia w co się pakuje”. Miało być I jeśli osoba która NIE miała doświadczenia……

Dziękuję Anonimsie za komentarz. 🙂
Ja nigdy nie wypełniałam żadnych kwestionariuszy, ale wydaje mi się, że nawet jeśli nie ma się żadnego doświadczenia, ale ma pragnienia, to dlaczego czegoś nie zaznaczyć? Oczywiście praktyka pokaże, czy rzeczywiście to, co w wyobrażeniach i fantazji jest podniecające, realnie też takie będzie, nie mniej od czegoś trzeba zacząć. 😉 I chyba lepiej od tego, co wydaje się atrakcyjne, niż od tego, co wywołuje strach, obrzydzenie i niechęć.

Pisząc to opowiadanie nie miałam jeszcze niemal wcale doświadczenia, byłam dopiero na początku drogi. Miałam jednak ogromne pragnienie oddawania się komuś w takiej właśnie konwencji, więc instynktownie „przeczuwałam” jak to się będzie we mnie działo. Było znacznie mocniej i wielostronnie, ale tego już nigdy nie ujęłam w żadnym opowiadaniu, bo chyba nie umiałabym temu sprostać.

Dziękuję za odgrzebanie tego starocia. 🙂
Pozdrawiam,
sami

„Stare ale jare”. Własne przezycia najtrudniej opisywać. To jakby się oddawalo część duszy. Mam nsdzeję , ze jednak się skusisz i coś napiszesz bo dobrze się to czyta. Pozdrawiam As

Napisz komentarz