WKD (Anna Kowalska)  3.62/5 (37)

20 min. czytania

Źródło: Pixabay

Co siedem dni, niezmiennie, na horyzoncie pojawia się piątek. Nie inaczej było i tym razem – nastał piątek. To jedyny dzień, w całym tygodniu, kiedy korzystała z budzika. Jak tylko zadzwonił, wyskoczyła z łóżka i pognała do łazienki. Najważniejsze, to umyć szybko włosy, żeby do wyjścia zdążyły wyschnąć. Potem kawa, suszarka, jeszcze dwa łyki kawy, siku po kawie, umyć zęby po kawie i trzeba się ubierać. Znowu przyszła ta cholerna jesień, a po niej, będzie ta cholerna zima. I znowu trzeba zakładać na siebie tony ubrań, kupować tony chusteczek, pocieszać się tonami czekolady, aby wiosną się zorientować, że te wszystkie tony przykleiły się do naszego dupska. Nastrój miała co najmniej obniżony. Założyła kurtkę, złapała klucze i popędziła na kolejkę. Oczywiście, uprzednio zamykając za sobą porządnie drzwi. I sprawdzając siedemnaście razy. Zawsze, kiedy odstawiała ten rytualny cyrk z drzwiami, miała przed oczami Adasia Miałczyńskiego. Zatopiona w swoich myślach, nawet się nie zorientowała, jak dotarła na stację. Weszła do wagonu i usiadła na „swoim” miejscu. Kolejni pasażerowie, na kolejnych przystankach, nie mieli już prawa wybrzydzać. Siedziała i czekała cierpliwie. Czekała ze świadomością, że na następnym przystanku wsiądzie NN. Wybrany na ofiarę niecnych planów, bynajmniej nie dlatego, że ofiarę uosabia. Kilka tygodni temu zaczęła grę. Czyli zastawiała sidła. Oczywiście, że się nie zadurzyła, nie chodzi także o żaden romans. Eksperyment. Przeprowadza eksperyment. I wbrew pozorom, nie testuje jego, a siebie. Nie uśmiecha się zalotnie, nie przewraca oczami, nie flirtuje. Daje mu jedynie do zrozumienia, że go widzi. W piątek. Przez resztę tygodnia nie zajmuje jej myśli. Nie jest obsesją. Prędzej wyzwaniem. Przepustką. Wrześniowy piątek jest pochmurny i chłodny. Mimo to, zdjęła kurtkę i powiesiła ją. Ta kurtka wisząca stwarza możliwości. Tą kurtką powieszoną, można wiele zdziałać. Podczas zabierania kurtki może się wiele wydarzyć. Można się potknąć, pochylić, otrzeć, złapać … Można na niego wpaść. Wcisnąć kolano między nogi, opierając na krawędzi siedzenia. Wykorzystać kołysanie kolejki i dłonie oprzeć o szybę, za głową. Można wisieć nad nim przez chwilę i patrzeć w brązowe, intrygujące oczy. Nie przepraszać, nie uśmiechać się, ale pozwolić mu siebie zapamiętać. Zabrać dłonie z szyby, wyciągnąć kolano spomiędzy jego nóg, złapać kurtkę, wysiąść. Spełnić wymagania, przeżyć kilka, pod rząd, monotonnych dni i doczłapać do końca tygodnia. Na końcu tygodnia zawsze jest piątek.

WKD-ka jakoś nienaturalnie pusta. Kiedy pojawia się NN jest sporo wolnych miejsc. Jedno obok niej. Jednak on wybiera to naprzeciwko. Jeśli sobie wyobrażał, że będzie się na niego gapić, to się pomylił. Tylko dwa razy podnosi wzrok znad notatnika, aby sprawdzić, gdzie się znajduje. Przed wyjściem pochyla się nad nim i wciska mu w dłoń niewielką karteczkę: 5. 10. 2017r. 13:30 Soft Hotel pokój 227.

Ostatni piątek przed piątym. To będzie zdecydowanie najciekawszy piątek, ze wszystkich piątków. Nie zajmuje swojego miejsca. Zastosowała kamuflaż i założyła obszerną bluzę z kapturem. Dzisiaj się ukrywa. Na końcu wagonu. Zapakowana w maskujący worek, z miękkiej bawełny. Chce sprawdzić, czy będzie jej szukał. Jest. Staje obok wolnego fotela, ale nie siada. Miejsce, które dotąd zajmowała ona – nadal puste. Jest wyraźnie skonsternowany. Rozgląda się, ale tłum ludzi skutecznie uniemożliwia dokładne oględziny wnętrza wagonu. Wreszcie odpuszcza i zajmuje jej miejsce. Twarz ma ściągniętą, usta zaciśnięte. Jest poważny i skupiony. Trudno zgadnąć czy to złość, frustracja, czy rozczarowanie. Emocje dodają tej twarzy charakteru. Ciekawy profil. Mocno zarysowana żuchwa i kości policzkowe. Prosty, szczupły nos i wyraźne zakola, które ani trochę nie odbierają mu uroku. Nie wyjął nic do czytania. Wierci się, niezdrowo zainteresowany. Cała jego sylwetka jest jak znak zapytania, ale to twarz, ta ściągnięta, skupiona twarz, niepokoi ją najmocniej. Teraz jednak musi sobie darować studium NNa i zbierać tyłek do wyjścia. Jeszcze tylko jedno. Trzeba mu pokazać, że tu była. Przeciskając się do drzwi, potrąca jego kolano. On podnosi wzrok, odnajduje w tłumie znajome oczy i robi niemądrą minę. Łapie ją za nadgarstek. Chce otworzyć usta, powiedzieć coś. Coś, co zostało gruntownie przemyślane. Co jest niewątpliwie słuszne i właściwe. Jednak nie potrafi otworzyć szuflady w komodzie swoich myśli. Szarpie się z nią i szamocze, ale celu nie osiąga. Zabiera spojrzenie z jej oczu i kładzie je sobie na kolana. Ten spuszczony wzrok ma przywrócić mu równowagę. Umożliwić odzyskanie pamięci i przywołanie tych mądrych słów, z którymi tu dzisiaj jedzie. Tymczasem ona delikatnie obraca i uwalnia dłoń. NN po raz drugi podnosi wzrok i sprawia wrażenie, jakby otworzył szufladę, odnalazł myśli, ale jeszcze nie dokopał się do tych przemyślanych. Otwiera usta i patrzy jak zbliża się do nich kobiecy palec wskazujący, a jego właścicielka dobywa tylko jedną głoskę:

