Miniatury Sitaaar II (Historia, Przypadek)  1/5 (1)

10 min. czytania
Źródło: Pixabay

Źródło: Pixabay

Historia

– Co tam? – Słowa znienacka zamigotały na ekranie komunikatora. Ocknęła się.

– Ty dupku. Czekałam.

– Chciałaś czegoś?

– Nie – odpisała. – Tak… Chciałam opowiedzieć ci kolejną historię. Tylko muszę na nowo ją poskładać.

Odłożyła telefon. Przypomnij sobie! Pamiętaj – powtarzała w myślach. Nie spiesz się. On tam jest – uspokajała. Każdy jej ruch miał dwie fazy, pośpiechu i powstrzymania przed nim. Spokojnie. Wczoraj miała wszystko tak poukładane, tak spójne i tak…

Wczoraj, czekając, pewna była jego uwagi, jego zainteresowania. Wiedziała, że słowa zatrzymają go na chwilę, że dotkną głębiej. Teraz miała w głowie kompletną pustkę. Zawsze tak jest, zawsze! Była zła na siebie.

Skup się!

Weszła do łazienki. Sięgnęła po rozrzuconą na podłodze sukienkę i zbliżyła ją do twarzy. O, matko! Zapach przyprawił ją o mdłości. Włożyła ją do pralki i zatrzasnęła drzwiczki. Słuchała szumu nabieranej wody. Spojrzała w lustro. Szkoda że on mnie nie widzi – pomyślała. Rozmazany tusz tworzył pod oczami czarne cienie. Przepłukała usta wodą, wytarła ręce.

Wróciła do sypialni. Usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon. Wysłała przypadkową literę i gdy wiadomość przestała mieć status oczekującej, odetchnęła. Jesteś – uśmiechnęła się.

– Jak to robisz, że zawsze wiesz kiedy się włączam? – zapytał kiedyś. – Nie dostaję wiadomości wysłanych wcześniej. Minutę lub dwie po zalogowaniu mam już nową wiadomość od ciebie, choć nie zmieniam statusu?

– Intuicja. – odpowiedziała, bo ta odpowiedź była jedyną w miarę przyzwoitą. „Waruję” nie było tak niewinne.

Położyła się na łóżku. Nie lubiła tego spokoju, który ogarniał ją zawsze, gdy tylko pojawiała się możliwość rozmowy. Zabierał z jej głowy myśli, rozleniwiał ciało. Mogła trwać nieporuszona wiedząc, że on już tam jest. Gdy go nie było – planowała.

– Wiesz, jak jest… – Nie, nie wie. Ścisnęła w rękach telefon. Skup się!

– Co to za historia?

– Mogę pisać?

– Pisz.

***

– Byłaś kiedyś czyjaś? – zapytał, gdy przebrnęli przez pierwszy etap wirtualnych rozmów.

– Nie. – „Czyjaś” to była tylko idea, koncepcja wyssana z internetowych stron. Nie była czyjaś, ani nie była własna.

– Tylko nie pytaj, czy będę „twoja”, bo umrę ze śmiechu.

– Nie planowałem.

Nie lubiła tego. Powinien był wiedzieć, czego chce, powinna wiedzieć czego oczekuje. Tak byłoby łatwiej.

***

Patrzył na nią zza dymnej zasłony. Wyszła z łazienki zdziwiona, że nie wszedł popatrzeć, gdy sikała. Stała pod ścianą. W obskurnym hotelu za straszne pieniądze. Prowincjonalny splendor.

– A… to teraz bawimy się w dominację…

– No, tak. Miałam ubrać się lepiej.

– Lepiej?

– Mam takie czarne pończochy.

– Dobrze, że ich nie ubrałaś.

Usiadł na łóżku i wskazał jej miejsce obok siebie. Pocałował ją, normalnie. Był inny. Miękki, duży. Nie miał w sobie żylastej sprężystości, ale był duży. Mocny.

– Siedź.

Wstał i zaczął się rozbierać. Kiedy stanął nagi naprzeciwko, poczuła się jak widz na jakiejś dziwniej wystawie. Wyciągnęła rękę i nakierowała jego członek w stronę ust. Ssać i lizać go wydawało się naturalne. Mężczyzna przyglądał się spod półprzymkniętych powiek. Przyzwyczajona do jakiejkolwiek reakcji nie czuła się pewnie.

– Rozbierz się. Uklęknij na łóżku, potem pochyl się – powiedział w końcu.

