Szkicownik IV (Yan Qwalsky)  3.71/5 (42)

9 min. czytania

Źródło: Pixabay

Następne spotkanie wypadło w środku tygodnia. Trochę zaniedbałem sprawy zawodowe, poza tym poszedłem na jakieś spotkanie w sprawie nowej pracy. Edyta także miała trochę spraw do załatwienia. Przyszła nieco później niż zwykle i wyglądała na zmęczoną.

– Masz coś mocniejszego niż wino? Bo jak się nie napiję, to chyba zaraz ci padnę i tyle będzie z opowiadania.

Miałem jakiegoś taniego whiskacza, nalałem więc nieco do szklanki i przyniosłem Edycie. Łyknęła, skrzywiła się z niechęcią, smak był podły, a potem wychyliła resztę.

– Poproszę o repetę.

Znowu jej nalałem, a ona upiła nieco, wydęła wargi i zaczęła opowiadać.

* * *

– Jak już mówiłam, zaczął mnie rżnąć. Czasami miałam wrażenie, że mnie pieprzy, bo mu się podobam, a kiedy indziej, że jestem ledwie odskocznią, sposobem na ukojenie nerwów. Tak czy owak, zdarzały się dni, kiedy w ogóle nie sięgał po szkicownik.

Trochę byłam zła z tego powodu. Wcześniej mówił, że ugniata mnie niczym glinę, aby uzyskać doskonałą rzeźbę, a teraz byłam wyłącznie jego ruchadełkiem. Ale chodziłam mocno nagrzana i robił mi dobrze, więc uznawałam, że ogólny bilans nie jest zły, poza tym chciałam tego pieprzenia.

Jednego dnia zerżnął mnie jeszcze zanim zdjęłam ubranie, w przedpokoju. Przycisnął do twarzy, zsunął majtki i nawilżył cipkę śliną, a potem wbił się we mnie, choć byłam sucha, ja wór. Zerżnął mnie porządnie, mocno. Powiem wprost – kobiecie zwykle podoba się, kiedy partner ma na nią taką ochotę, że nie jest w stanie dotrzeć do łóżka, więc sucha nie pozostałam długo.

Okazało się, że to tylko wstęp. Rozebrałam się w końcu, a w salonie czekał znajomy materac, na który mnie rzucił i zaczął pieprzyć wibratorem. Doszłam, a on wtedy włożył we mnie kutasa. Nie pamiętam, ile razy tak wymieniał penisa na wibrator. Nie zawsze dawał radę, czasem dochodziłam dwa razy po kolei z wibratorem. Pod koniec tamtego spotkania czułam się kompletnie rozbita. Cipkę miałam rozjechaną, tyłek i piersi obolałe. Kiedy pieprzył, to także bił, ostatnim razem ledwo ledwo udało mi się dociągnąć do słabiutkiego orgazmu. Padłam.

A on wtedy przyniósł sobie krzesło, postawił obok materaca i narysował mnie. Mówił, że znowu udało mu się osiągnąć efekt, który sobie wymarzył. Że wyglądam jak dobrze wypieprzona, łatwa cipa. Cholera, poczułam się doceniona, mimo że użył takiego określenia. Cieszyłam się, wciąż uchodziłam za wartą naszkicowania.

Po jakimś przestał się interesować moim orgazmem. To znaczy, uprawiał ze mną seks i kończyliśmy oboje zadowoleni, ale już nie rysował mnie tuż po. Powiedział, że ten efekt już wyeksplantował i szukał czegoś innego. Szybko okazało się, że chodzi o ból.

Znowu mnie wiązał, ale mocniej niż kiedyś, a więzy silnie wżynały się w cipkę. Zakładał spinacze na sutki i rysował wynik, lecz twierdził, że nieco brakuje mi ekspresji. Któregoś dnia związał mnie znowu, ale tak, że miałam ręce z tyłu i wyszedł na chwilę. Wrócił ze świecą.

Myślałam, że wbije ją w cipkę, jak kiedyś, ale on ją zapalił i podszedł do mnie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, sądziłam, że ma to być rekwizyt, a tymczasem przytrzymał mnie za głowę i pozwolił by krople wosku spadały na piersi. Cholera, bolało bardziej niż lanie, jakby ktoś we mnie rzucał żwirem. Torturował raz na jedną, raz na drugą pierś, więc gdy jeden fragment skóry odpoczął, wkrótce znowu spadała w to miejsce gorąca substancja.

A mimo to nie krzyczałam, zakazał. Kiedy już poznałam doznania, związane z woskiem i przestałam się szarpać, kazał mi zachować pozycję. Dusiłam się od krzyku, który wyrywał się z płuc ale nie docierał do ust, spinałam, aby zapanować nad skurczami mięśni. A on? Lał i lał, wkrótce piersi miałam całe w wosku.