– Ciiiiii…

I wysiada. Zostawia mu jednak na dłoni odrobinę siebie i Calvina Kleina.

10. 2017 r. 13:28 Soft Hotel pokój 227

W pokoju panuje półmrok. Całego mroku nie dało się zrobić, jest środek dnia. Czeka w kompletnej ciszy. Czeka na dźwięki. Dwa, może trzy głuche stuknięcia. Charakterystyczne. Nie do przeoczenia i nie do pomylenia. Ma jeszcze dwie minuty. W jej głowie wolno, ale nieustannie, rośnie niepokój. Uświadamia sobie, że już od dłuższego czasu myśli tylko o tym, czy on może nie przyjść? Ale odpowiedz jest jednoznaczna: nie – nie może. I rozlega się pukanie do drzwi. 3,2,1,0… Wciąga do płuc ogromny zapas tlenu… Jeszcze trochę, jeszcze odrobinę powietrza… W końcu musi powiedzieć to słowo otwierające drzwi, za którymi może wydarzyć się wszystko.

– Proszę.

Początek będzie najtrudniejszy. Ma tego świadomość. On jest jednak facetem i nie wiadomo, jak zareaguje. NN otwiera drzwi i natychmiast mruży oczy, aby dostrzec coś, cokolwiek. Robi dwa kroki w przód i znajduje się w pokoju. Za jego plecami zatrzaskują się, popchnięte przez nią drzwi. Odwraca głowę i odnajduje wzrokiem kobiecą postać. Otwiera usta. Ewidentnie ma coś do powiedzenia, ale z całą pewnością, nie wie gdzie to ma. Ona musi to zagubienie natychmiast wykorzystać. Podchodzi do niego, odrobinę za szybko i palec: – Ciiii… – ląduje ponownie na wargach. Wsuwa nogę między kolana i popycha go do ściany. W prawej ręce ma kajdanki. Lewą  ujmuje jego prawy nadgarstek i zatrzaskuje jedno kółko. NN nie stawia oporu. Bierze lewą rękę i zatrzaskuje drugie kółko. Chwyta kawałek łańcuszka, znajdujący się między bransoletkami i podnosi, wysoko ciągnąc do góry jego ręce. Odnajduje wiszący na ścianie karabińczyk i zatrzaskuje na jednym z ogniw. Chyba jest zdziwiony. Ponownie otwiera usta, i ponownie nie dobywa żadnych słów. To bez znaczenia, bo ten gest, jest już ostatnią próbą NNa. Ona rozwiązuje szlafrok i odkleja od swojego uda wielki kawał taśmy. Ląduje on bez zwłoki na ustach, które stoją pod ścianą i które nie mogą znaleźć dla niej żadnych słów.

– Masz wilgotne włosy, pachniesz świeżutko – przygotowałeś się na wszystko. Jest środek dnia, połowa twojego dnia pracy, a o 17:00 masz squasha. Żeby tu przyjść, musiałeś dzwonić, przekładać, zmieniać, znaleźć wymówki. Uważam więc, że to pytanie będzie zbędne, ale i tak je zadam. Czy mam przestać? Jeśli tak, mrugnij dwa razy. – I patrzą na nią dwie ogromne, czarne źrenice, zdeterminowane, aby nie dopuścić, by którakolwiek z powiek opadła choć odrobinę, choć na ułamek sekundy. – Tak myślałam.

Wyciąga pasek ze szlafroka i przewiązuje mu oczy. To konieczne. Wystarczy, że będzie ją słyszał. Robi dwa kroki w tył, zatrzymuje się, przekręca głowę i podziwia swoją zdobycz. Jest z siebie zadowolona.

– Mam wrażenie, że uwierają cię spodnie. – Podchodzi i prosto do jego ucha, ale już zupełnie innym tonem dodaje. – Mogę z tym coś zrobić. – Kładzie rękę na brzuchu NNa i przesuwa w stronę guzika. Obraca go w palcach i od razu w pasie robi się luźniej. – Jeszcze cztery. Powinnam być delikatna? Nie kłopocz się, nie potrzebuję twoich odpowiedzi. Może od razu wyjaśnię, że wszystkie moje pytania będą retoryczne, za wyjątkiem tych, które zakończą się wyrazem: Odpowiedz. Wtedy ty pokiwasz głową, na – tak lub pokręcisz, na – nie. Oboje wiemy, gdzie znajduje się w tej chwili twoja zdolność myślenia, ale to nie będą skomplikowane pytania. Poradzisz sobie. Zrozumiałeś? Odpowiedz.