Hotelowy pokój nie dawał zbyt wielkiego pola do manewru, jednak czuła, że jest obserwowana z każdej strony. Sięgnął pomiędzy jej nogi i rozchylił wargi.

– Ale dziura… – stwierdził, po czym wszedł w nią.

***

– Zapomniałeś stamtąd portfela, pamiętasz? – pisała.

– Z tamtego spotkania pamiętam tylko, że wstydziłaś się swojej cipy.

– Oglądałeś mnie jak jakiś hodowca…

– Było na co popatrzeć.

Uśmiechnęła się do ekranu. Do spokoju, który ogarniał ja zawsze, gdy był tam, gdy słuchał. Gdy nie musiała wspominać sama.

– Miała być jakaś historia? – napisał.

– Będzie.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Źródło: Pixabay

Źródło: Pixabay

Przypadek

Nie było dnia, żeby nie pomyślała o nim. Czasami widziała go wchodzącego do biura. Czasem krążącego po ulicy. Czasem wspinającego się po schodach przecinających pobliski park. Szedł wolnym, miarowym krokiem, patrzył pod nogi. w ostatniej chwili podnosił głowę i widział. Spieszyła się do domu, na pociąg. W biegu zapinała torebkę, zbierała próbujące wyfrunąć papiery i co dzień miała nadzieję, że zatrzyma ją jego spokojne spojrzenie. Chciała, by czekał.

Zwykle nie wiedziała, kiedy go spotka. Dokładnie, jak wtedy, gdy się poznali. On się po prostu… przytrafiał. Zmyślona dla nielicznych wspólnych znajomych historia, nawet w jednej setnej nie oddawała prawdy tej znajomości zrodzonej z przypadku. Nie było w niej pewności, nie było planu. Było tylko trudne do opisania porozumienie. Słowa same przychodziły do głowy i trafiały w sedno. Siłą rzeczy nigdy nie było ich wiele.

***

– Zerżniesz mnie? – zapytała z głupawym uśmieszkiem.

– Nie rozmawiam w taki sposób – odpowiedział. Położył ręce na jej ramionach i obrócił tyłem do siebie. Odsunął włosy, wgryzł się w kark, obejmował ciężkie piersi. Nagle odepchnął ją. Usiadł na krześle, odpalił papierosa.

– Nie chcę dziwki. Nie chcę, żebyś była wulgarna.

– Chcesz nieśmiałej dziewczynki, która zarumieni się na widok kutasa.

– O, tak…

– To pokaż. – Klęknęła przed nim, czekając, aż rozepnie pasek.

– Gdzie ten rumieniec? – Zapytał. Sięgnęła po jego rękę i położyła dłoń na swoim policzku. Łasiła się. – Tu – powiedziała i zamknęła oczy. Uderzył ją. Raz, a potem drugi. Schowała twarz w dłoniach. Po chwili otworzyła oczy i uśmiechnęła się. – Lepiej?

– Niekoniecznie o to mi chodziło.

– Trudno – westchnęła. Usiadła naprzeciwko i sięgnęła po papierosa. – Mogę?

– Jeśli musisz – podał jej zapalniczkę.

Wdmuchiwała dym, przyglądając się jego twarzy. Ciężkie, opadające powieki. Grube usta. Pieprzony pijak – pomyślała. Widzi coś w ogóle? – oczy były wąskimi kreskami. Miała ochotę przeczesać dłonią poplątane włosy. Powinien się zdecydować czy je zapuszcza, czy ścina krótko.

– Ostatnio miałeś dłuższe… – powiedziała.

– Papierosy?

– Nie, włosy.

– A, włosy. Niech je szlag…

– Dłuższe były lepsze.

– W długich wyglądałem jak stary menel.

– A w krótkich nie?

– Przestań.

– No i co z tym rżnięciem?

Skrzywił się.

– Przepraszam – dodała.

– Nie ruszaj się.

Wstał. Ściągnął podkoszulek, potem skarpety i dżinsy.

Żaden z moich facetów nie nosił majtek – pomyślała. Przypomniała sobie jego niekłamane zdumienie, gdy zapytała kiedyś, czy mógłby przestać je nosić.

– Obłęd jakiś. – odpowiedział wtedy. Zdjął matki. Stał przed nią nagi. Kudłata małpa ze stojącym kutasem. Złapał go i zaczął przesuwać ręką w górę i w dół.

– Nie ruszaj się – powtórzył.