Odszedł kilka kroków, obejrzał mnie i pokręcił głową. Czegoś brakowało, pomyślałam, że nie wiem, ile jeszcze wytrzymam, ale przynajmniej jeszcze prze jakiś czas postaram się nad sobą panować, byle osiągnął zamierzony rezultat. Albo mnie już tak dobrze znał, albo umiał świetnie odczytywać mimikę – co w sumie wychodzi na jedno – bo uśmiechnął się z zadowoleniem i podszedł jeszcze bliżej. Wziął mnie pod podbródek w taki sposób, że kciuk i palce znalazły się na moich policzkach i nacisnął, a ja otworzyłam usta. Przechylił świecę i włożył jeden koniec w usta. Potem ustawił mi głowę tak, że świeca była mniej więcej równoległa do podłogi i odszedł, by wrócić z papierem i krzesłem.

Znowu nie wiedziałam z do czego dąży. Ale zorientowałam się, kiedy zerknęłam na świecę i zobaczyłam, że spadają z niej krople. On na coś czekał. Spoglądał to na mnie, to na podłogę, gdzie spływał wosk, uświadomiłam sobie, że wyczekiwany efekt nastąpi za chwilę. Nie mogłam dojrzeć, gdzie lądują rozgrzane krople, ale wreszcie dotarło do mnie, że nie czuję ich. A więc musiały spadać między uda.

Wstał, obrócił świecę w moich ustach tak, aby płomień ogrzał cienki pazur wosku, którego wcześniej nie sięgał, i usiadł.

Myślałam o tych udach i o tym, że jeśli substancja spada miedzy nie, to znaczy, że wkrótce może spłynąć mi na cipkę. Dotarło do mnie, że efekt będzie wielokrotnie gorszy niż w przypadku piersi, gdzie skóra była grubsza.

Byłam przerażona, szybko oddychałam i próbowałam spojrzeć w dół, aby zorientować się, kiedy to nastąpi. To okropne – tak czekać, aż stanie się coś, co będzie równie przyjemne, jak wbicie igły w łechtaczkę. Rzęziłam w nadziei, że może usłyszy i oszczędzi mi tego doświadczenia, ale on już rysował.

Ucieszyłam się, skoro to robił może zdąży zanim poczuję wosk na cipce. Jednocześnie pomyślałam, że to płonna nadzieja i fakt, że już szkicuje, może oznaczać, że zaczął od ud i tułowia, a kiedy wosk będzie skapywał na cipkę, narysuje moją twarz wykrzywioną z bólu.

O dziwo, tym razem okazało się, że uniknęłam wosku na piździe. To znaczy – jedna czy dwie krople spadły na ciało, ale trafiły w pachwinę, on zaś wtedy wyjął świecę z ust i zgasi knut. Powiedział, że pozowałam doskonale i nawet go zainspirowałam, mój strach przed bólem wyglądał wyjątkowo malowniczo.

I poszłam do domu, zadowolona jak cholera. Już leżąc w łóżku, uświadomiłam sobie, że zastanawiam się, jaki byłby efekt, gdyby jednak polał mi cipkę tym woskiem. I nawet potem myślałam o tym, ale zabrakło mi odwagi, aby spróbować.

* * *

– Czemu? – zdziwiłem się.

– Bo kiedy lał wosk na moje piersi, to mimo wszystko mnie to nakręciło. Ale nie od razu, dopiero po jakimś czasie. I myślałam, że gdybym robiła to sama, pewnie odstawiłabym świecę na samym początku. Wiesz, czasem trzeba się zmuszać, aby do czegoś dotrzeć, aby coś odczuć, a łatwiej jest, kiedy zmusza nas ktoś inny.

Wypiła resztę alkoholu i uniosła szklankę.

– Jeszcze – zakomenderowała. – Miałam popieprzony dzień.

Po chwili oddałem jej szklankę z większą niż poprzednio ilością płynu.

– Pij, jeśli to ukoi nerwy – powiedziałem, podając Edycie naczynie.

– Oby pomogło – odrzekła, unosząc naczynie do ust.

Poszedłem do szafy i wyjąłem pudło, w którym trzymałem wszystkie sprośne skarby. Wyjąłem dwie świece i uniosłem je do góry.

– A może potraktuj to jako lekkie znieczulenie?

Zaśmiała się.

– Niezły pomysł. Alkohol raczej mnie nie uspokaja.

To trochę potrwało, bo musiałem znaleźć coś na podłogę. Udało mi się wygrzebać dwa arkusze szarego papieru, które rozpostarłem na ziemi. Ustawiłem też statyw i zamontowałam aparat.