– …

– Dobrze. To wracajmy do twoich spodni. – Ściszonym głosem mówi mu to prosto do ucha i jednocześnie odpina pozostałe guziki. Potem wciska swoją stopę w jego spodnie i zsuwa je aż do kostek. Pomijając wszelkie gry wstępne, wkłada rękę w majtki i wyciąga z nich penisa.

– Natychmiast przestań się miotać. Chciałabym, żebyś był grzecznym chłopcem, bo inaczej będę musiała cię ukarać. – Podnosi z podłogi długi czarny przedmiot i ostrzegawczo przesuwa nim po jego nodze. Od samej pięty, aż po genitalia. NN przestaje oddychać. Na szczęście, tylko na chwilę. – Będziesz już grzeczny? Odpowiedz.

– …

– Cieszę się. A teraz się uspokój. Mam dla ciebie jeszcze jeden gadżet. Chociaż właściwie, nie całkiem dla ciebie – dla Niego. – I delikatnie drażni prącie, bawiąc się przez chwilę napletkiem. – Zawiąże na nim wstążkę, to będzie mój wskaźnik. Sprawdzimy, czy w trakcie naszej zabawy wstążeczka spadnie. O tak, prezentuje się elegancko. Zostawmy go na razie w spokoju i odkryjmy kolejny kawałek ciebie. – Łapie za koszulę w połowie jej długości. Pociąga mocno i zdecydowanie, w dwóch różnych kierunkach. Materiał skamle, a guziki zaczynają głośno podskakiwać na podłodze. Teraz może oglądać nagi tors NNa, a wstążka zaczyna łaskotać ją po udzie.

– Ups. Darujesz mi to, prawda. Nie kiwaj głową, to nie było pytanie. Zapamiętuj zasady, bo narobisz sobie kłopotów. – Ponownie sięga po długi czarny przedmiot i przypomina mu o jego istnieniu. – To jest jedyne ostrzeżenie. Następny występek będzie już skutkował karą. Odkleję ci teraz taśmę z ust, ale to nie znaczy, że możesz się odzywać. Sprawdzimy czy masz silną wolę. Jak duża jest twoja chęć zadowolenia mojej osoby. Za każde wypowiedziane słowo czeka cię kara. Zapamiętaj to. – Pociąga zdecydowanie koniec taśmy i odsłania jego wargi. NN łapie porządny haust powietrza i zapomina o zasadach.

 –Kim ty jesteś?

Natychmiast, przy jego ustach pojawia się szpicruta. Zastępuje w tej chwili palec. – Ciiiii. – I to z powodzeniem. NN od razu zamyka buzię. A wstążka podskakuje wesoło.

– Trzy. Trzy słowa, trzy uderzenia szpicrutą. Odwróć się. Za każde powtórzenie będę mnożyć twoją karę razy dwa. Nie powtórzę się więcej niż trzy razy. Jeśli się w tym czasie nie odwrócisz, dostaniesz lanie tak, jak stoisz.

 – …

– Mądra decyzja. Twoje bokserki, choć fajnie podtrzymują pośladki, muszą teraz zniknąć. Szpicruta lubi skórę. – Przestaje mówić i skupia się na wymierzeniu kary. Staje w lekkim rozkroku, podnosi rękę z dyscypliną i zaraz szybko ją opuszcza. Słychać cichy świst i szpicruta ląduje na tyłku NNa. Znosi ten raz całkiem dobrze. Choć ta ściągnięta twarz zdradza, że nie był na niego przygotowany. Spodziewał się pewnie zabawnego klapsa, a tu proszę – zabolało. Znowu słychać w powietrzu świst szpicruty. Na ten dźwięk NN sztywnieje, napinając mięśnie. Ale trzyma fason. Trzeci świst i uwalnia powietrze zgromadzone w płucach. Odwraca się do niej i wygląda, jakby chciał coś powiedzieć. Szpicruta ponownie ląduje na jego wargach.

– Widzę, że ci się spodobało. Cieszę się, ale zanim się odezwiesz pomyśl, jak ty wrócisz z tym tyłkiem do domu. Podoba mi się bardzo spuszczanie ci lania. Jednak moim celem nie jest sprawianie tobie bólu, tylko sobie przyjemności. Dlatego musisz być posłuszny. – Po tych słowach wkłada szpicrutę między jego nogi i kilka razy przesuwa nią po jądrach. Zabiera bat z jego krocza i wciska mocno w podbródek, unosząc mu wysoko głowę. – Zrozumiałeś? Odpowiedz.

– …

– Dobrze. Teraz, kiedy z twojej twarzy zniknęła taśma, możesz mówić: Tak i nie. Tylko tak i nie. Sugeruję jednak wybierać pierwszą, bezpieczniejszą opcję. Zostawmy na razie kwestię: „kara”. I wykorzystajmy opcję:  nagroda. Moją nagrodą jesteś ty. Twoją będzie orgazm. Penisowi chyba podoba się ten plan, bo macha do mnie wstążeczką. I skoro w tej chwili jesteś mój, pozwolę sobie ciebie spróbować. – Kładzie dłonie na jego torsie i zaczyna błądzić nimi po skórze. Angażuje usta i zęby, delikatnie ssąc i przygryzając płatek ucha. Potem robi to samo ze skórą wokół sutków. Stopą masuje jego łydkę, a kolanem ugniata jądra. Jej dłonie chwytają go mocno za pośladki. Ten gest sprawia, że biodra NNa wędrują do przodu, a penis wciska się pomiędzy jej uda. I zaczyna niebezpiecznie się wiercić.