Z krzesła przeniosła się na podłogę. Miała go przed oczami. Zaklinacz węża – pomyślała. Przysunął się jeszcze bliżej. Zaciśnięta na trzonie dłoń zatrzymywała się milimetry od jej twarzy. Starała się nie mrugać, jak w tej grze, gdy ktoś umyślnie klaszcze ci tuż przed nosem. Wgrasz, jeśli nie mrugniesz.

– Co powiesz?

Otworzyła usta ale nie przychodziły jej do głowy żadne słowa. Wiedziała, że lubił, gdy mówi od rzeczy. Nie ważne o czym, im bardziej błahy temat, tym lepiej. Dużo słów, na których nie musiał koncentrować uwagi.

– Jak w tej reklamie, z czarną dziurą, kojarzysz? – Pytał, gdy się poznali. – Facet z kobietą w domu, ona prasuje i gada, gada, gada… A on spierdala w czarną dziurę, wskakuje, żeby jej nie słyszeć. O co mu chodzi? Ja bym nie wskakiwał. Rozumiesz? – Dopytywał. Ona słuchała, potakiwała i odpowiadała monosylabami.

Z otwartymi ustami wpatrywała się w śliska żołądź. Odsłoniła zęby, schowała je. Ile jeszcze? – myślała.

– Nie ruszaj się. – Przyspieszył. Przymierzył. Wystrzelił ładunek spermy w jej otwarte usta. Przechylił głowę, otarł kutasa o policzek. – Ładnie.

Usiadł. Odpalił papierosa. Przyglądał jej się z uśmiechem.

– No i co powiesz?

Zamknęła usta i przełknęła. Skrzywiła się. Poczuła, jak wysychające nasienie ściąga jej skórę na twarzy. Spróbowała dotknąć brody ale krótkie „Zostaw!” zatrzymało jej ruch. Przysunęła się bliżej, ostrożnie położyła głowę na jego udzie. Trąciła dłonią miękkiego kutasa. Delikatnie pogłaskała. Przesunęła odrobinę, tak, by było mu wygodniej… Dotknęła ustami, odsuwając gładką skórę. Językiem szukała jego smaku.

– Chyba nigdy mi się nie znudzi. – powiedziała podnosząc wzrok – Kto to wymyślił? – Dodała, pomiędzy jednym liźnięciem a drugim. Zebrała opadające na twarz włosy. – Trzymaj!

Gdy poczuła silne szarpnięcie za włosy z przyjemności przymrużyła oczy. Nachyliła się i wzięła całego kutasa w usta. Miękki i obły ślizgał się po języku. Zasysała i otulała go. Wokoło unosił się papierosowy dym. Czuła na sobie uważne spojrzenie. Za każdym razem, gdy brała go głębiej, powiększał się. Pulsował, a ona starała się poruszać naśladując naturalny rytm. Smakował teraz inaczej. Spijała słonawe krople. Zaciskała żołądź pomiędzy językiem a podniebieniem. Trzymając go w ustach sięgała językiem jak najdalej, lizała i ssała. Mężczyzna poruszał palcami w jej włosach, ruchem ręki nadawał odpowiadający mu rytm. Nagle odsunął ją od siebie. Zaskoczona zamrugała oczami.

– Chodź tu – delikatnie złapał jej twarz w swoje dłonie. Gdy wstała pogładził jej policzki. Rozmazał ślinę. Pocałował. – Rozbierz się.

Odwróciła się. Zdjęła bluzkę, spodnie, bieliznę. Rozpięła łańcuszek i kolczyki. Na końcu zsunęła z palca pierścionek. Położyła wszystko na stole i oparła się wypinając w jego stronę pośladki. Usłyszała zgrzytnięcie zapalniczki i syk żarzącego się tytoniu.

– Długo jeszcze? – zapytała.

– Poczekaj, spalę.

– Dżentelmen…

Podszedł szybko i objął ramieniem jej szyję. Trzymając ją zaciągnął się i wydmuchując dym wyszeptał do ucha – Nie możesz się doczekać?

Nakierował członek i wszedł mocno. Ocierał się o jej pośladki. Bała się, że od papierosowego żaru zapalą się włosy.