– Nie mówiłam, że będę ci pozować – rzuciła Edyta, kiedy weszła naga na papier.

Nigdy nie używałem wosku na kobiecie i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Kiedy zapaliłem święcę, spuściłem parę kropel na swoje przedramię, aby mieć jakieś pojęcie o efektach. Zapiekło, ale nie było to wyjątkowo dotkliwe odczucie. Tyle że już dawno zorientowałem się, że mam wyjątkowo grubą skórę. Może dlatego właśnie ciągnęło mnie do ostrych, brutalnych zabaw z kobietami. Wysoki próg bólu oznacza, że i dla przyjemności trzeba większej stymulacji.

Kiedy pierwsze krople spadły na jej piersi, zasyczała tak cienko, że myślałem, iż to pot z jej skóry przy zetknięciu z woskiem zmienił się w parę wodną. Potem już syczała i popiskiwała wyraźniej. Odsłoniła przy tym zęby, co ślicznie kontrastowało ze ściągniętą bólem twarzą – jakby próbowała zapanować nad odruchami ciała. Dokładnie tak, jak robiła to kilka lat temu podczas pozowania.

Odchylona do tyłu, podtrzymywała ciało rękami opartymi na podłodze rozsunęła uda. Drżała przy każdej kropli, szybko zobaczyłem, jak w trakcie takiego poruszenia coś zalśniło u złączenia ud. Jeszcze trochę na piersi i sięgnąłem między nogi Edyty. Chwyciłem naprawdę mocno. brutalnie Wilgoć ciekała mi spomiędzy palców tak, jakbym zgniatał soczysty owoc.

 Uniosła nieco biodra, potem zmieniła pozycję jednej nogi, drugiej i uniosła tułów, oparta na rękach i stopach, robiąc niepełny, kanciasty mostek.

Wosk spłynął mi po palcach, wyciągnąłem dłoń nad cipkę Edyty, lekko rozwartą, z różowym wnętrzem wyglądającym z niezbyt szerokiej szpary. Krople zaczęły spadać na wzgórek łonowy, pachwiny, wreszcie na pizdę.

Krzyknęła, ale krótko, doceniałem próbę okiełznania strachu. Krzyczała również przy kolejnych kroplach, ale ciszej, bardziej stłumionym głosem. Ciało pokrywało się zaschniętymi rozpryskami wosku, ja zaś uznałem, że w tym tempie jej szpara zniknie pod zastygającą substancją, zanim uruchomię samowyzwalacz.

Podszedłem do aparatu, wziąłem urządzenie do ręki. Zbliżyłem się do Edyty, uniosłem wyświetlacz do oczu i sprawdziłem, czy wszystko jest ostre. Odgadła co zaraz nastąpi, grzecznie rozsunęła uda, szeroko. Znów użyłem wosku. To było karkołomne, ale dzięki temu, że urządzenie robiło od razu serię fotografii, mogłem skupić się na miejscu, gdzie substancja ma spływać. Rozwarta cipka pokrywała się stygnącymi plamami.

Edyta wykonywała niewielkie ruchy biodrami. Zrazu reagowała na ból rozpalonej skóry, ale wkrótce dostrzegłem subtelną zmianę. Nie ucieka od źródła bólu, po szybkim skurczu wręcz próbując złapać nadlatujące krople.

Udało mi się zrobić ze trzy serie zdjęć, a potem odłożyłem aparat i położyłem wolną dłoń na brzuchu kobiety, pchnąłem ją na podłogę. Upadła zupełnie bez kontroli, przechyliła się ciężko do tyłu i zastygła w bezruchu. Leżała bezwładnie, z rozrzuconymi na boki rękoma i nogami. Zgasiłem jedną świecę, zapaliłem następną. Kląkłem między nogami swej modelki, wyciągnąłem rękę, aby rozgnieść skorupę na cipce.

Kiedy trochę ją oczyściłem, wbiłem dwa palce w wymęczoną kobiecość. Nadal mokra, była tak gorąca, jakby wysoka temperatura przeniknęła przez skórę do wnętrza, a ja posuwałem ją dłonią, kapiąc na uwolnione przed chwilą od wosku ciało.

Parzyłem sobie palce, ale nie robiło to na mnie wrażenia, zresztą szybko pokryła je warstwa wosku. Za to Edyta drżała jak w gorączce, rzucała się, piszcząc nieustannie. To mnie zmotywowało, do szybszych ruchów palcami, a że jej cipka już cała pokryła się woskiem, przesunąłem rękę nieco dalej, nad brzuch.