– Zapanuj nad swoja miednicą i nawet nie próbuj ruszać tyłkiem. Wiem, do czego zmierzasz, ale nie masz prawa nigdzie się pchać bez pozwolenia. Zdecydowanie za mało w tobie pokory. – I znowu musi mu przypomnieć, że ma narzędzie dyscypliny, którego nie zawaha się użyć. NN natychmiast nieruchomieje. Jest świadoma, że niewiele brakuje, aby eksplodował. Może się to wydarzyć w najmniej odpowiednim momencie i zepsuć jej zabawę. Postanawia pozwolić mu na to teraz. Pierwszy raz. A potem będzie uruchamiać go na nowo.

– Chcesz tego? – Jej usta są tak blisko, że kiedy mówi, dotykają jego ucha. Odsuwa swoje uda ostrożnie, aby nie zrzucić wstążeczki i zastępuje je dłonią. Bawi się przez chwilę napletkiem, a potem klęka przed nim. Oblizuje kilka razy penisa całą szerokością języka i wkłada go sobie głęboko do buzi. Tego już NN nie jest wstanie znosić w milczeniu. Wydaje z siebie głośny jęk, ale ponieważ to nie słowo, postanawia mu darować. Poza tym, nie chce sobie teraz przerywać. Kładzie ręce na jego biodrach i zaczyna nimi nieznacznie poruszać. Bardzo powoli. W przód i w tył. Tylko odrobinę, milimetry. Nie wypuszczając go z ust, przytrzymując wargami, dopuszczając jedynie, aby jeździł po jej języku. Pozwala mu złapać rytm i czeka chwilę, wiedząc, że mózg lubi powtórzenia. A jego mózg znajduje się właśnie w jej ustach. Musi zacząć serwować to sobie na śniadanie. W przypływie dobrego nastroju postanawia okazać zainteresowanie także moszną. Penis opuszcza ciepłe, wilgotne wnętrze ust, a jego właściciel kwituje to westchnieniem, uwalniającym zapasy powietrza z płuc. Jednak zaraz ponownie je napełnia, aż po brzegi. Powodem tego jest prawe jądro, które właśnie zostało wessane w ciepłe, wilgotne wnętrze ust. Krótki masaż językiem i do jej buzi znowu trafia prącie. Od razu prosto do gardła. Kładzie je sobie na języku i nie robi nic więcej. Jej dłonie przytrzymują mu biodra i nie pozwalają się nawet zakołysać. NN zachowuje się jakby ktoś zakręcił butlę z tlenem. Dyszy, próbuje się do niej przysunąć, ale powstrzymują go własne spodnie, znajdujące się nadal w okolicy kostek. Szybko i gniewnie uwalnia stopy. I próbuje jeszcze raz. Kajdanki wżynają się w nadgarstki, a ściana trzyma mocno. Wreszcie nie wytrzymuje i…

– Proszę…

Penis natychmiast opuszcza ciepłe wilgotne miejsce i ląduje w zimnym pokoju. Sterczy pod brzuchem idioty, który go tak urządził i wyraźnie ma mu to za złe.

– Odwróć się. Oberwiesz. A potem wrócimy do tego, co nam właśnie przerwałeś. Ponownie uklęknę między twoimi nogami i wpakuję sobie członka do buzi. Pozwolę ci wykonać cztery ruchy biodrami, a po ich wykonaniu się spuścisz. I zrobisz to dla mnie. Gotowy? Odpowiedz.

– ….

Kiwa głową, bo pewnie w tej chwili nie może znaleźć nie tylko słów, ale całą komodę szlag trafił. I natychmiast się odwraca. Szpicruta przecina powietrze i zostawia imponujący ślad na obu pośladkach. Wygląda na to, że nie ma to teraz dla niego większego znaczenia. NN z determinacją realizuje polecenie zupełnie obcej mu kobiety, która właściwie jest tylko głosem, pośrodku gęstego jak smoła mroku. I natychmiast się odwraca. Zaraz też czuje na penisie jej oddech, sekundę później jest już w środku, a cztery sekundy później spełnia jej prośbę.

– Chciałabym, żebyś się położył. – To jest najbezpieczniejszy i chyba najbardziej odpowiedni moment, aby wykonać ten manewr. Ona właśnie połknęła armię wojowników, która mogła podsycać w nim wolę walki. Testosteron wyparował przez skórę, a kości i mięśnie wywiesiły prześcieradło z napisem „To bardzo dobry pomysł jest”. – Zrobimy to tak: pięć kroków przed tobą stoi łóżko. Uwolnię ci ręce, a ty wykonasz te pięć kroków i tylko te pięć kroków. Nie zdejmiesz opaski, nie będziesz próbował mnie dotknąć, nie zrobisz nic, ponad te pięć kroków. Resztą zajmę się ja. Jeśli mnie nie posłuchasz i wykonasz choćby najdrobniejszy dodatkowy gest – wyjdę. Natychmiast wyjdę. Zostawię cię tak, jak teraz stoisz. Półnagiego w kajdankach. Nie dogonisz mnie. Nie znajdziesz. Zanim ogarniesz się do wyjścia, będę już daleko. Będziesz grzeczny? Odpowiedz.

– Tak.