– Uważaj… – Było jej tak dobrze. Napierał i nie zwalniał uchwytu. Co chwilę przystawał, zaciągał się a ona kołysała biodrami, by poczuć go w każdym z możliwych miejsc. Miała wrażenie jakby czas to zatrzymywał się, to znów przyspieszał. Niedopałek w popielniczce obok jej przyciśniętej do blatu dłoni żarzył się długo. Mężczyzna ściskał jej piersi, całował ramiona. Drżała, kiedy gładził jej brzuch. Rozwierał dłonią wargi i pocierał najczulsze miejsca. Straciła władzę nad sobą. Wszystko zawirowało dookoła. Zwolnił, po czym kilkoma głębokimi pchnięciami dokończył. Wyszedł z niej, a ona trwała w bezruchu. Odwrócił ją i pomógł usiąść na podłodze.

Położyła się skulona i przytuliła policzek do miękkiego dywanu. Zamknęła oczy, nie miała siły ich otwierać.Ciężar i gorąco rozlewały się w jej ciele. Minęło może kilka minut, gdy usłyszała szelest i za moment ciężkie krople zaczęły spadać jej na twarz. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła w jego dłoni zużytą prezerwatyw, z której spływała na jej twarz sperma. Malował wzory jakby lukrem. Mistrz cukierników – pomyślała. Sperma lądowała na ustach, nosie, policzku. Spływała jej po brodzie i szyi. Opuszkami dotknęła kleistej cieczy, rozmazała ja wokół ust, zaczęła ssać palce. Ten zapach i smak obezwładniał.

On patrzył.

– Kocham cię.

Spojrzała na niego zaskoczona i wstała, chcąc go pocałować. Odsunął się odruchowo.

– Hipokryta – zaśmiała się. Odgarnęła z twarzy sklejone kosmyki. – Idę się wysikać.

– Tylko się nie myj! – powiedział.

***

Nieład. Bezwład. Kołowrotek codziennych zdarzeń, w którym kręciła się, bez refleksji. Im więcej spotykała ludzi, tym bardziej chciała znaleźć się z powrotem tylko z nim. Przywoływała w myślach dawne spotkania. Odgrywała w głowie wspomnienia, jak film.

Półprzymknięte oczy, wydęte wargi. Czarne, kręcone włosy przylepione do spoconego czoła. Pot kapiący na jej piersi, gdy pieprzył bez wytchnienia. Pamiętała, że łapała za wezgłowie, bojąc się, że skrzypiące łóżko zaraz zapadnie się pod nimi. Szybkie, rytmiczne posunięcia, parzący oddech, bolesne uderzenia, które czuła głęboko.

Skup się, nie odpływaj! Chciała chłonąć wrażenia wszystkimi zmysłami. Ból i zapach – wiedziała, że tylko to będzie mogła zachować dla siebie. Obrazy zatrą się w pamięci, słowa stracą resztki wiarygodności, ból i zapach pozostaną.

Będąc sama potrafiła przywołać wrażenie jego obecności. Dotyk własnych dłoni prowadził ją na skraj bólu, gdzie czekały jego zmrużone oczy.

Tęskniła…

***

Patrzył na nią. Brak widocznej reakcji drażnił jej i tak napięte nerwy. Chciał spokoju a jej podnosiło się ciśnienie. Niekompatybilność, to byłoby słowo, którego użyłby, gdyby w końcu zmusiła go do wypowiedzenia jakiegoś komentarza. W ciszy rozpędzała się do ataku, jego spojrzenie odbierała jako prowokację.

– Nienawidzę cię, nienawidzę tego, że pieprzysz mnie tylko od święta. Potem całymi tygodniami milczysz a ja wyję do księżyca. Rozjeb mnie kiedyś raz a porządnie. Rozpierdol tę głupią pizdę! Chcę wyjść stąd obolała, chce cię przeklinać i przysięgać sobie, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Uwolnij mnie, kurwa… Ból, rozumiesz? Ból zawsze mi pomagał. Ty jebany gnoju! Znaczę tak mało, że nie chcesz dać mi nawet tego? Uwolnij mnie. Gardzisz mną… Dlaczego? Bo bez pytania daję ci dupy? Spierdalaj. Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę, kurwa!

Rozpłakała się.

Uśmiechnął się tym swoim krzywym uśmiechem i odpalił papierosa. Przytuliła się do nieruchomego ciała i łykała łzy. Odsunął ją od siebie. Uderzenia, jedno, potem kolejne, spadały na jej mokry policzek. W bólu odnajdywała porządek rzeczy.

– Kocham cię – powiedział cicho.

Przyglądała się oczom, w których pod osłoną drwiny znajdowała ogromną potrzebę. Może tylko dlatego, że chciała ją znaleźć. Kiedyś, gdy ustalały się reguły ich gry, te słowa były wytrychem. Odpowiedzią na każde pytanie, które mogłoby paść. Ucieczką od narzucających się reakcji ucieczki lub ataku. Niewiele miały wspólnego z prawdą – prawdą o miłości jaką znała.