Odgłosy, które wydawała, przypominały skrzek, struny głosowe odmawiały już posłuszeństwa, rozedrgane od krzyków i pisków. Nawet nie zauważyłem, że doszła i pewnie pieprzyłbym ją jeszcze długo, gdyby nie zmiana tonu tego odgłosu – na błagalny.

A ja, nadal jak w transie, wbiłem świecę w obolałą pizdę Edyty, sięgnąłem po aparat, aby zrobić jeszcze kilka zdjęć. Właśnie takiej, zmęczonej, wręcz nieprzytomnej, z palącą się święcą między nogami. Nie byłem w stanie zrobić choćby kroku – po prostu odłożyłem urządzenie, wyciągnąłem świecę i wszedłem w nią tuż po tym, jak trzęsącymi rękami nałożyłem prezerwatywę.

Była niczym lalka, nawilżona ale niereagująca na bodźce. Starałem się więc pieprzyć ją gwałtownie, brutalnie, wydobyć z niej jęk czy westchnienie. Ale z każdym sztychem chciałem już tylko rozładowania napięcia, jakie narosło od początku zabawy. Udało mi się, tyle że efekt okazał się dalece niezadowalający.

Zsunąłem się z Edyty i leżeliśmy przez chwilę obok.

– Mówiłam ci, że miałam popieprzony dzień? – spytała.

– Owszem.

– To mówię ci, dzień był całkiem normalny w stosunku do wieczora – zaśmiała się. – Nie wiem, jak dojdę do domu.

Próbowała strzepnąć z siebie tyle wosku, ile mogła, ubrała się i znowu zrezygnowała z mojego towarzystwa w czasie drogi do domu.

– Muszę dbać o opinię – stwierdziła.

– Wyjeżdżasz, więc co ci po tutejszej opinii?

– Ech, to właśnie dziwne. Zostawisz dom, zostawisz meble, a opinia zawsze wlecze się za tobą – uśmiechnęła się cierpko i wyszła.

Wstałem i próbowałem zmyć niezadowolenie, które paliło w gardło, tanią whisky, ale okazało się, że pierwsze odczucie wyraźnie przeważało nad posmakiem alkoholu. Oczywiście, wiedziałem, że kiedy traci się panowanie nad sytuacją, efekt bywa znacznie gorszy. Tym razem mi się upiekło. Tylko że nawet jeśli coś o sobie wiemy, coś negatywnego, nie znaczy to, że udaje się nam tego uniknąć.

Na szczęście – i tu humor mi się poprawił – zdjęcia okazały się niezłe. Próbowałem je dopasować do rysunków, okazało się, że udało mi się zrobić fotografie, które korespondują z rysunkami. Podobieństwo kadrów, mniejsze lub większe, lecz wyraźne – jeszcze mocniej podkreślało różnice. A właściwie jedną, wynikłą z zachowania Edyty.

Na szkicach mimo wszystko zawsze pozostawała dziewczyną, nieco zdystansowaną i odrobinę przerażoną tym, co wokół niej się dzieje. Na zdjęciach była aktywną uczestniczką, która bierze udział w wydarzeniach i praktycznie z każdego czerpie przyjemność.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Sporo literówek. Rozpraszają atmosferę a tekst sprawia wrażenie że nie poddano go korekcie. Poza tym „Kląkłem”. Nie jestem ekspertem ale czy nie powinno być „Klęknąłem” ? Napisałeś „sucha ja wór” może raczej sucha jak wiór ?

Uwaga natury estetycznej. Stosujesz wulgaryzmy, o.k. ale zauważyłem że Używasz ich wymiennie podczas gdy może lepiej by było akcentować nimi jakieś emocje ? Ale to już Twoja sprawa.

Proszę, proszę Mick, a ja myślałam, że nie przeszkadzają Ci błędy językowe a jedynie lewackość niektórych treści. Ciekawe…

To prawda, nie jestem jakoś szczególnie wybredny. Jednak są rzeczy które nie ujdą i mojej uwadze.

Jeśli chodzi o niechęć do lewactwa to z powietrza się nie wzięła. Tylko tyle powiem. Ludzie kierujący się tą ideologią wyrządzili wiele krzywdy mojej rodzinie.

Wyobraź sobie, że moja niechęć do prawicowców też ma twarde podstawy…

Nie zwróciłem uwagi na literówki, a więc nie jest źle pod tym względem 😉

A pod innymi względami jest bardzo obiecująco. Tekst czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Erotyki dużo, wręcz na granicy Pornografii, ale to nie zarzut. Jest tak jak być powinno.
Historia przykuwa uwagę, bohaterzy ściągają na siebie spojrzenia czytelników.
Dodatkowy plus za „pieprzny”, bezkompromisowy język w opowiadaniu.

Napisz komentarz