– To zaczynamy. – Odpięła go od ściany i powoli opuściła jego ręce. No to dzieje się. Teraz się okaże, czy jej posłucha, czy da radę go kontrolować. Stawia pierwszy krok i jego usta rozpoczynają nieme odliczanie. Ona cały czas znajduje się tuż za nim. Zachowuje pozorny spokój, ale gotowa jest czmychnąć na pierwszy podejrzany gest z jego strony. Docierają do łóżka. Chwyta go za ramiona, odwraca do siebie i ostrożnie sadza. Jej dłoń, położona na mostku, sugeruje delikatnie, chociaż stanowczo, że ma się położyć. Potem chwyta go za kostki i kładzie jego stopy na poduszkach. NN marszczy czoło, jest trochę skonsternowany. Ale grzeczny. Do jego uszu dociera dziwny, metaliczny szmer, a zaraz za nim znajomy dźwięk zatrzaskujących się kajdanek, właściwie jednej. Przytrzymuje jego lewą stopę i ma miękkie futerko. Leży grzecznie. Czeka. Słyszy jak ona przechodzi obok łóżka i czuje na skórze przemieszczające się powietrze, które wprawiła w ruch. Kolejne dźwięki i jego prawa noga też jest już unieruchomiona, w miękkim futerku. Pochyla się nad nim, uwalnia ręce, a on natychmiast odruchowo zaczyna masować nadgarstki. Kiedy zdaje sobie z tego sprawę zamiera. Czy ona może to uznać za „najdrobniejszy dodatkowy gest”? I na jego twarzy maluje się strach. Autentyczny strach.

– Cieszę się, że nie sprawiałeś kłopotów. – Jej satysfakcja jest ogromna. Zauważyła, że zaczyna przejmować nad nim kontrolę. Przeraziła go myśl, że będzie niezadowolona. I wyraźnie ucieszyła jej aprobata. Uśmiecha się. Nie spodziewała się po sobie takiej reakcji. To takie – uzależniające. Staje za jego głową, chwyta za ręce i mocno przesuwa w swoją stronę. Teraz wyjaśnia się, że kajdanki, które przytrzymują nogi NNa, są na łańcuchach przypiętych po przeciwnych stronach łóżka. To szarpnięcie sprawiło, że się naprężyły, a nogi ułożyły w rozlazłą literę V. NN, korzystając z okazji, że jej dłonie trzymają jego oswobodzone ręce, obejmuje jej nadgarstki i zaczyna gładzić skórę. – Zdjęłam ci kajdanki, żebyś nie musiał przez następny tydzień chodzić w dwóch zegarkach. Założę je jednak ponownie, jeśli twoje dłonie będą przejawiały jakąkolwiek niesubordynację. Od tej pory mają leżeć na materacu i nie tracić z nim kontaktu, ani na chwilę. – Odkłada jego ręce na posłanie tak, by leżały wzdłuż tułowia, przy okazji przesuwając po twarzy lewą stronę własnego ciała: ramię, pierś, żebra, brzuch, aż do biodra. Zatrzymuje się. Zastyga na chwilę w bezruchu. Słyszy, jak NN dyszy, czuje, jak zaciska pięści i napina mięśnie, jego ręce nadal znajdują się w jej dłoniach. Unosi z podłogi lewą stopę i przyciska kolano do jego ucha. Chwilkę się waha, spogląda na swój wskaźnik, wżynającą się w ciało wstążeczkę, i podnosi prawą stopę, a drugim kolanem przyciska drugie ucho. Cały czas trzyma go za nadgarstki. Znowu chwila wahania, ale krótka i zaraz po niej kładzie swoją łechtaczkę na jego wargach. Już samo powietrze, które uwolnił otwierając usta, o mało nie zmusiło jej do krzyku. Język, który zerwał się ze smyczy sprawił, że przegryzła sobie wargę. Zlizała ciepłą, lepką krew, wdzięczna opatrzności, że on ma nadal zawiązane oczy i nie widzi jej w tym stanie. Próbuje odzyskać kontrolę nad sobą, ale przez ten język, który sama do siebie zaprosiła, wpuściła i toleruje, nie jest wstanie nawet przypomnieć sobie, po co jej przeciwstawne kciuki. Po plecach wędrują przyjemne prądy, uda zaczynają drżeć, a przez zaciśnięte zęby koniecznie chce się wydostać tłumiony od jakiegoś czasu wrzask. Ponownie przygryza wargę i na krótką chwilę wraca do rzeczywistości. Wykorzystuje ten moment i przywraca sylwetce postawę wyprostowaną. Szczęście, że udało jej się wyrwać, zanim zaczęła wyć z rozkoszy. Nie da mu więcej swojej łechtaczki, swoich warg małych, ani dużych, nie wpuści do przedsionka pochwy – nie ma głupich. Trzeba zachować kontrolę. Także nad sobą. Ale musi coś zrobić z tym bólem podbrzusza, słodko dyndającym się na jej jajowodach. Miota się na podłodze, choć stóp od niej nie odrywa. NN leży grzecznie, ale widać, że coś go gryzie. Szybko uciekła. Nie odzywa się. Nie przemieszcza. NN zaciska pięści i wciska je w materac. Bierze głęboki oddech, jeden potem drugi i trzeci. Nie pomaga…

– Zrobiłem coś nie tak?

„Nosz kurwa i jeszcze trzeba mu przylać.” – Jest zła. Wkurzona. Musi się uspokoić zanim weźmie do ręki szpicrutę. Tyłek NNa jest w niebezpieczeństwie.