Uderzył ją ponownie. Razy spadające na jej ciało były na tyle realne, że powoli wracała do siebie. Odruchowo zasłaniała piersi i brzuch. On sięgnął po pasek i zaczął mierzyć nim po pośladkach i udach kulącej się na podłodze kobiety. Uderzenia nie były ani finezyjne, ani piękne. Nie było w nich rytmu, miary, wystudiowanej rezerwy. Bił, jakby na oślep. Łzy płynęły jej po twarzy, krzyczała, kuliła się i wstrząsały nią dreszcze.

– Nie mogę mieć widocznych śladów! – wykrzyczała. Ręka zatrzymała się w pół drogi. Mężczyzna wybuchnął śmiechem.

–To chyba byłoby na tyle… – powiedział.

Przypadkowość miała swoja cenę.

***

– Przepraszam… Przepraszam, znowu się spóźniłam na ten cholerny pociąg! – odwiesiła płaszcz, odłożyła torebkę. – Umyję szybko ręce. Mamy coś na obiad?

Wyrzucała z siebie słowa w pośpiechu. Sypały się jak kurz, który pokrywał wzburzone emocje. Słowa zacierały ostre krawędzie, wspomnienia nabierały bezpiecznych kształtów, mogła normalnie funkcjonować. Robiła to, co do niej należało, wracała na właściwe tory.

Udawało jej się zdążyć na pociąg.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Może ja zbyt płytka jestem, a może to miniatury zbyt 'uduchowione’. Nudy.

Jestem pod wrażeniem. Zaledwie kilka zdań i scena gotowa. Kilka kolejnych i emocje przecinają się w powietrzu.
Nie, nie przecinają – są jak lawa ukryte tuż pod powierzchnią i jak wulkan potrafią wybuchać.

Kochankowie – wiecznie za mało i wiecznie za krótko.
I te powroty z kalejdoskopu wrażeń do zakurzonej codzienności…

Majstersztyk. 5/5

Przyłączam sie do opinii Barmana. Krótko, ale interesująco. Wciagajaco

Bardzo podoba mi się napięcie pomiędzy bohaterami, atmosfera i słowa smagające jak bat. Oszczędnie trafiając do celu. Sama przyjemność smakowania. Pozdrawiam.

Zupełnie mi się nie podobało. Dla mnie poszatkowane kadry, jakbym jechała samochodem z kimś, kto nie ma wyczucia sprzęgła – skokami do przodu.

Obu tych rozchybotanych wewnętrznie kobiet jest mi żal. Uległe, oddane mężczyznom, bezkreśnie ich potrzebujące i chyba nie z własnego wyboru – przynajmniej bijące z obu miniatur psychiczne uzależnienie zaprzecza jakiemukolwiek panowaniu nad własnym zachowaniem.
Oba teksty trudne. Jeśli się w nie zagłębić, bardzo niepokojące. „Kocham cię” – tu jak narzędzie kontroli.

I bardzo dobry w mojej ocenie warsztat pisarski.

Tak, Artimar, Sitaaar nie można zarzucić braku kunsztu literackiego. Czytając powyższe miniatury po raz kolejny chylę czoła przed Koleżanką, mimo, że – zwłaszcza w pierwszym tekście – jest trochę literówek i jeden błąd w didaskaliach. W którymś ze zdań razi potrójne „by” (byłoby, użyłby, gdyby).
Sama nie stosuję krótkich, urywanych zdań, jednak potrafię się w nich nie pogubić u innych Autorów. Powiem więcej, po każdej kropce znajduję ukrytą emocję, myśl – istniejące tylko w mojej głowie, ale może dlatego tak wyraźne.
W drugiej miniaturze przeszkadza trochę ilość spermy; wiemy, że między fellatio a stosunkiem nie upłynęło zbyt wiele czasu. Dziwi zatem nasienie skapujące z prezerwatywy – nie powinno go być aż tyle, aby starczyło na pokropienie oczu, policzków, nosa,brody. Tym bardziej, że jakaś część ejakulatu pozostanie na lateksie.
Teksty Sitaaar zawsze czytam z zaciekawieniem, z głębszą refleksją. I chętnie do nich wracam. Tak pewnie będzie i tym razem.

Pozdrawiam,
kenaarf

Napisz komentarz