– Odwracaj się! Natychmiast! – Nawet nie próbuje ukryć irytacji. Jej głos, tak wyczekiwany i taki cierpki, wymusza na nim posłuszeństwo. NN odsuwa się znacznie od jej głowy. Podciąga tyłek do zagłówka łóżka. Łańcuchy dzwonią, nakładają się na siebie. Obraca swoje ciało i zgodnie z poleceniem leży na brzuchu.  Na jego tyłku widać jeszcze ślad ostatniego uderzenia, ale po poprzednich śladu nie ma. Nie wiedzieć czemu, trochę ją to rozczarowało. Ale może to znaczyć, że nie musi się martwić swoją złością, bo i tak nie jest wstanie zrobić mu krzywdy. No, powiedzmy, wielkiej krzywdy. Podnosi szpicrutę z podłogi, macha nią na próbę w powietrzu i obserwuje reakcje NNa. Dźwięk, którym ten niewielki bat kroi powietrze, uruchamia jego mięśnie. Od razu, jak na komendę, spinają się w oczekiwaniu.

– Licz. – Pochyla się nad nim i szepcze mu to tuż przy uchu. Po wydanej komendzie szpicruta uderza jego pośladki.

– Jeden. – Głos ma suchy, zachrypnięty, szorstki niczym papier ścierny. – Dwa, trzy, cztery… – I robi naprawdę głęboki wdech. Czerwone kreski są cztery. Każda osobno. Każda imponująca. I żadna nie zniknie przez najbliższy tydzień. Ona patrzy na swoje dzieło i przez chwilę myśli: – „Boże!”, ale zaraz potem: – „A co tam, niech ma”.

– Połóż się z powrotem na plecach. – On odwraca się bez zwłoki, a przy kontakcie z materacem chwilę wierci. W końcu układa się wygodniej i nasłuchuje. Gdzieś, z wnętrza pokoju docierają do niego dźwięki. Skądś je zna. Jakby ktoś właśnie odpakowywał cukierka, zawiniętego w szeleszczące sreberko. I w przypływie zupełnie niestosownej euforii, nabiera pewności, że ona zafunduje mu zaraz coś słodkiego.

– Spleć obie ręce nad głową. Będziesz je tak trzymał, dopóki nie powiem, bo inaczej nie będę się z tobą bawić. – NN wykonuje polecenie i zamiera, bo jego penisa masują i ugniatają jej dłonie. Trwa to chwilę, krótką chwilę. – Mam dla niego ubranko, żeby było bezpiecznie. – Uśmieszek, który wpełzł powoli na usta NNa, trzyma transparent z napisem: „Są i cukierki”. Trochę ją to drażni, że jest taki zadowolony. Czyżby była taka przewidywalna? Wiedział od początku, że to się tak skończy. A może zrobić mu na złość, ściągnąć prezerwatywę, zakneblować, obciąć penisa i ogolić głowę. To by go na pewno zaskoczyło. Ale jak potem ugasi ten żar rozlany w podbrzuszu. On by się pewnie autentycznie zdziwił, ale i sobie zrobiłaby na złość, więc postanawia realizować pierwotny plan i po prostu go wykorzystać. Do końca. Zakładanie prezerwatywy przesunęło wstążkę w okolice brzucha, jeszcze ją dodatkowo obróciło, także kokarda leży teraz na jajkach i kojarzy się jej z Wielkanocą. Zdaje sobie sprawę, że to niestosowne, ale cóż poradzić na myśli biegające bez majtek, po pustych pokojach. Jajniki ociekające pożądaniem, sugerują dość dobitnie: olej wstążkę, po prostu wsiadaj. Obrzuca go spojrzeniem raz jeszcze i dostrzega, że uśmieszek zniknął, za to pojawiło się napięcie. Uznając, że jest ono zdecydowanie bardziej pasujące do seksu, postanawia w końcu na nim usiąść. Klęka ostrożnie na brzegu łóżka. Opiera prawą rękę na materacu i przekłada przez niego lewą nogę. Zabiera z materaca rękę. Unosi swój tyłek wysoko, tak aby się przypadkiem z nim nie zetknąć. NN nawet nie drgnie. Palce ma splecione nad głowa, a kostki białe z determinacji. Nawet w półmroku jest wstanie to dostrzec. Teraz, sama omotana pożądaniem, to nawet go podziwia. Że też ten kipiący gar testosteronu, potrafi trzymać się w ryzach. I wykonywać polecenia. Wystarczy ględzenia. Do dzieła, dziewczyno. Opuszcza nieznacznie swoje uda. Kołysząc nimi na prawo i lewo, ociera się pośladkami o członka. NN reaguje natychmiastowym uniesieniem bioder, ale jej ręce sprowadzają je z powrotem na materac. Wciska swoje stopy między jego uda i rozsuwa je mocniej na boki. Unosi się i opada, dokładnie w miejscu, w którym idealnie do niego pasuje. Zatacza biodrami niewielkie kółka, aby łatwiej dotrzeć do dna. Kiedy jej tyłek ląduje na jego udach, ponownie się unosi, zdejmując pochwę z członka. Pochyla się nad nim, opiera ręce na materacu i zaczyna przygryzać jego sutki. Najpierw prawy, potem lewy. NN ponownie wypycha biodra w górę i wciska penis w jej pośladek, nie pozostawiając złudzeń, co do tego, na co ma ochotę. Jej pragnienia znajdują się tak samo nisko. Przesuwa się wiec w stronę jego krocza i zaczyna z nim drażnić, wykonując ruchy frykcyjne, ale nie pozwalając mu wejść do końca. Obserwuje go. Patrzy, jak zaciska szczęki, pręży bicepsy, jak zbielały mu paznokcie i dochodzi do wniosku, że on nie oddycha. Żeby go przypadkiem tym seksem nie udusić, pozwala swojej pochwie wpuścić go całego. I wolno, z namaszczeniem, porusza się w górę i w dół.

– Natychmiast odłóż ręce za głowę. – I przestaje się ruszać. Siedzi spokojnie na nim. Obejmuje waginą jego członka i ćwiczy mięśnie kegla. – Chcesz żebym przestała? Odpowiedz.

– Nie.

– To musisz być grzeczny. – Przesuwa swoje ciało w stronę jego ucha, tak, aby twarde, sterczące sutki drapały go po skórze i dodaje szeptem, przygryzając małżowinę. – Ja się nie bawię z niegrzecznymi chłopcami. – Prostuje plecy i już bez zbędnych gierek ujeżdża go z determinacją, napędzana żarzącym się w podbrzuszu pożądaniem, obsesją spełnienia. Kładzie dłonie na materacu, tuż obok jego żeber, ale nie przestaje ruszać biodrami. Wsuwa się na jego prącie, a zaraz potem z niego zsuwa. Jakaś rozwiązła myśl panoszy się w jej głowie i wrzeszczy: „Szybciej, mocniej, głębiej.” – Więc ponownie prostuje plecy, unosi się wysoko i opada na samo dno. Unosi się i opada, w górę i w dół. NN sztywnieje, otwiera usta i głośno dyszy. Jest skupiony. Ona też. Niewiele jej brakuje. Ma wrażenie, że ten rozkoszny ciężar w brzuchu przytrzymuje jej biodra i jednocześnie zmusza do ich dźwigania. To już ostatni raz, więcej nie da rady. Uda jej drżą, pochwa się kurczy, uderza w nią fala kulminacyjna i zmiata z powierzchni. Zdejmuje z penisa swoją pochwę i opiera się delikatnie na udach NNa. Odpoczywa chwilkę i uzupełnia tlen. Schodzi z niego ostrożnie. Staje obok łóżka i czuje jak mocno drżą jej nogi. Gani się w duchu i szybko bierze w garść. Trzeba się biegusiem ewakuować. NN może się zorientować, że to koniec i może mieć pytania. Trzeba odwrócić jego uwagę. Podnosi z podłogi długi czarny przedmiot i przesuwa po jego nodze, od kostki do biodra. Zdejmuje z penisa zużytą prezerwatywę i delikatnie drażni go szpicrutą. Jego ciało pręży się pod tym dotykiem. Skórę ma lśniącą, wilgotną. Usta nabrzmiałe. Wygląda apetycznie.

– Leż spokojnie, zaraz wracam. – Wchodzi do łazienki, ale nie zamyka za sobą drzwi, aby go obserwować i kontrolować sytuacje. Wciąga dresy na goły tyłek, wrzuca bluzę na nagie piersi, kto by się w jej sytuacji bawił w zakładanie bielizny. Gołe stopy wciska w adidasy, nawet ich nie rozsznurowując, wrzuca swoje rzeczy do torby sportowej i jest gotowa uciekać. Opuszcza łazienkę, podchodzi do łóżka, podziwia jeszcze przez chwilę swoją nagą zdobycz. Na szafce nocnej zostawia Alantan z karteczką: „Na otarcia, skaleczenia i drobne rany”, kładzie mu na piersi kluczyki i pośpiesznie opuszcza pokój 227.

Już trzy minuty później, ukryta za zasłoną, obserwuje przez okno jak NN wybiega na parking w samych spodniach. Zapewne bez majtek. Rozgląda się gorączkowo, ale metodycznie. Jest skupiony. Wiedziała, że będzie szybki, ale że aż tak, to się nie spodziewała. Nie znajdując przed budynkiem nic, co pozwoliłoby mu podjąć pościg, NN z powrotem wchodzi do hotelu. Teraz trzeba go pilnować. Musi się upewnić, że stąd odejdzie. Podchodzi do drzwi i przez judasza obserwuje schody. Już powinien być. Pewnie zatrzymał się przy recepcji. Czeka. Coś długo mu się schodzi. Chyba nic mu tam powiedzą? Na pewno mu nic nie powiedzą. Nie mogą. Ale na pewno nie mogą? Jest. Wbiega po schodach. Wraca na miejsce akcji. Ciekawe, co będzie tam robił i jak długo? Ech, gdyby tak można podejrzeć. Przez dziurkę od klucza. Nie. Za nic w świecie nie opuściłaby teraz tego miejsca. Zamelinowała się i poczuła względnie bezpieczna. Może tu siedzieć choćby do jutra. Zerka na zegarek. Piętnaście po trzeciej. To długo, czy krótko trwało? Nie może się zdecydować. Dobra, nie będzie tak stać, cały czas pod drzwiami. Przechodzi przez pokój i siada na fotelu, przyciągniętym wcześniej pod okno. Opiera stopy na brzegu łóżka i sięga po swoje martini. Zamyka oczy i wsłuchuje się w odgłosy kroków szurających po suficie. – „Co on tam jeszcze robi do cholery?” – Zdążyła opróżnić trzy kieliszki, zanim zobaczyła go za oknem. Czterdzieści pięć minut! Po co? Spodziewała się, że weźmie szybki prysznic, zabierze kajdanki na pamiątkę i pośpiesznie się oddali. Nieważne. Ważne, że już sobie idzie. Ale do samochodu? Jak ma samochód, to po co jeździ kolejką? Nieważne. Nieistotne. W ogóle ją to nie obchodzi. Tylko niech już jedzie. Bo mimo tak szatańskiego planu, ukrycia się tuż pod jego nosem, trochę jest jednak niespokojna. No pakuj dupę do samochodu. Samochód, dobrze, że SUV, czerwony, krwisty metalik, ale Ford. Mitsubishi by do niego pasował, albo Toyota. Nareszcie odjeżdża. Czuje ulgę. Przez chwilę. Sekundy dosłownie, bo pojawiła się właśnie odkładana cały czas na później, myśl: jutro jest PIĄTEK!

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobrze, sprawnie napisane opowiadanie. Porusza tematykę podobną do zaprezentowanej przez Autorkę w poprzednim tekście, ale jak gdyby od przeciwnej strony. Tam główną postacią jawił się bohater-mężczyzna, ukazany jako osoba pełnokrwista na tle pełniącej raczej rolę „pomocniczą” bohaterki. Tutaj dokładnie odwrotnie. To bohaterka wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan, zdominowywując nie tylko swego partnera (przedstwionego w sposób raczej konwencjonalny), ale przy okazji całe opowiadanie. Może kiedyś Autorka pokusi się o zaprezentowanie w jednym tekście dwojga postaci zarysowanych jednakowo wyraziście? Wiem, dwa grzyby do jednego barszczu…, ale piszę z punktu widzenia kosumenta tejże potrawy. 🙂 Mam tylko wątpliwości wobec pewnych, nieco zbyt ekwilibrystycznych pozycji i działań podejmowanych podczas namiętnych igraszek obojga bohaterów.
Pozdrawiam

Na wstępie tego krótkiego komentarza chciałabym napisać, że ja gapa znowu zapomniałam napisać podziękowania za Pana korektę. Co do uwag, to uwag nie mam. Pewnie, że niektóre sceny, mogą być dla wielu nie do przyjęcia. Ale ja nie piszę podręcznika, tylko coś sobie wyobrażam. W mojej wyobraźni łańcuchy były na tyle długie, a łóżko tak wielkie, że Suzi mogła majtać tym gościem na wszystkie strony :). Pozdrawiam.

Ekwilibrystyka to także utrzymanie równowagi. Tu jej brakuje. Słabiuchno.

Słabiuchno to też ocena. A skoro ocena, znaczy że poprzedził ją jakiś proces twórczy. Skoro taki proces wystąpił, to w moim przekonaniu już sukces. Słabiuchny, ale od czegoś trzeba zacząć. Ten trudny wyraz, którego Panowie użyli, to jeśli dobrze kojarzę akrobacje cyrkowe. Julinek niedaleko, może mają jakieś kursy, to się podszkolę. 🙂 Pozdrawiam.

Nasza nowa koleżanka prezentuje kolejne opowiadanie. Jak zauważył Nefer tym razem opisuje postać z drugiej strony bata. Przeczytałem z zainteresowaniem i z ciekawością. Jestem ciekaw kolejnych publikacji. Pozdrawiam

Kolejny tekst wysłany do korektora. Niech się męczy :). Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

Tekst już od samego początku wzbudził we mnie emocje. Autorka pisze o „tonach przyklejających się przez zimę do dupska”. O tak … odpowiednio duże „dupsko” widzę w swych marzeniach jako ukochany instrument, wiolonczelę. Lecz da radę wydobyć z niej piękne dźwięki, tylko muzyk operujący odpowiednio długim … smyczkiem. 😉 (ot takie kudłate skojarzonko).

Jednak zacząłem już z ciekawości czytać, na nieszczęście pominąłem tagi a jeden z elementów opowiadania, delikatnie mówiąc niezbyt mi pasuje. Femdom to zdecydowanie nie trufla dla prawdziwego dzika który sam lubi mieć wszystko pod kontrolą ;).

Opowiadanie czyta się bardzo miło, zwłaszcza grę na początku. Choć przyznaję że wolał bym aby spotkanie w hotelu, poprzedziła chociaż krótka pogoń za oblubienicą. Oczywiście sama ta scena zbliżenia, może lepiej gdyby przypominała trochę gwałt. Na płci pięknej (tak gwoli ścisłości) ;). Oczywiście nie taki znów okrutny i może nie aż nazbyt prawdziwy.

Widać fascynację literaturą międzywojnia. Rzeczywiście trzeba przyznać że polska literatura tego okresu wydała swoje nieocenione perełki, Witkacy napisał „Szewców”, Żeromski – „Dzieje grzechu”, Gombrowicz – „Pornografię”. W żadnym wypadku natomiast nie można określić utworu naszej Drugiej Anny, mianem „cieniutko”. To akurat nieporozumienie i niezasłużona nieuprzejmość.

Pogoń była, a jakże. Ale na tyle późno, że nie dało jej się tutaj pokazać. To by była już dłużyzna, kłócąca się chyba z tematyką portalu. Ta pogoń, miała być wstępem do zamiany ról :). Miała być, bo jeszcze nie zaistniała. Ale kto wie… Na razie błądzę. Piszę nowe, wracam do starych.

Femdom – tego tagu prędko Pan już pod moim opowiadaniem nie zobaczy. To taka wycieczka była. Może się jeszcze kiedyś wybiorę w tamte rejony, ale to raczej krótki spontaniczny wypad, niż zaplanowana podróż.

Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

Napisz komentarz